niedziela, 11 grudnia 2016

Rozdziały XXXIII i XXXIV oraz dodatki



Rozdział 33

 


            Dekoracje w studiu zostały przestawione. Chociaż opowiadanie o moich zaręczynach przed widownią złożoną z przyjaciół, rodziny i personelu, transmitowane na żywo na cały kraj, nie dawało poczucia prywatności, jakiego bym chciała, czasem trzeba było sobie radzić z tym, co się miało.

            Rozejrzałam się po sali za mamą i tatą. Musiałam ich zobaczyć, potrzebowałam ich uśmiechów jako potwierdzenia mojego wyboru. Jeśli będą szczęśliwi i spokojni, mnie też się to uda. Ale jeszcze nie przyszli. Pojawił się za to Kaden.

            Obserwowałam od drzwi, jak rozgląda się po sali, jakby był lekko oszołomiony. Podskoczył, kiedy do niego podeszłam.

            – Wszystko w porządku?

            Odchrząknął, spuścił głowę i zarumienił się.

            – Tak, świetnie. Po prostu się rozglądam.


Jasne. Bujać to my, a nie nas. Proszę państwa, za chwilę na horyzoncie pojawi się nowy ship. I niech bór ten ship błogosławi.


            Spojrzałam w tę samą stronę, by sprawdzić, czy uda mi się odgadnąć, na co patrzył, i w jednej chwili wszystko stało się jasne. Josie zrezygnowała z kunsztownych fryzur i nadmiaru biżuterii, darowała sobie grubą warstwę makijażu i efekciarskie suknie. Gdy teraz na nią patrzyłam – miała lekko podkręcone włosy, odrobinę szminki na wargach i niebieską sukienkę odpowiednią do jej wieku – doszłam do wniosku, że w końcu stała się sobą i już nie starała się udawać mnie.


No nie mogłaś sobie na koniec odpuścić tych przytyków, naprawdę?

Ladies and gentleman, welcome to the stage Josie/Kaden!!!

Nawet się z tego cieszę. Jak wiecie Beige <3 Kaden, a za Josie też zawsze trzymałam kciuki, szczególnie, że Kiera nią tak strasznie pomiatała. Niech się im darzy. To na pewno będzie lepszy ship niż Edzia/Eryś. Chociaż o to w sumie nietrudno…


            – Josie wygląda dzisiaj naprawdę ślicznie – stwierdziłam.
            – Tak? Nie zauważyłem. Ale skoro już o tym mówisz, owszem, nieźle się prezentuje.


Kaden, popracuj nad nonszalancją, bo zupełnie ci nie wychodzi.


            Lady Marlee, na pierwszy rzut oka odprężona i spokojna, powiedziała coś do pana Cartera. Josie roześmiała się, nadal – moim zdaniem – za głośno, ale mimo wszystko ślicznie.

            – Słuchaj, nie będziesz dzisiaj na wizji, więc może z nimi usiądziesz? Jest tam chyba wolne miejsce. – Spojrzałam na Kadena, który uśmiechnął się leciutko, zanim zdołał znowu zapanować nad wyrazem twarzy.

            – Chyba tak. Znaczy, nie miałem planów, gdzie będę siedzieć.

            Podszedł do Josie, poprawiając po drodze garnitur, a ja umierałam z ciekawości, jak to wszystko się dalej potoczy.


Nie będziemy musieli długo czekać. Tylko do końca tej analizy.


            – Eadlyn.

            Odwróciłam się na głos mamy i z radością zobaczyłam, że zbliża się z otwartymi ramionami.

            – Jak się czujesz?

            – Całkowicie cudownie i zupełnie nieprzerażona – zażartowałam.

            – Nie martw się. Henri to dobry wybór. Nieoczekiwany, ale mimo wszystko bardzo dobry.

            Spojrzałam kątem oka pod ścianę, gdzie Eikko poprawiał Henriemu krawat. Rozmawiali z ożywieniem, ich usta układały się w kształty, których nie potrafiłam odczytać.

            – Ale to zabawne, że przecież nie masz czego zazdrościć.

            Spojrzałam na mamę, nic nie rozumiejąc.

            – Zazdrościć?

            – Kiedy rozmawiałaś dzisiaj z Marlee, powiedziałaś, że zazdrościsz jej miłości.

            – Naprawdę tak powiedziałam? – Z trudem przełknęłam ślinę.

            – Owszem, a ja się zastanawiam, dlaczego miałabyś zazdrościć komuś, kto cierpiał, by znaleźć się z osobą, którą kocha, skoro wszystko wskazuje na to, że uroczy chłopak wpadł ci prosto w ramiona.

            Zamarłam. Jak miałam się z tego wykręcić?

            – Może lepszym słowem byłby „podziw”. Wykazała się niezwykłą odwagą.

            Mama spojrzała na mnie wymownie.

            – Możesz mnie okłamywać, jeśli tylko chcesz, ale proponuję, żebyś nie okłamywała samej siebie, bo znajdziesz się w sytuacji, z której nie będziesz się mogła wycofać.

            Powiedziawszy to, podeszła do lady Lucy i generała Legera i zajęła miejsce obok nich. W studiu było jak zwykle zimno, ale ja wiedziałam, że dreszcz, który mnie przeszedł, nie miał nic wspólnego z temperaturą.


Czyżby Amisia właśnie wykazała się przenikliwością i zmysłem obserwacji? Nie żeby było ciężko rozkminić, co się dzieje między Edzią a przydupasem, w końcu tacy byli subtelni…

            Producentka przyprowadza do Edzi Henriego. Za nim tupta oczywiście przydupas. Eryś się jakoś trzyma, ale Iladian przechodzi wewnętrzny kryzys.


            Obeszłam Henriego, pod pretekstem obejrzenia jego garnituru ze wszystkich stron. Mijając Eikko, opuściłam ramię, a nasze palce musnęły się jak w pocałunku, zanim znowu stanęłam przed moim narzeczonym.

