Kochani czytelnicy! Czy nocami
łamaliście sobie głowy, zastanawiając się, jak też ułożyły sobie życie te z
członkiń Elity, które:
a) nie zostały małżonką Maksia
i królową Illei
b) nie zostały histeryczną
damą dworu tejże królowej
c) nie dostały kulki w łeb?
Jeśli tak, mam dla Was dobrą
wiadomość – ciocia Kiera za chwilę zaspokoi Waszą ciekawość. Czas zapoznać się
z dalszymi losami kandydatek!
(Drobna uwaga techniczna;
pozmieniałam – jak dla mnie – dosyć przypadkową kolejność, w jakiej oryginalnie
wymienione były dziewczyny. W analizie zaczniemy zatem od tej, która była w
pałacu najkrócej, kończąc na tej, która najdłużej utrzymała się w grze).
Natalie Luca
Moja pierwsza myśl: nie mam
pojęcia, jak właściwie mogłoby potoczyć się życie Natalie.
Moja druga myśl: i naprawdę
mnie to nie obchodzi.
Minęło wiele księżyców, od
kiedy analizowałyśmy z Beige oryginalną trylogię, a ja nadal nie mogę objąć
rozumem, po co Cass w ogóle stworzyła tę postać, skoro Elita równie dobrze
mogłaby składać się z pięciu dziewcząt. Wszystko, co wiemy o Natalie to to, że
tańczyła na stole podczas oficjalnego przyjęcia i zrezygnowała z udziału w
konkursie, gdy rebelianci zamordowali jej młodszą siostrę; to chodząca biała
plama, pozbawiona charakteru, przeszłości, opinii na jakikolwiek temat.
Dlaczego kogokolwiek miałoby obchodzić, co robiła po odejściu z pałacu – już
zawsze pozostanie dla mnie zagadką.
Gdy Natalie została odesłana z Eliminacji, wróciła do domu, żeby pocieszyć rodzinę po stracie swojej siostry, Lacey. Natalie nigdy wcześniej nie doświadczyła w życiu tragedii, a ta próba okazała się zbyt ciężka dla jej rodziny. Jej rodzice omal się nie rozwiedli niedługo po śmierci Lacey, ponieważ nie potrafili pogodzić się z tak tragiczną stratą, ale Natalie zdołała podtrzymać ich na duchu, przypominała im o pogodnej naturze zmarłej córki i tłumaczyła, że ostatnią rzeczą, jakiej chciałaby Lacey, byłoby to, żeby przez nią się rozstali. Było w tym dużo prawdy – wiele przyjaciółek Natalie i Lacey pochodziło z rozbitych rodzin, a one od dziecka lękały się podobnego losu, chociaż ich rodzice nigdy wcześniej się nie kłócili.
...Jaki znowu rozwód?
Nie, Cass, ja pytam poważnie:
jaki znowu rozwód? Illea opiera się na kastach; kobieta, wychodząc za mąż,
automatycznie przejmuje klasę męża. Jak niby w takich warunkach miałyby działać
rozwody? Kobiety wracają do swoich dawnych kast? A co z dziećmi? Ich klasa
pozostaje niezmieniona? Przynależą z automatu do wyższej/niżej z dwóch
możliwych (przy założeniu, że matka i ojciec od początku nie należeli do tej
samej kasty), bez rozróżniania na płeć rodzica? Przejmują klasę tego z
rodziców, które zyskuje nad nimi prawną opiekę?
Widzisz, Cass, to właśnie
dlatego tej serii nie da się brać na poważnie. To już siódme z twoich dzieł,
które analizujemy na tym blogu – a mimo to nadal mamy problem ze
zrozumieniem, jak właściwe działa stworzone przez ciebie uniwersum. Autorko, na
litość: materiały dodatkowe powinny zapewniać czytelnikom – jak wskazuje sama
nazwa – dodatkowe informacje w ramach już istniejącego kanonu, a nie
przewracać cały świat przedstawiony do góry nogami!
Natalie uważała za swój sukces to, że stała się ogniwem łączącym rodziców, i wiedziała, że Lacey także byłaby z niej dumna. Dopiero później uświadomiła sobie, że powinna zadbać także o własne szczęście. Zawsze wytykano jej brak talentów akademickich, ale Lacey przypominała jej, że jest sobą, niepowtarzalna i piękna.
Cass, to... nie było
najszczęśliwsze ujęcie tematu. Ten akapit brzmi trochę tak, jakby Lacey
powtarzała swojej siostrze: „Najważniejsze, że jesteś taka śliczna!”. Nie
mogłaś wymyślić swojej papierowej kukle jakiejkolwiek zalety nie ograniczającej
się do ładnej buźki? Nie ma przecież nic złego w tym, że Natalie nie odnajduje
się w świecie akademickim; wystarczyło wspomnieć, że siostra chwaliła ją za
talent do składania origami/świetną robotę, odwalaną w miejscowym wolontariacie/cokolwiek
Wam tylko przyjdzie do głowy.
Do czasu ślubu Maxona i Ameriki Natalie wróciła w pełni do siebie i była chyba najjaśniejszą gwiazdą wesela – tańczyła swobodnie, tak jak zawsze, zachęcana dodatkowo przez Americę.
Cóż, miejmy nadzieję, że
służba zdążyła na czas sprzątnąć weselne potrawy, zanim Natalie wskoczyła na
stół.
Natalie nie rozpaczała, że nie została nową księżniczką. Gdy zobaczyła olśniewającą, dojrzalszą Americę, z elegancko złożonymi rękami, uświadomiła sobie, że w gruncie rzeczy nie odpowiadałoby jej, gdyby musiała się stosować do tylu zasad.
Primo: mówimy o tej samej
Amisi, która za kilka lat będzie wyprowadzała ambasadorów za uszy?
Secundo: Kochani, no sami
powiedzcie: jak tu nie wyśmiewać idei Eliminacji? Takie fragmenty doskonale
ilustrują to, o czym od dawna marudziłyśmy z Beige; te dziewczyny nie miały
bladego pojęcia, co wiązało się z przystąpieniem do konkursu. One NAPRAWDĘ
myślały, że bycie królową ograniczy się do miziania z Maxonem i noszenia
błyszczących sukienek. Spójrzcie tylko na Natalie - przerasta
ją nawet perspektywa czegoś tak oczywistego, jak konieczność godnego
prezentowania się jako głowa państwa. Te nastolatki najzwyczajniej w świecie
nie dorosły jeszcze do tak poważnej roli; dlaczego nikt nie wpadł na to, by Eliminacje
odbywały się w gronie osób 20+? Pewnie, niedojrzałe osobniki zdarzają się w
każdej grupie wiekowej, ale mimo wszystko byłaby nieco większa szansa na
wylosowanie niewiast, które zdawałyby sobie sprawę z tego, na co się piszą,
wrzucając swoje nazwisko do Koszyka Eliminacji.
Chciała być sobą bez względu na wszystko.
Ponownie, żabko: po co w takim
razie zgłosiłaś się do reality show mającego na celu wyłonienie przyszłej
władczyni kraju, osoby (przynajmniej w teorii, ale chwilowo pomińmy milczeniem
rzeczywiste funkcjonowanie domostwa Maksia), której obowiązkiem jest baczenie
na konwenanse i podporządkowanej dworskiej etykiecie?
Gdy Eliminacje zaczęły zacierać się w pamięci ludzi, Natalie podjęła pracę w rodzinnej pracowni jubilerskiej i zaczęła się uczyć projektowania. Jej naturalnie ekscentryczny charakter sprawiał, że wymyślała doskonałe wzory, a dzięki ciężkiej pracy opanowała u boku ojca technikę umożliwiającą jej wykonywanie biżuterii.
No widzisz, Cass? Nie można
było tak od razu?
Ale wiecie co? To naprawdę
smutne, że autorka musi tworzyć specjalną sekcję książki, poświęconą wyjaśnianiu
czytelnikowi, jaki właściwie charakter ma jedna z jej pacynek. To trochę tak,
jakby Rowling wydała nam kompleksowy przewodnik po świecie Harry'ego, z którego
dowiedzielibyśmy się, że Potter świetnie lata na miotle, a Collins – dodatek
specjalny do „Igrzysk śmierci”, z którego wynikałoby, że Katniss bardzo lubi
strzelać z łuku. Talenta, hobby, zainteresowania postaci – to wszystko powinno
być zawarte we właściwej powieści, a nie ekstra materiałach, wydawanych X
miesięcy później. Pewnie – zawsze warto podzielić się z fanami dodatkowymi
smaczkami, ale na litość, trudno mówić o „smaczkach” w sytuacji, gdy zamiast
bohatera mamy na kartach książki wielką, ziejącą czarną dziurę.
Dalej dowiadujemy się, że
Natalie stworzyła własną linię biżuterii, która była niezwykle popularna wśród
celebrytów; nosiła ją nawet sama królowa.
