sobota, 10 października 2015

Rozdziały XI i XII


Analiza nieco wcześniej, bom chora i nie wiem, czy jutro będę miała siły i chęci siedzieć przed kompem.


Rozdział 11

Rozanielona Amisia wraca do sypialni i z pomocą Mary doprowadza się do ładu; ogólną błogość chwili psuje jedynie świadomość istnienia drobnej niedogodności w postaci masowych mordów przeprowadzanych przez rebeliantów na mieszkańcach Illei.

Jakiś czas później dowiadujemy się, że atmosfera w pałacu jest, eufemistycznie rzecz ujmując, daleka od radosnej; dość powiedzieć, iż nawet Celeste drżą ręce podczas wykonywania manikiuru.

Queen (Bee) Wannabe: 66

Jak myślisz, co się dzieje tam na zewnątrz? – zapytała mnie Kriss. Jej dłoń znieruchomiała nad poduszką, którą właśnie wyszywała.

Wiecie co? Kompletnie nie obchodzi mnie opinia Amisi na ten temat; zacytowałam to zdanie wyłącznie dlatego, że zachwycił mnie sposób, w jaki Kriss zabija wolny czas. Toż to rozrywka godna prawdziwej królowej! Z niecierpliwością czekam na pojawienie się maskarad, turniejów oraz dworskich konkurów – inspiracja historią nadałaby tej literackiej papce odrobiny kolorytu.

Myślisz, że ukry​wają przed nami liczbę ofiar? – zastanawiała się.
To nie jest wy​klu​czo​ne. Jeśli się wy​co​fa​my, re​be​lian​ci wygrają.
Kriss wy​ha​fto​wała ko​lej​ny krzyżyk.

Ejże, Kriss, postaraj no się trochę bardziej; zwykły haft krzyżykowy doprawdy nie przystoi pannie z wyższych sfer. 

Zamierzam zostać bez względu na wszystko. – W sposobie, w jaki to powiedziała, było coś, co wydawało się skierowane bezpośrednio do mnie. Zupełnie jakbym to ja miała wiedzieć, że ona nie zamierza rezygnować z Maxona.
Ja również – obiecałam.
Następny dzień był praktycznie taki sam jak poprzedni, chociaż nigdy wcześniej nie czułam się tak rozczarowana, widząc słońce. Przygniatało nas ciężkie przygnębienie, nie byłyśmy w stanie niczego robić.
(…)
Co ro​bisz? – za​py​tałam.
[Kriss]Wzru​szyła ra​mio​na​mi.
Co​kol​wiek, czym mogłabym się zająć.
Sie​działa przez długą chwilę z czer​woną kredką w ręku, trzy​mając ją nad kartką.
Nie wiem, co robię – powiedziała w końcu. – Wiem, że inni są w niebezpieczeństwie, ale kocham go. Nie chcę stąd wyjeżdżać.

Te dziewczyny są naprawdę niesamowite.

Kochani, wyobraźcie sobie, że bierzecie udział w matrymonialnym show, kiedy nagle dostajecie wiadomość, iż póki nie zrezygnujecie, buntownicy będą brutalnie mordować wszystkich ludzi z Waszej klasy; klasy, do której (biorąc pod uwagę możliwość edukowania się i zarabiania wyłącznie w granicach własnej kasty) zapewne wliczają się także Wasi przyjaciele czy współpracownicy.
Mam pytanie: czy tkwilibyście twardo w pałacu, powtarzając sobie w myślach: „Nie ma bata, na tym etapie nikt i nic nie przekona mnie do porzucenia wyścigu o możliwość prezentowania swego szlachetnego profilu na znaczkach pocztowych?”

Słuchajcie, ja wiem, że rezygnacja z Eliminacji nie daje żadnej gwarancji na to, iż rebelianci postanowią grzecznie wrócić do domu; problem jednak w tym, że reakcje kandydatek są cokolwiek przerażające. Tak, dostajemy głodne kawałki o smutku, nerwach i trzęsących się kończynach, ale żadna z nich zdaje się do końca nie pojmować – ani przejmować – że z powodu ich uczestnictwa w konkursie CODZIENNIE GINIE KILKA LUB KILKANAŚCIE NIEWINNYCH OSÓB.

Ale wiecie co? Tak naprawdę nie winię nawet dziewcząt z Elity. Winię kogoś zupełnie innego. Potraficie zgadnąć, kogo?

...Taaak.

Maxon? Czy możesz mi wyjaśnić, dlaczego nadal ciągniesz ten cyrk?

TWÓJ KRAJ STOI NA KRAWĘDZI PRZEPAŚCI. TWOI PODDANI SĄ ZARZYNANI W POSTĘPIE GEOMETRYCZNYM, PONIEWAŻ WCIĄŻ NIE POTRAFISZ POGODZIĆ SIĘ Z MYŚLĄ, IŻ PRĘDZEJ CZY PÓŹNIEJ PRZYJDZIE CI ZLIKWIDOWAĆ 3/4 SWOJEGO HAREMU. CO TY NA TO, BY WRESZCIE PODJĄĆ JAKĄŚ DECYZJĘ I TYM SAMYM ZWIĄZAĆ BUNTOWNIKOM RĘCE?

Nie musisz nawet wybierać – po prostu rozwiąż zabawę w cholerę i odeślij wszystkie panny precz – najlepiej gdzieś na inny kontynent, coby głowa żadnej z nich nie zdobiła bramy wjazdowej posesji przywódcy rebelii. W Illei toczy się regularna wojna domowa – gwarantuję ci, iż nikogo nie będzie obchodzić fakt, że zakończyłeś rozgrywkę w nieprzepisowy sposób.

Użyj mózgu, Luke: 132

Król nie dopuści, żeby kto​kol​wiek zginął – stwier​dziła pocie​szająco Eli​se.

Eee...Elise, chyba nie do końca zrozumiałaś, o czym niedawno perorował Clarkson.

Użyj mózgu, Luke: 133

Ale już zginęli ludzie. – Kriss nie próbowała się z nią kłócić, była tylko zatroskana. – Muszę zacząć myśleć o czymś in​nym.
Je​stem pew​na, że Si​lvia zna​lazłaby nam coś do ro​bo​ty – pod​sunęłam.
Kriss roześmiała się krótko.
Nie jestem aż tak zdesperowana. – Przesunęła kredkę po papierze, kreśląc równą, łukowatą linię. – Wszyst​ko będzie do​brze, je​stem tego pew​na.

Kriss, Scarlett O'Hara byłaby z ciebie dumna. Niestety, nie jest to komplement.

Serio, kochani. Kriss właśnie oznajmiła Amisi oraz czytelnikom: „Myślenie o tych wszystkich mordowanych ludziach wywołuje u mnie poczucie dyskomfortu, więc lepiej skupię się na przyjemniejszych aspektach życia. A tak w ogóle, to always look on the bright side of life”.

Co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr: 24

Cass, tego rodzaju niezamierzenie przerażające akapity to domena Meyer. Proszę cię, nie idź tą drogą.

Amisia oznajmia Elise i Kriss, że pragnie udać się do biblioteki (nie, nie, spokojnie; to nie ta z pamiętnikami Grzesia, tylko ogólna pałacowa. Najwyraźniej dziewczę zamierza dla odmiany poczytać coś niebędącego na liście ksiąg zakazanych) i opuszcza Komnatę Dam.

A w tej bibliotece...

...

Ha! Pudło. To nie Maksiu.

Usłyszałam czyjś płacz. Rozejrzałam się za jego źródłem i zobaczyłam Celeste, siedzącą z podkulonymi kolanami na szerokim parapecie. Poczułam się okropnie zakłopotana. Celeste nigdy nie płakała. Aż do tej chwili nie byłam nawet pewna, czy jest do tego zdolna.

Queen (Bee) Wannabe: 67

Celeste jest zawstydzona, że America przyłapała ją w takim stanie i każe jej się wynosić precz; nasza heroina wyjątkowo ma zamiar spełnić prośbę panny Newsome, ale nim udaje jej się wykonać jakikolwiek ruch, Celeste rzuca w nią illeańskim tabloidem.

Sama zobacz. Ta twoja przemowa w „Biu​le​ty​nie” wyniosła cię na szczyt. Uwielbiają cię. – W jej głosie brzmiały złość i oskarżenie, zupełnie jak​bym za​pla​no​wała wszyst​ko z góry.
Odwróciłam czasopismo we właściwą stronę i zobaczyłam, że połowę strony zajmują zdjęcia pozostałych czterech kandydatek ze słupkami obok. Ponad zdjęciami elegancki nagłówek pytał: „Kogo byś chciała jako królową?”. Koło mojej fotografii wysoki słupek pokazywał, że trzydzieści dziewięć procent respondentów głosowało na mnie. Wydawało mi się, że ta z nas, która ma ostatecznie zwyciężyć, powinna mieć większe po​par​cie, ale i tak to było znacz​nie więcej niż w przy​pad​ku po​zo​stałych!

