czwartek, 16 marca 2017

„Gwardzista” - Rozdziały III i IV

Rozdział 3

Ośrodek stara się uspokoić, biorąc prysznic i szykując mundur. Następnie nasz dzielny bezmózg udaje się do gabinetu króla.

– Zakażemy ekipom telewizyjnym wstępu do pałacu aż do odwołania – powiedział król Clarkson, a jego doradca notował pospiesznie każde słowo. – Jestem pewien, że dziewczęta zapamiętają dzisiejszą lekcję, ale powiedz też Silvii, żeby popracowała nad ich zachowaniem. – Potrząsnął głową. – Nie potrafię sobie nawet wyobrazić, co wstąpiło w tę dziewczynę, że zrobiła coś tak głupiego.

Jestem z tobą, Clarkson, jak zwykle zresztą, bo też nie ogarniam, jak można być tak bezmyślnym jak Marlee i Carter.

- Była faworytką. 

Może twoją faworytką – pomyślałem, przechodząc przez pokój. Biurko króla było szerokie i ciemne, a ja bez słowa sięgnąłem do tacy, na której leżały listy do wysłania.

I co w tym złego, że była faworytką króla? To była całkiem niezła dziewczyna, pomijając pomroczność jasną, która ją dopadła z miłoździ. Ale żadna do pięt nie dorasta Amisi, więc o czym my tu w ogóle mówimy.

Clarkson każe doradcy pilnować też panny Singer. Przydupas uspokaja, że nikt właściwie nie widział wyskoku Amisi, więc nie ma czym się przejmować, a jakby co zawsze można jej idiotyzm zwalić na silne emocje. Clarkson jest bardzo niezadowolony z tego, że tak durna i nieokrzesana Piątka zaszła w rywalizacji bardzo daleko.

– Dlaczego wasza wysokość nie odeśle jej po prostu do domu? Nie wymyśli jakiegoś powodu, żeby ją wyeliminować? Na pewno dałoby się coś zorganizować.
– Maxon by się domyślił. Nie spuszcza oka z tych dziewcząt. Nieważne – stwierdził król, przysuwając się z powrotem do biurka. – To jasne, że ona nie ma odpowiednich kwalifikacji i prędzej czy później to się stanie wyraźnie widoczne.

I tu się niestety, stary, mocno mylisz. Skoro Maksio nie odesłał jeszcze tej bucowatej kretynki po jej licznych wybrykach, to już jej nie odeśle.

- W razie potrzeby podejmiemy bardziej stanowcze kroki.

Powiedział Clarkson, obracając w dłoniach wizytówkę firmy The Rebels Henio&Miecio Ltd.

Zabrałem listy i chociaż nikt nie zwrócił na to uwagi, szybko skłoniłem się, wychodząc z gabinetu. Nie byłem pewien, co o tym myślę. Chciałem, żeby America znalazła się jak najdalej poza zasięgiem Maxona. Ale sposób, w jaki król Clarkson mówił o Eliminacjach, kazał mi podejrzewać, że kryje się w tym coś więcej, może coś mrocznego. Czy America mogła paść ofiarą jednego z jego kaprysów? A jeśli była „przypadkowym wyborem”, czy to znaczyło, że znalazła się tu celowo? Została sprowadzona tylko po to, żeby można ją było odrzucić? Skoro tak, czy znajdowała się tu jakaś dziewczyna, która od początku miała zostać wybrana? Czy nadal brała udział w rywalizacji?
Przynajmniej miałem o czym myśleć, kiedy będę stał przez całą noc pod drzwiami Ameriki.  Przekartkowałem listy, odczytując po drodze adresy. W małym biurze pocztowym trzech starszych mężczyzn sortowało przychodzące i wysyłane listy. Z koszyka podpisanego KANDYDATKI dosłownie wysypywały się listy od fanów. Nie byłem pewien, ile z nich w ogóle pokazywano adresatkom.
– Cześć, Leger. Jak leci? – zapytał Charlie.
– Tak sobie – przyznałem, oddając mu listy do ręki, żeby nie ryzykować, że zginą w stosie korespondencji.
– Każdy z nas miewał lepsze dni, nie? Przynajmniej żyją.
– Słyszałeś o tej dziewczynie, która do nich pobiegła? – zapytał Mertin, obracając się razem z krzesłem. – To było coś, prawda?

