niedziela, 31 maja 2015

Rozdziały XIX i XX

ROZDZIAŁ 19


Dzisiejszy odcinek będzie raczej nudny, lojalnie ostrzegam. Chociaż kilka idiotyzmów też się znajdzie, więc może osłodzą Wam mękę.

Nadchodzi czas pierwszego przyjęcia organizowanego przez Celeste, Natalie i Elise. Amisia i Kriss postanawiają podczas imprezy przede wszystkim obserwować królową i Silvię oraz ich reakcje.

Przyszłyśmy punktualnie, co było w tym przypadku wymagane ze względów kulturowych(…)


Aha, a na przyjęcie z przedstawicielami innych krajów niż Dojczland spokojnie można się spóźnić? Ok., got it.


(…) i zastałyśmy pozostałe dziewczyny w opłakanej sytuacji. Miałam wrażenie, że Celeste postanowiła tym razem sabotować samą siebie. Podczas gdy Elise i Natalie miały sukienki w stonowanym, ciemnoniebieskim kolorze, suknia Celeste była prawie biała. Wystarczyłby welon i mogłaby iść do ślubu. Poza tym suknia była zdecydowanie zbyt wydekoltowana, szczególnie w porównaniu z kreacjami niemieckich dam. Większość z nich mimo ciepłej pogody miała suknie z długimi rękawami.

Queen (Bee) Wannabe: 46
Natalie miała zająć się kwiatami i nie zwróciła uwagi na to, że lilie są tradycyjnie używane w wieńcach pogrzebowych. Wszystkie dekoracje kwiatowe musiały zostać pospiesznie zabrane.


Horror po prostu, sojusz zerwany, jutro dostaną na piśmie wypowiedzenie wojny.


Amisia nie zna niemieckiego, ale jakoś udaje jej się porozmawiać z zaproszonymi gośćmi. Dziewczyna zauważa, że Silvia cały czas robi notatki i to na nią trzeba będzie szczególnie uważać.


Następnego dnia rano Kriss wraz ze swoimi pokojówkami przychodzi do Amisi i razem przygotowują się do ich przyjęcia. Rozważań o sukienkach i innych pierdołach wam oszczędzę, bo niczego nie wnoszą.

Poprawiłam naszyjnik Kriss, kiedy przepytywałyśmy się nawzajem z podstawowych zdań. Jej włoski brzmiał bardzo naturalnie.
– Dziękuję – powiedziała.
– Grazie – odparłam.
– Nie, nie. – Kriss odwróciła się do mnie. – Naprawdę chciałam ci podziękować. Tak bardzo się napracowałaś i… sama nie wiem. Myślałam, że po tym, co się stało z Marlee, poddasz się. Bałam się, że zostanę ze wszystkim sama, ale ty pracowałaś tak ciężko. Naprawdę wspaniale sobie radzisz.
– Dziękuję, ale tobie też się należą podziękowania. Nie wiem, czy wytrzymałabym, gdybym musiała pracować z Celeste. Z tobą to była przyjemność. – Mówiłam całkiem szczerze, Kriss była niezmordowana. Teraz uśmiechnęła się z wdzięcznością. – I masz rację, trudno jest mi bez Marlee, ale nie zamierzam się poddać. To będzie wspaniałe przyjęcie.Kriss przygryzła wargi i zastanowiła się nad czymś, a potem odezwała się szybko, jakby się bała, że może stracić opanowanie:– Czyli nadal bierzesz udział w rywalizacji? Nadal chcesz Maxona?
Wiedziałam oczywiście, co tutaj robimy, ale żadna z pozostałych dziewcząt nie mówiła o tym w taki sposób. Zostałam zaskoczona, nie wiedziałam, czy w ogóle mam jej odpowiedzieć. A jeśli tak, to co mam odpowiedzieć.



Przynajmniej dziewucha jest konkretna. To lubię. Nie dziwię się też, że jest skołowana postawą Ami. Ja też na jej miejscu bym nie wiedziała, na czym właściwie Amisia stoi.

Ami nie odpowiada jednak, bo do sali wchodzi Silvia z królową. Amberly komplementuje wystrój.

– Proszę zwrócić uwagę na nasze naszyjniki – powiedziała Kriss. – Pomyślałyśmy, że jeśli będą podobne, będzie bardziej widoczne, że jesteśmy tu gospodyniami.
– Świetny pomysł – skinęła głową Silvia i zapisała coś w notesie. Kriss i ja wymieniłyśmy uśmiechy.

O rany, rany, cóż za strategia, jakie one mądre.

– Ponieważ ty i jej wysokość także jesteście tu gospodyniami, pomyślałyśmy, że powinnyście założyć podobne – powiedziałam, a Kriss wyjęła spod stołu dwa pudełka.
– Naprawdę? – westchnęła królowa.
– To… dla mnie? – zdziwiła się Silvia.
– Oczywiście – odparła Kriss, podając jej biżuterię.
– Zarówno jej wysokość, jak i ty, Silvio, bardzo nam pomogłyście. To także wasze dzieło – dodałam.
Widziałam, że królowa jest wzruszona naszym gestem, zaś Silvia po prostu zaniemówiła. Nagle zaczęłam się zastanawiać, czy ktokolwiek w pałacu zrobił kiedyś dla niej coś takiego. Owszem, wpadłyśmy na te pomysł wczoraj, żeby przeciągnąć Silvię na swoją stronę, ale teraz z wielu powodów cieszyłam się, że to zrobiłyśmy.

Ha, przekupstwo. No ładnie. Silvia już ma miękkie kolana ze wzruszenia i jej notaki z eventu będą na pewno wychwalać Amisię i Kriss pod niebiosa.
Elise, Celeste i Natalie pojawiły się, co zaskakujące, punktualnie. Kiedy tylko zobaczyły nasze dekoracje – marszczone draperie na ścianach, lśniące ozdoby na stołach i mnogość kwiatów – w oczach Elise i Celeste pojawił się wyraźny żal. Natalie jednak była zbyt podekscytowana, żeby się tym przejmować.– Tu pachnie jak w ogrodzie – westchnęła, wchodząc do sali niemal tanecznym krokiem.
– Troszeczkę za mocno – dodała Celeste. – Gości z pewnością rozbolą głowy. – To, że do czegoś się przyczepi, było prawie pewne.


Queen (Bee) Wannabe: 47


Wreszcie pojawiają się zaproszone damy. Są piękne, opalone i bardzo włoskie.

Monarchia włoska była jeszcze młodsza od Illéi.


Po cholerę Włochom król? Tzn. ja wiem, że potrzeba dużo księżniczek do książki, ale niech mi ktoś to wytłumaczy z politycznego punktu widzenia. Jak to się stało, że nagle Włosi usiedli i stwierdzili: „Hmmm, monarchia to jest to!”


Jak mała Kiera wyobraża sobie...: 61

Z materiałów, które czytałam, wynikało, że przez całe dekady odtrącali nasze przyjazne gesty i wizyta była pierwszym przejawem zainteresowania z ich strony. Nasze spotkanie stanowiło pierwszy krok do zacieśnienia stosunków na najwyższym szczeblu.


I Clarkson zostawił organizację przyjęcia dla przedstawicieli kraju, z którym stosunki balansują na krawędzi, jakimś dwóm dziewuchom znikąd, które na dodatek nie miały jeszcze kilka dni wcześniej o niczym pojęcia? Genialny plan, nie ma co.


Jak mała Kiera wyobraża sobie...: 62

Użyj mózgu, Luke: 63


Na szczęście jesteśmy w Casslandzie, więc nie ma problemu. Panny z Włoch są przemiłe i pozytywnie nastawione.

Wydukałam kilka zdań po włosku, a one życzliwie śmiały się z moich błędów i poprawiały mnie. Ich angielski okazał się świetny, więc po chwili wychwalałyśmy nawzajem swoje fryzury i suknie. Najwyraźniej udało nam się zrobić dobre pierwsze wrażenie, a ja dzięki temu odetchnęłam z ulgą.
Większość przyjęcia spędziłam w towarzystwie Orabelli i Noemi, dwóch kuzynek księżniczki włoskiej.
– Jest wspaniałe! – oznajmiła Orabella, unosząc kieliszek wina.
– Cieszę się, że ci smakuje – odparłam, zastanawiając się, czy nie wydam im się zbyt nieśmiała. Obie mówiły okropnie głośno.
– Musisz koniecznie spróbować! – nalegała. Nie piłam alkoholu od czasu balu halloweenowego, i w ogóle za nim nie przepadałam. Nie chciałam jednak zachować się niegrzecznie, więc wzięłam podany mi kieliszek i upiłam łyk.
To było coś niesamowitego. Szampan składał się z samych bąbelków, ale bogate, czerwone wino miało wiele smaków nakładających się na siebie i po kolei pieszczących zmysły.
– Mmmm – westchnęłam.
– Właśnie, właśnie! – Noemi postanowiła zwrócić uwagę na siebie.
– Książę Maxon jest bardzo przystojny. Jak można się załapać do Eliminacji?
– Trzeba wypełnić mnóstwo papierków – zażartowałam.
– To wystarczy? Masz może jakiś długopis?
– O, to ja też poproszę – wtrąciła Orabella. – Chętnie zabiorę Maxona do domu.

