Maryboo:
Uwielbiam oficjalną stronę internetową Kiery Cass. To tam
odnalazłam listę kast; tam też znajduje się podstrona
zatytułowana 'journal', gdzie
autorka zamieszcza swoje przemyślenia dotyczące życia prywatnego
oraz szeroko pojętego procesu twórczego.
Już wiecie, do czego zmierzam, czyż
nie?
Tak, moi drodzy – Kiera Cass
podzieliła się z czytelnikami ( i de facto dzieli się nadal)
dodatkowymi informacjami o „Rywalkach”. Kiedy to zauważyłam –
cóż, nie mogłam przejść obojętnie obok takiego kąska, zatem
czym prędzej przetłumaczyłam co ciekawsze posty i namówiłam
Beige, by dołączyć je do naszych analiz. Po zakończeniu każdego
tomu będziemy wklejać króciutkie dodatki związane z daną
odsłoną, rzecz jasna z odnośnikiem do źródła – miejmy
nadzieję, że Cass nie zamknie strony do zakończenia naszej
działalności.
W przypadku pierwszego tomu
postanowiłyśmy pochylić się nad dwoma wpisami. Poniższa notka,
zatytułowana „Tworzenie szaty graficznej”, pojawiła się
w sieci 4 listopada 2011 roku, zatem na pięć miesięcy przed
premierą książki; był to pierwszy tekst poświęcony stricte
serii o Americe. Wszystkie zdjęcia zamieszczone w analizie pochodzą
z zalinkowanego źródła.
Zaczynamy.
Jeśli jakimś cudem przegapiliście moje okrzyki zachwytu nad okładką „Rywalek”, oto ona w całej okazałości:
M: Muszę się do czegoś
przyznać – bardzo lubię okładki trylogii. Są może nieco
disnejowskie, ale mają pewien urok. Nic zatem dziwnego, że Cass
postanowiła poświęcić im osobną notkę – jestem pewna, że gdy
dojedziemy do ostatniej kropki, z tego lub innego powodu nie będę w
stanie na nie patrzeć.
...Wiecie co? Tłumacząc, starałam
się początkowo nieco wygładzić styl Cass, ale po prostu nie mam
sumienia odbierać Wam możliwości przeżycia tego, co odczuwałam
podczas lektury jej wpisów. Zatem od teraz trzymamy się konwencji.;
ostatecznie, jeśli autorka ma ochotę brzmieć jak trzynastolatka na
speedzie, to ma do tego pełne prawo.
Jestem w niej zakochana, aż nie wierzę, że jest naprawdę moja i że mogę ją Wam pokazać. Nie widzicie grzbietu tego cudeńka, ale daję słowo, też jest piękny! Wszystko jest fantastyczne, moim skromnym zdaniem nawet zawartość; jestem po prostu oszołomiona. Aaa!
M: Wiem, że to boli, ale wińcie
Cass, nie mnie.
Beige: Cóż, mogła jeszcze
powstawiać po 3 emotki na zdanie…
Jeśli przypominacie mnie choćby w najmniejszym stopniu, to zapewne chcecie wiedzieć, jak powstaje okładka.
M: Przyznaję, to całkiem
fascynujące zagadnienie. Tylko błagam, spróbuj wytłumaczyć owo
zjawisko...no, niech tam...na poziomie licealnego eseju.
Na przykład – dlaczego ta, a nie inna? Cóż, zacznijmy od tego, że autor nie zawsze wybiera szatę graficzną. Wierzcie mi, tak jest lepiej dla wszystkich. Istnieją specjalne osoby, których zadaniem jest domyślenie się, co zwróci uwagę czytelników i co będzie prezentować się najlepiej na okładce. Dzięki Bogu!Ale miałam swój wkład w proces twórczy. Milion lat temu Elana, Erica i ja prowadziłyśmy ożywioną mailową dyskusję na temat szaty graficznej; zawsze pragnęłam, aby okładka każdej z książek przedstawiała istotną scenę z danego tomu. W przypadku „Rywalek” był to moment otrzymania przez Americę listu dotyczącego Eliminacji.
M: Którego nawet nie ma w
książce, „Rywalki” zaczynają się bowiem dyskusją Ameriki z
matką już po tym, jak do ich domu trafia wiadomość o zbliżających
się wyborach kandydatek. A poza tym...Cass, na litość, nie piszesz
„Harry'ego Pottera”; ten głupi list nie miał ŻADNEGO wpływu
na Americę, bo i nie był niczym niezwykłym - dostały go wszystkie
dziewczyny w prowincji i znaczył on tyle, że dana niewiasta MOGŁA
(jeśli chciała) wypełnić formularz dotyczący udziału we
współzawodnictwie. Idąc tym tokiem myślenia, momentem szczególnej
wagi dla każdego mężczyzny powinna być chwila odebrania maila
dotyczącego możliwości nabycia viagry – nic to, że ofertę
otrzymało jeszcze kilka tysięcy innych facetów i że nie ma
najmniejszego zamiaru dokonać zakupu, liczy się Moc Korespondencji!
B: Ale przecież NIESAMOWICIE
WAŻNY LIST, który zmienia życie bohatera/ki musi być. Nieważne,
że taki sam dostała każda panna w stosownym wieku. To są tylko
marne szczegóły. Jak się nie ma własnych pomysłów, to trzeba
sobie jakoś radzić.
Wszystko zaczęło się od niego.
M: Tyle, że nie.
Wysłałam im więc ten OKROPNY rysunek przedstawiający zarośniętego rudzielca o połamanych palcach czytającego wiadomość. Co za wstyd! Ach!
M: Obrazka nie komentuję; Cass
nie jest plastyczką, nie musi zatem posiadać talentu do rysowania.
M:
To zabawne, bo suma summarum Cass w pewnym sensie dopięła swego: te
książki złożone razem faktycznie mogłyby przy olbrzymiej dawce
dobrej woli być uznane za bardzo luźną interpretację
amerykańskiej flagi (choć zgodnie z zaprezentowaną wyżej logiką,
„Rywalki” powinny być utrzymane w odcieniach granatu), ale bez
powyższego opisu nigdy bym się tego nie domyśliła. Znając
autorkę podejrzewam jednak, że chciała mieć wszystkie trzy kolory
na jednej obwolucie, dobrze zatem, iż ktoś wyperswadował
jej Subtelny Styl à la Meyer.
Innym pomysłem było umieszczenie na okładce biżuterii. W każdej części gra ona istotną rolę
M: Eee...poważnie? Zgodzę się,
że biżuteria ma spore znaczenie w jednej ze scen „Jedynej”, ale
nie przypominam sobie, by motyw błyskotek stanowił siłę napędową
poprzednich dwóch części. Czyżby Cass znowu zlały się w jedno
dwa różne kanony, tym razem w kwestii broszki Katniss?
i uznałam to za ciekawy projekt, bo książki dotyczące dystopii zazwyczaj nie mają niczego w tym stylu.
M: Głupia Collins; gdyby na
okładce „Igrzysk śmierci” umieściła płonącą suknię, „W
pierścieniu ognia” ozdobiła zdjęciem wszystkich welonów, które
proponowano Katniss, a „Kosogłosa”...a nie, w „Kosogłosie”
się nie da, tam nie było nic wystarczająco ślicznego...Tak czy
inaczej, pomyślcie tylko, o ile wrosłaby jej sprzedaż!
B: Jakie to pocieszne, że Cass
uważa brak ładnych rzeczy w innych książkach o podobnej tematyce
za zadziwiający. No tak, kto by pomyślał, że historia obsadzona w
realiach dystopijnych będzie traktowała o tym, jak ta dystopia jest
do dupy. I że właśnie nie ma tam luksusów i błyskotek. A
przynajmniej nie dla bohaterów walczących z systemem.
W pierwszej części mamy wisiorek Ameriki.
M: Wyzywam Was, drodzy
czytelnicy: wskażcie mi JEDNĄ scenę, w której ten głupi wisior
ma jakiekolwiek wpływ na fabułę książki.
Jeśli przejdziecie do strony startowej, zauważycie, że od dawna znajduje się tam coś tego rodzaju.Strasznie chciałam stworzyć powiązanie między stroną internetową a książką, jednocześnie nie zdradzając zbyt dużo na temat fabuły.
M: Nieaktualne; obecnie na
stronie Cass próżno szukać zdjęcia jakiegokolwiek łańcuszka.
Tak czy inaczej, pomysł był fajny, ale nie wypalił.
