Rozdział
9
Pokojówki
przygotowują Amberly na kolejne nagranie „Biuletynu”; dziewczęta
postanawiają ubrać swą panią w suknię w kolorze wina:
Nie
miałam w sobie takiego ognia, jak część dziewcząt, i nie byłam
Dwójką – ale zaczynałam dochodzić do wniosku, że można też
błyszczeć w inny sposób. Uznałam, że przestanę ubierać się
jak księżniczka i zacznę ubierać się jak królowa.
Brawo, genialny pomysł! Jestem
pewna, że obecnie panująca, znana ze swojego pogodnego
usposobienia i sympatii dla potencjalnych synowych królowa nie
będzie miała nic przeciwko temu i bynajmniej nie odczyta owego
ruchu jako prowokacji z twojej strony.
Łatwo
było zauważyć, na czym polega różnica. Kandydatki nosiły
sukienki w kwiaty lub zrobione z lekkich materiałów. Suknie
królowej wyróżniały się, zdecydowane i śmiałe. Jeśli
brakowało mi osobowości, suknie mogły ją zrekompensować.
No i teraz zaczynam się
poważnie zastanawiać, co konkretnie kryje się pod pojęciem
„śmiałe”. Biorąc pod uwagę, że królowa jest naczelną Scary
Sue tej książki... Amberly, na twoim miejscu nie przesadzałabym z
naśladownictwem, chyba że pragniesz wzorem Tiny zostać wywleczona
z pałacu za kłaki i obsypana na pożegnanie niewybrednymi epitetami
nawiązującymi do najstarszego zawodu świata.
Pracowałam
także nad swoją postawą. Gdyby ktoś w Honduragui zapytał mnie,
co jest cięższą pracą: przez cały dzień w upale prażyć ziarna
kawy czy zachowywać nienaganną postawę przez dziesięć godzin,
powiedziałabym, że to pierwsze. Teraz zaczęłam się nad tym
zastanawiać.
Cóż, nie jestem kandydatką na
księżniczkę i nigdy nie musiałam harować na plantacji, ale mam
dziwne wrażenie, że chodzenie z wyprostowanymi plecami mimo
wszystko nie umywa się do zasuwania w upale po kilkanaście godzin
dziennie.
Amberly postanawia przyjąć za
credo starą, dobrą regułę: 'fake it till you make it', a w
chwilach wątpliwości skupiać się na pozytywach:
[Clarkson]
Powiedział, że mnie lubi. Powiedział mi, żebym z niego nie
rezygnowała. Możliwe, że wychodził, ale także wracał. To
wystarczyło, żeby dać mi nadzieję, dlatego założyłam czerwoną
suknię, wzięłam tabletkę od bólu głowy i przygotowałam się,
by wypaść jak najlepiej.
Swoją drogą, trzeba przyznać,
że niewiele jej potrzeba do szczęścia.
Przeskok!
Koniec „Biuletynu”; Amberly
jest zawiedziona, że Gavril podczas audycji nie zadał jej żadnego
pytania, ponieważ liczyła na to, że będzie się mogła wykazać.
Złotko, jakby ci to... W twoim
przypadku strategia „milcz i wyglądaj ładnie” może być jedyną
możliwością na wygranie tego konkursu.
Rozpromieniłam
się natychmiast, gdy podszedł do nas Clarkson. Zbliżał się do
mnie. Zamierzał zaprosić mnie na randkę. Wiedziałam! Wiedziałam!
Zatrzymał
się przy Madeline, szepnął jej coś do ucha, a ona zachichotała i
z entuzjazmem pokiwała głową. Wyciągnął dłoń, zapraszając
ją, by szła przodem, ale zanim ruszył za nią, pochylił głowę i
mruknął mi do ucha:
– Czekaj
na mnie.
Wyszedł,
nie oglądając się, ale nie przeszkadzało mi to.
Wiecie co? Przeczytawszy ten
fragment po raz pierwszy, doszłam do wniosku, że Amberly
odnalazłaby bratnią duszę w osobie Wokulskiego. Oboje są
kompletnie zafiksowani na punkcie wytworu własnej wyobraźni (przez
przypadek doklejonego do konkretnej, żywej istoty) i obojgu do
osiągnięcia ekstazy wystarczy bodaj objaw najlżejszego
zainteresowania ze strony wybranka/wybranki. Później jednak
uświadomiłam sobie, iż – co by nie mówić o Stachu – flirty
Łęckiej z innymi mężczyznami nie spotykały się z jego aprobatą.
Jasne, Amberly jest w nieco
innej sytuacji – bierze udział w grze o rękę księcia, w której
obecność rywalek jest zrozumiała i oczywista – ale mimo
wszystko... Zauważcie: w jej myślach próżno szukać choćby
najmniejszego śladu żalu, że Clarkson nadal umawia się z innymi
dziewczętami, jednocześnie dając jej do zrozumienia, że jest dla
niego kimś szczególnym. Ba; nie ma w niej nawet zwykłej, ludzkiej
zazdrości, że jej – ekhm – ukochany obdarza zainteresowaniem
inne kobiety. Byle zdanie rzucone na odczepnego w pełni ją
satysfakcjonuje; Clarkson w ogóle nie musi się wysilać, bowiem
Amberly przyjmie za dobrą monetę nawet resztki z pańskiego stołu.
W sumie ciężko powiedzieć, dlaczego król miałby bawić się w
przyszłości w rozpijanie żony i potajemne schadzki z kochankami;
po lekturze „Królowej” można dojść do wniosku, że
wystarczyłoby, aby Clarkson oznajmił Amberly: „Nudzę się,
przydałaby mi się metresa”, by ta radośnie wyruszyła na
poszukiwania najlepszej nałożnicy dla ukochanego.
Kolejny przeskok!
Wieczór, sypialnia; Amberly,
niechybnie rozpoczynając ową chlubną pałacową tradycję, odsyła
pokojówki do Czarnej Dziury Fabularnej, po czym poprawia koafiurę,
przygotowując się na przyjście Clarksona. Dziewczyna ze
zniecierpliwieniem odlicza minuty; w końcu książę czarujący
zjawia się w jej pokoju. Otrzymujemy opis, z którego wynika, że
atmosfera jest pełna napięcia: Amberly wali serce, Clarkson lekko
się uśmiecha i maca kandydatkę po twarzy, aż w końcu:
Gdy
byłam młodsza, setki razy wyobrażałam sobie pierwszy pocałunek z
Clarksonem. Wszystkie moje marzenia zbladły przy rzeczywistości.
To
on mną kierował, trzymając mnie przy sobie. Myślałam, że potknę
się albo zrobię coś nie tak, ale moje dłonie wplotły się w jego
włosy i przylgnęłam do niego tak samo, jak on do mnie. Pochylił
się, a ja wygięłam się do tyłu, z zachwytem zauważając, jak
doskonale do siebie pasujemy.