Rozmowa na poziomie, żarty przednie, żadnych stereotypów. To lubię.

Roześmiałam się.
– Uwierz mi, tu nie zawsze jest tak przyjemnie.
– Powinnaś wypić jeszcze trochę wina – nalegała Noemi.
– Właśnie! – zgodziła się z nią Orabella i obie wezwały lokaja, żeby napełnił mój kieliszek.
– Byłaś kiedyś we Włoszech? – zapytała Noemi.
Potrząsnęłam głową.– Przed Eliminacjami nie wyjeżdżałam nigdy ze swojej prowincji.
– Koniecznie musisz przyjechać! – oznajmiła Orabella. – Możesz zawsze wpaść do mnie z wizytą.
– Wszystko chcesz mieć dla siebie – narzekała Noemi. – Ona zamieszka u mnie.

Oj, laseczki, gdybyście chociaż trochę znały Amisię, to byście jej tak chętnie nie zapraszały.

Wino mnie rozgrzewało, a ich entuzjazm sprawiał, że szczęście niemal mnie rozsadzało.
– To jak, czy on dobrze całuje? – zapytała Noemi.
Zakrztusiłam się odrobinę winem i odstawiłam kieliszek, żeby się roześmiać. Starałam się nie zdradzić za wiele, ale od razu się domyśliły.– Jak dobrze? – dopytywała się Orabella. Ponieważ nie odpowiedziałam, machnęła ręką. – Napij się jeszcze wina! – zażądała.
Wskazałam je oskarżycielsko palcem, uświadamiając sobie, co próbują zrobić.
– Jesteście nieznośne!

Tak, upijcie ją, niech zrobi z siebie idiotkę i niech ją przyłapią z ręką w majtach Ośrodka, to będziemy mieć ten cały cyrk z głowy.

Odchyliły głowy, śmiejąc się do rozpuku, a ja szybko się do nich przyłączyłam. Musiałam przyznać, że babskie pogaduszki były znacznie przyjemniejsze, jeśli nie rywalizowałyśmy o tego samego chłopaka, ale nie mogłam tego nadmiernie przeciągać.

Ale jak to? A to nie jest tak, że zawsze się rywalizuje o uwagę jakiegoś faceta z innymi, złymi babami? Coś podobnego.

Wypiłam trochę wody, zjadłam coś, a potem zagrałam na skrzypcach kilka włoskich piosenek, które większość zaproszonych gości śpiewała na głos. Kątem oka zauważyłam, że Silvia robi notatki i jednocześnie przytupuje stopą do rytmu.

Jesteś zajebista, Amiś, przyjęcie jest zajebiste, Celeste i spółka mogą się schować. Ok., rozumiem.
Kiedy Kriss wstała i wzniosła toast za jej wysokość oraz Silvię, które pomagały nam w organizacji przyjęcia, cała sala biła brawo. Kiedyja wzniosłam toast za naszych gości, panie aż zapiszczały z zachwytu, opróżniły kieliszki, a potem rzuciły nimi o ścianę. Kriss i ja nie spodziewałyśmy się tego, więc wzdrygnęłyśmy się, ale zrobiłyśmy to samo.Biedne pokojówki przybiegły, żeby pozamiatać szklane okruchy, muzyka znowu zagrała i wszyscy zaczęli tańczyć. Chyba największą atrakcją wieczoru była Natalie na stole, tańcząca w sposób kojarzący się z podrygiwaniem ośmiornicy.

Jakoś nieszczególnie jestem w stanie sobie wyobrazić taką ośmiornicę. Na pewno na jej miejscu Amisia odtańczyłaby Taniec siedmiu zasłon czy coś w tym stylu.

Królowa Amberly siedziała w rogu sali, pogrążona w sympatycznej rozmowie z włoską królową. Ten widok sprawił, że poczułam przypływ satysfakcji i byłam tak zajęta obserwowaniem ich, że prawie podskoczyłam, kiedy Elise odezwała się do mnie: 
– Wasze jest lepsze – powiedziała niechętnie, ale szczerze.
Jestem niemożebnie zaskoczona.

– Wiesz, Elise, wszyscy wczoraj widzieli, że w waszej grupie to ty najwięcej zrobiłaś. Jestem pewna, że Silvia dopilnuje, żeby Maxon się o tym dowiedział.
– Tak myślisz?
– Oczywiście. I obiecuję, że jeśli to są jakieś zawody i przegrasz, sama powiem Maxonowi, jak bardzo się starałaś.
Elise zmrużyła swe wąskie oczy.
– Zrobiłabyś to?
– Oczywiście, czemu nie – odparłam z uśmiechem.
Elise potrząsnęła głową.– Naprawdę podziwiam twój charakter i tę szczerość, ale powinnaś pamiętać, że jesteśmy rywalkami, Ami. – Mój uśmiech zniknął. – Nie zamierzam kłamać i próbować cię oczerniać, ale nie zamierzam też mówić Maxonowi, że zrobiłaś coś szczególnie dobrze. Nie mogłabym się na to zdobyć.
 
– Nie musi tak być – powiedziałam cicho. Znowu potrząsnęła głową.
– Owszem, musi. Tu nie chodzi o jakąś tam nagrodę, ale o męża, koronę, przyszłość.
Byłam jak ogłuszona. Myślałam, że się przyjaźnimy. Poza Celeste, naprawdę ufałam tym dziewczętom. Czy byłam tak ślepa, żeby nie widzieć, jak ostro między sobą rywalizują?


Tak, Amiś, i głupia, bezdennie głupia.



Użyj mózgu, Luke: 64


– To nie znaczy, że cię nie lubię – mówiła dalej Elise. – Bardzo cię lubię. Ale nie będę ci kibicować, żebyś wygrała.


Ami chyba zapomniała, że skoro Maksio liże jej buty, to nie oznacza jeszcze, że konkurs się skończył. Pozostałe panny nadal grają o najwyższą stawkę. O słodka naiwności!

Elise uśmiechnęła się do kogoś za moimi plecami, więc odwróciłam się i zobaczyłam, że zbliża się do nas włoska księżniczka.
– Przepraszam, czy mogłabym zamienić słowo z gospodynią? – zapytała z uroczym akcentem.
Elise dygnęła i wróciła na parkiet, a ja spróbowałam zapomnieć o tej rozmowie i skoncentrować się na osobie, na której powinnam zrobić dobre wrażenie.– Wasza wysokość, księżniczko Nicoletto, niezwykle mi przykro, że nie miałyśmy jeszcze okazji porozmawiać – powiedziałam, także dygając.
– Ależ nie ma o czym mówić! Widziałam, że jesteś bardzo zajęta. Moje kuzynki są tobą zachwycone!
Roześmiałam się.
– One także są urocze.
Nicoletta pociągnęła mnie w róg sali.– Do tej pory wahaliśmy się w kwestii zacieśniania stosunkówz Illéą. Nasi poddani mają znacznie… więcej swobody.
– Mogę się domyślić.
– Nie, nie – odparła całkiem poważnie. – Chodzi mi o wolność obywatelską. U nas jest jej znacznie więcej. W Illéi ciągle jest system klasowy, prawda?
Nagle zrozumiałam, że to nie jest tylko towarzyska pogawędka, i skinęłam głową.
– Oczywiście obserwujemy was. Wiemy, co tu się dzieje. Zamieszki, rebelianci. Ludzie chyba nie są szczęśliwi?
Nie byłam pewna, co odpowiedzieć.
– Wasza wysokość, nie wiem, czy jestem odpowiednią osobą, żeby o tym rozmawiać. Nie mam na nic wpływu.

I tu się zgodzę. Nicoletta nie wie z całą pewnością, że Ami wygra i będzie miała realny wpływ na decyzje w tym kraju.
Nicoletta wzięła mnie za ręce.
– Ale mogłabyś mieć.
Przebiegł mnie dreszcz. Czy dobrze rozumiałam jej słowa?
 
– Widzieliśmy, co się stało z tą dziewczyną. Z tą blondynką – powiedziała szeptem.
– Marlee – skinęłam głową. – Była moją najlepszą przyjaciółką. Księżniczka uśmiechnęła się.
– I widzieliśmy ciebie. Materiał był bardzo okrojony, ale widzieliśmy, że chciałaś tam pobiec, walczyłaś.

Ja pierdzielę, następna mądra, która gratuluje Ami jej wybryku. UGH.
Wyraz jej oczu przypomniał mi spojrzenie królowej Amberly tamtego ranka. Była w nim nieskrywana duma.
– Jesteśmy niezwykle zainteresowani zacieśnieniem więzi z potężnym narodem, jeśli ten naród będzie potrafił się zmienić. Nieoficjalnie mogę ci powiedzieć, że jeśli będziemy mogli pomóc ci w jakiś sposób w zdobyciu korony, daj nam znać. Masz nasze pełne poparcie.

