niedziela, 26 lutego 2017

„Książę" - Rozdziały VII i VIII

Rozdział 7


- Chciałbym, żeby te panie, które o to prosiłem, zostały na swoich miejscach. Pozostałe zapraszam z Silvią do jadalni. Niedługo do was dołączę.
Obserwowałem, jak dziewczęta rzucają sobie spojrzenia, niektóre zagubione, a inne zadowolone z siebie. Byłem pewien, że dokonałem właściwego wyboru, ale teraz pozostawało powiedzenie im, że je odsyłam. To powinno być w miarę prostym zadaniem, szczególnie biorąc pod uwagę, że prawie się nie znaliśmy. Do czego miałyby być takie przywiązane?

Jeżu w borze, jaki ten facet jest głupi. Nie wiem, czy bycie trzymanym pod kloszem jest w stanie tak kompletnie pozbawić człowieka umiejętności postawienia się w czyjejś sytuacji. Przecież te dziewczęta przyjechały tu z marzeniami czy o mężu, czy koronie, czy choćby kilku ekscytujących dniach w pałacu. A teraz, po tak krótkim czasie, dowiedzą się, że z jakiegoś niewiadomego powodu nie są warte nawet tych kilku dni, by je lepiej poznać. Naprawdę myślisz, ty kretynie skończony, bezmózga, oziębła kreaturo, że je to nie zrani?

Sala opróżniła się z wyjątkiem ośmiu dziewcząt, które uśmiechały się, stojąc przede mną. Odwzajemniłem ich spojrzenia i nagle pożałowałem, że nie przygotowałem sobie jakiejś przemowy, zanim się tutaj ustawiły.
– Dziękuję, że zostałyście jeszcze kilka minut – powiedziałem i zawahałem się. – Yyy, chciałem wam podziękować za to, że… że… przyjechałyście do pałacu i że miałem okazję was poznać.
Większość z nich zachichotała lub spuściła wzrok. Clarissa odrzuciła włosy do tyłu.
– Przykro mi to mówić, ale wydaje mi się, że między nami nie będzie się dobrze układać. Um, możecie już odejść? – Końcówka ostatniego zdania zabrzmiała raczej jak pytanie niż jak polecenie, więc byłem niesłychanie wdzięczny losowi, że nie było tutaj ojca, który mógłby być tego świadkiem.

Szczęka mi opadła, rączki mi opadły, szczęście, że cycki mi nie opadły, ale było blisko.

I jak tu nie zionąć czystą nienawiścią do tego buca? Bardzo, ale to bardzo żałuję, że tam nie było Clarksona.  Chyba by się załamał. Tego nawet nie można nazwać brakiem taktu. Ten facet to jakiś kosmita. W zasadzie mógł im kazać wypierdalać, poziom byłby niewiele niższy.

Odrzucone tak bezceremonialnie kandydatki są oczywiście załamane. Zaczynają płakać i dopytywać, co zrobiły źle w tak krótkim czasie, że Maksio je do razu skreślił. Czy to ich klasa, czy może nowy kolor włosów? A nasz książę na białym koniu stoi jak dupa wołowa wielce zdziwiony całą sceną.

Clarissa podbiegła do mnie i złapała mnie za rękę.
– Potrafię się poprawić, przysięgam!
– Co takiego?
Na szczęście gwardzista oderwał ją ode mnie i wyprowadził z sali. Ja zostałem w miejscu, patrząc za nią, kompletnie oszołomiony tym wybuchem emocji. To miały być młode damy. Co tu się działo, na litość boską?

Heniu, Mieciu, gdzie jesteście, gdy was tak bardzo potrzebuję? Temu facetowi należy się kulka między oczy, może rozjaśni mu łeb!!!

– Ale dlaczego? – zapytała jedna z dziewczyn z taką słodyczą, że poczułem niemal fizyczny ból. To było zupełnie jak z Daphne.
Nie zauważyłem, która to powiedziała, ale kiedy się odwróciłem, zobaczyłem, że na ich twarzach maluje się podobny wyraz rozczarowania – najwyraźniej wszystkie ich nadzieje zostały zawiedzione. Poznaliśmy się zaledwie dwadzieścia minut temu. Jak to było możliwe?

Maksio jest głupszy od pantofelka. Macie dowód czarno na białym. Przecież te dziewczęta, przyjeżdżając do pałacu, nie zakładały, że zostaną wywalone po kwadransie rozmowy.  I to w taki sposób! Po co w ogóle brać udział w Eliminacjach, gdy nie ma się choćby cienia nadziei na wygraną? Pomijam Amisię, to przypadek szczególny. Kandydatki miałby na pewno jakieś marzenia związane z pobytem w pałacu, a dowiedziały się, że są dla księcia właściwie nic niewarte. To musiało strasznie zaboleć, nawet gdyby ich nadzieje na wygraną nie były wielkie. Odrzucenie jest okropnym uczuciem, którego Maksiowi serdecznie życzę.

– Przykro mi – powiedziałem, naprawdę czując się z tym źle. – Po prostu niczego nie poczułem.

A co ty chciałeś poczuć przez te kilka minut? Grom z jasnego nieba?! Nagły atak szalejącej erekcji?

Mia zrobiła krok do przodu, a jej twarz ledwie zdradzała to, że jest bliska łez. Jakaś część mnie podziwiała ją za takie opanowanie.
– A to co my czujemy? Czy to nie ma znaczenia?

Oczywiście, że nie. Pfff, Maksio myśli tylko i wyłącznie o sobie. A że myślenie w ogóle przychodzi mu ciężko, to taki jest efekt. I nawet nie ma za grosz taktu, żeby całą tę zupełnie niepotrzebną sytuację jakoś delikatniej rozegrać.


– Oczywiście że ma… – Może powinienem ustąpić.  Nie musiałem odsyłać nikogo już pierwszego dnia. Ale jaka relacja by się dzięki temu nawiązała? Ja podjąłem decyzję, dziewczyna powiedziała, że jest zbyt pospieszna, a potem ja ustąpiłem?

No tak, teraz zasłaniaj się byciem wielkim księciem macho. Zrobiłeś monumentalną głupotę, to się jej trzymaj i miej szczerą nadzieję, że nie odsyłasz właśnie tej jednej jedynej, bo nie chciało ci się spędzić z kandydatkami trochę więcej czasu.

– Naprawdę przepraszam, że sprawiłem wam przykrość, ale to trudne zadanie, żeby wśród trzydziestu pięciu utalentowanych, czarujących i pięknych dziewcząt znaleźć tę jedną, którą chciałbym poślubić – powiedziałem szczerze i z pokorą. – Muszę się kierować przeczuciem.  To ważne tak samo dla waszego szczęścia, jak i dla mojego. Mam nadzieję, że mimo tak krótkiej znajomości możemy rozstać się w przyjaźni.

Zdychaj.

Mia, na której moja przemowa nie zrobiła wrażenia, rzuciła mi zimne spojrzenie i wyszła z sali. Niemal wszystkie dziewczęta poszły w jej ślady – najwyraźniej nie miałem szans na przyjazne pożegnanie. Ashley, która wydawała się najbardziej wytrącona z równowagi, podeszła do mnie i objęła mnie w milczeniu. Odwzajemniłem ten gest, dość niezgrabnie, ponieważ przycisnęła moje ręce do boków.
– Nie mogę uwierzyć, że tak szybko jest po wszystkim. Naprawdę myślałam, że mam szansę – jej głos był pełen zdziwienia, a jednocześnie monotonny. Brzmiało to, jakby mówiła sama do siebie.

Wszystkie myślały. Jakim cudem Maksio tego nie ogarnia?

Ashley życzy Maksowi szczęścia, on jej także.  Następnie księciunio odsyła gwardzistów. Chce w spokoju poużywać tego dziwnego organu zwanego musk. Maksio przez jakieś pięć sekund zastanawia się, czy nie postąpił aby zbyt pochopnie (no shit), ale głębsze myślenie szybko mu przechodzi.


Pozostało jeszcze dwadzieścia siedem dziewcząt, na których musiałem się teraz skoncentrować.  Z przyklejonym uśmiechem przeszedłem szerokim korytarzem do jadalni, gdzie wszyscy zaczęli już śniadanie. Zauważyłem, że kilka krzeseł zaczyna się odsuwać.
– Nie wstawajcie, miłe panie! Nie przeszkadzajcie sobie! – Nic nie poszło nie tak. Wszystko jest świetnie.

Z wszystkimi problemami tak będziesz sobie radził? 






Nie ma to jak stare dobre wyparcie.
– Ile wyjechało? – zapytał ojciec, krojąc swoją porcję.
– Osiem.
Skinął głową.
– Dobry początek.

Myślę, że o ile Clarkson może pochwalać przyspieszenie Eliminacji, to styl Maksia w załatwianiu spraw powinien przyprawić go o apopleksję. Jeśli jego synuś-pierdoła nie jest w stanie się zachować odpowiednio wśród kandydatek na żonę, to jak on sobie ma poradzić np. w kwestiach dyplomatycznych? Ale sorry, zapomniałam, że w Ikei ambasadorów wyprowadza się z sali za ucho. A to spoko.

Skoro księciunio przetrzebił stawkę, trzeba by było choćby troszkę poznać pozostałe kandydatki przed następną czystką. Maksio stara się usilnie rozkminić, jak by tu się z którąś panną spiknąć. Cóż, zawsze w odwodzie jest cudowna Amisia, która właśnie opycha się słodyczami.


W tym momencie zauważyłem Americę, z ustami wypchanymi ciastkiem z truskawkami i z miną, jakby była w niebie. Stłumiłem śmiech i nagle wpadłem na pomysł.
– Lady Americo? – zapytałem grzecznie i omal znowu nie wybuchnąłem śmiechem, kiedy przestała jeść i szeroko otwarła oczy, odwracając się, żeby na mnie spojrzeć.
Zasłoniła usta ręką, starając się przełknąć jak najszybciej.
– Tak, wasza wysokość?
– Jak ci smakuje jedzenie? – Byłem ciekaw, czy pomyślała o zeszłym wieczorze, kiedy przyznała mi się, że to jej główny powód, by tu pozostać. To było przyjemne uczucie – móc zażartować w sali pełnej ludzi tak, żeby zrozumiała to tylko jedna osoba. Może mi się tylko wydawało, że w jej oczach błysnęły psotne ogniki.

Pewnie, żartuj o jedzeniu z dziewczyną dotychczas przymierającą głodem. No przynajmniej teoretycznie przymierającą. Nie zapominajmy wszak o jakże kultowym kurczaku, herbacie z cytryną i popcornie. Ale dla Maksia pewnie takie jedzenie to rzeczywiście byłby dramat.

– Jest przepyszne, wasza wysokość. To ciastko z truskawkami… no cóż, moja siostra uwielbia słodycze jeszcze bardziej niż ja i myślę, że popłakałaby się, gdyby zjadła coś takiego. Jest wyśmienite.
Zjadłem jeszcze kęs, potrzebując chwili, żeby się nad tym zastanowić.
– Naprawdę myślisz, że by się rozpłakała? – zapytałem.
America z namysłem zmarszczyła śliczne brwi.

Widzicie, jaka Amisia jest zajebista? Nawet brwi marszczy jak bogini.

Jak pamiętamy, Maksio zakłada się z Amisią o to, czy May popłacze się przy jedzeniu ciastek.

– A czego byś pragnął, sir? – zapytała.
Pierwszej randki, z którą mógłbym sobie poradzić. Wieczoru spędzonego z dziewczyną, na której nie będę się starał zrobić wrażenia, ponieważ sama stwierdziła, że to niemożliwe. Jakiejś metody na wprawienie tego wszystkiego w ruch tak, żeby wszystkie dziewczęta mnie nie znienawidziły.

Jeżeli będziesz postępował jak dotąd, to kiepsko widzę twoje szanse w tej kwestii.

Uśmiechnąłem się.
– Czego ty byś pragnęła?
Zastanowiła się. Mogła naprawdę poprosić o wszystko. Byłem gotów przekupić ją, gdybym musiał.
– Jeśli się rozpłacze – zaczęła niepewnie – chciałabym móc przez tydzień nosić spodnie.
Zacisnąłem wargi, podczas gdy reszta obecnych się roześmiała. Nawet ojciec był rozbawiony, a przynajmniej udawał. Ale najbardziej spodobało mi się to, że chociaż w jadalni rozległy się chichoty w odpowiedzi na jej prośbę, nie pochyliła głowy, nie zarumieniła się ani nie próbowała prosić o coś innego. Wiedziała, czego chce.

Cóż za osiągnięcie, no doprawdy. Pewnie pozostałe panienki są jak nadmuchane lale, bez żadnej osobowości, pragnień czy własnego zdania. Cóż, wszak nie są główną bohaterką, to jasne.

Jak wiemy, Maksio chce by Amisia umówiła się z nim na spacer po ogrodzie, jeśli przegra. Clarkson jest średnio zadowolony  z tego, że pierwsza oficjalna randka przypadnie Piątce.



