niedziela, 14 grudnia 2014

Rozdziały III I IV

* bierze głęboki wdech *

Koniec wypoczynku, wracamy do roboty.

Tu powinien znaleźć się jakiś elegancki lub dowcipny wstęp, ale szczerze mówiąc, nic mi nie przychodzi do głowy; wszystko, co mogłam powiedzieć na temat tej serii zawarłam w listopadowej notce. Przeczytaliście analizę Beige, wiecie zatem, czego mniej więcej możecie się spodziewać po tej książce. Będzie głupio, śmieszno i straszno. Z naciskiem na to pierwsze.


ROZDZIAŁ 3


Zaczynamy uroczo marysuistycznie – snem:

Aspen, ubrany na biało, wyglądał jak anioł.

...pierwsze zdanie, a ja już jestem zdenerwowana. Autorko, masz szczęście, że nie dałaś Americe daru Belli Swan, znanego też jako Znaczące Senne Wizje, bo nie zniosłabym literackiego gwałtu na kolejnej nadnaturalnej istocie (informacja dla czytelników nie zaznajomionych z kanonem: w tej książce wszyscy są ludźmi, a przynajmniej taki był autorski zamysł. Patrząc na co poniektóre postacie, można bowiem nabrać poważnych wątpliwości co do ich rzekomego człowieczeństwa).

Byliśmy nadal w Karolinie, ale poza nami nie było tu nikogo. Chociaż zostaliśmy sami, za nikim nie tęskniliśmy. Aspen splótł dla mnie koronę z gałązek i byliśmy razem.

Nie patrzcie na mnie, też nie wiem, o co biega. Jedyne, z czym kojarzy mi się „korona z gałązek”, to korona cierniowa, ale mam szczerą nadzieję, że autorka nie próbowała wpleść do „Rywalek” religijnych podtekstów; to dzieło jest już wystarczająco bezsensowne bez silenia się na nietrafiony symbolizm.

Niestety (lub na szczęście), nie dane jest nam poznać dalszego przebiegu snu, America zostaje bowiem obudzona przez matkę. Ami stęka i ziewa, ale w końcu powraca do świata żywych i zaczyna rozmowę z rodzicielką. O czym dyskutują? A jakże – o Eliminacjach. Mamusia bowiem nie odpuszcza i nadal upiera się, że córka koniecznie powinna wysłać swoje zgłoszenie. Heroina się stawia (choć nie jest już taka nieugięta w swym uporze, pamięta bowiem o obietnicy danej Aspenowi), ale mama ma dla niej propozycję; jeśli America wypełni formularz, to będzie mogła występować na przyjęciach bez rodzicielskiej kurateli, a ponadto:

Cóż, to jeszcze nie wszystko. Możesz teraz występować sama i przyjmować zaproszenia… więc zatrzymasz połowę tego, co zarobisz. – Mama lekko się skrzywiła, wypowiadając te słowa.
Gwałtownie otworzyłam oczy.
(…)
Wiedziała, że mnie ma, chociaż pewnie spodziewała się, że będę dłużej stawiać opór. Ale jak mogłabym stawiać opór? I tak miałam się zgłosić, a teraz w dodatku będę zarabiać własne pieniądze!

A tak liczyłam na to, że będziemy mogły poczekać z wprowadzeniem kolejnej kategorii przynajmniej do następnej strony Worda...niniejszym powitajcie gorącymi oklaskami:

Nie, nie jesteśmy w Panem.

Gdyby zapytać Cass, z pewnością wypierałaby się do Sądnego Dnia, ale nie zmienia to faktu, iż „Rywalki” mają podejrzanie dużo wspólnego z „Igrzyskami śmierci”. Mówiąc „podejrzanie” mam na myśli „weź wątek z trylogii Collins i przerób go delikatnie tak, by pasował do twojej disnejowskiej wersji rzeczywistości”. Niestety, w historii Katniss Everdeen ciężko uświadczyć fabularnego lukru, w związku z czym połączenie tych dwóch światów robi się w najlepszym przypadku żenujące, w najgorszym – całkowicie niestrawne. Powyżej macie próbkę tego rodzaju zapożyczenia – w tym wypadku biedy panującej w domu Everdeenów. I niespodzianka: skopiowanie tego – dosyć zresztą uniwersalnego – elementu fabularnego nie ma absolutnie żadnego sensu w przypadku rodziny Ameriki.

