niedziela, 19 marca 2017

„Gwardzista” - rozdziały V i VI



Rozdział 5





Wyliczyłem wszystko idealnie. Jeśli America zdąży w ciągu najbliższych pięciu minut, nikt nie zauważy żadnego z nas.



„A jeśli jednak zaliczy obsuwę...to ja poproszę o tego kata o przepastnym spojrzeniu”.



Wiedziałem, ile ryzykuję, ale nie mogłem wytrzymać z dala od niej. Potrzebowałem jej.



...Wiecie co? Ten cytat to chyba najlepsze podsumowanie postaci Aspena Legera, jakie kiedykolwiek widziałam. Mam tylko jedno pytanie: Cass, dlaczego wciąż upierasz się, że mam traktować autora owych przemyśleń jak bohatera pozytywnego?



Amisia szczęśliwie dociera na czas do sypialni jednej z byłych kandydatek; Aspen opuszcza swoją kryjówkę za zasłoną.



Kiedy próbowała do mnie podejść, wpadła na kanapę i dwa niskie stoliki, a potem potknęła się o brzeg dywanu. Nie chciałem jej niepokoić, ale naprawdę musiała bardziej uważać.



Ach, tak, Modelowa Wada Każdej Mary Sue – niezdarność. Drogie autorki powieści YA, kiedy wreszcie do was dotrze, że potykanie się nie zastąpi faktycznych (zamierzonych) przywar?



Przepraszam. Nie możemy zapalić światła?
Nie. – Przesunąłem się tak, żeby było jej łatwiej podejść. – Jeśli ktoś zauważy blask pod drzwiami, możemy zostać przyłapani. W ten korytarz mało kto zagląda, ale wolę nie ryzykować.



Naprawdę, wart pac pałaca.



Amisia chce wiedzieć, skąd Leger wytrzasnął miejsce na potajemną schadzkę; ten tłumaczy, że będąc gwardzistą zna już pałac jak własną kieszeń i wie, czy w danej części królewskiego domostwa będą w konkretnym czasie odbywać się patrole.



Pociągnąłem ją lekko, a ona usiadła koło mnie, ledwie widoczna w wąskiej plamie księżycowego światła. Uśmiechnęła się, ale zaraz spoważniała.
Jesteś pewien, że tu jest bezpiecznie? – Domyślałem się, że ma przed oczami plecy Woodworka i dłonie Marlee, że myśli o hańbie i o tym, że stracimy wszystko, jeśli nas ktoś przyłapie. Ale byłem pewny swoich umiejętności.



...Tak. Twoich niezwykłych umiejętności, polegających na CHOWANIU SIĘ ZA ZASŁONKĄ.



Kochani, naprawdę; spróbujcie to objąć rozumem. Genialny plan Legera zakłada siedzenie w kącie jednego z opuszczonych pokoi. To wszystko. Ani on, ani Amisia nie mają żadnego dobrego alibi ani też wymówki (bo i skąd?), która mogłaby usprawiedliwić ich spotkanie. Jeżeli ktoś ich przyłapie – a w świetle ostatnich wydarzeń byłoby jak najbardziej rozsądnym, gdyby król nakazał całonocny patrol po zakamarkach (skoro instytucja monitoringu najwyraźniej nadal jest nieznana w Illei) – nic ich nie uratuje. Ba - istnieje spora szansa, że sama kara śmierci okaże się być niewystarczająca z punktu widzenia pałacu; ostatecznie trzeba nie lada bezczelności, aby powtórzyć przestępstwo przeciw koronie chwilę po tym, jak za identyczną przewinę pokazowo skazano parę innych nastolatków. Clarkson, było nie było władca despotycznego królestwa, naprawdę nie miałby żadnego powodu, aby tym razem dla przykładu nie ukarać również obu familii zdrajców – ostatecznie tego rodzaju buta naprawdę wygląda na policzek celowo wymierzony władzy państwa.



Czy tego rodzaju obawy choć przez chwilę pojawiają się w pustych główkach naszych protagonistów? Oczywiście, że nie; oboje ględzą dużo o tym, na jak wielkie niebezpieczeństwo narażają się swoim idiotycznym zachowaniem, ale w rzeczywistości zdają się w ogóle nie zdawać sobie sprawy z tego, jak śmiertelną grę prowadzą – i wszystko to w imię zaspokojenia młodzieńczej chuci.

Notka: Publikując analizę, zupełnie zapomniałam o obrazku, niniejszym naprawiam więc swój błąd:







Zaufaj mi, Mer. Musiałoby się zdarzyć mnóstwo nieprzewidzianych rzeczy, żeby ktoś nas tutaj znalazł.



Mhm. Na przykład...och, czy ja wiem...CLARKSON MÓGŁBY UZNAĆ, ŻE LEPIEJ DMUCHAĆ NA ZIMNE I ZACZĄĆ SPRAWDZAĆ, CZY WIECZORAMI WSZYSCY GWARDZIŚCI ZNAJDUJĄ SIĘ NA PATROLACH/W ŁÓŻKACH – I CZY PRZYPADKIEM NIGDZIE NIE ODNOTOWANO PRZYPADKU, W KTÓRYM STATUS ZAGINIONYCH W AKCJI PRZYSŁUGIWAŁBY ZARÓWNO GWARDZIŚCIE, JAK I KTÓREŚ Z KANDYDATEK.



Jej wzrok nadal był pełen wątpliwości, ale kiedy objąłem ją ramieniem, przytuliła się do mnie, potrzebując tego tak samo, jak ja.



- Chrzanić życie mojej rodziny, grunt, że znów mogę cię obmacać!



Jak się czujesz? – Cieszyłem się, że w końcu mogę o to zapytać.
Westchnęła tak ciężko, że aż się poruszyłem.
Chyba w porządku. Jestem głównie smutna i zła. – Nie zauważyła chyba, że jej dłoń instynktownie przesunęła się na moją nogę tuż nad kolanem, w miejsce, gdzie zawsze bawiła się wystrzępioną dziurą w moich dżinsach.



Amisiu, radzę ci ze szczerego serca: biorąc pod uwagę wasze obecne położenie, postaraj się jakoś zapanować nad swymi instynktami (w sumie i tak można się cieszyć, że obejmują one wyłącznie okolice kolan...).



Chciałabym cofnąć te dwa dni i odzyskać Marlee. Cartera też, chociaż go nawet nie znałam.
Ja go znałem. Jest świetnym facetem. – Pomyślałem o jego rodzinie i zastanawiałem się, jak sobie poradzą bez głównego żywiciela.



...Cass, czy ty to robisz celowo? Czy naprawdę starasz się, abyśmy z każdym kolejnym rozdziałem postrzegali Marlee i Cartera jako jeszcze głupszych i bardziej samolubnych, niż odcinek wcześniej?



Słyszałem, że cały czas powtarzał Marlee, że ją kocha, i starał się jej pomóc to znieść – powiedziałem ze smutkiem w głosie.

Owszem. Przynajmniej na początku. Potem już nie wiem, zostałam siłą zawleczona do pałacu.

Uśmiechnąłem się i pocałowałem ją w czubek głowy.

Tak, o tym też słyszałem. – W tym momencie zastanowiłem się, dlaczego nie powiedziałem jej, że to widziałem.



Szczerze mówiąc, też nie do końca to rozumiem. Przecież to nie tak, że Aspen podglądał owo wydarzenie chyłkiem zza płota; cała pałacowa służba przyglądała się temu przedstawieniu.



Leger chwali hart ducha Amisi, ta wyznaje, że ojczulek także jest z niej dumny:



(…) Królowa powiedziała, że nie powinnam była tak się zachowywać, ale cieszy się, że to zrobiłam. Trudno mi to zrozumieć. Prawie dobry pomysł, ale jednak nie. Ostatecznie i tak niczego nie zmienił.



Trudno mi to zrozumieć



Trudno mi to zrozumieć









… No dobra, kochani, mam dla Was quiz.