– Justin? Przygotuj paczkę z ciastkami truskawkowymi i wyślij do rodziny tej damy. Wydaj polecenie, żeby
doręczyciel zaczekał, aż jej siostra ich spróbuje, i przekazał nam, czy rzeczywiście się rozpłakała. Jestem tego niezwykle ciekawy. – Justin szybko skinął głową i uśmiechnął się do mnie, a potem wyszedł z sali. – Powinnaś napisać liścik, który wyślemy razem z paczką, i przekazać rodzinie, że wszystko u ciebie w porządku. Właściwie wszystkie powinnyście to zrobić. Po śniadaniu możecie napisać listy do waszych rodzin, a my dopilnujemy, by zostały doręczone jeszcze dzisiaj.
 

Dziewczęta – moje dziewczęta – uśmiechnęły się radośnie.

Yyyy… stary, to się naprawdę zaczyna robić creeptastyczne. Przystopuj  z tą zaborczością. Zaczynasz mi przypominać jakiegoś seryjnego mordercę-kolekcjonera.


Tego poranka poznałem wszystkie młode damy, zapamiętałem prawidłowo większość ich imion, odprawiłem kilka z nich i umówiłem się na pierwszą randkę. Chociaż wciąż czułem się trochę wytrącony z rytmu, musiałem nazwać to sukcesem.

Jaki truloff, taki sukces…



Jump cut!

– Wasza wysokość, proszę wybaczyć, że to potrwało tak długo. Musieliśmy jechać do butiku w mieście –powiedział Seymour, wciągając za sobą wieszak pełen spodni.
– Nic nie szkodzi – odparłem, odkładając papiery na biurko. Uznałem, że będę dzisiaj pracował we własnym pokoju. – Co udało ci się znaleźć?
– Przygotowaliśmy różne propozycje, sir. Jestem pewien, że wasza wysokość znajdzie tu coś dla swojej damy.

Ten człowiek sam się ledwo umie ubrać, oczekujecie, że wybierze coś dla tej, jakże niepoznanej przez niego istoty zwanej… KOBIETĄ?!?

Popatrzyłem na wieszak, kompletnie zagubiony.
– No dobrze, to które spodnie są odpowiednie dla kobiety?

A nie mówiłam?


Seymour pomaga Maksiowi ogarnąć jakże skomplikowaną sprawę damskich dżinsów.

– Do wieczora będą dopasowane i gotowe. Czy to znaczy, że ta młoda dama wygrała zakład?
Wzruszyłem ramionami.
– Jeszcze nie, ale mam nadzieję, że jeśli wygra i dostanie ode mnie więcej, niż chciała, mimo wszystko zgodzi się umówić ze mną na randkę.
– Musi się waszej wysokości naprawdę podobać – zauważył Seymour, zabierając wieszak na korytarz.
Nie odpowiedziałem, ale zastanowiłem się nad tym, zamykając drzwi. Było w niej coś. Nawet sposób, w jaki okazywała mi niechęć, przyciągał mnie do niej i nie potrafiłem się nie uśmiechnąć na myśl o tym.

Poczekaj tylko, aż cię kopnie w jaja, to dopiero będzie miłość!




Rozdział 8
 

Jak pamiętamy, May się nie rozpłakała. Maksio zabiera więc Amisię na sławną randkę do ogrodu. Nasze gołąbeczki rozmawiają o rodzinie Singerów.

– Jaka jest twoja rodzina?
Skrzywiła się.
– Co masz na myśli?
– Tak po prostu, twoja rodzina musi się bardzo różnić od mojej.
Miała rodzeństwo, jej dom był mały… ludzie płakali tam z powodu ciastek. Nie potrafiłem sobie w ogóle wyobrazić życia w jej rodzinie.

No baaa, te straszne kurczaki, ta herbata z cytryną… Horror!

– Faktycznie. No cóż, na przykład u mnie w domu nie nosi się korony przy śniadaniu – roześmiała się melodyjnie, w sposób pasujący do Piątki.
– Jak rozumiem, w domu Singerów to zwyczaj zarezerwowany do obiadu?
– Oczywiście.
Nie mogłem się powstrzymać od śmiechu. Podobało mi się jej poczucie humoru, kiedy je ujawniała, wydawało się trochę podobne do mojego. Zastanawiało mnie, jak dwie osoby dorastające w dwóch różnych światach mogą być tak zaskakująco podobne.

Tak zaskakująco kartonowo-bucowate.

– W każdym razie moja najstarsza siostra, Kenna, wyszła za mąż za Czwórkę i teraz pracuje w fabryce – mówiła dalej. – Mamie zależy, żebym ja też wyszła przynajmniej za Czwórkę – A co złego byłoby w Jedynce? – ale ja nie chcę zmieniać zawodu, uwielbiam śpiewać. –

Again, system klasowy w Ikei jest wyjątkowo durny. Ale to już wałkowałyśmy tyle razy, że chyba wystarczy.

Amisia dalej opowiada o swoim rodzeństwie. Już to wszystko wiemy, next!

– A rodzice? – zapytałem, wciąż próbując utworzyć sobie pełen jej obraz.
– A twoi rodzice? – odparła pytaniem.
– Znasz ich przecież.
– Wcale ich nie znam, znam tylko ich publiczny wizerunek. Jacy są naprawdę? – zapytała, ciągnąc mnie za rękę. Ten dziecinny gest sprawił, że się uśmiechnąłem.
Ale czułem się zagubiony. Co takiego mógłbym jej powiedzieć o moich rodzicach?
Obawiam się, że moja matka na coś choruje. Często boli ją głowa i wydaje się zmęczona. Nie wiem, czy to z powodu warunków, w jakich dorastała, czy też może coś wydarzyło się później. Jestem pewien, że miałem mieć brata lub siostrę i nie wiem, czy to ma jakiś związek, czy też nie. Mój tata… Mój tata czasem…

Twój tata czasem łoi ci dupsko i choć nie jestem zwolenniczką kar cielesnych, to często sama mam ochotę ci spuścić bęcki. Tęgie.

A teraz wreszcie nadeszła ta cudowna chwila.

Wyszliśmy do ogrodów, gdzie czekały na nas kamery.  Natychmiast odzyskałem czujność. Nie chciałem, żeby mnie teraz obserwowali. Nie wiedziałem, jak dużo zdołam się dowiedzieć o niej lub powiedzieć o sobie, ale byłem pewien, że to się nie stanie, jeśli będziemy mieli widownię. Kiedy już odprawiłem ekipę telewizyjną, spojrzałem na Americę i zobaczyłem, że znowu wydaje się bardziej odległa.
– Wszystko w porządku? Wydajesz się spięta.
Wzruszyła ramionami.
– Ty sobie nie radzisz z płaczącymi kobietami, ja sobie nie radzę ze spacerami u boku księcia.
Uśmiechnąłem się.
– Co we mnie jest takiego, że trudno sobie z tym poradzić?
– Twój charakter, twoje intencje. Nie mam pojęcia, czego mam się spodziewać po tej przechadzce.
Czy rzeczywiście byłem aż tak tajemniczy? Może i tak.  Opanowałem do mistrzostwa sztukę uśmiechania się i mówienia półprawdy, ale na pewno nie chciałem, żeby to było po mnie widać. Zatrzymałem się i odwróciłem do niej.
– Aha. Myślę, że zauważyłaś już, że staram się mówić wprost, o co mi chodzi. Powiem ci dokładnie, czego od ciebie oczekuję. – Chciałbym poznać kogoś bliżej. Poznać kogoś naprawdę dobrze. I myślę, że chciałbym, żebyś to była ty, nawet jeśli potem wyjedziesz.
Zrobiłem krok w jej stronę i nagle zatrzymał mnie obezwładniający ból. Wrzasnąłem, zgiąłem się i cofnąłem. Tych kilka kroków wydawało mi się niemal nie do wytrzymania, ale nie było mowy, żebym skulił się na ziemi, nawet jeśli to właśnie podpowiadał mi instynkt. Czułem, że mam ochotę zwymiotować, ale z tym także walczyłem. Książęta nie wymiotują i nie tarzają się po ziemi.

Jakież to satysfakcjonujące. Po tym, jak ten bałwan zachował się w stosunku do odrzuconych kandydatek, ten kop w jaja całkowicie mu się należy.

– Za co to było? – Czy to był mój głos? Naprawdę?
Brzmiałem jak pięciolatka ciężko uzależniona od papierosów.

Yyyy… to miało być zabawne? Tzn. Maksio zwijający się z bólu to prawdziwa rozrywka, ale ten tekst był kiepski.

– Jeśli spróbujesz mnie choćby dotknąć palcem, będzie jeszcze gorzej!
– Co takiego?
– Powiedziałam, że jeśli…
– Nie, ty wariatko, słyszałem cię za pierwszym razem. Chcę tylko wiedzieć, o co ci chodzi?

Wiesz, Maksiu, zdajemy sobie sprawę, że ciężko ci się myśli, nawet gdy nie słaniasz się z bólu po ataku na książęce klejnoty, ale to chyba dość oczywiste, o co chodzi Amisi. Przed chwilą kazała ci się nie zbliżać. To naprawdę nie jest zagadkowe.

Stała przede mną, szeroko otwierając oczy i zasłaniając usta ręką, jakby popełniła okropny błąd. Odwróciłem się, słysząc kroki gwardzistów, i odprawiłem ich gestem ręki, drugą ciągle przyciskając rozpaczliwie do bolącego miejsca. Co ja takiego zrobiłem? Za kogo ona mnie brała…? Wziąłem się w garść, choćby dlatego, że chciałem to wiedzieć.
– Czego twoim zdaniem chciałem? – zapytałem.
Opuściła spojrzenie.
– Ami, czego twoim zdaniem chciałem? – zapytałem bardziej stanowczo.
Całym swoim zachowaniem zdradzała, o co chodziło. Nigdy w życiu nie czułem się do tego stopnia obrażony.
– Tu, na widoku? Myślałaś… na litość boską, jestem przecież dżentelmenem!

Ale jesteś również przyszłym królem monarchii absolutnej i możesz sobie zażyczyć właściwie wszystkiego od każdego. A ona cię nie zna. Jej reakcja jest dla niej niebezpieczna, wszak napaść na księcia mogłaby się dla niej skończyć naprawdę tragicznie, ale nie jest nie do pomyślenia, że w danej sytuacji poczuła się zagrożona.  Mogła od razu nie rzucać się ze sztukami walk, jednak po prostu zareagowała na niebezpieczeństwo. Wyimaginowane czy też nie.

Chociaż było to wyjątkowo bolesne, wyprostowałem się i odszedłem kilka kroków. Nagle przyszła mi do głowy nowa myśl.
– Dlaczego w ogóle zaproponowałaś mi pomoc, skoro masz o mnie takie zdanie?
Nic nie odpowiedziała.
– Zjesz dzisiaj obiad w swoim pokoju. Jutro rano się nad tym zastanowię.
Oddaliłem się tak szybko, jak mogłem, chcąc jak najprędzej znaleźć się z dala od niej, z nadzieją, że zdołam uciec przed własnym gniewem i upokorzeniem. Z wściekłością zatrzasnąłem drzwi mojego pokoju. Chwilę później zapukał kamerdyner.
– Usłyszałem, że wasza wysokość już wrócił. Czy wasza wysokość potrzebuje czegoś przed udaniem się na spoczynek?
– Lodu – jęknąłem.

Ehehehehehehehehehehe!!!

Wyszedł pospiesznie, a ja rzuciłem się na łóżko, nadal wściekły. Zasłoniłem oczy, próbując wszystko zrozumieć.  Nie mogłem uwierzyć, że zaledwie kilka minut temu byłem gotów otworzyć się przed nią, naprawdę podzielić się z nią swoimi uczuciami.  To miała być ta łatwa pierwsza randka! Westchnąłem ze złością. Usłyszałem, że kamerdyner stawia tacę na stoliku przy łóżku i wychodzi pospiesznie. Za kogo się uważała ta Piątka, która zaatakowała swojego przyszłego króla? Gdybym tylko zechciał, spotkałaby ją surowa kara.

Gdybyś nie był miętką truloffową bułą, to byś to zrobił.

Z całą pewnością wróci zaraz do domu. Nie ma mowy, żebym ją zatrzymał po czymś takim. Myślałem o całym tym zajściu godzinami, zastanawiając się, co powinienem był powiedzieć albo zrobić w tamtej chwili. Za każdym razem, gdy sobie to przypominałem, na nowo czułem złość. Jaka dziewczyna mogła zrobić coś takiego? Co sprawiło, że uznała, że może zaatakować księcia? Myślałem o tym w kółko, ale za ostatnim razem moja irytacja zamieniła się w rodzaj podziwu.
Czy America nie obawiała się niczego?

Eeee, że brak myślenia i instynktu samozachowawczego nie jest wcale wart podziwu i nie należy go mylić z odwagą.