Ale jak to? - spytacie. Jak można skopać historię biednego klanu z nizin społecznych, który ledwo wiąże koniec z końcem? Cóż, jak widać na załączonym obrazku, można i to jak najbardziej. Przedstawię to za pomocą porównania.

Co chciała napisać Cass: rodzina nie-Katniss żyje w ubóstwie, żeby przeżyć chwytają się każdej chałtury, często chodzą głodni, a Eliminacje to dla nich jedyna szansa na poprawę warunków bytowych.

Co napisała Cass: familia Singerów spożywa regularne posiłki, na które składają się drób, owoce, produkty mączne oraz herbata z cytryną; miarą niedożywienia jest fakt, iż America nie może wypić do obiadu więcej niż jednej szklanki napoju. Przy stole nikt nie rzuca się na jedzenie. Każdy dorosły członek rodziny ma stałe (choć nieregularne) źródło dochodów, a panią Singer stać na to, by przekupić córkę wizją dodatkowych zarobków, które nie będą trafiały do wspólnej kabzy.

Cass, to nie jest ubóstwo; to co najwyżej konieczność rozsądnego planowania wydatków. America ma ciepły posiłek na stole, ubrania, instrumenty muzyczne (dzięki którym może zarabiać na swoje utrzymanie), dach nad głową i telewizor. Istnieje multum osób, dla których taka sytuacja byłaby istnym darem z Niebios.

I tu dochodzimy do kwestii zarabiania na siebie.

Mama Ameriki (jak się za moment przekonamy) nie twierdzi bynajmniej, że Ami dostanie swoją dolę, ale będzie musiała się z niej utrzymać – dziewczyna nadal będzie na rodzicielskim garnuszku, to matka i ojciec będą jej zapewniać dach nad głową i śniadanie na stole; „własne” pieniądze będą funkcjonować na zasadzie kieszonkowego, za które zapewne będzie mogła sobie kupić nowe ubrania na występy czy kosmetyki. W takim układzie zaś musimy obrać jedną z dróg, jeśli chodzi o interpretację danego wątku:

a) Rodzina Singerów głoduje, ale America woli chomikować forsę na własne potrzeby, niż wspomóc najbliższych
b) Rodzina Singerów ma się na tyle dobrze finansowo, by pozwolić córce na zatrzymanie części zarobków bez obaw, że pogorszy to warunki życia pozostałych domowników.

Zaręczam, że Cass nie optowała za żadnym z powyższych rozwiązań. Ona najzwyczajniej w świecie zapomniała, że nie można mieć ciasteczka i zjeść ciasteczka i że stając w narracyjnym rozkroku robi z Ameriki albo sucz ceniącą własny komfort nad ciepłe buty na zimę dla dzieciaków, albo rozegzaltowaną mameję prezentującą sytuację finansową familii w sposób nie korespondujący z rzeczywistością. Tak czy inaczej:

Nie, nie jesteśmy w Panem: 1

Wiesz, że nawet jeśli się zgłoszę, nie zmuszę ich, żeby mnie wybrali.

Wiesz co, Ameriko? To doskonała uwaga.

Kochani, pomińmy na chwilę (rzekomo) tragiczną sytuację finansową Singerów i przyjmijmy, że są standardową, średnio zamożną rodziną, której nie stać jednakże na wyrzucanie pieniędzy na prawo i lewo. Mama Ami właśnie zaproponowała jej połowę dochodów z występów WYŁĄCZNIE za wypełnienie wniosku...który na 99% nie przejdzie nawet dalszej selekcji. I America nie ma z tym najmniejszego problemu; nawet przez chwilę nie jest jej głupio, że swym uporem zmusza rodzicielkę do pójścia na układ który uderzy w stan ich konta bankowego. Na dobrą sprawę dostanie te pieniądze absolutnie za nic.

