E: Z kwestii formalnych. Ponieważ zamierzamy z Beige zanalizować na tym blogu całą trylogię "Rywalki" plus kilka innych ciekawych rzeczy, postanowiłyśmy dla ułatwienia sprawy dodać etykiety. Jak widzicie, nie ma ich wiele; w zasadzie zamierzamy tylko oznaczać, którą część obecnie analizujemy, notkę wstępną (aby ci z Was, którzy chcą się skupić tylko na wybranym tomie wiedzieli, skąd zacząć) i różne materiały dodatkowe.
Rozdział 7
Rozdział 7
Następnego dnia rano ubrałam się w strój przygotowany dla wszystkich kandydatek: czarne spodnie i białą bluzkę. We włosy miałam wpiąć lilię, kwiat będący symbolem naszej prowincji, a ponieważ sama mogłam wybrać buty, zdecydowałam się na podniszczone czerwone płaskie pantofle. Uznałam, że powinnam od razu dać jasno do zrozumienia, iż nie jestem dobrym materiałem na księżniczkę.
Primo: Cass,
wyjaśnisz nam wreszcie co kryje się za określeniem „prowincja”?
Nie? Tak myślałam.
Jak mała Kiera wyobraża sobie...:
26
Secundo: No i niby
co America zamierza osiągnąć poprzez ów dziecinny pokaz
nonkonformizmu? Rodzina królewska i tak zobaczy ją już po
odpicowaniu, a wszyscy zaangażowani w Eliminacje zdają sobie
sprawę, iż jest reprezentantką najniższej kasty w całym
konkursie, więc jej pseudoubóstwo naprawdę nie zrobi na nikim
wrażenia.
Tertio: Ameriko,
słoneczko. Pomyśl. Wysil przez chwilę mózgownicę. Za każdy
tydzień spędzony w pałacu twoja och-jakże-uboga-rodzina dostanie
czek o równowartości rocznych dochodów. Czy nie uważasz, że
dobrze byłoby utrzymać się w grze na tyle długo, by zapewnić
bliskim godziwy byt? Jeśli nie chcesz zostać królową, nic
prostszego; zakładając, że dotrwasz do finału, wystarczy, byś w
końcowej rozgrywce złamała jedną z zasad – i sio do domu! (he,
he, he...). Ale nie: lepiej od początku dawać wszystkim do
zrozumienia, jak bardzo jest się ponad rozrywkę dla mas,
nieprawdaż?
Mieliśmy niedługo wyruszyć na rynek – dla każdej z kandydatek urządzano dzisiaj oficjalne pożegnanie przy wyjeździe z prowincji – a ja nie miałam najmniejszej ochoty na tę uroczystość. Wszyscy ci ludzie mogli się na mnie gapić, a mnie wolno było tylko stać spokojnie.
Spokojnie, jestem
pewna, iż Aspen w ostatniej chwili dorwie cię w jakimś
odosobnionym miejscu i przypomni ci, że wygrasz, o ile tylko zdołasz
pierwsza dorwać łuk na arenie.
Nie, nie jesteśmy w Panem: 11
Dzień zaczął się nieprzyjemnie. Kenna i James przyjechali się ze mną pożegnać, co było miłe z ich strony biorąc pod uwagę, że Kenna, oczekująca dziecka, wiecznie była zmęczona. Przyjechał także Kota, chociaż jego obecność tylko zwiększyła panujące w domu napięcie. Kiedy szliśmy od domu do podstawionego samochodu, to właśnie on najbardziej się ociągał, żeby kilku fotografów i zgromadzeni gapie mogli się mu dobrze przyjrzeć.
Ach, Kota. Ten
charakter, obecnie snujący się na pięćdziesiątym tle, nabierze
szczególnego znaczenia w „Jedynej”. Pamiętacie może Kyle'a z
„Intruza”? Kajusza ze „Zmierzchu”? Cóż, jak się w swoim
czasie przekonamy, Kota dzieli z nimi znacznie więcej niż pierwszą
literę imienia.
Razem wyszłyśmy na zatłoczony plac – chyba wszyscy mieszkańcy Karoliny przyszli mnie pożegnać albo przynajmniej zobaczyć, co to za zamieszanie. Ze sceny, na której stałam, widziałam tłumy gapiących się na mnie ludzi.
Miejmy nadzieję,
że dostaniesz do towarzystwa jakiegoś miłego kawalera.
Nie, nie
jesteśmy w Panem: 12
Z tego miejsca dostrzegałam także różnice pomiędzy klasami. Margareta Stines, Trójka, piorunowała mnie spojrzeniem, podobnie jak jej rodzice. Tenile Digger, Siódemka, przesyłała mi pocałunki. Wyższe klasy patrzyły na mnie, jakbym ukradła coś, co do nich należało, podczas gdy te od Czwórek w dół wiwatowały na moją cześć – na cześć zwykłej dziewczyny, do której uśmiechnął się los. Zaczynałam rozumieć, co oznaczam dla tych ludzi, zupełnie jakbym dla nich wszystkich coś reprezentowała.
Szybko, musimy ci
wymyślić jakiś pseudonim. Nie macie w Illei żadnych śmiesznych
ptaków, więc może wzorem Meyer zmieszamy dane osobowe? Aminger?
