wtorek, 14 lipca 2015

Rozdział XXXI

Dzisiejszy rozdział jest koszmarnie nudny. Kilka dialogów i to wszystko. Nie ma to jak zakończyć tom z przytupem. Miejmy to już za sobą.

Amisia zbiera się do wyjazdu.

Było dopiero późne popołudnie, ale ubrały mnie w suknię wieczorową, fioletową i bardzo królewską. Miała rękawy trzy czwarte, ponieważ w Karolinie było chłodniej niż tutaj, a na ramię zarzuciłam długą pelerynę z kapturem, która będzie mi potrzebna na lotnisku. Wysoki kołnierz chronił szyję od wiatru, a moje włosy zostały upięte tak elegancko, że chyba od przyjazdu do pałacu nie wyglądałam równie pięknie. Żałowałam, że nie mogę się zobaczyć z królową Amberly, ponieważ przypuszczałam, że nawet ona byłaby pod wrażeniem. 
– Nie chcę przeciągać pożegnań – powiedziałam. – I tak wystarczająco trudno mi wyjeżdżać. Chciałabym tylko, żebyście wiedziały, że jestem ogromnie wdzięczna za wszystko to, co dla mnie robiłyście. Nie tylko pilnowałyście, żebym była czysta i dobrze ubrana, ale także spędzałyście ze mną czas i troszczyłyście się o mnie. Nigdy was nie zapomnę.
– I my zawsze będziemy panienkę pamiętać – obiecała Anne.
Skinęłam głową i powachlowałam się lekko.– No dobrze, miałam już dość łez jak na jeden dzień. Powiedzcie szoferowi, że zaraz zejdę. Potrzebuję jeszcze chwili.
– Oczywiście, panienko.
– Czy dalej jest niestosowne, żebyśmy się ściskały? – zapytała Mary, patrząc na mnie i Anne.
– A kogo to obchodzi? – odparła Anne i po raz ostatni stłoczyły się wokół mnie.
– Dbajcie o siebie.
– Ty też, panienko – powiedziała Mary.
– Zawsze była panienka damą – dodała Anne.

Ahahahahaha. Nie.

Podziwiam skromność Amisi. Odchodzi z pałacu w niesławie, ale to nieważne. Ma zajebistą kieckę, na widok której Amberly by pozieleniała z zazdrości. Priorytety, bitch, priorytety. 

Pokojówki wychodzą. Ami spogląda jeszcze na ogród i sławetną ławkę, przy której po raz pierwszy obsobaczyła Maksia. Jakież to romantyczne. Księcia jednak nie ma w ogrodzie, więc dziewczyna postanawia wreszcie wyjść. Jest już przy drzwiach frontowych, gdy pojawia się Maksio. Jeśli myślicie, że księciunio przyszedł się pożegnać, to muszę was rozczarować. Pamiętajcie, ten facet nie ma kręgosłupa (heh) i jest ekspertem od płaszczenia się. A to może oznaczać tylko jedno.

– Rozmawiałem z ojcem. 
– Tak?
– Owszem. Był niezwykle szczęśliwy, że nie zginąłem zeszłej nocy. Jak możesz się domyślić, zależy mu na kontynuowaniu linii królewskiej. Wyjaśniłem mu, że omal nie straciłem życia z powodu jego wybuchowości i przypisałem tobie zasługę znalezienia dla nas kryjówki.
– Ale ja nie…
– Wiem. Ale on nie musi o tym wiedzieć.
Uśmiechnęłam się.
 
– Powiedziałem mu też, że popracowałem nad twoim zachowaniem. Znowu: on nie musi wiedzieć, że to nie jest prawda, ale jeśli chcesz, możesz się zachowywać, jakby tak było.
Nie wiedziałam, dlaczego moje zachowanie na drugim końcu kraju miałoby mieć jakieś znaczenie, ale skinęłam głową.
– Biorąc pod uwagę, że zgodnie z jego wiedzą zawdzięczam ci życie, zgodził się, że moje pragnienie zatrzymania cię tutaj można uznać za częściowo usprawiedliwione pod warunkiem, że będziesz się zachowywać odpowiednio i będziesz znać swoje miejsce.
Popatrzyłam na niego, niepewna, czy dobrze go rozumiem.