Nie ma to jak kawał dobrego show.

Cole także się odwrócił. Był wyjątkowo małomównym mężczyzną, idealnie pasującym do pracy przy korespondencji, ale nawet on wydawał się zainteresowany tą sprawą. Skinąłem głową i splotłem ramiona.
– Tak, słyszałem.
– I co o tym myślisz? – spytał Charlie.
Wzruszyłem ramionami. Wydawało się, że zdaniem większości osób America postąpiła bohatersko, ale wiedziałem, że gdyby ktokolwiek powiedział to przy kimś, kto był głęboko oddany królowi Clarksonowi, mógłby wpakować się w poważne kłopoty. Na razie obojętność wydawała się najlepszym podejściem.

Trzeba było wykazać się podobną ostrożnością w rozmowie ze stajennym, ty ciołku. Ośrodek dyplomatycznie stwierdza, że było to szaleństwo, ale nie wdaje się w dyskusję, czy uważa to za bohaterstwo czy głupotę. Następnie zmywa się na obchód.

Poszedłem do magazynu, żeby zabrać laskę, chociaż nie widziałem sensu w jej noszeniu. Wolałem broń palną. Kiedy wszedłem po schodach i znalazłem się na pierwszym piętrze, zobaczyłem idącą w moją stronę Celeste. Kiedy tylko mnie rozpoznała, jej zachowanie natychmiast się zmieniło. Wydawało się, że w odróżnieniu od swojej matki, ta dziewczyna jest przynajmniej zdolna do odczuwania wstydu. Podeszła do mnie niepewnie i zatrzymała się.
– Panie gwardzisto.
– Panienko – skłoniłem się przed nią.
Jej rysy sprawiały wrażenie wyostrzonych, kiedy stała i zastanawiała się nad doborem słów.
– Chciałam tylko mieć pewność, że wie pan, że nasza rozmowa wczoraj dotyczyła tylko płaszczyzny profesjonalnej.
Omal nie roześmiałem się jej w twarz. Mogła sobie trzymać ręce przyzwoicie na plecach, ale nie dało się nie zauważyć, że próbowała ze mną flirtować. Sama była bliska złamania zasad. Kiedy powiedziałem jej, że zanim zostałem gwardzistą, byłem Szóstką, zasugerowała, że zamiast zostawać w armii, powinienem zainteresować się modelingiem.  Dokładniej rzecz biorąc, powiedziała: „Jeśli mi się tu nie uda, będziemy w tej samej klasie. Poszukaj mnie, kiedy stąd wyjdziesz”.
Celeste nie była dziewczyną, która by na kogoś czekała, więc nie przypuszczałem, żeby choć odrobinę zależało jej na mnie. Podejrzewałem też, że mogła tego wieczoru powiedzieć więcej, niż chciała, ponieważ wypiła odrobinę za dużo. Ale po tej rozmowie jedna rzecz stała się całkowicie jasna: nie kochała Maxona. Ani trochę.

No i? Co cię to w sumie obchodzi? Uczucia Celeste do Maksia to nie twój problem. Jeżeli Maksio wybierze ją, a co za tym idzie nie Amisię, to co to za różnica, jakie były motywy Celeste? Jeśli jej się uda, to masz Maksia z głowy, a Amisia z rozpaczy pewnie rzuci ci się w ramiona. Everybody wins.

– Oczywiście – odparłem, chociaż wiedziałem swoje.
– Chciałam panu dać tylko dobrą radę, dotyczącą dalszej kariery. Trudno jest się przystosować do tak poważnego awansu społecznego. Życzę panu szczęścia, ale chciałabym jasno podkreślić, że żywię uczucia tylko i wyłącznie do księcia Maxona.

Celeste zapaliło się pod dupą, gdy zobaczyła, co stało się z Marlee i Woodworkiem. A jako że nie jest mimo wszystko kompletną kretynką, jak niektórzy w tym cyrku, postanowiła na wszelki wypadek pozamiatać po tej wpadce.

