niedziela, 2 lipca 2017

Pokojówka



Dzisiejszy odcinek będzie nuuudny. Naczekaliście się, a tutaj takie bzdety. No nic, to w końcu Cass, co zrobić? Rozdział traktuje o Lucy, a więc i o Aspenie, bo o czym innym ałtorka miałaby pisać, jak nie o romansie. Nie zobaczymy jednak, rzecz jasna, w jaki sposób rozwijało się uczucie między Lucy i Ośrodkiem. Kiera jest na to za leniwa. Lucy i Ośrodek mają za sobą pierwsze buziaki, mizianka i wyznania. Jak pamiętamy z „Jedynej”, problem polega na tym, że podczas ich pobytu w lepiance Singerów, gdzie zostali wysłani z Amisią po śmierci Shaloma, wyszła na jaw tajemnica związku Legera z rudą małpą. Lucy jest więc przygnębiona, a Ośrodek stara się naprawić sytuację, mówiąc Amisi o jego uczuciach do jej pokojówki.


- Dlaczego mi nie powiedziałeś? – zapytałam Aspena szeptem, ledwie słyszalnym w szumie samolotu.
Nagle znowu stał się kimś nieosiągalnym. Mogłabym wymienić wiek i przyzwyczajenia wszystkich jego braci i sióstr, opowiedzieć, skąd wzięła się długa blizna na jego ręce i omówić ze szczegółami, jak bardzo brakowało mu ojca. Ale teraz, gdy znałam prawdę, wszystko to wydawało mi się fałszywe. Mimo trzech tygodni bezustannych rozmów i ukradkowych pocałunków było tak, jakbym w ogóle go nie znała.

Kiedy oni mieli czas na te dłuuugie, głębokie rozmowy, gdy oboje mają dość zajmującą pracę? Może Dziura Fabularna, w której znika Lucy, ma zakrzywioną czasoprzestrzeń?

Skubałam materiał mojego stroju pokojówki. Po tych wszystkich pięknych sukienkach, jakie nosiłam w domu Singerów – nawet starych ubraniach panienki – teraz wydawał mi się zbyt sztywny.

Rzeczywiście bida u Singerów, aż piszczy, skoro Amisia miała w domu sukienki, którymi zachwyca się Lucy.

– Obawiałem się, że będziesz się czuła niezręcznie.

Cóż, ukrywanie tego było jeszcze durniejszym pomysłem, jeśli miał zamiar spotykać się z Lucy na poważnie. No chyba że była cały czas tylko planem B.

– Wiedziałam, że miałby mi do powiedzenia coś więcej.
Zazwyczaj był tak pewny siebie – to była jedna z rzeczy, które mnie w nim pociągały i jedna z największych różnic pomiędzy nami. Pod wieloma względami uważałam, że jesteśmy podobni. Oddani aż do przesady, często niedoceniani przez otoczenie, ponieważ potrzebujemy czasu, by sformułować opinię, zawsze trzymamy jakąś część siebie w ukryciu. Ale on wierzył w siebie i był odważny, skłonny do ryzyka. Ja też chciałam być taka. Równie odważna, jak lady America. Jego pierwsza miłość? Gdy zaryzykowałam szybkie spojrzenie, na jego twarzy malowało się rozczarowanie.
– Zakochanie się w tobie było ostatnią rzeczą, jakiej się spodziewałem – powiedział. – Raz już straciłem kogoś, kto był ważny dla mnie.

Przez własną, nierozcieńczoną głupotę. Teraz w sumie też nie jesteś wiele mądrzejszy, biorąc pod uwagę, jak zachowujesz się w stosunku do Lucy.

Lucy ma wielki żal do Ośrodka, bo ona zwierzała mu się z wielu rzeczy, jak m.in. historia jej pierwszej miłości, a on nie powiedział jej o tak ważnej sprawie. Lucy ma dość wymówek Aspena, więc zadaje mu jedno proste pytanie, czy kocha jeszcze Amisię. Dziewczyna nie chce żadnego czarowania, tylko całej, nawet bolesnej prawdy.


