niedziela, 29 marca 2015

Rozdziały I i II


Rozdział 1

Na początku ustalmy dwie rzeczy.

Primo: ten rozdział jest krótki, nudny i traktuje o niczym.

Secundo: ten rozdział jest idealnym odzwierciedleniem tego, z czym będziemy się barować przez najbliższe kilka miesięcy, przebijając się przez 'Elitę”.

Ja wiem – zgodnie z zasadami marketingu powinnam Wam raczej wmawiać, że czekają nas zapierające dech w piersiach przygody i twisty fabularne. Ale przecież i tak rychło zorientowalibyście się, że kłamię, więc po co kreować fałszywą rzeczywistość? „Elita” jest ewidentnym pomostem między „Rywalkami”, w których Cass naszkicowała świat przedstawiony, a „Jedyną”, w której wszystkie wątki zmierzają do (lepszego lub gorszego, ale jednak) zakończenia. Ten tom opiera się głównie na zawirowaniach w naszym trójkąciku miłosnym – i tak, jest to dokładnie tak zajmujące, jak Wam się wydaje.

Ale cóż, nikt nie obiecywał, że będzie łatwo. Bierzemy się do roboty.



„Elita” rozpoczyna się...cóż, w zasadzie nie wiemy, kiedy; Bóg jeden raczy wiedzieć, ile czasu minęło od zakończenia ostatniego tomu. To mogły być trzy godziny lub trzy miesiące – ale bądźmy szczerzy, tak naprawdę nie zrobiłoby to nikomu żadnej różnicy. Na otarcie łez Cass raczy nas takim oto uroczym wstępem:

Przez chwilę leżałam nieruchomo, nasłuchując oddechu Maxona. Coraz rzadziej miałam okazję zobaczyć go, kiedy był naprawdę zrelaksowany i szczęśliwy, więc rozkoszowałam się tą chwilą, wdzięczna losowi, że Maxon wyraźnie czuje się najlepiej, kiedy jest ze mną sam na sam.

Po pierwsze: nie, to nie to o czym myślicie, zbereźnicy, tę książkę czytają dzieci.

Po drugie: Americo, widzę, iż jeśli na tym świecie istnieje cokolwiek stałego, to jest to twe niezmienne przekonanie o kojących właściwościach twojej skromnej osoby.

Dobre Mzimu: 21

Księciu Maxonowi, następcy tronu Illei, zależało na mnie. Powiedział mi to tydzień temu i gdybym tylko potrafiła z pełnym przekonaniem wyznać, że czuję to samo, cała rywalizacja byłaby zakończona.

...Cass, w kategorii „Bycie swoją własną metą” oficjalnie przebiłaś Meyer. Moje gratulacje.

Czasem wyobrażałam sobie, jak wyglądałby świat, gdybym była jedyną dziewczyną w życiu Maxona. Ale Maxon nie należał wyłącznie do mnie. Zabierał na randki jeszcze pięć innych dziewcząt i szeptał im różne rzeczy, a ja nie byłam pewna, jak powinnam to traktować.

Podpowiem ci: jako część teleturnieju, do którego zgłosiłaś się z własnej woli i z pełną świadomością zasad gry. Aha, Americo – jeśli przeszkadza ci obecna sytuacja, to...no cóż...akapit wcześniej sama zaproponowałaś skuteczne remedium.

W dodatku, gdybym przyjęła uczucia Maxona, przyjęłabym także koronę – tę myśl starałam się ignorować.

Nie martw się, nie jesteś sama, autorka przez większość czasu też zdaje się o tym zupełnie nie pamiętać.

...A tak swoją drogą. Niech ci z Was, którzy znają serię, zignorują na chwilę kanon. Amisiu, ty nie walczysz o koronę, a jedynie o PERSPEKTYWĘ korony. Wychodząc za Maxona, zostaniesz księżniczką, albowiem tytuł królowej jest należny matce Maksia, kobiecie w sile wieku, cieszącej się całkiem przyzwoitym (choć nie idealnym) zdrowiem. Czy wam też to – zapewne niecelowe, ale jednak – pomijanie w swych przemyśleniach rodziców księcia nie brzmi cokolwiek...złowieszczo?

