niedziela, 19 lipca 2015

Materiały dodatkowe - „Elita”, czyli „Tydzień Inspiracji”


M: Cóż mogę powiedzieć, kochani? Nawet nie wiecie, że na to czekaliście.

Tak, tak; to już kolejna odsłona materiałów dodatkowych pochodzących ze strony internetowej pani Cass. Tym razem wzięłyśmy na tapetę wpisy, które pojawiły się po wydaniu drugiego tomu serii, noszące nazwę „Tygodnia Inspiracji”.

Czy łamaliście sobie głowę nad wyglądem Singer Manor? A może chcecie wiedzieć, kto (prócz Gale'a Hawthorne'a) służył za inspirację podczas tworzenia postaci Aspena? Jeśli tak, to właśnie nadszedł Wasz szczęśliwy dzień, albowiem za chwilę otrzymacie odpowiedź na te i inne pytania.

Niniejszy wpis podzielony jest na pięć części, poświęconych kolejno: domostwu Amisi, Aspenowi, Americe, Maxonowi i królewskiemu pałacowi. Nie przedłużając: zapraszamy do lektury!



Jak wiedzą wszyscy Rywalkomaniacy, w tę środę, 26 lutego, obchodzimy urodziny Ameriki. Juhuu! Pomyślałam, że w ramach uczczenia zarówno jej urodzin, jak i zbliżającej się premiery ostatniej części trylogii dobrze byłoby nieco powspominać. Cofnijmy się zatem do samego początku, roku 2008, kiedy to zaczęłam pracować nad historią Ameriki. Tworzyłam etapami, a kiedy potrzebowałam chwili wytchnienia (lub byłam zmuszana zrobić sobie przerwę przez naszą heroinę, która bardzo niechętnie dzieliła się szczegółami ze swojego życia), skupiałam się na świecie przedstawionym.


B: Ahahahahahaha!!! „Skupiałam się na świecie przedstawionym”, no coś podobnego, nie domyśliłabym się.


W swoim gabinecie mam Księgę Inspiracji. Nim stworzono Pinterest, to właśnie tam znajdowały się wszystkie obrazki i inne bazgroły, które pomagały mi zwizualizować sobie Illeę, składające się na nią miejsca oraz jej mieszkańców.

M: Swoją drogą – jeśli komuś się nudzi i/lub ma konto na Pintereście, niech zajrzy do wpisów oznaczonych jako 'Selection'. Powrót do lat dzieciństwa i krainy disnejowskich księżniczek gwarantowany!

Znacie już część z nich, jak lista dziewczyn wybranych do udziału w Eliminacjach czy ten OKROPNY rysunek przedstawiający moją wizję okładki. Ale są też inne rzeczy – część z nich pokażę Wam w tym tygodniu, który będzie nosił nazwę Tygodnia Inspiracji.


B: Tylko że ty nam pokazujesz jakieś pierdoły, zamiast porządnie przedstawić ten swój wymyślony świat i wytłumaczyć, o co chodzi z klasami, historią i geografią Illei. Co mnie tam obchodzi Zackuś Efron? No cóż, ale przecież znam priorytety Kiery, więc nie powinnam się dziwić.


Mnóstwo detali muszę utrzymać w tajemnicy, a ponieważ spora część serii to opisy dziewczyn w pięknych sukienkach, ilość materiałów którymi warto się podzielić jest...ograniczona. Tak naprawdę nie mam zbyt wiele do powiedzenia.


B: To po co w ogóle napisałaś to badziewie?

M: Nie ma to jak autor, który radośnie przyznaje, że jego książki traktują o dupie Maryni.


Tak czy inaczej, to właśnie tu wszystko się zaczęło. Powróćmy do pierwszego dnia i pierwszej strony; powróćmy do domu Ameriki.
Pierwsza część “Rywalek”rozgrywa się w domu Ameriki i choć od początku podskórnie czułam jak może on wyglądać, przez wzgląd na poszczególne sceny musiałam stworzyć jego dokładny plan. Oto on:




B: I to jest dom tej biednej, przymierającej głodem rodziny Singer? Po lamentach nad straszliwymi warunkami Singerów można było się spodziewać jakiejś lepianki. A to jest wyrąbana chata.

M: Słowo daję, jedyny minus tej chałupy to brak drzewka cytrynowego w ogrodzie.

Z przodu po lewej stronie znajdziemy największą sypialnię należącą do Shaloma i Magdy. Obok mamy pokój May, który ta dzieliła z Americą przed wyprowadzką Kenny. W lewym tylnym rogu znajduje się dawna sypialnia Kenny (obecnie zajmowana przez Americę), z której dobrze widać domek na drzewie. Za ścianą leży pokój należący do Gerada, który dzielił z Kotą przed wyprowadzką tego drugiego.
Zauważcie, iż na piątkę dzieci przypada jedna łazienka. Koszmar.


B: Ojejku, jedna łazienka?! Horror!!! Tak nie da się żyć! A rozumiem, że owa łazienka dobrze działa i nie ma problemu z wodą czy urządzeniami sanitarnymi?

M: Innymi słowy, przymierający głodem Singerowie mieszkają w pięciopokojowym (doliczcie salon) mieszkaniu. Istne slumsy. Cass, mam pytanie – skoro tak im ciężko utrzymać ten dom, to dlaczego nie zamienią go na coś mniejszego, skoro Kenna i Kota już wyprowadzili się na swoje?


Naszkicowany przeze mnie telewizor jest naprawdę duży (choć nie ma płaskiego ekranu)

B: Bida, aż piszczy, bo nie ma LCD.

M: Full HD prawem, nie towarem!
Autorko, no bez jaj. Czy ty NAPRAWDĘ nie widzisz, jak kuriozalnie wyglądają te wynurzenia w zestawieniu z płaczem Amisi, jak to jej rodzina przymiera głodem?


I właśnie tak go sobie wyobrażam. Jeśli chodzi o dywany i ogólny wystrój, wyobraźcie sobie lata 70 widziane oczami kogoś, kto wychowywał się dekadę później (wyliniałe dywany, wszystko w barwach pomarańczu i bursztynu, drewno w ciepłym odcieniu). Pokoje dzieci tak nie wyglądają, ale reszta domu i owszem.

B: Już mi się powoli sarkazm kończy.

M: Ja natomiast wizualizuję sobie boazerię na ścianach rodem z PRL.


Do garażu (wiecznie zamkniętego, jako że nie mają samochodu) prowadzi podjazd; garaż jest wykorzystywany przez tatę Ameriki i May (a w przeszłości był używany i przez Kotę) do wykonywania zamówień. Jest tam zimno w zimie i gorąco latem; naprawdę cierpią dla sztuki.