            Po mojej skórze przemknął elektryzujący dreszcz, więc splotłam dłonie przed sobą, koncentrując się na pierścionku zaręczynowym. Kątem oka zobaczyłam, że Eikko znika w tłumie, zapewne po to, żeby także odzyskać trzeźwość myślenia.

            – I jak? – zapytałam, odwracając się do Henriego. – Jesteś gotowy?

            Spojrzał na mnie, a jego twarz nie była tak radosna jak zwykle.

            – A ty?

            Chciałam powiedzieć, że tak, słyszałam te słowa w mojej głowie, ale nie potrafiłam przecisnąć ich przez gardło. Dlatego tylko uśmiechnęłam się i skinęłam głową.

            Przejrzał mnie.

            Wziął mnie za rękę i pociągnął w głąb sali, do Eikko.


I to jest właśnie powód, dla którego to Henri musiał się znaleźć w roli narzeczonego, nie Kile. Ktoś musi przemówić tym amebom do rozumu, a Henri ma lepsze układy z Erysiem.

Okazuje się, że sweetaśny, głupiutki miś-Henryś wcale nie jest taki głupiutki.


            – En voi – oznajmił tonem tak poważnym, jakiego u niego jeszcze nie słyszałam.


Pobawię się przez sekundę w Erysia i wam to przetłumaczę: Nie mogę.


            Eikko szybko przeniósł spojrzenie z Henriego na mnie i z powrotem.

            – Miksi ei?


Czemu nie?


            – Mam powoli tutaj – powiedział Henri, wskazując usta. – Nie tutaj. – Wskazał swoje oczy.


Cóż, trzeba było być naprawdę ślepym i głupim, żeby nie ogarnąć, co się kroi między naszymi gołąbeczkami. Mogli sobie równie dobrze napisać na czole odpowiednio „I <3 Edzia lub Eryś”.


            Mój oddech przyspieszył, wiedziałam, że moje życie za moment rozpadnie się na kawałki i byłam przerażona tym, co się potem stanie.

            – Wy kochać – powiedział, wskazując nas oboje.

            Gdy Eikko zaczął potrząsać głową, Henri westchnął, wziął jego prawą rękę i wskazał sygnet. A potem wziął moją rękę z pierścionkiem Eikko.


Buahahahahahahahahahaha!!!

Użyj mózgu, Luke: 127


            – Eikko, proszę, wyjaśnij mu, że muszę doprowadzić Eliminacje do końca. Powiedz mu, że nie ma powodów we mnie wątpić.

            Eikko szybko wyrzucił z siebie moje wyjaśnienia, ale wyraz twarzy Henriego nie zmienił się.

            – Proszę – błagałam, chwytając go za ramię.

            Kiedy się odezwał, na jego twarzy malowała się niezwykła czułość.

            – Mówię nie. – Wziął mnie za rękę i łagodnie zdjął mi pierścionek zaręczynowy.


Edzia zaczyna wpadać w panikę, ale Henri się nie poddaje. Chłopak nie ma zamiaru ulotnić się z pożegnalnym „Woman, deal with your shit”.



            Sala zaczęła się przed moimi oczami rozmywać. Od transmisji na żywo dzieliły nas minuty, a ja właśnie zostałam porzucona.

            Henri ujął moją twarz w dłonie i spojrzał mi głęboko w oczy.

            – Kocham cię – oznajmił. – Kocham cię. – Potem odwrócił się i ścisnął ramię Eikko. – I kocham cię. Mój dobry przyjaciel. Bardzo dobry przyjaciel.

            Eikko przełknął ślinę, słowa Henriego doprowadziły go niemal do łez. Przez ostatnie dwa miesiące mieli właściwie tylko siebie nawzajem. Mniejsza o to, co ta chwila znaczyła dla mnie. Co musiała znaczyć dla nich?

            Henri przyciągnął nas do siebie.

            – Wy będziecie razem. Ja zrobię wasz tort!





            Mimo wszystkich zmartwień roześmiałam się. Spojrzałam w oczy Eikko, pragnąc machnąć na wszystko ręką i dać mojemu sercu jedyną rzecz, jakiej naprawdę chciało. Ale nie potrafiłam stłumić obaw.

            Rozejrzałam się po sali za jedyną osobą, której w tej chwili potrzebowałam. Gdy go zauważyłam, odwróciłam się do chłopców.

            – Zaczekajcie tutaj, proszę.

            Przebiegłam przez całe studio.

            – Tato! Tatusiu, potrzebuję pomocy.

            – Co się stało, skarbie?

            Odetchnęłam głęboko.

            – Nie chcę wychodzić za Henriego. Chcę wyjść za Eikko.

            – Za kogo?

            – Za Erika. Jego tłumacza. Jestem w nim zakochana i chcę za niego wyjść. A chociaż on nie znosi, żeby mu robić zdjęcia, chcę mieć tysiąc jego zdjęć, żeby przypiąć je na ścianie i codziennie po przebudzeniu patrzeć, jak się śmiejemy, tak jak ty i mama. Chcę, żeby robił dla mnie pączki, tak jak jego mama dla jego taty. Chcę, żebyśmy znaleźli własną drogą albo przekonali się, że wszystko jest naszą własną drogą, ponieważ mam przeczucie, że jeśli z nim będę, każda głupota będzie miała znaczenie.

            Tata stał z lekko uchylonymi ustami.

            – Ale jeśli powiesz jedno słowo, nigdy więcej o tym nie wspomnę. Chcę zrobić to, co właściwe, a wiem, że nigdy nie pozwoliłbyś mi zrobić czegoś głupiego. Powiedz, co mam robić, tato, a ja nie będę się kłócić.


Eeeee… Wiesz, Edziu, poleganie na opinii Maksia w jakiejkolwiek sprawie jest jakby… no, niebezpieczne. Facet wykazał się jak dotąd galopującą niekompetencją w absolutnie każdej dziedzinie życia.


            Spojrzał na zegar, nadal szeroko otwartymi z zaskoczenia oczami.

            – Eadlyn, masz tylko siedem minut.

            Spojrzałam w tę samą stronę i stwierdziłam, że ma rację. Zostało zaledwie siedem minut do rozpoczęcia nagrania.