– Myślę, że jakaś część mnie zawsze będzie ją kochać. Nie potrafię powstrzymać impulsu, by za nią walczyć, by ją ratować. Nie wiem, czy to miłość w znaczeniu romantycznym, ale wiem, że to szczere uczucie. Wiem też, że kiedy książę się z nią ożeni, czego jestem już pewien, nie zniosę tego dobrze. Ponieważ trudno jest patrzeć, jak ktoś, kogo się pragnęło, znika.
Pochyliłam głowę. To oczywiste.
– Ale wiem też – ciągnął – że gdyby ona chciała znowu ze mną być, codziennie przypominałbym sobie tę chwilę i zastanawiał się, jakby to było, gdybym wybrał ciebie. W jej przypadku potrzeba było całych lat, by miała na mnie wpływ. Tobie wystarczyły tygodnie.
Poczułam, że policzki mi poróżowiały. Tak bardzo pragnęłam uwierzyć, że on przywiązał się do mnie tak samo mocno, jak ja do niego.
– Czy ona spróbuje? Czy poprosi, żebyś do niej wrócił? – W domu lady America krzyknęła, że jej związek z Aspenem to przeszłość. Ale jeśli to było prawdą, dlaczego oboje tak się denerwowali na samą wzmiankę o tym?
Zastanowił się.
– Nie. Ona wyjdzie za księcia.
Pochyliłam się do niego.
– Wybór należy do jego wysokości, a nie do niej. Zakładasz, że książę Maxon się jej oświadczy. A jeśli tego nie zrobi? Czy wtedy będzie chciała do ciebie wrócić? Czy ma powody wierzyć, że będziesz na nią czekać?

Ja myślę, że tak. Amisia bez uwielbiającego ją kartonowego kolesia nie czuła by się dobrze. Dlatego jestem przekonana, że w przypadku fiaska z Maksiem natychmiast rzuciłby się z powrotem na Ośrodka. Wszak lepszy wróbel w garści niż gołąb na dachu.

Widziałam w jego oczach, że nie chciał odpowiadać na to pytanie. W końcu skinął głową. Cofnęłam się i wcisnęłam głębiej w oparcie fotela. Anne miała rację. Za wysoko mierzyłam.
– Lucy – poprosił. – Lucy, popatrz na mnie.
Jego głos był czuły, pełen łączących nas tajemnic. Błagał mnie, bym nie rezygnowała, a ja przypominałam sobie wszystko. To, jak potrafił mnie rozbawić, i dotyk jego palców, muskających moje policzki. Słodki i szorstki dźwięk jego głosu w moim uchu i szybkie mrugnięcia okiem, które rzucał mi na korytarzu.
Zebrałam wszystkie siły, jakie miałam, żeby na niego spojrzeć.
– Prosiłabym, żeby nie rozmawiał pan ze mną tak poufale. Nie chciałabym wchodzić w bliską znajomość z zajętym mężczyzną.

Dobrze, że Lucy pokazała odrobinę dumy, nikt nie chce być panienką na wszelki wypadek. Nie żeby jej przekonanie utrzymało się długo, wszak Cass coś takiego uważa za prawdziwą miłoźdź, więc wszystko inne z nią przegra, ale trzeba oddać Lucy, że chociaż przez chwilę starała się nie być wycieraczką.

Odetchnęłam kilka razy z trudem i walczyłam, by się opanować. Spojrzałam w okno, na zachód słońca, który ścigaliśmy w drodze powrotnej do pałacu. Nie chciałam myśleć o tym, jak skomplikowane będzie odtąd nasze życie pod jednym dachem, więc skupiłam uwagę na bieżącej chwili. Jeśli będę się koncentrować na każdej minucie, przetrwam je wszystkie.
– Lucy – błagał. – Obiecuję, że to naprawię. Naprawię to teraz.
Usłyszałam, że wstaje i z szeroko otwartymi oczami patrzyłam, jak podchodzi do panienki. Teraz? O czym, na litość boską, chciał z nią rozmawiać teraz? Czy zamierzał jej powiedzieć o nas? Czy ona mnie znienawidzi? Nie, nie zrobiłaby tego. Towarzyszyłam jej od miesięcy. Opiekowałam się nią, gdy się skompromitowała i gdy straciła najlepszą przyjaciółkę.

Cóż to moje oczęta widzą? Ktoś wśród bohaterów pozytywnych otwarcie przyznaje, że Amisia się skompromitowała? A żeby to tylko raz…
Niestety ten przebłysk szczerości musi być zrównoważony przez wywód o zajebistości ałtorkowej kukiełki.