Oczyma wyobraźni widzę to
mniej więcej tak:
To
była radość. To była miłość. Tyle słów, które się słyszy
lub o których się czyta, a teraz… teraz je rozumiałam.
Cóż, ja tam akurat uważam, że
nie do końca rozumiesz, co kryje się za pojęciem „miłość”.
Oddychaliśmy
szybko, ale to nie przeszkadzało mu się odezwać.
– Wyglądałaś
dzisiaj oszałamiająco. Pomyślałem, że powinienem ci o tym
powiedzieć. – Jego palce gładziły moje ramię, obojczyk, włosy.
– Naprawdę oszałamiająco.
Pocałował
mnie po raz drugi i wyszedł, chociaż zatrzymał się w drzwiach, by
jeszcze na mnie spojrzeć.
Cóż, za długo u niej nie
posiedział. Ale jest i plus: od dziś, wyobrażając sobie pocałunki
tych dwojga, już zawsze będę wizualizowała sobie Amberly
omdlewającą w ramionach Clarksona przy każdym, najniewinniejszym
buziaku.
Podeszłam
do łóżka i przewróciłam się na nie. Miałam zamiar wezwać
Marthę i poprosić, żeby pomogła mi zdjąć suknię, ale czułam
się tak piękna, że machnęłam na to ręką.
Rozdział
10
Następnego
ranka skóra zaczęła mnie mrowić bez żadnego powodu.
Cóż, radziłabym się zbadać,
biorąc pod uwagę twoje dotychczasowe środowisko....
Każde
poruszenie, każde muśnięcie albo podmuch powietrza przypominały
mi o tym uczuciu ciepła, a ja bezustannie myślałam o Clarksonie.
… ach nie, fałszywy alarm, to
tylko fluidy Tru Loff oddziałują na skórę naszej heroiny.
Nasze
spojrzenia spotkały się dwukrotnie przy śniadaniu, a na jego
twarzy za każdym razem malowało się zadowolenie. Miałam wrażenie,
że połączyła nas cudowna tajemnica.
Chociaż
żadna z dziewcząt nie była pewna, czy plotki dotyczące Tii
odpowiadały prawdzie, uznałam jej wyrzucenie za sygnał
ostrzegawczy i zachowałam dla siebie wydarzenia zeszłego wieczora.
To, że nie wiedział o nich nikt inny, sprawiało, że tamto
wspomnienie stawało się jeszcze lepsze, bardziej święte, a ja
przechowywałam je jak skarb.
He, he – wyobraźcie sobie
tylko ten chichot losu, gdyby okazało się, że zadowolenie
Clarksona wynika z nocnych figli z jedną z kandydatek, do której
udał się po obdarzeniu Amberly komiksowym buziakiem...
Jedyną
złą stroną pocałunku z Clarksonem było to, że teraz każda
chwila z dala od niego stawała się nieznośna. (...) Każdy mój
oddech należał do Clarksona i nic nie miało znaczenia aż do
chwili, gdy znalazłam się w pokoju, by przebrać się przed kolacją
– tylko nadzieja, że znowu go zobaczę, podtrzymywała mnie na
duchu.
Wiesz co, Cass? Ten fragment
brzmiałby znacznie lepiej, gdyby nie moje głębokie przekonanie, że
owe przemyślenia Amberly są nie tyle wyrazem jej obecnego
głębokiego zauroczenia księciem, co zgrabnym podsumowaniem jej
postaci jako takiej – istoty składającej się tylko i wyłącznie
z bezgranicznego (i bezkrytycznego) uwielbienia dla swego tru loffa.
Pokojówki
całkowicie podzielały moją opinię o nowym stylu i dzisiejsza
suknia okazała się jeszcze lepsza. Miała miodowy kolor, wysoką
talię i rozkloszowaną z tyłu spódnicę. Być może była odrobinę
zbyt ekstrawagancka na kolację, ale i tak byłam nią zachwycona.
Oho, wygląda na to, że Amisia
nie była bynajmniej prekursorką stylu „spraw, aby wszyscy obecni
w jadalni zakrztusili się puddingiem”.
Zajęłam
miejsce w jadalni i zarumieniłam się, gdy Clarkson do mnie mrugnął.
Żałowałam, że nie jest jaśniej, żebym mogła lepiej przypatrzeć
się jego twarzy.
Cóż, biorąc pod uwagę, iż
zauważyłaś mrugającego do ciebie (i siedzącego w pewnym
oddaleniu) księcia, śmiem stwierdzić, że widzisz jego twarz
całkiem nieźle.
Okazuje się, że Abby wróciła
z urlopu i – cóż za niespodzianka – jest w nie najlepszym
humorze:
Kelsa
miała rację, królowa wyglądała, jakby irytowało ją nawet
powietrze. Nadziała na widelec kawałek ziemniaka, przyjrzała mu
się i odłożyła gwałtownie na talerz.
* wzdycha * Cass, naprawdę
musimy znów przez to przechodzić? Nie możesz wreszcie zostawić
pary królewskiej w spokoju? Naprawdę, zrozumieliśmy: ta dwójka to
dwa wstrętne górskie trolle w ludzkiej skórze.
– Ciekawe,
co się stało – powiedziałam szeptem.
– Myślę,
że nic się nie stało, ona po prostu nie potrafi być szczęśliwa.
Nawet gdyby król co drugi tydzień wysyłał ją na urlop, nic by to
nie pomogło. Nie będzie zadowolona, dopóki wszystkie stąd nie
znikniemy.
– W związku z czym nadal
będziemy walczyć o koronę i perspektywę spędzenia następnych
kilkudziesięciu lat pod jednym dachem z tą uroczą istotą!
Kelsa
była pełna pogardy dla królowej i jej przykrego charakteru.
Oczywiście rozumiałam to, ale ze względu na Clarksona nie
potrafiłam znienawidzić jego matki.
Cóż, biorąc pod uwagę, że
Clarkson sam nie darzy mamusi zbyt ciepłymi uczuciami, nie sądzę,
by twa niechęć robiła mu większą różnicę.
– Zastanawiam
się, co zrobi, kiedy Clarkson dokona już wyboru – zauważyłam na
głos.
– Nie
chcę nawet o tym myśleć. – Kelsa wypiła łyk cydru z bąbelkami.
– Przez nią przestaje mi na nim zależeć.
Spójrzcie tylko, wreszcie jakaś
istota z działającą szarą komórką! Dalej, Kelso, idź tym
tropem i wynoś się z pałacu, póki czas!
