niedziela, 5 lipca 2015

Rozdziały XXIX i XXX

Na początku chciałabym serdecznie podziękować Beige i komentującym za gratulacje.
* wysyła wirtualne serduszka * Jak dobrze, że jesteście!


Rozdział 29


Mówi się, że szklanka może być do połowy pełna lub do połowy pusta. Moja jest pełna, ponieważ to już ostatni raz, kiedy muszę użerać się z „Elitą”, a zarazem pusta, bowiem Cass w swej złośliwości wysunęła na sam koniec podróży najcięższe działa.

No to hop!

Zaplotłam ramiona.
– Słyszałam od Kriss, co zaszło między wami, i nie wydaje mi się, żeby koloryzowała. A jeśli chodzi o Celeste, wolałabym nigdy więcej o niej nie rozmawiać.
Maxon roześmiał się.
– Jesteś okropnie uparta. Będzie mi tego brakowało.
Milczałam przez chwilę.
– Czyli już postanowione? Wyjeżdżam stąd?  

Gdyby ktoś zapytał mnie, co najbardziej przeszkadza mi w Amisi, mogłabym z ręką na sercu odpowiedzieć, że nie jest to ani niezdecydowanie, ani nawet bycie Mary Sue; to porażająca wręcz bezmyślność i kompletny brak wyobraźni.

Spójrzcie na powyższy cytat. America nie dość, że swoim wystąpieniem (które, jak podkreśliła Beige, można by było z łatwością odczytać jako nawoływanie do buntu przeciw władzy) wywołała kompletny zamęt na dworze, to jeszcze w dodatku dowiedziała się przed chwilą, że Clarkson to duchowy bliźniak Grzesia.

Powtórzę: Amisia wyprowadziła z równowagi faceta, który znęca się nad swoim dzieckiem, trzyma za mordę cały system i w dodatku wielokrotnie dał jej do zrozumienia, że za nią nie przepada.

Główny problem naszej heroiny? „NIE ZDOBĘDĘ DIADEMU!!1!ONEONE1!!”

Americo. Skarbie. Kaczuszko ty moja. Właśnie pokazałaś metaforyczny gest Kozakiewicza człowiekowi, od którego jednego słowa zależy zdrowie i życie wszystkich Illeańczyków (pamiętasz jeszcze casus Marlee, żabko?). Uwierz mi, ewentualny brak obrączki na placu powinien być najmniejszym z twoich zmartwień. Na twoim miejscu tuż po pamiętnym fiasku podczas nagrania wybłagałabym u Aspena, by pomógł mi się niepostrzeżenie wymknąć z pałacu (w „Jedynej” dowiemy się, że jest to doprawdy dziecinnie proste), po czym pognałabym co tchu do domu i kazała bliskim spakować zapasową parę majtek i szczoteczkę do zębów, by pod osłoną nocy wiać do najbliższego lotniska/portu i liczyć na możliwość zdobycia transportu do Europy – a w dalszej perspektywie Włoch - w celu uzyskania azylu politycznego od Nicoletty i jej krewnych.

Kochani, naprawdę; wyobraźcie sobie, że Cass po napisaniu rozdziału dwudziestego ósmego oddała Wam tę książkę do dokończenia. Czy kazalibyście głównej bohaterce smucić się z powodu niemożności ochajtania się z tru loffem, czy też – no nie wiem – walczyć z atakiem histerii powodowanym świadomością, że ukochany ojciec, matka i rodzeństwo mogą być właśnie rozstrzeliwani na głównym rynku Karoliny?

Użyj mózgu, Luke: 104

Maxon zastanowił się.
– Nie wiem, czy mógłbym teraz temu zapobiec.

Chłopie, przez najbliższe trzy miesiące będziesz musiał spać na brzuchu i NADAL wierzysz, że masz w tej kwestii coś do powiedzenia?

Użyj mózgu, Luke: 105

Nic nie mówcie; tak, wiem, w jakim uniwersum jesteśmy.

I znów - Maksiu, jak już chcesz zrobić dobry uczynek, to uproś raczej tatkę, by nie kazał powiesić Shaloma czy poderżnąć gardła Geradowi.

Odwróciłam głowę, żeby się nie rozpłakać. Najwyraźniej Maxon uznał, że muszę wysłuchać tego, co ma mi do powiedzenia, niezależnie od tego, czy mam na to ochotę. Siedziałam tu jak w pułapce i musiałam słuchać wszystkiego, co planował mi zakomunikować.

Wiecie co? Właśnie uświadomiłam sobie, że nie wiem, czy gorszą karą byłaby dla mnie konieczność spędzenia kilku godzin sam na sam w schronie z Amisią, czy też z Maxonem.

– Myślałem, że jesteś moja – powiedział. Spojrzałam na niego kątem oka i zobaczyłam, że wpatruje się w sufit. – Gdybym mógł ci się oświadczyć podczas balu halloweenowego, zrobiłbym to. Powinienem to załatwić oficjalnie, w obecności moich rodziców, gości i kamer, ale dostałem specjalne pozwolenie, żeby zapytać cię prywatnie, kiedy będziemy gotowi, i dopiero potem urządzić uroczystość.

I to pozwolenie wydał ten sam evil!Clarkson, który uważa, że małżeństwo jego synalka z Amisią byłoby absolutną katastrofą (poczekajcie, za chwilę zrobi się jeszcze dziwniej)?

– Kiedy mnie odepchnęłaś, wpadłem w panikę. Myślałem, że mamjuż z głowy ten chory konkurs, a nagle poczułem się tak samo, jak pierwszego dnia Eliminacji, tylko tym razem miałem znacznie mniejszy wybór.

He, he, he. HE, HE, HE.

* spogląda na rozdział jedenasty „Rywalek” *

HE, HE, HE.

Całkiem straciłem nadzieję i wtedy przyszła do mnie Kriss, pełna pokory, pragnąca tylko, żebym był szczęśliwy, a ja nie mogłem zrozumieć, dlaczego nie zauważyłem tego wcześniej.

Znajdźcie mi jakiegokolwiek siedemnastolatka (nawet arystokratę), który będzie mówił o „pokorze” w kontekście relacji ze swoją potencjalną narzeczoną.

Wiedziałem, że jest miła i bardzo atrakcyjna, ale od początku było w niej o wiele więcej. Myślę, że po prostu tego nie szukałem. Po co miałbym to robić, skoro byłaś ty?(...)
– Kochasz ją? – zapytałam słabo.(...)– To zupełnie inne uczucie niż to, które łączyło nas. Znacznie spokojniejsze, może więcej w tym przyjaźni, ale jest też bardzo stabilne. Mogę polegać na Kriss i wiem bez cienia wątpliwości, że jest mi oddana. Jak sama widzisz, w moim życiu jest bardzo mało stabilnych elementów, więc pod tym względem jej obecność jest dla mnie czymś nowym.

Po raz kolejny, Cass – gdybym należała do Team Maxon, to z jakiej racji miałabym trzymać kciuki za Amisię, skoro zewsząd słyszę, że Kriss jest dla księcia znacznie lepszą opcją (i doprawdy ciężko się z tym nie zgodzić)?

Ami wyjątkowo wykazuje się charakterem i powstrzymuje się od rzucenia czegoś złośliwego na temat rywalki, przyznając w duchu, że panna Ambers byłaby świetną partnerką dla Maksia.

– No to dlaczego Celeste? – zapytałam, w końcu na niego patrząc. – Skoro Kriss jest taka cudowna…

Och. Och. Och. To już ten fragment? Nie, proszę, nie...

– Jak właśnie się dowiedziałaś, moje życie jest pełne stresu, którym wolę się nie dzielić z innymi. Żyję w stałym napięciu, jestem przez cały czas obserwowany, oceniany. Moi rodzice, doradcy… zawsze towarzyszą mi kamery, a teraz jesteście jeszcze wy wszystkie – machnął ręką w moim kierunku. – Nie wątpię, że wiele razy czułaś się jak w więzieniu z powodu swojej klasy, ale spróbuj sobie wyobrazić, jak ja się czuję.

Uff, wyrok odroczony. Najpierw będzie wprowadzenie. No, Maksiu, zamieniamy się w słuch.

Widziałem i wiem różne rzeczy, Ami, i nie wydaje mi się, żebym kiedykolwiek mógł je zmienić.

Ponieważ jesteś głupi i robisz wszystko, by takim pozostać.

Wiesz na pewno, że teoretycznie mój ojciec powinien przekazać mi koronę za kilka lat, kiedy uzna, że jestem gotów, by zasiąść na tronie, ale czy myślisz, że kiedykolwiek wycofa się z czynnego życia politycznego?

Kochani, obiecałam Wam dwa tygodnie temu, że w swoim czasie pochylę się nad wątkiem Clarksona. Ten czas właśnie nadszedł.