Omal nie zarzuciłem jej kłamstwa. Niewiele brakowało. Ale zobaczyłem w jej oczach desperację połączoną z obezwładniającym strachem. Ostatecznie gdybym ją oskarżał, oskarżałbym także siebie. Wiedziałem, że nie zależy jej na Maxonie i nie wiedziałem, czy jemu zależy na którejkolwiek z dziewcząt – w każdym razie tak, jak powinno zależeć – ale co by któremukolwiek z nas dało, gdybym ją potępiał czy podjął jakąś grę?

Poraził mnie przebłysk pomyślunku Legera. Boru, jak to się rzadko tutaj zdarza… Muszę się teraz pozbierać z podłogi.

– A ja jestem całkowicie oddany mojemu zadaniu chronienia go. Do widzenia, panienko.
Widziałem w jej oczach niezadane pytanie i wiedziałem, że nie jest całkowicie usatysfakcjonowana moją odpowiedzią. Ale takiej dziewczynie wyjątkowo dobrze mogło zrobić, gdyby chociaż raz najadła się trochę strachu.

Wszystkim w tej beznadziejnej książeczynie przydałoby się sporo strachu, może taki kop w neurony nauczyłby co poniektórych logicznego myślenia.

Odetchnąłem głębiej i skręciłem za róg do pokoju Ameriki, pragnąc wejść do środka. Chciałem ją przytulić, porozmawiać z nią. Zatrzymałem się pod drzwiami i przystawiłem do nich ucho. Słyszałem jej pokojówki, więc wiedziałem, że nie jest sama. Ale usłyszałem też jej nierówny oddech, zdradzający szloch. Nie potrafiłem znieść myśli o tym, że płakała przez cały dzień.
Zapewniłem jej rodziców, że jest ulubienicą Maxona i że na pewno zostanie pocieszona. Jeśli nadal płakała, to znaczyło, że on nic dla niej nie zrobił. Jeśli to nie ja miałem ją dostać, to niechby on przynajmniej traktował ją jak prawdziwą księżniczkę. Na razie kompletnie zawiódł. Wiedziałem – wiedziałem – ona powinna należeć do mnie. Zastukałem do drzwi, nie przejmując się ani odrobinę konsekwencjami. Otworzyła Lucy, która uśmiechnęła się do mnie z nadzieją. Samo to sprawiło, że pomyślałem, że mogę się przydać.
– Przepraszam, że paniom przeszkadzam, ale usłyszałem płacz i chciałem sprawdzić, czy coś się nie stało. – Ostrożnie wyminąłem Lucy i podszedłem tak blisko do łóżka Ameriki, jak tylko się ośmieliłem. Nasze spojrzenia się spotkały, a ona wyglądała tak bezradnie, że całym wysiłkiem woli musiałem się powstrzymywać przed zabraniem jej z tego miejsca.

Nie sądzę, żeby każdy gwardzista tak się zachował. Dziwne, że pokojówkom Amisi jeszcze nie zagrało, że pan Ośrodek wyjątkowo często kręci się koło tylko jednej kandydatki i w dodatku jest bardzo opiekuńczy. Może trochę za bardzo. Inny gwardzista pewnie by nawet nie usłyszał szlochu Amisi zza grubych drzwi, gdyby nie przykleił do nich ucha. No ale zdaniem Kiery konspira Legera jest niezawodna, nikt niczego nie rozkmini.


– Lady Americo, jest mi niezwykle przykro z powodu pani przyjaciółki. Słyszałem, że była z nią pani bardzo blisko. Gdyby pani czegokolwiek potrzebowała, proszę mi powiedzieć.

Ośrodek, błagam, bądź trochę bardziej subtelny. W końcu komuś podpadnie, że zachowujesz się tak tylko w stosunku do Amisi.