– Nie
martwiłabym się tym tak bardzo – zażartowałam. – Pałac jest
dostatecznie duży, żebyś mogła jej unikać przez większość
czasu.
Mhm. Zwłaszcza podczas
wszelakich państwowych uroczystości, imprez i inszych gier i zabaw.
I znów: cóż za urocza perspektywa, spędzić najbliższych kilka
dekad chowając się po kątach przed teściową!
– Słuszna
uwaga! – rozejrzała się, żeby sprawdzić, czy nikt nas nie
obserwuje. – Myślisz, że mają
tu
jakieś lochy, w których można by ją zamknąć?
Niniejszym Kelsa traci wszelką
zdobytą przed chwilą sympatię. Czy w tym cyrku naprawdę nie ma
ani JEDNEJ istoty, która rozumiałaby, że ślub z Clarksonem będzie
oznaczał lata męczenia się z jego zdrowymi, w pełni sprawnymi,
rządzącymi tym krajem rodzicami?
...Aż tu nagle!
Wydarzenia
potoczyły się błyskawicznie, choć przypuszczam, że taki właśnie
był plan napastników. Zobaczyłam, że wszystkie okna roztrzaskują
się jednocześnie, a do sali wpadają jakieś przedmioty. Rozległo
się kilka przenikliwych wrzasków innych kandydatek, gdy posypały
się na nie okruchy szkła, a Nova dostała chyba w głowę tym, co
wybiło okno ponad nią. Pochyliła się nad stołem i skuliła,
podczas gdy niektóre dziewczyny starały się wyjrzeć i zobaczyć,
skąd nadleciały pociski.
Zauważyłam
dziwne przedmioty na środku jadalni, przypominające duże puszki z
zupą. Gdy próbowałam odczytać, co jest na nich napisane, puszka
tuż przy drzwiach eksplodowała, zasnuwając całą salę dymem.
Ta daaam! Młodzi Henio i Miecio
atakują! Przyznajcie, stęskniliście się za nimi.
– Uciekajcie!
– krzyknął Clarkson, gdy wybuchła kolejna. – Znikajcie stąd,
już!
Niezależnie
od wszelkich konfliktów król podtrzymywał królową pod ramię i
wyprowadził ją z sali. Zauważyłam, że dwie dziewczyny wybiegły
na środek jadalni, a Clarkson odgonił je na bok.
Niech zgadnę: gwardziści czają
się po kątach trzy piętra wyżej?
W
ciągu kilku sekund sala wypełniła się czarnym dymem, a to w
połączeniu z wrzaskami sprawiło, że trudno było mi się
skoncentrować.
Rozejrzałam
się za siedzącymi koło mnie dziewczętami, ale już zniknęły. To
jasne, że uciekły. Okręciłam się na pięcie, ale w jednej chwili
zgubiłam się w dymie. Gdzie się podziały drzwi?
Tak. Ta dziewczyna jest idealną
kandydatką na księżniczkę ogarniętego zamieszkami kraju. Inna
sprawa, że gwardziści powinni do tej pory pofatygować się do
jadalni i sprawdzić, czy gdzieś na sali nie znajdują się
zagubione niedobitki w rodzaju naszej heroiny. Strażnicy za czasów
Amisi byli zaledwie niekompetentni; wygląda na to, że dwadzieścia
lat wcześniej nie było ich tu w ogóle.
Trzeba jednak przyznać, że Amberly
mimo wszystko próbuje walczyć:
Wpadłam
w panikę – musiałam się zorientować, gdzie jestem. Stół.
Jeśli znajdę stół, wystarczy, że pójdę w prawo. Machałam
wokół siebie ramionami i kasłałam, bo oddychałam zbyt szybko i
wciąż wdychałam gaz. Potknęłam się i wpadłam na stół, który
był nie tam, gdzie się go spodziewałam. To nie miało znaczenia –
to mi wystarczało.
Uff, wygląda no to, że połowa
drogi za nami. Teraz tylko Amberly musi zebrać siły, odbić w prawo
i...
Wiedziałam,
że mi się nie uda. Nie mogłam oddychać i byłam okropnie
zmęczona.
...Cóż, oczywiście może się
też poddać, usiąść na rzyci i czekać na przybycie księcia w
lśniącej zbroi, który wybawi ją z kłopotów.
A skoro o księciu mowa:
– Amberly!
Podniosłam
głowę, ale nic nie widziałam.
– Amberly!
Uderzyłam
rękami o stół i zakasłałam z wysiłku. Nie słyszałam go już i
widziałam tylko dym. Znowu uderzyłam w stół. Nic. Spróbowałam
raz jeszcze, ale zamiast spaść na stół, moja dłoń trafiła na
czyjąś dłoń. Chwyciłam jego rękę, a on pospiesznie szarpnął
mnie za sobą.
– Chodź!
– rzucił, nie zwalniając.
Clarkson na ratunek!... Swoją
drogą, jesteśmy właściwie na finiszu nowelki, a nasz książę,
miast prezentować się w coraz gorszym świetle, staje się bez mała
bohaterem, wyciągając z potrzasku drogą sobie niewiastę. Cass,
jesteś pewna, że chciałaś pójść w tym konkretnym kierunku?
Amberly ledwo się wlecze, ale
Clarkson dzielnie ciągnie ją do wyjścia, gdzie już krztuszą się
i wymiotują inne cudownie ocalałe panny, po czym oboje zwalają się
na ziemię.
– Nic
ci nie jest?
Musiałam
zebrać wszystkie siły, żeby mu odpowiedzieć.
– Uratowałeś
mi życie. – Umilkłam na chwilę, żeby odetchnąć. – Kocham
cię.
Wiele
razy wyobrażałam sobie, że mówię te słowa, ale nigdy w takich
okolicznościach. Mimo to nie miałam okazji ich pożałować,
ponieważ zapadłam w nieświadomość, słysząc jeszcze kroki
nadbiegających gwardzistów.
Ha, a więc jednak istnieją!
Przeskok!
Amberly budzi się w skrzydle
szpitalnym pod maską tlenową:
Po
drugiej stronie niemal wszystkie łóżka w skrzydle szpitalnym były
zajęte. Nie wiedziałam, ile dziewcząt tu jest, więc zaczęłam
się zastanawiać, ile z nich wyszło z tego bez szwanku… i czy
którejś się nie udało.
Niech zgadnę, Cass – to
krótkie zdanko to wszystko, co zamierzasz nam zaserwować w tej
kwestii, prawda? Amberly bynajmniej nie zamierza naprawdę
przejąć się tym, czy któraś z jej koleżanek nie zmarła w
męczarniach, czyż nie?
...Tak właśnie myślałam.