Użyj mózgu, Luke: 112
Kochanek z kartonu: 33

Komentarz zbędny.

– Naprawdę, najuczciwiej będzie odprawić stąd Natalie. Nie jest do tego stworzona, a ponieważ jej rodzina jest teraz pogrążona w żałobie, najlepiej jej będzie w domu. Rozmawiałem już z nią.
Nadal czułam się jak ogłuszona.
– Mam mówić jaśniej?
– Bardzo proszę.

Użyj mózgu, Luke: 113

Dużymi literami. Wolno. Zrób jeszcze pokaz slajdów.

Maxon wziął mnie za rękę.– Zostaniesz tutaj jako kandydatka w Eliminacjach i nadal będziesz brać udział w rywalizacji, ale pewne rzeczy ulegną zmianie. Mój ojciec prawdopodobnie będzie cię traktował oschle i zrobi, co w jego mocy, żebyś poniosła porażkę. Myślę, że wiem, jak trochę ci pomóc, ale to będzie wymagało czasu. Wiesz już, jaki potrafi być bezwzględny. Musisz być przygotowana na wszystko.

Bo wcześniej Clarkson był dla niej nad wyraz miły.



– To nie wszystko.
– Maxon popatrzył w ziemię, jakby starał się zebrać myśli. – Ami, nie powinnaś mieć wątpliwości, że od początku podbiłaś moje serce. Myślę, że już o tym wiesz.
Kiedy spojrzał mi w oczy, widziałam to w każdej cząstce jego osoby i czułam w każdej cząstce swojego ciała.
– Wiem.
– Ale w tej chwili nie potrafię ci ufać.

Wreszcie. Troszkę mu zajęło dojście do takiego wniosku. Brawo.

Poczułam się, jakby ktoś mnie uderzył.
– Jak to?
– Pokazałem ci tak wiele moich sekretów, broniłem ciebie w każdy możliwy dla mnie sposób. Ale kiedy ty nie jesteś ze mnie zadowolona, działasz bez zastanowienia. Odtrącasz mnie, obwiniasz albo, co najważniejsze, próbujesz zmieniać cały kraj.
Nieprzyjemnie było słuchać czegoś takiego.

Ale to prawda. Amisia zasługuje na natychmiastowy kop z pałacu, co sama zresztą przyznaje. To cud, że dostaje setną szansę. Cała jej kariera w pałacu zasługuje na same karne jeżyki.

– Muszę wiedzieć, że mogę na tobie polegać. Muszę wiedzieć, że potrafisz dochować tajemnicy, zaufać mojej ocenie sytuacji i nie ukrywać przede mną niczego. Chciałbym, żebyś była ze mną całkowicie szczera i przestała poddawać w wątpliwość każdą podejmowaną przeze mnie decyzję. Musisz we mnie wierzyć, Ami.
Te słowa bolały, ale miał rację. Co takiego zrobiłam, żeby udowodnić, że może mi ufać? Wszyscy wokół niego starali się go popychać w jakimś kierunku. Czy ja potrafiłabym po prostu stać przy nim?

Jestem w szoku. Amisia i samokrytyka to coś rewolucyjnego. Maksio wreszcie przyznaje, że nie będzie mógł się dzielić pewnymi informacjami z Amisią, skoro ta nie jest w stanie niczego zachować tylko dla siebie. Singerówna nie znajduje żadnych słów na swoją obronę, świadoma, że takowych po prostu nie ma.

Nagle zza rogu wyskakuje Kriss. Dziewczyna upewnia się, że ona i Maksio są nadal umówieni na randkę. Podejrzewam, że chce też na własne oczy zobaczyć odejście Ami. Niestety, Singerówna rozczarowuje Krysię, oznajmiając jej, że na razie nigdzie się nie wybiera. Kriss nieźle maskuje swoje uczucia i udaje, że cieszy się z takiego obrotu sytuacji. Krysia odchodzi.

– Wiem, że ci się to nie spodoba, ale potrzebuję jej. Gdybyś mnie zawiodła, ona będzie najlepszym wyborem.
– To nie ma znaczenia – wzruszyłam ramionami. – Nie zawiodę cię.
Pocałowałam go w policzek i poszłam na górę, nie oglądając się za siebie. Kilka godzin temu myślałam, że straciłam Maxona na dobre, a teraz, kiedy wiedziałam już, ile dla mnie znaczy, zamierzałam o niego walczyć. Inne dziewczęta nie będą miały żadnych szans.