            – Więc pomóż mi. Powiedz, co mam zrobić?

            Po kolejnej sekundzie milczenia, odwrócił się i wyciągnął mnie za drzwi studia.

            – Wszyscy wiemy, że chcesz działać szybko ze względu na Marida, i jestem zdania, że to nie jest najgorszy pomysł. Ale nie możesz pozwolić, żeby ktoś zmusił cię do decyzji, która ma wpływ na resztę twojego życia. Zaufaj mi. Nie musisz dzisiaj niczego ogłaszać.

            – Nie o to chodzi. Chcę być z Eikko tak, że aż mnie serce boli, ale podjęłam już tyle samolubnych, idiotycznych decyzji w przeszłości, że obawiam się, iż ludzie mi nie wybaczą, jeśli złamię choćby najmniejszą zasadę. Nie mogę znieść myśli o tym, że ich zawiodę, tato. Nie mogę znieść myśli o tym, że ciebie zawiodę.

            – Mnie? Miałabyś mnie zawieść z powodu głupiej i błahej zasady? – Potrząsnął głową. – Eadlyn, pochodzisz z długiej linii zdrajców. Nie mogłabyś mnie zawieść.

            – Co takiego?


O jeżu, to ten fragment… Trzymajcie się ludzie, będzie ostra jazda.


            Uśmiechnął się.

            – Ucieczka twojego brata do Francji teoretycznie byłaby wystarczającym powodem do wypowiedzenia wojny. Myślę, że on o tym wiedział. Czy to go powstrzymało?

            Potrząsnęłam głową.

            – Twoja matka – oznajmił ze śmiechem – spiskowała z włoską rodziną królewską, by pozyskać finansowanie dla rebeliantów z Północy. Gdyby mój ojciec się o tym dowiedział, kosztowałoby ją to życie.


Taak, to był LOL sezonu. Henio i Miecio mało nie zakrztusili się kanapeczkami.


            Stałam oszołomiona.

            – A ja? Od ponad dwudziestu lat trzymam przy życiu kogoś, kto powinien być martwy.

            – Woodworków?

            – Ha! Nie, nie ich miałem na myśli, poza tym oni zostali oficjalnie ułaskawieni. To ktoś o wiele bardziej niebezpieczny w oczach monarchii.

            – Tato, nic nie rozumiem.

            Westchnął, rozejrzał się po korytarzu w poszukiwaniu ciekawskich oczu, a potem szybko rozpiął koszulę. Odwrócił się i zsunął ją jednym ruchem razem z marynarką.

            Zachłysnęłam się ze zgrozy, widząc pokryte bliznami plecy ojca. Niektóre szramy były szerokie, jakby goiły się same, inne cienkie jak zmarszczki. Wszystkie musiały pochodzić od tej samej rózgi lub bata.

            – Tato… tato, co ci się stało?

            – To mój ojciec. – Podciągnął koszulę i zapiął ją jak najszybciej, jednocześnie w pośpiechu, tłumacząc: – Przepraszam, że nigdy nie pojechaliśmy nad morze, kochanie. Po prostu nie mogłem.


Wiesz, Maksiu, ja nie wiem, czy to jest taki świetny pomysł mówienie o tych wszystkich szokujących tajemnicach twojemu i tak już roztrzęsionemu dziecku. Nie bardzo rozumiem, jak to mam jej pomóc w podjęciu decyzji dotyczącej jej małżeństwa…

Użyj mózgu, Luke: 128

Karny jeżyk potrzebny od zaraz: 81


Maksio opowiada córce, jak ojciec lał go latami. Skupia się jednak tylko na dwóch najważniejszych przypadkach. Najpierw opisuje, jak dostał baty za Amisię po sławetnym wystąpieniu Singerówny w Biuletynie, kiedy dziewucha zaczęła beztrosko opowiadać o zniesieniu klas w obecności nieprzychylnego jej króla-tyrana. Maksio oczywiście nigdy nie żałował, bo zrobiłby dla swojej rozwielitki dosłownie wszystko.



            Nie miałam o tym pojęcia. Wiedziałam tylko, że razem pracowali nad zniesieniem klas. Tyle nieprzyjemnych szczegółów z ich historii zostało przemilczanych. Oprócz rzeczy cudownych było też mnóstwo rzeczy okropnych.

            – Właściwie nie chcę pytać, ale jaki był ten drugi przypadek?

            Zapiął ostatni guzik i westchnął.

            – Pierwszy.


Maks, TERAZ, naprawdę? No dobra, mów.

Za chwilę dowiemy się, że Clarkson był jeszcze większą karykaturą czarnego charakteru niż Grześ Ikea i jego różowy, puchaty pamiętniczek. Cóż, biada temu, kto naraził się ukochanej bohaterce Kiery. Clarkson dostaje wciry za nielubienie Amisi nawet będąc w zaświatach.


            Przełknęłam ślinę, niepewna, czy chcę usłyszeć tę historię, czy też nie.

            – Widzisz, mój ojciec był niezwykle zarozumiałym człowiekiem. Uważał, że należy mu się wszystko na świecie, ponieważ jest królem. Tak naprawdę nie miał powodów do niezadowolenia. Miał władzę, cudowny dom, żonę, która go uwielbiała, i rodzonego syna, który miał kontynuować ród. Ale to mu nie wystarczało.

            Tata wpatrywał się zamyślony w przestrzeń, a ja obserwowałam go, nie mając pojęcia, do czego zmierza.