M: Szkoda. Już widzę oczyma
wyobraźni nieszczęsnych mężów i niewiasty odpowiedzialnych za
ostateczny wygląd książki, zastanawiających się co, do cholery,
mogą wrzucić na okładkę „Elity”.
Tu mamy kolejny rysunek, tym razem
Wisiorka, Który Ponoć Był Ważny. Whatever.
Tym, co zachwyciło naszą trójkę były okładki serii „The Luxe”.
M: A oto i one:
Te długie, kolorowe suknie, które zajmują większość okładki...taaak, to było to. I nawet miało sens! America rywalizuje o koronę, suknia to właściwie jej odzież robocza. Ale „The Luxe” to powieści historyczne; jedno spojrzenie na okładkę wystarczy, by domyślić się, w jakiej erze rozgrywa się akcja danej książki.
M: Nie powiedziałabym, ale nie
jestem specjalistką. Czy ktoś tutaj zna się na historii mody i
mógłby poprzeć bądź obalić ową tezę?
Jak stworzyć coś, co swym wyglądem będzie jasno nawiązywać do przyszłości?
M: No...nie udało ci się.
Sukienki z okładek "Rywalek" są strojne, ale spokojnie można by je założyć
na bal odbywający się w XXI wieku.
Ostatecznie zdecydowaliśmy się na piękną, tajemniczą dziewczynę ubraną w suknię, która nie należy ani do przeszłości, ani do teraźniejszości. Tło zdaje się nie mieć końca; ma w sobie coś futurystycznego, ale nie wzbudza skojarzeń z sci-fi.
M: To jest lustro. LUSTRO. Na
okładce widzę dziewczynę pozującą na tle lustra. Nie dorabiaj
filozofii tam, gdzie nie ma na nią miejsca.
Suknia i logo w kształcie diademu sugerują, co jest tematem książki, a kolor okładki robi wrażenie.
M: Ponownie - aż dziwne, że
zgodnie z logiką zaprezentowaną powyżej nie upierała się przy
granacie...
Sądzę, że wszystko to razem jest na tyle intrygujące, by zachęcić kogoś do sięgnięcia po książkę i zapoznanie się z jej treścią.
M: I tu mnie masz; z tego co
słyszałam, dużo ludzi przeczytało to idiotyczne opko tylko
dlatego, że okładka przyciągnęła ich uwagę w księgarni. Ba,
sama miałam w ręku owe dzieło (przez pół minuty nim zapoznałam
się ze streszczeniem, ale zawsze).
B: Na tym jedzie większość
tego typu czytadeł. Okładki Tłajlajta też miały takie właśnie
zadanie, były minimalistyczne, ale przynajmniej z założenia
intrygujące. I ludzie tak się właśnie dali złapać. Mnie akurat
na okładkę Rywalek nikt by nie przyciągnął, bo ładna laska w
ładnej kiecce na cukierkowym tle działa na Beża wybitnie
odstraszająco, ale z kolei w zamierzchłych czasach przy Tłajlajcie
rzeczywiście przystanęłam, kiedy byłam jeszcze nieświadoma ZUA
tej serii.
Uwielbiam tę okładkę. Wiem, że już o tym mówiłam, ale tak właśnie jest. Serdecznie dziękuję wszystkim z HarperTeen; nawet nie liczyłam na coś tak wspaniałego. Cudowna!
Wciąż mam wszystkie nadesłane przez Was projekty okładki; dziś po południu ogłoszę, kto jest zwycięzcą konkursu. Były super! Jesteście NIESAMOWICIE pomysłowe!
M: Początkowo chciałam zawrzeć
w analizach notkę dotyczącą fanowskich prac, ale uznałam, że
byłoby to niepotrzebnie złośliwe, zwłaszcza, gdybyśmy miały
komentować wygląd owych okładek, dlatego zostawmy ten temat w
spokoju.
Tak czy inaczej, mam nadzieję, że spodoba Wam się końcowy projekt. Nie mogę się doczekać, aż przeczytacie moją książkę!
M: Ja robiłam nawet notatki.
***
M: Czas na wpis nr 2,
zatytułowany po prostu „Książka!”. Ujrzymy tu reakcję
Cass na otrzymanie fizycznej kopii swego dzieła; reakcję, która
jest...cóż, „specyficzna” to najłagodniejsze określenie, na
jakie mnie stać.
W ten piątek zdarzyło się coś cudownego. Dostałam dwie papierowe kopie ostatecznej wersji „Rywalek”. Kiedy obudziłam się po drzemce, już na mnie czekały. Kazałam Callaway'owi sfilmować moją reakcję, ale ponieważ wciąż byłam raczej senna...cóż...nie wyglądało to dobrze. Zamiast tego spójrzmy na końcowy projekt, który będziecie mogły przytulić już za trzy tygodnie!
M: Ja tam wolałabym zrobić coś
innego, na przykład sprawdzić tym wątpliwej jakości dziełem
wytrzymałość ściany. Ale nie w tym rzecz. Analizując prywatne
wpisy Cass widzę wreszcie, dlaczego tak trudno jest mi postawić tą
panią w jednym rzędzie z Meyer: Stefa ma ego wielkości szafy
trzydrzwiowej, a z jej wypowiedzi wręcz promieniuje poczucie
wyższości nad fanami i resztą ludzkiego pospólstwa; Cass jest
natomiast...infantylna. Infantylna, ale przy tym raczej życzliwa i
dosyć sympatyczna. To właśnie dlatego staram się jak mogę unikać
wycieczek osobistych w jej stronę i omijać wpisy o zabarwieniu
emocjonalnym; co jednak poradzić, gdy autorka zdaje się kompletnie
nie mieć kontroli nad swoją wewnętrzną nastolatką nawet w
notkach poświęconych „Rywalkom”?
Oto książka w swej twardookładkowej okazałości
M: HarperTeen naprawdę uznało,
że to coś zasługuje na twardą okładkę? Cóż, dobrze, że
przynajmniej nasi mieli więcej rozsądku.
Obwolutę miałam już od dawna, ale widzieć ją wokół właściwej książki – to dopiero coś! Żadnych znaczków oznaczających wersję dostępną w przedsprzedaży. Kocham ją!
M: Zdjęcie książeczki:
Cóż, powiecie, na razie nihil
novi...aż tu nagle!
Oto, co czeka na Was zaraz po otwarciu książki. Słodkie, prawda? Zupełnie jak pamiętnik, coś w sam raz dla mnie. Idealne!
M: No i sami powiedzcie: jak ja
mam się powstrzymać od chichotu, kiedy osoba z trzema krzyżykami
na karku reaguje na tandetny papierowy diadem niczym moja
siedmioletnia kuzynka? Cass, ja wiem, że to twoja strona i możesz
sobie tu publikować choćby i zdjęcia gołej rzyci, ale...naprawdę?
Pomijając reakcję autorki, niech
wypowie się ktoś, kto wydał na ten twór swe ciężko zarobione
pieniądze: czy w polskiej wersji też dokleili tę tandetę?
B: Pewnie to dlatego najbardziej
wiarygodną postacią w całej serii jest May. Infantylna, słodka
dziewuszka, „stuknięta na punkcie chłopaków”, itd. Już z
dorosłymi postaciami tak Kierze nie wychodzi. I już wiadomo,
dlaczego. Ale ja i tak wolę taką ałtorkę aniżeli napuszoną,
obrażalską Smeyer.
I w końcu to, co podoba mi się najbardziej. Maxon, America i May piszą w książce liściki; każde z nich ma odmienny, pasujący do danej postaci charakter pisma. Sama nie dobrałabym ich lepiej!
M: Cass, nie chcę cię martwić,
ale taka na przykład Rowling doświadczyła owego przywileju przed
tobą (ciekawe, czy ją też tak wzruszył widok odmiennych czcionek
w Potterze). No i nie mogę powiedzieć, by wydawcy wybitnie się
wysilili, May przypadło w udziale najbardziej sztampowe „szkolne”
pismo ever.
Fajnie, że ta kopia zawiera podziękowania. Miło widzieć tak starannie poukładane wyrazy swojej wdzięczności :)
M: No...skoro to ostateczna
wersja, to dziwnym byłoby, gdyby NIE zamieścili w niej podziękowań.
Nie mogę uwierzyć, że moja książka wkrótce będzie dostępna dla wszystkich! Mam nadzieję, że Wam się spodoba!
M: A wszyscy wiemy, czyją matką jest
nadzieja...
***
Ale to nie koniec, moi drodzy. Strona Kiery posiada
bowiem jeszcze jeden dział zasługujący na analizę (nad którym tym razem pochylę się samodzielnie, gdyż Beige, nieboraczka, cierpi na niedoczas) – FAQ.