 Zwróćcie uwagę na pewną ciekawą rzecz: kiedy dowiedzieliśmy o skłonnościach króla do wyładowywania frustracji na swojej latorośli? Pod koniec drugiego tomu, gdy Cass najwyraźniej uznała, że zmarły Grześ nie wystarczy do odegrania roli Tego Złego. Wygląda na to, że nasza ulubiona autorka stwierdziła nagle, że rozpaczliwie potrzebuje czarnego charakteru, a ponieważ póki co nie udało jej się żadnego stworzyć (rebelianci się nie liczą, bo są jak ninja; nikt nigdy tak naprawdę ich nie widział), na chybcika dopisała ojcu Maksa charakter potwora. I tu pojawia się problem, albowiem ponieważ gdyż
 do tej pory NIC nie wskazywało na to, że Clarkson lubi w wolnym czasie biczować synalka. Do rozdziału dwudziestego ósmego ze świecą byłoby szukać jakiejkolwiek wzmianki, która mogłaby nas naprowadzić na ten trop i dlatego przykro mi, Cass, ale kompletnie nie kupuję owego wątku, skoro jest a) naciągany jak guma od majtek b) wyciągnięty z rzyci i w żaden sposób niezwiązany z dotychczasową akcją.
 No dobrze, ale skoro autorka zrobiła z Clarksona bestię nie bacząc na brak wewnętrznej spójności tekstu, to najwyraźniej bardzo jej zależało na tym, by czytelnicy znielubili naszego drogiego króla. I tu pojawia się pytanie: DLACZEGO Cass chce, by jej fanki znienawidziły tę postać?

Cóż, myślę, że wiem dlaczego; ponieważ na tle „starego” Clarksona Maxon prezentował się bardzo, bardzo nieszczególnie.

Wróćmy na chwilę do powyższego cytatu:

„Wiesz na pewno, że teoretycznie mój ojciec powinien przekazać mi koronę za kilka lat, kiedy uzna, że jestem gotów, by zasiąść na tronie, ale czy myślisz, że kiedykolwiek wycofa się z czynnego życia politycznego?”

Gdybym była Illeańczykiem, moją odpowiedzią byłoby zdecydowane „OBY NIE”. O tym, że Maksio jest dupa, nie kandydat na przywódcę narodu pisałam dwa tygodnie temu; teraz jednak chciałabym skupić się na drugiej części tego problemu, a więc Clarksonie.

Kochani, spróbujcie sobie przypomnieć wszystkie momenty w serii, kiedy widzimy króla na własne oczy, lub też kiedy słyszymy o jego działaniach, jeśli akurat nie pojawia się na scenie. Pomijając sytuacje w rodzaju odwiedzin szwagra z Norwego-Szwecji czy wspólnej kolacji mieszkańców pałacu – wiecie, co ZAWSZE robi Clarkson?

Pracuje.

Nie żartuję. Gdy Maxon opowiada o ojcu, to biadoli, że tatuś zmusza go do roboty; gdy Clarkson rozmawia z żoną, to o konieczności udania się z wizytą dyplomatyczną (wiem, wiem; udawajmy przez moment, że właśnie to miała na myśli autorka, wysyłając ich do Nowej Azji); gdy przemawia w „Biuletynie”, to tematem wystąpienia są projekty reform oraz sytuacja Illei na arenie międzynarodowej; ba, nawet zamknięty w bunkrze pochyla się nad dokumentami.

„Rywalki” i ponad 2/3 „Elity” przedstawiają Clarksona jako człowieka dosyć chłodnego i surowego, ale przy tym autentycznie oddanego służbie swemu krajowi. Zauważcie, że król w pierwszej części był właściwie nieobecny; na dobre pojawił się w akcji w momencie, gdy skomentował w gazecie pochodzenie kandydatek. Do czasu owej złośliwości jego jedyną rolą było ślęczeć nad papierami.

No wiecie – jak to nigdy nie ma miejsca w przypadku Maxona.

Naprawdę – suma summarum wygląda to tak, jakby autorka w połowie serii zorientowała się, że Maksiu narzekając na ojca wychodzi na niewdzięcznego i leniwego gówniarza, w związku z czym szybko dopisała Clarksonowi tendencję do okradania przedszkolaków, aby jakoś usprawiedliwić nastawienie księcia. O, widzicie, to wcale nie tak, że Maksio nie potrafi wypełnić raportu i jego ojciec, człowiek ambitny i odpowiedzialny, rwie sobie włosy z głowy nad jego bezmózgowiem – to Clarkson jest paskudny i okropny i nigdy, nigdy nie pochwalił za nic swojego uroczego synka!!!

Być może się mylę; może czytelnicy NAPRAWDĘ mieli nienawidzić Clarksona od samego początku tylko dlatego, że ten ośmielał się krytykować syna za idiotyczne błędy, a bicie młodego to tylko przysłowiowa ostatnia słomka. W takim przypadku mogę powiedzieć tylko jedno: Cass? Jeśli nasi czytelnicy w ogóle zaliczają się do jakiegokolwiek teamu, to z ich wypowiedzi wnioskuję, że byłby to Team Clarkson.

I ostatnia uwaga na koniec: tak, czytałam „Królową”, problem jednak w tym, że ta nowelka została napisana już po stworzeniu przez Cass oryginalnej trylogii. Na obecnym etapie, gdy czytelniczki mogły mieć za sobą lekturę zaledwie trzech dzieł („Rywalki”, „Elita” i „Książę”), obraz Clarksona jest niespójny i naciągany – a uwierzcie mi, gdy piszę, że nieszczęśnik już wkrótce zmieni się karykaturę równie żałosną, co nasz ulubiony Grześ.

To się nie stanie tak długo, jak długo żyje

I dobrze. Nie, nie obchodzi mnie, że Clarkson kąpie się w krwi noworodków; w momencie, gdy Maxon zasiądzie na tronie Illei, kraj pogrąży się w chaosie.

a ja wiem, że jest okropnym człowiekiem, z drugiej strony nie chcę, żeby umarł… Jest moim ojcem.

Konkurencja dla Kajusza: 18

– Skoro już o tym mowa, praktycznie od początku miał wpływ na Eliminacje. To całkiem oczywiste, jeśli przyjrzysz się dziewczętom, które zostały. Natalie jest niezwykle podatna na wpływy i to sprawiło, że stała się faworytką mojego ojca, ponieważ jego zdaniem ja jestem zbyt niezależny. To, że on ją lubi, sprawia, że trudno mi znieść jej towarzystwo.

Na złość tacie znienawidzę potencjalną żonę!

A poważnie: wiem, dlaczego Maxon rozumuje w ten sposób, ale czy w ogóle próbował zbliżyć się do Natalie na tyle, by odkryć, czy byliby w stanie stworzyć udany związek – niezależnie od preferencji tatusia?

Elise ma znajomości w Nowej Azji, ale nie jestem pewien, czy nam się przydadzą na cokolwiek.

Ja też nie, biorąc pod uwagę, że do tej pory krewni Elise okazali się być dosyć bezużyteczni.

Ta wojna… – Maxon zastanowił się nad czymś i potrząsnął głową. Były jakieś kwestie dotyczące tej wojny, którymi nie chciał się ze mną dzielić.

Zaraz tam nie chce; po prostu biedaczysko sam za bardzo nie łapie, w czym rzecz.

 – Poza tym ona jest taka… nie wiem nawet, jak to nazwać. Od początku wiedziałem, że nie chcę dziewczyny, która zgadzałaby się z każdym moim słowem albo kładła uszy po sobie i podziwiała mnie bezkrytycznie. Próbowałem się jej sprzeciwiać, a ona natychmiast ustępowała. Za każdym razem! To mnie doprowadzało do szału. Zupełnie jakby nie miała kręgosłupa.



...On naprawdę to powiedział.

Maxon Schreave miał czelność wypowiedzieć o kimś te oto słowa: „Zupełnie jakby nie miała kręgosłupa”.

Zupełnie jakby nie miała kręgosłupa.

Zupełnie jakby nie miała kręgosłupa.

Zupełnie jakby nie miała kręgosłupa.

To najzabawniejsza rzecz, jaką przeczytałam w tej książce od czasu pamiętniczka Grzesia. Nawet nie jestem w stanie się zdenerwować, tak bardzo rozbawił mnie poziom hipokryzji naszego drogiego księcia. Hej, Maxon, pokażę ci coś, chcesz?

Kochanek z kartonu: 32

Fakt, trzeba tę liczbę podzielić między ciebie i Aspena, ale tak czy inaczej jesteś bardzo pocieszny w swoim świętym oburzeniu.

Nie wiedziałam, że te dziewczyny do tego stopnia zalazły mu za skórę. Zawsze był wobec nas niezwykle cierpliwy.

O czym ona znowu bredzi? Niby czym zalazła za skórę naszemu paniczykowi Natalie?

 – Ty zostałaś wybrana przeze mnie. I tylko ty. Mój ojciec nie był zachwycony, ale wtedy jeszcze nie zrobiłaś niczego, co by mu się nie spodobało. Dopóki siedziałaś cicho, nie miał nic przeciwko temu, żebym cię zatrzymał.  Co więcej, nie miał nic przeciwko temu, żebym cię wybrał, gdybyś tylko dobrze się zachowywała.

Mówiłam, że będzie jeszcze dziwniej, i jest jeszcze dziwniej. Pewnie zastanawiacie się, dlaczego się czepiam, skoro ten fragment w żaden sposób nie przeczy kanonowi... o ile ktoś nie zapoznał się z „Królową”, bowiem z jej treści jasno wynika, że Clarkson prędzej zjadłby tłuczone szkło, niż pozwolił na wprowadzenie Piątki do rodziny. Niech zgadnę, Cass – znów nie chciało ci się zaglądać do poprzednich części podczas produkowania kolejnego koszmarku, mam rację?