Oddałabym za nią życie, a ona zrobiłaby to samo dla mnie. Żadna inna kandydatka nie pomyślałaby o tym, żeby zabrać swoje pokojówki do schronu przeznaczonego dla rodziny królewskiej. Lady America nawet się nad tym nie zastanawiała. Tego wieczora, gdy przedstawiała swoją prezentację, położyłam jej głowę na ramieniu. Ubierała mnie w swoje rzeczy jak siostrę. Broniła mnie. Moje serce wezbrało nieprzytomną nadzieją – panienka może się cieszyć moim szczęściem.  Przez jedną cudowną chwilę spodziewałam się wszystkiego, co najlepsze. Może niepotrzebnie się zamartwiałam?

Niestety, jak pamiętamy, Kiera nie miała zamiaru udowodnić w tej scenie, jaka to wspaniałomyślna jest Amisia i jak dobrze życzy Lucy i Ośrodkowi. Ze względu na absolutny brak napięcia, ałtorka postanowiła użyć oklepanego zabiegu pt. brak komunikacji.  Owszem, Leger chce wyjaśnić sytuację Amisi, ale ta nie daje mu dojść do słowa, bo jest zbyt zajęta sobą i tym, że ma zamiar wyjawić Maksiowi swoje sekrety i robi z tego powodu w gacie. Poza tym jest przekonana, że Ośrodek będzie ją kochał po wsze czasy i dziewucha nie wie, co z tym fantem zrobić, skoro jednak chce wyjść za księcia. A skoro ona ma dylematy, to lepiej niech nikt jej nie przeszkadza, spadaj Ośrodek na drzewo.  A Leger, dupa wołowa, podkula ogon i ucieka, zamiast doprowadzić wszystko do końca, jak należy. Dlatego musisz sobie dać na wstrzymanie, Lucy, bo twój facet to pierdoła, a twoja ukochana pańcia to suka. Do the math.


Usłyszałam ciężkie westchnienie, gdy ktoś usiadł. To był Aspen, rząd za mną i po drugiej stronie przejścia. Nie patrzył na mnie. Nie udało mu się. Czyli nie był wolny. Podobnie jak ja.

Z powodów, które podałam powyżej. Cóż, poczekaj, moja droga,  aż dopadnie ich karma. Ale będzie ubaw.

Po przyjeździe do pałacu trzymałam się za panienką, wdzięczna, że ktoś inny odebrał od niej płaszcz. Obawiałam się, co mogłaby wyczytać z moich oczu, gdybym podeszła za blisko. Aspen odszedł na bok, by porozmawiać z jakimś oficerem, a lady America została poproszona na przyjęcie powitalne. Nikt nie zauważył, gdy wślizgnęłam się do Sali Wielkiej. Mogłam stamtąd wyjść bocznymi drzwiami na korytarz i na nowo stać się niewidzialna.  Starałam się opanować rozczarowanie. Przynajmniej miałam dom. Mój ojciec wciąż był ze mną.
Dwa razy w życiu zakosztowałam miłości – żadna nie przetrwała, ale to i tak było więcej, niż kiedykolwiek dostały Mary czy Anne. Powinnam być wdzięczna losowi. Ale byłam naprawdę zmęczona wdzięcznością za tak nijakie życie.

W sumie nawet chętnie poczytałabym sobie o zmęczonej swoim losem, nawet odrobinę zgorzkniałej Lucy, której udaje się zmienić swoją życiową sytuację, ale nie przez zaklepanie sobie chłopa, tylko dzięki własnej sile, determinacji i inteligencji. Ale po co? Lepiej dokleić dziewczynie jakiegoś kolesia i już jest cudownie.