Abyśmy uniknęli nieporozumień: FAQ
('Frequently Asked Questions', za Wikipedią: „zbiory często
zadawanych pytań i odpowiedzi na nie, mające na celu udzielenie
danemu użytkownikowi serwisu internetowego pomocy bez konieczności
angażowania do tego jakichkolwiek osób”) z autorem książki może
być bardzo przydatną rzeczą, jeśli mówimy o pozycji, której
uniwersum wykracza daleko poza sztywne ramy narracji, a sam pisarz
doskonale zna stworzony przez siebie świat i jest w stanie
nieustannie zasypywać czytelnika nowymi (co nie znaczy – wyssanymi
z palca) informacjami. Istnieją jednakże twórcy, dla których FAQ
to nic innego jak przysłowiowy gwóźdź do trumny – jest to bodaj
najlepszy miernik talentu autora i poziomu jego dzieł. I tak z
jednej strony mamy projekty w rodzaju Pottermore, z drugiej zaś –
(najczęściej dosyć banalne, bo i same książki nie skłaniają do
filozoficznych rozważań) pytania od fanów na stronie internetowej,
na które nieszczęsny pisak lub aUtoreczka stara się odpowiedzieć
w jak najinteligentniejszy i najciekawszy sposób, w efekcie
obnażając tylko przeciętność swego tworu i brak jakiejkolwiek
szerszej wizji.
Zgadnijcie, do której grupy należy
Kiera Cass.
Co zainspirowało cię do stworzenia „Rywalek”?
„Igrzyska śmierci” i kanał ABC. Następne pytanie proszę.
„Rywalki” narodziły się na skutek moich rozważań dotyczących alternatywnych wersji znanych opowieści (zwłaszcza tej o biblijnej Esterze i Kopciuszku).
No, tego jeszcze nie grali. Ale proszę, kontynuuj, intryguje mnie,
jak uzasadnisz tego rodzaju połączenie.
Ciekawiło mnie, czy Estera miała swoją sympatię, nim została wysłana do pałacu by rywalizować o względy króla.
Udane porównanie jest udane. Furda już nawet z wyszukiwaniem na potrzeby swojego opka byłego tru loffa - Cass, zdajesz sobie sprawę z tego, że Estera została wysłana do pałacu,
bo król oddalił swoją pierwszą żonę, która ośmieliła mu się
sprzeciwić, albowiem na fali pijackiego rauszu zażądał jej
obecności na przyjęciu w roli zabawki dla gości? A następnie
kazał stworzyć harem złożony z pięknych dziewic, z których
postanowił wybrać sobie nową małżonkę – dokonując eliminacji
poprzez zapraszanie kandydatki na noc i odsyłanie jej nad ranem z
powrotem do haremu, gdzie miała czekać, póki nie zawoła jej
ponownie?
...Cóż, przynajmniej wiemy, na kim (poza Peetą) została oparta
postać Maxona. Prawda, że Wskaźnik Atrakcyjności od razu skoczył
o sto oczek w górę?
Nawet, gdyby przegrała, nie mogłaby powrócić do dawnego świata.
Rozczula mnie dobór słów u autorki: „przegrała”. Zupełnie,
jakby Estera brała udział w perskim odpowiedniku „Randki w
ciemno”.
Być może kochała jakiegoś mężczyznę i musiała pogodzić się z jego utratą? Ciekawiło mnie jej życie uczuciowe.
Wszystko pięknie, pozostaje jednak pewien drobny szczegół –
Estera dostała rozkaz, któremu musiała się przyporządkować.
Cały dramatyzm porównania pryska niczym bańka mydlana, kiedy
uświadomimy sobie, że America mogła po prostu nie wypełniać
zgłoszenia. Autorko, pozwól, że dam ci tę samą radę, którą
kiedyś ofiarowałam Meyer – nie można mieć ciasteczka i zjeść
ciasteczka. Albo wysyłamy niewinne dziewczęta do napalonego typa
(co czyni z Maxona antagonistę), albo dajemy głównej bohaterce
wybór w kwestii udziału w Eliminacjach (co sprawia, że jej
marudzenie staje się dosyć irytujące).
Natomiast Kopciuszek nigdy nie chciał poślubić księcia; pragnęła tylko udać się na bal.
Tak się składa, że na zajęciach z teorii literackiej musiałam
ostatnio analizować wszystkie trzy oryginalne wersje tej baśni i
mogę z całym przekonaniem stwierdzić, że Cass wyssała ten
argument z palca. U Perraulta Kopciuszek sam sugeruje, że przymierzy
pantofelek (a zatem ewidentnie chce chajtnąć się z koronowaną
głową), natomiast u braci Grimm i Jacobsa zostaje nakłoniony do
założenia kapcia, ale bynajmniej się przed tym nie wzdryga.
Owszem, Kopciuszek nigdy nie mówi wprost, że chce zostać żoną
księcia, ale nigdzie nie twierdzi też, że nie podoba jej się owa
idea; nie widzę zatem powodu, by doszukiwać się tutaj jakiegoś
ukrytego znaczenia.
Wszyscy zakładamy, że żyła długo i szczęśliwie, ale co jeśli to nieprawda?
Ha, przypomniał mi się taki stary internetowy artykuł, w którym
prezentowano „jak to naprawdę było” w związkach baśniowych
par już po napisach końcowych. O ile dobrze pamiętam, książę
odkrywa tam, że Kopciuszek nie ma za grosz manier i ogłady i wstyd
ją gdziekolwiek ze sobą zabrać.
Co, jeśli nowa rzeczywistość ją przytłoczyła?
Kopciuszek była córką człowieka z wyższych sfer. Istnieje spora
szansa, że nim tatuś chajtnął się drugi raz, zdołał przekazać
córce podstawowe zasady savoir-vivre'u (chociaż...patrz wyżej).
Te dwa pomysły połączyły się w całość i zrozumiałam, że chcę napisać o dziewczynie z nizin społecznych, która lekceważy względy księcia ze względu na już istniejące uczucie do innego mężczyzny.
Od biedy jestem w stanie dojrzeć pewną inspirację Esterą, ale
Kopciuszkiem – ni wuja. America nie chce udać się do
pałacu, ale kiedy już tam ląduje, to w nowym otoczeniu radzi sobie
całkowicie bezproblemowo. I nie każcie mi nawet poruszać kwestii
nieodwzajemnionego uczucia.
Wiedziałam, że doświadczy czegoś (w tym wypadku Eliminacji) co otworzy jej oczy na dotychczas kompletnie nieznany świat.
America dostała ładne kiecki, trzy nowe pary gaci i dużo
przysmaków. Poza tym nie zauważyłam, by w jej życiu, sposobie
myślenia czy postrzeganiu rzeczywistości nastąpiła jakakolwiek
zmiana, nie licząc postępującego z tomu na tom zidiocenia naszej
heroiny.
Czy posiadasz ścieżkę dźwiękową do „Rywalek”?
Tu Cass wkleja listę dwudziestu utworów (możecie ją zobaczyć
tutaj),
bez jakiegokolwiek opisu czy choćby wskazania, do których scen
odnoszą się poszczególne piosenki. Gratulacje, autorko, jestem
pewna, że twoje czytelniczki są w pełni usatysfakcjonowane
przypadkowym zbiorem tytułów, które równie dobrze mogłaś na
chybcika wkleić z właśnie odtwarzanej playlisty. Po co w ogóle
zamieszczać tego rodzaju pytanie na stronie, skoro nawet nie chce
się udzielić na nie porządnej odpowiedzi?
Gdzie jeszcze została wydana trylogia?
Znów nic ciekawego – kolejna lista,
tym razem wymieniająca wszystkie kraje z zaznaczeniem, które z
książek są już dostępne na rynku (lub kiedy się na nim
pojawią). Tyle dobrego, iż tym razem mamy konkretne informacje
niekiedy poparte datami, więc ten podpunkt może przydać się
czytelniczkom z zagranicy. Ale po raz kolejny – czy naprawdę
trzeba było czekać, aż zbierze się X pytań dotyczących danego
zagadnienia, by w efekcie opublikować je w FAQ? Takie rzeczy powinny
się znajdować gdzieś w aktualnościach, bo nie dotyczą procesu
twórczego, a konkretnych informacji związanych z publikacją serii.
Jak wymawia się „Illea”?