B: Piątki nie mają klimy. Powiedzcie to np. rzeźbiarzom ze starożytności.

M: To niech sobie kupią wiatrak i przenośny grzejnik. Zaczynam podejrzewać, że Singerowie bardzo lubią epatować swoją pseudo-biedą i pseudo-poświęceniem (ale TV o przekątnej 42 cali musi być).

Trochę przywodzi to na myśl magazyn, ponieważ mają tam całe półki wypełnione towarami zakupionymi w hurcie (nigdy nie wiadomo, co się może przydać, a poza tym tak jest taniej). Od czasu do czasu zatrudniają jakąś (ekhm, ekhm) Szóstkę aby mieć pewność, że wszystko znajduje się na swoim miejscu i by łatwiej było się zorientować, ile ze swoich zapasów już zużyli. Nie każdy artysta jest zarazem dobrym biznesmenem.
 
B: Stać ich na zatrudnienie pomocy do zrobienia czegoś, co mogą zrobić sami (co ma umiejętność zrobienia podstawowego remanentu do bycia zajebistym biznesmenem?). Gdyby naprawdę było u nich tak krucho z kasą, odkładaliby pieniądze na okresy bez zleceń, a nie wydawali na zbytki. 

M: Czyżby subtelna aluzja, że tatko Singer nigdy nie nauczył się rachować? Naprawdę, Cass, nawet ja potrafię policzyć czy zostały mi trzy, czy trzydzieści trzy puszki farby. Z tego co wiem Shalom kupuje towary na użytek własny, a nie prowadzi illeański odpowiednik Praktikera.

Ostatnio dużo myślę drzwiach wejściowych do ich domu. Ponieważ są artystami, mam ochotę je jakoś pokolorować, ale jestem przekonana, że są czarne.


B: Mroczne i ponure, bo biedaaaa!!!

M: Dziękuję, Cass, jestem pewna, że nie zdołałabym zasnąć bez tej informacji.


Ich ogródek jest niewielki, ale dobrze utrzymany; mieszkają na samym krańcu miasta, gdzie domy jednorodzinne ustępują apartamentowcom. Gdyby pójść w drugą stronę, trzeba się trochę przespacerować nim dotrze się do przestrzeni zajmowanej przez sklepy, restauracje i Urząd Obsługi Prowincji Karoliny.


M: Eee... To wszystko? Karolina składa się z urzędu, knajp i sklepów? Nie mają tam jakiejś szkoły? Poczty? Banku? Szpitala?


Singerowie spędzają większość czasu w swoim domu. Jest przestarzały, ale przytulny.


M: Cass, nie irytuj mnie.


Niezależnie od sporadycznych chwil wypełnionych napięciem, zawsze panuje w nim miłość.


Tydzień inspiracji! Dzień 2!


Dziś opuścimy dom Ameriki i udamy się do domku na drzewie, a konkretnie do chłopaka, który tam na nią czeka. Tak, dzisiaj zajmiemy się Aspenem Legerem.
Pierwsze zachowane przeze mnie zdjęcie przedstawiające Aspena (które, przyznaję, może być nieco szokujące) wygląda tak:



M: Słuchajcie, nie mam absolutnie nic do Zaca Efrona, ale... naprawdę? Kto następny – Miley Cyrus w roli Kriss?

Wiem, że Efron to dziwny wybór, zwłaszcza, że kiedy czasami na niego patrzę przywodzi mi na myśl Maxona.

M: W takim razie nasza gra w skojarzenia jest krańcowo różna, mnie bowiem przywodzi on na myśl wyłącznie 'High School Musical'.

Ale bardziej niż rysy twarzy przemawia do mnie to, jak się prezentuje; w tych dżinsach i butach wygląda na twardego gościa, który niejedno w życiu przeszedł.

M: Dla mnie wygląda raczej jak chłopaczek bujający się do rytmu jakiegoś popowego przeboju powstałego w stajni Disneya, ale co kto lubi.

Widać w nim zarówno energię, jak i zmęczenie, nieustanną walkę o kontrolę nad swoimi reakcjami.

M: A nie mówiłam? Tancerz jak malowane! Aspen, może powinieneś spróbować szczęścia w 'You can dance'?

Sama nie wiem, coś w tym zdjęciu po prostu krzyczy do mnie: „TO ASPEN”.
Kiedy po raz pierwszy przeczytałam hasło zamieszczone na górze fotografii, wiedziałam, że to jego słowa.


M: No, akurat Leger robi co w jego mocy, aby ów sekret jak najszybciej wyszedł na światło dzienne.


Współczuję Aspenowi.

M: A ja nie.


Myślę, że zawsze pragnęli z Americą otwarcie okazywać sobie miłość, przynajmniej przed swoimi rodzinami. Ale matka Ameriki nigdy nie zaakceptowałaby ich związku, musieli zatem utrzymywać go w tajemnicy – tak naprawdę robili to bardziej dla dobra Ameriki niż Aspena.


M: No dobrze, ale właściwie dlaczego? Pytam absolutnie poważnie. „Rywalki” wyraźnie ukazują, że Amisia szanuje i podziwia tatkę, do matuli zaś odnosi się z lekką rezerwą i niecierpliwością. Skąd nagle taki strach przed opinią Magdy?


Kiedy trafiają do pałacu, cóż...sytuacja nieco się komplikuje.


M: Dodajmy, że na ich własne życzenie.


Jeśli czytałyście „Księcia i Gwardzistę” wiecie, jak bardzo Aspen żałuje decyzji podjętej podczas ich ostatniej wspólnej nocy w domku na drzewie;


M: Czytałam i pierwsze słyszę. Aspen w „Gwardziście” zajmuje się przede wszystkim obrażaniem w myślach Maxona.


historia jego rodziny w pewnym stopniu tłumaczy, skąd biorą się jego wątpliwości. W pewnym sensie widzę je także malujące się na twarzy na zdjęciu – zamyślony, spoglądający w dal, Aspen próbuje z góry zaplanować, jak może potoczyć się każdy możliwy scenariusz.


M: Niestety, same chęci nie wystarczą i Aspen nadal nie zdołał wykoncypować co może wyniknąć z zawieszenia guzika na nadgarstku potencjalnej książęcej małżonki.


Często spotykam się z nienawiścią wobec Aspena, mnóstwo ludzi życzy mu śmierci.

M: ...No proszę, a więc istnieją czytelnicy, którzy mają o tym typie jeszcze gorszą opinię niż ja.

Nie zamierzam przekonywać Was, jaki niezwykły z niego człowiek.


M: I słusznie, bo jak udowodniłaś swojego czasu, owe próby kończą się spektakularnym fiaskiem.


Musicie jednak wiedzieć, że zajmuje on – i zawsze będzie zajmował – specjalne miejsce w moim sercu.



