niedziela, 4 czerwca 2017

„Faworytka” - część I B


Powracamy do teraźniejszości; gwardzista wchodzi do celi, budząc Marlee. Otrzymujemy całkiem udany opis sytuacji, podczas której wyczerpana psychicznie (a także w pewnym stopniu fizycznie) dziewczyna w pierwszej chwili nie reaguje na rozkaz podniesienia się, bowiem zwyczajnie on do niej nie dociera – jest przyzwyczajona do tego, że wszyscy w pałacu są dla niej uprzejmi. W końcu jednak odzyskuje przytomność umysłu, wykonuje polecenie i zostaje zakuta w kajdany, po czym wyprowadzona na zewnątrz.

Carter już tam czekał i wyglądał okropnie. Jego ubranie było jeszcze brudniejsze niż moje i miał chyba trudności z wyprostowaniem się. Ale gdy tylko mnie zobaczył, uśmiech rozjaśnił mu twarz jak fajerwerki, chociaż rozcięcie na jego wardze zaczęło od tego na nowo krwawić.

* wzdycha ciężko * Załatwmy to raz a dobrze. Cass? Powyższe zachowanie Cartera – które, jak mniemam, miało oznaczać radość płynącą z możliwości obcowania ze swą lubą nawet w obliczu widma szubienicy – nieco traci na swej urodzie, gdy uświadomimy sobie, iż MARLEE ZA CHWILĘ ZBIERZE CIĘGI Z POWODU JEGO GŁUPOTY.

Motyw „niestraszne mi bicz i miecz, jeśli tylko jesteś przy mnie” zdecydowanie nie działa w sytuacji, gdy bohaterowie ściągają na siebie nieszczęście poprzez własną chuć. Marlee i Carter napytali sobie biedy, obmacując się niemal pod nosami dziennikarzy, w związku z czym poniosą surową karę – oboje z nich.

Spójrzcie tylko na Cartera. Facet szczerzy się jak głupi do sera... do dziewczyny, która za chwilę zostanie publicznie skatowana, upokorzona i zelżona – a wszystko dlatego, że nie potrafił upilnować swoich łap. Naprawdę, Woodwork – możesz mi wytłumaczyć, dlaczego jest ci tak wesoło?

Kochani, wyobraźcie sobie, że jesteście na miejscu naszej kandydatki lub naszego gwardzisty. Spotykacie w pałacu swoją Tru Loff, jest wszakże pewien haczyk; jeśli ktoś Was przyłapie in flagranti, czeka was romantyczny wieczór z pałacowym katem, zakończony (zapewne) konaniem w agonii i hańbie. Ponieważ jednak stawiacie hormony ponad zdrowym rozsądkiem, ktoś w końcu przyłapuje Was na macankach. Ostatnie (jak Wam się w owej chwili wydaje) godziny życia spędzacie w celi, słuchając jęków i płaczu ukochanego/ukochanej... z pełną świadomością, że gdybyście nie nawiązali z nim/nią bliższej znajomości, nic podobnego by się nie stało.

Przez to, że pozwoliliście sobie na chwilę słabości, najważniejsza osoba w Waszym życiu najpewniej zginie w męczarniach.

Przez to, że nie ucięliście tej znajomości już po pierwszym uroczym wspólnie spędzonym dniu, Wasze kochanie dostanie (w najlepszym wypadku) kulkę w łeb.

Przez to, że olaliście zasady gry – pomimo bycia w pełni świadomymi pałacowych reguł – wysyłacie partnera/partnerkę na szubienicę.

...Czy naprawdę szczerzylibyście się na kilka minut przed publiczną kaźnią najdroższej Wam osoby?

Jasne, Carter ma pewne powody do radości; ostatecznie oboje mają wyjść z tego cało. Jasne, Marlee ma swój rozum i nikt jej do niczego nie przymuszał, więc ciężko zwalać całą winę za zaistniałą sytuację na Woodworka. Jasne, Carter być może po prostu stara się podnieść przerażoną dziewczynę na duchu.

Ale mnie chodzi tu o stronę czysto emocjonalną: spodziewałabym się, że widząc prowadzoną w kierunku pałacowego kata Swą Prawdziwą Miłość Woodwork będzie raczej odczuwał poczucie winy, gniew z powodu ich dziecinnej beztroski, wściekłość, że chuć przesłoniła im mózgi, w końcu - rozpacz, że osoba, dla której (rzekomo) gotowy był poświęcić wszystko, teraz sama będzie płacić najwyższą cenę.

Bo niestety, Cass, ale tak się składa, że twoje pacynki, składając szumne deklaracje, ile to nie są w stanie wycierpieć dla miłości często zdają się zapominać, że w imię tejże miłości jak na ironię cierpieć będzie nikt inny, jak obiekt ich uczuć.


Gwardzista prowadzi nasze gołąbeczki na parter i każe im czekać pod drzwiami wejściowymi na rozpoczęcie właściwego show.

Przykro mi – szepnął [Carter]. Popatrzyłam na niego i pomimo krwawiącej wargi i potarganych włosów widziałam tylko chłopaka, który upierał się, by zabrać mnie do skrzydła szpitalnego, chłopaka, który przyniósł mi kwiaty.
Mnie nie – odparłam tak stanowczo, jak zdołałam.



… Wow.

Widzisz, Cass? Właśnie o tym mówię. Chciałaś, żeby Marlee zabrzmiała jak odważna niewiasta, co to w imię miłości chętnie da się poćwiartować? Cóż, w takim razie nie wyszło; brzmi tu raczej jak ktoś, kto właśnie wysłał Woodworkowi komunikat: „mizianie się z tobą jest tak fantastyczne, że gdybym mogła cofnąć czas i nigdy cię nie poznać, nadal wybrałabym widok twoich krwawiących pleców”.

Znalazłam przeznaczonego mi mężczyznę i wiedziałam o tym. W moim sercu było zbyt wiele miłości, by znalazło się w nim miejsce na żałowanie tego, co zrobiłam.