Singerica? Trzeba też będzie skombinować skądś broszkę
przedstawiającą...czy ja wiem...może jednocentówkę?
Nie, nie
jesteśmy w Panem: 13
Starałam się skoncentrować na twarzach i trzymać głowę wysoko – byłam zdeterminowana, żeby wszystko poszło jak trzeba. Będę najlepszą z nas, najwyższą spośród niskich. To dawało mi jakiś cel w życiu: America Singer, idolka niższych klas.
No to jeszcze raz!
Nie, nie
jesteśmy w Panem: 14
Burmistrz przemawiał kwieciście.
– Cała Karolina będzie trzymać kciuki za prześliczną córkę Magdy i Shaloma Singerów, nową lady Americę Singer!
Tłum zaczął bić brawo i wiwatować, niektórzy rzucali kwiaty.
Po raz pierwszy świta mi promyk nadziei. Z pewnością znajdzie się teraz ktoś, kto zechce mnie sponsorować. Nawet niewielka dodatkowa pomoc, odrobina żywności, odpowiednia broń umożliwią mi zaistnienie na igrzyskach.
Ktoś rzuca mi czerwoną różę. Chwytam ją, ostrożnie wącham i ślę pocałunek w kierunku domniemanego ofiarodawcy. Setka rąk wystrzeliwuje w powietrze, aby pochwycić całusa , jakby był to konkretny, namacalny przedmiot.
„Igrzyska Śmierci”
Tak,
bawi mnie to i nie zamierzam udawać, że jest inaczej.
Nie,
nie jesteśmy w Panem: 15
No, ale żarty na bok. Cass, czy mogłabyś mi wyjaśnić, z czego
tak cieszą się obywatele prowincji Karolina?
Dla nieznających kanonu: powodem, dla którego Katniss wzbudziła
masowe poparcie mieszkańców dystryktu dwunastego, była: a) jej
odwaga, kiedy to zgłosiła się do gry polegającej na zabijaniu
innych nastolatków na miejsce siostry i b) fakt, iż jej tryumf na
Igrzyskach miałby konkretne przełożenie na ich warunki życiowe,
bowiem zwycięski dystrykt przez rok był zarzucany darmowym jadłem
z Kapitolu.
America zaś...została wylosowana w illeańskim lotto, a jej
zwycięstwo nie poprawi niczyjej sytuacji poza jej własną i jej
rodziny. Skąd zatem ta histeria? Oczywiście, możemy uznać, że
to zwykła radość podobna do tej, gdy w ważnych zawodach
sportowych ma wystąpić ktoś z naszego okręgu...co stawia w dość
zabawnym świetle głębokie przekonanie Ameriki o byciu mesjaszem
tłumów.
No i jeszcze jedno – czy nie wydaje się Wam, iż reakcje
poszczególnych kast na wygraną panny Singer powinny być dokładnie
odwrotne? Dwójki i Trójki mają się na tyle dobrze finansowo, iż
nawet bez dołączenia do rodziny królewskiej stanowią elitę
społeczną; to raczej Szóstki i Siódemki powinny planować zamach
na tę bezczelną Singerównę, która sprzątnęła im sprzed nosa
szansę na lepsze, dostatnie życie.
A teraz uwaga, kochani. Skupcie się. Czas na zwrot akcji z
prawdziwego zdarzenia.
Przez chwilę słuchałam tego zgiełku, uśmiechając się i machając, ale szybko wróciłam do przyglądania się zgromadzonym. Tym razem miałam konkretny cel.
Chciałam, jeśli mi się uda… raz jeszcze zobaczyć jego twarz, choć nie miałam pewności, że przyjdzie. Wczoraj oznajmił, że wyglądałam ślicznie, ale był jeszcze bardziej zdystansowany i ostrożny niż w domku na drzewie. Między nami wszystko było skończone, a ja o tym wiedziałam, nie da się jednak kochać kogoś przez dwa lata, a potem zapomnieć o nim w jedną noc.
Kilka razy musiałam przeczesać tłum wzrokiem, ale w końcu go zauważyłam i natychmiast tego pożałowałam. Aspen stał, trzymając przed sobą Brennę Butler, obejmując ją swobodnie w pasie i uśmiechając się.
Może niektórzy potrafią zapomnieć w jedną noc.
Ależ to niecnota z
tego Aspena! - zakrzyknie ktoś. Faktycznie, to dosyć nieładnie z
jego strony, znajdować sobie nową pannę kilka godzin po rozstaniu;
z drugiej jednak strony należy pamiętać, że dobrą powieść
charakteryzują niespodziewane zakrętasy fabularne, które pozwalają
bohaterowi dojrzeć i spojrzeć na życie z nowej perspektywy. Innymi
słowy, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło: z pewnością
America weźmie sobie głęboko do serca ową zdradę, ustali na nowo
swe priorytety i podejdzie do Eliminacji z zupełnie innym
nastawieniem, niż gdyby nadal była dziewczyną Aspena, czyż nie?
Cóż...niezupełnie.
