niedziela, 19 lipca 2015

Materiały dodatkowe - „Elita”, czyli „Tydzień Inspiracji”


M: Cóż mogę powiedzieć, kochani? Nawet nie wiecie, że na to czekaliście.

Tak, tak; to już kolejna odsłona materiałów dodatkowych pochodzących ze strony internetowej pani Cass. Tym razem wzięłyśmy na tapetę wpisy, które pojawiły się po wydaniu drugiego tomu serii, noszące nazwę „Tygodnia Inspiracji”.

Czy łamaliście sobie głowę nad wyglądem Singer Manor? A może chcecie wiedzieć, kto (prócz Gale'a Hawthorne'a) służył za inspirację podczas tworzenia postaci Aspena? Jeśli tak, to właśnie nadszedł Wasz szczęśliwy dzień, albowiem za chwilę otrzymacie odpowiedź na te i inne pytania.

Niniejszy wpis podzielony jest na pięć części, poświęconych kolejno: domostwu Amisi, Aspenowi, Americe, Maxonowi i królewskiemu pałacowi. Nie przedłużając: zapraszamy do lektury!



Jak wiedzą wszyscy Rywalkomaniacy, w tę środę, 26 lutego, obchodzimy urodziny Ameriki. Juhuu! Pomyślałam, że w ramach uczczenia zarówno jej urodzin, jak i zbliżającej się premiery ostatniej części trylogii dobrze byłoby nieco powspominać. Cofnijmy się zatem do samego początku, roku 2008, kiedy to zaczęłam pracować nad historią Ameriki. Tworzyłam etapami, a kiedy potrzebowałam chwili wytchnienia (lub byłam zmuszana zrobić sobie przerwę przez naszą heroinę, która bardzo niechętnie dzieliła się szczegółami ze swojego życia), skupiałam się na świecie przedstawionym.


B: Ahahahahahaha!!! „Skupiałam się na świecie przedstawionym”, no coś podobnego, nie domyśliłabym się.


W swoim gabinecie mam Księgę Inspiracji. Nim stworzono Pinterest, to właśnie tam znajdowały się wszystkie obrazki i inne bazgroły, które pomagały mi zwizualizować sobie Illeę, składające się na nią miejsca oraz jej mieszkańców.

M: Swoją drogą – jeśli komuś się nudzi i/lub ma konto na Pintereście, niech zajrzy do wpisów oznaczonych jako 'Selection'. Powrót do lat dzieciństwa i krainy disnejowskich księżniczek gwarantowany!

Znacie już część z nich, jak lista dziewczyn wybranych do udziału w Eliminacjach czy ten OKROPNY rysunek przedstawiający moją wizję okładki. Ale są też inne rzeczy – część z nich pokażę Wam w tym tygodniu, który będzie nosił nazwę Tygodnia Inspiracji.


B: Tylko że ty nam pokazujesz jakieś pierdoły, zamiast porządnie przedstawić ten swój wymyślony świat i wytłumaczyć, o co chodzi z klasami, historią i geografią Illei. Co mnie tam obchodzi Zackuś Efron? No cóż, ale przecież znam priorytety Kiery, więc nie powinnam się dziwić.


Mnóstwo detali muszę utrzymać w tajemnicy, a ponieważ spora część serii to opisy dziewczyn w pięknych sukienkach, ilość materiałów którymi warto się podzielić jest...ograniczona. Tak naprawdę nie mam zbyt wiele do powiedzenia.


B: To po co w ogóle napisałaś to badziewie?

M: Nie ma to jak autor, który radośnie przyznaje, że jego książki traktują o dupie Maryni.


Tak czy inaczej, to właśnie tu wszystko się zaczęło. Powróćmy do pierwszego dnia i pierwszej strony; powróćmy do domu Ameriki.
Pierwsza część “Rywalek”rozgrywa się w domu Ameriki i choć od początku podskórnie czułam jak może on wyglądać, przez wzgląd na poszczególne sceny musiałam stworzyć jego dokładny plan. Oto on:




B: I to jest dom tej biednej, przymierającej głodem rodziny Singer? Po lamentach nad straszliwymi warunkami Singerów można było się spodziewać jakiejś lepianki. A to jest wyrąbana chata.

M: Słowo daję, jedyny minus tej chałupy to brak drzewka cytrynowego w ogrodzie.

Z przodu po lewej stronie znajdziemy największą sypialnię należącą do Shaloma i Magdy. Obok mamy pokój May, który ta dzieliła z Americą przed wyprowadzką Kenny. W lewym tylnym rogu znajduje się dawna sypialnia Kenny (obecnie zajmowana przez Americę), z której dobrze widać domek na drzewie. Za ścianą leży pokój należący do Gerada, który dzielił z Kotą przed wyprowadzką tego drugiego.
Zauważcie, iż na piątkę dzieci przypada jedna łazienka. Koszmar.


B: Ojejku, jedna łazienka?! Horror!!! Tak nie da się żyć! A rozumiem, że owa łazienka dobrze działa i nie ma problemu z wodą czy urządzeniami sanitarnymi?

M: Innymi słowy, przymierający głodem Singerowie mieszkają w pięciopokojowym (doliczcie salon) mieszkaniu. Istne slumsy. Cass, mam pytanie – skoro tak im ciężko utrzymać ten dom, to dlaczego nie zamienią go na coś mniejszego, skoro Kenna i Kota już wyprowadzili się na swoje?


Naszkicowany przeze mnie telewizor jest naprawdę duży (choć nie ma płaskiego ekranu)

B: Bida, aż piszczy, bo nie ma LCD.

M: Full HD prawem, nie towarem!
Autorko, no bez jaj. Czy ty NAPRAWDĘ nie widzisz, jak kuriozalnie wyglądają te wynurzenia w zestawieniu z płaczem Amisi, jak to jej rodzina przymiera głodem?


I właśnie tak go sobie wyobrażam. Jeśli chodzi o dywany i ogólny wystrój, wyobraźcie sobie lata 70 widziane oczami kogoś, kto wychowywał się dekadę później (wyliniałe dywany, wszystko w barwach pomarańczu i bursztynu, drewno w ciepłym odcieniu). Pokoje dzieci tak nie wyglądają, ale reszta domu i owszem.

B: Już mi się powoli sarkazm kończy.

M: Ja natomiast wizualizuję sobie boazerię na ścianach rodem z PRL.


Do garażu (wiecznie zamkniętego, jako że nie mają samochodu) prowadzi podjazd; garaż jest wykorzystywany przez tatę Ameriki i May (a w przeszłości był używany i przez Kotę) do wykonywania zamówień. Jest tam zimno w zimie i gorąco latem; naprawdę cierpią dla sztuki.


B: Piątki nie mają klimy. Powiedzcie to np. rzeźbiarzom ze starożytności.