Podobnie jak na żałowanie losu, jaki owa miłość zgotowała twemu lubemu.

Wszystko będzie dobrze, Marlee – zapewnił mnie Carter. – Cokolwiek się wydarzy od dzisiaj, zajmę się tobą.
A ja zajmę się tobą.
Carter pochylił się, by mnie pocałować, ale strażnicy powstrzymali go.

Ech, daliby im pogruchać w spokoju, bardziej już i tak nie mogą się pogrążyć.

Marlee i Carter zostają wyprowadzeni poza pałacowe mury i zaprowadzeni na Podest Wstydu; dziewczyna opisuje buczących wieśniaków z widłami, martwi się obecnością Ameriki i May, ale prawdziwie łamie jej serce fakt, że świadkami jej kary będą jej rodzice.

Wiedziałam, że Maxon ma zbyt dobre serce, by zrobić coś takiego. Skoro próbował uwolnić mnie od kary, to na pewno nie było jego pomysłem zmuszać moją mamę i tatę, by patrzyli na wszystko z bliska. Nie chciałam, by moje serce opanował gniew, ale wiedziałam, kto za to odpowiada, i w głębi mojej duszy rozżarzyła się nienawiść do króla.

...Złotko. Żabko. Ptysiu. Zdrada korony jest karana śmiercią.

Zdrada. Korony. Jest. Karana. Śmiercią.

Śmiercią OBOJGA z Was.

A ten straszny, paskudny król, na którego właśnie się złościsz?

DAROWAŁ WAM ŻYCIE, CHOĆ DOPRAWDY NIE MIAŁ ŻADNEGO POWODU, BY TO UCZYNIĆ.

I nie, nie obchodzi mnie, że Marlee ma prawo być w tym momencie wściekła i nieobiektywna; ta scena to nic innego, jak tysięczna w tej serii próba przekonania nas, jakim to potwornym potworem jest Clarkson.

Cass? Skoro nie udało ci się (choć przyznaję, że bardzo się starałaś) zepsuć tej postaci nawet w „Królowej”, to obawiam się, że po raz kolejny będziemy musieli otrąbić twoją porażkę na tym polu. Po prostu pogódź się wreszcie z faktem, że Clarkson to (obok Kadena) najwspanialsza postać tego uniwersum, czy ci się to podoba, czy nie.

Karą za taką zbrodnię jest śmierć! – oznajmił czyjś głos. – Jednak litościwy książę Maxon postanowił oszczędzić życie tych zdrajców. Niech żyje książę Maxon!

Ja wiem, że marudziłam już na ten temat przy okazji „Elity”, ale... panie kacie, co pan na to, żeby zacząć wysławiać właściwego pryncypała? Było nie było, to król, a nie Maksiu miał w tej sprawie ostatnie słowo.

Pętle na moich nadgarstkach uświadomiły mi, że to się dzieje naprawdę. Przepełnił mnie strach, zaczęłam płakać. Popatrzyłam na moje gładkie dłonie, by je takimi zapamiętać, i żałowałam, że nie mogę otrzeć łez.

A swoją drogą – dlaczego Marlee i Carter są karani na dwa różne sposoby? No, chyba że prawdziwą jest teoria naszej czytelniczki Carly:

„Może "intymne spotkanie" wyglądało tak, że Marlee masowała Carterowi plecy - dlatego on zbiera cięgi na plecach, a ona na rękach.”

Co w sumie rodzi niezręczne pytanie, po czym dokładnie by ich bito w przypadku przyłapania w nieco bardziej intymnej sytuacji...

Skoncentrowałam się na nim [Carterze]. Nie byłam sama. Mieliśmy siebie nawzajem. Ból przeminie, a gdy się skończy, dostanę na zawsze Cartera. Będę miała na zawsze swoją miłość.

No, chyba że Clarkson uzna, że dobry PR dobrym PR, ale porządek w państwie musi być i kilka godzin po tym przedstawieniu każe was potajemnie rozstrzelać.

Chociaż czułam, że trzęsę się ze strachu, czułam się także dziwnie dumna. Nie zamierzałam się kiedykolwiek chwalić, że zostałam wychłostana, ponieważ się zakochałam, ale uświadomiłam sobie, że niektórzy ludzie nigdy nie zrozumieją, jak niezwykłą rzeczą jest mieć kogoś takiego. Ja rozumiałam. Spotkałam moją prawdziwą miłość i byłam gotowa zrobić w jej imię wszystko.

Cóż, w imię utrzymania owego patetycznego tonu pozostaje mieć nadzieję, że Carter właśnie w tej chwili nie przeklina dnia, w którym skierowano go na służbę do pałacu.

Następna strona to nic więcej, jak powtórzony z „Elity” opis tortur, zaprezentowany z punktu widzenia Marlee; jako że rozwodziłam się już nad nim w swoim czasie, nie bardzo mam co dodać w tym temacie, no, może poza jedną uwagą:

Jeden!
Nie byłam w ogóle przygotowana na uderzenie i krzyknęłam cicho, gdy zabolało. Przez chwilę ból przygasł, a ja pomyślałam, że może nie będzie tak źle. Potem, bez uprzedzenia, skóra zaczęła piec, coraz mocniej i mocniej, aż…
Dwa!
Idealnie wyliczyli tempo uderzeń. Gdy ból stawał się najsilniejszy, dodawali do niego nową falę. Krzyczałam rozpaczliwie, a moje ręce trzęsły się z bólu.
(...)
Trzy!
Po tym uderzeniu popełniłam błąd i zacisnęłam ręce w pięści z nadzieją, że to pomoże złagodzić ból. Sprawiło tylko, że uderzenie okazało się znacznie gorsze, a ja wydałam dziwny, stłumiony dźwięk.
(…)
Sześć!
Nie mogłam sobie z tym poradzić. Nie mogłam tego dłużej wytrzymać. Nie było mowy, żebym zniosła jeszcze więcej bólu. Dalszy ból z pewnością oznacza śmierć.