            – Zawsze wiedziałam, kiedy przychodziła jego kochanka. Tego dnia dawał mojej matce jakiś prezent, jakby chciał w ten sposób zapłacić za grzech, jakiego się dopuszczał. Potem, przy kolacji, dolewał jej ciągle wina, aż zasypiała. Oczywiście jej apartament był w innym skrzydle. Jestem pewien, że to był jego pomysł, a nie jej. Nie mogę sobie wyobrazić, by kiedykolwiek świadomie chciała się oddalać od mojego ojca. Naprawdę go uwielbiała. W każdym razie miałem chyba jedenaście lat, kiedy pewnej nocy spacerowałem po pałacu i spotkałem ją, gdy wychodziła. Miała potargane włosy, owinęła się płaszczem, jakby w ten sposób mogła przykryć to, co zrobiła. Wiedziałem. Wiedziałam, dlaczego przyszła, i nienawidziłem jej za to. Bardziej niż jego, co było nie w porządku z mojej strony. Gdy tylko zniknęła, poszedłem do ojca. Był w szlafroku, pijany i spocony. Nigdy nie zapomnę słów, które wtedy powiedziałem: „Nie możesz tu więcej wpuszczać tej dziwki”. Jakbym mógł mówić królowi, co ma robić. Złapał mnie tak mocno, że wybił mi bark. Popchnął na podłogę i wychłostał. Nie wiem, jak długo to trwało. Byłem tak oszołomiony bólem, że zemdlałem. Obudziłem się w moim pokoju, z ramieniem na temblaku. Gdy odzyskałem przytomność, kamerdyner powiedział, że nie powinienem bawić się w zapasy z gwardzistami, że jestem za mały, żeby się z nimi siłować.

            Tata potrząsnął głową.

            – Nie wiem, czy ktoś został wyrzucony, czy może zrobiono coś jeszcze gorszego, żeby uprawdopodobnić tę historię, ale wiedziałem, że powinienem milczeć. Byłem jeszcze mały, więc nie odważyłem się nikomu o tym powiedzieć. A gdy podrosłem, ukrywałem to ze wstydu. Potem, z czasem, zacząłem o tym myśleć jak o czymś, z czego mogę być dumny. Cierpiałem w samotności, bez żadnej pomocy, i to było godne podziwu. Oczywiście to było głupie, ale kiedy jesteśmy młodzi, zawsze szukamy jakichś wymówek.

    (...). A teraz, żeby odpowiedzieć na twoje pytanie: kilka lat później wydawało mi się, że ojciec naprawdę pozbył się swojej kochanki. Jak mówiłem, zawsze wiedziałem, kiedy zamierza ją sprowadzić, obserwowałem go i nawet czasem wymykałem się w nocy, by się upewnić. Zniknęła na długie miesiące, a potem pewnego dnia pojawiła się w korytarzu, zachowując się tak, jakby była u siebie w domu. Byłem wściekły na tę kobietę, nie mogłem znieść tego, że ośmiela się tu pokazać, podczas gdy moja matka śpi pod tym samym dachem. Dlatego zatrzymałem ją i powiedziałem jej coś w tym rodzaju. Przechyliła głowę i uśmiechnęła się złośliwie, jakbym był robakiem, jakbym był nikim. Potem nachyliła mi się do ucha i szepnęła: „Powiem twojej siostrzyczce, że ją pozdrawiasz”. Oddaliła się, zostawiając mnie kompletnie oszołomionego. Musiałem tak stać dobre dziesięć minut, zbyt zaszokowany, by się ruszyć. Czy powiedziała to tylko po to, żeby mi dokuczyć? Czy naprawdę miałem przyrodnią siostrę, o której nie wiedziałem? Nie zamierzałem błagać jej o odpowiedź i było jasne, że nie mogę iść z tym do ojca. Wyjaśnienia zacząłem szukać dopiero po jego śmierci.


Jak rozumiem, mam być zszokowana. Nie jestem. Król mający kochankę, no cóż za niespotykana rzecz! Bękart, ojej! Nawet częste i widocznie kompletnie niewykryte przez nikogo wizyty kochanki mnie nie dziwią, skoro rebelianci mogli bez problemu wpadać, to ona też. Tylko po co Maksio wywleka te brudy w takim momencie? Żebym to ja wiedziała, co się lęgnie w tym jego łebku… Ale to nie koniec historii. Maks mimo wszystko do czegoś dąży z tą przemową.



            Przełknął ślinę.

            – Tylko widzisz, nieślubne dzieci rodziny królewskiej nie mogą pozostać przy życiu.

            – Co takiego? Dlaczego?

            – Zapewne dlatego, że mogłyby zagrażać rodowi królewskiemu. Wojna domowa i niepokoje polityczne nie są nikomu potrzebne. Popatrz choćby na to, jakich problemów narobił Marid. Dlatego w przeszłości eliminowaliśmy takie zagrożenia, gdy tylko ich istnienie wychodziło na jaw. – Powiedział to zimno, niemalże obojętnie.


W sumie też mnie to nie dziwi. Świat intryg dworskich zawsze był straszliwie brutalny, a Ikea miała zawsze dosyć osobliwe podejście do nieślubnych dzieci, nie tylko tych królewskich.


            – Czyli zabiłeś ją?

            Uśmiechnął się do siebie.

            – Nie. Oczarowała mnie w momencie, kiedy ją zobaczyłem. Była tylko dzieckiem i nie miała pojęcia, kim był jej ojciec. To nie jej wina, że miała w sobie krew królewską. Dlatego zabrałem ją od matki, trzymałem przy sobie i chronię ją od tamtej pory.


Na kogo stawiacie? Myślę, że pytanie jest banalne.
...

...

...


            W końcu odważył się spojrzeć mi w oczy.

            – Lady Brice?

            – Lady Brice.

Nie wiedziałam, co mam powiedzieć. A więc miałam jeszcze jedną ciotkę, która ostatnio zrobiła dla mnie tyle, co inni członkowie mojej rodziny. Właściwie więcej niż część z nich. Miałam wobec niej dług wdzięczności.

            – Przykro mi, że musi pozostawać na drugim planie – przyznał.

            – Rozumiem. Jeśli ma w sobie krew królewską, moim zdaniem zasługuje na więcej.

            – To niemożliwe i ona o tym wie. Jest wdzięczna za to, że może tutaj mieszkać – odparł. Chociaż oboje wiedzieliśmy, że to prawda, nie zgadzaliśmy się co do tego, czy to wystarcza. – Jak widzisz, dopuszczam się zdrady stanu każdego dnia przez ostatnie dwadzieścia lat. Podobnie postąpili twoja matka i twój brat. Przypuszczam, że Kaden może być jedynym spośród nas, który przeżyje życie, nie łamiąc żadnych zasad.


