niedziela, 29 marca 2015

Rozdziały I i II


Rozdział 1

Na początku ustalmy dwie rzeczy.

Primo: ten rozdział jest krótki, nudny i traktuje o niczym.

Secundo: ten rozdział jest idealnym odzwierciedleniem tego, z czym będziemy się barować przez najbliższe kilka miesięcy, przebijając się przez 'Elitę”.

Ja wiem – zgodnie z zasadami marketingu powinnam Wam raczej wmawiać, że czekają nas zapierające dech w piersiach przygody i twisty fabularne. Ale przecież i tak rychło zorientowalibyście się, że kłamię, więc po co kreować fałszywą rzeczywistość? „Elita” jest ewidentnym pomostem między „Rywalkami”, w których Cass naszkicowała świat przedstawiony, a „Jedyną”, w której wszystkie wątki zmierzają do (lepszego lub gorszego, ale jednak) zakończenia. Ten tom opiera się głównie na zawirowaniach w naszym trójkąciku miłosnym – i tak, jest to dokładnie tak zajmujące, jak Wam się wydaje.

Ale cóż, nikt nie obiecywał, że będzie łatwo. Bierzemy się do roboty.



„Elita” rozpoczyna się...cóż, w zasadzie nie wiemy, kiedy; Bóg jeden raczy wiedzieć, ile czasu minęło od zakończenia ostatniego tomu. To mogły być trzy godziny lub trzy miesiące – ale bądźmy szczerzy, tak naprawdę nie zrobiłoby to nikomu żadnej różnicy. Na otarcie łez Cass raczy nas takim oto uroczym wstępem:

Przez chwilę leżałam nieruchomo, nasłuchując oddechu Maxona. Coraz rzadziej miałam okazję zobaczyć go, kiedy był naprawdę zrelaksowany i szczęśliwy, więc rozkoszowałam się tą chwilą, wdzięczna losowi, że Maxon wyraźnie czuje się najlepiej, kiedy jest ze mną sam na sam.

Po pierwsze: nie, to nie to o czym myślicie, zbereźnicy, tę książkę czytają dzieci.

Po drugie: Americo, widzę, iż jeśli na tym świecie istnieje cokolwiek stałego, to jest to twe niezmienne przekonanie o kojących właściwościach twojej skromnej osoby.

Dobre Mzimu: 21

Księciu Maxonowi, następcy tronu Illei, zależało na mnie. Powiedział mi to tydzień temu i gdybym tylko potrafiła z pełnym przekonaniem wyznać, że czuję to samo, cała rywalizacja byłaby zakończona.

...Cass, w kategorii „Bycie swoją własną metą” oficjalnie przebiłaś Meyer. Moje gratulacje.

Czasem wyobrażałam sobie, jak wyglądałby świat, gdybym była jedyną dziewczyną w życiu Maxona. Ale Maxon nie należał wyłącznie do mnie. Zabierał na randki jeszcze pięć innych dziewcząt i szeptał im różne rzeczy, a ja nie byłam pewna, jak powinnam to traktować.

Podpowiem ci: jako część teleturnieju, do którego zgłosiłaś się z własnej woli i z pełną świadomością zasad gry. Aha, Americo – jeśli przeszkadza ci obecna sytuacja, to...no cóż...akapit wcześniej sama zaproponowałaś skuteczne remedium.

W dodatku, gdybym przyjęła uczucia Maxona, przyjęłabym także koronę – tę myśl starałam się ignorować.

Nie martw się, nie jesteś sama, autorka przez większość czasu też zdaje się o tym zupełnie nie pamiętać.

...A tak swoją drogą. Niech ci z Was, którzy znają serię, zignorują na chwilę kanon. Amisiu, ty nie walczysz o koronę, a jedynie o PERSPEKTYWĘ korony. Wychodząc za Maxona, zostaniesz księżniczką, albowiem tytuł królowej jest należny matce Maksia, kobiecie w sile wieku, cieszącej się całkiem przyzwoitym (choć nie idealnym) zdrowiem. Czy wam też to – zapewne niecelowe, ale jednak – pomijanie w swych przemyśleniach rodziców księcia nie brzmi cokolwiek...złowieszczo?

Poza tym pozostawał jeszcze Aspen. Właściwie nie był już moim chłopakiem – zerwał ze mną, zanim moje nazwisko zostało wylosowane do Eliminacji – ale kiedy pojawił się w pałacu jako gwardzista, wróciły wszystkie uczucia, które starałam się wyrzucić z serca. Aspen był moją pierwszą miłością, a kiedy patrzyłam na niego… należałam do niego.

Osiołkowi w żłoby dano: 8

Maxon nie miał pojęcia, że Aspen jest w pałacu, ale wiedział o tym, że zostawiłam w rodzinnym mieście kogoś, o kim starałam się zapomnieć, i wspaniałomyślnie dawał mi na to czas.

Kochanek z kartonu: 5

Jednocześnie jednak starał się znaleźć inną dziewczynę, z którą mógłby być szczęśliwy, na wypadek gdybym ja nie mogła go pokochać.

Wiecie co? W takich chwilach jest mi autentycznie żal pozostałych kandydatek, traktowanych jako ostatnia deska ratunku na wypadek gdyby Mary Sue jednak nie raczyła oddać księciu swej ręki.

Ale ja nie o tym. Te trzy cytaty powyżej? Cass nie tylko przypomniała czytelnikom, o czym traktowały ostatnie rozdziały „Rywalek”, ale i streściła dla Was główną oś fabularną „Elity”.

Uprzedzałam.

Okazuje się, że Ami i Maxon leżą na trawie w pałacowym ogrodzie (Maksiu, miej się na baczności!) obserwując gwiazdy. Książę wyznaje, że kilka lat wcześniej pobierał lekcje astronomii i uczył się o różnych kolorach gwiazdek, na co Amisia stwierdza, iż obowiązkowe gapienie się w ciała niebieskie nie wygląda jej na przyjemność.

Przyjemność? Muszę sobie rezerwować na nią czas, pomiędzy konsultacjami budżetowymi a spotkaniem komisji do spraw infrastruktury. A, i jeszcze naradami nad strategią wojenną, z którą, tak przy okazji, kompletnie sobie nie radzę.

Chłopie, wymieńże lepiej jakąkolwiek czynność, z którą sobie RADZISZ.

Z czym jeszcze sobie kompletnie nie radzisz? – zapytałam, przesuwając dłonią po jego wykrochmalonej koszuli.

Widzisz, Maxon? Nawet America zdaje sobie sprawę, że ta lista będzie o wiele, wiele dłuższa.

Maks chce wiedzieć, na co Amisi ta informacja – nie kwestionuj dobrych pytań, kochasiu, każdy dialog który wywołuje uśmiech na twarzach czytelników poprzez podkreślenie twojej niekompetencji jest rzeczą słuszną i pożądaną – na co ta podlizuje się władcy, podkreślając, iż przyszły król wydaje się być zbyt idealny i że chce poznać jego słabsze punkty. Nasze słoneczka miziają się po ramionach i inszych odnóżach (ale tylko tych PG-13), po czym mile połechtany Maxon puszcza farbę:

No dobrze. Nie umiem planować wojen. Zupełnie mi to nie wychodzi.

...Maxon? Twój kraj jest w samym środku zbrojnego konfliktu. Dystans do siebie to wspaniała rzecz, ale w takich okolicznościach radziłabym ci raczej wziąć dupę w troki i zabrać się do pracy, miast głupio chichotać. Przypomnieć panu, kto będzie kiedyś zarządzał całym tym cyrkiem?

Książę stwierdza jeszcze, że zapewne byłby beznadziejnym kucharzem, jako że zawsze był karmiony przez innych ludzi. W końcu wyznaje też swój najmroczniejszy sekret:

Przytulił mnie mocniej, a jego brązowe oczy rozbłysły.
Ostatnio zauważyłem coś jeszcze…
Mów.
Okazało się, że kompletnie nie wychodzi mi trzymanie się od ciebie z daleka. Co stanowi bardzo poważny problem.
Uśmiechnęłam się.
A w ogóle próbowałeś?
Udał, że się zastanawia.
No cóż, nie. I nie oczekuj, że spróbuję.
Roześmialiśmy się cicho, tuląc się do siebie.



Jeżeli nieco Was zemdliło, przypominam, iż alternatywą dla tego rodzaju pasjonujących dialogów są napady zazdrości w wykonaniu naszych protagonistów, zatem dobrze się zastanówcie, zanim zaczniecie życzyć sobie zmiany repertuaru.

Romantyczne pitu-pitu przerywa przybycie gwardzisty, który przypomina Maxonowi, iż leżenie nocą na odkrytym terenie to proszenie się o kłopoty. O co mu chodzi? O rebeliantów, rzecz jasna. Maksio obiecuje strażnikowi, że za chwilę wrócą do pałacu, po czym odsyła go precz.

To moja kolejna wada: tracę cierpliwość do rebeliantów. Mam dość szarpania się z nimi.

Maxon, skarbie, obawiam się, że żądni krwi agresorzy pomylili ci się z karaluchami. „Szarpanie się” to naprawdę nie jest najlepsze określenie w sytuacji gdy co tydzień ktoś włamuje się na teren twojej posesji, po czym próbuje zarżnąć ciebie, twoich bliskich, twoją potencjalną małżonkę i twoją służbę.
America przypomina czytelnikom o dwóch atakach które miały miejsce w poprzednim tomie, po czym wyznaje, że dobrze rozumie „irytację” Maxona. Ponownie – nie ma to jak dobór odpowiedniego słownictwa.

