niedziela, 28 maja 2017

"Faworytka" - Wstęp i Część I A





Wstęp


W przypadku historii Marlee należy podkreślić, że całą wieczność zajęło mi wymyślenie tytułu. Poszukiwałam czegoś, co w jednym słowie zawarłoby najwspanialszą przyjaciółkę, która była optymistką, zakochała się – i którą naprawdę uwielbiałam! Zajęło mi to bardzo dużo czasu. Gdy w końcu zdecydowałam się na Faworytkę, ten tytuł wydał mi się idealny. Była ulubienicą społeczeństwa i Ameriki, a jeśli chodzi o czytelniczki, była postacią, o której większość z was chciała się dowiedzieć czegoś jeszcze.

No tak, ja bardzo chciałam wiedzieć, jak można być tak lekkomyślnym, żeby nie powiedzieć durnym. A w sumie ją nawet lubiłam.

Cieszę się, że mogłam opowiedzieć jej historię, ponieważ było to dla mnie, jako pisarki, niezwykłą okazją. Mam teraz w należących do tego cyklu książkach scenę, która sprawiała mi ból przy pisaniu, pokazaną z trzech różnych punktów widzenia. Mogłam też napisać to opowiadanie w odrobinę inny sposób, co także było bardzo ciekawym doświadczeniem twórczym. Na swój sposób był to też powiew świeżości. Historia miłości Ameriki jest najeżona tyloma wyborami, które utrudniały jej rozwój. Historia miłości Marlee jest prosta i urocza, uzasadnia też coś, czego nie wiedziałam o niej, dopóki nie zaczęłam pisać Następczyni: gdy Marlee podejmie decyzję, NIE NALEŻY wchodzić jej w drogę.

Nie bardzo rozumiem, co jest takiego uroczego w historii Marlee, wątpię, aby ta nowelka mnie jakoś oświeciła. I wybacz, Kiera, ale możesz opowiadać o doświadczeniach twórczych i powiewach świeżości, ile wlezie, ale ja cię już znam i nie kupuję tego bełkotu. Nie dostaniemy niczego rewolucyjnego.

Część I


Opowiadanie zaczyna się od momentu, w których nasza bohaterka ląduje w celi po jakże żenującym wybryku, jakim było mizianie po pijaku a.k.a. zdrada stanu.


Zwinęłam się odrobinę ciaśniej tą wierzchnią warstwą materiału sukienki, jaką miałam do dyspozycji. Carter milczał, i to właśnie ta cisza, a nie nieogrzewana cela, sprawiała, że ogarnęły mnie dreszcze. Słuchanie jego jęków, gdy gwardziści katowali go do nieprzytomności, było okropne, ale przynajmniej wtedy wiedziałam, że jeszcze oddycha. Zadrżałam i przyciągnęłam kolana do piersi. Kolejna łza spłynęła mi po policzku, a ja byłam za nią wdzięczna, bo odrobinę ogrzała moją skórę. Wiedzieliśmy. Wiedzieliśmy, że to się może tak skończyć, a mimo to się spotykaliśmy. Jak moglibyśmy przestać?

Normalnie!!! Czy naprawdę chuć aż tak przysłania mózgownicę, że kompletnie kasuje instynkt samozachowawczy? Sama Marlee przyznaje, że wiedzieli, co ich czeka, gdyby zostali odkryci in flagranti. I mieli to w rzyci. Nie ogarniam. To nie jest romĄtyczne, naprawdę.


Zastanawiałam się, w jaki sposób umrzemy. Szubienica? Kula? Coś bardziej wyszukanego i bolesnego? Zaczęłam mieć nadzieję, że milczenie oznacza, że Carter już nie żyje. Albo że przynajmniej umrze jako pierwszy. Wolałam, żeby moim ostatnim wspomnieniem była jego śmierć, wolałam to, niż cierpieć świadomość, że jego ostatnim wspomnieniem będzie moja. Nawet teraz, samotna w celi, pragnęłam tylko ulżyć mu w bólu.

I po co wam to było? Dla jakiegoś macanka po kątach? Można to było rozegrać inaczej. Marlee mogła zrezygnować z rywalizacji albo dać się wywalić. Jest teraz Trójką, Carter jako gwardzista to Dwójka, mogą się przecież „niespodziewanie zakochać” po zakończeniu Eliminacji i w te pędy lecieć do ołtarza. Tylko to trzeba myśleć, a nie odwalać jakieś romeojulizmy.


Ktoś poruszył się na korytarzu, a moje serce zaczęło bić mocniej. Czy to już? Czy to koniec? Szybko zamknęłam oczy i postarałam się powstrzymać łzy. Jak to się mogło stać? Jak z lubianej przez wszystkich uczestniczki Eliminacji stałam się zdrajczynią, oczekującą na wykonanie kary?

Też chciałabym wiedzieć.

Och, Carterze… Carterze, co my zrobiliśmy?

Te twoje lamenty, ptysiu, są cokolwiek poniewczasie. Włożyła łapę w ogień, a teraz jest wielce zdziwiona, że się poparzyła.

Czas na flashback. Marlee wspomina, jak doszło do jej spotkania z Carterem.

Nie uważałam siebie za osobę próżną, ale mimo to niemal codziennie po śniadaniu odczuwałam potrzebę, by wrócić do pokoju i poprawić makijaż przed pójściem do Komnaty Dam. Wiedziałam, że to niemądre – Maxon zobaczy mnie dopiero wieczorem, a wtedy i tak będę musiała wcześniej się przebrać i na nowo umalować. Zresztą i tak wszystko, co robiłam, nie wywierało większego efektu. Maxon był grzeczny i życzliwy, ale nie wydawało się, by łączyła mnie z nim taka więź, jaką dzielił z niektórymi z dziewcząt. Czy to ze mną było coś nie tak? Chociaż byłam zachwycona pobytem w pałacu, przez cały czasu czułam, że pozostałe dziewczęta – a przynajmniej część z nich – wiedzą coś, czego ja nie wiem. Zanim zostałam wybrana do Eliminacji, uważałam, że jestem dowcipna, śliczna i inteligentna, ale teraz znajdowałam się w grupie dziewcząt, których jedynym celem było zrobienie dobrego wrażenia na jednym konkretnym chłopcu. 

I cię to zdziwiło? Błagam, przecież wiedziałaś, w co się pakujesz, wysyłając zgłoszenie. Zrobienie dobrego wrażenia na Maksiu to wasze naczelne zadanie od samego początku.

Marlee żałuje, że nie uganiała się nigdy za chłopakami, tylko siedziała w książkach, bo przez to nie ma pojęcia, co robić, żeby przyciągnąć do siebie Maksia.


Nie. Wystarczy tylko, że nadal będę się starać. Nauczyłam się całego materiału z prowadzonych przez Silvię lekcji historii w tym tygodniu. Część nawet zapisałam, żeby mieć pod ręką notatki, gdybym o czymś zapomniała. Chciałam, żeby Maxon uważał mnie za inteligentną i wykształconą. Chciałam także, żeby uważał mnie za piękną i dlatego te powroty do pokoju wydawały mi się konieczne. Czy królowa Amberly także postępowała w ten sposób?

Och, moja droga, żebyś tylko wiedziała, co odwalała Ameba podczas własnych Eliminacji…

Wydawało się, że ona przez cały czas wygląda olśniewająco, nie starając się o to zupełnie. Zatrzymałam się na schodach, by spojrzeć na moje pantofle. Obcas jednego z nich zaczepiał lekko o dywan, ale nie zauważyłam niczego niepokojącego, więc poszłam dalej, żeby jak najszybciej znaleźć się w Komnacie Dam. Schodząc na parter, odrzuciłam włosy na plecy i znowu skoncentrowałam się na tym, czy jest jeszcze coś, co powinnam zrobić. Naprawdę chciałam wygrać. Nie spędzałam z Maxonem zbyt wiele czasu, ale wydawał się życzliwy, zabawny i…
– Aaach! – Obcas zaczepił o krawędź stopnia, a ja poleciałam z łoskotem na marmurową posadzkę. – Au! – jęknęłam.
– Lady! – Podniosłam głowę i zobaczyłam biegnącego do mnie gwardzistę. – Wszystko w porządku?

I tak właśnie na scenie pojawil się Carter Woodwork, gwardzista tak zajebisty, że Marlee postanowiła zaryzykować życie dla jego zapewne super umięśnionej klaty.

Dziewczyna obiła sobie jedynie biodro, ale gwardzista nalega, żeby zaprowadzić ją do skrzydła szpitalnego. Woodwork bierze Marlee na ręce i zanosi do lekarza.


– Naprawdę nie ma takiej potrzeby! – zaprotestowałam.
– Na wszelki wypadek. – Ruszył przed siebie, więc nie mogłam zeskoczyć na ziemię. – Proszę mnie poprawić, jeśli się mylę, ale mam przyjemność z lady Marlee?
– Tak, to ja.
Wciąż się uśmiechał, a ja mimo woli odwzajemniłam ten uśmiech.
– Staram się, jak mogę, żeby was wszystkie zapamiętać. Naprawdę wydaje mi się, że na szkoleniu słabo sobie radziłem i nie mam pojęcia, jakim cudem trafiłem do pałacu, ale chciałbym, żeby nikt nie żałował tej decyzji. Dlatego staram się przynajmniej zapamiętać, kto jest kim. W ten sposób jeśli ktoś czegoś potrzebuje, wiem przynajmniej, o kim mowa.