Tylko że wiesz, przez te dwadzieścia lat byłeś królem monarchii absolutnej, więc spokojnie mogłeś sobie zmienić każde prawo, włącznie z mordowaniem królewskich bękartów, więc nie wiem, o co ci chodzi z tą całą zdradą stanu.

Aha, czyli to jest przesłanie twojej mowy? Każdy z członków najbliższej rodziny Edzi zrobił coś głupiego i zagrażającego życiu/monarchii, więc co się będziesz dziewczyno przejmować. Cóż, nie spodziewałam się od Maksia niczego dobrego, a i tak mnie zawiódł. Wow.


Użyj mózgu, Luke: 129



            Uśmiechnęłam się. Podejrzewałam, że to prawda, a jednocześnie bałam się myśleć, ile zasad złamie Osten.

            – Złam tę głupią zasadę, Eadlyn. Wyjdź za mężczyznę, którego kochasz. Jeśli jest dość dobry, by zdobyć twoje serce, z pewnością zyska moją aprobatę. A jeśli poddani nie uznają twojego wyboru, to będzie ich problem. Kim ty jesteś?

            – Jestem Eadlyn Schreave. Nikt na całym świecie nie jest potężniejszy ode mnie – powiedziałam bez zastanowienia.

            Skinął głową.

            – Masz zupełną rację.

           
Nie ma. Ale to już akurat przerabialiśmy w pierwszym tomie. Nie dam jednak punktu, bo z dobrego serca uznam to za swego rodzaju okrzyk bojowy przed zrobieniem wielkiego życiowego kroku. Prawdopodobnie w przepaść.


Rozdział 34

 

           
Edzia wbiega do sali, po czym wpada na scenę i zaczyna swoją przemowę. Nie ma kompletnie żadnego planu, ale przecież zawsze może zacząć cytować Paulo Coelho.
Iladian na początek zaprasza na scenę Erysia w charakterze gwóździa programu.


            Sala zaczęła bić brawo, a ja stałam i czekałam, czy dla mnie pokona niechęć do kamer. Eikko poprawił krawat, a Henri klepnął go w plecy, żeby go ponaglić.

            Wzięłam go za rękę. Odrobinę kręciło mi się w głowie i obawiałam się, że on może się czuć podobnie.

            – Część z was pamięta zapewne tego dżentelmena z Biuletynu sprzed kilku tygodni. Jest on tłumaczem sir Henriego i od chwili przyjazdu do pałacu udowadniał, że jest inteligentny, życzliwy, honorowy, ma poczucie humoru i tuziny innych zalet, o których istnieniu długo nie wiedziałam. – Popatrzyłam na niego, a wyraz jego twarzy i nadzieja malująca się w jego oczach pomogły mi się uspokoić. – Dlatego też zakochałam się w nim po uszy.


No, można i tak. Krótko, zwięźle i prosto z mostu.


            – A ja w tobie – odparł tak cicho, że chyba nikt nawet tego nie usłyszał.

            – Eikko Petteri Koskinenie, czy uczynisz mi ten wyjątkowy zaszczyt i zostaniesz moim mężem?

            Roześmiał się prześlicznie, z niedowierzaniem, a cały świat zamarł. Nie było żadnego przyklękania ani szukania pierścionków. Tylko on i ja.

            I miliony widzów.

            Odwrócił się, a ja poszłam w jego ślady, ponieważ wiedziałam, że spojrzeniem szuka Henriego. Jego przyjaciel stał, machając gwałtownie rękami, i bezgłośnie podpowiadał „tak”.

            – Tak – powiedział Eikko w końcu, ze śmiechem.

            Wpadłam w jego objęcia, zarzuciłam mu ramiona na szyję i pociągnęłam go do pocałunku. Byłam ledwie świadoma braw i gwizdów aprobaty, bo radosne bicie serca stłumiło większość dźwięków.


I pal licho plany, etykietę, opinię publiczną i tysiące pierdół, którymi się przejmowała Edzia.


            Jakaś cząstka mojego umysłu podpowiadała, że powinnam się niepokoić reakcją kraju, dalszym rozwojem wydarzeń, ale pozostała część uciszyła te obawy, a ja wiedziałam, z całkowitą pewnością, że znalazłam mężczyznę, który był mi przeznaczony.


Panem et circenses to jest podstawa, moja droga. Mogłabyś trochę lepiej rozegrać sprawę chleba, bo poddani żryć nie mają co, ale rozrywka to rozrywka i tyle. Myślisz, że lud się przejmie, że wyjdziesz za tego anonimowego chłystka, a nie innego? Jak cię mają roznieść widłami, to na pewno nie za to. Daj spokój, show must go on. I tak twój mężuś będzie tylko do ozdoby, więc co za różnica. Ty się lepiej przejmuj innymi sprawami, które trapią twój lud. A jak już jesteśmy przy tym... Tak, Iladian ma jednak pewien plan.

Edzia zwraca się do poddanych.

            Brawa ucichły. Popatrzyłam w kamerę, zbyt szczęśliwa, by nadal się bać. Powiedziałam moim poddanym najszczerszą prawdę.

            – Wiem o tym, że zaledwie od kilku dni jestem waszą królową, ale przez tę krótką chwilę, i bardzo długo wcześniej, zastanawiałam się, czy znajdę kiedykolwiek miejsce w waszych sercach. Nie jestem pewna, czy zrozumiem, dlaczego w pewnym momencie spotkałam się z taką dezaprobatą, ale dopiero teraz wiem, że nie powinnam się tym przejmować. Moje życie powinno należeć tylko do mnie, nie do was. Z drugiej strony wasze życie powinno należeć tylko do was, nie do mnie.

            W tym momencie poczułam, że nastrój w studiu się zmienił, i może oszalałam, ale miałam wrażenie, że ta zmiana obejmuje nie tylko to, co miałam koło siebie.