Tak, zerwanie
będzie miało wpływ na zachowanie Ami w pałacu, ale ani razu nie
usłyszymy z ust panny Singer żadnego obraźliwego epitetu
dotyczącego zmienności uczuć Legera. Szczerze mówiąc, gdybyście
pominęli dzisiejszy rozdział, przez całą resztę książki nie
mielibyście bladego pojęcia, że w ten związek...ekhm...”wmieszała
się” (owszem, już po rozstaniu, ale jak dobrze wiemy, America nie
zaakceptowała do końca faktu bycia singielką) osoba trzecia; jest
to nieco dziwne, jeśli wziąć pod uwagę kolejny fragment:
Brenna była Szóstką, mniej więcej w moim wieku. Wydawała mi się niebrzydka, chociaż zupełnie inna niż ja. Mogłam się domyślać, że to ona dostanie ślub i oszczędności, które odkładał dla mnie. Najwyraźniej Aspen przestał się aż tak przejmować poborem. Brenna uśmiechnęła się do niego i podeszła do swojej rodziny.
Czy od początku mu się podobała? Może to z nią widywał się codziennie, a ja tylko karmiłam go i obsypywałam pocałunkami raz na tydzień? Przyszło mi do głowy… że może te godziny, o których nie wspominał podczas naszych potajemnych rozmów, nie były spędzane wyłącznie w nudnych magazynach.
który wyraźnie
implikuje, że Aspen przez cały związek miał kogoś na boku.
Ale nic to; Cass
obeszła ten problem, przez następnych – naście rozdziałów
„Rywalek” właściwie ograniczając się do melodramatycznych
wyznań Ami, iż stara się w ogóle nie myśleć o domu (w domyśle:
o swym niedoszłym narzeczonym), gdyż jest to dla niej zbyt bolesne.
Dzięki temu zabiegowi przez większość tomu wszelakie myśli o
Aspenie są wprawdzie podszyte nutą melancholii, ale brak w nich
wyraźnego rozżalenia czy złości.
I wiecie co? To
wcale nie jest największy problem związany z tym wątkiem.
Ci z Was, którzy
przeczytali „Rywalki”, wiedzą, w czym rzecz; reszcie radzę
przygotować sobie jakiś miękki obiekt do podłożenia pod czoło,
gdy w końcu dojdziemy do fragmentu ukazującego kulisy...nazwijmy
to...zdrady Aspena. Analizowałam Meyer i naprawdę niewiele jest
mnie w stanie zaskoczyć, jeśli chodzi o literaturę YA, ale czegoś
tak kuriozalnego nie widziało się nawet w starym, dobrym
„Zmierzchu”.
America stwierdza,
iż trzeba twardym być, nie miętkim, dzielnie powstrzymuje łzy i
niczym prawdziwa Stepfordzka żona kontynuuje radosne machanie w
stronę tłumu. Burmistrz pyta Ami, czy chciałaby coś powiedzieć
do mikrofonu; szczerze liczyłam na jakąś uroczą formułkę w
stylu „Chciałabym podziękować mamie i tacie, którzy zawsze mnie
wspierali, komisji organizacyjnej Eliminacji oraz wszystkim tu
zebranym”, ale niestety dziewczynę z nerwów zżera stres, więc
burmistrz przejmuje sprzęt i zaczyna opisywać liczne walory panny
Singer. Nie żartuję.
Burmistrz zaczął opowiadać zgromadzonym o moich zaletach, zręcznie wtrącając, że jestem niezwykle inteligentna i atrakcyjna jak na Piątkę. Nie był szczególnie złym człowiekiem, ale czasem nawet życzliwi członkowie wyższych klas odnosili się do nas protekcjonalnie.
Długo zastawiałam
się, czy to kolejna subtelna inspiracja „Igrzyskami”, ale
burmistrz dwunastki kupował od Katniss nielegalnie zebrane owoce,
więc tym razem chyba pudło. Aha, Cass – jeśli już koniecznie
musisz czynić z tych wyżej postawionych kompletnych idiotów, to
postaraj się robić to w nieco bardziej przemyślany sposób. Jakim
cudem należenie do konkretnej kasty ma wpływ na urodę (pomijam tu
przeżarte dragami Ósemki)? Bo jeśli to miała być kolejna
sugestia, iż wszystkie klasy od Czwórki w dół wyglądają jak
chodzące szkielety, to mam dla ciebie tylko jedno słowo: popcorn.
Raz jeszcze zauważyłam Aspena w otaczającym mnie tłumie. Na jego twarzy malował się ból, wyglądał zupełnie inaczej niż kilka minut temu w towarzystwie Brenny. Czy znowu grał? Odwróciłam wzrok.
Cass, błagam,
zostaw ten wątek w spokoju. Nawet bez twoich jakże subtelnych
mrugnięć do widza jest wystarczająco żenujący.
Nieoczekiwanie przyszedł czas na prawdziwe pożegnanie. Mitsy, moja asystentka, poinstruowała, że mam się pożegnać z rodziną szybko i po cichu, a potem ona odprowadzi mnie do samochodu i udam się na lotnisko.
O, patrzcie,
nie-nie Effie! Ale nie będzie punktu, prawdziwa kopia panny Trinket
jeszcze przed nami.
Kota przytulił mnie i powiedział, że jest ze mnie dumny, a potem bez cienia zażenowania polecił mi wspomnieć księciu Maxonowi o jego dorobku artystycznym. Uwolniłam się z jego ramion z całym wdziękiem, na jaki potrafiłam się zdobyć.