Jakoś ciężko mi uwierzyć, że kilkanaście osób (wszak w FAQ w
teorii zamieszcza się te z pytań, które autor słyszy najczęściej)
nie mogło zasnąć w nocy, łamiąc sobie głowę nad tym
zagadnieniem.
Swoją drogą, wracamy tu do kwestii poruszonej przeze mnie we
wstępie – wyobrażacie sobie, by taka na przykład Rowling
zamieściła tego rodzaju pytanie na swej stronie internetowej?
Odpowiedź jest banalna, ale to dlatego, że w przypadku uniwersum
Pottera istnieje tysiące ciekawszych rzeczy do przedyskutowania. To
właściwie smutne – świat stworzony przez Cass jest tak płaski,
że czytelniczki nie są nawet w stanie wymyślić czegoś
interesującego. Aha, i gdyby to kogoś interesowało:
ILL-ee-uh.
Kogo lubisz bardziej, Aspena czy Maxona?
Podpowiem ci, droga czytelniczko: autorka zawsze bardziej lubi tego,
kto na końcu serii dostaje rękę i dziewictwo białogłowej.
Odpowiedź autorki brzmi...Przysięgam, że to dosłowne tłumaczenie:
Lubię chłopców (tu chyba miało być „obu”, ale Cass, jak widzimy na załączonym obrazku, nie jest fanką udzielania rozwlekłych odpowiedzi). Nie potrafię wybrać.
...Wow. Naprawdę, Cass? Naprawdę? Twoja fanka zadaje ci pytanie –
naiwne, owszem, ale zapewne szczere – a twoja odpowiedź to
ocenzurowana wersja: „Nie wiem, bujaj się”? Czy urwałoby ci
dłonie, gdybyś dopisała trzy zdania więcej – chociażby
uzasadnienie, dlaczego trudno ci dokonać wyboru („każdy z nich
jest zupełnie inny, w Maxonie lubię XYZ, u Aspena podoba mi się
ABC”)? Już pomijając arogancję – jak to w ogóle wygląda? Po
co zamieszczać na stronie tego typu dialog? Po prostu pomiń to
pytanie, nikt nie przystawi ci pistoletu do głowy, jeśli nie
uwzględnisz zagadnienia, na które nie potrafisz udzielić
wyczerpującej odpowiedzi.
Aspen ma dziewiętnaście lat, a Maxon?
Wiesz, że twoja twórczość ssie, jeśli fanki nie znają nawet
podstawowych informacji na temat tru loffa.
Jeśli przeczytałyście „Księcia”, wiecie, że Maxon także skończył niedawno dziewiętnaście lat.
Cóż, skoro zadają takie pytanie, to jest raczej oczywiste, że NIE
przeczytały...
Czy Aspen nadal kocha Americę? A może jest po prostu samolubny?
Też chcę poznać odpowiedź na to pytanie; po trzech tomach nadal
nie mam pojęcia, jakie cechy charakteru ma ta kartonowa kukła, więc
każda podpowiedź będzie mile widziana.
Kocha ją do szaleństwa.
Uczucia Aspena to w ogóle bardzo intrygujący wątek, nad którymi
pochylimy się dokładniej w „Jedynej”.
Być może tego nie widać, ale wszystko co robi, robi dla jej dobra.
Faktycznie, momentami ciężko zrozumieć, o co właściwie chodzi
temu typowi.
Nie zawsze mu się udaje, ale America jest dla niego centrum wszechświata.
Okazuje to w zaiste specyficzny sposób.
Boli mnie, gdy ludzie wyrażają się z niechęcią o Aspenie.
Cass, już i tak jesteś bardziej autoreczkowa niż autoreczki z
onetu; nie kop pod sobą głębszego dołu naśladując Meyer i jej
obsesję na punkcie wytworów własnej wyobraźni.
Zamieściłam nawet na blogu wpis o jego uczuciach.
Zapoznałam się;
można by go streścić słowami: „Buu, nie rozumiecie mojej
wizji”.
...Wiecie co? W zasadzie powinniśmy dogłębniej przyjrzeć się
temu wpisowi. Miejcie na uwadze, że ów post został opublikowany 31
marca 2013 roku, niemal miesiąc przed oficjalnym wydaniem „Elity”,
zatem na tym etapie czytelniczki mogły posiłkować się jedynie
wiedzą wyniesioną z pierwszego tomu – i właśnie pod tym kątem
będziemy go analizować.
(wpis nosi tytuł 'Shipping Asperica')
Wielu z Was zastanawiało się, dlaczego w ogóle mielibyście kibicować związkowi Aspena i Ameriki.
Ja
nie wiem tego do dzisiaj. Nie chodzi nawet o to, że są
nieprawdopodobni jako para – ot, dwójka zadurzonych nastolatków –
a o fakt, że o charakterze Aspena nie wiemy prawie nic. Dlaczego
zatem czytelniczki miałyby ekscytować się losami kogoś, kogo w
ogóle nie znają? Tru loff musi mieć określony zestaw cech (choćby
i tych zahaczających o patologię); o Aspenie wiadomo tyle, że
istnieje, jest biedny i lubi się całować z Americą. Pół biedy,
jeśli nieszczęsna fanka czytała/widziała wcześniej „Igrzyska
śmierci” i zauważy zależność między seriami, może bowiem
podstawić pod Aspena jego pierwowzór, Gale'a Hawthorne'a – co
jednak uczynić, kiedy jedynym źródłem oparcia jest tekst książki?
Zupełnie, jakby na nią nie zasługiwał.
Kliknijcie w link powyżej i przeczytajcie sobie to zdanie w
oryginale, pamiętając, że Cass ma trzydzieści, a nie trzynaście
lat.
Rozumiem Wasz punkt widzenia. Maxon jest uroczy i między nim i Americą iskrzy, więc momentami łatwo zapomnieć o Aspenie.
Ja nie zapominam o Aspenie z powodu chemii między Maxonem i Americą;
zapominam o nim, bo nawet nowe spodnie Ami mają więcej osobowości,
niż jej tru loff z nizin społecznych.
A jednak.Aspen sprawił, że America po raz pierwszy poczuła „motylki w brzuchu”.
Albowiem był przystojny. Nie koloryzuję, dokładnie tak przedstawia
to sama zainteresowana – zobaczyła przystojną facjatę Aspena i
wpadła po uszy. Ot, hormony.
Przez dwa ostatnie lata, ilekroć spotykało ją coś ciężkiego, świadomość, że jest kochana dodawała jej otuchy.
Cass, mam prośbę: pokaż nam wreszcie, do diaska, owe ciężkie
chwile z życia Ameriki. Wszyscy wiemy, że zrzynasz na potęgę z
„Igrzysk”, ale Katniss faktycznie nie miała lekkiego
dzieciństwa, de facto utrzymując matkę i siostrę. O rodzinie
Singerów wiemy tyle, że czasami zdarzało im się pić herbatę bez
cytryny wyłączano im prąd. Niemiłe, owszem, ale to
naprawdę jeszcze nie trauma.
Dla kogoś, kto spędził życie wierząc, że nigdy nie osiągnie nic ponad zapewnianie oprawy muzycznej na przyjęciu,
...którą to pracę, zgodnie z kanonem, America uwielbiała...
Aspen był jedyną przyszłością, o której mogła marzyć.
No...marzyła o Aspenie, owszem, ale akurat wizja ich wspólnej
przyszłości (zrozumiale) napawała ją pewnymi obawami. Nie miała
problemu z tym, żeby zostać szóstką, ale to nie znaczy, że nie
widziała ewentualnych przykrych konsekwencji takiej decyzji. Nie
mówiąc już o tym, że to zdanie jest bezsensowne i sprzeczne z
kanonem – Ami nigdy nie chciała porzucać muzyki na rzecz Aspena,
po prostu pogodziła się z faktem, iż w przypadku ślubu MUSIAŁABY
to uczynić. To pewna różnica.
Stałby się jej rodziną; głową ich rodziny. Biorąc pod uwagę, jak bardzo America kocha swoją rodzinę, można sobie tylko wyobrazić, co czułaby zakładając własną z chłopakiem, który dla bliskich jest zdolny do najwyższych poświęceń.
Cóż, o ile Aspen faktycznie zdaje się (rzadko, bo rzadko, ale
jednak) pracować by poprawić byt matki i rodzeństwa, to bezbrzeżna
miłość Ameriki objawia się głównie poprzez robienie na złość
swojej rodzicielce.
Aspen jest gotów poświęcić wiele, by być z Americą.
Dał tego dowód obrażając się jak dziecko i zrywając z nią tuż
po tym, jak wmanewrował ją w udział w Eliminacjach.
