niedziela, 28 grudnia 2014

Rozdziały VII i VIII

 E: Z kwestii formalnych. Ponieważ zamierzamy z Beige zanalizować na tym blogu całą trylogię "Rywalki" plus kilka innych ciekawych rzeczy, postanowiłyśmy dla ułatwienia sprawy dodać etykiety. Jak widzicie, nie ma ich wiele; w zasadzie zamierzamy tylko oznaczać, którą część obecnie analizujemy, notkę wstępną (aby ci z Was, którzy chcą się skupić tylko na wybranym tomie wiedzieli, skąd zacząć) i różne materiały dodatkowe.



Rozdział 7



Następnego dnia rano ubrałam się w strój przygotowany dla wszystkich kandydatek: czarne spodnie i białą bluzkę. We włosy miałam wpiąć lilię, kwiat będący symbolem naszej prowincji, a ponieważ sama mogłam wybrać buty, zdecydowałam się na podniszczone czerwone płaskie pantofle. Uznałam, że powinnam od razu dać jasno do zrozumienia, iż nie jestem dobrym materiałem na księżniczkę.



Primo: Cass, wyjaśnisz nam wreszcie co kryje się za określeniem „prowincja”? Nie? Tak myślałam.



Jak mała Kiera wyobraża sobie...: 26



Secundo: No i niby co America zamierza osiągnąć poprzez ów dziecinny pokaz nonkonformizmu? Rodzina królewska i tak zobaczy ją już po odpicowaniu, a wszyscy zaangażowani w Eliminacje zdają sobie sprawę, iż jest reprezentantką najniższej kasty w całym konkursie, więc jej pseudoubóstwo naprawdę nie zrobi na nikim wrażenia.



Tertio: Ameriko, słoneczko. Pomyśl. Wysil przez chwilę mózgownicę. Za każdy tydzień spędzony w pałacu twoja och-jakże-uboga-rodzina dostanie czek o równowartości rocznych dochodów. Czy nie uważasz, że dobrze byłoby utrzymać się w grze na tyle długo, by zapewnić bliskim godziwy byt? Jeśli nie chcesz zostać królową, nic prostszego; zakładając, że dotrwasz do finału, wystarczy, byś w końcowej rozgrywce złamała jedną z zasad – i sio do domu! (he, he, he...). Ale nie: lepiej od początku dawać wszystkim do zrozumienia, jak bardzo jest się ponad rozrywkę dla mas, nieprawdaż?



Mieliśmy niedługo wyruszyć na rynek – dla każdej z kandydatek urządzano dzisiaj oficjalne pożegnanie przy wyjeździe z prowincji – a ja nie miałam najmniejszej ochoty na tę uroczystość. Wszyscy ci ludzie mogli się na mnie gapić, a mnie wolno było tylko stać spokojnie.



Spokojnie, jestem pewna, iż Aspen w ostatniej chwili dorwie cię w jakimś odosobnionym miejscu i przypomni ci, że wygrasz, o ile tylko zdołasz pierwsza dorwać łuk na arenie.



Nie, nie jesteśmy w Panem: 11



Dzień zaczął się nieprzyjemnie. Kenna i James przyjechali się ze mną pożegnać, co było miłe z ich strony biorąc pod uwagę, że Kenna, oczekująca dziecka, wiecznie była zmęczona. Przyjechał także Kota, chociaż jego obecność tylko zwiększyła panujące w domu napięcie. Kiedy szliśmy od domu do podstawionego samochodu, to właśnie on najbardziej się ociągał, żeby kilku fotografów i zgromadzeni gapie mogli się mu dobrze przyjrzeć.



Ach, Kota. Ten charakter, obecnie snujący się na pięćdziesiątym tle, nabierze szczególnego znaczenia w „Jedynej”. Pamiętacie może Kyle'a z „Intruza”? Kajusza ze „Zmierzchu”? Cóż, jak się w swoim czasie przekonamy, Kota dzieli z nimi znacznie więcej niż pierwszą literę imienia.



Razem wyszłyśmy na zatłoczony plac – chyba wszyscy mieszkańcy Karoliny przyszli mnie pożegnać albo przynajmniej zobaczyć, co to za zamieszanie. Ze sceny, na której stałam, widziałam tłumy gapiących się na mnie ludzi.



Miejmy nadzieję, że dostaniesz do towarzystwa jakiegoś miłego kawalera.









Nie, nie jesteśmy w Panem: 12



Z tego miejsca dostrzegałam także różnice pomiędzy klasami. Margareta Stines, Trójka, piorunowała mnie spojrzeniem, podobnie jak jej rodzice. Tenile Digger, Siódemka, przesyłała mi pocałunki. Wyższe klasy patrzyły na mnie, jakbym ukradła coś, co do nich należało, podczas gdy te od Czwórek w dół wiwatowały na moją cześć – na cześć zwykłej dziewczyny, do której uśmiechnął się los. Zaczynałam rozumieć, co oznaczam dla tych ludzi, zupełnie jakbym dla nich wszystkich coś reprezentowała.







Szybko, musimy ci wymyślić jakiś pseudonim. Nie macie w Illei żadnych śmiesznych ptaków, więc może wzorem Meyer zmieszamy dane osobowe? Aminger? Singerica? Trzeba też będzie skombinować skądś broszkę przedstawiającą...czy ja wiem...może jednocentówkę?



Nie, nie jesteśmy w Panem: 13



Starałam się skoncentrować na twarzach i trzymać głowę wysoko – byłam zdeterminowana, żeby wszystko poszło jak trzeba. Będę najlepszą z nas, najwyższą spośród niskich. To dawało mi jakiś cel w życiu: America Singer, idolka niższych klas.



No to jeszcze raz!







Nie, nie jesteśmy w Panem: 14





Burmistrz przemawiał kwieciście.

Cała Karolina będzie trzymać kciuki za prześliczną córkę Magdy i Shaloma Singerów, nową lady Americę Singer!

Tłum zaczął bić brawo i wiwatować, niektórzy rzucali kwiaty.





Po raz pierwszy świta mi promyk nadziei. Z pewnością znajdzie się teraz ktoś, kto zechce mnie sponsorować. Nawet niewielka dodatkowa pomoc, odrobina żywności, odpowiednia broń umożliwią mi zaistnienie na igrzyskach.

Ktoś rzuca mi czerwoną różę. Chwytam ją, ostrożnie wącham i ślę pocałunek w kierunku domniemanego ofiarodawcy. Setka rąk wystrzeliwuje w powietrze, aby pochwycić całusa , jakby był to konkretny, namacalny przedmiot.

Igrzyska Śmierci”



Tak, bawi mnie to i nie zamierzam udawać, że jest inaczej.



Nie, nie jesteśmy w Panem: 15



No, ale żarty na bok. Cass, czy mogłabyś mi wyjaśnić, z czego tak cieszą się obywatele prowincji Karolina?



Dla nieznających kanonu: powodem, dla którego Katniss wzbudziła masowe poparcie mieszkańców dystryktu dwunastego, była: a) jej odwaga, kiedy to zgłosiła się do gry polegającej na zabijaniu innych nastolatków na miejsce siostry i b) fakt, iż jej tryumf na Igrzyskach miałby konkretne przełożenie na ich warunki życiowe, bowiem zwycięski dystrykt przez rok był zarzucany darmowym jadłem z Kapitolu.



America zaś...została wylosowana w illeańskim lotto, a jej zwycięstwo nie poprawi niczyjej sytuacji poza jej własną i jej rodziny. Skąd zatem ta histeria? Oczywiście, możemy uznać, że to zwykła radość podobna do tej, gdy w ważnych zawodach sportowych ma wystąpić ktoś z naszego okręgu...co stawia w dość zabawnym świetle głębokie przekonanie Ameriki o byciu mesjaszem tłumów.



No i jeszcze jedno – czy nie wydaje się Wam, iż reakcje poszczególnych kast na wygraną panny Singer powinny być dokładnie odwrotne? Dwójki i Trójki mają się na tyle dobrze finansowo, iż nawet bez dołączenia do rodziny królewskiej stanowią elitę społeczną; to raczej Szóstki i Siódemki powinny planować zamach na tę bezczelną Singerównę, która sprzątnęła im sprzed nosa szansę na lepsze, dostatnie życie.



A teraz uwaga, kochani. Skupcie się. Czas na zwrot akcji z prawdziwego zdarzenia.



Przez chwilę słuchałam tego zgiełku, uśmiechając się i machając, ale szybko wróciłam do przyglądania się zgromadzonym. Tym razem miałam konkretny cel.

Chciałam, jeśli mi się uda… raz jeszcze zobaczyć jego twarz, choć nie miałam pewności, że przyjdzie. Wczoraj oznajmił, że wyglądałam ślicznie, ale był jeszcze bardziej zdystansowany i ostrożny niż w domku na drzewie. Między nami wszystko było skończone, a ja o tym wiedziałam, nie da się jednak kochać kogoś przez dwa lata, a potem zapomnieć o nim w jedną noc.

Kilka razy musiałam przeczesać tłum wzrokiem, ale w końcu go zauważyłam i natychmiast tego pożałowałam. Aspen stał, trzymając przed sobą Brennę Butler, obejmując ją swobodnie w pasie i uśmiechając się.

Może niektórzy potrafią zapomnieć w jedną noc.



Ależ to niecnota z tego Aspena! - zakrzyknie ktoś. Faktycznie, to dosyć nieładnie z jego strony, znajdować sobie nową pannę kilka godzin po rozstaniu; z drugiej jednak strony należy pamiętać, że dobrą powieść charakteryzują niespodziewane zakrętasy fabularne, które pozwalają bohaterowi dojrzeć i spojrzeć na życie z nowej perspektywy. Innymi słowy, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło: z pewnością America weźmie sobie głęboko do serca ową zdradę, ustali na nowo swe priorytety i podejdzie do Eliminacji z zupełnie innym nastawieniem, niż gdyby nadal była dziewczyną Aspena, czyż nie?