Swoją drogą, Illeańczyków też podziwiam; gdyby nad moją głową nieustannie wisiało widmo rebelianckiej kosy, nie bardzo chciałoby mi się brać udział w ankiecie na ulubionego bohatera reality show.
Chociaż z drugiej strony... to pytanie sformułowane jest w tak infantylny sposób, że naprawdę nie zdziwiłabym się, gdyby wyszło na jaw, iż Celeste podczytuje illeański odpowiednik „Trzynastki”.

Cytaty przy moim zdjęciu sprawiły, że chciało mi się płakać. „Lady America jest zupełnie jak królowa. To urodzona wojowniczka. Nie tylko jej chcemy – potrzebujemy jej!”

Wiecie co? Bardzo bym chciała, żeby się okazało, że całe to poparcie wyszło od sprzymierzeńców rebeliantów z Północy po tym, jak August wytłumaczył im, iż po osadzeniu na tronie Ami dotychczasowy ustrój polityczny zawali się sam niczym domek z kart na skutek jej impulsywności i głupoty.

Czy… czy to na​prawdę?
Ce​le​ste wy​rwała mi cza​so​pi​smo.
Jasne, że naprawdę. No już, idź, wyjdź za niego, czy co tam sobie chcesz. Zostań księżniczką. Wszyscy będą zachwy​ce​ni. Bied​na mała Piątka do​stała ko​ronę.
Skierowała się do drzwi, a jej kwaśny nastrój popsuł mi najbardziej niesamowitą nowinę, jaką usłyszałam od początku Eli​mi​na​cji.

Celeste, jak śmiesz smucić naszą Mary Sue i nie klaskać w rączki z radości, że najwyraźniej przegrasz z nią wyścig po diadem!

Queen (Bee) Wannabe: 68

Wiesz, nie rozumiem w ogóle, dlaczego to dla ciebie takie ważne. Jakiś bardzo szczęśliwy facet Dwójka i tak się z tobą ożeni. A kie​dy to wszyst​ko się skończy, da​lej będziesz sławna – po​wie​działam oskarżyciel​sko.
Jako nie​doszła królowa.
Na litość boską, je​steś mo​delką! – krzyknęłam. – Masz wszyst​ko.
Ale na jak długo? – od​pa​ro​wała. Powtórzyła ci​szej: – Na jak długo?

...O-o. No i się zaczęło...

Nie rozumiem? – zapytałam, także zniżając głos. – Celeste, jesteś piękna i będziesz Dwójką przez resztę swojego życia.
Zaczęła potrząsać głową, za​nim jesz​cze skończyłam to mówić.
Myślisz, że tylko ty czujesz się czasem uwięziona przez ograniczenia swojej klasy? Tak, jestem modelką. Nie potrafię śpiewać. Nie jestem aktorką. Więc kiedy moja twarz nie będzie już dostatecznie świeża, wszyscy o mnie zapomną. Zo​stało mi jesz​cze z pięć lat, dzie​sięć, jeśli będę miała szczęście.

O, właśnie – dziękuję za poruszenie tej kwestii, Celeste. Cass, jakim cudem modelki należą do Dwójek – najbardziej prestiżowej kasty nie licząc tej, do której przynależy rodzina królewska – skoro ich zawód z natury nie trwa wiecznie? Z czego utrzymują się później? Czy mam rozumieć, że na sesjach zdjęciowych zarabiają tyle, by móc w spokoju odłożyć na stare lata? A jeśli nawet...

Po​pa​trzyła na mnie.
Spędziłaś całe życie, wtapiając się w tło. Widzę, że czasem ci tego brakuje. Cóż, ja spędziłam życie w bla​sku reflek​torów. Może dla cie​bie to głupie oba​wy, ale dla mnie tak właśnie jest: nie chcę tego stra​cić.

.. to co z kwestią zwykłego zabijania czasu po odejściu z branży? W rzeczywistym świecie modelka, jeśli zostanie ostatecznie wyrzucona ze świata pięknych strojów i wielkich pieniędzy, może zawsze zacząć się dokształcać, znaleźć inną pracę. Co jednak ma zrobić taka Celeste?

  • Nie będzie mogła wybrać sobie zawodu poza swoją kastą, choćby nawet odkryła, że ma naturalny talent do szycia czy sadzenia kwiatów.
  • Nie zostanie piosenkarką, bo nie umie śpiewać.
  • Ani aktorką, bo nie potrafi grać.
  • Ani zawodowym sportowcem, bo ma już swoje lata i nigdy nie ćwiczyła żadnej dyscypliny.
  • Wszystkie zawody w mundurowe, jak pokazuje dotychczasowy kanon, są obstawanie przez mężczyzn.

Furda z przywiązaniem do reflektorów; na miejscu Celeste też poważnie obawiałabym się zakończenia kariery, bo groziłoby mi, że umrę z nudów przed trzydziestką.

Jak mała Kiera wyobraża sobie...: 74

(…) Ale Ce​le​ste, czy ty go w ogóle ko​chasz?
Prze​chy​liła głowę i za​sta​no​wiła się.
Jest słodki. I na​prawdę świet​nie się całuje – dodała z uśmie​chem.
Od​wza​jem​niłam ten uśmiech.
Wiem.
Wiem, że wiesz. To był poważny cios dla moich planów, kiedy zorientowałam się, jak daleko zaszliście. Miałam nadzieję, że będę go miała w garści, jeśli spra​wię, że zacznie ma​rzyć o czymś więcej.

Aaa... czyli Celeste liczyła na to, że Maxona tak opęta chuć, iż ogłosi koniec Eliminacji, byle tylko móc wreszcie sobie ulżyć? Cóż, zawsze to jakiś plan; obawiam się jedynie, że panna Newsome nie przeczytała wystarczająco uważnie kontraktu, który wyraźnie mówi o tym, iż Maksiu nie musi – wybaczcie dobór słów – kupować krowy po to, by dostać mleko.

To nie jest me​to​da, żeby zdo​być czy​jeś ser​ce.
Nie potrzebuję jego serca – przyznała. – Chciałam tylko, żeby pragnął mnie dostatecznie, żeby mnie tu za​trzy​mać. Zgo​da, to nie jest miłość. Po​trze​buję sławy znacz​nie bardziej niż miłości.

Queen (Bee) Wannabe: 69

No i fajno, każdemu jego porno. Mnie zastanawia jedynie, czy Celeste nie wpadło do głowy, że Maksiu może mieć identyczne obawy, co ona – uroda prędzej czy później przeminie, a wtedy trzeba się będzie męczyć z nielubianą połowicą...

Byłam trochę nie​znośna – przy​znała, ra​czej roz​ba​wio​na niż za​wsty​dzo​na.
Po​darłaś mi su​kienkę!
Cóż, wte​dy tego po​trze​bo​wałam!
Nagle to wszystko wydało mi się zabawne. Wszystkie te kłótnie, złośliwe miny, małe podstępy – sprawiały wrażenie przeciągającego się żartu. Stałyśmy tak przez chwilę, śmiejąc się z wydarzeń ostatnich kilku miesięcy, a ja poczułam, że chciałabym się nią opie​ko​wać tak, jak wcześniej Mar​lee.

Skonfundowani? Nie wiecie, co tu się wyrabia? Spokojnie, moi drodzy; wszystko wyjaśni się pod koniec tego wątku.

Ku mo​je​mu za​sko​cze​niu jej śmiech ucichł szyb​ko i odezwała się do mnie, od​wra​cając wzrok:
Zrobiłam mnóstwo rzeczy, Ami. Okropnych rzeczy, których powinnam się wstydzić. Po części dlatego, że źle znosiłam stres całej tej rywalizacji, ale przede wszystkim dlatego, że byłam gotowa na wszystko, żeby zdobyć tę koronę, zdo​być Ma​xo​na.

Jak wyżej.

Szczerze mówiąc – zaczęłam – wydaje mi się, że nie potrzebujesz Maxona, żeby zdobyć to, na czym ci w życiu zależy. Masz motywację, masz talent i, co chyba najważniejsze, masz możliwości.