Aż na horyzoncie nie pojawi się Ośrodek.

Wchodząc po schodach, czułam przypływ optymizmu. Powinnam pewnie bardziej się niepokoić stojącym przede mną wyzwaniem, ale potrafiłam myśleć tylko o tym, że w końcu sobie z nim poradzę.
Być może król zauważył moją radość, a może zwyczajnie na mnie czekał, ale kiedy weszłam na piętro, zobaczyłam go w połowie korytarza.Podszedł do mnie powoli, wyraźnie pokazując mi, że kontroluje sytuację. Kiedy zatrzymał się przede mną, dygnęłam.
 
– Wasza wysokość – powiedziałam.
– Lady Americo. Jak widzę, nadal jesteś z nami.
– Rzeczywiście.
Minęło nas kilku gwardzistów, salutując po drodze.
 
– Przejdźmy do rzeczy – oznajmił surowo król. – Co myślisz o mojej żonie?Zmarszczyłam czoło, zaskoczona takim obrotem rozmowy. Mimo wszystko odpowiedziałam szczerze:– Uważam, że jej wysokość jest niezwykłą osobą. Nie potrafię nawet wyrazić, jak cudowna mi się wydaje.
Król skinął głową.
– Jest prawdziwą perłą. Oczywiście, jest niezwykle piękna, ale przy tym pełna pokory. Nieśmiała, ale nie tchórzliwa. Uległa, pogodna, a przy tym niezwykle interesująca partnerka do rozmów. Wydaje się, że nawet jeśli przyszła na świat w biedzie, jej przeznaczeniem było zostanie królową.

Nie chcę za dużo spojlerować „Królowej”, ale Clarkson raczej uważa, że Amberly przyszła na świat, żeby zostać jego osobistą wycieraczką, a królową została przy okazji.

Umilkł i popatrzył na mnie, niewątpliwie dostrzegając mój podziw dla jego żony.
– Niestety, nie można tego wszystkiego powiedzieć o tobie.
Starałam się zachować spokój, a król mówił dalej:– Twój wygląd jest przeciętny. Rude włosy, dość blada cera i nie najgorsza figura, chociaż trudno cię porównywać z Celeste. Natomiast jeśli idzie o twój charakter. – Odetchnął gwałtownie. – Jesteś nieokrzesana i niepoważna, a kiedy już robisz coś serio, podkopujesz tym fundamenty naszego narodu. Kompletna bezmyślność. Nawet nie będę wspominać o twojej kiepskiej postawie i manierach. Kriss jest o wiele lepiej wychowana i bardziej zgodna.

Ja wiem, że ta rozmowa ma pokazać, jak bardzo evil jest Clarkson (w razie gdyby lanie synusia nie podziałało na czytelniczki), ale w dużym stopniu muszę się z nim zgodzić. Pojazd po wyglądzie Ami jest niepotrzebny i okropny, więc dam małego Kajuszka:

Konkurencja dla Kajusza: 22

ale co do reszty oskarżeń, to jestem z Clarksonem w pełnym porozumieniu.

– Oczywiście, przyjęcie cię do naszej rodziny nie wiąże się także z absolutnie żadnymi korzyściami pod względem politycznym. Twoja klasa nie jest dostatecznie niska, by mogła stanowić inspirację dla mas, nie masz też żadnych liczących się znajomości. Z drugiej strony koneksje Elise okazały się niezwykle przydatne podczas naszej wizyty w Nowej Azji.

Nie żebyśmy mieli na to jakiekolwiek dowody. Show, don’t tell. Wpływy rodziny Elise to jakaś bzdura, a przynajmniej gruba przesada.