Piękna i pełna życia Natalie wyszła za mąż za aktora i została Dwójką, zanim system klasowy został ostatecznie zniesiony. Niedługo potem rozwiedli się, ponieważ beztroska natura Natalie nie pasowała do życia małżeńskiego i sprawiała, że była znacznie szczęśliwsza w pojedynkę. To był dla niej trudny okres – od zawsze nienawidziła myśli o rozwodach, ale nie była w stanie wytrzymać w stałym związku – ale w końcu pogodziła się ze sobą.
Zaraz, zaraz; Natalie
stworzyła ponoć niezwykle popularną linię biżuterii. Jubilerstwem zajmują się
Czwórki. Czy to oznacza, że po ślubie musiała porzucić swoje dochodowe zajęcie
i przekwalifikowywać się na gwałt?
Ponieważ była już Dwójką, zaczęła startować w castingach do filmów i wystąpiła w drugoplanowych rolach w kilku komediach. Krytycy zastanawiali się, ile w jej kreacji było gry aktorskiej.
Cóż, najwyraźniej tak.
Ponownie, co za genialny system: na siłę dopasowywać się do kasty męża, tracąc
przy tym możliwość realizowania się w rzemiośle, który przynosi ci sławę,
pieniądze i satysfakcję.
...Zaraz. Jak to: „była
Dwójką?”. Przecież Natalie rozwiodła się ze swoim mężem; czy w takim układzie
nie powinna była powrócić do dawnej klasy i obowiązków? A może rozwiodła się
już po upadku starego porządku i postanowiła kontynuować zawód Dwójki? A może
jednak kobieta po rozwodzie nadal pozostawała członkinią kasty męża...?
Cass, błagam, jesteśmy pięć
metrów od mety; nie wprowadzaj jeszcze więcej zamętu na ostatniej prostej.
Natalie czasem odzywała się do Ameriki, ale spośród znajomych z Eliminacji utrzymywała regularne kontakty jedynie z Elise. Chociaż mieszkały z dala od siebie, ich odmienne osobowości doskonale się uzupełniały i sprawiały, że zawsze spotykały się w najważniejszych momentach życia.
Albowiem, jak pamiętamy z
oryginalnej serii, Elise i Natalie były ze sobą głęboko zaprzyjaźnione
i...eee...
Cass, po raz ostatni: show,
don't tell.
Elise Whisks
Elise przyjęła porażkę w Eliminacjach jak publiczne napiętnowanie, a po tragicznym ataku w dniu ogłoszenia zaręczyn nie potrafiła zmusić się do powrotu do pałacu, nawet na ślub Maxona i Ameriki. Nie wiedziała jednak, że wojna z Nową Azją była prowadzona przede wszystkim na pokaz.
Te dwa zdania niezbyt się ze
sobą łączą, biorąc pod uwagę, że pałac zaatakowali rdzenni illeańscy
rebelianci, a nie obywatele Nowej Azji, Elise nie miała zatem żadnego powodu,
by czuć się „współodpowiedzialną” za maskarę.
Zaczęła się od pomniejszego incydentu handlowego, a za jej eskalację i podtrzymywanie odpowiadał król Clarkson.
...Tak, dobrze widzicie.
Okazuje się, że to Clarkson sztucznie rozdmuchiwał konflikt między dwoma
narodami.
Clarkson – człowiek, który
spędził całą serię, harując w pocie czoła i starając się zrobić władcę z
głupiego i leniwego syna – dołożył sobie na głowę kolejny obowiązek w postaci
prowadzenia wojny...For the Evulz.
...Cass, nie mogłaś się
powstrzymać, żeby nie dowalić biedakowi na sam koniec, prawda?
Tocząca się wojna sprawiała, że opinia publiczna mniej koncentrowała się na sytuacji wewnętrznej kraju, a król manipulował poborem w taki sposób, by trzymać pod kontrolą niższe klasy i potencjalnych rebeliantów.
Wiecie co? W 'The Sims:
Medieval' jest taka misja, gdzie dla odwrócenia uwagi tłuszczy trzeba chodzić
po królestwie i rozpowiadać wieśniakom, że kraj toczy walkę z nieistniejącym
przeciwnikiem. Jakoś tak to teraz widzę.
Maxon uświadomił sobie, że coś jest nie tak niedługo po rozpoczęciu Eliminacji, a wizyta w Nowej Azji potwierdziła jego podejrzenia.
Cass, nie rozśmieszaj mnie,
byłabym pod wrażeniem, gdyby ten głąb zdołał się choćby zorientować, który to
swój, a który wróg.
Jako miejsca bitew wybierano najuboższe tereny, ponieważ prezydent Nowej Azji starał się chronić większe i ważniejsze strategicznie miasta w obawie, że Clarkson mógłby je zniszczyć. Tysiące żołnierzy po obu stronach ginęło bez żadnego powodu.
Cass, mam pytanie.
O co właściwie walczyli
Illeańczycy?
Pytam zupełnie serio. Clarkson
musiał jakoś przekonać swój gabinet, cały kraj i wojsko, że warto jest wdawać
się w zbrojny konflikt z innym mocarstwem. Jakiż to „incydent handlowy” wymaga
ofiary w postaci tysięcy żołnierzy? Jak wyglądała propaganda
prowadzona w kraju? Czym uzasadniono masowy pobór? Autorko, skoro już wcisnęłaś
do powieści wojnę z rzyci, to postaraj się przynajmniej nadać temu konfliktowi
jakiekolwiek realistyczne tło!
Elise postrzegała swoje znajomości i koligacje jako znacznie cenniejsze dla monarchii, niż były w rzeczywistości, i myślała, że jej małżeństwo z Maxonem przyniesie pokój, na który jego ojciec nie zamierzał się zgodzić.
Znaczy... jaka właściwie była
oficjalna polityka Clarksona? Ubić wszystkich Azjatów? Odrzucać wszystkie
rozwiązania pokojowe, póki nie uzyska... cholera wie czego? Naprawdę, czy ktoś
obeznany w historii i/lub militariach mógłby mi wyjaśnić, jakimi ścieżkami
podążają tu myśli autorki?
Jednakże Maxon zaczął potajemnie czynić kroki, zmierzające do zażegnania konfliktu, zaraz po powrocie z pamiętnego wyjazdu, a niedługo po wstąpieniu na tron doprowadził do podpisania traktatu pokojowego między oboma krajami i powołał Elise jako ambasadora. Uznała za zaszczyt to, że może w taki sposób służyć krajowi i swojej rodzinie, więc zgodziła się przyjąć to stanowisko.
Nastoletnie dziewczątko to
zaiste idealny kandydat na ambasadora kraju, który od lat toczył z Illeą krwawą
wojnę. Naprawdę, na miejscu Prezydenta Nowej Azji rzuciłabym bombę atomową na
Illeę tylko po to, by oszczędzić zachodniej części globu męki życia pod butem
podobnego idioty.
Pozostała część historii jest
w sumie dosyć ciekawa: Elise poznała prezesa dużej korporacji, który zakochał
się w niej i poprosił jej rodzinę o rękę dziewczyny; familia zgodziła się,
ciesząc się z majątku i wysokiej pozycji społecznej młodzieńca. Elise wyszła za
mężczyznę mimo braku motyli w brzuchu i z radością przekonała się, że ich
małżeństwo jest bardzo udane: mąż szanował ją i respektował jej uczucia, nigdy
nie naciskając na nią w kwestii ich małżeńskiego pożycia.
W kontaktach z rodziną pozostawała powściągliwa, ale gdy rozmawiała z Natalie, przechwalała się swoim czułym i przystojnym mężem.
Biorąc pod uwagę, że Natalie
rozwiodła się ze swoim ( i, jak widzieliśmy, mimo wszystko dosyć mocno ją to
ubodło), słowo „przechwalała” wydaje mi się tu nieco nie na miejscu.
Elise doczekała się dwóch synów, będących dumą i chlubą jej męża i rodziny. Zakochana i szczęśliwa, osiągnęła w życiu więcej, niż się kiedykolwiek spodziewała, i nigdy nie opłakiwała utraconej szansy zostania księżniczką.
No... zgodnie z tym, co
napisałaś w pierwszym akapicie, opłakiwała ją do tego stopnia, że uznała
przegraną za „publiczne napiętnowanie”, więc coś tu się jednak z czymś nie
łączy.
Kriss Ambers
Po Eliminacjach Kriss powróciła do Kolumbii, by zacząć wszystko od nowa. Opuściła pałac zraniona tym, że nie została wybrana, ale w pełni uświadomiła sobie swoją porażkę dopiero na ślubie Maxona i Ameriki. Przez cały dzień trzymała się dzielnie, pozowała do zdjęć i tańczyła z gośćmi, ale wróciła do domu całkowicie załamana.
Naprawdę, nie macie pojęcia,
jak bardzo żal mi tej biedaczki. Tak, była z niej dupa, a nie szpieg, ale to,
co zrobił jej Maksiu – dając szczerze zakochanej w nim dziewczynie pierścionek
na złość Amisi, tylko po to, by odebrać jej go, gdy przeszły mu dąsy na naszą
Mary Sue – było chyba jego najobrzydliwszym zachowaniem na przestrzeni całej
tej serii (a jak wiemy, konkurencja była silna).
