Rozdział 1
Na
początku ustalmy dwie rzeczy.
Primo:
ten rozdział jest krótki, nudny i traktuje o niczym.
Secundo:
ten rozdział jest idealnym odzwierciedleniem tego, z czym będziemy
się barować przez najbliższe kilka miesięcy, przebijając się
przez 'Elitę”.
Ja
wiem – zgodnie z zasadami marketingu powinnam Wam raczej wmawiać,
że czekają nas zapierające dech w piersiach przygody i twisty
fabularne. Ale przecież i tak rychło zorientowalibyście się, że
kłamię, więc po co kreować fałszywą rzeczywistość? „Elita”
jest ewidentnym pomostem między „Rywalkami”, w których Cass
naszkicowała świat przedstawiony, a „Jedyną”, w której
wszystkie wątki zmierzają do (lepszego lub gorszego, ale jednak)
zakończenia. Ten tom opiera się głównie na zawirowaniach w naszym
trójkąciku miłosnym – i tak, jest to dokładnie tak zajmujące,
jak Wam się wydaje.
Ale
cóż, nikt nie obiecywał, że będzie łatwo. Bierzemy się do
roboty.
„Elita”
rozpoczyna się...cóż, w zasadzie nie wiemy, kiedy; Bóg jeden
raczy wiedzieć, ile czasu minęło od zakończenia ostatniego tomu.
To mogły być trzy godziny lub trzy miesiące – ale bądźmy
szczerzy, tak naprawdę nie zrobiłoby to nikomu żadnej różnicy.
Na otarcie łez Cass raczy nas takim oto uroczym wstępem:
Przez chwilę leżałam nieruchomo, nasłuchując oddechu Maxona. Coraz rzadziej miałam okazję zobaczyć go, kiedy był naprawdę zrelaksowany i szczęśliwy, więc rozkoszowałam się tą chwilą, wdzięczna losowi, że Maxon wyraźnie czuje się najlepiej, kiedy jest ze mną sam na sam.
Po pierwsze: nie, to nie to o czym myślicie,
zbereźnicy, tę książkę czytają dzieci.
Po drugie: Americo, widzę, iż jeśli na tym świecie
istnieje cokolwiek stałego, to jest to twe niezmienne przekonanie o
kojących właściwościach twojej skromnej osoby.
Dobre
Mzimu: 21
Księciu Maxonowi, następcy tronu Illei, zależało na mnie. Powiedział mi to tydzień temu i gdybym tylko potrafiła z pełnym przekonaniem wyznać, że czuję to samo, cała rywalizacja byłaby zakończona.
...Cass, w kategorii „Bycie swoją własną metą”
oficjalnie przebiłaś Meyer. Moje gratulacje.
Czasem wyobrażałam sobie, jak wyglądałby świat, gdybym była jedyną dziewczyną w życiu Maxona. Ale Maxon nie należał wyłącznie do mnie. Zabierał na randki jeszcze pięć innych dziewcząt i szeptał im różne rzeczy, a ja nie byłam pewna, jak powinnam to traktować.
Podpowiem ci: jako część teleturnieju, do którego
zgłosiłaś się z własnej woli i z pełną świadomością zasad
gry. Aha, Americo – jeśli przeszkadza ci obecna sytuacja, to...no
cóż...akapit wcześniej sama zaproponowałaś skuteczne remedium.
W dodatku, gdybym przyjęła uczucia Maxona, przyjęłabym także koronę – tę myśl starałam się ignorować.
Nie martw się, nie jesteś sama, autorka przez
większość czasu też zdaje się o tym zupełnie nie pamiętać.
...A tak swoją drogą. Niech ci z Was, którzy znają
serię, zignorują na chwilę kanon. Amisiu, ty nie walczysz o
koronę, a jedynie o PERSPEKTYWĘ korony. Wychodząc za Maxona,
zostaniesz księżniczką, albowiem tytuł królowej jest należny
matce Maksia, kobiecie w sile wieku, cieszącej się całkiem
przyzwoitym (choć nie idealnym) zdrowiem. Czy wam też to –
zapewne niecelowe, ale jednak – pomijanie w swych przemyśleniach
rodziców księcia nie brzmi cokolwiek...złowieszczo?