Spokojnie, Kota,
nie wyrywaj się przed szereg. Na ciebie też przyjdzie czas w
naszych analizach, daję ci moje słowo.
Kenna płakała.
– I tak się prawie nie widujemy. Co ja zrobię, kiedy wyjedziesz? – chlipnęła.
– Nie martw się, niedługo wrócę do domu.
– Tak, jasne… Jesteś najpiękniejszą dziewczyną w Illéi, na pewno będzie zachwycony!
Dlaczego wszyscy uważali, że chodzi tylko o urodę? Może rzeczywiście tak było, może książę Maxon nie potrzebował żony, z którą będzie mógł porozmawiać, tylko kogoś, kto by ładnie wyglądał. Wzdrygnęłam się, wyobrażając sobie taką przyszłość. Na szczęście do pałacu jechało też mnóstwo dziewczyn znacznie bardziej atrakcyjnych ode mnie.
Akurat sztuka
prowadzenia intelektualnie stymulujących dyskusji nie jest – jak
przekonamy się wielokrotnie na tym blogu – twoim największym
atutem, więc może to i lepiej. A jeśli chodzi o to, czego
właściwie szuka Maxon...cóż, po zakończeniu analiz każdy z Was
będzie sam musiał wysnuć wnioski na ten temat.
Ami żegna się
następnie z Geradem i May:
– Ami, będziesz księżniczką! Jestem tego pewna!
– Daj spokój! Wolałabym być Ósemką i zostać razem z wami. Być po prostu sobą i ciężko pracować.
Nie, nie wolałabyś.
Jest w tej serii postać, która ceni szczerość wobec siebie i
swoich bliskich bardziej niż pozycję społeczną, ale to
zdecydowanie nie jesteś ty.
Następnie
przychodzi czas na ojca, który zapewnia córkę, iż uważa ją za
księżniczkę niezależnie od wyniku.
Jeśli wrócę wykorzystana i niepotrzebna, on i tak będzie ze mnie dumny.
No...nie do końca.
Owszem, nadal będziesz dla niego najważniejsza na świecie, ale
„duma”? Niby z jakiej racji? Nie jedziesz ani na olimpiadę, ani
na wolontariat do Afryki; bycie wylosowanym do rządowego
odpowiednika „The Bachelor” to jak dla mnie średnie osiągnięcie.
Taki ogrom miłości był niemal nie do zniesienia. W pałacu miały mnie otaczać zastępy gwardzistów, ale nie umiałam sobie wyobrazić bezpieczniejszego miejsca niż ramiona ojca.
Nie mogę się nie
zgodzić. Powiem więcej: jak się niedługo przekonamy, nawet
ramiona siedmioletniego Gerada mogłyby być większym gwarantem
bezpieczeństwa niż pałacowa gwardia.
Odsunęłam się od niego i odwróciłam, żeby przytulić mamę.
– Rób, co ci każą, spróbuj się nie dąsać i bądź szczęśliwa. Zachowuj się. Uśmiechaj. Pisz do domu.
A teraz zagadka:
ile z powyższych wskazówek zostanie zlekceważonych przez naszą
heroinę?
America nie jest
zbyt zadowolona z tych poleceń, wolałaby bowiem usłyszeć, iż
mamusia podobnie jak tatuś kocha ją bezwarunkowo, ale uczciwie
przyznaje, iż matka mówi to wszystko z troski o jej przyszły los.
Nie-nie Effie pogania Ami, albowiem Kapitol
Angeles nie może dłużej czekać...aż tu nagle:
– America!
Rozejrzałam się i zobaczyłam Aspena machającego rękami. Przedzierał się przez tłum, a ludzie protestowali, kiedy odpychał ich z drogi.
Nasze oczy się spotkały.
Zatrzymał się i po prostu na mnie patrzył. Nie umiałam odczytać niczego z jego twarzy. Czy malował się na niej smutek? Żal? Wszystko jedno, i tak już było za późno. Potrząsnęłam głową. Miałam dość jego podchodów.
Jaka szkoda, iż
nie zdołasz wytrwać w tym postanowieniu dłużej niż kilka
rozdziałów; oszczędziłabyś nam biedniejszego krewnego
„Zaćmienia”, znanego także jako „Elita”. Biorąc pod uwagę,
iż „Zaćmienie” jest tą specjalną częścią „Zmierzchu”
nie posiadającą żadnej fabuły poza sercowymi rozterkami
Belli...sami wywnioskujcie, co nas czeka.
– Proszę tędy, lady Americo! – zawołała Mitsy, stojąca u stóp schodów. Potrzebowałam chwili, żeby uświadomić sobie, że tak się teraz będą do mnie zwracać.
– Pa, kochanie! – zawołała mama.
Pozwoliłam, żeby mnie poprowadzono do samochodu.
Rozdział
8
America dociera na lotnisko i próbuje powstrzymać atak
paniki; jak się okazuje, biedaczka ma pietra przed pierwszym w życiu
lotem. Dowiadujemy się, że w podróży będą jej towarzyszyć trzy
inne uczestniczki. Ami zna już ich imiona, albowiem przestudiowała
dane wszystkich kandydatek w poszukiwaniu potencjalnej bratniej
duszy. Dostajemy tez wyjaśnienie, dlaczego dziewczyna nigdy nie
miała prawdziwych przyjaciół: nie chodziła do szkoły i całe jej
towarzystwo stanowiło rodzeństwo. Trochę to dziwne – czy nie
mogła znaleźć sobie znajomych w sąsiedztwie? - ale prawdziwa
perła kryje się dalej:
Aspen i ja nigdy nie byliśmy przyjaciółmi. Odkąd zauważyłam jego istnienie, byłam w nim zakochana.