M: To niech sobie kupią wiatrak i przenośny grzejnik. Zaczynam podejrzewać, że Singerowie bardzo lubią epatować swoją pseudo-biedą i pseudo-poświęceniem (ale TV o przekątnej 42 cali musi być).

Trochę przywodzi to na myśl magazyn, ponieważ mają tam całe półki wypełnione towarami zakupionymi w hurcie (nigdy nie wiadomo, co się może przydać, a poza tym tak jest taniej). Od czasu do czasu zatrudniają jakąś (ekhm, ekhm) Szóstkę aby mieć pewność, że wszystko znajduje się na swoim miejscu i by łatwiej było się zorientować, ile ze swoich zapasów już zużyli. Nie każdy artysta jest zarazem dobrym biznesmenem.
 
B: Stać ich na zatrudnienie pomocy do zrobienia czegoś, co mogą zrobić sami (co ma umiejętność zrobienia podstawowego remanentu do bycia zajebistym biznesmenem?). Gdyby naprawdę było u nich tak krucho z kasą, odkładaliby pieniądze na okresy bez zleceń, a nie wydawali na zbytki. 

M: Czyżby subtelna aluzja, że tatko Singer nigdy nie nauczył się rachować? Naprawdę, Cass, nawet ja potrafię policzyć czy zostały mi trzy, czy trzydzieści trzy puszki farby. Z tego co wiem Shalom kupuje towary na użytek własny, a nie prowadzi illeański odpowiednik Praktikera.

Ostatnio dużo myślę drzwiach wejściowych do ich domu. Ponieważ są artystami, mam ochotę je jakoś pokolorować, ale jestem przekonana, że są czarne.


B: Mroczne i ponure, bo biedaaaa!!!

M: Dziękuję, Cass, jestem pewna, że nie zdołałabym zasnąć bez tej informacji.


Ich ogródek jest niewielki, ale dobrze utrzymany; mieszkają na samym krańcu miasta, gdzie domy jednorodzinne ustępują apartamentowcom. Gdyby pójść w drugą stronę, trzeba się trochę przespacerować nim dotrze się do przestrzeni zajmowanej przez sklepy, restauracje i Urząd Obsługi Prowincji Karoliny.


M: Eee... To wszystko? Karolina składa się z urzędu, knajp i sklepów? Nie mają tam jakiejś szkoły? Poczty? Banku? Szpitala?


Singerowie spędzają większość czasu w swoim domu. Jest przestarzały, ale przytulny.


M: Cass, nie irytuj mnie.


Niezależnie od sporadycznych chwil wypełnionych napięciem, zawsze panuje w nim miłość.


Tydzień inspiracji! Dzień 2!


Dziś opuścimy dom Ameriki i udamy się do domku na drzewie, a konkretnie do chłopaka, który tam na nią czeka. Tak, dzisiaj zajmiemy się Aspenem Legerem.
Pierwsze zachowane przeze mnie zdjęcie przedstawiające Aspena (które, przyznaję, może być nieco szokujące) wygląda tak:



M: Słuchajcie, nie mam absolutnie nic do Zaca Efrona, ale... naprawdę? Kto następny – Miley Cyrus w roli Kriss?

Wiem, że Efron to dziwny wybór, zwłaszcza, że kiedy czasami na niego patrzę przywodzi mi na myśl Maxona.

M: W takim razie nasza gra w skojarzenia jest krańcowo różna, mnie bowiem przywodzi on na myśl wyłącznie 'High School Musical'.

Ale bardziej niż rysy twarzy przemawia do mnie to, jak się prezentuje; w tych dżinsach i butach wygląda na twardego gościa, który niejedno w życiu przeszedł.

M: Dla mnie wygląda raczej jak chłopaczek bujający się do rytmu jakiegoś popowego przeboju powstałego w stajni Disneya, ale co kto lubi.

Widać w nim zarówno energię, jak i zmęczenie, nieustanną walkę o kontrolę nad swoimi reakcjami.

M: A nie mówiłam? Tancerz jak malowane! Aspen, może powinieneś spróbować szczęścia w 'You can dance'?

Sama nie wiem, coś w tym zdjęciu po prostu krzyczy do mnie: „TO ASPEN”.
Kiedy po raz pierwszy przeczytałam hasło zamieszczone na górze fotografii, wiedziałam, że to jego słowa.


M: No, akurat Leger robi co w jego mocy, aby ów sekret jak najszybciej wyszedł na światło dzienne.


Współczuję Aspenowi.

M: A ja nie.


Myślę, że zawsze pragnęli z Americą otwarcie okazywać sobie miłość, przynajmniej przed swoimi rodzinami. Ale matka Ameriki nigdy nie zaakceptowałaby ich związku, musieli zatem utrzymywać go w tajemnicy – tak naprawdę robili to bardziej dla dobra Ameriki niż Aspena.


M: No dobrze, ale właściwie dlaczego? Pytam absolutnie poważnie. „Rywalki” wyraźnie ukazują, że Amisia szanuje i podziwia tatkę, do matuli zaś odnosi się z lekką rezerwą i niecierpliwością. Skąd nagle taki strach przed opinią Magdy?


Kiedy trafiają do pałacu, cóż...sytuacja nieco się komplikuje.


M: Dodajmy, że na ich własne życzenie.


Jeśli czytałyście „Księcia i Gwardzistę” wiecie, jak bardzo Aspen żałuje decyzji podjętej podczas ich ostatniej wspólnej nocy w domku na drzewie;


M: Czytałam i pierwsze słyszę. Aspen w „Gwardziście” zajmuje się przede wszystkim obrażaniem w myślach Maxona.


historia jego rodziny w pewnym stopniu tłumaczy, skąd biorą się jego wątpliwości. W pewnym sensie widzę je także malujące się na twarzy na zdjęciu – zamyślony, spoglądający w dal, Aspen próbuje z góry zaplanować, jak może potoczyć się każdy możliwy scenariusz.


M: Niestety, same chęci nie wystarczą i Aspen nadal nie zdołał wykoncypować co może wyniknąć z zawieszenia guzika na nadgarstku potencjalnej książęcej małżonki.


Często spotykam się z nienawiścią wobec Aspena, mnóstwo ludzi życzy mu śmierci.

M: ...No proszę, a więc istnieją czytelnicy, którzy mają o tym typie jeszcze gorszą opinię niż ja.

Nie zamierzam przekonywać Was, jaki niezwykły z niego człowiek.


M: I słusznie, bo jak udowodniłaś swojego czasu, owe próby kończą się spektakularnym fiaskiem.


Musicie jednak wiedzieć, że zajmuje on – i zawsze będzie zajmował – specjalne miejsce w moim sercu.