Marlee? Jak na delikatną dziewczynę, która pierwszy raz w życiu doświadcza fizycznych tortur, jesteś niezwykle skrupulatnym i opanowanym narratorem.

To nic innego, jak casus Wagabundy z „Intruza”, która umierając z pragnienia na pustyni, nadal raczyła nas poetyckimi opisami swoich odczuć. Cass to kolejna autorka YA, której tak zależy na maksymalnie dramatycznym i szczegółowym opisie cierpień bohaterki, że w rezultacie kompletnie ignoruje to, jak NAPRAWDĘ wyglądałby tok myślowy nastolatki, której na oczach ukochanego, rodziny i milionów telewidzów kat robi z dłoni kaszkę mannę. Nasi czytelnicy wielokrotnie udowadniali, że jeśli chodzi o realizm opisywanych scen, biją Meyer i Cass na głowę; kto wie, może i tym razem czeka nas miła niespodzianka w komentarzach?

Scena kończy się Marlee mdlejącą z bólu po siódmym uderzeniu; dziewczyna informuje nas jeszcze, że słyszy, jak ktoś (czytaj: Amisia) w tle wrzeszczy jej imię.


Przeskoko – flashback!


Marlee przechadza się po pałacu i komentuje w myślach, że od kiedy w grze zostały tylko członkinie Elity, w domostwie Maxona zrobiło się przerażająco pusto. W pewnym momencie dostrzega spacerujących po ogrodzie Ami i Maksia:

Miałam wrażenie, że trzymał ręce z tyłu, bo gdyby się nie pilnował, przytuliłby ją natychmiast. Chyba wiedział, że taki gest byłby o wiele zbyt poufały, a Ami mogłaby spanikować.

A wszyscy wiemy, jak objawia się panika Amisi...

Marlee stwierdza, że ta dwójka doskonale do siebie pasuje; panna Tames kibicuje księciu i przyjaciółce do tego stopnia, że nie przeszkadza jej, że na 99,9% przegra Eliminacje.

No i któż, ach któż pojawia się nagle u boku naszej bohaterki? Rzecz jasna nikt inny, jak pewien przystojny gwardzista. Gołąbeczki przez chwilę oddają się mowie – trawie, po czym:

Przełknął ślinę i zastanowił się, a potem rozejrzał się, żeby upewnić się, czy jesteśmy sami, zanim pochylił się do mnie.
Czy dzisiaj będzie chociaż chwila, gdy nie będzie u pani pokojówek? – zapytał szeptem. – Kiedy mógłbym przyjść i z panią porozmawiać?

Widzę, że padawan Woodwork pilnie studiuje nauki mistrza Legera.

Codziennie koło pierwszej idą wszystkie na obiad.
W takim razie zajrzę trochę po pierwszej.

He he, ciekawe, co zrobicie, jeśli któraś z służących uzna, że nie jest w tym momencie głodna.

Woodwork się zmywa, Marlee wraca do obserwowania Amisi i Maxona:

Prędzej czy później dojdą do porozumienia, a ja nie wiedziałam, czy powinnam sobie tego życzyć. Nie byłam gotowa, by opuścić pałac. Jeszcze nie teraz.

Owszem, powinnaś sobie tego życzyć ze wszystkich sił; w momencie, gdy Maxon dokona wyboru, gra dobiegnie końca i będziesz miała prawo ochajtać się, z kim tylko będziesz chciała. Jeśli America zostanie księżniczką, nic nie stanie na przeszkodzie, by poprosić ją o możliwość pozostania w pałacu (na przykład – hi, hi, - w roli damy dworu), gdzie jakiś miesiąc – dwa po książęcym ślubie mogłabyś „przypadkowo” spotkać na swej drodze pewnego uroczego gwardzistę.

Marlee bardzo denerwuje się przed swoją nie – randką; zauważa, że tak silne emocje nie towarzyszyły jej przed żadnym spotkaniem z Maxonem. W końcu odwiedza ją (równie zdenerwowany) Woodwork; dziewczyna proponuje mu, żeby spoczął, ale gwardzista oznajmia, że przyszedł tylko wyrzucić z siebie, co mu leży na wątrobie, i już go nie ma.

A cóż takiego dręczy naszego bohatera? Oczywista – jego uwielbienie dla chwil spędzanych z panną Tames. Marlee stwierdza, że absolutnie jej to nie przeszkadza:

Ja także to uwielbiam – przyznałam.
Jego uśmiech zgasł.
Myślę, że właśnie dlatego powinniśmy tego zaprzestać.
Czy ktoś uderzył mnie w brzuch, czy tylko mi się zdawało?
Wydaje mi się, że posuwam się za daleko. Chciałem tylko się z tobą zaprzyjaźnić, ale im częściej cię widuję, tym bardziej czuję, że muszę to ukrywać. A jeśli muszę to ukrywać, to znaczy, że jestem z tobą zbyt blisko.
(…)
Należysz do niego – powiedział ze wzrokiem wbitym w podłogę. – Wiem, że jesteś faworytką opinii publicznej. To jasne, że nią jesteś. Rodzina królewska z pewnością weźmie to pod uwagę, gdy książę dokona ostatecznego wyboru. Czy jeśli nadal będę szeptać z tobą na korytarzu, popełnię zdradę stanu? Myślę, że tak.
Potrząsnął znowu głową, próbując uporządkować swoje uczucia.
Masz rację – szepnęłam. – Przyjechałam tu dla niego i obiecałam być wierna, więc jeśli między nami jest cokolwiek wykraczającego poza przyjaźń, powinno się natychmiast zakończyć.

No i fantastycznie, wszystko ustalone, wykazaliście się właśnie sporą dojrzałością i umiejętnością przewidywania konsekwencji swoich czynów; czyli teraz pożegnacie się i każde odejdzie w swoją stronę, żeby niepotrzebnie nie kusić losu, tak?