Nie zasługuje na nie. Na razie nie pokazała nic takiego, co mogłoby szerszej publice (a pamiętajmy, Nicoletta wie to, co zobaczy w mediach, chyba, że ma tu superszpiegów, w co raczej nie wierzę) udowodnić, że nadaje się na królową. Wiem, że Ami to Mary Sue i nawet księżniczka z niesprzymierzonego kraju musi jej wchodzić w tyłek bez lubrykantu. Ale i tak nie ma to wiele sensu.

Wsunęła mi w dłoń złożoną karteczkę i odwróciła się. Zawołała coś po włosku, a cała sala zagrzmiała okrzykami zachwytu. Nie miałam kieszeni, więc szybko wsunęłam karteczkę w stanik, z nadzieją, że nikt tego nie zauważył.

No nie mogę, jaka konspira. Super Tajemnicze Karteczki przekazywane w samym środku przyjęcia. Cóż, może i najciemniej pod latarnią, ale nie martwcie się, wątek konszachtów Amisi z włoską księżniczką będzie jeszcze zabawniejszy, poczekajcie tylko do następnego tomu. Ami wzepnie się na wyżyny tajniactwa.

Impreza kończy się późno w nocy. Amisia wraca do swojego pokoju, gdzie Anne wręcza jej list od ojca. Shalom pisze, że owszem, rozmawiał z Maksiem o jego zamiarach ożenku z Amisią. Papa Singer jak najbardziej pochwala ewentualny związek córki i księcia. Amisi kamień spada z serca. Tatko odpowiada też na pytanie Ami, czy ta nadaje się na księżniczkę.


Jeśli chodzi o Twoje drugie pytanie, odpowiedź także brzmi: tak. Ami, wiem, że nie dostrzegasz własnych zalet, ale powinnaś zacząć być ich świadoma. Od lat powtarzamy Ci, że jesteś utalentowana, ale Ty nie wierzyłaś w to, dopóki nie zaczęto Cię wynajmować do występów. Pamiętam, kiedy po raz pierwszy miałaś zajęty cały tydzień i zrozumiałaś, że to z powodu Twojego głosu i Twojej gry. Byłaś wtedy bardzo z siebie dumna. Powtarzaliśmy Ci też od niepamiętnych czasów, że jesteś prześliczna, ale nie jestem pewien, czy w ogóle się uważałaś za ładną, zanim zostałaś wybrana do Eliminacji.
Nadajesz się na przywódcę, Ami. Potrafisz trzeźwo myśleć, chętnie się uczysz i, co być może najważniejsze, masz w sobie wiele współczucia. To coś, czego ludzie w tym kraju pragną bardziej, niż mogłabyś się domyślać.
Jeśli pragniesz korony, Ami, weź ją. Weź ją, ponieważ powinna należeć do Ciebie.



Ahahahahaha!!! Trzeźwo myśleć, chętnie się uczyć, ja chrzanię, co za bzdury.


Ja rozumiem, że rodzice są ślepi i mają często rozmiękczone mózgi, jeśli chodzi o ich własne dzieci, to zupełnie normalne, ale jak można nie dostrzegać, ze Ami wcale się nie nadaje na przyszła władczynię? Chociaż może Shalom ma inne motywy żeby wsadzić córkę na tron. Biorąc pod uwagę to, kim jest i jakie ma wtyki…


Papa Singer dodaje oczywiście, że jeśli Amisia nie będzie chciała zostać księżniczką, to też spoko ziom, pakuj manatki i wracaj do domu, nie ma zmartwienia.

Łzy spływały mi cicho po twarzy. Tata naprawdę uważał, że mogłabym to zrobić. On jako jedyny tak myślał. No dobrze, on i Nicoletta.
Nicoletta!
Zupełnie zapomniałam o karteczce. Sięgnęłam za dekolt i wyciągnęłam ją – to był numer telefonu. Nie dodała nawet swojego imienia.
Nie potrafiłam sobie wyobrazić, ile ryzykowała, składając mi tę ofertę.


Ano dużo. I to dla takiej płotki. Zresztą nie bardzo rozumiem, co Ami ma niby zrobić z tym telefonem, skoro to taka tajemnica. Własnego aparatu nie ma, musiałby pożyczyć komórkę od Silvii i co miałaby jej powiedzieć? „A nic takiego, chcę tylko pogadać z włoską księżniczką, ale obiecuję, że to nie jest żadna zdrada stanu.”

A nawet jeśli mogłaby użyć linii stacjonarnej, to czy mogłaby to zrobić, nie powiadamiając nikogo o zamiarze skorzystania z telefonu? Który zresztą może być zwyczajnie na podsłuchu. Nie żebym myślała, że ktoś w pałacu wpadłby na taki rewolucyjny pomysł, żeby mieć oko i ucho na kandydatki, w razie gdyby któraś okazała się wtyczką rebeliantów. Ekhm, ekhm.

I w ogóle jakie to pocieszne. Księżniczka włoska daje Amisi swój prywatny numer telefonu, żeby Ami w razie czego mogła bezpośrednio do niej zadzwonić i pogadać o nowych fryzurach, sukniach i ewentualnym przewrocie. I najzabawniejsze jest to, że SPOJLER ten cały plan poniekąd zadziała.

I jeszcze jedna sprawa. Nicoletta wybiera na pałacową wtykę dziewuchę z najgorszymi sondażami, a wątpię, żeby miała jakieś konkretne informacje na temat uczuć Maksia. Skąd więc to przekonanie, że Ami zostanie wybrana, skoro wszyscy trąbią, jak to Amisia ma najmniejsze szanse. Nicoletta robi to z przekory, czy co? A może fakt, że Amisia już raz postawiła się królowi na oczach setek ludzi i mediów, przekonał księżniczkę, że najłatwiej będzie ją przekonać do współpracy i obalenia systemu? Fajnie, tylko amisiowe ekscesy nie świadczą zbytnio o jej inteligencji, ani nie wróżą jej długiego życia, więc nie wiem, jak dobry byłby z niej szpieg.



ROZDZIAŁ 20

Następnego dnia rano dziewczęta rozmawiają o nieobecności na śniadaniu królowej. Może ma kaca, może źle się czuje (pochodzi z bardzo zanieczyszczonej okolicy, więc od zawsze jest słaba i chorowita), może pisze z Silvią raport z obu przyjęć. Aż tu wtem!

Kriss urwała w pół zdania, ponieważ pokojówka zatrzymała się koło mnie i podała mi na tacy złożony liścik.Czułam, że wszystkie dziewczęta na mnie patrzą, kiedy podniosłam go ostrożnie i przeczytałam.– Czy to od Maxona? – zapytała Kriss, starając się ukryć zainteresowanie.
– Tak. – Nie podniosłam głowy.
– Co pisze? – naciskała.
– Że chce ze mną chwilę porozmawiać.
Celeste roześmiała się.– Ktoś tu chyba ma kłopoty.Westchnęłam i wstałam, żeby wyjść za pokojówką z sali.– Chyba jest tylko jeden sposób, żeby się o tym przekonać.
– Może w końcu zamierza ją stąd wyrzucić – powiedziała Celeste tak głośnym szeptem, że mogłam ją usłyszeć.
– Tak myślisz? – zapytała Natalie, odrobinę zbyt entuzjastycznie. Przeszedł mnie zimny dreszcz. Może Maxon naprawdę zamierzał mnie wyrzucić? Gdyby chciał porozmawiać albo spotkać się ze mną, ująłby to chyba jakoś inaczej?



Och, gdyby tylko….

Maxon czekał na korytarzu, więc podeszłam do niego nieśmiało. Nie sprawiał wrażenia rozgniewanego, ale był wyraźnie spięty.Przygotowałam się na najgorsze. 
- Słucham? 
Wziął mnie pod ramię. 
– Mamy kwadrans. Nie możesz powiedzieć absolutnie nikomu o tym, co zamierzam ci pokazać. Rozumiesz?


Maksiu, Maksiu, niczego się jeszcze nie nauczyłeś. Co za Wielką Tajemniczą Tajemnicę masz zamiar zdradzić Amisi tym razem?


Wyjął klucz z kieszeni i otworzył jedno skrzydło drzwi, przytrzymując je, żeby mnie przepuścić. Pokój był przestronny i pełen światła, miał mnóstwo okien i dwoje drzwi wychodzących na balkon. Stało w nim łóżko, potężna garderoba, a także stół i krzesła, ale poza tym pomieszczenie było puste.Żadnych wiszących obrazów, żadnych przedmiotów na półkach. Nawet farba na ścianach sprawiała wrażenie lekko spłowiałej.– To apartament księżniczki – wyjaśnił cicho Maxon. Otworzyłam szeroko oczy.
– Wiem, że teraz wygląda dość skromnie. Księżniczka ma sama wybrać, jak chce go urządzić, więc kiedy moja matka przeniosła się do apartamentów królowej, ten pokój został ogołocony ze wszystkiego.
Królowa Amberly tu kiedyś mieszkała. Ten pokój wydał mi się magiczny.
Maxon stanął za mną i zaczął pokazywać różne rzeczy.
– Te drzwi prowadzą na balkon. A tamte – wskazał przeciwległą ścianę – do prywatnego gabinetu księżniczki. Tutaj – odwrócił się w prawą stronę – są drzwi do mojego pokoju. Muszę przecież mieć księżniczkę pod ręką.