Spróbowałam
usiąść, z nadzieją, że zobaczę więcej. Gdy tylko się
wyprostowałam, Clarkson zauważył mnie i podszedł. Nie kręciło
mi się w głowie ani nie miałam trudności z oddychaniem, więc
zdjęłam maskę.
Po czym udusiłaś się na
skutek owej samowolnej zabawy w doktora, prawda? Prawda?!...No
dajcie spokój, każdemu wolno marzyć.
On
poruszał się powoli, wyraźnie trochę oszołomiony z powodu gazu.
...I nikt nie pomyślał, że
jedynego następcę tronu także wypadałoby przebadać?
Gdy
w końcu się zbliżył, usiadł na brzegu mojego łóżka i odezwał
się cicho, ochrypłym głosem:
– Jak
się czujesz?
– Jakie
to… – Spróbowałam odchrząknąć, bo mój głos także brzmiał
dziwnie. – Jakie to ma znaczenie? Nie mogę uwierzyć, że tam
wróciłeś. Masz tu dwadzieścia kilka dziewczyn takich jak ja, a ty
jesteś tylko jeden.
To prawda.
Nie, naprawdę, Cass – to
prawda. Clarkson zachował się jak bohater, co – biorąc pod
uwagę, że twoim zdaniem ma on być głównym antagonistą serii –
niezbyt zgadza się z jego dotychczasową charakterystyką. Albo
uznajemy, że nasz książę, wbrew twemu nieustannemu dorabianiu mu
gęby, jest w rzeczywistości niezwykle odważnym człowiekiem,
gotowym narazić życie dla kobiety, na której mu zależy (które to
rozwiązanie całkiem mi się podoba, ale, ponownie – stoi w
niejakiej sprzeczności z dotychczasowym, forsowanym przez ciebie
obrazem ojca Maksia), albo przyjmujemy, że to przyszły Władca
Ciemności, osobnik bez serca i skrupułów, co z kolei każe mi
wątpić w jego inteligencję, skoro był w stanie zaryzykować
przyszłość swoją i kraju dla doprawdy niezbyt interesującej
panny.
– Ciebie
nie dałoby się zastąpić, Amberly.
I znów, Cass: o co chodzi? Cała
ta scena zupełnie nie pasuje do ustalonego przez ciebie kanonu.
Oczywiście, że Amberly da się zastąpić – z pewnością w Illei
można znaleźć od groma podobnie nijakich, mało inteligentnych
istot. Clarkson, jak upiera się autorka, nie kocha zbyt mocno swej
żony (patrz: rozpijanie jej przed wizytą kochanicy), nie może
zatem chodzić o Siłę Prawdziwej Miłości.
Możemy oczywiście przyjąć (i
ostatni rozdział nowelki potwierdzi tę hipotezę), że Clarkson z
jakiegoś względu uznał Amberly za kandydatkę na żonę idealną,
w związku z czym stara się, by dziewczyna dotrwała w stanie
nienaruszonym do końca konkursu – ale niestety, uzasadnienie owego
konceptu jest na tyle kiepskie, że naprawdę ciężko mi uznać, by
w imię owej idei warto było narażać zarówno losy Illei, jak i
życie przyszłego władcy.
– Lady
Amberly. – Doktor Mission podszedł do nas. – Cieszę się, że
się pani obudziła.
– Czy
pozostałe czują się dobrze? – zapytałam wciąż zmienionym
głosem.
Lekarz
wymienił szybkie spojrzenia z Clarksonem.
– Dochodzą
do siebie. – Nie mówili mi o czymś, ale uznałam, że będę się
o to martwić później.
No ba. Kto by się tam
specjalnie przejmował życiem swoich koleżanek, skoro
można zamiast tego rozpływać się nad dzielnością swojego
misiaczka?
- Miała pani dużo
szczęścia. Jego wysokość wyprowadził pięć dziewcząt, łącznie
z panią.
Uff, muszę przyznać, że jest
mi lepiej. Cały ten wątek nabiera znacznie więcej sensu, jeśli
przyjmiemy, że Clarkson pobiegł ratować kandydatki doskonale
nadające się do ciężkiej roli przyszłej królowej kraju, przy
okazji w locie zgarniając też Amberly.
– (...)Pozwolę sobie
jednak zakwestionować, czy taka brawura była uzasadniona. (…)
Wasza wysokość – powiedział przyciszonym głosem lekarz. – Z
pewnością wiesz, że twój ojciec nie zaaprobowałby tego, iż
poświęcasz tyle czasu dziewczynie, która nie jest ciebie godna.
Zabolałoby mniej, gdyby mnie
uderzył.
– Szanse na to, że wyda na
świat następcę tronu, są w najlepszym razie znikome. A wasza
wysokość ryzykuje życie, żeby ją ratować! Nie poinformowałem
jeszcze króla o jej stanie zdrowia, ponieważ byłem przekonany, że
zostanie odesłana do domu, gdy tylko się o tym dowiesz. Jeśli
jednak to potrwa dłużej, będę musiał powiadomić o wszystkim
jego wysokość.
Wiecie co? Lubię tego gościa.
Lubię w tym uniwersum KAŻDĄ postać, która pamięta, że żyje
rzekomo w dystopicznej monarchii absolutnej.
Ja wiem – zdaniem Cass mamy
patrzeć na lekarza jak na bezdusznego chama, raniącego wrażliwe
serduszko naszej protagonistki. Problem w tym, że, no cóż...
Mission ma absolutną rację. Clarkson właśnie zaryzykował życie
dla panny, która nie tylko nie grzeszy rozumem i siłą charakteru,
ale w dodatku pochodzi z Hondurabyla i najprawdopodobniej jest
nosicielką wszystkich znanych (i pięciu nadal nieodkrytych)
przypadłości dręczących ludzkość od zarania dziejów. Dołóżmy
tego niemal pewną bezpłodność i działania Naczelnego
Szwarccharakteru Cassolandu zaczynają prezentować się cokolwiek
bezmyślnie.
Clarkson odpowiedział
dopiero po dłuższej chwili.
– Wydaje mi się, że kilka
dziewcząt skarżyło się dzisiaj, że podczas badania zbyt długo
je pan dotykał – oznajmił zimno.
Lekarz przymrużył oczy.
– Co to ma…
– A która z nich
powiedziała, że szepnął jej pan do ucha niezwykle niestosowne
rzeczy? To pewnie bez znaczenia.
– Ależ ja nigdy…
– To bez znaczenia. Jestem
księciem, mojego świadectwa nikt nie będzie podważać. Jeśli
choćby zasugeruję, że ośmielił się pan dotykać moje kobiety w
sposób nieprofesjonalny, może pan stanąć przed plutonem
egzekucyjnym.