Poza tym pozostawał jeszcze Aspen. Właściwie nie był już moim chłopakiem – zerwał ze mną, zanim moje nazwisko zostało wylosowane do Eliminacji – ale kiedy pojawił się w pałacu jako gwardzista, wróciły wszystkie uczucia, które starałam się wyrzucić z serca. Aspen był moją pierwszą miłością, a kiedy patrzyłam na niego… należałam do niego.

Osiołkowi w żłoby dano: 8

Maxon nie miał pojęcia, że Aspen jest w pałacu, ale wiedział o tym, że zostawiłam w rodzinnym mieście kogoś, o kim starałam się zapomnieć, i wspaniałomyślnie dawał mi na to czas.

Kochanek z kartonu: 5

Jednocześnie jednak starał się znaleźć inną dziewczynę, z którą mógłby być szczęśliwy, na wypadek gdybym ja nie mogła go pokochać.

Wiecie co? W takich chwilach jest mi autentycznie żal pozostałych kandydatek, traktowanych jako ostatnia deska ratunku na wypadek gdyby Mary Sue jednak nie raczyła oddać księciu swej ręki.

Ale ja nie o tym. Te trzy cytaty powyżej? Cass nie tylko przypomniała czytelnikom, o czym traktowały ostatnie rozdziały „Rywalek”, ale i streściła dla Was główną oś fabularną „Elity”.

Uprzedzałam.

Okazuje się, że Ami i Maxon leżą na trawie w pałacowym ogrodzie (Maksiu, miej się na baczności!) obserwując gwiazdy. Książę wyznaje, że kilka lat wcześniej pobierał lekcje astronomii i uczył się o różnych kolorach gwiazdek, na co Amisia stwierdza, iż obowiązkowe gapienie się w ciała niebieskie nie wygląda jej na przyjemność.

Przyjemność? Muszę sobie rezerwować na nią czas, pomiędzy konsultacjami budżetowymi a spotkaniem komisji do spraw infrastruktury. A, i jeszcze naradami nad strategią wojenną, z którą, tak przy okazji, kompletnie sobie nie radzę.

Chłopie, wymieńże lepiej jakąkolwiek czynność, z którą sobie RADZISZ.

Z czym jeszcze sobie kompletnie nie radzisz? – zapytałam, przesuwając dłonią po jego wykrochmalonej koszuli.

Widzisz, Maxon? Nawet America zdaje sobie sprawę, że ta lista będzie o wiele, wiele dłuższa.

Maks chce wiedzieć, na co Amisi ta informacja – nie kwestionuj dobrych pytań, kochasiu, każdy dialog który wywołuje uśmiech na twarzach czytelników poprzez podkreślenie twojej niekompetencji jest rzeczą słuszną i pożądaną – na co ta podlizuje się władcy, podkreślając, iż przyszły król wydaje się być zbyt idealny i że chce poznać jego słabsze punkty. Nasze słoneczka miziają się po ramionach i inszych odnóżach (ale tylko tych PG-13), po czym mile połechtany Maxon puszcza farbę:

No dobrze. Nie umiem planować wojen. Zupełnie mi to nie wychodzi.

...Maxon? Twój kraj jest w samym środku zbrojnego konfliktu. Dystans do siebie to wspaniała rzecz, ale w takich okolicznościach radziłabym ci raczej wziąć dupę w troki i zabrać się do pracy, miast głupio chichotać. Przypomnieć panu, kto będzie kiedyś zarządzał całym tym cyrkiem?

Książę stwierdza jeszcze, że zapewne byłby beznadziejnym kucharzem, jako że zawsze był karmiony przez innych ludzi. W końcu wyznaje też swój najmroczniejszy sekret:

Przytulił mnie mocniej, a jego brązowe oczy rozbłysły.
Ostatnio zauważyłem coś jeszcze…
Mów.
Okazało się, że kompletnie nie wychodzi mi trzymanie się od ciebie z daleka. Co stanowi bardzo poważny problem.
Uśmiechnęłam się.
A w ogóle próbowałeś?
Udał, że się zastanawia.
No cóż, nie. I nie oczekuj, że spróbuję.
Roześmialiśmy się cicho, tuląc się do siebie.



Jeżeli nieco Was zemdliło, przypominam, iż alternatywą dla tego rodzaju pasjonujących dialogów są napady zazdrości w wykonaniu naszych protagonistów, zatem dobrze się zastanówcie, zanim zaczniecie życzyć sobie zmiany repertuaru.