Zeszłam na dół i zobaczyłam, że świetlica dla służby stoi pusta. W końcu zostałam sama. Usiadłam w jednym ze starych foteli, rozchwianym i wytartym, i pozwoliłam sobie na łzy. Ukryłam twarz w dłoniach, starając się jednocześnie zatrzymać i wyrzucić z siebie wszystko. To naprawdę bolało. Bolała myśl o jego ustach na moich wargach, o wszystkich możliwościach, o których szeptał do mnie w ciemnych pokojach. Wydawał się tak bardzo prawdziwy, na wyciągnięcie ręki. Ale tylko się oszukiwałam. Jakie łatwo było się go uczepić po tylu latach beznadziejnego smutku, jak lśnienia Gwiazdy Polarnej w nocy.
Najzwyczajniej w świecie nie było mi to pisane. Nie komuś takiemu jak ja. To nie miało znaczenia. Najwyższy czas, by pozbyć się tej nadziei, której się kurczowo trzymałam, i pogodzić się z tym, co mnie czeka. Będę pracować jako pokojówka, aż przestanę być dość ładna lub dość sprawna, by pokazywać się w pałacu. Gdy tak się stanie, dołączę do praczek. Będę się zajmować tatą aż do jego śmierci, a potem poświęcę życie służbie koronie. Tylko tyle mi zostało.
– Lucy.
Podniosłam gwałtownie głowę. Aspen podkradł się do mnie niepostrzeżenie. Otarłam łzy, wstałam i skierowałam się do kwater pokojówek.
– Proszę, zostaw mnie w spokoju. Tylko wszystko pogorszysz.
– Próbowałem z nią rozmawiać, ale ona boi się spotkania z Maxonem. Nie była gotowa, by mnie wysłuchać. Rano powiem jej jasno, że dla mnie wszystko jest skończone.

Buahahahaha. Rano to dopiero będą jajca.


– Jeśli w ogóle ci na mnie zależy, nie rób mi tego. Wiesz, że już dostatecznie dużo przeszłam. Nie potrzebuję kolejnych kłamstw.
Zdążyłam przejść do połowy sali, gdy Aspen złapał mnie za łokieć i zmusił, żebym się do niego odwróciła.
– To nie jest kłamstwo, Lucy.
Chciałam wierzyć w to, że w jego oczach jest tylko prawda. Ale jak mogłam, skoro ukrywał wszystko przede mną – i raz już obiecał, że to naprawi, ale nie zrobił tego?

Cóż, też bym była niezbyt pozytywnie nastawiona do całej sytuacji. Ośrodek właściwie zrobił Lucy to, co Amisia jemu, czyli jechał na dwa fronty, czekając, jak potoczą się Eliminacje. Lucy to dla niego ewidentnie plan B, obojętne, co teraz pierdzieli, żeby zachować twarz. Amisia będzie z Maksiem, to on zadowoli się myszowatą pokojówką. Ech, on i Amisia są siebie warci, mają podobne podejście do związków.

– Znienawidzę cię na zawsze za to, że złamałeś mi serce – oznajmiłam. – Ale wiesz, co jest jeszcze gorsze?
Aspen potrząsnął głową.
– Że będę cię też zawsze kochała. Uratowałeś mi życie. Zapadałam się w sobie, a ty to powstrzymałeś. To jest najgorsze.
Patrzył na mnie, zdumiony.
– Jak? W jaki sposób cię uratowałem?
Wzruszyłam ramionami.
– Samym tym, że byłeś. Oboje straciliśmy jedno z rodziców i musieliśmy sobie radzić, nie mając praktycznie nic. Widzieliśmy z bliska rebeliantów. Byliśmy zmuszeni trzymać tak wiele rzeczy w tajemnicy. Ale ty nie pozwoliłeś, by cię to przygniotło. Pomyślałam, że skoro ty potrafisz być silny, ja także to potrafię.
Spojrzałam ukradkiem w górę, nienawidząc samej siebie za to, że tak pragnę zobaczyć jego twarz. Nie spodziewałam się, że będzie miał łzy w oczach.
– Moja mama była Czwórką – wyznał. – Poświęciła wszystko, żeby być z moim tatą. Czasem opowiadali o początkach swojego małżeństwa, kiedy byli bezdomni, i uśmiechali się przy tym. – Potrząsnął głową, a kąciki jego warg niemal uniosły się w uśmiechu.
– On dla niej dawał z siebie wszystko. Nosił buty z dziurawymi podeszwami, ale mimo to potrafił jej kupować pomarańcze. Uwielbiała pomarańcze. Gdy powinna była pracować, ale chorowała, wykonywał pracę jej i swoją, nawet jeśli przez to całymi dniami nie miał czasu na sen. A co mam powiedzieć o mamie? Rodzina się jej wyrzekła. Zamieniła czyste, bezpieczne życie na mieszkanko pełne dzieci. Potem tata umarł, a ona nadal się dla nas poświęcała.