Wykorzystał twoje ostatnie działania, żeby dowieść, że nie potrafię dokonywać właściwych wyborów, i twierdzi, że w tej sytuacji to on powinien mieć ostatnie słowo.

Nie obchodzi mnie, czy Clarkson wpuszcza toksyny do morza, depcze stokrotki i robi inne brzydkie rzeczy (zwłaszcza, kiedy owe inne brzydkie rzeczy nijak mają się do jego dotychczasowego „ja”) - z punktu widzenia władcy facet ma absolutną rację. Amisia jest bezmyślna i w gorącej wodzie kąpana; strach pomyśleć, co może zmalować z berłem w ręku. Jeśli przyjmujemy bez szemrania teorię o krwawym tyranie, to Clarkson ma rację po dwakroć, pozbywając się z pałacu wroga systemu.

Pozostałe kandydatki, Marlee, Kriss i Celeste, zostały wybrane przez doradców. Marlee była ulubienicą opinii publicznej, tak jak teraz Kriss. – Westchnął. – Kriss byłaby dobrym wyborem. Chciałbym, żeby dopuściła mnie trochę bliżej, chociażby dlatego, że nie wiem, czy jest między nami jakaś… chemia.

...Kriss, pamiętaj – w razie czego Amisia zawsze jest gotowa dać ci krótką lekcję samoobrony.

No i jest jeszcze Celeste. Niezwykle wpływowa, celebrytka, a to wygląda dobrze w telewizji. Wydaje się właściwe, że moim ostatecznym wyborem jest ktoś zbliżony do mnie statusem. Poza tym lubię ją chociażby za jej wytrwałość, ona przynajmniej ma kręgosłup. Ale widzę, że ma też zapędy do manipulacji innymi i stara się ze swojej obecnej sytuacji wycisnąć tak wiele, jak tylko się da. Kiedy mnie przytula, wiem, że tak naprawdę tuli do serca koronę.   

Queen (Bee) Wannabe: 60



...


A teraz uwaga, kochani. Skupcie się. Czas na TEN cytat; źródło mojej frustracji oraz organicznej niechęci dla jaśnie oświeconego księcia Maxona. Jesteście gotowi?

– Wykorzystuje mnie, więc nie czuję się winny, wykorzystując ją. Nie byłbym zaskoczony, gdyby ktoś ją zachęcał, żeby się na mnie wieszała. Mogę uszanować zasady Kriss i zdecydowanie wolałbym być w twoich ramionach, ale ty praktycznie przestałaś się do mnie odzywać… Czy to naprawdę takie okropne, że chciałbym chociaż przez kwadrans niczym się nie przejmować? Po prostu czuć się dobrze? Udawać przez chwilę, że ktoś mnie kocha? Możesz mnie potępiać, jeśli zechcesz, ale nie będę przepraszać za to, że pragnąłem odrobiny normalności.





...No dobrze. Jakby to...

Zacznijmy może od Ameriki i jej latania jak z pieprzem w tyłku od jednego faceta do drugiego, bez umiejętności wybrania tego jedynego. Czy Maxon ma prawo się wkurzyć, kiedy na zapewnienia "Jak powiesz mi tak, to dam ci koronę" Ami odpowiada "Nie wiem, przyjdź, kiedy Merkury wejdzie w fazę z Plutonem"? Oczywista.

Czy się wkurza? Nie. Pokornie zwiesza głowę i odchodzi, by za chwilę niczym słynny Osioł powrócić, jęcząc: „Wybierz mnie! Ja! Ja! Wybierz mnie!”. Maks nigdy tak naprawdę nie rozmawia z Americą otwarcie o Eliminacjach, nie dyskutuje z nią o tym co się stanie, jeśli dziewczyna będzie odwlekać decyzję w nieskończoność. Zapewniając ją, że może się namyślać, ile chce, Maxon daje Americe złudne poczucie bezpieczeństwa: no, skoro powiedział, że mamy czas, to mamy czas! Amisia nie jest fair, testując cierpliwość swojego tru loffa, ale umówmy się – Maksio też nie jest tu bez winy.

Tak, Maxon musi sobie wybrać królową. Tak, musi mieć jakikolwiek plan B na wypadek gdyby  Ami nie zdecydowała się na przyjęcie oświadczyn. Sęk w tym, że sposób, w jaki realizuje to założenie, jest dość obrzydliwy.

Gdyby Maksiu powiedział jej wprost: "Jesteś tylko jedną z opcji, babe" i poszedł obmacywać się z innymi, nie byłoby problemu. Gdyby powiedział: "Ok, wiesz, jak jest, kocham cię, ale mam nóż na gardle, tatko mnie przyciska; zdecyduj się, proszę, w ciągu najbliższego miesiąca, czy coś z tego będzie, ja w tym czasie będę ci wierny jako ten rycerz i ograniczę kontakty z resztą niewiast do miłych konwersacji" byłoby jeszcze lepiej. Co natomiast robi nasz Książę Czarujący? Nieustannie powtarza Ami, jak bardzo ją uwielbia, po czym obściskuje się z Celeste; a kiedy America słusznie wypomina mu dwulicowość, stwierdza bez jakiegokolwiek zażenowania, że skoro nadal nie powiedziała "tak", no to on, jak prawdziwy samiec, musi wyładować testosteron – przepraszam, „czuć się dobrze” -  gdzie indziej. Ale pannę Singer kocha, oczywiście, że tak!

Nie mam nic przeciwko poliamorii ani przygodnemu seksowi; problem polega na tym, że Amisia NIE CHCE dzielić się Maxonem z innymi kobietami, a on swoim dotychczasowym zachowaniem dawał jej do zrozumienia, że jest jedynym obiektem jego zainteresowań.

Wszyscy czytelnicy naszego bloga doskonale wiedzą, jakie uczucia żywię w stosunku do Amisi i jej romansu z Legerem. Ale wiecie co? Patrząc na zachowanie Maxona, zupełnie nie zdziwiłabym się, gdyby ten moment utwierdził Singerównę w przekonaniu, że trzymanie na boku awaryjnej opcji w postaci Aspena nie jest takim złym pomysłem.
Bo największym problemem Maxona jest nie to, że wymienił się płynami ustrojowymi z inną niewiastą, ale fakt, iż jest święcie przekonany, że postąpił fair; ostatecznie mężczyzna, który nie otrzymuje wystarczająco dużo...ciepła...od swej wybranki ma pełne prawo szukać pocieszenia za jej plecami, zamiast uczciwie wyznać, co go trapi i spróbować wspólnie z ukochaną znaleźć wyjście z patowej sytuacji. Po co jasno zakomunikować Amisi, że ma tydzień na podjęcie decyzji (lub, alternatywnie, że może się namyślać ile chce, ale pod warunkiem, że pozwoli mu umizgiwać się do innych kandydatek) skoro można po prostu udać się na szybki numerek do Celeste – jednocześnie nigdy nie oznajmiając wprost Americe, że nie ma się zamiaru dłużej tolerować jej niezdecydowania i nie informując jej, że właśnie utraciła monopol na książęce serce?

No i ostatnia rzecz. Maxon? America faktycznie długo i ambitnie pracowała na to, by w końcu puściły ci nerwy. Ale czy możesz mi wyjaśnić, dlaczego robisz w trąbę także i Kriss? Bo tak się akurat składa, że panna Ambers jest ci w pełni oddana – tyle, że duszą, a nie ciałem. Skoro aż tak cię ciśnie, to oświadcz jej się już teraz i wkrótce będziesz mógł sobie upuścić pary.

...Chociaż z drugiej strony, może jednak lepiej się nie oświadczaj. Doprawdy, aż strach pomyśleć, co będzie musiała tolerować twoja żona w sytuacji, gdy z tego lub innego powodu nie będzie w stanie spełnić tzw. małżeńskiego obowiązku. Dla spokoju wszystkich zaangażowanych stron pozostaje mieć nadzieję, że będziecie żyć w otwartym związku.

Popatrzył mi głęboko w oczy, czekając, aż zacznę mu czynić wyrzuty, i jednocześnie mając nadzieję, że tego nie zrobię.

Spokojnie, Amisiu, już cię wyręczyłam.

– Rozumiem.
Pomyślałam o Aspenie, przytulającym mnie mocno i składającym te wszystkie obietnice. Czy ja nie robiłam tego samego?

Nie. Co by nie mówić o twojej roli w tym trójkącie, ty przynajmniej od początku dawałaś Aspenowi do zrozumienia, że zamierzasz migdalić się z każdym z tru loffów, a Maxonowi – że nie jesteś pewna, co do niego czujesz.

...Maksiu, jeśli AMERICA SINGER okazuje się być uczciwsza od ciebie w stosunkach międzyludzkich, to wiedz, że coś się dzieje.

Amisia chce wiedzieć, czy Maks mógłby wybrać Celeste; ten twierdzi, że lubi ją bardziej od Natalie i Elise, więc ożeniłby się z nią, gdyby Kriss opuściła pałac.

– Kriss to dobry wybór. Będzie znacznie lepszą księżniczką, niż ja bym się kiedykolwiek mogła stać.
Maxon roześmiał się.
– Nie jest taką prowokatorką. Bóg jeden wie, co by się stało z krajem rządzonym przez ciebie.
Ja także się roześmiałam, ponieważ miał całkowitą rację.
– Prawdopodobnie doprowadziłabym go do upadku.  