To właśnie dziś są urodziny Ameriki! Z tej okazji pochylimy się nad inspiracjami związanymi z jej osobą. Wiele stron w mojej Księdze Inspiracji poświęconych jest Americe – niektóre skupiają się wyłącznie na jej włosach czy ubraniach.

B: No ba. Priorytety muszą być! Jak się ałtorka tak skupia na wyglądzie głównej bohaterki, a nie na charakterze jej postaci, to nie ma co się dziwić, że potem wychodzić jej taki koszmarek, jak Amisia.

Gdy przyszło do wybrania ostatecznej wersji, zdecydowałam się na stronę, na której znajdowało się najmniej informacji.


To wydaje się niezbyt uczciwe z mojej strony. Skoro mam się z Wami dzielić...to dlaczego się nie dzielę? Odpowiedź jest prosta – ona też tego nie zrobiła.
Początkowo kontaktowałyśmy się sporadycznie; America jest wycofana, nie lubi wysuwać się na pierwszy plan. Bycie w centrum zainteresowania, choćby i wyłącznie w mojej głowie, zdawało jej się czymś nienaturalnym. Zaczęłam pisać „Rywalki” podczas edytowania 'The Siren' i musiało minąć kilka miesięcy nim powzięłam ostateczną decyzję o ich dokończeniu. Pod koniec pierwszego tomu była już nieco bardziej pewna siebie. To właśnie wtedy, kiedy wreszcie zdecydowała się przede mną otworzyć zrozumiałam, że będę musiała przepisać całą książkę żeby właściwie oddać jej charakter.


B: Ahahahahahahaha. Ubaw po pachy. Charakter Amisi jest jednym z najgorszych elementów tego chłamu. Jeżeli o to ci chodziło, Kiera, to serdecznie gratuluję.


M: ...Cass. America nie istnieje.
Powtarzaj za mną: AMERICA. NIE. ISTNIEJE. TO WYTWÓR TWOJEJ WYOBRAŹNI.
Kochani, ja wiem, że niektórzy autorzy lubią żartobliwie pisać, jak to postacie się ich „nie słuchają”. Ale spójrzcie na cytat powyżej i powiedzcie sami – czy to nie brzmi jak wyznanie osoby cierpiącej na pewnego rodzaju zaburzenia...
… albo kilkuletniej dziewczynki, która posiada „niewidzialnego przyjaciela”?


Naprawdę się cieszę, że to zrobiłam. To zdjęcie przedstawia Americę w chwili, gdy po raz pierwszy przekracza bramy pałacu. Piękna, ale i nieco przerażająca. Sam nie wiesz, czy masz ochotę do niej zagadać (chyba, że jesteś najsłodszą osobą na świecie jak Marlee i nie masz podobnych rozterek). Jest otoczona przez muzykę, ale jednocześnie w pewien sposób się od niej dystansuje. Nie może też, rzecz jasna, zabraknąć ptaka śpiewającego. Muszę dodać, że wpadłam na te motyle w tle nie wiedząc, jak America będzie przebrana na Halloween. Dobrze się złożyło. Jest urocza, ale nie możesz być pewien co chodzi jej po głowie...i chcesz się tego dowiedzieć, prawda?


B: NIE! Spędziłam w głowie tej lasi trochę czasu i nie były to dobre chwile. Zdecydowanie nie chcę wiedzieć, co ona myśli.

M: Cass, dzięki twej uprzejmości miałam okazję przebywać w głowie Amisi przez długi, bardzo długi czas – i uwierz mi, nie znalazłam tam wiele poza rozdmuchanym ego i przeraźliwą pustką.


Lubię tę dziewczynę. Cieszę się, że to właśnie ona przyszła mi do głowy.

M: Cóż, wiedząc, kto przyjdzie ci do głowy już wkrótce nie mogę się nie zgodzić – America to mimo wszystko tzw. „mniejsze zło”.

Znam Americę dłużej niż moje własne dzieci.

M: * ma przerażające flashbacki dotyczące wypowiedzi Meyer na temat jej życia rodzinnego *

To niezwykle złożona postać, o niektórych rzeczach wiem wyłącznie ja.

M: Zaklinam cię na wszystko – niech tak już zostanie.

Cieszę się, że tak wiele z was zdecydowało się śledzić jej historię. Mam nadzieję, że ostatnia część serii okaże się być warta wyczekiwania.

M: Z punktu widzenia analizatorki – jak najbardziej.


Wszystkiego najlepszego, Americo, skarbie! Dziękuję, że towarzyszysz mi od tylu lat, że powierzasz mi swoje sekrety i...no właśnie...że spłaciłaś mój studencki kredyt. Buziaki!


M: No i już wiecie, skąd się wzięły te wszystkie nowelki i sequele...




Wybaczcie opóźnienie; powracam dziś z ostatnimi dwoma wpisami związanymi z Tygodniem Inspiracji. Skoro omówiliśmy już ze szczegółami postać Aspena, czas skupić się na kolejnym chłopaku, który powoli zawłaszcza nasze dusze: księciu Maxonie Schreave.


M: Nie wiem jak Wam, ale mnie Maksiu zdecydowanie niczego nie zawłaszcza.


Będę szczera: byłam zszokowana, gdy mnóstwo czytelniczek błyskawicznie przerzuciło swe uczucia z Aspena na Maxona, ponieważ dla mnie (a także dla Ameriki) ten chłopak był jedną wielką zagadką.


M: Cóż, nie większą od samego Aspena, który (jak wspominałyśmy przy okazji 'Shipping Asperica') charakteru ma tyle, co kot napłakał.


Maxon był do tego stopnia nieosiągalny dla Ameriki, że równie dobrze mógłby być fikcyjną postacią. To znaczy, wiem, że nią jest, ale...sami rozumiecie.
Tak początkowo widziałam Maxona:



B: Maksio to taka niedookreślona pierdoła, że nawet twarzy nie ma. 
 
M: Ejże, Cass, tak się nie bawimy; skoro poprzednio był Efron, to tym razem stanowczo żądam Justina Biebera.

Choć czarujący w towarzystwie, patrząc na Maxona miałam wrażenie, iż jest raczej odizolowany od reszty świata i smutny. Ma dwa różne oblicza: jedno na użytek kamer i drugie, prawdziwe.


M: To bardzo ciekawe, bo Maxon przez znakomitą większość czasu zachowuje się przed kamerami identycznie, jak na co dzień.


Potrafi świetnie zamaskować swoją tęsknotę za posiadaniem większej ilości przyjaciół lub przynajmniej rodzeństwa. Jeśli nie zwróciliście uwagi na to, jak szczęśliwy był podczas wizyty kuzynostwa, przypominam: tak właśnie było.
M: I znowu: Cass, jeśli chcesz, aby twoi czytelnicy zwrócili uwagę na jakiś element fabuły, to najpierw poświęć mu trochę czasu. Widzę, że casus Aspena „nie śpię, bo oglądam powtórki Biuletynu” Legera z ostatnich materiałów dodatkowych niczego cię nie nauczył.