Może mam serce z kamienia, ale dla mnie to nie jest romantyczne, tylko smutne i głupie. I tak ledwo wiązali koniec z końcem, dobili się jeszcze gromadką dzieci i to było taaakie piękne. Szczególnie jak te dzieci chodziły głodne.

Urwał, być może żałując jej lub swojego ojca. A może żałując siebie. Widok jego lekko drżącej wargi był dla mnie nieznośny i zanim zdołałam się powstrzymać, zaczęłam znowu płakać.
– Dlatego znam tylko taki rodzaj miłości. Gdy kogoś kochasz, poświęcasz dla niego wszystko.

Nawet jeśli twoja wybranka spadnie o kilka klas i będzie przymierać do końca życia głodem, będzie zapracowana i ledwo żywa. A jak ci się zejdzie z tego łez padołu, to będzie miała jeszcze gorzej. To jest dopiero miłość.

- A ja nie chcę, by ktoś robił to dla mnie – powiedział stanowczo i stuknął się palcem w pierś. – Chciałem być bohaterem. Wiecznie się o to kłóciliśmy z Americą. Ona była gotowa zejść dla mnie do niższej klasy, ale ja nie mogłem na to pozwolić. Chciałem być jedyną stroną, która coś z siebie daje, stara się, chroni drugą.

I wyszedłeś na kompletnego idiotę. Nic dziwnego, takie podejście do związku jest wybitnie niezdrowe. Chociaż w sumie wątpię, żeby Amisia chciała coś z siebie tak naprawdę dawać na dłuższą metę, więc może i by do siebie pasowali. On by tyrał, a ona by miała fochy, że w domu za mało cytryny.


- I okazało się, że udało mi się to wszystko, chociaż nic nie zrobiłem. – Uniósł ramiona i pozwolił im opaść, jakby był bardzo zmęczony. – Pewnie nie masz pojęcia – mruknął cicho – ale zrobiłaś dla mnie to samo.
Jego sylwetka była rozmazana przez łzy w moich oczach.
– Jak to?
Splótł palce z moimi palcami.
– Codziennie mówisz albo robisz coś, co każe mi się nad sobą zastanowić, zmienia mnie. Wydaje ci się, że chodzisz, Lucy? Ja widzę, jak latasz. Widzisz siebie w stroju pokojówki? Ja widzę cię w pelerynie. Jesteś bohaterką, cichą, ale najprawdziwszą.

LOL. Sorry, na nic bardziej konstruktywnego mnie w tej chwili nie stać.

Widocznie strategia Ośrodka polegająca na lizodupstwie i porównywaniu do Supermana daje świetne rezultaty. Lucy przestaje się boczyć i wybacza Legerowi granie na dwa fronty.


– Kocham cię, Aspenie. Jestem tego pewna bardziej niż czegokolwiek innego. Ale nie mogę z tobą być, jeśli nadal coś cię łączy z lady Americą.
Skinął głową.
– Powiedziałem, że zawsze będzie mi na niej zależeć, i mówiłem szczerze. Byliśmy za blisko, żeby miało być inaczej. Ale wszystko, czym jestem, należy do ciebie. Obiecuję ci: jutro rano, choćby się waliło i paliło, wyjaśnię to wszystko.

Muahahahahahahahahaha!!!

Lucy wierzy Ośrodkowi jak dziecko. Jest cudnie. Gołąbeczki zaczynają radośnie wymieniać ślinę ze szczęścia, ale niestety z cienia wyskakuje gwardzista Avery – cockblocker extraordinaire.

– O, dobry wieczór, gwardzisto Avery – zająknęłam się, odsunęłam się od Aspena i wygładziłam sukienkę. – Gwardzista Leger i ja… my… no…

- My tutaj uprawiamy kartonowe romanse, no, ten tego…

Avery’emu nawet brewka nie pyknie, albowiem oczywiście do dawna wiedział, co się święci. Szkoda, że Cass tak naprawdę niczego nam nie pokazała. No ale przecież jedno zdanie wystarczy, żebyśmy uwierzyli w płomienny romans tej dwójki.