Poza tym pozostawał jeszcze Aspen. Właściwie nie był już moim chłopakiem – zerwał ze mną, zanim moje nazwisko zostało wylosowane do Eliminacji – ale kiedy pojawił się w pałacu jako gwardzista, wróciły wszystkie uczucia, które starałam się wyrzucić z serca. Aspen był moją pierwszą miłością, a kiedy patrzyłam na niego… należałam do niego.
Osiołkowi
w żłoby dano: 8
Maxon nie miał pojęcia, że Aspen jest w pałacu, ale wiedział o tym, że zostawiłam w rodzinnym mieście kogoś, o kim starałam się zapomnieć, i wspaniałomyślnie dawał mi na to czas.
Kochanek
z kartonu: 5
Jednocześnie jednak starał się znaleźć inną dziewczynę, z którą mógłby być szczęśliwy, na wypadek gdybym ja nie mogła go pokochać.
Wiecie co? W takich chwilach jest mi autentycznie żal
pozostałych kandydatek, traktowanych jako ostatnia deska ratunku na
wypadek gdyby Mary Sue jednak nie raczyła oddać księciu swej ręki.
Ale ja nie o tym. Te trzy cytaty powyżej? Cass nie
tylko przypomniała czytelnikom, o czym traktowały ostatnie
rozdziały „Rywalek”, ale i streściła dla Was główną oś
fabularną „Elity”.
Uprzedzałam.
Okazuje się, że Ami i Maxon leżą na trawie w
pałacowym ogrodzie (Maksiu, miej się na baczności!) obserwując
gwiazdy. Książę wyznaje, że kilka lat wcześniej pobierał lekcje
astronomii i uczył się o różnych kolorach gwiazdek, na co Amisia
stwierdza, iż obowiązkowe gapienie się w ciała niebieskie nie
wygląda jej na przyjemność.
– Przyjemność? Muszę sobie rezerwować na nią czas, pomiędzy konsultacjami budżetowymi a spotkaniem komisji do spraw infrastruktury. A, i jeszcze naradami nad strategią wojenną, z którą, tak przy okazji, kompletnie sobie nie radzę.
Chłopie, wymieńże lepiej jakąkolwiek czynność, z
którą sobie RADZISZ.
– Z czym jeszcze sobie kompletnie nie radzisz? – zapytałam, przesuwając dłonią po jego wykrochmalonej koszuli.
Widzisz, Maxon? Nawet America zdaje sobie sprawę, że
ta lista będzie o wiele, wiele dłuższa.
Maks chce wiedzieć, na co Amisi ta informacja – nie
kwestionuj dobrych pytań, kochasiu, każdy dialog który wywołuje
uśmiech na twarzach czytelników poprzez podkreślenie twojej
niekompetencji jest rzeczą słuszną i pożądaną – na co ta
podlizuje się władcy, podkreślając, iż przyszły król wydaje
się być zbyt idealny i że chce poznać jego słabsze punkty. Nasze
słoneczka miziają się po ramionach i inszych odnóżach (ale tylko
tych PG-13), po czym mile połechtany Maxon puszcza farbę:
– No dobrze. Nie umiem planować wojen. Zupełnie mi to nie wychodzi.
...Maxon? Twój kraj jest w samym środku zbrojnego
konfliktu. Dystans do siebie to wspaniała rzecz, ale w takich
okolicznościach radziłabym ci raczej wziąć dupę w troki i zabrać
się do pracy, miast głupio chichotać. Przypomnieć panu, kto
będzie kiedyś zarządzał całym tym cyrkiem?
Książę stwierdza jeszcze, że zapewne byłby
beznadziejnym kucharzem, jako że zawsze był karmiony przez innych
ludzi. W końcu wyznaje też swój najmroczniejszy sekret:
Przytulił mnie mocniej, a jego brązowe oczy rozbłysły.– Ostatnio zauważyłem coś jeszcze…– Mów.– Okazało się, że kompletnie nie wychodzi mi trzymanie się od ciebie z daleka. Co stanowi bardzo poważny problem.Uśmiechnęłam się.– A w ogóle próbowałeś?Udał, że się zastanawia.– No cóż, nie. I nie oczekuj, że spróbuję.Roześmialiśmy się cicho, tuląc się do siebie.
Jeżeli nieco Was zemdliło, przypominam, iż
alternatywą dla tego rodzaju pasjonujących dialogów są napady
zazdrości w wykonaniu naszych protagonistów, zatem dobrze się
zastanówcie, zanim zaczniecie życzyć sobie zmiany repertuaru.