To właśnie dziś są urodziny Ameriki! Z tej okazji pochylimy się nad inspiracjami związanymi z jej osobą. Wiele stron w mojej Księdze Inspiracji poświęconych jest Americe – niektóre skupiają się wyłącznie na jej włosach czy ubraniach.

B: No ba. Priorytety muszą być! Jak się ałtorka tak skupia na wyglądzie głównej bohaterki, a nie na charakterze jej postaci, to nie ma co się dziwić, że potem wychodzić jej taki koszmarek, jak Amisia.

Gdy przyszło do wybrania ostatecznej wersji, zdecydowałam się na stronę, na której znajdowało się najmniej informacji.


To wydaje się niezbyt uczciwe z mojej strony. Skoro mam się z Wami dzielić...to dlaczego się nie dzielę? Odpowiedź jest prosta – ona też tego nie zrobiła.
Początkowo kontaktowałyśmy się sporadycznie; America jest wycofana, nie lubi wysuwać się na pierwszy plan. Bycie w centrum zainteresowania, choćby i wyłącznie w mojej głowie, zdawało jej się czymś nienaturalnym. Zaczęłam pisać „Rywalki” podczas edytowania 'The Siren' i musiało minąć kilka miesięcy nim powzięłam ostateczną decyzję o ich dokończeniu. Pod koniec pierwszego tomu była już nieco bardziej pewna siebie. To właśnie wtedy, kiedy wreszcie zdecydowała się przede mną otworzyć zrozumiałam, że będę musiała przepisać całą książkę żeby właściwie oddać jej charakter.


B: Ahahahahahahaha. Ubaw po pachy. Charakter Amisi jest jednym z najgorszych elementów tego chłamu. Jeżeli o to ci chodziło, Kiera, to serdecznie gratuluję.


M: ...Cass. America nie istnieje.
Powtarzaj za mną: AMERICA. NIE. ISTNIEJE. TO WYTWÓR TWOJEJ WYOBRAŹNI.
Kochani, ja wiem, że niektórzy autorzy lubią żartobliwie pisać, jak to postacie się ich „nie słuchają”. Ale spójrzcie na cytat powyżej i powiedzcie sami – czy to nie brzmi jak wyznanie osoby cierpiącej na pewnego rodzaju zaburzenia...
… albo kilkuletniej dziewczynki, która posiada „niewidzialnego przyjaciela”?


Naprawdę się cieszę, że to zrobiłam. To zdjęcie przedstawia Americę w chwili, gdy po raz pierwszy przekracza bramy pałacu. Piękna, ale i nieco przerażająca. Sam nie wiesz, czy masz ochotę do niej zagadać (chyba, że jesteś najsłodszą osobą na świecie jak Marlee i nie masz podobnych rozterek). Jest otoczona przez muzykę, ale jednocześnie w pewien sposób się od niej dystansuje. Nie może też, rzecz jasna, zabraknąć ptaka śpiewającego. Muszę dodać, że wpadłam na te motyle w tle nie wiedząc, jak America będzie przebrana na Halloween. Dobrze się złożyło. Jest urocza, ale nie możesz być pewien co chodzi jej po głowie...i chcesz się tego dowiedzieć, prawda?


B: NIE! Spędziłam w głowie tej lasi trochę czasu i nie były to dobre chwile. Zdecydowanie nie chcę wiedzieć, co ona myśli.

M: Cass, dzięki twej uprzejmości miałam okazję przebywać w głowie Amisi przez długi, bardzo długi czas – i uwierz mi, nie znalazłam tam wiele poza rozdmuchanym ego i przeraźliwą pustką.


Lubię tę dziewczynę. Cieszę się, że to właśnie ona przyszła mi do głowy.

M: Cóż, wiedząc, kto przyjdzie ci do głowy już wkrótce nie mogę się nie zgodzić – America to mimo wszystko tzw. „mniejsze zło”.

Znam Americę dłużej niż moje własne dzieci.

M: * ma przerażające flashbacki dotyczące wypowiedzi Meyer na temat jej życia rodzinnego *

To niezwykle złożona postać, o niektórych rzeczach wiem wyłącznie ja.

M: Zaklinam cię na wszystko – niech tak już zostanie.

Cieszę się, że tak wiele z was zdecydowało się śledzić jej historię. Mam nadzieję, że ostatnia część serii okaże się być warta wyczekiwania.

M: Z punktu widzenia analizatorki – jak najbardziej.


Wszystkiego najlepszego, Americo, skarbie! Dziękuję, że towarzyszysz mi od tylu lat, że powierzasz mi swoje sekrety i...no właśnie...że spłaciłaś mój studencki kredyt. Buziaki!


M: No i już wiecie, skąd się wzięły te wszystkie nowelki i sequele...




Wybaczcie opóźnienie; powracam dziś z ostatnimi dwoma wpisami związanymi z Tygodniem Inspiracji. Skoro omówiliśmy już ze szczegółami postać Aspena, czas skupić się na kolejnym chłopaku, który powoli zawłaszcza nasze dusze: księciu Maxonie Schreave.


M: Nie wiem jak Wam, ale mnie Maksiu zdecydowanie niczego nie zawłaszcza.


Będę szczera: byłam zszokowana, gdy mnóstwo czytelniczek błyskawicznie przerzuciło swe uczucia z Aspena na Maxona, ponieważ dla mnie (a także dla Ameriki) ten chłopak był jedną wielką zagadką.


M: Cóż, nie większą od samego Aspena, który (jak wspominałyśmy przy okazji 'Shipping Asperica') charakteru ma tyle, co kot napłakał.


Maxon był do tego stopnia nieosiągalny dla Ameriki, że równie dobrze mógłby być fikcyjną postacią. To znaczy, wiem, że nią jest, ale...sami rozumiecie.
Tak początkowo widziałam Maxona:



B: Maksio to taka niedookreślona pierdoła, że nawet twarzy nie ma. 
 
M: Ejże, Cass, tak się nie bawimy; skoro poprzednio był Efron, to tym razem stanowczo żądam Justina Biebera.

Choć czarujący w towarzystwie, patrząc na Maxona miałam wrażenie, iż jest raczej odizolowany od reszty świata i smutny. Ma dwa różne oblicza: jedno na użytek kamer i drugie, prawdziwe.


M: To bardzo ciekawe, bo Maxon przez znakomitą większość czasu zachowuje się przed kamerami identycznie, jak na co dzień.


Potrafi świetnie zamaskować swoją tęsknotę za posiadaniem większej ilości przyjaciół lub przynajmniej rodzeństwa. Jeśli nie zwróciliście uwagi na to, jak szczęśliwy był podczas wizyty kuzynostwa, przypominam: tak właśnie było.
M: I znowu: Cass, jeśli chcesz, aby twoi czytelnicy zwrócili uwagę na jakiś element fabuły, to najpierw poświęć mu trochę czasu. Widzę, że casus Aspena „nie śpię, bo oglądam powtórki Biuletynu” Legera z ostatnich materiałów dodatkowych niczego cię nie nauczył.