Przez ponad miesiąc nie wychodziła z domu, analizowała swoje wcześniejsze zachowanie i zastanawiała się, co mogła zrobić inaczej. Żałowała tego, że oddała Maxonowi swój pierwszy pocałunek i nie potrafiła nie myśleć, że to ona powinna była zostać królową.
Cass, czy ty to robisz specjalnie?
Uwierz mi: większość z nas i tak od dawna darzy Maxona szczerą, głęboką
niechęcią – nie musisz nas zniechęcać do niego jeszcze bardziej. Kriss,
słonko, nie łam się: naprawdę nie zrobiłaś nic złego, oczywiście wyłączając
fakt, że nie jesteś awatarem autorki. A co do bycia królową... cóż,
niewychowane potomstwo, dzbanek herbaty i niezaradny mąż to coś, co możesz
spokojnie zorganizować sobie i poza pałacem.
Pod wpływem nalegań rodziców zaczęła znowu brać udział w życiu towarzyskim, podjęła też pracę u boku swojego ojca jako asystentka w dziale PR na uniwersytecie. Początkowo nienawidziła swojego stanowiska. Ludzie często przychodzili do niej i pytali, czy mogą się sfotografować z „dziewczyną z Eliminacji”, nie zdając sobie sprawy, jak przykra była dla niej ta etykietka. Bardzo często Kriss wycofywała się do biblioteki albo zajmowała się swoimi obowiązkami w najdalszych zakamarkach budynku. Obawiała się, że tak będzie wyglądać całe jej życie i nie była pewna, czy kiedykolwiek będzie postrzegana jako ktoś więcej niż tylko dziewczyna, której omal nie wybrał Maxon.
To intrygujący fragment,
pokazujący drugą – ciemniejszą i bardziej bolesną – stronę Eliminacji; owszem,
dawały one kandydatkom sławę i szansę na złapanie męża z wyższych sfer, ale
przecież nie było tak, że ktokolwiek interesował się tymi dziewczętami ze
względu na ich przymioty ducha. Ten cytat na dobrą sprawę pokazuje, że
przegranym z automatu przypinana była łatka „tej z Eliminacji”; zostawały swego
rodzaju trophy wives, których wartość mierzona była liczbą dni
spędzonych w pałacu. Z pewnością istniały dziewczyny, którym taka sytuacja nie
przeszkadzała i które zgłosiły się do konkursu właśnie w celu zdobycia podobnej
sławy, ale – jak widać na przykładzie Kriss – sporą część mogło to jednak przerastać.
Nawiasem mówiąc, płacz po
Maxonie płaczem po Maxonie – ja tam wolałabym raczej wiedzieć, co z nieudaną
misją Kriss. Ktoś jeszcze w ogóle pamięta, że to dziewczę przybyło do pałacu,
żeby robić za wtykę dla rebeliantów? I co? Panowie buntownicy nie wzięli panny
Ambers na miłą pogawędkę i nie wytłumaczyli jej, że zawaliła misję, która miała
na celu ratowanie kraju (to, że tak czy inaczej osiągnęli swoje, to inna para
kaloszy; Kriss nie była wszak świadoma tego, że August regularnie kontaktował
się z Maksiem i Amisią)?
Około pół roku po tym, jak rozpoczęła pracę na uniwersytecie, zostało zorganizowane przyjęcie powitalne dla naukowca, który spędził ponad rok, zbierając okazy zielnikowe w dżungli Honduragui.
Okazy zielnikowe zbierane w
strefie X. Aha (Z drugiej strony, kto go tam wie, po co naprawdę pojechał do
Hondurabyla – może zamierza stworzyć broń biologiczną masowego rażenia?).
Zapalony botanik, profesor Elliot Piaria, był powszechnie podziwiany za pracowitość i wiedzę, a także niezwykłe dokonania w tak młodym wieku. Kriss nie chciała iść na to przyjęcie, ale z przyjemnością przekonała się, że to nie ona jest w centrum uwagi. Była zadowolona, że poznała profesora, szczególnie gdy jego pierwszym pytaniem, kiedy została mu przedstawiona, było: „Co pani wykłada?”. Ponieważ przez cały ten czas Elliot przebywał z dala od cywilizacji, nie miał pojęcia o przebiegu Eliminacji, a dojrzałe zachowanie Kriss sprawiło, że nie wiedział, iż jest od niego o siedem lat młodsza.
He, he – przypomniał mi się
taki film z Renee Zellweger, w którym aktorka wciela się w rolę sławnej autorki
poradników, którą tru loff podrywa na rzekome bycie astronautą i równie rzekomą
nieświadomość tego, kim jest owa niezwykle popularna kobieta... Kriss, strzeż
się, to może być jakiś utajony fan Maxona!
Elliot doradza Kriss, aby
spróbowała sił w nauczaniu, zamiast w administracji, gdyż jego zdaniem ma ku
temu predyspozycje.
Elliotowi podobała się Kriss, a jej podobało się to, że on jako jeden z niewielu ludzi dostrzegał jej osobowość, a nie to, że jest byłą kandydatką z Eliminacji.
Patrz wyżej, słonko...
Związali się ze sobą niedługo po tym, jak Kriss została nauczycielką matematyki – nie była zachwycona wyborem przedmiotu, ale cieszyło ją, że może uczyć.
No to... dlaczego nie zaczęła
uczyć czegoś innego? Po pierwsze, do nauczania danego przedmiotu trzeba mieć
jednak jakiekolwiek kwalifikacje – jeśli Kriss nie zna się na matmie, będzie z
niej kiepski belfer. Po drugie – po co męczyć się z nielubianą dziedziną,
zamiast pójść na studia/skończyć dodatkowe kursy i zająć się tym, co faktycznie
kogoś interesuje?
Kriss obawiała się zakochać w Elliocie, ponieważ nie chciała znowu zostać zraniona. Jednakże Elliot był nią oczarowany i oświadczył się jej spontanicznie, gdy zastał ją kiedyś w szczególnie dobrym nastroju. Nalegał na jak najszybszy ślub w obawie, że jeśli będą czekać, Kriss może zmienić zdanie.
Biorąc pod uwagę, że Maksiu
także oświadczył się Kriss „spontanicznie” pięć minut po tym, jak przyłapał
Amisię z Aspenem – a piętnaście minut po tym, jak podjął decyzję, że wykopuje
Kriss z pałacu na rzecz panny Singer – na miejscu panny Ambers ów
pośpiech byłby dla mnie swego rodzaju ostrzegawczą flagą.
Pobrali się w niecały miesiąc po zaręczynach, a po ślubie Kriss w końcu uwierzyła, że Elliot kocha ją taką, jaka jest, i nie chce się z nią nigdy rozstawać. Zamieszkali w Kolumbii, chociaż natura naukowca Elliota sprawiła, że często zwiedzali różne zakątki Illei w poszukiwaniu nowych tematów do badań.
Jako cel kolejnej wycieczki
proponuję Panamę; dla ubarwienia podróży możecie ubrać się w stare, dziurawe
ciuchy i przez tydzień się nie kąpać.
Nie doczekali się dzieci, ale trzymają sporo zwierząt, także egzotycznych, które również są przedmiotem ich badań.
Zabrzmiało to nieco...
złowieszczo.
***
No to co, kochani – gotowi na
ostatni wywiad z naszą ulubioną autorką?
Pytania do Kiery Cass
Czy coś Cię zaskoczyło
podczas pisania „Królowej”?
Byłam zaskoczona tym, ile
dobrego Amberly dostrzegała w Clarksonie. Trudno mi o nim myśleć inaczej niż
jak o człowieku, który dręczył własnego syna, ale kiedy spojrzałam na niego jej
oczami, także dostrzegłam w nim pozytywne cechy!
Wiecie co? To jest zabawne.
Tak zwyczajnie, po ludzku zabawne. Cass stworzyła na kartach swych powieści
pracowitego, odpowiedzialnego faceta, który jako jedyny w całej Illei stara się
jako – tako ogarnąć bajzel panujący w państwie... I w ogóle nie zdaje sobie z
tego sprawy. Przyznacie, że jest to pewien talent – napisać postać z krwi i
kości, po czym przykleić jej łatkę antagonisty tylko dlatego, że owa postać
jako jedyna w tym cyrku nie defekuje brokatem.
Aha, Cass – jeżeli za
„dręczenie” uznajemy próbę wychowania leniwego bęcwała na przyszłego króla, to
obawiam się, że w twoim uniwersum byłabym najczarniejszym z czarnych
charakterów.
Amberly postanowiła go nie
osądzać, mieć nadzieję i wierzyć w niego i wydaje mi się, że dzięki temu
Clarkson był tak dobrym człowiekiem, jak tylko było to w jego przypadku
możliwe.
To jeden z tych momentów,
podczas których analizowanie przestaje być zabawne.