Romantyczne pitu-pitu przerywa przybycie gwardzisty,
który przypomina Maxonowi, iż leżenie nocą na odkrytym terenie to
proszenie się o kłopoty. O co mu chodzi? O rebeliantów, rzecz
jasna. Maksio obiecuje strażnikowi, że za chwilę wrócą do
pałacu, po czym odsyła go precz.
– To moja kolejna wada: tracę cierpliwość do rebeliantów. Mam dość szarpania się z nimi.
Maxon, skarbie, obawiam się, że żądni krwi agresorzy
pomylili ci się z karaluchami. „Szarpanie się” to naprawdę nie
jest najlepsze określenie w sytuacji gdy co tydzień ktoś włamuje
się na teren twojej posesji, po czym próbuje zarżnąć ciebie,
twoich bliskich, twoją potencjalną małżonkę i twoją służbę.
America przypomina czytelnikom o dwóch atakach które
miały miejsce w poprzednim tomie, po czym wyznaje, że dobrze
rozumie „irytację” Maxona. Ponownie – nie ma to jak
dobór odpowiedniego słownictwa.
Nasze gołąbki zbierają toboły (czytaj: koc) i
kierują się w stronę pałacu, Amisia wyznaje Maksiowi, że
wspaniale się bawiła i chciałaby kiedyś powtórzyć randkę pod
gwiazdami.
Maxon uśmiechnął się melancholijnie.– Chciałbym czasem, żeby wszystko było prostsze, bardziej zwyczajne.Przysunęłam się bliżej, żeby go objąć, a Maxon rzucił koc na ziemię, żeby zrobić to samo.– Przykro mi to mówić, wasza wysokość, ale nawet bez gwardzistów nie byłbyś zwyczajny.Jego twarz rozjaśniła się lekko, ale nadal pozostał poważny.– Gdybym był, bardziej byś mnie lubiła.– Wiem, że trudno ci w to uwierzyć, ale i tak naprawdę lubię cię takim, jaki jesteś. Potrzebuję tylko więcej…
Osiołkowi
w żłoby dano: 9
– Czasu. Wiem. I jestem na to przygotowany, pragnąłbym tylko wiedzieć, czy naprawdę będziesz mnie chciała, kiedy stosowny czas już upłynie.
Kochanek
z kartonu: 6
Maxon, rozumiem twoją frustrację, ale cały cymes
polega na tym, że Amisia NIE ZNA odpowiedzi na to pytanie.
Odwróciłam wzrok, ponieważ nie mogłam niczego obiecać. Ciągle na nowo zastanawiałam się w głębi serca nad Maxonem i Aspenem i nie potrafiłam wybrać.
Osiołkowi
w żłoby dano: 10
To się zmieniało tylko wtedy, kiedy byłam z którymś z nich sam na sam, ponieważ w tym momencie kusiło mnie, żeby obiecać Maxonowi, że ostatecznie przy nim zostanę.
Osiołkowi
w żłoby dano: 11
– Maxonie – wyszeptałam, ponieważ widziałam jego rozczarowanie, gdy nie odpowiedziałam. – Nie mogę ci niczego obiecać.
Osiołkowi
w żłoby dano: 12
Ale mogę ci powiedzieć, że chcę tutaj być. Chcę wiedzieć, czy istnieje szansa, że… że… – urwałam, nie wiedząc, jak ująć w słowa własne myśli.– Będziemy razem? – domyślił się Maxon.Uśmiechnęłam się, szczęśliwa, że tak dobrze mnie rozumie.– Tak. Chciałabym wiedzieć, czy istnieje szansa, że będziemy naprawdę razem.
...O co tu chodzi, u licha?! Americo, Maxon powiedział ci przecież, że jeśli tylko powiesz mu „tak”, to wkrótce zabrzmią
weselne dzwony! Skąd się w ogóle, u diaska, wzięło to pytanie?!
Odgarnął pukiel włosów z mojego ramienia.– Myślę, że to jest bardzo prawdopodobne – oznajmił spokojnie.– Też tak myślę. Tylko… czas, dobrze?
Osiołkowi
w żłoby dano: 13
Skinął głową, ale sprawiał wrażenie szczęśliwszego.