– Idziesz się położyć? – zapytał go Aspen.
Avery zamachał rękami.
– Nie widać? Wszyscy jesteśmy na służbie. Zapomniałem paska, więc idę po niego i zaraz wracam na posterunek. Rano zostanie ogłoszona zwyciężczyni, więc wszyscy są na nogach.
Zasłoniłam usta, jednocześnie zaszokowana, podekscytowana i przerażona. Jutro będziemy mieć nową księżniczkę!

Taa, wiemy, jak ta farsa się potoczy…

– Wiem, że właśnie wróciłeś, ale masz w nocy wartę pod pokojem lady Ameriki. – Avery poklepał Aspena współczująco po ramieniu, a potem poszedł dalej i po chwili znalazł się poza zasięgiem słuchu.
Aspen popatrzył na mnie.
– To chyba znaczy, że będę mógł się tym zająć szybciej, niż przypuszczałem.

Ehehehehehehehehehehehehehehe!!!

Roześmiałam się z poczuciem, że nic mnie już nie trzyma – ani pałacowe ściany, ani łaty na sukience.
– Kocham cię, Lucy. Zaopiekujesz się mną, jeśli ja zaopiekuję się tobą?
To nie była obietnica, ale zaproszenie. Skinęłam głową, przyjmując je i robiąc pierwszy krok w przyszłość jaśniejszą, niż którekolwiek z nas mogło się spodziewać.

I to koniec na dzisiaj. Beznadzieja, prawda? Cóż, z pustego i Salomon nie naleje. A za tydzień oficjalnie i na forever żegnamy się z Cassolandem. Nawet jeśli Kiera napisze jeszcze kiedyś 15 tomów o wnuczkach, prawnuczkach i praprawnuczkach Amisi, ja tego nie tknę. Maryboo pewnie też nie. W ostatnim odcinku materiałów dodatkowych wywiad z aŁtorką i dalsze losy dziewcząt z Elity.

Do zobaczenia!

Beige

18 komentarzy:

  1. Dzisiejszy odcinek będzie nuuudny.
    O Celeste lepiej mi się czytało,ale nie jest nudny.
    Może mam serce z kamienia, ale dla mnie to nie jest romantyczne...
    Dla mnie też.Nie chciałabym,że mój facet chodził w dziurawych butach ani się zapracowywał bez snu.Bzdurny romantyzm.
    A za tydzień oficjalnie i na forever żegnamy się z Cassolandem.
    O rany!Będzie mi tego brakowało!
    Dzięki wielkie za analizę!

    Chomik

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawiasem mówiąc, tatuś Aspena zapracowywał się tak, że jak przyszło co do czego, nie mieli żadnych zaskórniaków na jego leczenie, co każe mi sięzastanawiać, czy to małe Legerątka były tak żarłoczne, czy też facet wbrew legendzie nie harował aż tak ciężko...(wszak nawet Aspen odłożył te nieszczęsne jednocentówki!).

      Usuń
  2. Boru, co za świństwo, traktować drugiego człowieka jako plan B. O ile w przypadku Maxona, który teoretycznie powinien był ożenić się "politycznie", jakoś rozumiem myślenie "nawszelkiwypadek", ale tutaj...
    W tym toposie tyrającego na śmierć faceta, jedynej strony, która chroni i utrzymuje, widzę stereotyp żywiciela rodziny. Ja tam uważam, że w związku obie strony powinny zarabiać na utrzymanie swoje i gospodarstwa domowego, i nie dzielić obowiązków na zasadzie "ty jesteś gosposią a ja przynoszę szajs", no ale ja jestem zUą feministką. Ok, może nadinterpretuje, że w przypadku małżeństwa z Ośrodkiem na Amisię spadłyby wszystkie obowiązki domowe, ale jeśli facet miał zamiar pracować od rana do nocy, to średnio go widzę przy gotowaniu obiadu, praniu, sprzątaniu itd. Ja wiem, że oboje wychowali się w rzekomo dystopijnym społeczeństwie, ale wiemy dobrze, że wieeele przemyśleń i zachowań w Cassoversum nie pasuje do dystopii. Zatem ten topos faceta jako jedynej osoby zarabiającej w ubogim małżeństwie i nieodpowiedzialnego bębnienia gromadki dzieci TO NIE JEST efekt patriarchalnego lub szowinistycznego społeczeństwa, tylko romantyczna wizja Cass. W "żyli biednie, ale szczęśliwie" nie o to chodzi, Kiera.

