niedziela, 7 grudnia 2014

Rozdziały I i II

Rozdział 1

Panie i Panowie, czas wreszcie nadszedł. Bierzemy na tapetę przecudne opko. Nie dajcie się zwieść wydaniu książkowemu, to jest bez wątpienia opko. Gdybym nie wiedziała, że zostało napisane przez trzydziestolatkę, to dałabym ałtorce góra 15 lat ze względu na infantylny styl, brak pojęcia o czymkolwiek i ostrą alergię na risercz. Z naszego wstępniaczka wiecie już, o czym traktuje seria Rywalki, więc nie traćmy czasu i zabierzmy się za pierwsze dwa rozdziały. Analizy Selection będą bowiem obejmowały nie jeden, lecz dwa rozdziały, co przyda się szczególnie przy następnych tomach, gdzie chapterki są strasznie krótkie.

Rzecz dzieje się w państwie Illea, powstałym na gruzach dawnego USA. Od razu więc mamy niesamowitą kreatywność ze strony pani Cass, nikt wszak wcześniej nie wpadł na taki pomysł. W Illei przyszły władca ma obowiązek wziąć sobie żonę z ludu. W tym celu organizowane są ogólnokrajowe Eliminacje. Nasza główna bohaterka, America Singer, otrzymuje list zapraszający ją na owe Eliminacje. W takim właśnie momencie zastajemy ją na początku książki. Myślałby kto, że jest to szansa na polepszenie sobie życia, a nie powód do nastoletniego angstu i tupania nóżką. Jednakowoż…



Kiedy przyszedł oficjalny list, moja matka nie posiadała się ze szczęścia. Od razu uznała, że wszystkie nasze problemy zostały rozwiązane i zniknęły na zawsze. Jedyną przeszkodę w realizacji jej wspaniałego planu stanowiłam ja sama. Nie uważałam się za szczególnie nieposłuszną córkę, ale czasem trzeba było powiedzieć nie.

Nie chciałam być członkinią rodziny królewskiej ani Jedynką. Nie chciałam nawet tego próbować.

Schowałam się w swoim pokoju, miejscu dającym mi schronienie przed hałaśliwą, rozgadaną rodziną, starając się znaleźć argumenty, które by przekonały matkę. Mogłam jej szczerze powiedzieć, co o tym wszystkim myślę… Nie wydaje mi jednak się, by matka zechciała wysłuchać nawet słowa.

Unikałam jej przez całe popołudnie, ale teraz zbliżała się pora obiadowa, a jako najstarsze z pozostałych w domu dzieci byłam odpowiedzialna za pomoc w kuchni. Zwlekłam się więc z łóżka i weszłam do gniazda żmij.






No chwilunia. Pierwsze akapity, a ja już czegoś nie rozumiem. Ami robi z otrzymania listu straszną tragedię. Czy to oznacza, że będzie musiała się zgłosić do konkursu na przyszłą królową? Otóż nie, Eliminacje są nieobowiązkowe i to dlatego matka prosi Amerikę o zastanowienie się nad uczestnictwem, zamiast postawić ją przed faktem dokonanym.



America pomaga przy obiedzie. Matka jest wyraźnie wściekła na dziewczynę za jej upór. Nie to jednak jest w tej scenie najważniejsze. Zapamiętajcie następujące dwa cytaty:



W milczeniu mijałyśmy się w kuchni i jadalni, przygotowując kurczaka, makaron i krojone jabłka, a potem nakrywając stół na pięć osób.



Mama z gniewnym łupnięciem postawiła na środku stołu dzbanek z herbatą. Ślinka napłynęła mi do ust na myśl o herbacie z cytryną, ale to musiało poczekać. Byłoby marnotrawstwem wypić swoją szklankę teraz i zostać z wodą do obiadu.

Przydadzą się nam jeszcze.



– Nie umarłabyś chyba, gdybyś wypełniła ten formularz – rzuciła, nie mogąc się już dłużej powstrzymać. – Eliminacje to wspaniała okazja dla ciebie i dla nas wszystkich.

Westchnęłam głośno i pomyślałam, że wypełnienie formularza tak naprawdę mogłoby mi skrócić życie.




Ekskjuz mi, czy to mają być jakieś matrymonialne Igrzyska Śmierci? Z góry mówię, że nie, ale ciężko to wywnioskować z zachowania Amisi. Dziewczyna zachowuje się, jakby zgłoszenie (DOBROWOLNE) do Eliminacji oznaczało walkę na śmierć i życie.



Wszyscy wiedzieli, że rebelianci – pochodzący z nielegalnych kolonii, które nienawidziły Illéi, naszego ogromnego i stosunkowo młodego państwa – często atakują ośrodki rządowe. I to dość brutalnie. Widzieliśmy ich w akcji także w Karolinie – jeden z budynków należących do ratusza został doszczętnie spalony, a samochody kilkorga Dwójek całkowicie zniszczone. Raz nawet dopuścili się zuchwałego włamania do więzienia, ale biorąc pod uwagę, że uwolnili tylko nastolatkę, która miała pecha zajść w ciążę, oraz Siódemkę, który był ojcem dziewięciorga dzieci, nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że tym razem mieli rację.



Aha, czyli bohaterka boi się, że uczestnicząc w Eliminacjach narazi się jakimś rebeliantom. Rebeliantom, dodajmy, którzy właściwie nie zrobili nic strasznego poza uwolnieniem jakichś biedaków z więzienia i dokonaniem kilku aktów wandalizmu. Poczekajcie trochę, a obawy Ami zrobią się zabawne, gdy dowiecie się trochę więcej o jakże strasznych (czyli strasznie niekompetentnych) czynach rebeliantów. Tym bardziej, że tak naprawdę Americe nie chodzi o żadnych rebeliantów, tylko o najważniejszą rzecz na całym świecie, czyli serce panny Singer. No ba.





Jednak nawet gdybym zignorowała potencjalne niebezpieczeństwo, wydawało mi się, że samo branie pod uwagę Eliminacji może zabić moje serce.



I love the smell of dramatic whining in the morning.



Matka przypomina Ami, że mogłaby dzięki Eliminacjom pomóc finansowo całej rodzinie.



– Ostatnie lata nie obeszły się łaskawie z twoim ojcem – syknęła matka. – Jeśli masz w sobie choć odrobinę współczucia, powinnaś o nim pomyśleć.

Tata. Jasne, naprawdę chciałam pomóc tacie, także May i Geradowi. Wydaje mi się, że nawet mojej matce. Kiedy tak stawiała sprawę, naprawdę nie było mi do śmiechu, ponieważ zdecydowanie od zbyt dawna ledwie wiązaliśmy koniec z końcem.




I tak zaczyna się wieczne przypominanie przez ałtorkę, że rodzina Singerów straszliwie przymiera głodem. Powróćcie więc na chwilę do tych dwóch cytatów na temat obiadu. Wam też coś nie gra?



Nie żyliśmy w aż takiej niepewności, by obawiać się o przetrwanie. Nie byliśmy pogrążeni w nędzy, ale obawiam się, że niewiele nam do tego brakowało.



Bullshit. Ale o tym w następnym odcinku.



Nasza klasa społeczna znajdowała się blisko dna. Byliśmy artystami, a artyści i muzycy lokowali się tylko trzy szczeble ponad błotem. Dosłownie. Zarabiane przez nas pieniądze ledwie wystarczały na bieżące potrzeby i były w ogromnym stopniu uzależnione od pory roku.


W razie by ktoś jeszcze nie wiedział, co to są te wspomniane przez Ami Jedynki, Trójki, Siódemki – są to klasy społeczne w Illei. Podział klasowy w tym failtastycznym państwie opiera się na wykonywanym zawodzie. Co gorsza, w jakiej klasie się człowiek urodził, w takiej z reguły kisi się do końca życia, przekwalifikować się często po prostu nie można. Im wyższa klasa, tym wyższa pozycja i więcej kasy. Tu macie rozpiskę ze strony ałtorki z klasami i przypisanymi do niej zawodami:



BREAKDOWN OF THE CASTES

This is a general idea of where professions fall within the castes described in The Selection. I realize it doesn't list every possible job on the planet, but hopefully this list makes the divisions a bit clearer.

Ones: Royalty, clergy

Twos: All celebrities such as MTV-type musicians, professional athletes, actors, models; politicians as well as all officers in any policing, military, firefighting, or guarding position which are assigned by draft.

Threes: Educators of any kind, philosophers, inventors, writers, scientists of any kind, doctors, veterinarians, dentists, architects, librarians, all engineers, therapists or psychologist, film directors, music producers, lawyers.

Fours: Farm owners, jewelers, real estate agents, insurance brokers, head chefs, project managers for construction, property/business owners for things like restaurants, shops, and hotels.

Fives: Classically trained musicians and singers, all artists, live theatre actors, dancers, circus performers of any kind.

Sixes: Secretaries, wait staff, housekeepers, seamstresses, store clerks, cooks, drivers.

Sevens: Gardeners, construction workers, farm hands, gutter or pool cleaners, almost all outdoor workers.

Eights: Mentally or physically unwell (particularly if there is no one to care for them), addicts, runaways, homeles

Link

Durne, prawda? Z dziką chęcią omówiłabym kwestię głupiego jak but z lewej giry podziału, ale Maryboo bardzo chciała, żebym zostawiła jej ten smaczny kąsek, jakże więc mogłam odmówić : ). Dlatego też analiza klas za tydzień, czekajcie cierpliwie, albowiem jest epicka.



Rodzina Amisi to artyści, a więc klasa Piątek. Pani Cass będzie namiętnie wciskała nam kit, że są na skraju katastrofalnego ubóstwa, gdyż w Illei artyści zarabiają właściwie tylko w święta. WTF?



Pamiętam, jak kiedyś czytała czytałam w zniszczonym podręczniku do historii, że dawniej wszystkie najważniejsze święta były stłoczone w zimowych miesiącach. Coś o nazwie Halloween poprzedzało Święto Dziękczynienia, a potem przychodziły Boże Narodzenie i

Nowy Rok, jedno za drugim.

Boże Narodzenie nie zmieniło się, bo przecież nie można zmienić daty urodzin bóstwa. Od kiedy jednak Illéa podpisała obszerny traktat pokojowy z Chinami, Nowy Rok rozpoczynał się w styczniu lub w lutym, zależnie od fazy księżyca. Wszystkie święta podziękowań i niepodległości z naszego regionu świata zlikwidowano, tworząc jeden Dzień Wdzięczności, obchodzony w lecie. Wtedy właśnie świętowaliśmy utworzenie Illéi i cieszyliśmy się z tego, że ciągle jeszcze jesteśmy na tym świecie.

Nie miałam pojęcia, czym było Halloween. Nie powróciło w żadnej postaci.

To oznaczało, że przynajmniej trzy razy do roku nasza rodzina miała mnóstwo pracy. Tata i May malowali obrazy i lepili rzeźby, które klienci kupowali na prezenty, a mama i ja występowałyśmy na przyjęciach – ja śpiewałam, ona grała na fortepianie – w miarę możności nie odmawiając nikomu.



I pomiędzy tymi świętami naprawdę nic nie mają do roboty? Nikt nadziany nie potrzebuje pejzażu na ścianę nowego domu, rzeźby na urodziny czy wokalistki na wesele? Przecież to jakiś absurd.



Gerad na razie nie odkrył w sobie żadnego talentu, ale liczył sobie dopiero siedem lat. Miał jeszcze na to czas.



No tak, ale jak się okaże, że mały nie ma żadnego talentu, to co? W swojej klasie kibluje się forever, chyba że ktoś zdoła się wkupić do wyższej klasy. A że nie ma za co się wkupić… czarno to widzę.





Kiedy myślałam o życiu w ten sposób, Eliminacje wydawały mi się kołem ratunkowym, którego można by się chwycić. Ten głupi list mógł mnie wyciągnąć z ciemności, a z kolei ja mogłam pociągnąć za sobą całą rodzinę.

Popatrzyłam na matkę. Jak na Piątkę, była trochę przy kości, co wydawało się dziwne. Nie objadała się, a zresztą i tak nie mielibyśmy się czym objadać.