Cóż...niezupełnie.



Tak, zerwanie będzie miało wpływ na zachowanie Ami w pałacu, ale ani razu nie usłyszymy z ust panny Singer żadnego obraźliwego epitetu dotyczącego zmienności uczuć Legera. Szczerze mówiąc, gdybyście pominęli dzisiejszy rozdział, przez całą resztę książki nie mielibyście bladego pojęcia, że w ten związek...ekhm...”wmieszała się” (owszem, już po rozstaniu, ale jak dobrze wiemy, America nie zaakceptowała do końca faktu bycia singielką) osoba trzecia; jest to nieco dziwne, jeśli wziąć pod uwagę kolejny fragment:



Brenna była Szóstką, mniej więcej w moim wieku. Wydawała mi się niebrzydka, chociaż zupełnie inna niż ja. Mogłam się domyślać, że to ona dostanie ślub i oszczędności, które odkładał dla mnie. Najwyraźniej Aspen przestał się aż tak przejmować poborem. Brenna uśmiechnęła się do niego i podeszła do swojej rodziny.

Czy od początku mu się podobała? Może to z nią widywał się codziennie, a ja tylko karmiłam go i obsypywałam pocałunkami raz na tydzień? Przyszło mi do głowy… że może te godziny, o których nie wspominał podczas naszych potajemnych rozmów, nie były spędzane wyłącznie w nudnych magazynach.



który wyraźnie implikuje, że Aspen przez cały związek miał kogoś na boku.



Ale nic to; Cass obeszła ten problem, przez następnych – naście rozdziałów „Rywalek” właściwie ograniczając się do melodramatycznych wyznań Ami, iż stara się w ogóle nie myśleć o domu (w domyśle: o swym niedoszłym narzeczonym), gdyż jest to dla niej zbyt bolesne. Dzięki temu zabiegowi przez większość tomu wszelakie myśli o Aspenie są wprawdzie podszyte nutą melancholii, ale brak w nich wyraźnego rozżalenia czy złości.



I wiecie co? To wcale nie jest największy problem związany z tym wątkiem.



Ci z Was, którzy przeczytali „Rywalki”, wiedzą, w czym rzecz; reszcie radzę przygotować sobie jakiś miękki obiekt do podłożenia pod czoło, gdy w końcu dojdziemy do fragmentu ukazującego kulisy...nazwijmy to...zdrady Aspena. Analizowałam Meyer i naprawdę niewiele jest mnie w stanie zaskoczyć, jeśli chodzi o literaturę YA, ale czegoś tak kuriozalnego nie widziało się nawet w starym, dobrym „Zmierzchu”.



America stwierdza, iż trzeba twardym być, nie miętkim, dzielnie powstrzymuje łzy i niczym prawdziwa Stepfordzka żona kontynuuje radosne machanie w stronę tłumu. Burmistrz pyta Ami, czy chciałaby coś powiedzieć do mikrofonu; szczerze liczyłam na jakąś uroczą formułkę w stylu „Chciałabym podziękować mamie i tacie, którzy zawsze mnie wspierali, komisji organizacyjnej Eliminacji oraz wszystkim tu zebranym”, ale niestety dziewczynę z nerwów zżera stres, więc burmistrz przejmuje sprzęt i zaczyna opisywać liczne walory panny Singer. Nie żartuję.



Burmistrz zaczął opowiadać zgromadzonym o moich zaletach, zręcznie wtrącając, że jestem niezwykle inteligentna i atrakcyjna jak na Piątkę. Nie był szczególnie złym człowiekiem, ale czasem nawet życzliwi członkowie wyższych klas odnosili się do nas protekcjonalnie.



Długo zastawiałam się, czy to kolejna subtelna inspiracja „Igrzyskami”, ale burmistrz dwunastki kupował od Katniss nielegalnie zebrane owoce, więc tym razem chyba pudło. Aha, Cass – jeśli już koniecznie musisz czynić z tych wyżej postawionych kompletnych idiotów, to postaraj się robić to w nieco bardziej przemyślany sposób. Jakim cudem należenie do konkretnej kasty ma wpływ na urodę (pomijam tu przeżarte dragami Ósemki)? Bo jeśli to miała być kolejna sugestia, iż wszystkie klasy od Czwórki w dół wyglądają jak chodzące szkielety, to mam dla ciebie tylko jedno słowo: popcorn.



Raz jeszcze zauważyłam Aspena w otaczającym mnie tłumie. Na jego twarzy malował się ból, wyglądał zupełnie inaczej niż kilka minut temu w towarzystwie Brenny. Czy znowu grał? Odwróciłam wzrok.



Cass, błagam, zostaw ten wątek w spokoju. Nawet bez twoich jakże subtelnych mrugnięć do widza jest wystarczająco żenujący.



Nieoczekiwanie przyszedł czas na prawdziwe pożegnanie. Mitsy, moja asystentka, poinstruowała, że mam się pożegnać z rodziną szybko i po cichu, a potem ona odprowadzi mnie do samochodu i udam się na lotnisko.



O, patrzcie, nie-nie Effie! Ale nie będzie punktu, prawdziwa kopia panny Trinket jeszcze przed nami.



Kota przytulił mnie i powiedział, że jest ze mnie dumny, a potem bez cienia zażenowania polecił mi wspomnieć księciu Maxonowi o jego dorobku artystycznym. Uwolniłam się z jego ramion z całym wdziękiem, na jaki potrafiłam się zdobyć.



Spokojnie, Kota, nie wyrywaj się przed szereg. Na ciebie też przyjdzie czas w naszych analizach, daję ci moje słowo.



Kenna płakała.

I tak się prawie nie widujemy. Co ja zrobię, kiedy wyjedziesz? – chlipnęła.

Nie martw się, niedługo wrócę do domu.

Tak, jasne… Jesteś najpiękniejszą dziewczyną w Illéi, na pewno będzie zachwycony!

Dlaczego wszyscy uważali, że chodzi tylko o urodę? Może rzeczywiście tak było, może książę Maxon nie potrzebował żony, z którą będzie mógł porozmawiać, tylko kogoś, kto by ładnie wyglądał. Wzdrygnęłam się, wyobrażając sobie taką przyszłość. Na szczęście do pałacu jechało też mnóstwo dziewczyn znacznie bardziej atrakcyjnych ode mnie.



Akurat sztuka prowadzenia intelektualnie stymulujących dyskusji nie jest – jak przekonamy się wielokrotnie na tym blogu – twoim największym atutem, więc może to i lepiej. A jeśli chodzi o to, czego właściwie szuka Maxon...cóż, po zakończeniu analiz każdy z Was będzie sam musiał wysnuć wnioski na ten temat.



Ami żegna się następnie z Geradem i May:



Ami, będziesz księżniczką! Jestem tego pewna!

Daj spokój! Wolałabym być Ósemką i zostać razem z wami. Być po prostu sobą i ciężko pracować.



Nie, nie wolałabyś. Jest w tej serii postać, która ceni szczerość wobec siebie i swoich bliskich bardziej niż pozycję społeczną, ale to zdecydowanie nie jesteś ty.



Następnie przychodzi czas na ojca, który zapewnia córkę, iż uważa ją za księżniczkę niezależnie od wyniku.



Jeśli wrócę wykorzystana i niepotrzebna, on i tak będzie ze mnie dumny.



No...nie do końca. Owszem, nadal będziesz dla niego najważniejsza na świecie, ale „duma”? Niby z jakiej racji? Nie jedziesz ani na olimpiadę, ani na wolontariat do Afryki; bycie wylosowanym do rządowego odpowiednika „The Bachelor” to jak dla mnie średnie osiągnięcie.



Taki ogrom miłości był niemal nie do zniesienia. W pałacu miały mnie otaczać zastępy gwardzistów, ale nie umiałam sobie wyobrazić bezpieczniejszego miejsca niż ramiona ojca.



Nie mogę się nie zgodzić. Powiem więcej: jak się niedługo przekonamy, nawet ramiona siedmioletniego Gerada mogłyby być większym gwarantem bezpieczeństwa niż pałacowa gwardia.



Odsunęłam się od niego i odwróciłam, żeby przytulić mamę.

Rób, co ci każą, spróbuj się nie dąsać i bądź szczęśliwa. Zachowuj się. Uśmiechaj. Pisz do domu.



A teraz zagadka: ile z powyższych wskazówek zostanie zlekceważonych przez naszą heroinę?



America nie jest zbyt zadowolona z tych poleceń, wolałaby bowiem usłyszeć, iż mamusia podobnie jak tatuś kocha ją bezwarunkowo, ale uczciwie przyznaje, iż matka mówi to wszystko z troski o jej przyszły los. Nie-nie Effie pogania Ami, albowiem Kapitol Angeles nie może dłużej czekać...aż tu nagle:



America!

Rozejrzałam się i zobaczyłam Aspena machającego rękami. Przedzierał się przez tłum, a ludzie protestowali, kiedy odpychał ich z drogi.

Nasze oczy się spotkały.

Zatrzymał się i po prostu na mnie patrzył. Nie umiałam odczytać niczego z jego twarzy. Czy malował się na niej smutek? Żal? Wszystko jedno, i tak już było za późno. Potrząsnęłam głową. Miałam dość jego podchodów.



Jaka szkoda, iż nie zdołasz wytrwać w tym postanowieniu dłużej niż kilka rozdziałów; oszczędziłabyś nam biedniejszego krewnego „Zaćmienia”, znanego także jako „Elita”. Biorąc pod uwagę, iż „Zaćmienie” jest tą specjalną częścią „Zmierzchu” nie posiadającą żadnej fabuły poza sercowymi rozterkami Belli...sami wywnioskujcie, co nas czeka.



Proszę tędy, lady Americo! – zawołała Mitsy, stojąca u stóp schodów. Potrzebowałam chwili, żeby uświadomić sobie, że tak się teraz będą do mnie zwracać.

Pa, kochanie! – zawołała mama.