A nie mówiłam, że tak to się
skończy? Cass, dlaczego Porter nie wpadł na szczęśliwy pomysł,
by na czas Eliminacji zatrudnić w pałacu lekarza płci żeńskiej –
właśnie po to, by uniknąć podobnego scenariusza?
Serce waliło mi jak młotem.
Chciałam go powstrzymać, powiedzieć mu, że nie można grozić z
takiego powodu śmiercią. Na pewno były inne sposoby, by załatwić
tę sprawę. Ale wiedziałam, że teraz nie powinnam się odzywać.
Obiektywnie rzecz biorąc,
dziewczyna ma rację: Clarkson ewidentnie próbuje tu zastraszyć
doktora, aby nie doniósł królowi o fatalnym zdrowiu kandydatki,
więc nie ma co się wychylać i grać bohaterki. Ale sorry, Cass –
obrzydziłaś mi tę postać i jej mamejowatość do tego stopnia, że
naprawdę nie jestem już w stanie odczytać tej sceny inaczej, niż
jako kolejny przykład na to, że Amberly wbrew twoim szumnym
deklaracjom ma głęboko w rzyci dobro innych ludzi i nigdy nie
zaryzykuje wyjścia ze swojej strefy komfortu, by pomóc bliźniemu w
potrzebie.
– Jeśli pan ceni swoje
życie, proponuję, żeby nie wtrącał się pan w moje. Czy to
jasne?
– Tak, wasza wysokość –
odparł doktor Mission i na wszelki wypadek skłonił lekko głowę.
– Doskonale. Jak pan ocenia
stan lady Amberly? Czy może udać się do swego pokoju, by tam
wypocząć?
– Zaraz powiem
pielęgniarce, żeby ją zbadała.
W pierwszym odruchu chciałam
się spytać, czy nie byłoby lepiej, gdyby zbadał ją lekarz,
ale w sumie Mission dobrze kombinuje – ja na jego miejscu też
ograniczyłabym się od tej chwili do wypisywania pałacowych recept.
Clarkson machnął ręką, a
lekarz się oddalił.
– Uwierzysz w taką
bezczelność? Tak czy inaczej powinienem się go pozbyć.
Położyłam dłoń na piersi
Clarksona.
– Nie. Nie, proszę, nie
rób mu krzywdy.
No proszę. Spójrzcie tylko,
kochani – nasze lelum polelum po raz pierwszy w tej nowelce
postanowiło się postawić!
Uśmiechnął się do mnie.
– Chodziło mi o to, że
zamierzam go odesłać, znaleźć mu pracę gdzieś indziej. Wielu
gubernatorów potrzebuje prywatnego lekarza, a on doskonale się
sprawdzi w takiej roli.
Cass, serio – dlaczego
upierasz się robić z Clarksona antagonistę, skoro wszystkie jego
działania w tej nowelce nie tylko nie wyrządzają nikomu realnej
krzywdy, ale w dodatku są bez mała wielkoduszne? Nie dość, że
facet od pierwszego rozdziału chucha i dmucha na naszą heroinę i
generalnie traktuje kandydatki ze znacznie większą kurtuazją, niż
jego synalek, to w dodatku nawet jego groźby są pustymi słowami,
za którymi kryje się w najlepszym przypadku niewielka kara, nie
mająca zresztą nic wspólnego z prawdziwą zemstą. Szczerze
mówiąc, gdyby nie rozdział jedenasty, to Clarkson z „Królowej”
spokojnie zasłużyłby sobie na status najwspanialszej postaci
serii, który zresztą dzierżył niepodzielnie przez całą
oryginalną trylogię.
– Amberly – szepnął. –
Czy zanim ci o tym powiedział, wiedziałaś, że możesz nie móc
zajść w ciążę? Potrząsnęłam głową.
– Bałam się tego, to się
zdarzało tam, gdzie mieszkałam. Ale mój brat i siostra założyli
już rodziny i mają dzieci. Miałam nadzieję, że mnie też się
uda.
...Czyli...WIEDZIAŁAŚ o tym.
Clarkson nie pyta się, czy miałaś stuprocentową pewność –
jedynie, czy były podstawy, byś mogła podejrzewać, że jesteś
bezpłodna.
I, jak sama przyznałaś, były.
I znów, po raz chyba tysięczny:
dlaczego nikt nie prześwietla przeszłości, rodzin, środowiska
kandydatek? Przecież podobna sytuacja w ogóle nie powinna mieć
miejsca. Na dobrą sprawę Clarkson mógłby teraz skazać Amberly za
zdradę – zgłosiła się do Eliminacji, mając świadomość, że
może nie dać narodowi dziedzica tronu. Oczywiście, to samo można
by powiedzieć o każdej pannie z Hondurabyla – co w sumie
przenosi ciężar winy z Amberly na rodzinę królewską, która w
ogóle pozwoliła na to, by kandydatka z tego regionu utrzymała się
tak długo w grze.
Głos uwiązł mi w gardle,
ale Clarkson mnie uspokoił.
– Nie martw się tym teraz.
Później do ciebie zajrzę, musimy porozmawiać.
Pocałował mnie w czoło, w
skrzydle szpitalnym, gdzie każdy mógł nas widzieć. Wszystkie moje
obawy przynajmniej na tę chwilę zniknęły.
|
Fun fact: wszyscy znający
„Selekcję”, którym pokazywałam ów szkic, zakładali, że
przedstawia on Celeste i Maksia. Nie dziwię im się – czy Amberly,
którą poznaliście na przestrzeni tej nowelki, pasuje Wam do
podobnie uwodzicielskich gestów (i jak niby ma się ta ilustracja do
opisanej powyżej sceny? Mam rozumieć, że cudem uratowana i poddana
hospitalizacji Amberly nadal ma nienaganną fryzurę i makijaż)? |
Rozdział 11
– Powiem ci coś w tajemnicy.
Obudził mnie Clarkson,
szepczący mi te słowa do ucha. (...)
– Zostaniesz następną
królową Illei.
...Clarkson, to chyba najgorsza
decyzja w twoim życiu.
Amberly jest oczywiście
zszokowana takim obrotem spraw, Clarkson postanawia jej zatem
wytłumaczyć, dlaczego wybrał właśnie ją na swoją małżonkę....
...Och. Och.
Kochani, pamiętacie, jak
obiecywałam Wam, że powrócimy jeszcze do wątku nowej koafiury
Amberly? Trzymajcie się mocno, bowiem czas na jego ostateczne
zamknięcie.
– Mam nadzieję, że
wybaczysz mi te małe próby, jakim cię poddawałem, ale od dawna
wiedziałem, czego szukam. – Poruszył się na moim łóżku, a ja
usiadłam, żeby na niego patrzeć. – Podobały mi się twoje
włosy.
Dotknęłam ich odruchowo.
– Jak to?