Ja tam jestem dziwnie przekonana, że Clarkson zadbałby o to, by kilka dni po ślubie przydarzył ci się nagły i niespodziewany wypadek.

Maxon odpowiedział, nadal z uśmiechem:
– Być może nasz kraj właśnie tego potrzebuje.
Przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu. Zastanawiałam się, jak nasz świat wtedy by wyglądał. Nie moglibyśmy się pozbyć rodziny królewskiej – czym mielibyśmy ją zastąpić? – ale może moglibyśmy zmienić sposób zarządzania wieloma rzeczami. Wysokie urzędy mogłyby być obsadzane w drodze wyborów, a nie dziedziczone. A klasy… naprawdę byłabym szczęśliwa, gdyby zniknęły raz na zawsze.

Klasy i dziedziczenie – bardzo proszę. Co się zaś tyczy monarchii, to ja tam potrafię sobie z łatwością wyobrazić, czym można by ją było zastąpić.




I proszę mi nie mówić, że America nie wie, czym jest demokracja – wszak Shalom trzyma w domu stary podręcznik do historii.

Robi się dramatycznie; Maxon zadaje Amisi pytanie wprost (rychło w czas, kochanieńki) – czy kiedykolwiek go kochała? Ami najpierw streszcza nam całą fabułę książki i opowiada o swoich odczuciach w związku z poszczególnymi epizodami, aż w końcu potakuje.

...Cóż, wygląda na to, że Maxon nie jest jedyną osobą w tym bunkrze której przydałaby się lektura „Żurawia i czapli”.

Oczy mnie zapiekły z powodu napływających łez. Tak naprawdę nie powiedział nigdy, że mnie kocha, i nie mówił tego teraz. Ale te słowa były bardzo, bardzo bliskie wyznania.

Kobito, no może i nie użył konkretnego słowa, ale jego dotychczasowe postępowanie (to jest, do rozdziału dwudziestego siódmego) raczej nie pozostawiało wątpliwości w tej kwestii.

 – Byłam okropnie niemądra – przyznałam, chociaż trudno mi było oddychać. Nie byłam w stanie dłużej powstrzymywać łez. – Pozwalałam cały czas, żeby myśl o koronie przerażała mnie i zniechęcała do ciebie. Powtarzałam sobie, że nie jesteś dla mnie ważny. Myślałam, że okłamywałeś mnie albo oszukiwałeś, że nie ufasz mi i nie zależy ci na mnie w dostatecznym stopniu.

Jak wykazałam w tyradzie powyżej, te argumenty nie są znowuż tak wyssane z palca.

– Jedno spojrzenie na twoje plecy wystarcza, żebym wiedziała, że zrobiłbyś dla mnie praktycznie wszystko. A ja to odrzuciłam. Tak po prostu to odrzuciłam…
Kiedy otworzył ramiona, wpadłam prosto w nie. Maxon przytulił mnie w milczeniu i zaczął gładzić po włosach. Pragnęłam wymazać wszystko inne i zatrzymać ten moment na zawsze, tę krótką chwilę, kiedy on i ja wiedzieliśmy, ile dla siebie znaczymy.
– Nie płacz, skarbie. Gdybym mógł, oszczędziłbym ci łez na resztę życia.
Oddychałam z trudem, ale zdołałam wykrztusić:
– Nigdy więcej cię nie zobaczę. To moja wina.
Maxon przytulił mnie mocniej.
– Nie, ja także powinienem być bardziej otwarty.
– Powinnam być bardziej cierpliwa.

Alleluja! Wreszcie do tego doszli (chociaż mam pewną uwagę: w twoim przypadku, Amisiu, problemem jest nie tyle niecierpliwość, co brak zdecydowania)!
Nasze gołąbeczki zaczynają się całować; daruję wam czytanie uroczych metafor o ogniu i fajerwerkach.

Zsunęliśmy się z ławki, tak że ja leżałam na podłodze, a Maxon pochylał się nade mną. Przesunął nosem po mojej brodzie i szyi, po ramionach, a potem wycałował drogę powrotną do moich ust. Ja ciągle przeczesywałam palcami jego włosy – były takie miękkie, niemal łaskotały mnie w dłonie.   Po jakimś czasie rozłożyliśmy koce i zrobiliśmy zaimprowizowane posłanie. Maxon tulił mnie bez końca, patrząc mi w oczy. Gdyby nie moje postępowanie, moglibyśmy spędzić w ten sposób całe lata.
Maxon założył swoją koszulę, kiedy tylko wyschła, zasłaniającplamy krwi marynarką, a potem znowu położył się koło mnie. Kiedy oboje się już zmęczyliśmy, zaczęliśmy rozmawiać.

Zmęczyli czym? Leżeniem?.... No, chyba że to „tulenie” to taki eufemizm.

– Myślisz, że do niego wrócisz? Do twojego byłego chłopaka?
Nie chciałam teraz rozmawiać o Aspenie, ale zastanowiłam się nad odpowiedzią.
– To dobry wybór. Jest inteligentny, odważny i niewykluczone, że jest jedyną osobą na świecie bardziej upartą ode mnie.

Cóż, Amisia wie, o kogo chodzi, ale trochę bawi mnie fakt, że Maxon nie bierze pod uwagę, iż ów tajemniczy eks mógł już dawno związać się z kimś innym.

– Będę mógł do ciebie napisać? – zapytał.
Pomyślałam o tym.
– Może powinieneś odczekać kilka miesięcy. Możliwe, że nawet nie będziesz za mną tęsknił.
Jego śmiech był mocno zdławiony.
– Gdybyś miał do mnie pisać… musiałbyś powiedzieć o tym Kriss.
– Masz rację.
Nie sprecyzował, czy to by znaczyło, że musiałby jej powiedzieć, czy że po prostu by do mnie nie pisał, ale w tej chwili naprawdę nie chciałam tego wiedzieć.

He,he, he, to ja się zastanawiałam, czy biedna żona nie będzie miała doprawianych rogów, a tu wychodzi na to, że bez jej zgody Maks nie będzie mógł nawet wysłać pocztówki z wakacji...

A teraz...Nie wierzę. Po prostu nie wierzę:

Nie mogłam uwierzyć, że to wszystko stało się z powodu głupiego pamiętnika.
Odetchnęłam gwałtownie i otworzyłam oczy. Pamiętnik!
– Maxonie, a jeśli rebelianci z Północy szukają tych pamiętników?

Tak, kochani. America wreszcie rozwikłała tę enigmę.

Wstawiłabym tu jakiś gif, ale doprawdy nawet nie wiem, czego szukać.

 Maxon poruszył się, ale nie sprawiał wrażenia zaniepokojonego.
– Jak to?
– Kiedy tamtego dnia uciekłam z ogrodów, widziałam ich, jak mnie mijali. Jedna dziewczyna upuściła torbę pełną książek, towarzyszący jej mężczyzna też niósł ich sporo. Kradli książki. A jeśli szukają jednej konkretnej?

Eee, ja tam jestem przekonana, że w Illei po prostu dobrze płacą w skupie makulatury.

– Ami… Co właściwie było w tym pamiętniku?
– Mnóstwo rzeczy. O tym, jak Gregory praktycznie przywłaszczył sobie ten kraj, jak wymusił wprowadzenie klas. To było okropne.  

Konkurencja dla Kajusza: 19

– Ale „Biuletyn” został przerwany – zauważył Maxon. – Nawet jeśli tego właśnie szukali, nie mogli wiedzieć, co jest w środku.

Maxon, America dopiero co ci powiedziała że rebelianci KRADLI KSIĄŻKI TYGODNIE PRZED EMISJĄ PROGRAMU. Nie sądzisz, że mogli...no nie wiem...wiedzieć, co się znajduje w środku z innych źródeł?

Użyj mózgu, Luke: 106

 - Możesz mi wierzyć, po tym pokazie mój ojciec dopilnuje, żeby te książki były strzeżone jeszcze lepiej niż do tej pory.

Ja tam wołałabym wierzyć, że wykaże się minimum sprytu i najzwyczajniej w świecie je spali, biorąc pod uwagę, że ich wartość merytoryczna jest żadna i jedynym, do czego mogą się przydać jest nakłonienie obywateli do buntu przeciw opresyjnej władzy.

 – Przestań – powiedział Maxon.– Nie denerwuj się tym. Równie dobrze mogą po prostu bardzo, bardzo lubić czytać.
Jęknęłam na tę próbę żartu.
– Naprawdę myślałam wtedy, że nie mogę już pogorszyć swojej sytuacji.

Ponieważ, no cóż, jesteś głupia.

Użyj mózgu, Luke: 107

– Cśśś. – Maxon przysunął się bliżej, a jego silne ramiona przyciągnęły mnie do rzeczywistości. – Nie martw się tym teraz. Powinnaś się chyba przespać.
– Ale ja nie chcę – wyszeptałam, jednocześnie układając się bliżej niego.
Maxon zamknął oczy, nie wypuszczając mnie z ramion.
– Ja też nie. Nawet jeśli mam dobry dzień, zawsze się denerwuję, kładąc się spać.
To sprawiło, że serce mnie zabolało. Nie potrafiłam sobie wyobrazić jego ciągłego niepokoju, szczególnie, że osobą, która była tego przyczyną, był jego własny ojciec.

Rany koguta, evil!Clarkson tłucze go nawet przez sen?!