Pomimo tego, że America była na niego zła, ganiał maluchy po całym ogrodzie, wykorzystując w pełni czas pozostały do wyjazdu gości.


M: Podoba mi się to „pomimo”. Wygląda na to, że zły humor naczelnej Mary Sue serii jest jednoznaczny z całkowitym zakazem odczuwania radości przez otoczenie.

Przybycie dziewcząt wiele zmieniło w jego życiu. Jeśli czytałyście „Księcia”, wiecie, że wcale nie miał ochoty na Eliminacje, ale pomijając element współzawodnictwa naprawdę cieszy go towarzystwo dziewczyn. Radość sprawia mu sama świadomość, iż w pałacu znajdują się inni ludzie; osoby nie będące gwardzistami czy kamerdynerami, którzy z założenia mają jak najmniej rzucać się w oczy.


M: Ich obecność cieszy go tak bardzo, że z tej radości od ręki pozbył się znacznej części kandydatek.


Uczestniczki Eliminacji chcą być zauważone i ten sposób myślenia bardzo przysługuje się Maxonowi.
Tak czy inaczej, w taki właśnie sposób wyobrażałam sobie początkowo Maxona. Choć wysoki, jest niższy od Aspena i choć wydaje się szczupły, skrywa kilka niespodzianek pod garniturem.


M: Cass... proszę cię, nie rób tego. Każdemu jego porno, ale ja NAPRAWDĘ nie chcę czytać o tym, jak ślinisz się do muskułów wytworu własnej wyobraźni.


Lubię to zdjęcie przedstawiające go ze strzelbą, gotowego na polowanie. Pasuje mu to, tak samo, jak fotografika. Żadne z tych zainteresowań nie wymaga posiadania partnera.
Ciężko sobie wyobrazić by ktoś, od kogo od wczesnego dzieciństwa wymagano dojrzałości mógł wydorośleć w jeszcze większym stopniu, ale sądzę, iż w przypadku Maxona tak jest.

M: Rany koguta, jeśli ten Maksiu, którego znamy to wersja już po zakończeniu procesu dojrzewania, to naprawdę nie chcę wiedzieć jak prezentował się wcześniej.


Mam nadzieję, iż po lekturze „Jedynej” dojrzycie w nim, Aspenie i Americe coś naprawdę wyjątkowego.

M: Mogę ci to zagwarantować. Niestety, obawiam się, że nasze definicje wyjątkowości znacząco się od siebie różnią.




Czas na mój ostatni post w Tygodniu Inspiracji. Rozpoczęliśmy tam, gdzie zaczęła się cała historia – w domu Ameriki, więc zakończymy w miejscu, w którym akcja książki dobiega końca – w pałacu.
Mam kilka stron poświęconych pałacowi, ale pokażę wam tę, na którym widać go od zewnątrz.

Wydaje mi się, że to zdjęcie przedstawia Spelling Manor.

B: Cóż, spodziewałam się czegoś, hmmm, bardziej imponującego. A to jest ot taka duża chata.

M: Nie, Cass, nie wydaje Ci się. To JEST Spelling Manor.

… Spelling Manor.

… Cass umieściła rodzinę królewską w domu Aarona Spellinga.

Słuchajcie, ja rozumiem – największy dom w L.A. i tak dalej. Ale mimo wszystko... naprawdę, droga autorko? Opierać pałac rodziny królewskiej na chałupie producenta filmowego? Nie mogłaś... no wiesz...umieścić ich w autentycznym pałacu? Skoro już szukasz inspiracji, to może by tak oprzeć się na Wersalu? Palacio de Oriente? Czymkolwiek, co w jakikolwiek sposób wiąże się z rzeczywistymi rodzinami królewskimi?

Ten dom w najlepiej odzwierciedla moje wyobrażenie o pałacu. Celowo nazywam go pałacem, nie zamkiem. Zamki pełnią funkcję obronną, pałace są śliczne. Służba pałacowa potrafi się bronić, ale nie są na tyle skuteczni, by zniechęcić rebeliantów do ponawiania swych ataków.

B: Gwardia pałacowa też się bronić wcale nie umie, bo jest absolutnie niekompetentna. Czyli sytuacja przedstawia się nad wyraz kiepsko. I co to za podział, że pałac jest od wyglądania, a zamek od obronności? Bo zamek jest z kamienia i jak zły wilk będzie dmuchał i chuchał, to nie da mu rady? Jak gwardię ma się do dupy, to każde miejsce będzie niebezpieczne, śliczne czy nie. No ale skoro przyjmujemy już taki podział, to czemu rodzina królewska siedzi dalej w tym piknym, źle bronionym miejscu? Nie mogą sobie skombinować jakiegoś zamku? Wiem, że to nie Europa, u nas stare zamki walają się co drugi zakręt (ciekawe czy Kiera nam tego zazdrości? Te wszystkie bladolice księżniczki marznące w przeciągach, duchy wzgardzonych kochanek itd.), ale mogliby sobie zbudować coś na kształt, skoro pałace są zdaniem Kiery same w sobie tak niebezpieczne.

M: * mdleje, porażona logiką autorki * Naprawdę, kochani – czasami nie mam pojęcia, jak skomentować wynurzenia tej kobiety, bo czuję się tak, jakbym analizowała pamiętnik siedmioletniej dziewczynki, a nie wypada wyśmiewać się z dzieci. Nawet nie wiem, co wzbudza u mnie większą wesołość – podkreślanie przez autorkę, że oprawa wizualna rodem z Disneya jest ważniejsza od bezpieczeństwa, czy przyznanie, że z gwardzistów są takie dupy wołowe, iż mogą co najwyżej pogrozić rebeliantom paluszkiem.

Od zewnątrz pałac prezentuje się tak, jak na zdjęciu: jasny i z fontanną na podjeździe, ale ma cztery piętra, a nie dwa. Jest tam sporo drogo wyglądających zdobień (jak statuy itp.), które mają wywierać wrażenie na gościach. W pałacu brak jednak basenu – Gregory uważał, że byłaby to błazenada.
 
B: Ha, rodzina królewska musi się pokazać, więc ma dużo rzeźb. Jak uroczo. Ale basenu już nie mają, bo gwardziści skakaliby na bombę. A Grześ jest evil, nie zapominajcie.

M: Chwila, moment.

The house includes a screening room, gym, bowling alley, three rooms for wrapping presents, four two-car garages, tennis court, and pool.”

