niedziela, 14 maja 2017

„Królowa” - rozdziały VII i VIII

Rozdział 7

Czas na nagranie Biuletynu. Amberly źle znosi oślepiające światła i ciężką suknię. Ma nadzieję, że nie zostanie o nic zapytana przez młodego Gavrila, który prowadzi swoje pierwsze Eliminacje.

– Lady Piper, co uważa pani za najważniejsze zadanie księżniczki? – zapytał Gavril, a błysk jego zębów w uśmiechu sprawił, że Madeline szturchnęła mnie w ramię.
Piper uśmiechnęła się do niego olśniewająco i zaczerpnęła oddech. Potem kolejny. Potem cisza zaczęła się robić niezręczna. W tym właśnie momencie uświadomiłam sobie, że wszystkie powinnyśmy się trochę obawiać tego pytania. Spojrzałam szybko na królową, która miała pojechać na lotnisko natychmiast po zakończeniu nagrania. Obserwowała Piper, jakby chciała sprawdzić, czy ośmieli się odezwać mimo wydanego nam rozkazu milczenia.
Spojrzałam na monitor – trudno było znieść widok przerażenia na jej twarzy.

Eee... to znaczy, że te lasie wzięły sobie tak do serca wywód evil królowej o „siedzeniu i uśmiechaniu się”, że nie mają zamiaru w ogóle otwierać paszczy, nawet podczas Biuletynu? Wszak wywiady z kandydatkami to bardzo ważna część Eliminacji.

Piper kompletnie się zawiesiła ze strachu przed królową. Gavril nie ma takiego doświadczenia jak jego poprzednik, Barton, więc nie bardzo wie, jak uratować sytuację. Na pomoc rusza Amberly.

– Dopiero co bardzo długo o tym dyskutowałyśmy i Piper chyba po prostu nie wie, od czego zacząć. – Roześmiałam się lekko, a część dziewcząt poszła w moje ślady. – Wszystkie zgadzałyśmy się, że mamy obowiązki przede wszystkim wobec księcia. Służąc jemu, służymy Illéi – to może się wydawać osobliwą pracą, ale jeśli będziemy wywiązywać się z naszych obowiązków, książę będzie mógł zająć się swoimi.
– Święte słowa, lady Amberly – uśmiechnął się Gavril i przeszedł do dalszych pytań.
Nie spojrzałam na królową, skoncentrowałam się na tym, żeby siedzieć prosto mimo kolejnego ukłucia bólu w głowie. Może jego przyczyną był stres? Ale jeśli tak, to czemu czasem dostawałam migreny bez żadnego powodu?

Cóż, pochodzisz z bardzo zanieczyszczonej okolicy, to jedno. A poza tym Hondurabyl czy też nie (pożyczę sobie to określenie, jest świetne!), migreny mogą pojawiać się absolutnie bez powodu, a bywa też, że żadne leki przeciwbólowe nie dają im rady.

Atak migreny coraz bardziej daje się Amberly we znaki. Ledwo udaje jej się przetrwać nagranie Biuletynu. Musi jeszcze wytrzymać kolację, ale jest tak źle, że nawet inne kandydatki zauważają, że coś jest z dziewczyną nie tak. Madeline nie jest jedyną, która się przejmuje.

– Dobrze się czujesz? – zapytała Madeline.
Skinęłam głową.
– To chyba zmęczenie.
Spojrzałyśmy w stronę, z której dobiegły nas śmiechy. Książę Clarkson rozmawiał z dziewczynami siedzącymi w pierwszym rzędzie.
– Podoba mi się jego fryzura – zauważyła Madeline.
Uniósł palec, żegnając się z paniami, z którymi rozmawiał, i obszedł zgromadzonych, nie odrywając ode mnie spojrzenia. Dygnęłam lekko, gdy podszedł bliżej, a kiedy wstałam, poczułam jego dłoń na plecach, przytrzymującą mnie bliżej i pozwalającą na chwilę prywatności.
– Jesteś chora?
Westchnęłam.
– Starałam się tego nie okazywać. Głowa mnie boli, muszę się położyć.
– Weź mnie pod ramię. – Podał mi zgięte ramię, a ja posłusznie wsunęłam dłoń pod jego łokieć. – Uśmiechaj się – polecił szeptem.
Uniosłam kąciki ust. Mimo złego samopoczucia było mi łatwiej, kiedy on był przy mnie.
– Cieszę się, że zechcesz mnie zaszczycić swoim towarzystwem – powiedział na tyle głośno, by usłyszały to dziewczęta stojące koło nas. – Próbuję sobie przypomnieć, jakie ciastka najbardziej lubisz.