Nasze gołąbki zbierają toboły (czytaj: koc) i kierują się w stronę pałacu, Amisia wyznaje Maksiowi, że wspaniale się bawiła i chciałaby kiedyś powtórzyć randkę pod gwiazdami.

Maxon uśmiechnął się melancholijnie.
Chciałbym czasem, żeby wszystko było prostsze, bardziej zwyczajne.
Przysunęłam się bliżej, żeby go objąć, a Maxon rzucił koc na ziemię, żeby zrobić to samo.
Przykro mi to mówić, wasza wysokość, ale nawet bez gwardzistów nie byłbyś zwyczajny.
Jego twarz rozjaśniła się lekko, ale nadal pozostał poważny.
Gdybym był, bardziej byś mnie lubiła.
Wiem, że trudno ci w to uwierzyć, ale i tak naprawdę lubię cię takim, jaki jesteś. Potrzebuję tylko więcej…

Osiołkowi w żłoby dano: 9

Czasu. Wiem. I jestem na to przygotowany, pragnąłbym tylko wiedzieć, czy naprawdę będziesz mnie chciała, kiedy stosowny czas już upłynie.

Kochanek z kartonu: 6

Maxon, rozumiem twoją frustrację, ale cały cymes polega na tym, że Amisia NIE ZNA odpowiedzi na to pytanie.

Odwróciłam wzrok, ponieważ nie mogłam niczego obiecać. Ciągle na nowo zastanawiałam się w głębi serca nad Maxonem i Aspenem i nie potrafiłam wybrać.



Osiołkowi w żłoby dano: 10

To się zmieniało tylko wtedy, kiedy byłam z którymś z nich sam na sam, ponieważ w tym momencie kusiło mnie, żeby obiecać Maxonowi, że ostatecznie przy nim zostanę.


Osiołkowi w żłoby dano: 11

Maxonie – wyszeptałam, ponieważ widziałam jego rozczarowanie, gdy nie odpowiedziałam. – Nie mogę ci niczego obiecać.


Osiołkowi w żłoby dano: 12

Ale mogę ci powiedzieć, że chcę tutaj być. Chcę wiedzieć, czy istnieje szansa, że… że… – urwałam, nie wiedząc, jak ująć w słowa własne myśli.
Będziemy razem? – domyślił się Maxon.
Uśmiechnęłam się, szczęśliwa, że tak dobrze mnie rozumie.
Tak. Chciałabym wiedzieć, czy istnieje szansa, że będziemy naprawdę razem.

...O co tu chodzi, u licha?! Americo, Maxon powiedział ci przecież, że jeśli tylko powiesz mu „tak”, to wkrótce zabrzmią weselne dzwony! Skąd się w ogóle, u diaska, wzięło to pytanie?!

Odgarnął pukiel włosów z mojego ramienia.
Myślę, że to jest bardzo prawdopodobne – oznajmił spokojnie.
Też tak myślę. Tylko… czas, dobrze?

Osiołkowi w żłoby dano: 13

Skinął głową, ale sprawiał wrażenie szczęśliwszego.

Kochanek z kartonu: 7

Amisia wyprasza jeszcze u lubego buziaka (oszczędzę wam tej kadzi lukru), po czym żegna się z nim i kieruje w stronę sypialni.

A teraz zagadka: kto pełni straż przy drzwiach jej pokoju?

O! – Aspen także sprawiał wrażenie zaskoczonego. – Chyba właśnie okazałem się najgorszym wartownikiem na świecie, bo zakładałem przez cały czas, że jesteś w pokoju.

...Cóż, wart Pac pałaca.

Nasze rozbawienie szybko zniknęło, ponieważ Aspen uświadomił sobie, co to znaczy, że o tej porze nie śpię smacznie we własnym łóżku. Odchrząknął z zakłopotaniem.
Dobrze się bawiłaś?

To brzmi cokolwiek....dwuznacznie.

Aspenie, nie przejmuj się tym – szepnęłam, rozglądając się, żeby mieć pewność, że jesteśmy sami. – Biorę udział w Eliminacjach i musi być tak, jak jest.
Jak ja mam mieć jakąś szansę, Mer? Jak mam z nim rywalizować, skoro zawsze rozmawiasz z nami osobno?

Masz rację, Aspen. Jedyną rozsądną opcją w tym wypadku będzie pojedynek o serce damy. Zmienimy tylko nieco zasady: strzelacie dopóty, dopóki obaj nie padniecie trupem.

Miał rację, ale co mogłam na to poradzić?

Ja widzę tu co najmniej trzy rozwiązania:

a) powiedz Maxonowi, że jednak go nie kochasz i wracasz do domu
b) powiedz Aspenowi, że jednak go nie kochasz i chcesz zostać księżniczką
c) zaproponuj chłopakom trójkącik.

Osiołkowi w żłoby dano: 14

Proszę, nie gniewaj się na mnie. Próbuję wszystko jakoś poukładać.
Nie, Mer. – W głosie Aspena znowu pojawiła się czułość. – Nie gniewam się na ciebie, tylko tęsknię za tobą. – ostatnich słów nie odważył się powiedzieć na głos, poruszył tylko bezgłośnie wargami. „Kocham cię”.

Kochanek z kartonu: 8

Serce zaczęło mi topnieć.
Wiem. – Położyłam mu dłoń na piersi, na moment pozwalając sobie zapomnieć o ryzyku. – Ale to nie zmienia naszej pozycji ani tego, że należę teraz do Elity. Potrzebuję czasu, Aspenie.

Osiołkowi w żłoby dano: 15

Przykrył dłonią moją rękę i skinął głową.
Możesz na to liczyć. Tylko… postaraj się znajdować też trochę czasu dla mnie.

Kochanek z kartonu: 9

Amisia wymiguje się od odpowiedzi i ucieka do pokoju.

Czas. Ostatnio domagałam się go naprawdę często i miałam nadzieję, że jeśli odczekam dostatecznie długo, wszystkie kawałki tej układanki wskoczą na właściwe miejsca.

Osiołkowi w żłoby dano: 16



Rozdział 2

Myśleliście, że poprzedni odcinek był krótki?

Poniższy liczy sobie cztery strony z kawałkiem.


Cass, why?

Rozdział rozpoczyna się w Komnacie Dam; poza kandydatkami znajduje się tam królowa, która – niespodzianka! - wreszcie postanowiła otworzyć usta do potencjalnych synowych i opowiada im o swoim ślubie, a konkretnie o druhnach. Okazuje się, iż miała ich trzy – swoje dwie siostry oraz najlepszą przyjaciółkę, którą spotkała podczas Eliminacji (swoją drogą, nie mam pojęcia, kto zacz; w „Królowej” nie poznaliśmy żadnej dziewczyny, z którą Amberly utrzymywałaby szczególnie bliskie kontakty. Zakładam, że chodzi tu o Madeline – miała najwięcej linijek – ale ciężko byłoby nazwać jej relację z przyszłą władczynią Illei przyjaźnią). Owo wyznanie skłania Amisię do snucia przemyśleń o jej najlepszej kumpeli, Marlee; dostajemy tu streszczenie relacji dziewczyn na przestrzeni poprzedniego tomu, z podkreśleniem dziwnego zachowania panny Tames.

Zachęcone przez wspominki królowej, dziewczyny dzielą się wizjami własnych zaślubin; Kriss, na ten przykład, chciałaby mieć siedem druhen – nie dowiadujemy się dlaczego, więc zakładam, że towarzyska z niej istota.

Cóż, ja bym się w ogóle obeszła bez druhen. – Celeste była odmiennego zdania. – Odwracałyby tylko uwagę. A skoro ślub byłby relacjonowany w telewizji, chciałabym, żeby wszyscy patrzyli wyłącznie na mnie.

Tęskniliście za naszą różową Scary Sue? Nie martwcie się, znów jest z nami i nie straciła nic ze swojej karykaturalności.

Queen (Bee) Wannabe: 29

Ja bym chciała uwzględnić w ceremonii ślubnej jakieś elementy mojej tradycji kulturowej – powiedziała cicho Elise. – Dziewczęta w Nowej Azji często idą do ślubu ubrane na czerwono, a pan młody ma obowiązek obdarować prezentami przyjaciół panny młodej w podzięce za to, że pozwalają mu się z nią ożenić.

Cass, to bardzo miło, że zapewniasz przynajmniej jednej z dziewcząt jakąś historię i namiastkę charakteru. Naprawdę. Wytłumacz tylko, dlaczego zdecydowałaś się rozwinąć postać Elise dopiero po tym, kiedy wszyscy zgodnie oznajmili, że nie mają pojęcia kim jest laska zakwalifikowana przez Maxona do finałowej szóstki?

Królowa prosi Americę, by także podzieliła się swoim wyobrażeniem idealnego ślubu; ponieważ nieboga nie może się przyznać, iż do tej pory wszystkie jej wizje koncentrowały się na osobie Aspena mówi jedynie, iż chciałaby być poprowadzona do ołtarza przez ojca.

Ale przecież wszyscy tak robią – skrzywiła się Celeste. – Nie ma w tym cienia oryginalności.

Queen (Bee) Wannabe: 30

Ami wyjątkowo nie wdaje się w dyskusję i stwierdza, że chciałaby czuć, iż w tak ważnym dniu tata w pełni akceptuje jej wybór.

Królowa Amberly roześmiała się cicho.
Mam ogromną nadzieję, że zaaprobuje twój wybór. Niezależnie od tego, kogo wybierzesz. – Ostatnie słowa dodała pospiesznie, jakby złapała się na sugerowaniu mi, że moim wyborem powinien być Maxon.