Milczała, ale widziałem w jej oczach, że przypomina sobie każde najmniejsze wspomnienie z naszych ostatnich dwóch lat i układa je razem z przyszłością, na jaką mieliśmy nadzieję.
– Dziękuję panu – w jej głosie brzmiały jednocześnie wahanie i nadzieja. – Te słowa bardzo wiele dla mnie znaczą.
Uśmiechnąłem się do niej ledwie dostrzegalnie, chociaż w moim sercu szalała burza. Widywałem jej twarz w tysiącu rodzajach światła, w tysiącu wykradzionych chwil.  Dzięki jej słowom wiedziałem bez cienia wątpliwości, że mnie kocha.

Nie bardzo rozumiem, jak on sobie wykoncypował z tego komunału, że Amisia pała do niego nieustającą miłoździą? Przecież ten wyświechtany tekst to żadna wskazówka. Stary, ogarnij się trochę, wiem, że musk ci zżerają hormony, ale chyba odrobinę przesadzasz.
 

Rozdział 4
 
 America mnie kocha. America mnie kocha. America mnie kocha. 





 

Musiałem z nią porozmawiać sam na sam, naprawdę bez świadków. To wymagało sporo przygotowań, ale wiedziałem, że mogę to zrobić. Następnego dnia, na kilka godzin przed zaczęciem porannej zmiany, byłem gotów. Przejrzałem schemat rozmieszczenia gwardzistów, harmonogram sprzątania, pory posiłków dla członków rodziny królewskiej, gwardzistów i reszty personelu. Wpatrywałem się w nie tak długo, aż wszystko zaczynało się nakładać w mojej głowie i zacząłem dostrzegać luki w zabezpieczeniach.

Naprawdę masz zamiar udać się na schadzkę z Amisią tak rychło po spektaklu, jaki urządzono ostatniej niewiernej kandydatce? Naprawdę? To już jest hardkorowe kuszenie losu.

Czasem zastanawiałem się, czy inni gwardziści też to robią, czy tylko ja przyglądam się wszystkiemu wystarczająco uważnie. Tak czy inaczej, miałem plan. Musiałem tylko przekazać jej wiadomość. Po południu stałem na warcie w gabinecie króla, gdzie miałem wyjątkowo nudne zadanie pilnowania drzwi. Lubiłem się poruszać po pałacu albo przynajmniej stać w miejscu, gdzie było więcej przestrzeni. Szczerze mówiąc, każde miejsce z dala od zimnego spojrzenia króla Clarksona było dobre.
Patrzyłem, jak Maxon próbuje pracować.

Ehehehehehe. Próbuje jest tu oczywiście słowem kluczowym.

Sprawiał dzisiaj wrażenie zdekoncentrowanego, siedział przy mniejszym biurku, które wyglądało, jakby dostawiono je tutaj w ostatniej chwili. Nie potrafiłem nie myśleć o tym, jakim jest idiotą, obchodząc się tak bezdusznie z Americą.

Wiesz, ptysiu, on jest idiotą z bardzo wielu powodów, ale może nie akurat z tego.


Jeszcze przed południem Smith, jeden z gwardzistów służących od lat w pałacu, wbiegł do gabinetu. Szybko podszedł do króla i skłonił się przed nim.
– Wasza wysokość, dwie kandydatki z Elity, lady Newsome i lady Singer, miały małe nieporozumienie.
Wszyscy w gabinecie znieruchomieli, patrząc na króla. Westchnął.
– Znowu wrzeszczały na siebie jak dzikie kocice?

- Jakieś walki w kisielu czy coś? Mam nadzieję, że kamery tam były.

– Nie, sir. Są w skrzydle szpitalnym. Polało się trochę krwi.

- Ueee, jestem rozczarowany.


Król Clarkson spojrzał na Maxona.
– Nie ma wątpliwości, że to ta Piątka za to odpowiada. Nie możesz myśleć o niej serio.
Maxon wstał.
– Ojcze, wszystkie kandydatki są wytrącone z równowagi po tym, co się wczoraj stało. Jestem pewien, że trudno im zapomnieć, widok, który musiały oglądać.
Król wyciągnął jeden palec.
– Jeśli to ona zaczęła, musi stąd zniknąć. Wiesz o tym.
– A jeśli to była Celeste? – odparł Maxon.
– Wątpię, czy tak dobrze urodzona dziewczyna posunęłaby się do czegoś takiego niesprowokowana.
– Rozumiem, ale czy kazałbyś ją odesłać? – nie ustępował Maxon.
– To nie była jej wina.
Maxon skierował się do drzwi.
– Dowiem się, o co chodziło. Jestem pewien, że to nic poważnego.