Clarkson oczywiście nie ma zamiaru zabawiać Amberly, w końcu nie jest idiotą. To ma być przykrywka, żeby nikt nie domyślił się, jak bardzo dziewczyna choruje.

Nie odpowiedziałam, ale starałam się wyglądać na uszczęśliwioną, gdy wychodziliśmy ze studia. Gdy tylko znaleźliśmy się za drzwiami, przestałam się uśmiechać, a kiedy doszliśmy na koniec korytarza, Clarkson wziął mnie na ręce.
– Zabieram cię do lekarza.

Patrzcie, jaki hero. <3

Zacisnęłam oczy. Znowu czułam mdłości, a całe moje ciało stało się zimne i ciężkie, ale w jego ramionach było mi wygodnie jak w fotelu lub w łóżku. Mimo kołysania miałam uczucie, że zwinięcie się w kłębek i oparcie mu głowy na ramieniu to najwspanialsza rzecz pod słońcem. W skrzydle szpitalnym była inna pielęgniarka, ale równie życzliwa, jak poprzednia. Pomogła Clarksonowi położyć mnie do łóżka i wsunęła mi poduszkę pod nogi.
– Pan doktor śpi – powiedziała. – Był na nogach przez całą noc i większość dnia, bo dwie pokojówki rodziły. Dwóch chłopców, jeden po drugim, w odstępie kwadransa!
Uśmiechnęłam się na tę dobrą wiadomość.
– Proszę go nie budzić – powiedziałam do niej. – To tylko ból głowy, sam przejdzie.
– Bzdura – nie zgodził się Clarkson. – Proszę posłać po pokojówkę, niech przyniesie nam kolację tutaj. Zaczekamy na doktora Missiona.
Pielęgniarka skinęła głową i wyszła.
– Nie musiałeś tego robić – szepnęłam. – Miał ciężką noc, a mnie nic nie będzie.
– Zaniedbałbym swoje powinności, gdybym nie dopilnował, żebyś miała odpowiednią opiekę.

No i jak go nie lubić, jak?

Próbowałam dostrzec w tych słowach coś romantycznego, ale to brzmiało raczej jak obowiązek.

A co w tym złego? Dobrze, że facet ma świetnie rozwinięte poczucie obowiązku, poczekaj tylko na swojego synalka.

Mimo wszystko, gdyby chciał, mógłby zjeść kolację z pozostałymi, a on postanowił zostać ze mną. Skubałam jedzenie, żeby nie wydać się nieuprzejma, ale ból głowy sprawiał, że wciąż czułam się okropnie. Pielęgniarka przyniosła mi jakieś lekarstwo, a gdy pojawił się doktor Mission, czułam się już znacznie lepiej. Ból zmienił się z donośnego dzwonka w głowie w lekkie pulsowanie.

Doktor Mission przeprasza, że musieli czekać i zabiera się do roboty.

– Jak pani głowa? – Doktor Mission wziął mnie za nadgarstek, żeby zmierzyć mi puls.
– Znacznie lepiej. Pielęgniarka dała mi lekarstwo, które pomogło jak dotknięcie różdżki.
Wyjął małą latareczkę i zaświecił mi w oczy.
– Może powinna pani brać coś codziennie. Wiem, że stara się pani coś zaradzić, kiedy boli panią głowa, ale może da się te migreny powstrzymać, zanim się zaczną. Nie wiem, czy to się uda, ale zobaczę, co da się zrobić.
– Dziękuję. – Złożyłam ręce na kolanach. – Jak maluchy?
Lekarz rozpromienił się.
– Idealnie zdrowe i tłuściutkie.

A tak, dzieci. Nie zapominajmy o tej kwestii.