No...a co w tym dziwnego? America bierze udział w Eliminacjach, które mają na celu znalezienie Maxonowi przyszłej żony. Ba, zgodnie z zasadami NIE WOLNO jej na obecnym etapie marzyć o kimkolwiek poza księciem. Owszem, jeśli odpadnie z rozgrywki będzie mogła poślubić kogo tylko zechce, ale w tej chwili Maxon jest dla niej jedynym możliwym wyborem.

Niedługo potem temat ślubu wyczerpał się, a królowa oddaliła się, żeby popracować w swoim gabinecie.

Wiecie, dlaczego zaznaczyłam ten cytat? Bo to jak na razie jedyna wskazówka w serii, że królowa Illei w ogóle MA jakieś obowiązki. Kochani, wiem, że wielu z Was pytało w komentarzach jaką rolę pełni w państwie małżonka króla – jest tylko Illea's Trophy Wife, czy faktycznie na jej barkach spoczywają losy kraju? Odpowiedź jest jedna: nie wiemy. Cass nigdy tego do końca nie precyzuje - i mam dobrą teorię, dlaczego tak się dzieje.

Czytaliście „materiały dodatkowe”, więc wiecie, że Kiera jest cokolwiek...infantylna. Jej reakcje na słodkie okładki i papierowe diademy, opisy w „Rywalkach” dotyczące pięknych sukien i zabiegów kosmetycznych – wszystkie te elementy wskazują na to, że Cass umieściła akcję powieści w takim a nie innym otoczeniu dlatego, że uwielbia klimaty rodem z Disneya. Bale i błyskotki – to jest siła napędowa tej serii.

Z drugiej jednak strony nie możemy zapomnieć o istotnym fakcie – America jest Mary Sue, a Mary Sue z definicji jest chodzącym ideałem, który nigdy nie popełnia błędów (a jeśli popełnia, to i tak są one winą kogoś innego bądź prowadzą do optymistycznego zakończenia) i świeci przykładem. W związku z tym nie można było uczynić z niej pustaka, który chce ożenić się z księciem tylko dla materialnych korzyści. Na przestrzeni „Elity” Cass po raz pierwszy postanowi zatem udowodnić, że bycie koronowaną głową to nie tylko przyjemności, ale i obowiązki; efekt tej próby...cóż...będzie mniej więcej taki, jak się spodziewacie.

   
Po opuszczeniu sali przez królową Celeste usadawia się przed telewizorem, a reszta dziewczyn oddaje się hazardowi; niestety, nie dowiadujemy się, w jaką to karcianą grę postanowiły rżnąć dziewczyny (na pewno nie jest to rozbierany poker; w takiej sytuacji rozpustna Celeste byłaby, jak wiemy, pierwsza przy stole). Kandydatki rozpływają się nad wylewnością Amberly, a Amisia przypomina sobie słowa siostry królowej, Adeli, która słusznie stwierdziła, że mama Maksia stanie się bardziej otwarta gdy w Eliminacjach pozostanie mniej dziewcząt. Marlee dopytuje się, czy Amisia naprawdę nie ma konkretnej wizji swojego weseliska. Panna Singer stwierdza, że jako Piątce ciężko jej nawet wyobrazić sobie przepych królewskiego ślubu, a przyjaciółka przypomina jej, że jako kandydatka do ręki Maxona awansowała na Trójkę.

Urodziłam się w rodzinie Piątek – na ogół marnie opłacanych artystów i muzyków – a chociaż nienawidziłam systemu klasowego, lubiłam swój sposób zarabiania na życie. Trudno mi było myśleć o sobie jako o Trójce i zastanawiać się nad zawodem pisarza lub nauczyciela.

Nauczyciel (muzyki) – ok. Ale skąd ci się, do diabła, wziął ten pisarz?! Nigdy nie słyszymy, byś lubiła wymyślać historie i przelewać je na papier, nie mówiłaś też nic o zręcznym posługiwaniu się słowem pisanym!

Chyba że...Cass, czy ty próbujesz tu wpleść aluzję, iż każdy może zostać znanym i szanowanym autorem, bo to nic trudnego machnąć sobie kilkaset stron powieści? Będę okrutna, ale tak się składa, iż większość pisarzy tworząc swoje dzieła musi się przy nich napocić nieco więcej niż ty – bo dbają o nieistotne pierdoły w stylu researchu, kreowania prawdopodobnych psychologicznie postaci i tworzenia akcji, która opiera się na czymś więcej niż zawirowania na linii „Mary Sue plus dwóch tru loffów”.

Sielską atmosferę przerywa atak furii naszej ulubionej farbowanej Barbie:

No co jest! – wrzasnęła, uderzając pilotem o kanapę, a potem znowu wyciągając go w stronę telewizora. – Szlag!
Czy mi się wydaje, czy ona się robi coraz gorsza? – szepnęłam do Marlee. Obserwowałyśmy, jak Celeste raz za razem wdusza przyciski pilota, aż w końcu poddaje się i wstaje, żeby zmienić kanał. Być może jeśli ktoś urodził się jako Dwójka, kiepsko działający pilot rzeczywiście potrafił wytrącić z równowagi.

Powiedziała oaza spokoju, znana ze stosowania takich technik zen jak wpadanie w histerię na oczach przyszłego władcy kraju i kopaniu wyżej wspomnianego władcy w przyrodzenie.

Queen (Bee) Wannabe: 31

Marlee stwierdza, iż wszystkiemu winny jest stres związany z nieuchronnym zbliżaniem się do mety.

Celeste jęknęła, więc spojrzałyśmy na nią, ale szybko odwróciłyśmy głowy, kiedy to zauważyła.
Przepraszam na chwilę. – Marlee poruszyła się niespokojnie na krześle. – Muszę iść do łazienki. – Ja w sumie też. Idziemy razem? – zaproponowałam. Potrząsnęła z uśmiechem głową.
Idź pierwsza, ja jeszcze dopiję herbatę.

Dziwne, prawda? Cóż, nie martwcie się; Cass musi utrzymywać napięcie już od czasu „Rywalek”, a biorąc pod uwagę, iż w kreowaniu atmosfery tajemniczości jest jeszcze gorsza niż Meyer nawet ci z Was, którzy nie znają serii wkrótce domyślą się, w czym rzecz (o ile już tego nie zrobili).

Opuściłam Komnatę Dam i niespiesznie poszłam oszałamiająco pięknym korytarzem. Nie byłam pewna, czy kiedykolwiek przywyknę do tego przepychu. Byłam tak zajęta rozglądaniem się, że skręcając za róg korytarza, wpadłam z impetem na gwardzistę.
Ojej!
Przepraszam, panienko. Mam nadzieję, że panienki nie nastraszyłem. – Mężczyzna przytrzymał mnie za łokieć, pomagając mi odzyskać równowagę.

Gwardzista o nazwisku Woodwork przeprasza Amisię za całe zajście, ta z uśmiechem obiecuje, że więcej postara się na niego nie wpadać; żegnają się, Ami udaje się za potrzebą, po czym wraca do salonu.

Po powrocie do Komnaty Dam opowiedziałam Marlee o tym, jak się skompromitowałam w oczach gwardzisty Woodworka i ostrzegłam ją, żeby patrzyła, gdzie idzie. Uśmiała się ze mnie i potrząsnęła głową.
(…)
Podczas gdy ja bujałam myślami w obłokach, Marlee wyglądała przez okno z rozmarzoną miną. Zastanawiałam się, o czym myśli, ale nie zapytałam jej, nie chcąc zakłócać tej przepełnionej spokojem chwili.

Tak, kochani, chodzi dokładnie o to, co myślicie.

Jeśli uważacie, iż to niemożliwe, by ów twist dotyczący dziwnego zachowania Marlee był TAK oczywisty...cóż, przypomnijcie sobie, kto jest autorką tego dzieła.


...I...to już wszystko na dziś, moi drodzy. A za tydzień: Cass, w ramach zachowania równowagi we Wszechświecie, zafunduje nam jeden odcinek o dupie Maryni i jeden, który nie tylko będzie stanowił siłę napędową wszelakich nie-romansowych konfliktów tego tomu, ale też z dużym prawdopodobieństwem ustanowi rekord w ilości faili na rozdział kwadratowy.

Zostańcie z nami!


Statystyka:

Co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr: 7
Dobre Mzimu: 21
Jak mała Kiera wyobraża sobie...: 49
Karny jeżyk potrzebny od zaraz: 12
Kochanek z kartonu: 9
Konkurencja dla Kajusza: 2
Nie, nie jesteśmy w Panem: 21
Osiołkowi w żłoby dano: 16
Queen (Bee) Wannabe: 31
Sam sobie sterem, żeglarzem, okrętem: 3
Twierdza Monty Pythona: 7
Użyj mózgu, Luke: 9

Maryboo

niedziela, 22 marca 2015

“Elita”, czyli witamy ponownie


...nie wiemy, co napisać.

Elementarna grzeczność nakazywałaby oznajmić, iż cieszymy się, że znów Was tu widzimy. Niestety, jest to klasyczna półprawda. Tak, czujemy się zaszczycone, iż nadal śledzicie nasze analizy i wspieracie nas w przedzieraniu się przez kolejne literackie koszmarki; nie możemy być jednak w pełni usatysfakcjonowane, skoro doskonale wiemy, jak się Wam za to odpłacimy. Jesteście wspaniałymi czytelnikami; nie zasłużyliście sobie na to, czym będziemy was karmić przez najbliższe kilka miesięcy.

Powitajcie „Elitę”.