Aspen robi co może dla swojej rodziny, ale to America jest dla niego najważniejszą osobą w życiu. Za jednocentówki, które jej ofiarował, mógłby kupić jedzenie dla braci, ubrania dla sióstr, opłacić rachunki za prąd.
...i mam go za to podziwiać?
…
...
Cass, właśnie napisałaś, że dzieci w domu Legerów głodują, bo
Aspen woli trwonić forsę na prywatne koncerty dawane przez jego
lubą. Gdybym była Americą, poważnie bym się zastanowiła, czy
chcę się wiązać z człowiekiem, który ceni moje struny głosowe
ponad ciepłe ubrania na zimę dla dzieciaków.
Czas, który spędza z Americą mógłby przeznaczyć na pracę,
Nieprawda, spotykają się w nocy, gdy panuje godzina policyjna.
ale to jej dotyk i pocałunki są dla niego priorytetem.
I znów: zapowiada się z niego wprost fantastyczny mąż i ojciec,
który nad zapewnianie rodzinie godziwego bytu przedłoży seksy ze
swym lachonem.
Prośba, by zgłosiła się do Eliminacji była głupotą, ale wynikała z chęci polepszenia jej warunków życiowych. Jest niezwykle dumny i świadomy ile America utraci, wiążąc się z nim.
O tym klejnociku fabularnym już się swego czasu rozpisywałyśmy;
nie ma co strzępić klawiatury.
W głębi duszy traktuje ją jednak tak, jak traktowałby swoją żonę:
Strzelając fochy i miziając się z nią kosztem warunków bytowych
braci i sióstr?
pragnie, by byli razem na dobre i na złe i stawia ją na piedestale.
W oryginale brzmi to jeszcze lepiej: 'forsaking all others'. W
kontekście tego, co pisałam wyżej - pasuje jak ulał.
Szkoda, że nie widzicie tego w ten sposób.
Cass, jeśli czytelnicy nie chwytają twojej wizji to nie dlatego, że
są ograniczeni, ale dlatego, że nie potrafisz im owej wizji
sprzedać.
Ja widzę Aspena rozglądającego się po swym zatłoczonym mieszkaniu i obawiającego się, że Americe nie spodoba się życie w takim miejscu.
Cóż, jakiś czas się przemęczy, nie takie przeszkody pokonywały
młode małżeństwa w czasach PRL. Aha, Aspen - jeśli kiedyś
weźmiesz się do stałej roboty (będzie to wymagało tymczasowego
odklejenia od ślubnej), być może nawet uciułacie na własne
gniazdko (pamiętaj, że Ami wciąż ma te jednocentówki!).
Widzę go wieczorami, kiedy ogląda powtórki „Biuletynu” i materiały o kandydatkach, by móc znów usłyszeć jej głos.
A rachunki rosną...
Nawet nie wiecie, jak bardzo był zaskoczony, że nie odpadła podczas pierwszych eliminacji,
* prycha * To zaiste pokazuje, jak wysoką opinię ma o swojej
wybrance.
jak martwił go fakt, że Maxon traci dla niej głowę.
Ciekawam, jak się tego domyślił; w „Biuletynie” nie pokazywano
niemal nic, co wskazywałoby na jakąkolwiek zażyłość między tą
dwójką, nie mówiąc już o jakimkolwiek większym uczuciu.
Nie widzieliście jego twarzy, gdy otrzymał wezwanie do wojska, tego, jak godzi się z losem i wmawia sobie, że skoro najprawdopodobniej zginie, to nawet dobrze, że się rozstali.
Autorko, wiesz, dlaczego nie widzieliśmy żadnej z tych rzeczy?
PONIEWAŻ NAM ICH NIE POKAZAŁAŚ. To, że narracja jest
prowadzona z punktu widzenia Ameriki nie oznacza, że musimy skupiać
się wyłącznie na jej wątku. Nie ma znaczenia, jakież to
wzruszające scenariusze układasz sobie w głowie, jeśli zapominasz
przelać je na papier.
Nie, nie musicie im kibicować, ale to nie znaczy, że nie ma ku temu żadnych podstaw.
Tłumaczenie tłumaczenia: macie shipować tę dwójkę, bo ja,
Twórczyni, tak wam mówię i podpieram to argumentami z rzyci.
Nie wątpcie nawet przez moment, że Aspen kocha Americę do szaleństwa.
* spogląda na e-booka „Jedynej” * * wzdycha ciężko *
I choć Maxon powoli podbija serce Ameriki, to Aspen zdobył je jako pierwszy.
Nie, żeby America miała jakiekolwiek wyrzuty sumienia z powodu
rozdawania swych organów na prawo i lewo.
Uff, skończyliśmy. Bolało. Idźmy dalej.
Kto zaprojektował sukienkę, którą widzimy na okładce? Kim jest modelka?
O, wreszcie jakieś ciekawe pytanie.
Nie wiem, kto jest autorem sukni,
Więc sprawdź. Jesteś autorką, naprawdę nie sądzę, by telefon
do wydawcy z prośbą o ustalenie tego szczegółu kosztował cię
dużo wysiłku. Nikt nie każe ci publikować odpowiedzi na pytanie w
tej samej chwili, w której je otrzymujesz.
ale imię modelki krąży wśród fandomu. Jeśli poszukacie, możecie ją same odnaleźć.
WTF? Na gwizdek ta aura tajemniczości? Jeśli dziewczyna nie życzy
sobie podawania danych osobowych do wiadomości osób trzecich,
wystarczyło po prostu napisać, że nie możesz udzielić takiej
informacji. A jeśli możesz – dlaczego każesz jej szukać Bóg
raczy wiedzieć gdzie (konia z rzędem temu, kto wie, co ma na myśli
Cass pisząc „fandom”)?
Kto przynależy do poszczególnych kast?
Mam tu dla Was przewodnik!
Och, nie trzeba odnośnika, sama trafię. Uwierz mi, to jedna z moich
ulubionych podstron jak internet długi i szeroki, co udowodniłam w
analizie rozdziału trzeciego.
Czy znasz nazwiska wszystkich rywalek?
Tu
mamy – trzecią z kolei – listę. Znów: nic ciekawego, po prostu
zbiór przypadkowych nazwisk, aczkolwiek nadal nie otrzymujemy
żadnego wyjaśnienia w kwestii prowincji/stanów/cholera wie czego,
z których wywodzą się dziewczyny.
Czy powstanie sequel?
Tak.
O dziwo, Cass zdołała wykrzesać z siebie całe trzy zdania:
Tak, jest zatytułowany „Elita” i jest już dostępny!
Zaraz...czyli fanka zadała to pytanie już PO TYM, jak „Elita”
była dostępna na rynku?
...Cass, przykro mi to mówić, ale twoi czytelnicy nie są zbyt
bystrzy.
Ostatnia część trylogii, „Jedyna”, zostanie wydana wiosną 2014 roku. Więcej informacji już wkrótce!
Czy zostanie nakręcony film lub serial na podstawie „Rywalek”?
Hehehe.
Jeśli nie wiecie, z czego się śmieję – tutaj
macie wyjaśnienie. I tak, uważam, że to zabawne; w czasach, kiedy
debilizmy w rodzaju „Zmierzchu” zarabiają miliony w kinach, ktoś
uznał, iż to dziełko jest tak marne, że nie zwrócą im się
nawet koszta produkcji (dajcie spokój, wszyscy wiemy, że nie chodzi
o problemy z czasem antenowym – gdyby „Rywalki” miały
przyciągnąć publiczność, wcisnęliby je choćby i o siódmej
rano).
No, ale to w końcu stacja, która produkuje SPN; nic dziwnego, że
mają pewne standardy.
A tak swoją drogą...swego czasu na YouTube pojawił się fragment pilotowego odcinka.
Przejrzałam sobie komentarze pod filmikiem i cóż...może to i
dobrze, że projekt nie wypalił, bo tak wkurzonego fandomu nie
widziałam od chwili stworzenia przez Meyer Nabuchodonozora. Amisia –
blondynka to jedno, ale najmocniej oberwało się Maxonowi, którego
przerobiono z kulturalnego młodzieńca na bucowatego „mrocznego”
tru loffa, hybrydę Greya i Patcha z „Szeptem”. Tutaj
możecie zapoznać się ze scenariuszem całego odcinka; w zasadzie
można by pochwalić twórców za to, że starali się zrobić z tej
literackiej waty cukrowej serial o nieco głębszej wymowie, ale
obawiam się, iż fanki nie odniosłyby się ze zrozumieniem do tego
rodzaju pokazu kreatywności.