Cass? Twoimi czytelniczkami są
przede wszystkim nastoletnie dziewczątka, z których duża część zapewne nadal
czeka na swoją pierwszą miłość. Bądź tak dobra i przestań promować wśród nich
przekonanie, że jeśli tylko będą wystarczająco mocno kochać swojego misiaczka,
to magicznie naprawią jego charakter i zminimalizują jego przywary.
Nie był pod żadnym względem
doskonały, ale naprawdę uważam, że dzięki niej trochę złagodniał.
Pomijając epizod z rozwalaniem
pokoju, Clarkson w „Królowej” zajmował się przede wszystkim noszeniem
kandydatek na rękach, dbaniem o ich zdrowie i wyciąganiem ich ze śmiertelnych
pułapek zastawionych przez rebeliantów, nie bardzo zatem rozumiem, dlaczego
niby miałabym przypisywać wszystkie pozytywne cechy jego charakteru kojącej
obecności naszego uroczego bezmózgowia.
Ciekawie było też
obserwować, co sprawiło, że Clarkson stał się taki, jaki był – to trochę lepiej
tłumaczy dystans między nim a Maxonem.
Nie mogę się nie zgodzić; jak
widzieliśmy w nowelce, Clarkson już od najmłodszych lat brał czynny udział w
kształtowaniu polityki kraju, nic zatem dziwnego, że rwał sobie włosy z głowy,
obserwując (nieczęste) intelektualne zmagania swojego syna, z których Maxon
zazwyczaj wracał na tarczy.
On nigdy nie ufał swoim rodzicom
i chyba nie wierzył, że mógłby być ojcem.
*wzdycha ciężko * Niestety,
wiemy. Nadal nie otrząsnęłam się po tym kuriozum, jakim był ostatni rozdział
„Królowej”.
Poza tym to było urocze:
patrzeć, jak Amberly zdobywa wymarzonego chłopaka na całe życie. Dla niej to
naprawdę historia jak z bajki.
Aby nie niszczyć owej tęczowej
bańki pomińmy zatem milczeniem fakt, iż wymarzonego chłopaka Amberly z
rzeczywistym Clarksonem łączy wyłącznie wspólna facjata.
Co pomyślała Adela o
Clarksonie, gdy go poznała osobiście? Czy umiała przewidzieć, że nie będzie
najlepszym ojcem?
...A kogo to interesuje?
Adela pojawiła się w całej
serii raz i to wyłącznie po to, by opowiedzieć Amisi (i czytelnikom) o licznych
poronieniach swej siostry oraz... no cóż... być pijaną. Naprawdę, co kogo
obchodzi zdanie tej kobiety w jakiejkolwiek kwestii?
Dopóki sama nie poznała
Clarksona, Adela polegała tylko na opowieściach Amberly, które zawsze
przedstawiały go w korzystnym świetle. Gdy w końcu rodzina Amberly przyjechała
do pałacu, byli tak onieśmieleni luksusem, że trudno było im zauważać coś poza
tym.
Mnie tam dziwi fakt, że Abby i
Porter w ogóle pozwolili przekroczyć pałacowy próg ludziom z Hondurabyla;
biorąc pod uwagę, jak w „Królowej” odmalowała ten obszar Cass, można by się spodziewać,
że połowa familii Amberly będzie miała po dodatkowej kończynie.
Powód, dla którego tak
rzadko widywaliśmy rodzinę Amberly jest taki, że oni naprawdę źle się czuli w
tym świecie i nieczęsto odwiedzali ją, gdy została królową.
Może i lepiej, biorąc pod
uwagę, że gdy wreszcie wpadli w odwiedziny, skompromitowali pałac na arenie
międzynarodowej, upijając się podczas wizyty zagranicznej delegacji.
Adela była oczywiście
najbliżej z Amberly z całej rodziny i właśnie dlatego przyjeżdżała, chociaż nie
sprawiało jej to przyjemności.
Jeżeli zachowanie Adeli w
„Rywalkach” nie było jednorazowym wyskokiem, a jej standardowym modus
operandi, to podejrzewam, że Clarkson w pełni podzielał niechęć swej
szwagierki w kwestii jej wizyt w pałacu.
Jeśli chodzi o Clarksona,
dostrzegała głównie, jak bardzo dbał o jej siostrę, czemu często dawał wyraz,
szczególnie w początkach ich małżeństwa. Niezależnie od swoich wad kochał
Amberly – może nie okazywał tego w sposób, jaki my uznalibyśmy za
najwłaściwszy, ale to było szczere uczucie.
Cass, zdajesz sobie sprawę, że
nieustannie plączesz się w zeznaniach, gdy w grę wchodzi związek tych dwojga?
Zdecyduj się wreszcie: albo Miłosna Siła Miłości Amberly była tak wielka, że
Clarkson, pomimo swej mrocznej natury, szczerze szanował i darzył uczuciem
małżonkę, albo też Amberly była dla niego niczym więcej niż uroczym arm
candy, które pojął za żonę z racji jego kompletnego braku kręgosłupa i
które zdradzał na lewo i prawo, wcześniej rozpijając winem podczas kolacji. Nie
możesz mieć ciasteczka i zjeść ciasteczka, ptysiu.
Gdy Maxon pojawił się na
świecie, wszyscy uznali, że ojciec jest wobec niego surowy i wymagający,
ponieważ wychowuje księcia, który ma przed sobą niezwykle trudne zadanie.
W takim razie wszyscy mieli
świętą rację – tak właśnie było.
Nikt nie domyślał się, że w
grę wchodzi przemoc, przede wszystkim dlatego, że Maxon nigdy się z niczym nie
zdradził.
Cass, błagam cię, odpuść
wreszcie ten żenujący wątek lania Maksia nahajem po białych plecach, który ma
się nijak do dotychczasowej kreacji Clarksona. Po prostu pogódź się z tym, że
nie potrafisz wykreować przekonującego antagonisty – doklejanie okrucieństwa z
rzyci do postaci, która nijak nie wykazuje tego rodzaju skłonności przez całą
serię nie tylko nie czyni z bohatera czarnego charakteru, ale w dodatku
sprawia, że twoja pacynka staje się OOC.
Adela, podobnie jak prawie
każdy, kto poznał Clarksona, dostrzegała w nim opanowanego, skupionego na pracy
i przystojnego mężczyznę.
I znów – punkt dla Adeli. Ja
też tak widzę Clarksona. Wszyscy nasi czytelnicy widzą tak Clarksona. A wiesz,
dlaczego, Cass?
PONIEWAŻ TAK GO NAPISAŁAŚ.
Opisz Amberly w kilku
słowach.
Doskonała, doskonała,
doskonała… i martwa.
…
…
…Kochani, pamiętacie, jak
mówiłam, że wstęp do „Królowej”, w którym Cass desperacko starała się
przygotować sobie szalupę ratunkową na wypadek, gdyby ktoś oskarżył ją o
promowanie toksycznych związków jest o kant dupy potłuc – bo wbrew zawartym tam
banialukom Kiera wcale nie uważa, że Amberly popełnia tragiczny błąd i wykazuje
się przeraźliwą głupotą i naiwnością, wiążąc się z facetem pomimo licznych
czerwonych flag?
Oto dowód.
Z ust samej autorki, moi
drodzy – Amberly jest doskonała. Nie „wspaniała”, „zasługująca na
szacunek”, czy „niezwykła”. DOSKONAŁA.
Pomijając już fakt, że – jak
wielokrotnie wykazały nasze analizy – doskonałość to bodaj ostatni termin,
jakim można by określić tę chodzącą galaretę... Cass, jakie to uczucie - tak
spektakularnie strzelić sobie w stopę na przestrzeni jednej i tej samej
książki?
Skoro bowiem Amberly jest
doskonała – to znaczy, że doskonałe są także jej czyny.
Doskonała jest jej taktyka
„zamknę oczy i będę udawać, że nic się nie dzieje, a wtedy problemy same się
rozwiążą”.
Doskonały jest jej kompletnie
poddańczy stosunek do mężczyzny – nie tylko jako króla (co w dystopii byłoby
jeszcze zrozumiałe), ale przede wszystkim jako potencjalnego tru loffa.
Wreszcie – doskonałe jest jej
głębokie przekonanie, że jeśli tylko będzie kochać Clarksona wystarczająco
mocno, ten magicznym sposobem przemieni się w pluszowego jednorożca z jej
marzeń.
Cóż, Cass, obawiam się, że ty
i ja mamy nieco inną definicję doskonałości.
Opisz Clarksona w kilku
słowach.
Bardzo daleki od
doskonałości. I też martwy.
Biorąc pod uwagę, czym dla
ciebie jest doskonałość... Clarksonie, przybij piątkę, wygląda na to, że
jesteśmy w tej samej drużynie.
Czy coś Cię zaskoczyło
podczas pisania „Faworytki”?
Byłam zachwycona tym, jak
Marlee i Carter zbliżali się do siebie!
Ta fantastyczna bezmyślność,
gdy postanowili zaryzykować swoje życie i los swoich bliskich w imię chuci!
Początki ich związku były
niezwykle dramatyczne, ale jeśli chodzi o nich samych, oboje są prostolinijni.