– Wyglądały równie
dobrze, kiedy były długie. Poprosiłem kilka dziewczyn, żeby
obcięły włosy i tylko ty skróciłaś je o więcej niż kilka
centymetrów.
…
...
...Tak, drodzy czytelnicy: to
był test. Test dla przyszłej małżonki Clarksona. Test, który
zdała wyłącznie Amberly.
Choć ze wszystkich dziewcząt
to właśnie ona powinna była go oblać.
Za chwilę dowiemy się, jak
rozumował Clarkson przy przydzielaniu punktów i wierzcie mi:
jakkolwiek jego tok myślowy ma pewien sens z czysto psychologicznego
punktu widzenia, książę osiąga tu iście maksiowy poziom
dyletanctwa, gdy w grę wchodzi wybór przyszłej królowej kraju.
Podsumujmy fakty: Clarkson
poszedł do kilku dziewcząt i zasugerował (zasugerował, a nie
rozkazał!) im, by ścięły włosy. Mógł spotkać się z kilkoma
różnymi typami odpowiedzi (jak słyszymy, przynajmniej część
była po jego myśli) – i większość z nich, w zależności od
interpretacji, mogłaby wskazywać na cechy pożądane u przyszłej
władczyni.
Zrozumiałabym, gdyby Clarkson
postawił na kandydatkę, która odpowiedziała mu: „Dziękuję,
ale nie zrobię tego, podobają mi się takie, jakie są”.
Oznaczałoby to, że przyszła księżniczka ma swoje zdanie i nie
będzie bała się go wygłaszać na forum publicznym.
Zrozumiałabym, gdyby Clarkson
postawił na kandydatkę, która odpowiedziała mu: „Dziękuję,
ale nie zrobię tego – długie włosy są wygodniejsze, mogę
zapleść je na wiele sposobów”. Oznaczałoby to, że przyszła
księżniczka potrafi racjonalnie argumentować, dlaczego nie podoba
jej się dany projekt i przedstawić swój punkt widzenia.
Zrozumiałabym, gdyby Clarkson
postawił na kandydatkę, która odpowiedziała mu: „Nie jestem
zupełnie przekonana, wasza wysokość, ale to może być dobry
pomysł - spróbuję”. Oznaczałoby to, że przyszła księżniczka
nie boi się podejmować ryzyka i potrafi spoglądać na daną
kwestię z różnych punktów widzenia.
Zrozumiałabym w końcu, gdyby
Clarkson postawił na kandydatkę, która odpowiedziała mu: „Świetna
myśl, wasza wysokość, tak właśnie zrobię”. Oznaczałoby to,
że przyszła księżniczka jest otwarta na propozycje i dobre rady
innych.
Amberly? Amberly wysłuchała
przemowy Clarksona, po czym grzecznie podreptała ściąć loki. Nie
podzieliła się własną opinią na ten temat, nie rozważyła
propozycji – bezmyślnie zrobiła to, co polecił jej Clarkson –
i to z nawiązką – a wszystko w celu zadowolenia swego
ukochanego.
Jak już wspominałam, za chwilę
przekonamy się, że tego rodzaju bezwolność bardzo pasuje
Clarksonowi – człowiekowi. Jest tylko jeden problem: jedną z
największych zalet tej serii jest konsekwentne prezentowanie
Clarksona jako osoby, u której aspekt osobisty zawsze przegrywa z
aspektem państwowym i zobowiązaniami wobec kraju. W związku z
tym... dlaczego Clarkson – książę nagradza najwyższą nagrodą
właśnie tę dziewczynę?
Ktoś mógłby powiedzieć, że
Amberly to nie taka znów tragiczna kandydatka na księżniczkę i
królową targanego zamieszkami kraju – bezmyślna owca, drepcząca
tam, gdzie poniesie ją prąd przynajmniej nie będzie przeszkadzać
Clarksonowi w rządzeniu państwem. Jest w tym sporo racji, trzeba
jednak pamiętać, że w Illei królowa ma także (niewielkie, bo
niewielkie, ale jednak) własne obowiązki – to na jej barkach
spoczywa chociażby aspekt dyplomatyczny, urządzanie przyjęć i
przyjmowanie zagranicznych dygnitarzy. Osoba, która nie posiada
żadnej własnej inicjatywy oznacza dodatkowy ciężar na barkach
króla, który będzie musiał osobiście dopilnować tego rodzaju
drobiazgów, skoro żona nie odważy się zrobić kroku bez jego
aprobaty. Dorzućmy do tego nieustanne ataki rebeliantów i to, iż
(jak widzieliśmy rozdział wcześniej) Amberly kompletnie nie radzi
sobie w sytuacjach kryzysowych bez księcia z bajki u boku i
otrzymujemy piękną i posłuszną, ale jednak kulę u nogi, która
nie będzie w stanie pomóc władcy w zaradzeniu jakiemukolwiek
poważnemu kryzysowi.
– Tej nocy, gdy zaprosiłem
cię na pierwszą randkę… pamiętasz to? – Jasne, że
pamiętałam. – Przyszedłem późno, kiedy wiedziałem, że zaraz
się położysz. Zapytałaś, czy masz się przebrać, ale gdy
powiedziałem, że nie, nie protestowałaś. Poszłaś ze mną,
tak jak stałaś. Pozostałe wypraszały mnie na korytarz, żebym
zaczekał, aż się ubiorą. Muszę przyznać, że robiły to szybko,
ale mimo wszystko.
O, widzisz Cass – i to już
byłabym w stanie kupić. Posłuszeństwo wobec rozkazów władcy
(było nie było, księcia dystopicznego kraju), w dodatku w miejscu
będącym celem ciągłych ataków zaiste może być uważane za cenną cechę u
przyszłej księżniczki. Czy nie mogliśmy iść raczej w tę
stronę, miast wymyślać próbę, podczas której Amberly jest
wychwalana za absolutny brak własnego zdania w przypadku przyjaznej
sugestii?
Zastanowiłam się nad oboma
tymi rzeczami przez chwilę.
– Nie rozumiem –
przyznałam.
No to jest nas dwie.
– Widziałaś moich
rodziców – walczą o każdy drobiazg. Dbają do absurdu o swój
wizerunek. To jest ważne dla dobra kraju, ale w ich przypadku
uniemożliwia im zaznanie chociażby chwili spokoju, nie mówiąc
już o szczęściu.
Clarkson? Przestań cosplayować
Maksia. Jesteś przyszłym królem. Twoje osobiste szczęście nikogo
nie obchodzi.