            – Ostatnie dwa miesiące były dla mnie czasem gorączkowej aktywności i chaosu. Omal nie straciłam matki, mój najdroższy brat bliźniak wyjechał za granicę, zasiadłam na tronie i zamykam Eliminacje, których ogłoszenie wszystkich z pewnością zaskoczyło. – Uśmiechnęłam się, myśląc o tym, jak szybko wszystko się potoczyło. Powinno mnie to zmiażdżyć, ale tak się nie stało. – Przez ten czas część z was traktowała mnie wyrozumiale, podczas gdy inni czuli się zaniedbywani. Część z was wspierała mnie, podczas gdy inni zachowywali się agresywnie. Do niedawna powiedziałabym, że wszystkie te uczucia nie miały żadnych podstaw, ale teraz jestem pewna, że to nie byłaby prawda. Zanim zaczęły się Eliminacje, obracałam się tylko w niewielkim gronie bliskich mi osób. Przyznaję, że najbardziej na całym świecie dbałam o własną wygodę i dla niej byłam gotowa poświęcić bardzo wiele rzeczy, łącznie ze szczęściem otaczających mnie osób. Nie jestem z tego dumna.

            Przez chwilę wpatrywałam się w podłogę, starając się opanować.

            – Ale spotkanie z tymi młodzieńcami pokazało mi świat za murami, za którymi się zamknęłam. Dopiero w ostatnich tygodniach przekonałam się, jak niewiele wiem o własnym kraju. Budżety i projekty ustaw pokazują w zarysie wasze potrzeby, ale dopiero spotkanie z wami twarzą w twarz pokazało mi, z czym naprawdę musicie się zmagać. Dlatego też – odetchnęłam głęboko – staję przed wami, by oznajmić, że Illéa przekształci się w monarchię konstytucyjną.

DUN DUN DUN!!!

Wiecie co, w sumie dobrze, że Maksio abdykował. Edzia posadziła dupsko na tronie bardzo niedawno, a już jest lepszą władczynią niż jej zidiociały tatuś mógł być kiedykolwiek.

Tylko kiedy ona się na to zdecydowała, przed chwilą? Mam nadzieję, że dobrze to przemyślała. Wszak rozmawiała już wcześniej o innych ustrojach choćby z Madridem, więc pewnie ten pomysł nie urodził się teraz, ale mimo to ogłaszanie takich zmian w szale chwili bez żadnych dogłębnych konsultacji i strategii jest cokolwiek… niemądre. Wszak fundujesz ludziom następną przewałkę ustrojową i to po krótkim czasie od ostatniej.

Użyj mózgu, Luke: 130


            W sali rozległy się westchnienia i pomruki, a ja odczekałam chwilę, żeby ucichły. Domyślałam się, że widzowie przed telewizorami także potrzebują chwili, by się nad tym zastanowić.

No może właśnie nie wszystko na raz… Teraz to już w sumie po ptokach.

            – Proszę, byście nie myśleli, że uchylam się od swoich obowiązków. Wiem teraz, że za bardzo mi na was zależy, by wypełniać je samodzielnie albo nawet z partnerem. – Obejrzałam się z uśmiechem na Eikko. – To zbyt wielka praca dla jednej osoby, a dowodzą tego przedwczesne zgony i problemy ze zdrowiem moich poprzedników.

Ruling equals DEATH!!! to chyba jednak trochę zbyt duże uproszczenie. Chyba że masz na myśli straszną przypadłość swego tatula, czyli lenistvus totalus.

- Będę robić, co do mnie należy, abyście także i wy mogli robić to, co należy do was. Od dawna poszukiwaliśmy sposobów na to, jak sprawić, by wasze życie było lepsze, szczęśliwsze, ale uświadomiliśmy sobie, że zapewnienie tego nie leży w naszej mocy. Wasze życie jest w waszych rękach.

Chwilunia. Cały wic w byciu poddanym władcy polega na tym, że życie ludu jest jak najbardziej w rękach tegoż władcy. A zapewnienie ludziom bytu leży w mocy władzy, o ile jest kompetentna. Proszę się teraz nie wić jak piskorz i nie wymyślać bzdur.

Jak mała Kiera wyobraża sobie…: 74

Edzia używa coelhizmów, żeby powiedzieć „tak naprawdę nie wiem, co robić, więc radźcie sobie sami”.  Oczywiście powinno to Ikei wyjść na dobre, biorąc pod uwagę głupotę władzy, ale Iladian w tej chwili chce sprzedać ładnie opakowany bullshit.

- Tylko wtedy doczekamy się zmian, na które wielu z was czeka od pokoleń. W okresie przejściowym wyznaczę premiera i postaramy się w przeciągu najbliższych dwóch lat rozpisać pełne wybory. Nie mogę się już doczekać tego, jak będziecie prowadzić nasze państwo.

- Bo sama jestem w dupie. Może być już tylko lepiej.

- Nie wątpię, że ta decyzja zrodzi wiele pytań i nieporozumień, ponieważ znowu przebudowujemy nasz kraj, ale pamiętajcie, proszę, że rodzina królewska stoi po waszej stronie. Nie mogę rządzić waszymi sercami tak, jak wy nie możecie rządzić moim sercem. Uważam, że nadszedł czas, abyśmy wszyscy poszukali jaśniejszej i lepszej przyszłości.

Popracuj, moja droga, nad przemowami. Na razie masz tróję na szynach.

            Uśmiechnęłam się – nie czułam już niepokoju ani lęku, tylko spokój. Gdyby ktokolwiek z nas przestał się przejmować, jak zostanie odebrane nasze zachowanie, i skoncentrował się na tym, co faktycznie mamy robić, doszlibyśmy do takich wniosków już dawno temu.


Coś podobnego… Niemożliwe.

            – Dziękuję z całego serca za wasze wsparcie. Dla mnie, dla mojej rodziny i dla mojego narzeczonego. Kocham cię, Illéo. Dobranoc.

            Patrzyłam, jak gasną światełka na kamerach, a potem zeszłam ze sceny, trafiając w sam środek gniewnych okrzyków. Doradcy odwrócili się do mojego ojca i żądali odpowiedzi.