Nie miałem zamiaru tego sprawdzać, ale zastanawiałem się, jak wiele z pozostałych dziewcząt postawionych w sytuacji, w której uznałyby, że chcę je wykorzystać, pozwoliłoby mi na to? Żeby móc się przechwalać albo może tylko dlatego, że bałyby się, co zrobię, jeśli nie pozwolą?

Jeśli myślisz, że jakaś dziewczyna dałaby się wykorzystać seksualnie, żeby się przechwalać, to jesteś draniem. A jeśli bulwersuje cię, że kandydatka poddałaby się twoim wszystkim zachciankom ze strachu przed konsekwencjami dla siebie i dla swojej rodziny, to naprawdę jesteś kompletnie oderwany od rzeczywistości.  I nie masz prawa takiej dziewczyny oceniać.  TYLKO dlatego, żeby się bała? TYLKO? Maksiu, pozwól, że się powtórzę.  Zdychaj.


Ale ona powstrzymała mnie, zanim cokolwiek zdążyło się wydarzyć, w ogóle nie zastanawiając się nad tym, co mogę powiedzieć. Chociaż kompletnie nie miała racji, potrafiła się bronić. Szczerze ją za to podziwiałem. Sam pragnąłem taki być. Może gdybym dostatecznie często z nią przebywał, zdołałbym się trochę od niej nauczyć. Niech to szlag. Musiałem pozwolić jej zostać.

Wiesz co, Maks? Pasujecie do siebie. Taka sama głupota, bucera i popierdzielone priorytety, brak pojęcia o życiu, a właściwie brak pojęcia o czymkolwiek.  Życzę wam powodzenia. A z tobą, Maksiu, nie chcę mieć już więcej do czynienia. I cieszę się niezmiernie, że właśnie dotarliśmy do końca Księcia, a co za tym idzie opuszczamy pusty łeb Maxona Schreave’a. Good fucking riddance.

Za tydzień Gwardzista, a więc przyjrzymy się pewnym wydarzeniom z perspektywy Ośrodka. Zostańcie z nami!
 


Beige


niedziela, 19 lutego 2017

„Książę” - Rozdziały V i VI



Rozdział 5


Ostatecznie nie spojrzałem nawet na zgłoszenia. Miałem wiele powodów, żeby tego nie robić, ale w końcu przekonałem sam siebie, że najlepiej będzie, jeśli nie będę miał żadnych uprzedzeń ani oczekiwań, poznając kandydatki.

Zapamiętajcie ten fragment, jeszcze nam się przyda.

Poza tym, jeśli ojciec roztrząsał każdą z nich ze szczegółami, nie miałem ochoty robić tego samego.

A kto tu mówi o roztrząsaniu? Mógłbyś po prostu dopasować imiona do zdjęć, żeby pierwszego dnia Eliminacji nie stanąć twarzą w twarz z grupą trzydziestu pięciu kompletnych anonimów.

Trzymałem się na bezpieczny dystans od Eliminacji… aż do dnia, kiedy kandydatki przestąpiły mój próg.

Tak jest, drogi czytelnicy – to ten moment. Kandydatki oficjalnie wchodzą na scenę.

...Hurra.

W piątek rano szedłem korytarzem drugiego piętra i usłyszałem melodyjny śmiech dwójki dziewcząt na schodach prowadzących na pierwsze piętro. Energiczny głosik wykrzyknął:
Nie do wiary, że tu jesteśmy! – I znowu obie zaczęły chichotać.

Czyli...Maxon ni z tego, ni z owego prawie wpadł na uczestniczki Eliminacji? Nikt nie uprzedził go, o której przybywają dziewczęta, coby mógł bezpiecznie schronić się w sypialni/toalecie/jednym z bunkrów (wszak panny zgodnie z planem mają go ujrzeć dopiero następnego poranka)?

Zakląłem na głos i schowałem się w najbliższym pokoju, ponieważ powtarzano mi w kółko, że mam poznać wszystkie dziewczęta jednocześnie w sobotę.

Cóż, wygląda na to, że tak.

Nikt nie wyjaśnił mi, dlaczego to jest takie ważne, ale przypuszczałem, że chodzi o to, żeby je odpowiednio przygotować. Gdyby Piątka pojawiła się w pałacu i nie otrzymała żadnej pomocy, cóż, pewnie nie miałaby większych szans.

...Że co?

Pomijając już cokolwiek obraźliwą naturę tego stwierdzenia (w tej samej nowelce Piątki zapewniają oprawę dźwiękową na przyjęciu urodzinowym Maksia; żadna z nich nie próbowała podwędzić rodowych sreber Schreave'ów ani też nie zaczęła spontanicznie obnażać się na środku sali balowej albowiem wszelakie wyskoki w ramach tej kasty są najwyraźniej zarezerwowane dla familii Singerów) – o jakim przygotowaniu mowa? Z „Rywalek” wiemy, że pierwszy dzień w pałacu dziewczęta spędziły na metamorfozach i sesji zdjęciowej, odbyły szybką wycieczkę po najważniejszych pałacowych pomieszczeniach, usłyszały kilka bardzo ogólnikowych instrukcji od nie-Effie (nie wchodzić do prywatnych apartamentów rodziny królewskiej i ogrodu), obejrzały relację z „Biuletynu”, po czym udały się na spoczynek. Gdzie zatem są te gruntowne lekcje etykiety, mające przygotować kopciuchy z niższych kast do przebywania w obecności jego książęcej doskonałości?

Owo niemal – spotkanie wyprowadza Maxona z równowagi; niebożę nie może się uspokoić przez całą resztę dnia, zapamiętale czyszcząc sprzęt fotograficzny i czekając, aż wreszcie zapadnie zmierzch i będzie mógł na powrót bezpiecznie łazić po własnym domu.

To była jedna z tych cech mojego charakteru, które irytowały ojca. Mówił, że działa mu na nerwy to, że nie mogę usiedzieć w miejscu. Co miałem mu odpowiedzieć? Łatwiej mi było myśleć, kiedy się ruszałem.

Chłopie, Clarkson kupiłby ci zapewne nawet wyrośnięty kołowrotek dla chomika, gdyby tylko z twojego myślenia wynikało cokolwiek produktywnego.

Słonko w końcu idzie spać, Maks udaje się zatem na spacer.

Idąc korytarzem, zadręczałem się wszystkimi tymi „a jeśli…”, które nie dawały mi spokoju. A jeśli żadna z tych dziewcząt nie okaże się osobą, którą mógłbym pokochać?

To, idąc za radą tatusia, wybierzesz sobie taką, z którą przynajmniej będziesz miał o czym porozmawiać w ponure jesienne wieczory.

A jeśli żadna z nich mnie nie pokocha?

To weźmiesz sobie piętnaście kochanek; jesteś przyszłym władcą absolutnym, jeśli tylko zadbasz o prawowitego dziedzica tronu – hulaj dusza, piekła nie ma.

A jeśli przeznaczona mi dziewczyna została pominięta, ponieważ z jej prowincji wybrano jakąś bardziej przydatną?

Nie przejmuj się – najprawdopodobniej i tak pozbyłbyś się jej już w następnym rozdziale.

Usiadłem na szczycie schodów i schowałem twarz w dłoniach. Jak miałem sobie z tym poradzić? Jak miałem znaleźć dziewczynę, którą pokocham, która będzie mnie kochać, którą zaaprobują moi rodzice, a poddani będą uwielbiać?

Szczerze? To raczej nie do pogodzenia w obecnych warunkach, dlatego na twoim miejscu zamiast kwękać zastanowiłabym się poważnie, które z powyższych kwestii są absolutnie priorytetowe, a które – z żalem, ale jednak – można sobie odpuścić. Jakkolwiek bardzo to smutne, jesteś przyszłym królem pogrążonego w chaosie państwa, a Eliminacje służą do tego, byś wybrał w pierwszej kolejności nową Córę Illei, przyszłą władczynię kraju, a dopiero później – swoją towarzyszkę życia. Aprobata rodziców nie jest konieczna, aczkolwiek ich opinia (z naciskiem na Clarksona) może okazać się cenna, jako że orientują się oni znacznie lepiej od ciebie w polityczno – społecznych zawiłościach i będą w stanie podpowiedzieć ci, jaki mariaż byłby najbardziej korzystny dla kraju. Zdanie obywateli liczy się zaś o tyle, że ich poparcie dla nowej księżniczki może odsunąć od ciebie widmo rewolucji (to, czy w ogarniętym rebelią kraju wielu ludzi miałoby czas i ochotę na śledzenie matrymonialnego reality show, to inna para kaloszy).

Nie wspominając o tym, że powinna być inteligentna, atrakcyjna i utalentowana, tak żebym mógł ją przedstawiać przyjeżdżającym z wizytą głowom państw i ambasadorom.

W związku z czym ostatecznie zdecydowałeś się na taką, która wyprowadza owych ambasadorów za uszy jak niegrzeczne przedszkolaki.

Powiedziałem sobie, że muszę wziąć się w garść i myśleć o tych pozytywnych „a jeśli”. A jeśli przeżyję wspaniałe chwile, poznając bliżej te młode damy?

Wiecie co? To w sumie smutne, ale patrząc na trylogię z perspektywy Maxona, naprawdę ciężko mi przypomnieć sobie jakiekolwiek miłe dla niego chwile związane z Eliminacjami, pomijając ewentualnie macanki z Celeste.

A jeśli wszystkie są czarujące, dowcipne i piękne?

Cóż, nawet, jeśli nie są, to szybko naprawisz ten błąd (cierpliwości, drodzy czytelnicy, już wkrótce przekonacie się, o co chodzi).

A jeśli właśnie ta dziewczyna, na której będzie mi najbardziej zależało, zadowoli oczekiwania mojego ojca w stopniu większym niż którykolwiek z nas by się spodziewał?

To będzie znaczyło, że jest osóbką inteligentną, pracowitą i na tyle obytą, aby nie narobić ci wstydu przy gościach – myślę więc, iż możemy spokojnie wykreślić ową mityczną kandydatkę jako potencjalny obiekt twoich zainteresowań (nie, nie porównujmy owego opisu z osobą Amberly; to, czego Clarkson chce dla syna różni się się od tego, co swego czasu zaplanował dla siebie samego, o czym przekonamy się podczas analizy wiadomej nowelki).

A jeśli moja idealna partnerka leży teraz w łóżku i życzy mi jak najlepiej?

To dosyć dziwne marzenie, ale niech ci będzie.

To moja szansa na znalezienie życiowej partnerki. Przez bardzo długi czas Daphne była jedyną osobą, której mogłem się zwierzać, nikt inny nie potrafił w ogóle zrozumieć życia, jakie prowadziliśmy. Ale teraz mogłem zaprosić jeszcze kogoś do mojego świata i to miało się okazać lepsze niż cokolwiek, co miałem wcześniej, ponieważ… ponieważ ona będzie należeć do mnie.

...Wiecie co? To się robi naprawdę przerażające. Wygląda na to, że przemyślenia Maksia z poprzedniego rozdziału nie były po prostu wypadkiem przy pracy – on faktycznie postrzega przyszłą żonę w kategoriach swojej własności.

Tego rodzaju stwierdzenia byłyby okropne w przypadku każdego mężczyzny szukającego swojej drugiej połówki, ale nie zapominajmy, że w przypadku Maxona dochodzi jeszcze jeden, malutki czynnik – bycie władcą absolutnym.

Po śmierci Clarksona Maxon zyska pełnię władzy. W Illei nie będzie NIKOGO, kto mógłby mu się sprzeciwić czy pociągnąć go do odpowiedzialności, gdyby nagle zmienił się w tyrana. Tak, mamy Miecia, Henia i resztę ekipy – ale z całym szacunkiem dla ich wysiłków, starania rebeliantów póki co nie przynoszą wymiernych efektów i nic nie wskazuje na to, by owa sytuacja miała ulec zmianie. Władca Illei może wszystko - a więc także pójść śladami Henryka VIII i posłać żonę na szafot, jeśli uzna, iż ta nie jest mu wystarczająco oddana.

Nie musimy zresztą wybiegać tak daleko w przyszłość; Maxon już teraz ma pełną niezależność, gdy w grę wchodzi przebieg Eliminacji. Jeśli zatem postanowi, że każda z kandydatek na żonę musi przejść obowiązkowy „test sprawnościowy” w jego sypialni – to właśnie się stanie. Jeśli zdecyduje, że co piątek ma ochotę zamknąć przypadkową dziewczynę w lochu, bez pożywienia i z minimalną ilością wody (rzecz jasna, tylko po to, żeby sprawdzić jej wytrzymałość, nieprawdaż, żyjemy wszak w tak niespokojnych czasach, trzeba być przygotowanym na wszystko) – nikt nie będzie mógł powiedzieć mu złego słowa. Wypełniając formularz, mieszkanka Illei staje się – dosłownie – własnością pałacu; nikt i nic nie obroni jej przed ewentualnymi nadużyciami.