Amisiu, ale... tak się składa, że Celeste zależy na życiu w sławie i chwale aż do grobowej deski i, jak sama przed chwilą przyznała, NIE posiada żadnego konkretnego talentu, a motywacja na niewiele się zda w rywalizacji z upływającym czasem. Biorąc to wszystko pod uwagę, jedyną drogą dla naszej pragnącej nieustannej obecności świateł reflektorów bohaterki jest błyszczący diadem lub/i bogaty małżonek – co czyni obecność Maxona (lub ostatecznie innego zamożnego i wysoko postawionego młodziana) w danym równaniu nie tylko pożądaną, ale wręcz niezbędną.

Wiem – przyznała. – To nie tak, że jestem zupełnie nieświadoma, ile mam szczęścia. Po prostu trudno mi zaakcep​to​wać możliwość, że będę… nie wiem, kimś mniej ważnym.
No to nie ak​cep​tuj tego.

- The sky's the limit! I pamiętaj – dodała życzliwie America – Zawsze możesz rozpocząć w Illei modę na zdjęcia kobiet 60+.

A tak swoją drogą, to nie bardzo wiem, co się dzieje. Zaczęliśmy od dyskusji na temat ulotności urody i niepewnego losu osób parających się modelingiem, a skończyliśmy na motywacyjnych cytatach. Quo vadis, fabuło?

Byłam bez szans, praw​da? Od początku li​czyłaś się tyl​ko ty.
Nie tyl​ko ja – przy​znałam. – Jesz​cze Kriss. Ona także jest fa​wo​rytką.
Chcesz, żebym jej złamała nogę? Dałoby się zro​bić. – Cele​ste roześmiała się. – Żar​tuję.
Wrócisz ze mną? Trud​no te​raz sie​dzieć tam całymi dniami, a z tobą za​wsze było trochę cie​ka​wiej.
– Nie te​raz. Nie chcę, żeby po​zo​stałe wie​działy, że płakałam. – Ce​le​ste spoj​rzała na mnie prosząco.
– Obie​cuję, że nic ni​ko​mu nie po​wiem.
Dziękuję.
Nastąpiła chwi​la krępującej ci​szy, jak​by jed​na z nas powinna po​wie​dzieć coś jesz​cze. Wy​da​wało mi się ważne, że teraz w końcu naprawdę zobaczyłam Celeste. Nie byłam pewna, czy potrafię zapomnieć o wszystkim, co mi zro​biła, ale przy​najm​niej te​raz ją ro​zu​miałam. Nie było nic do dodania, więc skinęłam jej głową i wyszłam.

...No i tak, o.

Kochani, patrzcie na to.

Queen (Bee) Wannabe: 69

Ta duża, kolorowa kategoria i tkwiąca przy niej liczba oznaczają oficjalny koniec danego wątku.

Tak jest. Właśnie pożegnaliśmy raz na zawsze Celeste - Barbie, Celeste - Scary Sue, Celeste – femme fatale. Od dziś panna Newsome będzie dokarmiać małe kotki, przeprowadzać staruszki przez jezdnię, a przede wszystkim przyjaźnić się z Americą.

Jeśli mam być szczera, to ostatnie niezbyt mnie dziwi. Cass to w głębi duszy suethor, a suethorzy mają tylko dwa sposoby rozprawiania się z Tą Złą: przykładnie ją ukarać i upokorzyć (najlepiej na oczach Mary Sue), lub też sprawić, by przeszła duchową metamorfozę i zrozumiała, że jest jako ten marny proch przy naszej wspaniałej protagonistce i w rezultacie spędziła resztę serii/książki próbując odkupić dawne przewiny i zaprzyjaźnić się ze Specjalnym Płatkiem Śniegu – i tak, dokładnie to czeka nas od tego rozdziału aż do samego końca „Jedynej”.

A mimo to... No cóż. Jak sami się wkrótce przekonacie, jeżeli Cass rezygnuje ze skrajności, to tylko po to, by wpaść w drugą skrajność. Pamiętacie casus Brata Samo Dobro z „Intruza”? Uwierzcie mi – Meyer bynajmniej nie jest osamotniona w swym hobby polegającym na kompletnym przepisywaniu charakterów swoich pacynek.




Rozdział 12

Niniejszy rozdział jest bodaj najistotniejszym w „Jedynej”, jeśli wręcz nie w całej serii. Wiecie, dlaczego Wam o tym mówię?

Bo ów fakt jest bardzo, BARDZO łatwy do przeoczenia. Jak łatwy – wkrótce przekonacie się sami.

Zaczynamy.

Jak wiemy, America obiecała Maxonowi podczas romantycznej randki w deszczu, że spróbuje jakoś umożliwić księciu kontakt z Augustem i resztą buntowników z Północy. Dziewoja myślała, myślała i wymyśliła:

Miałam rację. Aspen znał na pamięć każdy zakamarek w pałacu i wiedział dokładnie, jak można nas wy​pro​wa​dzić na zewnątrz.
Je​steś na​prawdę pew​na? – za​py​tał Ma​xon, kie​dy następne​go wie​czo​ra prze​bie​ra​liśmy się w moim po​ko​ju.
Mu​si​my się do​wie​dzieć, co się dzie​je. Nie mam wątpliwości, że będzie​my bez​piecz​ni – uspo​koiłam go.
Rozmawialiśmy przez szczelinę w drzwiach łazienki. Maxon zdjął garnitur, rzucił go na podłogę i założył dżinsy oraz bawełnianą koszulę, jaką mogłaby nosić Szóstka. Ubranie Aspena było na niego odrobinę za duże, ale musiało wystarczyć. Na szczęście Aspen znalazł drobniejszego gwardzistę, żeby pożyczyć ubranie dla mnie, ale mimo to mu​siałam kil​ka razy za​winąć spodnie w pa​sie, żeby no​gaw​ki nie wlekły mi się po zie​mi.

Tak, moi drodzy. Amisia i Maxon (oraz, rzecz jasna, Aspen, który będzie im służył za przewodnika) zamierzają wymknąć się z pałacu, używając sztuczki znanej z pewnego serialu dla małych dziewczynek.


Chociaż nie, jestem niesprawiedliwa – jak się wkrótce przekonamy, nawet postacie z tego uniwersum były bardziej spostrzegawcze; było nie było, Hannah Montana przynajmniej zakładała sobie na łeb perukę.

Użyj mózgu, Luke: 134

Bardzo ufasz temu gwardziście – skomentował Maxon, a ja nie mogłam niczego odgadnąć z jego tonu.

Oho, czyżby dogorywająca ostatnia komórka mózgowa Maksia postanowiła przydać się na coś przed zgonem?

Moje pokojówki twierdzą, że jest jednym z najlepszych w pałacu. To on zabrał mnie do schronu podczas ataku Południowców, kiedy wszyscy się spóźnili. Zawsze jest gotowy do działania, nawet jeśli jest całkiem spo​kojnie. Robi na mnie do​sko​nałe wrażenie. Za​ufaj mi.

Amisiu, to wszystko rzeczywiście udowadnia, że Aspen zna się na swojej robocie, ale nie tłumaczy, skąd...

Skąd wie​działaś, że będzie umiał nas wy​pro​wa​dzić z pałacu?

Dziękuję, Maxon.

Nie wie​działam. Po pro​stu za​py​tałam.

...Ja...ja...Nie. Poddaję się. Nawet nie wiem, jak to skomentować.

Użyj mózgu, Luke: 135

A on ci po pro​stu po​wie​dział? – zdzi​wił się Ma​xon.

Maksiu, zadziwiasz mnie. Trzy logiczne wypowiedzi pod rząd – to nie zdarzyło ci się od wielu księżyców.

Amisia kłamie, że spytała w jego imieniu (co, jeśli chcecie znać moje zdanie, jest dosyć marnym wytłumaczeniem; niby dlaczego gwardzista miałby się bawić w głuchy telefon i sprzedawać sekrety pałacu obcej dziewoi, zamiast osobiście rozmówić się z księciem?); nasze gołąbeczki kończą stylizację à la Szpieg z Krainy Deszczowców, zwaną też „wczesnym Harrym Potterem” (czytaj: narzucenie na grzbiet zbyt dużych ubrań), po czym podziwiają efekt końcowy: Ami wzdycha nad widocznymi dzięki krótkim rękawom T-shirtu umięśnionymi ramionami tru loffa, tru loff zaś zabawia się w projektanta z Project Runway i używa znalezionego w szafie szala do przewiązania zbyt luźnych dżinsów naszej heroiny, coby w czasie ich sekretnej akcji zbyt duże gacie nie zsunęły jej się z tyłka; mamy też trochę erotyki PG-13, bowiem Americę bardzo rajcuje Maxon gmerający przy szlufkach jej - nie jej spodni.