– Skoro mowa o dzieciach, chciałbym omówić wyniki pani badań.
Cała radość zniknęła z mojej twarzy i opuściła moje ciało. Usiadłam prosto i przygotowałam się na najgorsze. Mogłam wyczytać z jego twarzy, że za chwilę ogłosi wyrok.
– Badania wykazały obecność różnego rodzaju toksyn we krwi. Skoro ich obraz jest tak wyraźny na kilka tygodni po pani wyjeździe z rodzinnej prowincji, mogę się domyślać, że gdy pani tam przebywała, ich poziom był znacznie wyższy. W przypadku części osób to nie stanowi problemu: ich ciała dostosowują się do warunków i mogą funkcjonować bez żadnych efektów ubocznych. Na podstawie tego, co mówiła pani o swojej rodzinie, wnioskuję, że dwoje z pani rodzeństwa to właśnie ten przypadek. Ale jedna z pani sióstr miewa krwotoki z nosa, prawda?
Skinęłam głową.
– A panią stale boli głowa.
Znowu skinęłam głową.
– Przypuszczam, że pani ciało nie toleruje tych toksyn.

Cóż, toksyny mają to do siebie, że są, no tego, eee, toksyczne. Szokujące, prawda?

- Na podstawie wyników badań i tego, co mi pani powiedziała, zakładałbym, że te przypływy zmęczenia, mdłości i migreny będą się powtarzać, prawdopodobnie przez resztę pani życia.
Westchnęłam. Cóż, to nic gorszego niż to, czego już teraz doświadczałam. Wydawało się też, że Clarkson nie przejmuje się moimi dolegliwościami.
– Mam też powody, by niepokoić się o pani zdrowie reprodukcyjne.
Popatrzyłam na niego szeroko otwartymi oczami. Zauważyłam, że Clarkson poruszył się na swoim miejscu.
– Ale… ale dlaczego? Moja matka miała czwórkę dzieci. Zarówno ona, jak i mój ojciec, pochodzą z dużych rodzin. Po prostu łatwo się męczę, to wszystko.
Doktor Mission był spokojny i rzeczowy, jakby nie omawiał właśnie najbardziej intymnej części mojego życia.
– Tak, uwarunkowania genetyczne działają na pani korzyść, ale w oparciu o wyniki badań wydaje się, że pani organizm może… nie zapewniać odpowiednich warunków rozwoju dla płodu. Niewykluczone także, że poczęte przez panią dziecko – urwał na chwilę, spojrzał szybko na księcia, a potem znowu na mnie – nie będzie miało predyspozycji do… pewnych zadań.
Pewnych zadań. Czyli nie będzie dość inteligentne, zdrowe lub dobre, by zostać księciem.

Biorąc pod uwagę to, co wyrosło z Maksia, to muszę powiedzieć, że świetny foreshadowing.


Żołądek mi się zacisnął.
– Jest pan pewien? – zapytałam słabo.

O tak, zdecydowanie.


Clarkson nie odrywał spojrzenia od lekarza, czekając na potwierdzenie. Domyślałam się, że dla niego to kluczowa informacja.
– To optymistyczny scenariusz, zakładający, że w ogóle zajdzie pani w ciążę.

DUN DUN DUN!!!

I wychodzi na to, że Amberly wypada z gry na dobre. Clarkson będzie musiał mieć naprawdę świetny powód, żeby jej z miejsca nie wykopać. Cóż, jakiś tam powód rzeczywiście ma, ale jeszcze się teraz o tym nie dowiemy.

Amberly jest totalnie załamana, nie ma się co dziwić. Biegnie do łazienki i wymiotuje cały posiłek. 


Rozdział 8



Minął tydzień, a Clarkson nawet na mnie nie spojrzał. Miałam złamane serce – byłam głupia, wierząc, że mam jakieś szanse. Gdy po pierwszej rozmowie pozbyliśmy się skrępowania, miałam wrażenie, że on stara się ze mną widywać, opiekuje się mną. Najwyraźniej to już należało do przeszłości. Byłam pewna, że Clarkson niedługo odeśle mnie do domu, a po jakimś czasie wyleczę się ze złamanego serca.

Gdybyśmy nie mieli do czynienia z bajeczką, a z prawdziwą dystopią, to Clarkson powinien kazać jej pakować manatki zaraz po ogłoszeniu przez doktorka diagnozy.

Jeśli będę miała szczęście, poznam kogoś nowego, ale co mu powiem? Myśl, że nie będę w stanie urodzić odpowiedniego dziedzica tronu, wydawała się odległymi, teoretycznymi rozważaniami. Myśl, że nie będę w stanie urodzić Czwórki, była nie do zniesienia.

Amberly chce mieć dzieci, więc rozumiem, że jest kompletnie rozbita. Ale zakładanie, że nikt, ale to nikt jej nie zechce, bo prawdopodobnie nie może mieć dzieci, jest troszkę na wyrost. Jednak nie będę się czepiać, Amberly jest w wielkim dołku, a wtedy wszystko widzi się w czarnych kolorach.