Konkurencja dla Kajusza: 20

 Oboje byliśmy bliscy zaśnięcia. Wziął mnie znowu za rękę i zaczął zawiązywać coś na moim nadgarstku. Rozpoznałam w dotyku bransoletkę, którą kupił dla mnie w Nowej Azji.
– Nosiłem ją cały czas w kieszeni. Jestem godnym pożałowania romantykiem, prawda? Zamierzałem ją zachować, ale chciałbym, żebyś miała jakiś prezent ode mnie.
Zawiązał bransoletkę na tej od Aspena, a ja poczułam, że guzik od munduru wbija mi się lekko w skórę.  – Dziękuję. Sprawiłeś mi tym ogromną przyjemność.
– W takim razie jestem bardzo szczęśliwy.
Nie powiedzieliśmy już nic więcej. 


Rozdział 30

Obudziło mnie skrzypnięcie drzwi, a wpadające do schronu światło było tak rażące, że musiałam zasłonić oczy.
– Wasza wysokość? – zapytał męski głos. – Boże, znaleźliśmy go! – wrzasnął. – Żyje!

Cass pewnie upierałaby się, że te wrzaski to z ulgi, ja jednakże mam wrażenie, iż pan gwardzista po prostu jest w szoku, że taka pierdoła jak Maksiu zdołał schronić się przed niebezpieczeństwem z dala od zastępu nianiek.

Gwardzista (o imieniu Markson) chce wiedzieć, dlaczego Maxon nie ewakuował się zresztą; ten wykręca się, że wysłał strażnika po rodziców, a więc rzekomo nie miał … czasu? możliwości? dotrzeć do głównego schronu. Jest to dosyć marne kłamstwo, ale mundurowi mają większe problemy:

– Który gwardzista?
Maxon westchnął.
– Nie zapytałem, jak się nazywa.

Biorąc pod uwagę, że byłeś w trakcie ucieczki przed żądnymi krwi rebeliantami, jest to raczej zrozumiałe. Szczerze mówiąc, nie bardzo wiem, jaki jest cel tego pytania. Jakie to w ogóle ma znaczenie? Przecież to nie tak, że facet nie dopilnował swoich obowiązków i trzeba go ukarać; Maks sam mówi, że osobiście skierował go do królewskiej pary...

...A. Jednak się wyjaśniło:

 – (…) ja też nie. Ale nosił obrączkę na kciuku, taką szarą, jakby cynową.
Markson skinął głową.
– To był Tanner. Miał pecha. Straciliśmy dwudziestu pięciu gwardzistów i z tuzin służby.

No i co, kochani; pamiętaliście, jak wspominałam, że komediowy wątek rebeliantów ma drugie, znacznie bardziej ponure dno, które powinno znacząco wpłynąć na nastrój całej powieści? Ja nigdy Was nie okłamuję. Aha – jeśli sądzicie, że ta informacja spowoduje jakikolwiek przełom w sposobie myślenia Amisi to, no cóż:

Co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr: 18

– Co takiego? – zasłoniłam dłonią usta.
Aspen.
Modliłam się, żeby był bezpieczny. Poprzedniego wieczoru byłam tak pochłonięta tym, co działo się ze mną, że nie przyszło mi do głowy, żeby się o niego martwić.

...Słowo daję, ta książka analizuje się za mnie. Aspen, pamiętaj – Amisia bardzo cię kocha, no, chyba że akurat zajęta jest mizianiem się ze swoim drugim tru loffem.

Osiołkowi w żłoby dano: 47

– A co z moimi rodzicami? I pozostałymi kandydatkami?
– Wszyscy są bezpieczni, sir. Ale jej wysokość jest bliska histerii.

A tej co się znowu stało? Można by pomyśleć, że po dwudziestu latach regularnych wizyt buntowników Amberly nie będzie się przejmowała pierwszym lepszym atakiem – zwłaszcza, że po ostatnim najeździe pomaszerowała ze schronu wprost do pałacowych ogrodów, wesoła jako ten szczygiełek.

– Boże, muszę zaraz iść do matki – powiedział Maxon, ale w tym momencie stanął jak wryty.   Popatrzyłam w tę samą stronę i zobaczyłam obraz zniszczenia. To samo słowo co poprzednio było namazane na ścianie.
 NADCHODZIMY

Eee...Cass, czy my mieliśmy być poruszeni tym napisem? Sama to napisałaś – to już drugi raz w tej powieści, gdy rebelianci mażą sobie kredkami po pałacowych ścianach, w związku z tym czytelnicy doskonale wiedzą, czego ewentualnie mogą się spodziewać: zwyczajowej wizyty kolejnej frakcji. Swoją drogą, buntownicy mogliby nabrać trochę ogłady i zacząć dopisywać w postscriptum, o której godzinie mogą się ich spodziewać gospodarze.

Twierdza Monty Pythona: 15

Namalowane wszystkim, co tylko mogli znaleźć, te słowa pokrywały ściany korytarzy. Zniszczenia były jeszcze większe niż poprzednio. Wcześniej nie widziałam, co rebelianci robili na parterze, oglądałam tylko korytarz w pobliżu mojego pokoju. Ogromne plamy na dywanach wskazywały miejsca, gdzie ktoś – być może bezbronna pokojówka lub nieustraszony gwardzista – stracił życie.

Nie, żeby owa informacja miała na celu cokolwiek poza zbudowaniem atmosfery teh!dramy. Nie oczekujecie chyba, aby świadomość bycia o krok od śmierci miała w jakikolwiek sposób wpłynąć na naszą heroinę?

Co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr: 19

Lampy były porozbijane, ale niektóre mrugały jeszcze, jakby nie chciały się poddać. Przerażającą rzeczą były głębokie ślady wyżłobień na ścianach – zaczęłam się zastanawiać, czy rebelianci widzieli ludzi chowających się w schronach i starali się do nich dostać. Jak blisko śmierci ja i Maxon znaleźliśmy się ostatniej nocy?  

Najwyraźniej nadal zbyt daleko, abyś zdołała w pełni zrozumieć grozę sytuacji.

Co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr: 20

 – Panienko? – Jeden z gwardzistów sprowadził mnie na ziemię. – Skontaktowaliśmy się ze wszystkimi rodzinami. Wydaje się, że bezpośrednim celem ataku na siostrę lady Natalie było wymuszenie zakończenia Eliminacji. Grożą waszym krewnym, żeby skłonić was do wyjazdu.   Zatkałam dłonią usta.
– Nie!  

Wiecie co? Rodzina królewska może żyć w wiadomej twierdzy, ale z rebeliantów też są dupy wołowe, a nie anarchiści. Co to za groźby, o których nie wiedzą same zainteresowane?

Użyj mózgu, Luke: 108

– Wysłaliśmy już gwardzistów, którzy mają chronić rodziny. Jego wysokość stanowczo twierdzi, że żadna z dziewcząt nie powinna wyjeżdżać.

W sumie słusznie, ale może byście tak...no nie wiem... sprowadzili wyżej wspomniane rodziny DO pałacu, coby żadna z uczestniczek nie musiała drżeć ze strachu o los swoich bliskich (chociaż z drugiej strony, biorąc pod uwagę liczbę punktów w wiadomej kategorii...)? Po diabła wysyłać trzech gwardzistów na krzyż w nieznany teren i narażać chłopaków na niebezpieczeństwo? I gdzie, przepraszam, stacjonują te posiłki? W kuchni Singerów (chociaż nie, cofam; Singerowie, jak na Piątki przystało – i jak się wkrótce przekonamy – mają uroczo ubogie, wielopokojowe mieszkanie)?

Użyj mózgu, Luke: 109

A nie, zaraz. Przecież to zalecenie evil!Clarksona (musimy mu wymyślić jakiś stosowny przydomek, coby nie mylić go z postacią, że tak zacytuję naszą czytelniczkę Gwathgor „uroczo zakłopotaną obecnością w tej szmirze”). W takim razie jak nic chodzi o to, by wkurzeni rebelianci wypatroszyli żywcem rodziny kandydatek. Bo dlaczego by nie, nieprawdaż.

Konkurencja dla Kajusza: 21

– A jeśli chciałyby wyjechać? – zapytał stanowczo Maxon. – Nie możemy ich tu przetrzymywać wbrew ich woli.
– Oczywiście, sir. O tym trzeba by porozmawiać z jego wysokością. – Gwardzista był wyraźnie zakłopotany i nie wiedział, jak zareagować na taką różnicę opinii.

Podpowiem mu, bo to proste - należy słuchać tej osoby, która może więcej i stoi wyżej w hierarchii.

Amisia oznajmia gwardziście, że jej rodziny nie trzeba będzie dłużej chronić, bowiem wyleciała z gry; Maxon prosi go, by przekazał królowej, że jej syn zaraz ją odwiedzi.

 Maxon wziął mnie za rękę.
– Nie spiesz się. Pożegnaj się z pokojówkami i z innymi kandydatkami, jeśli tylko chcesz. I zjedz coś przed wyjazdem. Wiem, że uwielbiasz jedzenie.
Uśmiechnęłam się.
– Tak zrobię.  

Eee...A czy godzina podstawienia auta/karety/czymkolwiek te dziewczęta wracają do domu tak jakby nie zależy od Maksia?