Posłuchaj – powiedział, zawiązując pasek. – To, co robimy, jest bardzo niebezpieczne. Jeśli coś się stanie, chcę, żebyś ucie​kała. Nie próbuj na​wet wra​cać do pałacu. Znajdź jakąś ro​dzinę, która ukry​je cię do rana.

Mam dziwne wrażenie, że niezależnie od wyników ankiet w illeańskim „Bravo” sporo obywateli może mieć pewne „ale” w kwestii przyjęcia pod swój dach jednego z czterech katalizatorów masowych rzezi przeprowadzanych przez buntowników na Bogu ducha winnych Illeańczykach.

O dziwo, Ami popiera moje stanowisko:

W tej chwili proszenie jakiejś rodziny, żeby mnie ukryła, jest prawie tak samo niebezpieczne, jak stawianie czoła rebe​lian​tom. Lu​dzie mogą być nie​za​do​wo​le​ni, że nie chcemy się wy​co​fać z Eli​mi​na​cji.

Odpowiedź Maksia?

Jeśli ten ar​ty​kuł, który po​ka​zała ci Ce​le​ste, mówił prawdę, to zna​czy, że lu​dzie mogą być z cie​bie dum​ni.

Kochaneczku, duma sobie, a chęć przetrwania sobie...

Chciałam powiedzieć Maxonowi, że się z nim nie zgadzam, ale przerwało nam pukanie do drzwi. Podszedł, żeby je otworzyć, a do pogrążonego w półmroku pokoju wszedł Aspen w towarzystwie jeszcze jednego gwardzisty.

Rany koguta, kolejny do kolekcji? Wciągnijcie jeszcze do konspiracji Amberly i osobistego lokaja Clarksona – jak szaleć, to szaleć.

Użyj mózgu, Luke: 136

Aspen informuje księcia, że wyjście z pałacu to nie problem, gorzej będzie z utrzymaniem wszystkiego w sekrecie. Jeśli myślicie, że przynajmniej ten zachował resztki zdrowego rozsądku, to spójrzcie niżej:

Cóż, muszę zakładać, że wasza wysokość ma jakiś powód, żeby wymykać się w nocy bez wiedzy króla. Jeśli zostaniemy zapytani o to wprost – Aspen spojrzał na drugiego gwardzistę – obawiam się, że nie będziemy mogli skłamać.

...Tak. Leger właśnie poinformował Maxona, że jeśli król spyta się go, czy synalek oby nie spędził nocy gdzieś poza murami domostwa, to wyśpiewa mu wszystko jak na spowiedzi. Słuchajcie, ja wiem, że Aspen nie przepada za Maksiem... ale żeby mówić o tym tak otwarcie?

Użyj mózgu, Luke: 137

Nie prosiłbym o kłamstwo. Mam nadzieję, że już niedługo będę mógł powiedzieć o wszystkim ojcu, ale dzi​siaj dyskrecja jest sprawą naj​wyższej wagi.

...Serio, Maxon? Serio? Po tym wszystkim, co się niedawno wydarzyło, masz zamiar podejść do tatusia i radośnie oznajmić mu: „Tato, tato, zgadnij, co robiłem wczoraj w nocy! Byłem w tajnej bazie buntowników! Mówię ci, było super, mają takie fajne kosy i w ogóle. I wcale się nie bałem – poszedłem tam bez niemal żadnej ochrony!”?

Użyj mózgu, Luke: 138

Da się zro​bić. – Aspen za​wa​hał się. – Wy​da​je mi się, że lady Ame​ri​ca nie po​win​na nam to​wa​rzy​szyć.
Ma​xon po​pa​trzył na mnie trium​fal​nie, zupełnie jak​by udało mu się wy​grać naszą sprzeczkę. Wy​pro​sto​wałam się na tyle, na ile zdołałam.
Nie za​mie​rzam sie​dzieć tu​taj bez​czyn​nie. Już raz byłam ści​ga​na przez re​be​liantów i nic mi nie jest.
Ale to nie byli Południow​cy – przy​po​mniał Ma​xon.

Ale... że co proszę? Przecież chcieliście się spotkać z Augustem! Mało tego – doskonale wiem, co się wydarzy w następnym rozdziale i mogę Wam obiecać, że to właśnie August czeka na nich hen, za pałacowymi murami. A August tak jakby... reprezentuje Północ.

Cass, czy ty w ogóle CZYTASZ swoje dzieła przed wysłaniem ich do wydawnictwa, edytora czy gdzie ty tam masz zwyczaj je dostarczać?

Mimo wszyst​ko idę – uparłam się. – Mar​nu​je​my tyl​ko czas.
Po​wiem wprost: nikt się z tobą nie zga​dza.
Po​wiem wprost: nie ob​cho​dzi mnie to.

Powiem wprost: jeśli Maxon każe Gwardziście – Statyście przykuć cię łańcuchem do ściany, to twoja opinia na ten temat nie będzie miała zbyt wielkiego znaczenia.

Karny jeżyk potrzebny od zaraz: 23

Maxon westchnął i założył na głowę wełnianą czapkę, kryjącą włosy.

Zapamiętajcie tę czapkę – jeszcze nam się przyda.

Aspen dzieli się z naszymi bohaterami planem rodem z Mission Impossible:

Plan jest bardzo prosty – zaczął tłumaczyć Aspen. – Dwa razy w tygodniu z pałacu wyjeżdża ciężarówka, żeby przywieźć zaopatrzenie. Czasem personel kuchenny potrzebuje czegoś jeszcze w danym tygodniu, więc ciężarówka wyjeżdża dodatkowo, żeby uzupełnić te braki. Zwykle jedzie nią ktoś z kuchni, a także kilku gwar​dzistów.
Nikt nie będzie ni​cze​go po​dej​rze​wał? – za​py​tałam.
Aspen potrząsnął głową.
Po produkty spożywcze zwykle jeździ się w nocy. Jeśli kucharze uznają, że potrzebują więcej jajek na śnia​da​nie, to ja​sne, że trze​ba je​chać przed świ​tem.

Aspen? „Kilku” to trochę więcej niż „dwóch”. Mam rozumieć, że wciągnęliście do konspiry jeszcze więcej gwardzistów? No, chyba że Amisia i Maks też mają robić za mundurowych – ale w takim razie dlaczego są w cywilu?A może pełnią rolę owego personelu? Cóż, mam szczerą nadzieję, że nie, bo w takim układzie scena w kuchni (którą ujrzymy pod koniec analizy) staje się jeszcze głupsza, niż dotychczas.

Udało mi się przekazać Augustowi wiadomość. Powiedział, że mamy się z nim spotkać pod tym adresem. – [Maxon]Wręczył kar​teczkę Aspe​no​wi, który po​ka​zał ją drugie​mu gwar​dziście.
Wiesz, gdzie to jest? – za​py​tał Aspen.
Gwardzista – ciemnoskóry chłopak, na którego odznace, jak wreszcie zauważyłam, było napisane AVERY – skinął głową.
To nie najlepsza dzielnica, ale jest dostatecznie blisko magazynów żywności, żeby nasza obecność tam nie wzbudzała po​dej​rzeń.

- Z racji atmosfery rodem z „Młodych gniewnych” jest to też świetnie miejsce do przeprowadzenia nagłego ataku, który nie wzbudzi niczyich podejrzeń. Dziękujemy za współpracę, wasza wysokość.

Naprawdę, męczę się z Maxonem od kilkuset stron, a jego bezmyślność nadal jest w stanie wprawić mnie w zdumienie. Chłopak nie wie NIC o swoich gwardzistach (nazwisko Aspena musiał wręcz odczytywać z plakietki), August powiedział mu wprost, że rebelianci z Północy mają w pałacu swoją wtykę (która jest, że tak tylko przypomnę, kandydatką na księżniczkę) – a ta sierota NADAL nie wpadła na to, że Południowcy mogli użyć identycznego fortelu. Skąd wziął się ten cały Avery? Czy można mu ufać? Dlaczego tak chętnie zgodził się na udział w misji, która po wyjściu na jaw mogłaby zagrozić nie tylko jego pozycji, ale i życiu (Clarkson, biedaczek, ostatnimi czasy ma nerwy w strzępach)? Możemy jedynie spekulować, albowiem gwarantuję, że Maxona nie dręczą podobne wątpliwości.

Użyj mózgu, Luke: 139

O tym, że książę leci radośnie wprost w paszczę lwa – umawiając się z przywódcą rebeliantów na kompletnym odludziu, zabierając ze sobą wyłącznie dwóch strażników i żadnej broni – nawet nie chce mi się gadać. Hej, Maksiu – skoro ufasz Legerowi i Gwardziście z Bronxu na tyle, by zabierać ich na tajną misję, to może po prostu wyślesz ich jako swoich posłańców? Szanse na dogadanie się podobne, a groźba utraty głowy jakby mniejsza.