Jesteś mieszkańcem/mieszkanką dystopicznej krainy YA. Król – tyran postanowił skatować twoją przyjaciółkę za złamanie prawa. Rzucasz się jej na pomoc, kierowany/a odruchem serca, choć wiesz, że niczego tak naprawdę nie ugrasz. Po całym zdarzeniu:



a) żałujesz, że w ogóle wyrwałeś/wyrwałaś się przed szereg – przyjaciółce w niczym to nie pomogło, a Tobie i Twojej rodzinie może poważnie zaszkodzić



b) nie żałujesz, że próbowałeś/próbowałaś – Twoja przyjaciółka wie, że ma w Tobie oparcie, ale mimo wszystko boisz się, czy nie zostaną wobec Ciebie wyciągnięte przykre konsekwencje



c) w ogóle nie żałujesz – precz z tyranią, nie pozwolisz, by katowano Twoich przyjaciół w imię bzdurnych przepisów, choćbyś miał/miała słono zapłacić za swe przekonania



d) nie potrafisz objąć rozumem, jak ktokolwiek może nie zachwycać się Twoim heroizmem i jakim cudem Twój szlachetny czyn z miejsca nie zagwarantował Twej BBF bezpieczeństwa i weseliska na koszt pałacu.





Odpowiedzi a, b i c – jesteś istotą ludzką, targaną ludzkimi emocjami i wątpliwościami; niestety, w warunkach YA oznacza to, że wylądujesz w najlepszym przypadku w roli trzecioplanowego statysty. Odpowiedź d – gratulacje, jesteś prawdziwą Mary Sue; twój psychopatyczny tru loff czeka tuż za rogiem!




Aspen zapewnia Ami, że dla niego ów gest miał ogromne znaczenie:


Zastanawiałem się, czy Eliminacje cię zmieniły. Jesteś otaczana tak dobrą opieką i wszystko tu jest takie eleganckie, że zastanawiałem się, czy jeszcze jesteś tą samą Ami. To mi udowodniło, że tak, że nie udało im się na ciebie wpłynąć.
Udało im się na mnie wpłynąć, tylko nie w taki sposób – warknęła ostro. – To miejsce co chwila przypomina mi o tym, że nie urodziłam się do takich rzeczy.



Wiesz co, Amisiu? Masz rację. Mówię absolutnie poważnie. Epizod z chłostą wykazał wyraźnie (do czego zresztą przyznałaś się wprost Maxonowi w „Elicie”), że nie nadajesz się do roli członka rodziny panującej, zwłaszcza gdy głowa owej rodziny jest (rzekomym) tyranem i w pełni wykorzystuje możliwości, jakie daje mu bycie władcą dystopicznej monarchii absolutnej.


Więc...po diabła nadal tu siedzisz?


Kochani, pomyślcie tylko. America nie ma pojęcia, co wydarzy się w „Jedynej” - nie wie, iż na tronie już za kilka miesięcy zasiądzie jej ukochany misio – tulisio. Bajdurzenia Maksia o tym, jak to tatuś odda mu koronę, gdy książę wejdzie w okres 20+ włóżmy między bajki (Clarkson jest doprawdy zbyt rozsądny na to, by abdykować bez powodu na rzecz tej nierozgarniętej lebiegi) – póki co wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że król Clarkson będzie sprawował władzę w Illei jeszcze dobrych kilkanaście lub nawet kilkadziesiąt lat. To zaś oznacza, że jeśli Amisia zgodzi się wyjść za Maxona i zostać księżniczką, przez długi czas będzie firmować swoją osobą wszelakie egzekucje i prześladowania, tak jak to teraz czyni Amberly. 
 

Mało tego – nie ma żadnej gwarancji, że sytuacja nie będzie wyglądała równie źle, gdy do władzy dorwie się Maksio. Tak, chłopię niby brzydzi się przemocą, ale z drugiej strony – w tej serii jest naprawdę wiele znaków ostrzegawczych, które sugerują, że gdyby nie ingerencja zakochanej w swej pacynce autorki, to Maxon mógłby się okazać znacznie gorszy od swego papy. Jest kompletnie pozbawiony empatii (vide Ekspresowe Eliminacje), ma tendencję do ignorowania komentarzy, które są nie po jego myśli (vide błagania Clarksona, by wreszcie zaczął używać mózgu) i potrafi być bardzo, ale to bardzo mściwy (końcówka „Jedynej” i ślub z Kriss na złość Amisi). Oczywiście, Amisia jest zakochana i patrzy na niego przez różowiutkie okulary...a raczej patrzyła do momentu ukarania Marlee i Cartera, bowiem na obecnym etapie zakłada, że Maksio jest współwinny ich nieszczęścia – a to wskazuje na spore prawdopodobieństwo kontynuowania tatusiowych praktyk.


Naprawdę, Amisiu, chuć czy nie chuć – jeżeli jesteś głęboko przekonana, że nie byłabyś w stanie spokojnie patrzeć, jak na twoich oczach i za twoim przyzwoleniem torturowani są Illeańczycy, to...no cóż, nie bardzo wiem, co jeszcze musiałoby się zdarzyć, by przekonać cię ostatecznie, że ubieganie się o obrączkę może nie być najszczęśliwszym z pomysłów.



Smutna Amisia wtula się w Legera, ten natomiast stara się ją pocieszyć w dosyć okrężny sposób:



Posłuchaj, Mer – zacząłem, wiedząc, że trzeba przebrnąć przez to, co złe, żeby dojść do czegoś dobrego – musisz pamiętać, że Maxon jest dobrym aktorem. Zawsze zachowuje się nienagannie, jakby był ponad tym wszystkim, ale jest tylko człowiekiem i tak samo jak każdy ma swoje wady. Wiem, że ci na nim zależy, bo inaczej byś tu nie została, ale powinnaś pamiętać, że on nie jest prawdziwy.

Skinęła głową, a ja odniosłem wrażenie, że nie było to dla niej całkowitym zaskoczeniem, zupełnie jakby jakaś część jej od początku się tego spodziewała.
Lepiej, żebyś się teraz przekonała. Co by było, gdybyś wyszła za niego i dowiedziała się o tym dopiero później?



No i teraz jestem w kropce: gratulować Aspenowi rzadkiego przejawu logicznego rozumowania (osoba publiczna, w dodatku biorąca udział w reality show, najprawdopodobniej nie odkrywa wszystkich kart przed uczestniczkami konkursu), czy też wzdychać ciężko, wiedząc, że na 99% doprowadził go do tych wniosków nie zdrowy rozsądek, a niechęć do konkurenta?



Wiem – westchnęła. – Sama się nad tym zastanawiałam.
Starałem się nie myśleć o tym, że już się zastanawiała, jak wyglądałoby jej życie w małżeństwie z Maxonem. To było częścią Eliminacji, wcześniej czy później musiała zacząć o tym myśleć. Ale to już przeszłość.



Poprawka: to byłaby przeszłość, gdyby Amisia wreszcie zdołała dodać dwa do dwóch.



Masz ogromne serce, Mer. Wiem, że trudno ci się pogodzić z różnymi rzeczami, ale naprawdę nie ma nic złego w tym, że tak się czujesz. To wszystko.
Zastanowiła się w milczeniu nad moimi słowami.
Czuję się okropnie głupia.



I słusznie.



Nie jesteś głupia – sprzeciwiłem się.



Nieprawda.



Owszem, jestem.



Prawda.



Musiałem jakoś poprawić jej nastrój.
Mer, czy uważasz, że ja jestem mądry?



:D



No cóż, Aspen, muszę Ci oddać sprawiedliwość, rzeczywiście opowiadasz przednie dowcipy: z tego retorycznego pytania śmiałam się dobrą minutę.



Oczywiście – odparła pogodniej.
Bo jestem. I jestem o wiele za mądry na to, żeby zakochać się w głupiej dziewczynie, więc możesz od razu to wykluczyć.



Cóż, biorąc pod uwagę, że intelektualnie jesteście z Amisią na podobnym poziomie...resztę dośpiewaj sobie sam.



Jej śmiech był niewiele głośniejszy od szeptu, ale wystarczył, żeby rozproszyć smutek. Miałem własne lęki związane z Eliminacjami i powinienem spróbować lepiej ją zrozumieć. Nie chciała wysyłać swojego zgłoszenia. Ja tego chciałem. To była moja wina.



Cóż...nie. Owszem, zachęcałeś ją do tego, ale decydującym czynnikiem okazała się być łapówka ze strony mamusi.