Nie, są po prostu głupi. Co w
sumie jest dosyć smutne, bowiem gdyby nie galopująca niefrasobliwość tych
dwojga, byliby wcale sympatycznymi bohaterami.
On kocha ją, a ona kocha
jego; może wybrali nie najszczęśliwszy czas i miejsce, ale to uczucie
jest prawdziwe.
...Cass, jesteś prawdziwą
królową eufemizmów.
Jedną z moich ulubionych
scen była ta z pijaną Americą.
...Okej, teraz to już zaczynam
się martwić. Cass, o co chodzi z tym twoim przerażającym fetyszem pijanych
nastolatek?
Nie pamiętała wszystkiego,
co plotła pod wpływem wlanego w nią alkoholu, ale Marlee to pamięta! Zawsze
miło jest obejrzeć znaną scenę oczami innej postaci.
Skoro tak twierdzisz; ja tam
jestem raczej zdania, że „Faworytka” to spektakularny przykład zmarnowania
papieru – naprawdę, wskażcie mi JEDNĄ rzecz, którą ta nowelka wniosła do świata
przedstawionego Cassoversum.
Czy Marlee często
widywała się z rodzicami, kiedy zniesiono klasy, a ona i Carter nie musieli się
już ukrywać?
Tak, podobnie jak Carter!
Jestem pewna, że jego
spotkanie z rodziną, która znalazła się na skraju śmierci głodowej z powodu
używania przez niego mniejszej z główek, było niezwykle radosne.
Maxon publicznie oczyścił
ich ze wszystkich zarzutów i oboje należą teraz do dworu królewskiego. Możecie
ich spotkać (a także ich rodzinę) w „Następczyni”, a ja mogę z przyjemnością
zapowiedzieć, że mają tam większą rolę.
Niestety.
Tak bardzo chciałam, żeby
Marlee była szczęśliwa! Naprawdę cieszę się, że mogła dostać to, czego chciała.
Cóż, „szczęśliwa” to chyba nie
do końca to określenie, którego użyłabym w stosunku do naszej histerycznej,
cierpiącej w związku z pielęgnowaną od lat traumą matki - kwoki z
„Następczyni”.
Opisz Marlee w kilku
słowach.
Bezmyślna i nieodpowiedzialna
za czasów oryginalnej trylogii; później... patrz wyżej.
Najlepsza z najlepszych
przyjaciółek!
Wolę moją wersję.
Opisz Cartera w kilku
słowach.
Bezmyślny i nieodpowiedzialny
za czasów oryginalnej trylogii; później... ciężko wyrokować, w „Następczyni” i
„Koronie” de facto nie istnieje.
Zbyt uroczy, zbyt
przystojny, zbyt życzliwy!
Jak poprzednio.
America trafia na bezludną
wyspę i może zabrać tylko trzy przedmioty. Co by zabrała?
Dwóch tru loffów i jedną
służącą?
Rozumiem, że góra jedzenia
nie wchodzi w grę? Nie? No dobrze…
Widzę, Cass, że nadal nikt cię
nie uświadomił, że żarty z głodujących ludzi nie są śmieszne.
Zapewne skrzypce (żeby
czymś się zająć), widelec (żeby mieć czym dźgać i jeść) oraz ciemne okulary (bo
nawet na bezludnej wyspie pozostaje królową).
Chyba nie rozumiem. Co ma
piernik do wiatraka? Skoro wyspa jest bezludna, to i tak nie rozpozna jej tam
żaden paparazzo – a z tego, co mi wiadomo, okulary przeciwsłoneczne nie należą
do królewskich regaliów.
Maxon trafia na bezludną
wyspę i może zabrać tylko trzy przedmioty. Co by zabrał?
Swój rudowłosy obiekt obsesji,
aparat (aby móc unieśmiertelniać oblicze swojego rudowłosego obiektu obsesji) i
kandydatkę – koło zapasowe na wypadek, gdyby Amisia nie miała ochoty wypełnić
obowiązku małżeńskiego?
Aparat fotograficzny (żeby
uwiecznić piękno wyspy), notes (żeby opisać piękno wyspy) oraz szklaną butelkę
(żeby napisać do Ameriki o pięknie wyspy i poprosić, żeby go ratowała).
Ha, jedno trafiłam!
Co możesz powiedzieć
czytelnikom o pierworodnych bliźniakach Ameriki i Maxona, czyli Eadlyn i
Ahrenie?
Chłopak jest w porządku,
dziewczynę należałoby spalić na stosie.
Przede wszystkim nie będzie
chyba zaskoczeniem, że Eadlyn i Ahren byli bardzo wyczekiwani i kochani!
Ja rozumiem, że królewski
dziedzic to poważna sprawa, ale żeby zaraz bardzo wyczekiwani? Wszak
Amisia zaszła w ciążę zaledwie dwa lata po ślubie.
Nie zobaczymy sceny, w
której Maxon i America dowiadują się, że będą mieli bliźnięta, ale byli
uszczęśliwieni (i odrobinę oszołomieni) tym, że urodzi im się jednocześnie
dwoje dzieci. Jako rodzice pragnęli, żeby ich dzieci miały wszystko to, co było
najlepsze w ich własnym życiu, co oznacza spore wymagania, ale też
nieograniczoną ilość miłości.
Mhm. Zwłaszcza wymagań w
stosunku do progenitury, jak mieliśmy okazję zaobserwować podczas analiz, było
w tym domu od diabła (gwoli ścisłości, mówię tu o czasach „Następczyni” i
wcześniejszych, zanim Maxon scedował całą odpowiedzialność za losy pogrążonego
w kryzysie kraju na swoje nastoletnie dziecko).
Gdy Eadlyn i Ahren trochę
podrośli, okazało się, że są zupełnie różni, nie tylko z wyglądu, ale także z
charakteru. Eadlyn, która przypomina urodą Amberly, jest
Antychrystem.
pracowita, trzyma na
dystans ludzi, których nie zna, ma też pewien talent artystyczny. Ahren, który
wygląda jak skóra zdarta z Maxona, jest pogodny, cierpliwy i potrafiłby chyba
rozmawiać z każdym na dowolny temat.
Zostali także ukształtowani
przez swoje role w rodzinie. Wiecie, trudno jest dorastać ze świadomością, że
zostanie się królową!
To ciekawe, nie zauważyłam
bowiem, by Edzia miała z tym jakikolwiek problem (pomijając, rzecz jasna, kwestię
Eliminacji); jej główną rozrywką w „Następczyni” jest przypominanie wszystkim
wokół, że wkrótce będzie miała nad nimi niepodzielną władzę.
Ale właśnie dlatego, że Eadlyn i Ahren są tacy
różni, potrafią się tak doskonale rozumieć. Kochają się z całego serca i zawsze
mówili o tym bardzo swobodnie.
* przypomina sobie wiadomą
kategorię * Och, wiemy, wiemy...
Możliwe, że to dlatego, że
ich rodzice bez skrępowania mówią o miłości.
A tak, w czczej gadaninie nie
popartej konkretnymi czynami Maksiu i Amisia zaiste nie mają sobie
równych.
Czym „Następczyni” różni
się od „Rywalek”?
No cóż, w przypadku tej
drugiej pozycji w roli narratora występuje stuprocentowa Mary Sue, a w tle
pałęta się kilkanaście statystek, z których większość (wbrew zapewnieniom na
okładce) nie ma żadnego wpływu na fabułę; w przypadku tej pierwszej zaś - w roli narratora występuje stuprocentowe monstrum, a w tle pałęta się kilkanaście
statystów, z których większość (wbrew zapewnieniom na okładce) nie ma żadnego
wpływu na fabułę.
„Następczyni” różni się od
„Rywalek” pod wieloma względami. Przede wszystkim, jak zawsze w tle
istnieją pewne problemy
polityczne, ale w „Następczyni” mają one inny charakter.
Trudno się nie zgodzić; o ile
w oryginalnej trylogii lud był wkurzony z powodu niesprawiedliwego systemu, o
tyle w sequelach cała nienawiść tłuszczy słusznie koncentruje się na osobie
niekompetentnego błazna zasiadającego na tronie.
Maxon i America dorastali w
świecie rebeliantów i podziałów klasowych. Jedno i drugie jest już przeszłością,
widzimy teraz Illeę w nowej epoce.
Nazywanej też Erą Czarnej
Dupy; jak twierdzą historycy, jej początek i koniec wyznacza okres rządów króla
Maxona.
Dlatego najnowsze problemy
społeczne wymagają innego podejścia, zupełnie inny jest także władca, który się
z nimi musi mierzyć. Wszystko to jest bardzo ciekawe.
Najciekawsze jest zaś samo
podejście owego władcy do wywołanego przez siebie bajzlu.
Po drugie, wydarzenia
rozgrywają się w innym tempie.
Czytaj: jeszcze bardziej
żółwim niż dotychczas.
Jeśli nie liczyć epilogu
„Jedynej”, wydarzenia z pierwszych trzech tomów rozgrywały się na przestrzeni
pięciu miesięcy.