Na samym początku ciekawostka; w przeciwieństwie do „Rywalek”, wydawca nie przetłumaczył amerykańskiego streszczenia drugiego tomu, zamiast tego zdając się na własną kreatywność. Polska notka wydawnicza brzmi więc:

Drugi tom "Rywalek". Do pałacu przybyło trzydzieści pięć dziewcząt. Teraz zostało ich tylko sześć. Ami i książę Maxon stają się sobie coraz bliżsi, jednak dziewczyna wciąż pamięta o Aspenie, chłopaku, którego darzyła szczerą miłością jeszcze zanim trafiła do pałacu.

Należy pogratulować naszym rodakom; ów akapit jest może nieco suchy w wymowie, ale przynajmniej nie zawiera w sobie kłamstw ani fragmentów proszących się o analizę...

...więc, oczywista, nie mogłyśmy tego tak zostawić i czym prędzej przełożyłyśmy na polski oryginalny blurb.

Trzydzieści pięć dziewcząt przybyło do pałacu, aby wziąć udział w Eliminacjach. Zaledwie sześć z nich nie zostało odesłanych do domu. Tylko jedna będzie mogła poślubić księcia Maxona i stać się księżniczką Illei.
America wciąż nie jest pewna swoich uczuć. Kiedy jest z Maxonem, całkowicie oddaje się ich nowemu i zapierającemu dech w piersi romansowi i nie potrafi sobie wyobrazić bycia z kimkolwiek innym. Jednak za każdym razem, gdy widzi Aspena pełniącego straż w pałacu nie może odpędzić się od wspomnień o życiu, które planowali razem wieść. Te z dziewcząt, które pozostały w grze jako Elita są coraz bardziej zdeterminowane, by zdobyć serce Maxona – a America ma coraz mniej czasu na podjęcie decyzji.
I kiedy już jest przekonana, że dokonała ostatecznego wyboru, druzgocąca strata każe jej ponownie przemyśleć całą sytuację. Podczas gdy America boryka się z wątpliwościami dotyczącymi swojej przyszłości, agresywni, planujący obalenie monarchii rebelianci rosną w siłę, a ich plany mogą raz na zawsze pozbawić ją szansy na szczęśliwe zakończenie.

No i już wiecie, co czeka nas na zakończenie tego tomu...


O czym jednak traktuje „Elita”? Cóż...pamiętacie może „Zaćmienie”, tę część „Zmierzchu” która znana jest z tego, że przez 90% fabuły próżno szukać w niej jakiejkolwiek treści poza perturbacjami na linii Edward-Bella-Jacob?

To teraz zmieńcie 90 na 99.

Chciałybyśmy móc napisać, że żartujemy; niestety, jesteśmy śmiertelnie poważne. Jeszcze nigdy w naszej analizatorskiej karierze nie zabrałyśmy się za książkę, w której do tego stopnia nie działoby się absolutnie nic – a trzeba pamiętać, że mamy na koncie rozszarpanie dzieł Meyer. Osią tej powieści jest niezdecydowanie Amisi połączone z karnym wyczekiwaniem tru loffów, aż nasza heroina wreszcie raczy podjąć jakąkolwiek decyzję. Myśleliście, że „Rywalki” są pozbawione akcji? Zaręczamy, że wnet zatęsknicie za napaściami na miejsca intymne i narzekania na herbaty bez cytryn.

Nie znaczy to jednak, iż w „Elicie” nie znajdą się żadne smakowite kąski. I tak dowiecie się wreszcie, czego przez cały ten czas szukali rebelianci (radzimy przygotować sobie coś miękkiego pod czoło), poznacie parodię Franka Underwooda, odkryjecie, jak płaci się za igranie z rodziną królewską oraz przekonacie się, dlaczego analizatorki nigdy nie wstąpią do Team Maxon. W bonusie dorzucimy też Najbardziej Kuriozalną Konkurencję Świata oraz (wreszcie ujawnionego) Głównego Złego serii.


Niniejszym rozpoczynamy kolejną odsłonę analiz serii „Rywalki” Kiery Cass. Mamy szczerą nadzieję, iż mimo wszystko zechcecie nam towarzyszyć w owej podróży. Do zobaczenia za tydzień!

Beige & Maryboo


niedziela, 15 marca 2015

Materiały dodatkowe: "Rywalki"


Maryboo: Uwielbiam oficjalną stronę internetową Kiery Cass. To tam odnalazłam listę kast; tam też znajduje się podstrona zatytułowana 'journal', gdzie autorka zamieszcza swoje przemyślenia dotyczące życia prywatnego oraz szeroko pojętego procesu twórczego.

Już wiecie, do czego zmierzam, czyż nie?

Tak, moi drodzy – Kiera Cass podzieliła się z czytelnikami ( i de facto dzieli się nadal) dodatkowymi informacjami o „Rywalkach”. Kiedy to zauważyłam – cóż, nie mogłam przejść obojętnie obok takiego kąska, zatem czym prędzej przetłumaczyłam co ciekawsze posty i namówiłam Beige, by dołączyć je do naszych analiz. Po zakończeniu każdego tomu będziemy wklejać króciutkie dodatki związane z daną odsłoną, rzecz jasna z odnośnikiem do źródła – miejmy nadzieję, że Cass nie zamknie strony do zakończenia naszej działalności.

W przypadku pierwszego tomu postanowiłyśmy pochylić się nad dwoma wpisami. Poniższa notka, zatytułowana „Tworzenie szaty graficznej”, pojawiła się w sieci 4 listopada 2011 roku, zatem na pięć miesięcy przed premierą książki; był to pierwszy tekst poświęcony stricte serii o Americe. Wszystkie zdjęcia zamieszczone w analizie pochodzą z zalinkowanego źródła.

Zaczynamy.

Jeśli jakimś cudem przegapiliście moje okrzyki zachwytu nad okładką „Rywalek”, oto ona w całej okazałości:



M: Muszę się do czegoś przyznać – bardzo lubię okładki trylogii. Są może nieco disnejowskie, ale mają pewien urok. Nic zatem dziwnego, że Cass postanowiła poświęcić im osobną notkę – jestem pewna, że gdy dojedziemy do ostatniej kropki, z tego lub innego powodu nie będę w stanie na nie patrzeć.

...Wiecie co? Tłumacząc, starałam się początkowo nieco wygładzić styl Cass, ale po prostu nie mam sumienia odbierać Wam możliwości przeżycia tego, co odczuwałam podczas lektury jej wpisów. Zatem od teraz trzymamy się konwencji.; ostatecznie, jeśli autorka ma ochotę brzmieć jak trzynastolatka na speedzie, to ma do tego pełne prawo.

Jestem w niej zakochana, aż nie wierzę, że jest naprawdę moja i że mogę ją Wam pokazać. Nie widzicie grzbietu tego cudeńka, ale daję słowo, też jest piękny! Wszystko jest fantastyczne, moim skromnym zdaniem nawet zawartość; jestem po prostu oszołomiona. Aaa!

M: Wiem, że to boli, ale wińcie Cass, nie mnie.

Beige: Cóż, mogła jeszcze powstawiać po 3 emotki na zdanie…

Jeśli przypominacie mnie choćby w najmniejszym stopniu, to zapewne chcecie wiedzieć, jak powstaje okładka.

M: Przyznaję, to całkiem fascynujące zagadnienie. Tylko błagam, spróbuj wytłumaczyć owo zjawisko...no, niech tam...na poziomie licealnego eseju.

Na przykład – dlaczego ta, a nie inna? Cóż, zacznijmy od tego, że autor nie zawsze wybiera szatę graficzną. Wierzcie mi, tak jest lepiej dla wszystkich. Istnieją specjalne osoby, których zadaniem jest domyślenie się, co zwróci uwagę czytelników i co będzie prezentować się najlepiej na okładce. Dzięki Bogu!
Ale miałam swój wkład w proces twórczy. Milion lat temu Elana, Erica i ja prowadziłyśmy ożywioną mailową dyskusję na temat szaty graficznej; zawsze pragnęłam, aby okładka każdej z książek przedstawiała istotną scenę z danego tomu. W przypadku „Rywalek” był to moment otrzymania przez Americę listu dotyczącego Eliminacji.

M: Którego nawet nie ma w książce, „Rywalki” zaczynają się bowiem dyskusją Ameriki z matką już po tym, jak do ich domu trafia wiadomość o zbliżających się wyborach kandydatek. A poza tym...Cass, na litość, nie piszesz „Harry'ego Pottera”; ten głupi list nie miał ŻADNEGO wpływu na Americę, bo i nie był niczym niezwykłym - dostały go wszystkie dziewczyny w prowincji i znaczył on tyle, że dana niewiasta MOGŁA (jeśli chciała) wypełnić formularz dotyczący udziału we współzawodnictwie. Idąc tym tokiem myślenia, momentem szczególnej wagi dla każdego mężczyzny powinna być chwila odebrania maila dotyczącego możliwości nabycia viagry – nic to, że ofertę otrzymało jeszcze kilka tysięcy innych facetów i że nie ma najmniejszego zamiaru dokonać zakupu, liczy się Moc Korespondencji!

B: Ale przecież NIESAMOWICIE WAŻNY LIST, który zmienia życie bohatera/ki musi być. Nieważne, że taki sam dostała każda panna w stosownym wieku. To są tylko marne szczegóły. Jak się nie ma własnych pomysłów, to trzeba sobie jakoś radzić.

Wszystko zaczęło się od niego.

M: Tyle, że nie.

Wysłałam im więc ten OKROPNY rysunek przedstawiający zarośniętego rudzielca o połamanych palcach czytającego wiadomość. Co za wstyd! Ach!



M: Obrazka nie komentuję; Cass nie jest plastyczką, nie musi zatem posiadać talentu do rysowania.