Pochyliłam głowę i potarłam grzbietem dłoni bolące miejsce na piersi. Na moment podniosłam oczy i zobaczyłam, że Carter robi dokładnie to samo.

Błagam, tylko nie kolejne Dziury pod Cycem!

Zrozumiałam to wtedy. Zrozumiałam, że on czuje to samo, co ja. Może nie tak miało się stać, ale jak mogliśmy się teraz tego wyprzeć? A gdyby Maxon mnie wybrał? Czy musiałabym się zgodzić? A gdybym została tutaj jako jego żona, patrząc codziennie, jak mężczyzna, którego naprawdę pragnę, robi obchód po naszym domu? Nie. Nie skażę się na coś takiego.
Porzuciłam wszelkie próby udawania damy, podbiegłam do drzwi i zamknęłam je. Potem wróciłam do Cartera, położyłam mu rękę na karku i pocałowałam go. Zawahał się na ułamek sekundy, zanim jego ramiona objęły mnie, a potem przytulił mnie, jakbym była mu niezbędna do życia.

… Naprawdę, brawo wy.

Cass, serio; to nie jest romantyczne. To jest głupie. Narażanie siebie i – będę o tym marudzić do końca świata – rzekomo ukochanej osoby na śmierć w męczarniach w imię chuci naprawdę nie jest czymś godnym podziwu. Wiesz, co musiałby zrobić nasze aniołeczki, żebym naprawdę zaczęła im kibicować?

Wykazać się dojrzałością.

Udowodnić, że zdają sobie sprawę z tego, że idiotyzmem byłoby niepotrzebnie igrać z losem. Trzymać się od siebie na dystans, jednocześnie obiecując sobie, że jeżeli tylko płomień namiętności nie wygaśnie, to spróbują raz jeszcze – wtedy, gdy nad ich głowami nie będzie dłużej wisieć widmo katowskiego topora. Kochani, pamiętajcie; Carter to jedyny żywiciel swojej licznej rodziny. Obmacując się z Marlee, naraża nie tylko siebie, ale także swoje rodzeństwo oraz matkę, którzy pozbawieni wsparcia finansowego nie będą mieli co włożyć do garnka.

Czy to powstrzymuje naszych bohaterów? Oczywiście, że nie; ostatecznie rozstanie BOLI i mają DZIURY w miejscu serduszek i jak niby mieliby przetrwać tak straszne tortury, jak konieczność trzymania łap przy sobie aż do końca Eliminacji?!

Przegrałem tę wojnę. Nie mam już szans się wycofać. – Ale chociaż w jego słowach był żal, lekki uśmiech na jego twarzy zdradzał, że jest równie szczęśliwy, jak ja.

Primo: Owszem, masz. Możesz w tej chwili wyjść z jej pokoju i nigdy nie wracać. Nawiasem mówiąc, z całego serca sugerowałabym podjęcie właśnie takiej decyzji.

Secundo: Cóż, Carter, pozostaje mieć nadzieję, że twój dobry humor nie opuści cię nawet wtedy, gdy twoja mała siostrzyczka będzie żebrać na ulicy o kawałek chleba.

Nie mogę bez ciebie żyć, Carterze – powiedziałam, używając imienia, które dopiero niedawno mi zdradził.
– To niebezpieczne, wiesz o tym? Oboje możemy stracić życie.

– Ale biorąc pod uwagę przerażającą alternatywę, jaką byłaby konieczność poczekania z macankami jeszcze kilka miesięcy... cóż, sama widzisz, że po prostu nie mamy wyboru. Moja rodzina z pewnością to zrozumie.

Zamknęłam oczy i pokiwałam głową, a łzy spływały mi po policzkach. Z jego miłością czy bez niej, tak czy inaczej ocierałam się o śmierć.

Zajęło mi dobre kilka minut, żeby zrozumieć, iż Cass najprawdopodobniej odnosi się w tym fragmencie do rebeliantów. Niestety, biorąc pod uwagę, że szczytowym osiągnięciem buntowników było pomazanie pałacowych ścian, obawiam się, że nie do końca czuję grozę sytuacji.


Koniec przeskoko – flashbacku!


Marlee odzyskuje przytomność; okazuje się, że znajduje się obecnie w małym pokoju.

Spróbowałam się podeprzeć i usiąść, ale natychmiast pisnęłam z bólu. Zastanawiałam się, ile czasu moje dłonie będą bezużyteczne.

Słuchajcie, nie jestem ekspertem od tortur, ale Marlee – sądząc po opisach i ilustracjach, raczej drobna dziewczyna – kilkanaście razy dostała po łapach metalowym prętem. Na jej miejscu cieszyłabym się, że w ogóle mam jeszcze czym się podeprzeć.

Na jednym z łóżek znajdujących się w pomieszczeniu leży Carter; były gwardzista jest w jeszcze gorszym stanie, niż jego ukochana.

Zobaczyłam w kącie stół, a na nim słoiki, bandaże i kartkę papieru, więc podeszłam tam z trudem.

Dlaczego „z trudem”? Z nogami jest u ciebie wszystko w porządku, czego nie można powiedzieć o dłoniach...

List nie miał podpisu, ale znałam charakter pisma Maxona.

Gdy się obudzicie, zmieńcie opatrunki. Użyjcie maści ze słoika. Nałóżcie ją bawełnianymi
gazikami, żeby nie zainfekować ran, i nie bandażujcie zbyt mocno opatrunku. Tabletki także Wam pomogą. Potem postarajcie się wypocząć. Nie próbujcie wychodzić z pokoju.”

Carter, mam dla nas lekarstwa. – Ostrożnie odkręciłam pokrywkę czubkami palców. Gęste mazidło pachniało w sposób przypominający aloes.

… w związku z czym głęboko zastanawia mnie, jakim cudem jesteś w stanie wykonać obecnie tak skomplikowaną operację, jak odkręcanie słoików.