Cóż, to w sumie całkiem
przydatna informacja; ja na przykład miałam wrażenie, że tkwiliśmy tam przez
całe dekady, obserwując wzajemne podchody jasnowłosego żurawia i rudej czapli.
Historia Eadlyn zajmie w
sumie około trzech.
...Szczerze mówiąc, niewielka
różnica.
Może się wydawać, że to
niewielka różnica,
A nie mówiłam?
ale w przypadku tak ważnych
życiowych wyborów szokowało mnie, że to wszystko dzieje się w takim tempie.
Nadal upieram się, że nie ma
zbytniej różnicy między znalezieniem sobie małżonka na przestrzeni trzech i
pięciu miesięcy.
No i wreszcie zupełnie
różny jest ton samej opowieści. Eadlyn nie jest Americą, dorastała w świetle
reflektorów i od urodzenia była szykowana do objęcia władzy. To sprawia, że jej
opinie, myśli i uczucia są skrajnie różne od tych, jakie miała jej matka.
Nie da się zaprzeczyć; Amisia
bywała męcząca, ale nigdy nie zbliżyła się nawet do poziomu chodzącego
koszmaru, jaki reprezentuje sobą jej latorośl.
Szczerze mówiąc, nie jestem
pewna, czy zawsze mi się podoba podejście Eadlyn do świata, ale szanuję ją.
…
…
„nie jestem pewna, czy zawsze mi się podoba
podejście Eadlyn do świata”
„nie jestem pewna, czy zawsze mi się podoba podejście Eadlyn do świata”
„ nie jestem pewna”
… Cass, ty nas tylko tak
trollujesz na pożegnanie, prawda?
Mam nadzieję, że czytelnicy
sięgną po tę historię ze świadomością, że jest odrębna od poprzedniej, i dadzą
Eadlyn taką samą szansę, jak wcześniej Americe.
***
A na koniec – tradycyjnie
analiza notki wydawniczej!
Dwa opowiadania, osadzone w urzekającym świecie "Rywalek", niezwykle popularnej powieści Kiery Cass, która zajęła pierwsze miejsce na liście bestsellerów „New York Times”, są teraz po pierwszy dostępne w druku! "Królowa i Faworytka" ukazują nieznane wydarzenia z życia dwóch ulubionych przez czytelniczki bohaterek „Rywalek”.
Mhm. Zwłaszcza druga z tych
nowelek wprost powala ilością dotychczas nieznanych przez nas scen i faktów.
Zanim zaczęła się opowieść o Americe Singer, inna dziewczyna przyjechała do pałacu, by rywalizować o rękę innego księcia. W „Królowej” możemy śledzić losy przyszłej matki księcia Maxona, Amberly, podczas Eliminacji, dzięki którym została ukochaną przez wszystkich królową.
A swoją drogą... co właściwie
zrobił Clarkson, by przekonać tłuszczę do swojej połowicy? Z oryginalnej
trylogii wiemy, że Amberly zaiste była uwielbiana przez lud, tak, jak obiecał
to dziewczynie w „Królowej” jej książę z bajki – ciekawi mnie jednak, jak tego
dokonał, biorąc pod uwagę, że w serii próżno szukać wątków dotyczących
oficjalnej propagandy pałacu.
Marlee Tames przybyła do pałacu, by zdobyć serce księcia Maxona – ale jej własne serce miało inne plany. „Faworytka” pokazuje sceny ze wspólnego życia Marlee i Cartera, od pamiętnej nocy, gdy ich sekret wyszedł na jaw, aż po wydarzenia z finału „Jedynej”.
„Które to wydarzenia są wam
doskonale znane, jeśli tylko przeczytaliście poprzednie tomy serii – ale niech
to nie powstrzyma Was przed wyrzuceniem w błoto pieniędzy zarobionych przez
waszych rodziców!”
Maryboo
***
I... to już wszystko, kochani
czytelnicy. Dzisiejsza analiza była ostatnią na tym blogu; po trzech latach
żegnamy się ostatecznie z uniwersum Kiery Cass.
Dziękujemy Wam z całego serca,
że towarzyszyliście nam w tej podróży; dziękujemy za liczne komentarze i miłe
słowa, które inspirowały nas do dalszych analiz. Jesteście najlepszymi
czytelnikami, jakich można sobie wymarzyć!
Pewnie zastanawiacie się, co teraz będzie. Nie martwcie się i nie zalewajcie łzami, to nie koniec naszych przygód z marnymi książkami. Mamy zamiar wrócić z czymś nowym, ale na razie to niespodzianka. Musimy zrobić sobie wakacje, żeby nabrać sił do ponownego analizowania. Z nowym blogiem prawdopodobnie wrócimy w październiku. Ogłoszenie na ten temat i link wstawimy na tym blogu w okolicach września. Do zobaczenia!
Beige & Maryboo
Muszę wygooglać,ile ta kobieta ma lat..Aha,1981..RANY!
OdpowiedzUsuńN,pięknie Kiera,pięknie,tylko co mnie te postacie obchodzą?
Takie zapychacze akcji,które i tak wiadomo, ze odpadną..
To intrygujący fragment, pokazujący drugą – ciemniejszą i bardziej bolesną -no tak, to ma sens.
Dziękuję za masę zabawy,będzie mi Was brakowało w każdą niedzielę,miłych wakacji i czekam na Wasz powrót!
(TylkonieMichalakTylkonieMichalak)
Pozdrawiam bardzo
Chomik
Dziękuję wam, dziewczyny, za kawał świetnej roboty, jaką odwaliłyście przy pracy nad twórczością Cass. Przyznam szczerze, że pod koniec trochę już wymiękałam, no bo Kiera, ile można przeciągać coś, co już dawno powinno się skończyć... Ale wytrwałam, a co ważniejsze, wy wytrwałyście, i chwała wam za to.
OdpowiedzUsuńWszystkim przydadzą się wakacje, więc życzę wam miłego odpoczynku, no i już nie mogę się doczekać analiz kolejnego potworka. :)
Wielkie dzięki za wspaniałą robotę! Czytam Was po cichu już od marca, ale nigdy nie dodawałam komentarzy, czas się poprawić :) Nie mogę się doczekać kolejnej "książki", którą zmieszacie z błotem. Wasze analizy są świetne, zabawne, konkretne i dużo dokładniej pisane niż dzieła, z którymi się zmagacie. Bardzo podoba mi się to, że każdy komentarz jest poparty wiedzą ba dany temat, czy chodzi o politykę, psychologię czy historię. Czekam z utęsknieniem na kolejny blog!
OdpowiedzUsuńLeszy
Wojnę można prowadzić, jeżeli ma się z tego jakieś korzyści, w przypadku Clarskona są to chyba punkty, jakieś +500 do most evil king za każdy dzień prowadzenia wojny.
OdpowiedzUsuńCo do kontynuacji analiz - czekam ❤ mam nadzieję, że wrócicie z czymś równie beznadziejenym (oczywiście, materiałem analizowanym, bo analizy to zawsze miód), uroczo głupim i nie cierpiącym z nadmiaru riserczu :D
Dany Morgan
Zacząłem czytać Wasze analizy niedawno i jestem zachwycony! Wasze analizy są szczegółowe, pouczające i zabawne, z pewnością jesteście moimi ulubionymi analizatorkami w sieci. Do nadrobienia została mi tylko końcówka "Intruza", chlip chlip. Dziękuję Wam za Waszą ciężką pracę i gratuluję zakończenia koszmarków Cass! Wypocznijcie od tych wszystkich tragicznych opków wydanych drukiem!
OdpowiedzUsuńPopieram Chomika, tylko nie Michalak! Takiego skupiska patologii nie wytrzymam.
Axtern
Jesteście jednymi z najwspanialszych analizatorek! Doskonale wytykacie faile psychologiczne, społeczne ekonomiczne i wielu innych rodzajów. Przejście przez debilizmy Cassoversum stało się dzięki wam przednią zabawą. Mam nadzieję, że odpoczniecie i że jesienią wrócicie z czymś naprawdę facepalmowatym. Dziękuję x 100000 dziewczyny (sądzę, że nie tylko w swoim imieniu)!
OdpowiedzUsuńDziewczyny, dla mnie od lat jesteście najlepsze i bezkonkurencyjne w niszy analizatorskiej. ;) Universum Kiery dostarczyło mi dzięki Wam wiele radości, za co bardzo serdecznie dziękuję.
OdpowiedzUsuńNiecierpliwie czekam, co będzie następne, i choć pisałam wcześniej, że dla Was przeżyję nawet ałtorkasię, to po cichu mam nadzieję na coś innego, ciekawszego. ;p
Co do samej notki - ja byłam przekonana, że rozwód w Ikei jest niedopuszczalny. No bo skoro seksy przedmałżeńskie są fuj, to wychodzi na to, że małżeństwo rzecz święta, tak? ;p A tu wszyscy porozwodzeni jak gwiazdy Hollywood. ;/ Jak zwykle nie rozumiem universum. ;/
Życzę Wam zasłużonego odpoczynku. ;)
Adria
Nowelki wymęczyły mnie okrutnie. Wypocznijcie i wracajcie! Dzięki Wam koniec lata nie będzie taki smutny xD
OdpowiedzUsuń" Elise wyszła za mężczyznę mimo braku motyli w brzuchu i z radością przekonała się, że ich małżeństwo jest bardzo udane: mąż szanował ją i respektował jej uczucia, nigdy nie naciskając na nią w kwestii ich małżeńskiego pożycia."