To trochę smutne,
kiedy sama autorka ustami protagonistki przyznaje, iż nasze
gołąbeczki nie łączy absolutnie nic poza chucią. Każdemu jego
porno, ale...wyobrażacie sobie zakładać rodzinę z kimś, o kim
wprost myślicie, że nie jest wam szczególnie bliski pod względem
emocjonalnym, z kim nie macie ochoty dzielić swoich smutków i
radości lub nawet nie macie w zwyczaju żartować i przeżywać
wspólnych przygód (bo w końcu od tego są przyjaciele)? Umówmy
się: zdaniem różnych mądrych głów tak zwane motylki w brzuchu
wypalają się już po kilku latach wspólnego pożycia. Usuńcie ze
związku Ami i Aspena element pożądania i zostajemy z...no
właśnie, czym?
Może to i dobrze,
że Leger dał nogę, bo to małżeństwo byłoby najprawdopodobniej
jednym z bardziej nieszczęśliwych w całej Illei.
Jak ja się właściwie tu znalazłam? Miesiąc temu byłam całkowicie pewna tego… jak się potoczy moje życie, a teraz zniknęło absolutnie wszystko, co zdążyłam poznać. Czekał na mnie nowy dom… nowa klasa, nowe życie – wszystko przez jedną głupią kartkę papieru i zdjęcie. Miałam ochotę siedzieć i opłakiwać wszystko to… co straciłam.
Nic nie straciłaś,
ty irytująca miągwo. Wiem, że trujemy o tym z Beige od pierwszego
rozdziału, ale udział w Eliminacjach naprawdę niesie ze sobą same
zalety:
a) podczas
mieszkania w pałacu Ami będzie mogła napchać się do syta
wyszukanymi potrawami i słodyczami
b) za każdy
tydzień spędzony poza domem Singerowie dostają czek idący w
tysiące
c) w perspektywie
jest korona i możliwość rządzenia krajem (o tym, iż funkcja
królowej to nieco więcej niż pełnienie roli oficjalnego lachona
Maxona wypowiemy się jeszcze nie raz na przestrzeni tych analiz)
d) jeśli nie chce
się zostać królową, wystarczy w odpowiednim momencie złamać
regulamin
e) jak się w
przyszłości przekonamy, każda z odrzuconych dziewcząt znajduje
doskonałą partię wśród Dwójek lub w ostateczności Trójek
f) po odpadnięciu
z konkursu kandydatka wraca do dawnego życia; jedyną różnicą jest
wyższa pozycja na drabinie społecznej.
Jedynym, co
naprawdę zmienia się w życiu Amisi jest fakt, iż będzie sobie
musiała znaleźć nową robotę – i nawet to nie jest szczególnym
wyzwaniem, jak podkreśla bowiem sama zainteresowana, może
kontynuować swą przygodę z muzyką poprzez dawanie lekcji innym.
Śmiem twierdzić, że siódemka urabiająca sobie ręce po łokcie w polu
miałaby większe problemy ze znalezieniem zatrudnienia w świecie
dentystów i filozofów.
Wniosek? Przestań
wreszcie kwękać, do diaska. To, co sprawdziło się w przypadku
Katniss drżącej o swoje życie przed Igrzyskami wypada dosyć
żałośnie w przypadku dziewoi, dla której przegrana w zawodach
oznaczać będzie wyjście za mąż za obrzydliwie bogatego sportowca
lub modela.
Zastanawiałam się, czy którakolwiek z pozostałych dziewcząt jest dzisiaj smutna – podejrzewałam, że wszystkie poza mną nie posiadały się ze szczęścia.
* zmęczona * Pojęcia nie mam, dlaczego.
Nastawiłam się psychicznie na to… co mnie czeka, i zebrałam całą swoją odwagę. Poradzę sobie z tym, co mnie spotka, a jeśli chodzi o to… co zostawiałam, zdecydowałam, że to właśnie muszę zrobić: zostawić za sobą Aspena. Pałac stanie się dla mnie schronieniem, nie będę o nim myśleć ani nie wypowiem jego imienia. Nie wolno mu było tam ze mną jechać – taką zasadę sama ustanowiłam na czas tej krótkiej przygody.
Nigdy więcej.
Żegnaj, Aspenie.
Wiesz co, Cass? To okrutne, w ten sposób dawać
czytelnikom nadzieję.
Po
pół godzinie do Ami dołączają dwie kolejne kandydatki: Marlee
Tames z Kentu będąca Czwórką oraz Ashley
Brouillette z Allens, Trójka. Okazuje
się, iż Marlee jest niezwykle pogodną i otwartą osobą i miast
zwyczajowo podać Americe rękę na przywitanie rzuca się jej na
szyję. Panna Singer komentuje, że jest to bardzo miłe, choć
zaskakujące, spodziewała się bowiem otwartej wrogości.