Cass, skoro już kradniesz Spellingowi chałupę, to przynajmniej kradnij ją w całości. Jestem pewna, że panu Aaronowi byłoby bardzo przykro gdyby usłyszał, że masz zastrzeżenia co do niektórych elementów jego przytulnego gniazdka.


Maxon nazywa pałac piękną klatką, a ja wspominam pierwszy raz, kiedy America wspinała się po frontowych schodach - byłą w otoczeniu pokojówek, które miały ją przygotować do życia w tym miejscu.


B: Ja na obrazku poglądowym widzę 5 stopni. Za mało, żeby dramatycznie się wspinać, sorry, Kieruś.

M: Cóż, te w holu są nieco dłuższe:




Może podczas kopiowania pomyliły jej się focie.


Za drugim razem była zmuszona zejść po nich na dziedziniec, by obserwować lincz na jej najlepszej przyjaciółce, tylko po to, by za chwilę zostać z powrotem zamkniętą w pałacu.


M: Pamiętacie, jak w rozdziale poświęconym katowaniu Woodworków poprosiłam Was, abyście zwrócili uwagę na bezsensowny cytat dotyczący schodów? Tak, chodziło właśnie o to. A jeśli właśnie zachodzicie w głowę, jakie to w ogóle ma znaczenie – no cóż:


Pytanie, które powinniście sobie zadać, brzmi: czy America zobaczy te schody ponownie w „Jedynej”? A jeśli tak – co będzie to oznaczać?


B: Jak nie masz co wymyślać, pisz o Schodach Przeznaczania. Bo to takie ważne. 

M: Nie przejmujcie się, kochani – my też nie wiemy, o co chodzi. Cass, te głupie schody nie mają ŻADNEGO wpływu na fabułę powieści. O czym ty znowu bredzisz?



I to już wszystko na dziś, kochani. Dziękujemy Wam, że wraz z nami dzielnie przebijaliście się przez "Elitę" i zapraszamy Was ponownie we wrześniu, gdy wystartujemy z trzecim tomem serii - "Jedyną".

Do zobaczenia!

Beige & Maryboo


wtorek, 14 lipca 2015

Rozdział XXXI

Dzisiejszy rozdział jest koszmarnie nudny. Kilka dialogów i to wszystko. Nie ma to jak zakończyć tom z przytupem. Miejmy to już za sobą.

Amisia zbiera się do wyjazdu.

Było dopiero późne popołudnie, ale ubrały mnie w suknię wieczorową, fioletową i bardzo królewską. Miała rękawy trzy czwarte, ponieważ w Karolinie było chłodniej niż tutaj, a na ramię zarzuciłam długą pelerynę z kapturem, która będzie mi potrzebna na lotnisku. Wysoki kołnierz chronił szyję od wiatru, a moje włosy zostały upięte tak elegancko, że chyba od przyjazdu do pałacu nie wyglądałam równie pięknie. Żałowałam, że nie mogę się zobaczyć z królową Amberly, ponieważ przypuszczałam, że nawet ona byłaby pod wrażeniem. 
– Nie chcę przeciągać pożegnań – powiedziałam. – I tak wystarczająco trudno mi wyjeżdżać. Chciałabym tylko, żebyście wiedziały, że jestem ogromnie wdzięczna za wszystko to, co dla mnie robiłyście. Nie tylko pilnowałyście, żebym była czysta i dobrze ubrana, ale także spędzałyście ze mną czas i troszczyłyście się o mnie. Nigdy was nie zapomnę.
– I my zawsze będziemy panienkę pamiętać – obiecała Anne.
Skinęłam głową i powachlowałam się lekko.– No dobrze, miałam już dość łez jak na jeden dzień. Powiedzcie szoferowi, że zaraz zejdę. Potrzebuję jeszcze chwili.
– Oczywiście, panienko.
– Czy dalej jest niestosowne, żebyśmy się ściskały? – zapytała Mary, patrząc na mnie i Anne.
– A kogo to obchodzi? – odparła Anne i po raz ostatni stłoczyły się wokół mnie.
– Dbajcie o siebie.
– Ty też, panienko – powiedziała Mary.
– Zawsze była panienka damą – dodała Anne.

Ahahahahaha. Nie.

Podziwiam skromność Amisi. Odchodzi z pałacu w niesławie, ale to nieważne. Ma zajebistą kieckę, na widok której Amberly by pozieleniała z zazdrości. Priorytety, bitch, priorytety. 

Pokojówki wychodzą. Ami spogląda jeszcze na ogród i sławetną ławkę, przy której po raz pierwszy obsobaczyła Maksia. Jakież to romantyczne. Księcia jednak nie ma w ogrodzie, więc dziewczyna postanawia wreszcie wyjść. Jest już przy drzwiach frontowych, gdy pojawia się Maksio. Jeśli myślicie, że księciunio przyszedł się pożegnać, to muszę was rozczarować. Pamiętajcie, ten facet nie ma kręgosłupa (heh) i jest ekspertem od płaszczenia się. A to może oznaczać tylko jedno.

– Rozmawiałem z ojcem. 
– Tak?
– Owszem. Był niezwykle szczęśliwy, że nie zginąłem zeszłej nocy. Jak możesz się domyślić, zależy mu na kontynuowaniu linii królewskiej. Wyjaśniłem mu, że omal nie straciłem życia z powodu jego wybuchowości i przypisałem tobie zasługę znalezienia dla nas kryjówki.
– Ale ja nie…
– Wiem. Ale on nie musi o tym wiedzieć.
Uśmiechnęłam się.
 
– Powiedziałem mu też, że popracowałem nad twoim zachowaniem. Znowu: on nie musi wiedzieć, że to nie jest prawda, ale jeśli chcesz, możesz się zachowywać, jakby tak było.
Nie wiedziałam, dlaczego moje zachowanie na drugim końcu kraju miałoby mieć jakieś znaczenie, ale skinęłam głową.
– Biorąc pod uwagę, że zgodnie z jego wiedzą zawdzięczam ci życie, zgodził się, że moje pragnienie zatrzymania cię tutaj można uznać za częściowo usprawiedliwione pod warunkiem, że będziesz się zachowywać odpowiednio i będziesz znać swoje miejsce.
Popatrzyłam na niego, niepewna, czy dobrze go rozumiem.

Użyj mózgu, Luke: 112
Kochanek z kartonu: 33

Komentarz zbędny.

– Naprawdę, najuczciwiej będzie odprawić stąd Natalie. Nie jest do tego stworzona, a ponieważ jej rodzina jest teraz pogrążona w żałobie, najlepiej jej będzie w domu. Rozmawiałem już z nią.
Nadal czułam się jak ogłuszona.
– Mam mówić jaśniej?
– Bardzo proszę.

Użyj mózgu, Luke: 113

Dużymi literami. Wolno. Zrób jeszcze pokaz slajdów.