Pozwoliłam, żeby mnie poprowadzono do samochodu.







Rozdział 8



America dociera na lotnisko i próbuje powstrzymać atak paniki; jak się okazuje, biedaczka ma pietra przed pierwszym w życiu lotem. Dowiadujemy się, że w podróży będą jej towarzyszyć trzy inne uczestniczki. Ami zna już ich imiona, albowiem przestudiowała dane wszystkich kandydatek w poszukiwaniu potencjalnej bratniej duszy. Dostajemy tez wyjaśnienie, dlaczego dziewczyna nigdy nie miała prawdziwych przyjaciół: nie chodziła do szkoły i całe jej towarzystwo stanowiło rodzeństwo. Trochę to dziwne – czy nie mogła znaleźć sobie znajomych w sąsiedztwie? - ale prawdziwa perła kryje się dalej:



Aspen i ja nigdy nie byliśmy przyjaciółmi. Odkąd zauważyłam jego istnienie, byłam w nim zakochana.


To trochę smutne, kiedy sama autorka ustami protagonistki przyznaje, iż nasze gołąbeczki nie łączy absolutnie nic poza chucią. Każdemu jego porno, ale...wyobrażacie sobie zakładać rodzinę z kimś, o kim wprost myślicie, że nie jest wam szczególnie bliski pod względem emocjonalnym, z kim nie macie ochoty dzielić swoich smutków i radości lub nawet nie macie w zwyczaju żartować i przeżywać wspólnych przygód (bo w końcu od tego są przyjaciele)? Umówmy się: zdaniem różnych mądrych głów tak zwane motylki w brzuchu wypalają się już po kilku latach wspólnego pożycia. Usuńcie ze związku Ami i Aspena element pożądania i zostajemy z...no właśnie, czym?



Może to i dobrze, że Leger dał nogę, bo to małżeństwo byłoby najprawdopodobniej jednym z bardziej nieszczęśliwych w całej Illei.



Jak ja się właściwie tu znalazłam? Miesiąc temu byłam całkowicie pewna tego… jak się potoczy moje życie, a teraz zniknęło absolutnie wszystko, co zdążyłam poznać. Czekał na mnie nowy dom… nowa klasa, nowe życie – wszystko przez jedną głupią kartkę papieru i zdjęcie. Miałam ochotę siedzieć i opłakiwać wszystko to… co straciłam.



Nic nie straciłaś, ty irytująca miągwo. Wiem, że trujemy o tym z Beige od pierwszego rozdziału, ale udział w Eliminacjach naprawdę niesie ze sobą same zalety:



a) podczas mieszkania w pałacu Ami będzie mogła napchać się do syta wyszukanymi potrawami i słodyczami

b) za każdy tydzień spędzony poza domem Singerowie dostają czek idący w tysiące

c) w perspektywie jest korona i możliwość rządzenia krajem (o tym, iż funkcja królowej to nieco więcej niż pełnienie roli oficjalnego lachona Maxona wypowiemy się jeszcze nie raz na przestrzeni tych analiz)

d) jeśli nie chce się zostać królową, wystarczy w odpowiednim momencie złamać regulamin

e) jak się w przyszłości przekonamy, każda z odrzuconych dziewcząt znajduje doskonałą partię wśród Dwójek lub w ostateczności Trójek

f) po odpadnięciu z konkursu kandydatka wraca do dawnego życia; jedyną różnicą jest wyższa pozycja na drabinie społecznej.



Jedynym, co naprawdę zmienia się w życiu Amisi jest fakt, iż będzie sobie musiała znaleźć nową robotę – i nawet to nie jest szczególnym wyzwaniem, jak podkreśla bowiem sama zainteresowana, może kontynuować swą przygodę z muzyką poprzez dawanie lekcji innym. Śmiem twierdzić, że siódemka urabiająca sobie ręce po łokcie w polu miałaby większe problemy ze znalezieniem zatrudnienia w świecie dentystów i filozofów.



Wniosek? Przestań wreszcie kwękać, do diaska. To, co sprawdziło się w przypadku Katniss drżącej o swoje życie przed Igrzyskami wypada dosyć żałośnie w przypadku dziewoi, dla której przegrana w zawodach oznaczać będzie wyjście za mąż za obrzydliwie bogatego sportowca lub modela.



Zastanawiałam się, czy którakolwiek z pozostałych dziewcząt jest dzisiaj smutna – podejrzewałam, że wszystkie poza mną nie posiadały się ze szczęścia.


* zmęczona * Pojęcia nie mam, dlaczego.



Nastawiłam się psychicznie na to… co mnie czeka, i zebrałam całą swoją odwagę. Poradzę sobie z tym, co mnie spotka, a jeśli chodzi o to… co zostawiałam, zdecydowałam, że to właśnie muszę zrobić: zostawić za sobą Aspena. Pałac stanie się dla mnie schronieniem, nie będę o nim myśleć ani nie wypowiem jego imienia. Nie wolno mu było tam ze mną jechać – taką zasadę sama ustanowiłam na czas tej krótkiej przygody.

Nigdy więcej.

Żegnaj, Aspenie.



Wiesz co, Cass? To okrutne, w ten sposób dawać czytelnikom nadzieję.



Po pół godzinie do Ami dołączają dwie kolejne kandydatki: Marlee Tames z Kentu będąca Czwórką oraz Ashley Brouillette z Allens, Trójka. Okazuje się, iż Marlee jest niezwykle pogodną i otwartą osobą i miast zwyczajowo podać Americe rękę na przywitanie rzuca się jej na szyję. Panna Singer komentuje, że jest to bardzo miłe, choć zaskakujące, spodziewała się bowiem otwartej wrogości.



Spodziewałam się sztucznie wylewnego powitania ze strony dziewcząt, które zamierzały walczyć ze mną na śmierć i życie o kogoś, na kim mnie nie zależało. Zamiast tego zostałam uściskana.



Och, Americo, musisz się jeszcze wiele nauczyć o sztuce manipulacji. Spojler: tak, Marlee rzeczywiście jest ciepłą i żywiołową osobą (jak wspominałam, Cass nie jest zbyt subtelna; jeśli ktoś tu ma pełnić rolę czarnego charakteru, domyślicie się tego faktu już po pierwszych kilku zdaniach), ale to właśnie dobre aktorstwo jest kluczem do sukcesu w rozmaitych reality shows. Uśpienie twojej czujności byłoby pierwszym punktem na liście ambitnej uczestniczki wyścigu po koronę.



Marlee komplementuje rude włosy Amisi, po czym dziewczyny wdają się w plotki na temat przystojnych aktorów.



* wzdycha * Nie, nie mam nic przeciwko takiemu tematowi rozmowy. Problem w tym, iż jak się niedługo przekonacie, kobiety w tej serii zdają się nie mieć ŻADNYCH zainteresowań poza mężczyznami. W jednym z następnych tomów czeka nas bardzo, ale to bardzo żenująca scena która każe mi wierzyć, iż Cass tkwi mentalnie gdzieś na etapie gimnazjum – z całym szacunkiem dla naszych gimnazjalnych czytelników, o ile tacy istnieją.



Dziewczyny wesoło pytlują, Ami cieszy się, bowiem widzi w wesołej Marlee kandydatkę na przyjaciółkę, a na lotnisko dociera ostatnia z uczestniczek Eliminacji odlatująca tym samym samolotem:



W naszą stronę szła brunetka w ciemnych okularach. We włosach miała stokrotkę, ufarbowaną na czerwono, żeby pasowała do jej szminki. Idąc, kołysała biodrami, a każde stuknięcie ośmiocentymetrowych obcasów podkreślało promieniującą od niej pewność siebie. W odróżnieniu od Marlee i Ashley nie uśmiechała się, ale nie dlatego, że była nieszczęśliwa. Przeciwnie – była skoncentrowana na tym, by onieśmielić nas swoim wejściem. To podziałało w przypadku nieskazitelnie wychowanej Ashley, która jęknęła cichutko „No nie!”, kiedy nowa dziewczyna podeszła bliżej.

Rozpoznałam w niej Celeste Newsome z Clermont, Dwójkę, i nie przejmowałam się nią. Zakładała, że walczymy o to samo, ale trudno byłoby mnie zniechęcić do czegoś, czego w ogóle nie chciałam.



Taaak.



W 2002 roku Rosalind Wiseman wydała 'Queen Bees and Wannabes' – poradnik traktujący o „księżniczkach” i popularnych klikach tworzących się w szkolnych murach i o szkodliwym wpływie, jakie tego rodzaju zjawiska mogą mieć na dorastające dziewczęta; na jego podstawie nakręcono „Wredne dziewczyny” - komedię z Lindsay Lohan w roli głównej. Być może widzieliście ten film i kojarzycie z niego zjawisko „plastików” - najpopularniejszych dziewcząt w szkole (sportretowanych tam przez Rachel McAdams, Lacey Chabert i Amandę Seyfried), których cechą charakterystyczną jest porażająca pustota, przesadna pewność siebie oraz pogarda w stosunku do tych, którzy nie są wystarczająco „fajni” by dołączyć do szkolnej elity.



Te dziewczyny były narysowane BARDZO grubą kreską, co nie powinno dziwić, biorąc pod uwagę prześmiewczy charakter filmu. Jego twórcy uczynili z Reginy, Gretchen i Karen istoty tak próżne i nieprzyjemne, że aż komiczne.



Cóż, Cass najwyraźniej obejrzała ten film. I podobnie jak w przypadku „Igrzysk”, nie załapała ironii.



Ujmę to jeszcze inaczej. Pamiętacie może złotą erę onetowych blogasków? Wszystkie te uroczo naiwne opowiadania o Lily Evans, dziewczynie wokalisty Tokio Hotel (która z niewiadomych względów zazwyczaj dzieliła imię ze swoją twórczynią) czy innej córce Voldemorta? A pamiętacie może również, co wszystkie te opowiastki miały ze sobą wspólnego?