Stary, jakimś cudem trafiłeś do pałacu, nie umiejąc czytać i jak to się, u licha, stało, że jeszcze nikt jakoś tego nie rozkminił? Może zacząłbyś więc od nauki tej właśnie umiejętności?

 


Podobał mi się sposób jego mówienia, jakby opowiadał mi historię, chociaż tylko relacjonował fakty o sobie. Jego twarz była ożywiona, a głos pogodny.
– Cóż, i tak wykracza pan daleko poza swoje obowiązki – pochwaliłam go. – Proszę nie być dla siebie tak surowym. Jestem pewna, że był pan doskonałym rekrutem, skoro pana tu przydzielono. Dowódcy musieli dostrzec w panu ogromny potencjał.
– Jest pani dla mnie zbyt życzliwa. Może mi pani przypomnieć, skąd pani pochodzi?
– Z Kentu.
– O, ja jestem z Allens.
– Naprawdę? – Allens było położone na wschód od Kentu, tuż ponad Karoliną. Można powiedzieć, że byliśmy sąsiadami.
Skinął głową, nie przerywając marszu.
– Tak, pierwszy raz opuściłem swoją prowincję. No dobrze, drugi, jeśli liczyć szkolenie.

I na tym szkoleniu nie trzeba było w ogóle czytać? Naprawdę nie rozumiem, jak on się uchował.


Marlee i Carter prowadzą small talk w drodze do skrzydła szpitalnego.

Nie wiedziałam, dlaczego tyle się uśmiecham. Może dlatego, że ta rozmowa płynęła tak naturalnie, chociaż zawsze było mi trudno rozmawiać z chłopcami? To prawda, że brakowało mi praktyki, ale miło było pomyśleć, że być może nie musiałam wkładać w to aż tyle wysiłku, ile mi się wydawało. Zwolnił kroku, gdy zbliżyliśmy się do skrzydła szpitalnego.

Pielęgniarka od razu zajmuje się Marlee, a Carter zbiera się do wyjścia. Wcześniej jednak puszcza do Marlee oko, co jest super profesjonalne na jego stanowisku. Marlee jest wniebowzięta.

Wracamy do chwili obecnej. W lochu pojawia się Maksio. Najpierw odwiedza Cartera. Okazuje się, że ten jednak przeżył katowanie. Marlee nie słyszy o czym rozmawiają, ale fakt, że Carter w ogóle może mówić, jest dla niej pocieszeniem. Następnie książę wchodzi do celi Marlee.

Maxon spojrzał na mnie i westchnął ze zgrozy.
– Boże, co oni z tobą zrobili? – Podszedł do mnie i rozpiął płaszcz, który miał na sobie.
– Maxonie, tak mi przykro – jęknęłam.
Zsunął płaszcz i owinął mnie nim.
– Czy to gwardziści podarli ci suknię? Zrobili ci coś?
– Nie chciałam cię zdradzić. Nie chciałam cię zranić.

Ale to zrobiłaś. A nie musiałaś. Ciesz się, że Maksio to taki miły pierdoła i nawet teraz się o ciebie troszczy.


Położył mi dłonie na policzkach.
– Marlee, posłuchaj mnie. Czy gwardziści cię uderzyli?
Potrząsnęłam głową.
– Jeden z nich zerwał mi skrzydła od kostiumu, gdy wepchnął mnie do celi, ale nie zrobili nic więcej.
Odetchnął z wyraźną ulgą. Musiał być naprawdę dobrym człowiekiem, skoro nadal się troszczył o mnie, chociaż dowiedział się o Carterze.
– Tak mi przykro – szepnęłam raz jeszcze.
Maxon opuścił ręce na moje ramiona.
– Sam dopiero zaczynam rozumieć, do jakiego stopnia nie da się walczyć z uczuciem. Na pewno o nic cię nie obwiniam.

A powinieneś. Nie o zakochanie się w Carterze, na to nie miała wpływu, ale na jej późniejsze zachowanie i za to, jak idiotycznie dała się złapać.

Popatrzyłam w jego życzliwe oczy.
– Staraliśmy się powstrzymywać, naprawdę. Ale kocham go. Wyszłabym za niego choćby jutro… gdyby nie to, że oboje umrzemy. – Pochyliłam głowę i zaczęłam gwałtownie szlochać. Chciałam zachować się jak prawdziwa dama i z godnością przyjąć karę, ale miałam poczucie, że to jest niesprawiedliwe: odebrano mi wszystko, zanim jeszcze w ogóle zaczęło do mnie należeć.

I mogłaś za niego wyjść, gdybyś opracowała porządny plan, do cholery! Sorry, brzmię jak zdarta płyta, ale tak bardzo stężona głupota mnie dobija. Jeżu, jak ja mam dosyć tego pieprzonego Cassolandu!!!

Maxon łagodnie pogładził mnie po plecach.
– Nie umrzecie.
Popatrzyłam na niego z niedowierzaniem.
– Jak to?
– Nie zostaliście skazani na śmierć.
Odetchnęłam z ulgą i uściskałam go.
– Dziękuję! Dziękuję z całego serca! Nie zasługujemy na to!
– Przestań! Zaczekaj! – nalegał, przytrzymując mnie za ramiona.
Cofnęłam się, zawstydzona tym, że na dodatek złamałam teraz zasady protokołu.
– Nie zostaliście skazani na śmierć – powtórzył. – Ale zostaniecie ukarani. – Popatrzył w ziemię i potrząsnął głową. – Przykro mi, Marlee, ale oboje zostaniecie rano publicznie wychłostani.

Cóż, w porównaniu ze stryczkiem to i tak pikuś. Całuj Maksia po wypolerowanych butach.

Wyraźnie nie potrafił spojrzeć mi w oczy. Gdybym nie wiedziała, że to niemożliwe, pomyślałabym, że zna ból, jaki nas czeka.

Subtelne, doprawdy.

Maksiu tłumaczy, że nagranie wyciekło do mediów, bo wszyscy w pałacu to kretyni i z niczym sobie nie radzą, więc żeby zachować pozory panowania nad tym całym burdelem, muszą ukarać zdrajców. Clarkson jest w tej kwestii nieprzejednany, dlatego dostaną 15 batów. Maksiowi jest przykro, ale zrobił, co mógł. Marlee jest niezmiernie wdzięczna.

– Zostaniecie zdegradowani do Ósemek – powiedział. – Wszyscy będą na to patrzeć.
– Ale ja i Carter będziemy mogli zostać razem, prawda?
Skinął głową.
– O co więcej mogłabym prosić? Dla czegoś takiego wytrzymam chłostę. Przyjęłabym ją za niego, gdyby to było możliwe.
Maxon uśmiechnął się ze smutkiem.
– Carter dosłownie przed chwilą zaproponował, że weźmie twoją za ciebie.
Także się uśmiechnęłam, gdy kolejne łzy – łzy szczęścia – napłynęły mi do oczu.
– Nie dziwi mnie to.
Maxon znowu potrząsnął głową.
– Wydawało mi się, że zaczynam rozumieć, co to znaczy być zakochanym, a potem widzę was dwoje, błagających, by oszczędzić to drugie, i zastanawiam się, czy w ogóle cokolwiek zrozumiałem.

Cóż, romans twój i Amisi jest co nieco kartonowy, więc nie dziwię się, że masz wątpliwości.

Marlee uspokają Maksia, że wszystko będzie dobrze, tylko musi dać Amisi trochę czasu.

– Boję się.
Maxon objął mnie.
– Szybko będzie po wszystkim. Przygotowania będą najgorsze, ale postaraj się myśleć o czymś innym podczas ogłaszania wyroku. Postaram się dostarczyć wam najlepsze lekarstwa, te przeznaczone dla mnie, żebyście jak najszybciej wyzdrowieli. – Zaczęłam płakać, jednocześnie przerażona, wdzięczna i targana tysiącem innych uczuć. – Na razie spróbuj się zdrzemnąć. Powiedziałem także Carterowi, żeby wypoczął. To pomoże. – Skinęłam głową opartą o jego ramię, a Maxon uściskał mnie mocno.
– Co mówił? Jak się czuje?
– Został pobity, ale na razie wszystko z nim w porządku. Chciał, żeby ci powtórzyć, że cię kocha i żebyś zrobiła to, o co proszę.
Westchnęłam, pocieszona tymi słowami.
– Do końca życia będę twoją dłużniczką.
Maxon nie odpowiedział, po prostu przytulał mnie, dopóki się nie uspokoiłam. Na koniec pocałował mnie w czoło i odwrócił się, żeby wyjść.
– Żegnaj – szepnęłam.
Uśmiechnął się do mnie i zastukał dwa razy w drzwi, a strażnik wypuścił go z celi. Wróciłam na swoje miejsce pod ścianą i podwinęłam pod siebie nogi, przykrywając się płaszczem Maxona jak prowizorycznym kocem. Pozwoliłam sobie wrócić w świat wspomnień…

Marlee wspomina swoje drugie spotkanie z Woodworkiem. Właśnie odpoczywa  w swoim pokoju, podczas gdy jedna z jej pokojówek robi jej masaż. Dziewczyna jest wykończona po słynnym nagraniu Biuletynu, przed którym Celeste podarła Amisi sukienkę. Marlee cały czas nie czuje się dobrze w rywalizacji, martwi się, czy nie popełnia błędów, ale oczywiście wspomina też o Amisi, której mimo wszystko idzie cudownie, because of course.