Kochanek
z kartonu: 7
Amisia wyprasza jeszcze u lubego buziaka (oszczędzę
wam tej kadzi lukru), po czym żegna się z nim i kieruje w stronę
sypialni.
A teraz zagadka: kto pełni straż przy drzwiach jej
pokoju?
– O! – Aspen także sprawiał wrażenie zaskoczonego. – Chyba właśnie okazałem się najgorszym wartownikiem na świecie, bo zakładałem przez cały czas, że jesteś w pokoju.
...Cóż, wart Pac pałaca.
Nasze rozbawienie szybko zniknęło, ponieważ Aspen uświadomił sobie, co to znaczy, że o tej porze nie śpię smacznie we własnym łóżku. Odchrząknął z zakłopotaniem.– Dobrze się bawiłaś?
To brzmi cokolwiek....dwuznacznie.
– Aspenie, nie przejmuj się tym – szepnęłam, rozglądając się, żeby mieć pewność, że jesteśmy sami. – Biorę udział w Eliminacjach i musi być tak, jak jest.– Jak ja mam mieć jakąś szansę, Mer? Jak mam z nim rywalizować, skoro zawsze rozmawiasz z nami osobno?
Masz rację, Aspen. Jedyną rozsądną opcją w tym
wypadku będzie pojedynek o serce damy. Zmienimy tylko nieco zasady:
strzelacie dopóty, dopóki obaj nie padniecie trupem.
Miał rację, ale co mogłam na to poradzić?
Ja widzę tu co najmniej trzy rozwiązania:
a) powiedz Maxonowi, że jednak go nie kochasz i wracasz
do domu
b) powiedz Aspenowi, że jednak go nie kochasz i chcesz
zostać księżniczką
c) zaproponuj chłopakom trójkącik.
Osiołkowi
w żłoby dano: 14
– Proszę, nie gniewaj się na mnie. Próbuję wszystko jakoś poukładać.– Nie, Mer. – W głosie Aspena znowu pojawiła się czułość. – Nie gniewam się na ciebie, tylko tęsknię za tobą. – ostatnich słów nie odważył się powiedzieć na głos, poruszył tylko bezgłośnie wargami. „Kocham cię”.
Kochanek
z kartonu: 8
Serce zaczęło mi topnieć.– Wiem. – Położyłam mu dłoń na piersi, na moment pozwalając sobie zapomnieć o ryzyku. – Ale to nie zmienia naszej pozycji ani tego, że należę teraz do Elity. Potrzebuję czasu, Aspenie.
Osiołkowi
w żłoby dano: 15
Przykrył dłonią moją rękę i skinął głową.– Możesz na to liczyć. Tylko… postaraj się znajdować też trochę czasu dla mnie.
Kochanek
z kartonu: 9
Amisia wymiguje się od odpowiedzi i ucieka do pokoju.
Czas. Ostatnio domagałam się go naprawdę często i miałam nadzieję, że jeśli odczekam dostatecznie długo, wszystkie kawałki tej układanki wskoczą na właściwe miejsca.
Osiołkowi
w żłoby dano: 16
Rozdział
2
Myśleliście, że poprzedni odcinek był krótki?
Poniższy liczy sobie cztery strony z kawałkiem.
Cass, why?
Rozdział rozpoczyna się w Komnacie Dam; poza
kandydatkami znajduje się tam królowa, która – niespodzianka! -
wreszcie postanowiła otworzyć usta do potencjalnych synowych i
opowiada im o swoim ślubie, a konkretnie o druhnach. Okazuje się,
iż miała ich trzy – swoje dwie siostry oraz najlepszą
przyjaciółkę, którą spotkała podczas Eliminacji (swoją drogą,
nie mam pojęcia, kto zacz; w „Królowej” nie poznaliśmy żadnej
dziewczyny, z którą Amberly utrzymywałaby szczególnie bliskie
kontakty. Zakładam, że chodzi tu o Madeline – miała najwięcej
linijek – ale ciężko byłoby nazwać jej relację z przyszłą
władczynią Illei przyjaźnią). Owo wyznanie skłania Amisię do
snucia przemyśleń o jej najlepszej kumpeli, Marlee; dostajemy tu
streszczenie relacji dziewczyn na przestrzeni poprzedniego tomu, z
podkreśleniem dziwnego zachowania panny Tames.