Setki razy chciałem się wytłumaczyć, błagać o przebaczenie, które już od niej otrzymałem. Nie zasługiwałem na nie. Może teraz. Może to był odpowiedni czas i mogłem w końcu naprawdę ją przeprosić.



Wiecie, co jest tu najzabawniejsze? Aspen ma gorące pragnienie kajać się za coś, czego nie zrobił (zmuszenie Ami do udziału w Eliminacjach), natomiast ani mu w głowie przepraszać za coś, co faktycznie zrobił (awantura spowodowana faktem, że Amisia ośmieliła się nakarmić Samca Alfa).



Mam poczucie, że okropnie cię skrzywdziłam – oznajmiła ze wstydem w głosie. – Nie rozumiem, jak to możliwe, że dalej mnie kochasz.
Westchnąłem. Zachowywała się, jakby to ona potrzebowała przebaczenia, chociaż z całą pewnością było na odwrót.



Cóż...tak i nie. Tak, jesteś jej winny przeprosiny za tę żenującą awanturę w „Rywalkach”, ale obiektywnie rzecz biorąc Amisia odwdzięcza ci się cokolwiek nieproporcjonalnie za ów pokaz bucery, nieustannie wodząc cię za nos i dając ci nadzieję.



Nie wiedziałem, jak jej to wyjaśnić. Nie było słów dostatecznie wielkich, by ogarnąć to, co do niej czułem. Nawet ja nie potrafiłem tego zrozumieć.
Tak po prostu jest. Niebo jest niebieskie, słońce jest jasne, a Aspen na zawsze kocha Americę. Tak już został urządzony ten świat.



...To niesprawiedliwe, „Korona” już dawno za nami, a ja nadal nie mogę się odpędzić od ducha przydupasa.



Mówię szczerze, Mer, jesteś jedyną dziewczyną, na której mi kiedykolwiek zależało. Nie potrafię sobie wyobrazić siebie z inną. Starałem się na to przygotować, na wszelki wypadek, ale po prostu… nie potrafiłem.



- No, ale nie ma co się martwić na zapas, ta twoja pokojówka wygląda całkiem-całkiem; jestem dziwnie przekonany, że zdoła jakoś zaradzić memu brakowi wyobraźni.


Kiedy słowa zawiodły, nasze ciała zareagowały. Nie było żadnych pocałunków, nic poza pospiesznymi uściskami, ale tylko tego było nam potrzeba. Czułem to samo, co dawniej w Karolinie, i byłem pewien, że uda nam się wrócić do tamtych czasów. Może nawet osiągnąć coś więcej.



Słowo daję, gdyby nominowano was do Nagrody Darwina, nie tylko wygralibyście w cuglach, ale sam Karol zapewne powróciłby na chwilę do świata żywych tylko po to, by osobiście uścisnąć dłonie tak wybitnych laureatów.



Nie możemy tu dłużej zostawać – powiedziałem, żałując, że to musi być prawda. – Wierzę w moje możliwości, ale nie chciałbym kusić losu.
Wstała niechętnie, a ja przytuliłem ją jeszcze raz z nadzieją, że to będzie dodawać mi sił, dopóki znowu nie będę mógł się z nią zobaczyć. Przylgnęła do mnie mocno, jakby się bała mnie wypuścić.



Proszę, niech okaże się, że Clarkson akurat cierpi na bezsenność i niech przypomni sobie, że kiedyś w roztargnieniu zostawił tu Bardzo Ważne Dokumenty, proszę, niech okaże się, że Clarkson akurat cierpi na bezsenność...


Wiem, że trudno w to uwierzyć, ale naprawdę mi przykro, że Maxon okazał się takim nieprzyjemnym facetem. Chciałem cię odzyskać, ale nie chciałem, żebyś została zraniona. Szczególnie w taki sposób.



Masz rację: znając twoje przemyślenia, bardzo trudno w to uwierzyć.


A swoją drogą...zwróćcie uwagę na to subtelne psychologiczne zagranie. Aspen już nie tyle sugeruje współwinę Maksia w całym tym bałaganie, co wprost wyraża „żal”, że książę okazał się szują – a wszystko to pod płaszczykiem sztucznej troski. Brawo, panie Leger, doprawdy urocze i niezwykle dojrzałe zagranie.


Zawahała się.
– Ale to jeszcze nie koniec, przynajmniej dopóki tu jestem.
Wiem, przecież znam cię dobrze. Nie wycofujesz się, żeby twoja rodzina dalej dostawała pieniądze i żebyś mogła się ze mną widywać, ale on musiałby cofnąć czas, żeby to naprawić.



Aaa, czyli próbujecie usprawiedliwić pobyt Amisi w pałacu jej zapobiegliwością? Cóż, może i bym to kupiła, gdyby nie fakt, że czytałam „Elitę” i jak żywo z przemyśleń Amisi nie wynika, by sytuacja materialna jej rodziny była decydującym czynnikiem wewnętrznego konfliktu „zostać czy uciec”. Wszystko jak zwykle sprowadzało się tam do tru loffa i motyli w brzuchu naszej heroiny.



...A swoją drogą, pogratulować rozmiaru ego, panie Leger.





Oparłem podbródek na jej głowie, trzymając ją przy sobie tak długo, jak tylko mogłem. – Nie martw się, Mer. Zaopiekuję się tobą.





Rozdział 6





Rozdział rozpoczyna się koszmarem Aspena:



America siedziała po drugiej stronie sali, przywiązana do tronu, a Maxon trzymał jej rękę na ramieniu, próbując zmusić do posłuszeństwa. Jej pełne lęku oczy spotkały się z moimi, walczyła, żeby do mnie wrócić. Ale w tym momencie zauważyłem, że Maxon także na mnie patrzy. Jego wzrok był złowrogi, w tym momencie bardzo przypominał swojego ojca.



Ja wiem, że człowiek nie jest w stanie kontrolować swoich snów, ale mimo wszystko rozczula mnie, że w podświadomości Legera Amisia mogłaby stanąć u boku Maksia wyłącznie z powodu przymusu, a nie własnego wyboru, podyktowanego zresztą głównie chucią.



Wiedziałem, że muszę biec do niej, rozwiązać ją, żebyśmy mogli uciec. Ale nie mogłem się poruszyć. Ja także byłem związany, tak jak przedtem Woodwork. Obezwładniający strach przemknął po mojej skórze. Niezależnie od tego, jak bardzo się staraliśmy, nie byliśmy w stanie ocalić się nawzajem.



Cóż, biorąc pod uwagę, że wasze starania składają się głównie z niepotrzebnego kuszenia losu...



Maksiu wkłada na głowę Amisi koronę, ta jednak nie chce się trzymać:



Niezrażony niepowodzeniem, Maxon sięgnął do kieszeni i wyjął coś, co wyglądało jak dwustronna szpilka. Zaczepił jeden koniec o koronę i docisnął, mocując ją na głowie Ameriki. Kiedy zaostrzona szpilka zagłębiła się w jej ciało, poczułem dwa potężne uderzenia w plecy i wrzasnąłem z nagłego bólu. Czekałem, aż poczuję spływającą krew, ale nic takiego nie nastąpiło. Zamiast tego patrzyłem, jak krew wypływa spod szpilek na głowie Ameriki, mieszając się z rudością jej włosów i klejąc się do jej skóry. Maxon z uśmiechem wbijał jedną szpilkę za drugą, a ja krzyczałem z bólu za każdym razem, kiedy przebijał skórę Ameriki. Patrzyłem z przerażeniem, jak zalewa ją spływająca spod korony krew.



Cass, jeżeli to miał być swego rodzaju symbolizm, to...bardzo cię proszę, nie idź tą drogą.



Aspen budzi się gwałtownie, roztrzęsiony.



Natychmiast pomyślałem o Woodworku i Marlee. We śnie bez wahania zgodziłbym się na cierpienie, gdyby dzięki temu zostało ono oszczędzone Americe.



Szkoda, że nie zdobyłeś się na podobny heroizm, GDY NA TWOICH OCZACH KATOWANO TWOJEGO DZIEWIĘCIOLETNIEGO BRACISZKA.



...Z drugiej strony, kluczem w owym cytacie może być fragment „we śnie”.



Czy Woodwork czuł się tak samo? Czy żałował, że nie może przyjąć podwójnej kary, żeby oszczędzić Marlee?