Romantyczne pitu-pitu przerywa przybycie gwardzisty, który przypomina Maxonowi, iż leżenie nocą na odkrytym terenie to proszenie się o kłopoty. O co mu chodzi? O rebeliantów, rzecz jasna. Maksio obiecuje strażnikowi, że za chwilę wrócą do pałacu, po czym odsyła go precz.

To moja kolejna wada: tracę cierpliwość do rebeliantów. Mam dość szarpania się z nimi.

Maxon, skarbie, obawiam się, że żądni krwi agresorzy pomylili ci się z karaluchami. „Szarpanie się” to naprawdę nie jest najlepsze określenie w sytuacji gdy co tydzień ktoś włamuje się na teren twojej posesji, po czym próbuje zarżnąć ciebie, twoich bliskich, twoją potencjalną małżonkę i twoją służbę.
America przypomina czytelnikom o dwóch atakach które miały miejsce w poprzednim tomie, po czym wyznaje, że dobrze rozumie „irytację” Maxona. Ponownie – nie ma to jak dobór odpowiedniego słownictwa.

Nasze gołąbki zbierają toboły (czytaj: koc) i kierują się w stronę pałacu, Amisia wyznaje Maksiowi, że wspaniale się bawiła i chciałaby kiedyś powtórzyć randkę pod gwiazdami.

Maxon uśmiechnął się melancholijnie.
Chciałbym czasem, żeby wszystko było prostsze, bardziej zwyczajne.
Przysunęłam się bliżej, żeby go objąć, a Maxon rzucił koc na ziemię, żeby zrobić to samo.
Przykro mi to mówić, wasza wysokość, ale nawet bez gwardzistów nie byłbyś zwyczajny.
Jego twarz rozjaśniła się lekko, ale nadal pozostał poważny.
Gdybym był, bardziej byś mnie lubiła.
Wiem, że trudno ci w to uwierzyć, ale i tak naprawdę lubię cię takim, jaki jesteś. Potrzebuję tylko więcej…

Osiołkowi w żłoby dano: 9

Czasu. Wiem. I jestem na to przygotowany, pragnąłbym tylko wiedzieć, czy naprawdę będziesz mnie chciała, kiedy stosowny czas już upłynie.

Kochanek z kartonu: 6

Maxon, rozumiem twoją frustrację, ale cały cymes polega na tym, że Amisia NIE ZNA odpowiedzi na to pytanie.

Odwróciłam wzrok, ponieważ nie mogłam niczego obiecać. Ciągle na nowo zastanawiałam się w głębi serca nad Maxonem i Aspenem i nie potrafiłam wybrać.



Osiołkowi w żłoby dano: 10

To się zmieniało tylko wtedy, kiedy byłam z którymś z nich sam na sam, ponieważ w tym momencie kusiło mnie, żeby obiecać Maxonowi, że ostatecznie przy nim zostanę.


Osiołkowi w żłoby dano: 11

Maxonie – wyszeptałam, ponieważ widziałam jego rozczarowanie, gdy nie odpowiedziałam. – Nie mogę ci niczego obiecać.


Osiołkowi w żłoby dano: 12

Ale mogę ci powiedzieć, że chcę tutaj być. Chcę wiedzieć, czy istnieje szansa, że… że… – urwałam, nie wiedząc, jak ująć w słowa własne myśli.
Będziemy razem? – domyślił się Maxon.
Uśmiechnęłam się, szczęśliwa, że tak dobrze mnie rozumie.
Tak. Chciałabym wiedzieć, czy istnieje szansa, że będziemy naprawdę razem.

...O co tu chodzi, u licha?! Americo, Maxon powiedział ci przecież, że jeśli tylko powiesz mu „tak”, to wkrótce zabrzmią weselne dzwony! Skąd się w ogóle, u diaska, wzięło to pytanie?!

Odgarnął pukiel włosów z mojego ramienia.
Myślę, że to jest bardzo prawdopodobne – oznajmił spokojnie.
Też tak myślę. Tylko… czas, dobrze?

Osiołkowi w żłoby dano: 13

Skinął głową, ale sprawiał wrażenie szczęśliwszego.