            – Dlaczego na mnie krzyczycie, głupcy? – zawołał w odpowiedzi. – Na litość boską, to ona jest królową. Ją o to pytajcie.


Aha, czyli naprawdę z nikim o tym nie rozmawiała. Borsko.

Użyj mózgu, Luke: 131

Jak mała Kiera wyobraża sobie…: 75

Eryś dostaje gratulacje od Kile’a i Henriego. Edzia w tym czasie wykonuje pewien istotny telefon.

            Marid odebrał natychmiast.

            – Coś ty właśnie zrobiła? – wrzasnął.

            – Odmówiłam ci zaproszenia do uczestniczenia w moich rządach.

            – Wiesz, jaka to głupota?

            – Wiem tylko, że kilka tygodni temu przeraziło cię coś całkowicie normalnego. Teraz już to rozumiem. Dlaczego miałbyś chcieć władzy pozostającej w czyichkolwiek rękach poza twoimi własnymi?

            – Jeśli myślisz, że już o mnie nie usłyszysz…

            – Tak myślę. Teraz będę uważniej słuchać poddanych, więc nie będziesz mi już potrzebny. Żegnam pana, sir.

Gdyby Madrid był kompetentnym czarnym charakterem, to rzeczywiście owa groźba mogłaby zostać spełniona w spektakularny sposób, a w tej sytuacji radziłabym Edzi wysłać do Madrida na wszelki wypadek dyskretnych panów w czerni (ewentualnie potomków Henia i Miecia ze snajperką, niech sobie chłopcy dorobią), żeby się nim zajęli, ale skoro pan Ikea to kompletny kretyn, nie martwiłabym się nim za bardzo.

            Uśmiechnęłam się, bezgranicznie szczęśliwa. Wiedziałam, że to, co najważniejsze – czyli mój kraj – nie zostanie mi siłą odebrane. Sama go oddam z największą radością. Moi poddani pragną szczęścia tak samo jak ja i byłam pewna, że wszyscy mamy już dość ludzi, którzy próbują za nas kierować naszym życiem.

            – Eadlyn! – Lady Brice podbiegła do mnie. – Jesteś niezwykłą, wspaniałą dziewczyną!

            – Zajmiesz się tym, prawda?

            – Czym?

            – Zostaniesz premierem? Tylko do wyborów, ale mimo wszystko.

            Roześmiała się.

            – Nie jestem pewna, czy jestem najlepszą kandydatką na tę funkcję. Poza tym są…

            – Daj spokój, ciociu Brice.

Oj, dzisiaj Edzia z nikim się nie patyczkuje, tylko wali prosto z mostu. Na szczęście lady Brice szybko otrząsa się z szoku i jest wręcz wzruszona, że została wreszcie nazwana ciocią, choć nigdy na to nie liczyła.

            Wyciągnęłam ręce, by objąć kobietę, która stała się jedną z moich najbardziej zaufanych powierniczek. To dziwne, bo chociaż nigdy jej nie straciłam, przytulając ją teraz, czułam, jakbym coś odzyskała. Tak jak wtedy, gdy Ahren przyjechał na koronację.

            – O Boże, muszę zadzwonić do Ahrena! – zawołałam.

            – Dopiszemy to do listy rzeczy do zrobienia. Zaręczyć się: zrobione. Zmienić kraj: zrobione. Jakie jest następne zadanie?

            Spojrzałam na drugi koniec sali, gdzie mój ojciec potrząsał dłonią Eikko, a mama wspinała się na palce, by pocałować go w policzek.

            – Zmienić moje życie.

I tym górnolotnym stwierdzeniem kończy się książka. Uff, wreszcie. Miałam już serdecznie dosyć. Drugi tom wynudził mnie niemiłosiernie. W pierwszej części o Edzi mogłam przynajmniej się powkurzać na jej okropny charakter, ale w Koronie stała się tak wspaniała, że aż nudna. Dodajmy do tego wybitnie nieinteresującą intrygę Madrida, najbardziej przewidywalną i drewanianą historię miłosną i macie Beża zasypiającego nad Kindlem.


A teraz podsumowania punktowe.

Statystyka:


Cykl o Edzi:


Bułkę przez bibułkę: 55
Fabuła nie do poznania: 65
Jak mała Kiera wyobraża sobie…: 75
Karny jeżyk potrzebny od zaraz: 81
Monty Python wiecznie żywy: 88
Nie posmarujesz, nie pojedziesz: 49
Samochwała w kącie stała: 32
Sam sobie sterem, żeglarzem, okrętem: 28
Tylko Schreave może kochać Schreave'a: 35
Użyj mózgu, Luke: 131


Cała seria (Amisia + Edzia) :



Bułkę przez bibułkę: 55

Fabuła nie do poznania: 65

Co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr: 46

Dobre Mzimu: 41

Jak mała Kiera wyobraża sobie...: 158

Karny jeżyk potrzebny od zaraz: 122

Kochanek z kartonu: 37

Konkurencja dla Kajusza: 48

Monty Python wiecznie żywy: 88

Nie, nie jesteśmy w Panem: 34

Nie posmarujesz, nie pojedziesz: 49

Osiołkowi w żłoby dano: 52

Queen (Bee) Wannabe: 69

Sam sobie sterem, żeglarzem, okrętem: 37

Twierdza Monty Pythona: 28

Tylko Schreave może kochać Schreave'a: 35

Użyj mózgu, Luke: 323

Kategoria „Użyj mózgu, Luke” wygrała i to z miażdżącą przewagą. Jestem przekonana, że nikt nie jest tym zdziwiony. Myślę, że to mówi samo za siebie, nie będę się nad tym rozwodzić, tym bardziej, że jak wiecie, mój styl analizowania jest raczej zwięzły, a już się nad głupotą bohaterów wystarczająco napastwiłyśmy. Na drugim miejscu mamy kategorię "Jak mała Kiera", czyli tym razem faile riserczowo-logiczne, co pięknie współgra z idiotyzmem samych bohaterów. Na podium też "Jeżyk", bo po co pisać postaci, których czytelnik nie ma ochoty udusić?

Czas na dodatki.