Cass, wiesz, dlaczego twoje usilne promowanie motywu Marlee i Cartera - Kochanków Przeklętych przez Gwiazdy absolutnie nie działa? Ponieważ Woodwork w ogóle nie musiałby patrzeć, jak chłoszczą jego damę serca (samemu także zbierając cięgi), gdyby w swoim czasie ruszył mózgiem.

Naprawdę, autorko – dlaczego niby moje serce miałoby krwawić ze współczucia dla pary pozbawionych wyobraźni głupków, dla zaspokojenia swojej chuci gotowych zaryzykować życiem nie tylko swoim, ale i swojego kochania? Pamiętajmy, drodzy czytelnicy, że chłosta była wynikiem intensywnych apelacji Maksia, który robił, co mógł, aby przekonać ojca do złagodzenia kary – i udało mu się to. Gdyby Maxon wypiął się na nasze gołąbeczki, Marlee i Carter pokazowo zadyndaliby na stryczku. A skoro Woodwork uznał, że małe figo-fago warte jest ryzyka utraty życia przez ukochaną... Cóż, nie jestem pewna, czy jego miłość faktycznie była tak głęboka, jak lubi to przedstawiać Cass.



Najwyraźniej Leger narobił trochę hałasu śniąc/budząc się, bowiem Avery pyta go, czy wszystko gra.


Przewróciłem się na bok, żeby leżeć twarzą do niego, chociaż nic nie widziałem. Tylko kwatery wyższych oficerów miały okna.



Wiecie co? To w sumie dosyć ironiczne, że gwardziści jako jedyni w pałacu najwyraźniej nie muszą obawiać się rzucanych przez Miecia i Henia cegieł.



Co się dzieje? – zapytałem.
Nie wiem. Nie będzie ci przeszkadzało, jeśli przez chwilę będę głośno myślał?
Nie ma sprawy. – Avery był świetnym przyjacielem, więc mogłem przynajmniej poświęcić dla niego kilka minut swojego snu.



Cóż, to bardzo miło z twojej strony, ale...co z pozostałymi gwardzistami w tym pokoju? Jak się za chwilę przekonamy, „przemyślenia” Avery'ego mogłyby ściągnąć na niego spore duże kłopoty – dodajmy do tego fakt, że młodzi gwardziści zapewne nadal są u króla na cenzurowanym i że byłoby najlogiczniejszym z logicznych ruchów, gdyby Clarkson na wszelki wypadek zainstalował wśród nich wtykę i otrzymujemy pewne wytłumaczenie fenomenu przyjaźni gwardzisty z Bronxu i Legera: ot, ciągnie swój do swego.


No, chyba że uznamy, iż Avery i Aspen mają dwuosobową kwaterę...co z kolei każe mi się zastanawiać, ileż to pomieszczeń w (wzorowanym, jak wiemy, na chałupie producenta filmowego) pałacu zajmuje tylko i li królewska służba. Dodajmy do tego kompletnie nieużywane i powoli obrastające w pajęczyny pokoje byłych kandydatek i wychodzi na to, że domostwo Maxona posiada magiczne właściwości namiotów z uniwersum Harry'ego Pottera.


Myślałem o Woodworku i Marlee. I o lady Americe.
Dlaczego o niej? – zapytałem, także siadając.



- Ciebie też mam zacząć nienawidzić?!



Kiedy zobaczyłem, jak lady America biegnie do Marlee, w pierwszej chwili poczułem na nią złość. Czy nie powinna być mądrzejsza? Woodwork i Marlee popełnili błąd i musieli zostać ukarani. Król i książę Maxon musieli wyegzekwować obowiązujące prawo, prawda?



Avery, lubię cię, nie spier*** tego.



(…) Ale kiedy pokojówki i kamerdynerzy o tym rozmawiają, cały czas wychwalają lady Americę. Dla mnie to nie ma sensu, bo moim zdaniem postąpiła źle. Ale, no cóż, oni są tutaj o wiele dłużej niż ja. Może widzieli znacznie więcej. Może o czymś wiedzą. A jeśli tak jest i jeśli oni uważają, że lady America zrobiła słusznie… w takim razie czego ja nie wiem?



Aspen, to jest rzekomo twój najlepszy kumpel. Jak mogłeś mu nie wyjaśnić, że tkwi w opku, w którym rolę naczelnej Mary Sue odgrywa Amisia?! Nic dziwnego, że biedak jest kompletnie zagubiony; życie w Cassolandzie bez tego rodzaju wiedzy musi być niezwykle frustrujące.



Znajdowaliśmy się na grząskim gruncie, ale Avery był moim przyjacielem, najlepszym, jakiego kiedykolwiek miałem. Powierzyłbym mu swoje życie, a w pałacu zawsze dobrze było móc liczyć na wiernego sprzymierzeńca.



Słowo daję, nic nie ucieszyłoby mnie bardziej niż fabularny twist, w wyniku którego okazałoby się, że to AVERY jest ową wspomnianą przeze mnie wcześniej wtyką i sprytnie manipuluje Legerem, aby ten zdradził mu swoją nieprzychylną opinię na temat rodziny królewskiej (nie, żeby – jak mieliśmy już okazję zaobserwować – Aspen potrzebował specjalnej zachęty do dzielenia się antymonarchistycznymi przemyśleniami...).



To rzeczywiście dobre pytanie. Warto się zastanowić.
Właśnie. Na przykład czasem, kiedy stoję na straży w gabinecie króla, książę pracuje nad czymś, a potem wychodzi, żeby zająć się czymś innym. Król Clarkson bierze wtedy robotę księcia Maxona i wycofuje połowę zmian. Dlaczego? Nie mógłby przynajmniej porozmawiać z nim o tym? Myślałem, że stara się go wyszkolić.



Avery, moja sympatia do ciebie właśnie jakby zmalała (no, chyba że rzeczywiście jesteś szpiegiem króla, w takim razie zwracam honor). Naprawdę nie potrafisz wykoncypować, dlaczego Clarkson musi przepisywać od nowa wszelakie dekrety tworzone przez tego półgłówka? Zapewniam, że wszelakie rozmowy na niewiele się tu zdadzą, jako że Maxon uparł się odbierać uwagi ojca jako złośliwe przytyki do własnej osoby i nigdy nawet nie zaświta mu w pustej łepetynie, że tatuś może mieć rację, krytykując jego bezsensowne pomysły.



Nie wiem. Zależy mu na zachowaniu kontroli? – Kiedy to powiedziałem, uświadomiłem sobie, że to musi być przynajmniej częściowo prawda. Czasem podejrzewałem, że Maxon nie wie o wszystkim, co się dzieje.



Chłopie, Maksiu udowodnił wielokrotnie, że nie radzi sobie nawet w kałuży – po gwizdek wrzucać go do oceanu?



Może Maxon nie jest tak kompetentny, jak zdaniem króla powinien być na tym etapie.



Wyrzuć to „może” i otrzymamy najmądrzejsze zdanie, jako wyszło z twoich ust w całej serii.



A jeśli książę jest bardziej kompetentny, a królowi się to nie podoba?
Stłumiłem śmiech.
Trudno w to uwierzyć. Maxon strasznie łatwo traci koncentrację.



...Aspen, przestań, ja nie chcę ci kibicować.



Hmmm. – Avery poruszył się w ciemności. – Może masz rację. Po prostu wydaje mi się, że ludzie odbierają go inaczej niż króla. I mówią o lady Americe w taki sposób, że gdyby to od nich zależało, zostałaby księżniczką. Skoro ona potrafi się w ten sposób sprzeciwiać, czy to znaczy, że Maxon także?



Avery, zauważyłeś może, co zdziałał sprzeciw Ameriki? Podpowiem ci: zupełnie nic. Masz zatem odpowiedź na pytanie, ile dla króla (i słusznie) znaczą protesty jego syna.



...A raczej, znaczą zawsze poza tym jednym, jedynym przypadkiem. Dlaczego nikt z tłumu klakierów Amisi nadal nie zauważył, że jej pokazowy bieg przez przeszkody był wyłącznie pustym (choć szczerym) gestem – podczas gdy prawdziwym bohaterem jest tu Maxon, który zdołał przekonać ojca, by zastąpił karę śmierci chłostą?