Gdy rozległo się pukanie do drzwi, miałam nadzieję, że to Maxon, chociaż wiedziałam, że nie mam na co liczyć. Może to Ami i będziemy mogły napić się herbaty na balkonie albo pospacerować po ogrodzie. Ale gdy Nina otworzyła drzwi, w korytarzu stał poznany wcześniej gwardzista. Zajrzał do środka ponad jej ramieniem, nie przejmując się protokołem.
– Lady Marlee, przyszedłem zobaczyć, jak się pani czuje! – Wydawał się tak uszczęśliwiony moim widokiem, że musiałam się roześmiać.

Następny, który średnio się przejmuje protokołem i ma gdzieś, że pewne zachowania, mimo iż może i są niewinne, ale mogą tak nie zostać odebrane.

– Zapraszam. – Wstałam od toaletki i podeszłam do drzwi. – Proszę siadać. Może pokojówki podadzą nam herbatę?
Potrząsnął głową.
– Nie chciałbym pani zajmować czasu. Chciałem się tylko upewnić, że po tamtym upadku nie chodzi pani o kulach.

Stary, przesadzasz, ona się tylko przewróciła, a nie zleciała z 50 schodów. Wiem, że strasznie ci się lasia podoba, ale spokojnie.

Myślałam, że trzyma ręce z tyłu, żeby zachować profesjonalną postawę, ale okazało się, że po prostu chował za sobą bukiecik kwiatów, który podał mi zamaszystym gestem.
– Ojej! – podniosłam kwiaty do twarzy. – Dziękuję panu!
– To drobiazg. Przyjaźnię się z jednym z ogrodników i dostałem je od niego.

Może od razu zacznij pisać listy miłosne, albo lepiej, śpiewać jej pod oknem piosenki, a co tam, i tak jesteś subtelny jak radziecki czołg. Marlee i jej nowy adorator, który się absolutnie z tym nie kryje, flirtują przez jakiś czas w najlepsze.

Miałam przeczucie, że on nie ma ochoty wychodzić… i uświadomiłam sobie, że ja także tego nie chcę. Jego uśmiech był pełen ciepła, a ja już bardzo dawno nie czułam się tak swobodnie, jak przy nim. Niestety przypomniał sobie, że byłoby dziwne, gdyby pozostawał dłużej w moim pokoju, i skłonił się szybko.

Niemożliwe?!

– Sądzę, że powinienem już iść. Mam jutro długą wartę.

Poza tym nie chciałbym być posądzony od uwodzenie własności księcia, czyli zdradę stanu… oh, wait!

Westchnęłam.
– W pewnym sensie ja też.
Gwardzista uśmiechnął się.
– Mam nadzieję, że poczuje się pani lepiej i że będę miał okazję panią widywać.
– Jestem tego pewna. I dziękuję za pomoc dzisiaj, gwardzisto… – popatrzyłam na jego odznakę – Woodwork.
– Nie ma za co, lady Marlee. – Skłonił się znowu i wyszedł na korytarz.
Shea zamknęła za nim drzwi.
– Prawdziwy dżentelmen, skoro przyszedł tu, żeby sprawdzić, jak się panienka czuje –skomentowała.
– To prawda – zawtórowała jej Jada. – Ci gwardziści bywają bardzo różni, ale mam wrażenie, że w tym poborze trafili się wyjątkowo sympatyczni.
– Na pewno jest doskonałym gwardzistą – powiedziałam. – Powinnam wspomnieć o nim księciu Maxonowi. Może gwardzista Woodwork zostanie wynagrodzony za swoją życzliwość.

Yyy… no radziłabym tej nadgorliwości Woodworka nie rozgłaszać tak na wszelki wypadek.


Chociaż nie byłam zmęczona, położyłam się do łóżka. Nadejście nocy oznaczało, że z trzech pokojówek w pokoju zostawała tylko jedna i byłam na tyle sama, na ile to było możliwe. Nina weszła z niebieskim wazonem, który prześlicznie pasował do żółtych kwiatów.
– Postaw je tutaj, proszę – powiedziałam, a ona ustawiła bukiet tuż przy moim łóżku.
Popatrzyłam na kwiaty z leciutkim uśmiechem. Chociaż sama przed chwilą to zaproponowałam, wiedziałam, że nigdy nie powiem księciu o gwardziście Woodworku. Nie byłam pewna dlaczego, ale chciałam zatrzymać wiedzę o nim dla siebie.

A powinnaś wiedzieć doskonale, jak bardzo opowiadanie o słodkim i przystojnym gwardziście, który przyniósł ci kwiaty, może w twojej sytuacji okazać się zgubne. Pomyśl o tym, misiu, dam ci chwilę. No dobra, baaardzo długą chwilę. 







I to tyle na dziś. Za tydzień część I B. Będziemy świadkami wykonywania kary na Marlee i Carterze. Do zobaczenia!


Beige

niedziela, 21 maja 2017

„Królowa” - rozdziały IX, X i XI


Rozdział 9


Pokojówki przygotowują Amberly na kolejne nagranie „Biuletynu”; dziewczęta postanawiają ubrać swą panią w suknię w kolorze wina:

Nie miałam w sobie takiego ognia, jak część dziewcząt, i nie byłam Dwójką – ale zaczynałam dochodzić do wniosku, że można też błyszczeć w inny sposób. Uznałam, że przestanę ubierać się jak księżniczka i zacznę ubierać się jak królowa.

Brawo, genialny pomysł! Jestem pewna, że obecnie panująca, znana ze swojego pogodnego usposobienia i sympatii dla potencjalnych synowych królowa nie będzie miała nic przeciwko temu i bynajmniej nie odczyta owego ruchu jako prowokacji z twojej strony.

Łatwo było zauważyć, na czym polega różnica. Kandydatki nosiły sukienki w kwiaty lub zrobione z lekkich materiałów. Suknie królowej wyróżniały się, zdecydowane i śmiałe. Jeśli brakowało mi osobowości, suknie mogły ją zrekompensować.

No i teraz zaczynam się poważnie zastanawiać, co konkretnie kryje się pod pojęciem „śmiałe”. Biorąc pod uwagę, że królowa jest naczelną Scary Sue tej książki... Amberly, na twoim miejscu nie przesadzałabym z naśladownictwem, chyba że pragniesz wzorem Tiny zostać wywleczona z pałacu za kłaki i obsypana na pożegnanie niewybrednymi epitetami nawiązującymi do najstarszego zawodu świata.

Pracowałam także nad swoją postawą. Gdyby ktoś w Honduragui zapytał mnie, co jest cięższą pracą: przez cały dzień w upale prażyć ziarna kawy czy zachowywać nienaganną postawę przez dziesięć godzin, powiedziałabym, że to pierwsze. Teraz zaczęłam się nad tym zastanawiać.

Cóż, nie jestem kandydatką na księżniczkę i nigdy nie musiałam harować na plantacji, ale mam dziwne wrażenie, że chodzenie z wyprostowanymi plecami mimo wszystko nie umywa się do zasuwania w upale po kilkanaście godzin dziennie.

Amberly postanawia przyjąć za credo starą, dobrą regułę: 'fake it till you make it', a w chwilach wątpliwości skupiać się na pozytywach:

[Clarkson] Powiedział, że mnie lubi. Powiedział mi, żebym z niego nie rezygnowała. Możliwe, że wychodził, ale także wracał. To wystarczyło, żeby dać mi nadzieję, dlatego założyłam czerwoną suknię, wzięłam tabletkę od bólu głowy i przygotowałam się, by wypaść jak najlepiej.

Swoją drogą, trzeba przyznać, że niewiele jej potrzeba do szczęścia.


Przeskok!


Koniec „Biuletynu”; Amberly jest zawiedziona, że Gavril podczas audycji nie zadał jej żadnego pytania, ponieważ liczyła na to, że będzie się mogła wykazać.
Złotko, jakby ci to... W twoim przypadku strategia „milcz i wyglądaj ładnie” może być jedyną możliwością na wygranie tego konkursu.

Rozpromieniłam się natychmiast, gdy podszedł do nas Clarkson. Zbliżał się do mnie. Zamierzał zaprosić mnie na randkę. Wiedziałam! Wiedziałam!
Zatrzymał się przy Madeline, szepnął jej coś do ucha, a ona zachichotała i z entuzjazmem pokiwała głową. Wyciągnął dłoń, zapraszając ją, by szła przodem, ale zanim ruszył za nią, pochylił głowę i mruknął mi do ucha:
Czekaj na mnie.
Wyszedł, nie oglądając się, ale nie przeszkadzało mi to.