Przykro mi, Cass, to nie przekonuje mnie o nadzwyczajnej dojrzałości heroiny; wprost przeciwnie, każe mi wierzyć, że jeszcze przez długi czas nie powinna mieć bezpośredniego dostępu do pieniędzy, bo najwyraźniej nie zdaje sobie sprawy z ich realnej wartości. Niniejszym czas na kolejną kategorię:

Karny jeżyk potrzebny od zaraz.

Będziemy w niej nagradzać wszystkie chwile, w których America zachowuje się jak rozpuszczony przedszkolak i (najczęściej) nie ponosi żadnych konsekwencji swojego postępowania. Ostatecznie niech Bóg broni, by naczelna Mary Sue serii kiedykolwiek musiała zapłacić za swoje błędy, brak ogłady czy lekceważący stosunek wobec bliźnich.

Karny jeżyk potrzebny od zaraz: 1

O kurczę, mamo! – Potrząsnęłam głową, nadal w szoku. – No dobrze, dzisiaj wypełnię formularz. Mówiłaś serio o tych pieniądzach?
Oczywiście. Prędzej czy później i tak będziesz musiała się usamodzielnić, a odpowiedzialność za własne finanse dobrze ci zrobi. Tylko proszę, żebyś nie zapominała o rodzinie. Nadal cię potrzebujemy.

Patrz wyżej.

Nie zapomnę, mamo. Jak bym mogła, skoro mnie bezustannie ciśniesz? – Mrugnęłam do niej, a ona się roześmiała i w ten sposób umowa została zawarta.

I znów: albo mama Singer jest wrednym dusigroszem, który nie pozwala córce na zakupowe szaleństwo, albo kobietą z trudem wiążącą koniec z końcem, która wysyła nastolatkę do pracy, bo inaczej najmłodsi członkowie rodziny nie będą mieli co jeść. Albo rybka, albo akwarium, proszę pani autorki.

Wzięłam prysznic, rozpamiętując wydarzenia ostatnich dwudziestu czterech godzin. Samym wypełnieniem formularza mogłam zyskać aprobatę rodziny, uszczęśliwić Aspena i zacząć zarabiać pieniądze, które pozwolą nam się pobrać!
Nie zależało mi tak bardzo na pieniądzach, ale Aspen upierał się, że powinniśmy mieć na początek jakieś oszczędności.

Najlepszy dowód na to, że nie jesteś jeszcze wystarczająco dojrzała, by zakładać podstawową komórkę społeczną i zarządzać własnymi finansami; najwyraźniej nie masz bladego pojęcia, ile tak naprawdę kosztuje „zabawa” w dom.

Załatwienie formalności kosztowało, a poza tym chcieliśmy po ślubie urządzić skromniutkie przyjęcie dla naszych rodzin.

Serio? TO jest twój największy problem? Nie oszczędzanie na własne mieszkanie, meble, wyprawkę dla ewentualnego potomstwa, ale wyprawienie weseliska? Zaiste widać, że od maleńkości żyjesz w nędzy.

Nie, nie jesteśmy w Panem: 2

Doszłam do wniosku, że zgromadzenie tej kwoty nie powinno nam zająć dużo czasu, kiedy już podejmiemy decyzję.

Ile ta dziewczyna – przypomnijmy, nikt znany, zwykła nastolatka o przyjemnej barwie głosu – inkasuje za jeden koncert? Bo z moich obliczeń wynika, że aby „nie zajęło im to dużo czasu”, musiałaby być co najmniej Pavarottim.

Po prysznicu uczesałam się i zrobiłam niemal niewidoczny makijaż aby uczcić sytuację, a potem podeszłam do szafy, żeby się ubrać.

:D :D :D

LeTki makijaż w książce wydanej drukiem! Toż to spełniony sen wszystkich analizatorów!

Nie miałam wielkiego wyboru, większość moich rzeczy była w kolorze beżowym, brązowym albo zielonym. Miałam kilka lepszych sukienek na występy, ale nawet one były zupełnie niemodne.

Powiedzieć, że wizja śmierci głodowej zagląda Singerom w oczy to mało; ona wręcz mości sobie posłanie w oczodołach. Spójrzcie tylko na naszą ubogą bohaterkę, z dzielnym uśmiechem odziewającą się w swe liczne, ale niemodne suknie!