Jadłam tylko wtedy, gdy wydawało mi się, że ktoś mnie obserwuje. Spałam tylko wtedy, gdy byłam zbyt zmęczona, by się od tego powstrzymać. Moje ciało nie dbało o mnie, więc dlaczego ja miałabym zadbać o nie? Królowa wróciła z urlopu, Biuletyny miały kolejne nagrania, a dni, w które siedziałam bez końca, bez ruchu, jak lalka, płynęły jeden za drugim. Nic nie miało dla mnie znaczenia.
Siedziałam przy oknie w Komnacie Dam. Słońce przypominało mi Honduraguę, chociaż tutaj było znacznie bardziej sucho. Modliłam się do Boga, błagając go, żeby Clarkson odesłał mnie do domu.  Za bardzo wstydziłam się, by napisać do mojej rodziny i przekazać im te złe wieści, ale towarzystwo pozostałych kandydatek i ich ambicje awansowania do lepszej klasy były jeszcze gorsze. Z moimi ograniczeniami nie mogłam na to liczyć. Przynajmniej w domu nie będę musiała o tym więcej myśleć. Madeline podeszła do mnie od tyłu i pogładziła mnie po plecach.

Madeline oczywiście zauważyła, że coś niedobrego dzieje się z koleżanką. Amberly wykręca się zmęczeniem.

– Co chciałabyś osiągnąć w życiu, Madeline?
– Nie rozumiem?
– Tak po prostu. Jakie są twoje marzenia? Gdybyś mogła dostać to, czego zapragniesz, o co byś poprosiła?
Uśmiechnęła się melancholijnie.
– Chciałabym oczywiście zostać nową księżniczką. Mieć mnóstwo wielbicieli, przyjęcia co tydzień i Clarksona na każde skinienie. A ty nie?
– To prześliczne marzenia. A gdybyś miała poprosić o jak najmniej od życia, to czego byś chciała?
– Najmniej? Dlaczego ktokolwiek miałby chcieć od życia jak najmniej? – Uśmiechnęła się żartobliwie, chociaż nie rozumiała, o czym mówię.
– Czy nie powinno istnieć coś takiego? Czy nie powinno istnieć jakieś minimum tego, co nam się należy od życia? Czy to za dużo, chcieć pracy, której się nie będzie nienawidzić, albo kogoś, kogo się będzie naprawdę kochać? Czy to za dużo, chcieć jednego dziecka? Nawet jeśli ktoś nazwałby je nieudanym? Czy nie mogę mieć chociaż tyle? – Głos mi się załamał, więc przycisnęłam palce do ust, jakby to mogło wystarczyć do uśmierzenia bólu.
– Amberly? – szepnęła Madeline. – Co się stało?

Madeline, rusz głową, Amberly wyraziła się chyba dość jasno.

Amberly nie ciągnie dalej tematu. Postanawia pójść do swojego pokoju, żeby odpocząć. Madeline ostrzega, że evil królowa będzie wściekła, ale dziewczyna ma to w rzyci. Cóż, jeśli uważa, że i tak nie ma nic do stracenia, to kij z królową.

Minął kolejny tydzień, a Clarkson odesłał do domu dwie dziewczyny. Żałowałam z całego serca, że nie byłam jedną z nich. Dlaczego mnie nie odesłał? Wiedziałam, że Clarkson ma ciemniejsze strony, ale nie wydawał mi się okrutny. Nie sądziłam, że chciał mnie dręczyć pozycją, której nie mogłam zdobyć. Czułam, jakbym chodziła we śnie, uczestniczyłam w kolejnych wyzwaniach Eliminacji jak duch powtarzający w kółko zapamiętane kroki. Świat wydawał mi się cieniem samego siebie, a ja brnęłam przez niego, zziębnięta i zmęczona.
Niedługo dziewczęta przestały zadawać pytania. Czasem czułam, że mi się przyglądają, ale byłam już poza ich zasięgiem, a one chyba rozumiały, że najlepiej zrobią, jeśli nie będą się mną przejmować. Przestałam być zauważana przez królową… Przestałam być zauważana przez kogokolwiek i nie przeszkadzało mi, że jestem sama ze swoim smutkiem.