    OdpowiedzUsuń
  3. Edit: jeśli ktoś ma ochotę pracować tylko w zakresie obowiązków domowych, a woli pozostawić pracę zarobkową partnerowi życiowemu, to się nie czepiam. Tylko że tutaj jest to przedstawione tak, jakby takbaardzokochający facet powinien postępować na zasadzie "hej, kochanie, w naszym związku nie musisz zarabiać, ja się tym zajmę". I jakby kobiety (niebędące wdowami /samotnymi matkami)utrzymujące rodziny nie istniały. Po prostu chodzi mi o jakąś minimalną niezależność finansową. Nie wiem, może jestem przewrażliwiona, może nadinterpretuję pewne aspekty Cassoversum.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A już chciałam pisać, że podział na osobę zajmującą się domem i osobę zarabiającą to też podział (a zajmowanie domem to wbrew pozorom dużo pracy), pod warunkiem że obie strony dobrze się z tym czują (i je na to stać), ale widzę że sama zauważyłaś. :)
      Ale faktycznie tekst bardzo daje do zrozumienia, że mężczyzna powinien zarabiać na rodzinę. Co moim zdaniem jest krzywdzące też dla mężczyzn (a może są tacy którzy po prostu lubią sprzątać gotować i zajmować się domem).

      Usuń
    2. Nawiasem mówiąc, Amisia w "Rywalkach" duma nad tym, jak to po ślubie z Aspenem będzie musiała się przekwalifikować, więc wygląda to tak, jakby nie zakładała z automatu roli pani domu (choć pewnie i tak by ją pełniła, wzorem matki Aspena i Magdy, które poza zarobkową pracą miały na głowie całą rodzinę)

      Usuń
  4. To głupie, serio. Cass uważa, że romantycznym jest kochać jedną i tę samą osobę jakąś częścią siebie przez całe życie, ale jednocześnie zakochać się w drugiej. To chore, ja nie mogłabym dzielić się facetem z inną laską, która traktuje go tylko jako plan B w razie, gdyby główny tru laff postanowił jednak nie wybrać jej na swoją żonę. Ale widocznie Lucy (jak i większość kobiet w tym uniwersum) bycie u boku jakiegoś faceta, nawet najgorszego sortu, uważa za priorytet. To... ANI TROCHĘ nie jest romantyczne.
    Myślałam, że jak sobie poczytam Wasze analizy, to ból głowy przejdzie, ale... nie wyszło.
    W sumie dobrze, że to już koniec. Te uniwersum jest bezdennie głupie.
    Tak swoją drogą, czy wiadomo coś o kontynuacji Intruza i Zmierzchu?

    PS Jeśli zamierzacie kontynuować analizy, to polecam serię Katarzyny Michalak, "Kroniki Ferrinu" konkretnie. To jest tak, przepraszam za język, popierdolone...

    OdpowiedzUsuń
  5. Ktoś już analizował.
    http://przyczajona-logika.blogspot.com/search/label/Gra%20o%20Ferrin

    Chomik

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, czytałam, ale jest to zaledwie wierzchołek.

      Usuń
    2. Cóż, za kontynuację - albo raczej fica do właściwej treści - Zmierzchu można uznać Life and Death. O sequelach do Intruza póki co cicho i dobrze, bo strach pomyśleć, jakie to patologie Meyer postanowiłaby promować tym razem...