Zachęcone przez wspominki królowej, dziewczyny dzielą
się wizjami własnych zaślubin; Kriss, na ten przykład, chciałaby
mieć siedem druhen – nie dowiadujemy się dlaczego, więc
zakładam, że towarzyska z niej istota.
– Cóż, ja bym się w ogóle obeszła bez druhen. – Celeste była odmiennego zdania. – Odwracałyby tylko uwagę. A skoro ślub byłby relacjonowany w telewizji, chciałabym, żeby wszyscy patrzyli wyłącznie na mnie.
Tęskniliście za naszą różową Scary Sue? Nie
martwcie się, znów jest z nami i nie straciła nic ze swojej
karykaturalności.
Queen
(Bee) Wannabe: 29
– Ja bym chciała uwzględnić w ceremonii ślubnej jakieś elementy mojej tradycji kulturowej – powiedziała cicho Elise. – Dziewczęta w Nowej Azji często idą do ślubu ubrane na czerwono, a pan młody ma obowiązek obdarować prezentami przyjaciół panny młodej w podzięce za to, że pozwalają mu się z nią ożenić.
Cass, to bardzo miło, że zapewniasz przynajmniej
jednej z dziewcząt jakąś historię i namiastkę charakteru.
Naprawdę. Wytłumacz tylko, dlaczego zdecydowałaś się rozwinąć
postać Elise dopiero po tym, kiedy wszyscy zgodnie oznajmili, że
nie mają pojęcia kim jest laska zakwalifikowana przez Maxona do
finałowej szóstki?
Królowa prosi Americę, by także podzieliła
się swoim wyobrażeniem idealnego ślubu; ponieważ nieboga nie może
się przyznać, iż do tej pory wszystkie jej wizje koncentrowały
się na osobie Aspena mówi jedynie, iż chciałaby być poprowadzona
do ołtarza przez ojca.
– Ale przecież wszyscy tak robią – skrzywiła się Celeste. – Nie ma w tym cienia oryginalności.
Queen
(Bee) Wannabe: 30
Ami wyjątkowo nie wdaje się w dyskusję i stwierdza,
że chciałaby czuć, iż w tak ważnym dniu tata w pełni akceptuje
jej wybór.
Królowa Amberly roześmiała się cicho.– Mam ogromną nadzieję, że zaaprobuje twój wybór. Niezależnie od tego, kogo wybierzesz. – Ostatnie słowa dodała pospiesznie, jakby złapała się na sugerowaniu mi, że moim wyborem powinien być Maxon.
No...a co w tym dziwnego? America bierze udział w
Eliminacjach, które mają na celu znalezienie Maxonowi przyszłej
żony. Ba, zgodnie z zasadami NIE WOLNO jej na obecnym etapie
marzyć o kimkolwiek poza księciem. Owszem, jeśli odpadnie z
rozgrywki będzie mogła poślubić kogo tylko zechce, ale w tej
chwili Maxon jest dla niej jedynym możliwym wyborem.
Niedługo potem temat ślubu wyczerpał się, a królowa oddaliła się, żeby popracować w swoim gabinecie.
Wiecie, dlaczego zaznaczyłam ten cytat? Bo to jak na
razie jedyna wskazówka w serii, że królowa Illei w ogóle MA
jakieś obowiązki. Kochani, wiem, że wielu z Was pytało w
komentarzach jaką rolę pełni w państwie małżonka króla –
jest tylko Illea's Trophy Wife,
czy faktycznie na jej barkach spoczywają losy kraju? Odpowiedź jest
jedna: nie wiemy. Cass nigdy tego do końca nie precyzuje - i mam
dobrą teorię, dlaczego tak się dzieje.
Czytaliście „materiały dodatkowe”, więc wiecie,
że Kiera jest cokolwiek...infantylna. Jej reakcje na słodkie
okładki i papierowe diademy, opisy w „Rywalkach” dotyczące
pięknych sukien i zabiegów kosmetycznych – wszystkie te elementy
wskazują na to, że Cass umieściła akcję powieści w takim a nie
innym otoczeniu dlatego, że uwielbia klimaty rodem z Disneya. Bale i
błyskotki – to jest siła napędowa tej serii.