Jak się okazuje, ktoś jednak zauważył stan Amberly.

Mogłam tak trwać całą wieczność, ale pewnego dnia, tak nijakiego i męczącego jak każdy inny, do tego stopnia nie zwracałam uwagi na otoczenie, że nie zauważyłam, gdy jadalnia zaczęła pustoszeć. Nie zauważałam niczego, dopóki naprzeciwko mnie, po drugiej stronie stołu, nie stanął ktoś w garniturze.
– Jesteś chora.
Podniosłam spojrzenie na Clarksona i niemal natychmiast je opuściłam.
– Nie, po prostu ostatnio częściej się czuję zmęczona.
– Schudłaś.
– Mówiłam, jestem zmęczona.

Clarkson dostaje na te słowa lekkiej kurwicy. Książę jest ewidentnie człowiekiem czynu i nie ma zamiaru miziać dziewczyny po główce. Chce za to wyrwać Amberly z jej stuporu poprzez terapię wstrząsową.

Uderzył pięścią w stół, a ja podskoczyłam i znowu na niego spojrzałam. Moje ospałe serce nie wiedziało, co ma zrobić.
– Nie jesteś zmęczona, tylko się dąsasz – oznajmił stanowczo. – Rozumiem, dlaczego, ale musisz się z tym pogodzić.
Pogodzić się? Pogodzić się z tym? Łzy napłynęły mi do oczu.
– Wiesz wszystko, więc dlaczego tak okropnie mnie traktujesz?
– Okropnie? – rzucił, niemal spluwając tym słowem. – Okazuję ci życzliwość i staram się ściągnąć cię z powrotem na ziemię. Wykończysz się w taki sposób i co tym udowodnisz? Co ci się uda w ten sposób osiągnąć, Amberly?
Chociaż jego słowa były szorstkie, miałam wrażenie, jakby jego głos pieścił moje imię.
– Martwisz się, że nie będziesz miała dziecka? Co z tego? Jeśli umrzesz, na pewno go nie będziesz miała. – Podniósł stojący przede mną talerz, nadal pełen szynki, jajek i owoców, i podsunął mi go. –Jedz.
Otarłam łzy i popatrzyłam na jedzenie. Żołądek zaczął mi się buntować na sam jego widok.
– To zbyt ciężkostrawne. Nie dam rady.

Clarkson się nie poddaje, to wszak nie w jego stylu. Nie drzwiami, to oknem.

Zniżył głos i podszedł bliżej.
– Co w takim razie mogłabyś zjeść?
Wzruszyłam ramionami.
– Może coś z pieczywa.
Clarkson wyprostował się i strzelił palcami, żeby wezwać lokaja.
– Wasza wysokość? – zapytał lokaj z ukłonem.
– Zejdź do kuchni i przynieś pieczywo dla lady Amberly. Różne rodzaje.
– Już idę, sir. – Mężczyzna odwrócił się i niemal wybiegł z sali.
– Nie zapomnij o maśle! – krzyknął za nim Clarkson.

Facet w sumie mógł sobie lasię odpuścić i spisać ją na straty, ale widać, że nie ma zamiaru tego robić. Co więcej, wygina się, żeby ją zatrzymać. Jako że Amberly tego ewidentnie nie ogarnia, Clarkson postanawia jej to wytłumaczyć jak krowie na rowie.

– Posłuchaj mnie – poprosił cicho. Zmusiłam się, żeby na niego znowu spojrzeć. – Nie rób tego więcej. Nie rezygnuj tak po prostu ze mnie.
– Tak, wasza wysokość – wymamrotałam.
Potrząsnął głową.
– Możesz do mnie mówić Clarkson.
Uśmiech, który pojawił się na mojej twarzy, był wart włożonego w niego wysiłku.
– Musisz się zachowywać nienagannie, rozumiesz? Musisz być idealną kandydatką. Do niedawna wydawało mi się, że nie muszę ci o tym mówić, ale teraz chyba powinienem: nie dawaj nikomu powodów do powątpiewania w twoje talenty.
Siedziałam kompletnie oszołomiona. Co on miał na myśli? Gdybym nie była tak otumaniona, zapytałabym go o to.

Ptysiu, to nie jest fizyka kwantowa, zastanów się chwileczkę. Clarkson mógł cię wykopać dawno temu, ale mimo bardzo dobrego powodu, nie zrobił tego. Na swój oschły sposób troszczy się o twoje zdrowie, a przed chwilą dał ci wyraźną wskazówkę, jak możesz utrzymać się w rywalizacji, równoważąc swoje problemy reprodukcyjne innymi zaletami. Chyba coś jest na rzeczy, nie sądzisz?