Jego pytanie dotknęło kwestii, nad którymi nie chciałem się zastanawiać. Czy to możliwe, żeby Maxon w rzeczywistości sprzeciwiał się ojcu?



Owszem, i to całkiem często; jego protesty dotyczą głównie konieczności ciężkiej pracy na rzecz narodu.


A jeśli tak, to czy sprzeciwiał się także koronie i temu, co się z nią wiązało? Nigdy nie byłem szczególnym zwolennikiem monarchii, nie potrafiłbym chyba nienawidzić nikogo, kto by z nią walczył.



W takim razie możesz odetchnąć z ulgą i nadal wygodnie mościć się w swym kokonie pogardy dla konkurenta, bowiem protesty Maksia dotyczą tylko i wyłącznie konieczności nauki rządzenia krajem; troska o los zwykłych obywateli zasadniczo nie spędza mu snu z powiek.



Ale moja miłość do Ameriki była silniejsza od wszystkiego innego, a ponieważ Maxon stał między mną a moją miłością, nie przypuszczałem, by mógł powiedzieć lub zrobić cokolwiek, co sprawiłoby, że uznałbym go za przyzwoitego człowieka.



Cass? To nie jest romantyczne. Naprawdę. Motyw tru loffa – pitekantropusa, uznającego kobietę za swoją własność i traktującego skrajnie nieobiektywnie (także w kwestiach nie związanych ze światem uczuć) potencjalnego rywala nie jest romantyczny. Jacob Black nie był romantyczny. Jared Howe nie był romantyczny. Aspen Leger także nie jest romantyczny. Szczerze mówiąc, obecnie zaczyna mi się jawić jak rasowy psychol – stalker, któremu obiekt obsesji przesłania świat do tego stopnia, iż nie jest w stanie myśleć narządem innym niż penis.



Naprawdę nie wiem – odparłem szczerze. – Nie zapobiegł wykonaniu kary na Woodworku.



OWSZEM, ZAPOBIEGŁ.



Naprawdę, Cass – co tu się wyrabia?



Karą za taką zbrodnię jest śmierć! Jednak litościwy książę Maxon postanowił oszczędzić życie tych zdrajców. Niech żyje książę Maxon!”



Elita”, rozdział 9



Serio, chyba po raz pierwszy w tej serii autentycznie żal mi Maxona – to bodaj jedyna naprawdę heroiczna i niesamolubna rzecz, jaką zrobił na przestrzeni całej serii, a i tak wszyscy wolą skupiać się na Amisi i jej dramatycznych wrzaskach.



To prawda, ale to nie znaczy, że mu się to podobało.



* wzdycha ciężko *



Chodzi mi tylko o to, że uczono nas obserwowania każdej osoby wchodzącej do pałacu i poszukiwania ukrytych intencji. Może powinniśmy robić to samo w przypadku osób, które już tu są.



Ja tam radziłabym póki co skupić się jednak na punkcie pierwszym, z którym – jak niejednokrotnie mieliśmy okazję zaobserwować – nadal macie niejakie problemy.







Możesz mieć sporo racji – przyznałem.
To jasne. To ja tu jestem mózgiem. – Avery poprawił kołdrę, kładąc się z powrotem.
No to śpij już, geniuszu. Jutro przyda nam się twój intelekt – zażartowałem.
Pracuję nad tym. – Leżał nieruchomo jakąś minutę, a potem znowu się odezwał: – Stary, dzięki, że mnie wysłuchałeś.
Nie ma za co. Od czego ma się przyjaciół?
Wiem. – Znowu ziewnął. – Brakuje mi Woodworka.
Westchnąłem.
Wiem. Mnie też.





I to już wszystko na dziś. A w następnym odcinku: rozmowy z Amisią i tajemniczym stajennym.



Zostańcie z nami!



Maryboo

czwartek, 16 marca 2017

„Gwardzista” - Rozdziały III i IV

Rozdział 3

Ośrodek stara się uspokoić, biorąc prysznic i szykując mundur. Następnie nasz dzielny bezmózg udaje się do gabinetu króla.

– Zakażemy ekipom telewizyjnym wstępu do pałacu aż do odwołania – powiedział król Clarkson, a jego doradca notował pospiesznie każde słowo. – Jestem pewien, że dziewczęta zapamiętają dzisiejszą lekcję, ale powiedz też Silvii, żeby popracowała nad ich zachowaniem. – Potrząsnął głową. – Nie potrafię sobie nawet wyobrazić, co wstąpiło w tę dziewczynę, że zrobiła coś tak głupiego.

Jestem z tobą, Clarkson, jak zwykle zresztą, bo też nie ogarniam, jak można być tak bezmyślnym jak Marlee i Carter.

- Była faworytką. 

Może twoją faworytką – pomyślałem, przechodząc przez pokój. Biurko króla było szerokie i ciemne, a ja bez słowa sięgnąłem do tacy, na której leżały listy do wysłania.

I co w tym złego, że była faworytką króla? To była całkiem niezła dziewczyna, pomijając pomroczność jasną, która ją dopadła z miłoździ. Ale żadna do pięt nie dorasta Amisi, więc o czym my tu w ogóle mówimy.

Clarkson każe doradcy pilnować też panny Singer. Przydupas uspokaja, że nikt właściwie nie widział wyskoku Amisi, więc nie ma czym się przejmować, a jakby co zawsze można jej idiotyzm zwalić na silne emocje. Clarkson jest bardzo niezadowolony z tego, że tak durna i nieokrzesana Piątka zaszła w rywalizacji bardzo daleko.

– Dlaczego wasza wysokość nie odeśle jej po prostu do domu? Nie wymyśli jakiegoś powodu, żeby ją wyeliminować? Na pewno dałoby się coś zorganizować.
– Maxon by się domyślił. Nie spuszcza oka z tych dziewcząt. Nieważne – stwierdził król, przysuwając się z powrotem do biurka. – To jasne, że ona nie ma odpowiednich kwalifikacji i prędzej czy później to się stanie wyraźnie widoczne.

I tu się niestety, stary, mocno mylisz. Skoro Maksio nie odesłał jeszcze tej bucowatej kretynki po jej licznych wybrykach, to już jej nie odeśle.

- W razie potrzeby podejmiemy bardziej stanowcze kroki.

Powiedział Clarkson, obracając w dłoniach wizytówkę firmy The Rebels Henio&Miecio Ltd.

Zabrałem listy i chociaż nikt nie zwrócił na to uwagi, szybko skłoniłem się, wychodząc z gabinetu. Nie byłem pewien, co o tym myślę. Chciałem, żeby America znalazła się jak najdalej poza zasięgiem Maxona. Ale sposób, w jaki król Clarkson mówił o Eliminacjach, kazał mi podejrzewać, że kryje się w tym coś więcej, może coś mrocznego. Czy America mogła paść ofiarą jednego z jego kaprysów? A jeśli była „przypadkowym wyborem”, czy to znaczyło, że znalazła się tu celowo? Została sprowadzona tylko po to, żeby można ją było odrzucić? Skoro tak, czy znajdowała się tu jakaś dziewczyna, która od początku miała zostać wybrana? Czy nadal brała udział w rywalizacji?
Przynajmniej miałem o czym myśleć, kiedy będę stał przez całą noc pod drzwiami Ameriki.  Przekartkowałem listy, odczytując po drodze adresy. W małym biurze pocztowym trzech starszych mężczyzn sortowało przychodzące i wysyłane listy. Z koszyka podpisanego KANDYDATKI dosłownie wysypywały się listy od fanów. Nie byłem pewien, ile z nich w ogóle pokazywano adresatkom.
– Cześć, Leger. Jak leci? – zapytał Charlie.
– Tak sobie – przyznałem, oddając mu listy do ręki, żeby nie ryzykować, że zginą w stosie korespondencji.
– Każdy z nas miewał lepsze dni, nie? Przynajmniej żyją.
– Słyszałeś o tej dziewczynie, która do nich pobiegła? – zapytał Mertin, obracając się razem z krzesłem. – To było coś, prawda?

Nie ma to jak kawał dobrego show.