Kochanek z kartonu: 7

Amisia wyprasza jeszcze u lubego buziaka (oszczędzę wam tej kadzi lukru), po czym żegna się z nim i kieruje w stronę sypialni.

A teraz zagadka: kto pełni straż przy drzwiach jej pokoju?

O! – Aspen także sprawiał wrażenie zaskoczonego. – Chyba właśnie okazałem się najgorszym wartownikiem na świecie, bo zakładałem przez cały czas, że jesteś w pokoju.

...Cóż, wart Pac pałaca.

Nasze rozbawienie szybko zniknęło, ponieważ Aspen uświadomił sobie, co to znaczy, że o tej porze nie śpię smacznie we własnym łóżku. Odchrząknął z zakłopotaniem.
Dobrze się bawiłaś?

To brzmi cokolwiek....dwuznacznie.

Aspenie, nie przejmuj się tym – szepnęłam, rozglądając się, żeby mieć pewność, że jesteśmy sami. – Biorę udział w Eliminacjach i musi być tak, jak jest.
Jak ja mam mieć jakąś szansę, Mer? Jak mam z nim rywalizować, skoro zawsze rozmawiasz z nami osobno?

Masz rację, Aspen. Jedyną rozsądną opcją w tym wypadku będzie pojedynek o serce damy. Zmienimy tylko nieco zasady: strzelacie dopóty, dopóki obaj nie padniecie trupem.

Miał rację, ale co mogłam na to poradzić?

Ja widzę tu co najmniej trzy rozwiązania:

a) powiedz Maxonowi, że jednak go nie kochasz i wracasz do domu
b) powiedz Aspenowi, że jednak go nie kochasz i chcesz zostać księżniczką
c) zaproponuj chłopakom trójkącik.

Osiołkowi w żłoby dano: 14

Proszę, nie gniewaj się na mnie. Próbuję wszystko jakoś poukładać.
Nie, Mer. – W głosie Aspena znowu pojawiła się czułość. – Nie gniewam się na ciebie, tylko tęsknię za tobą. – ostatnich słów nie odważył się powiedzieć na głos, poruszył tylko bezgłośnie wargami. „Kocham cię”.

Kochanek z kartonu: 8

Serce zaczęło mi topnieć.
Wiem. – Położyłam mu dłoń na piersi, na moment pozwalając sobie zapomnieć o ryzyku. – Ale to nie zmienia naszej pozycji ani tego, że należę teraz do Elity. Potrzebuję czasu, Aspenie.

Osiołkowi w żłoby dano: 15

Przykrył dłonią moją rękę i skinął głową.
Możesz na to liczyć. Tylko… postaraj się znajdować też trochę czasu dla mnie.

Kochanek z kartonu: 9

Amisia wymiguje się od odpowiedzi i ucieka do pokoju.

Czas. Ostatnio domagałam się go naprawdę często i miałam nadzieję, że jeśli odczekam dostatecznie długo, wszystkie kawałki tej układanki wskoczą na właściwe miejsca.

Osiołkowi w żłoby dano: 16



Rozdział 2

Myśleliście, że poprzedni odcinek był krótki?

Poniższy liczy sobie cztery strony z kawałkiem.


Cass, why?

Rozdział rozpoczyna się w Komnacie Dam; poza kandydatkami znajduje się tam królowa, która – niespodzianka! - wreszcie postanowiła otworzyć usta do potencjalnych synowych i opowiada im o swoim ślubie, a konkretnie o druhnach. Okazuje się, iż miała ich trzy – swoje dwie siostry oraz najlepszą przyjaciółkę, którą spotkała podczas Eliminacji (swoją drogą, nie mam pojęcia, kto zacz; w „Królowej” nie poznaliśmy żadnej dziewczyny, z którą Amberly utrzymywałaby szczególnie bliskie kontakty. Zakładam, że chodzi tu o Madeline – miała najwięcej linijek – ale ciężko byłoby nazwać jej relację z przyszłą władczynią Illei przyjaźnią). Owo wyznanie skłania Amisię do snucia przemyśleń o jej najlepszej kumpeli, Marlee; dostajemy tu streszczenie relacji dziewczyn na przestrzeni poprzedniego tomu, z podkreśleniem dziwnego zachowania panny Tames.