Clarkson jest jak ten tonący, co brzytwy się chwyta, żeby tylko mieć tę rudą małpę z głowy, ale Maksio nie daje za wygraną. Niestety, jak dobrze wiemy, szczęście pożegnania Amisi nie będzie nam dane.

Plotki w pałacu rozchodziły się szybko. Błyskawicznie dowiedziałem się, że Celeste zaczęła kłótnię, ale to Mer uderzyła pierwsza. Słowo daję, chętnie przypiąłbym jej za to order. Obie miały zostać w pałacu – najwyraźniej ich działania równoważyły się wzajemnie – chociaż wydawało się, że America przyjęła to z niechęcią. Te słowa sprawiły, że w głębi serca nabrałem jeszcze większej pewności, że chcę ją odzyskać.

Ale jakie słowa? Bo przylała jakiejś lasce? Bo przyjęła fakt pozostania z niechęcią? Nie rozumiem tej cokolwiek mętnej wypowiedzi Ośrodka.

Oczywiście Leger postanawia natychmiast przekazać Amisi wskazówki odnośnie spotkania. Konspira Ośrodka polega na przeczekaniu, aż pokojówki dziewczyny wyjdą, żeby coś zjeść, wpadnięciu w biały dzień do jej pokoju i pozostawienie liściku w sławnym słoiku przeznaczenia.

Kiedy wróciłem na główny korytarz, los się do mnie uśmiechnął. America nie wyglądała, jakby była pokaleczona, więc to ona musiała zostawić ślady na ciele Celeste. Kiedy się zbliżyła, zauważyłem niewielką, lekką opuchliznę, niemal całkowicie ukrytą pod włosami. Ale poza tym zobaczyłem radość w jej oczach w momencie, kiedy mnie spostrzegła. Boże, jak bardzo pragnąłem po prostu z nią posiedzieć. Odetchnąłem głębiej. Zachowanie teraz powściągliwości oznaczało, że później naprawdę znajdziemy się sam na sam. Kiedy znaleźliśmy się bliżej, zatrzymałem się i skłoniłem.
– Słoik.

Bardzo dopracowany plan, brawo, panie strategu. Chwilę zajmuje pannie Singer rozkmina, ale wreszcie zaskakuje i pędzi do pokoju, przeczytać wiadomość.

Jump cut!

– Nie żyje? – zapytał król. – Kto za to odpowiada?
– Nie jesteśmy pewni, wasza wysokość. Ale tego się należało spodziewać po zdegradowanych sympatykach rebeliantów.
Wszedłem cicho, żeby zabrać listy, i natychmiast zorientowałem się, że mówią o mieszkańcach Bonity. Ponad trzysta rodzin zostało niedawno zdegradowanych co najmniej o jedną klasę za domniemane udzielanie wsparcia rebeliantom. Najwyraźniej nie zamierzali się poddać bez walki. Król Clarkson potrząsnął głową, a potem nagle uderzył pięścią w blat. Podskoczyłem, podobnie jak wszyscy obecni.
– Czy ci ludzie nie widzą, co robią? Niszczą wszystko to, nad czym pracujemy, i to po co? Żeby dążyć do czegoś,  co nie może się udać? Ofiarowałem im bezpieczeństwo. Ofiarowałem im porządek. A oni się buntują.

Clarkie, stary, uwielbiam cię i wiem, że się starasz, ale musisz sam przyznać głęboko w serduchu, że ten kretyński ustrój to raczej rozstrój. To się musiało posypać, ptysiu…


Oczywiście ktoś, kto miał wszystko, czego tylko chciał i potrzebował, nie potrafił zrozumieć, dlaczego przeciętny człowiek miałby pragnąć takiej samej szansy. Kiedy otrzymałem wezwanie poborowe, czułem się jednocześnie przerażony i podekscytowany. Wiedziałem, że niektórzy uważają to za wyrok śmierci, ale przynajmniej czekało mnie życie ciekawsze niż porządkowanie dokumentów i prace domowe, którymi musiałbym się zajmować, gdybym został w Karolinie.