Miałam też idiotyczny pomysł by, skoro bohaterka nosi imię America, okładki były czerwone, białe i niebieskie. Nie czerwień à la WYPALĘ CI OCZY, ale w odcieniu jej włosów, papierowa biel...coś w tym rodzaju. Teraz brzmi to idiotycznie.

M: To zabawne, bo suma summarum Cass w pewnym sensie dopięła swego: te książki złożone razem faktycznie mogłyby przy olbrzymiej dawce dobrej woli być uznane za bardzo luźną interpretację amerykańskiej flagi (choć zgodnie z zaprezentowaną wyżej logiką, „Rywalki” powinny być utrzymane w odcieniach granatu), ale bez powyższego opisu nigdy bym się tego nie domyśliła. Znając autorkę podejrzewam jednak, że chciała mieć wszystkie trzy kolory na jednej obwolucie, dobrze zatem, iż ktoś wyperswadował jej Subtelny Styl à la Meyer.

Innym pomysłem było umieszczenie na okładce biżuterii. W każdej części gra ona istotną rolę

M: Eee...poważnie? Zgodzę się, że biżuteria ma spore znaczenie w jednej ze scen „Jedynej”, ale nie przypominam sobie, by motyw błyskotek stanowił siłę napędową poprzednich dwóch części. Czyżby Cass znowu zlały się w jedno dwa różne kanony, tym razem w kwestii broszki Katniss?

i uznałam to za ciekawy projekt, bo książki dotyczące dystopii zazwyczaj nie mają niczego w tym stylu.

M: Głupia Collins; gdyby na okładce „Igrzysk śmierci” umieściła płonącą suknię, „W pierścieniu ognia” ozdobiła zdjęciem wszystkich welonów, które proponowano Katniss, a „Kosogłosa”...a nie, w „Kosogłosie” się nie da, tam nie było nic wystarczająco ślicznego...Tak czy inaczej, pomyślcie tylko, o ile wrosłaby jej sprzedaż!

B: Jakie to pocieszne, że Cass uważa brak ładnych rzeczy w innych książkach o podobnej tematyce za zadziwiający. No tak, kto by pomyślał, że historia obsadzona w realiach dystopijnych będzie traktowała o tym, jak ta dystopia jest do dupy. I że właśnie nie ma tam luksusów i błyskotek. A przynajmniej nie dla bohaterów walczących z systemem.

W pierwszej części mamy wisiorek Ameriki.

M: Wyzywam Was, drodzy czytelnicy: wskażcie mi JEDNĄ scenę, w której ten głupi wisior ma jakiekolwiek wpływ na fabułę książki.

Jeśli przejdziecie do strony startowej, zauważycie, że od dawna znajduje się tam coś tego rodzaju.
Strasznie chciałam stworzyć powiązanie między stroną internetową a książką, jednocześnie nie zdradzając zbyt dużo na temat fabuły.

M: Nieaktualne; obecnie na stronie Cass próżno szukać zdjęcia jakiegokolwiek łańcuszka.

Tak czy inaczej, pomysł był fajny, ale nie wypalił.

M: Szkoda. Już widzę oczyma wyobraźni nieszczęsnych mężów i niewiasty odpowiedzialnych za ostateczny wygląd książki, zastanawiających się co, do cholery, mogą wrzucić na okładkę „Elity”.



Tu mamy kolejny rysunek, tym razem Wisiorka, Który Ponoć Był Ważny. Whatever.

Tym, co zachwyciło naszą trójkę były okładki serii „The Luxe”.

M: A oto i one:



Te długie, kolorowe suknie, które zajmują większość okładki...taaak, to było to. I nawet miało sens! America rywalizuje o koronę, suknia to właściwie jej odzież robocza. Ale „The Luxe” to powieści historyczne; jedno spojrzenie na okładkę wystarczy, by domyślić się, w jakiej erze rozgrywa się akcja danej książki.

M: Nie powiedziałabym, ale nie jestem specjalistką. Czy ktoś tutaj zna się na historii mody i mógłby poprzeć bądź obalić ową tezę?

Jak stworzyć coś, co swym wyglądem będzie jasno nawiązywać do przyszłości?

M: No...nie udało ci się. Sukienki z okładek "Rywalek" są strojne, ale spokojnie można by je założyć na bal odbywający się w XXI wieku.

Ostatecznie zdecydowaliśmy się na piękną, tajemniczą dziewczynę ubraną w suknię, która nie należy ani do przeszłości, ani do teraźniejszości. Tło zdaje się nie mieć końca; ma w sobie coś futurystycznego, ale nie wzbudza skojarzeń z sci-fi.

M: To jest lustro. LUSTRO. Na okładce widzę dziewczynę pozującą na tle lustra. Nie dorabiaj filozofii tam, gdzie nie ma na nią miejsca.

Suknia i logo w kształcie diademu sugerują, co jest tematem książki, a kolor okładki robi wrażenie.

M: Ponownie - aż dziwne, że zgodnie z logiką zaprezentowaną powyżej nie upierała się przy granacie...

Sądzę, że wszystko to razem jest na tyle intrygujące, by zachęcić kogoś do sięgnięcia po książkę i zapoznanie się z jej treścią.

M: I tu mnie masz; z tego co słyszałam, dużo ludzi przeczytało to idiotyczne opko tylko dlatego, że okładka przyciągnęła ich uwagę w księgarni. Ba, sama miałam w ręku owe dzieło (przez pół minuty nim zapoznałam się ze streszczeniem, ale zawsze).

B: Na tym jedzie większość tego typu czytadeł. Okładki Tłajlajta też miały takie właśnie zadanie, były minimalistyczne, ale przynajmniej z założenia intrygujące. I ludzie tak się właśnie dali złapać. Mnie akurat na okładkę Rywalek nikt by nie przyciągnął, bo ładna laska w ładnej kiecce na cukierkowym tle działa na Beża wybitnie odstraszająco, ale z kolei w zamierzchłych czasach przy Tłajlajcie rzeczywiście przystanęłam, kiedy byłam jeszcze nieświadoma ZUA tej serii.

Uwielbiam tę okładkę. Wiem, że już o tym mówiłam, ale tak właśnie jest. Serdecznie dziękuję wszystkim z HarperTeen; nawet nie liczyłam na coś tak wspaniałego. Cudowna!

Wciąż mam wszystkie nadesłane przez Was projekty okładki; dziś po południu ogłoszę, kto jest zwycięzcą konkursu. Były super! Jesteście NIESAMOWICIE pomysłowe!

M: Początkowo chciałam zawrzeć w analizach notkę dotyczącą fanowskich prac, ale uznałam, że byłoby to niepotrzebnie złośliwe, zwłaszcza, gdybyśmy miały komentować wygląd owych okładek, dlatego zostawmy ten temat w spokoju.

Tak czy inaczej, mam nadzieję, że spodoba Wam się końcowy projekt. Nie mogę się doczekać, aż przeczytacie moją książkę!

M: Ja robiłam nawet notatki.


***

M: Czas na wpis nr 2, zatytułowany po prostu „Książka!”. Ujrzymy tu reakcję Cass na otrzymanie fizycznej kopii swego dzieła; reakcję, która jest...cóż, „specyficzna” to najłagodniejsze określenie, na jakie mnie stać.

W ten piątek zdarzyło się coś cudownego. Dostałam dwie papierowe kopie ostatecznej wersji „Rywalek”. Kiedy obudziłam się po drzemce, już na mnie czekały. Kazałam Callaway'owi sfilmować moją reakcję, ale ponieważ wciąż byłam raczej senna...cóż...nie wyglądało to dobrze. Zamiast tego spójrzmy na końcowy projekt, który będziecie mogły przytulić już za trzy tygodnie!

M: Ja tam wolałabym zrobić coś innego, na przykład sprawdzić tym wątpliwej jakości dziełem wytrzymałość ściany. Ale nie w tym rzecz. Analizując prywatne wpisy Cass widzę wreszcie, dlaczego tak trudno jest mi postawić tą panią w jednym rzędzie z Meyer: Stefa ma ego wielkości szafy trzydrzwiowej, a z jej wypowiedzi wręcz promieniuje poczucie wyższości nad fanami i resztą ludzkiego pospólstwa; Cass jest natomiast...infantylna. Infantylna, ale przy tym raczej życzliwa i dosyć sympatyczna. To właśnie dlatego staram się jak mogę unikać wycieczek osobistych w jej stronę i omijać wpisy o zabarwieniu emocjonalnym; co jednak poradzić, gdy autorka zdaje się kompletnie nie mieć kontroli nad swoją wewnętrzną nastolatką nawet w notkach poświęconych „Rywalkom”?

Oto książka w swej twardookładkowej okazałości

M: HarperTeen naprawdę uznało, że to coś zasługuje na twardą okładkę? Cóż, dobrze, że przynajmniej nasi mieli więcej rozsądku.

Obwolutę miałam już od dawna, ale widzieć ją wokół właściwej książki – to dopiero coś! Żadnych znaczków oznaczających wersję dostępną w przedsprzedaży. Kocham ją!

M: Zdjęcie książeczki:



Cóż, powiecie, na razie nihil novi...aż tu nagle!

Oto, co czeka na Was zaraz po otwarciu książki. Słodkie, prawda? Zupełnie jak pamiętnik, coś w sam raz dla mnie. Idealne!



M: No i sami powiedzcie: jak ja mam się powstrzymać od chichotu, kiedy osoba z trzema krzyżykami na karku reaguje na tandetny papierowy diadem niczym moja siedmioletnia kuzynka? Cass, ja wiem, że to twoja strona i możesz sobie tu publikować choćby i zdjęcia gołej rzyci, ale...naprawdę?