– Co ty tu robisz?
Przełknęłam ślinę.
– Myślę, że wasza wysokość powinien o to zapytać Maxona.
– Pytam ciebie.
– Maxon chce, żebym tu była – odparłam stanowczo. – A ja także chcę tutaj być. Dopóki jedno i drugie jest prawdziwe, zostaję.
Król uśmiechnął się.
– Ile masz lat? Szesnaście, siedemnaście?
– Siedemnaście.
– Jak przypuszczam, niewiele wiesz o mężczyznach, co powinno być oczywiste, skoro w ogóle tu jesteś. Pozwól, że ci powiem, że potrafią być bardzo niestali. Nie wiem, czy chciałabyś tak pielęgnować uczucia do niego, skoro jedna chwila może wystarczyć, by odwrócić jego serce od ciebie na dobre.

Akurat Amisia stosuje metodę chorągiewki na wietrze cały czas. Jest w te klocki naprawdę dobra, wszak ćwiczenie czyni mistrza. Mogłaby Maksia wiele nauczyć.

Clarkson daje Amisi wyraźnie do zrozumienia, że nie pozwoli, żeby taka pospolita idiotka rozpierniczyła mu królestwo w drobny mak. Król rozkazuje Americe trzymać język za zębami i nie sprawiać więcej problemów.

Stałam nieruchomo, dopiero po jego odejściu uświadamiając sobie, że cała się trzęsę. Kiedy mówił o trzymaniu języka za zębami, miał zapewne na myśli, że nie powinnam nawet śnić o powtórzeniu tej rozmowy Maxonowi. Dlatego na razie nie zamierzałam tego robić. Mogłam się założyć, że to próba, mająca pokazać, na ile będę skłonna mu ustępować. Zamierzałam okazać się nie do złamania.
Kiedy to pomyślałam, coś we mnie się zmieniło. Byłam zdenerwowana, owszem, ale także rozgniewana.
Kim był ten mężczyzna, żeby mi rozkazywać? To prawda, nazywano go królem, ale w rzeczywistości był tylko tyranem. Udało mu się przekonać samego siebie, że jeśli będzie gnębić i zmuszać do posłuszeństwa wszystkich wokół, odda nam tym samym przysługę. Jak można uznać za błogosławieństwo to, że było się zmuszonym do życia na obrzeżach społeczeństwa? Co dobrego mogło wyniknąć z tego, że wszyscy w Illéi, poza nim, byli ograniczeni w swoich wyborach? Pomyślałam o Maxonie, pomagającym Marlee. Nawet jeśli byłam tu jeszcze stosunkowo krótko, wiedziałam, że byłby lepszym władcą niż jego ojciec. Maxona przynajmniej stać było na współczucie.

Nie, zdecydowanie nie. W porównaniu z Maksiem Clarkson jest władcą idealnym, nie żeby było to trudne, biorąc pod uwagę rozgarnięcie księcia. Ale o tym bardzo obszernie wypowiedziała się Maryboo, nie będę więc tego powtarzać.

Starałam się oddychać powoli, a kiedy udało mi się uspokoić, ruszyłam dalej.Weszłam do pokoju i natychmiast przycisnęłam guzik wzywający pokojówki. Szybciej niż mogłabym to sobie wyobrazić Anne, Mary i Lucy wpadły bez tchu do mojego pokoju. 
– Panienko? – zapytała Anne. – Czy stało się coś złego? Uśmiechnęłam się.
– Nie, chyba że uważacie za złe to, że tu zostanę.
– Naprawdę? – pisnęła Lucy.
– Właśnie tak.
– Ale jak to? – zapytała Anne. – Myślałam, że panienka mówiła.
– Wiem, wiem. Trudno to wyjaśnić, ale mogę powiedzieć tylko tyle,  że  dostałam  drugą  szansę.  Zależy  mi  na  Maxonie  i zamierzam o niego walczyć.
– To takie romantyczne! – zawołała Mary, a Lucy zaczęła klaskać w dłonie.
– Cicho, cicho! – skarciła je surowo Anne. Myślałam, że też będzie szczęśliwa i nie rozumiałam, dlaczego nagle tak spoważniała. – Jeśli panienka ma wygrać, potrzebujemy planu. – Jej uśmiech był lekko diaboliczny, a ja uśmiechnęłam się w odpowiedzi. Nigdy nie spotkałam nikogo tak doskonale zorganizowanego jak te dziewczyny. Jeśli będę je miała przy sobie, na pewno nie przegram.