No i hajs, nie mów mi, że lepszy hajs się nie liczy.

Poza tym i tak niezbyt zależało mi na życiu, odkąd America wyjechała.

Ja pierdzielę, ty dramatyczna durnoto, zaczynasz przypominać mi niejaką pannę Swan, która po przeżyciu nastoletniego zawodu miłosnego przez kilka miesięcy zachowywała się jak żywy trup.

– Trzeba powstrzymać tych ludzi. Kto teraz rządzi Bonitą?
– Lamay. Na pewien czas odesłał swoją rodzinę z miasta i zaczął przygotowania do ceremonii pogrzebowej gubernatora Sharpe’a. Mimo wszystkich problemów wydaje się dumny ze swojej nowej roli.
Król wyciągnął rękę.
– Proszę. Oto mężczyzna, który akceptuje to, co przyniosło mu życie, wypełniając obowiązki dla dobra ogółu. Dlaczego wszyscy nie mogą tacy być?

Clarkson nie może przeżyć nie tylko niewdzięczności ludu, ale też zapewne nieudolności własnej progenitury. Nie ma chłop lekko.

Zabrałem listy. Znajdowałem się obok króla, kiedy powiedział:
– Niech Lamay natychmiast zajmie się eliminacją wszystkich podejrzewanych o udział w tym zamachu, nawet jeśli nie złapie faktycznych sprawców. To będzie jasne ostrzeżenie. I znajdźcie jakiś sposób, żeby wynagradzać tych, którzy przynoszą informacje. Potrzebujemy na Południu ludzi przez nas opłacanych.

Brutalne, ale efektywne. Kiera, mogłabyś częściej pamiętać, że piszesz o dystopii i monarchii absolutnej. Tak jakby.

Ośrodek jest zbulwersowany, więc jak najszybciej stara się ulotnić. Jednak król woła Legera i każe mu zanieść list do Lamaya do biura pocztowego razem z resztą korespondencji. Ośrodek stara się przekonać sam siebie, że nie warto mieszać się w takie brudne sprawy.
 

To nie twoja sprawa, Aspenie. Jesteś tutaj, żeby chronić monarchię. To wszystko. Skoncentruj się na Americe i niech cały świat idzie do diabła, dopóki ty możesz z nią porozmawiać.
Wyprostowałem się i zrobiłem to, co musiałem.
– Cześć, Charlie.
Zagwizdał, patrząc na stos listów.
– Mieli dzisiaj pracowity dzień.
– Na to wygląda. Słuchaj, ten list tutaj… król nie miał pod ręką adresu, ale powiedział, że ty go znajdziesz. –Wskazałem leżący na wierzchu list do Lamaya.
Charlie rozłożył go, żeby zobaczyć, dokąd powinien zostać wysłany, i szybko przeczytał.

Serio, stary? Tak sobie po prostu przeglądasz tajne zapewne listy króla? I to przy ludziach? Skąd wiesz, że Leger nie doniesie na ciebie za coś takiego? Boru, czy ci wszyscy ludzie nie ogarniają bycia dyskretnym i przebiegłym? Że już o ostrożności nie wspomnę…

Kiedy skończył, wyglądał na zatroskanego. Obejrzał się, a potem popatrzył na mnie.
– Czytałeś to? – zapytał cicho.
Potrząsnąłem głową i przełknąłem ślinę. Czułem się winny, że nie przyznałem się do znajomości treści listu. Może mógłbym go zatrzymać, ale tylko wykonywałem moje obowiązki.

A co tam, mów otwarcie, co ci szkodzi? To nie tak, że mogą was za to powiesić.