Z drugiej jednak strony nie możemy zapomnieć o
istotnym fakcie – America jest Mary Sue, a Mary Sue z definicji
jest chodzącym ideałem, który nigdy nie popełnia błędów (a
jeśli popełnia, to i tak są one winą kogoś innego bądź
prowadzą do optymistycznego zakończenia) i świeci przykładem. W
związku z tym nie można było uczynić z niej pustaka, który chce
ożenić się z księciem tylko dla materialnych korzyści. Na
przestrzeni „Elity” Cass po raz pierwszy postanowi zatem
udowodnić, że bycie koronowaną głową to nie tylko przyjemności,
ale i obowiązki; efekt tej próby...cóż...będzie mniej więcej
taki, jak się spodziewacie.
Po opuszczeniu sali przez królową Celeste usadawia się
przed telewizorem, a reszta dziewczyn oddaje się hazardowi;
niestety, nie dowiadujemy się, w jaką to karcianą grę postanowiły
rżnąć dziewczyny (na pewno nie jest to rozbierany poker; w takiej
sytuacji rozpustna Celeste byłaby, jak wiemy, pierwsza przy stole).
Kandydatki rozpływają się nad wylewnością Amberly, a Amisia
przypomina sobie słowa siostry królowej, Adeli, która słusznie
stwierdziła, że mama Maksia stanie się bardziej otwarta gdy w
Eliminacjach pozostanie mniej dziewcząt. Marlee dopytuje się, czy
Amisia naprawdę nie ma konkretnej wizji swojego weseliska. Panna
Singer stwierdza, że jako Piątce ciężko jej nawet wyobrazić
sobie przepych królewskiego ślubu, a przyjaciółka przypomina jej,
że jako kandydatka do ręki Maxona awansowała na Trójkę.
Urodziłam się w rodzinie Piątek – na ogół marnie opłacanych artystów i muzyków – a chociaż nienawidziłam systemu klasowego, lubiłam swój sposób zarabiania na życie. Trudno mi było myśleć o sobie jako o Trójce i zastanawiać się nad zawodem pisarza lub nauczyciela.
Nauczyciel (muzyki) – ok. Ale skąd ci się, do
diabła, wziął ten pisarz?! Nigdy nie słyszymy, byś lubiła
wymyślać historie i przelewać je na papier, nie mówiłaś też
nic o zręcznym posługiwaniu się słowem pisanym!
Chyba że...Cass, czy ty próbujesz tu wpleść aluzję,
iż każdy może zostać znanym i szanowanym autorem, bo to nic
trudnego machnąć sobie kilkaset stron powieści? Będę okrutna,
ale tak się składa, iż większość pisarzy tworząc swoje dzieła
musi się przy nich napocić nieco więcej niż ty – bo dbają o
nieistotne pierdoły w stylu researchu, kreowania prawdopodobnych
psychologicznie postaci i tworzenia akcji, która opiera się na
czymś więcej niż zawirowania na linii „Mary Sue plus dwóch tru
loffów”.
Sielską atmosferę przerywa atak furii naszej ulubionej
farbowanej Barbie:
– No co jest! – wrzasnęła, uderzając pilotem o kanapę, a potem znowu wyciągając go w stronę telewizora. – Szlag!– Czy mi się wydaje, czy ona się robi coraz gorsza? – szepnęłam do Marlee. Obserwowałyśmy, jak Celeste raz za razem wdusza przyciski pilota, aż w końcu poddaje się i wstaje, żeby zmienić kanał. Być może jeśli ktoś urodził się jako Dwójka, kiepsko działający pilot rzeczywiście potrafił wytrącić z równowagi.
Powiedziała oaza spokoju, znana ze stosowania takich
technik zen jak wpadanie w histerię na oczach przyszłego władcy
kraju i kopaniu wyżej wspomnianego władcy w przyrodzenie.
Queen
(Bee) Wannabe: 31
Marlee stwierdza, iż wszystkiemu winny jest stres
związany z nieuchronnym zbliżaniem się do mety.
Celeste jęknęła, więc spojrzałyśmy na nią, ale szybko odwróciłyśmy głowy, kiedy to zauważyła.– Przepraszam na chwilę. – Marlee poruszyła się niespokojnie na krześle. – Muszę iść do łazienki. – Ja w sumie też. Idziemy razem? – zaproponowałam. Potrząsnęła z uśmiechem głową.– Idź pierwsza, ja jeszcze dopiję herbatę.