Naprawdę, Cass – znowu ta
sama śpiewka? Królewskimi związkami przez stulecia rządziła
polityka i nie inaczej powinno być w przypadku Illei. Naiwne „chcę
odnaleźć bratnią duszę w lotto” jak najbardziej pasowało do
Maxona, ale zdecydowanie NIE pasuje do faceta, który
przez całą serię przedstawiany był jako tytan pracy i człowiek
całkowicie oddany narodowi. Kto jak kto, ale Clarkson naprawdę
powinien zdawać sobie sprawę z tego, o co tak naprawdę toczy się
gra – chodzi o znalezienie idealnej kandydatki na przyszłą
królową tego cyrku. Jasne, chłopak z pewnością może
dorzucić do tego osobiste preferencje – kto by tak nie zrobił? -
ale tak czy inaczej, celem Eliminacji jest (a przynajmniej być
powinno) przedłużenie linii królewskiej i znalezienie żony, która
będzie w stanie sprostać wyzwaniu dźwigania korony.
Gdy
prosiłem cię o coś, otrzymywałem to. Nie jesteś próżna.
Jesteś dostatecznie pewna swojej wartości, by
przedkładać
mnie nad własny wygląd, nad wszystko. Wiem to ze sposobu, w jaki
reagowałaś na każde z moich żądań.
To nie tyle kwestia jej poczucia
własnej wartości, co całkowity brak kręgosłupa, gdy w grę
wchodzi osoba tru loffa. I znów: o ile postawa „bierna, mierna,
ale wierna” z pewnością może mieć swoje zalety dla
dystopicznego władcy, to bycie królewską galaretą w kraju
stojącym na skraju przepaści raczej nie wróży dobrze przyszłym
losom monarchii.
Zachowałaś moje sekrety w
tajemnicy, a zapewniam cię, że jeśli za mnie wyjdziesz, będzie
ich o wiele więcej.
Cóż, tu faktycznie punkt dla
Amberly; Amisia nigdy nie dorosła do podobnego poziomu.
Nie osądzasz mojego
zachowania i niełatwo cię zaskoczyć.
Ciekawam, jakimi to krętymi
ścieżkami umysłu doszedł do podobnego wniosku; jak widzieliśmy
na przestrzeni nowelki, Amberly jest zszokowana takim czy innym
wydarzeniem średnio raz na rozdział.
Twoja obecność jest kojąca.
– Popatrzył mi w oczy. – Rozpaczliwie potrzebuję spokoju i
wydaje mi się, że tylko przy tobie mam na niego jakieś szanse.
Więc zrób z niej swoją
oficjalną kochankę. Nie, naprawdę – zrób tak. Jesteś księciem,
nikt nie może ci tego zabronić (no, może poza rodzicami, ale nie
sądzę, by Portera obchodziło twoje życie łóżkowe, a Abby
zapewne machnie na wszystko ręką, jeśli tylko zapewnisz ją, że
dziewczyna nigdy nie dostanie diademu i wasz związek będzie
utrzymany w ścisłej tajemnicy przed tłuszczą). Będziesz miał
swoje Valium na wyciągnięcie ręki, a tytuł księżniczki możesz
oddać komuś bardziej kompetentnemu. Amberly, jak sam przed chwilą
zauważyłeś, nie jest w stanie powiedzieć ci „nie”, więc
raczej nie będzie miała nic przeciwko – zresztą i tak nie ma w
tej kwestii zbyt wiele do gadania, biorąc pod uwagę, że jesteś w
tym państwie trzeci po mamusi i tatusiu i twoja wola de facto jest
prawem.
Amberly jest rzecz jasna
przeszczęśliwa, jest wszakże pewien drobny szkopuł:
– Byłabym szczęśliwa,
gdybym mogła stać się dla ciebie kimś takim, ale jest jedna
przeszkoda.
Zmarszczył brwi.
– Twoja klasa?
Całkowicie o tym
zapomniałam.
– Nie. Dzieci.
– Ach, to – odparł,
niemalże tak, jakby to był żart. – To mnie kompletnie nie
obchodzi.
…
…
… Że co?
– Ale przecież musisz mieć
następcę.
– Po co? Żeby podtrzymać
dynastię?
…
…
…Tak. Właśnie taki jest
główny cel Eliminacji.
Cass, na wszytko, co piękne i
dobre na tym świecie, CO TU SIĘ WYRABIA?!
Mówisz o urodzeniu mi syna.
Załóżmy, że uda nam się mieć jedno dziecko i to będzie
dziewczynka – i tak nie miałaby szans na koronę.
...Owszem, miałaby. Jak do tej
pory, wszystkim władcom Illei rodzili się synowie bądź synowie i
córki, więc księżniczki mogły być oddawane zagranicznym
książętom za żony – ale nie ma żadnego powodu, by kontynuować
tę tradycję w przypadku, gdyby córka była jedyną
następczynią tronu. Amisia i Maksio zmienili sobie prawo
dla kaprysu, mimo tego, że mieli syna, który mógłby przejąć
władzę w kraju – więc z jakiej racji ty nie mógłbyś zrobić
tego samego, mając znacznie silniejsze argumenty?!
...Boli mnie głowa. Niech ta
książka już się skończy, proszę. Czuję się, jakbym znów
analizowała „Intruza” - na chwilę przed finiszem cała logika i
jakikolwiek sens idą w diabły.
Myślisz, że nie jesteśmy
przygotowani na taką ewentualność?
… Myślę, że nie. Nie, cofam
– WIEM, że nie. „Przygotowani”? Niby jak? Czyżby to
miała być subtelna aluzja do przyszłych kochanic? A w takim
układzie – jak istnienie ewentualnego bękarta ma się do:
„Tylko widzisz, nieślubne
dzieci rodziny królewskiej nie mogą pozostać przy życiu.
(...) Dlatego w przeszłości
eliminowaliśmy takie zagrożenia, gdy tylko ich istnienie wychodziło
na jaw.”
„Korona”, rozdział 33
Autorko, pytam śmiertelnie
poważnie: co ty wyrabiasz?! Z której strony by nie patrzeć, ten
wątek nie ma najmniejszego sensu. Jeśli nawet spróbujemy przyjąć
(z trudem, ale jednak), że dla Clarksona królową idealną będzie
bezmózga, ładna kukła, którą będzie sobie uwieszał na ramieniu
podczas oficjalnych uroczystości, po czym odwieszał z powrotem do
szafy, gdy impreza dobiegnie końca – to przykro mi, ale nie
znajduję żadnego wytłumaczenia dla jego beztroski w
kwestii braku perspektyw na posiadanie potomka.
Celem Eliminacji jest
przedłużenie panującego rodu; Clarkson nie ma rodzeństwa ani
kuzynów, którzy w ostateczności mogliby przejąć po nim koronę.