Zachęcone przez wspominki królowej, dziewczyny dzielą się wizjami własnych zaślubin; Kriss, na ten przykład, chciałaby mieć siedem druhen – nie dowiadujemy się dlaczego, więc zakładam, że towarzyska z niej istota.

Cóż, ja bym się w ogóle obeszła bez druhen. – Celeste była odmiennego zdania. – Odwracałyby tylko uwagę. A skoro ślub byłby relacjonowany w telewizji, chciałabym, żeby wszyscy patrzyli wyłącznie na mnie.

Tęskniliście za naszą różową Scary Sue? Nie martwcie się, znów jest z nami i nie straciła nic ze swojej karykaturalności.

Queen (Bee) Wannabe: 29

Ja bym chciała uwzględnić w ceremonii ślubnej jakieś elementy mojej tradycji kulturowej – powiedziała cicho Elise. – Dziewczęta w Nowej Azji często idą do ślubu ubrane na czerwono, a pan młody ma obowiązek obdarować prezentami przyjaciół panny młodej w podzięce za to, że pozwalają mu się z nią ożenić.

Cass, to bardzo miło, że zapewniasz przynajmniej jednej z dziewcząt jakąś historię i namiastkę charakteru. Naprawdę. Wytłumacz tylko, dlaczego zdecydowałaś się rozwinąć postać Elise dopiero po tym, kiedy wszyscy zgodnie oznajmili, że nie mają pojęcia kim jest laska zakwalifikowana przez Maxona do finałowej szóstki?

Królowa prosi Americę, by także podzieliła się swoim wyobrażeniem idealnego ślubu; ponieważ nieboga nie może się przyznać, iż do tej pory wszystkie jej wizje koncentrowały się na osobie Aspena mówi jedynie, iż chciałaby być poprowadzona do ołtarza przez ojca.

Ale przecież wszyscy tak robią – skrzywiła się Celeste. – Nie ma w tym cienia oryginalności.

Queen (Bee) Wannabe: 30

Ami wyjątkowo nie wdaje się w dyskusję i stwierdza, że chciałaby czuć, iż w tak ważnym dniu tata w pełni akceptuje jej wybór.

Królowa Amberly roześmiała się cicho.
Mam ogromną nadzieję, że zaaprobuje twój wybór. Niezależnie od tego, kogo wybierzesz. – Ostatnie słowa dodała pospiesznie, jakby złapała się na sugerowaniu mi, że moim wyborem powinien być Maxon.

No...a co w tym dziwnego? America bierze udział w Eliminacjach, które mają na celu znalezienie Maxonowi przyszłej żony. Ba, zgodnie z zasadami NIE WOLNO jej na obecnym etapie marzyć o kimkolwiek poza księciem. Owszem, jeśli odpadnie z rozgrywki będzie mogła poślubić kogo tylko zechce, ale w tej chwili Maxon jest dla niej jedynym możliwym wyborem.

Niedługo potem temat ślubu wyczerpał się, a królowa oddaliła się, żeby popracować w swoim gabinecie.

Wiecie, dlaczego zaznaczyłam ten cytat? Bo to jak na razie jedyna wskazówka w serii, że królowa Illei w ogóle MA jakieś obowiązki. Kochani, wiem, że wielu z Was pytało w komentarzach jaką rolę pełni w państwie małżonka króla – jest tylko Illea's Trophy Wife, czy faktycznie na jej barkach spoczywają losy kraju? Odpowiedź jest jedna: nie wiemy. Cass nigdy tego do końca nie precyzuje - i mam dobrą teorię, dlaczego tak się dzieje.

Czytaliście „materiały dodatkowe”, więc wiecie, że Kiera jest cokolwiek...infantylna. Jej reakcje na słodkie okładki i papierowe diademy, opisy w „Rywalkach” dotyczące pięknych sukien i zabiegów kosmetycznych – wszystkie te elementy wskazują na to, że Cass umieściła akcję powieści w takim a nie innym otoczeniu dlatego, że uwielbia klimaty rodem z Disneya. Bale i błyskotki – to jest siła napędowa tej serii.