Pomijając reakcję autorki, niech wypowie się ktoś, kto wydał na ten twór swe ciężko zarobione pieniądze: czy w polskiej wersji też dokleili tę tandetę?

B: Pewnie to dlatego najbardziej wiarygodną postacią w całej serii jest May. Infantylna, słodka dziewuszka, „stuknięta na punkcie chłopaków”, itd. Już z dorosłymi postaciami tak Kierze nie wychodzi. I już wiadomo, dlaczego. Ale ja i tak wolę taką ałtorkę aniżeli napuszoną, obrażalską Smeyer.

I w końcu to, co podoba mi się najbardziej. Maxon, America i May piszą w książce liściki; każde z nich ma odmienny, pasujący do danej postaci charakter pisma. Sama nie dobrałabym ich lepiej!



M: Cass, nie chcę cię martwić, ale taka na przykład Rowling doświadczyła owego przywileju przed tobą (ciekawe, czy ją też tak wzruszył widok odmiennych czcionek w Potterze). No i nie mogę powiedzieć, by wydawcy wybitnie się wysilili, May przypadło w udziale najbardziej sztampowe „szkolne” pismo ever.

Fajnie, że ta kopia zawiera podziękowania. Miło widzieć tak starannie poukładane wyrazy swojej wdzięczności :)

M: No...skoro to ostateczna wersja, to dziwnym byłoby, gdyby NIE zamieścili w niej podziękowań.

Nie mogę uwierzyć, że moja książka wkrótce będzie dostępna dla wszystkich! Mam nadzieję, że Wam się spodoba!

M: A wszyscy wiemy, czyją matką jest nadzieja...

***

Ale to nie koniec, moi drodzy. Strona Kiery posiada bowiem jeszcze jeden dział zasługujący na analizę (nad którym tym razem pochylę się samodzielnie, gdyż Beige, nieboraczka, cierpi na niedoczas) – FAQ.

Abyśmy uniknęli nieporozumień: FAQ ('Frequently Asked Questions', za Wikipedią: „zbiory często zadawanych pytań i odpowiedzi na nie, mające na celu udzielenie danemu użytkownikowi serwisu internetowego pomocy bez konieczności angażowania do tego jakichkolwiek osób”) z autorem książki może być bardzo przydatną rzeczą, jeśli mówimy o pozycji, której uniwersum wykracza daleko poza sztywne ramy narracji, a sam pisarz doskonale zna stworzony przez siebie świat i jest w stanie nieustannie zasypywać czytelnika nowymi (co nie znaczy – wyssanymi z palca) informacjami. Istnieją jednakże twórcy, dla których FAQ to nic innego jak przysłowiowy gwóźdź do trumny – jest to bodaj najlepszy miernik talentu autora i poziomu jego dzieł. I tak z jednej strony mamy projekty w rodzaju Pottermore, z drugiej zaś – (najczęściej dosyć banalne, bo i same książki nie skłaniają do filozoficznych rozważań) pytania od fanów na stronie internetowej, na które nieszczęsny pisak lub aUtoreczka stara się odpowiedzieć w jak najinteligentniejszy i najciekawszy sposób, w efekcie obnażając tylko przeciętność swego tworu i brak jakiejkolwiek szerszej wizji.

Zgadnijcie, do której grupy należy Kiera Cass.


Co zainspirowało cię do stworzenia „Rywalek”?

„Igrzyska śmierci” i kanał ABC. Następne pytanie proszę.

Rywalki” narodziły się na skutek moich rozważań dotyczących alternatywnych wersji znanych opowieści (zwłaszcza tej o biblijnej Esterze i Kopciuszku).

No, tego jeszcze nie grali. Ale proszę, kontynuuj, intryguje mnie, jak uzasadnisz tego rodzaju połączenie.

Ciekawiło mnie, czy Estera miała swoją sympatię, nim została wysłana do pałacu by rywalizować o względy króla.

Udane porównanie jest udane. Furda już nawet z wyszukiwaniem na potrzeby swojego opka byłego tru loffa - Cass, zdajesz sobie sprawę z tego, że Estera została wysłana do pałacu, bo król oddalił swoją pierwszą żonę, która ośmieliła mu się sprzeciwić, albowiem na fali pijackiego rauszu zażądał jej obecności na przyjęciu w roli zabawki dla gości? A następnie kazał stworzyć harem złożony z pięknych dziewic, z których postanowił wybrać sobie nową małżonkę – dokonując eliminacji poprzez zapraszanie kandydatki na noc i odsyłanie jej nad ranem z powrotem do haremu, gdzie miała czekać, póki nie zawoła jej ponownie?

...Cóż, przynajmniej wiemy, na kim (poza Peetą) została oparta postać Maxona. Prawda, że Wskaźnik Atrakcyjności od razu skoczył o sto oczek w górę?

Nawet, gdyby przegrała, nie mogłaby powrócić do dawnego świata.

Rozczula mnie dobór słów u autorki: „przegrała”. Zupełnie, jakby Estera brała udział w perskim odpowiedniku „Randki w ciemno”.

Być może kochała jakiegoś mężczyznę i musiała pogodzić się z jego utratą? Ciekawiło mnie jej życie uczuciowe.

Wszystko pięknie, pozostaje jednak pewien drobny szczegół – Estera dostała rozkaz, któremu musiała się przyporządkować. Cały dramatyzm porównania pryska niczym bańka mydlana, kiedy uświadomimy sobie, że America mogła po prostu nie wypełniać zgłoszenia. Autorko, pozwól, że dam ci tę samą radę, którą kiedyś ofiarowałam Meyer – nie można mieć ciasteczka i zjeść ciasteczka. Albo wysyłamy niewinne dziewczęta do napalonego typa (co czyni z Maxona antagonistę), albo dajemy głównej bohaterce wybór w kwestii udziału w Eliminacjach (co sprawia, że jej marudzenie staje się dosyć irytujące).

Natomiast Kopciuszek nigdy nie chciał poślubić księcia; pragnęła tylko udać się na bal.

Tak się składa, że na zajęciach z teorii literackiej musiałam ostatnio analizować wszystkie trzy oryginalne wersje tej baśni i mogę z całym przekonaniem stwierdzić, że Cass wyssała ten argument z palca. U Perraulta Kopciuszek sam sugeruje, że przymierzy pantofelek (a zatem ewidentnie chce chajtnąć się z koronowaną głową), natomiast u braci Grimm i Jacobsa zostaje nakłoniony do założenia kapcia, ale bynajmniej się przed tym nie wzdryga. Owszem, Kopciuszek nigdy nie mówi wprost, że chce zostać żoną księcia, ale nigdzie nie twierdzi też, że nie podoba jej się owa idea; nie widzę zatem powodu, by doszukiwać się tutaj jakiegoś ukrytego znaczenia.

Wszyscy zakładamy, że żyła długo i szczęśliwie, ale co jeśli to nieprawda?

Ha, przypomniał mi się taki stary internetowy artykuł, w którym prezentowano „jak to naprawdę było” w związkach baśniowych par już po napisach końcowych. O ile dobrze pamiętam, książę odkrywa tam, że Kopciuszek nie ma za grosz manier i ogłady i wstyd ją gdziekolwiek ze sobą zabrać.

Co, jeśli nowa rzeczywistość ją przytłoczyła?

Kopciuszek była córką człowieka z wyższych sfer. Istnieje spora szansa, że nim tatuś chajtnął się drugi raz, zdołał przekazać córce podstawowe zasady savoir-vivre'u (chociaż...patrz wyżej).

Te dwa pomysły połączyły się w całość i zrozumiałam, że chcę napisać o dziewczynie z nizin społecznych, która lekceważy względy księcia ze względu na już istniejące uczucie do innego mężczyzny.

Od biedy jestem w stanie dojrzeć pewną inspirację Esterą, ale Kopciuszkiem – ni wuja. America nie chce udać się do pałacu, ale kiedy już tam ląduje, to w nowym otoczeniu radzi sobie całkowicie bezproblemowo. I nie każcie mi nawet poruszać kwestii nieodwzajemnionego uczucia.

Wiedziałam, że doświadczy czegoś (w tym wypadku Eliminacji) co otworzy jej oczy na dotychczas kompletnie nieznany świat.

America dostała ładne kiecki, trzy nowe pary gaci i dużo przysmaków. Poza tym nie zauważyłam, by w jej życiu, sposobie myślenia czy postrzeganiu rzeczywistości nastąpiła jakakolwiek zmiana, nie licząc postępującego z tomu na tom zidiocenia naszej heroiny.

Czy posiadasz ścieżkę dźwiękową do „Rywalek”?

Tu Cass wkleja listę dwudziestu utworów (możecie ją zobaczyć tutaj), bez jakiegokolwiek opisu czy choćby wskazania, do których scen odnoszą się poszczególne piosenki. Gratulacje, autorko, jestem pewna, że twoje czytelniczki są w pełni usatysfakcjonowane przypadkowym zbiorem tytułów, które równie dobrze mogłaś na chybcika wkleić z właśnie odtwarzanej playlisty. Po co w ogóle zamieszczać tego rodzaju pytanie na stronie, skoro nawet nie chce się udzielić na nie porządnej odpowiedzi?

Gdzie jeszcze została wydana trylogia?