Na pewno nie teraz; the CW nakręciło pilotowy odcinek, ale projekt nie wypalił. Ale nie szkodzi – wszystko może się jeszcze wydarzyć, a ja nie mam powodów, by się skarżyć.
Cóż, tyle dobrego, że potrafi przyjąć na klatę porażkę –
Meyer już dawno zalałaby fandom swoimi żalami i oskarżeniami pod
adresem tych okropnych producentów, którzy nie potrafią się
poznać na prawdziwym geniuszu.
Twoja wymarzona obsada ekranizacji „Rywalek”?
Nie mam pojęcia!
Kochani, zauważyliście może coś ciekawego? Z trzynastu pytań,
jakie zostały jej zadane, Cass udzieliła satysfakcjonujących (bo
przecież nie wyczerpujących) odpowiedzi na góra dwa. Cała reszta
to wyłącznie świadectwo tego, że kobieta kompletnie nie zna
własnej serii i tak naprawdę niezbyt ją ona obchodzi. I w sumie
nie musi, tylko po co w takim razie w ogóle tworzyć sekcję FAQ?
Pozostawiam to czytelnikom.
Mogłabyś to pozostawić co najwyżej producentom i dyrektorowi
castingu. Ale niech będzie, rozumiem, co ma na myśli – nie chce
narzucać innym swojej wizji...której, jak sama przyznała, i tak
nie ma, więc to w zasadzie bez znaczenia.
***
I to już wszystko, jeśli chodzi o analizy pierwszego tomu „Rywalek”
i materiałów z nim związanych. Z góry informuję: nie będziemy
pastwić się nad FAQ do „Elity” i „Jedynej”, albowiem nie ma
nawet o czym pisać: każde ma po pięć pytań, przy czym trzy są
dokładnie takie same (prośba o zdjęcie okładki, podanie daty
wydania książki i wklejenie kilku cytatów z dzieła). Ale nie
martwcie się, mamy już na oku inny, lepszy kąsek...
A póki co – brace yourselves, 'Elite' is coming.
Do zobaczenia!
Beige & Maryboo
Ten cały fragment o rozczulaniu się nad Aspenem mnie zabił, autorka chyba nie ma zielonego pojęcia, na czym polega pisanie. Na razie nie więcej mam słów. Może jakieś znajdę, jak ochłonę.
OdpowiedzUsuńTen Aspenowy fragment przypomina blogaskowe wywody aŁtorek zakochanych w swoich bohaterach, których bronią do ostatniej kropli krwi przed wszelką krytyką. A co gorsza, mam w pamięci takie rzeczy pisane przeze mnie... *chowa się w Kąciku Wstydu*
OdpowiedzUsuńBardzo fajny pomysł z takim dodatkiem, dziewczęta :D
A tak poza tym to jest piąta rano, ale cieszę się niezmiernie, że wrzuciłyście post wcześniej ^^
suknie z okładek "The Luxe" to współczesne suknie balowe, więc owszem, da się bez problemu określić czasy, z których pochodzą, ale nie jestem pewna, jak się to ma do zawartości książki...
OdpowiedzUsuńNie no, jak ktoś się nie zna na modzie - tak jak ja - to może mieć problem z określeniem, czy suknie pochodzą z roku 2015 czy raczej 2000. No ja mam z tym problem.
UsuńA tak serio - do jakiego okresu historycznego miałyby nawiązywać? Rozpuszczone włosie nie nawiązuje absolutnie do niczego, a suknie? Jestem skonfundowana.
Żaden ze mnie ekspert, ale te suknie miały chyba nawiązywać do XIX wieku - są bardzo rozszerzone poniżej talii, co daje efekt kielicha kwiatu. Poprawcie mnie jeśli się mylę.
UsuńMówisz o krynolinie? Mogłyby, ale bardzo luźno. Podobnie zresztą mogłyby nawiązywać do rokoko, ale znów - luźno. Na upartego można w to wepchnąć jeszcze turniurę - ze względu na kuperek różowej. Ale nadal bardzo, bardzo luźno. Ogólnie nie ma nic złego w nawiązaniach, ale jeśli te suknie mają wskazywać na czas, w którym dzieje się akcja serii the Luxe, to dzieje się w XXI wieku. Jeśli miała celować w połowę XIX wieku, to nie. Po prostu nie.
UsuńZgadzam się. Suknie są raczej współczesne. Można by było celować w 50 XIXw. patrząc na "rozłożystość" tych sukni, z tą krynoliną... aczkolwiek, nie widziałam jeszcze sukni z XIXw. z lat akurat 40, 50 bez ramiączek, a tym bardziej bez bufek. No i brak rękawiczek. Raczej żadna dama w tamtych czasach nie pokazałaby się bez tego dodatku. +Fryzura. W okolicach lat 50' było modne uczesanie 'la Polka, taki koczek z tyłu głowy. Na pewno nie paradowano z rozpuszczonymi włosami. Słowem: Suknia raczej nijak ma się do okresu XIXw. może i jest wzorowana, w końcu moda się bierze z mody, ale tutaj odnosi się wyraźne wrażenie, że jest współczesna. To pofałdowanie dołu też nie pomaga, kształt krynoliny również, już nie mówiąc o kolorze trzeciej kiecki. Biały kolor raczej nie wchodził w grę. Unikano go. W tamtych czasach ubrania wymagały mnóstwa prania, bo były wielowarstwowe, więc starano nie produkować jasnych materiałów... te suknie to taka mieszanka po prostu. Na pewno nie nazwałabym tego "modą XIXw."
Usuń"ILL-ee-uh"
OdpowiedzUsuńBrzmi jak wymiotujący kot...
Ja z tych, co się nadziali na okładkę. Nie wiem, na ile powinno mi być głupio.
Okładki "The Luxe" są duuużo ładniejsze jak dla mnie.
OdpowiedzUsuńCo do FAQa i reszty... mam mieszane uczucia, ale możecie mnie proszę oświecić w kwestii komentarzy pod filmikiem? U mnie się żadne nie wyświetlają.
Za fragment z Aspenem Cass powinna dostać order wykonany własnoręcznie przez Meyer. Tylko, znając upodobania Stefki pokazane przez Belkę i Cullenów, czy na świecie jest tyle diamentów?
OdpowiedzUsuńLista utworów Cass jest dość... interesująca. Już pierwsza pozycja (tak btw, Google i YouTube uparcie twierdzą, że nazwisko pani Sary brzmi Bareilles, a nie Bariellis...) poprzez teledysk pokazuje nam Amisię, dokładnie taką jaką jest, a nie jak starała się to pokazać Cass. Przesłuchując sobie to "Fairytale" ciągle słyszałam "the next best wife" zamiast "the next best thing". Przypadek?
Pozostałe utwory też są zaskakująco dobrze dobrane. A nie, wróć. Byłyby dobrze dobrane gdyby Cass przedstawiła stworzoną przez siebie historią i bohaterów tak jak zamierzała. Chyba już nigdy nie przesłucham "All I Wanted" i "Let The Flames Begin" Paramore bez skojarzeń z Amisią.
Jestem niezmiernie ciekawa jakim cudem "Faint" Linkin Park znalazło się w tym zestawieniu - chyba miało być tłem dla tych ataków (jednego ataku? dwóch?) na królewski zamek, tyle że muzykę zwalniamy trzydzieści razy i traktujemy wokal helem.
Moja dość znikoma wiedza z historii mody twierdzi, że tamte suknie nawiązują do... współczesności. Gdyby faktycznie odnosiły się do jakiejś konkretnej epoki, raczej nie byłyby wykonane z tak delikatnych materiałów, a modelki nie powinny mieć odkrytych ramion i pleców, pokazanych dekoltów (wnioskując po wycięciu u pani w czerwonej kiecce). Może znajdzie się ktoś bardziej kompetentny by to ocenić :)
Właśnie sama lista ze strony mało pokazuje. W papierowym wydaniu "Księcia i Gwardzisty" na końcu też to było - ale zrobione w troszkę inny sposób. Z każdego utworu była wybrana jedna, dwie linijki pasujące Cass i podpisane do konkretnego cytatu z książki. A "Faint" pasowało przez "Don't turn your back on me / I won't be ignored" - to była scena z "Rywalek" chyba gdy Amisia przyprowadziła swoje pokojówki do schronu. A w "Fairytale" to jedynie tekst "'cause I don't care for your fairytales" był odpowiedni. Bo co to dla Cass - do mojej wizji pasuje jedna linijka? Nic to - jest moim soundtrackiem.