Pomimo tego, że America była na niego zła, ganiał maluchy po całym ogrodzie, wykorzystując w pełni czas pozostały do wyjazdu gości.


M: Podoba mi się to „pomimo”. Wygląda na to, że zły humor naczelnej Mary Sue serii jest jednoznaczny z całkowitym zakazem odczuwania radości przez otoczenie.

Przybycie dziewcząt wiele zmieniło w jego życiu. Jeśli czytałyście „Księcia”, wiecie, że wcale nie miał ochoty na Eliminacje, ale pomijając element współzawodnictwa naprawdę cieszy go towarzystwo dziewczyn. Radość sprawia mu sama świadomość, iż w pałacu znajdują się inni ludzie; osoby nie będące gwardzistami czy kamerdynerami, którzy z założenia mają jak najmniej rzucać się w oczy.


M: Ich obecność cieszy go tak bardzo, że z tej radości od ręki pozbył się znacznej części kandydatek.


Uczestniczki Eliminacji chcą być zauważone i ten sposób myślenia bardzo przysługuje się Maxonowi.
Tak czy inaczej, w taki właśnie sposób wyobrażałam sobie początkowo Maxona. Choć wysoki, jest niższy od Aspena i choć wydaje się szczupły, skrywa kilka niespodzianek pod garniturem.


M: Cass... proszę cię, nie rób tego. Każdemu jego porno, ale ja NAPRAWDĘ nie chcę czytać o tym, jak ślinisz się do muskułów wytworu własnej wyobraźni.


Lubię to zdjęcie przedstawiające go ze strzelbą, gotowego na polowanie. Pasuje mu to, tak samo, jak fotografika. Żadne z tych zainteresowań nie wymaga posiadania partnera.
Ciężko sobie wyobrazić by ktoś, od kogo od wczesnego dzieciństwa wymagano dojrzałości mógł wydorośleć w jeszcze większym stopniu, ale sądzę, iż w przypadku Maxona tak jest.

M: Rany koguta, jeśli ten Maksiu, którego znamy to wersja już po zakończeniu procesu dojrzewania, to naprawdę nie chcę wiedzieć jak prezentował się wcześniej.


Mam nadzieję, iż po lekturze „Jedynej” dojrzycie w nim, Aspenie i Americe coś naprawdę wyjątkowego.

M: Mogę ci to zagwarantować. Niestety, obawiam się, że nasze definicje wyjątkowości znacząco się od siebie różnią.




Czas na mój ostatni post w Tygodniu Inspiracji. Rozpoczęliśmy tam, gdzie zaczęła się cała historia – w domu Ameriki, więc zakończymy w miejscu, w którym akcja książki dobiega końca – w pałacu.
Mam kilka stron poświęconych pałacowi, ale pokażę wam tę, na którym widać go od zewnątrz.

Wydaje mi się, że to zdjęcie przedstawia Spelling Manor.

B: Cóż, spodziewałam się czegoś, hmmm, bardziej imponującego. A to jest ot taka duża chata.

M: Nie, Cass, nie wydaje Ci się. To JEST Spelling Manor.

… Spelling Manor.

… Cass umieściła rodzinę królewską w domu Aarona Spellinga.

Słuchajcie, ja rozumiem – największy dom w L.A. i tak dalej. Ale mimo wszystko... naprawdę, droga autorko? Opierać pałac rodziny królewskiej na chałupie producenta filmowego? Nie mogłaś... no wiesz...umieścić ich w autentycznym pałacu? Skoro już szukasz inspiracji, to może by tak oprzeć się na Wersalu? Palacio de Oriente? Czymkolwiek, co w jakikolwiek sposób wiąże się z rzeczywistymi rodzinami królewskimi?

Ten dom w najlepiej odzwierciedla moje wyobrażenie o pałacu. Celowo nazywam go pałacem, nie zamkiem. Zamki pełnią funkcję obronną, pałace są śliczne. Służba pałacowa potrafi się bronić, ale nie są na tyle skuteczni, by zniechęcić rebeliantów do ponawiania swych ataków.

B: Gwardia pałacowa też się bronić wcale nie umie, bo jest absolutnie niekompetentna. Czyli sytuacja przedstawia się nad wyraz kiepsko. I co to za podział, że pałac jest od wyglądania, a zamek od obronności? Bo zamek jest z kamienia i jak zły wilk będzie dmuchał i chuchał, to nie da mu rady? Jak gwardię ma się do dupy, to każde miejsce będzie niebezpieczne, śliczne czy nie. No ale skoro przyjmujemy już taki podział, to czemu rodzina królewska siedzi dalej w tym piknym, źle bronionym miejscu? Nie mogą sobie skombinować jakiegoś zamku? Wiem, że to nie Europa, u nas stare zamki walają się co drugi zakręt (ciekawe czy Kiera nam tego zazdrości? Te wszystkie bladolice księżniczki marznące w przeciągach, duchy wzgardzonych kochanek itd.), ale mogliby sobie zbudować coś na kształt, skoro pałace są zdaniem Kiery same w sobie tak niebezpieczne.

M: * mdleje, porażona logiką autorki * Naprawdę, kochani – czasami nie mam pojęcia, jak skomentować wynurzenia tej kobiety, bo czuję się tak, jakbym analizowała pamiętnik siedmioletniej dziewczynki, a nie wypada wyśmiewać się z dzieci. Nawet nie wiem, co wzbudza u mnie większą wesołość – podkreślanie przez autorkę, że oprawa wizualna rodem z Disneya jest ważniejsza od bezpieczeństwa, czy przyznanie, że z gwardzistów są takie dupy wołowe, iż mogą co najwyżej pogrozić rebeliantom paluszkiem.

Od zewnątrz pałac prezentuje się tak, jak na zdjęciu: jasny i z fontanną na podjeździe, ale ma cztery piętra, a nie dwa. Jest tam sporo drogo wyglądających zdobień (jak statuy itp.), które mają wywierać wrażenie na gościach. W pałacu brak jednak basenu – Gregory uważał, że byłaby to błazenada.
 
B: Ha, rodzina królewska musi się pokazać, więc ma dużo rzeźb. Jak uroczo. Ale basenu już nie mają, bo gwardziści skakaliby na bombę. A Grześ jest evil, nie zapominajcie.

M: Chwila, moment.

The house includes a screening room, gym, bowling alley, three rooms for wrapping presents, four two-car garages, tennis court, and pool.”