Wiecie co? Przeczytawszy ten fragment po raz pierwszy, doszłam do wniosku, że Amberly odnalazłaby bratnią duszę w osobie Wokulskiego. Oboje są kompletnie zafiksowani na punkcie wytworu własnej wyobraźni (przez przypadek doklejonego do konkretnej, żywej istoty) i obojgu do osiągnięcia ekstazy wystarczy bodaj objaw najlżejszego zainteresowania ze strony wybranka/wybranki. Później jednak uświadomiłam sobie, iż – co by nie mówić o Stachu – flirty Łęckiej z innymi mężczyznami nie spotykały się z jego aprobatą.
Jasne, Amberly jest w nieco innej sytuacji – bierze udział w grze o rękę księcia, w której obecność rywalek jest zrozumiała i oczywista – ale mimo wszystko... Zauważcie: w jej myślach próżno szukać choćby najmniejszego śladu żalu, że Clarkson nadal umawia się z innymi dziewczętami, jednocześnie dając jej do zrozumienia, że jest dla niego kimś szczególnym. Ba; nie ma w niej nawet zwykłej, ludzkiej zazdrości, że jej – ekhm – ukochany obdarza zainteresowaniem inne kobiety. Byle zdanie rzucone na odczepnego w pełni ją satysfakcjonuje; Clarkson w ogóle nie musi się wysilać, bowiem Amberly przyjmie za dobrą monetę nawet resztki z pańskiego stołu. W sumie ciężko powiedzieć, dlaczego król miałby bawić się w przyszłości w rozpijanie żony i potajemne schadzki z kochankami; po lekturze „Królowej” można dojść do wniosku, że wystarczyłoby, aby Clarkson oznajmił Amberly: „Nudzę się, przydałaby mi się metresa”, by ta radośnie wyruszyła na poszukiwania najlepszej nałożnicy dla ukochanego.


Kolejny przeskok!


Wieczór, sypialnia; Amberly, niechybnie rozpoczynając ową chlubną pałacową tradycję, odsyła pokojówki do Czarnej Dziury Fabularnej, po czym poprawia koafiurę, przygotowując się na przyjście Clarksona. Dziewczyna ze zniecierpliwieniem odlicza minuty; w końcu książę czarujący zjawia się w jej pokoju. Otrzymujemy opis, z którego wynika, że atmosfera jest pełna napięcia: Amberly wali serce, Clarkson lekko się uśmiecha i maca kandydatkę po twarzy, aż w końcu:

Gdy byłam młodsza, setki razy wyobrażałam sobie pierwszy pocałunek z Clarksonem. Wszystkie moje marzenia zbladły przy rzeczywistości.
To on mną kierował, trzymając mnie przy sobie. Myślałam, że potknę się albo zrobię coś nie tak, ale moje dłonie wplotły się w jego włosy i przylgnęłam do niego tak samo, jak on do mnie. Pochylił się, a ja wygięłam się do tyłu, z zachwytem zauważając, jak doskonale do siebie pasujemy.

Oczyma wyobraźni widzę to mniej więcej tak:


To była radość. To była miłość. Tyle słów, które się słyszy lub o których się czyta, a teraz… teraz je rozumiałam.

Cóż, ja tam akurat uważam, że nie do końca rozumiesz, co kryje się za pojęciem „miłość”.

Oddychaliśmy szybko, ale to nie przeszkadzało mu się odezwać.
Wyglądałaś dzisiaj oszałamiająco. Pomyślałem, że powinienem ci o tym powiedzieć. – Jego palce gładziły moje ramię, obojczyk, włosy. – Naprawdę oszałamiająco.
Pocałował mnie po raz drugi i wyszedł, chociaż zatrzymał się w drzwiach, by jeszcze na mnie spojrzeć.

Cóż, za długo u niej nie posiedział. Ale jest i plus: od dziś, wyobrażając sobie pocałunki tych dwojga, już zawsze będę wizualizowała sobie Amberly omdlewającą w ramionach Clarksona przy każdym, najniewinniejszym buziaku.



Podeszłam do łóżka i przewróciłam się na nie. Miałam zamiar wezwać Marthę i poprosić, żeby pomogła mi zdjąć suknię, ale czułam się tak piękna, że machnęłam na to ręką.



Rozdział 10


Następnego ranka skóra zaczęła mnie mrowić bez żadnego powodu.

Cóż, radziłabym się zbadać, biorąc pod uwagę twoje dotychczasowe środowisko....

Każde poruszenie, każde muśnięcie albo podmuch powietrza przypominały mi o tym uczuciu ciepła, a ja bezustannie myślałam o Clarksonie.

… ach nie, fałszywy alarm, to tylko fluidy Tru Loff oddziałują na skórę naszej heroiny.

Nasze spojrzenia spotkały się dwukrotnie przy śniadaniu, a na jego twarzy za każdym razem malowało się zadowolenie. Miałam wrażenie, że połączyła nas cudowna tajemnica.
Chociaż żadna z dziewcząt nie była pewna, czy plotki dotyczące Tii odpowiadały prawdzie, uznałam jej wyrzucenie za sygnał ostrzegawczy i zachowałam dla siebie wydarzenia zeszłego wieczora. To, że nie wiedział o nich nikt inny, sprawiało, że tamto wspomnienie stawało się jeszcze lepsze, bardziej święte, a ja przechowywałam je jak skarb.

He, he – wyobraźcie sobie tylko ten chichot losu, gdyby okazało się, że zadowolenie Clarksona wynika z nocnych figli z jedną z kandydatek, do której udał się po obdarzeniu Amberly komiksowym buziakiem...

Jedyną złą stroną pocałunku z Clarksonem było to, że teraz każda chwila z dala od niego stawała się nieznośna. (...) Każdy mój oddech należał do Clarksona i nic nie miało znaczenia aż do chwili, gdy znalazłam się w pokoju, by przebrać się przed kolacją – tylko nadzieja, że znowu go zobaczę, podtrzymywała mnie na duchu.

Wiesz co, Cass? Ten fragment brzmiałby znacznie lepiej, gdyby nie moje głębokie przekonanie, że owe przemyślenia Amberly są nie tyle wyrazem jej obecnego głębokiego zauroczenia księciem, co zgrabnym podsumowaniem jej postaci jako takiej – istoty składającej się tylko i wyłącznie z bezgranicznego (i bezkrytycznego) uwielbienia dla swego tru loffa.

Pokojówki całkowicie podzielały moją opinię o nowym stylu i dzisiejsza suknia okazała się jeszcze lepsza. Miała miodowy kolor, wysoką talię i rozkloszowaną z tyłu spódnicę. Być może była odrobinę zbyt ekstrawagancka na kolację, ale i tak byłam nią zachwycona.

Oho, wygląda na to, że Amisia nie była bynajmniej prekursorką stylu „spraw, aby wszyscy obecni w jadalni zakrztusili się puddingiem”.

Zajęłam miejsce w jadalni i zarumieniłam się, gdy Clarkson do mnie mrugnął. Żałowałam, że nie jest jaśniej, żebym mogła lepiej przypatrzeć się jego twarzy.

Cóż, biorąc pod uwagę, iż zauważyłaś mrugającego do ciebie (i siedzącego w pewnym oddaleniu) księcia, śmiem stwierdzić, że widzisz jego twarz całkiem nieźle.

Okazuje się, że Abby wróciła z urlopu i – cóż za niespodzianka – jest w nie najlepszym humorze:

Kelsa miała rację, królowa wyglądała, jakby irytowało ją nawet powietrze. Nadziała na widelec kawałek ziemniaka, przyjrzała mu się i odłożyła gwałtownie na talerz.

* wzdycha * Cass, naprawdę musimy znów przez to przechodzić? Nie możesz wreszcie zostawić pary królewskiej w spokoju? Naprawdę, zrozumieliśmy: ta dwójka to dwa wstrętne górskie trolle w ludzkiej skórze.

Ciekawe, co się stało – powiedziałam szeptem.
Myślę, że nic się nie stało, ona po prostu nie potrafi być szczęśliwa. Nawet gdyby król co drugi tydzień wysyłał ją na urlop, nic by to nie pomogło. Nie będzie zadowolona, dopóki wszystkie stąd nie znikniemy.

– W związku z czym nadal będziemy walczyć o koronę i perspektywę spędzenia następnych kilkudziesięciu lat pod jednym dachem z tą uroczą istotą!

Kelsa była pełna pogardy dla królowej i jej przykrego charakteru. Oczywiście rozumiałam to, ale ze względu na Clarksona nie potrafiłam znienawidzić jego matki.

Cóż, biorąc pod uwagę, że Clarkson sam nie darzy mamusi zbyt ciepłymi uczuciami, nie sądzę, by twa niechęć robiła mu większą różnicę.

Zastanawiam się, co zrobi, kiedy Clarkson dokona już wyboru – zauważyłam na głos.
Nie chcę nawet o tym myśleć. – Kelsa wypiła łyk cydru z bąbelkami. – Przez nią przestaje mi na nim zależeć.

Spójrzcie tylko, wreszcie jakaś istota z działającą szarą komórką! Dalej, Kelso, idź tym tropem i wynoś się z pałacu, póki czas!

Nie martwiłabym się tym tak bardzo – zażartowałam. – Pałac jest dostatecznie duży, żebyś mogła jej unikać przez większość czasu.

Mhm. Zwłaszcza podczas wszelakich państwowych uroczystości, imprez i inszych gier i zabaw. I znów: cóż za urocza perspektywa, spędzić najbliższych kilka dekad chowając się po kątach przed teściową!

Słuszna uwaga! – rozejrzała się, żeby sprawdzić, czy nikt nas nie obserwuje. – Myślisz, że mają
tu jakieś lochy, w których można by ją zamknąć?

Niniejszym Kelsa traci wszelką zdobytą przed chwilą sympatię. Czy w tym cyrku naprawdę nie ma ani JEDNEJ istoty, która rozumiałaby, że ślub z Clarksonem będzie oznaczał lata męczenia się z jego zdrowymi, w pełni sprawnymi, rządzącymi tym krajem rodzicami?


...Aż tu nagle!