Podpowiem wam: złą, różową Barbie, chodzący stereotyp, której jedynym celem istnienia było utrudnianie życia głównej bohaterce i ostrzenie sobie kłów na jej tru loffa.



Jak myślicie: do czego prowadzi ten przydługi wstęp?



Tak, tak; właśnie streściłam Wam postać Celeste.



Nie żartuję. Ta seria ma wiele jednowymiarowych, debilnych, stereotypowych bohaterów będących nieudanymi klonami osobników pojawiających się w trylogii Collins, ale Celeste to absolutna perła w oceanie niedorzeczności. Ta postać istnieje tylko po to, by America mogła lśnić na jej tle niczym diament. Ona nie jest człowiekiem, jest zbiorem sztamp rodem z komedii romantycznych klasy Z; jedyne, czego jej brakuje dla dopełnienia obrazu, to klika wielbicielek i różowe pompony cheerleaderki. Spójrzcie zresztą jeszcze raz na jej opis. A to dopiero początek...



Czas zatem przedstawić nową kategorię. Za każdym razem, kiedy Celeste pojawi się na kartach książki tylko po to, by stać się urzeczywistnieniem wszelakich klisz dotyczącej „tej złej”, nagrodzimy ją takim oto tytułem:



Queen (Bee) Wannabe.



No, a skoro już zaczęliśmy, to za akapit powyżej:



Queen (Bee) Wannabe: 1



Kiedy w końcu do nas podeszła, Marlee przywitała się z nią zduszonym głosem, starając się mimo onieśmielenia zachowywać życzliwie. Celeste zmierzyła ją tylko spojrzeniem i westchnęła.



Queen (Bee) Wannabe: 2



Kiedy wylatujemy? – zapytała.

Nie wiemy – odparłam, tłumiąc lęk. – Czekaliśmy na ciebie.

Nie spodobało jej się to i zmierzyła mnie spojrzeniem od stóp do głów. Wyraźnie nie była zachwycona.

Wybaczcie, mnóstwo osób chciało się ze mną pożegnać. Nic na to nie poradzę! – Uśmiechnęła się promiennie, jakby uwielbienie dla niej było czymś oczywistym.



Queen (Bee) Wannabe: 3



Jak na komendę w drzwiach po lewej stronie pojawił się mężczyzna.

Słyszałem, że przybyły już wszystkie cztery kandydatki?

Nie możemy doczekać się startu – odparła Celeste słodko, a ja zobaczyłam, że mężczyzna wyraźnie się rozpromienił. Czyli to na tym polegała jej gra.



Queen (Bee) Wannabe: 4



Lepiej się przyzwyczajcie; zaręczam, że będzie już tylko gorzej.



Dziewczęta wsiadają na pokład; Ashley od razu zaczyna pisać list do rodziny.



May na pewno byłaby zachwycona, gdybym mogła opowiedzieć jej o wszystkim, co się do tej pory wydarzyło, nawet jeśli nie spotkałam jeszcze księcia.



No...to jej napisz. Jesteś teraz państwowym skarbem, stewardessa z pewnością wynajdzie dla ciebie kawałek papieru.



Marlee zachwyca się elegancją Ashley i wyraża obawy iż wspaniałe maniery dziewczyny uczynią z niej poważną konkurentkę, ale America pociesza koleżankę, iż najważniejsze to być sobą.



Kto wie, może Maxon będzie wolał kogoś mniej sztywnego niż ona.



To nieco zabawna uwaga, biorąc pod uwagę, iż jeszcze niedawno Amisia szczerze współczuła pannie, która będzie skazana na wspólne życie z księciem-snobem.



Marlee, która w przeciwieństwie do Ameriki jest życzliwie nastawioną do świata bohaterką stwierdza, że tak czy inaczej nie jest w stanie nie lubić Ashley, która 'jest strasznie sympatyczna i taka śliczna' – to drugie to nieco dziwne kryterium przyjaźni, ale co tam – ale przeraża ją agresywne zachowanie Celeste, która już traktuje pozostałe dziewczyny jak wrogów, mimo że nie doleciały nawet do pałacu.



Nie musisz [się denerwować] – zapewniłam ją. – Takie dziewczyny same się wyeliminują z rywalizacji.



Belka i źdźbło trawy, skarbie. Alternatywnie kocioł i garnek.



Wiesz, czasem chciałabym, żeby te Dwójki dowiedziały się, jak to jest, kiedy ktoś cię traktuje tak, jak one traktują nas.

Pokiwałam głową. Nigdy nie wyobrażałam sobie, jak to jest być Czwórką, ale prawdopodobnie niewiele się różniłyśmy. Jeśli nie było się Dwójką lub Trójką, życie tak czy inaczej było ciężkie.



Tak, Cass, wiemy; America może jeść popcorn tylko podczas seansów filmowych, a jeśli chodzi o cytryny, sytuacja staje się napięta. Samo wspomnienie o kurczaku z purée sprawia, iż wszystkim nam po policzkach ciekną kryształowe łzy współczucia.



Jak mała Kiera wyobraża sobie...: 27



Dzięki, że ze mną rozmawiasz – odezwała się Marlee.

Bałam się, że wszystkie dziewczyny będą zajęte tylko sobą, ale ty i Ashley jesteście naprawdę miłe. Może nie będzie tak źle. – W jej głosie zabrzmiała nadzieja.



Lubię Marlee, a w przyszłości polubię ją jeszcze bardziej. W pewnym momencie wykaże się wprawdzie porażającą bezmyślnością, ale w mojej prywatnej hierarchii stoi mniej więcej tysiąc oczek nad Americą; w „Elicie” przekonacie się, dlaczego.



Samolot ląduje, dziewczyny wychodzą na lotnisko...i jak nie otoczy ich chmara fanów!



Terminal był pełen ludzi skaczących z radości i wiwatujących. Czekało na nas przejście wyłożone złotym dywanem i odgrodzone barierkami z dopasowanymi kolorystycznie grubymi sznurami. Wzdłuż przejścia w regularnych odstępach stali strażnicy, rozglądający się czujnie i gotowi do działania na pierwsze oznaki niebezpieczeństwa. Czy naprawdę nie mieli ważniejszych rzeczy do roboty?



Nie, ty zarozumialcu, najwyraźniej NIE mają .Krajem targają antymonarchistyczne zamieszki, a wy będziecie walczyć o koronę; spróbuj wysilić szare komórki i odgadnąć, dlaczego wszelakie służby chronią was jak oka w głowie.



W ciągu kilku sekund odwróciłam się chyba kilkanaście razy, słysząc, jak ludzie z tłumu wołają mnie po imieniu. Niektórzy z nich trzymali nawet transparenty z moim imieniem. Byłam zdumiona – już istnieli tacy ludzie… niepochodzący z mojej klasy ani z mojej prowincji, którzy chcieli, żeby mi się udało.



Szczerze mówiąc, dziwię się razem z tobą. Jak już wspominałam wyżej, publiczne uwielbienie w Karolinie można by ostatecznie zrzucić na karb lokalnego patriotyzmu; dlaczego ludzie w Angeles ni z tego ni z owego postanowili trzymać kciuki za dziewczynę, która póki co jest im absolutnie obca i jeszcze ani razu nie miała szansy zaprezentować swoich ewentualnych mocnych stron?



Na chwilę opuściłam głowę i zobaczyłam małą dziewczynkę przyciśniętą do odgradzającej przejście liny. Trzymała planszę z napisem: „Rudzielce są najlepsze!”, malutką koroną w rogu i mnóstwem gwiazdek. Wiedziałam, że jestem jedyną rudą dziewczyną w Eliminacjach, zauważyłam też, że jej włosy mają niemal taki sam odcień, jak moje.



O, widzisz, Cass – TO jestem w stanie kupić. Ruda kilkulatka kibicująca innej rudej – ok. Publiczna histeria z rzyci – nie ok.



Dziewczynka chciała dostać autograf, ktoś obok zamierzał zrobić mi zdjęcie… a ktoś jeszcze inny uścisnąć moją rękę. Dlatego ostatecznie przeszłam powoli wzdłuż barierki, raz czy dwa zatrzymując się, żeby zamienić kilka zdań także z ludźmi po drugiej stronie.

Wyszłam z terminalu jako ostatnia, zmuszając pozostałe dziewczęta, żeby czekały na mnie chyba ze dwadzieścia minut.



No i się zaczęło.



Swojego czasu obiecałam w komentarzach, iż America dostanie swoją własną kategorię. A oto i ona:



Dobre Mzimu.



Jak zapewne wiecie, jest to określenie, jakiego murzyn i były niewolnik Kali używał wobec Nel w „W pustyni i w puszczy”, aby podkreślić swoje uwielbienie wobec białej panienki. Tak, celowo użyłam określeń „niewolnik”, „murzyn” i „biała”. Cass postanowiła bowiem uczynić z Ami pseudohybrydę księżnej Diany i Sary Crewe z „Małej księżniczki” F.H.Burnett. Jak jej wyszło? Cóż... spójrzcie na nazwę najnowszej kategorii. W teorii mieliśmy zapewne otrzymać bohaterkę traktującą z sercem tych, którzy mają w życiu gorzej od niej; w praktyce przez resztę serii będziemy zmagać się z głębokim wewnętrznym przekonaniem naszej heroiny, iż przebywanie w jej obecności to zaszczyt dla wszystkich tych pariasów znajdujących się w jej najbliższym otoczeniu.



Dobre Mzimu: 1



Szczerze mówiąc, chętnie zostałabym tam jeszcze dłużej… ale za chwilę miał wylądować następny samolot z kandydatkami i zajmowanie przeznaczonego dla nich czasu wydawało mi się niegrzeczne.



Ach, ta przeklęta biurokracja! Gdyby nie ona, Dobra Pani America obdarowałaby biedaków możliwością spędzenia kilku dodatkowych minut ze swą boską osobą.



Dobre Mzimu: 2



A poczekajcie tylko, aż dotrzemy do pokojówek Amisi...