– Hmmm – mruknął Charlie, szybko obracając się na krześle i przewracając stos posortowanych listów.
– No wiesz co, Charles! – zaprotestował Mertin. – Sortowanie zajęło mi trzy godziny!
– Przepraszam, zaraz z tym zrobię porządek. Leger, jeszcze dwie sprawy. – Charlie podniósł pojedynczą kopertę. – To przyszło do ciebie.
Natychmiast rozpoznałem pismo mamy.
– Dziękuję. – Ścisnąłem w ręku list, nie mogąc się doczekać nowin z domu.
– Nie ma sprawy – odparł spokojnie, podnosząc druciany koszyk. – Czy mógłbyś mi oddać przysługę i zanieść tę makulaturę do spalenia? Najlepiej od razu.
– Jasne.
Charlie skinął głową, a ja schowałem swój list, żeby pewniej przytrzymać koszyk. Piec znajdował się w pobliżu kwater gwardzistów. Postawiłem koszyk na podłodze, a potem ostrożnie otwarłem drzwiczki. Węgle ledwie się żarzyły, więc powoli wsypałem papiery, tak żeby miały dostęp powietrza. Gdybym nie musiał być tak ostrożny, prawdopodobnie nie zauważyłbym listu do Lamaya, wepchniętego między puste koperty i kartki z błędnie zapisanymi adresami.
Charlie, co ty sobie myślisz?

Świetne, kurna, pytanie. Myślicie, panowie, że Clarkie nie dowie się prędzej czy później, że jego list wcięło? I nie zacznie się dochodzenie?

Stałem tam i zastanawiałem się. Gdybym odniósł ten list, Charlie wiedziałby, że go przyłapałem. Czy chciałem, żeby o tym wiedział? Czy w ogóle chciałem, żeby został na tym przyłapany? Wrzuciłem list do pieca i obserwowałem go, żeby mieć pewność, że się spalił. Wykonałem swoje obowiązki. Reszta listów zostanie doręczona do adresatów. Nie było na kogo zwalić winy, a kto wie, ilu osobom uratowało to życie? Było i tak wystarczająco dużo śmierci, wystarczająco dużo cierpienia. Odszedłem stamtąd, umywając ręce od tej sprawy. Prawdziwa sprawiedliwość musiała kiedyś zatriumfować i wtedy okaże się, kto w tej sytuacji postępował dobrze, a kto źle. W tej chwili trudno było to stwierdzić.

W Bonicie nie mają telefonów? Wystarczy, że Clarkson zadzwoni do Lamaya z pytaniem, jak mu poszło. A wtedy dopiero będzie chryja. Król nie ma problemu z wymordowaniem wszystkich choćby tylko podejrzanych o jakiś buntowniczy czyn. Co to dla niego za problem skazać na śmierć tych, którzy w jakiś sposób mogli być odpowiedzialni za zagubienie tak ważnego listu. Poczynając od osoby, która miała go dostarczyć urzędnikom pocztowym, jak również tychże urzędników.


Poza tym spalenie jednego listu nie załatwia żadnej sprawy. To jak zaklejanie metrowej wyrwy w murze taśmą klejącą. Odwet Clarksona na rzekomych pomocnikach rebeliantów może być jeszcze gorszy, gdy dowie się, że ktoś go chciał zrobić w balona.

Wróciłem do pokoju i otworzyłem mój list, ciekawy jego treści. Nie podobało mi się, że mama musi sobie radzić beze mnie. Niewielką pociechą było to, że mogłem wysyłać jej pieniądze, ale cały czas martwiłem się o bezpieczeństwo mojej rodziny. Najwyraźniej to uczucie towarzyszyło nie tylko mnie.
Wiem, że ją kochasz. Ale nie bądź głupi.
To jasne, że była dwa kroki przede mną, zgadując różne rzeczy z wyprzedzeniem. Wiedziała o Americe, zanim jej powiedziałem, wiedziała, jak bardzo jestem wściekły o różne sprawy, chociaż nigdy nie pisnąłem ani słowa. A teraz, oddalona ode mnie o setki kilometrów, ostrzegała mnie, żebym nie robił tego, co – jak wiedziała – na pewno zrobię. Popatrzyłem na kartkę. Król szukał kolejnych ofiar, ale ja byłem pewien, że moje działania zdołają ujść jego uwadze.