– Nie umawiaj się z nikim innym na ciągnięcie się za ucho. To mój gest. – Uśmiechnęłam się z wysiłkiem.
– Wiele rzeczy jest tylko twoich, Ami.

- Nikomu innemu nie pozwolę z taką finezją kopać mnie w krocze!

Każdy krok na schodach był dla mnie torturą, zarówno z powodu tego, co właśnie za sobą zostawiłam, jak i obaw, co zastanę. A jeśli zadzwonię i Lucy nie przyjdzie? Albo Mary? Albo Anne? A jeśli będę się przyglądać każdemu mijanemu gwardziście i nie zobaczę wśród nich twarzy Aspena?

Matko i córko, jakie te opisy są suche i bezpłciowe. Naprawdę, kochani – czy ktokolwiek z Was czytając ten akapit poczuł choćby najlżejszy przypływ niepokoju o los tych postaci (pomińmy na tę chwilę fakt, że tak czy inaczej nic nas one nie obchodzą)?

Weszłam na piętro, mijając kolejne ślady zniszczeń. Nawet w tej ruinie dało się rozpoznać najpiękniejsze miejsce, jakie kiedykolwiek widziałam, ale nie potrafiłam sobie nawet wyobrazić, ile czasu i pieniędzy będzie kosztowało przywrócenie pałacu do dawnej świetności.

Ej, wiecie co? To jest bardzo ciekawa uwaga. Zauważyliście, że NIGDY nie słyszymy ani słowa o żadnej ekipie remontowej pracującej w pałacu po ataku rebeliantów? Wygląda na to, że do listy miliona talentów naszych pokojówek możemy dopisać budowlankę i insze sztuki związane z szeroko pojętą renowacją.

Co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr: 21

Rebelianci działali wyjątkowo systematycznie.

Cass, przestań, analizy to moja działka.

Twierdza Monty Pythona: 16

America zbliża się do sypialni i słyszy płacz Lucy; okazuje się, że w pokoju znajdują się nasze trzy Superwomen w towarzystwie Aspena, który trzyma zaryczaną niebogę w ramionach i próbuje ją pocieszyć.

 – Cśśś – mówił do niej uspokajająco. – Znajdą na pewno.   Poczułam taką ulgę, że wybuchnęłam płaczem.
– Nic wam nie jest. Nic wam wszystkim nie jest.
Aspen westchnął głęboko, a jego napięte ramiona wyraźnie się rozluźniły.
– Panienko? – zapytała Lucy i w następnej chwili rzuciła się do mnie, a tuż za nią Mary i Anne. Zaczęły mnie wszystkie ściskać.  

Oczywista, Lucy płakała ze strachu o los Bwana Kubwa.

Dobre Mzimu: 29

– Gdzie panienka była? Wszędzie panienki szukali. – Mary pociągnęła mnie do łóżka, żeby usiąść, chociaż ono także było w okropnym stanie. Kołdra została podarta na strzępy, a z rozprutych poduszek wysypywało się pierze.

Cass zestawianie ze sobą śladów zwłok i rozbebeszonej pościeli i opisywanie ich dokładnie tym samym, beznamiętnym tonem jest cokolwiek kiepskim pomysłem.

Co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr: 22

– W jednym ze schronów, o którym zapomnieli. Maxon też jest cały i zdrowy – dodałam.
– Dzięki Bogu – stwierdziła Anne.
– Uratował mi życie. Kiedy zaatakowali, szłam właśnie do ogrodów. Gdybym była na zewnątrz…

...to zasłużyłabyś sobie na pośmiertną Nagrodę Darwina. Dlaczego, do diaska, nikt nadal nie zamknął pałacowych wrót na cztery spusty?! Przecież doskonale widać, że te rozwielitki nie są w stanie zrozumieć, iż włóczenie się po ogrodach w sytuacji ciągłego zagrożenia z zewnątrz jest raczej kiepskim pomysłem.

Użyj mózgu, Luke: 110

– Proszę się o nic nie martwić – oznajmiła Anne. – Zaraz wysprzątamy pokój i mamy dla panienki prześliczną nową suknię. I możemy…

- przy tym deklamować „Pana Tadeusza”. Od tyłu. I wspak.

Amisia oznajmia im, że nie ma co się wysilać, albowiem wraca do domu. Pokojówki są, rzecz jasna, głęboko zmartwione tym faktem; Ami prosi, by ze względu na nią pomagały od dziś we wszystkim Kriss. Aspen, rzecz jasna, chce porozmawiać z Americą sam na sam, tak więc naprędce wymyśla pokojówkom zadania (dokończyć suknię, przygotować Singerównie żarcie, przynieść ręczniki); Anne, Mary i Lucy posłusznie wskakują do Czarnej Dziury Fabularnej.

– Dostałem twój list. Nie mogę uwierzyć, że nie powiedziałaś mi o pamiętniku.
– Nie mogłam.
Podszedł bliżej i pogładził mnie po włosach.
– Mer, jeśli nie mogłaś się zdobyć na to, żeby go pokazać mnie, naprawdę nie powinnaś pokazywać go całemu krajowi.

Świat się kończy, Leger zaczyna gadać z sensem.

A te klasy… Jesteś szalona, wiesz?

Cóż, jeśli tak chcesz to nazywać...

– Więc Maxon postanowił cię wyrzucić z tego powodu?
Westchnęłam.
– To nie całkiem tak. To król mnie odsyła do domu. Nawet gdyby Maxon natychmiast mi się oświadczył, to nie miałoby znaczenia. Król się nie zgadza, więc wyjeżdżam.

Wasza Wysokość, w imieniu swoim, Beige oraz czytelników oznajmiam, że decyzja Waszej Wysokości ma nasze pełne poparcie.

 – Aha – odparł po prostu Aspen. – Dziwnie tutaj będzie bez ciebie.

- Będę musiał wymyślić jakiś nowy sposób na zwrócenie uwagi pałacowego kata na moją skromną osobę.

– Napiszę do ciebie – obiecał szybko. – I mogę ci posyłać pieniądze, jeśli zechcesz. Dostaję ich naprawdę dużo.

Poddaję się. Ten typ nigdy się nie nauczy.

- Możemy się pobrać, kiedy tylko wrócę do domu. Wiem, że to trochę potrwa…
– Aspenie – przerwałam mu w pół słowa. Nie wiedziałam, jak mu wyjaśnić, że moje serce właśnie zostało zdruzgotane. – Kiedy wyjadę, będę potrzebowała trochę spokoju, dobrze? Muszę dojść do siebie po tym wszystkim.   Cofnął się o krok, urażony.
– Czyli nie chcesz, żebym do ciebie pisał albo dzwonił?

Chce, nie chce...Aspen, słuchaj, ja wiem, że Maxon jest głupkiem, ale istnieje spora szansa, że ktoś inny zauważy twoje częste telefony do Singerów (evil!Clarkson z całą pewnością na podsłuchy. Całe mnóstwo podsłuchów) i połączy ze sobą kropki.

Użyj mózgu, Luke: 111

Aspen oskarża Amisię, iż nadal zależy jej na Maxonie mimo jego parszywego charakteru; America tłumaczy mu, że nie gniewa się już w związku z nieszczęsnym incydentem dotyczącym Marlee (choć nie może mu wyznać, dlaczego zmieniła zdanie), po czym wypowiada takie oto słowa:

 – (…) Kiedy ze mną zerwałeś, Eliminacje stały się dla mnie szansą, ponieważ wiedziałam, że przynajmniej będę miała trochę czasu, żeby zapomnieć o tym, co do ciebie czułam. Potem pojawiłeś się tutaj i wszystko znowu się skomplikowało. To ty nas zmieniłeś, kiedy zostawiłeś mnie w domku na drzewie. Myślałeś, że jeśli tylko będziesz dostatecznie mocno naciskał, uda ci się sprawić, żeby wszystko było tak jak przedtem. Ale to niemożliwe. Musisz mi dać szansę, żebym cię wybrała.
Kiedy tylko wypowiedziałam te słowa na głos, zrozumiałam, że właśnie to było nie tak. Kochałam Aspena od tak dawna, że uważaliśmy wiele rzeczy za oczywiste, chociaż teraz wszystko się zmieniło. Nie byliśmy już dwójką anonimowych młodych ludzi z Karoliny. Widzieliśmy za dużo, żeby chociaż udawać, że uda nam się szczęśliwie wrócić do dawnych czasów.  

Mój losie, to jej pierwsza inteligentna wypowiedź od wielu księżyców.  Americo, jestem pod wrażeniem, nie spier*** tego.

– Dlaczego nie miałabyś mnie wybrać, Mer? Czy nie jestem twoim jedynym wyborem? – zapytał Aspen z głębokim smutkiem w głosie.
– Tak. Czy to ci nie przeszkadza? Nie chciałabym być dziewczyną, z którą się żenisz tylko dlatego, że mój drugi wybór stał się niemożliwy, a ty nigdy nie patrzyłeś na żadną inną. Naprawdę chciałbyś mnie dostać z braku innych możliwości?
– Nie obchodzi mnie, w jaki sposób cię dostanę, Mer – odparł z żarem.
Nagle zbliżył się do mnie, wziął moją twarz w dłonie i pocałował mnie namiętnie, jakby chciał mi przypomnieć, kim dla mnie jest.
Nie potrafiłam odwzajemnić tego pocałunku.
Kiedy w końcu się poddał, odsunął się odrobinę, przyglądając mi się uważnie.
– Co się z tobą dzieje, Mer?
– Mam złamane serce, to właśnie się dzieje! Jak myślisz, jak się teraz czuję? Jestem kompletnie zagubiona, ty jesteś wszystkim, co mi zostało, i nie kochasz mnie dostatecznie mocno, żeby dać mi chwilę oddechu.  