Spodziewałam się sztucznie wylewnego powitania ze strony dziewcząt, które zamierzały walczyć ze mną na śmierć i życie o kogoś, na kim mnie nie zależało. Zamiast tego zostałam uściskana.
Och, Americo, musisz się jeszcze wiele nauczyć o
sztuce manipulacji. Spojler: tak, Marlee rzeczywiście jest ciepłą
i żywiołową osobą (jak wspominałam, Cass nie jest zbyt subtelna;
jeśli ktoś tu ma pełnić rolę czarnego charakteru, domyślicie
się tego faktu już po pierwszych kilku zdaniach), ale to właśnie
dobre aktorstwo jest kluczem do sukcesu w rozmaitych reality shows.
Uśpienie twojej czujności byłoby pierwszym punktem na liście
ambitnej uczestniczki wyścigu po koronę.
Marlee
komplementuje rude włosy Amisi, po czym dziewczyny wdają się w
plotki na temat przystojnych aktorów.
* wzdycha * Nie, nie mam nic przeciwko takiemu tematowi
rozmowy. Problem w tym, iż jak się niedługo przekonacie, kobiety w
tej serii zdają się nie mieć ŻADNYCH zainteresowań poza
mężczyznami. W jednym z następnych tomów czeka nas bardzo, ale to
bardzo żenująca scena która każe mi wierzyć, iż Cass tkwi
mentalnie gdzieś na etapie gimnazjum – z całym szacunkiem dla
naszych gimnazjalnych czytelników, o ile tacy istnieją.
Dziewczyny wesoło pytlują, Ami cieszy się, bowiem
widzi w wesołej Marlee kandydatkę na przyjaciółkę, a na lotnisko
dociera ostatnia z uczestniczek Eliminacji odlatująca tym samym
samolotem:
W naszą stronę szła brunetka w ciemnych okularach. We włosach miała stokrotkę, ufarbowaną na czerwono, żeby pasowała do jej szminki. Idąc, kołysała biodrami, a każde stuknięcie ośmiocentymetrowych obcasów podkreślało promieniującą od niej pewność siebie. W odróżnieniu od Marlee i Ashley nie uśmiechała się, ale nie dlatego, że była nieszczęśliwa. Przeciwnie – była skoncentrowana na tym, by onieśmielić nas swoim wejściem. To podziałało w przypadku nieskazitelnie wychowanej Ashley, która jęknęła cichutko „No nie!”, kiedy nowa dziewczyna podeszła bliżej.
Rozpoznałam w niej Celeste Newsome z Clermont, Dwójkę, i nie przejmowałam się nią. Zakładała, że walczymy o to samo, ale trudno byłoby mnie zniechęcić do czegoś, czego w ogóle nie chciałam.
Taaak.
W 2002
roku Rosalind Wiseman wydała 'Queen Bees and Wannabes' – poradnik traktujący o „księżniczkach”
i popularnych klikach tworzących się w szkolnych murach i o
szkodliwym wpływie, jakie tego rodzaju zjawiska mogą mieć na
dorastające dziewczęta; na jego podstawie nakręcono „Wredne dziewczyny” - komedię z Lindsay Lohan w roli głównej. Być
może widzieliście ten film i kojarzycie z niego zjawisko
„plastików” - najpopularniejszych dziewcząt w szkole
(sportretowanych tam przez Rachel McAdams, Lacey Chabert i Amandę
Seyfried), których cechą charakterystyczną jest porażająca
pustota, przesadna pewność siebie oraz pogarda w stosunku do tych,
którzy nie są wystarczająco „fajni” by dołączyć do szkolnej
elity.
Te dziewczyny były narysowane BARDZO grubą kreską, co nie powinno
dziwić, biorąc pod uwagę prześmiewczy charakter filmu. Jego
twórcy uczynili z Reginy, Gretchen i Karen istoty tak próżne i
nieprzyjemne, że aż komiczne.
Cóż, Cass najwyraźniej obejrzała ten film. I podobnie jak w
przypadku „Igrzysk”, nie załapała ironii.
Ujmę to jeszcze inaczej. Pamiętacie może złotą erę onetowych
blogasków? Wszystkie te uroczo naiwne opowiadania o Lily Evans,
dziewczynie wokalisty Tokio Hotel (która z niewiadomych względów
zazwyczaj dzieliła imię ze swoją twórczynią) czy innej córce
Voldemorta? A pamiętacie może również, co wszystkie te opowiastki
miały ze sobą wspólnego?
Podpowiem wam: złą, różową Barbie, chodzący stereotyp, której
jedynym celem istnienia było utrudnianie życia głównej bohaterce
i ostrzenie sobie kłów na jej tru loffa.
Jak myślicie: do czego prowadzi ten przydługi wstęp?
Tak, tak; właśnie streściłam Wam postać Celeste.
Nie żartuję. Ta seria ma wiele jednowymiarowych, debilnych,
stereotypowych bohaterów będących nieudanymi klonami osobników
pojawiających się w trylogii Collins, ale Celeste to absolutna
perła w oceanie niedorzeczności. Ta postać istnieje tylko po to,
by America mogła lśnić na jej tle niczym diament. Ona nie jest
człowiekiem, jest zbiorem sztamp rodem z komedii romantycznych klasy
Z; jedyne, czego jej brakuje dla dopełnienia obrazu, to klika
wielbicielek i różowe pompony cheerleaderki. Spójrzcie zresztą
jeszcze raz na jej opis. A to dopiero początek...