Cass, skoro już kradniesz Spellingowi chałupę, to przynajmniej kradnij ją w całości. Jestem pewna, że panu Aaronowi byłoby bardzo przykro gdyby usłyszał, że masz zastrzeżenia co do niektórych elementów jego przytulnego gniazdka.


Maxon nazywa pałac piękną klatką, a ja wspominam pierwszy raz, kiedy America wspinała się po frontowych schodach - byłą w otoczeniu pokojówek, które miały ją przygotować do życia w tym miejscu.


B: Ja na obrazku poglądowym widzę 5 stopni. Za mało, żeby dramatycznie się wspinać, sorry, Kieruś.

M: Cóż, te w holu są nieco dłuższe:




Może podczas kopiowania pomyliły jej się focie.


Za drugim razem była zmuszona zejść po nich na dziedziniec, by obserwować lincz na jej najlepszej przyjaciółce, tylko po to, by za chwilę zostać z powrotem zamkniętą w pałacu.


M: Pamiętacie, jak w rozdziale poświęconym katowaniu Woodworków poprosiłam Was, abyście zwrócili uwagę na bezsensowny cytat dotyczący schodów? Tak, chodziło właśnie o to. A jeśli właśnie zachodzicie w głowę, jakie to w ogóle ma znaczenie – no cóż:


Pytanie, które powinniście sobie zadać, brzmi: czy America zobaczy te schody ponownie w „Jedynej”? A jeśli tak – co będzie to oznaczać?


B: Jak nie masz co wymyślać, pisz o Schodach Przeznaczania. Bo to takie ważne. 

M: Nie przejmujcie się, kochani – my też nie wiemy, o co chodzi. Cass, te głupie schody nie mają ŻADNEGO wpływu na fabułę powieści. O czym ty znowu bredzisz?



I to już wszystko na dziś, kochani. Dziękujemy Wam, że wraz z nami dzielnie przebijaliście się przez "Elitę" i zapraszamy Was ponownie we wrześniu, gdy wystartujemy z trzecim tomem serii - "Jedyną".

Do zobaczenia!

Beige & Maryboo


54 komentarze:

  1. Dzięki za niespodziankę i udanych wakacji! Z dala od durnych i złych książeczek :).

    OdpowiedzUsuń
  2. "garaż jest wykorzystywany przez tatę Ameriki i May (a w przeszłości był używany i przez Kotę) " - tylko dla mnie to brzmi tak, jakby reszta dzieciaków miała innego ojca?
    Anyway, czuję się stara. O Efronie wiem tyle, że jest, na zdjęciu bym go w życiu nie poznała ;P
    Miłych wakacji, chociaż będzie ciężko wytrzymać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem starsza. Nie mam pojęcia kto to, skąd i dlaczego... I jakoś mnie to nie boli :).

      Usuń
  3. O, czyli nie tylko mnie irytuje to uosabianie bohaterów, jakby mieli własną wolę? Bo owszem, rozkminy na temat charakteru są spoko i można je robić tak samo jak na dowolnym bohaterze literackim, tak samo podejrzewam, że wielu osobom piszącym zdarzały się zaskoczenia, kiedy po przeczytaniu całości własnego tekstu wychwytywało się jakieś niuanse, które dodawały postaciom jakieś cechy (sama się ostatnio zdziwiłam, kiedy po przetłumaczeniu opka na angielski między bohaterami pojawiła się chemia, której nie było w oryginale), ale niektóry pociągają to do jakichś kuriozalnych skrajności. A pisanie bez żadnego planu i czekanie, aż postać zacznie sama z siebie nabierać charakteru to zły pomysł, szczególnie, jeśli się w ogóle nie ma na nią żadnego pomysłu (co Cass sama przyznaje). Znaczy no, pisanie bez żadnego pojęcia, co w ogóle chce się napisać, to jest zły pomysł, ale na bohaterach to się chyba odbija najbardziej - w końcu przy założeniu "dziewczyna trafia do pałacu" można zbudować milion fabuł - od historii rozlazłej mimozy chronionej plot armorem do obytej i świadomej stawki intrygantki. Ale jeśli nie ma się nawet pojęcia co pisać i czeka się, aż jakiś pomysł spadnie z nieba jak objawienie, to wtedy właśnie wychodzi 31 rozdziałów, w których totalnie nic się nie dzieje. Chociaż chyba najbardziej mnie rozwala to, jak Keira się dziwi, że jej bohaterów ludzie nie lubią, no a przecież oni są tacy, tacy i tacy, jak można ich nie lubić? No cóż, bohaterowie są tacy, jak się ich przedstawiło, i jeśli ma się ból elementów anatomicznych o to, że ludzie nie lubią truloffa, to trzeba się postarać następnym razem i napisać go lepiej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I miłych wakacji życzę! Żebyście wypoczęły i z nowymi siłami ruszyły na trzeci tom.

      Usuń
  4. Ja chcę taki dom. Nawet bez tej klimatyzacji w garażu, a co, będę cierpieć. O wielki Cthulhu, gdybym opisała mieszkanie chociażby mojej mamy za młodu, wypadłoby jak slumsy (a to zwyczajne, dwupokojowe mieszkanie w bloku).
    I w ogóle co to za wystrój jest? Wieczny PRL? Neo-PRL? (by the way, boazerię to ja lubię. Chociaż wtedy zawsze była za jasna...)

    Nifomune, zgadzam się z Tobą w pełnej rozciągłości. Zawsze mi się wtedy wydaje, że autor koniecznie chce pokazać, jak to jest artystyczny, oryginalny i uduchowiony.
    A w tym przypadku zaczynam mieć ochotę na odesłanie Cass do psychologa, tak opisuje swoje znajomości z bohaterami...

    Miłych i udanych wakacji!

    OdpowiedzUsuń
  5. Miłych wakacji, będziemy tęsknić!
    Boże, tak kwiczałam przy tych domkach i pałacach i Aspenach, o matko. Ale wiecie, trochę mi żal Zaca, tak samo jak zawsze żal mi Roberta Pattinsona. To naprawdę nie są źli ludzie ;) Po prostu wybrali takie, a nie inne role, nie oszukujmy się - bo pieniądze. Nikt tak jak Rob nie hejci tłajajta, a i Zac próbuje się odciąć od HSM, chociaż nikt mu nie chce dać szansy. Nie mówię, że to najlepsi aktorzy ever, ale są gorsi, po których tak się nie ciśnie. To im należy współczuć, a nie kukiełce Aspenowi :D

    Schody Przeznaczenia są urocze. Aha, a bym zapomniała, a nie chciałabym, akurat to, że Kiera traktuje tak emocjonalnie swoich bohaterów w jakiś tam niewielki sposob potrafię zrozumieć. Jako czytelnik też czasami bardzo przywiązuję się do jakiejś postaci, wiedząc przecież doskonale, że jej nie ma. Nie wiem, jak to dokładnie opisać, ale mam nadzieję, że rozumiecie, o co mi chodzi ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja również niesamowicie przywiązuję się do swoich postaci fikcyjnych, ale Kiera już trochę przesadza.
      "To niezwykle złożona postać, o niektórych rzeczach wiem wyłącznie ja."
      Czy naprawdę tego oczekujemy po pisarzach, żeby robili postać, która nawet dla czytelnika pod koniec trzytomowej serii (już nie wspominam o nowelkach i Następczyni) ma jakieś tajemnice?