Sam sobie sterem, żeglarzem, okrętem: 9
Użyj mózgu, Luke: 140

Do​sko​na​le – od​parł Aspen i po​pa​trzył na mnie. – Proszę scho​wać włosy pod czapkę.

O, czapka po raz drugi. Ale nic to, ta należąca do Maksia i tak jest zabawniejsza.

Amisia wykonuje polecenie, po czym pyta Maksa, czy w nowej stylizacji jest jej do twarzy; ten, drażniąc się z nią, stwierdza, że wygląda obłędnie.

Żar​to​bli​wie szturchnęłam go w ramię, a po​tem odwróciłam się, żeby posłuchać następne​go po​le​ce​nia Aspe​na. Dostrzegłam w jego oczach urazę, gdy widział mnie zachowującą się tak swobodnie wobec Maxona. A może chodziło o coś więcej? Przez dwa lata ukrywaliśmy się w domku na drzewie, ale teraz miałam wyjść na ulicę po godzinie policyjnej, w towarzystwie mężczyzny, którego rebelianci z Południa chcieli za wszelką cenę widzieć martwe​go.
Ta chwi​la była jak po​li​czek dla wszyst​kie​go, czym byliśmy.

Aha. A więc to TEN moment.




Kochani, skupcie się. Przed nami zakończenie ciągnącego się przez ponad dwa tomy wątku trójkąta miłosnego. Jesteście gotowi?

Cho​ciaż nie byłam już za​ko​cha​na w Aspe​nie, nadal był dla mnie bar​dzo ważny i nie chciałam spra​wiać mu bólu.

Już.




No co? Nie patrzcie tak na mnie. Nie żartuję. Już. To koniec. America uznała (zapewne na skutek tańca w deszczu), że jednak darzy uczuciem Maxona, w związku z czym w przeciągu kilku chwil ostatecznie odkochała się w Aspenie.

Nie wierzycie? Dobra, większymi literami.

TO OFICJALNY KONIEC TEGO GALIMATIASU UCZUCIOWEGO.

...Nie, chyba nadal nie wystarczy. Macie tu stworzony przeze mnie cukierkowy gif:


Gdy ustalałyśmy z Beige, które rozdziały „Jedynej” bierze każda z nas, z góry poprosiłam ją o dwunastkę. Ale nie tylko – chciałam też, aby (jak wspomniała Wam w swojej pierwszej analizie tej odsłony) zamieszczała w swych notkach wszystkie cytaty związane z Aspenem, nawet te niezbyt istotne. Rzecz jasna, sama robiłam to samo.

Mam dla Was teraz zadanie – prześledźcie w wolnym czasie wszystkie poprzednie jedenaście rozdziałów i spróbujcie znaleźć jeden – JEDEN – dowód na to, co widać w powyższym cytacie.
Podpowiem Wam: nie ma żadnego. Przez całą pierwszą część „Jedynej” Ami nadal traktuje Legera jako opcję B.

A teraz nagle to.
 
Amisia już nie kocha Aspena... bo nie. To jedyny wniosek, do którego dochodzimy po lekturze tego rozdziału. Nie ma tu nic innego – żadnego nagłego kryzysu, żadnej istotnej zmiany w ich relacji. Ot, po prostu – Maxon zna przejście na dach, więc wygrał tę rywalizację.

No dobrze, tak naprawdę jest jeszcze jedno wyjaśnienie: Cass, podobnie jak Meyer, znudziła się w pewnym momencie wątkiem miłosnych figur geometrycznych i uznała, że chce jednak skupić się wyłącznie na wybranym tru loffie i jego relacji z Mary Sue. A ponieważ nie bardzo chciało jej się wymyślać powód (zresztą, obiektywnie patrząc: co takiego musiałby zrobić Aspen, żeby ostatecznie zniechęcić do siebie Americę, biorąc pod uwagę, że ci dwoje kłócą się w regularnych odstępach czasu? Chyba tylko zamordować jej ojczulka, a tego zrobić nie może, bo jest wszak tru loffem nr 2) to uznała, że... tego powodu najzwyczajniej w świecie nie będzie. America najwyraźniej zajrzała w głąb siebie i odkryła, że jednak opcja A podoba jej się bardziej niż opcja B. Kurtyna.

Życie bywa nieprzewidywalne, nie sądzę zatem, by ktokolwiek specjalnie się pieklił, gdyby przedstawiona przeze mnie w ostatnim zdaniu teoria miała miejsce w rzeczywistości. Ale umówmy się – literatura rządzi się swoimi prawami. Ciągnięcie przez X stron wątku „jedna pani i dwóch panów” tylko po to, by ostatecznie stwierdzić, że jeden z tru loffów przestał się liczyć „bo tak” naprawdę nie jest dobrym rozwiązaniem fabularnym.

Widziałam już różne powieści YA. Widziałam różne wariacje geometryczne między zakochanymi (zgiń, przepadnij, „Intruzie”). Ale wzruszenie ramionami i stwierdzenie „Muszę iść po bułki. A tak w ogóle, to już go nie kocham XYZ” to dla mnie jednak pewna nowość.

Biorąc to wszystko pod uwagę, za zgodą Beige łamię zasady przyznawania punktów i nagradzam ten wątek pełną dziesiątką – bo co innego mi pozostało?

Co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr: 34

Ale wiecie co? Pisząc ten paragraf, uświadomiłam sobie pewną ciekawą rzecz; rzecz, która może być rzeczywistym wytłumaczeniem fenomenu nagłego zamiecenia jednego z wybranków serca Amisi pod metaforyczny dywan.

Ja patrzę na cały ten wątek z punktu widzenia analizatora; wyśmiewam absurdy i zwracam uwagę na nieścisłości. Co jednak z fankami – fankami, które uwielbiają dzieła Cass i odbierają je sercem, nie rozumem?

Zostawmy na chwilę „Rywalki” i przenieśmy się do innego znanego nam uniwersum. Szybki quiz. Wymieńcie trzy rzeczy, które kojarzą Wam się z „Przed Świtem” Stephenie Meyer.


Niestety, nie mogę się naocznie upewnić, ale jestem dziwnie przekonana, że 99% z Was zawarło w swej wyliczance wątek wpojenia.

Jacob – pedowolf to jeden z najczęściej wyśmiewanych absurdów „Zmierzchu” i źródło nieustającej uciechy (pomieszanej, trzeba uczciwie dodać, z obrzydzeniem) antyfanów twórczości Meyer. Były konkurent Belli zakochujący się w jej córce – niemowlaku? Doprawdy, aż trudno się nie znęcać nad tak smakowitym kąskiem. Internet miał pożywkę na długie, długie miesiące.

Problem w tym, że antyfani nie są i nigdy nie byli zamierzonymi odbiorcami dzieł Stefy. To fani kupowali jej książki, jeździli na spotkania z autorką i angażowali się emocjonalnie w wymyśloną przez nią historię. Znaczna część owych fanów (a raczej fanek) należała do tzw. 'Team Jacob'.

Powiedzieć, że nie spodobało im się to, co Stefcia zrobiła z ich idolem, to nic nie powiedzieć.

Fanki były wściekłe. Gdy reszta świata gięła się ze śmiechu (i starała się powstrzymać odruch wymiotny) dyskutując na temat Jacoba Blacka rozmyślającego o tym, jaką wspaniałą żoną będzie dla niego nowo narodzona córka jego dotychczasowej erotycznej fiksacji, one poczuły się na tyle zranione, że napisały w tej sprawie petycję; dotyczyła ona zresztą nie tylko kwestii wpojenia, ale też innych dziur fabularnych PŚ. Samej petycji nie można już znaleźć w internecie – możecie natomiast zapoznać się z listem napisanym przez jej autorkę i wyjątkowo nieuprzejmą odpowiedzią brata Meyer, Setha, znanego też jako Wielki Cenzor Stefciowej Skrzynki Mailowej. 

I naprawdę – czy można winić te dziewczyny? Cokolwiek byśmy nie myśleli na temat niezdrowych relacji Bella – Edward – Jacob, rozwiązanie trójkąta miłosnego poprzez uczynienie z Blacka pół – przedszkolanki, pół – pedofila było ciosem poniżej pasa. Oczywiście, znalazły się osoby, które twierdziły, że nie widzą w tym nic złego (przysięgam, nigdy nie zrozumiem twihardów), ale generalny consensus był taki, że Stefa mogła zakończyć wątek Jake'a i Belki NIECO lepiej.