„Bo ja rzadko kiedy myślę, alem za to chyży w dziele!”

A na poważnie: Aspen, wiem, że nie należysz do intelektualistów, ale przynajmniej spróbuj wsłuchać się w to, co mówi Amisia, albowiem przemawia, wyjątkowo jak na nią, z sensem. Nie da się zrobić w życiu restartu; dorośliście, zmieniliście się (przynajmniej w teorii), musicie sprawdzić, czy nadal do siebie pasujecie. W dodatku America dopiero co oficjalnie pożegnała się z drugim tru loffem, nie dziwota zatem, że jest cokolwiek wyprowadzona z równowagi.

...A z drugiej strony... Tak, wypowiedź Ami jest logiczna, ale czy nie macie wrażenia, że nijak się ma do dotychczasowego kanonu? Do tej pory America nie miała żadnego problemu z traktowaniem Aspena jako opcji zapasowej i obcałowywaniem się z nim po kątach, nic zatem dziwnego, że biedaczek jest skonfundowany.

* wzdycha ciężko * Cóż, ja wiem, z czego to wynika, ale z uzasadnieniem musicie poczekać do analiz „Jedynej”. Uwierzcie mi na słowo – będzie warto.

Rozpłakałam się, a Aspen w końcu się uspokoił.
– Przepraszam, Mer – szepnął. – Po prostu cały czas myślę, że straciłem cię z tego albo innego powodu, i czuję, że chcę o ciebie walczyć. To wszystko, co mogę zrobić.
Popatrzyłam w podłogę, starając się opanować.
– Mogę zaczekać – obiecał. – Kiedy będziesz gotowa, napisz do mnie. Kocham cię dostatecznie, żeby pozwolić ci na chwilę oddechu. Po tej ostatniej nocy to wszystko, czego od ciebie oczekuję. Proszę cię, oddychaj.Podeszłam do niego i pozwoliłam się przytulić, ale czułam się inaczej niż zwykle. Myślałam, że Aspen będzie zawsze obecny w moim życiu i po raz pierwszy zaczęłam się zastanawiać, czy na pewno tak ma być.

* wzdycha jeszcze ciężej * Jak pisałam wyżej, kochani - „Jedyna”. Na ten moment naprawdę nie mogę dodać nic więcej, by nie popsuć...ekhm...niespodzianki. Ale powiem tyle: Cass? To, co widzimy powyżej to klasyczny przykład tego, jak twój własny brak konsekwencji i autoreczkowatość okrutnie się na tobie mszczą. Pomyślcie sami – ileż to razy widzieliśmy na przestrzeni tej powieści Amisię stwierdzającą „ X jest głupi, wolę Y”? Tysiące. Czy kogokolwiek w ogóle to jeszcze rusza? Szczerze wątpię.

Osiołkowi w żłoby dano: 48

I to właśnie z tego powodu doświadczymy w „Jedynej” sceny, która udowodni nam – piszę całkowicie poważnie – że Cass jest w stanie pobić samą Meyer, gdy w grę wchodzi kuriozalne zakończenie niewygodnego dla niej wątku.


– Dziękuję – szepnęłam. – Uważaj tu na siebie. Nie próbuj być bohaterem. Dbaj o siebie.
Cofnął się o krok i w milczeniu skinął głową. Pocałował mnie w czoło, a potem wyszedł.
Stałam nieruchomo przez bardzo długą chwilę, nie wiedząc, co mam ze sobą zrobić, czekając, aż przyjdą moje pokojówki i po raz ostatni pomogą mi się przebrać. 




I to już wszystko na dziś. A za tydzień: ostatni rozdział „Elity”, w której Cass uprzejmie wyłoży nam jak krowie na rowie, kto jest antagonistą tej serii – na wypadek, gdybyśmy nadal się nie zorientowali. Zostańcie z nami!


Statystyka:

Co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr: 22
Dobre Mzimu: 29
Jak mała Kiera wyobraża sobie...: 71
Karny jeżyk potrzebny od zaraz: 18
Kochanek z kartonu: 32
Konkurencja dla Kajusza: 21
Nie, nie jesteśmy w Panem: 27
Osiołkowi w żłoby dano: 48
Queen (Bee) Wannabe: 60
Sam sobie sterem, żeglarzem, okrętem: 7
Twierdza Monty Pythona: 16
Użyj mózgu, Luke: 111


Maryboo

22 komentarze:

  1. Markson brzmi jak nazwa shipu Maxon/Clarkson. Może ten gwardzista jest ich nieślubnym dzieckiem.

    OdpowiedzUsuń
  2. "Zaraz wysprzątamy pokój i mamy dla panienki prześliczną nową suknię."
    ...CO.
    Na parterze leżą trupy (no dobra, nie leżą, ale jeśli nawet Amisia domyśla się, że leżały, to znak, że są ku temu gigantyczne przesłanki), wszędzie brud, wszędzie zniszczenia, ogólnie za ciekawie nie jest, a one o sukienkach gadają?!
    Nie no, ta książka jest dla mnie za mocna, tego się nie da na trzeźwo...

    OdpowiedzUsuń
  3. "I znów - Maksiu, jak już chcesz zrobić dobry uczynek, to uproś raczej tatkę, by nie kazał powiesić Shaloma czy poderżnąć gardła Geradowi."

    Dłuższą chwilę musiałam się zastanawiać, o kim ty tutaj mówisz, bo nie kojarzę tych NPC-ów z 10 tła, aż w końcu do mnie dotarło, że to jej familia, taka przecież ważna, nieprawdaż.

    Analiza piękna :) Rozumiem już twoją niechęć do Maxona, noale... To głupek, wychowany pod kloszem, młody i bezmyślny - nie popieram go i jego zachowania, ale jakoś nie potrafię się zebrać do tego, żeby go znielubić. To tak jak z moimi szczurkami - czasem próbują ci zjeść kanapę i to bardzo źle, ale co zrobisz, przecież nie rozumieją, że nie wolno jeść kanapy i ich za to nie zabijesz. Jakoś w ten sposób podchodzę do Maxona :P

    A rebelianci tacy straszni, wszyscy tacy przerażeni, trupów tyle, o matko... O, sukienka!

    OdpowiedzUsuń
  4. Składam opóźnione gratulacje, Maryboo!

    A jeśli chodzi o analizę, to od dłuższego czasu zaczynam bardzo skręcać w stronę team Celeste. Ok, może trochę ją headcanonuję, ale chciałabym sobie ją wyobrażać jako zdecydowaną lasię, która jako jedna z nielicznych wie, po co znalazła się w pałacu - nie, żeby zdobyć męża, ale koronę - i jest do tego zdeterminowana. Wyobrażam też sobie, że ona ma rzeczywiście jakieś plany czy reformy do przeprowadzenia w Illei i właśnie dlatego jest tak zdesperowana w wykoszeniu konkurentek - po prostu są rzeczy ważne i ważniejsze i zdobywanie bff z innymi kandydatkami ma mniejszy priorytet niż próba zmiany kraju. Poza tym świetnie mi pasuje do tej roli, bo pochodzi z wyżyn społecznych (a więc pewnie jest dobrze obeznana w polityce i od najmłodszych lat musiała poruszać się w świecie biznesu), a bycie aktorką bardzo przydałoby się i w Eliminacjach i w późniejszym królowaniu - zresztą to dobrze widać po tym, jak jej na razie dobrze idzie.
    Serio, gdyby to była książka nie o mdławym romansie, ale sensownej pałacowej intrydze (i np. gdyby nie pisała tego Cass, tylko Yoshiki Tanaka), to chętnie poczytałabym sobie o Celeste powoli zdobywającej władzę i wykaszającej kolejne naiwne kandydatki. Jasne, nie byłaby zupełnie pozytywną postacią, ale przynajmniej jaka by była ciekawa!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo, tak, tak, tak! Eliminacje w wydaniu Yoshiki Tanaki to byłoby coś wspaniałego.
      A co do Celeste - też ją podobnie postrzegałam i w sumie lubiłam. Szkoda, że Cass w "Jedynej" poprowadziła jej wątek w sposób stepheniemeyerowaty ;p

      Gwathgor

      Usuń
    2. Aż się boję, co Cass dla niej wymyśliła. Ale w sumie prawda, jeśli Celeste dorabia się swojego teamu, to zdecydowanie jest za mało ivul, jak na tak subtelną autorkę, i trzeba to naprawić.

      Usuń
    3. Nie chcę spoilerować, ale akurat nie o robienie jej bardziej ivul chodzi...

      Usuń
    4. Cudny pomysł *.* Celeste eliminujaca wszystkich w ostrej grze o tro...tfu, koronę. Kupiłabym.