Wydarzenia potoczyły się błyskawicznie, choć przypuszczam, że taki właśnie był plan napastników. Zobaczyłam, że wszystkie okna roztrzaskują się jednocześnie, a do sali wpadają jakieś przedmioty. Rozległo się kilka przenikliwych wrzasków innych kandydatek, gdy posypały się na nie okruchy szkła, a Nova dostała chyba w głowę tym, co wybiło okno ponad nią. Pochyliła się nad stołem i skuliła, podczas gdy niektóre dziewczyny starały się wyjrzeć i zobaczyć, skąd nadleciały pociski.
Zauważyłam dziwne przedmioty na środku jadalni, przypominające duże puszki z zupą. Gdy próbowałam odczytać, co jest na nich napisane, puszka tuż przy drzwiach eksplodowała, zasnuwając całą salę dymem.

Ta daaam! Młodzi Henio i Miecio atakują! Przyznajcie, stęskniliście się za nimi.

Uciekajcie! – krzyknął Clarkson, gdy wybuchła kolejna. – Znikajcie stąd, już!
Niezależnie od wszelkich konfliktów król podtrzymywał królową pod ramię i wyprowadził ją z sali. Zauważyłam, że dwie dziewczyny wybiegły na środek jadalni, a Clarkson odgonił je na bok.

Niech zgadnę: gwardziści czają się po kątach trzy piętra wyżej?

W ciągu kilku sekund sala wypełniła się czarnym dymem, a to w połączeniu z wrzaskami sprawiło, że trudno było mi się skoncentrować.
Rozejrzałam się za siedzącymi koło mnie dziewczętami, ale już zniknęły. To jasne, że uciekły. Okręciłam się na pięcie, ale w jednej chwili zgubiłam się w dymie. Gdzie się podziały drzwi?

Tak. Ta dziewczyna jest idealną kandydatką na księżniczkę ogarniętego zamieszkami kraju. Inna sprawa, że gwardziści powinni do tej pory pofatygować się do jadalni i sprawdzić, czy gdzieś na sali nie znajdują się zagubione niedobitki w rodzaju naszej heroiny. Strażnicy za czasów Amisi byli zaledwie niekompetentni; wygląda na to, że dwadzieścia lat wcześniej nie było ich tu w ogóle.

Trzeba jednak przyznać, że Amberly mimo wszystko próbuje walczyć:

Wpadłam w panikę – musiałam się zorientować, gdzie jestem. Stół. Jeśli znajdę stół, wystarczy, że pójdę w prawo. Machałam wokół siebie ramionami i kasłałam, bo oddychałam zbyt szybko i wciąż wdychałam gaz. Potknęłam się i wpadłam na stół, który był nie tam, gdzie się go spodziewałam. To nie miało znaczenia – to mi wystarczało.

Uff, wygląda no to, że połowa drogi za nami. Teraz tylko Amberly musi zebrać siły, odbić w prawo i...

Wiedziałam, że mi się nie uda. Nie mogłam oddychać i byłam okropnie zmęczona.

...Cóż, oczywiście może się też poddać, usiąść na rzyci i czekać na przybycie księcia w lśniącej zbroi, który wybawi ją z kłopotów.

A skoro o księciu mowa:

Amberly!
Podniosłam głowę, ale nic nie widziałam.
Amberly!
Uderzyłam rękami o stół i zakasłałam z wysiłku. Nie słyszałam go już i widziałam tylko dym. Znowu uderzyłam w stół. Nic. Spróbowałam raz jeszcze, ale zamiast spaść na stół, moja dłoń trafiła na czyjąś dłoń. Chwyciłam jego rękę, a on pospiesznie szarpnął mnie za sobą.
Chodź! – rzucił, nie zwalniając.

Clarkson na ratunek!... Swoją drogą, jesteśmy właściwie na finiszu nowelki, a nasz książę, miast prezentować się w coraz gorszym świetle, staje się bez mała bohaterem, wyciągając z potrzasku drogą sobie niewiastę. Cass, jesteś pewna, że chciałaś pójść w tym konkretnym kierunku?

Amberly ledwo się wlecze, ale Clarkson dzielnie ciągnie ją do wyjścia, gdzie już krztuszą się i wymiotują inne cudownie ocalałe panny, po czym oboje zwalają się na ziemię.

Nic ci nie jest?
Musiałam zebrać wszystkie siły, żeby mu odpowiedzieć.
Uratowałeś mi życie. – Umilkłam na chwilę, żeby odetchnąć. – Kocham cię.
Wiele razy wyobrażałam sobie, że mówię te słowa, ale nigdy w takich okolicznościach. Mimo to nie miałam okazji ich pożałować, ponieważ zapadłam w nieświadomość, słysząc jeszcze kroki nadbiegających gwardzistów.

Ha, a więc jednak istnieją!


Przeskok!


Amberly budzi się w skrzydle szpitalnym pod maską tlenową:

Po drugiej stronie niemal wszystkie łóżka w skrzydle szpitalnym były zajęte. Nie wiedziałam, ile dziewcząt tu jest, więc zaczęłam się zastanawiać, ile z nich wyszło z tego bez szwanku… i czy którejś się nie udało.

Niech zgadnę, Cass – to krótkie zdanko to wszystko, co zamierzasz nam zaserwować w tej kwestii, prawda? Amberly bynajmniej nie zamierza naprawdę przejąć się tym, czy któraś z jej koleżanek nie zmarła w męczarniach, czyż nie?

...Tak właśnie myślałam.

Spróbowałam usiąść, z nadzieją, że zobaczę więcej. Gdy tylko się wyprostowałam, Clarkson zauważył mnie i podszedł. Nie kręciło mi się w głowie ani nie miałam trudności z oddychaniem, więc zdjęłam maskę.

Po czym udusiłaś się na skutek owej samowolnej zabawy w doktora, prawda? Prawda?!...No dajcie spokój, każdemu wolno marzyć.

On poruszał się powoli, wyraźnie trochę oszołomiony z powodu gazu.

...I nikt nie pomyślał, że jedynego następcę tronu także wypadałoby przebadać?

Gdy w końcu się zbliżył, usiadł na brzegu mojego łóżka i odezwał się cicho, ochrypłym głosem:
Jak się czujesz?
Jakie to… – Spróbowałam odchrząknąć, bo mój głos także brzmiał dziwnie. – Jakie to ma znaczenie? Nie mogę uwierzyć, że tam wróciłeś. Masz tu dwadzieścia kilka dziewczyn takich jak ja, a ty jesteś tylko jeden.

To prawda.

Nie, naprawdę, Cass – to prawda. Clarkson zachował się jak bohater, co – biorąc pod uwagę, że twoim zdaniem ma on być głównym antagonistą serii – niezbyt zgadza się z jego dotychczasową charakterystyką. Albo uznajemy, że nasz książę, wbrew twemu nieustannemu dorabianiu mu gęby, jest w rzeczywistości niezwykle odważnym człowiekiem, gotowym narazić życie dla kobiety, na której mu zależy (które to rozwiązanie całkiem mi się podoba, ale, ponownie – stoi w niejakiej sprzeczności z dotychczasowym, forsowanym przez ciebie obrazem ojca Maksia), albo przyjmujemy, że to przyszły Władca Ciemności, osobnik bez serca i skrupułów, co z kolei każe mi wątpić w jego inteligencję, skoro był w stanie zaryzykować przyszłość swoją i kraju dla doprawdy niezbyt interesującej panny.

Ciebie nie dałoby się zastąpić, Amberly.

I znów, Cass: o co chodzi? Cała ta scena zupełnie nie pasuje do ustalonego przez ciebie kanonu. Oczywiście, że Amberly da się zastąpić – z pewnością w Illei można znaleźć od groma podobnie nijakich, mało inteligentnych istot. Clarkson, jak upiera się autorka, nie kocha zbyt mocno swej żony (patrz: rozpijanie jej przed wizytą kochanicy), nie może zatem chodzić o Siłę Prawdziwej Miłości.

Możemy oczywiście przyjąć (i ostatni rozdział nowelki potwierdzi tę hipotezę), że Clarkson z jakiegoś względu uznał Amberly za kandydatkę na żonę idealną, w związku z czym stara się, by dziewczyna dotrwała w stanie nienaruszonym do końca konkursu – ale niestety, uzasadnienie owego konceptu jest na tyle kiepskie, że naprawdę ciężko mi uznać, by w imię owej idei warto było narażać zarówno losy Illei, jak i życie przyszłego władcy.

Lady Amberly. – Doktor Mission podszedł do nas. – Cieszę się, że się pani obudziła.
Czy pozostałe czują się dobrze? – zapytałam wciąż zmienionym głosem.
Lekarz wymienił szybkie spojrzenia z Clarksonem.
Dochodzą do siebie. – Nie mówili mi o czymś, ale uznałam, że będę się o to martwić później.

No ba. Kto by się tam specjalnie przejmował życiem swoich koleżanek, skoro można zamiast tego rozpływać się nad dzielnością swojego misiaczka?

- Miała pani dużo szczęścia. Jego wysokość wyprowadził pięć dziewcząt, łącznie z panią.

Uff, muszę przyznać, że jest mi lepiej. Cały ten wątek nabiera znacznie więcej sensu, jeśli przyjmiemy, że Clarkson pobiegł ratować kandydatki doskonale nadające się do ciężkiej roli przyszłej królowej kraju, przy okazji w locie zgarniając też Amberly.