Chwilę później wrócił lokaj z tacą pełną bułeczek, rogalików i kromek pieczywa, a Clarkson odsunął się ode mnie.
– Do zobaczenia. – Skłonił się i wyszedł, splatając ramiona za plecami.
Skinęłam głową, wzięłam rogalik i ugryzłam go. To dziwne, odkrywać, ile się znaczy dla ludzi, których by się o to nie podejrzewało. Albo zauważać, że powolna dezintegracja własnej osoby powoduje podobną reakcję u innych. Gdy zapytałam Marthę, czy mogłaby mi przynieść miseczkę truskawek, jej oczy wypełniły się łzami. Kiedy roześmiałam się z żartu Bianki, zauważyłam, że Madeline westchnęła cicho, zanim zrobiła to samo. Natomiast Clarkson… Widziałam go wytrąconego z równowagi tylko raz, tamtego wieczora, gdy kłócili się jego rodzice, i wyczuwałam, że tamten wybuch złości świadczył o tym, ile dla niego znaczą. To, że zirytował się do tego stopnia na mnie… cóż, wolałabym, żeby w inny sposób okazywał, że mu na mnie zależy.

Na pewno byłoby to zdrowsze.

Ale jeśli tylko to potrafił, mogłam go zrozumieć. Tego wieczora przed pójściem spać obiecałam sobie dwie rzeczy. Po pierwsze, jeśli Clarksonowi tak bardzo na tym zależało, zamierzałam przestać zachowywać się jak ofiara. Od tej pory będę kandydatką w Eliminacjach. Po drugie, nigdy więcej nie dam Clarksonowi Schreave powodów, by tak się denerwował. W jego świecie bezustannie szalała burza. Ja zamierzałam stać się bezpieczną przystanią.

Tą deklaracją kończy się rozdział. Za tydzień pożegnamy się z Królową. Dowiemy się wreszcie, co jest powodem, dla którego Clarkson wybrał Amebę na żonę, choć nie miało to żadnego sensu z logicznego punktu widzenia.

Do zobaczenia!

Beige

16 komentarzy:

  1. Czy to źle, jeśli uważam Clarksona za najlepszą postać całej serii,do której właściwie sama bym zarywała?<3 Odnoszę nieodparte wrażenie, że najbardziej toksyczną osobą z całego towarzystwa jest Amberly. Kobiecina zachowuje się jak uzalajaca się nad sobą pijawka. Zero kręgosłupa i charakteru, słowo daję. Za to Clarksonowi przydałaby się jakaś dziołcha z porządnym charakterem, spokojna, ale jednocześnie inteligentna i stanowcza. Czyli chyba taka jaka powinna być Amberly. Aż szkoda że w praktyce wyszła jak wyszła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Za to Clarksonowi przydałaby się jakaś dziołcha z porządnym charakterem, spokojna, ale jednocześnie inteligentna i stanowcza. Czyli chyba taka jaka powinna być Amberly. Aż szkoda że w praktyce wyszła jak wyszła."

      Spoiler alert: autorka, niestety, nie zgadza się z Tobą w tej kwestii, a charakter Amberly (jak się przekonacie za tydzień), to jedna z niewielu rzeczy w tej książce, które były stworzone z pełną premedytacją.

      Usuń
  2. Nie wiem ,ja kw świecie książki,ale w naszym bardzo często
    lekarze mówią o problemach a potem rodzi się normalne, zdrowe dziecko.Albo nawet dwoje,znam takie wypadki.
    Ale rozumiem,że to skreśla kandydatkę i że była podłamana.A Clarkson całkiem ok się zachowuje.

    Chomik

    OdpowiedzUsuń
  3. Minus to walenie pięścią w stół - Clarkson zachowuje się w porządku. Ta wypowiedź Amberly o służbie dla było nie było, współmałżonka... My wiemy, że to nie jest elementem strategii przetrwania na dworze. To są poglądy Amberly. Na Bora, to już Bella Swan była czasem większą feministką.

    OdpowiedzUsuń
  4. Postawa Ameby to już nawet nie jest kwestia feminizmu, to kwestia nie bycia zależnym emocjonalnie od obiektu fantazji, bo przecież jeszcze nie partnera.