OdpowiedzUsuńZaraz zaraz zaraz... ale jak to?! Związek nie składający się tylko z motyli w brzuchu i chuci może być szczęśliwy?! DDDD:
Co do Kass, niezmiennie fascynuje mnie to, jak ona jest zaskoczona rzeczami dziejącymi się w książce... rozumiem, że można na coś wpaść w trakcie pisania, przemyśleć postać i rozbudować jej charakter w stronę, jakiej się wcześniej nie podejrzewało, ale... tutaj to wygląda tak, jakby Kass po prostu siadła do kompa i pisała to, co jej akurat przyjdzie do głowy, a potem dziwiła się, co jej z tego wyszło.
Zresztą... biorąc pod uwagę złożoność świata, rozbudowanie bohaterów i poziom zgodności tego, co jest napisane z tym, co myśli ałtorka, z pewnością tak to rzeczywiście było xP
uwielbiam wasze analizy!
OdpowiedzUsuńi uwielbiam sposób, w jaki potraficie podsumować wszystkie pojawiające się absurdy... dlatego mam pytanie - słyszałyście o trylogii "Delirium"-"Pandemonium"-"Requiem"? ;)
pozdrawiam,
Nen
Nie, przynajmniej nie ja.
UsuńMaryboo
Musiałaś wyprzeć, bo wspominaliśmy o tym w dyskusji o takich czytadłach (założyłam kiedyś na nie temat) na forum, i nawet napisałaś, że brzmi tak upojnie, że brałabyś pod uwagę :D.
UsuńAaa, to to? Faktycznie, brzmi uroczo opkowo.
UsuńMaryboo
Ta analiza zakonczylyscie sezon w wysmienitej formie, mimo ze material byl... eee... wymagajacy.
OdpowiedzUsuńAch, Kiera i to jej podejscie do pisania, jakby klawiatura jej komputera otwierala jej drzwi do innego wymiaru, a wydarzenia, ktore opisuje, dzialy sie naprawde i nie miala na nie zadnego wplywu.
Ciesze sie, ze spotkamy sie ponownie na jesieni ❤
Niby "Rywalki" były książką słabą, ale Wasze analizy zawsze jakoś tak cudownie poprawiały poniedziałki, za co Wam wielkie dzięki ;)
OdpowiedzUsuńPs. co do wojny z Nową Azją- król wysyła młodych, sprawnych mężczyzn na front celowo żeby zginęli. Większość z nich jest zdesperowana- mogliby wstąpić do buntowników, stanowiących zagrożenie(?) wysyła ich więc celowo na misje, z których nie wrócą- jeden problem z głowy. Król może również wykorzystać zmęczenie wojną władz NowejAzji żeby coś zyskać(np. surowce, korzystne umowy handlowe).
Clarkson gdyby był naprawdę evil mógłby jeszcze zaszantażować tych ludzi (rodzina, przyjaciele, klasa) i zyskać oddziały takich kamikadze. Jakby na przykład chciał rozpętać wojnę na poważnie.
Podsumowując Clarkson może miał jakiś bardziej skomplikowany, zły plan(pomimo Cass).
Wiem, że ta teoria ma sporo dziur, ale nic logiczniejszego nie widzę :(
Bae
Niby tak, ale to raczej taka wojna fantasy :D Na wojnę trzeba mieć w ciul kasy, trzeba tę kasę też zdobywać - a walcząc o trzy farmy na przestrzeni nie wiadomo ilu lat trudno te pieniądze i jedzenie dla armii zdobyć. Plus, dobry plan, usuńmy ileś tam procent zdolnych do pracy młodych mężczyzn, to na pewno pomoże gospodarce :D
UsuńAch, Kiera jest taka urocza, nie wiedząc absolutnie nic o wojnie, niż jest to w amerykańskich filmach :D
Bardzo fajnie mi się te analizy czytało :) nieodłączny element weekendu! Dzięki dziewczyny, miłych wakacji :)
OdpowiedzUsuńHej! Czytam regularnie Wasze analizy od zeszłych wakacji i jestem Wam ogromnie wdzięczne za takie umilenie tego roku :-) Jak już mowa o kolejnych analizach, to osobiście polecałabym ,,Królestwo łabędzi" Zoe Mariott - 300 stron praktycznie o niczym, opis na okładce i tak spojleruje całą książkę, bohaterowie tak płascy, że aż wklęśli, a ojciec głównej bohaterki jest zły, bo ona tak powiedziała
OdpowiedzUsuńJa też chciałabym wam podziękować za świetną robotę :D Umilałyście mi każdy tydzień, nawet jeśli rzadko komentowałam. Po prostu... Czasami słów mi brak na Kierę, a ile można powtarzać, że wy gut, ona nie gut? :)
OdpowiedzUsuńBędę tęsknić, ale strasznie się cieszę, że wracacie! :D Podbijam Delirium, okropna, okropna ksiunżka, idealna do waszej analizy!
Ale czekajcie, że jaka niby wojna? Z kim? Nie, po kolei...
OdpowiedzUsuńRozstajemy się z Cass, co trochę mnie smuci, bo w porówaniu do Zmierzchu i Intruza, ta trylogia była cukierkowa i naiwna, nie ubolewałam tak nad przekonaniem autorki o niższości ludzkiej rasy, ale wiadomo - co innego Meyer, a co innego Cass.
Kurde, takiej Mary Sue, jaką była America i Iladian, to nawet Meyer nie stworzyła. Belka, o dziwo, miała jakiś charakter, stawiała się, a te dwie według schematu - oczywiście, że bohaterka musi być wredna dla tru loffa i robić mu na przekór. Ale obie autorki mają rzadki dar wprowadzania tysiąca statysów. Ale dosyć porównywania tych dwóch uniwersum!
Chciałabym tak ogólnie dodać, że Wasze analizy "Rywalek" i dalszych części czytałam słuchając "Symphony" Zary Larsson, a co za tym idzie, włączając tę piosenkę, mam przed oczami cukierkowy świat Cass. Super. Zepsułam sobie pogląd na piosenki.
Teraz czas skomentować dzisiejszą analię.
Natalie - mówicie, że ona tańczyła na stole. Serio? Robiła to? Nie kojarzę takiego zdarzenia xD Tak w sumie to nawet nie wiem kim ona jest, znam tylko imię, nie wiem kiedy odpadła. Szkoda, że poznaliśmy ją "lepiej" tylko dzięki tym materiałom dodatkowym.
Elise - tu już Cass przedstawiła tę postać lepiej, ale tylko trochę, bo też mało o niej wiem. Ot, kandydatka z Azji, która ma znajomości - sprawy polityczne i te sprawy. A teraz czas powrócić do sprawy wojny. Elise dowiedziała się, że Clarkson sfałszował(?) wojnę w Nowej Azji. A ja nawet nie pamiętam tej wojny, żadnej wzmianki o niej. Tyle wiem, że byli rebelianci. To wina mojej słabej pamięci, czy umiejętności pisarskie i niekonsekwencje w prowadzeniu wątków Cass?
Kriss - nie współczuję jej. Głupia, ślepo zapatrzona w idiotę dziewczyna. Ale to też potęguje moją niechęć do Maxona. A co jeśli Kriss okazałaby się słabą królową, lud by ją znienawidził, a to pogorszyłoby sytuację w kraju? Maxon chciał ją wybrać tylko ze względu na zemstę na Americe. Ja rozumiem, emocje, szok, ale cholera, idioto, przyszłe losy kraju zależą od ciebie, rusz głową! Żadna z kandydatek, a już najbardziej America i Kriss, nie udowodniła, że nadaje się do wspólnego rządzenia krajem! Dobra, jedna niekompetenta osoba na tronie, to jeszcze pół biedy, druga może jakoś wszystko ogarnąć, ale dwóch debili z koroną na głowie? Clarkson się w grobie przewraca...
Wywiad z Cass:
Pytanie 1 - to śmieszne, że autorka jest zaskoczona obrotem spraw i działaniami bohaterów w jej własnych książkach. Myślałam, że to ona jest za to wszystko odpowiedzialna, a nie twory jej wyobraźni.
Pytanie 3 - nie, autorko, Amberly nie jest doskonała. (a te "martwa" to co to właściwie jest?) To tylko jedna z wielu pustych postaci, którą mamy wielbić, bo Ty tak chcesz. Niestety to "Królowa" przypadła mi do gustu najbardziej i chciałabym przeczytać całą historię Amberly...
Pytanie 4 - heh, a Cass nadal próbuje nas przekonać do tego, że Clarkson to zły człowiek był :D Jedyna myśląca, pracująca i martwiąca się o królestwo osoba? Złe! Złe! Szybko, niech zrobi coś okropnego, żeby czytelnicy przypadkiem go nie polubili!