No ba.





Zarumieniłam się na myśl o tym, że miałabym spać tutaj, tak blisko Maxona.



Jeśli ona rumieni się, myśląc o spaniu w pokoju obok, to co z robieniem następcy tronu? Myśli o Eadlyn. Brrrr.


– A za tym meblem jest ukryte przejście do schronu. Można się nim też dostać w różne miejsca w pałacu, ale ma służyć głównie do ucieczki przed rebeliantami. – Westchnął.



Wszak odwiedziny ziomali z Północy i Południa są tak częste, że aż czasami następują jedne po drugich.


Twierdza Monty Pythona: 12


Czas na prawdziwą niespodziankę.

– Ja zmierzam je wykorzystać nieco niezgodnie z przeznaczeniem, ale uznałem, że będzie warto.
Maxon położył rękę na ukrytej zasuwce i garderoba wraz z fragmentem ściany przesunęła się do przodu. Zobaczyłam, że Maxon uśmiecha się, patrząc za nią.
 
– W samą porę. 
– Nie spóźniłabym się przecież – odparł czyjś głos. 
Wstrzymałam oddech. To niemożliwe, żeby ten głos należał do tej osoby, do której wydawało mi się, że należy. Zajrzałam za potężny mebel. Ubrana w bardzo skromną sukienkę, z włosami związanymi w koczek, stała tam Marlee. 
– Marlee? – wyszeptałam, pewna, że muszę śnić. – Co ty tu robisz? 
– Strasznie za tobą tęskniłam! – zawołała i przybiegła do mnie z otwartymi ramionami. Kiedy wyciągnęła ręce, zobaczyłam wyraźnie czerwone, gojące się ślady na jej dłoniach. To naprawdę była Marlee. 
Rzuciła mi się na szyję i obie przewróciłyśmy się na podłogę. Byłam tak oszołomiona, że nie potrafiłam przestać płakać i dopytywałam się w kółko, skąd się tu wzięła.Kiedy uspokoiłam się na dostatecznie długą chwilę, Maxon dotknął mojego ramienia. 
– Dziesięć minut. Zaczekam na zewnątrz. Marlee, możesz wrócić tą samą drogą, którą przyszłaś. 
Obiecała, że tak zrobi, i Maxon zostawił nas same. 
– Nie rozumiem – powiedziałam. – Miałaś zostać wysłana na Południe. Miałaś zostać Ósemką. Gdzie jest Carter? 
– Byliśmy tutaj przez cały czas. Właśnie zaczęłam pracę w kuchni, a Carter jeszcze jest rekonwalescentem, ale niedługo powinien się przenieść do stajni.


A nie mówiłam, że Maksio to spoko gość, choć pierdoła?

– Rekonwalescentem? – Tak wiele pytań kłębiło się w mojej głowie, że nie byłam pewna, czemu właśnie to wyrwało się jako pierwsze.
– Tak, może już chodzić, ale trudno mu wykonywać cięższe prace. Będzie pomagać w kuchni, dopóki całkowicie nie wróci do zdrowia. Ale nic mu nie będzie. I patrz na mnie – dodała Marlee, wyciągając ręce. – Mamy doskonałą opiekę. To nie wygląda ładnie, ale przynajmniej już nie boli.
Ostrożnie dotknęłam nabrzmiałych blizn na jej dłoni, niepewna, czy naprawdę mogą nie boleć. Ale Marlee nawet nie drgnęła i w następnej chwili wsunęłam dłonie w jej ręce. To było dziwne uczucie, ale jednocześnie całkowicie naturalne. Marlee była tutaj, a ja trzymałam ją za ręce.



Eee, no chwilunia. Kaźń odbyła się całkiem niedawno. Marlence elegancko spałowano łapki. Wątpię, żeby skoczyło się jedynie niebolesnymi bliznami. Ona powinna mieć albo ręce całe w bandażach, albo wręcz w gipsie i wątpię, żeby tak beztrosko mogła nimi ruszać czy pracować w kuchni.

– Czyli Maxon przez cały czas trzymał cię w pałacu? Marlee skinęła głową.
– Bał się, że nie poradzimy sobie sami, więc zatrzymał nas tutaj. Z pałacu wyjechało dwoje innych służących, brat i siostra, którzy mają rodzinę w Panamie. Dostaliśmy nowe imiona i nazwiska, a Carter zapuszcza brodę, więc niedługo będziemy całkowicie nierozpoznawalni. Mało kto w ogóle wie, że jesteśmy w pałacu, tylko kucharki, z którymi pracuję, jedna z pielęgniarek i Maxon.


BULLSHIT!!! Woodwork pracował w pałacu od jakiegoś czasu, więc wątpię, żeby zwykła broda mogła go tak diametralnie odmienić, żeby np. nikt nie rozpoznał go po głosie, oczach, chodzie itd. Że już o Marlee nie wspomnę. Dziewczyna była na świeczniku, jej zdjęcia pojawiały się w prasie, a ona sama w Biuletynie. Ktoś mógłby łatwo ją rozpoznać i donieść Clarksonowi, a ten dostałby kurwicy jak nic.


- Myślę, że nawet gwardziści o niczym nie wiedzą, bo mają obowiązek składać meldunki królowi, a on nie byłby zadowolony, gdyby się dowiedział.


Nie liczyłabym, że ten stan potrwa długo. Ale wszak to Illea, gdzie gwardziści są ślepi i głusi.


– Mamy malutki pokój, mieści się w nim tylko nasze łóżko i regał, ale przynajmniej jest tam czysto. Starałam się uszyć dla nas nową kapę na łóżko, ale…
– Czekaj, wasze łóżko? To znaczy, śpicie w jednym?


No przecież oni mają TO (gasp!) za sobą, stąd całe zamieszanie.

Marlee uśmiechnęła się.– Pobraliśmy się dwa dni temu. Powiedziałam Maxonowi, że kocham Cartera i chcę za niego wyjść, przeprosiłam też, że zraniłam jego uczucia. Nie był tym dotknięty. Przyszedł do nas dwa dni temu i powiedział, że w pałacu trwają jakieś uroczystości, więc jeśli chcemy się pobrać, to jest właściwa chwila.

Mówiłam, że się nawet nie obrazi, tym bardziej, że jest totalnie zafiksowany na Amisi, a poza tym to facet wycieraczka, więc nie ma co się dziwić.

Policzyłam – dwa dni temu przyjmowaliśmy gości z Federacji Niemieckiej. Cały personel pałacu był zajęty ich obsługą albo przygotowaniami do przyjęcia na cześć włoskich dam.  
– Maxon poprowadził mnie do ołtarza.


Koleś, mimo że głupi jak but z lewej giry, jest zdecydowanie za porządny dla Ami, ona naprawdę na niego nie zasługuje. 

Amisia zauważa na palcu Marlee obrączkę zrobioną ze sznurka. Marlee żartuje, że będą musieli z mężem często robić nowe obrączki, bo szybko się niszczą przy pracy fizycznej. 

Następnie mamy krótką wymianę zdań na temat pierwszego razu. No wiecie, na początku nie jest idealnie, potem lepiej itd. Standardowa scena.


– Czuję się strasznie samotna bez ciebie. Tęsknię za tobą – powiedziałam, bawiąc się sznurkiem na jej palcu.
– Ja też za tobą tęsknię. Może kiedy zostaniesz księżniczką będę mogła częściej się tu zakradać.
Prychnęłam.
– Nie jestem pewna, czy to rzeczywiście nastąpi.
– Jak to? – zapytała całkowicie poważnie. – Przecież nadal jesteś jego ulubienicą, prawda?
Wzruszyłam ramionami.
– Co się stało? – W głosie Marlee brzmiała troska, a ja nie chciałam mówić, że to się zaczęło od jej zniknięcia. To nie była jej wina.


Nie, to była twoja wina, bo nie chciałaś go słuchać nawet po opadnięciu pierwszych emocji, jak ci tłumaczył, że nic innego nie mógł zrobić. Amisia wreszcie na dobre pojęła, że Maksio postarał się pomóc, jak tylko się dało w takiej sytuacji.

Ami ma dalej wątpliwości, czy podoła roli księżniczki.

– Już się nie gniewam, ale nie jestem też pewna, czy chcę być księżniczką. Nie wiem, czy potrafiłabym się zdobyć na to, co on. Poza tym jest jeszcze ten ranking popularności w czasopiśmie, który pokazała mi Celeste. Ludzie mnie nie lubią, Marlee. Byłam na ostatnim miejscu. Nie jestem pewna, czy się nadaję do roli księżniczki. Nigdy nie byłam dobrą kandydatką, a ostatnio idzie mi coraz gorzej. A teraz… teraz… wydaje mi się, że Maxon zbliżył się do Kriss.
– Kriss? Kiedy?
– Nie mam pojęcia i nie wiem, co powinnam zrobić. Jakaś część mnie uważa, że to dobrze, ponieważ ona będzie lepszą księżniczką, a jeśli on naprawdę ją kocha, chciałabym, żeby był szczęśliwy. Wiem, że niedługo będzie musiał odesłać kolejną kandydatkę, więc kiedy dzisiaj mnie wezwał, myślałam, że to ja mam wracać do domu.