    Clarkson ma problem z radzeniem sobie z emocjami. Przydałby mu się terapeuta, ale i tak wydaje się najzdrowszą postacią z całego cassolandu. Biedny Clarkson, nie dość, że jest znerwicowany to jeszcze wziął sobie na żonę kretynkę (o którą i tak dba na miarę swoich możliwości) i urodzi mu się syn-debil niezdolny do niczego. Można mu tylko współczuć.

    rose29

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A z powodu żony, to bym mu tak nie współczuła, bo chyba wiedział co robi, jak ją wybierał.

      Swoją drogą. Czy tylko ja mam wrażenie, że bohaterki myślą o samobójstwie, wymiotują z nerwów i rozpaczy, głodzą się, ale jakoś rzadko widać, żeby pomyślały "jestem za trzeźwa żeby to ogarnąć".

      Usuń
    2. Cóż, siostra Amberly i królowa Abby najwyraźniej myślą tak przez większość ekranowego czasu.

      Maryboo

      Usuń
    3. One po prostu uznają, że życie w cassolandzie jest zbyt głupie, żeby to ogarnąć na trzeźwo.

      Usuń
  5. Mnie ciekawi jeszcze jedna rzecz - jeśli Hondurabyl jest aż tak zanieczyszczony, że ludzie mieszkający tam ciężko chorują, jakim cudem dopuszczono do tego, by produkowano tam kawę?! Raczej nie jest to produkt, na który stać najbiedniejszych, więc rozumiem, że elitarne Trójki, Dwójki plus rodzina królewska świadomie się podtruwają pijąc kawę pochodzącą z najbardziej zanieczyszczonego regionu kraju?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Elitarne Dwójki i Trójki z jakiegoś powodu mieszkają w Hondurabylu, więc kawa już im nie zaszkodzi...

      Maryboo

      Usuń
  6. Po "Królowej" zdecydowanie jeszcze bardziej polubiłam Clarksona i, szczerze mówiąc, dla mnie jego motywy, którymi kierował się przy wyborze Ameby, miałyby sens tylko, gdyby (jak ktoś tu gdzieś wspomniał) Clarkson był synem Justina, niechby i tym pogrobowcem, i miał silne podejrzenia, kto stoi za śmiercią ojca. w każdym innym wypadku jakoś nie umiem sobie wyobrazić, jakim cudem facet nie chciał żony może i łagodnej, ale BYSTREJ, ZARADNEJ, a nie takiej... Takiej Am(e)berly.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taka mu nie podskoczy,po rączkach całować będzie,włosy na zawołanie obetnie..

      Chomik

      Usuń
    2. Wkrótce dowiecie się, czym kierował się Clarkson, wybierając żonę. Powiedzmy, że jego rozumowanie jest w tej kwestii... cokolwiek pokrętne.

      Usuń
  7. A tak nie na temat...
    Najgorsze jest to, że w moich notatkach na historię Maksymilian III Habsburg w niektórych miejscach figuruje jako Maksiu, przez co każda próba czytania tych notatek kończy się histerycznym śmiechem.

    OdpowiedzUsuń
  8. Clarkson jest cudowny.
    Wiecie, dziewczyny, podczas czytania analizy głównej trylogii nie szalałam za Clarksonem aż tak, jak Wy. Owszem, widziałam, że jest jedną z nielicznych myślących postaci w tej serii i na pewno był jedną z osób, których, hmm, najmniej nie lubiłam (bo Cass tworzy tak słabe postaci, że nie było tam nikogo, kogo bym lubiła tak naprawdę), ale mimo wszystko nie pisałam peanów na jego cześć. Ale ta nowelka zmienia wszystko. Przecież Clarkson jest świetny - opiekuńczy, sympatyczny, a przy tym wciąż obowiązkowy i inteligentny. Ok, ma problem z wyładowywaniem agresji, ale da się to wytłumaczyć środowiskiem, w którym żyje. Dobry psycholog/psychiatra i wsparcie jakiejś dobrej, mądrej kobiety (nie mamei Amberly) i takie problemy da się pokonać. On by dał radę, wierzę w to. Cassss, serio, jak my po tej nowelce mamy wierzyć, że Clarkson jest taki zuyyy, no jak? To tysiąc razy lepszy partner, władca i ogólnie człowiek niż jego, pożal się borze, syn.

    OdpowiedzUsuń