Ale kurczaczka, jabłka i makaron na obiad się żre, popijając herbatą. Jaaasne…



Ami opowiada, jak to jej mama ma ciężko i przez to stara się namówić Amerikę na wypełnienie formularza zgłoszeniowego do Igrzy… tfu Eliminacji. Mimo tego, że rodzina podobno przymiera głodem, matka chodzi przygięta do ziemi ciężarem zgryzot, Ami jest uparta jak oślica i o konkursie na przyszłą królową nie chce słyszeć.





Na tym świecie były jednak rzeczy – ważne rzeczy – które naprawdę kochałam, a ten papierek wydawał mi się murem odgradzającym mnie od moich pragnień. Może to i było głupie, może nieosiągalne, ale mimo wszystko decyzja należała do mnie. Nie chciałam poświęcić swoich marzeń, niezależnie od tego, ile znaczyła dla mnie rodzina. Poza tym już i tak dałam im z siebie wszystko.



I tak, Misie-Pysie, w jednym akapicie można w prosty sposób sprawić, że główna bohaterka książki stanie się momentalnie niesympatyczna i nielubiana. Kij tam rodzina, JA mam swoje marzenia i ONE są najważniejsze. Nie będzie się przecież lasia poświęcać i zostawać księżniczką ( och, jakże to straszne w porównaniu np. ze śmiercią na arenie) dla własnej rodziny, prawda? Co za galopujący egoizm, matko borsko!



Po tym, jak Kota się wyprowadził, a Kenna wyszła za mąż, zostałam w domu jako najstarsza z rodzeństwa i najszybciej, jak tylko mogłam, podjęłam nowe obowiązki. Robiłam, co w mojej mocy, żeby pomagać rodzicom. Układaliśmy plan odbywających się w domu lekcji tak, żeby nie kolidował z próbami, które zajmowały mi większość dnia, ponieważ starałam się opanować oprócz śpiewu grę na kilku instrumentach.

Teraz jednak, kiedy przyszedł list, cała ta codzienna praca przestawała się liczyć. W marzeniach mojej mamy byłam już królową.




I co w tym takiego przerażającego? A nuż królewicz jest całkiem spoko, a fucha królowej niesie ze sobą sporo plusów. Nie spróbujesz, to się nie dowiesz.



W połowie obiadu matka Ameriki wyciąga list przy całej rodzinie i zaczyna czytać.



– Szanowna Rodzino Singerów – zaczęła uroczyście.

Spróbowałam wyrwać jej list, ale miała za dobry refleks.

Wiedziałam, że wszyscy i tak się w końcu dowiedzą, ale jeśli odczyta jego treść w taki sposób, staną od razu po jej stronie.

– Mamo, proszę! – jęknęłam.

– Chcę to usłyszeć! – pisnęła May. Nie było w tym nic dziwnego. Chociaż wyglądała jak moja młodsza o trzy lata kopia, miałyśmy całkowicie odmienne charaktery. W odróżnieniu ode mnie była otwarta i pełna nadziei, a obecnie kompletnie stuknięta na punkcie chłopaków.




Stuknięta na punkcie chłopaków. Krejzolka normalnie! Przypomnę, że tego nie pisała gimnazjalistka.



– Niedawno przeprowadzony spis powszechny potwierdził, iż w domu Państwa przebywa niezamężna

dziewczyna w wieku pomiędzy szesnaście a dwadzieścia lat. Chcielibyśmy niniejszym powiadomić, iż macie Państwo okazję zasłużyć się dumnemu narodowi Illéi.(…)

– Nasz ukochany książę Maxon Schreave w tym miesiącu będzie świętować osiągnięcie pełnoletniości – czytała dalej mama. – Nowy etap swojego życia pragnie on rozpocząć u boku partnerki, poślubiając rdzenną Córę Illéi. Jeśli Państwa córka, siostra lub podopieczna pragnęłaby zostać oblubienicą księcia Maxona i uwielbianą księżniczką Illéi, prosimy o wypełnienie załączonego formularza i przekazanie go do lokalnego Urzędu Obsługi Prowincji. Z każdej prowincji zostanie wylosowana jedna dziewczyna, która będzie miała zaszczyt poznać księcia. Uczestniczki Eliminacji zostaną na czas ich trwania zakwaterowane w Pałacu Illeańskim w Angeles. Ich rodziny otrzymają szczodrą rekompensatę – matka odczytała ostatnie dwa słowa ze szczególnym naciskiem – za swoje zasługi dla rodziny królewskiej.



Skoro i tak będzie losowanie, a z danej prowincji jedzie tylko jedna dziewczyna, to Amisia i tak ma bardzo małe szanse na dostanie się do pałacu na Eliminacje. Czemu więc nie wypełni tego chrzanionego formularza, żeby mieć święty spokój? Wszak ona jeszcze nie wie, że jest Mary Sue, co oznacza, że ma 100% szanse na epicki romans z księciem.



Kiedy matka odczytywała list, ja przewracałam tylko oczami. Taki właśnie obyczaj dotyczył naszych książąt. Urodzone w rodzinie królewskiej księżniczki sprzedawano w małżeństwa mające umocnić relacje naszej młodej ojczyzny z innymi krajami. Rozumiałam, dlaczego tak się robi – potrzebowaliśmy sojuszników – ale i tak mi się to nie podobało. Nie byłam na szczęście świadkiem takiego spektaklu i miałam nadzieję, że ominie mnie także w przyszłości, ponieważ w rodzinie królewskiej od trzech pokoleń nie przyszła na świat żadna dziewczynka. Natomiast książęta poślubiali dziewczyny z ludu, aby podtrzymać morale nie zawsze posłusznego narodu.

But why!? To się za cholerę kupy nie trzyma. Dlaczego przyszła królowa musi być koniecznie z ludu? Księcia równie dobrze można ożenić w celu czysto politycznym z jakąś odpowiednią partią, która się do tego nadaje, a nie z jakąś Siódemką z fabryki, która dłubie w zębach. Nie żeby taka panna miała szanse wygrać, ale w założeniu konkursu jest taka opcja.



Myślę, że Eliminacje organizowano właśnie po to, by zbliżyć nas do siebie i przypomnieć wszystkim, że sama Illéa powstała niemalże z niczego.



To tłumaczenie jest cienkie jak barszcz z torebki.



Żadna z tych opcji mi się nie podobała, a myśl o tym, że miałabym stanąć do obserwowanego przez cały kraj konkursu, w którym ten nadęty mięczak wybierze sobie najefektowniejszą i najpłytszą z oferowanych dziewcząt, żeby została milczącą ładną buzią w tle jego wystąpień telewizyjnych, sprawiała, że miałam ochotę krzyczeć. Czy można było wymyśleć coś bardziej upokarzającego?



Znalazłoby się sporo rzeczy bardziej upokarzających, uwierz, złotko. Jak łatwo można zauważyć, nasza Ami ma bardzo wysokie mniemanie o sobie, traktuje innych z góry, uważając że tylko jej droga do szczęścia jest słuszna. Zakłada, że rywalizujące dziewczyny będą tylko głupie, ale ładne, bo tylko takie się zgłoszą. Bo przecież nie ma innej opcji, amirite? Widać nasza bohaterka nie bierze nawet pod uwagę dziewcząt naprawdę przymierających głodem, pragnących pomóc rodzinie, po prostu naiwnie zakochanych w księciu lub wręcz chcących wraz z królem rządzić tym krajem. Powodów jest wiele, a nawet te niezbyt mądre panienki, które marzą o księciu i ładnych sukienkach, nie zasługują na pogardę. Wow, moja sympatia do Ami rośnie ze strony na stronę.



Poza tym byłam w domach wystarczająco wielu Dwójek i Trójek, żeby zyskać pewność, że nie mam ochoty stawać się jedną z nich, nie mówiąc już o Jedynce. Jeśli nie liczyć chwil, kiedy bywałam głodna, całkowicie odpowiadał mi status Piątki. To mama chciała się wspinać po drabinie społecznej, nie ja.



Och, jestem taka ponad to wszystko, taka ze mnie indywidualistka, nonkonformistka, rewolucjonistka i fokle.



Cała rodzina stara się przekonać Amisię, że jest taka śliczna, że książę Maxon padnie na sam jej widok. Ale, ale, chwileczkę… Nasza bohaterka to wszak Marysia Sue, to oczywiste, że jest zajebiście nadobna, a więc chłopcy powinni ustawiać się do niej w kolejce. Tak jednak nie jest. Ami jest zbulwersowana.



– Skoro jestem taka ładna, to dlaczego nikt nigdy nie chciał się ze mną umawiać?

– Oczywiście, że byli tacy, którzy chcieli, ale ich przepędzałam. Moje dziewczęta są za ładne, żeby wyjść za jakieś Piątki. Kenna złapała Czwórkę a jestem pewna,

że ty możesz zajść jeszcze wyżej. – Mama wypiła łyk herbaty.

– On ma na imię James, nie nazywaj go numerkiem. I od kiedy to przychodzą tu chłopcy? – Sama słyszałam, że zaczynam coraz bardziej podnosić głos. Nie przypominałam sobie żadnego chłopaka w pobliżu naszego domu.



- Mamo, przestań cockblockować!!!

– Od jakiegoś czasu. – Tata odezwał się po raz pierwszy, a w jego głosie brzmiała nuta żalu. Wpatrywał się w swój kubek, a ja zastanawiałam się, co go poirytowało. To, że kręcili się tu chłopcy, czy to, że znowu kłóciłyśmy się z mamą? A może to, że nie zamierzałam zgłaszać się do konkursu? Mógł się też martwić, jak daleko bym zaszła, gdybym to zrobiła?

Tata i ja byliśmy bardzo blisko. Kiedy się urodziłam, mama była chyba trochę zmęczona, więc zwykle zajmował się mną właśnie tata. Odziedziczyłam temperament po matce, ale miękkie serce po nim.

Spojrzał na mnie przelotnie i nagle zrozumiałam: nie chciał mnie o to prosić. Nie chciał, żebym brała w tym udział, ale nie potrafił zaprzeczyć, że byłoby dla nas niezwykle korzystne, gdyby udało mi się zakwalifikować choćby na jeden dzień.



No to dlaczego, głupia krowo, się tak rzucasz? Jeżeli już sama kwalifikacja może zmienić życie twojej rodziny, a tobie się przy tym nic nie stanie, to o co chodzi? Wiem, że Ami bełkotała coś o jej sercu, więc to oczywiste, że ma tu jakiegoś faceta, ale przecież nie musi od razu wychodzić za księcia, tylko się zgłosić. Jak ją wybiorą, pojedzie na trochę do pałacu, rodzina będzie dostawała kasę, aż jej nie wyrzucą, albo sama odejdzie. O tak, drobny spojler - będzie mogła odejść na życzenie.



– Bądź rozsądna, Ami – tłumaczyła mama. – Jestem pewna, że jesteśmy jedynymi rodzicami w kraju, którzy muszą namawiać do tego swoją córkę. Pomyśl o swojej wielkiej szansie! Możesz zostać królową!

– Mamo, nawet gdybym chciała być królową, a naprawdę nie chcę, z samej naszej prowincji zgłoszą się tysiące dziewcząt. Tysiące! Nawet gdybym jakimś cudem została wylosowana, musiałabym rywalizować z trzydziestoma czterema dziewczynami, które na pewno są znacznie lepsze w sztuce uwodzenia, niż ja będę kiedykolwiek.




Powtórzę się, skoro i tak ma tak małe szanse, to co jej szkodzi wypełnić to durne zgłoszenie. Ona naprawdę nie musi wygrać, żeby dostać pieniądze i wyższy status. Wystarczy, że trochę przetrwa w rywalizacji i już jej położenie się zmieni na lepsze.



Po obiedzie Ami przeprasza ojca za cały rejwach, odkłada swoją prawie nieruszoną porcję do lodówki i idzie się położyć.