Maksio właśnie pokazał ci apartament księżniczki,




a w dodatku umożliwił ci spotkanie z Marlee. A ty nadal uważasz, że mu na tobie już nie zależy?

Marlee roześmiała się.– Ami, to absurd. Gdyby Maxon nic do ciebie nie czuł, odesłałby cię do domu już dawno temu. Jesteś tutaj, ponieważ on ciągle jeszcze nie traci nadziei.



Marlee, błagam, wbij jej do tej pustej łepetyny trochę rozsądku.
– Chciałabym z tobą porozmawiać dłużej, ale muszę już iść – powiedziała. – Korzystamy z tego, że gwardziści mają teraz zmianę warty.
– Nieważne, że widziałyśmy się tak krótko, cieszę się, że jesteś cała i zdrowa.
Marlee przytuliła mnie mocno.
– Nie poddawaj się, dobrze?
– Nie poddam się. Może uda ci się czasem przesłać mi jakiś list?
– Możliwe, zobaczymy. – Marlee wypuściła mnie i stanęłyśmy obok siebie. – Gdyby mnie zapytano o zdanie w tym rankingu, głosowałabym na ciebie. Od początku uważałam, że powinnaś wygrać.
Zarumieniłam się.
– No, idź już. Pozdrów ode mnie męża.
Uśmiechnęła się.
 
– Dziękuję, zrobię to. 
Szybko podeszła do garderoby i znalazła ukryty przycisk. Z jakichś powodów myślałam, że tamta kara fizyczna ją załamała, ale teraz wydawała się silniejsza, nawet chodziła inaczej. Odwróciła się, posłała mi pocałunek i zniknęła.


I co z tym twoim „lepiej umrzeć niż przyjąć publiczną karę”, Amiś?

Wyszłam z pokoju i zastałam Maxona czekającego na korytarzu. Kiedy usłyszał, że drzwi się otwierają, z uśmiechem podniósł głowę znad książki. Usiadłam obok niego.– Dlaczego nie powiedziałeś mi wcześniej?
– Chciałem najpierw się upewnić, że są bezpieczni. Mój ojciec nie wie, co zrobiłem, więc musiałem trzymać wszystko w ścisłym sekrecie, dopóki nie minęło największe niebezpieczeństwo. Mam nadzieję, że będziecie mogły się częściej widywać, ale potrzebuję czasu, żeby to zorganizować.


Maksio stawia się ojcu, na ile może, organizuje Woodworkom robotę za plecami króla (choć akurat trzymanie ich w pałacu to idiotyzm).


Użyj mózgu, Luke: 65


I jeszcze będzie się wyginał, żeby umożliwić Amisi i Marlee spotkania, chociaż Ami zjechała go równo za jego wcześniejsze starania.


Kochanek z kartonu: 25
– Dziękuję – wyszeptałam.
– Nie ma za co.
Nie byłam pewna, co jeszcze powinnam powiedzieć. Maxon po chwili odchrząknął.– Wiem, że jesteś przeciwna wykonywaniu niektórych najtrudniejszych obowiązków związanych z tym stanowiskiem, ale ono daje również wiele możliwości. Myślę, że mogłabyś robić naprawdę wspaniałe rzeczy.


No właśnie, każdy kij ma dwa końce. O ile niektóre aspekty rządzenia są do dupy, to jest też wiele jasnych stron, o których Ami albo nie chce pamiętać, albo zupełnie jej nie interesują.

- Wiem, że teraz widzisz we mnie przede wszystkim księcia, ale musiałabyś się z tym pogodzić w jakimś momencie, gdybyś naprawdę miała być moja.
Nie odwróciłam spojrzenia.
– Wiem.
– Nie potrafię już powiedzieć, o czym myślisz. Wiedziałem to na początku, kiedy jeszcze ci na mnie zależało, ale kiedy nasze stosunki się zmieniły, zaczęłaś na mnie patrzeć inaczej. Teraz czasem wydaje mi się, że to widzę, a czasem mam wrażenie, że już stąd zniknęłaś.
Skinęłam głową.
– Nie proszę cię, żebyś powiedziała, że mnie kochasz. Nie proszę cię, żebyś nagle zdecydowała, że chcesz być księżniczką. Chcę tylko wiedzieć, czy w ogóle chcesz tu być.
Wspaniałomyślność Maxona sprawiła, że moje serce drgnęło. Nadal musiałam się zastanowić nad wieloma rzeczami, ale nie mogłam się poddać. Nie w tej chwili.
Maxon opierał rękę na swojej nodze, więc wsunęłam dłoń pod jego dłoń. Uścisnął ją zachęcająco.
– Jeśli nadal tego chcesz, chciałabym zostać.



I w kółko Macieju! Nic się nie zmieniło. Cały wątek Marlee o kant rzyci rozbić. Tyle traumy, histerii i tupania nóżką zupełnie na nic. Gratuluję!


Co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr: 16

Osiołkowi w żłoby dano: 39



Wróciłam do Komnaty Dam po krótkiej wizycie w łazience. Nikt nie odezwał się ani słowem, dopóki nie usiadłam, i to Kriss miała dość śmiałości, żeby zapytać wprost. 
– O co chodziło? 
Zobaczyłam, że nie tylko ona jest ciekawa, wszystkie dziewczęta obserwują mnie uważnie. 
– Wolałabym nie mówić. 
Moje podpuchnięte od płaczu oczy i taka odpowiedź pozwoliły im się domyślać, że nic dobrego nie wynikło ze spotkania z Maxonem. Musiałam jednak dzielnie znieść ich podejrzenia, żeby chronić Marlee.Naprawdę zabolało mnie to, że Celeste zacisnęła usta, ukrywając uśmiech, Natalie uniosła brwi i udawała, że czyta pożyczone czasopismo, zaś Kriss i Elise wymieniły pełne nadziei spojrzenia.Rywalizacja była bardziej zacięta, niż przypuszczałam.


Zostało was pięć, czyli każda ma teoretycznie 20% szans na wygraną. Tzn my wiemy, że Ami ma 99,9%, ale one nie. Na początku było to ok. 2,85% i walka była zażarta, a co dopiero teraz, kiedy korona jest już tak blisko. Obudź się Amisiu i zakończ ten konkurs na bora!

To wszystko na dzisiaj. Za tydzień Maksio wyjeżdża w obce strony, a to oznacza tylko jedno. Gwardzisto Leger, wystąp!

Statystyka:

Co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr: 16
Dobre Mzimu: 24
Jak mała Kiera wyobraża sobie...: 62
Karny jeżyk potrzebny od zaraz: 15
Kochanek z kartonu: 25
Konkurencja dla Kajusza: 8
Nie, nie jesteśmy w Panem: 24
Osiołkowi w żłoby dano: 39
Queen (Bee) Wannabe: 47
Sam sobie sterem, żeglarzem, okrętem: 7
Twierdza Monty Pythona: 12
Użyj mózgu, Luke: 65

Beige

niedziela, 24 maja 2015

Rozdziały XVII i XVIII


Rozdział 17

Siedziałam pod drzewem z podkulonymi nogami i czekałam. Mama zawsze powtarzała nam, że tak właśnie powinniśmy postępować, jeśli się zgubimy.

Znaczy się...kazała ci się chować wśród lokalnej flory i czekać na interwencję sił wyższych? Cóż, wygląda na to, że mama Singer należy do Szkoły Życia pod patronatem Belli Swan.

Użyj mózgu, Luke: 53

Żebyśmy mieli jasność: ja doradziłabym Americe dokładnie to samo, ale matka powinna żywić do swojego dziecka nieco cieplejsze uczucia i nie czerpać radości z wyobrażania sobie pociechy zeżartej przez wilki.

No dobrze, dobrze, tak tylko się droczę; zdaję sobie sprawę, iż Amisi szukają gwardziści, więc siedzenie na rzyci faktycznie daje jej większą szansę na ocalenie niż snucie się po ciemnym lesie. Nie zmienia to faktu, iż powyższy cytat każe mi wierzyć, że America ze swoim bajecznym IQ zastosowałaby się do polecenia rodzicielki nawet wtedy, gdyby samodzielne odszukanie ścieżki do domu było dla niej jedyną deską ratunku.

Jak to możliwe, że rebelianci zdołali wedrzeć się do pałacu w ciągu dwóch dni pod rząd? Dwa dni pod rząd!

Już tłumaczę - żyjesz w:

Twierdza Monty Pythona: 9

Czy sytuacja poza murami pogorszyła się aż tak bardzo od czasu rozpoczęcia Eliminacji?

...Cass, o czym ty znowu mówisz? Od początku tej książki nie padło ani jedno słowo na temat rzekomego pogorszenia nastrojów społecznych! Odwiedziny rebeliantów to norma już od ponad dwudziestu lat!