Cole także się odwrócił. Był wyjątkowo małomównym mężczyzną, idealnie pasującym do pracy przy korespondencji, ale nawet on wydawał się zainteresowany tą sprawą. Skinąłem głową i splotłem ramiona.
– Tak, słyszałem.
– I co o tym myślisz? – spytał Charlie.
Wzruszyłem ramionami. Wydawało się, że zdaniem większości osób America postąpiła bohatersko, ale wiedziałem, że gdyby ktokolwiek powiedział to przy kimś, kto był głęboko oddany królowi Clarksonowi, mógłby wpakować się w poważne kłopoty. Na razie obojętność wydawała się najlepszym podejściem.

Trzeba było wykazać się podobną ostrożnością w rozmowie ze stajennym, ty ciołku. Ośrodek dyplomatycznie stwierdza, że było to szaleństwo, ale nie wdaje się w dyskusję, czy uważa to za bohaterstwo czy głupotę. Następnie zmywa się na obchód.

Poszedłem do magazynu, żeby zabrać laskę, chociaż nie widziałem sensu w jej noszeniu. Wolałem broń palną. Kiedy wszedłem po schodach i znalazłem się na pierwszym piętrze, zobaczyłem idącą w moją stronę Celeste. Kiedy tylko mnie rozpoznała, jej zachowanie natychmiast się zmieniło. Wydawało się, że w odróżnieniu od swojej matki, ta dziewczyna jest przynajmniej zdolna do odczuwania wstydu. Podeszła do mnie niepewnie i zatrzymała się.
– Panie gwardzisto.
– Panienko – skłoniłem się przed nią.
Jej rysy sprawiały wrażenie wyostrzonych, kiedy stała i zastanawiała się nad doborem słów.
– Chciałam tylko mieć pewność, że wie pan, że nasza rozmowa wczoraj dotyczyła tylko płaszczyzny profesjonalnej.
Omal nie roześmiałem się jej w twarz. Mogła sobie trzymać ręce przyzwoicie na plecach, ale nie dało się nie zauważyć, że próbowała ze mną flirtować. Sama była bliska złamania zasad. Kiedy powiedziałem jej, że zanim zostałem gwardzistą, byłem Szóstką, zasugerowała, że zamiast zostawać w armii, powinienem zainteresować się modelingiem.  Dokładniej rzecz biorąc, powiedziała: „Jeśli mi się tu nie uda, będziemy w tej samej klasie. Poszukaj mnie, kiedy stąd wyjdziesz”.
Celeste nie była dziewczyną, która by na kogoś czekała, więc nie przypuszczałem, żeby choć odrobinę zależało jej na mnie. Podejrzewałem też, że mogła tego wieczoru powiedzieć więcej, niż chciała, ponieważ wypiła odrobinę za dużo. Ale po tej rozmowie jedna rzecz stała się całkowicie jasna: nie kochała Maxona. Ani trochę.

No i? Co cię to w sumie obchodzi? Uczucia Celeste do Maksia to nie twój problem. Jeżeli Maksio wybierze ją, a co za tym idzie nie Amisię, to co to za różnica, jakie były motywy Celeste? Jeśli jej się uda, to masz Maksia z głowy, a Amisia z rozpaczy pewnie rzuci ci się w ramiona. Everybody wins.

– Oczywiście – odparłem, chociaż wiedziałem swoje.
– Chciałam panu dać tylko dobrą radę, dotyczącą dalszej kariery. Trudno jest się przystosować do tak poważnego awansu społecznego. Życzę panu szczęścia, ale chciałabym jasno podkreślić, że żywię uczucia tylko i wyłącznie do księcia Maxona.

Celeste zapaliło się pod dupą, gdy zobaczyła, co stało się z Marlee i Woodworkiem. A jako że nie jest mimo wszystko kompletną kretynką, jak niektórzy w tym cyrku, postanowiła na wszelki wypadek pozamiatać po tej wpadce.

Omal nie zarzuciłem jej kłamstwa. Niewiele brakowało. Ale zobaczyłem w jej oczach desperację połączoną z obezwładniającym strachem. Ostatecznie gdybym ją oskarżał, oskarżałbym także siebie. Wiedziałem, że nie zależy jej na Maxonie i nie wiedziałem, czy jemu zależy na którejkolwiek z dziewcząt – w każdym razie tak, jak powinno zależeć – ale co by któremukolwiek z nas dało, gdybym ją potępiał czy podjął jakąś grę?

Poraził mnie przebłysk pomyślunku Legera. Boru, jak to się rzadko tutaj zdarza… Muszę się teraz pozbierać z podłogi.

– A ja jestem całkowicie oddany mojemu zadaniu chronienia go. Do widzenia, panienko.
Widziałem w jej oczach niezadane pytanie i wiedziałem, że nie jest całkowicie usatysfakcjonowana moją odpowiedzią. Ale takiej dziewczynie wyjątkowo dobrze mogło zrobić, gdyby chociaż raz najadła się trochę strachu.

Wszystkim w tej beznadziejnej książeczynie przydałoby się sporo strachu, może taki kop w neurony nauczyłby co poniektórych logicznego myślenia.

Odetchnąłem głębiej i skręciłem za róg do pokoju Ameriki, pragnąc wejść do środka. Chciałem ją przytulić, porozmawiać z nią. Zatrzymałem się pod drzwiami i przystawiłem do nich ucho. Słyszałem jej pokojówki, więc wiedziałem, że nie jest sama. Ale usłyszałem też jej nierówny oddech, zdradzający szloch. Nie potrafiłem znieść myśli o tym, że płakała przez cały dzień.
Zapewniłem jej rodziców, że jest ulubienicą Maxona i że na pewno zostanie pocieszona. Jeśli nadal płakała, to znaczyło, że on nic dla niej nie zrobił. Jeśli to nie ja miałem ją dostać, to niechby on przynajmniej traktował ją jak prawdziwą księżniczkę. Na razie kompletnie zawiódł. Wiedziałem – wiedziałem – ona powinna należeć do mnie. Zastukałem do drzwi, nie przejmując się ani odrobinę konsekwencjami. Otworzyła Lucy, która uśmiechnęła się do mnie z nadzieją. Samo to sprawiło, że pomyślałem, że mogę się przydać.
– Przepraszam, że paniom przeszkadzam, ale usłyszałem płacz i chciałem sprawdzić, czy coś się nie stało. – Ostrożnie wyminąłem Lucy i podszedłem tak blisko do łóżka Ameriki, jak tylko się ośmieliłem. Nasze spojrzenia się spotkały, a ona wyglądała tak bezradnie, że całym wysiłkiem woli musiałem się powstrzymywać przed zabraniem jej z tego miejsca.

Nie sądzę, żeby każdy gwardzista tak się zachował. Dziwne, że pokojówkom Amisi jeszcze nie zagrało, że pan Ośrodek wyjątkowo często kręci się koło tylko jednej kandydatki i w dodatku jest bardzo opiekuńczy. Może trochę za bardzo. Inny gwardzista pewnie by nawet nie usłyszał szlochu Amisi zza grubych drzwi, gdyby nie przykleił do nich ucha. No ale zdaniem Kiery konspira Legera jest niezawodna, nikt niczego nie rozkmini.


– Lady Americo, jest mi niezwykle przykro z powodu pani przyjaciółki. Słyszałem, że była z nią pani bardzo blisko. Gdyby pani czegokolwiek potrzebowała, proszę mi powiedzieć.

Ośrodek, błagam, bądź trochę bardziej subtelny. W końcu komuś podpadnie, że zachowujesz się tak tylko w stosunku do Amisi.

Milczała, ale widziałem w jej oczach, że przypomina sobie każde najmniejsze wspomnienie z naszych ostatnich dwóch lat i układa je razem z przyszłością, na jaką mieliśmy nadzieję.
– Dziękuję panu – w jej głosie brzmiały jednocześnie wahanie i nadzieja. – Te słowa bardzo wiele dla mnie znaczą.
Uśmiechnąłem się do niej ledwie dostrzegalnie, chociaż w moim sercu szalała burza. Widywałem jej twarz w tysiącu rodzajach światła, w tysiącu wykradzionych chwil.  Dzięki jej słowom wiedziałem bez cienia wątpliwości, że mnie kocha.

Nie bardzo rozumiem, jak on sobie wykoncypował z tego komunału, że Amisia pała do niego nieustającą miłoździą? Przecież ten wyświechtany tekst to żadna wskazówka. Stary, ogarnij się trochę, wiem, że musk ci zżerają hormony, ale chyba odrobinę przesadzasz.
 