      Usuń
  6. Naprawdę ciężko uwierzyć, że pisałyście te wszystkie analizy na przestrzeni ośmiu lat, bo w ciągu ostatniego tygodnia przeczytałam wszystkie, począwszy od zmierzchu, na cassolandzie skończywszy. Teraz czuję się, jakbyśmy od lat były przyjaciółkami, niezależnie od tego, jak głupio to brzmi. Dawno nie bawiłam się przy lekturze równie dobrze co przy waszych analizach. Ubieracie w słowa wszystkie te rzeczy, które siedzą - lub powinny siedzieć - gdzieś z tyłu głowy przy czytaniu beznadziejnej książki. Tak pięknie wytykałyście wszystkie obrzydlistwa i patole, które Meyer wciskała do swoich książek, że aż serce mi śpiewało. Oczywiście analizy cassowego lolcontentu też były świetne. Sama nie wiem, czy lepiej mi się czytało na temat tworu, który już kiedys sama przeczytałam - tłajlajt saga - czy może książek, z którymi pierwszy kontakt przeżywałam wspólnie z wami, czyli Rywalek i tak dalej. Ale oprócz tego, ze śmiałam się przy tych analizach jak durna, to sądzę, że sporo się nauczyłam. Wiem już, jakich niedorzeczności unikać w przyszłości w swoim pisaniu, bo niektóre bzdury zdarzało mi się popełnić. Nie muszę chyba wspominać, że również Henio i Miecio zdobyli moje serce (a tak nawiasem mówiąc, to wiele mówi, że widzę ich jaśniej i wyraźniej niż którąkolwiek z kartonowych postaci Cass). Żałowałam również, że przy okazji analizy "Nastepczyni" Jared 2.0 i Brat Samo Dobro nie zostali z nami na dłużej. Chyba teraz za każdym razem, gdy trafię na kiepską książkę i nagle jakiś bohater diametralnie zmieni swoje zachowanie, będę sobie wyobrażać tamtą dwójkę, przenikającą w tle i dosypującą prochy do żarcia.
    Tak czy siak, dziękuję wam serdecznie za tę świetną zabawę, którą nam zaserwowałyście swoimi analizami i mam nadzieję, że będziecie kontynuować to, co robicie, bo jesteście w tym wspaniałe. Zostawiam was dzisiaj z tym chaotycznym komentarzem i czekam niecierpliwie na kolejne analizy. Umieram z ciekawości, co tym razem weźmiecie pod lupę :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak miło dowiedzieć się o nowej czytelniczce ☺ Dziękujemy za miłe słowa!

      Usuń
  7. To ja już łapię, skad Kiera tak leci na Aspericę. Wg niej te jednocentówki, które metaforycznie są odebranym od ust posiłkiem dla małego rodzeństwa Aspena, to jest szczyt romantyczności a'la rodzice Aspena.
    Podczas gdy ja widzę ich jako nieodpowiedzialnych dzieciorobów i aż dziw, że Aspen bezpłodny, inaczej by poszedł w ich ślady.
    Oh, wait. My bad. Przecież to Cassoversum. To na pewno Lucy jest "winna" braku potomstwa.

    Tak czy inaczej ten rozdział idealnie pokazuje chore marzenia Cass. ;( wolałam Celeste.

    Dziewczyny, tak tylko zaznaczę, że jak zwykle czytam z zapartym tchem wszystkie analizy jak tylko się pojawią, tylko rzadziej komentuję. Jeszcze raz wielkie dzięki za dostarczanie mi godziwej rozrywki ;) Mam nadzieję, że nie zrezygnujecie po Cassoversum z analiz. Dla Was nawet próbowałabym przebrnąć Ałtorkasię, aczkolwiek mam nadzieję, że jednak weźmiecie się za coś mniej obrzydliwego.

    Adria

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, Cass dała nam dosyć jasno do zrozumienia w materiałach dodatkowych do KiG, że uważa przeputanie rodzinnego majątku, zbieranego przez dziadków w celu poprawy warunków życiowych wnuków na wypasione wesele oraz następujący po tymże weselu okres głodowania, w czasie którego płodzi się liczne potomstwo za niezwykle romantyczny koncept.

      Usuń
  8. Jak cudownie czytało się o Celeste, jak ciężko o tej dwójce. Drama, bo Aspen nie powiedział o swojej pierwszej miłości. Serio? Jakkolwiek rozumiem wkurzenie i poczucie bycia oszukaną, tak ojaniemogę, to darcie szat i wielkie słowa... Ten żałosny topos miłości, który jest nam wciskany jako coś pozytywnego, dobrego. Niech to zdechnie w zapomnieniu, niech nikt nie bierze przykładu.
    Ale w jednym podziwiam Cass - tyle słów i zero treści. To trudna sztuka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PS czy tylko dla mnie na tych rysunkach wszyscy wyglądają identycznie?

      Usuń
    2. Ja swojego czasu chciałam ogłosić konkurs dla czytelników - znajdź 10 różnic między kartą tytułową "Celeste" i "Królowej".

      Usuń
    3. To jedno, a ja się przyznam, że coś mi zgrzyta w tej sukni, którą ta panna trzyma. Jest narysowana w uproszczony sposób, okej, ale jakoś nie umiem sobie wyobrazić ułożenia drugiej ręki :v

      Usuń