W przypadku „Rywalek” próżno natomiast szukać jakichkolwiek głosów rozczarowania z powodu takiego, a nie innego potraktowania postaci Aspena.

Jak już kiedyś wspominałam, lubię sobie czasem odwiedzić strony poświęcone książkom Cass – może to być odpowiednia sekcja Tumblra czy Pinterestu, może jej oficjalna witryna, może Selection Wiki. I wiecie co? Nigdzie nie udało mi się znaleźć żadnego głosu rozczarowania z powodu zakończenia trójkąta miłosnego jednym zdaniem z rzyci. Powód jest bardzo prosty.

Zdecydowana większość fanek NIE ZNOSI ASPENA.

Tu macie małą próbkę z forum przyklejonego do oficjalnej Wikipedii serii. Na kilkanaście wpisów znajdują się zaledwie dwa – trzy popierające Legera, a i te są dosyć letnie w swej wymowie.

Cass mogła wmówić czytelniczkom, że Maxon to współczesny Prince Charming, ale poniosła sromotną porażkę, jeśli chodzi o promowanie Aspena. Nawet jej płaczliwe wpisy w rodzaju zanalizowanego przez nas w materiałach dodatkowych 'Shipping Asperica' nie zdołały przekonać fanek o wspaniałości pierwszego chłopaka Amisi. Większość z nich najchętniej usunęłaby go z powieści tuż po tym, jak zerwał z Singerówną.

Być może na etapie „Jedynej” Cass zrozumiała już, że jeżeli nie chce wywołać masowych krzyków niezadowolenia (a trzeba podkreślić, że Kiera w przeciwieństwie do Meyer utrzymuje ze swoimi fanami stały kontakt chociażby za pomocą Twittera), to Aspen nie tylko nie może wygrać ręki Amisi, ale wręcz nie powinien nawet dłużej rywalizować o nią z Maksiem.

Może jestem w błędzie; może wygrało zwykłe lenistwo i brak pomysłu na dalsze poprowadzenie tego wątku. Tak czy inaczej, w rozdziale dwunastym „Jedynej” Aspen Leger oficjalnie traci status tru loffa nr 2...

… i konia z rzędem temu, kto znajdzie JEDNĄ fankę roniącą z tego powodu łzy rozpaczy.

Aha, i jeszcze jedno – dopiero pisząc tę analizę, zadałam sobie sprawę, że wstęp do „Jedynej” zawiera w sobie kłamstwo, choć kłamstwo absolutnie niezamierzone. Poza 'Queen (Bee) Wannabe' mamy wszak jeszcze jedną kategorię, która odchodzi dziś na zasłużoną emeryturę.

Osiołkowi w żłoby dano: 52

Ale cóż - wątpię, by ktokolwiek z nas tęsknił akurat ZA TYM wątkiem.



Wracamy do właściwej fabuły. Gwardziści prowadzą Maksa i Amisię do pałacowej kuchni, przez którą zamierzają się wymknąć na zewnątrz. W jaki sposób? Patrzcie i podziwiajcie:

Trzy​maj​cie głowy po​chy​lo​ne – po​le​cił Ave​ry szep​tem Maxo​no​wi i mnie.
Wpa​try​wa​liśmy się w podłogę, a Aspen zawołał:
De​li​lah?!
Już idę, słońce! – odkrzyknął kobiecy głos. Był gardłowy i miał odrobinę tego południowego przeciągłego akcentu, który czasem słyszałam w Karolinie. Ciężkie kroki rozległy się za rogiem, ale nie odważyłam się spoj​rzeć ko​bie​cie w twarz.
Le​ger, skar​beńku, co tam u cie​bie?
Wszyst​ko w porządku. Słyszałem, że trze​ba coś wam przywieźć, więc przy​szedłem po listę.
Przy​wieźć? Nic o tym nie wiem.
Dziw​ne, byłem pe​wien, że jest ja​kieś zamówie​nie.
W takim razie lepiej jedź – odparła, bez cienia zaniepokojenia czy podejrzliwości w głosie. – Nie ma co ryzy​ko​wać, że się o czymś za​po​mni.
Słusznie. Powinienem niedługo wrócić – odparł Aspen. Usłyszałam cichy brzęk, kiedy złapał pęk kluczy. – Do zobacze​nia później. Jeśli będziesz już spała, po​wieszę klucze na ha​czy​ku.
Do​brze, słońce. Zaj​rzyj tu szyb​ko, daw​no cię nie było.
Nie ma spra​wy.

Tak. Nasz Dream Team – składający się z dwóch gwardzistów i dwóch dziwacznych stworków w za dużych ciuchach i czapkach na głowie – pojawił się ni z tego, ni z owego w kuchni, gdzie Aspen poinformował kucharkę, że muszą w trybie natychmiastowym opuścić pałac w środku nocy (choć akurat ona ze wszystkich ludzi powinna wiedzieć najlepiej, czy istnieją ku temu podstawy), a ta radośnie dała mu klucze i życzyła dobrej drogi.

Nie kwestionując tego dziwacznego orszaku.

Ani nie poznając własnego księcia.

Ponieważ założył uszankę i skromnie spuścił oczka.

Użyj mózgu, Luke: 141
Twierdza Monty Pythona: 18

A nie mówiłam, że nawet kamuflaż disnejowskiej bohaterki jest bardziej wiarygodny?

Drużyna A wychodzi na zewnątrz, gdzie czeka na nich ciężarówka; Gangsta Gwardzista i Leger ładują się do szoferki, a Ami z Maxonem włażą do tyłu.
Czy nie byłoby rozsądniej, gdyby którykolwiek z (zakładam) uzbrojonych strażników usiadł razem z naszymi gołąbeczkami, coby w razie czego móc obronić księcia i Bwana Kubwa?

Użyj mózgu, Luke: 142

W kom​plet​nych ciem​nościach przy​sunęłam się bliżej do Maxo​na.
Bo​isz się? – za​py​tał.
Nie.
Ja też nie.
Byłam jed​nak pra​wie pew​na, że żadne z nas nie mówi prawdy.


I to już wszystko na dziś. A za tydzień: spotkanie z Augustem i strzelanina – ach, te niebezpieczne dzielnice USA Illei.

Do zobaczenia!

Statystyka:

Co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr: 34
Dobre Mzimu: 33
Jak mała Kiera wyobraża sobie...: 74
Karny jeżyk potrzebny od zaraz: 23
Kochanek z kartonu: 35
Konkurencja dla Kajusza: 32
Nie, nie jesteśmy w Panem: 27
Osiołkowi w żłoby dano: 52
Queen (Bee) Wannabe: 69
Sam sobie sterem, żeglarzem, okrętem: 9
Twierdza Monty Pythona: 18
Użyj mózgu, Luke: 142


Maryboo

36 komentarzy:

  1. O ja jebię! (Jedyne, co mogłam napisać, docierając do fragmentu z Celeste). Ja pierdolę :D.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki, Maryboo. Jesteś niezawodna. Życzę dużo zdrowia i zabieram się za czytanie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Maryboo, odwaliłaś kawał pięknej, analizatorskiej roboty :) Możesz być z siebie dumna.
    Co do rozdziałów... Headdeskowałam tak mniej więcej ze sto razy, w przerwach między śmiechem i płaczem. To było... Tragiczne. Tak bardzo tragiczne...

    OdpowiedzUsuń
  4. Kurczę, a tak bym chciała, żeby ci rebelianci i sprawa morderstw obywateli byli tylko genialnym planem Clarksona, który zmusiłby Maksia do wybrania tej dziewczyny, która pierwsza opuści pałac, ergo która wyżej ceni sobie poddanych niż piękne lico księcia i własne szczęście - jak prawdziwa, zdolna do poświęceń królowa z jajami. Taki plot twist może trochę wspomógłby tę przecukrzoną trylogię :|
    A tak nawiasem mówiąc - Maryboo, uwielbiam Twoje bogate elaboraty!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I książka od razu byłaby lepsza :)

      Usuń
    2. Plan całkiem fajny. Chociaż ciekawym pomysłem byłoby zabijanie kandydatek do momentu, w którym nie zostanie tylko ta, która się nadaje... (chociaż wtedy Amisa zginęłaby baaardzo szybko)

      Ogólnie do analizy: mnie takie nagłe zakończenie wątku trójkąta miłosnego, akurat się spodobało. I wydaje się całkiem logiczne, biorąc pod uwagę, że Aspen zawsze był planem B.

      Usuń
    3. Łączę się w miłości do elaboratów Maryboo, szczególnie te w analizach Tłajlajta - cudne, szkoda, że w analizach ,,Selekcji" są tak rzadko.