Dziwne, prawda? Cóż, nie martwcie się; Cass musi
utrzymywać napięcie już od czasu „Rywalek”, a biorąc pod
uwagę, iż w kreowaniu atmosfery tajemniczości jest jeszcze gorsza
niż Meyer nawet ci z Was, którzy nie znają serii wkrótce domyślą
się, w czym rzecz (o ile już tego nie zrobili).
Opuściłam Komnatę Dam i niespiesznie poszłam oszałamiająco pięknym korytarzem. Nie byłam pewna, czy kiedykolwiek przywyknę do tego przepychu. Byłam tak zajęta rozglądaniem się, że skręcając za róg korytarza, wpadłam z impetem na gwardzistę.– Ojej!– Przepraszam, panienko. Mam nadzieję, że panienki nie nastraszyłem. – Mężczyzna przytrzymał mnie za łokieć, pomagając mi odzyskać równowagę.
Gwardzista o nazwisku Woodwork przeprasza Amisię za
całe zajście, ta z uśmiechem obiecuje, że więcej postara się na
niego nie wpadać; żegnają się, Ami udaje się za potrzebą, po
czym wraca do salonu.
Po powrocie do Komnaty Dam opowiedziałam Marlee o tym, jak się skompromitowałam w oczach gwardzisty Woodworka i ostrzegłam ją, żeby patrzyła, gdzie idzie. Uśmiała się ze mnie i potrząsnęła głową.(…)Podczas gdy ja bujałam myślami w obłokach, Marlee wyglądała przez okno z rozmarzoną miną. Zastanawiałam się, o czym myśli, ale nie zapytałam jej, nie chcąc zakłócać tej przepełnionej spokojem chwili.
Tak, kochani, chodzi dokładnie o to, co myślicie.
Jeśli uważacie, iż to niemożliwe, by ów twist
dotyczący dziwnego zachowania Marlee był TAK
oczywisty...cóż, przypomnijcie sobie, kto jest autorką tego
dzieła.
...I...to już wszystko na dziś, moi drodzy. A za
tydzień: Cass, w ramach zachowania równowagi we Wszechświecie,
zafunduje nam jeden odcinek o dupie Maryni i jeden, który nie tylko
będzie stanowił siłę napędową wszelakich nie-romansowych
konfliktów tego tomu, ale też z dużym prawdopodobieństwem
ustanowi rekord w ilości faili na rozdział kwadratowy.
Zostańcie z nami!
Statystyka:
Co było, a nie jest,
nie pisze się w rejestr: 7
Dobre Mzimu: 21
Jak mała Kiera
wyobraża sobie...: 49
Karny jeżyk potrzebny
od zaraz: 12
Kochanek
z kartonu: 9
Konkurencja dla
Kajusza: 2
Nie, nie jesteśmy w
Panem: 21
Osiołkowi w żłoby
dano: 16
Queen (Bee) Wannabe: 31
Sam sobie sterem,
żeglarzem, okrętem: 3
Twierdza Monty Pythona:
7
Użyj mózgu, Luke: 9
Maryboo
Przeczytałam wszystko od początku dwa razy-analizy cudne, a książka uroczo infantylna.
OdpowiedzUsuńDzięki za Crowleya.
No dobrze. Nie umiem planować wojen -nie przejmuj się,młody.Wróg zaplanuje za Ciebie.
„Mary Sue plus dwóch tru loffów” -ale to najwyraźniej wystarcza...
Rozmawiałam dziś z nauczycielką,która stwierdziła, że nie ogląda teatru tw, bo woli "M jak Miłość". No, niby ok,każdemu jego porno, ale jakoś mną to potrząsnęło.
Tak, domyśliłam się, jak wszyscy inni zapewne. M jest w ciąży?! O, jaka niespodzianka, palce gryzę.
Możesz na to liczyć. Tylko… postaraj się znajdować też trochę czasu dla mnie.Fajnie ma bohaterka, dwa takie atrakcyjne ciacha i tacy wyrozumiali.
Chomik
M nie jest w ciąży :). Ja, nie chwalący, wiedziałam o co kaman już w trakcie czytania sceny na ławce w "Rywalkach", taka to była subtelnie zainicjowana tajemnicza tajemnica... No ale - ja przez tę rzadką kupkę (czyt. dzieuo życia pani Cass) przebrnęłam w całości, a tu już nie ma się czym chwalić...