Ami wsiada do samochodu, który ma ją zawieźć razem z pozostałymi kandydatkami do pałacu i stwierdza, iż suma summarum poradziła sobie całkiem dobrze.



Pomyślałam o kamerach w terminalu i wyobraziłam sobie, jak moja rodzina ogląda w telewizji moje wejście. Miałam nadzieję, że są ze mnie dumni.





I tym optymistycznym akcentem kończymy dzisiejszą analizę. A za tydzień: America bierze udział w transformacji rodem z Tap Madl, do obsady dołącza expy Effie Trinket oraz lud wielbiący Bwana Kubwa pokojówki Ami, a także – fanfary! - książę Maxon we własnej osobie.





Statystyka:



Dobre Mzimu: 2

Jak mała Kiera wyobraża sobie...: 27

Karny jeżyk potrzebny od zaraz: 1

Nie, nie jesteśmy w Panem: 15

Queen (Bee) Wannabe: 4





Maryboo


niedziela, 21 grudnia 2014

Rozdziały V i VI



Rozdział 5

Rozdział rozpoczyna się tydzień po zakończeniu ostatniego chapterka. Amisia znów spotyka się z Ośrodkiem Wypoczynkowym w domku na drzewie.


– Nie miałam kiedy opowiedzieć ci o zgłoszeniu – powiedziałam, podekscytowana.
– Jak poszło? Mama mówiła, że były tłumy.
– Zupełne wariactwo, powinieneś widzieć, co te dziewczyny miały na sobie!



Nie znoszę takiej postawy bohaterek. Tylko jej sposób ubierania pt. "niewymuszona naturalność, ale z odpowiednią dozą elegancji" jest tym jedynym słusznym. Wszystkie inne laski to albo wymalowane, puste lalunie, albo brudasy ze slumsów. Właściwie tylko jej sposób robienia czegokolwiek jest tym właściwym. UGH.


- I wiesz już chyba, że to wcale nie jest losowanie, tak jak zapowiadali. To znaczy, że od początku miałam rację, w Karolinie jest mnóstwo dziewcząt bardziej interesujących ode mnie, więc mój udział w Eliminacjach nie ma sensu.



Więc nie było się o co ciskać. No i?



Ośrodek i tak się cieszy, że Ami poszła się zgłosić. Dziewczyna tłumaczy, że to nie był jedyny powód.

– Najlepsze jest to, że moja matka nie miała pojęcia o tym, co ci obiecałam, więc przekupiła mnie, żebym się zgodziła zgłosić. – Nie potrafiłam ukryć uśmiechu. W tym tygodniu różne rodziny zaczęły już urządzać przyjęcia na cześć swoich córek w przekonaniu, że to właśnie one zostaną wybrane do Eliminacji. Miałam okazję śpiewać na co najmniej siedmiu imprezach, występując na dwóch każdego wieczoru, żeby zarobić więcej. Mama dotrzymała słowa, a ja czułam się wolna, mając własne pieniądze.



Maryboo powiedziała już chyba wszystko o tym, co jest nie tak z dodatkowym kieszonkowym biednej jak mysz kościelna Ameriki. Podpisuję się obiema rączkami. A cóż nasza inteligentna Ami zrobiła ze świeżo zarobionym groszem?


- Popatrz, urządziłam dla nas przyjęcie!



Czy nie miałaś tej kasy przypadkiem odkładać na później? Na to całe weselisko, które masz zamiar urządzić? Jest obiad, słodycze i w ogóle wypas. Ośrodkowi się to nie podoba.




– Coś się stało, Aspen?
– To nie w porządku. – Potrząsnął głową i odwrócił spojrzenie.
– Nie rozumiem…
– Mer, to ja powinienem utrzymywać ciebie. Ta sytuacja jest dla mnie upokarzająca.



Walnęłabym feministyczną mówkę o skostniałych tradycjach i bezsensownym podziale ról żeńskich i męskich, ale chyba sobie daruję, bo skoro Cass postanowiła cofnąć Illeę w rozwoju do bór wie jak zamierzchłych czasów, to i podejście do roli kobiety i mężczyzny też mają przedpotopowe. Średnio mi się to podoba, no ale bądźmy konsekwentni.



– Ale przecież zawsze przynosiłam ci jedzenie.
– To, co zostało z obiadu. Myślisz, że nie wiedziałem? Nie przeszkadzało mi, że zjadam coś, czego nie chciałaś. Ale to, że ty… To ja powinienem…
– Aspen, przecież ciągle mi coś dajesz. Wspierasz mnie. Mam wszystkie jednocen…
– Jednocentówki? Uważasz, że teraz właśnie powinnaś o nich przypominać? Czy ty naprawdę nie rozumiesz, jak bardzo tego nienawidzę? Uwielbiam słuchać twojego śpiewu, ale nie mogę ci za niego płacić, tak jak inni.



Ale po kiego grzyba chcesz jej płacić? Przecież wiadomo, że Amisia nie robi tego dla twoich pieniędzy, których zresztą i tak nie chce wydać. Jakby śpiewała pod prysznicem, a ty byś stał pod drzwiami, też byś jej dawał te jednocentówki? Ami też dziwi się bezsensownemu wybuchowi Aspena, wszak zawsze traktowała śpiewanie mu jako prezent.

– Nie potrzebuję jałmużny. Jestem mężczyzną, powinienem utrzymywać rodzinę.



Ja macho, łubudubudu (to był odgłos bicia się w pierś), chcę utrzymywać wszystkich i się zajeb… zapracować na śmierć! Albowiem mam jądra i penisa. Rzekłem! Wiem, że Cass szuka prostego pretekstu do dramatycznej kłótni, ale naprawdę musi forsować takie archaiczne stereotypy? Moja matka zawsze zarabiała więcej od ojca i nic mu jakoś nie ubyło. A nie jest typem bezwolnego pantoflarza. Ale rozumiem, nasze gołąbeczki muszą się o coś pokłócić, żeby było napięcie (taak, a będzie go tyle, co kot napłakał), więc najlepiej niech kłócą się o kasę. Prosto, łatwo i szybko się pisze. Wystarczy wykorzystać sławetne męskie ego. Co za lenistwo.


– Nie potrafię przestać o tym myśleć. – Popatrzył na mnie. – Tak zostałem wychowany. Od małego słyszałem, że Szóstki są urodzone, by służyć i nie powinny się rzucać w oczy. Przez całe życie uczono mnie, że mam być niewidzialny. – Ścisnął mocno moją rękę. – Jeśli będziemy razem, ty także staniesz się niewidzialna, a ja tego nie chcę.


Argumenty Ośrodka stają się coraz bardziej z dupy. Będzie niewidziana, no i? Przecież chce tego. Nie żeby jej życie było jakieś niesamowicie pełne blichtru, więc spadek o jedno oczko nie jest nie do przyjęcia. Nie pośpiewa przed publicznością (co jest głupotą, nagle musisz się przekwalifikować z powodu małżeństwa), ale twierdzi, że jest gotowa do poświęceń – średnio w to wierzę, skoro Amisia nie ma zielonego pojęcia o życiu - ale nawet jej truloff tak bardzo jej nie ufa? Przejrzał ją podświadomie?



Ami jest gotowa przysięgać już w tej chwili. Ośrodek natomiast… No cóż, Ośrodkowi się całkiem odmieniło w przeciągu tego tygodnia. A wszystkiemu winny oczywiście wszechobecny w opkach angst.



– Aspen, rozmawialiśmy już przecież o tym. Wiem, że wszystko będzie inaczej i jestem na to przygotowana. Nie wiem, jak mogłabym to wyrazić jaśniej. – Położyłam dłoń na jego sercu. – Kiedy będziesz gotów, żeby zadać mi to pytanie, ja będę gotowa, żeby odpowiedzieć „tak”.
To było przerażające – do tego stopnia się odsłonić, całkowicie jasno powiedzieć, jak głębokie jest moje uczucie. Wiedział przecież, co mam na myśli. Ale jeśli dzięki temu mogłam sprawić, że on zbierze się na odwagę, potrafiłam to jakoś wytrzymać. Popatrzył mi w oczy, a jeśli szukał w nich choć cienia zwątpienia, marnował tylko czas. To była jedyna rzecz, jakiej byłam całkowicie pewna w swoim życiu.
– Nie.
– Co takiego?
– Nie. – To słowo zabrzmiało jak policzek.



Zakochany do nieprzytomności Ośrodek nie chce nagle słyszeć o żeniaczce z Amisią. Dlaczego? Jak już wspomniałam gdyż ponieważ angst. Aspen stwierdza po prostu, że nie i koniec, odwraca się i wychodzi. I już, serio.


– Kocham cię i właśnie o to chodzi. Nie mogę cię ściągnąć do mojego poziomu. Nie potrafię znieść myśli, że będziesz głodna, zmarznięta lub pełna lęku. Nie mogę zrobić z ciebie Szóstki.
Poczułam, że łzy napływają mi do oczu. Chyba nie mówił tego poważnie… Ale zanim zdążyłam poprosić, żeby cofnął te słowa, Aspen zaczął się już wyczołgiwać z domku na drzewie.
– Dokąd… dokąd idziesz?
– Wracam do domu. Przepraszam, że ci to zrobiłem. Wszystko skończone.
– Nie rozumiem!
– Skończone. Nie będę cię więcej odwiedzać. Nie w takich okolicznościach.
Zaczęłam płakać.
– Aspen, proszę, zastanówmy się jeszcze. Jesteś wytrącony z równowagi.
– Bardziej, niż przypuszczasz, ale nie przez ciebie. Po prostu nie mogę tego zrobić, Mer. Nie mogę.
– Proszę…
Przyciągnął mnie do siebie i pocałował – naprawdę mocno – po raz ostatni, a potem zniknął w ciemnościach nocy.