Przyznajcie, że idea Eliminacji zaczęła nagle prezentować się w zupełnie odmiennych barwach.

Szczere, absolutnie nieironiczne gratulacje, Cass; nareszcie udało ci się naszkicować jeden z bardziej przerażających scenariuszy, za pomocą którego można by wreszcie zinterpretować twoje słodkopierdzące uniwersum jako prawdziwą dystopię (co próbowali zresztą uczynić twórcy pilota serialu dla The CW). Szkoda tylko, że zapewne zrobiłaś to całkowicie nieświadomie.

A ja będę należeć do niej. Będziemy się wspierać nawzajem.

Sorry, Maksiu, rzeczywistości raz ujrzanej oczyma wyobraźni nie da się odwidzieć, niezależnie od tego, ile tłumaczeń i interpretacji twego pokręconego toku myślenia postarasz nam się wcisnąć.

Stanie się dla mnie kimś takim, jak moja matka dla ojca: źródłem pociechy, oazą spokoju, dającą mu oparcie.

...A...Nie, jednak nie. Grunt to konsekwencja; „Królową” zajmę się w swoim czasie.

Zaś ja będę mógł się stać jej przewodnikiem i obrońcą.

obrońcą

obrońcą

...Wiecie co? Chyba nie ma na świecie obrazka, który wystarczająco dobrze oddawałby to, jak bardzo rozbawił mnie powyższy cytat.


Maxon, zmotywowany ową optymistyczną przemową, kontynuuje spacer, aż tu nagle...


… No dalej, kochani – zgadnijcie, kto oficjalnie wkracza na scenę.

– …na zewnątrz – jęknął ktoś, a drżący głos odbił się echem w korytarzu. Co tam się działo?
Panienko, proszę natychmiast wracać do pokoju. – Zmrużyłem oczy i w głębi korytarza, w plamie światła księżyca, zobaczyłem gwardzistę zagradzającego drzwi dziewczynie – dziewczynie!

Tadaam! America Singer oficjalnie dołącza do obsady „Księcia i gwardzisty”!

...No, co z wami? Nie widzę uśmiechów.

Było ciemno, więc nie widziałem wyraźnie jej twarzy, ale miała intensywnie rude włosy, jakby ktoś zmieszał razem miód, róże i promienie słońca.

Było ciemno – ale to nie przeszkodziło dziewiętnastoletniemu facetowi w porównaniu włosów pierwszy raz ujrzanej dziewczyny do kwiatów i ciał niebieskich.

Serio, Cass – zapłacę ci, jeśli znajdziesz mi jakiegokolwiek maturzystę, który na widok intensywnie rudej rówieśnicy zamiast o marchewce zacznie bredzić o miodzie i różach.

Ale wiecie co? Ten cytat ma wartość nie tylko komediową. Jest on bowiem zapowiedzią czegoś znacznie ważniejszego.

Kochani czytelnicy, jak myślicie – po co właściwie autorkom książki pisane z punktu widzenia tru loffów? Jak widać na załączonym obrazku (i co potwierdzają potworki w stylu 'Midnight Sun'), treść tego rodzaju dzieła raczej nie jest zbyt fascynująca i nie wzbogaca znanego nam już świata przedstawionego o żadne istotne szczegóły. Skoro zatem nie chodzi o kwestie literackie, to może o pieniądze? Możliwe. Ja sądzę jednak, że powód jest jeszcze banalniejszy – powieść pisana oczyma wybranka to dla autorki niepowtarzalna szansa na mentalne masturbowanie się nad swoim self-insertem (patrz: Meyer) tudzież ukochanym wytworem wyobraźni (patrz: Cass). Któż nadaje się lepiej na klakiera, kto opisze naszą heroinę bardziej nieobiektywnie i używając większej ilości superlatyw – niż jej przyszły wybranek serca?

Pierwsze oznaki widzimy już powyżej; Maxon obserwuje Amisię dosłownie od kilku sekund, nigdy wcześniej nie miał z nią do czynienia – a mimo to poetycko rozwodzi się na temat niezwykłej gry odcieni w jej włosach. Czy podobne przemyślenia towarzyszyłyby mu, gdyby na swej drodze napotkał jakąkolwiek inną dziewczynę? Oczywiście, że nie; bohaterka pozytywna w rodzaju Marlee mogłaby liczyć co najwyżej na porównanie do miedzi tudzież innego metalu, Scary Sue (Celeste) z pewnością zostałaby przyrównana do elementów piekielnych (ogień, krew), przeciętna statystka byłaby natomiast ruda. Gdyby zaś trafiło na kozła ofiarnego w rodzaju nieszczęsnej Josie, otrzymalibyśmy zapewne jakieś urocze określenie w rodzaju „ryżej”. Ponieważ jednak Amisia jest tu na specjalnych prawach, jej włosy nie mogą być po prostu określonej barwy; muszą być niezwykłą mieszanką najbardziej romantycznych elementów, jakie tylko zdołała wykoncypować autorka.

Przyzwyczajcie się, moi drodzy – będzie tylko gorzej.


Jesteśmy świadkami znanej nam już sceny – Ami dostaje kociokwiku, Maksiu rozkazuje gwardzistom wpuścić ich do ogrodu.

Nigdy wcześniej nie widziałem dziewczyny w koszuli nocnej, a chociaż ta młoda dama nie była w tym momencie uosobieniem wdzięku, mimo wszystko wydawała mi się dziwnie pociągająca.

Wiem, że to bardzo denerwujący tekst, ale...a nie mówiłam?

Zauważyłem, że gwardziści także na nią patrzą i stwierdziłem, że mi to przeszkadza.

Wara od mojej własności!

Wracajcie na posterunek – powiedziałem przyciszonym głosem. Odchrząknęli i odwrócili się twarzami do korytarza.

Gwardziści, mający chronić pałac przed buntownikami...stoją tyłem do królewskich ogrodów i okolicy?... W sumie, nawet nie jestem zdziwiona.

Maksiu podchodzi do walczącej z atakiem paniki Amisi.

Zacząłem się czuć trochę niezręcznie, ale uznałem, że będzie chciała mi przynajmniej podziękować.

Och, naiwny...

Wszystko w porządku, moja miła? – odezwałem się.
Nie jestem twoją miłą!
(…)
Gdzie była wdzięczność?
Co takiego zrobiłem, żeby cię urazić? Czy nie dałem ci właśnie tego, czego chciałaś?

Biedny Maxon...Spójrzcie tylko, jak bohatersko próbuje używać logiki, aby jakoś ogarnąć rozumem bucerę Amisi. Niestety, drogi książę, uwierz mi na słowo – ta ścieżka donikąd cię nie doprowadzi.

Aha, no i czas na obrazeczek:



Swoją drogą, to zabawne – evil!Daphne została narysowana z lekkim uśmiechem, podczas gdy Amisia...No cóż. Ale trzeba oddać ilustratorowi, że idealnie uchwycił sedno natury bohaterki i jej nieustanne muchy w nosie – powinszować.

Nie odpowiedziała, ale odwróciła się i znowu zaczęła płakać. Dlaczego kobiety miały taką skłonność do łez? Nie chciałem być niegrzeczny, ale musiałem zapytać.
Wybacz, moja miła, ale czy zamierzasz jeszcze płakać?

No...skoro właśnie zaczęła szlochać, to zakładam, że jednak tak.

Nie nazywaj mnie tak! Nie jestem ci ani odrobinę bardziej miła niż trzydzieści cztery inne obce dziewczyny, które trzymasz w tej klatce.
Uśmiechnąłem się w duchu. Jednym z moich wielu zmartwień było to, że te dziewczęta bezustannie będą się starały prezentować z najlepszej strony, żeby wywrzeć na mnie wrażenie. Obawiałem się, że spędzę całe tygodnie na poznawaniu jednej z nich, uznam ją za tę właściwą, a potem, po weselu, na jaw wyjdzie inna osobowość, której nie będę mógł znieść. I oto widziałem dziewczynę, której nie obchodziło, kim jestem. Ośmielała się mnie pouczać!

No, czyli przynajmniej w tym jednym wypadku sprawa jest zupełnie jasna – masz do czynienia z dziewczyną a) na tyle niewychowaną, by dąsać się na ciebie po tym, jak oddałeś jej przysługę i b) na tyle głupią, by na starcie obrazić za niewinność przyszłego króla, który zgodnie z zasadami panującymi w kraju (a także tymi dotyczącymi Eliminacji) może teraz w ramach zemsty za niewyparzony język pokazowo ją wychłostać. Innymi słowy, jedna z głowy, możesz skupić się na pozostałej trzydziestce czwórce.

*wzdycha ciężko * Chciałoby się.

Krążyłem wokół niej, rozmyślając nad jej słowami. Zastanawiałem się, czy mój nawyk spacerowania nie wydaje się jej denerwujący. Czy gdyby tak było, powiedziałaby mi o tym?

Tak. I doprawdy nie jest to powód do radości.

Cass, naprawdę – dlaczego nie chcesz zrozumieć, że w rzeczywistości, którą wykreowałaś, gimbusiarska bucera jest czymś, na co twój Specjalny Płatek Śniegu zwyczajnie nie może sobie pozwolić? Ba – nie może sobie pozwolić nawet na najniewinniejszą krytyczną uwagę, dopóki nie przekona się, jakim rodzajem człowieka jest Maxon i co może grozić jej i jej rodzinie za urażenie dumy księcia?

Bla bla, mamy znany sobie dialog o niesprawiedliwych oskarżeniach i konieczności odkrycia, która z „miłych dam” jest tą najmilszą sercu Maksia:

To absurdalne! – krzyknęła. Naprawdę nie brakowało jej temperamentu. Mój ojciec najwyraźniej niewiele o niej wiedział. Z całą pewnością dziewczyna z takim charakterem nie znalazłaby się wśród kandydatek, gdyby został o tym poinformowany. Miała szczęście, że to ja spotkałem ją w tej chwili słabości, a nie on. Zostałaby odesłana do domu jakieś pięć minut temu.

To tak na wypadek, gdyby ktoś zapomniał, dlaczego Clarkson jest moim idolem.

Ten cały konkurs, to wszystko! Czy ty nigdy nie byłeś w nikim zakochany? Czy tak właśnie chcesz sobie wybrać żonę, kierując się rozsądkiem, a nie uczuciami? Naprawdę jesteś aż tak płytki?

Kochani, ja wiem, że marudzimy o tym od czasów „Rywalek”, ale... Naprawdę, postawcie się na chwilę w sytuacji Amisi.
Władca absolutny. Zamknięty na cztery spusty, pilnowany przez królewskich gwardzistów pałac, którego własnością staliście się na podstawie dobrowolnie podpisanego kontraktu. Liczna rodzina czekająca w domu – nie tylko na Was, ale i na pieniądze, które wpływają tygodniowo na jej konto z racji Waszego udziału w Eliminacjach.

I powyższy tekst.

Cass, nie jesteś zbuntowaną nastolatką, a dorosłą kobietą, matką dzieciom. Czy ty NAPRAWDĘ nie widzisz, w jak żenującym świetle przedstawiasz swoją pacynkę?

To zabolało. Płytki? Podszedłem i usiadłem na ławce, żeby było nam łatwiej rozmawiać. Chciałem, żeby ta dziewczyna, kimkolwiek była, zrozumiała moją sytuację i spojrzała na to z mojego punktu widzenia. Starałem się nie pozwolić, żeby rozpraszały mnie wcięcie jej talii, krzywizna bioder i nóg, a nawet jej bose stopy.

Wiecie co? To w sumie niesamowite – teoretycznie cała powyższa rozmowa składa się w większości z przepisanych słowo w słowo dialogów...A mimo to Cass udało się uczynić ją znacznie bardziej niepokojącą w wymowie, niż w oryginale – zwłaszcza w połączeniu z moimi przemyśleniami co do nieograniczonej władzy Maxona nad kandydatkami.

Rozumiem, że tak to może wyglądać, że to wszystko wydaje się tylko tandetną rozrywką – powiedziałem, kiwając głową. – Ale w rzeczywistości jestem stale pilnowany i rzadko mam okazję spotykać się z kobietami. Obracam się zwykle pośród córek dyplomatów, z którymi nie mam praktycznie żadnych tematów do rozmowy… Zakładając, że w ogóle mówimy w tym samym języku.

No, akurat z taką Daphne dogadywałeś się całkiem nieźle, nie mówiąc już o tym, iż wszyscy zagraniczni goście, jakich do tej pory widzieliśmy w serii (Norwegofinoszwecja, Francja, Włochy, Niemcy) najwyraźniej nie mieli żadnego problemu z rozmawianiem w twoim ojczystym języku.

Uśmiechnąłem się, myśląc o krępujących chwilach, kiedy w czasie długich obiadów siedziałem w milczeniu obok młodej damy, którą miałem zabawiać, ale nie byłem w stanie wywiązać się z tego obowiązku, ponieważ tłumacze byli zajęci dyskusjami politycznymi.