Znów nic ciekawego – kolejna lista, tym razem wymieniająca wszystkie kraje z zaznaczeniem, które z książek są już dostępne na rynku (lub kiedy się na nim pojawią). Tyle dobrego, iż tym razem mamy konkretne informacje niekiedy poparte datami, więc ten podpunkt może przydać się czytelniczkom z zagranicy. Ale po raz kolejny – czy naprawdę trzeba było czekać, aż zbierze się X pytań dotyczących danego zagadnienia, by w efekcie opublikować je w FAQ? Takie rzeczy powinny się znajdować gdzieś w aktualnościach, bo nie dotyczą procesu twórczego, a konkretnych informacji związanych z publikacją serii.

Jak wymawia się „Illea”?

Jakoś ciężko mi uwierzyć, że kilkanaście osób (wszak w FAQ w teorii zamieszcza się te z pytań, które autor słyszy najczęściej) nie mogło zasnąć w nocy, łamiąc sobie głowę nad tym zagadnieniem.

Swoją drogą, wracamy tu do kwestii poruszonej przeze mnie we wstępie – wyobrażacie sobie, by taka na przykład Rowling zamieściła tego rodzaju pytanie na swej stronie internetowej? Odpowiedź jest banalna, ale to dlatego, że w przypadku uniwersum Pottera istnieje tysiące ciekawszych rzeczy do przedyskutowania. To właściwie smutne – świat stworzony przez Cass jest tak płaski, że czytelniczki nie są nawet w stanie wymyślić czegoś interesującego. Aha, i gdyby to kogoś interesowało:

ILL-ee-uh.

Kogo lubisz bardziej, Aspena czy Maxona?

Podpowiem ci, droga czytelniczko: autorka zawsze bardziej lubi tego, kto na końcu serii dostaje rękę i dziewictwo białogłowej.

Odpowiedź autorki brzmi...Przysięgam, że to dosłowne tłumaczenie:

Lubię chłopców (tu chyba miało być „obu”, ale Cass, jak widzimy na załączonym obrazku, nie jest fanką udzielania rozwlekłych odpowiedzi). Nie potrafię wybrać.



...Wow. Naprawdę, Cass? Naprawdę? Twoja fanka zadaje ci pytanie – naiwne, owszem, ale zapewne szczere – a twoja odpowiedź to ocenzurowana wersja: „Nie wiem, bujaj się”? Czy urwałoby ci dłonie, gdybyś dopisała trzy zdania więcej – chociażby uzasadnienie, dlaczego trudno ci dokonać wyboru („każdy z nich jest zupełnie inny, w Maxonie lubię XYZ, u Aspena podoba mi się ABC”)? Już pomijając arogancję – jak to w ogóle wygląda? Po co zamieszczać na stronie tego typu dialog? Po prostu pomiń to pytanie, nikt nie przystawi ci pistoletu do głowy, jeśli nie uwzględnisz zagadnienia, na które nie potrafisz udzielić wyczerpującej odpowiedzi.

Aspen ma dziewiętnaście lat, a Maxon?

Wiesz, że twoja twórczość ssie, jeśli fanki nie znają nawet podstawowych informacji na temat tru loffa.

Jeśli przeczytałyście „Księcia”, wiecie, że Maxon także skończył niedawno dziewiętnaście lat.

Cóż, skoro zadają takie pytanie, to jest raczej oczywiste, że NIE przeczytały...

Czy Aspen nadal kocha Americę? A może jest po prostu samolubny?

Też chcę poznać odpowiedź na to pytanie; po trzech tomach nadal nie mam pojęcia, jakie cechy charakteru ma ta kartonowa kukła, więc każda podpowiedź będzie mile widziana.

Kocha ją do szaleństwa.

Uczucia Aspena to w ogóle bardzo intrygujący wątek, nad którymi pochylimy się dokładniej w „Jedynej”.

Być może tego nie widać, ale wszystko co robi, robi dla jej dobra.

Faktycznie, momentami ciężko zrozumieć, o co właściwie chodzi temu typowi.

Nie zawsze mu się udaje, ale America jest dla niego centrum wszechświata.

Okazuje to w zaiste specyficzny sposób.

Boli mnie, gdy ludzie wyrażają się z niechęcią o Aspenie.

Cass, już i tak jesteś bardziej autoreczkowa niż autoreczki z onetu; nie kop pod sobą głębszego dołu naśladując Meyer i jej obsesję na punkcie wytworów własnej wyobraźni.

Zamieściłam nawet na blogu wpis o jego uczuciach.

Zapoznałam się; można by go streścić słowami: „Buu, nie rozumiecie mojej wizji”.


...Wiecie co? W zasadzie powinniśmy dogłębniej przyjrzeć się temu wpisowi. Miejcie na uwadze, że ów post został opublikowany 31 marca 2013 roku, niemal miesiąc przed oficjalnym wydaniem „Elity”, zatem na tym etapie czytelniczki mogły posiłkować się jedynie wiedzą wyniesioną z pierwszego tomu – i właśnie pod tym kątem będziemy go analizować.

(wpis nosi tytuł 'Shipping Asperica')

Wielu z Was zastanawiało się, dlaczego w ogóle mielibyście kibicować związkowi Aspena i Ameriki.

Ja nie wiem tego do dzisiaj. Nie chodzi nawet o to, że są nieprawdopodobni jako para – ot, dwójka zadurzonych nastolatków – a o fakt, że o charakterze Aspena nie wiemy prawie nic. Dlaczego zatem czytelniczki miałyby ekscytować się losami kogoś, kogo w ogóle nie znają? Tru loff musi mieć określony zestaw cech (choćby i tych zahaczających o patologię); o Aspenie wiadomo tyle, że istnieje, jest biedny i lubi się całować z Americą. Pół biedy, jeśli nieszczęsna fanka czytała/widziała wcześniej „Igrzyska śmierci” i zauważy zależność między seriami, może bowiem podstawić pod Aspena jego pierwowzór, Gale'a Hawthorne'a – co jednak uczynić, kiedy jedynym źródłem oparcia jest tekst książki?

Zupełnie, jakby na nią nie zasługiwał.

Kliknijcie w link powyżej i przeczytajcie sobie to zdanie w oryginale, pamiętając, że Cass ma trzydzieści, a nie trzynaście lat.

Rozumiem Wasz punkt widzenia. Maxon jest uroczy i między nim i Americą iskrzy, więc momentami łatwo zapomnieć o Aspenie.

Ja nie zapominam o Aspenie z powodu chemii między Maxonem i Americą; zapominam o nim, bo nawet nowe spodnie Ami mają więcej osobowości, niż jej tru loff z nizin społecznych.

A jednak.
Aspen sprawił, że America po raz pierwszy poczuła „motylki w brzuchu”.

Albowiem był przystojny. Nie koloryzuję, dokładnie tak przedstawia to sama zainteresowana – zobaczyła przystojną facjatę Aspena i wpadła po uszy. Ot, hormony.

Przez dwa ostatnie lata, ilekroć spotykało ją coś ciężkiego, świadomość, że jest kochana dodawała jej otuchy.

Cass, mam prośbę: pokaż nam wreszcie, do diaska, owe ciężkie chwile z życia Ameriki. Wszyscy wiemy, że zrzynasz na potęgę z „Igrzysk”, ale Katniss faktycznie nie miała lekkiego dzieciństwa, de facto utrzymując matkę i siostrę. O rodzinie Singerów wiemy tyle, że czasami zdarzało im się pić herbatę bez cytryny wyłączano im prąd. Niemiłe, owszem, ale to naprawdę jeszcze nie trauma.

Dla kogoś, kto spędził życie wierząc, że nigdy nie osiągnie nic ponad zapewnianie oprawy muzycznej na przyjęciu,

...którą to pracę, zgodnie z kanonem, America uwielbiała...

Aspen był jedyną przyszłością, o której mogła marzyć.

No...marzyła o Aspenie, owszem, ale akurat wizja ich wspólnej przyszłości (zrozumiale) napawała ją pewnymi obawami. Nie miała problemu z tym, żeby zostać szóstką, ale to nie znaczy, że nie widziała ewentualnych przykrych konsekwencji takiej decyzji. Nie mówiąc już o tym, że to zdanie jest bezsensowne i sprzeczne z kanonem – Ami nigdy nie chciała porzucać muzyki na rzecz Aspena, po prostu pogodziła się z faktem, iż w przypadku ślubu MUSIAŁABY to uczynić. To pewna różnica.

Stałby się jej rodziną; głową ich rodziny. Biorąc pod uwagę, jak bardzo America kocha swoją rodzinę, można sobie tylko wyobrazić, co czułaby zakładając własną z chłopakiem, który dla bliskich jest zdolny do najwyższych poświęceń.

Cóż, o ile Aspen faktycznie zdaje się (rzadko, bo rzadko, ale jednak) pracować by poprawić byt matki i rodzeństwa, to bezbrzeżna miłość Ameriki objawia się głównie poprzez robienie na złość swojej rodzicielce.

Aspen jest gotów poświęcić wiele, by być z Americą.

Dał tego dowód obrażając się jak dziecko i zrywając z nią tuż po tym, jak wmanewrował ją w udział w Eliminacjach.

Aspen robi co może dla swojej rodziny, ale to America jest dla niego najważniejszą osobą w życiu. Za jednocentówki, które jej ofiarował, mógłby kupić jedzenie dla braci, ubrania dla sióstr, opłacić rachunki za prąd.

...i mam go za to podziwiać?


...

Cass, właśnie napisałaś, że dzieci w domu Legerów głodują, bo Aspen woli trwonić forsę na prywatne koncerty dawane przez jego lubą. Gdybym była Americą, poważnie bym się zastanowiła, czy chcę się wiązać z człowiekiem, który ceni moje struny głosowe ponad ciepłe ubrania na zimę dla dzieciaków.

Czas, który spędza z Americą mógłby przeznaczyć na pracę,

Nieprawda, spotykają się w nocy, gdy panuje godzina policyjna.

ale to jej dotyk i pocałunki są dla niego priorytetem.