(...)Pozwolę sobie jednak zakwestionować, czy taka brawura była uzasadniona. (…) Wasza wysokość – powiedział przyciszonym głosem lekarz. – Z pewnością wiesz, że twój ojciec nie zaaprobowałby tego, iż poświęcasz tyle czasu dziewczynie, która nie jest ciebie godna.
Zabolałoby mniej, gdyby mnie uderzył.
Szanse na to, że wyda na świat następcę tronu, są w najlepszym razie znikome. A wasza wysokość ryzykuje życie, żeby ją ratować! Nie poinformowałem jeszcze króla o jej stanie zdrowia, ponieważ byłem przekonany, że zostanie odesłana do domu, gdy tylko się o tym dowiesz. Jeśli jednak to potrwa dłużej, będę musiał powiadomić o wszystkim jego wysokość.

Wiecie co? Lubię tego gościa. Lubię w tym uniwersum KAŻDĄ postać, która pamięta, że żyje rzekomo w dystopicznej monarchii absolutnej.

Ja wiem – zdaniem Cass mamy patrzeć na lekarza jak na bezdusznego chama, raniącego wrażliwe serduszko naszej protagonistki. Problem w tym, że, no cóż... Mission ma absolutną rację. Clarkson właśnie zaryzykował życie dla panny, która nie tylko nie grzeszy rozumem i siłą charakteru, ale w dodatku pochodzi z Hondurabyla i najprawdopodobniej jest nosicielką wszystkich znanych (i pięciu nadal nieodkrytych) przypadłości dręczących ludzkość od zarania dziejów. Dołóżmy tego niemal pewną bezpłodność i działania Naczelnego Szwarccharakteru Cassolandu zaczynają prezentować się cokolwiek bezmyślnie.

Clarkson odpowiedział dopiero po dłuższej chwili.
Wydaje mi się, że kilka dziewcząt skarżyło się dzisiaj, że podczas badania zbyt długo je pan dotykał – oznajmił zimno.
Lekarz przymrużył oczy.
Co to ma…
A która z nich powiedziała, że szepnął jej pan do ucha niezwykle niestosowne rzeczy? To pewnie bez znaczenia.
Ależ ja nigdy…
To bez znaczenia. Jestem księciem, mojego świadectwa nikt nie będzie podważać. Jeśli choćby zasugeruję, że ośmielił się pan dotykać moje kobiety w sposób nieprofesjonalny, może pan stanąć przed plutonem egzekucyjnym.

A nie mówiłam, że tak to się skończy? Cass, dlaczego Porter nie wpadł na szczęśliwy pomysł, by na czas Eliminacji zatrudnić w pałacu lekarza płci żeńskiej – właśnie po to, by uniknąć podobnego scenariusza?

Serce waliło mi jak młotem. Chciałam go powstrzymać, powiedzieć mu, że nie można grozić z takiego powodu śmiercią. Na pewno były inne sposoby, by załatwić tę sprawę. Ale wiedziałam, że teraz nie powinnam się odzywać.

Obiektywnie rzecz biorąc, dziewczyna ma rację: Clarkson ewidentnie próbuje tu zastraszyć doktora, aby nie doniósł królowi o fatalnym zdrowiu kandydatki, więc nie ma co się wychylać i grać bohaterki. Ale sorry, Cass – obrzydziłaś mi tę postać i jej mamejowatość do tego stopnia, że naprawdę nie jestem już w stanie odczytać tej sceny inaczej, niż jako kolejny przykład na to, że Amberly wbrew twoim szumnym deklaracjom ma głęboko w rzyci dobro innych ludzi i nigdy nie zaryzykuje wyjścia ze swojej strefy komfortu, by pomóc bliźniemu w potrzebie.

Jeśli pan ceni swoje życie, proponuję, żeby nie wtrącał się pan w moje. Czy to jasne?
Tak, wasza wysokość – odparł doktor Mission i na wszelki wypadek skłonił lekko głowę.
Doskonale. Jak pan ocenia stan lady Amberly? Czy może udać się do swego pokoju, by tam wypocząć?
Zaraz powiem pielęgniarce, żeby ją zbadała.

W pierwszym odruchu chciałam się spytać, czy nie byłoby lepiej, gdyby zbadał ją lekarz, ale w sumie Mission dobrze kombinuje – ja na jego miejscu też ograniczyłabym się od tej chwili do wypisywania pałacowych recept.

Clarkson machnął ręką, a lekarz się oddalił.
Uwierzysz w taką bezczelność? Tak czy inaczej powinienem się go pozbyć.
Położyłam dłoń na piersi Clarksona.
Nie. Nie, proszę, nie rób mu krzywdy.

No proszę. Spójrzcie tylko, kochani – nasze lelum polelum po raz pierwszy w tej nowelce postanowiło się postawić!

Uśmiechnął się do mnie.
Chodziło mi o to, że zamierzam go odesłać, znaleźć mu pracę gdzieś indziej. Wielu gubernatorów potrzebuje prywatnego lekarza, a on doskonale się sprawdzi w takiej roli.

Cass, serio – dlaczego upierasz się robić z Clarksona antagonistę, skoro wszystkie jego działania w tej nowelce nie tylko nie wyrządzają nikomu realnej krzywdy, ale w dodatku są bez mała wielkoduszne? Nie dość, że facet od pierwszego rozdziału chucha i dmucha na naszą heroinę i generalnie traktuje kandydatki ze znacznie większą kurtuazją, niż jego synalek, to w dodatku nawet jego groźby są pustymi słowami, za którymi kryje się w najlepszym przypadku niewielka kara, nie mająca zresztą nic wspólnego z prawdziwą zemstą. Szczerze mówiąc, gdyby nie rozdział jedenasty, to Clarkson z „Królowej” spokojnie zasłużyłby sobie na status najwspanialszej postaci serii, który zresztą dzierżył niepodzielnie przez całą oryginalną trylogię.

Amberly – szepnął. – Czy zanim ci o tym powiedział, wiedziałaś, że możesz nie móc zajść w ciążę? Potrząsnęłam głową.
Bałam się tego, to się zdarzało tam, gdzie mieszkałam. Ale mój brat i siostra założyli już rodziny i mają dzieci. Miałam nadzieję, że mnie też się uda.

...Czyli...WIEDZIAŁAŚ o tym. Clarkson nie pyta się, czy miałaś stuprocentową pewność – jedynie, czy były podstawy, byś mogła podejrzewać, że jesteś bezpłodna.

I, jak sama przyznałaś, były.

I znów, po raz chyba tysięczny: dlaczego nikt nie prześwietla przeszłości, rodzin, środowiska kandydatek? Przecież podobna sytuacja w ogóle nie powinna mieć miejsca. Na dobrą sprawę Clarkson mógłby teraz skazać Amberly za zdradę – zgłosiła się do Eliminacji, mając świadomość, że może nie dać narodowi dziedzica tronu. Oczywiście, to samo można by powiedzieć o każdej pannie z Hondurabyla – co w sumie przenosi ciężar winy z Amberly na rodzinę królewską, która w ogóle pozwoliła na to, by kandydatka z tego regionu utrzymała się tak długo w grze.



Głos uwiązł mi w gardle, ale Clarkson mnie uspokoił.
Nie martw się tym teraz. Później do ciebie zajrzę, musimy porozmawiać.
Pocałował mnie w czoło, w skrzydle szpitalnym, gdzie każdy mógł nas widzieć. Wszystkie moje obawy przynajmniej na tę chwilę zniknęły.

Fun fact: wszyscy znający „Selekcję”, którym pokazywałam ów szkic, zakładali, że przedstawia on Celeste i Maksia. Nie dziwię im się – czy Amberly, którą poznaliście na przestrzeni tej nowelki, pasuje Wam do podobnie uwodzicielskich gestów (i jak niby ma się ta ilustracja do opisanej powyżej sceny? Mam rozumieć, że cudem uratowana i poddana hospitalizacji Amberly nadal ma nienaganną fryzurę i makijaż)?


Rozdział 11


  Powiem ci coś w tajemnicy.
Obudził mnie Clarkson, szepczący mi te słowa do ucha. (...)
Zostaniesz następną królową Illei.

...Clarkson, to chyba najgorsza decyzja w twoim życiu.

Amberly jest oczywiście zszokowana takim obrotem spraw, Clarkson postanawia jej zatem wytłumaczyć, dlaczego wybrał właśnie ją na swoją małżonkę....



...Och. Och.

Kochani, pamiętacie, jak obiecywałam Wam, że powrócimy jeszcze do wątku nowej koafiury Amberly? Trzymajcie się mocno, bowiem czas na jego ostateczne zamknięcie.

Mam nadzieję, że wybaczysz mi te małe próby, jakim cię poddawałem, ale od dawna wiedziałem, czego szukam. – Poruszył się na moim łóżku, a ja usiadłam, żeby na niego patrzeć. – Podobały mi się twoje włosy.
Dotknęłam ich odruchowo.
Jak to?
Wyglądały równie dobrze, kiedy były długie. Poprosiłem kilka dziewczyn, żeby obcięły włosy i tylko ty skróciłaś je o więcej niż kilka centymetrów.


...

...Tak, drodzy czytelnicy: to był test. Test dla przyszłej małżonki Clarksona. Test, który zdała wyłącznie Amberly.

Choć ze wszystkich dziewcząt to właśnie ona powinna była go oblać.