Tłumacz, lekceważący swojego pracodawcę – księcia, żeby poplotkować z kolegą po fachu. Aha.

Cass, przyznaj wprost – masz jakieś uprzedzenia związane z tym fachem, mam rację?

W takich okolicznościach nie miałem okazji się zakochać – przyznałem, bawiąc się rękami. Najwyraźniej nie pamiętała o tym, że w zasadzie nie wolno mi było się do tej pory zakochać.

Może to mieć pewien związek z faktem, że taka zasada nie istnieje. Masz pełne prawo zorganizować sobie prywatny harem, tak długo jak zapewnisz ojczyźnie królową i następcę tronu.

Ogarnęła mnie ciekawość. Z nadzieją, że nie tylko mnie to dotyczy, zadałem na głos najbardziej osobiste pytanie.
A ty?

– Bo wiesz, w sumie to już mi trochę dziś podpadłaś i szukam jakieś ładnej wymówki dla prasy, żeby móc ci wreszcie w spokoju ducha wyrwać paznokcie.

Ja tak – odparła, a w jej głosie zabrzmiały jednocześnie duma i smutek.
W takim razie miałaś prawdziwe szczęście.

– Które dobiegło końca... - Maxon teatralnie spojrzał na zegarek - Właśnie teraz. Rogers! Do lochu z nią. Albo nie – dodał z okrutnym uśmieszkiem. - Najpierw do mojej sypialni. Nie lubię takich z wyrwanym językiem.

Nie chciałem ciągnąć tematu mojego zawstydzającego braku doświadczenia.

Chłopie, jeśli ktoś tu powinien (zważywszy na okoliczności) płonić się z powodu swych doświadczeń natury intymnej, to zdecydowanie nie powinieneś być ty.

Moja matka i ojciec pobrali się w ten sposób i są bardzo szczęśliwi, więc ja także mam nadzieję znaleźć szczęście. Kobietę, którą pokochają wszyscy mieszkańcy Illei, która będzie moją towarzyszką i wraz ze mną będzie podejmować przywódców innych państw, ale także zaprzyjaźni się z moimi przyjaciółmi i stanie się moją powierniczką. Jestem już gotów, by znaleźć sobie żonę.
Nawet ja słyszałem we własnym głosie desperacką nadzieję i pragnienie. Wątpliwości zaczęły powracać. A jeśli żadna z nich nie będzie umiała mnie pokochać?

To...Patrz moje liczne wynurzenia na ten temat w dzisiejszej (i nie tylko) analizie.

Popatrzyłem na tę dziewczynę, która z własnych powodów także wydawała się zdesperowana.
Naprawdę czujesz się tu jak w klatce?

– Pytam, bo...no cóż...Zasadniczo to po odwiedzinach Smutnego Urzędnika powinnaś już była sobie zdawać sprawę, w co się pakujesz, więc po co tu właściwie przyjechałaś, skoro nie potrafisz nawet udawać, że jesteś zadowolona ze swego położenia?

Tak… – odparła z westchnieniem. W następnej chwili dodała: – Wasza wysokość.
Roześmiałem się.

– Rychło w czas, głupia.

Sam nieraz się tak czułem, ale musisz chyba przyznać, że to niezwykle piękna klatka.
Z twojego punktu widzenia – odparła sceptycznie. – Wsadź do swojej pięknej klatki jeszcze trzydziestu czterech mężczyzn, którzy walczą o to samo, a wtedy zobaczymy, czy ci się to spodoba.
Naprawdę kłócicie się o mnie? Nie rozumiecie, że to ja mam dokonać wyboru? – Nie byłem pewien, czy powinienem się czuć podekscytowany, czy też zmartwiony, ale to była interesująca myśl.

...Także tego...

No dobrze, byłam niesprawiedliwa – uzupełniła. – Dziewczyny walczą o dwie różne rzeczy. Części z nich chodzi o ciebie, a części o koronę. Poza tym wszystkie uważają, że wiedzą już, co należy zrobić i powiedzieć, żeby twój wybór stał się oczywisty.
A tak, mężczyzna lub korona. Obawiam się, że nie każdy umie dostrzec różnicę. – Potrząsnąłem głową i zapatrzyłem się w trawę.
W takim razie życzę szczęścia – odparła z komiczną powagą.
Ale w tym nie było niczego komicznego. Właśnie potwierdziła się jedna z moich największych obaw.

Maxon, zmiłuj się, ty NAPRAWDĘ sądziłeś, że banda nastolatek chce wyjść za kompletnie obcego im chłopaka, ponieważ przez szklany ekran dostrzegły piękno twej duszy?

Znowu ciekawość wzięła we mnie górę, chociaż byłem pewien, że nie usłyszę od niej prawdy.

No, ale trzeba mu oddać, że od pierwszej chwili rozgryzł naturę Amisi.


A o co ty walczysz?
Szczerze mówiąc, ja jestem tu przypadkiem.
Przypadkiem? – Jak to możliwe? Jeśli złożyła zgłoszenie i została wybrana, a potem przyjechała tu z własnej woli…

Bardzo dobre pytanie. A co na to nasza heroina?

Tak, mniej więcej. To długa historia, ale trafiłam tutaj przypadkowo i nie chcę o nic walczyć – powiedziała. Musiałem się przy jakiejś okazji dowiedzieć, o co chodziło. – Zamierzam cieszyć się pysznym jedzeniem, dopóki mnie nie wyrzucisz.
Nie mogłem się pohamować i wybuchnąłem śmiechem. Ta dziewczyna była przeciwieństwem wszystkiego, czego się spodziewałem. Czekała, aż ją wyrzucę? Zależało jej na jedzeniu? Ku własnemu zaskoczeniu dobrze się bawiłem.

Nie dość, że niewychowana i tępa jak but, to w dodatku na tyle nierozważna, by przyznać, że przyjechała tu wyłącznie dla pałacowych luksusów i czerpania materialnych korzyści z Eliminacji! Maxon zmienił decyzję – zamiast ją torturować, zamknie ją w ZOO i będzie pokazywać jako kuriozum zagranicznym dygnitarzom.

- Kim jesteś? – zapytałem. Musiała być najwyżej Czwórką, skoro tak entuzjastycznie podchodziła do kwestii jedzenia.

Cass, zdajesz sobie sprawę, iż powyższe zdanie sugeruje, że Maxon jest świadomy – ekhm, ekhm – nędzy niższych kast, co stoi w niejakiej sprzeczności z kanonem, zgodnie z którym chłopak był zszokowany, gdy dowiedział się, że Amisia – EKHM, EKHM - nie dojada?

America przyznaje, że należy do Piątek:

Wiedziałem, że ojciec nie byłby zachwycony tym, że odnoszę się do niej tak przyjaźnie, ale ostatecznie to on ją tutaj wpuścił.

Otóż to; wybrał ją jaką jedną z opcji, nie ma więc żadnego powodu, by miał się na ciebie gniewać – zwłaszcza, że to dopiero początek wyścigu, a ploteczki z przedstawicielką niższej klasy można by sprzedać tłuszczy jako wzruszający przykład władzy bratającej się z ludem.

Maksio prosi Singerównę, aby się przedstawiła, bowiem w ciemności nie umie odczytać jej imienia z plakietki.

Zastanawiałem się, co zabrzmiałoby lepiej, gdyby zapytała, dlaczego jeszcze nie znam jej imienia: kłamstwo – że miałem ostatnio zbyt dużo pracy, by nauczyć się ich na pamięć, czy też prawda – że tak bardzo denerwowałem się tym wszystkim i odkładałem to na ostatnią chwilę.

Lub też święta prawda, którą wyjawiłeś nam na samym początku rozdziału – zrobiłeś to na złość tatusiowi.

Jestem Ami… America.
Cóż, to doskonale – odparłem z uśmiechem. Już samo jej imię sprawiało, że byłem zaskoczony, widząc ją wśród kandydatek. To była nazwa starego kraju, upartego i pełnego wad, który przebudowaliśmy w silne państwo.

Co czyni zgodę tatusia Singera na wrzucenie przez latorośl swojego nazwiska do Koszyka Eliminacji zaiste porażającym inteligencją ruchem. Z drugiej strony – czego można się spodziewać ze strony człowieka, który osobiście wsadził swoje dziecko na taką minę?

Z drugiej strony może właśnie dlatego ojciec ją zaprosił: żeby pokazać, że nie ma żadnych lęków ani obaw związanych z naszą przeszłością, nawet jeśli rebelianci nierozsądnie się jej czepiają.

Och, Clarkson, przykro mi to mówić, ale to był jeden z twoich mniej udanych pomysłów.

Moja miła Americo, mam nadzieję, że znajdziesz w tej klatce coś, o co warto walczyć. Po tym wszystkim mogę sobie wyobrazić, co się będzie działo, jeśli naprawdę postanowisz się postarać.
Wstałem z ławki i przyklęknąłem koło niej, biorąc ją za rękę. Patrzyła na nasze palce, zamiast spojrzeć mi w oczy, a ja byłem za to wdzięczny losowi. Gdyby to zrobiła, zauważyłaby, jak bardzo oszołomiony byłem teraz, kiedy w końcu, po raz pierwszy, mogłem się jej dobrze przyjrzeć.

O matko i córko, tylko nie to. Zabraknie nam nazw kwiatów i rodzajów produktów spożywczych, zanim dojedziemy do szyi.

Chmury rozsunęły się akurat we właściwym momencie, a księżyc jasnym blaskiem oświetlił jej twarz.

Wszystkie reflektory na Mary Sue!

Jakby nie wystarczyło to, że potrafiła mi się przeciwstawić i najwyraźniej nie obawiała się być sobą, była jeszcze olśniewająco piękna.



...Taa.

Do wszystkich fanów Maksia, uważających, że do Amisi przyciągnęła go przede wszystkim jej odwaga i generalne porozumienie dusz? Spójrzcie na powyższy cytat.

Do wszystkich twierdzących, iż Amisia jest po prostu „ładna”, w przeciwieństwie do oszałamiających Amberly czy Celeste? Spójrzcie na powyższy cytat.

Swoją drogą, serdeczne gratulacje, Cass; co by nie mówić o „Rywalkach”, z perspektywy Amisi ów fragment był przedstawiony tak, iż człowiek faktycznie miał wrażenie, że Maksio jest sympatycznym i serdecznym chłopakiem, który zwrócił uwagę na Americę, ponieważ (z jakiegoś niezrozumiałego powodu) poczuł do niej sympatię i miło mu się z nią gawędziło. Dobrze wiedzieć, że summa summarum wszystko sprowadza się jak zwykle do tego, co w powieści YA najistotniejsze – zgrabnej rzyci.

Pod długimi rzęsami kryły się oczy błękitne jak lód, których chłodna barwa równoważyła płomienie jej włosów. Policzki miała gładkie i lekko zarumienione od płaczu, a miękkie, różowe wargi rozchyliła lekko, przyglądając się naszym dłoniom.

Jestem nieco zawiedziona, zdecydowanie za mało metafor. Ale generalnie może być – na obecnym etapie nikt nie może mieć najmniejszych wątpliwości, że Amisia jest najpiękniejsza z całej wsi.

Poczułem dziwne poruszenie w klatce piersiowej, przypominające blask kominka albo popołudniowe ciepło. To uczucie nie opuszczało mnie przez chwilę, sprawiając, że puls mi przyspieszył.

He, he, w klatce piersiowej, powiadasz...

Skarciłem się w myślach. To typowe, że do tego stopnia zauroczyła mnie pierwsza dziewczyna, do której wolno było mi żywić jakiekolwiek uczucia po raz pierwszy w moim życiu. To było niemądre, przyszło zbyt szybko, by mogło być prawdziwe, więc pospiesznie odsunąłem od siebie to ciepło.

Musimy przecież czymś zapełnić kilkaset stron następnych części i spłacić studenckie zadłużenie autorki!

Oczywista, Maksiu nie ma najmniejszego zamiaru wyrzucać z domu obiektu swych erotycznych fantazji.

Jeśli cię to uszczęśliwi, powiem służbie, że lubisz przebywać w ogrodzie. Dzięki temu będziesz mogła tu przychodzić w nocy niezatrzymywana przez gwardzistów. Wolałbym jednak, żeby któryś z nich zawsze był w pobliżu. – Nie zamierzałem niepokoić jej informacjami o tym, jak często byliśmy atakowani. Będzie bezpieczna, jeśli tylko któryś gwardzista będzie nad nią czuwał.

*prycha * Bez wątpienia.

Nie chcę… nie chcę niczego od ciebie przyjmować – delikatnie cofnęła rękę, wpatrując się w trawę.
Jak sobie życzysz. – Czułem się trochę rozczarowany. Co takiego strasznego zrobiłem, że zostałem przez nią odtrącony? Może ta dziewczyna była nie do zdobycia?