Nie wiem, jak Wy, ale ja to bym wolała, gdyby Iladian skończyła w związku z Ahrenem :D Nie tylko jakaś prawdziwa akcja, ale j całkiem uzasadniona i przedstawiona w czynach miłość. Ostateczny wybranek tej idiotki był taki... bleh. Już nawet syn Marlee byłby lepszy.
Co do analiz kolejnej książki, cieszę się, że nie będzie to Grey, bo bym chyba umarła... Mam cichą nadzieję na Michalak i jej Kroniki Ferrinu :D
Dziękuję za dużą dawkę śmiechu i miło spędzone zarwane nocki. Pozdrawiam!
Hurra, mniejsza z tym, co będzie następne, grunt, że będzie! Z moim komentowaniem różnie bywało, ale w każdym razie wiernie śledzę Wasze analizy jeszcze od czasu Zaćmienia i bardzo się cieszę, że to nie koniec :D Dziękuję za trzy lata (aż tyle? łaa, kiedy to zleciało...) dostarczania nam wszystkim rozrywki użeraniem się z Amisią i spółką i życzę Wam miłego i zasłużonego odpoczynku przez wakacje :D
OdpowiedzUsuńSzczerze powiedziawszy zawsze uważałam "Rywalki" (i całą resztę serii) za wątpliwej jakości dzieUo, mimo to dopiero po przeczytaniu Waszych analiz zdałam sobie sprawę, że w tym universum bezsens na bezsensie bezsensem pogania. Analizy czytałam że prawdziwą przyjemnością - są o wieeeeele zabawniejsze, sensowniejsze i bardziej wciągające od twórczości Cass.
OdpowiedzUsuńA.
PS Życzę udanych wakacji (co prawda nieco poniewczasie, ale Waszego bloga zaczęłam czytać dopiero niedawno), a jako materiał na nowe analizy polecam "Akademię smoków" Anny Macek (najbardziej idiotyczna, absurdalna i najeżona największą ilością błędów książka, jaką czytałam), oraz "Fałszywego księcia" Jennifer A. Nielsen (zakończenia można się z łatwością domyślić z notki zamiszczonej z tyłu książki).
Do zobaczenia w październiku:D
Łezka się w oku zakręciła, niecierpliwie czekam do września - wierna czytelniczka
OdpowiedzUsuńCo do wojny – akurat zrozumiałe jest wywołanie wojny na zewnątrz w celu odwrócenia uwagi od sytuacji wewnętrznej, która się sypie. Ale… parafrazując Sun Tzu, wroga sobie wybierasz, więc raczej powinien to być taki wróg, którego można szybko pokonać i odtrąbić sukces albo taki, którego można obarczyć winą za kryzys wewnętrzny. Wybór Nowej Azji (bez dodatkowych danych) był absurdalny, bo Ilea nie była w sile do rozbudowywania imperium, ani też nie musiała prowadzić działań obronnych. Clarkson w kraju już miał rebeliantów. Jeśli pozorowana wojna się nie sprawdziła, to raczej powinien chcieć zakończyć działania wojenne albo chociażby zamrozić jako wojnę pozycyjną, aby część armii ściągnąć i skierować na obozy rebeliantów. Tutaj America mogłaby świetnie zaplusować, gdyby sojusz z Włochami wykorzystała w sensowny sposób.
OdpowiedzUsuńTrudno bohaterom Kiery kibicować, bo wszyscy hołdują poglądom, że wszystkie decyzje „pochodzące od serca” są czyste i piękne, a kierowanie się logiką i rozumem jest podejrzane i interesowne, a przez to niegodne jej kryształowych bohaterów. Dlatego tak trudno utożsamiać się z „pozytywnymi bohaterami” i tak naturalnie przychodzi kibicowanie Clarksonowi (któremu wychodzi różnie, ale chociaż próbuje).
Nie komentowałem, bo nadrabiałem braki w Waszych analizach, w tym w analizie „Intruza”, która była świetna. W ogóle Wasze analizowanie to kawał świetnej roboty!
Shiren.
Jestem nowa na waszym blogu, ale nie mogę się doczekać września! Chcę również zapytać, czy znacie książkę "Uwięzione" autorstwa Natashy Preston? Ja znam. I czytałam.
OdpowiedzUsuńBoziu ;-;
Toto jest okropne.
Rozważyłybyście zanalizowanie jej? Pięknie proszę i żegnam "Rywalki" z łezką w oku!
Wasze analizy z Cassoversum przyniosły mi wiele śmiechu! Naprawdę, łezka się w oku kręci, gdy przychodzi się z nimi pożegnać :) Cieszę się, że będą kolejne - kiepskich ksiażek raczej nie zabraknie :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Isil
Dziewczyny, jesteście wielkie. Już ostrzę sobie zęby na przedzieranie się z wami przez kolejne uniwersum (niechby i to było nawet Michalakwersum), a tymczasem... mały przerywnik, tym razem nie mój, do tego po angielsku. Przyznam się, że przy lekturze tego ze śmiechu uroniłam kryształową łzę.
OdpowiedzUsuńhttp://m.wikihow.com/Be-a-Mary-Sue
Ta dziewczyna na rysunku nawet trochę przypomina modelkę Amisi! Pszypadeg?
UsuńMaryboo
Nie sondzem.
UsuńCass nie stworzyła na kartach swojej powieści pracowitego, odpowiedzialnego faceta, Cass stworzyła nieprzemyślaną, źle skonstruowaną postać. Te braki w Clarksonie wynikają natomiast z tego że autorka ma bardzo niskie zrozumienie ludzkiej psychologii jak i dlatego, że Cass nie zależało na tym, żeby ta postać była wiarygodna. Cass nie widziała żadnego powodu, aby dokładniej się zastanowić nad tym bohaterem czy go przemyśleć. Wg niej Clarkson spełnia swoją rolę złego i okrutnego ojca/władcy, więc po co się zastanawiać nad tym, że zachowanie i działania tej postaci nie mają żadnego logistycznego sensu i są psychologicznie nieprawdopodobne. Zachowanie Claksona popycha fabułę do przodu i daje przeciwwagę dla głównej pary gołąbków, więc po co się zastanawiać nad tym, czy ma ono sens.
OdpowiedzUsuńI nie, opisy w książce nie ukazują rozsądnego człowieka, tylko niedorobionego bohatera, nad którego osobowością i motywami autorce nie chciało się zastanawiać dłużej niż dziesięć sekund. Postacie nie są w stanie myśleć i czuć niczego, czego autor sobie nie wyobrazi i świadomie nie napisze.
Lubiłam wasze analizy, ale takie przypisywanie postaciom (szczególnie Clarksonowi) cech i zachowań które wynikają ze złego warsztatu i braku umiejętności autora, a nie są przez niego świadomie pokazane tak mnie zniechęciło, że jakiś rok temu przestałam zupełnie wchodzić na waszego bloga.
Czekam na wieści o waszej nowej analizie, ciekawi mnie co tym razem weźmiecie na warsztat.
Przyznam szczerze, że nie rozumiem.
UsuńTak, Cass wielokrotnie udowadniała na przestrzeni serii, że nie umie w logikę, psychologę i życie jako takie, w związku z czym idee i produkt finalny mocno jej sę rozjeżdżają. W związku z owym problemem Clarkson jest pracowitym, odpowiedzialnym facetem, który stara się wychowac syna - pierdołę na króla - a to, że jest to czysty wypadek przy pracy, to już inna para kaloszy. To, że Cass nie chciała wykreować Clarksona na jedyną myślącą osobę w tym cyrku,a na chodzącą Apokalipsę, nie jest moim problemem, skoro ostatecznie nic nie wyszło z jej podstępnego planu. Dlaczego miałabym nie komentować rozjazdów między wizją autorki a produktem końcowym, skoro są one widoczne gołym okiem?
Maryboo
Co do wojny: Mnie to podjeżdża trochę 1984, Oceania zawsze w stanie wojny czy to z Eurazją, czy Wschódazją, w sumie nie miało to znaczenia - ale dzięki temu partia mogła usprawiedliwić reżim, no bo prawda, panie tego, bronimy się przed tymi złymi Innymi. I ta wojna zupełnie nie miała żadnego sensu praktycznego, bo wiadomo było, że i tak żadne z mocarstw nie zdobędzie przewagi, walki toczyły się też na terenach raczej nieistotnych.
OdpowiedzUsuńNo, tylko trochę wątpię, żeby Kiera to miała na myśli pisząc swoje, ekhu ekhu, wiekopomne dzieło...
A tak poza tym - kocham Wasze analizy tak bardzo! Mam nadzieję, że obie cieszycie się właśnie spokojnym, zasłużonym odpoczynkiem :)
Do następnego starcia z (po)tForami!
drfluff
Wasze analizy to absolutne mistrzostwo, macie świetne, cięte i trafne w punkt komentarze. Oby tak dalej i do października! :)
OdpowiedzUsuń