Dziewczyna rozmyśla o Eliminacjach i dochodzi do wniosku, że to bessęsu jest, bo na pewno nawet nie polubiłaby księcia. Again, To akurat jest jej do niczego niepotrzebne, skoro i tak chce wyjść za innego. Nie wierzę, że to mówię, ale w ciężkich czasach żyjesz, trochę więcej wyrachowania, młoda damo.



Jak się okazuje, rozkmina Ameriki to tylko sposób na zabicie czasu do północy.



Miałam wrażenie, że na nadejście północy musiałam czekać całą wieczność. Przy drzwiach wisiało lustro, więc zatrzymałam się, żeby się przejrzeć i sprawdzić, czy moje włosy wyglądają równie dobrze jak rano, a także nałożyć odrobinę szminki, żeby dodać twarzy kolorów. Mama surowo pilnowała, żeby oszczędzać makijaż na publiczne występy, ale zwykle wykradałam odrobinę kosmetyków w takie noce jak ta.



Głód zagląda im w oczy, ale mejkap trzeba trwonić, żeby „letki” makijaż zrobić nawet w środku nocy, to elementarne.

Przebiegłam przez trawnik, ubrana w najładniejszą piżamę. Mogłam oczywiście zostać w ubraniu, ale tak czułam się lepiej. Pewnie nie miało znaczenia, co mam na sobie, ale wydawałam się sobie ładniejsza w brązowych spodenkach i dopasowanej białej koszulce.


Na naramkach?



Kiedy wcisnęłam się do malutkiego pomieszczenia, będącego moją kryjówką, wiedziałam już, że nie jestem sama. W przeciwległym kącie ktoś krył się w ciemnościach, a ja nie mogłam nic poradzić na to, że mój oddech przyspieszył. Postawiłam pakunek z jedzeniem na podłodze i zmrużyłam oczy. Sylwetka poruszyła się, zapalając niemal niewidoczny ogarek. Prawie nie dawał światła – nikt z domu by nas nie zauważył – ale wystarczał. Intruz odezwał się w końcu z szelmowskim uśmiechem:

– Cześć, ślicznotko.




DUN DUN DUN!!!



W ten oto jakże tajemniczy sposób kończy się rozdział pierwszy. Niestety, ów uśmiechający się osobnik nie jest seryjnym mordercą z siekierą. A skoro nie psychopata żądny krwi, to jest tylko jedna opcja – a jakże, dobrze się domyślacie! Czas poznać truloffa Amisi!!!



Rozdział 2



– Nie nazywaj mnie ślicznotką, proszę. Najpierw moja mama, potem May, a teraz jeszcze ty. To mi zaczyna działać na nerwy.

Aspen popatrzył na mnie w taki sposób, że chyba trudno mu było uwierzyć w mój brak urody. Uśmiechnął się.

– Nic na to nie poradzę, jesteś najpiękniejszą dziewczyną, jaką kiedykolwiek widziałem. Nie możesz mieć do mnie pretensji, że mówię to w jedynej chwili, kiedy wolno mi to zrobić. – Ujął moją twarz w dłonie, więc spojrzałam mu głęboko w oczy.



Takie zdanie może oznaczać tylko wstęp do wymiany śliny. Na szczęście nie ma nic o tańczących językach. Uff.



Ami i Ośrodek Narciarski zaczynają rozmawiać o listach. 16-letnie siostry Aspena również dostały zaproszenia na Eliminacje.



America wpatruje się cielęcym wzrokiem w ukochanego. Dostajemy obligatoryjny opis Ośrodka Wypoczynkowego, który jest, rzecz jasna, najładniejszym chłopakiem w całej okolicy, bo jakżeby inaczej. Ami ma ogromne parcie na małżeństwo z Aspenem. Jest jednak pewien poważny problem. Otóż Miejscowość Wypoczynkowa jest Szóstką, a więc stoi poniżej Ami w hierarchii klasowej.



Aspen był Szóstką. Szóstki były służącymi stojącymi tylko jeden szczebel nad Siódemkami i różniącymi się od nich odrobinę lepszym wykształceniem i przeszkoleniem do prac domowych. Aspen był mimo to najinteligentniejszym ze znanych mi ludzi, a przy tym był zabójczo przystojny, ale kobiety niezwykle rzadko wychodziły za mąż za kogoś z niższej klasy. Taki mężczyzna mógł oczywiście poprosić o twoją rękę, ale niemal nie zdarzało się, by oświadczyny zostały przyjęte. Jeśli się wychodziło za kogoś z innej klasy, trzeba było złożyć mnóstwo dokumentów i odczekać chyba dziewięćdziesiąt dni, zanim można było załatwić dalsze wymagane przez prawo formalności. Nieraz słyszałam, że to dlatego, by dać ludziom czas na ewentualną zmianę decyzji. To, że byliśmy tak blisko i że przebywaliśmy poza domem po godzinie policyjnej, oznaczało, że mogliśmy mieć poważne kłopoty. Nie wspominając już o tym, jakie piekło urządziłaby moja matka.

Mimo to kochałam Aspena od niemal dwóch lat, a on kochał mnie. Kiedy tak siedział i gładził mnie po włosach, nie potrafiłam sobie wyobrazić, że zgłaszam się do Eliminacji. Byłam już zajęta.




Nie bardzo rozumiem, co te 90 dni tak naprawdę zmienia, no ale może w Illei nie ma rozwodów, więc lepiej się 3 razy dobrze zastanowić niż potem mieć przekichane.





– Co o tym myślisz? O Eliminacjach? – zapytałam.

– Nie przeszkadzają mi. Ten biedny gość musi sobie jakoś znaleźć dziewczynę.

Słyszałam w jego głosie sarkazm, a ja chciałam poznać jego prawdziwą opinię.

– Aspen…

– No dobrze, dobrze. Myślę, że to jest trochę smutne. Czy książę nie umawia się na randki? Znaczy, serio nie może sobie inaczej znaleźć dziewczyny? Skoro wydają księżniczki za książęta z innych krajów, to dlaczego nie postąpią tak samo w jego przypadku? Na pewno musi istnieć na świecie jakaś odpowiednia dla niego arystokratka.




To jest świetne pytanie, panie Ośrodek. Świetne. Nie ma powodu, żeby zamykać sobie drogę do sojuszu z jakimś innym państwem, (szczególnie, że czasy takie niepewne) i to tylko dlatego, że Maksio jako jedynak nie ma siostry, którą można tak wydać za mąż. Ta zasada jest naprawdę idiotyczna i nie ma sensu pod względem politycznym. Jeszcze gdyby brzmiała ona mniej więcej: jak jest w rodzinie królewskiej więcej dzieci, to część wydają w ramach polityki międzynarodowej, a część (lub chociaż jedno) w ramach debilnego konkursu dla mas, który poza rozrywką dla gawiedzi nie ma większego celu ani korzyści.





- Ale z drugiej strony. – Westchnął. – Może to i dobry pomysł. Ma się przecież zakochać na oczach wszystkich. To ekscytujące. Podoba mi się też, że ktoś będzie mógł żyć długo i szczęśliwie. Każda dziewczyna może zostać królową, to daje jakąś nadzieję.


Panem et circenses. Ekhm, ekhm. Mruga porozumiewawczo. Nie ma to jak odwracać uwagę od tego, w jakim kretyńsko zorganizowanym państwie żyją. Starożytni Rzymianie by przyklasnęli.



Ami pyta, czy Aspen namawiał siostry na wypełnienie formularza zgłoszeniowego. Okazuje się, że tak, więc może truloff nie jest wcale taki durny, jak jego luba.





- Dziewczynki są tak podekscytowane, że to aż zabawne. Kiedy dzisiaj wróciłem z pracy, tańczyły po całym domu. No i na pewno przyniosłoby to korzyści rodzinie. Mama ma ogromne nadzieje, ponieważ mamy dwa zgłoszenia, a nie jedno.

To była pierwsza dobra wiadomość, jaką usłyszałam o tym okropnym konkursie. Jak mogłam być tak zajęta sobą, by zapomnieć o siostrach Aspena?




Skoro masz w rzyci własną rodzinę, to co dopiero jakieś tam siostry truloffa… Kto by się tam przejmował, kiedy trzeba angstować bez powodu.



Rozważania na temat tego, jak bardzo zmieniłoby się życie rodziny Ośrodka, gdyby choć jedna z bliźniaczek został wybrana do konkursu, zostają przerwane przez dramatyczne burczenie brzucha Aspena. Ami wyjmuje więc obiad, który dla niego zostawiła. Jako głowa rodziny (ojciec zmarł 3 lata wcześniej) chłopak haruje jak wół i odejmuje sobie od gęby, żeby utrzymać matkę i sześcioro młodszego rodzeństwa.



Oboje się roześmialiśmy, a potem Aspen opowiadał mi, co się u niego działo od naszego ostatniego spotkania. Został zatrudniony do jakichś prac biurowych w jednej z fabryk i miał dla nich pracować jeszcze przez tydzień.

Jego matka w końcu miała stałe zlecenia na sprzątanie domów kilku Dwójek z naszej okolicy. Bliźniaczki były nieszczęśliwe, bo mama kazała im zrezygnować z pozalekcyjnego kółka dramatycznego, żeby mogły więcej pracować.




Niby Szóstki to prawie dno społeczne, słaba edukacja i w ogóle ledwo zipią, ale na kółko dramatyczne chodzą, w razie by miały zostać Dwójkami, którymi i tak zostać nie mogą? Aj, Kiera, może trochę konsekwencji w tym twoim świecie, co?



Aspen postanawia znaleźć dodatkową pracę, żeby siostrzyczki mogły dalej chodzić na kółko. Amisia stara się wybić mu z głowy ten pomysł, argumentując, że się chłop na śmierć zarobi i to dosłownie.



Przez chwilę milczeliśmy. Miałam nadzieję, że weźmie sobie moje słowa do serca, zrozumie, że jeśli trochę nie odpuści, to się zamęczy. Nie było niczym niezwykłym, gdy Szóstka, Siódemka lub Ósemka umierały z przepracowania.


Wreszcie pada pytanie, na które czekaliśmy cały rozdział.




– Mer?

– Tak? – wyszeptałam.

– Zamierzasz zgłosić się do Eliminacji?

– Nie! Jasne że nie! Nie chcę, żeby ktokolwiek pomyślał, że chociażby brałam pod uwagę wyjście za mąż za obcego faceta. Kocham ciebie – powiedziałam szczerze.

– Chcesz być Szóstką? Zawsze głodną, zawsze z niepokojem patrzącą w przyszłość? – zapytał, a ja słyszałam w jego głosie ból, ale także prawdziwą ciekawość. Gdybym miała wybierać między życiem w pałacu z usługującą mi służbą a życiem w trzypokojowym mieszkanku z rodziną Aspena, co tak naprawdę chciałabym wybrać?

– Aspen, poradzimy sobie. Oboje jesteśmy inteligentni, jakoś to będzie. – Zmuszałam się, żeby wierzyć we własne słowa.




O słodka naiwności. Ośrodek Narciarski wykazuje trochę więcej rozsądku, przypominając, że nawet jeśli się pobiorą, to będzie miał dalej całą swoją rodzinę na głowie, a jak jeszcze urodzą się im dzieci, to już w ogóle będzie strasznie ciężko.





Poruszyłam się lekko w jego ramionach.

– Kiedy będziemy mieli dzieci – poprawiłam. –

Będziemy po prostu ostrożni. Kto powiedział, że musimy mieć ich więcej niż dwoje?

– Wiesz, że na to nie mamy wpływu. – Usłyszałam w jego głosie narastający gniew.