Na szczęście Cass po chwili przypomina sobie, że z tej dwójki to raczej Carter mógłby się wykazać manualnie, w związku z czym chłopina deklaruje pomoc przy bandażowaniu (to, na ile użyteczna będzie ta pomoc w przypadku gościa, który leży jak kłoda na brzuchu, to inna kwestia; doprawdy, wiódł ślepy kulawego).

Nie tak sobie wyobrażałem chwilę, gdy po raz pierwszy zobaczysz mnie bez ubrania.
Nie mogłam powstrzymać śmiechu i od nowa zakochałam się w nim. W ciągu niecałego dnia zostałam pobita, zdegradowana do Ósemki i czekałam na wygnanie nie wiadomo dokąd, a mimo to się śmiałam. Jaka księżniczka mogłaby być ode mnie bogatsza?

Taka, która umie opanować swój popęd. Nie, nigdy nie odpuszczę w tym temacie.


Przeskok!


Nadal w tajemniczym pokoju; wygląda na to, że Marlee i Carter jakoś zdołali doprowadzić się do ładu. Nie wiedzą, jak długo już przebywają w zamknięciu (mam nadzieję, że Maxon umieścił ich w pomieszczeniu z bezpośrednim dostępem do łazienki), ale zgodnie z instrukcjami księcia nie wyściubiają nosów z pomieszczenia.

Zastanawiałaś się nad tym, gdzie nas wyślą? – zapytał Carter. Siedziałam koło niego na podłodze i gładziłam czubkami palców jego krótkie włosy.

Dziewczyno, na litość, oszczędzaj, co ci zostało z rąk.

Gdybym miała wybór, wolałabym jakieś miejsce, gdzie jest gorąco, niż takie, gdzie jest zimno.
Też mam przeczucie, że trafimy do jednej ze skrajności.

Wyobraźcie sobie tylko ten chichot losu, gdyby Maksiu wysłał ich do Hondurabyla...

Nie musisz. Na razie jestem trochę bezużyteczny, ale potem zatroszczę się o nas oboje. Wiem nawet, jak zbudować igloo, gdybyśmy trafili tam, gdzie jest zimno.
Uśmiechnęłam się.
Naprawdę?
Skinął głową.
Zbuduję dla ciebie najładniejsze igloo, Marlee. Wszyscy będą ci okropnie zazdrościć.

– A już najbardziej moja matka, śpiąca w miejskim parku pod prowizorycznym namiotem zbudowanym z kartonu i worka na śmieci!

Zamek szczęknął, a potem drzwi się otworzyły. Do środka weszło troje ludzi w brązowych płaszczach z kapturami, a mnie ogarnął strach.

Czyżby kuzyni miłych panów z „Darów anioła”?

Cóż, chyba pudło, przynajmniej w 1/3; okazuje się, że jeden z przebierańców to Maksiu (nawiasem mówiąc, jeśli to pomieszczenie znajduje się w pałacu, to wizja Maksia skradającego się po korytarzach własnego domu w stylówie à la dementor jest naprawdę ucieszna).

Westchnęłam, zerwałam się na równe nogi, żeby objąć Maxona i zapomniałam znowu o moich rękach, przez które jęknęłam z bólu.
Wszystko będzie dobrze – zapewnił mnie Maxon, gdy cofnęłam ręce. – Przy tej maści potrzeba kilku dni, żeby wszystko się zagoiło, a ty, Carterze, będziesz niedługo mógł chodzić.

Słowo daję, ten rozdział to kopalnia zapożyczeń; najpierw kuzyni zakapiorów z „Miasta kości”, teraz magiczne lekarstwa wytwarzane z tęczy z „Intruza”.

Okazuje się, że kuzyni zakapiorów nazywają się Juan Diego i Abril i przyszli zamienić się rolami z naszymi gołąbkami.

Marlee, jeśli ty i Abril przejdziecie do kąta, my postaramy się odwrócić oczy, gdy będziecie się
zamieniać ubraniami.

Doprawdy, Maxon, zbytek łaski.

Marlee zamienia się na ciuchy z Abril, panowie pomagają Carterowi włożyć nowe gacie:

To pomysł księcia – odparła cicho [Abril]. – Musiał chyba spędzić cały dzień, przeglądając listy personelu i szukając kogoś, kto pochodzi z Panamy, gdy dowiedział się, że macie zostać tam wysłani. Sprzedaliśmy się na służbę pałacowi, żeby zapewnić środki do życia naszej rodzinie, a dzisiaj będziemy mogli wrócić do domu.

Aha. A Clarkson, rzecz jasna, wcale nie zamierza sprawdzić, czy dwójka publicznie skazanych przestępców dotarła na miejsce odsiadki? Rozumiem, idźmy dalej.

Panama. Zastanawialiśmy się, gdzie trafimy.
To okrutne, że do tego wszystkiego król właśnie tam chciał was wysłać – powiedziała cicho dziewczyna.
Jak to?
Abril obejrzała się przez ramię na księcia, żeby sprawdzić, czy na pewno nie słucha.
Spędziłam tam dzieciństwo jako Szóstka i nie było łatwo. Ósemki są czasem zabijane dla rozrywki.

Primo: No proszę, a więc w Illei istnieje miejsce jeszcze gorsze, niż Hondurabyl!...I zupełnym przypadkiem także znajduje się na terenie dawnej Ameryki Środkowej. Cass...może jednak nie idź tą drogą.

Secundo: Czyli...Maksiu wysyła parę Szóstek w niezwykle ciężkiej sytuacji materialnej (sprzedali się pałacowi, żeby mieć za co żyć) z powrotem do tego gangsterskiego piekiełka? Nieco to... okrutne z jego strony.

Co kilka miesięcy znajdujemy kogoś, kto od dawna żebrał na ulicy, martwego na środku drogi. Nikt nie wie, kto za to odpowiada. Inne Ósemki? Bogate Dwójki i Trójki? Rebelianci? Ale takie rzeczy się zdarzają. Bardzo prawdopodobne, że byście zginęli.