Rozdział 4
 
 America mnie kocha. America mnie kocha. America mnie kocha. 





 

Musiałem z nią porozmawiać sam na sam, naprawdę bez świadków. To wymagało sporo przygotowań, ale wiedziałem, że mogę to zrobić. Następnego dnia, na kilka godzin przed zaczęciem porannej zmiany, byłem gotów. Przejrzałem schemat rozmieszczenia gwardzistów, harmonogram sprzątania, pory posiłków dla członków rodziny królewskiej, gwardzistów i reszty personelu. Wpatrywałem się w nie tak długo, aż wszystko zaczynało się nakładać w mojej głowie i zacząłem dostrzegać luki w zabezpieczeniach.

Naprawdę masz zamiar udać się na schadzkę z Amisią tak rychło po spektaklu, jaki urządzono ostatniej niewiernej kandydatce? Naprawdę? To już jest hardkorowe kuszenie losu.

Czasem zastanawiałem się, czy inni gwardziści też to robią, czy tylko ja przyglądam się wszystkiemu wystarczająco uważnie. Tak czy inaczej, miałem plan. Musiałem tylko przekazać jej wiadomość. Po południu stałem na warcie w gabinecie króla, gdzie miałem wyjątkowo nudne zadanie pilnowania drzwi. Lubiłem się poruszać po pałacu albo przynajmniej stać w miejscu, gdzie było więcej przestrzeni. Szczerze mówiąc, każde miejsce z dala od zimnego spojrzenia króla Clarksona było dobre.
Patrzyłem, jak Maxon próbuje pracować.

Ehehehehehe. Próbuje jest tu oczywiście słowem kluczowym.

Sprawiał dzisiaj wrażenie zdekoncentrowanego, siedział przy mniejszym biurku, które wyglądało, jakby dostawiono je tutaj w ostatniej chwili. Nie potrafiłem nie myśleć o tym, jakim jest idiotą, obchodząc się tak bezdusznie z Americą.

Wiesz, ptysiu, on jest idiotą z bardzo wielu powodów, ale może nie akurat z tego.


Jeszcze przed południem Smith, jeden z gwardzistów służących od lat w pałacu, wbiegł do gabinetu. Szybko podszedł do króla i skłonił się przed nim.
– Wasza wysokość, dwie kandydatki z Elity, lady Newsome i lady Singer, miały małe nieporozumienie.
Wszyscy w gabinecie znieruchomieli, patrząc na króla. Westchnął.
– Znowu wrzeszczały na siebie jak dzikie kocice?

- Jakieś walki w kisielu czy coś? Mam nadzieję, że kamery tam były.

– Nie, sir. Są w skrzydle szpitalnym. Polało się trochę krwi.

- Ueee, jestem rozczarowany.


Król Clarkson spojrzał na Maxona.
– Nie ma wątpliwości, że to ta Piątka za to odpowiada. Nie możesz myśleć o niej serio.
Maxon wstał.
– Ojcze, wszystkie kandydatki są wytrącone z równowagi po tym, co się wczoraj stało. Jestem pewien, że trudno im zapomnieć, widok, który musiały oglądać.
Król wyciągnął jeden palec.
– Jeśli to ona zaczęła, musi stąd zniknąć. Wiesz o tym.
– A jeśli to była Celeste? – odparł Maxon.
– Wątpię, czy tak dobrze urodzona dziewczyna posunęłaby się do czegoś takiego niesprowokowana.
– Rozumiem, ale czy kazałbyś ją odesłać? – nie ustępował Maxon.
– To nie była jej wina.
Maxon skierował się do drzwi.
– Dowiem się, o co chodziło. Jestem pewien, że to nic poważnego.

Clarkson jest jak ten tonący, co brzytwy się chwyta, żeby tylko mieć tę rudą małpę z głowy, ale Maksio nie daje za wygraną. Niestety, jak dobrze wiemy, szczęście pożegnania Amisi nie będzie nam dane.

Plotki w pałacu rozchodziły się szybko. Błyskawicznie dowiedziałem się, że Celeste zaczęła kłótnię, ale to Mer uderzyła pierwsza. Słowo daję, chętnie przypiąłbym jej za to order. Obie miały zostać w pałacu – najwyraźniej ich działania równoważyły się wzajemnie – chociaż wydawało się, że America przyjęła to z niechęcią. Te słowa sprawiły, że w głębi serca nabrałem jeszcze większej pewności, że chcę ją odzyskać.

Ale jakie słowa? Bo przylała jakiejś lasce? Bo przyjęła fakt pozostania z niechęcią? Nie rozumiem tej cokolwiek mętnej wypowiedzi Ośrodka.

Oczywiście Leger postanawia natychmiast przekazać Amisi wskazówki odnośnie spotkania. Konspira Ośrodka polega na przeczekaniu, aż pokojówki dziewczyny wyjdą, żeby coś zjeść, wpadnięciu w biały dzień do jej pokoju i pozostawienie liściku w sławnym słoiku przeznaczenia.

Kiedy wróciłem na główny korytarz, los się do mnie uśmiechnął. America nie wyglądała, jakby była pokaleczona, więc to ona musiała zostawić ślady na ciele Celeste. Kiedy się zbliżyła, zauważyłem niewielką, lekką opuchliznę, niemal całkowicie ukrytą pod włosami. Ale poza tym zobaczyłem radość w jej oczach w momencie, kiedy mnie spostrzegła. Boże, jak bardzo pragnąłem po prostu z nią posiedzieć. Odetchnąłem głębiej. Zachowanie teraz powściągliwości oznaczało, że później naprawdę znajdziemy się sam na sam. Kiedy znaleźliśmy się bliżej, zatrzymałem się i skłoniłem.
– Słoik.

Bardzo dopracowany plan, brawo, panie strategu. Chwilę zajmuje pannie Singer rozkmina, ale wreszcie zaskakuje i pędzi do pokoju, przeczytać wiadomość.

Jump cut!

– Nie żyje? – zapytał król. – Kto za to odpowiada?
– Nie jesteśmy pewni, wasza wysokość. Ale tego się należało spodziewać po zdegradowanych sympatykach rebeliantów.
Wszedłem cicho, żeby zabrać listy, i natychmiast zorientowałem się, że mówią o mieszkańcach Bonity. Ponad trzysta rodzin zostało niedawno zdegradowanych co najmniej o jedną klasę za domniemane udzielanie wsparcia rebeliantom. Najwyraźniej nie zamierzali się poddać bez walki. Król Clarkson potrząsnął głową, a potem nagle uderzył pięścią w blat. Podskoczyłem, podobnie jak wszyscy obecni.
– Czy ci ludzie nie widzą, co robią? Niszczą wszystko to, nad czym pracujemy, i to po co? Żeby dążyć do czegoś,  co nie może się udać? Ofiarowałem im bezpieczeństwo. Ofiarowałem im porządek. A oni się buntują.

Clarkie, stary, uwielbiam cię i wiem, że się starasz, ale musisz sam przyznać głęboko w serduchu, że ten kretyński ustrój to raczej rozstrój. To się musiało posypać, ptysiu…


Oczywiście ktoś, kto miał wszystko, czego tylko chciał i potrzebował, nie potrafił zrozumieć, dlaczego przeciętny człowiek miałby pragnąć takiej samej szansy. Kiedy otrzymałem wezwanie poborowe, czułem się jednocześnie przerażony i podekscytowany. Wiedziałem, że niektórzy uważają to za wyrok śmierci, ale przynajmniej czekało mnie życie ciekawsze niż porządkowanie dokumentów i prace domowe, którymi musiałbym się zajmować, gdybym został w Karolinie.

No i hajs, nie mów mi, że lepszy hajs się nie liczy.

Poza tym i tak niezbyt zależało mi na życiu, odkąd America wyjechała.

Ja pierdzielę, ty dramatyczna durnoto, zaczynasz przypominać mi niejaką pannę Swan, która po przeżyciu nastoletniego zawodu miłosnego przez kilka miesięcy zachowywała się jak żywy trup.