Maxon, jeszcze nigdy nie widziałam nikogo, kto nadawałby się na czarny charakter mniej niż ty - co zresztą w prawdziwym życiu byłoby z mojej strony komplementem, ale w kontekście tej książki jest wyrazem mego głębokiego rozczarowania, związanego ze zmarnowaniem literackiego potencjału.

Naprawdę, drodzy czytelnicy, pomyślmy wspólnie. Kto wie, może uda nam się rozwiązać ten niezwykle zawiły problem i zdołamy podpowiedzieć Maxonowi, jak władca absolutny, mający moc decydowania o życiu i śmierci każdego z obywateli może skłonić upatrzoną niewiastę do oddania mu ręki (tudzież innych części ciała). I tak, doskonale zdaję sobie sprawę z tego, iż Maksiu nie należy do okrutników i nie ma zamiaru nadużywać swej władzy, by siłą zaciągnąć upatrzoną przez siebie niewiastę przed ołtarz - ale nie zmienia to faktu, że Amisia nie jest obecnie świadoma tego faktu.

Maxon pozwala Amisi pobyć jeszcze chwilę w ogrodzie, ale prosi, by niedługo wróciła do pałacu.

Dziękuję… wasza wysokość. – Usłyszałem w jej głosie cień niepewności i uświadomiłem sobie, że może tu nie chodziło o mnie. Może po prostu była przytłoczona tym wszystkim, co się jej przydarzyło. Jak mogłem ją za to winić? Postanowiłem, że mogę jeszcze raz zaryzykować odmowę.

„Postanowiłem, że mogę może jeszcze raz zaryzykować odmowę  jawne wystąpienie przeciw swojemu władcy.”. Proszę, Cass, poprawiłam, teraz jest, jak na dystopię przystało.

Maksio prosi Amisię, by nie wygadała się o ich przedwczesnym spotkaniu; ta obiecuje zachować to dla siebie.

Uniosłem jej dłoń do ust i ucałowałem ją. – Dobranoc.
Wróciłem do pałacu, zanim zdążyła mnie za to skarcić albo zanim zdążyłem zrobić jeszcze coś głupiego.

...Wiecie co? Mam dziwne wrażenie, że będę musiała odreagować te analizy jakimś fikiem.

Chciałem się obejrzeć i zobaczyć wyraz jej twarzy, ale gdyby malowało się na niej coś przypominającego odrazę, nie potrafiłbym chyba tego znieść. Gdyby ojciec mógł w tej chwili odczytać moje myśli, byłby bardzo niezadowolony. Według niego powinienem być twardszy.

Clarkson, nie istnieją żadne słowa, którymi mogłabym wyrazić, jak bardzo Cię uwielbiam.

Przy drzwiach zwróciłem się do gwardzistów:
Ona potrzebuje chwili spokoju. Gdyby nie wróciła w ciągu pół godziny, grzecznie zaproponujcie jej, żeby weszła do środka. – Spojrzałem im w oczy, żeby mieć pewność, że mnie zrozumieli. – Byłoby także roztropne z waszej strony, gdybyście nikomu o tym nie wspominali. Jasne?
Skinęli głowami, więc skierowałem się do głównych schodów. Kiedy odchodziłem usłyszałem, jak jeden z gwardzistów pyta szeptem:
Co to znaczy „roztropne”?

...Cass, pamiętasz jeszcze, że gwardziści to illeańska elita wśród młodzieży, prawda?

Maksio wraca pędem do pokoju, by stalkować zza okna swą lubą; po kilku minutach Amisia powraca do pałacu, a książę walczy ze sobą, by nie wybiec na korytarz i „przypadkiem” nie spotkać jej po raz kolejny. W końcu jednak sensownie decyduje, że przy obecnym rozchwianiu emocjonalnym dziewczyny nie byłby to najszczęśliwszy pomysł.

Jeśli miałem mieć u niej jakieś szanse, musiałem zaczekać do jutra.

Wiecie co? Już nawet nie mam siły tego komentować.

Maxon postanawia wreszcie przejrzeć formularze zgłoszeniowe:

Nie wiem, kto wpadł na pomysł, żeby zapisać imiona na odwrocie fotografii. Było to zdecydowanie niewygodne.

Oraz idiotyczne. Czy zdjęcia nie są dołączone do formularzy, na których Maks ma wypisany komplet danych?

Hanna, Anna… jak miałem ich nie pomylić? Jenna, Janelle i Camille… naprawdę? To będzie kompletna katastrofa. Musiałem zapamiętać przynajmniej część imion, a potem polegać na ich broszkach, dopóki nie nauczę się wszystkich.

Cóż, trzeba było zacząć się uczyć nieco wcześniej, misiu puszysty.

Mogłem sobie z tym poradzić. Mogłem sobie z tym świetnie poradzić. Musiałem. Musiałem w końcu udowodnić, że potrafię kierować ludźmi, podejmować decyzje. Jak inaczej ktokolwiek miałby mi ufać jako królowi? Jak inaczej miałby mi zaufać obecny król?

No, jeśli jako przyszłego króla przerasta cię perspektywa zapamiętania (niekoniecznie podczas jednej nocy, możesz przecież przez jakiś czas dyskretnie wspomagać się plakietkami) trzydziestu czterech imion, to faktycznie nie wróżę ci świetlanych perspektyw.

Skoncentrowałem się na cechach charakterystycznych. Celeste… pamiętałem to imię. Jeden z doradców wspominał, że była modelką i pokazał mi jej zdjęcie w kostiumie kąpielowym na błyszczącej rozkładówce jakiegoś czasopisma.

Biorąc pod uwagę jej rolę w tej serii, jestem szczerze zdumiona, iż ma na owej rozkładówce AŻ kostium kąpielowy. 

Była chyba najbardziej seksowną z kandydatek i z pewnością nie miałem jej tego za złe.

He, he, podoba mi się, jak skutecznie Cass poddaje dekonstrukcji (i tak obalony ostatecznie w „Elicie”) mit Maksia jako istoty głęboko romantycznej i niezbyt zainteresowanej aspektem erotycznym imprezy. Zasadniczo nie mam nic przeciwko – ciekawi mnie tylko, co na to jego fanki.

A teraz....Oooch.

Lyssa zwróciła moją uwagę, ale nie w dobrym znaczeniu. Jeśli nie została obdarzona ujmującą osobowością, była całkowicie bez szans. Może to trochę płytkie z mojej strony, ale czy to naprawdę źle, że szukałem atrakcyjnej dziewczyny? 
 
* wraca do pierwszego cytatu z dzisiejszej analizy *

przekonałem sam siebie, że najlepiej będzie, jeśli nie będę miał żadnych uprzedzeń ani oczekiwań, poznając kandydatki.”

Świetnie ci idzie, naprawdę. Ale wiecie co? Zapamiętajcie to. Zapamiętajcie nieszczęsną, obdarzoną przez los i autorkę ciałem mniej boskim od Amisi Lyssę, bowiem nie jest to – niestety – koniec jej wątku.

A, Elise. Sądząc po egzotycznej urodzie, była tą dziewczyną, o której ojciec wspominał, że ma rodzinę w Nowej Azji. Chociażby dlatego będzie się liczyła przy wyborze.

Przynajmniej w teorii, w praktyce bowiem, jak wiemy, koneksje Elise zdadzą się psu na budę.

America.
Przyjrzałem się jej zdjęciu. Miała cudownie promienny uśmiech.

Jakżeby inaczej.

Co sprawiło, że uśmiechała się tak olśniewająco? Czy to ze względu na mnie? Czy przestała już czuć to, co czuła do mnie tamtego dnia? Nie sprawiała wrażenia szczęśliwej na mój widok. Ale… w końcu się uśmiechnęła.

Jak na człowieka ponoć z natury dosyć introwertycznego i nieśmiałego w kontaktach z płcią piękną,
Maxon ma wcale niezłe zdanie na temat swojego powodzenia wśród kompletnie obcych kobiet.



Jutro będę mógł zacząć znajomość z nią od nowa. Nie byłem pewien, czego szukałem, ale z tego zdjęcia promieniowało mnóstwo rzeczy, które wydawały mi się pociągające. Może to była jej silna wola, może szczerość, a może delikatna skóra dłoni albo jej perfumy… ale wiedziałem z całkowitą jasnością, że chciałabym, żeby mnie polubiła.
Jak właściwie miałem to osiągnąć?



Rozdział 6


Rozdział rozpoczyna się modowymi wątpliwościami Maksia; biedaczek nie wie, w jakim krawacie będzie mu najbardziej do twarzy.

Chciałem zrobić na kandydatkach dobre pierwsze wrażenie – a na jednej dobre drugie wrażenie – i najwyraźniej byłem przekonany, że wszystko zależy od wyboru właściwego krawata. Westchnąłem. Te dziewczyny już sprawiały, że zamieniałem się w kałużę głupoty.

Nie obwiniaj kandydatek za swe wrodzone przywary, niuniuś.

Starałem zastosować się do rady matki i być sobą, razem z moimi wadami.

Nie no, ja się zgadzam, uczciwość to podstawa - ale żeby tak zaraz pierwszego dnia walić z grubej rury?

Ostatecznie Maksio decyduje się na opcję błękitną i po kontrolnym zerknięciu w lustro udaje się na spotkanie z przeznaczeniem. Po drodze natyka się na dyskutujących rodziców. Amberly przywołuje syna do siebie: mamusia radzi księciu, by był miły dla dziewcząt, a tatuś – tradycyjnie – by włączył myślenie i zachowywał się, jak na księcia przystało. Pogadanka rodzicielska dobiega końca, Maksio kontynuuje drogę do Sali Wielkiej i jednocześnie próbuje się uspokoić:

Powiedziałem sobie, że mam się tylko przywitać, że dziewczętom tak samo jak mnie zależy na tym, żeby wszystko poszło gładko.

No...Nie. Nie bardzo wiem, po co okłamujesz czytelników i samego siebie, skoro (jak się zaraz przekonamy i jak wiemy z „Rywalek”) bynajmniej nie zamierzasz dziś poprzestać na powitaniu.

A potem przypomniałem sobie, że będę mógł znowu porozmawiać z Americą. Przynajmniej to jedno powinno być przyjemnością.

Tan nieborak ma najwyraźniej dosyć masochistyczną definicję „przyjemności”.

Maksio wkracza do sali:

Błysnęły flesze, utrwalając zarówno ich, jak i moją reakcję. Uśmiechnąłem się na widok ich pełnych nadziei twarzy, czując się trochę uspokojony tym, że najwyraźniej wszystkie były szczęśliwe, że się tu znalazły.

No, ja bym była ostrożna z tym „wszystkie”; rozejrzyj się dobrze, a z pewnością zauważysz pewną naburmuszoną twarz, należącą do twojego kochania.

Wasza wysokość. – Odwróciłem się i zobaczyłem, że Silvia podnosi się po dygnięciu. Niemal zapomniałem, że ona też tu będzie, ucząc dziewczęta manier tak samo, jak uczyła tego mnie, gdy byłem młodszy.
Witaj, Silvio. Jeśli nie masz nic przeciwko, chciałbym się przedstawić tym młodym damom.
Oczywiście – odparła pospiesznie, znowu dygając. Czasem miewała skłonności do teatralnych gestów.

No to w końcu teatralność czy maniery? Jeśli dyganie w obecności rodziny królewskiej jest obowiązkowe, to Silvia stosuje się po prostu do protokołu.

Przyjrzałem się twarzom dziewcząt, szukając płomiennych włosów.

Może się nie znam, ale osobiście szukając konkretnego koloru włosów przyjrzałabym się raczej włosom, a nie twarzom.

Potrzebowałem na to chwili, ponieważ trochę rozpraszały mnie rozbłyski z niemal każdego nadgarstka, ucha i szyi w pokoju.

Tak, Cass, wiemy; wszystkie uczestniczki obwiesiły się biżuterią niczym bożonarodzeniowe choinki i tylko nasz Specjalny Płatek Śniegu jaśnieje wyłącznie swoim wewnętrznym blaskiem.

W końcu ją zauważyłem, kilka rzędów od końca, patrzącą na mnie z innym wyrazem twarzy niż pozostałe dziewczyny.

A nie mówiłam, że można ją rozpoznać po dąsach?

Maksio wyjawia czytelnikom, że jest wstrętnym kłamczuszkiem:

Miłe panie – zacząłem – jeśli pozwolicie, będę was kolejno zapraszał na krótką rozmowę. Jestem pewien, że nie możecie się doczekać śniadania, podobnie jak ja, więc postaram się nie zająć wam zbyt wiele czasu. Wybaczcie mi, jeśli pomylę wasze imiona, jest was naprawdę wiele.