Trudno się dziwić. Siódemki i Szóstki chodziły z reguły w ubraniach z dżinsu lub innej wytrzymałej tkaniny,

...Siódemki. Siódemki chodziły w dżinsowych, zapewne nowo zakupionych ciuchach. Siódemki, przedostatnia z klas społecznych, stojąca tuż nad całkowitą degrengoladą społeczną (przynajmniej zgodnie z logiką panującą w uniwersum autorki, ale tym bezsensem fabularnym zajmiemy się za moment).

Cass, ty naprawdę nie masz pojęcia, jak wygląda bieda, prawda? Tak myślałam. A zatem czas na TRZECIĄ kategorię – i pomyśleć, że nadal nie przerobiliśmy nawet połowy tego rozdziału.

Za każdym razem, gdy Cass będzie poruszać temat związany z funkcjonowaniem społeczeństwa, geopolityką czy gospodarką, nagrodzimy ją takim oto hasłem:

Jak mała Kiera wyobraża sobie...

I bynajmniej nie koloryzuję, pisząc „za każdym razem”. Ignorancja Cass jest tak wielka, że niemal zabawna; uczeń gimnazjum uczęszczający na lekcje WOSu mógłby napisać sążnisty esej na temat idiotycznej struktury świata przedstawionego w „Rywalkach”. Autorka nie dość, że ma wizję wojen i rewolucji rodem z kiepskich gier komputerowych, to zdaje się kompletnie nie pojmować nawet tak powszechnie znanych konceptów jak ubóstwo czy propaganda. Lojalnie ostrzegam: miłośnicy nauk politycznych, historii i ekonomii powinni w ramach profilaktyki strzelić sobie głębszego przed każdą naszą analizą.

Jak mała Kiera wyobraża sobie...: 1

Piątki kupowały używane ciuchy, ponieważ malarze i rzeźbiarze i tak mieli wszystko poplamione,

Istnieje coś takiego jak fartuchy. Serdecznie polecam, na dłuższą metę wyjdzie taniej niż rutynowe wizyty w second handach (zakładam, że Piątki od czasu do czasu też muszą wyjść między ludzi i nie robią tego w gaciach zapaćkanych gliną).

zaś śpiewacy i tancerze musieli wyglądać ładnie tylko podczas występów.

W związku z czym wzorem Ameriki mieli w szafach po kilka wyjściowych kreacji. Pamiętajcie, że wciąż mówimy o kaście, która zdaniem autorki znajduje się o krok od finansowej ruiny.

Jak mała Kiera wyobraża sobie...: 2

Wyższe klasy od czasu do czasu zakładały dżinsy i ubrania khaki dla odmiany, ale zawsze takie, które sprawiały, że zwykły materiał wyglądał jakoś inaczej. Jakby nie wystarczyło to, że mogą mieć właściwie wszystko, czego zapragną, zamieniali rzeczy praktyczne w luksusowe.

Na co dzień, jak rozumiem, chodzili w jedwabiach i aksamitach; zwłaszcza Czwórki znane były ze swych nieograniczonych możliwości finansowych. To zdanko będzie wyglądało szczególnie uroczo gdy – już za momencik - dotrzemy do dokładnego opisu kast w uniwersum „Rywalek”.

Jak mała Kiera wyobraża sobie...: 3

Założyłam szorty khaki i zieloną tunikę – zdecydowanie najładniejszy codzienny komplet, jaki miałam – i przejrzałam się jeszcze w lustrze przed zejściem do kuchni. Czułam się tego dnia śliczna, choć niewykluczone, że to z powodu ogólnego podekscytowania.

Nie, nie wymyśliłam tego cytatu, on naprawdę znajduje się w książce. Nie żartowałam, określając tę serię mianem wydanego na papierze opka.

Bohaterka schodzi na śniadanie (no proszę, kolejna klisza do kolekcji!); w kuchni czekają na nią rodzice oraz formularz do wypełnienia.

Wzięłam do ręki list – zaskoczył mnie dotyk luksusowego papieru, grubego i z delikatną teksturą. Nigdy nie miałam czegoś takiego w ręku.