Z drugiej jednak strony nie możemy zapomnieć o istotnym fakcie – America jest Mary Sue, a Mary Sue z definicji jest chodzącym ideałem, który nigdy nie popełnia błędów (a jeśli popełnia, to i tak są one winą kogoś innego bądź prowadzą do optymistycznego zakończenia) i świeci przykładem. W związku z tym nie można było uczynić z niej pustaka, który chce ożenić się z księciem tylko dla materialnych korzyści. Na przestrzeni „Elity” Cass po raz pierwszy postanowi zatem udowodnić, że bycie koronowaną głową to nie tylko przyjemności, ale i obowiązki; efekt tej próby...cóż...będzie mniej więcej taki, jak się spodziewacie.

   
Po opuszczeniu sali przez królową Celeste usadawia się przed telewizorem, a reszta dziewczyn oddaje się hazardowi; niestety, nie dowiadujemy się, w jaką to karcianą grę postanowiły rżnąć dziewczyny (na pewno nie jest to rozbierany poker; w takiej sytuacji rozpustna Celeste byłaby, jak wiemy, pierwsza przy stole). Kandydatki rozpływają się nad wylewnością Amberly, a Amisia przypomina sobie słowa siostry królowej, Adeli, która słusznie stwierdziła, że mama Maksia stanie się bardziej otwarta gdy w Eliminacjach pozostanie mniej dziewcząt. Marlee dopytuje się, czy Amisia naprawdę nie ma konkretnej wizji swojego weseliska. Panna Singer stwierdza, że jako Piątce ciężko jej nawet wyobrazić sobie przepych królewskiego ślubu, a przyjaciółka przypomina jej, że jako kandydatka do ręki Maxona awansowała na Trójkę.

Urodziłam się w rodzinie Piątek – na ogół marnie opłacanych artystów i muzyków – a chociaż nienawidziłam systemu klasowego, lubiłam swój sposób zarabiania na życie. Trudno mi było myśleć o sobie jako o Trójce i zastanawiać się nad zawodem pisarza lub nauczyciela.

Nauczyciel (muzyki) – ok. Ale skąd ci się, do diabła, wziął ten pisarz?! Nigdy nie słyszymy, byś lubiła wymyślać historie i przelewać je na papier, nie mówiłaś też nic o zręcznym posługiwaniu się słowem pisanym!

Chyba że...Cass, czy ty próbujesz tu wpleść aluzję, iż każdy może zostać znanym i szanowanym autorem, bo to nic trudnego machnąć sobie kilkaset stron powieści? Będę okrutna, ale tak się składa, iż większość pisarzy tworząc swoje dzieła musi się przy nich napocić nieco więcej niż ty – bo dbają o nieistotne pierdoły w stylu researchu, kreowania prawdopodobnych psychologicznie postaci i tworzenia akcji, która opiera się na czymś więcej niż zawirowania na linii „Mary Sue plus dwóch tru loffów”.

Sielską atmosferę przerywa atak furii naszej ulubionej farbowanej Barbie:

No co jest! – wrzasnęła, uderzając pilotem o kanapę, a potem znowu wyciągając go w stronę telewizora. – Szlag!
Czy mi się wydaje, czy ona się robi coraz gorsza? – szepnęłam do Marlee. Obserwowałyśmy, jak Celeste raz za razem wdusza przyciski pilota, aż w końcu poddaje się i wstaje, żeby zmienić kanał. Być może jeśli ktoś urodził się jako Dwójka, kiepsko działający pilot rzeczywiście potrafił wytrącić z równowagi.

Powiedziała oaza spokoju, znana ze stosowania takich technik zen jak wpadanie w histerię na oczach przyszłego władcy kraju i kopaniu wyżej wspomnianego władcy w przyrodzenie.

Queen (Bee) Wannabe: 31

Marlee stwierdza, iż wszystkiemu winny jest stres związany z nieuchronnym zbliżaniem się do mety.

Celeste jęknęła, więc spojrzałyśmy na nią, ale szybko odwróciłyśmy głowy, kiedy to zauważyła.
Przepraszam na chwilę. – Marlee poruszyła się niespokojnie na krześle. – Muszę iść do łazienki. – Ja w sumie też. Idziemy razem? – zaproponowałam. Potrząsnęła z uśmiechem głową.
Idź pierwsza, ja jeszcze dopiję herbatę.