I znów: zapowiada się z niego wprost fantastyczny mąż i ojciec, który nad zapewnianie rodzinie godziwego bytu przedłoży seksy ze swym lachonem.

Prośba, by zgłosiła się do Eliminacji była głupotą, ale wynikała z chęci polepszenia jej warunków życiowych. Jest niezwykle dumny i świadomy ile America utraci, wiążąc się z nim.

O tym klejnociku fabularnym już się swego czasu rozpisywałyśmy; nie ma co strzępić klawiatury.

W głębi duszy traktuje ją jednak tak, jak traktowałby swoją żonę:

Strzelając fochy i miziając się z nią kosztem warunków bytowych braci i sióstr?

pragnie, by byli razem na dobre i na złe i stawia ją na piedestale.

W oryginale brzmi to jeszcze lepiej: 'forsaking all others'. W kontekście tego, co pisałam wyżej - pasuje jak ulał.

Szkoda, że nie widzicie tego w ten sposób.

Cass, jeśli czytelnicy nie chwytają twojej wizji to nie dlatego, że są ograniczeni, ale dlatego, że nie potrafisz im owej wizji sprzedać.

Ja widzę Aspena rozglądającego się po swym zatłoczonym mieszkaniu i obawiającego się, że Americe nie spodoba się życie w takim miejscu.

Cóż, jakiś czas się przemęczy, nie takie przeszkody pokonywały młode małżeństwa w czasach PRL. Aha, Aspen - jeśli kiedyś weźmiesz się do stałej roboty (będzie to wymagało tymczasowego odklejenia od ślubnej), być może nawet uciułacie na własne gniazdko (pamiętaj, że Ami wciąż ma te jednocentówki!).

Widzę go wieczorami, kiedy ogląda powtórki „Biuletynu” i materiały o kandydatkach, by móc znów usłyszeć jej głos.

A rachunki rosną...

Nawet nie wiecie, jak bardzo był zaskoczony, że nie odpadła podczas pierwszych eliminacji,

* prycha * To zaiste pokazuje, jak wysoką opinię ma o swojej wybrance.

jak martwił go fakt, że Maxon traci dla niej głowę.

Ciekawam, jak się tego domyślił; w „Biuletynie” nie pokazywano niemal nic, co wskazywałoby na jakąkolwiek zażyłość między tą dwójką, nie mówiąc już o jakimkolwiek większym uczuciu.

Nie widzieliście jego twarzy, gdy otrzymał wezwanie do wojska, tego, jak godzi się z losem i wmawia sobie, że skoro najprawdopodobniej zginie, to nawet dobrze, że się rozstali.

Autorko, wiesz, dlaczego nie widzieliśmy żadnej z tych rzeczy? PONIEWAŻ NAM ICH NIE POKAZAŁAŚ. To, że narracja jest prowadzona z punktu widzenia Ameriki nie oznacza, że musimy skupiać się wyłącznie na jej wątku. Nie ma znaczenia, jakież to wzruszające scenariusze układasz sobie w głowie, jeśli zapominasz przelać je na papier.

Nie, nie musicie im kibicować, ale to nie znaczy, że nie ma ku temu żadnych podstaw.

Tłumaczenie tłumaczenia: macie shipować tę dwójkę, bo ja, Twórczyni, tak wam mówię i podpieram to argumentami z rzyci.

Nie wątpcie nawet przez moment, że Aspen kocha Americę do szaleństwa.

* spogląda na e-booka „Jedynej” * * wzdycha ciężko *

I choć Maxon powoli podbija serce Ameriki, to Aspen zdobył je jako pierwszy.

Nie, żeby America miała jakiekolwiek wyrzuty sumienia z powodu rozdawania swych organów na prawo i lewo.


Uff, skończyliśmy. Bolało. Idźmy dalej.



Kto zaprojektował sukienkę, którą widzimy na okładce? Kim jest modelka?

O, wreszcie jakieś ciekawe pytanie.

Nie wiem, kto jest autorem sukni,

Więc sprawdź. Jesteś autorką, naprawdę nie sądzę, by telefon do wydawcy z prośbą o ustalenie tego szczegółu kosztował cię dużo wysiłku. Nikt nie każe ci publikować odpowiedzi na pytanie w tej samej chwili, w której je otrzymujesz.

ale imię modelki krąży wśród fandomu. Jeśli poszukacie, możecie ją same odnaleźć.

WTF? Na gwizdek ta aura tajemniczości? Jeśli dziewczyna nie życzy sobie podawania danych osobowych do wiadomości osób trzecich, wystarczyło po prostu napisać, że nie możesz udzielić takiej informacji. A jeśli możesz – dlaczego każesz jej szukać Bóg raczy wiedzieć gdzie (konia z rzędem temu, kto wie, co ma na myśli Cass pisząc „fandom”)?

Kto przynależy do poszczególnych kast?

Mam tu dla Was przewodnik!

Och, nie trzeba odnośnika, sama trafię. Uwierz mi, to jedna z moich ulubionych podstron jak internet długi i szeroki, co udowodniłam w analizie rozdziału trzeciego.

Czy znasz nazwiska wszystkich rywalek?

Tu mamy – trzecią z kolei – listę. Znów: nic ciekawego, po prostu zbiór przypadkowych nazwisk, aczkolwiek nadal nie otrzymujemy żadnego wyjaśnienia w kwestii prowincji/stanów/cholera wie czego, z których wywodzą się dziewczyny.

Czy powstanie sequel?

Tak.

O dziwo, Cass zdołała wykrzesać z siebie całe trzy zdania:

Tak, jest zatytułowany „Elita” i jest już dostępny!

Zaraz...czyli fanka zadała to pytanie już PO TYM, jak „Elita” była dostępna na rynku?

...Cass, przykro mi to mówić, ale twoi czytelnicy nie są zbyt bystrzy.

Ostatnia część trylogii, „Jedyna”, zostanie wydana wiosną 2014 roku. Więcej informacji już wkrótce!

Czy zostanie nakręcony film lub serial na podstawie „Rywalek”?

Hehehe.

Jeśli nie wiecie, z czego się śmieję – tutaj macie wyjaśnienie. I tak, uważam, że to zabawne; w czasach, kiedy debilizmy w rodzaju „Zmierzchu” zarabiają miliony w kinach, ktoś uznał, iż to dziełko jest tak marne, że nie zwrócą im się nawet koszta produkcji (dajcie spokój, wszyscy wiemy, że nie chodzi o problemy z czasem antenowym – gdyby „Rywalki” miały przyciągnąć publiczność, wcisnęliby je choćby i o siódmej rano).

No, ale to w końcu stacja, która produkuje SPN; nic dziwnego, że mają pewne standardy.

A tak swoją drogą...swego czasu na YouTube pojawił się fragment pilotowego odcinka. Przejrzałam sobie komentarze pod filmikiem i cóż...może to i dobrze, że projekt nie wypalił, bo tak wkurzonego fandomu nie widziałam od chwili stworzenia przez Meyer Nabuchodonozora. Amisia – blondynka to jedno, ale najmocniej oberwało się Maxonowi, którego przerobiono z kulturalnego młodzieńca na bucowatego „mrocznego” tru loffa, hybrydę Greya i Patcha z „Szeptem”. Tutaj możecie zapoznać się ze scenariuszem całego odcinka; w zasadzie można by pochwalić twórców za to, że starali się zrobić z tej literackiej waty cukrowej serial o nieco głębszej wymowie, ale obawiam się, iż fanki nie odniosłyby się ze zrozumieniem do tego rodzaju pokazu kreatywności.

Na pewno nie teraz; the CW nakręciło pilotowy odcinek, ale projekt nie wypalił. Ale nie szkodzi – wszystko może się jeszcze wydarzyć, a ja nie mam powodów, by się skarżyć.

Cóż, tyle dobrego, że potrafi przyjąć na klatę porażkę – Meyer już dawno zalałaby fandom swoimi żalami i oskarżeniami pod adresem tych okropnych producentów, którzy nie potrafią się poznać na prawdziwym geniuszu.

Twoja wymarzona obsada ekranizacji „Rywalek”?

Nie mam pojęcia!

Kochani, zauważyliście może coś ciekawego? Z trzynastu pytań, jakie zostały jej zadane, Cass udzieliła satysfakcjonujących (bo przecież nie wyczerpujących) odpowiedzi na góra dwa. Cała reszta to wyłącznie świadectwo tego, że kobieta kompletnie nie zna własnej serii i tak naprawdę niezbyt ją ona obchodzi. I w sumie nie musi, tylko po co w takim razie w ogóle tworzyć sekcję FAQ?

Pozostawiam to czytelnikom.

Mogłabyś to pozostawić co najwyżej producentom i dyrektorowi castingu. Ale niech będzie, rozumiem, co ma na myśli – nie chce narzucać innym swojej wizji...której, jak sama przyznała, i tak nie ma, więc to w zasadzie bez znaczenia.


***

I to już wszystko, jeśli chodzi o analizy pierwszego tomu „Rywalek” i materiałów z nim związanych. Z góry informuję: nie będziemy pastwić się nad FAQ do „Elity” i „Jedynej”, albowiem nie ma nawet o czym pisać: każde ma po pięć pytań, przy czym trzy są dokładnie takie same (prośba o zdjęcie okładki, podanie daty wydania książki i wklejenie kilku cytatów z dzieła). Ale nie martwcie się, mamy już na oku inny, lepszy kąsek...

A póki co – brace yourselves, 'Elite' is coming.

Do zobaczenia!

Beige & Maryboo