No dobra, ale...dlaczego?

Pytam serio: dlaczego morduje się akurat Ósemki? Ta kasta w Cassoversum nic nie znaczy, nie ma żadnych praw. Co komu przyjdzie z zaciukania żebraka? Czyżby esteci – Dwójki pozbywali się w ten sposób kloszardów, którzy ich zdaniem wpływają negatywnie na miejski krajobraz? A może to Trójki – jajogłowi porywają bezdomnych na eksperymenty medyczne? O co tu chodzi?

No dobrze. Abril, Juan Diego, zanim gwardziści przyjdą tutaj, zabandażujcie się i poruszajcie się, jakby wszystko was bolało. Wydaje mi się, że zamierzają wsadzić was do autobusu i wyprawić w drogę. Wystarczy, że nie będziecie podnosili głów, nikt wam się nie będzie przyglądać. Uznają was za Ósemki, które nikogo nie obchodzą.

Tak, Maxon.

Absolutnie nikt nie będzie się przyglądał PARZE ZNANYCH NA CAŁĄ ILLEĘ PRZESTĘPCÓW, Z KTÓRYCH JEDNO TO SŁYNNA UCZESTNICZKA ELIMINACJI I KTÓRZY ZOSTALI PRZYKŁADNIE UKARANI ZA ZDRADĘ KORONY.

Nie będę już nawet rozwodzić się nad tym, że mamy do czynienia z blondynem i blondynką, podczas gdy Abril i Juan Diego z pewnością są stereotypowymi Latynosami o ciemnej cerze i...

...zaraz.

… Autobus.

… Gwardziści zamierzali wsadzić Marlee i Cartera do autobusu. Parę przestępców. Naczelnych państwowych zdrajców.

DO AUTOBUSU.

… Ciekawe, czy dostaną kanapki na drogę.

Naprawdę, Cass; dotarliśmy do momentu, w którym jestem niemal przekonana, że ta książka to z twojej strony nic innego, jak trolling.

Dziękujemy, wasza wysokość – powiedział Juan Diego. – Myślałem, że już nigdy nie zobaczymy matki.

Swoją drogą, ciekawe, czy Maksiu dał tej dwójce jakieś drobne, czy też Juan Diego i Abril za chwilę podzielą los większości panamskich Ósemek...

No dobrze. – Maxon naciągnął kaptur. – Chodźmy.
Poprowadził nas na korytarz, podtrzymując utykającego i opierającego się na nim Cartera.
Czy ludzie nie zaczną czegoś podejrzewać? – zapytałam szeptem.

Przez pałacowe korytarze maszeruje właśnie trójka zakapturzonych przebierańców, z których jeden nie ma sił ustać na własnych nogach.

… Tak, Marlee, myślę, że jest spora szansa, że jakiś mijający was lokaj uniesie lekko w zdumieniu lewą brew.

Ale wiecie co? Ta scena staje się znacznie przyjemniejsza, jeśli przyjmiemy, że Clarkson obserwuje całą tę konspirację na podglądzie pałacowego monitoringu; facet w sumie wie, że powinien jakoś zareagować na wygłupy syna i ukrócić tę samowolkę, ale jego atak śmiechu jest tak potężny, że nie może nawet złapać tchu, by wezwać do siebie gwardzistów.

Nie – odparł Maxon, ale mimo to rozglądał się na każdym zakręcie. – Najniższy w hierarchii personel, taki jak kucharze albo sprzątacze, ma zakaz pokazywania się na górze. Jeśli już muszą wyjść, zakładają takie płaszcze. Jeśli ktoś nas zobaczy, uzna, że wykonaliśmy powierzoną nam pracę i wracamy do pokojów.

...Kucharze i sprzątaczki łażą po pałacu w strojach dementorów?

Ok, Cass; teraz jestem już pewna, że trollujesz.

Maksiu prowadzi zakochanych do kolejnego małego pokoju:

W jego kącie stało łóżko, a obok malutka szafka. Czekały na nas dzbanek z mlekiem i chleb, a mój żołądek zaczął burczeć na sam widok jedzenia. Na środku podłogi położono wytarty dywanik, a na ścianie przy drzwiach było kilka półek.
Wiem, że to niewiele, ale tutaj będziecie bezpieczni. Przykro mi, że nie mogę wam zapewnić nic więcej.

Znaczy... nie mogłeś przemycić z kuchni czegoś lepszego, niż kawał suchego chleba? Chłopie, masz dostęp do magicznych lekarstw z Meyerversum, ale nie potrafisz poprosić pałacowego kucharza o coś więcej, niż mleko?

Carter bardzo dziękuje Maksiowi, zapewnia, że wcale nie chciał go obrazić, podrywając jedną z kandydatek, po czym deklaruje, że będzie najlojalniejszym z książęcych sług. Niestety, pod koniec przemowy uginają się pod nim nogi, więc Marlee i Maxon kładą go na łóżku.

Rano zajrzy do was pielęgniarka – powiedział Maxon. – Możecie trochę odpocząć, ale powinniście w miarę możliwości nie ruszać się z pokoju.

Niegłupia rada, zwłaszcza że mogliby się natknąć na kogoś, kto rozpoznałby ich oblicza, czyli, no cóż... KAŻDEGO MIESZKAŃCA I PRACOWNIKA PAŁACU.

Za trzy albo cztery dni musicie dostać oficjalny przydział do pracy i ktoś z kuchni znajdzie wam jakieś zajęcie. Nie wiem, co dokładnie będziecie robić, ale po prostu starajcie się robić to jak najlepiej.

...Tak. Marlee i Carter będą pracować w pałacu.

Niby wiedziałam, że to się tak skończy, ale nijak nie złagodziło to mojego stuporu.