Trudno mi go było za to obwiniać. Jeśli się miało dość pieniędzy, można było decydować o wielkości rodziny. Ale jeśli było się Czwórką lub kimś gorszym, trzeba sobie było radzić samemu. To właśnie było powodem wielu naszych kłótni w ciągu ostatnich kilku miesięcy, kiedy naprawdę zaczęliśmy się zastanawiać nad naszą wspólną przyszłością. Dzieci stanowiły wielką niewiadomą. Im więcej się ich miało, tym więcej było rąk do pracy, ale z drugiej strony także pustych brzuszków do wykarmienia…


Innymi słowy, nie dość, że wyższe klasy mają kasę na dzieci, to jeszcze mają łatwy dostęp do antykoncepcji. Niższe nie mają takiego dostępu wcale. Serio. WTF? Świetnie zaplanowany system, prawda? Nie mówię, żeby klasy od Czwórek w dół miały możliwość stosowania jakichś super tabletek czy systemów transdermalnych, nawet dziś w Polsce te środki są drogie jak cholera (choć na pewno tańsze niż dziecko), ale żeby odciąć ich od chociażby gumek? Ale ja wiem, dlaczego tak jest w Illei. Jak jeszcze nieraz będzie wspomniane, seks przedmałżeński i posiadanie dzieci z takowego seksu jest karalne. A skoro antykoncepcji nie ma właściwie żadnej dla klas niższych, to albo ryzykujesz wsadzenie do pierdla, albo trzymasz nogi razem. Dzięki temu Amisia przyjedzie do księcia Maxona w stanie nienaruszonym. Inaczej, gdyby nie było sankcji, jak sama bohaterka przyznaje, dawno by to z Aspenem zrobiła. Tylko o to chodzi ałtorce, serio. Protagonistka zdeflorowana przez kogoś poza truloffem docelowym (w tym wypadku Maksiem) i to przed ślubem to chyba jakieś tabu. U Stefy Bella i Edzio też czekali do ślubu, choć pannie Swan majty stawały w ogniu, tak jej się spieszyło do utraty dziewictwa. W Illei po stronie cnót kobiecych stoi prawo. No tak, bo albo święta, albo kurwa. Nic pomiędzy. Jak ja uwielbiam mizoginię, szczególnie płynącą od kobiet, boru. Nie rozumiem, czemu ałtorki mają taką awersję do seksu przedmałżeńskiego, jeśli jest bezpieczny i za zgodą obu stron. Ale nie, główna bohaterka musi czekać do ślubu i koniec. A potem jest zawiedziona, bo chłop się nie nadaje. Tzn, nie no, w takich romansach ma orgazm za pierwszym razem. Jasne, oczywiście, zapomniałam… Ups, taka mała dygresja.



Znowu umilkliśmy, nie wiedząc, co powiedzieć. Aspen łatwo się zapalał i zdarzało się, że ponosiło go w dyskusji. Coraz lepiej potrafił się hamować, zanim się na dobre rozzłościł, a ja czułam, że to właśnie starał się zrobić w tej chwili.

Nie chciałam, żeby się martwił albo denerwował, i naprawdę uważałam, że sobie poradzimy. Jeśli zaplanujemy to, co tylko się da zaplanować, poradzimy sobie jakoś z przeciwnościami losu. Może byłam przesadną optymistką, może byłam za bardzo zakochana, ale naprawdę chciałam wierzyć, że ja i Aspen osiągniemy to wszystko, czego naprawdę będziemy pragnęli.




You are going to crash and burn. BUUURN!!!



– Myślę, że powinnaś spróbować – odezwał się nagle.

– Czego?

– Eliminacji. Myślę, że powinnaś spróbować.

Spojrzałam na niego ze złością.

– Zwariowałeś?

– Posłuchaj, Mer. – Przysunął usta do mojego ucha. To było nieuczciwie, wiedział, że w ten sposób nie zdołam się na niczym skoncentrować. Jego głos był niski i gardłowy, jakby mówił mi coś romantycznego, chociaż w jego propozycji nie było cienia romantyzmu. – Gdybyś miała szansę na coś lepszego i nie skorzystała z niej ze względu na mnie, nigdy bym sobie tego nie wybaczył. Nie

potrafiłbym.

Odetchnęłam gwałtownie.

– To absurd, pomyśl o tych tysiącach dziewcząt, które się zgłoszą. Nie zostanę nawet wylosowana.

– Jeśli nie zostaniesz wylosowana, to jakie to ma znaczenie?



Wiecie co? Facet naprawdę na trochę oleju w głowie. Nie żebym go lubiła, niedługo okaże się, że Miejscowość Wypoczynkowa wcale nie jest taki cudowny, jakby Cass chciała. Ale i tak ma chłopak przebłyski świadczące o używaniu mózgu. Brawo.


Aspen dalej przekonuje, że Ami powinna chociaż spróbować, żeby Ośrodek nie musiał angstować, że przez niego nie dostanie szansy na happily ever after.


Wreszcie America daje się namówić.



To na pewno przez światło albo raczej jego niedostatek wydawało mi się, że kiedy wypowiedział te słowa, łzy napłynęły mu do oczu. Aspen przeszedł wiele, ale tylko raz widziałam, jak płakał, kiedy jego brat został wychłostany na placu. Mały Jemmy ukradł jakiś owoc ze

straganu na targu. Dorosłego czekałby krótki proces, po którym w zależności od wartości skradzionego przedmiotu zostałby wtrącony do więzienia lub skazany na śmierć. Jemmy miał tylko dziewięć lat, więc został pobity. Matka nie miała pieniędzy, żeby zabrać go do lekarza, więc miał teraz blizny na całych plecach.




Kieruś, słonko, wiem, że bardzo starasz się zerżnąć jak najwięcej z Igrzysk, ale może trochę subtelniej?



Tamtej nocy czekałam przy oknie, wypatrując, czy Aspen wspina się do domku na drzewie. Kiedy go zobaczyłam, pobiegłam do niego. Chyba przez godzinę płakał w moich ramionach, że gdyby tylko ciężej pracował, lepiej sobie radził, Jemmy nie musiałby kraść. Że to niesprawiedliwe, że Jemmy został pobity, ponieważ jego starszy brat zawiódł.

Serce mi się krajało, ponieważ to nie była prawda, ale nie mogłam mu tego powiedzieć, bo i tak by mnie nie słuchał. Aspen dźwigał na swoich barkach potrzeby wszystkich swoich bliskich, a teraz jakimś cudem ja także zaliczałam się do jego bliskich. Robiłam więc, co w mojej mocy, żeby jak najmniej go obciążać.




I to dlatego masz zamiar za niego wyjść i urodzić mu gromadkę dzieci. Na pewno go to odciąży.



Aspen prosi Amisię, żeby mu zaśpiewała, co jest wstępem do miziania i wymiany śliny oraz dalszej lubieżności.



Po chwili leżeliśmy już spleceni na brudnym i cienkim dywaniku. Aspen pociągnął mnie na siebie, a ja przeczesywałam palcami jego szorstkie włosy, zafascynowana ich dotykiem. Całował mnie gorączkowo i mocno, czułam jego palce wbijające się w moją talię, plecy, biodra i uda. Zawsze byłam zdumiona, że nie

zostawiał na mnie malutkich siniaków w kształcie odcisków palców.

Byliśmy ostrożni, zawsze powstrzymywaliśmy się w ostatniej chwili od tego, czego pragnęliśmy naprawdę, ponieważ nieprzestrzeganie godziny policyjnej było już wystarczająco poważnym wykroczeniem. Mimo to, niezależnie od tych ograniczeń, trudno mi było sobie wyobrazić w Illéi namiętność silniejszą niż nasza.



Mhm, jasne. Już tak nie przesadzaj, Ami, z tymi dramatycznymi wyznaniami, naprawdę niewiele ci będzie trzeba, żeby polecieć za przystojnym księciem, jak przyjdzie co do czego. Szokujące, prawda?



– Kocham cię, Americo Singer. Będę cię kochał do końca życia. – Byłam zaskoczona głębią uczucia dźwięczącego w jego głosie.

– Kocham cię, Aspenie. Zawsze będziesz moim księciem.




Zieeew…



Minęły chyba całe godziny, a mnie kleiły się oczy. Aspen nigdy nie przejmował się tym, ile będzie spał, ale martwił się o mnie, więc walcząc z sennością, zeszłam po drabinie, zabierając pusty talerz i jednocentówkę.

Kiedy śpiewałam, Aspen chłonął z zachwytem mój głos. Od czasu do czasu, kiedy udawało mu się coś zarobić, płacił mi za piosenkę jednocentówką. Wolałabym, żeby oddał zaoszczędzone pieniądze rodzinie, która bez wątpienia potrzebowała jej bardziej niż ja.




I ja się z tym zgadzam. Chłop haruje jak muł, ma wielką rodzinę na utrzymaniu i wydaje pieniądze, żeby zaimponować bogatszej od niego lasce, która i tak tej kasy nie ma zamiaru wydawać.



Ale z drugiej strony zgromadzone jednocentówki – ponieważ nie potrafiłam się zdobyć, żeby je wydać – przypominały mi o wszystkim, co Aspen był gotów dla mnie zrobić, o tym, ile dla niego znaczyłam.

W pokoju wyciągnęłam z ukrycia mały słoiczek z monetami i wrzuciłam do niego najnowszą zdobycz, która zadzwoniła radośnie, witając się ze starszymi sąsiadkami.




Czyli America ma sporo tych jednocentówek, które mama Aspena mogłaby na coś wydać. Nie wiem, ile jednocentówka jest warta w Illei po tych wszystkich wojnach, ale i tak dla biednych wszak każdy grosz się liczy. Oj, Aspen, coś mi się wydaje, że jednak czasami myślisz penisem.





Odczekałam dziesięć minut przy oknie, aż zobaczyłam sylwetkę Aspena, który zszedł z drzewa i pobiegł ulicą.

Jeszcze przez chwilę nie kładłam się spać, myśląc o Aspenie, o tym, jak bardzo go kocham i jakie to uczucie, być przez niego kochaną. Czułam się kimś wyjątkowym, bezcennym i niezastąpionym. Żaden tytuł królewski ani tron nie mogłyby sprawić, że poczułabym się ważniejsza.

Zasnęłam z tą myślą bezpiecznie ukrytą w sercu.



Po takich zapewnieniach na początku książki można się spodziewać, że ten związek nie przetrwa. I będzie się miało rację.



To by było na tyle. Pewnie dziwicie się, że nie dałam żadnych punktów. Cóż, to dopiero wstęp do akcji właściwej i to w dodatku w całkiem nowej serii, więc się wstrzymałam. Nie martwcie się jednak, teraz już wiecie, o co w Rywalkach chodzi, więc punkty będą i to w zupełnie nowych kategoriach. Maryboo napisała prawdziwy elaborat na temat rozdziałów 3 i 4, a punkty posypały się aż miło. Zostańcie więc z nami. Do zobaczenia.



Beige

59 komentarzy:

  1. Och, nareszcie! Analiza!
    Cóż, tym razem było nieco mniej kwikaśnie, ale to dopiero wstęp. Co do Ameriki, jest ona świetnym przykładen głupawej i stereotypowej nastolatki, a tutaj jeszcze nie pokazala w pelni mocy swojego merysuizmu.
    Nie moge sie doczekać kolejnej analizy, klasy społeczne (i ogółem gospodarka) to moja ulubiona część tego ksiopka ^^.
    Pozdrawiam, Rose

    OdpowiedzUsuń
  2. A mi się nawet podobało! ^^
    To znaczy nie jako dobra, ambitna literatura, tylko jako taki lekki odmóżdżacz na długie, nudne wieczory. Porównanie ze wstępu do słodkiej gumy do żucia jak najbardziej trafne. Nie mogę się doczekać następnej analizy i dziękuję za tą.
    Trzymajcie się, dziewczyny.