Najbliższymi żyjącymi krewnymi byliby potomkowie Katherine Illei i
Emila de Monpezat – innymi słowy, rodzina królewska
Norwegoszwecji, co z kolei rodzi pytanie, czy z tego rodzaju koalicji
powstałby kolejny słowotwórczy potworek. Syn lub córka to w
obecnej sytuacji absolutny priorytet dla przetrwania illeańskiej
monarchii... Co najwyraźniej nie bardzo obchodzi jaśnie panującego
księcia. To już nawet nie jest OOC – to jakiś kompletny
kretynizm, który nie tylko ma się nijak do wizerunku Clarksona z
trylogii, ale w dodatku robi z naszego księcia idiotę jeszcze
większego niż jego przyszły syn.
Aha, Cass – i cóż to za
wspaniały plan awaryjny? Bo widzisz... jestem dziwnie przekonana, że
nie wymyśliłaś żadnego, biorąc pod uwagę, że owe szumne
zapewnienia Clarksona są pustymi hasłami, za którymi nie idą
żadne konkretne scenariusze.
Naprawdę, kochani;
wyimaginujcie to sobie. Tworzycie serię YA, która w założeniu
opiera się na dynastii królewskiej i próbach jej przedłużenia
poprzez reality show. Następnie dopisujecie sobie prequel, w którym
dla podkręcenia dramatyzmu tworzycie protagonistkę zagrożoną
bezpłodnością...
...i nagle odkrywacie, że nie
macie żadnego pomysłu, jak wydostać się z owego potrzasku, więc
rzucacie na odczepnego „wszystko jedno, mamy plan B”, trzymając
kciuki, by nikt nigdy nie zapytał Was, na czym dokładnie ma niby
polegać ten plan, skoro naczelnym celem Eliminacji jest znalezienie
matki przyszłego dziedzica tronu.
Naprawdę, Cass; zawsze, gdy
wydaje mi się, że twoja twórczość nie może już stać się
bardziej kuriozalna niż dotychczas, udowadniasz mi, jak bardzo się
mylę.
– Chciałabym mieć dzieci
– mruknęłam.
Wzruszył ramionami.
– Nie ma pewności, że ich
nie będziesz miała.
- Mamy jakieś pięć procent
szans, więc w sumie nie jest tak źle!
Ja nie przepadam za dziećmi,
ale chyba od tego właśnie są niańki.
Na litość, CO MAJĄ DO TEGO
TWOJE PREFERENCJE W TEJ MATERII?! TWOIM OBOWIĄZKIEM JEST DAĆ
KRAJOWI DZIEDZICA TRONU!!!
Cass, czy możesz, proszę,
przestać robić z Clarksona idiotę? Przeboleję już przedstawianie
go jako komiksowy czarny charakter, ale sztucznego obniżania jego IQ
naprawdę nie zdzierżę. I pomyśleć, że za chwilę de facto
żegnamy się z tą postacią!
– Poza tym twój dom jest
taki wielki, że nie będziesz słyszeć ich podniesionych głosów.
Clarkson roześmiał się.
– To prawda. Dlatego
niezależnie od wszystkiego, dla mnie to nie problem.
Był tak spokojny, tak pewny
siebie, że uwierzyłam mu i cały ciężar wątpliwości został
zdjęty z moich barków.
* wzdycha ciężko * Poddaję
się. Nie mam już siły się nad tym znęcać. No dalej, Cass – co
tam jeszcze przygotowałaś dla mnie na koniec?
– Prawdziwą przeszkodą
może być twoja klasa – przyznał.
...A mogłam nie pytać.
– Nie dla mnie, ale dla
mojego ojca. Potrzebuję czasu, żeby się zastanowić nad tym, jak
do tego podejść, a to oznacza, że Eliminacje mogą potrwać
jeszcze dość długo.
...Nie.
Twój stary nie ma nic do
powiedzenia w kwestii Eliminacji. Abby wprawdzie radośnie złamała
tą zasadę, ale nie mamy powodu, by podejrzewać, że Porter zachowa
się podobnie. A nawet jeśli – co to za wydumany problem? Czwórka
to w illeańskich realiach całkiem przyzwoita klasa. Powiedz
tatusiowi, że rodzina Amberly to plantatorzy pełną gębą (co z
technicznego punktu widzenia jest zresztą prawdą) i sprawa
załatwiona.
Cass, jak to jest, że tworzysz
na siłę dramę tam, gdzie jej nie ma, jednocześnie ignorując
rzeczywiste problemy?
– Ale pamiętaj – pochylił
się do mnie – że to ty zostaniesz moją żoną. (…) Tylko ty na
całym świecie będziesz naprawdę do mnie należeć. A ja ustawię
cię na tak wysokim piedestale, że wszyscy będą musieli cię
pokochać.
No cóż, przynajmniej
otrzymaliśmy wytłumaczenie, skąd wzięły się te wszystkie peany
pochwalne na cześć Amberly w trylogii; wygląda na to, że Clarkson
byłby nie tylko świetnym fryzjerem, ale także PR-owcem.
Clarkson żartobliwie radzi
swej lubej, by poćwiczyła mówienie „tak” przed oficjalnymi
zaręczynami:
Usłyszałam od niego
wszystkie te słowa, jakich pragnęłam: królowa, żona, kochać.
Marzenia, które kryłam w sercu, miały się urzeczywistnić.
* spogląda na cytat wyżej *
Hi, hi – Amberly najwyraźniej nie zauważyła, że Clarkson mówił
o kochaniu w kontekście innych ludzi.
– Prześpij się jeszcze.
Ten dzisiejszy atak był najbardziej brutalny z dotychczasowych.
Był to też, niestety, pokaz
szczytowych możliwości rebeliantów; od tej chwili ich narzędzia
zbrodni składać się będą z wideł, cegieł i kredek.
Clarkson żegna się z Amberly i
wychodzi z sali.
Kiedy wyszedł, położyłam
się znowu, ale wiedziałam, że teraz na pewno nie zasnę. Jak
mogłabym, gdy moje serce biło dwa razy szybciej niż zwykle, a ja
oczami duszy widziałam najróżniejsze wersje naszej przyszłości?
Powoli wstałam i podeszłam do biurka. Potrafiłam wymyślić tylko
jeden sposób, by dać ujście tym uczuciom.
„Kochana Adelo,
Czy umiesz dochować
tajemnicy?”
Cóż, jak widzieliśmy na
przykładzie listu donoszącego o złamaniu prawa przez członkinię
waszej rodziny – raczej nie bardzo. Miejmy nadzieję, że pałacowa
poczta wkrótce przechwyci tę korespondencję...
I tak oto dotarliśmy do końca
„Królowej”. Cóż mogę powiedzieć?... Cieszę się, że ten
koszmar już za nami.
A w następnym odcinku:
powracamy do czasów Amisi z „Faworytką”. Zostańcie z nami!
Maryboo