Swoją drogą, ciekawa sprawa; chłopię nieledwie mdleje, przytłoczone wizją pierwszego spotkania z kandydatkami, nadal nie kojarzy jeszcze większości imion...a mimo to decyduje się – bynajmniej nie nakłaniany przez nikogo – z miejsca przeprowadzić rozmowę kwalifikacyjną. Już w „Rywalkach” rozpisywałam się na temat głupoty i bezduszności takiego ruchu, ale tym razem chodzi jeszcze o coś – siedzimy teraz w głowie Maxona i po raz pierwszy mamy okazję się przekonać, że tego rodzaju decyzja kompletnie nie pasuje do jego dotychczasowych przemyśleń i zapatrywań na Eliminacje. Skoro tak bardzo stresuje go cała ta impreza i zależy mu na znalezieniu żony idealnej...po diabła już pierwszego dnia bierze dziewczyny w krzyżowy ogień pytań?

Cóż, wiem, dlaczego; ponieważ Cass nie miała pojęcia, co zrobić z taką ilością statystek – z tego samego powodu w ślady tatusia poszła w „Następczyni” Edzia, pozbywając się za jednym zamachem znaczniej liczby panów. A wystarczyło przecież podzielić Illeę na mniejszą ilość prowincji – i świat przedstawiony by od tego nie ucierpiał (bo w obecnym stanie i tak niewiele jest w stanie mu zaszkodzić) i Maksio zaprezentowałby się w nieco lepszym świetle.


Czas zatem na rozmowę z pierwszą kandydatką – jest nią...

...o, nie.

Niestety Lyssa we własnej osobie nie była ani odrobinę bardziej atrakcyjna niż na fotografii.

Nasza biedna dziewczynka do bicia. No, dobrze, kochani: rozpoczynamy odliczanie. Co sprawia, że Lyssa jest typową ofiarą serii, która nie zawiniła niczym poza tym, iż nie jest pieszczoszką autorki?

1) Jest brzydka.

Mimo to zasługiwała na to, by dać jej szansę, więc zaczęliśmy rozmowę.

Ludzki pan.

Dzień dobry, Lysso.
Dzień dobry, wasza wysokość. – Uśmiechała się tak szeroko, że chyba musiało ją to boleć.

2) Brzydko się uśmiecha.

Jak ci się podoba pałac?
Jest śliczny. Nigdy nie widziałam niczego tak ślicznego. Tu jest naprawdę ślicznie. O kurczę, już to mówiłam, nie?

3) Jest zestresowana jest pustogłowiem z ograniczonym zasobem słów.

Nic nie szkodzi. Cieszę się, że ci się tu podoba. Czym się zajmowałaś w domu? – odparłem z uśmiechem.
Jestem Piątką. Cała moja rodzina zajmuje się wyłącznie rzeźbiarstwem. Macie tu trochę niesamowitych rzeźb. Naprawdę ślicznych.

4) Ośmiela się być z tej samej kasty, co Amisia.

Próbowałem udawać zainteresowanie, ale rozmowa z nią w ogóle mnie nie wciągała. Mimo wszystko czy mogłem odrzucić kogoś bez dobrego powodu?

Biorąc pod uwagę, że za chwilę zrobisz to kilku niczego nie spodziewającym się, zdenerwowanym pierwszym spotkaniem na żywo z księciem dziewczynom? Owszem.

Po kilku minutach rozmowy, podczas których użyła słowa „śliczny” co najmniej dwanaście razy, wiedziałem, że nie chcę wiedzieć już nic więcej o tej dziewczynie.

No dobra, Cass. Mam pytanie. Bardzo poważne pytanie.

Po co nam to było?

Naprawdę – co miała wnieść ta scena, poza byciem ostatecznym dowodem, że niczym typowa ałtoreczka wykorzystujesz każdą okazję, by pogrążyć postacie poboczne wyłącznie po to, by America mogła lśnić na ich tle? Stawiam bowiem dolary przeciw orzechom, że kasta Lyssy została wybrana z premedytacją, by podkreślić, że Kopciuszek może być wyłącznie jeden – pozostałym postaciom z nizin społecznych (o ile nie są niewolnikami Dobrego Mzimu) może przypaść wyłącznie rola złych sióstr. Ta biedna dziewczyna została namalowana w sposób skrajnie karykaturalny... kompletnie bez powodu. Zaważcie, że o Lyssie nie dowiadujemy się NICZEGO dobrego – jest chodzącą katastrofą, katalizatorem Ekspresowych Eliminacji.

Jest też kompletnym fabularnym idiotyzmem.

Cass, pamiętasz jeszcze, co wyjawiłaś nam w rozdziale trzecim? Eliminacje są ustawione – dziewczęta wybrał Clarkson. Czy możesz mi wyjaśnić, po diabła król miałby sprowadzać do pałacu brzydką, głupią (nie łudźmy się, jej formularz z pewnością pokazuje, że ma IQ chomika) nastolatkę z niskiej kasty? To naprawdę nie ma ŻADNEGO sensu.

Musiałem zająć się następnymi, ale wydawało mi się okrucieństwem trzymanie jej tutaj ze świadomością, że nie ma dla nas szans.

Nie wiesz tego. Nie, naprawdę – nie wiesz tego.

Czas na osobistą anegdotę. W dniu, gdy się poznałyśmy, jedna z moich przyjaciółek była radosna niczym gradowa chmura i zdawała się być osobą, która darzy głęboką niechęcią całe swoje otoczenie. Potrzeba mi było kilku dni by odkryć nie tylko, iż owo pierwsze wrażenie było mylne (na co nałożyło się kilka różnych czynników), ale także, że łączy nas niemal identyczne poczucie humoru i doskonale się dogadujemy. Jasne, czasem można podświadomie wyczuć, czy dana osoba nadaje na tych samych falach – ale równie często pierwsze wrażenie okazuje się być złudne.

Lyssa może być bardzo zdenerwowana pierwszym spotkaniem twarzą w twarz z księciem, które w dodatku odbywa się na oczach wszystkich innych dziewcząt (nie zapominajmy też, że została wybrana jako pierwsza). Gdybyś dał jej trochę czasu, pozwolił oswoić się z nowymi warunkami i porozmawiał z nią na stopie czysto przyjacielskiej podczas wspólnego spaceru, mogłoby wyjść na jaw, że z dala od czujnych spojrzeń rywalek jest bystrą, sympatyczną dziewczyną, z którą łączy cię wspólne hobby lub poglądy na – dajmy na to – współczesną kinematografię. Wiem, Maksiu, że szukasz księżniczki z bajki – co jednak, jeśli okaże się, że żadna z dziewcząt nie spełnia twoich wymagań...a Lyssa okaże się być może nie twoją prawdziwą miłością, ale osobą godną twego zaufania i korony kraju?

No, ale po co niepotrzebnie komplikować sprawę rozterkami wewnętrznymi i dawać komuś drugą szansę – Maxon ma znacznie lepszy plan:

Zdecydowałem, że mogę dokonać pierwszej selekcji tutaj i teraz.

Brawa dla tego pana! Cóż za geniusz strategii!

To będzie mniej przykre dla dziewcząt, a może zrobi też wrażenie na ojcu. Ostatecznie powiedział, że chciałby, żebym zaczął dokonywać prawdziwych wyborów w życiu.

Obawiam się jednakowoż, że niezbyt zaimponujesz mu, wyrzucając całą garść kandydatek na podstawie jednej kilkuminutowej rozmowy – i to nie na tematy polityczne czy etyczne, ale o tzw. dupie Maryni.

Dziękuję za poświęcony mi czas, Lysso. Kiedy już porozmawiam ze wszystkimi, chciałbym cię prosić, żebyś została odrobinę dłużej. Chciałbym zamienić z tobą jeszcze kilka słów.
Lyssa zarumieniła się.
Oczywiście.
Wstaliśmy z kanapy, a ja czułem się okropnie na myśl o tym, że ona zrozumiała moją prośbę inaczej, niż zamierzałem.

I tak oto oficjalnie żegnamy się z Lyssą. Nie smuć się, skarbie – jestem pewna, że gdzieś czeka na Ciebie znacznie przyjemniejsze uniwersum.


Następna w kolejności jest Celeste:

Tylko kompletny idiota mógłby zapomnieć tę twarz.

A niech to, Amisiu, wygląda na to, że twój marysuizm jednak nie zdołał do końca zatrzeć śladów niewątpliwej urody na twarzach twych rywalek.

Jej głos był słodki jak miód, a ja natychmiast zrozumiałem, że wiele z tych dziewcząt będzie się starało mnie zdobyć. Może wszystkie te obawy, że nie zdołam pokochać żadnej z nich, nie były prawdziwym problemem. Może zakocham się w nich wszystkich i nie będę potrafił wybrać?

Cóż, Lyssa, jak widzieliśmy na załączonym obrazku, z całą pewnością jest bezpieczna.

Jak pamiętam, jesteś modelką.
To prawda – odparła radośnie, szczęśliwa, że już to wiem. – Głównie kolekcje ubraniowe. Powiedziano mi, że mam do tego odpowiednią figurę.
Oczywiście, te słowa sprawiły, że musiałem spojrzeć na rzeczoną figurę i trudno było zaprzeczyć, że robiła niezwykłe wrażenie.

Ale jak to „ubraniowe”? Cass, to być nie może, nie zapominaj, że stworzyłaś Celeste jako Scary Sue – w grę mogą wchodzić wyłącznie sesje w bikini do illeańskiego odpowiednika 'Sports Illustrated'.

Lubisz swoją pracę?
O tak. To niesamowite, jak fotografia może uchwycić ten jeden niezwykły ułamek sekundy.
Rozpromieniłem się.
To prawda. Nie wiem, czy wiesz, ale sam interesuję się fotografią.
Naprawdę? Musimy kiedyś urządzić jakąś sesję.
To by było cudownie. – Aha! Było lepiej, niż przypuszczałem. W niecałe dziesięć minut zdołałem odsiać przypadek beznadziejny i znalazłem kogoś, z kim łączyły mnie wspólne zainteresowania.

Pomijając owo nieszczęsne pogrubienie, ten fragment jest całkiem ciekawy. Zauważcie, moi drodzy, że niniejsza nowelka powstała na długo przed „Jedyną”, a więc i cudowną przemianą Celeste - na tym etapie funkcjonuje w serii jako naczelne nemezis Ameriki, pusta i wredna lala, żyjąca wyłącznie dla poklasku i pieniędzy. A mimo to w rozmowie z Maxonem wypada znacznie lepiej od naszej protagonistki; nie stroi fochów, nie obraża i nie obarcza winą za własne decyzje niewinnych ludzi, dzieli się z księciem swoją pasją i reaguje entuzjastycznie na wieść, że potencjalny wybranek do pewnego stopnia dzieli z nią hobby.

Naprawdę, Cass – czy te nowelki mają na celu cokolwiek poza ostatecznym pogrążeniem twoich ulubionych pacynek?

Maksio przeprasza Celeste i tłumaczy, że musi porozmawiać ze wszystkimi kandydatkami, a czasu tak niewiele; panna Newsome żegna się z nim i wyraża nadzieję, iż wkrótce znów ze sobą pogawędzą.

To, jak na mnie patrzyła… Nie potrafiłem znaleźć na to odpowiedniego słowa.

Maksiu, nie udawaj Cullena, to straszne słowo to „chuć”.

Bariel, Emmica, Tina i jeszcze kilka dziewcząt przeszły przez wstępną selekcję. Jak na razie większość z nich była miła i dobrze wychowana. Ale miałem nadzieję na coś znacznie więcej.

Ale...oczekujesz – ekhm, ekhm – „poruszenia w klatce piersiowej” tak przy wszystkich, na widoku?


A swoją drogą, skoro o wszelakich nemezis mowa:

Dopiero po jeszcze pięciu dziewczynach wydarzyło się coś interesującego. Kiedy wstałem, żeby przywitać podchodzącą do mnie smukłą brunetkę, wyciągnęła do mnie rękę.
Cześć, jestem Kriss.

O, nie! Główna rywalka Amisi! Co to będzie, co to będzie?

Popatrzyłem na jej dłoń i byłem gotów ją uścisnąć, ale dziewczyna cofnęła ją za plecy.
O kurczę, miałam przecież dygnąć! – Zrobiła to, potrząsając głową, kiedy się podnosiła.
Roześmiałem się.
Okropnie mi głupio. Moje pierwsze zadanie i już coś poszło nie tak. – Ale zbyła to uśmiechem i szczerze mówiąc, było w tym coś ujmującego.
Nie przejmuj się, moja miła – powiedziałem, zapraszając ją gestem, żeby usiadła. – Bywało już znacznie gorzej.
Naprawdę? – zapytała szeptem, podekscytowana tą nowiną.
Nie chcę się wdawać w szczegóły, ale tak. Przynajmniej starasz się być uprzejma.

Będzie 1:0 dla panny Ambers (cóż, Amisiu, nie można powiedzieć, byś sobie na to nie zasłużyła).

Jej oczy rozszerzyły się i obejrzała się na pozostałe dziewczęta, zastanawiając się, która z nich mogła być wobec mnie niegrzeczna. Byłem zadowolony, że zdecydowałem się na zachowanie dyskrecji, biorąc pod uwagę, że zaledwie wczoraj wieczorem zostałem nazwany „płytkim”, a to miało pozostać w sekrecie.