      Usuń
    2. A co jest złego w tym, że autor nie podaje wszystkich informacji jakie ma na temat postaci? o_o

      Usuń
    3. myślę, że jeśli o zbyt wielu rzeczach wie tylko autor (jak o tym pseudo romantycznym cierpieniu ośrodka za Amisią, o którym Cass opowiadała na swojej stronie) czytelnik nie pozna danej postaci. skoro o połowie jej cech nie wie.

      rose29

      Usuń
    4. Ale jak ma się wszystko wyłożone na tacy, też jest źle. Tu potrzebne są odpowiednie proporcje, według mnie. Dlatego zdziwiło mnie zdanie, że to źle, że "postać ma jakieś tajemnice", bo jak dla mnie to chyba oczywiste, że nie musimy wiedzieć o niej wszystkiego.

      Usuń
    5. Na tacy nie, ale autentycznie: czy sądzisz, że ukrywanie czegoś, a potem wykładanie nagle znikąd, choć nigdzie nie było to widoczne, jest dobre?

      Usuń
    6. Jak dla mnie wygląda to tak: autor powinien umieć ocenić, co jest ważne i czytelnikom potrzebne, a także zaserwować czytelnikom niezbędne fakty, poglądy, myśli, czy choćby "smaczki" o bohaterach. Nie znaczy to jednak, że powinien pisać absolutnie wszystko, co sam o bohaterach wie, bo po prostu większość z tego nikogo nie obchodzi. Wiem z doświadczenia - staram się przedstawić swoje postacie aż zbyt szczegółowo i w efekcie moja beta stale marudzi, że informuję o rzeczach, które nie mają najmniejszego znaczenia, choć sama uważam je za interesujące.
      Poza tym - czy te "tajemnice" bohaterów nie są często podstawą wielu farfocli? "Jak zachowałby się X w takiej a takiej sytuacji?", "Co zrobiłby Y, gdyby coś tam i coś tam?".

      Usuń
    7. Wiesz, ty mówisz pewnie o ważnych rzeczach, ja powiedziałam to odnośnie całej wiedzy o postaci, tak jak to powiedział Biały Lis. Zgadzam się z tym, że ważne informacje MUSZĄ być przedstawione, cała reszta, jak na przykład rozmiar buta, ulubiony kolor, data urodzin, to ilu ma przyjaciół czy jaką ma rodzinę NIE MUSZĄ, a często i nie powinny być uwzględnione - a jakby nie patrzeć, autorowi wypada wiedzieć, więc cóż... Jest to tajemnicą tej postaci :P Mam nadzieję, że się dogadaliśmy w końcu... Zresztą, jak ktoś umie pisać, to i bez tych "ważnych" rzeczy da się obejść. Kiera pisać nie umie, więc nawet nie ma o czym tu dyskutować.

      Usuń
  6. No dobrze, pewnie w ten sposób wystawię się na ostrzał, albo wyjdę na idiotkę, ale ja naprawdę rozumiem co Cass ma na myśli pisząc o Amisi jak o żywej osobie. Głównie dlatego, że sama piszę i mam do swoich postaci bardzo zbliżone podejście – choć nie nazwałabym ich zmyślonymi przyjaciółmi, raczej „głosami w mojej głowie” ;) Każdy ma własny sposób na twórczość i czasem po prostu ciężko przekonać się do czyjejś metody, jeśli ma się swoją (tak jak mnie nie przekonuje rozpisywanie sobie cech bohaterów i trzymanie się ich podczas pracy. Suchość mi z tego wychodzi, że Sahara może się schować). Cass przedstawiła to trochę dziecinnie, ale myślę, że to nie tak, że ona wierzy w istnienie Amisi – ona po prostu podchodzi do pisania jako do rodzaju opowieści pisanej pod dyktando. Jak wywiad z kimś, o kim nie wiesz absolutnie niczego – zaczynasz od danych personalnych, a stopniowo coraz lepiej taką osobę poznajesz. Rozumiem, dlaczego musiała przepisać „Rywalki”, bo „poznała Americę lepiej” – też mi się to zdarza. „Postacie się mnie nie słuchają” naprawdę nie ma w sobie nic z żartu – one mogę odstawić staraj, a wtedy z miejsca nie ruszysz. To po prostu jej (i przy okazji mój) sposób na podejście do pisania. Może i jest to dziwne lub dziecinne, ale działa.
    Tylko pojęcia nie mam, czemu Cass zdecydowała się o tym napisać, bo dla ludzi z zewnątrz to naprawdę brzmi jak symptomy choroby psychicznej XD
    Beige, Maryboo – miłych wakacji. Przyda się zebranie sił przed „Jedyną” ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie nie brzmisz jak idiotka :) Całkowicie popieram!

      Usuń
    2. Ależ ja doskonale wiem, że wielu pisarzy traktuje swoje postacie jak niezależne byty. Tyle że, primo: mam wrażenie, iż w przypadku aŁtoreczek w rodzaju Cass tego rodzaju wybieg jest przede wszystkim kołem ratunkowym na wypadek, gdyby ktoś zarzucił im wszelkiego rodzaju debilizmy fabularne ('To nie moja wina, to America podjęła taką decyzję, nie mogłam jej przekonać!"); secundo: niestety, w druku wygląda to tak, jak wygląda - a jeśli dołoży się do tego jeszcze ogólny infantylizm tej pani...

      Usuń
    3. Popieram. To nie jest dziecinne, ale nie powinno się o tym pisać.

      Usuń
  7. Materiały dodatkowe są ciekawsze od niektórych rozdziałów...
    Gdyby Maksio wyglądał jak Bieber, to ja już naprawdę nie wiem, co Krysia i Amisia by w nim widziały.
    Ten stosunek Cass do bohaterów wydaje mi się niezdrowy. Jasne, do postaci z książek czy filmów można się przywiązać, ale uczucia ałtorki do swoich pacynek są bardzo infantylne.
    Pozdrawiam dziewczyny i życzę udanych wakacji :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podobnie jak Biały Lis nie czepiałabym się tego podejścia Cass do bohaterów tak bardzo. Identycznie wypowiada się o swoich np. King i wielu innych pisarzy, lepszych czy gorszych, taka metoda...