Za chwilę dowiemy się, jak rozumował Clarkson przy przydzielaniu punktów i wierzcie mi: jakkolwiek jego tok myślowy ma pewien sens z czysto psychologicznego punktu widzenia, książę osiąga tu iście maksiowy poziom dyletanctwa, gdy w grę wchodzi wybór przyszłej królowej kraju.

Podsumujmy fakty: Clarkson poszedł do kilku dziewcząt i zasugerował (zasugerował, a nie rozkazał!) im, by ścięły włosy. Mógł spotkać się z kilkoma różnymi typami odpowiedzi (jak słyszymy, przynajmniej część była po jego myśli) – i większość z nich, w zależności od interpretacji, mogłaby wskazywać na cechy pożądane u przyszłej władczyni.

Zrozumiałabym, gdyby Clarkson postawił na kandydatkę, która odpowiedziała mu: „Dziękuję, ale nie zrobię tego, podobają mi się takie, jakie są”. Oznaczałoby to, że przyszła księżniczka ma swoje zdanie i nie będzie bała się go wygłaszać na forum publicznym.

Zrozumiałabym, gdyby Clarkson postawił na kandydatkę, która odpowiedziała mu: „Dziękuję, ale nie zrobię tego – długie włosy są wygodniejsze, mogę zapleść je na wiele sposobów”. Oznaczałoby to, że przyszła księżniczka potrafi racjonalnie argumentować, dlaczego nie podoba jej się dany projekt i przedstawić swój punkt widzenia.

Zrozumiałabym, gdyby Clarkson postawił na kandydatkę, która odpowiedziała mu: „Nie jestem zupełnie przekonana, wasza wysokość, ale to może być dobry pomysł - spróbuję”. Oznaczałoby to, że przyszła księżniczka nie boi się podejmować ryzyka i potrafi spoglądać na daną kwestię z różnych punktów widzenia.

Zrozumiałabym w końcu, gdyby Clarkson postawił na kandydatkę, która odpowiedziała mu: „Świetna myśl, wasza wysokość, tak właśnie zrobię”. Oznaczałoby to, że przyszła księżniczka jest otwarta na propozycje i dobre rady innych.

Amberly? Amberly wysłuchała przemowy Clarksona, po czym grzecznie podreptała ściąć loki. Nie podzieliła się własną opinią na ten temat, nie rozważyła propozycji – bezmyślnie zrobiła to, co polecił jej Clarkson – i to z nawiązką – a wszystko w celu zadowolenia swego ukochanego.

Jak już wspominałam, za chwilę przekonamy się, że tego rodzaju bezwolność bardzo pasuje Clarksonowi – człowiekowi. Jest tylko jeden problem: jedną z największych zalet tej serii jest konsekwentne prezentowanie Clarksona jako osoby, u której aspekt osobisty zawsze przegrywa z aspektem państwowym i zobowiązaniami wobec kraju. W związku z tym... dlaczego Clarkson – książę nagradza najwyższą nagrodą właśnie tę dziewczynę?

Ktoś mógłby powiedzieć, że Amberly to nie taka znów tragiczna kandydatka na księżniczkę i królową targanego zamieszkami kraju – bezmyślna owca, drepcząca tam, gdzie poniesie ją prąd przynajmniej nie będzie przeszkadzać Clarksonowi w rządzeniu państwem. Jest w tym sporo racji, trzeba jednak pamiętać, że w Illei królowa ma także (niewielkie, bo niewielkie, ale jednak) własne obowiązki – to na jej barkach spoczywa chociażby aspekt dyplomatyczny, urządzanie przyjęć i przyjmowanie zagranicznych dygnitarzy. Osoba, która nie posiada żadnej własnej inicjatywy oznacza dodatkowy ciężar na barkach króla, który będzie musiał osobiście dopilnować tego rodzaju drobiazgów, skoro żona nie odważy się zrobić kroku bez jego aprobaty. Dorzućmy do tego nieustanne ataki rebeliantów i to, iż (jak widzieliśmy rozdział wcześniej) Amberly kompletnie nie radzi sobie w sytuacjach kryzysowych bez księcia z bajki u boku i otrzymujemy piękną i posłuszną, ale jednak kulę u nogi, która nie będzie w stanie pomóc władcy w zaradzeniu jakiemukolwiek poważnemu kryzysowi.

Tej nocy, gdy zaprosiłem cię na pierwszą randkę… pamiętasz to? – Jasne, że pamiętałam. – Przyszedłem późno, kiedy wiedziałem, że zaraz się położysz. Zapytałaś, czy masz się przebrać, ale gdy powiedziałem, że nie, nie protestowałaś. Poszłaś ze mną, tak jak stałaś. Pozostałe wypraszały mnie na korytarz, żebym zaczekał, aż się ubiorą. Muszę przyznać, że robiły to szybko, ale mimo wszystko.

O, widzisz Cass – i to już byłabym w stanie kupić. Posłuszeństwo wobec rozkazów władcy (było nie było, księcia dystopicznego kraju), w dodatku w miejscu będącym celem ciągłych ataków zaiste może być uważane za cenną cechę u przyszłej księżniczki. Czy nie mogliśmy iść raczej w tę stronę, miast wymyślać próbę, podczas której Amberly jest wychwalana za absolutny brak własnego zdania w przypadku przyjaznej sugestii?

Zastanowiłam się nad oboma tymi rzeczami przez chwilę.
Nie rozumiem – przyznałam.

No to jest nas dwie.

Widziałaś moich rodziców – walczą o każdy drobiazg. Dbają do absurdu o swój wizerunek. To jest ważne dla dobra kraju, ale w ich przypadku uniemożliwia im zaznanie chociażby chwili spokoju, nie mówiąc już o szczęściu.

Clarkson? Przestań cosplayować Maksia. Jesteś przyszłym królem. Twoje osobiste szczęście nikogo nie obchodzi.

Naprawdę, Cass – znowu ta sama śpiewka? Królewskimi związkami przez stulecia rządziła polityka i nie inaczej powinno być w przypadku Illei. Naiwne „chcę odnaleźć bratnią duszę w lotto” jak najbardziej pasowało do Maxona, ale zdecydowanie NIE pasuje do faceta, który przez całą serię przedstawiany był jako tytan pracy i człowiek całkowicie oddany narodowi. Kto jak kto, ale Clarkson naprawdę powinien zdawać sobie sprawę z tego, o co tak naprawdę toczy się gra – chodzi o znalezienie idealnej kandydatki na przyszłą królową tego cyrku. Jasne, chłopak z pewnością może dorzucić do tego osobiste preferencje – kto by tak nie zrobił? - ale tak czy inaczej, celem Eliminacji jest (a przynajmniej być powinno) przedłużenie linii królewskiej i znalezienie żony, która będzie w stanie sprostać wyzwaniu dźwigania korony.

Gdy prosiłem cię o coś, otrzymywałem to. Nie jesteś próżna. Jesteś dostatecznie pewna swojej wartości, by przedkładać mnie nad własny wygląd, nad wszystko. Wiem to ze sposobu, w jaki reagowałaś na każde z moich żądań.

To nie tyle kwestia jej poczucia własnej wartości, co całkowity brak kręgosłupa, gdy w grę wchodzi osoba tru loffa. I znów: o ile postawa „bierna, mierna, ale wierna” z pewnością może mieć swoje zalety dla dystopicznego władcy, to bycie królewską galaretą w kraju stojącym na skraju przepaści raczej nie wróży dobrze przyszłym losom monarchii.

Zachowałaś moje sekrety w tajemnicy, a zapewniam cię, że jeśli za mnie wyjdziesz, będzie ich o wiele więcej.

Cóż, tu faktycznie punkt dla Amberly; Amisia nigdy nie dorosła do podobnego poziomu.

Nie osądzasz mojego zachowania i niełatwo cię zaskoczyć.

Ciekawam, jakimi to krętymi ścieżkami umysłu doszedł do podobnego wniosku; jak widzieliśmy na przestrzeni nowelki, Amberly jest zszokowana takim czy innym wydarzeniem średnio raz na rozdział.

Twoja obecność jest kojąca. – Popatrzył mi w oczy. – Rozpaczliwie potrzebuję spokoju i wydaje mi się, że tylko przy tobie mam na niego jakieś szanse.

Więc zrób z niej swoją oficjalną kochankę. Nie, naprawdę – zrób tak. Jesteś księciem, nikt nie może ci tego zabronić (no, może poza rodzicami, ale nie sądzę, by Portera obchodziło twoje życie łóżkowe, a Abby zapewne machnie na wszystko ręką, jeśli tylko zapewnisz ją, że dziewczyna nigdy nie dostanie diademu i wasz związek będzie utrzymany w ścisłej tajemnicy przed tłuszczą). Będziesz miał swoje Valium na wyciągnięcie ręki, a tytuł księżniczki możesz oddać komuś bardziej kompetentnemu. Amberly, jak sam przed chwilą zauważyłeś, nie jest w stanie powiedzieć ci „nie”, więc raczej nie będzie miała nic przeciwko – zresztą i tak nie ma w tej kwestii zbyt wiele do gadania, biorąc pod uwagę, że jesteś w tym państwie trzeci po mamusi i tatusiu i twoja wola de facto jest prawem.

Amberly jest rzecz jasna przeszczęśliwa, jest wszakże pewien drobny szkopuł:

Byłabym szczęśliwa, gdybym mogła stać się dla ciebie kimś takim, ale jest jedna przeszkoda.
Zmarszczył brwi.
Twoja klasa?
Całkowicie o tym zapomniałam.
Nie. Dzieci.
Ach, to – odparł, niemalże tak, jakby to był żart. – To mnie kompletnie nie obchodzi.