      Usuń
  5. O.O Już? Po wszystkim? Tyle drzew zmarnowanych, żeby podsumować to krótkim "już"??? Ale w sumie, co się dziwić? Bohaterka kompletnie nie myślała wtedy, nie myśli i teraz. Ot, było, minęło. Analiza świetna, ale szczerze mówiąc, najbardziej rozwaliło mnie czytanie tych komentarzy fanek, a zwłaszcza fragment w którym Clarckson został określony jako "savage beast" XD gdyby tylko mogły przeczytać waszą analize... A sytuacja z Celeste przypomina mi grę Mass Effect 2, cudownie zobrazowaną przez Epantiras - lata walk i cierpienia, wygnania z planety i niszczenia siebie nawzajem w najbardziej wyrafinowany sposób przez dwie rasy zakończone krótkim, przekonywującym tekstem Shepard: why can't we all get along? http://epantiras.deviantart.com/art/Mess-Perfect-2-152-339639863 Reakcja na ostatnim obrazku to także moja po przeczytaniu lukrowanej rozmowy z Celeste... Ale w gruncie rzeczy, to co teraz będzie dalej z nią? Bo chyba nie zrezygnowała do końca z księcia, choć jest przekonana, że Amisia wygra. Więc jak, nadal będą rywalkami? Czy Celeste odpuści, ale posiedzi jeszcze w pałacu "bo dlaczego nie"? @.@

    Aberdeenh

    OdpowiedzUsuń
  6. To chyba mój pierwszy komentarz na waszym blogu. Więc najpierw napiszę, że uwielbiam wasze analizy i już czekam z niecierpliwością na analizę "Następczyni" (współczuję wam użerania się z córeczką Amisi).
    Co do rozdziałów to nie rozumiem dlaczego Celeste w jednej chwili stała się aniołkiem. No i wątek Aspena, istnieje miłość od pierwszego wejrzenia, ale jak widać można też przestać kogoś kochać w jednej sekundzue

    OdpowiedzUsuń
  7. Dziewczyny, macie zamiar pisać fanfiki jak o Volturi? Byłoby na przykład o Heniu i Mieciu, o evil Clarcksonie,o Kocie. O... O kimkolwiek.A przy długo wyczekiwanej "Następczyni" o ScarySue (nawiasem mówiąc ona i jej brat to moje ulubione postaci, biedaki skazane na przebywanie z Eadlyn). Tak miło by było dla odmiany poczytać coś spójnego i mniej marysujkowatego. *tu wstaw słodkie i proszące oczy Castiela*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. SPOILER
      Scary Sue to ta mała córka Marlee? Czy był ktoś jeszcze?

      Usuń
    2. To ona. Nie było dodatkowych 35 dziewczyn, trzeba więc wykorzystać to, co w pałacu znajdziesz... A jeden z powodów, dla których nienawidzę Eadlyn to właśnie jej zachowanie wobec tej dziewczyny. A SPOILER syn Marlee jest najlepszą postacią stworzoną przez Cass. Jako że w przeciwieństwie do dziewczyn z Elity, wszyscy chłopcy nie mogą interesować się ciuszkami i modą (jest tylko jeden taki) to ma on normalne marzenia i zainteresowania. Z całego serca życzę mu, aby przegrał, nie zasługuje na męki u boku Eadlyn... Ugh... Znowu mi sie przypomniała... Idę poczytać "Następczynię" i poobrażać główną bochaterkę.
      Wasz kochający-
      Żelek

      Usuń
    3. SPOILER
      Osobiście (przeczytałam 1/4, może w chwili masochizmu wrócę) fanuję bliźniaka Eadlyn. Za pociśnięcie, że ludzie nie mieliby nic przeciw monarchii, gdyby jego siostra nie miała zostać królową, ma +100. (Ta uwaga budzi we mnie nieśmiałą i może nierealną nadzieję, że może choć odrobina antypatycznych cech Eadlyn była celowa).

      Usuń
    4. W sumie racja... Ale myślę, że w The Crown Eadlyn przejdzie magiczną przemianę w Troskliwego Misia ujeżdżającego jednorożca. Byle tylko SPOILER syn Marlee, ten, chyba Kyle czy jakoś tak, nie był skazany na życie z tym babskiem. On jest na to za fajny. Niech nasza królewna wychodzi za pana: Mam-Garnitur-Z-Najnowszej-Kolekcji-Vogue-I-Torebkę...tfu!Plecak-Od-Channel.

      Usuń
  8. ... Nie mogę uwierzyć, że to nareszcie koniec. I co Kiera zamierza robić dalej? Zamienić radosne rozdzialiki "nie mogę się zdecydować" Ami na czyste "Maxon jest wspaniały"? I jeszcze więcej scen z tym nudnym, pozbawionym chemii shipem? Czy wreszcie przechodzimy do jakiejś "sensownej" fabuły? (Choć w tym opku i akcja jest opisana tak, jakby jej nie było).
    Tak czy owak nie mogę się doczekać i dzięki, że jeszcze wytrzymujecie z tym dziełem. <3

    OdpowiedzUsuń
  9. E tam, po rozmowie z Celestynką spodziewałam się czegoś więcej. Jakiejś tragicznej przeszłości czy cuś. No, chociaż jakiś realny powód do strachu o przyszłość ma.
    A Ostateczne Rozwiązanie Trójkąta... słabe. Tak jak wielokrotnie powtarzałyście, Cass to ałtoreczka z nieco lepszym stylem i brakiem błędów ortograficznych. Relacja Aspena i Amisi nie obchodziła zbytnio nikogo, miejscami tylko podnosiła ciśnienie fankom Maksia - nie ma po czym płakać, a rozwiązanie ukazuje tylko poziom owej twórczości.

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie wytrzymałam do końca analiz, miałam zamiar chwycić "Następczynię", dopiero gdy skończycie męczyć się z "Jedyną", ale pokusa była zbyt silna...
    NIENAWIDZĘ EADLYN! MATKO ŚWIĘTA, CO TO JEST ZA OKROPNE BABSKO! Uff... mogłabym zachować te refleksje dla siebie, ale wiem, że tu zostanę zrozumiana... ta mała flądra powinna być łojona pasem w tyłek i klęczeć na grochu non-stop. Po dziesięciu stronach lektury znienawidziłam cudowne dziecko Amisi bardziej, niż kogokolwiek, kogo znam w realnym życiu. Niesamowite.
    Nie pamiętam, czy pojawił się jakiś komunikat na ten temat, więc pytam: będzie analiza "Następczyni"? :3 kategoria "Karny jeżyk..." trzasnęłaby w milionach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, będzie.
      (A co do Eadlyn - będzie gorzej, uwierz).

      Usuń
    2. Okropność Eadlyn (Jezu, to imię... Jak coś związanego z niestrawnością...) jest tym ciekawsza, że reszta dzieciaków Amisi i Maksia to w sumie całkiem sympatyczna banda. Ba, nawet sama para królewska jest do zniesienia! Więc czemu akurat ta jedna cholera dostała mikrofon i zadręcza czytelnika?

      Usuń
    3. Spróbuję zgadnąć: bo wtedy tamta inna postać też byłaby okropna! To takie magiczne zdolności Cass ;-;

      Usuń
    4. Właśnie skończyłam czytać. Leleth, miałaś rację. To boli.
      Josie, którą Cass próbuje od początku obrzydzić, wydaje się jeszcze nieco nieogarniętą, zapatrzoną w rodzinę królewską, ale nadal pozytywną piętnastolatką. Typową pod wieloma względami, całkiem sympatyczną. Sądzę, że jednak dałoby się zrobić z niej Scary Sue - wystarczyłoby, żeby Cass uczyniła ją główną bohaterką. Tyle, że wtedy przecież stałaby na miejscu protagonistki, więc nie mogłaby być zła... Pisactwo takie tródne, sytółacja taka paradoksalna. Wow.

      Usuń
  11. "Udało mi się przekazać Augustowi wiadomość. Powiedział, że mamy się z nim spotkać pod tym adresem."
    Zaraz, CO? Maxon ma kontakt z Augustem? To dlaczego nie zapytał go pisemnie, czy jak tam ze sobą gadają, zamiast narażać siebie i innych wymykaniem się z pałacu? Po co oni tam w ogóle jadą?