Oczywiście, wszak pokojówki Ami mają 1200 talentów i umiejętności, gdyby Clarkson wpadł na pomysł i poprosił je o pomoc, na pewno załatwiłyby rebeliantów i zaprowadziły pokój w kraju w przeciągu tygodnia.

I tak kończy się drugi tom trylogii. Mamy za sobą 31 rozdziałów, ale w zasadzie nic się nie zmieniło. Może Maksio ufa Amisi jakby mniej, Marlee przeżyła trochę traumy, ale Elita nie wniosła tak naprawdę nic takiego do historii. Ot, taki zapychacz bez fabuły, żeby Kiera nabiła sobie kiesę. Amisia na sam koniec żarliwie obiecuje, że będzie walczyć o Maksia, bo to ten jedyny, ale dlaczego mielibyśmy jej uwierzyć, skoro już tyle razy zarzekała się, że Maks albo Ośrodek to jej truloff i co ona sobie wcześniej myślała, a potem i tak leciała zaraz do drugiego, bo ten pierwszy na nią źle spojrzał. Niesamowicie Głupia Wielka Tajemnica Pamiętniczków Grzesia Ikei tutaj niewiele pomoże, w tej książce po prostu nic się nie dzieje. Na szczęście przed nami tylko jeden tom trylogii. Chociaż biorąc pod uwagę, że później będzie się trzeba zmagać z Eadlyn, nie wiem, czy cieszyć się, czy też nie.

Statystyka przedstawia się następująco:

Co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr: 22
Dobre Mzimu: 29
Jak mała Kiera wyobraża sobie...: 71
Karny jeżyk potrzebny od zaraz: 18
Kochanek z kartonu: 33
Konkurencja dla Kajusza: 22
Nie, nie jesteśmy w Panem: 27
Osiołkowi w żłoby dano: 48
Queen (Bee) Wannabe: 60
Sam sobie sterem, żeglarzem, okrętem: 7
Twierdza Monty Pythona: 16
Użyj mózgu, Luke: 113

Przed nami jeszcze analiza materiałów dodatkowych, którą dodamy w niedzielę. A dzisiaj, żeby odcinek nie był taki krótki i, co tu dużo mówić, straszliwie nudny, pochylimy się jeszcze nad tekstem z okładki Elity, tak, jak to zrobiłyśmy z Rywalkami.

Maryboo: Aby tradycji stało się zadość, czas na kolejne podsumowanie tego, co anglojęzyczni osobnicy zwykli określać mianem blurb. Zaczynamy!
 Trzydzieści pięć dziewcząt przybyło do pałacu, aby wziąć udział w Eliminacjach. Zaledwie sześć z nich nie zostało odesłanych do domu.

M: Może to z mojej strony czepialstwo, ale ta szóstka nadal jest dla mnie bardzo dziwną liczbą. Dlaczego nie pięć albo symboliczne siedem?

Tylko jedna będzie mogła poślubić księcia Maxona i stać się księżniczką Illei.

M: Jak już wspominałam podczas analizy notki wydawniczej poświęconej „Rywalce”, to może być jeden z tych przypadków, kiedy przegrani okazują się być prawdziwymi zwycięzcami.

America wciąż nie jest pewna swoich uczuć.


M: To jedno zdanie w zupełności wystarczy dla streszczenia całej fabuły „Elity”. Proponuję, by w przypadku ewentualnych wznowień serii wyrzucić całą resztę niniejszego tekstu, nie ma co niepotrzebnie męczyć oczu.

Kiedy jest z Maxonem, całkowicie oddaje się ich nowemu i zapierającemu dech w piersi romansowi

M: Jakiemu znów romansowi?! Relacja między tą dwójką sprowadza się do nieustannego tupania nóżką i testowania cierpliwości partnera (America) oraz robienia za modelowy przykład pantoflarza na zmianę z szantażowaniem emocjonalnym swej domniemanej ukochanej (Maxon).
 i nie potrafi sobie wyobrazić bycia z kimkolwiek innym. Jednak za każdym razem, gdy widzi Aspena pełniącego straż w pałacu nie może odpędzić się od wspomnień o życiu, które planowali razem wieść. 
M: Okej, cofam poprzednią sugestię – należy zostawić TRZY zdania. Naprawdę, ta seria na obecnym etapie analizuje się sama. Na co tu jeszcze ja i Beige?
No bo sami spójrzcie - wystarczy tylko usunąć słodkopierdzący filtr i oto, co mówi nam powyższy akapit: „America lata jak z pieprzem w tyłku od jednego tru loffa do drugiego, kokietując obu równocześnie i uparcie odmawiając zdeklarowania się po którejkolwiek stronie.” Cass, nie wiem, czy zdajesz sobie z tego sprawę, ale zgodnie z twoim kanonem tego rodzaju postawę prezentują zasadniczo głupawe cizie w rodzaju Celeste. Tak tylko mówię.