… Że co?

Ale przecież musisz mieć następcę.
Po co? Żeby podtrzymać dynastię?



…Tak. Właśnie taki jest główny cel Eliminacji.

Cass, na wszytko, co piękne i dobre na tym świecie, CO TU SIĘ WYRABIA?!

Mówisz o urodzeniu mi syna. Załóżmy, że uda nam się mieć jedno dziecko i to będzie dziewczynka – i tak nie miałaby szans na koronę.

...Owszem, miałaby. Jak do tej pory, wszystkim władcom Illei rodzili się synowie bądź synowie i córki, więc księżniczki mogły być oddawane zagranicznym książętom za żony – ale nie ma żadnego powodu, by kontynuować tę tradycję w przypadku, gdyby córka była jedyną następczynią tronu. Amisia i Maksio zmienili sobie prawo dla kaprysu, mimo tego, że mieli syna, który mógłby przejąć władzę w kraju – więc z jakiej racji ty nie mógłbyś zrobić tego samego, mając znacznie silniejsze argumenty?!

...Boli mnie głowa. Niech ta książka już się skończy, proszę. Czuję się, jakbym znów analizowała „Intruza” - na chwilę przed finiszem cała logika i jakikolwiek sens idą w diabły.

Myślisz, że nie jesteśmy przygotowani na taką ewentualność?

… Myślę, że nie. Nie, cofam – WIEM, że nie. „Przygotowani”? Niby jak? Czyżby to miała być subtelna aluzja do przyszłych kochanic? A w takim układzie – jak istnienie ewentualnego bękarta ma się do:

Tylko widzisz, nieślubne dzieci rodziny królewskiej nie mogą pozostać przy życiu.
(...) Dlatego w przeszłości eliminowaliśmy takie zagrożenia, gdy tylko ich istnienie wychodziło na jaw.”

„Korona”, rozdział 33


Autorko, pytam śmiertelnie poważnie: co ty wyrabiasz?! Z której strony by nie patrzeć, ten wątek nie ma najmniejszego sensu. Jeśli nawet spróbujemy przyjąć (z trudem, ale jednak), że dla Clarksona królową idealną będzie bezmózga, ładna kukła, którą będzie sobie uwieszał na ramieniu podczas oficjalnych uroczystości, po czym odwieszał z powrotem do szafy, gdy impreza dobiegnie końca – to przykro mi, ale nie znajduję żadnego wytłumaczenia dla jego beztroski w kwestii braku perspektyw na posiadanie potomka.

Celem Eliminacji jest przedłużenie panującego rodu; Clarkson nie ma rodzeństwa ani kuzynów, którzy w ostateczności mogliby przejąć po nim koronę. Najbliższymi żyjącymi krewnymi byliby potomkowie Katherine Illei i Emila de Monpezat – innymi słowy, rodzina królewska Norwegoszwecji, co z kolei rodzi pytanie, czy z tego rodzaju koalicji powstałby kolejny słowotwórczy potworek. Syn lub córka to w obecnej sytuacji absolutny priorytet dla przetrwania illeańskiej monarchii... Co najwyraźniej nie bardzo obchodzi jaśnie panującego księcia. To już nawet nie jest OOC – to jakiś kompletny kretynizm, który nie tylko ma się nijak do wizerunku Clarksona z trylogii, ale w dodatku robi z naszego księcia idiotę jeszcze większego niż jego przyszły syn.

Aha, Cass – i cóż to za wspaniały plan awaryjny? Bo widzisz... jestem dziwnie przekonana, że nie wymyśliłaś żadnego, biorąc pod uwagę, że owe szumne zapewnienia Clarksona są pustymi hasłami, za którymi nie idą żadne konkretne scenariusze.

Naprawdę, kochani; wyimaginujcie to sobie. Tworzycie serię YA, która w założeniu opiera się na dynastii królewskiej i próbach jej przedłużenia poprzez reality show. Następnie dopisujecie sobie prequel, w którym dla podkręcenia dramatyzmu tworzycie protagonistkę zagrożoną bezpłodnością...

...i nagle odkrywacie, że nie macie żadnego pomysłu, jak wydostać się z owego potrzasku, więc rzucacie na odczepnego „wszystko jedno, mamy plan B”, trzymając kciuki, by nikt nigdy nie zapytał Was, na czym dokładnie ma niby polegać ten plan, skoro naczelnym celem Eliminacji jest znalezienie matki przyszłego dziedzica tronu.

Naprawdę, Cass; zawsze, gdy wydaje mi się, że twoja twórczość nie może już stać się bardziej kuriozalna niż dotychczas, udowadniasz mi, jak bardzo się mylę.

Chciałabym mieć dzieci – mruknęłam.
Wzruszył ramionami.
Nie ma pewności, że ich nie będziesz miała.

- Mamy jakieś pięć procent szans, więc w sumie nie jest tak źle!

Ja nie przepadam za dziećmi, ale chyba od tego właśnie są niańki.

Na litość, CO MAJĄ DO TEGO TWOJE PREFERENCJE W TEJ MATERII?! TWOIM OBOWIĄZKIEM JEST DAĆ KRAJOWI DZIEDZICA TRONU!!!

Cass, czy możesz, proszę, przestać robić z Clarksona idiotę? Przeboleję już przedstawianie go jako komiksowy czarny charakter, ale sztucznego obniżania jego IQ naprawdę nie zdzierżę. I pomyśleć, że za chwilę de facto żegnamy się z tą postacią!

Poza tym twój dom jest taki wielki, że nie będziesz słyszeć ich podniesionych głosów.
Clarkson roześmiał się.
To prawda. Dlatego niezależnie od wszystkiego, dla mnie to nie problem.
Był tak spokojny, tak pewny siebie, że uwierzyłam mu i cały ciężar wątpliwości został zdjęty z moich barków.

* wzdycha ciężko * Poddaję się. Nie mam już siły się nad tym znęcać. No dalej, Cass – co tam jeszcze przygotowałaś dla mnie na koniec?

Prawdziwą przeszkodą może być twoja klasa – przyznał.

...A mogłam nie pytać.

Nie dla mnie, ale dla mojego ojca. Potrzebuję czasu, żeby się zastanowić nad tym, jak do tego podejść, a to oznacza, że Eliminacje mogą potrwać jeszcze dość długo.

...Nie.

Twój stary nie ma nic do powiedzenia w kwestii Eliminacji. Abby wprawdzie radośnie złamała tą zasadę, ale nie mamy powodu, by podejrzewać, że Porter zachowa się podobnie. A nawet jeśli – co to za wydumany problem? Czwórka to w illeańskich realiach całkiem przyzwoita klasa. Powiedz tatusiowi, że rodzina Amberly to plantatorzy pełną gębą (co z technicznego punktu widzenia jest zresztą prawdą) i sprawa załatwiona.

Cass, jak to jest, że tworzysz na siłę dramę tam, gdzie jej nie ma, jednocześnie ignorując rzeczywiste problemy?

  Ale pamiętaj – pochylił się do mnie – że to ty zostaniesz moją żoną. (…) Tylko ty na całym świecie będziesz naprawdę do mnie należeć. A ja ustawię cię na tak wysokim piedestale, że wszyscy będą musieli cię pokochać.

No cóż, przynajmniej otrzymaliśmy wytłumaczenie, skąd wzięły się te wszystkie peany pochwalne na cześć Amberly w trylogii; wygląda na to, że Clarkson byłby nie tylko świetnym fryzjerem, ale także PR-owcem.

Clarkson żartobliwie radzi swej lubej, by poćwiczyła mówienie „tak” przed oficjalnymi zaręczynami:

Usłyszałam od niego wszystkie te słowa, jakich pragnęłam: królowa, żona, kochać. Marzenia, które kryłam w sercu, miały się urzeczywistnić.

* spogląda na cytat wyżej * Hi, hi – Amberly najwyraźniej nie zauważyła, że Clarkson mówił o kochaniu w kontekście innych ludzi.

Prześpij się jeszcze. Ten dzisiejszy atak był najbardziej brutalny z dotychczasowych.

Był to też, niestety, pokaz szczytowych możliwości rebeliantów; od tej chwili ich narzędzia zbrodni składać się będą z wideł, cegieł i kredek.

Clarkson żegna się z Amberly i wychodzi z sali.




Kiedy wyszedł, położyłam się znowu, ale wiedziałam, że teraz na pewno nie zasnę. Jak mogłabym, gdy moje serce biło dwa razy szybciej niż zwykle, a ja oczami duszy widziałam najróżniejsze wersje naszej przyszłości? Powoli wstałam i podeszłam do biurka. Potrafiłam wymyślić tylko jeden sposób, by dać ujście tym uczuciom.

Kochana Adelo,

Czy umiesz dochować tajemnicy?”

Cóż, jak widzieliśmy na przykładzie listu donoszącego o złamaniu prawa przez członkinię waszej rodziny – raczej nie bardzo. Miejmy nadzieję, że pałacowa poczta wkrótce przechwyci tę korespondencję...



I tak oto dotarliśmy do końca „Królowej”. Cóż mogę powiedzieć?... Cieszę się, że ten koszmar już za nami.


A w następnym odcinku: powracamy do czasów Amisi z „Faworytką”. Zostańcie z nami!


Maryboo