      Świetna robota dziewczyny!

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
  8. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  9. "Ostatnio dużo myślę drzwiach wejściowych do ich domu."
    Jeżeli o zwykłych, niemających kompletnie żadnego znaczenia drzwiach tyle myśli, to ja się nie dziwię, że brakuje jej czasu na... no nie wiem... fabułę...

    OdpowiedzUsuń
  10. Myślałem że w miejscu na pałac Cass wklei fotkę Disneylandu. Trochę się przeliczyłem, ale byłem blisko.

    OdpowiedzUsuń
  11. O co chodzi z życiem rodzinnym Meyer? Ktoś mnie oświeci?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kojarzy mi się tylko jakaś jej wypowiedź, w której stwierdziła, że wolałaby Edzia czy Pedowolfa od własnego męża. Nie wiem, czy o to chodziło.

      Gwathgor

      Usuń
    2. Cóż, Meyer bardzo lubi opowiadać, jak to trójka małych dzieci była dla niej kulą u nogi podczas procesu twórczego (ale ona, dzielna kobieta, nie dała się i ignorowała ich płacze i wołania, by zostać w łóżku ociupinkę dłużej i dalej marzyć o Edziu): http://stepheniemeyer.com/twilight.html

      Usuń
    3. To albo jej mąż jest paskudną kreaturą, albo Stefa nie umie unieść rzeczywistości, w której małżeństwo nie zawsze jest szeptaniem sobie pseudoromantycznych bzdur jak w Tłajlajcie i jej mokrych snach...

      Co do dzieci, to nie dziwię się w takim razie, że Renesmee jest raczej wypasionym rekwizytem, który nie wymaga dużo pracy (a przynajmniej ze strony mamusi, żeby przypadkiem rączek sobie nie ubrudziła). Być może ona sama srogo rozczarowała się macierzyństwem? No wiecie, że nie ma czasu być męczennicą, bo trzeba zmienić pieluchę albo wytrzeć tyłek dziecku.

      Usuń
  12. Podziwiam Was, dziewczyny, że potrafiłyście jakoś ten wpis skomentować. Przecież toto się praktycznie samo analizuje! Chwilami aż rozbrajające są te wynurzenia Cass, w których całkiem otwarcie przyznaje, że napisała książkę o niczym, a już jeśli chodzi o Singer Manor i pałac... Nie ma co, ja chcę być tą umierającą z głodu (he, he) Piątką, jeśli ci biedacy mają takie warunki mieszkaniowe. Natomiast po zobaczeniu pierwowzoru siedziby Grzesia Illei jakoś przestały mnie dziwić jego pamiętniczki i takie tam - skoro dla tego pana ideałem luksusu i dostojeństwa jest duża willa... ;p

    Życzę Wam udanych wakacji i nabrania energii przed zmierzeniem się z ostatnim tomem przygód Amisi :3

    Gwathgor

    OdpowiedzUsuń
  13. Kiera umarłby na zawał widząc warunki mieszkaniowe zwykłych ludzi w Polsce. Ja się wprawdzie szczególnie pokrzywdzona nie czuję, ale może powinnam?

    OdpowiedzUsuń
  14. Pokazałam ten fragment o mieszkaniu znajomemu, który miał przez pewien czas w domu więcej niż czworo rodzeństwa i miał tylko jedną łazienkę... Uśmiał się tęgo. Kiera jest takim typowym przykładem bogatych, a durnych sfer, dla których szczytem ubóstwa jest brak cytrynki do herbaty, jedna łazienka i niemożność z korzystania z kosmetyków codziennie....-.- a jej rodzice (Amisi) pewnie jeżdżą w Alpy i nie uważają, że 900 dolarów na dzienne zakupy to dużo pieniążków... :> Analiza jak zwykle świetna, dziewczyny :) Faktycznie, jak ktoś juz tu zauważył, materiał dodatkowy ciekawszy niż sama książka. Być może dlatego, że oszczędzono nam wglądu w zryty mózg Amisi, a mogliśmy jedynie pośmiać się z nieszkodliwej głupoty pewnej aŁtoreczki :)
    Miłych wakacji!

    Aberdeenh

    OdpowiedzUsuń
  15. Akurat z łazienką jestem w stanie zrozumieć, bo w US to standard, że łazienka przypada na, powiedzmy, co drugą sypialnię, w trochę lepszych domach nawet na każdą. Niemniej ubóstwo Singerów w pięciopokojowym mieszkaniu z garażem i ogrodem, wpierdalających kurczaczka na obiad, jest uroczo rozbrajające. O ile Meyer wzbudzała we mnie niechęć samym swoim istnieniem i wypowiedziami o cudowności Edzia i jego gangu, o tyle Kiera wzbudza raczej pobłażanie i rozbawienie. Jest taka... dziecinna. Ale przy tym absolutnie niegroźna i nieszkodliwa, w przeciwieństwie do Meyer, dla której ideałem związku jest taki, który jest abusive i najlepiej pedofilski. ;p

    Martwi mnie trochę, że jak piszę swoje opka, to nie rysuję sobie planu domu i nie zastanawiam się nad kolorem drzwi. I nie szukam w necie każdej sukienki dla każdej pacynki. Czy to sprawia, że nie jestem poważną Autorką? ;(

    Miłych wakacji, dziewczyny!

    Adria

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś takiego akurat jest przydatne, żeby nie popełniać błędów rzeczowych, i jak opisujesz miejsce, żeby czytelnik mógł je sobie wyobrazić - jak nie masz dość jasnych opisów, to potem czytelnik się gubi.
      Ale nie jest tak, że ma się plan mieszkania, i uroczo od razu wszystko jest szpoko, spójrzmy na taką Admiralette - tam jest troszkę opisów (jak na taką książkę) szczególnie maszyn, a i tak cholera wie, co jak wygląda. Ałtor nie miał wystarczających umiejętności operowania językiem, by to przedstawić w sposób sensowny, nawet jeśli miał plan (a zarzekał się, że miał).

      Usuń
  16. Ach co za potworność! PIĘĆ POKOI, a SIEDEM OSÓB! =_= Cass, zapraszamy na polską wieś... No ale mniejsza, tak to jest, jak sobie ludzie próbują wyobrazić biedę ;)
    Nie wiem jak wytrzymam bez was cały miesiąc... Ale życzę wam miłych wakacji! Odpocznijcie od tych tfforów, które otaczają nas z każdej strony ;)!