    OdpowiedzUsuń
  3. OŚRODEK WYPOCZYNKOWY <3 Kto normalny nazywa tru loffa nr 1 per Aspen? Rozumiem, gdyby jakaś ałtoreczka z onetu wpadła na taki pomysł, "bo ładnie brzmi", ale Amerykanka? -_- Jak rozumiem, książę tylko cudem uniknął imienia Chicago?
    Szczerze mówiąc, obiektywnie to nie jest nawet w 1/10 tak irytujące jak "Intruz", bo z takimi zmierzchoidami dość często mam do czynienia w ramach guilty pleasure, ale zerżnięcie wszystkiego co isę da z "Igrzysk" sprawia, że zgrzytam zębami.
    Stęskniłam się za analizami i czekam na więcej!
    Adria

    OdpowiedzUsuń
  4. Jaka ta książka jest uroczo dziecinna i głupiutka. :)
    Natomiast głupota bohaterki aż boli. Każda normalna dziewucha na jej miejscu od razu by poleciała, bo nawet jak się nie uda to parę groszy będzie za samo zgłoszenie. Pierwszy raz widzę takiego cudaka jak ona. Wychowana w teoretycznie trudnych warunkach, a rozpieszczona i egoistyczna jak przysłowiowa księżniczka. (Czyli idealnie się nadaje do Eliminacji ;)). No i miałyście racje, uwierzyć nie mogę, że tego nie pisała jakaś trzynastolatka...
    Za to muszę powiedzieć, że po dwóch pierwszych rozdziałach nawet lubię Ośrodka. Co prawda chłop marnuje pieniądze i nie dba o zdrowie, ale miewa przebłyski inteligencji, więc chwała mu za to. :)
    Nie mogę się już doczekać komentarzy odnośnie klas społecznych, bo podział jest wybitnie idiotyczny. (Parę razy zastanawiałam się czy to moja znajomość angielskiego mnie nie wprowadza w błąd ;)) Mam nadzieję, że posypią się punkty za głupotę? ;)

    A co do mizoginii. Ja bym tego tak nie nazwała. Sama jestem negatywnie nastawiona do większości kobiet, ale właśnie przez tego typu postawy jakie prezentują takie autorki jak Meyerowa czy Cass (i rzesze ich fanek), które genialnie podsumowałyście stwierdzeniem "albo święta albo kurwa". Moim zdaniem to bardziej kompleks jakiegoś irracjonalnego moralizowania, ewentualnie autorki przelewają tu swoje poglądy religijne. Tudzież nie ma w tym głębszego sensu ani ideologii i chodzi tylko o to by było tak do bólu romantycznie - ślub z truloffem, a potem ta wyjątkowa noc poślubna i pierwszy raz. Chyba w większości romansideł się coś takiego wałkuje?

    Nie mogę się już doczekać kolejnej analizy.
    A książkę chyba sama spróbuję przeczytać, żeby się trochę pośmiać.
    Trzymajcie się cieplutko! ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jej, wreszcie się doczekałam!
    Muszę przyznać, że "Rywalki" w pewnym sensie bardzo mi się podobały - to taka książka, przy której można z czystym sumieniem i zakwiku dostać i oczami powywracać i powalić głową w biurko, a przy tym wcale a wcale nie wymaga myślenia i jest tak uroczo naiwna i infantylna, że to aż przyjemne. No i chyba muszę się przyznać, że choć Ośrodek Wypoczynkowy koszmarnie mnie irytował, a główną bohaterkę od mniej więcej połowy chciałam już tylko odstrzelić, żeby wreszcie przestała istnieć, bo takiej idiotce nic już nie pomoże, to jednak księcia Maxona uwielbiam. Może to wynik wszystkich buców, o jakich ostatnim razem czytałam i którymi już rzygam, ale koleś wydał mi się tak uroczy i słodki w swoim byciu pierdołą... No mój typ bohatera, po prostu.
    W każdym razie nie mogę się doczekać kolejnej analizy i elaboratu ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Borze szumiący... To państwo powstało na gruzach USA, tak... i dlaczego nie dowiadujemy się co się stało, czemu nie ma już Stanów co się stało z innymi państwami, czy była jakaś wojna? Nagle po prostu autorka wrzuca nas w jakiś świat, którego centrum staje się konkurs na królewnę - idiotyczne to jest.

    Idiotyczny jest ten podział społeczny, skoro akcja dzieje się jakoś w XXI wieku lub później (jak mi się wydaje, może się mylę) to jaki człowiek wpadł w ogóle na pomysł by wracać do podziałów klasowych i monarchii? Wydaje mi się, że ludzkość starałaby się raczej odtworzyć rząd w znanej obecnie formie, jakaś rada czy parlament czy cokolwiek... Już nie wspominając o tym jak absurdalne są te klasy, nie mogę się doczekać tego elaboratu.

    No i nasza bohaterka przymierająca głodem... kurczak , makaron i jabłka serio?
    I herbata z cytryną... faktycznie umierają z głodu. Chyba, ze to jakiś świąteczny obiad był i oni nie jedzą tak każdego dnia, ale czy ktoś o tym wspomniał gdzieś w narracji? I cóż za pełna poświęcenia postawa! I tak wiele dl;a nich robię! Pomagam matce, mam marzenia! Nie wykorzystam szansy by polepszyć naszej smutnej doli bo jestem zakochana! Gdyby to było tak, że jak się zgłosi trafi do jakiegoś haremu i będzie tam musiała spędzić resztę życia... ale jak mówcie, dziewczyny, nie jest. Wystarczy wypełnić formularz... co za dramat! I to pisała 30 latka... ale i tak jest lepiej niż u Meyer.

    Ach zapomniałabym. O co im wszystkim chodzi z tym seksem przedmałżeńskim? Czemu to ma być takie złe?

    rose29

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. rose29: jak wspominała Beige, chodzi o to, by bohaterka nie straciła cnoty przed spotkaniem z głównym tru loffem serii. Przysięgam, nie ma żadnego innego powodu. Ba, Cass nawet nie próbuje uzasadnić w książkach tego konceptu; najwyraźniej nawet ona zdaje sobie sprawę z idiotyzmu takiego prawa...

      Maryboo

      Usuń
    2. E, a tam nie było jakiegoś przebąkiwania o tym, że całe to prawo zabraniające seksu to po to, żeby uniknąć mieszania klas? Że kobieta wychodząc za mąż przyjmuje status społeczny od męża i zakaz seksu przedmałżeńskiego ma zapobiegać sytuacjom, gdyby taka Amcia zechciała żyć sobie z Ośrodkiem Wypoczynkowym na kocią łapę i rodzić dzieciaki, które prawnie należałyby wówczas do jej klasy, a nie tej niższej? Tak mi się kojarzy, że coś takiego wywnioskowałam z tej paplaniny. Nie żeby było to choć trochę logiczne czy sensowne, no ale jednak próba wmówienia, że nie chodzi o kompleks bohaterki-obowiązkowo-dziewicy jednak była ;)

      Usuń
    3. "skoro akcja dzieje się jakoś w XXI wieku lub później (jak mi się wydaje, może się mylę) to jaki człowiek wpadł w ogóle na pomysł by wracać do podziałów klasowych i monarchii?" -- Tak? To spojrz jak wygladal Iran w latach 70 a jak wyglada dzisiaj. Ulatwie: http://www.pagef30.com/2009/04/iran-in-1970s-before-islamic-revolution.html

      Usuń
    4. W Iranie z lat siedemdziesiątych tradycyjne ubrania irańskie były przez szacha zakazane, a zachodnie promowane. Tylko, że to niewiele miało wspólnego z jakąkolwiek wolnością – bo to narzucenie z góry modelu ubierania się. Co z tego, że akurat zza oceanu?

      Jeśli się nie mylę, UJ wydał książeczkę „Irańskie drogi do nowoczesności: Projekty. Idee. Manifesty.” Tam można przeczytać np. lewicowy manifest sprzed Irańskiej Rewolucji (wolę Irańską niż Islamską, bo lepiej oddaje to istotę rzeczy; sam zryw był ogólnonarodowy: obejmował zarówno ruchy reakcyjne, jak lewicowe. Dopiero na końcu Rewolucja się zislamizowała). Znaczące, że irańska lewica zajadle krytykowała na równi starą, skamieniałą religijność szyicką i powierzchowną, przymusową (oraz sankcjonowaną) westernizację spod znaku szacha.

      Dlaczego o tym mówię? Pominąwszy już wątpliwą „nowoczesność” tamtejszych władz, to wielkim nadużyciem wydaje mi się stawianie „zachodniego stylu życia” Iranu, który w dużej mierze wynikał z sankcji karnych, a niewiele miał wspólnego z jakąkolwiek rzeczywistością kulturową, jako katalizatora zmian skutecznego skutecznego na równi z antymonarchicznymi tradycjami USA.

      Usuń
    5. Niemniej, popraw mnie, jesli sie myle, w czasach sprzed rewolucji kobiety mogly chodzic do szkoly i pracowac, czy nie? A zatem obecny iran cofnal sie pod pewnymi wzgledami w rozwoju?

      Uwazam po prostu za bledne zalozenie, ze ludzkosc zawsze idzie do przodu, demokracja jest dana raz na zawsze, a zaden kraj nigdy nie cofa sie do czegos, co juz raz odrzucil :)

      Usuń
    6. Tfu, nie katalizatora zdań, tylko hamulca dla ruchów reakcyjnych. Takie iście opkowe lapsusy się pojawiają, jak się zapomni po edycjach przeczytać wysyłany tekst...

      Usuń
    7. Teoretycznie mogły. Ale teraz też mogą: jak patrzyłem w internetach, to znalazłem np. dziewczynę studiującą prawo na ich uniwersytecie... (I nawet przez to sprawdziłem, czy to w ich systemie prawnym w ogóle ma sens. Ma: bo, jak się okazało, nawet mogą sędziować w części spraw.) Więc to nie jest tak, że po Islamskiej Rewolucji wszelkie modernizacje im nagle zniknęły. Nie jestem też pewien, czy ichnie kobiety nie są oddolnie bardziej nowoczesne niż kiedyś. Zresztą, moje kontakty z zamieszkałymi w Polsce osobami pochodzenia irańskiego utwierdziły mnie w przekonaniu, że nasi korwiniści wcale lepsi nie są ;)

      Jeśli zaś chodzi o demokrację i chodzenie do przodu: masz moją zgodę. Bo ducha historii nie ma.

      Kurka, kupiłbym koncept pogłębiających się do absurdu nierówności społecznym – czarnego snu Niezadowolonych z Wall Street – gdzie wielka kumulacja kapitału doprowadziła do stratyfikacji społeczeństwa. Pewnie dałoby się ładnie opisać, jak stulecie „równości formalnej” (czyli praw równych w sensie formalnym, acz bez możliwości równego korzystania z nich) doprowadziło do wytworzenia się rzeczywistej sytuacji równości praw.

      Tylko, że – i tu podstępnie użyłem googla – to chyba nie jest sytuacja, która jest opisana w tych książkach. Sprawdziłem ten link (uwaga, spoiler) http://theselection.wikia.com/wiki/Gregory_Illéa . Na ile mogę to po tym określić, cały system został pobieżnie nakreślony odgórnym dekretem królewskim ex dupa. I no... po kiego licho wdrażać odgórnie najbardziej pomylony system, którego w tej części świata od wieków nie było? To co innego niż „dewolucja historii”, to po prostu ersatz.

      Usuń
    8. Tak, ale ponownie, nie jest to nieprawdopodobne, gdy jednostka (cysorz) skupia w reku cala wladze i robi z krajem co chce, wedle swoich chorych pomyslow (tu przychodzi mi na mysl Stalin). Wizja takiej jednostki nie musi miec sensu tak dlugo, jak dlugo jest w stanie ja wprowadzic skutecznie w zycie. Turkmenbasza tez mial zadziwiajace pomysly, ale nikt nie mial odwagi, by mu sie sprzeciwic.

      Usuń
    9. I tak, i nie.

      Wierzę, że w ten sposób dałoby się przebudować miasto a'la Ceaușescu: bo wypędzenie ludzi z domów i wybudowanie fantazyjnego budynku jest proste i nieskomplikowane. Przy okazji wywołuje protesty, ale kto by się tym przejmował?

      Nie jestem natomiast przekonany, że w ten sposób da się trwale zmienić społeczeństwo na kształt swojej wizji. Bo jasne, że można ogłosić podział społeczeństwa na kasty – acz nie sądzę, żeby świeży rząd rewolucyjny mógł sobie na to pozwolić; zostawmy to jednak – ale trudniej jest sprawić, żeby takie prawa „obowiązywały”. Tutaj zażenowane milczenie administracji już nie wystarczy: konieczne jest współdziałanie administracji wszystkich szczebli. (Inaczej trwałość kast szybko stanie się iluzją; ot, „dał łapówkę za awans”, przymykanie oczu na sprzedaż prezerwatyw niższym kastom, etc.) Tyle na początek.