Nawet nie wiem, co powiedzieć. Ten plan jest tak debilny, że moja teoria o Clarksonie płaczącym na zmianę ze śmiechu i z rozpaczy nad głupotą swego syna to obecnie jedynie wyjaśnienie fenomenu, jakim jest całkowity brak reperkusji towarzyszących dalszym działaniom tej drużyny geniuszy.

Będę tu zaglądał tak często, jak mi się uda. Na razie nikt nie wie, że tu jesteście: ani gwardziści, ani Elita, ani nawet wasze rodziny. Będziecie mieli do czynienia z wąską grupką personelu pałacowego, a szanse, że ktoś z nich was rozpozna, są niewielkie.

...Poddaję się.

Mimo to od tej pory będziecie używać imion Mallory i Carson.

Aaa, no to co innego; bliźniaczo podobne ksywki z pewnością załatwią sprawę!

Tylko w ten sposób mogę was chronić.

I to chłopię będzie kiedyś rządzić krajem...

Popatrzyłam na niego i pomyślałam, że gdybym mogła wybierać męża dla najlepszej przyjaciółki, wskazałabym właśnie jego.

Ejże, Marlee, to nie było ładne z twojej strony; Amisia może i nie jest najmądrzejsza, ale to jeszcze nie znaczy, że musisz życzyć jej męża – kompletnego głupka.

Tak wiele dla nas zrobiłeś… Dziękuję.
Żałuję, że tylko tyle. Spróbuję odzyskać coś z waszych prywatnych rzeczy, ale czy poza tym mogę coś dla was zrobić? Obiecuję, że się postaram, jeśli to będzie możliwe.

– Tylko błagam, nie proście mnie o nic przesadnie trudnego, jak pełnowartościowy posiłek!

Jest jedna rzecz – odparł Carter zmęczonym głosem. – Czy gdy się nadarzy okazja, wasza wysokość może znaleźć nam duchownego?

– Bardzo chętnie, tylko widzisz... - zakłopotany Maxon podrapał się po karku. - Nadal nie odkryłem, jakiego właściwie jesteśmy tu wyznania.

Marlee domyśla się, że Carter chce się z nią ochajtać i jest niezwykle wzruszona. Maksio stawia na stoliku magiczne leki, każe naszym gołąbkom odpoczywać i obiecuje załatwić pielęgniarkę i duchownego, po czym wychodzi.




Czy mój narzeczony chciałby coś zjeść? – zapytałam.
Carter uśmiechnął się.
Dziękuję mojej narzeczonej, ale jestem chyba trochę zmęczony.
Oczywiście. Czy w takim razie mój narzeczony chciałby się przespać?
Spałbym lepiej, gdyby była koło mnie narzeczona.
Zapomniałam całkiem o głodzie i umościłam się na wąskim łóżku, na pół zwisając z krawędzi, a na pół przygnieciona Carterem. To było zaskakujące, z jaką łatwością zasnęłam.



I to już wszystko na dziś. A w następnym odcinku: przeskakujemy do kolejnego tomu, by tym razem przyglądać się oczyma Marlee pewnym wydarzeniom z „Jedynej”.

Zostańcie z nami!


Maryboo

23 komentarze:

  1. Mam taką teorię, że Grzesiu, jako wielbiciel różowych pamiętniczków, lubił również literaturę YA i Tajnej Bibliotece Jego Królewskiej Mości jest cała półeczka przeznaczona na Cassandrę Clare. Maksiu zaś, choć nie lubi się przemęczać, został zmuszony przez tatka do przeczytania czegoś z tychże tajnych zasobów. Dostrzegłszy okładkę ze swym niemalże portretem (http://www.mag.com.pl/upload/ebook/miasto_kosci_s.jpg) sięgnął akurat po to. Z lektury wyciągnął trzy rzeczy:
    a) rude są super;
    b) polityka uczuciowa Jace'a też jest super;
    c) fikuśne peleryny w stylu dementorów to najlepszy kamuflaż;
    I skutki są jakie są. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ło matulu, to jest oficjalna okładka?! To już lepszy chyba ten bezgłowy, złocisty tors...

      Usuń
    2. To pierwsza oficjalna okładka polska. Złocisty tors to pierwsza w ogóle, dotarła potem do Polski. :D

      Usuń
    3. AAA on się na mnie gapi! Ale tak w sumie to nawet mi się ta okładka podoba.

      Kandara

      Usuń
  2. To jest tak nieprawdopodobnie głupie, że nie da się tego nawet skomentować. Naprawdę podziwiam Wasze analizy.
    "Ta scena staje się znacznie przyjemniejsza, jeśli przyjmiemy, że Clarkson obserwuje całą tę konspirację na podglądzie pałacowego monitoringu; facet w sumie wie, że powinien jakoś zareagować na wygłupy syna i ukrócić tę samowolkę, ale jego atak śmiechu jest tak potężny, że nie może nawet złapać tchu, by wezwać do siebie gwardzistów. (...) Nawet nie wiem, co powiedzieć. Ten plan jest tak debilny, że moja teoria o Clarksonie płaczącym na zmianę ze śmiechu i z rozpaczy nad głupotą swego syna to obecnie jedynie wyjaśnienie fenomenu, jakim jest całkowity brak reperkusji towarzyszących dalszym działaniom tej drużyny geniuszy."

    Zobaczyłam to oczami wyobraźni - cudo.
    "– Bardzo chętnie, tylko widzisz... - zakłopotany Maxon podrapał się po karku. - Nadal nie odkryłem, jakiego właściwie jesteśmy tu wyznania." Czasem mam wrażenie, że Cass nie wie w jakim żyje kraju. A może tylko mnie się wydaje, że w Stanach można znaleźć przedstawicieli więcej niż tylko jednej religii?

    rose29

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tego, co się orientuję, Cass jest dosyć mocno wierzącą katoliczką (ale mogę się mylić), może uznała za oczywiste, że w Illei to jedyna słuszna wiara?