    OdpowiedzUsuń
  17. Wierzę, że to, z czego śmieją się dziewczyny to nie sama "taktyka pisania" Kiery, ale egzaltacja i swego rodzaju onanizm nad własnymi bohaterami... i sobą także. W stylu: "Patrzcie na mnie, jestem pisarko, głosy w mojej głowie, talent, pisarka taka niezwykła, wyobraźnia duża, wow, bohaterowie tak głembocy". Wspomniany King też to robi, tj. opowiada o swoich bohaterach jak o realnych bytach, ale nie w TEN pełny samozachwytu sposób.
    Także spokojnie, śmiejemy się tutaj z Cass, nie z tej konkretnej techniki tworzenia bohaterów. (:
    Swoją drogą, tumblr Cass jest... *myśli intensywnie nad adekwatnym określeniem* no cóż, tak infantylny, jak i ona. *wzdycha z rezygnacją*

    OdpowiedzUsuń
  18. I europejska rodzina królewska ani trochę nie podśmiewała się z pałacu królewskiego Illei? No jakim cudem?

    Uderzyła mnie jedna rzecz (jeśli ktoś już o tym pisał, to przepraszam), Illea nie ma dworu. Cały skład pałacu to rodzina królewska i służba. A gdzie damy dworu, dotrzymujące towarzystwa królowej? Młodzi arystokraci otaczający Maxona i czekający na sympatię króla?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co więcej, wygląda na to, że wśród służby i gwardzistów nie ma żadnej hierarchii.

      Usuń
    2. A faktycznie. Nie zwrocilam na to uwagi bo z tym calym dworem to nic nie pasuje ;) No ale skoro palac królewski wzorowala na willi jakiegos nuworysza to i pewnie sądzi że tak wyglada wszędzie indziej-personel (służba) i bodyguardzi (gwardzisci).

      Usuń
  19. Jestem w stanie napisać bardziej emocjonalną i sensowną powieść z perspektywy tych "Schodów Przeznaczenia" niż Kiercia z pov Amisi. Kto reflektuje? xD
    Pałac jaśnie państwa to mnie zniszczył. Serio. Chociaż nic nie mam do architektury i jako dom takiej Dwójki było by akurat, tak jako pałac zwyczajnie nie.
    W sumie Zac jako Aspen jest dobry. Taka ciepła klusia, niby romantyczna dusza. Chociaż po wpisaniu Aspen w Gugla wyskoczyło mi całe morze bardziej pasujących bohaterów. Oczywiście z gęby. :D
    Czasami moje postacie mi się śnią i myślałam, że to zchiza, ale patrząc, że Cass sobie ze swoimi postaciami gada to ja przy niej jestem normalna do bólu.
    "Początkowo kontaktowałyśmy się sporadycznie" Ekhem. To widać.

    OdpowiedzUsuń
  20. Maksio to taka ciota, że Kiera przydzieliła go do Hufflepuffu. True story.

    T.

    OdpowiedzUsuń
  21. "To niezwykle złożona postać, o niektórych rzeczach wiem wyłącznie ja."
    Pisarka lvl za bardzo. Stworzyła postać, ale jest taka mityczna, że czytelnicy nie mogą dowiedzieć się o niej za dużo, bo jeszcze zaczęliby ją rozumieć...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Swoją drogą znalazłam tweet autorki: http://41.media.tumblr.com/d492d57a7422dce865744d9883d9282e/tumblr_mmuyb3HleF1snv2vqo1_r1_500.jpg
      I nie chodzi mi tu tylko o podkreślone zdanie, a raczej o te drugie. Wydaje mi się, że była najtrudniejsza do napisania, bo trudno tak ostro lać wodę. D:

      Usuń
  22. Jest ktoś w stanie powiedzieć mi czy gwardziści mieli krótkofalówki albo coś? Jak nie to wali mi się koncepcja opka. ;_;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koncepcja opka poszła się walić, ale uznam, że nie pytałam. :V Raz mogę nie zrobić riszercza. :F
      *chamska reklama* http://historia-selekcji-oczami-tych-schodow.blogspot.com/

      Usuń
    2. Nierobienie risercza jest wprost wskazane, jeśli chcesz się utrzymać w konwencji i konsekwentnie nawiązywać do twórczości tego typu ;D.

      Usuń
    3. Zniszczyłaś mnie tym blogiem :DDD

      Usuń
    4. Sama się niszczę tym blogiem, bo muszę zejść do umysłowego poziomu bohaterów tej ksiopki, nawet jeśli piszę z perspektywy schodów. C:

      Usuń
  23. Dobra robota, jak zwykle! Tydzień Inspiracji..o ja cię.....
    Tak naprawdę nie mam zbyt wiele do powiedzenia. - O, to jest najlepsze! Nie ma.
    Jakichś super wakacji! Będę niecierpliwie czekać na Was.

    Chomik

    OdpowiedzUsuń
  24. https://41.media.tumblr.com/76638bea1a3c1d06ae90e06ebe21ea00/tumblr_nt1o0c5NZl1u2yb1ko1_1280.jpg Uroczo :V Od niej te słowa brzmią nieco jak groźba

    OdpowiedzUsuń
  25. Z tymi Schodami Przeznaczenia to chyba jest tak, że Kiera w swoich fantazjach wybiega do przodu i już widzi te piękne Tumblrowe zestawy gifów z ekranizacji, przedstawiające Amisię na tychże schodach.
    A całą serię określiłabym jako post-apo dla dziewczynek (coś około drugiej połówki podstawówki). Zeszyt kreatywny na podstawie Rywalek tylko mnie w tym utwierdza.

    OdpowiedzUsuń
  26. "Tak naprawdę nie mam zbyt wiele do powiedzenia."
    Kwiiik! :)
    #PisarkaKieraCassTakaElokwentna

    "spora część serii to opisy dziewczyn w pięknych sukienkach"
    To nie mogła se kobiecina pisać do jakiegoś żurnala? Po co z żurnala próbować robić książkę?

    "Ale spójrzcie na cytat powyżej i powiedzcie sami – czy to nie brzmi jak wyznanie osoby cierpiącej na pewnego rodzaju zaburzenia...
    … albo kilkuletniej dziewczynki, która posiada „niewidzialnego przyjaciela”?"
    Właśnie tak. W sumie nie wiem, czy to śmieszne, czy niepokojące. o_O

    "choć wydaje się szczupły, skrywa kilka niespodzianek pod garniturem."
    Niespodzianek, powiadasz? Opona na brzuchu? A może cycki? Macki wyrastające z klaty? :)

    "Zamki pełnią funkcję obronną, pałace są śliczne."
    Cóż za fachowa definicja architektoniczna. ;)

    OdpowiedzUsuń
  27. Jak próbowałam przeczytać tę serię, to faktycznie wyobrażałam sobie zamek królewski jako... no, zamek, tylko z kilkoma modyfikacjami.

    OdpowiedzUsuń