Te z dziewcząt, które pozostały w grze jako Elita są coraz bardziej zdeterminowane, by zdobyć serce Maxona – a America ma coraz mniej czasu na podjęcie decyzji.

M: Tak strasznie, dogłębnie, przeraźliwie mi jej nie żal. Co by nie mówić o pozostałej piątce, te dziewczyny wiedzą przynajmniej czego chcą i ambitnie dążą do celu. Amisia dryfuje niczym ta kłoda między Maxonem i Aspenem, licząc cholera wie na co i obrażając się za każdym razem gdy któryś z bohaterów wypomina jej kapryśność i zmienność nastrojów. Ponownie, pani autorko – z jakiej racji mam trzymać kciuki za Singerównę?

B: Już nawet powody Celeste bardziej mi się podobają niż to, co odwala Amisia.

I kiedy już jest przekonana, że dokonała ostatecznego wyboru, druzgocąca strata każe jej ponownie przemyśleć całą sytuację.

M: Że co? Przecież to dopiero w następnym tomie...

...aaa, mówicie o Marlee. Cóż, już wypowiadałyśmy się na ten temat; obrażanie się na Maxona, iż miast dokonać publicznej egzekucji zdołał ugadać ojca na tyle, by ten zgodził się wyłącznie na baty  zaiste świadczy wprost okropnie o przyszłym władcy Illei.

No i jeszcze jedno – jaka, do diabła, „strata”? Przecież Marlee żyje i ma się całkiem nieźle! Ba, dzięki Maxonowi jest nawet w stanie kontaktować się z Americą! Notko, już ci kiedyś mówiłam, że bardzo brzydko jest tak kłamać.

B: Oj tam, oj tam. Jakoś to barachło trzeba zareklamować, a że nic w nim nie ma, to wydawnictwo musiało podkolorować.

Podczas gdy America boryka się z wątpliwościami dotyczącymi swojej przyszłości,

M: Amisia nie ma wątpliwości, Amisia cierpi na brak jakiejkolwiek wizji oraz zdolności długookresowego planowania. To subtelna różnica.

B: Myślę, że gdyby istniała możliwość życia z tymi dwoma męskimi wycieraczkami w trójkącie, Amisia poszłaby na taki układ. Wszystko, tylko żeby nie trzeba było podjąć żadnej ważnej decyzji i zmierzyć się z jej konsekwencjami.

agresywni, planujący obalenie monarchii rebelianci

M: Czy można dawać punkty karne za kłamstwa dotyczące następnych tomów?

B: Ale następny tom też jakoś muszą sprzedać, Mary.

rosną w siłę,

M: Nie rosną, ale i wcale tego nie potrzebują. Zostanie rebeliantem w Illei jest stosunkowo proste, wystarczy...no cóż...należeć do grona homo sapiens. I może jeszcze przekonująco robić „buu”, coby przestraszyć gwardzistów. I umieć elegancko dygać.

a ich plany mogą raz na zawsze pozbawić ją szansy na szczęśliwe zakończenie.

M: Chrzanić losy państwa i bezpieczeństwo wszystkich królewskich poddanych; największym problemem jest fakt, iż Amisia może nie doczekać się disnejowskiego happy endu!

B: Ami jest najważniejsza, koniec rozmowy. Nikt się nie będzie przejmował zwykłymi obywatelami. Ona się przecież też tak naprawdę nie przejmuje, bo nawet jej inteligentne inicjatywy społeczne (ekhm, ekhm) są tak naprawdę podyktowane złością na Maksia i króla.

I to już wszystko na dzisiaj. Do zobaczenia.