      Potem trzeba zmienić np. prawo cywilne, ponieważ przy obecnym modelu rynku czy dziedziczenia trudno byłoby utrzymać stratyfikację majątkową kast. Fideikomisy np. dużo bardziej nadają się do zachowywania jedności majątku niż wolność testowania. Tak samo, żeby śpiewaczka z Piątej kasty >nie miała żadnej możliwości< zarobienia wyżej niż największa miernota z Drugiej, potrzebne byłyby naprawdę dość skomplikowane obwarowania prawne. (Fuller w Moralności prawa zresztą dość dobrze podaje przykłady absurdów, do których prowadzi próba wprowadzenia takich kuriozjów.)

      Ogólnie jednak potrzebna byłaby ingerencja. (I to nie taka, jak >pięćdziesiąt kijów za najmniejsze przewinienie<, bo to tak do końca nie działa.) Ponieważ jednak to tradycyjnie jest ius dispositivum, a miałoby przestać nim być, trzeba byłoby wytworzyć nowe rozwiązania instytucjonalne, które pozwoliłyby na lepszą kontrolę nad tą sferą ludzkiego życia. Tu zaś dochodzimy do magicznego słówka: ad-mi-nis-tra-cja :) [Nawiasem mówiąc, gigantyczny aparat biurokratyczny opłacany – co do jednego urzędasa – na pensji Trójek... :) to byłby świetny pomysł.]

      Bo jasne, że gdy jest się skupiającym całość władzy w swoich rękach tyranem, można samowolnie obwołać się np. Ostatnim Królem Szkocji. Ale chce się przeprowadzić naprawdę głębokie zmiany społeczne, potrzebna jest żywotna i długotrwała współpraca aparatu biurokratycznego. A cóż... nie jestem przekonany, czy komuś chciałoby się babrać w tym łajnie ileś lat po śmierci Ukochanego Przywódcy. Wtedy takie reformy na pewno *jakiś* efekt by miały - ale raczej nie zamierzony :)

      Usuń
    10. Czuje sie pokonana (i przekonana) sila twojej argumentacji :)

      Usuń
    11. Anonimowy, to jest dokładnie to o co mi chodziło (a nawet więcej) tylko o wiele lepiej wyrażone!
      Maryboo, rozumiem, ze jedynym celem tego zabiegu było zakonserwowanie bohaterki dla księcia... chyba za bardzo doszukuję się w tym sensu i chyba jestem zmęczona już (jak my wszyscy) wałkowanym przez Stefę poglądem: seks przedmałżeński jest zły, bo tak. :)

      Pozdrawiam wszystkich

      rose29.

      Usuń
  7. Wciąż próbuję jakoś zrozumieć ten podział klas. Choćby trochę. Znaczy sensu w nim nie widzę. Czemu właściwie pisarze są wysoko w klasach, a artyści nisko? Poetów mam zaliczać do pisarzy czy artystów? Jak to w ogóle działa, na miłość borską?

    Z tą herbatą to chyba ma być tak, że to rarytas jest i tylko do obiadu się podaje. Z cytryną. A jeśli przymierając głodem jadają takie dania, to nieźle się temu społeczeństwu powodzi, nieźle...

    Ale mimo wszystko... Takie przyjemne to. Po Intruzie czuję się tak, jakbym sobie leciała przez takie urocze, różowe jak szablon, chmurki głupoty. Leciutkie, głupiutkie, nietknięte "ciężką pracą" związaną z wyszukiwaniem informacji czy przedstawianiem jakiegokolwiek świata...

    Uwielbiam Wasze analizy w niedzielny wieczór!

    Malcadicta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Gdybym miała wybierać między życiem w pałacu z usługującą mi służbą a życiem w trzypokojowym mieszkanku z rodziną Aspena, co tak naprawdę chciałabym wybrać?"

      No cóż... Skoro ludzi z prawie najniższej klasy stać na trzypokojowe mieszkanka, to widać, że autorka inaczej sobie wyobraża biedę. ;)

      Usuń
    2. A ja się już przyzwyczaiłam do tego, że w poprzednich analizach w poważny sposób były poruszane poważne tematy. A tu mamy takie poważne podchodzenie do w sumie niepoważnego ksioopka. Chyba bardziej nadawałoby się ono do zanalizowania przez NAKWę czy PLUSa, Maryboo&Beige kojarzyły mi się zawsze z poważnymi analizami (nie, nie powtarzam wyrazu "poważny" co drugie słowo, tak wam się tylko wydaje). Ale że tej kiunszki nie znam, to może jeszcze coś wyskoczy...

      Usuń
    3. Tylko że takie analizy są jednak wyczerpujące. Branie się za tak patologiczne rzeczy jak dzieła Stefy przez kilka dobrych lat może człowieka zmęczyć. Potrzebowałyśmy odmiany i dlatego zdecydowałyśmy się na Rywalki. Co nie znaczy, że będziemy podchodzić do tego ksioopka niepoważnie. Wręcz przeciwnie.

      Beige

      Usuń
    4. Wiem, wiem :) Nikt nie może żądać od was takich poświęceń (to ma być mimo wszystko bardziej zabawne, niż męczące, prawda?).

      Usuń
  8. Jeśli dobrze rozumiem, to artyści obejmują to, co wedle pismaka zasadza się raczej na wyćwiczonym odtwarzaniu niż na walorach umysłu czy charyźmie, czyli: trupę kabuki, cyganów, teatrzyk lalek itd. …

    Choć oczywiście w ramach tego wszystkiego fascynujący jest zaś podział kastowy na aktorów w teatrze (kasta piąta) i aktorów filmowych (kasta druga). Niby rozróżnienie jest i dzisiaj – i można byłoby bronić się, że spora część hollywodzkich to „naturszczycy” – ale chyba aktorowi teatralnemu łatwiej byłoby zostać aktorem telewizyjnym niż piosenkarzowi kapitanem straży w pałacu królewskim (a to ta sama kasta!). Bessęsu.

    Natomiast mnie najbardziej interesuje kasta pierwsza. Duchowieństwo... Hum. Zastanawiam się, czy mają tam symonię do potęgi, czy raczej dziedziczne kapłaństwo a'la shinto :) [A co! Inaczej sobie tego nie wyobrażam.]

    Poza tym sam nie rozumiem, jak właściwie ten system działa pod względem ekonomicznym. Mogę zrozumieć, że rolnik zarabia mniej niż generał. Ale jak niby działa wyższość Jedynek nad dwójkami?, że całą rodzinę królewską – włącznie z kuzynostwem siedemnastego stopnia – utrzymują z budżetu? czy degradują im kasty, żeby mogli zająć się nie-królewskimi zajęciami? Jest jakiś przymus, żeby Dwójka wystąpiła występującej na jego uroczystości Dwójce więcej niż Piątce? (Wszak hojność celebrytom się czasami zdarza.) Bo ja zupełnie tego systemu nie widzę bez centralnego sterowania / dzikich przymusów prawnych...

    Natomiast analizy zapowiadają się przednio :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, kastami zajmiemy się szczegółowo w następnej analizie...

      Maryboo

      Usuń
  9. Ten świat jest tak bez sensu, że glowa mała. Ale w sumie takie opka dają ludziom nadzieję. Skoro TO zostało wydane to może uda mi się kiedyś wydać własne wypociny. Zawsze wydawało mi się, że piszę za słabo, by mieć na to szansę, ale przyznam szczerze, że przynajmniej potrafię stworzyć bardziej spójny świat.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja kiedyś byłam pewna, że jak dorosnę, to zostanę wielką pisarką. Potem zaczęłam czytać analizy ;) (i nie byłabym w stanie podpisać się pod swoimi dziełami).

      Usuń
  10. Na wstepie: Hurra, wrocilyscie! Nie macie pojecia ile razy odswiezalam te strone :)

    A teraz reszta, bo wyjatkowo nie zgadzam sie ze wszystkim co piszecie :P

    Jesli matka ciagle mowila o strachu przed brakiem pieniedzy, mogla przeniesc to przekonanie na corke, ktora przeciez nie ma dostepu do konta bankowego rodzicow ani powodow by zakladac, ze klamia. Mogla wiec wierzyc matce, ze choc dzis jeszcze maja pieciodaniowy obiad, to jutro moga juz miec tylko skorki od chleba. Taka manipulacja psychiczna ze strony mamusi.

    Niecheci do eliminacji tez bym sie nie czepiala, bo serio, gdybys dostala list, ze Szejk Emiratow szuka zony i proponuje ci walke o jego reke z dziesiecioma innymi dziewczynami to zglosilabys sie? Nawet jesli oznaczaloby to poprawe twojej sytuacji finansowej? Nie sadze :P Nawet gdyby twoja rodzina zyla moze nie w ubostwie, ale ot, jak przecietny Polak z reportazy? Wciaz nie jestem przekonana.

    Co do zeniaczki z kobietami z ludu - moze po to, zeby ograniczyc chow wsobny? Skoro sojusznicy sa synami i wnukami tych wyslanych za granice corek, trza by sie zenic z krewniaczkami.

    "Jak ją wybiorą, pojedzie na trochę do pałacu, rodzina będzie dostawała kasę, aż jej nie wyrzucą, albo sama odejdzie. O tak, drobny spojler - będzie mogła odejść na życzenie." -- A czy ona to wie na tym etapie?

    "Nie bardzo rozumiem, co te 90 dni tak naprawdę zmienia, no ale może w Illei nie ma rozwodów, więc lepiej się 3 razy dobrze zastanowić niż potem mieć przekichane." - Daje wieksze szanse, ze ludziom, ktorzy pra do slubu po dwoch tygodniach znajomosci ochlona glowy. Nie dam glowy, ale w Polsce tez chyba nie da sie wziac slubu tak z marszu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Jesli matka ciagle mowila o strachu przed brakiem pieniedzy, mogla przeniesc to przekonanie na corke, ktora przeciez nie ma dostepu do konta bankowego rodzicow ani powodow by zakladac, ze klamia. Mogla wiec wierzyc matce, ze choc dzis jeszcze maja pieciodaniowy obiad, to jutro moga juz miec tylko skorki od chleba. Taka manipulacja psychiczna ze strony mamusi."

      Ładna teoria, tyle, że nieprawdziwa. America doskonale zdaje sobie sprawę z sytuacji finansowej panującej w jej kaście i rodzinie. To Cass nie ma pojęcia, czym jest prawdziwa bieda.


      "Niecheci do eliminacji tez bym sie nie czepiala, bo serio, gdybys dostala list, ze Szejk Emiratow szuka zony i proponuje ci walke o jego reke z dziesiecioma innymi dziewczynami to zglosilabys sie? Nawet jesli oznaczaloby to poprawe twojej sytuacji finansowej? Nie sadze :P"

      O tym rozpiszę się w następnej analizie, ale zasady rywalizacji są bardzo, BARDZO lajtowe. Wystarczy powiedzieć, że America może dostać kupę kasy oraz wyższy status społeczny za samo MIESZKANIE w pałacu - z możliwością odejścia na życzenie, albowiem

      "A czy ona to wie na tym etapie?"

      Nie wie, ponieważ nie wie o tym sama Cass. Dość powiedzieć, że autorka ma identyczne problemy z zapamiętaniem swojego kanonu, co Meyer.

      Maryboo

      Usuń
    2. To, ze Cass nie wie, co to prawdziwa bieda, nie musi umniejszac jej lekow i nerwic, nie? Osoba o srednim dochodzie, jesli otoczona samymi osobami w porszakach, moze czuc sie rownie podle, co osoba bezdomna, otoczona samymi takimi Cassami. Samopoczucie, strach materialny, one moga byc relatywne, nie musza byc obiektywne. (Nie mam pojecia, czy mnie rozumiesz, bo chyba sie zapetlilam :P)

      "Nie wie, ponieważ nie wie o tym sama Cass. Dość powiedzieć, że autorka ma identyczne problemy z zapamiętaniem swojego kanonu, co Meyer" -- Skoro bohaterka ani jej matka nie wiedza, ze dziewczyna w kazdej chwili moze odejsc z palacu, nie mozesz tego uzyc jako argumentu na jej niekorzysc, nie? :) Chyba ze cos sie pomieszalo z przeczeniami w twojej odpowiedzi...?