UsuńZ resztą w papierowej wersji też były jakieś pytania i odpowiedzi, ale już nie miałam siły tego nawet przeglądać.
Kuro_Neko
Jeśli Cass faktycznie stworzyła tę listę piosenek w oparciu o - tak myślę - powyrywane ze środka tekstów wersy, to no cóż... trzeba jej pogratulować. Tworzenie jakiegoś tekstu w oparciu o cytat z piosenki, książki, wywiadu czy czegokolwiek innego jest w porządku, ale sklecanie całej playlisty do danej opowieści tylko dlatego, że w piosence A spodobał się fragment B jest trochę... powtórne gratulacje dla Cass. Sensu w takim działaniu nie widzę za grosz, ale nie ja jestem sławną aŁtorką.
UsuńPrzy "Faint" nie skupiłam się na tekście, tylko na samej muzyce, która mi skojarzyła się z tymi (ha-ha) atakami, a przynajmniej mogłaby pasować do takiej sytuacji, gdyby tylko napisała to osoba z większym warsztatem literackim niż Cass. Z drugiej strony, próby odkrycia grama logiki w twórczości tej pani raczej nie wyjdą na zdrowie.
Co do listy piosenek, mnie boli fakt błędów w nazwach zespołów/nazwiskach wykonawców. Fallout Boy pisze się Fall Out Boy (swoją drogą jest to jeden z moich ulubionych zespołów, więc poczułam się dotknięta), wspomniana pierwsza pozycja...
UsuńI zgadzam się z Aratą, Faint pasowałoby do scen z atakami, gdyby napisał je ktoś, kto... cóż, umie pisać.
Błędy to już inna bajka. Prawdę mówiąc, dość żałosna bajka, bo dzisiaj można w Google wrzucić każde słowo, żeby się upewnić, że jest ono poprawne bądź nie. Sam przykład FOB czy Sary Bareilles mówi aż za dużo o wirusie meyerus riserczus nienawidzus.
UsuńA ja w ogóle to się dziwię. Gdybym sama stworzyła FAQ do swoich opek i ktoś byłby takim desperatem, żeby przeczytać i jeszcze zadawać pytania, to moje odpowiedzi zajmowałyby kilka stron w Wordzie - na zasadzie "zapytałeś o to, to pewnie nie przeszkadza ci esej z dokładną analizą przedstawionego problemu". Ale pewnie mam dziwne podejście do własnej twórczości.
OdpowiedzUsuńA w pilocie do filmu doszłam do fragmentu o jabłkach i wyłączyłam. Mój boru, drugi fragment był po prostu obrzydliwy i w takim przypadku kopowi w jaja absolutnie się nie dziwię. Maxon książkowy może i jest papierową postacią, ale przynajmniej nie jest z serii tych paskudnych "mhrocznych" truloffów, od których się roi w książkach Meyeroidalnych.
Nie masz dziwnego podejścia do własnej twórczości - też waliłabym esejami na prawo i lewo. A już odpowiedź Cass na pytanie "Kogo lubisz bardziej, Aspena czy Maxona?" kompletnie mnie zszokowała. Ja rozumiem, że może nie chce sugerować fandomowi, którego truloffa powinni cenić bardziej, no ale żeby tak nic nie napisać? Przecież to jej ukochane kukiełki (na miano postaci nie zasługują, za dużo kartonu)! Jak mogła je tak olać? Tak, przeżywam to stanowczo za bardzo, bo sama jestem do własnych bohaterów przywiązana na cudownie ałtoreczowej zasadzie "jak matka kocha swoje dzieci" i boli mnie serce, kiedy widzę lekceważące podejście Cass. Zwłaszcza gdy sekundę później wylewa swoje żale, jak to nikt nie docenia Aspena -,- Trochę taką hipokryzją zajechało...
UsuńNie martw się, ja też onetowo uwielbiam swoje postaci, swoje shipy i jak czytające moje wypociny koleżanki o coś pytają, to jestem szczęśliwa, że mogę podzielić się swoimi wizjami, spoilerami i pomysłami, z których zrezygnowałam. Napisanie "nie wiem, który tru loff, goń się" nie jest aŁtoreczkowe, zdecydowanie.
UsuńAdria
Właśnie to pytanie o to, kogo woli, tak mnie zdziwiło. Nie, żebym dużo romansów w życiu napisała, ale wydawało mi się, że w tworzeniu trójkątów właśnie największa frajda (?) wynika z tego, że dwóch truloffów, różnice między nimi i stosunek autorki do nich to jest istota rzeczy. Szczerze powiedziawszy, to w tym miejscu spodziewałam się wywodu na ten temat, jaki każdy z nich jest wspaniały, och i ach (co w sumie trochę pojawiło się w temacie Aspena, ale właściwie to czemu nie napisała tego wtedy, kiedy ją o to pytali, tylko akurat w tym momencie, kiedy taki post był zupełnie nie przypiął ni przyłatał - ale to przynajmniej oznaczało, że ona MIAŁA w stosunku do swoich truloffów jakieś przemyślenia).
Usuń(A tak w ogóle, to takie pytania o sympatie autorskie zawsze mnie ciekawią, bo lubię to konfrontować z tym, jak dane postacie wyszły. I po notce o Aspenie widać, że Cass jednak plany rozminęły się z realizacją).
Cały czas czytam to Ilirea i nie dam się namówić na inne, bo dokładnie tak samo nazywało się miasto w Eragonie (no, miałam z dziesięć, jedneście lat jak wyszedł... wtedy wydawał się sensowny...). Tylko że tam idiotyczne brzmienie usprawiedliwiał fakt, że była to nazwa elfia - a jak wiadomo, w fantasy tego poziomu, elfy nie używają słów nie zawierających dużej ilość "l" i/lub apostrofu.
OdpowiedzUsuńPod sukienkami się podpisuję, ale jednocześnie faktycznie domyśliłabym się, że to może być nazwiązanie do XIX wieku czy coś - bo takie jest ogólne wyobrażenie o tym, jak wygląda sukienka od średniowiecza do XIX wieku właśnie, jeśli ktoś się nie pokusi o reaserch (suknie, jakie sprawiałam bohaterkom w pierwszych opkach mogły wyglądać podobnie).
A ja bym taki serial obejrzała chętniej, niż przeczytała książkę, gdyby Maxon był paskudny. Pod warunkiem, że pozbyliby się truloffowego aspektu i pokazali, że te eliminacje też mają swoje złe strony, a Maxon jest bez skrupułów, a z mózgiem, pałac nie stanowi zabawnej pantomimy... Tylko coś by musieli z tym wątkiem miłosnym pozmieniać...
o, Boże, obejrzałam te sceny - od razu widać, że produkcja CW, ścieżka dźwiękowa charakterystyczna, a do tego jak zwykle inbreed jak - nie przymierzając - w polsacie i tvn, te same gęby wszędzie. ;D Maxonem jest Enz o z TVD, a Americą Olivia z Reign. ;D Wgl nie przypominają mi Maxona i Ami, więc nie dziwie się rage'owi fanów. ALE - co by nie mówić - 3 sceny serialu są bardziej interesujące niż całe "Rywalki" i coś takeigo chętnie bym obejrzała. Choćby dla akcentu Michaela Malarkey'a. ;p
UsuńAdria
„Albo wysyłamy niewinne dziewczęta do napalonego typa (co czyni z Maxona antagonistę), albo dajemy głównej bohaterce wybór w kwestii udziału w Eliminacjach (co sprawia, że jej marudzenie staje się dosyć irytujące).”
OdpowiedzUsuńMożemy również nazywać się „Lauren DeStefano” i spróbować zjedzone ciasteczko odzyskać, jakkolwike niesmaczne by się to nie wydawało, na to jednak potrzeba pomysłu i warsztaty, którego i wyżej wymienionej i Cass brakuje.
„Kopciuszek nigdy nie mówi wprost, że chce zostać żoną księcia, ale nigdzie nie twierdzi też, że nie podoba jej się owa idea”
Wydaje mi się, że w tym cytacie chodziło raczej o czas przeszły, czyli początek baśni. Znam tylko jedną wersję Kopciuszka, ale z tego, co pamiętam, faktycznie dziewczyna chciała iść na bal po to, żeby znaleźć się wśród całego tego blasku i trochę wyrwać się z domu. Nie szła na niego z zamiarem zostania żoną księcia. Owszem, skorzystała z okazji, ale dopiero gdy została jej ona dana – nijak nie starała się doprowadzić do takiego obrotu spraw i nie włożyła w takie zakończenie żadnego wysiłku, nie można więc powiedzieć, że ślub z koronowaną głową był jej celem. Czyli faktycznie chciała tylko iść na bal, bez żadnych dlaszych planów ;)
„ILL-ee-uh.“
Po trzykrotnym połamaniu sobie języka, doszłam do wniosku, że zostanę przy swoim . Też ładnie, prawda?