Maxon wziął mnie za rękę.– Zostaniesz tutaj jako kandydatka w Eliminacjach i nadal będziesz brać udział w rywalizacji, ale pewne rzeczy ulegną zmianie. Mój ojciec prawdopodobnie będzie cię traktował oschle i zrobi, co w jego mocy, żebyś poniosła porażkę. Myślę, że wiem, jak trochę ci pomóc, ale to będzie wymagało czasu. Wiesz już, jaki potrafi być bezwzględny. Musisz być przygotowana na wszystko.

Bo wcześniej Clarkson był dla niej nad wyraz miły.



– To nie wszystko.
– Maxon popatrzył w ziemię, jakby starał się zebrać myśli. – Ami, nie powinnaś mieć wątpliwości, że od początku podbiłaś moje serce. Myślę, że już o tym wiesz.
Kiedy spojrzał mi w oczy, widziałam to w każdej cząstce jego osoby i czułam w każdej cząstce swojego ciała.
– Wiem.
– Ale w tej chwili nie potrafię ci ufać.

Wreszcie. Troszkę mu zajęło dojście do takiego wniosku. Brawo.

Poczułam się, jakby ktoś mnie uderzył.
– Jak to?
– Pokazałem ci tak wiele moich sekretów, broniłem ciebie w każdy możliwy dla mnie sposób. Ale kiedy ty nie jesteś ze mnie zadowolona, działasz bez zastanowienia. Odtrącasz mnie, obwiniasz albo, co najważniejsze, próbujesz zmieniać cały kraj.
Nieprzyjemnie było słuchać czegoś takiego.

Ale to prawda. Amisia zasługuje na natychmiastowy kop z pałacu, co sama zresztą przyznaje. To cud, że dostaje setną szansę. Cała jej kariera w pałacu zasługuje na same karne jeżyki.

– Muszę wiedzieć, że mogę na tobie polegać. Muszę wiedzieć, że potrafisz dochować tajemnicy, zaufać mojej ocenie sytuacji i nie ukrywać przede mną niczego. Chciałbym, żebyś była ze mną całkowicie szczera i przestała poddawać w wątpliwość każdą podejmowaną przeze mnie decyzję. Musisz we mnie wierzyć, Ami.
Te słowa bolały, ale miał rację. Co takiego zrobiłam, żeby udowodnić, że może mi ufać? Wszyscy wokół niego starali się go popychać w jakimś kierunku. Czy ja potrafiłabym po prostu stać przy nim?

Jestem w szoku. Amisia i samokrytyka to coś rewolucyjnego. Maksio wreszcie przyznaje, że nie będzie mógł się dzielić pewnymi informacjami z Amisią, skoro ta nie jest w stanie niczego zachować tylko dla siebie. Singerówna nie znajduje żadnych słów na swoją obronę, świadoma, że takowych po prostu nie ma.

Nagle zza rogu wyskakuje Kriss. Dziewczyna upewnia się, że ona i Maksio są nadal umówieni na randkę. Podejrzewam, że chce też na własne oczy zobaczyć odejście Ami. Niestety, Singerówna rozczarowuje Krysię, oznajmiając jej, że na razie nigdzie się nie wybiera. Kriss nieźle maskuje swoje uczucia i udaje, że cieszy się z takiego obrotu sytuacji. Krysia odchodzi.

– Wiem, że ci się to nie spodoba, ale potrzebuję jej. Gdybyś mnie zawiodła, ona będzie najlepszym wyborem.
– To nie ma znaczenia – wzruszyłam ramionami. – Nie zawiodę cię.
Pocałowałam go w policzek i poszłam na górę, nie oglądając się za siebie. Kilka godzin temu myślałam, że straciłam Maxona na dobre, a teraz, kiedy wiedziałam już, ile dla mnie znaczy, zamierzałam o niego walczyć. Inne dziewczęta nie będą miały żadnych szans.

Aż na horyzoncie nie pojawi się Ośrodek.

Wchodząc po schodach, czułam przypływ optymizmu. Powinnam pewnie bardziej się niepokoić stojącym przede mną wyzwaniem, ale potrafiłam myśleć tylko o tym, że w końcu sobie z nim poradzę.
Być może król zauważył moją radość, a może zwyczajnie na mnie czekał, ale kiedy weszłam na piętro, zobaczyłam go w połowie korytarza.Podszedł do mnie powoli, wyraźnie pokazując mi, że kontroluje sytuację. Kiedy zatrzymał się przede mną, dygnęłam.
 
– Wasza wysokość – powiedziałam.
– Lady Americo. Jak widzę, nadal jesteś z nami.
– Rzeczywiście.
Minęło nas kilku gwardzistów, salutując po drodze.
 
– Przejdźmy do rzeczy – oznajmił surowo król. – Co myślisz o mojej żonie?Zmarszczyłam czoło, zaskoczona takim obrotem rozmowy. Mimo wszystko odpowiedziałam szczerze:– Uważam, że jej wysokość jest niezwykłą osobą. Nie potrafię nawet wyrazić, jak cudowna mi się wydaje.
Król skinął głową.
– Jest prawdziwą perłą. Oczywiście, jest niezwykle piękna, ale przy tym pełna pokory. Nieśmiała, ale nie tchórzliwa. Uległa, pogodna, a przy tym niezwykle interesująca partnerka do rozmów. Wydaje się, że nawet jeśli przyszła na świat w biedzie, jej przeznaczeniem było zostanie królową.

Nie chcę za dużo spojlerować „Królowej”, ale Clarkson raczej uważa, że Amberly przyszła na świat, żeby zostać jego osobistą wycieraczką, a królową została przy okazji.

Umilkł i popatrzył na mnie, niewątpliwie dostrzegając mój podziw dla jego żony.
– Niestety, nie można tego wszystkiego powiedzieć o tobie.
Starałam się zachować spokój, a król mówił dalej:– Twój wygląd jest przeciętny. Rude włosy, dość blada cera i nie najgorsza figura, chociaż trudno cię porównywać z Celeste. Natomiast jeśli idzie o twój charakter. – Odetchnął gwałtownie. – Jesteś nieokrzesana i niepoważna, a kiedy już robisz coś serio, podkopujesz tym fundamenty naszego narodu. Kompletna bezmyślność. Nawet nie będę wspominać o twojej kiepskiej postawie i manierach. Kriss jest o wiele lepiej wychowana i bardziej zgodna.

Ja wiem, że ta rozmowa ma pokazać, jak bardzo evil jest Clarkson (w razie gdyby lanie synusia nie podziałało na czytelniczki), ale w dużym stopniu muszę się z nim zgodzić. Pojazd po wyglądzie Ami jest niepotrzebny i okropny, więc dam małego Kajuszka:

Konkurencja dla Kajusza: 22

ale co do reszty oskarżeń, to jestem z Clarksonem w pełnym porozumieniu.