Czas zatem przedstawić nową kategorię. Za każdym razem, kiedy
Celeste pojawi się na kartach książki tylko po to, by stać się
urzeczywistnieniem wszelakich klisz dotyczącej „tej złej”,
nagrodzimy ją takim oto tytułem:
Queen
(Bee) Wannabe.
No, a skoro już zaczęliśmy, to za akapit powyżej:
Queen
(Bee) Wannabe: 1
Kiedy w końcu do nas podeszła, Marlee przywitała się z nią zduszonym głosem, starając się mimo onieśmielenia zachowywać życzliwie. Celeste zmierzyła ją tylko spojrzeniem i westchnęła.
Queen
(Bee) Wannabe: 2
– Kiedy wylatujemy? – zapytała.
– Nie wiemy – odparłam, tłumiąc lęk. – Czekaliśmy na ciebie.
Nie spodobało jej się to i zmierzyła mnie spojrzeniem od stóp do głów. Wyraźnie nie była zachwycona.
– Wybaczcie, mnóstwo osób chciało się ze mną pożegnać. Nic na to nie poradzę! – Uśmiechnęła się promiennie, jakby uwielbienie dla niej było czymś oczywistym.
Queen
(Bee) Wannabe: 3
Jak na komendę w drzwiach po lewej stronie pojawił się mężczyzna.
– Słyszałem, że przybyły już wszystkie cztery kandydatki?
– Nie możemy doczekać się startu – odparła Celeste słodko, a ja zobaczyłam, że mężczyzna wyraźnie się rozpromienił. Czyli to na tym polegała jej gra.
Queen
(Bee) Wannabe: 4
Lepiej się przyzwyczajcie; zaręczam, że będzie już
tylko gorzej.
Dziewczęta wsiadają na pokład; Ashley od razu zaczyna
pisać list do rodziny.
May na pewno byłaby zachwycona, gdybym mogła opowiedzieć jej o wszystkim, co się do tej pory wydarzyło, nawet jeśli nie spotkałam jeszcze księcia.
No...to jej napisz. Jesteś teraz państwowym skarbem,
stewardessa z pewnością wynajdzie dla ciebie kawałek papieru.
Marlee zachwyca się elegancją Ashley i wyraża obawy
iż wspaniałe maniery dziewczyny uczynią z niej poważną
konkurentkę, ale America pociesza koleżankę, iż najważniejsze to
być sobą.
Kto wie, może Maxon będzie wolał kogoś mniej sztywnego niż ona.
To nieco zabawna
uwaga, biorąc pod uwagę, iż jeszcze niedawno Amisia szczerze
współczuła pannie, która będzie skazana na wspólne życie z
księciem-snobem.
Marlee,
która w przeciwieństwie do Ameriki jest życzliwie nastawioną do
świata bohaterką stwierdza, że tak czy inaczej nie jest w stanie
nie lubić Ashley, która 'jest strasznie sympatyczna i
taka śliczna' – to drugie to
nieco dziwne kryterium przyjaźni, ale co tam – ale przeraża ją
agresywne zachowanie Celeste, która już traktuje pozostałe
dziewczyny jak wrogów, mimo że nie doleciały nawet do pałacu.
– Nie musisz [się denerwować] – zapewniłam ją. – Takie dziewczyny same się wyeliminują z rywalizacji.
Belka i źdźbło
trawy, skarbie. Alternatywnie kocioł i garnek.
– Wiesz, czasem chciałabym, żeby te Dwójki dowiedziały się, jak to jest, kiedy ktoś cię traktuje tak, jak one traktują nas.
Pokiwałam głową. Nigdy nie wyobrażałam sobie, jak to jest być Czwórką, ale prawdopodobnie niewiele się różniłyśmy. Jeśli nie było się Dwójką lub Trójką, życie tak czy inaczej było ciężkie.
Tak, Cass, wiemy;
America może jeść popcorn tylko podczas seansów filmowych, a
jeśli chodzi o cytryny, sytuacja staje się napięta. Samo
wspomnienie o kurczaku z purée sprawia, iż wszystkim nam po
policzkach ciekną kryształowe łzy współczucia.
Jak mała Kiera wyobraża sobie...:
27
– Dzięki, że ze mną rozmawiasz – odezwała się Marlee.
– Bałam się, że wszystkie dziewczyny będą zajęte tylko sobą, ale ty i Ashley jesteście naprawdę miłe. Może nie będzie tak źle. – W jej głosie zabrzmiała nadzieja.
Lubię Marlee, a w
przyszłości polubię ją jeszcze bardziej. W pewnym momencie wykaże
się wprawdzie porażającą bezmyślnością, ale w mojej prywatnej
hierarchii stoi mniej więcej tysiąc oczek nad Americą; w „Elicie”
przekonacie się, dlaczego.
Samolot ląduje,
dziewczyny wychodzą na lotnisko...i jak nie otoczy ich chmara fanów!