Beige&Maryboo


12 komentarzy:

  1. To wy powinnyście układać streszczenia książek. Od razu byłoby wiadomo, co omijać szerokim łukiem.
    Rozdział koszmarnie nudny. Przynajmniej evil król trochę nagadał Amisi, ale to i tak marne pocieszenie. Szkoda, że analiza krótka, ale wiadomo - z pustego i Salomon nie naleje, a wy się staracie osłodzić nam mękę przedzierania się przez te dzieUa.

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetna robota z tym blogiem :)
    Czekam na następny tom!

    OdpowiedzUsuń
  3. Evil!Clarkson ma w każdym razie jedną zaletę: jest chyba jedyną postacią, która potrafi trafnie podsumowywać Amisię.

    Cóż, ciężko byłoby się spodziewać po Cass fajerwerków na zakończenie, ale ten rozdział i tak jest przeraźliwie nudny. Po raz kolejny zastanawiam się, jakim cudem ja wcześniej przez to wszystko przebrnęłam bez Waszych komentarzy...

    Gwathgor

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja nie ogarniam, jak taka książka może mieć zagorzałe fanki.

    OdpowiedzUsuń
  5. Autorka powinna robić wykłady o profesjonalnym laniu wody. 31 rozdziałów serio? Jakim cudem można tyle napisać nie przekazując jednocześnie niczego?
    Świetna analiza jak zawsze. Czekam z niecierpliwością na następne :)

    OdpowiedzUsuń
  6. "Amisia cierpi na brak (...) zdolności długookresowego planowania."
    Krótkotrwałego planowania też, mając w pamięci chociażby jej wspaniałą prezentację...

    OdpowiedzUsuń
  7. Kocham Was i Wasze analizy :)
    Rozdział nudny, nic się nie dzieje, jak zresztą w całej książce. Ale i tak czekam na ciąg dalszy.

    Karmena

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja myślę, że tatuś tak łatwo dał się namówić na zmianę kary
    śmierci na chłostę, bo go to kręci.

    Już nawet Intruz budził we mnie głębsze uczucia niż ta pisanina.
    Przyznam, że przebijam się przez to tylko dla waszego wkładu. Gratuluję
    cierpliwości - na waszym miejscu już dawno temu uświerkłabym z nudów -
    i czekam na kolejny tom. :)

    Silvery

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam w sumie podobnie... To znaczy Intruz wywoływał we mnie autentyczną wściekłość i obrzydzenie, to mnie po prostu nudzi xD

      Usuń
  9. Co tu dużo mówić - ELITA JEST NUDNA. Rywalki jeszcze odrobinę mnie bawiły i powtarzałam sobie "ok, jest głupio, bohaterka jest chamem, ale przynajmniej cię to nie nudzi!". Tu ten jasny promyk zgasł jak latarka z wyczerpaną baterią. Nie jestem w stanie polubić nikogo poza Kriss, a i tak wiem, że zostanie paskudnie odepchnięta przez Maxona, który złamie jej serce (to nie spoiler, przecież to wiadomo =_=). Co do tego rozdziału... Cóż, przemówienie Clarksona jest po prostu prawdziwe, więc nie wywołało we mnie oburzenia, które chyba chciała wywołać pani Cass... Sorry, taki mamy klimat!
    Cieszę się, że dotarłyście do Jedynej, bo jej początek wywołał we mnie taki KWIK, że aż spadłam z łóżka - ciekawa jestem, czy was rozbawił podobnie xD

    OdpowiedzUsuń
  10. mam wrażenie że Cass chciała z Grzesia oraz z Clarksona zrobić przebiegłych, potężnych i inteligentych antagonistów. Zapomniała tylko że to nie działa tak jak chce kiedy z głównych bohaterów robi idiotów bez kręgosłupa narzekających na wszystko co ich otacza.

    OdpowiedzUsuń
  11. "– Jest prawdziwą perłą. Oczywiście, jest niezwykle piękna, ale przy tym pełna pokory. Nieśmiała, ale nie tchórzliwa. Uległa, pogodna"

    Pełna pokory, nieśmiała, uległa... to nie opis dziecka w wieku przedszkolnym, lecz władczyni. Jaja normalnie.

    "– Ale jak to? – zapytała Anne. – Myślałam, że panienka mówiła."

    Ale co mówiła?

    OdpowiedzUsuń