Bo wcześniej na to nie wpadł, że to się wszystko może rypnąć. Ale przynajmniej ma chłopak wyczucie chwili, rzucić laskę akurat przed Eliminacjami i dać jej szansę na wyjście za księcia. No chyba że od dawna chciał pozbyć się tępej Ami i dlatego ją tak ostro namawiał na złożenie formularza, żeby mieć pretekst do kopnięcia jej w rzyć. Och, oczywiście, że wiem, że chodzi i MIŁOŚĆ i poświęcenie, ale mój cynizm podpowiada mi inne scenariusze.



Przez następne dni Ami snuje się po domu na granicy płaczu. Rodzina zwala to na karb nerwów związanych z Eliminacjami, nikt wszak nawet nie domyśla się, że Ami miała truloffa na boku. Dziewczyna ma mimo wszystko nadzieję, że może któraś z sióstr Ośrodka zostanie wybrana do konkursu, przez co sytuacja Legerów na tyle się polepszy, że Aspen wróci z podkulonym ogonem i poprosi ja o rękę.


Do rozpoczęcia Biuletynu pozostało dziesięć minut, ale my siedzieliśmy już na swoich miejscach. Prawdopodobnie nie byliśmy jedyną rodziną, która nie chciała stracić ani sekundy tego programu.
– Pamiętam, jak została wybrana królowa Amberly! Od początku wiedziałam, że jej się uda. – Mama szykowała popcorn, jakbyśmy mieli oglądać film.



Popcorn u jakże biednych Singerów jest niezmiernie rozczulający. Dobrze że nie mają zestawu kina domowego z plazmą na pół ściany, żeby oglądać te wszystkie filmy i programy oraz oczywiście relację z Dożyn… tfu Biuletyn Stołeczny Illei.



Jak mała Kiera wyobraża sobie...: 23

Nie, nie jesteśmy w Panem: 9





Król omówił w skrócie najświeższe informacje z frontu, a inne komunikaty były równie lakoniczne. Widać było, że wszyscy zebrani są w dobrych humorach – najwyraźniej im także udzieliła się atmosfera oczekiwania.

Jak mała Kiera wyobraża sobie...: 24

Chromolić newsy, politykę, kwestie wojny i inne takie tam pierdoły, wybór panienek dla księcia jest wszak absolutnym priorytetem.



Cezarogawrył rozpoczyna wywiadem z rodziną królewską. Okazuje się, że król Clarkson (będę się z tego śmiać przez całą trylogię) zna już imiona przynajmniej części kandydatek, Maksio zaś pozna dziewczyny w momencie, w którym zobaczy je cały kraj. Flickerman 2.0 pyta następnie królową Amberly o radę dla uczestniczek Eliminacji. Królowa zasuwa najbardziej wyświechtaną kliszę, jaką może, czyli „bądźcie sobą”. Ale z drugiej strony nic innego raczej nie mogłaby powiedzieć w tej sytuacji. Ceasar zaczyna odczytywać imiona kandydatek, a na ekranie pokazują się ich zdjęcia. Kamera rejestruje również reakcje księcia Maksia.


– Panna Fiona Castley z Palomy, Trójka. – Tym razem była to brunetka z ognistym spojrzeniem. Może to przez to sprawiała wrażenie bardziej… doświadczonej.



Brunetka o ognistym spojrzeniu, więc od razu szmata? Och, Amiś, jak ja cię nie lubię.



Aż tu wtem!


– Panna America Singer z Karoliny, Piątka.
Odwróciłam się gwałtownie i zobaczyłam swoje zdjęcie, zrobione tuż po tym, jak się dowiedziałam, że Aspen oszczędza pieniądze na nasz ślub. Byłam promienna, pełna nadziei i śliczna, wyglądałam, jakbym była zakochana. Jakiś idiota uznał, że jestem zakochana w księciu Maxonie.
Mama wrzasnęła mi do ucha, a May zerwała się na równe nogi, rozsypując popcorn po całym pokoju. Gerad zaczął tańczyć z radości. Tata… nie byłam pewna, ale wydaje mi się, że uśmiechał się znad książki.
Nie zdążyłam zauważyć reakcji Maxona.
Telefon zadzwonił i nie zamilkł przez kilka dni.



Ojej, jaka jestem zaskoczona. Szkoda tylko, że Amisia nie mdleje dramatycznie z wrażenia. Cóż za zawód.



Rozdział 6


Następny tydzień zdominowali urzędnicy państwowi, którzy tłumnie zjawili się w naszym domu… żeby przygotować mnie do Eliminacji. Była wśród nich nieznośna kobieta, wyraźnie przekonana, że zmyśliłam połowę swojego zgłoszenia, a także prawdziwy oficer gwardii pałacowej, który przyjechał omówić z lokalnymi siłami porządkowymi kwestie bezpieczeństwa i dokładnie obejrzał nasz dom. Najwidoczniej nie musiałam nawet czekać na przyjazd do pałacu, by zacząć się obawiać ataku rebeliantów. Cudownie.
Dwa razy zadzwoniła kobieta imieniem Silvia, niezwykle energiczna i rzeczowa, z pytaniem, czy czegoś nam nie potrzeba. Najbardziej ucieszyła mnie wizyta szczupłego mężczyzny z kozią bródką… który przyszedł, żeby mnie zmierzyć na potrzeby przygotowania nowej garderoby. Nie byłam pewna, czy spodoba mi się noszenie równie eleganckich sukni, jak te, w które ubierała się królowa, ale uznałam, że chętnie spróbuję.



Nie, nie jesteśmy w Panem: 10



Cinna, Effie i ich drużyna, mamy nawet zapowiedź kogoś w rodzaju Haymitcha (trzeźwy, w spódnicy i niestety zdecydowanie mniej zajebisty, ale mentor musi być), kogo jeszcze zerżnie Cass?


Ostatni gość pojawił się w środę po południu, na dwa dni przed moim wyjazdem. Jego zadaniem było omówienie ze mną wymogów protokołu. Był niezwykle chudy, z czarnymi, nażelowanymi i zaczesanymi do tyłu włosami, a poza tym okropnie się pocił. Kiedy tylko wszedł, zapytał, czy moglibyśmy porozmawiać na osobności. Od razu pomyślałam, że chodzi o coś ważnego.



Po takim opisie można się spodziewać, że gościu albo będzie evil, albo będzie miał coś nieprzyjemnego do powiedzenia. Urzędnik wyprasza May. Aha, another clue, Sherlock. Skoro mała nie może tego usłyszeć, musi chodzić o seks! Między innymi, oczywiście.


– Panno Singer, to może zabrzmieć bezwzględnie, ale od zeszłego piątku jest pani uważana za majątek państwowy Illéi. Musi pani od tej pory dbać o swoje ciało. Mam tutaj do podpisania kilka formularzy potwierdzających to, o czym będziemy mówili. Muszę poinformować, że niespełnienie przez panią któregokolwiek z tych warunków poskutkuje natychmiastowym wyłączeniem z Eliminacji. Czy to jest jasne?
– Tak – odparłam ostrożnie.
– Doskonale. Zacznijmy od rzeczy najprostszych. To są witaminy. Ponieważ jest pani Piątką, zakładam, że nie zawsze odżywiała się pani prawidłowo. Proszę brać po jednej każdego dnia. Na razie musi pani radzić sobie sama, ale w pałacu ktoś będzie w tym pani pomagał. – Podsunął mi ogromną butelkę z tabletkami oraz formularz, który miałam podpisać, żeby poświadczyć, że ją otrzymałam.



Mam wojenne flashbacki do 50 shades of shit i słynnego kontraktu, który odbierał mamejowatej Anastazji wolną wolę.



Chudy urzędnik daje Amisi proszki na sen, ponieważ ma ostatnio problemy ze spaniem. Ami łże, że to z powodu Eliminacji, a nie z angstu po Aspenie.



A teraz najważniejsza sprawa: błona między nogami Ami! Dziewczyna musi podpisać oświadczenie, że jest nietknięta jak risercz przez Cass.



Następnie Chudy przedstawia Ami reguły wzięcia udziału w Eliminacjach. Myślę, że to nie będzie wielkie zaskoczenie, gdy powiem, że America złamie wiele zasad i nie poniesie żadnych konsekwencji.


– Nie może pani na własną rękę opuścić pałacu. Może pani zostać oddalona przez księcia. Nawet król i królowa nie mogą zadecydować o pani wyjeździe, mogą tylko poinformować księcia, że nie aprobują pani, ale to on podejmuje każdą decyzję dotyczącą tego, kto zostaje, a kto wyjeżdża. Eliminacje nie mają żadnych ograniczeń czasowych. Mogą się zakończyć po kilku dniach lub trwać latami.
– Latami? – zapytałam z przerażeniem. Myśl o tak długim wyjeździe przeraziła mnie.
– Proszę się nie obawiać, jest mało prawdopodobne, żeby książę do tego dopuścił. To dla niego okazja, by się wykazać umiejętnością podejmowania decyzji, a przeciąganie Eliminacji nie byłoby korzystne. Gdyby jednak wybrał taką drogę, jest pani zobowiązana zostać w pałacu, dopóki książę nie będzie gotów do dokonania wyboru.
Na mojej twarzy musiał się odbić strach, ponieważ mama pogładziła mnie po ręku. Chudy nie sprawiał wrażenia poruszonego.