– Oczywiście, przyjęcie cię do naszej rodziny nie wiąże się także z absolutnie żadnymi korzyściami pod względem politycznym. Twoja klasa nie jest dostatecznie niska, by mogła stanowić inspirację dla mas, nie masz też żadnych liczących się znajomości. Z drugiej strony koneksje Elise okazały się niezwykle przydatne podczas naszej wizyty w Nowej Azji.

Nie żebyśmy mieli na to jakiekolwiek dowody. Show, don’t tell. Wpływy rodziny Elise to jakaś bzdura, a przynajmniej gruba przesada.

– Co ty tu robisz?
Przełknęłam ślinę.
– Myślę, że wasza wysokość powinien o to zapytać Maxona.
– Pytam ciebie.
– Maxon chce, żebym tu była – odparłam stanowczo. – A ja także chcę tutaj być. Dopóki jedno i drugie jest prawdziwe, zostaję.
Król uśmiechnął się.
– Ile masz lat? Szesnaście, siedemnaście?
– Siedemnaście.
– Jak przypuszczam, niewiele wiesz o mężczyznach, co powinno być oczywiste, skoro w ogóle tu jesteś. Pozwól, że ci powiem, że potrafią być bardzo niestali. Nie wiem, czy chciałabyś tak pielęgnować uczucia do niego, skoro jedna chwila może wystarczyć, by odwrócić jego serce od ciebie na dobre.

Akurat Amisia stosuje metodę chorągiewki na wietrze cały czas. Jest w te klocki naprawdę dobra, wszak ćwiczenie czyni mistrza. Mogłaby Maksia wiele nauczyć.

Clarkson daje Amisi wyraźnie do zrozumienia, że nie pozwoli, żeby taka pospolita idiotka rozpierniczyła mu królestwo w drobny mak. Król rozkazuje Americe trzymać język za zębami i nie sprawiać więcej problemów.

Stałam nieruchomo, dopiero po jego odejściu uświadamiając sobie, że cała się trzęsę. Kiedy mówił o trzymaniu języka za zębami, miał zapewne na myśli, że nie powinnam nawet śnić o powtórzeniu tej rozmowy Maxonowi. Dlatego na razie nie zamierzałam tego robić. Mogłam się założyć, że to próba, mająca pokazać, na ile będę skłonna mu ustępować. Zamierzałam okazać się nie do złamania.
Kiedy to pomyślałam, coś we mnie się zmieniło. Byłam zdenerwowana, owszem, ale także rozgniewana.
Kim był ten mężczyzna, żeby mi rozkazywać? To prawda, nazywano go królem, ale w rzeczywistości był tylko tyranem. Udało mu się przekonać samego siebie, że jeśli będzie gnębić i zmuszać do posłuszeństwa wszystkich wokół, odda nam tym samym przysługę. Jak można uznać za błogosławieństwo to, że było się zmuszonym do życia na obrzeżach społeczeństwa? Co dobrego mogło wyniknąć z tego, że wszyscy w Illéi, poza nim, byli ograniczeni w swoich wyborach? Pomyślałam o Maxonie, pomagającym Marlee. Nawet jeśli byłam tu jeszcze stosunkowo krótko, wiedziałam, że byłby lepszym władcą niż jego ojciec. Maxona przynajmniej stać było na współczucie.

Nie, zdecydowanie nie. W porównaniu z Maksiem Clarkson jest władcą idealnym, nie żeby było to trudne, biorąc pod uwagę rozgarnięcie księcia. Ale o tym bardzo obszernie wypowiedziała się Maryboo, nie będę więc tego powtarzać.

Starałam się oddychać powoli, a kiedy udało mi się uspokoić, ruszyłam dalej.Weszłam do pokoju i natychmiast przycisnęłam guzik wzywający pokojówki. Szybciej niż mogłabym to sobie wyobrazić Anne, Mary i Lucy wpadły bez tchu do mojego pokoju. 
– Panienko? – zapytała Anne. – Czy stało się coś złego? Uśmiechnęłam się.
– Nie, chyba że uważacie za złe to, że tu zostanę.
– Naprawdę? – pisnęła Lucy.
– Właśnie tak.
– Ale jak to? – zapytała Anne. – Myślałam, że panienka mówiła.
– Wiem, wiem. Trudno to wyjaśnić, ale mogę powiedzieć tylko tyle,  że  dostałam  drugą  szansę.  Zależy  mi  na  Maxonie  i zamierzam o niego walczyć.
– To takie romantyczne! – zawołała Mary, a Lucy zaczęła klaskać w dłonie.
– Cicho, cicho! – skarciła je surowo Anne. Myślałam, że też będzie szczęśliwa i nie rozumiałam, dlaczego nagle tak spoważniała. – Jeśli panienka ma wygrać, potrzebujemy planu. – Jej uśmiech był lekko diaboliczny, a ja uśmiechnęłam się w odpowiedzi. Nigdy nie spotkałam nikogo tak doskonale zorganizowanego jak te dziewczyny. Jeśli będę je miała przy sobie, na pewno nie przegram.

Oczywiście, wszak pokojówki Ami mają 1200 talentów i umiejętności, gdyby Clarkson wpadł na pomysł i poprosił je o pomoc, na pewno załatwiłyby rebeliantów i zaprowadziły pokój w kraju w przeciągu tygodnia.

I tak kończy się drugi tom trylogii. Mamy za sobą 31 rozdziałów, ale w zasadzie nic się nie zmieniło. Może Maksio ufa Amisi jakby mniej, Marlee przeżyła trochę traumy, ale Elita nie wniosła tak naprawdę nic takiego do historii. Ot, taki zapychacz bez fabuły, żeby Kiera nabiła sobie kiesę. Amisia na sam koniec żarliwie obiecuje, że będzie walczyć o Maksia, bo to ten jedyny, ale dlaczego mielibyśmy jej uwierzyć, skoro już tyle razy zarzekała się, że Maks albo Ośrodek to jej truloff i co ona sobie wcześniej myślała, a potem i tak leciała zaraz do drugiego, bo ten pierwszy na nią źle spojrzał. Niesamowicie Głupia Wielka Tajemnica Pamiętniczków Grzesia Ikei tutaj niewiele pomoże, w tej książce po prostu nic się nie dzieje. Na szczęście przed nami tylko jeden tom trylogii. Chociaż biorąc pod uwagę, że później będzie się trzeba zmagać z Eadlyn, nie wiem, czy cieszyć się, czy też nie.