Epilog i blurb są króciutkie, ale nie odpuszczamy ich sobie. Maryboo napisała mini-analizę tych dwóch dodatków:

Epilog

To dziwne uczucie, być owocem romansu jak z bajki.

M: Cass, zmiłuj się, znów ten kicz nie mający żadnego pokrycia w rzeczywistości? I naprawdę, biorąc pod uwagę, iż Edzia wie obecnie, że tylko jedna wizyta rebeliantów dzieliła jej ojca od poślubienia innej niewiasty można by pomyśleć, że na tym etapie będzie podchodziła nieco bardziej zdroworozsądkowo do związku swoich rodziców.

Zupełnie inaczej jest, gdy dochodzisz do wniosku, że sama możesz coś takiego przeżyć. Czytasz książki, oglądasz filmy i wydaje ci się, że wiesz, jak to się wszystko powinno odbyć.

M: Mhm. Na przykład taką „Koronę”,z której dowiadujesz się, że szczytem marzeń jest związek z wypraną z charakteru kartonową kukłą, potrafiącą cytować z pamięci wszystkie dzieła Paulo Coelho.

Ale prawda jest taka, że miłość jest równie przypadkowa, jak i zaplanowana, równie piękna, jak i katastrofalna.

M: Tzw. plusem dodatnim w przypadku w/w związku jest fakt, że talent do cytowania pustych frazesów automatycznie przeskakuje na współmałżonka.

Znalezienie księcia może wymagać pocałowania mnóstwa żab.

M: No cóż, przynajmniej wiemy teraz, co nasza narratorka naprawdę myśli o Woodworku.

 Albo wyrzucenia mnóstwa żab ze swojego domu.

M: Oraz o Project Runwayu (a także, jakby się nad tym zastanowić, ponownie o Woodworku).

Zakochanie się może oznaczać skok na głęboką wodę, w coś, czego się zawsze pragnęło. Albo zanurzenia ostrożnie palca w czymś, czego się obawiało przez całe życie.

M: Lub też – jak w twoim przypadku – skok na główkę do głębokiego jeziora, które w bezpośredniej konfrontacji okazuje się być raczej skromną kałużą.

Szczęśliwe zakończenie może nastąpić po przebyciu wielu kilometrów. Albo w czasie tak krótkim jak siedem minut.

M: Powiedz to naszym czytelnikom, którzy męczą się z twoją osobą od lutego.

***

Blurb

Dwadzieścia lat minęło od wydarzeń z „Jedynej”.

M: Wiemy. Jesteśmy po lekturze „Następczyni”, a „Korona” jest jej bezpośrednią kontynuacją. Naprawdę, nie musisz się powtarzać.

Córka Ameriki i Maxona - księżniczka Eadlyn nie sądzi, że uda jej się znaleźć prawdziwego partnera wśród konkursowych trzydziestu pięciu zalotników, nie mówiąc już o prawdziwej miłości.

M: My jednakże jesteśmy bogatsi o dotychczasowe doświadczenia z tą serią i dobrze wiemy, że jedynym możliwym zakończeniem jest kadź lukru.

Ale czasami serce znajdzie sposób, aby nas zaskoczyć. Eadlyn musi dokonać wyboru, który okaże się trudniejszy niż ktokolwiek się mógł spodziewać...

M: Nie. Okazał się być sztucznie wykreowaną dramą, albowiem w ostatecznym rozrachunku nikt nie robił Edzi wyrzutów, że księciem małżonkiem został nie będący oficjalnym członkiem Eliminacji przydupas.

***

To jeszcze nie koniec! Kiera obdarzyła nas dodatkowym epilogiem Korony. Niestety nie mamy wersji polskiej, jedynie oryginał. Tutaj macie link: bonus.

Jeśli komuś się nie chce czytać tych 9 stron po angielsku, spieszę z pomocą. Jako że właściwie nic wielkiego nie stracicie, streszczę wam tylko ten epilog, bo niestety ani ja, ani Mary nie mamy czasu tłumaczyć całości.

Rzecz dzieje się 6 lat po zakończeniu Korony i zawiera tonę lukru. Nadszedł dzień ślubu Josie i Kadena. Panna Woodwork wreszcie zostanie wymarzoną księżniczką. Dowiadujemy się też, że Iladian i Eryś mają córkę o imieniu Kertu, zaś królowa jest na początku drugiej ciąży. Tak, to nie literówka, Kertu. Na kilometry czuć od niej syndrom „speshul snowflake”. Mamy więc słitaśną scenę, gdy Kertu rozmawia z brzuchem Edzi i pyta, czy jest już wreszcie dziewczynką. Mała jest łobuzicą i ma wszystkich owiniętych wokół małego palca, więc już się boję, czy Kiera nie napisze następnych tomów o niej.

Josie jest strasznie zdenerwowana. Edzia stara się ją uspokoić. Kiedy wreszcie się to choć trochę udaje, panie ruszają do wyjścia. Po drodze nadziewają się na panów, w tym Kadena, co jest wielkim faux pas, bo przecież pan młody nie powinien oglądać panny młodej przed ślubem. Na szczęście widok przyszłego męża już całkowicie uspokaja Josie, patrzą sobie głęboko w oczy, a ja lecę po gorzką kawę, bo tyle cukru nie zniosę. Wszyscy rozchodzą się do swoich samochodów, kurtyna.

Mówiłam, że nic nie tracicie?

I na koniec oczywiście ogłoszenia organizacyjne. Jak zawsze robimy sobie przerwę. Będzie ona trwała do lutego. A co potem, pytacie? Cóż, jak już się za coś bierzemy, to do końca, a więc na warsztat idą Cassolandowe nowelki. Przed nami więc „Książę”, „Gwardzista”, „Królowa” i „Faworytka”. Cieszycie się?

Do zobaczenia w lutym. Jako że w czasie Świąt będziemy na blogowym urlopie, już dziś składamy Wam serdeczne życzenia zdrowych i wesołych Świąt i wszystkiego dobrego w Nowym Roku.

Trzymajcie się ciepło.

Beige i Maryboo