      Usuń
    2. Jest na pewno chrześcijanką, nie wiem, czy katoliczką.

      Całkiem możliwe, aczkolwiek byłoby miło, gdyby - skoro już zdecydowała się zawrzeć w swym dziele religijne wstawki - w ramach odmalowywania świata przedstawionego dała nam jednak jakieś wskazówki co do religii panującej na terenie dawnego USA po inwazji Chin i Rosji...

      Usuń
    3. Zdaje się, że na pogrzebie w "jedynej" był pastor- czyli protestantyzm. I znów, który odłam?

      Usuń
    4. Tylko, że to że można znaleźć, nie znaczy że ludzie sobie zdają z tego sprawę. Polska na przykład utrzymuje, że ludzie dzielą się na katolików i ateistów, z których ci pierwsi w dużej części kościół widzą na chrzcie, pierwszej komunii, ślubie i pogrzebie.
      Dlatego też nie zdziwiłabym się, jakby autorka zwyczajnie nie myślała jaka konkretnie religia ma być wyznawana w jej fikcyjnym państwie.

      Usuń
    5. Na tym właśnie polega problem. Cass nie myślała o niczym pisząc tę "powieść", a jeżeli już o czymś myślała to o mizianiu w schowkach. To tylko moje zdanie, ale uważam, że pisarz powinien myśleć o takich rzeczach i dawać jakieś sygnały tego w jaki sposób funkcjonuje budowany przez niego świat, dzięki temu czytelnik czuje się w nim mniej obco, lepiej rozumie także motywacje bohaterów bo wie jakie wyznają wartości, światopogląd. Rozumie ich motywacje, bo te zwykle są związane z realiami świata przedstawionego. Inaczej nic nie ma sensu...
      Ok, nie będę się doszukiwać sensu w cassowersum.

      rose29

      Usuń
    6. @ ose29 - moim zdaniem, jak ktoś chce pisać dystopię, to NAJPIERW planuje wszystkie zasady, politykę, podłoże powstania dystopii, ustrój, podział geograficzny itp., a dopiero potem bierze się za pisanie. A u Cass odwrotnie - najpierw macani, potem dorabianie do tego dystopii. ;p

      Szczerze, to Igrzyska maja wiele dziur i wad, ale jak się porówna z nimi The Selection, to wychodzi, że Collins to geniusz researchu i planowania. ;p

      Adria

      Usuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Carson.
    I w przebraniu trafił do "Downton Abbey" jako lokaj..
    Może niech Carter doklei sobie fałszywe wąsy,to zawsze działa.
    Urocza analiza.

    Chomik

    OdpowiedzUsuń
  5. Boru, ten misterny plan zamiany... I jeszcze superhiper znani przestępcy jadą autobusem. Niby nawet w zmyślnych książkach zdarzają się podobne kiksy, ale nie na taką skalę debilizmu... Niechby on chociaż wysłał Marlee i Cartera do pracy poza pałac, jakąś charakteryzację zrobił (ufarbowanie włosów najprostsze).

    OdpowiedzUsuń
  6. Czy łapy pogruchotane metalowym prętem maja szansę się zrosnąć w cokolwiek użytecznego?

    Brawo Kiera. Meyer klaszcze ci z całej siły.

    OdpowiedzUsuń
  7. hahahahahahahahahaha Cass ty trollu <3

    To jest właśnie mój konstruktywny komentarz.

    pozdrawiam analizatorki i dziękuję za rozchmurzenie mnie ;*

    Adria

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja tam polecam Kierze koreańskie dramy... z jednej z nich wyniosłam wiedzę o tym czym i gdzie można bić człowieka, nie robiąc mu przy tym trwałej krzywdy. Lista jest dłuuuga i ciekawa. A osobiście najbardziej lubię bicie bambusową trzcinką po łydkach... znaczy w dramach oczywiście.

    Kandara

    OdpowiedzUsuń
  9. Ten kat to chyba co najwyżej lekko smyrał ją po rękach tym prętem, pewnie Maksio go przekupił. A właśnie, od "Elity" się zastanawiam - dlaczego akurat prętem? Baty wyszły z mody?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może miało być oryginalnie? :X

      Kandara

      Usuń
  10. Usmialam sie jak glupia widzac w wyobrazni Clarksona obserwujacego swojego synka kradnacego mleko i suchy chleb z kuchni i przekradajacego sie po krolewskich korytarzach w stroju dementora. To ostatnie to tak oczywista proba deus ex machiny ze wymiekam. Cass, mysl!!!

    OdpowiedzUsuń
  11. Okey, przebiłam się przez wszystkie części Zmierzchu i tego czegoś autorstwa Kiery (pomijając "Intruza" - jakoś odpadłam po dwóch rozdziałach) chyba tylko dzięki Waszym komentarzom. Jestem ciekawa, za co weźmiecie się po analizie "Faworytki" :D
    Ogólnie najbardziej spodobała mi się Królowa i tylko ją czytałam z ciekawością, ale autorka zrobiła tylko nowelkę, a o takich rudowłosych małpach i ich potomkach to poleciały 2-3 części...
    Ogólnie nie wiem, co napisać... Dziękuję za Henia i Miecia, szwagra z tego podejrzanie brzmiącego połączenia trzech państw oraz za przekonanie mnie do Clarksona. <3
    Czekam na kolejną analizę tego bezdennie głupiego tforu.

    Pozdrawia nowa czytelniczka, która najpierw zapoznała się z analizami wszystkiego oprócz Intruza i nareszcie mogła skomentować xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dokoncz Intruza, warto. pod koniec praktycznie rzygalam nienawiscia do tworu, ktory okreslilam jako przecietny po pobieznej lekturze na sucho.

      Usuń
    2. Jestem w trakcie, bodajże 7 rozdział... Ogólnie jedyny fajny wątek tam i to, co z chęcią czytam, to Melanie, która "rozmawia" z duszą.
      A tak to rzygam.

      Usuń