I tutaj dochodzimy do dość skomplikowanej sprawy opuszczenia pałacu przez kandydatki. Jest to następna rzecz, której albo Cass nie przemyślała, albo w połowie książki jej się odwidziało i postanowiła zupełnie zmienić ten punkt regulaminu Eliminacji. Uczestniczki nie mogą same odejść z Eliminacji. Jasne. Jak myślicie, jak długo zasada ta będzie obowiązywała? Pamiętajmy, że wszystko jest podobno w rękach Maksia. Uwaga spojler: ze względu na ataki rebeliantów powtarzające się z częstotliwością zakrawającą na parodię, Maksio postanawia, że jeśli jakaś panna będzie się zbyt mocno bała ewentualnej wizyty buntowników, może odejść natychmiast, jeśli uzna, że ma dość. Książę jest bowiem dobrym człowiekiem, choć pierdołą straszną. I o ile Amisia nie wiedziała, że Maksio podejmie w przyszłości taką decyzję, to jej ogłoszenie nie zrobi na niej żadnego wrażenia. Stąd też można założyć, że ałtorka pewnie nie zdawała sobie sprawy z tego, że jest to bardzo istotna zasada i nie przykładała do niej żadnej wagi. A tak w ogóle co sobie myślał król i jego doradcy, ustanawiając tę zasadę (zakładam, że to była decyzja jaśnie panującego, chyba że to tradycja Eliminacji – wtedy i tak pewnie mógłby ją zmienić)? Nie od dziś wiadomo, że rebelianci wpadają na herbatkę co chwila i Clarkson (LOL po wsze czasy) nie założył, że kandydatki się przestraszą? Co prawda one wiedzą o atakach, ale nie jestem pewna, czy wiedzą o ich przezabawnej częstotliwości. A gdyby coś im się stało, przez to, że muszą kiblować w pałacu? Czy publika nie podniosłaby larum? W końcu dziewczyny mają za zadanie stać się ulubienicami ludu, któremu mogłoby się nie spodobać takie narażanie ich życia bez możliwości ewakuacji na życzenie.



No dobrze, przejdźmy do reszty zasad.



UWAGA SPOJLERY




– Nie może pani sama szukać towarzystwa księcia. To on będzie zapraszał panią na spotkania sam na sam, jeśli uzna to za stosowne. Ta zasada nie obowiązuje na większych imprezach towarzyskich, ale nie może pani na przykład odwiedzać go bez zaproszenia.



Jeśli myślicie, że Ami nie będzie dawała non stop księciuniowi specjalnych znaków, że natychmiast chce się z nim widzieć, to jesteście naiwni.


- Nikt nie oczekuje, że będzie się pani przyjaźnić z pozostałymi trzydziestoma czterema kandydatkami, ale nie wolno pani wchodzić z nimi w otwarty konflikt ani podejmować działań sabotażowych. Jeśli stwierdzimy, że podniosła pani rękę na inną kandydatkę, gnębi ją pani psychicznie, przywłaszcza sobie jej rzeczy lub robi cokolwiek, co mogłoby narazić na szwank jej relacje z księciem, od jego decyzji zależy, czy zostanie pani niezwłocznie wydalona.



Jeśli myślicie, że Ami przywali jakiejś lasce (a przywali) i nie zostanie wyrzucona, to macie rację.


- Obiektem pani romantycznych uczuć może być tylko książę Maxon. Jeśli zostanie pani przyłapana na pisaniu liścików miłosnych lub na związku z inną osobą w pałacu, będzie to uznane za zdradę zagrożoną karą śmierci.



Jeśli myślicie, że yyy… no, to dość duży spojler, ale pewnie wielu z was już rozkminiło, że Ośrodek musi wylądować w pałacu, bo inaczej trójkąt miłosny będzie bez sensu. Wracając więc do „jeśli myślicie” – jeśli myślicie, że Amisia nie będzie bezwstydnie jechała na dwa fronty… Cóż, macie wyobraźnię.



KONIEC SPOJLERÓW

– Jeśli złamie pani jakiekolwiek z obowiązujących w Illéi praw, zostanie pani osądzona zgodnie z kodeksem karnym.



AHAHAHAHAHAHAHAHA!!!


- Status kandydatki biorącej udział w Eliminacjach nie stawia pani ponad prawem. Nie wolno pani nosić ubrań pochodzących spoza pałacu lub spożywać takiego jedzenia. To zasada bezpieczeństwa, która musi być ściśle przestrzegana.



A to żarcie to skąd by miała sobie skombinować? Bo ciuchy to jeszcze może przemycić, ale jedzenie… Zresztą co jest takiego niebezpiecznego w ubraniach np. z domu, to naprawdę nie wiem.


- W każdy piątek będzie pani brała udział w nagrywaniu Stołecznego Biuletynu. Od czasu do czasu, zawsze po wcześniejszej zapowiedzi, w pałacu może się pojawić ekipa filmowa lub fotografowie. Powinna pani traktować ich z uprzejmością i pozwolić, by dokumentowali pani życie u boku księcia. Za każdy tydzień, jaki spędzi pani w pałacu, pani rodzina otrzyma rekompensatę. Dzisiaj przekażę pierwszy czek. Jeśli opuści pani pałac, doradcy pomogą pani przystosować się do życia po Eliminacjach. Osobisty asystent pomoże pani przygotować się do wyjazdu z pałacu, a także pomoże pani w znalezieniu nowego zakwaterowania i zatrudnienia. Jeśli zakwalifikuje się pani do finałowej dziesiątki, będzie pani przynależeć do Elity. Po uzyskaniu tego statusu będzie pani musiała zapoznać się ze szczegółami dotyczącymi trybu życia i obowiązków księżniczki. Wcześniej nie wolno pani interesować się tymi kwestiami. Od tej chwili jest pani Trójką.



Tak po prostu? No dobra, popatrzmy jeszcze raz na Trójki.





Osoby odpowiedzialne za edukację, filozofowie, wynalazcy, pisarze, naukowcy, lekarze, dentyści, weterynarze, architekci, bibliotekarze, inżynierzy, terapeuci, psycholodzy, prawnicy, reżyserzy filmowi, producenci muzyczni.



Do większości trzeba mieć odpowiednie wykształcenie, nie da się nagle dostać nalepki lekarz czy dentysta i już nim jesteś. Właściwie zostaje jej albo nauka śpiewu lub gry na instrumencie lub siedzenie na zadzie i filozofowanie (wiem, wiem, że tu też trzeba mieć o czymkolwiek pojęcie, tylko nie wiem, czy Cass jest tego świadoma). No chyba że Amisia ma zostać producentem muzycznym, ale jakoś tego nie widzę… I dlatego podział ze względu na wykonywany zawód jest  kompletną bzdurą, a takie nagłe migracje międzykastowe są bez sensu.



Jak mała Kiera wyobraża sobie...: 25 



– Tak. Po Eliminacjach dziewczętom trudno jest wrócić do dotychczasowego życia. Dwójki i Trójki radzą z tym sobie dobrze, ale Czwórki i niższe klasy mają poważne trudności. Będzie pani Trójką, ale reszta pani rodziny zachowa status Piątek.



Again, kompletnie bez sensu. Chociaż to budujące, że się tak martwią o życie kandydatek z niższych klas po powrocie do domu. Myślą pewnie, że panny zaczną popełniać samobójstwa z braku ładnych sukienek i błyskotek. Oczywiście, gdyby Ami wygrała, jej rodzina stanie się automatycznie Jedynkami, członkami rodziny królewskiej.


- Prosiłbym, żeby podpisała pani oświadczenie, że zapoznała się pani z oficjalnymi zasadami, a panią Singer prosiłbym o pokwitowanie otrzymania czeku.
Nie widziałam, jaka suma była wypisana na czeku, ale mamie zwilgotniały oczy. Czułam się nieszczęśliwa z powodu wyjazdu, byłam jednak przekonana, że nawet jeśli zostanę odesłana od razu następnego dnia… sam ten czek pozwoli nam na rok spokojnego życia.



I to za samą kwalifikację. Nieźle. Widzisz, Amisiu?


W dodatku kiedy wrócę, wszyscy będą chcieli posłuchać, jak śpiewam, i będę miała mnóstwo pracy. Tylko czy będzie mi wolno śpiewać, skoro jestem Trójką? Gdybym miała wybierać z zawodów dostępnych dla Trójek, zostałabym nauczycielką. Może mogłabym przynajmniej uczyć muzyki.

Szczerze mówiąc, nie masz za bardzo innego wyjścia, ptysiu.



Przed wyjściem urzędnik ma jeszcze jedno do przekazania naszej bohaterce.


– Jeszcze jedno – odezwał się Chudy z ręką na klamce. – To nie jest oficjalna zasada… ale byłoby nieroztropnie z pani strony… gdyby ją pani zignorowała. Gdy zostanie pani zaproszona przez księcia Maxona, nie powinna pani odmawiać. Niezależnie od tego… czego by od pani oczekiwał. Obiad, randka… pocałunki, więcej niż pocałunki… Proszę mu nie odmawiać.
– Słucham? – Czy ten sam facet, który kazał mi podpisać dokument potwierdzający moją czystość, sugerował teraz… że mam pozwolić Maxonowi na wszystko, jeśli tylko będzie miał ochotę?
– Wiem, że to brzmi… niestosownie. Ale odtrącanie księcia w żadnych okolicznościach nie leży w pani interesie. Dobranoc… panno Singer.



Może i by to było dla mnie szokujące. Wiecie, jak bardzo mnie wpienia zmuszanie bohaterek do bycia na każde skinienie faceta, obojętnie z jakiego powodu. Tylko że Cass już nam udowodniła, co myśli na temat seksu przedmałżeńskiego, więc szanse, że Maksio będzie chciał wygrzmocić Amisię przed weseliskiem są mikroskopijne. Wybaczcie więc, że pozostanę nieporuszona i niewzburzona.


Czułam obrzydzenie i odrazę. Prawo Illéi nakazywało czekać aż do ślubu, co pozwalało ograniczyć rozprzestrzenianie się chorób i zapewniało utrzymanie systemu klasowego.



Bullshit, wy wiecie, o co chodzi, Maryboo wie, ja wiem, koniec tematu.


Nieślubne dzieci wyrzucano na ulicę jako Ósemki, a karą za wykrycie takiego związku – z powodu donosu albo ciąży – było więzienie. Samo podejrzenie mogło spowodować aresztowanie na kilka dni. To prawda, tylko to powstrzymywało mnie od zbliżenia z osobą, którą naprawdę kochałam, i nie byłam z tego powodu szczęśliwa.



Tu macie potwierdzenie tego, o czym mówiłam dwa tygodnie temu.