* wzdycha ciężko * Pamiętacie sytuację z poprzedniego tomu, gdy autorka nagle zdała sobie sprawę, że stworzyła zbyt wiele bohaterek i kazała Maxonowi zorganizować Ekspresowe Eliminacje, by rozwiązać ów problem? Mamy tu powtórkę z rozrywki. Kiera zrozumiała najwyraźniej, że jesteśmy w połowie książki, a mimo to nadal ciężko dopatrzyć się w „Elicie” jakiejkolwiek rzeczywistej akcji (nie mówiąc o klarownej linii fabularnej), więc na chybcika dopisuje konflikt, który nie ma nic wspólnego z dotychczasowym przebiegiem zdarzeń.
W swoim czasie dowiemy się, że buntownicy wzrośli w siłę tak bardzo, że stanowią zagrożenie nie tylko dla rodziny królewskiej, ale wręcz dla całego kraju. Horror, terror, proszę państwa.

Cass, nie możesz tego robić. Nie możesz przez kilkaset stron wmawiać czytelnikom, że największe straty podczas wizyt rebeliantów to rozbebeszona pościel (pamiętajcie, że oficjalnie nie pada ani słowo o trupach), po czym malować całej sytuacji tak, jakby Illea stała na granicy krwawej rewolucji czy wręcz zagłady. Cofnijmy się zresztą do pierwszych rozdziałów „Rywalek”, gdy Ami nadal przebywała w domu: czy cokolwiek w tych scenach wskazywało na to, że w społeczeństwie się gotuje? Jakieś represje? Akty przemocy? Protesty ze strony ludu?

America żyje w świecie, w którym największymi niedogodnościami są brak cytryn i konieczność zdecydowania, którego tru loffa lubi się bardziej. Mało tego: nikt, ale to absolutnie nikt w pałacu nie poświęca atakom więcej niż jednej myśli, wizyty buntowników są wpisywane w rządowy kalendarz, a królowa prosto ze schronu radośnie wędruje do ogrodu. Skoro sami bohaterowie nie traktują serio całego tego cyrku, to dlaczego ja, czytelniczka, mam patrzeć na Południowców i mieszkańców Północy jak na realne zagrożenie? I z jakiej racji mam wierzyć, że ich działania są efektem powszechnego zmęczenia monarchią, skoro przez całą serię z uporem maniaka pokazuje się nam, jak bardzo Illeańczycy lubią króla i królową? Nawet jeśli przyjmiemy, że owa „sytuacja” dotyczy wyłącznie buntowników, którzy odcinają się od społeczeństwa jako takiego, to moje poprzednie pytanie nadal pozostaje aktualne: jakim cudem nigdy nie słyszymy o wpływie (negatywnym lub pozytywnym), jaki walczący wywierają na resztę kraju? I nie, jedna rzucona mimochodem uwaga o obniżeniu statusu kilkunastu rodzin to nie jest wystarczające usprawiedliwienie skoro, jak podkreśliłam w mojej poprzedniej analizie, Clarkson w ogóle nie powinien był dowiedzieć się o podobnych występkach.

Gdy Collins chciała pokazać, że Katniss rozgniewała Snowa, to kazała prezydentowi spalić główny hal targowy dystryktu, zesłać do Dwunastki zakazane mordy lubujące się w używaniu bata i przywrócić publiczne egzekucje. Kiedy Cass chce, by czytelnicy poczuli grozę bijącą od rebeliantów, to każe im mazać błotem po ścianie i nosić kurtki haftowane w kwiatki. Przyznacie, że coś tu jest nie tak.

Jak mała Kiera wyobraża sobie...: 59
Nie, nie jesteśmy w Panem: 23

Sądząc po tym, co pamiętałam z Karoliny i czego doświadczyłam w pałacu, to było wydarzenie bez precedensu.

Cóż, Americo, to miło, że popierasz moje stanowisko. Powtórzę: nie mamy żadnych dowodów na to, iż w Illei gotuje się bardziej niż zazwyczaj. Atak Południowców przebiegł według powszechnie znanego scenariusza; jeśli zaś chodzi o czasowe nałożenie się na siebie napaści, to prawdę powiedziawszy jestem zdumiona, że zdarzyło się to po raz pierwszy od dwóch dekad biorąc pod uwagę, jak często obie grupy wpadają na herbatę. No, chyba że zaakceptujemy teorię Beige mówiącą o tym, iż buntownicy zawczasu ustalają między sobą terminy najazdów, a ów straszny napis był po prostu informacją dla Clarksona, że koordynacja się rypła i człowieki z Północy wpadną wcześniej niż zazwyczaj.

Miałam podrapane nogi, a teraz, kiedy nie musiałam się już ukrywać, czułam, że zaczynają mnie piec. Miałam też nieduży siniak na udzie, chociaż nie wiedziałam nawet, skąd się wziął. Chciało mi się pić, a kiedy tak siedziałam, poczułam się zmęczona z powodu napięcia emocjonalnego, psychicznego i fizycznego po wydarzeniach tego dnia.

Dziewczyno, przebiegłaś jakiś kilometr i wspięłaś się na drzewo. Nie jesteś Katniss, która toczyła na arenie walkę o przeżycie...

Nie, nie jesteśmy w Panem: 24

Oparłam głowę o drzewo i zamknęłam oczy. Nie zamierzałam zasypiać, ale tak się właśnie stało.

...i może to i dobrze, bo gdybyś zamieniła się z nią miejscami, niechybnie zginęłabyś tuż po zejściu z platformy. Mogę się śmiać z płaczu Amisi nad podrapanymi nóżkami, ale pozostaje faktem, iż znajduje się na obcym terenie, na którym nadal mogą ukrywać się rebelianci. To, że obładowana makulaturą panna zostawiła cię w spokoju nie oznacza, że pozostali będą równie mili.

Użyj mózgu, Luke: 54

Amisię budzą nawoływania gwardzistów. Nasza heroina od razu dostrzega wśród nich Aspena i rzuca mu się na szyję; na szczęście tym razem wszystko można złożyć na karby ulgi, więc nie będzie karnych punkcików.

Byłem przerażony, że znajdziemy tylko twoje ciało. Nic ci nie jest?
Mam trochę podrapane nogi.

...Amisiu, mam wrażenie, że Aspenowi chodzi raczej o to, czy nie zostałaś pobita/zgwałcona/poddana wymyślnym torturom.

Lady Americo, czy jest pani ranna? – zapytał dowódca.
Potrząsnęłam głową.
Mam tylko kilka zadrapań.
Nie skrzywdzili pani?
Nie, nie udało im się mnie złapać.
Sprawiał wrażenie lekko zaskoczonego.
Nie wydaje mi się, żeby którakolwiek z pozostałych dziewcząt mogła im uciec w takiej sytuacji. Uśmiechnęłam się, czując w końcu ulgę.
Żadna z pozostałych dziewcząt nie była Piątką.

Co ma piernik do wiatraka? Piątki to artyści! To raczej Celeste, wywodząca się z Dwójek i w związku z czym mająca dostęp do luksusów w rodzaju treningów (jako modelka musi wszak trzymać formę) powinna być w stanie wykazać się świetną kondycją.

Kilku gwardzistów, z Aspenem włącznie, roześmiało się.
Słuszne słowa. Wracajmy.
Dowódca wyszedł przed grupę i zawołał:
Zachowajcie czujność! Mogą się tu jeszcze kręcić!

No to...może tak... PRZESZUKACIE LAS?

Twierdza Monty Pythona: 10
Użyj mózgu, Luke: 55

Naprawdę, nic dziwnego, że rebelianci od dwudziestu z górą lat grzebią w bieliźniarce Clarksona, skoro gwardia pałacowa miast organizować natychmiastową obławę woli barykadować się w pałacu i mocno zaciskać kciuki, by ci okropni awanturnicy jak najszybciej poszli do domu.

Ami szeptem oznajmia Aspenowi, że skłamała; Dziewczyna w Kurtce w Kwiatki nie tylko ją zauważyła, ale nawet przed nią dygnęła.

Przypomniałam sobie, jak Maxon opisywał obie frakcje rebeliantów i domyśliłam się, że dziewczyna musiała być z Północy. Nie było w niej żadnej agresji, tylko chciała wypełnić swoją misję. Nie miałam też wątpliwości, że za nocnym atakiem stali Południowcy. Czy to oznaczało, że ataki miały miejsce jeden po drugim, ale odpowiadały za nie różne frakcje?

Eee...tak. To dosyć logiczne i oczywiste.

Użyj mózgu, Luke: 56

Czy rebelianci z Północy obserwowali nas, czekając na chwilę słabości? Myśl o tym, że tak starannie szpiegowali pałac, wydawała mi się odrobinę przerażająca.

Wierzcie albo nie, ale America właśnie udowodniła, iż jest w stanie kombinować lepiej niż sam władca kraju wespół w zespół ze swymi doradcami. Tak, Amisia jako jedyna wpadła na pomysł, że rebelianci mogliby mieć swoją wtykę w pałacu.