Dziwne, prawda? Cóż, nie martwcie się; Cass musi utrzymywać napięcie już od czasu „Rywalek”, a biorąc pod uwagę, iż w kreowaniu atmosfery tajemniczości jest jeszcze gorsza niż Meyer nawet ci z Was, którzy nie znają serii wkrótce domyślą się, w czym rzecz (o ile już tego nie zrobili).

Opuściłam Komnatę Dam i niespiesznie poszłam oszałamiająco pięknym korytarzem. Nie byłam pewna, czy kiedykolwiek przywyknę do tego przepychu. Byłam tak zajęta rozglądaniem się, że skręcając za róg korytarza, wpadłam z impetem na gwardzistę.
Ojej!
Przepraszam, panienko. Mam nadzieję, że panienki nie nastraszyłem. – Mężczyzna przytrzymał mnie za łokieć, pomagając mi odzyskać równowagę.

Gwardzista o nazwisku Woodwork przeprasza Amisię za całe zajście, ta z uśmiechem obiecuje, że więcej postara się na niego nie wpadać; żegnają się, Ami udaje się za potrzebą, po czym wraca do salonu.

Po powrocie do Komnaty Dam opowiedziałam Marlee o tym, jak się skompromitowałam w oczach gwardzisty Woodworka i ostrzegłam ją, żeby patrzyła, gdzie idzie. Uśmiała się ze mnie i potrząsnęła głową.
(…)
Podczas gdy ja bujałam myślami w obłokach, Marlee wyglądała przez okno z rozmarzoną miną. Zastanawiałam się, o czym myśli, ale nie zapytałam jej, nie chcąc zakłócać tej przepełnionej spokojem chwili.

Tak, kochani, chodzi dokładnie o to, co myślicie.

Jeśli uważacie, iż to niemożliwe, by ów twist dotyczący dziwnego zachowania Marlee był TAK oczywisty...cóż, przypomnijcie sobie, kto jest autorką tego dzieła.


...I...to już wszystko na dziś, moi drodzy. A za tydzień: Cass, w ramach zachowania równowagi we Wszechświecie, zafunduje nam jeden odcinek o dupie Maryni i jeden, który nie tylko będzie stanowił siłę napędową wszelakich nie-romansowych konfliktów tego tomu, ale też z dużym prawdopodobieństwem ustanowi rekord w ilości faili na rozdział kwadratowy.

Zostańcie z nami!


Statystyka:

Co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr: 7
Dobre Mzimu: 21
Jak mała Kiera wyobraża sobie...: 49
Karny jeżyk potrzebny od zaraz: 12
Kochanek z kartonu: 9
Konkurencja dla Kajusza: 2
Nie, nie jesteśmy w Panem: 21
Osiołkowi w żłoby dano: 16
Queen (Bee) Wannabe: 31
Sam sobie sterem, żeglarzem, okrętem: 3
Twierdza Monty Pythona: 7
Użyj mózgu, Luke: 9

Maryboo

14 komentarzy:

  1. Przeczytałam wszystko od początku dwa razy-analizy cudne, a książka uroczo infantylna.
    Dzięki za Crowleya.
    No dobrze. Nie umiem planować wojen -nie przejmuj się,młody.Wróg zaplanuje za Ciebie.
    „Mary Sue plus dwóch tru loffów” -ale to najwyraźniej wystarcza...
    Rozmawiałam dziś z nauczycielką,która stwierdziła, że nie ogląda teatru tw, bo woli "M jak Miłość". No, niby ok,każdemu jego porno, ale jakoś mną to potrząsnęło.
    Tak, domyśliłam się, jak wszyscy inni zapewne. M jest w ciąży?! O, jaka niespodzianka, palce gryzę.
    Możesz na to liczyć. Tylko… postaraj się znajdować też trochę czasu dla mnie.Fajnie ma bohaterka, dwa takie atrakcyjne ciacha i tacy wyrozumiali.

    Chomik

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. M nie jest w ciąży :). Ja, nie chwalący, wiedziałam o co kaman już w trakcie czytania sceny na ławce w "Rywalkach", taka to była subtelnie zainicjowana tajemnicza tajemnica... No ale - ja przez tę rzadką kupkę (czyt. dzieuo życia pani Cass) przebrnęłam w całości, a tu już nie ma się czym chwalić...

      PS. Dzięki za analizę, Maryboo, jesteś cudowna i niezawodna, podziwiam!