      Usuń
    3. Gaya, Cass bardzo chce wmówić czytelnikom, że rodzina Ami jest na skraju śmierci głodowej, chociaż nie jest. Kropka. Tu naprawdę nie ma co się doszukiwać drugiego dna, to po prostu chęć autorki do wykreowania dramy połączona z kompletnym niezrozumieniem, jak funkcjonuje i rozumuje osoba na skraju ubóstwa. Stanie się to bardzo wyraźnie w kolejnej analizie.

      Kwestia odejścia z pałacu jest problematyczna, ponieważ jako czytelnicy otrzymujemy w tej kwestii dwie zupełnie sprzeczne informacje, przy czym żadna nie wywołuje u bohaterek zdziwienia ani okrzyków radości/wściekłości. Ponownie, musicie poczekać do kolejnych analiz ;)

      Maryboo

      Usuń
    4. Gayathuriel, co prawda nie jestem Maryboo ani Beige (chociaż, jakbyście potrzebowały kiedyś trzeciego do pomocy... mogę nawet rywalizować z 34 innymi :P) ale odnośnie tego: "Niecheci do eliminacji tez bym sie nie czepiala, bo serio, gdybys dostala list, ze Szejk Emiratow szuka zony i proponuje ci walke o jego reke z dziesiecioma innymi dziewczynami to zglosilabys sie? Nawet jesli oznaczaloby to poprawe twojej sytuacji finansowej? Nie sadze :P" Nie mogę się powstrzymać przed skomentowaniem :P Bo tu nawet JESZCZE nie chodzi o same Eliminacje, tylko o samo zaklasyfikowanie się do tychże. Na co szanse są, jak mniemam, mniejwięcej takie, jak szóstka w Lotka. A w razie zaklasyfikowania, hm, co za problem starać się NIE WYGRAĆ (zakładając, że nie ma możliwości rezygnacji). To nie powinno być bardziej skomplikowane niż podłubanie w nosie czy puszczenie kilku bąków. A hajs będzie. Tyle, że Ami w tej chwili myśli tak, jakby miała już teraz, zaraz brać ślub z księciem JakMuTam. Oczywiście, MY wiemy, jak to się dalej potoczy, bo jakby nie została wylosowana i fabuła poleciała w jakimś innym kierunku, to byłoby zbyt kreatywne. Ale ona nie powinna, więc ten cały angst jest bez sensu i nie na miejscu.

      Usuń
  11. Miodnie, cieszę się nieprzytomnie, że luka w moim życiu została ponownie wypełniona i wróciły Wasze analizy. Opko zapowiada się uroczo i cieszę się nawet, że odpoczniemy od obrzydliwych abominacji a'la Meyer. A autorka tego tforka biedy w życiu na oczy nie widziała, a jej wysiłki by ukazać zdesperowane, udręczone postacie jest słodko naiwny i kwikaśny bo bólu przepony. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  12. Czy skrajna bieda to mieszkanie w trzypokojowym mieszkaniu i kura z makaronem na obiad? No cóż, ja mieszkam w dwóch z kuchnią i w sumie nie czułam się nigdy specjalnie biedna. A w tym ksiopku powinnam pukać od spodu :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzypokojowe mieszkanie jest Aspena, z tego, co widzę. Na temat mieszkania Americi...

      http://www.kieracass.com/journal/2014/2/24/inspiration-week-day-1.html - tu chyba jest plan :) [Choć nie wiem, na ile wynika z treści ksiopka.] Obawiam się, że 'przymierająca głodem' to to określenie, które wg. pani Cass bardzo do Ciebie pasuje :(

      Usuń
    2. O kierwa. Ten apartament to mieszkanie ubogiej rodziny? Idę się turlać ze śmiechu.

      Usuń
    3. Wy, hejtery złe wy. Nie rozumiecie jaka to tragedia że każdy (KAŻDY) ma na własność tak malą sypialnię?! I że ta bardzo uboga rodzina ( Tu wybaczcie mały SPOILER) może pozwolić na wynajęcie kilku Szóstek tylko kilka razy do roku?!
      Toż to tragedia, ja bym tak nie mogła żyć!
      Rose

      Usuń
    4. W jakich warunkach żyje pani Cass? W pałacu, otoczona służbą, gdzie nawet pod groźbą śmierci nie umiałaby sama założyć gaci, bo zakłada jej jej służba? Fascynuje mnie jej pojęcie ubóstwa. Gdzie w jej skali znaleźliby się bezdomni?

      Usuń
    5. Bezdomni wraz z narkomanami i szaleńcami wylądowali w ostatniej kaście. Myślę, że nie mają się tak najgorzej, zważywszy na (mały spoiler) dostęp do bezpłatnej państwowej telewizji...

      Usuń
    6. No, są. Ale nie jest (chyba...) jasne, czy każdy, kto jest bezdomnym przez jakiś czas, jest automatyczną Ósemką. Podejrzewam, że ludzie raczej się nie kwapią, żeby zgłaszać fakt pozbawienia ogniska domowego – w końcu kto byłby na tyle zainteresowany instytucjonalizowaniem swojej bezdomności na zawsze, żeby stać z tym w kolejce do urzędu?

      A w ogóle to też jest strasznie fascynujące. Jak oni tam definiują bezdomnych, narkomanów i szaleńców? Jak Trójce piorun zniszczy dom, to już jest Ósemką? (Choćby mogła od razu odkupić...) Jak księciunio zacząłby okazyjnie ćpać, przytłoczony obowiązkami, to zrobiliby z niego Ósemkę? Jakby bardzo bogatą (acz samotną) dwójkę walnęła na starość demencja, to „proszę pana, nie możemy pana przyjąć do domu opieki, bo jest pan Ósemką”? Ta niższa kasta by się przeniosła na jej dzieci?

      (A w ogóle, to państwo reaguje na czyjeś problemy zdrowotne relegacją do kasty, która chyba nie ma prawa do żadnej opieki zdrowotnej. Healthcare logic as in „umierasz już, więc umrzyj”. Epidemiolodzy muszą być zachwyceni. Ciekawe, czy mają tam w ogóle szczepienia...)

      Usuń
    7. Znając panią Cass odpowiedz pewnie brzmi, że wszystko zależy od kasy i tyle. Bo, uwaga spoiler:
      Do każdej kasty (poza jedynkami) można się wkupić!
      A o szczepionkach nic nie jest wspomniane, przynajmniej nie w pierwszym tomie i śmiem przypuszczać, że potem również nie. Bądz, co bądź chyba wszyscy wiemy, że chodzi tu głownie o Amisię i trluloffa, to co się będzie Kiera wysilała.
      Rose

      Usuń
  13. Fajnie, że jednak punkty będą, jakoś dziwnie się bez nich czytało ;) Kurczę wiedziałam, że czeka mnie super analiza, ale tego się nie spodziewałam. Umarłam, jak zobaczyłam Ośrodek Wypoczynkowy. Genialny pomysł! A w sumie zaczynam lubić gościa, bo wydaje mi się, że jako jedyny ma normalne myśli i pomysły. Nie rozumiem Ameriki (łaaaał takie oridżinal imię), po kiego grzyba tak marudzi jak jej chłoptaś sam jej doradzał, żeby się zgodziła, może pomóc rodzinie i jak piszecie po zgłoszeniu może się zawsze wycofać... No ale cóż czuję po kościach, że to będzie najmniejszy problem tej ekhem... książki.
    Taaak, jakoś nie przekonuje mnie ta bieda - zwłaszcza mieszkanie, obiadki, jednocentówki, mejkap, a najbardziej rozwaliła mnie "najładniejsza piżama". Nic dodać nic ująć ;)
    I to halołin... Jak ma książkę do historii to nie może sprawdzić co to było? I w ogóle to czy książki do historii nie powinny być zabronione. Przecież rebelianci mogą chcieć powrotu demokracji... Ehhh po co pytam. Ałtorka przecież potrzebuje miłości a nie logiki...
    Czekam na następne posty z niecierpliwością.
    Kurczę, chyba jednak przeczytam te wypociny, bo chciałabym wiedzieć co jeszcze wymyśliła ta baba.
    Czy tylko ja pukałam się w czoło jak zobaczyłam to MTV???
    Weny!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, Amerika to niezwykle oryginalne imię, ale znam lepsze- w pewnej książce główną bohaterkę nazwano January :).

      Usuń
    2. Tak jakby nazwy miesięcy nie pochodziły od IMION cesarzy rzymskich.

      Usuń
  14. Ej no, tyle lasia zerżnęła z Igrzysk, że aż mi się je zachciało znów przeczytać, przyjemne czytadełko to było. Ale podejrzewam, że podobieństwa na tym się nie skończą, co?
    O, cieszę się też, że Maryboo napisała elaborat na temat rozdziału trzeciego i czwartego, bo ta analka wydaje mi się jakaś taka krótka. Ale to może dlatego, że w cytatach z Intruza mało kiedy coś się działo, a tutaj to jednak jakieś wydarzenia mają miejsce, więc obeszło się bez znużenia przemyśleniami Wandziomeli...

    OdpowiedzUsuń
  15. Oni tam muszą mieć, wśród niższych klas, podziemie aborcyjne niczym w Rumunii za Ceaușescu, bo nie wierzę, że wszyscy tacy praworządni. Oraz podobną ilość porzuconych dzieci i powikłań po pokątnych aborcjach. Ewentualnie mają dobrze funkcjonujący czarny rynek antykoncepcji. Brrr, może i nie ma w tej książce patologicznych związków, ale świat rysujący się w tle musi być straszliwie patologiczny, gdy się przyjrzeć. No, ale ałtorka chyba nie miała tej potrzeby ;)

    A tak poza tym to pozdrawiam, od dawna śledzę Wasze analizy :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Kiedy się zastanawiałam co ci biedni artyści zrobili autorce, że wrzuciła ich do tak niskiej kasty, zdałam sobie sprawę, że zadaję sobie niewłaściwe pytanie. Bo nie chodzi o to, że muzycy i pokrewni są w Piątej kaście, tylko, że nasza bohaterka w niej jest. Toć to najprostszy sposób, żeby Amerika przy jednoczesnym "ubóstwie" nie musiała jakoś ciężko pracować. Bo już się przecież przyznała, że pracuje tylko dwa razy w roku. A poza tym przy porównaniu jaka jej praca mogła być (gdyby w Piątej kaście byli np. pracownicy fizyczni) to nasza bohaterka ma jednak lajtowe życie. Gdyby tylko nie to "ubóstwo" :P
    Czekam na następną analizę. Już czuję, ze będzie mraśnie. Cały system jest tak poroniony, że rozłazi się już po wrzuceniu szczypty logiki.
    Kuro_Neko

    OdpowiedzUsuń
  17. Jak super, nowe analizy! <3
    Po seansie Kosogłosa postanowiłam przypomnieć sobie książki, czytam pierwszy tom, więc mam fajne porównanie... Tak, wiem, że trylogia Collins nie jest wybitna (choć i tak ją uwielbiam ;) a na pewno jest to najlepsza seria dla młodzieży, jaka została wydana przez ostatnie kilka lat), ma sporo niedociągnięć i nieprzemyślanych wątków, ale przy tej książeczce pani Cass "Igrzyska" to prawdziwe arcydzieło z bardzo spójnym i logicznym światem.