Terminal był pełen ludzi skaczących z radości i wiwatujących. Czekało na nas przejście wyłożone złotym dywanem i odgrodzone barierkami z dopasowanymi kolorystycznie grubymi sznurami. Wzdłuż przejścia w regularnych odstępach stali strażnicy, rozglądający się czujnie i gotowi do działania na pierwsze oznaki niebezpieczeństwa. Czy naprawdę nie mieli ważniejszych rzeczy do roboty?
Nie, ty
zarozumialcu, najwyraźniej NIE mają .Krajem targają
antymonarchistyczne zamieszki, a wy będziecie walczyć o koronę;
spróbuj wysilić szare komórki i odgadnąć, dlaczego wszelakie
służby chronią was jak oka w głowie.
W ciągu kilku sekund odwróciłam się chyba kilkanaście razy, słysząc, jak ludzie z tłumu wołają mnie po imieniu. Niektórzy z nich trzymali nawet transparenty z moim imieniem. Byłam zdumiona – już istnieli tacy ludzie… niepochodzący z mojej klasy ani z mojej prowincji, którzy chcieli, żeby mi się udało.
Szczerze mówiąc,
dziwię się razem z tobą. Jak już wspominałam wyżej, publiczne
uwielbienie w Karolinie można by ostatecznie zrzucić na karb
lokalnego patriotyzmu; dlaczego ludzie w Angeles ni z tego ni z owego
postanowili trzymać kciuki za dziewczynę, która póki co jest im
absolutnie obca i jeszcze ani razu nie miała szansy zaprezentować
swoich ewentualnych mocnych stron?
Na chwilę opuściłam głowę i zobaczyłam małą dziewczynkę przyciśniętą do odgradzającej przejście liny. Trzymała planszę z napisem: „Rudzielce są najlepsze!”, malutką koroną w rogu i mnóstwem gwiazdek. Wiedziałam, że jestem jedyną rudą dziewczyną w Eliminacjach, zauważyłam też, że jej włosy mają niemal taki sam odcień, jak moje.
O, widzisz, Cass –
TO jestem w stanie kupić. Ruda kilkulatka kibicująca innej rudej –
ok. Publiczna histeria z rzyci – nie ok.
Dziewczynka chciała dostać autograf, ktoś obok zamierzał zrobić mi zdjęcie… a ktoś jeszcze inny uścisnąć moją rękę. Dlatego ostatecznie przeszłam powoli wzdłuż barierki, raz czy dwa zatrzymując się, żeby zamienić kilka zdań także z ludźmi po drugiej stronie.
Wyszłam z terminalu jako ostatnia, zmuszając pozostałe dziewczęta, żeby czekały na mnie chyba ze dwadzieścia minut.
No i się zaczęło.
Swojego czasu
obiecałam w komentarzach, iż America dostanie swoją własną
kategorię. A oto i ona:
Dobre
Mzimu.
Jak zapewne wiecie, jest to określenie, jakiego murzyn
i były niewolnik Kali używał wobec Nel w „W pustyni i w
puszczy”, aby podkreślić swoje uwielbienie wobec białej
panienki. Tak, celowo użyłam określeń „niewolnik”, „murzyn”
i „biała”. Cass postanowiła bowiem uczynić z Ami pseudohybrydę
księżnej Diany i Sary Crewe z „Małej księżniczki”
F.H.Burnett. Jak jej wyszło? Cóż... spójrzcie na nazwę
najnowszej kategorii. W teorii mieliśmy zapewne otrzymać bohaterkę
traktującą z sercem tych, którzy mają w życiu gorzej od niej; w
praktyce przez resztę serii będziemy zmagać się z głębokim
wewnętrznym przekonaniem naszej heroiny, iż przebywanie w jej
obecności to zaszczyt dla wszystkich tych pariasów znajdujących
się w jej najbliższym otoczeniu.
Dobre
Mzimu: 1
Szczerze mówiąc, chętnie zostałabym tam jeszcze dłużej… ale za chwilę miał wylądować następny samolot z kandydatkami i zajmowanie przeznaczonego dla nich czasu wydawało mi się niegrzeczne.
Ach, ta przeklęta
biurokracja! Gdyby nie ona, Dobra Pani America obdarowałaby biedaków
możliwością spędzenia kilku dodatkowych minut ze swą boską
osobą.
Dobre
Mzimu: 2
A poczekajcie tylko, aż dotrzemy do pokojówek Amisi...
Ami wsiada do samochodu, który ma ją zawieźć razem z
pozostałymi kandydatkami do pałacu i stwierdza, iż suma summarum
poradziła sobie całkiem dobrze.
Pomyślałam o kamerach w terminalu i wyobraziłam sobie, jak moja rodzina ogląda w telewizji moje wejście. Miałam nadzieję, że są ze mnie dumni.
I tym optymistycznym akcentem kończymy
dzisiejszą analizę. A za tydzień: America bierze udział w
transformacji rodem z Tap Madl, do obsady dołącza expy Effie
Trinket oraz lud wielbiący
Bwana Kubwa
pokojówki Ami, a
także – fanfary! - książę Maxon we własnej osobie.
Statystyka:
Dobre
Mzimu: 2
Jak
mała Kiera wyobraża sobie...: 27
Karny
jeżyk potrzebny od zaraz: 1
Nie,
nie jesteśmy w Panem: 15
Queen
(Bee) Wannabe: 4
Maryboo