Byłam wściekła. Czy właśnie nie podpisałam oświadczenia, że podlegam karze, jeśli złamię prawo? Nie stałam ponad prawem, ten facet sam to powiedział. Ale najwyraźniej księcia te zasady nie obowiązywały, a ja czułam się teraz brudna, niższa w hierarchii od Ósemki.



Księcia nie obowiązują zasady, ależ jestem zaszokowana. Kto by pomyślał.



Urzędnik się ulatnia, ale to nie koniec emocji. America ma jeszcze jednego gościa.


– Ami, skarbie, to do ciebie – zawołała mama. Słyszałam dzwonek do drzwi, ale nie podeszłam, żeby otworzyć. Jeśli to była kolejna osoba z prośbą o autograf, nie byłam pewna, czy to wytrzymam.
Wyszłam zza zakrętu korytarza i zobaczyłam Aspena, trzymającego bukiecik polnych kwiatów.
– Cześć, Ami. – Jego głos był opanowany, niemal formalny.



Chyba sobie stary żartujesz. Masz jakieś huśtawki nastrojów, czy co? Najpierw miziasz się z dziewuchą i roztaczasz bór wie jakie fantastyczne wizje przyszłości, potem ją rzucasz, a teraz przyszedłeś, bo…?



Aspen wręcza Amisi kwiaty od swoich sióstr, ale nie od siebie. Ami proponuje, żeby Ośrodek pomógł jej się spakować albowiem zamtuz ma w pokoju przerażający.

Nie mógł mi odmówić w obecności mojej mamy, ponieważ Szóstki w zasadzie nigdy nie odmawiały podjęcia się pracy. Pod tym względem niewiele się różniliśmy.



Rozumiem więc, że masz zamiar mu za to zapłacić? Czy może Szóstki mają tak wyprane mózgi, że lecą do roboty nawet za darmo? Wystarczy tylko hasło „Jest zadanie”, a oni jak ten pies Pawłowa odruchowo się za nie biorą?


– Zabierasz coś z tych rzeczy? – zapytał cicho.
– Nie, od jutra będą mnie ubierać w jakieś specjalne ciuchy.
– O kurczę.
– Czy twoje siostry były bardzo rozczarowane?
– Właściwie nie – potrząsnął głową z niedowierzaniem. – Kiedy tylko zobaczyły twoje zdjęcie, wybuchnęły radością. Zawsze za tobą przepadały, szczególnie moja mama.



A niby za co? Przecież ona jest taka niesympatyczna. A nie, cicho, to jest wstęp do nowej kategorii, którą będziemy przyznawały za miłość wszystkich do głównej bohaterki. Soon, very soon.



Aspen komplementuje zdjęcie eliminacyjne Ami. Dziewczyna tłumaczy, że wyglądała tak promiennie, bo miała nadzieję, że Ośrodek wkrótce się jej oświadczy. Aspen przyznaje, że owszem, miał taki zamiar, ale czekał najpierw na pobór do woja.


Czyli o to chodziło. Trudno powiedzieć, czy należało się cieszyć z poboru, czy wręcz przeciwnie. W Illéi każdy dziewiętnastoletni chłopak mógł dostać powołanie do wojska, a żołnierzy losowano dwa razy do roku, żeby w razie czego zgłosili się w przeciągu sześciu miesięcy od swoich urodzin… a potem służyli w armii do ukończenia dwudziestu trzech lat. Najbliższy pobór miał nastąpić wkrótce.



Czyli pobór do wojska to taka rosyjska ruletka albo lotto? Biorąc pod uwagę, że wcielenie do wojska to automatyczny skok do wysokiej kasty, takie zdawanie się na przypadek jest nieco dziwne.


Pobór był błogosławieństwem, ponieważ żołnierz automatycznie stawał się Dwójką, a rząd zapewniał mu szkolenie i zatrudnienie na resztę życia. Problem polegał na tym, że nie było wiadomo… dokąd się zostanie wysłanym.



A w dzisiejszych czasach od razu się wie? W wojsku nie byłam, ale coś mi się wydaje, że nie dostaje się wraz z pierwszym mundurem dokładnej informacji, co się będzie robić, gdzie i kiedy.


Na pewno rząd pilnował, żeby każdy odbywał służbę poza swoją prowincją, zakładając, że żołnierz może być bardziej pobłażliwy dla ludzi… których zna. Można było trafić do pałacu lub lokalnych sił policyjnych, albo prosto do armii i zostać wysłanym na front. Niewielu mężczyzn wracało z wojny.



To kijowe macie to wojsko, skoro aż tak dajecie dupy na froncie, że się nikt żyw nie ostaje. Nie dziwi mnie to specjalnie, bo jak się szybko okaże, pałacu i własnej rodziny królewskiej to ich całe wojsko obronić też nie umie. Aha, no i wspomnienie o możliwości trafienia żołnierza do gwardii pałacowej… średnio subtelny foreshadowing.


Jeśli chłopak nie ożenił się przed poborem, niemal zawsze odkładał ślub do zakończenia służby. W najlepszym razie zostałby przecież rozdzielony z żoną na cztery lata, w najgorszym zostałaby ona młodziutką wdową.



Ale wdową Dwójką z, mam nadzieję, jakąś ładną rentą po mężu. Chyba że rząd ma taką wdowę w czterech literach. W sumie bym się nawet nie zdziwiła, ten ustrój jest tak popierniczony…



Ami mówi Ośrodkowi, że nie zabiera wielu rzeczy, większość dostanie i tak w pałacu, a poza tym nigdy jej nie zależało na dobrach materialnych.


– Przestań. Postąpiłem właściwie.
– Właściwie? Aspen, dzięki tobie uwierzyłam, że nam się uda. Sprawiłeś, że cię pokochałam, a potem namówiłeś do zgłoszenia się do tego przeklętego konkursu. Czy ty wiesz, że wysyłają mnie tam, żebym została zabaweczką Maxona?
Odwrócił się gwałtownie.
– Co takiego?
– Nie wolno mi odmówić mu niczego.



Ha, zemsta jest słodka. Przynajmniej tak odbieram słowa Ami. Coś na zasadzie „przeziębię się mamie na złość”.



Słowa Ami wywierają oczekiwany efekt. Ośrodek jest wściekły i ma wyrzuty sumienia.



– Przepraszam, nie miałem pojęcia. – Odetchnął kilka razy głęboko. – Ale jeśli wybierze ciebie… wszystko będzie dobrze. Zasługujesz na szczęście.



Czyli Ośrodek jest jednak idiotą. Moja sympatia (no, może to za dużo powiedziane, ale przynajmniej mnie tak nie wkurzał) trwała niecałe 3 rozdziały. Co to w ogóle ma znaczyć? Jeśli Maksio ją wybierze, mimo że ona go nie chce, to wszystko ok., lans, bounce i impreza. Kij z tym, że w międzyczasie może ją zmusić do wszystkiego, m.in. seksu, a to w końcu gwałt. Ważne, żeby potem był ślub. I wtedy będzie szczęście. Amisia jest równie zniesmaczona tym pomysłem i daje Ośrodkowi po ryju. Postanawia mu jeszcze dopiec.


Zobaczyłam, że ma łzy w oczach, ale nie dbałam o to. Zranił mnie dostatecznie głęboko, a teraz miałam okazję mu się odpłacić.
– Muszę już iść – powiedział i skierował się do drzwi.
– Zaczekaj, jeszcze ci nie zapłaciłam.
– Nie musisz mi za nic płacić. – Znowu się odwrócił.
– Stój i nie ruszaj się! – krzyknęłam z furią, a Aspen w końcu popatrzył na mnie.
– Przyda ci się taki trening, kiedy zostaniesz Jedynką. – Gdyby nie wyraz jego oczu, uznałabym to za żart, a nie za obelgę.



Pamiętacie jeszcze te wszystkie together forever z poprzednich rozdziałów? Świetnie im idzie.


Potrząsnęłam głową, podeszłam do biurka i wyjęłam wszystkie zarobione przez siebie pieniądze. Wcisnęłam mu je do ręki.
– Nie mogę tego przyjąć.
– Cholera, jasne że możesz. Ja ich nie potrzebuję, a ty tak. Jeśli kiedykolwiek mnie kochałeś, weźmiesz to. Czy niedostatecznie jeszcze ucierpieliśmy przez twoją dumę?



Ma dziewucha rację. Cały ten niepotrzebny angst i huśtawki nastrojów sprowadzają się do rozbuchanego ego Ośrodka.



Ami dokłada do pieniędzy jeszcze wszystkie jednocentówki (poza jedną, przyklejoną do dna słoika), które dostała od Aspena. Ośrodek bierze kasę i wychodzi, życząc Ami szczęścia.


Nie spodziewałam się, że będę płakać w taki sposób. Myślałam, że będę się trząść od gwałtownego szlochu, a tymczasem po moich policzkach płynęły tylko powoli pojedyncze łzy.



Kryształowe, na pewno kryształowe!


Chciałam odstawić słoiczek na półkę, ale zauważyłam tę ostatnią jednocentówkę. Wsunęłam palec do środka i odkleiłam ją… a ona samotnie zagrzechotała o szkło. Poczułam, że ten pusty dźwięk odbija się echem w moim sercu. Wiedziałam, że na dobre czy na złe nie zdołałam się jeszcze naprawdę uwolnić od Aspena. Może nigdy mi się to nie uda. Otwarłam plecak, włożyłam do niego słoiczek i zapięłam z powrotem klapę.



To był foreshadowing, jakby ktoś jeszcze nie załapał.



May przychodzi spać do siostry. Ami łyka pigułkę na sen i odpływa w objęcia Morfeusza. Koniec rozdziału.



Już niedługo Ami znajdzie się w pałacu. A wtedy to dopiero będzie zabawnie. Stay tuned.

Zdrowych, wesołych Świąt!




Statystyka:

Jak mała Kiera wyobraża sobie...: 25

Karny jeżyk potrzebny od zaraz: 1

Nie, nie jesteśmy w Panem: 10

Beige