UsuńPS. Dzięki za analizę, Maryboo, jesteś cudowna i niezawodna, podziwiam!
Tris Moszfajka
Na sto procent Marlee ma epicki romans z tym Woodworkiem, stąd to subtelne wprowadzenie nowej postaci. O co może w tym opku chodzić, jak nie o nowy romans. \o/
Usuń(Nie mogłaby być w ciąży, młoda przecie jest, nie chcemy, żeby czytelniczki brały zły przykład z pozytywnych postaci!)
Co tam że młoda - ważne że bez ślubu! Jak to tak, do łóżka przed zawarciem małżeństwa? Tak mogą robić tylko negatywne postacie. Romans taki sekretny, zagadka taka subtelna...
UsuńAle przecież Maxon wie, że Aspen jest w pałacu. Nawet kazał mu pilnować drzwi Americi i ćwiczył mówienie per "wy" :).
OdpowiedzUsuńMaxon nie wie, kim jest Aspen, wie jedynie, że gwardzista Leger pochodzi z tej samej prowincji co America.
UsuńMaryboo
Mam wrażenie że przegapiłem coś bardzo ważnego, to znaczy, kiedy właściwie Amisia zaczęła do Maxona czuć cokolwiek? Albo chociaż rozważać taką możliwość? O ile cała pozostała akcja się wlecze z prędkością niemal ujemną, to ten element jest taki jakiś... niedbały, zupełnie jakby nie był /przelomowym momentem głównego wątku książki/ a cały romans rozwinął się jakoś między końcem ostatniego tomu, a początkiem tego.
OdpowiedzUsuńNo i wątek Marlee/gwardzista jest jakieś milion razy sympatyczniejszy od Aspen/America/Maxon...
Amisia postanowiła dać Maksiowi szansę tak zaraz przed przyjazdem Aspena (i gdyby się wtedy nie przypałętał, pewnie szybciej by uległa i seria skończyłaby się na jednej części). Wtedy co on ją pocałował, ale nie wyszło za bardzo i musieli poprawiać.
UsuńZa to ja dostałam przy tej analizie wielkiego WTF, bo nie miałam pojęcia, że tam się w ogóle toczy jakaś wojna...
Nazwisko ma dobre do tego cyklu ;)
OdpowiedzUsuńA swoją drogą - wybitnie nie znoszę tego przypominania przez autorów co wydarzyło się w poprzednich tomach.
Plot twist taki nieprzewidywalny, och. Z kolei Maxon, matko boska, ta mameja naprawdę nie zdaje sobie sprawy z tego, że nieumiejętność planowania wojen wcale nie robi z niego uroczego głupolka, a idiotę, który w przyszłości doprowadzi ten kraj do ruiny. Grrrrr. Za Aspenem też nie przepadam, właściwie lata mi i powiewa, ale matko - nie wiem, jak ktokolwiek na tym etapie mógłby jeszcze shipować Maxona z Americą. A co do długości rozdziałów, jestem pewna, że nawet na blogach niektórzy autorzy wycisną z siebie więcej słów na jeden rozdział niż nasza utalentowana autorka na dwa...
OdpowiedzUsuń(A gify z Sherlocka sprawiły, że chce mi się go obejrzeć jeszcze raz, mhh).
"– No dobrze. Nie umiem planować wojen. Zupełnie mi to nie wychodzi."
OdpowiedzUsuńWyobraziłam sobie scenę, jak do Maxia przychodzi raport że jakieś miasto zostało zdobyte i zmasakrowane a on reaguje takim "Upsss, hihi, tatko będzie zły" a America go pociesza, że przecież każdemu może zdarzyć się wpadka na początku kariery.
Pochłonęłam poprzednie analizy i teraz jestem na bieżąco ^^
OdpowiedzUsuńI pomyśleć, że czytałam pozytywne recenzje o tej serii!
A to jest tak straszliwie głupiutkie...
Fajnie, że pojawiają się gify z SPN :)
Karmena
Wszystkiego naj naj na Święta wszystkim analizatorom i czytelnikom!
OdpowiedzUsuńSpokoju! Słońca,przysmaków i miłej lektury!
Chomik
"Książę do wzięcia", czyli analiza "Selekcji"
OdpowiedzUsuńTak powinniście się nazywać, bo analizujecie całą serię.