      Tris Moszfajka

      Usuń
    2. Na sto procent Marlee ma epicki romans z tym Woodworkiem, stąd to subtelne wprowadzenie nowej postaci. O co może w tym opku chodzić, jak nie o nowy romans. \o/
      (Nie mogłaby być w ciąży, młoda przecie jest, nie chcemy, żeby czytelniczki brały zły przykład z pozytywnych postaci!)

      Usuń
    3. Co tam że młoda - ważne że bez ślubu! Jak to tak, do łóżka przed zawarciem małżeństwa? Tak mogą robić tylko negatywne postacie. Romans taki sekretny, zagadka taka subtelna...

      Usuń
  2. Ale przecież Maxon wie, że Aspen jest w pałacu. Nawet kazał mu pilnować drzwi Americi i ćwiczył mówienie per "wy" :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Maxon nie wie, kim jest Aspen, wie jedynie, że gwardzista Leger pochodzi z tej samej prowincji co America.

      Maryboo

      Usuń
  3. Mam wrażenie że przegapiłem coś bardzo ważnego, to znaczy, kiedy właściwie Amisia zaczęła do Maxona czuć cokolwiek? Albo chociaż rozważać taką możliwość? O ile cała pozostała akcja się wlecze z prędkością niemal ujemną, to ten element jest taki jakiś... niedbały, zupełnie jakby nie był /przelomowym momentem głównego wątku książki/ a cały romans rozwinął się jakoś między końcem ostatniego tomu, a początkiem tego.
    No i wątek Marlee/gwardzista jest jakieś milion razy sympatyczniejszy od Aspen/America/Maxon...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Amisia postanowiła dać Maksiowi szansę tak zaraz przed przyjazdem Aspena (i gdyby się wtedy nie przypałętał, pewnie szybciej by uległa i seria skończyłaby się na jednej części). Wtedy co on ją pocałował, ale nie wyszło za bardzo i musieli poprawiać.
      Za to ja dostałam przy tej analizie wielkiego WTF, bo nie miałam pojęcia, że tam się w ogóle toczy jakaś wojna...

      Usuń
  4. Nazwisko ma dobre do tego cyklu ;)
    A swoją drogą - wybitnie nie znoszę tego przypominania przez autorów co wydarzyło się w poprzednich tomach.

    OdpowiedzUsuń
  5. Plot twist taki nieprzewidywalny, och. Z kolei Maxon, matko boska, ta mameja naprawdę nie zdaje sobie sprawy z tego, że nieumiejętność planowania wojen wcale nie robi z niego uroczego głupolka, a idiotę, który w przyszłości doprowadzi ten kraj do ruiny. Grrrrr. Za Aspenem też nie przepadam, właściwie lata mi i powiewa, ale matko - nie wiem, jak ktokolwiek na tym etapie mógłby jeszcze shipować Maxona z Americą. A co do długości rozdziałów, jestem pewna, że nawet na blogach niektórzy autorzy wycisną z siebie więcej słów na jeden rozdział niż nasza utalentowana autorka na dwa...

    (A gify z Sherlocka sprawiły, że chce mi się go obejrzeć jeszcze raz, mhh).

    OdpowiedzUsuń
  6. "– No dobrze. Nie umiem planować wojen. Zupełnie mi to nie wychodzi."
    Wyobraziłam sobie scenę, jak do Maxia przychodzi raport że jakieś miasto zostało zdobyte i zmasakrowane a on reaguje takim "Upsss, hihi, tatko będzie zły" a America go pociesza, że przecież każdemu może zdarzyć się wpadka na początku kariery.

    OdpowiedzUsuń
  7. Pochłonęłam poprzednie analizy i teraz jestem na bieżąco ^^
    I pomyśleć, że czytałam pozytywne recenzje o tej serii!
    A to jest tak straszliwie głupiutkie...
    Fajnie, że pojawiają się gify z SPN :)

    Karmena

    OdpowiedzUsuń
  8. Wszystkiego naj naj na Święta wszystkim analizatorom i czytelnikom!
    Spokoju! Słońca,przysmaków i miłej lektury!

    Chomik

    OdpowiedzUsuń
  9. "Książę do wzięcia", czyli analiza "Selekcji"
    Tak powinniście się nazywać, bo analizujecie całą serię.

    OdpowiedzUsuń