Pssst, Maxon, zdradzę ci tajemnicę, która może ci się przydać jako przyszłemu władcy absolutnemu: jeśli dwie osoby (licząc z tobą) są w posiadaniu kompromitujących faktów i wspomnień dotyczących twojej osoby, to jest was o jedną za dużo.

Maksiu prosi Kriss, by opowiedziała coś o sobie: dowiadujemy się, że dziewczyna jest córką wykładowców, chciałaby także poświęcić się nauczaniu innych (choć interesuje ją też pisarstwo), a także, że jest jedynaczką. Maxon stwierdza, że rodzice chcieli przelać całą swoją miłość na nią, na co Kriss żartobliwie pyta, czy właśnie to królewska para mówiła w dzieciństwie naszemu księciu – jedynakowi. Maksiu (zaskoczony nie tylko pierwszym podczas tego spotkania pytaniem ze strony kandydatki, ale także drażliwą kwestią), stwierdza dyplomatycznie, że nie do końca, ale wie, co czuje panna Ambers.

Chciałem wrócić do przygotowanych pytań, ale nie dała mi dojść do słowa.
Jak się dzisiaj czujesz?
Dobrze, ale jestem tym trochę przytłoczony – wypaliłem, odrobinę zbyt szczerze.
Przynajmniej wasza wysokość nie musiał zakładać sukni.
Ale wyobraź sobie, jaki wywarłbym efekt, gdybym ją założył.

A nie mówiłam, że coś było na rzeczy, gdy Amberly wyraziła obawę, że swym wyglądem przyćmi syna?

Roześmiała się szczerze, a ja jej zawtórowałem. Wyobraziłem sobie Kriss obok Celeste i pomyślałem, że są całkowitym przeciwieństwem. Była w niej jakaś świeża naturalność.

Uff, jak dobrze; przez moment czułam się niepewnie, ale wreszcie wracamy na sprawdzone wody, z Celeste Newsome jako stereotypową plastikową cheerleaderką rodem z amerykańskich komedii młodzieżowych.

Zakończyłem nasze spotkanie, nie do końca wiedząc, jakie zrobiła na mnie wrażenie, ponieważ cały czas obracała rozmowę tak, żeby dotyczyła mnie. Byłem jednak pewien, że to dobra dziewczyna, w najlepszym znaczeniu tego słowa.

He, he, wygląda na to, że Kriss jako jedyna z kandydatek załapała, że aby przyciągnąć uwagę Maksia, dobrze jest wybrać jakiś interesujący dla niego temat konwersacji, na przykład osobę księcia Illei.


Aż w końcu nadchodzi ten moment:

Kiedy America wstała i podeszła do mnie, potrafiłem myśleć tylko o niej.

No ba.


Ale mówiąc poważnie, kochani – jestem w tej chwili w kropce.

Problem z nowelkami z punktu widzenia tru loffa polega na tym, iż prędzej czy później akcja dochodzi do znanego nam momentu; jest to zrozumiałe, jako że – jak już wspomniałam - głównym celem autorek przy tworzeniu tego rodzaju książek jest zazwyczaj nie opowiedzenie nowej, fascynującej historii, a wykorzystanie księcia/wampira/seksownego muchomora jako propagandowej tuby, wysławiającej pod niebiosa ukochany żeński awatar twórczyni. Dodatkowym plusem jest, oczywiście, horda młodocianych fanek naszego tru loffa, która podstawiając się na miejsce bohaterki może wyobrażać sobie, iż owa fontanna pochwał jest skierowana w jej stronę i to nad jej niezwykłością rozpływa się wymyślony książę z bajki.

Niestety, w konsekwencji nierzadko otrzymujemy po prostu stary materiał z wprowadzonymi delikatnymi kosmetycznymi poprawkami; nic, co można by rozłożyć na czynniki pierwsze i przeanalizować z kompletnie nowej perspektywy. Właśnie w takiej sytuacji znajduję się obecnie. Całą poniższą dyskusję rozjechałam już w analizie rozdziału jedenastego „Rywalek”, punktując idiotyczną otwartość Amisi, beztrosko przyznającej przed człowiekiem, który wysłał do niej Smutnego Urzędnika, że zostawiła w domu ukochanego (choć już byłego) chłopa i mówiącej wprost, że przyjechała do pałacu wyłącznie dla kasy, a także zmarnowanie postaci Maxona, który jak ostatnia ofiara przyjmuje te wynurzenia za dobrą monetę. Pozwólcie zatem, że nie będę analizować całej rozmowy – jeśli chcecie sobie przypomnieć ów dialog między naszymi gołąbeczkami, zapraszam tutaj. Ja natomiast skupię się poniżej na kilku cytatach, które są dla nas istotne o tyle, iż zawierają przemyślenia księcia – na przykład:

Dobrze spałaś, moja miła?
Jej oczy mówiły mi, że igram z ogniem, ale nie przestała się uśmiechać.

Tak, kochani. Maxon (a raczej autorka) nadal zdaje się nie rozumieć, kto w tym duecie ma prawo do jakichkolwiek obaw. Cóż, to w pewnym stopniu tłumaczy bucerę Amisi – będąc w stałym telepatycznym kontakcie z autorką, wie wszak, co myśli Maksiu, nic zatem dziwnego, iż ani przez chwilę nie błysnęła jej ostrzegawcza myśl, że lepiej nie dzielić się z księciem rozważaniami dotyczącymi swego burzliwego życia uczuciowego.

Mogłeś mnie stąd wyrzucić jeszcze zeszłej nocy, ale nie zrobiłeś tego – podsumowała. – Dziękuję.
Byłem poruszony jej wdzięcznością, ponieważ wiedziałem już, że nie ma w niej ani cienia nieszczerości.

Och, biedaku, chyba jednak nie masz talentu do odczytywania ludzkich charakterów.

Powiedziałaś, że jesteś tu przypadkiem, więc zakładam, że nie chciałaś się tu znaleźć. Czy istnieje szansa, że możesz żywić do mnie jakieś… romantyczne uczucia?
(...)
Wasza wysokość jest bardzo miły – Tak. – atrakcyjny – Tak! – i troskliwy. – TAK!
Uśmiechałem się i na pewno wyglądałem jak idiota, tak bardzo cieszyłem się, że po zeszłym wieczorze potrafi we mnie dostrzec coś pozytywnego.

Maksiu? Po ostatniej nocy to naprawdę nie ty powinieneś łamać sobie głowę nad tym, jakby tu zrobić dobre wrażenie na rozmówcy. Tu już nawet nie chodzi o koronę, a o prosty fakt, że panna zrobiła sobie z ciebie wczoraj obiekt do wyładowywania własnych frustracji – i to kompletnie bez powodu.

Obawiam się, że moje serce należy do kogoś innego.
(...)
To jasne, że ktoś na nią czekał. Dziewczyna tak prawdziwa musiała zostać szybko złapana przez jakiegoś bardzo inteligentnego młodego człowieka.

Który to człowiek, gdybym to ja pisała tę książkę, właśnie pakowałby szczoteczkę do zębów na wycieczkę do gułagu.

Nie potrafiłem sobie wyobrazić, dlaczego znalazła się tutaj, ale to tak naprawdę mnie nie interesowało.

A powinno – skoro zgodnie z twoją dziwną logiką na wykopanie z gry zasługuje Lyssa, której jedyną przewiną jest fakt, że jest brzydka i ma tendencję do nadużywania pewnych słów, to co dopiero mówić o pannie, która bez grama wstydu oznajmia ci to:

Mogę być całkiem szczera?
Ależ oczywiście. Skinąłem głową.
Powinnam tu zostać, moja rodzina tego potrzebuje. Nawet jeśli zatrzymasz mnie tu na tydzień, to będzie dla nich prawdziwe błogosławieństwo.
 
I znów, Maksiu – nie przeszło ci przez myśl, że tatulo niezbyt entuzjastycznie odniósłby się do projektu pozostawienia w pałacu niewiasty, która w ogóle nie ukrywa faktu, że zamierza doić, ile wlezie z królewskiego skarbca?

Chodzi ci o to, że potrzebujecie pieniędzy?
Tak. – Przynajmniej miała dość przyzwoitości, żeby się tego wstydzić.


Zaraz...co? Czyli Maxon... jednak nie jest aż tak zaślepiony światłem Amora, by nie rozumieć, co właśnie oznajmiła mu Amisia (jak podejrzewałam podczas analizy „Rywalek”)? On WIE, że America po prostu bezczelnie zajęła miejsce jego potencjalnej miłości dla kasy i że jest to – z jego punktu widzenia – coś absolutnie nagannego... a mimo to nie zamierza wyciągnąć żadnych konsekwencji?
Naprawdę, Cass – za każdym razem, gdy wydaje mi się, że nie możesz już udupić Maksia jeszcze bardziej, udowadniasz mi, jak dalece się mylę.

Poza tym są tam… pewne osoby – powiedziała, rzucając mi znaczące spojrzenie – których nie chcę na razie oglądać na oczy.
Potrzebowałem sekundy, żeby zrozumieć, o czym mówiła. Nie byli już razem. Nadal coś do niego czuła, ale nie należała do niego.

Albowiem, jak wiemy z twego monologu wewnętrznego (będącego zresztą jedynym przejawem tak wytęsknionej przeze mnie moralnej dwuznaczności, na jakiej w przypadku mniej cukierkowatego pisarza oparta byłaby ta seria), teraz należy wyłącznie do ciebie.

Amisia proponuje Maksiowi, że zostanie jego powiernicą i przyjaciółką:

Najwyraźniej nie miałem szans, ale mogłem przynajmniej pomóc tej dziewczynie.

Słuchajcie, ja wiem. Naprawdę. Wiem, że Maxon jest księciem bez skazy, co to działa zgodnie z logiką „jak nie da mi ta, to inna”  nigdy nie przymusiłby niewiasty do małżeństwa wbrew jej woli. Ale nie macie pojęcia, jak bardzo chciałabym, aby ta książka była dystopią w czymś poza nazwą – byśmy, miast nieustannie topić się w kadzi lukru, mogli zaobserwować, jak NAPRAWDĘ wyglądałyby Eliminacje w dystopicznym społeczeństwie.

I może trochę dłużej cieszyć się jej towarzystwem.

Masochista, daję słowo.

Oczywiście, ojciec byłby wściekły, gdyby się dowiedział, że wykorzystuję jedną z tych dziewcząt w takim celu… co sprawiało, że cały pomysł spodobał mi się jeszcze bardziej.

Ja tam sądzę, że król wyjątkowo pochwaliłby cię za zrobienie czegoś rozsądnego i wykorzystanie „wadliwej” kandydatki (Piątka, żadnych plusów poza urodą) w roli szpiega, który pomoże ci odnaleźć prawdziwą królową. To naprawdę świetny plan, nic zatem dziwnego, że zapomnisz o nim dosłownie za kilka dni.

Rozmowa kończy się przekomarzaniem na temat używania przez Maxona zwrotu „moja miła”:

Wstała, kończąc naszą rozmowę, a ja znowu poczułem się rozbawiony jej zachowaniem. Żadna z pozostałych dziewcząt nie próbowała skrócić tego spotkania.

Cóż, innych nie chroni status Mary Sue. Nietrudno chojrakować, kiedy jest się ulubienicą autorki (o co zakład, że taka na przykład Bariel wyleciałaby za podobne zachowanie w trybie natychmiastowym)?

Uśmiechnąłem się do siebie, myśląc o Americe, porównując ją z innymi dziewczętami. Była piękna, nawet jeśli wymagałaby jeszcze wyszlifowania.

...Nawet nie wiem, jak to skomentować. Maksiu, od kiedy to widzisz się w roli eksperta od metamorfoz w 'Top Model'?

A swoją drogą... pamiętacie ten samozachwyt Amisi nad swoją naturalnością? He, he, he – wygląda na to, że Maxon nie do końca podziela jej zdanie w tej materii.

Miała rzadko spotykany typ urody i widziałem wyraźnie, że jest tego nieświadoma.

Och, Maksiu, uwierz mi na słowo: America w pełni zdaje sobie sprawę ze swej wspaniałości i licznych zalet, które odróżniają ją od całego tego plebsu, który ją otacza.

Nie było w niej pewnej… arystokratyczności, ale niewykluczone, że w jej dumie kryło się coś królewskiego.

Niestety, istnieje też możliwość, iż jej bucera jest po prostu bucerą.



Poza tym, oczywiście, w ogóle jej na mnie nie zależało. Mimo to czułem, że chciałbym spróbować ją zdobyć.
Tak właśnie pierwszy akt Eliminacji zakończył się z korzyścią dla mnie: skoro miałem ją tutaj, mogłem przynajmniej spróbować.



I to już wszystko na dziś. A w następnym odcinku: zakład z Amisią i przechadzka po ogrodzie. Tak, tak – właśnie TA przechadzka.

Zostańcie z nami!

Maryboo