A tak jeszcze na marginesie, pytanie z czapy do tych, którzy przebrnęli przez wszystkie tomy: jak w tym uniwersum wygląda sprawa rozwodów? Żona wraca do swojej pierwotnej kasty? Zostaje w klasie w którą się „wżeniła”? Co w takim przypadku z dziećmi? Tak mnie jakoś ostatnio naszło, że to przejmowane kast po mężu wnosi sporo zamętu...
Jak w ogóle możesz myśleć o czymś tak bezecnym jak rozwody! Wstydź się!
UsuńA tak serio, to podejrzewam, że w tak konserwatywnym społeczeństwie, w którym seks przedmałżeński to nununu, w ogóle coś takiego nie funkcjonuje. Zresztą po opisie Aspena odnoszę wrażenie, że Cass reprezentuje sobą raczej ten pogląd, że pierwsze zauroczenie w wieku lat nastu to już wielka miłość, ślub i dzieciaki. (Co w sumie pasuje do tego infantylnego sposobu wypowiedzi/kreacji świata). Ale nie czytałam dalszych tomów i nie wiem, może Cass jeszcze przyjemnie nas zaskoczy. (Tak, była taka bajka o łodzi...)
Okładki "The Luxe" są ładne, a zawartość nawet nie taka zła (chociaż nudna jak flaki z olejem), ale te sukienki nie mają nic wspólnego z czasem akcji. Koniec lat 1890, czyli coś takiego: https://www.pinterest.com/mwojdak/late-victorian-fashion-1890-1900/ Wolę modę wieków XVI-XVII, ale tak wierutnych podróbek sobie wcisnąć nie dam ;)
OdpowiedzUsuńSwoją drogą... Cass mnie rozczula, serio. Infantylna jest strasznie, ale słodka. Jak się ją porówna do Kasi M. to nawet te głupie zachwyty nad Aspenem mogę jej wybaczyć (a okładka nowelki/ek (?) o księciu i strażniku powinna zawierać ujęcie stoku narciarskiego ^^).
~@Biały Lis: Przeczytam i nie zauważyłam chociażby zdania poświęconego rozwodom. Nieślubnym dzieciom za które idzie się siedzieć - owszem, ale rozwody? Widać w nowym lepszym społeczeństwie takie bezeceństwa nie mają miejsca.
Zgadzam się z całej rozciągłości z Malcadictą: serial, patrząc tylko po tych scenach, mógłby być czymś niezłym. Zakładając, oczywiście, że Cass nie zostałaby zaproszona do współpracy, ponieważ biedactwo mogłoby się załamać, gdyby wprowadzić jakiekolwiek zmiany do jej opus magnum.
OdpowiedzUsuńGdyby Maxon rzeczywiście był takim bucem i wszyscy o tym wiedzieli (no bo jakoś się z tym nie kryje w pierwszej scenie), to opór Ameriki co do udziału w Eliminacjach byłby zrozumiały. Zrobiłaby to ze względu na swoją rodzinę, która NAPRAWDĘ byłaby biedna. Potem zorientowałaby się, że Eliminacje to nie taka bułka z masłem, bo inne dziewczyny są wredne, książę napastliwy, a rebelianci niebezpieczni. Zostałaby jednak w pałacu ze względu na rodzinę, a kiedy napięcie zrobiłoby się nie do wytrzymania, Maksiu przyłapałby ją na próbie ucieczki, przez co z desperacji weszłaby z nim w znany nam już układ, może nawet dokładając te warunki z filmiku. A potem to już samopisz - zdeprawowany następca tronu, z konieczności sojusznik w niebezpiecznej grze, gotowe na wszystko rywalki, dawny ukochany węszący niebezpiecznie w pobliżu szemranego układu, rebelianci szukający bór wie czego i mrodujący niewinne pokojówki... I w tym wszystkim zagubiona, ale próbująca dzielnie się trzymać America, obrończyni uciśnionych, niosąca dobro w centrum tego zepsutego świata (znaczy się do pałacu).
Noale, tu trzeba by zrezygnować ze słodkiego, trójkątnego loff story i nadać postaciom jakieś charaktery, i popracować nad światem przedstawionym... Ogólnie strasznie dużo roboty, więc może lepiej, że uroczo, rozbrarająco aŁtoreczkowata Cass została przy sukienkach i buziakach w świetle księżyca.
Mimo absolutnej nudy i zupełnego nic-się-nie-dziania całego pierwszego tomu, bawiłam się świetnie przy analizach i nie mogę się już doczekać ciągu dalszego!
Pozdrawiam
Rude Licho
Za cholerę nie umiem znaleźć wpisu z okładkami fanów. Pomoże ktoś? :c
OdpowiedzUsuńhttp://www.kieracass.com/journal/2011/11/4/cover-art-competition.html
UsuńMaryboo
Dzięki. E, myślałam, że będą dużo gorsze.
UsuńNie mogę się powstrzymać: CW to NIE jest dobra stacja. Oni trzymają tam Phoebe Tonkin. -_- CW ma przedziwną politykę serialową, i o ile podobno Arrow trzyma poziom, o tyle Reign dryfuje w dziwacznym kierunku (choć ogląda się przyjemnie...), TVD zaliczyło upadek, z którego nie może się podnieść, a TO.. no cóż, tego, hm, "dzieła" nie zamierzam komentować, bo w porównaniu z TO "Rywalki" mają interesującą fabułę. Ba, z tego co wiem, wielu spn-owców też jest rozczarowanych kierunkiem, w jakim idzie serial.
OdpowiedzUsuńCo do analizy - haha, dziewczyny, no po prostu Was uwielbiam. I będę tylko tak słodzić, bo zwyczajnie Wasze analizy podchodzą mi najbardziej. Powodzenia przy "Elicie!" ;*
Adria
Powiem szczerze, że w sumie żałuję, że nie.zrobiono tego serialu.
OdpowiedzUsuńTe kilka scen prezentuje się całkiem ciekawie.
O wiele ciekawiej niż pierwowzór.
Nie moge sie nadziwic, jak malo w serialu jest esencji ksiazkowej :D
OdpowiedzUsuńJaka ta kobieta jest porażająco dziecinna. :O
OdpowiedzUsuń"Nie zawsze mu się udaje, ale America jest dla niego centrum wszechświata."
No wiadomka. Wszyscy muszą stawiać Heroinę w centrum, Heroina nawet w zestawieniu z jakaś ślicznotką i tak zawsze musi być śliczniejsza. Aż mi się łezka w oku zakręciła, bo Billuś i Tomuś też zawsze kochali główną bohaterkę ponad wszystko. :'(
Po pierwsze primo:
OdpowiedzUsuńDziękuję Wam za odniesienia do Igrzysk Śmierci, obejrzałam filmy, bardzo mi się podobało i zabieram się za książki. Cass faktycznie zrzyna aż zgrzyta ;)
Po drugie primo:
Co Wy na to, żebyście podlinkowały gdzieś z boku aktualizowany post z opisem kategorii? Niektóre rzadziej do tej pory używane nie są dla mnie jasne, gdy pojawiają się po jakimś czasie od wprowadzenia. Np. "Konkurencja dla Kajusza" jest dla mnie mało zrozumiała, pewnie dlatego że z Meyero-analiz czytałam tylko pierwszy i ostatni tom, które były w formie blogów. Rozważycie?
Uściski, ukłony i buziaczki za cudowną zabawę której dostarczacie!
Nie wiem, na ile wystarczająca jest moja znajomość blogspota, ale postaram się coś wymyślić ;)
UsuńMaryboo
O jest! Cudownie :)
Usuń:*
Tak właśnie byłam dzisiaj w sklepie z kosmetykami Hebe, patrzę, a tam Książę i Gwardzista w jednym. I tylko te 30 zł + do wydania raczej nie zachęca.
OdpowiedzUsuńA analiza wyborna, choć komentować nie umiem i nie wiem co mogę jeszcze dodać prócz tego, że nie mogę się doczekać kontynuacji, choć szczerze współczuję wam męczenia się z tym tekstem~!