Użyj mózgu, Luke: 57

Jednocześnie ten atak był niemal zabawny. Czy oni tak po prostu weszli przez drzwi frontowe?




...Kochani, rozkoszujcie się tym zdaniem. To pierwszy i ostatni raz gdy Cass przyznaje, że wątek napadów na pałac jest wprost niewypowiedzianie idiotyczny.

Twierdza Monty Pythona: 11

Bo America ma rację – dokładnie to się wydarzyło.

Wyimaginujcie to sobie. Leniwe popołudnie (wszak o nocnym ataku nikt już nie pamięta), królowa wraz z kandydatkami odpoczywa w ogrodzie; pokojówki szyją Amisi kolejne dziesięć sukni jednocześnie grając na banjo i ucząc się węgierskiego; Clarkson tłumaczy synowi, że piechota morska nie umie chodzić po morzu. Aż tu wtem! Przez główną bramę wpada zgraja wieśniaków z widłami i pochodniami. Gwardziści stoją nieopodal, nerwowo wyłamując place; wyprosili by ich, ale przecież gość w dom, Bóg w dom, a poza tym brzydzą się przemocą.

Naprawdę, aż dziw, że przywódca którejś frakcji pewnego dnia po prostu nie oznajmił królowi: „Stary, może jednak dałbyś nam klucze? Bo wiesz, strasznie się człowiek namęczy, zanim wyważy takie wielgachne wrota, a stawy już nie te”.

Ona niosła mnóstwo książek – powiedziałam.
Aspen skinął głową.
Tak, to się często dzieje. Nie mam pojęcia, co z nimi robią, podejrzewam, że używają na podpałkę.

- Albowiem w Illei wymiotło wszystkie lasy, a ten, przez który właśnie idziemy, to las krzyży. Aluminiowych.

Użyj mózgu, Luke: 58

Hmmm – odpowiedziałam, nie komentując tego. Gdyby potrzebowali podpałki, potrafiłam sobie wyobrazić miejsca, w których znacznie łatwiej byłoby ją znaleźć niż w pałacu.

Wiecie co? Amisia zaczyna nam się zmieniać w tytana intelektu...

Tej dziewczynie tak zależało na zebraniu rozrzuconych książek, że musiało się za tym kryć coś więcej.

...a nie, jednak wszystko w normie.

Użyj mózgu, Luke: 59

Minęła prawie godzina, zanim powolnym marszem dotarliśmy do pałacu. Chociaż Aspen był ranny, nie zgodził się wypuścić mnie z ramion i sprawiał wrażenie, jakby ten spacer sprawiał mu przyjemność pomimo dodatkowego wysiłku. Mnie także sprawiało to przyjemność.

Przyjemność sprawia ci, że twój rzekomy ukochany naraża zdrowie dźwigając twój zad, mimo że wszystko, co ci dolega to kilka zadrapań? Nie mam więcej pytań.

Przez najbliższe dni mogę być bardzo zajęty, ale postaram się niedługo wpaść do ciebie – szepnął Aspen, kiedy przechodziliśmy przez rozległy trawnik, zbliżając się do pałacu.
Dobrze – odparłam równie cicho.

Powtórz to jeszcze kilka razy, na wypadek gdyby któryś z twoich kompanów nie dosłyszał.

Użyj mózgu, Luke: 60

Ale cóż to? Okazuje się, iż w pałacu brak komitetu powitalnego! Nawet Maxon nie zainteresował się stanem zdrowia swej lubej. Jakkolwiek jestem całym sercem za utarciem nosa Ami, to spodziewałabym się, że przynajmniej królowa wyrazi zainteresowanie losem dziewczyny, na której rebelianci równie dobrze mogliby właśnie przeprowadzać eksperymenty przy użyciu ostrych przedmiotów. Ale cóż; skoro w zapasie są jeszcze cztery inne, to najwyraźniej nie ma co specjalnie przejmować się losem Singerówny.

Co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr: 15

Aspen dostał polecenie zabrania mnie do skrzydła szpitalnego, żeby doktor Ashlar mógł opatrzyć moje nogi.

Strach pomyśleć, co by się stało, gdyby zwichnęła sobie nadgarstek. Jak nic nie wypuszczono by jej z łóżka przez następne pół roku.

Ktoś biegnie zawiadomić króla, że America żyje (no proszę, czyli jednak trochę się interesują), a zmęczona Ami zasypia. Zgaduj – zgadula; kogo widzi po ponownym otworzeniu oczu?

Nie chciałem cię obudzić – powiedział Maxon półgłosem. – Śpij dalej. – Siedział na krześle przy moim łóżku tak blisko, że gdyby chciał, mógłby oprzeć głowę na mojej ręce.

No, Maksiu, trochę się zrehabilitowałeś, choć podejrzewam, że nawet kolejne sześć par dżinsów nie wystarczy, by Amisia mogła wybaczyć ci wczorajszą zniewagę.

Nasze gołąbeczki przez chwilę oddają się niezręcznemu milczeniu, które przerywa – nie uwierzycie – nagły moment iluminacji w wykonaniu Amisi.

(...) pobiegłeś za mną. Kazałeś gwardziście zanieść Kriss w bezpieczne miejsce, ponieważ nie mogła biec. Robiłeś wszystko, żebyśmy były bezpieczne. Więc dlaczego miałbyś skrzywdzić którąkolwiek z nas?
Maxon milczał, niepewny, do czego zmierzam.
Teraz to rozumiem. Skoro tak się troszczysz o nasze bezpieczeństwo, nie mogłeś chcieć postąpić w ten sposób z Marlee. Jestem pewna, że gdybyś mógł, zapobiegłbyś temu.
Maxon westchnął.
Bez namysłu.
Wiem.

Taaak.

Pamiętacie, jak mówiłam, że całą dramę z rozdziału trzynastego można o kant dupy potłuc, bo marionetki Cass tak czy inaczej zmieniają zdanie co pięć minut i zlinczowanie Marlee nie będzie miało żadnych długofalowych skutków jeśli chodzi o relację America - Maxon? Oto dowód. Ja nigdy Was nie oszukuję. Oficjalnie wracamy na stare śmieci.

Osiołkowi w żłoby dano: 37

Maksiu obiecuje Amisi, że wkrótce jej coś pokaże – chłopie, weźże na wstrzymanie, już i tak beztrosko dzielisz się z nią materiałami wagi państwowej – po czym przypomina Ami, że przez całą tę hecę z rebeliantami jest do tyłu z przygotowaniami.

...Dwie noce temu napadli ich Południowcy.

...Wczoraj napadła ich Północ.

...Ataki miały miejsce jeden po drugim.

...Nikt nie został schwytany.

...Co robisz? Przypominasz gościom z Niemiec i Włoch, żeby zabrali ze sobą krem do opalania i dobry humor (szwagier z Norwego-Szwecji już uprzedził, że o alkohol dbają gospodarze).

Użyj mózgu, Luke: 61

America panikuje, że na pewno nie wyrobią się z Kriss (co w takim razie ma powiedzieć drużyna, która przygotowuje WCZEŚNIEJSZĄ imprezę?), ale Max uspokaja ją, że nie wywali jej, nawet jeśli przyjęcie będzie katastrofą. Od słowa do słowa wychodzi na jaw, że po wizytach odbędą się kolejne Eliminacje.

Mam jakieś dwa tygodnie, zanim zaczną ode mnie oczekiwać kolejnego wyboru. Te przyjęcia będą miały ogromne znaczenie. Ty i Kriss macie trudniejsze zadanie – nowe relacje dyplomatyczne, mniej osób do pomocy, a chociaż Włosi uwielbiają świętować, bardzo łatwo jest ich czymś obrazić. Jeśli dodamy do tego, że jeszcze praktycznie nic nie zrobiłyście…

Wiecie co? Ataki atakami – dlaczego, u diabła, kazano dziewczynom zorganizować olbrzymią dyplomatyczną fetę w tak śmiesznie krótkim czasie? To byłoby przecież spore wyzwanie nawet dla firm zajmujących się profesjonalnie tego typu usługami! Powtórzę za Beige: czy Cass naprawdę uważa, że Royal Wedding został zaplanowany z dnia na dzień, z Harrym dmuchającym balony do ozdobienia sali weselnej i Filipem wybierającym kolor serwetek?

Jak mała Kiera wyobraża sobie...: 60
Sam sobie sterem, żeglarzem, okrętem: 6

A teraz uwaga, kochani, czas na teh!dramę:

Nie powinienem wam pomagać, ale gdybyś czegoś potrzebowała, powiedz mi koniecznie. Nie mogę odesłać do domu żadnej z was.
Kiedy po raz pierwszy się pokłóciliśmy – to była ta głupia sprzeczka o Celeste – myślałam, że Maxon złamał mi serce. Po raz drugi myślałam tak po tym, co się stało z Marlee. Byłam pewna, że za każdym razem, kiedy coś staje mi na drodze, jakiś kawałeczek mojego serca rozpada się w nicość. Ale nie miałam racji.
Teraz, kiedy leżałam na szpitalnym łóżku, moje serce po raz pierwszy zostało złamane przez Maxona Schreave, a ból wydawał się niemal nie do zniesienia. Do tej pory mogłam sobie wmawiać, że tylko mi się wydaje, że dostrzegam coś pomiędzy nim a Kriss, ale teraz zyskałam pewność. Zależało mu na niej. Może tak samo jak na mnie.