    OdpowiedzUsuń
  12. Zdaje mi się, że śmierć z nudów raczej Celeste nie grozi. W końcu nie musi świetnie malować ani być Piątką, żeby sprawiało jej to przyjemność. Znam pewną liczbę emerytów i rencistów, i to, że z różnych powodów nie pracują zawodowo, nie oznacza, że się nudzą. A tu mamy przecież do czynienia z osobą w sile wieku! Może znaleźć sobie tyle hobby, ile tylko chcieć. Może hodować truskawki albo jeździć na łyżwach, czytać norwegoszwedzką literaturę albo torturować sąsiadów nieudolną grą na klarnecie, być może także łapać pokemony albo szyć stroje na LARPy.
    Albo poślubić Kotę. (I ship this)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale do posiadania zainteresowań potrzebny jest charakter - a oprócz bycia scary sue Celeste nie posiada żadnej innej cechy. Ona nie ma hobby, zainteresowań, talentu. Nie wiemy jaką modą się interesuje, co lubi robić w wolnym czasie, jakie ma relacje z przyjaciółmi i rodziną, jak zapatruje się na nowe trendy i wydarzenia. No niestety, to tylko pusta, chodząca klisza.

      Usuń
  13. Czy do Was też dotarły ploty o rzekomej nowej wersji "Zmierzchu" (genderswapped)? Wiecie czy to prawda? A jeśli tak, to czy spróbowałybyście może w przyszłości rzucić na to okiem i sprawdzić, czy naprawdę Stefcia zmieniła tylko imiona, czy może jednak dałoby się to jakoś zanalizować? :>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to prawda, for real, to się naprawdę stało i Stefa autentycznie zmieniła tylko imiona, zaimki i niektóre zdania. (Najpopularniejszym przykładem w Internetach jest to: http://ta-petite-rose.tumblr.com/post/130753945392).

      Usuń
    2. O Boże... No tak, bo przecież żadnego mężczyzny nie zachwyca nic oprócz nowego auta albo oczu (lub biustu) ukochanej, wiadomo, są pozbawieni tej funkcji...
      Właśnie znalazłam w necie parę fragmentów i trochę to rozczarowujące, że Meyer zakończyła tę książkę przemianą Beau i udawaną śmiercią. Ciekawie byłoby popatrzeć na jej próbę napisania wątku groźnej ciąży (hm, czyjej w takim razie?) albo sfory wilków składającej się tylko z kobiet, które po każdej przemianie latają po lesie w dżinsowych szortach i biustem na wierzchu.

      Usuń
    3. Lois, to by się chyba nie udało - no wiesz, wątek sfory silnych, niezależnych wilkołaczek ma potencjał a Stefa jest mistrzem unikania ambitniejszej zawartości swoich wypocin.
      Poza tym +1000000 za lenistwo. Ta książka to tak na serio?

      Usuń
    4. Ta, pewnie Smeyer musiałaby powiększyć o mężczyzn, a przynajmniej dać męskiego przywódcę - no bo kto to widział - kobiety same po lesie chodzą? I jeszcze pewnie się proszą o kłopoty!
      No właśnie, jak można być TAK leniwym? Napisała może parę stron tekstu.

      Usuń
  14. Kriss właśnie oznajmiła Amisi oraz czytelnikom: „Myślenie o tych wszystkich mordowanych ludziach wywołuje u mnie poczucie dyskomfortu, więc lepiej skupię się na przyjemniejszych aspektach życia. A tak w ogóle, to always look on the bright side of life”.

    Ech, mam osobisty uraz do takiego myślenia i w głowie się nie mieści, że autorka nie widzi w nim nic dziwnego. Żeby tam chociaż do jednej osoby dotarła powaga sytuacji i powstał jakiś konflikt między bohaterami, w oparciu o to nieszczęsne unikanie dyskomfortu, ale nie.

    Goma

    OdpowiedzUsuń
  15. nie mam nic przeciwko temu,że powieści YA są głupie, bo sama byłam głupia jak byłam w nastoletnim wieku i tylko brak internetu w tamtych czasach uchronił mnie przed publikacją strasznych fanfików. Ale dlaczego tyle melodramatów YA jest zwyczajnie niemoralnych? Pozytywne bohaterki siedzą sobie, haftują i przyznają,że w odwłoku maja życie innych ludzi, interesuje je tylko książę. Kij tam,że mogą przez nich zginąć członkowie ich rodzin,przyjaciele ze szkoły, niewinne dzieci, bezbronni starcy, czy jacykolwiek nieznajomi ludzie,którzy pewnie chcieliby jeszcze pożyć.Często mam wrażenie,że naprawdę bohaterka takiego romansu musi spełniać szereg kryteriów a jednym z nich jest totalne skoncentrowanie na sobie, przerywane tylko sporadycznym myśleniem o tym,którego superprzystojnego faceta woli. Ja rozumiem,że bohaterka może być egoistyczna i nadal da się lubić, przykładem wymieniona Scarlett O'Hara. Ale Scarlett jednak nie była potworem- szczerze przejmowała się losem swoich dawnych adoratorów w czasie wojny, ubolewała nad zniszczeniami, kochała rodziców i dom rodzinny i miała wyrzuty sumienia, kiedy przez nią zginął Frank Kennedy. Ponadto nikt nie próbował nam jej wpychać do gardła jako Dobrego Mzimu- flirciarstwo, chciwość, brak taktu bohaterki były nienawidzone i piętnowane przez wielu- całkowicie słusznie.Tutaj mamy sytuację , której te panny siedzą sobie w pałacu absolutnie świadomie poświęcając czyjeś życie dla własnych celów i prawdopodobnie mamy uwierzyć,ze to romantyczne. Czy macie jakąś teorię dlaczego w tego typu powieściach tak często tak jest?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cholera wie dlaczego... Tutaj pewnie gdyby America miała szczerze przejmować się losem poddanych, autorka zmuszona byłaby wprowadzenia jakiejś fabuły, czego skutkiem byłoby mniejsze skupienie na muskułach adoratorów - a tego przecież by nie przeżyła!

      Usuń
  16. Jakby kogoś to interesowało, wygrzebałam kilka opinii o "Rywalkach" z lubimyczytać.pl Można dowiedzieć się bardzo ciekawych rzeczy, szczególnie o Amisi :D

    "Nie będę rozwodzić się nad bohaterami, ale raczej nad ich nadzwyczajnością, bo bez dwóch zdań są oni nietypowi i intryguący, jak cała historia. Niczym jedna z wielu księżniczek w bajkach dla dzieci."

    "Powieść była świetnie napisana, a głównej bohaterki po prostu nie da się nie lubić!"
    Ej, patrzcie dokonaliśmy niemożliwego.

    "Główna bohaterka na pewno zidentyfikuje się z większością czytelniczek"
    Pomijając, że chyba chodziło o odwrotną sytuację, to zdanie też mnie urzekło <3

    "Polecam do przeczytania, ponieważ jak sama się przekonałam na własnej skórze, nie jest to tylko zwykłe romansidło - zaskakująca fabuła, bohaterka z charakterkiem"

    "Powieść napisana jest prostym językiem, który powinien dotrzeć do każdego czytelnika. Jedyne co przykuło mój wzrok to brak przecinków, ale przecież przecinki nie są najważniejsze. Czasami zastanawiałam się, czy całość nie jest za dziecinna, jednak jest to taka bajka dla dorosłych, dlatego wybaczam tą infantylność autorce."

    "Najciekawsze jest to, że poza główną fabułą, są jeszcze inne ważne wydaarzenia, które z pewnością rozwiną się w kolejnych częściach."
    Przypomni ktoś jakieś? Bo chyba mi wyleciały z głowy D:
    O, i moi faworyci:
    "Bardzo polubiłam główną bohaterkę (Mówi prosto z mostu :)) jak również Aspena (chociaż czasami doprowadzał mnie do szału) oraz Maxona (słodkiego i odpowiedzialnego księcia)"

    "Głównej bohaterki nie da się nie lubić, dlatego od pierwszych stron książki ją polubiłam."

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepiękne! <3
      Szczególnie te dwa o głównej bohaterce :>

      Usuń
  17. Ech... Wątek Celeste mnie dobił w Jedynej. Pogodziłam się z tym, że ma być Scary Sue, więc jej duchowa przemiana kompletnie nie robi na mnie wrażenia... Choć muszę przyznać, że nieco mnie przekonały powody jej "bycia S*ką" (tak, wielka litera jest zamierzona ;) ) - bo faktycznie rozpieszczona, nieco przerażona przyszłością, jedyne co umiała robić to grać nieczysto i pchać się łokciami po swoje. Szkoda, że Cass tak ją na koniec potraktowała...
    Wątku Aspen-America nie skomentuję, bo zakończenie go w tym momencie świętowałam chyba przez tydzień xD

    OdpowiedzUsuń
  18. Tak po prostu?! Już?! Eee..A gdzie dramat, gryzienie palców,"Mój ci on"...
    Lipa.

    Chomik

    OdpowiedzUsuń