      Aberdeenh

      Usuń
  5. Powtórzę: Amisia wyprowadziła z równowagi faceta, który znęca się nad swoim dzieckiem, trzyma za mordę cały system i w dodatku wielokrotnie dał jej do zrozumienia, że za nią nie przepada.
    To Pratchett pisał o szansach przeżycia równym ślimakowi na autostradzie?
    że zmarły Grześ nie wystarczy do odegrania roli Tego Złego.-no,dokładnie.Ni z gruszki ni z pietruszki,pewnie jeszcze gwałci pokojówki i kopie ich nieślubne dzieci.A Maxio jest pierdoła i tyle.
    Swoją drogą, buntownicy mogliby nabrać trochę ogłady i zacząć dopisywać w postscriptum, o której godzinie mogą się ich spodziewać gospodarze - dobre!
    Nie oczekujecie chyba, aby świadomość bycia o krok od śmierci miała w jakikolwiek sposób wpłynąć na naszą heroinę?
    Nie.
    Zaraz wysprzątamy pokój i mamy dla panienki prześliczną nową suknię. I możemy…
    Priorytety mają oryginalne, pałac może być zrujnowany, rebelianci mogą tańczyć na gruzach,ale dramat będzie, bo panience się wianuszek przekrzywił.
    Czyli nie chcesz, żebym do ciebie pisał albo dzwonił?
    "Z innych ludzi do nikogo jeno do ciebie,niebogo.."

    Świetna analiza, super się czytało.


    Chomik

    OdpowiedzUsuń
  6. Gratulejszyn, bo nie składałam jeszcze :)
    Gdyby mnie ktoś pytał, to jak najbardziej jestem team Clarkson, już od dawna uważałam, że on i Kriss to jedyne rozsądne postacie w tej całej ferajnie (ale po tym co piszecie, obawiam się, że to już wkrótce się dla niego skończy...). Właśnie, szkoda byłoby Kriss dla Maxa. I powiem tak: gdyby Max miał nieszczęśliwy wypadek w tej całej Nowej Azji (gdziekolwiek to jest), to król powinien a) wziąć rozwód (Amberly nie może mieć już dzieci, prawda?) b) chajtnąć się z Kriss i mieć duże prawdopodobieństwo, że kolejny dziedzic będzie bardziej zdatny do pełnienia obowiązków ;P
    W kwestii oświadczyn Maxa - to nie jest czasem tak, że kandydatka może nie zostać wybrana, ale kiedy już zostanie, to nie może odmówić? Znaczy ja wiem, że to Maksio i w ogóle, ale... nie było w zasadach czegoś, że jeśli już na nią padnie, to nie ma jak się wycofać? (poza ewentualnym subtelnym zrażaniem do siebie księcia?)
    "Maxon Schreave miał czelność wypowiedzieć o kimś te oto słowa: „Zupełnie jakby nie miała kręgosłupa”." OMG WIEM. Max po prostu lubi dominujące kobiety. To wszystko tłumaczy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ad drugiego akapitu - to imo działa jeszcze bardziej na niekorzyść Maksia, jeśli ten chciałby uszanować wolę dziewczyn. Bo skoro wiedział, że nie miałyby się jak wykręcić w trakcie oficjalnych oświadczyn, to musiałby być na 1000% pewny, że kandydatka rzeczywiście chce się chajtać.
      Poza tym o tym, że kandydatce nie wolno się wycofać, to chyba już było w kwestii samego pobytu w pałacu, tylko Maksio nieoficjalnie zarządził, że można z nim pogadać, to odeśle

      Usuń
    2. Z tymi oświadczynami - Maksio mógłby po prostu poprosić Amisię o rękę w obecności mediów, które sprawę by nagłośniły. Jasne, że Clarkson nadal miały tu ostatnie słowo i mógłby wszystko unieważnić ot tak (i pewnie by to zrobił), ale jednak trochę do odkręcania by było ;) Mieszkańcy Ikei są tak poddani na manipulacje, że z łatwością dałoby się wykorzystać ich na swoją korzyść.

      Usuń
  7. Team Clarkson byłam od początku, a na żonę Maksia, tak na jego miejscu, wybrałabym albo Kriss - słodka, cicha, idealnie będzie się sprawdzać na potańcówkach z Włochami i układaniem kwiatków, ewentualnie Celeste - piękna, obyta w polityce, wie, jak się prezentować itd. Zależy od tego, czy woli królową do rządzenia, czy królową do bycia cichą.

    Mnie już brak komentarzy - powiedziałyście właściwie wszystko, co można było powiedzieć. Zabiegi autorki są zbyt głupie, po prostu obezwładniają mnie całkowicie - nie wiem, kto to wydał, ale podejrzewam, że to musiał być wynik jakiegoś zakładu.

    Świetna analiza :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Oficjalnie dopisuję się do Teamu Clarkson ;D

    *poniżej trochę spoilerowo do "Jedynej"*

    Trochę nawiązując do komentarzy powyżej - fajnie byłoby przeczytać coś koncentrującego się na rywalizacji Celeste i Kriss, z ich różnymi charakterami i sposobami na osiągnięcie celu. Zwłaszcza gdyby, tak jak pisze Niofomune, Celeste rzeczywiście miała jakiś plan uporządkowania sytuacji w kraju - wtedy naprawdę obie trafiłyby do pałacu z tego samego powodu, tyle że jedna spokojna i powiązana z rebeliantami, a druga bezwzględna i raczej planująca wzmocnienie władzy, niż wprowadzenie jakichś swobód obywatelskich. W tle oczywiście intrygi pozostałych kandydatek (choćby taka Elise miała niesamowity potencjał, a dałoby się coś zrobić jeszcze z kilkoma - czemu na przykład także południowa frakcja rebeliantów nie miałaby wystawić jakiejś dziewczyny?), niepewna sytuacja w Illei, może też jakieś większe zróżnicowanie polityczne (akurat wierzę, że tylko ci źli-źli południowcy nie chcieli monarchii) i sensowne stosunki zagraniczne... A potem nagle królowa ginie czy umiera, a król postanawia ratować kraj przed klęską Maksiowych rządów, pozbyć się synka i samemu ożenić drugi raz - i robi się naprawdę interesująco ^^
    Naprawdę, ta seria to gigantyczna masa zmarnowanego potencjału, który można było wykorzystać na tyle różnych sposobów... I chyba właśnie to mnie w niej najbardziej irytuje ;p

    Gwathgor

    OdpowiedzUsuń
  9. Clarkson jakoś mnie nie jara sam w sobie, ale też mnie boli robienie z niego wersji jednego z Disneyowiskich czarnych charakterów (swoją drogą, nawet oni mają więcej prawdopodobieństwa psychologicznego) - bo czym innym jest chłodny król, który chce, żeby jego syn wyrósł na dobrego władcę a czym innym psychol lejący dziecko... Ale co tam, Cassoland, czego tu wymagać ^^
    Cała rozmowa Amisi i Maxona dla mnie jest strasznie sztuczna i nudna. Milion razy już to widzieliśmy, czy musimy po raz kolejny przez to przechodzić? Maxon tłumaczy się jak rasowy dupek - ty mnie nie chcesz, Kriss ma swoje zasady to pójdę pomacać Celeste, kto księciu zabroni?! Wychodzi z niego rozpieszczony bachor, który zawsze musi mieć to co chce =_= Równocześnie nie jestem w stanie współczuć Americe... Q_Q I to jest dopiero konflikt tragiczny - kiedy czytasz scenę, gdzie oboje bohaterów chcesz spalić żywcem na stosie Q_Q

    OdpowiedzUsuń
  10. Oh my... jakby mnie ktoś tak się tłumaczył jak Makson Amisi to chyba bym go smiechem zabila po uprzednim wybiciu zębów. Ale w sumie są siebie warci. Ta maca się z jednym i drugim, ten obmacuje to jedna, to druga... analiza jak zwykle borska. Nigdy nie byłam Team Clarkson ale też właśnie sprawial wrażenie konkretnego faceta... Czemu Cass i inne ałtoreczki nie widzą jakie porąbane pokraki kreują na głównych bohaterów? O.o

    Aberdeenh

    OdpowiedzUsuń
  11. Kiedy czytam wasze analizy mam wrażenie, że cały czas czytam różne powieści, które łączą tylko imiona postaci. Nie czytałam oryginalnych książek, więc czasem się w waszych analizach gubię, zwłaszcza kiedy bohaterowie zmieniają swoje podejście do sprawy i charakter jak chorągiewka na wietrze. Szkoda mi tego zmarnowanego potencjału.
    Wasza analiza cudowna, fantastyczna, niezwykła. Dużo energii do dalszej pracy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To w tej "fabule" można się pogubić? O_O Przecież tu się nic nie dzieje!

      Usuń
  12. Ominęłam sporo analiz (brak czasu) i przeczytałam tylko najnowszą. A teraz proszę mi powiedzieć, dlaczego nic się właściwie nie zmieniło? Po chwili czytania dokładnie wiem co się działo. PRZEZ TYLE ROZDZAŁÓW???
    Dzięki za wspaniałe analizy!

    OdpowiedzUsuń
  13. "Zatkałam dłonią usta."

    Ciekawi mnie ten gest. Zauważam go często w amerykańskich filmach i programach tv. Poza nimi raczej rzadko go widuję. A więc kładzenie sobie dłoni na ustach to wyraz szoku w USA. Fajne, to ułatwia aktorom zadanie, więc często korzystają z tego tricku. Nie muszą grać przerażenia, wystarczy, że rąsia na usteczka i widz już wie, co ma wiedzieć.

    - tey

    OdpowiedzUsuń