He, he, he. No i co, Amisiu – nie tak fajnie znaleźć się po drugiej stronie rzeczki, prawda?


A tak swoją drogą, jeśli chcecie wiedzieć, skąd wziął się ten nagły przypływ książęcych uczuć do Kriss... cóż, na mnie nie patrzcie. Najwyraźniej Cass bardzo lubi „Intruza” i uznała po lekturze tego wątpliwej jakości dzieła, że jeden trójkąt miłosny to za mało; niniejszym Kriss Ambers oficjalnie awansuje na Główną Rywalkę Ameriki.

Fanfary!


Maksiu zbiera się do wyjścia; oznajmia jeszcze Amisi, że bardzo się cieszy, iż nic jej się nie stało.

Popatrz na mnie, Ami – poprosił łagodnie.
Zrobiłam to.
Nie mam do ciebie pretensji. Mogę zaczekać.

Kochanek z kartonu: 24

- Chcę tylko, żebyś wiedziała… Brakuje mi słów, żeby wyrazić, jaką ulgę poczułem, kiedy znalazłaś się cała i zdrowa. Nigdy w życiu nie byłem tak wdzięczny losowi.
Milczałam, oszołomiona, jak zawsze, gdy jego słowa dotykały najwrażliwszego miejsca w moim sercu. W głębi duszy niepokoiłam się tym, jak łatwo przychodzi mi w nie wierzyć.
- Dobranoc, Ami.



Rozdział 18

Chcecie wiedzieć, ile stron liczy sobie ten rozdział?

Dwie.

Powtórzę, na wypadek gdyby ktoś nie zauważył:

DWIE.

I nie, najprawdopodobniej nie mam niepełnej wersji, bowiem te strony łączą się ze sobą w logiczny sposób, a na ostatniej (i DRUGIEJ) jest jeszcze sporo wolnego miejsca, co wskazuje na zakończenie konkretnego wątku.

Cass, niniejszym przebiłaś samą siebie i swój czterostronicowy rozdział. Moje gratulacje.

Zaczynamy od Ameriki i Kriss, uwijających się jak mróweczki przed przyjazdem gości:

Był poniedziałek wieczór, a może wtorek rano – o tak późnej porze trudno było zdecydować. Przez cały dzień pracowałyśmy z Kriss, wyszukując odpowiednie tkaniny, polecając lokajom rozwieszać je, wybierając suknie i biżuterię, jaką zamierzałyśmy założyć, dobierając porcelanową zastawę i szykując ogólny zarys menu. Jednocześnie słuchałyśmy włoskich zdań, jakie powtarzali nam korepetytorzy z nadzieją, że coś zapamiętamy. Ja przynajmniej znałam hiszpański, dzięki czemu było mi trochę łatwiej, bo te języki były dość podobne. Kriss robiła, co w jej mocy, żeby nie zostawać w tyle.

Jak pisałam w komentarzu pod poprzednim rozdziałem, zajmowanie się przez dziewczyny każdą popierdółką to nie jest zwyczajny test mający na celu sprawdzenie kreatywności i zdolności organizacyjnych kandydatek; królowa NAPRAWDĘ zajmuje się osobiście duperelami w rodzaju dobierania zasłon do dywanów i (tak, to kanon) kosztowania każdej potrawy, która ma pojawić się na stole.

Sam sobie sterem, żeglarzem, okrętem: 7

A zresztą...wiecie co? W sumie niech się nawet zajmuje; ostatecznie i tak nie robi nic poza dbaniem o swoją koafiurę, więc równie dobrze może od czasu do czasu przydać się do czegoś i własnoręcznie przygotować posypane brokatem zaproszenia na imprezę.

Mnie zastanawia raczej, dlaczego kandydatki, które nie znają ani języka, ani obyczajów gości zmusza się najpierw do wybierania porcelany, a dopiero później do nadrobienia braków w edukacji. Ostatecznie, jak widzimy na załączonym obrazku, dziewczyny niczego się tak naprawdę nie uczą; nie ma z nimi żadnego stylisty, dekoratora czy specjalisty od etykiety, który tłumaczyłby im, jakie ozdoby byłyby najodpowiedniejsze – Kriss i Amisia robią wszystko „na czuja”, a tego byłby w stanie dokonać w miarę rozgarnięty dzieciak. Pamiętajmy, że stosunki między Illeą i Włochami są nadal dosyć niepewne; śmiem twierdzić, że zagranicznego króla nieodpowiedni gest czy słowo może urazić daleko bardziej niż obrus w niemodny wzorek.

Użyj mózgu, Luke: 62

Powinnam być wyczerpana, ale mogłam myśleć tylko o słowach Maxona.
Co zaszło między nim a Kriss? Dlaczego nagle stali się sobie tak bliscy? Czy w ogóle powinnam się tym do tego stopnia przejmować?

a) cholera wie
b) bo tak chciała autorka
c) nie, jesteś Mary Sue, cały świat tak czy inaczej kręci się wokół twojej rzyci.

Ale tu chodziło o Maxona. Niezależnie od tego, jak bardzo próbowałam nabrać dystansu, zależało mi na nim. Nie byłam gotowa, żeby o nim całkowicie zapomnieć.

Osiołkowi w żłoby dano: 38

Amisia myśli, myśli, a to myślenie tak ją męczy, że postanawia odszukać jakichś pomocnych życiowych prawd dotyczących roli księżniczki – no gdzie? Tak, zgadliście: w różowym pamiętniczku Grzesia!


Podeszłam do taboretu, wyjęłam z niego zapiski i z całego serca miałam nadzieję, że znajdę w nich coś mądrego. Gregory Illea nie urodził się arystokratą, musiał się tego nauczyć. Sądząc po tym, co pisał przy okazji Halloween, już wtedy przygotowywał się na wielką zmianę w swojej przyszłości. Zdjęłam okładkę, chroniącą zawartość przed światem, i zaczęłam czytać.

No to co – gotowi?

Pragnę uosabiać tradycyjne amerykańskie ideały. Mam piękną rodzinę i jestem niezwykle zamożny, a oba te elementy pasują do tego wizerunku, ponieważ nie spadły mi z nieba. Każdy, kto mnie teraz zobaczy, będzie wiedział, jak ciężko pracowałem na to, co udało mi się osiągnąć.
Jednakże to, że zdołałem wykorzystać obecną pozycję i ofiarować krajowi tak wiele, podczas gdy inni nie mogli lub nie chcieli tego zrobić, zmieniło mnie z bezimiennego milionera w powszechnie znanego filantropa. Nie mogę na tym poprzestać. Muszę robić więcej, stać się kimś więcej. U władzy obecnie jest Wallis, a nie ja, więc ja muszę znaleźć sposób, by dać społeczeństwu to, czego potrzebuje, i jednocześnie nie być postrzeganym jako uzurpator. Może przyjść dzień, w którym obejmę władzę i będę mógł postępować zgodnie z własnym uznaniem. Na razie postaram się zajść jak najdalej, przestrzegając obecnych zasad.”

„Kochany pamiętniczku, szykuję się do zdrady stanu. Mam nadzieję, że mi się uda! Ups, muszę zmykać, żona woła mnie na obiad. Do zobaczenia”.

Konkurencja dla Kajusza: 8

Wiecie co? Mam szczerą nadzieję, że Cass wyda kiedyś cały pamiętnik Gregory'ego. A nawet wszystkie dwanaście tomów. To byłaby najśmieszniejsza lektura mojego życia.

Spróbowałam znaleźć jakieś przesłanie dla siebie w jego słowach. Pisał, żeby wykorzystać swoją pozycję. Pisał, żeby przestrzegać zasad. Pisał, żeby się nie bać.

Americo...chyba przegapiłaś podczas lektury zwrot „na razie”.

Może to powinno mi wystarczać, ale nie wystarczało. Nie było przydatne nawet w najmniejszym stopniu. Ponieważ Gregory mnie zawiódł, pozostał tylko jeden mężczyzna, na którego mogłam liczyć. Podeszłam do biurka, wyjęłam kartkę oraz długopis i napisałam krótki list do mojego ojca.


I to już wszystko na dziś. A za tydzień: wizyta Włochów i nowe wieści dotyczące Marlee. Zostańcie z nami!


Statystyka:

Co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr: 15
Dobre Mzimu: 24
Jak mała Kiera wyobraża sobie...: 60
Karny jeżyk potrzebny od zaraz: 15
Kochanek z kartonu: 24
Konkurencja dla Kajusza: 8
Nie, nie jesteśmy w Panem: 24
Osiołkowi w żłoby dano: 38
Queen (Bee) Wannabe: 45
Sam sobie sterem, żeglarzem, okrętem: 7
Twierdza Monty Pythona: 11
Użyj mózgu, Luke: 62


Maryboo