– Trzeba powstrzymać tych ludzi. Kto teraz rządzi Bonitą?
– Lamay. Na pewien czas odesłał swoją rodzinę z miasta i zaczął przygotowania do ceremonii pogrzebowej gubernatora Sharpe’a. Mimo wszystkich problemów wydaje się dumny ze swojej nowej roli.
Król wyciągnął rękę.
– Proszę. Oto mężczyzna, który akceptuje to, co przyniosło mu życie, wypełniając obowiązki dla dobra ogółu. Dlaczego wszyscy nie mogą tacy być?

Clarkson nie może przeżyć nie tylko niewdzięczności ludu, ale też zapewne nieudolności własnej progenitury. Nie ma chłop lekko.

Zabrałem listy. Znajdowałem się obok króla, kiedy powiedział:
– Niech Lamay natychmiast zajmie się eliminacją wszystkich podejrzewanych o udział w tym zamachu, nawet jeśli nie złapie faktycznych sprawców. To będzie jasne ostrzeżenie. I znajdźcie jakiś sposób, żeby wynagradzać tych, którzy przynoszą informacje. Potrzebujemy na Południu ludzi przez nas opłacanych.

Brutalne, ale efektywne. Kiera, mogłabyś częściej pamiętać, że piszesz o dystopii i monarchii absolutnej. Tak jakby.

Ośrodek jest zbulwersowany, więc jak najszybciej stara się ulotnić. Jednak król woła Legera i każe mu zanieść list do Lamaya do biura pocztowego razem z resztą korespondencji. Ośrodek stara się przekonać sam siebie, że nie warto mieszać się w takie brudne sprawy.
 

To nie twoja sprawa, Aspenie. Jesteś tutaj, żeby chronić monarchię. To wszystko. Skoncentruj się na Americe i niech cały świat idzie do diabła, dopóki ty możesz z nią porozmawiać.
Wyprostowałem się i zrobiłem to, co musiałem.
– Cześć, Charlie.
Zagwizdał, patrząc na stos listów.
– Mieli dzisiaj pracowity dzień.
– Na to wygląda. Słuchaj, ten list tutaj… król nie miał pod ręką adresu, ale powiedział, że ty go znajdziesz. –Wskazałem leżący na wierzchu list do Lamaya.
Charlie rozłożył go, żeby zobaczyć, dokąd powinien zostać wysłany, i szybko przeczytał.

Serio, stary? Tak sobie po prostu przeglądasz tajne zapewne listy króla? I to przy ludziach? Skąd wiesz, że Leger nie doniesie na ciebie za coś takiego? Boru, czy ci wszyscy ludzie nie ogarniają bycia dyskretnym i przebiegłym? Że już o ostrożności nie wspomnę…

Kiedy skończył, wyglądał na zatroskanego. Obejrzał się, a potem popatrzył na mnie.
– Czytałeś to? – zapytał cicho.
Potrząsnąłem głową i przełknąłem ślinę. Czułem się winny, że nie przyznałem się do znajomości treści listu. Może mógłbym go zatrzymać, ale tylko wykonywałem moje obowiązki.

A co tam, mów otwarcie, co ci szkodzi? To nie tak, że mogą was za to powiesić.

– Hmmm – mruknął Charlie, szybko obracając się na krześle i przewracając stos posortowanych listów.
– No wiesz co, Charles! – zaprotestował Mertin. – Sortowanie zajęło mi trzy godziny!
– Przepraszam, zaraz z tym zrobię porządek. Leger, jeszcze dwie sprawy. – Charlie podniósł pojedynczą kopertę. – To przyszło do ciebie.
Natychmiast rozpoznałem pismo mamy.
– Dziękuję. – Ścisnąłem w ręku list, nie mogąc się doczekać nowin z domu.
– Nie ma sprawy – odparł spokojnie, podnosząc druciany koszyk. – Czy mógłbyś mi oddać przysługę i zanieść tę makulaturę do spalenia? Najlepiej od razu.
– Jasne.
Charlie skinął głową, a ja schowałem swój list, żeby pewniej przytrzymać koszyk. Piec znajdował się w pobliżu kwater gwardzistów. Postawiłem koszyk na podłodze, a potem ostrożnie otwarłem drzwiczki. Węgle ledwie się żarzyły, więc powoli wsypałem papiery, tak żeby miały dostęp powietrza. Gdybym nie musiał być tak ostrożny, prawdopodobnie nie zauważyłbym listu do Lamaya, wepchniętego między puste koperty i kartki z błędnie zapisanymi adresami.
Charlie, co ty sobie myślisz?

Świetne, kurna, pytanie. Myślicie, panowie, że Clarkie nie dowie się prędzej czy później, że jego list wcięło? I nie zacznie się dochodzenie?

Stałem tam i zastanawiałem się. Gdybym odniósł ten list, Charlie wiedziałby, że go przyłapałem. Czy chciałem, żeby o tym wiedział? Czy w ogóle chciałem, żeby został na tym przyłapany? Wrzuciłem list do pieca i obserwowałem go, żeby mieć pewność, że się spalił. Wykonałem swoje obowiązki. Reszta listów zostanie doręczona do adresatów. Nie było na kogo zwalić winy, a kto wie, ilu osobom uratowało to życie? Było i tak wystarczająco dużo śmierci, wystarczająco dużo cierpienia. Odszedłem stamtąd, umywając ręce od tej sprawy. Prawdziwa sprawiedliwość musiała kiedyś zatriumfować i wtedy okaże się, kto w tej sytuacji postępował dobrze, a kto źle. W tej chwili trudno było to stwierdzić.

W Bonicie nie mają telefonów? Wystarczy, że Clarkson zadzwoni do Lamaya z pytaniem, jak mu poszło. A wtedy dopiero będzie chryja. Król nie ma problemu z wymordowaniem wszystkich choćby tylko podejrzanych o jakiś buntowniczy czyn. Co to dla niego za problem skazać na śmierć tych, którzy w jakiś sposób mogli być odpowiedzialni za zagubienie tak ważnego listu. Poczynając od osoby, która miała go dostarczyć urzędnikom pocztowym, jak również tychże urzędników.


Poza tym spalenie jednego listu nie załatwia żadnej sprawy. To jak zaklejanie metrowej wyrwy w murze taśmą klejącą. Odwet Clarksona na rzekomych pomocnikach rebeliantów może być jeszcze gorszy, gdy dowie się, że ktoś go chciał zrobić w balona.

Wróciłem do pokoju i otworzyłem mój list, ciekawy jego treści. Nie podobało mi się, że mama musi sobie radzić beze mnie. Niewielką pociechą było to, że mogłem wysyłać jej pieniądze, ale cały czas martwiłem się o bezpieczeństwo mojej rodziny. Najwyraźniej to uczucie towarzyszyło nie tylko mnie.
Wiem, że ją kochasz. Ale nie bądź głupi.
To jasne, że była dwa kroki przede mną, zgadując różne rzeczy z wyprzedzeniem. Wiedziała o Americe, zanim jej powiedziałem, wiedziała, jak bardzo jestem wściekły o różne sprawy, chociaż nigdy nie pisnąłem ani słowa. A teraz, oddalona ode mnie o setki kilometrów, ostrzegała mnie, żebym nie robił tego, co – jak wiedziała – na pewno zrobię. Popatrzyłem na kartkę. Król szukał kolejnych ofiar, ale ja byłem pewien, że moje działania zdołają ujść jego uwadze.

Pride goeth before a fall. Nie bądź taki arogancki i pewny siebie, bo noga łatwo może ci się powinąć. Niedocenianie króla to kiepski pomysł.

Matka zawsze kierowała mnie we właściwą stronę, ale nie wiedziała, jak dobry się stałem w tym, co robię. Podarłem list i wrzuciłem go do pieca, idąc na spotkanie z Americą.

Buahahahahahahahaha!!!

Żaden z ciebie superszpieg, panie Ośrodek. Jesteś lekkomyślnym, zuchwałym idiotą. On naprawdę myśli, że taki z niego debeściak, że nic go nie powstrzyma. Nikt nie połączy faktów, nikt niczego nie zauważy, a pan Leger będzie się rozbijał po pałacu i robił, co mu się tylko podoba. Pod nosem króla, Maksia i innych gwardzistów w samym środku reality show w kraju na skraju powstania. Idealny plan.

Za tydzień spotkanie z Amisią, ponure sny Ośrodka i głębokie rozmowy z Averym.

Do zobaczenia!

Beige