    Ale cieszę, że po Meyer wzięłyście się za coś lżejszego, po tych dwóch rozdziałach miałam ochotę sięgnąć po "Rywalki" i przekonać się, co tam jeszcze autorka nawymyślała - skrajna bieda i wielkie mieszkanie, kurczaki z herbatą na obiad...Z drugiej strony, wkurzają mnie te wszystkie zżynki z Igrzysk (nie, nie, Ośrodek wcale nie przypomina Gale'a, a Eliminacje Głodowych Igrzysk... i wcale się nie domyślam, jaki charakter ma książę). No i bohaterka, już teraz jej nie lubię, a sądząc po niektórych komentarzach, później będzie jeszcze gorzej -.-

    Uff, ale się rozpisałam ;) Nie mogę się doczekać elaboratu na temat Dystr... tffu, Kast!

    Autumn

    OdpowiedzUsuń
  18. Przy kastach umarłam. Ludzie, nasze najgorsze obawy się potwierdziły: celebryci z MTV przetrwają nawet apokalipsę! D: Jak to właściwie działa? Jak sie odróżnia taka śpiewającą Dwójkę od śpiewającej Piątki? Może noszą te numerki wytatuowane na czołach? No bo dajcie spokój, przy zatrudnianiu kogoś na zasadzie "pośpiewaj mi na urodzinach cioci" chyba się nie legitymuje dokładnie z dowodu? Chyba że są na to jakieś prawa? Jakie? Ja chcę wiedzieć!

    Chociaż nie, bardziej tobym chciała wiedzieć co to za apokalipsa zniszczyła świat, skoro przymieranie głodem to kurczak z jabłkami i makaronem na obiad. Myślę, że nagle zabrakło lakierów do paznokci. Seems legit.

    Niestety, nie czytałam/ogladałam "Igrzysk śmierci", więc pewnie nie zrozumiem sporej części żartów :( Ale i tak świetnie, Maryboo i Beige (już nie Obsydianowy Trawnik? :P), że wróciłyście :D Moje życie znów ma sens :D

    OdpowiedzUsuń
  19. Ps. Nie, naprawdę nie mogę ogarnąć tego, jak artyści mogli wylądować na praktycznie samym dnie. Na przestrzeni wieków byli zawsze dosyć szanowani, może oprócz starożytnego Egiptu, ale ówczesny kanon nie pozwalał na wielką swobodę twórczą, więc to byli właściwie rzemieślnicy... ups. Ale serio, zapytajcie kogokolwiek, kto rysuje czy gra na czymś, to, cholera jasna, kosztuje!!!11oneeeleven!1 Takie farbki olejne chociażby, że o plótnie, pędzlach, rozpuszczalnikach i oleju właśnie nie wspominając wysysają z kasy, aż miło. Instrumenty pewnie trzeba konserwować, czy coś, zresztą, każdy się kiedyś zużyje. Jak to działa? Explain it, opko, EXPLAAAAAIN!

    Last but not least, moze palnę głupotę w tym momencie, ale wydaje mi się, że mentalność Amerykanów (I chyba większości innych narodów) nie pozwoliłaby na zrobienie z ich państwa jakiejś nie wiadomo jakiej Illei. Chociaż, nazwa brzmi jak Ikea, czyżby zamieszkiwali tam Holendrzy? Po jakiemu tam mówią? Właściwie ile pokoleń minęło od zagłady? Dowiemy się? Chociaż trochę? Chyba aż sobie ściągnę ebooka, bo nie zasnę spokojnie :<

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ej, ale przecież - z tego, co widzę - te kasty nie mają nic wspólnego z szacunkiem! To raczej autorka, która paczy i widzi... "ooooooo!, a celebryci to mają taaaaaakieeee dochody! I skorumpowani politycy też!", więc wrzuca ich w jedną kastę. Tak samo jak wrzuca tysiące innych zawodów. Logika, względy socjologiczne itd. kłaniają się przed Regułą Niepotrzebnej Dramy, bo bohaterka jest taaaaaakaaaaa biedna przez tą kastę...


      I z tego, co widzę, to minęło jakieś 70-80 lat od pierwszego króla. Iliei właśnie. Cóż, myślałby kto, że nazywanie państwa od dynastii to nie w tych rejonach, ale...!

      Usuń
    2. Kiedy pisałam "szanowani" miałam na myśli, że w drabinie społecznej stali nieeeco wyżej niż chłopi, co najwyraźniej usiłuje nam przekazać autorka tej ksiunszki. (poza tym, zawsze mi się wydawało, że im niższa warstwa społeczna, tym mniejszy szacunek do niej, może nie rzuca się to w oczy tak bardzo teraz, ale kiedyś... zwłaszcza w Indiach...) Gdzieś tak do XIX/XX stulecia głównym zajęciem artystów były portrety królów, ich rodzin, zlecenia co bogatszych szlachciców, zabawianie tychże, sztuka sakralna... No zbyt biedni raczej nie byli, szczególnie ci dobrzy. No i żeby cokolwiek sprzedać jako artysta trzeba nabyć umiejętności, co zajmuje raczej duuużo czasu, o materiałach nie wspominając (dlatego lepiej, żeby młodszy braciszek nie opie*dalał się za bardzo ze "znalezieniem swojego talentu"). I ja się pytam - jak może istnieć cała cholerna kasta ubogich artystów (traktując "ubóstwo" dosłownie, zapominając o wypasionej chałupie i pełnowartościowym posiłku)? Jak się przymiera głodem, to się nie maluje obrazków, tylko zapie*dala na zmywaku w jakiejś knajpie...! Jedynym jakby sensownym wyjasnieniem jest to, że z tej zagłady jakimś cudem ocalało mnóstwo osób ze skillem artystycznym, przez co ich zdolności straciły na wartości i drastycznie spadł na nie popyt. Albo, kij, może to po prostu taka utopia, gdzie najbiedniejszy ma trzech niewolników - bo jak wiadomo, typowy krajobraz po apokalipsie to rzeki mlekiem i miodem płynące, nie?
      Meh, wszyscy wiemy o co chodzi. Mary Sue nie może być wychudzoną, brudną córką rolnika. Musi być pikna i utalentowana. Ale i biedna, no bo jak to tak bez dramy...

      Usuń
    3. Portrety królów etc. to akurat prawie artystyczna ekstraklasa. Artyści gorsi, biedniejsi etc. również się trafiali – i pewnie byli nawet większością.

      W każdym razie zwróć uwagę, że następna kasta społeczna to już m.in. „property / business owners for things like restaurants, shops and hotels”. „Farm owners”... mhm. Model rolnictwa w USA jest trochę inny od naszego. U nas dominują farmy małego rozmiaru. W USA... http://www.cnbc.com/id/101642894#. - mhm, tak mi się nasuwa. Sądzę, że zaliczając „farm owners” do Czwórek, pani Cass miała na myśli raczej takich właścicieli duuuuuuużyyyyyych farm, którzy mają wielką (tutaj: powyżej miliona dolarów rocznie) sprzedaż i pewnie nawet samodzielnie na tych polach nie pracują. (Używają pomocników: czyli „farm hands”, kasta Szósta.) To oczywiście nie jest jasno zaznaczone – ale akurat tyle życzliwości interpretacyjnej mogę autorce okazać.

      Myślę, że „niższość” ekonomiczna przeciętnego artysty od takiego sporego przedsiębiorcy nie jest specjalnie dyskusyjna, nie? (Zwłaszcza, jeśli mówilibyśmy np. o artyście pracującym elektronicznie na tablecie sprzed 20 lat – wtedy koszty materiałów odpadają – ale nie jestem pewien, jak jest z techniką.)

      [Oczywiście, pewnych rzeczy o kastach to ja nie wiem. Nie wiem np., dlaczego – jak widzę po ich wiki – mąż tej siostry bohaterki, która wyszła za czwórkę, jest wyżej jako robotnik w fabryce...]

      W każdym razie: dlaczego Piątki żyją w ubóstwie i żadna się nie wybije... Bo tak!

      Usuń
  20. "Kij tam rodzina, JA mam swoje marzenia i ONE są najważniejsze. Nie będzie się przecież lasia poświęcać i zostawać księżniczką ( och, jakże to straszne w porównaniu np. ze śmiercią na arenie) dla własnej rodziny, prawda? Co za galopujący egoizm, matko borsko!"
    Moim zdaniem egoizmem jest właśnie wymuszanie przez matkę na córce wzięcia udziału w jakichś Eliminacjach i związania się z obcym jej facetem na siłę "dla dobra rodziny". Żadna kochająca matka nie traktuje córki jak przepustki do swojego lepszego życia. Americe nie grozi śmierć na arenie, jej rodzina nie umiera z głodu.

    A co do artystów - skoro to zawód z przydziału, to całkiem możliwe, że ci artyści rzadko kiedy mają pracę. Nie ma jakiegoś rynku, który sprawiałby, że zdolni ciągnęliby do zawodu, a słabi odpadali. Ktoś się urodził artystą i nim jest, koniec. To na pewno rozwojowi sztuki nie sprzyja, więc ta sztuka musi być na bardzo niskim poziomie. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale przecież według Ami właśnie przymierają głodem, a matka nie zmusza jej od razu do poślubienia księcia, tylko do zgłoszenia się do Eliminacji (i pomieszkania przez chwilę w pałacu - oh, cóż za tragedia!).

      Usuń
    2. Nie rozumiem co karygodnego jest we wzięciu udziału w Eliminacjach? Wielokrotnie już zauważano, że nie wygranie tego szajsu nie może być trudne. Pierdnie dziewczę ze dwa razy podczas oficjalnej uroczystości i pooooleci won do domu, a kasa wpływa za samo zakwalifikowanie się. Ami jest tępa jak kant kuli, inaczej tego wytłumaczyć nie mogę.

      Usuń
  21. Ha, wreszcie znalazłam tyle czasu, by zacząć czytać "Rywalki", a co za tym idzie także i Wasze analizy!
    1. Cóż, wiem, o co autorce chodziło z tym całym buntem Ami (KTO DAŁ JEJ NA IMIĘ AMERICA?! Q_Q), ale jest to absolutnie źle napisane - wszak jak Beige powtórzyła chyba z 10 razy - chodzi o zgłoszenie się, a nie od razu o ślub z księciem! Dlatego jej fochy są mocno wkurzające, zgadza się >_<
    2. Te kasty, klasy czy inne frakcje - co to jest, na wszystkie bóstwa tego i innych światów?! I dlaczego nie zostały nam wytłumaczone od razu na początku w książce? To potwornie irytujące, kiedy o czymś się czyta i nie bardzo się ogarnia system =_=
    3. Tak, polityka prorodzinna tego kraju też mnie zabiła XD To takie logiczne, że ludzie, których stać na dziecko mogą się zabezpieczać, a ci, których na nie nie stać... Mogą ewentualnie stosować kalendarzyk małżeński xD
    4. Po tych wszystkich zapewnieniach Ami bardzo chciałabym przeczytać książkę o tym, że mimo uroku księcia rzuca ona wszystko dla swojego Aspena (nazywanie go Ośrodkiem Wypoczynkowym sprawia, że turlam się po łóżku xD), ale wiem, że tak się nie stanie... Cóż, pozostaje mi więc czytać dalej! Muszę w końcu nadrobić cały pierwszy tom xD

    OdpowiedzUsuń
  22. "Tak, polityka prorodzinna tego kraju też mnie zabiła XD To takie logiczne, że ludzie, których stać na dziecko mogą się zabezpieczać, a ci, których na nie nie stać... Mogą ewentualnie stosować kalendarzyk małżeński xD"

    W sumie to u nas w Polsce jest podobnie. ;) Patologiczne pary rozmnażają się bez umiaru, chociaż nie stać ich na n-te dziecko. A jak ktoś ma wysokie dochody, to nieraz nie ma chęci na posiadanie dzieci.

    - tey

    OdpowiedzUsuń
  23. Biorąc pod uwagę kolor włosów: Ami ruda a Maksiu blondyn to dzieci nie mogą mieć włosów w kolorze czarnym (geny dominujące itd) więc z chęcią się założę z kimś, że albo można dodać ałtoreczce kolejną dziedzine o której nie ma pojęcia do listy, albo ośrodek miał znowu coś z tym wspólnego 3:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiera poszła logiką Simsów, w której możesz wyglądać kropka w kropkę jak swoja babcia i to zupełnie normalne.

      Usuń