Statystyka przedstawia się następująco:

Co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr: 22
Dobre Mzimu: 29
Jak mała Kiera wyobraża sobie...: 71
Karny jeżyk potrzebny od zaraz: 18
Kochanek z kartonu: 33
Konkurencja dla Kajusza: 22
Nie, nie jesteśmy w Panem: 27
Osiołkowi w żłoby dano: 48
Queen (Bee) Wannabe: 60
Sam sobie sterem, żeglarzem, okrętem: 7
Twierdza Monty Pythona: 16
Użyj mózgu, Luke: 113

Przed nami jeszcze analiza materiałów dodatkowych, którą dodamy w niedzielę. A dzisiaj, żeby odcinek nie był taki krótki i, co tu dużo mówić, straszliwie nudny, pochylimy się jeszcze nad tekstem z okładki Elity, tak, jak to zrobiłyśmy z Rywalkami.

Maryboo: Aby tradycji stało się zadość, czas na kolejne podsumowanie tego, co anglojęzyczni osobnicy zwykli określać mianem blurb. Zaczynamy!
 Trzydzieści pięć dziewcząt przybyło do pałacu, aby wziąć udział w Eliminacjach. Zaledwie sześć z nich nie zostało odesłanych do domu.

M: Może to z mojej strony czepialstwo, ale ta szóstka nadal jest dla mnie bardzo dziwną liczbą. Dlaczego nie pięć albo symboliczne siedem?

Tylko jedna będzie mogła poślubić księcia Maxona i stać się księżniczką Illei.

M: Jak już wspominałam podczas analizy notki wydawniczej poświęconej „Rywalce”, to może być jeden z tych przypadków, kiedy przegrani okazują się być prawdziwymi zwycięzcami.

America wciąż nie jest pewna swoich uczuć.


M: To jedno zdanie w zupełności wystarczy dla streszczenia całej fabuły „Elity”. Proponuję, by w przypadku ewentualnych wznowień serii wyrzucić całą resztę niniejszego tekstu, nie ma co niepotrzebnie męczyć oczu.

Kiedy jest z Maxonem, całkowicie oddaje się ich nowemu i zapierającemu dech w piersi romansowi

M: Jakiemu znów romansowi?! Relacja między tą dwójką sprowadza się do nieustannego tupania nóżką i testowania cierpliwości partnera (America) oraz robienia za modelowy przykład pantoflarza na zmianę z szantażowaniem emocjonalnym swej domniemanej ukochanej (Maxon).
 i nie potrafi sobie wyobrazić bycia z kimkolwiek innym. Jednak za każdym razem, gdy widzi Aspena pełniącego straż w pałacu nie może odpędzić się od wspomnień o życiu, które planowali razem wieść. 
M: Okej, cofam poprzednią sugestię – należy zostawić TRZY zdania. Naprawdę, ta seria na obecnym etapie analizuje się sama. Na co tu jeszcze ja i Beige?
No bo sami spójrzcie - wystarczy tylko usunąć słodkopierdzący filtr i oto, co mówi nam powyższy akapit: „America lata jak z pieprzem w tyłku od jednego tru loffa do drugiego, kokietując obu równocześnie i uparcie odmawiając zdeklarowania się po którejkolwiek stronie.” Cass, nie wiem, czy zdajesz sobie z tego sprawę, ale zgodnie z twoim kanonem tego rodzaju postawę prezentują zasadniczo głupawe cizie w rodzaju Celeste. Tak tylko mówię.

Te z dziewcząt, które pozostały w grze jako Elita są coraz bardziej zdeterminowane, by zdobyć serce Maxona – a America ma coraz mniej czasu na podjęcie decyzji.

M: Tak strasznie, dogłębnie, przeraźliwie mi jej nie żal. Co by nie mówić o pozostałej piątce, te dziewczyny wiedzą przynajmniej czego chcą i ambitnie dążą do celu. Amisia dryfuje niczym ta kłoda między Maxonem i Aspenem, licząc cholera wie na co i obrażając się za każdym razem gdy któryś z bohaterów wypomina jej kapryśność i zmienność nastrojów. Ponownie, pani autorko – z jakiej racji mam trzymać kciuki za Singerównę?

B: Już nawet powody Celeste bardziej mi się podobają niż to, co odwala Amisia.

I kiedy już jest przekonana, że dokonała ostatecznego wyboru, druzgocąca strata każe jej ponownie przemyśleć całą sytuację.

M: Że co? Przecież to dopiero w następnym tomie...

...aaa, mówicie o Marlee. Cóż, już wypowiadałyśmy się na ten temat; obrażanie się na Maxona, iż miast dokonać publicznej egzekucji zdołał ugadać ojca na tyle, by ten zgodził się wyłącznie na baty  zaiste świadczy wprost okropnie o przyszłym władcy Illei.

No i jeszcze jedno – jaka, do diabła, „strata”? Przecież Marlee żyje i ma się całkiem nieźle! Ba, dzięki Maxonowi jest nawet w stanie kontaktować się z Americą! Notko, już ci kiedyś mówiłam, że bardzo brzydko jest tak kłamać.

B: Oj tam, oj tam. Jakoś to barachło trzeba zareklamować, a że nic w nim nie ma, to wydawnictwo musiało podkolorować.

Podczas gdy America boryka się z wątpliwościami dotyczącymi swojej przyszłości,

M: Amisia nie ma wątpliwości, Amisia cierpi na brak jakiejkolwiek wizji oraz zdolności długookresowego planowania. To subtelna różnica.

B: Myślę, że gdyby istniała możliwość życia z tymi dwoma męskimi wycieraczkami w trójkącie, Amisia poszłaby na taki układ. Wszystko, tylko żeby nie trzeba było podjąć żadnej ważnej decyzji i zmierzyć się z jej konsekwencjami.

agresywni, planujący obalenie monarchii rebelianci

M: Czy można dawać punkty karne za kłamstwa dotyczące następnych tomów?

B: Ale następny tom też jakoś muszą sprzedać, Mary.

rosną w siłę,

M: Nie rosną, ale i wcale tego nie potrzebują. Zostanie rebeliantem w Illei jest stosunkowo proste, wystarczy...no cóż...należeć do grona homo sapiens. I może jeszcze przekonująco robić „buu”, coby przestraszyć gwardzistów. I umieć elegancko dygać.

a ich plany mogą raz na zawsze pozbawić ją szansy na szczęśliwe zakończenie.

M: Chrzanić losy państwa i bezpieczeństwo wszystkich królewskich poddanych; największym problemem jest fakt, iż Amisia może nie doczekać się disnejowskiego happy endu!

B: Ami jest najważniejsza, koniec rozmowy. Nikt się nie będzie przejmował zwykłymi obywatelami. Ona się przecież też tak naprawdę nie przejmuje, bo nawet jej inteligentne inicjatywy społeczne (ekhm, ekhm) są tak naprawdę podyktowane złością na Maksia i króla.

I to już wszystko na dzisiaj. Do zobaczenia.

Beige&Maryboo