Pride goeth before a fall. Nie bądź taki arogancki i pewny siebie, bo noga łatwo może ci się powinąć. Niedocenianie króla to kiepski pomysł.

Matka zawsze kierowała mnie we właściwą stronę, ale nie wiedziała, jak dobry się stałem w tym, co robię. Podarłem list i wrzuciłem go do pieca, idąc na spotkanie z Americą.

Buahahahahahahahaha!!!

Żaden z ciebie superszpieg, panie Ośrodek. Jesteś lekkomyślnym, zuchwałym idiotą. On naprawdę myśli, że taki z niego debeściak, że nic go nie powstrzyma. Nikt nie połączy faktów, nikt niczego nie zauważy, a pan Leger będzie się rozbijał po pałacu i robił, co mu się tylko podoba. Pod nosem króla, Maksia i innych gwardzistów w samym środku reality show w kraju na skraju powstania. Idealny plan.

Za tydzień spotkanie z Amisią, ponure sny Ośrodka i głębokie rozmowy z Averym.

Do zobaczenia!

Beige





6 komentarzy:

  1. Ośrodkowi to by się przydało porozmawiać z Averym, ale tym pracującym dla pewnego Toma Riddle'a. I to powinna być długa rozmowa.

    Ten facet jest bardziej wkurzający od Maksia i bardziej zadufany niż America!I głupszy niż oni oboje razem wzięci (no dobrze może przesadziłam z tym ostatnim).

    Clarksona kocham, jest cudowny.

    rose29

    OdpowiedzUsuń
  2. Ośrodek jest kretynem. Król wręczył mu list osobiście i nie ma bata, żeby nie skojarzył go później, gdy wyjdzie na jaw, że list zaginął (a wyjdzie na pewno). Charlie zaprzeczy, że w ogóle dostał go do ręki i może uratuje w ten sposób skórę, ale tym samym Aspen będzie dosłownie skończony. Naprawdę, nawet dziecko by się tego domyśliło. Ja rozumiem, że Aspen nie chce mieć krwi na rękach, ale wybrał wyjątkowo durny sposób, by tego uniknąć.

    "Król wyciągnął jeden palec" - Myślę, że wszyscy dopowiedzieli sobie który konkretnie.

    OdpowiedzUsuń
  3. "W razie potrzeby podejmiemy bardziej stanowcze kroki.


    Powiedział Clarkson, obracając w dłoniach wizytówkę firmy The Rebels Henio&Miecio Ltd." XD XD XD

    I Ośrodek to usłyszał i nie ostrzegł Amisi?!

    "Poza tym i tak niezbyt zależało mi na życiu, odkąd America wyjechała. "- Na własnym, Amisi i współpracowników.

    "Patrzyłem, jak Maxon próbuje pracować." To musiał być dołujący widok.

    Spalenie listu było ryzykowne, ale wybaczyłabym Ośrodkowi, jako że to chyba jedyna niesamolubna rzecz jaką zrobił w ciągu trylogii.

    OdpowiedzUsuń
  4. O,jest analiza,a już myślałam ze będę musiała szturmować pałac!
    Dobre z wizytówką.
    List spalił,poważnie? Niech jescze telefony w pałacu odetnie,miszczu konspiry,dziecko Stirlitza.

    Chomik

    OdpowiedzUsuń
  5. "Gwardzisty" nie czytałam chyba jako jedynej nowelki (nawet te narracje Celeste i Lucy dorwałam) i nie żałuję, bo po fragmencie ze spaleniem listu zapewne doznałabym wstrząsu mózgu po sile headdeska, jakiego bym wykonała. Przecież ten plan leży na wstępie, a Aspen ma RODZINĘ. Szóstkę rodzeństwa chyba (?). Choć czemu ja się właściwie dziwię, skoro ten kretyn czuje ulgę, że chłosta spotkała dziewięciolatka, nie jego.

    OdpowiedzUsuń
  6. Aspen ma inteligencję na poziomie ameby. Chyba nawet dziecko wykoncypowałoby jakiś lepszy pomysł na pozbycie się tego listu.
    I znowu te wstawki o własności, argh...

    OdpowiedzUsuń