America zarabia, występując na luksusowych przyjęciach u Dwójek i Trójek. Jakim cudem nigdy nie miała kontaktu z takimi np. zaproszeniami dla gości?

Formularz był dość prosty. Wpisałam swoje imię, wiek, klasę i informacje kontaktowe. Musiałam także podać wzrost i wagę oraz kolor włosów, oczu i skóry. Z dumą napisałam, że znam trzy języki – większość ludzi znała zwykle dwa, ale matka upierała się, żebyśmy się uczyli francuskiego i hiszpańskiego, ponieważ były one nadal używane w niektórych częściach kraju.

Jak się niedługo przekonamy, kwestia edukacji to kolejny kamyczek do ogródka Cass; wystarczy powiedzieć, że dzieci Singerów nigdy nie chodziły do szkoły. Jak to zatem możliwe, że Ami w ogóle zna jakieś języki poza ojczystym? Musiałaby je podłapać od matki lub ojca, co z kolei rodzi pytanie, skąd para Piątek wzięła środki i czas na naukę francuskiego i hiszpańskiego. I dlaczego w Illei w ogóle używa się obcych języków, skoro modus operandi założycieli nowego porządku było zjednoczenie społeczeństwa? Można by pomyśleć, że w takim układzie rządzący dążyliby ze wszystkich sił to pełnej unifikacji narodu w każdym możliwym aspekcie.

Jak mała Kiera wyobraża sobie...: 4

Należało także wpisać wykształcenie, które mogło być bardzo różne, ponieważ tylko Szóstki i Siódemki chodziły do publicznych szkół i mogły liczyć swoją edukację w ukończonych klasach. Ja już niemal zakończyłam naukę.

Taaak.

Na przestrzeni analiz przekonamy się niejednokrotnie, że społeczeństwo utworzone przez Cass to wypadkowa najróżniejszych okresów historycznych, od współczesności po średniowiecze. Podejrzewam, że w tym akurat wypadku autorka dążyła do czegoś na wzór dziewiętnastowiecznej pensji dla dobrze urodzonych, ewentualnie guwernantek epoki wiktoriańskiej....po czym zapomniała, że na takie luksusy w stworzonym przez nią świecie mogłyby sobie pozwolić wyłącznie Dwójki i ewentualnie Trójki. To zaś stawia Czwórki i Piątki w dosyć głupim położeniu; skoro są za biedni na prywatnych nauczycieli, ale za bogaci na szkoły publiczne, to zostaje im najwyraźniej tzw. edukacja domowa. Wszystko fajnie, tylko...kto właściwie miałby ich uczyć?

Pytam poważnie. Zgodnie z kanonem Czwórki i Piątki powinny być najgłupszymi z kast – mogą polegać tylko na rodzicach, a ci wypruwają sobie żyły, harując na utrzymanie rodziny. Kto zatem miałby czas nauczać te dzieciaki czegokolwiek bądź? I nie, w Illei najwyraźniej nie ma szeroko dostępnych podręczników, które żądne wiedzy dziecię mogłoby nabyć w antykwariacie. Suma summarum niższe klasy społeczne są w znacznie lepszej sytuacji, mając stały dostęp do edukacji...

Jak mała Kiera wyobraża sobie...: 5

...cholera wie po co. Mam nadzieję, że nie rozczaruję nikogo spojlerując, iż władze Illei starają się utrzymywać masy tępe a zadowolone ze swej sytuacji, coby nie doszło do (jeszcze większych) buntów i rozruchów. Myślałby kto, że w takim układzie priorytetem tych na górze powinno być maksymalne utrudnianie obywatelom dostępu do wiedzy – zwłaszcza tym z niższych klas, którzy poprzez poszerzanie horyzontów poznawczych mogliby zaostrzyć sobie apetyt na lepszą pozycję społeczną.

Jak mała Kiera wyobraża sobie...: 6

America dopisuje jeszcze umiejętność gry na instrumentach i śpiew, po czym droczy się z ojcem pytając, czy powinna wspomnieć o talencie do spania.

Oczywiście, powinnaś to wpisać. I nie zapomnij też podać, że umiesz zjeść obiad w czasie krótszym niż pięć minut – odpowiedział. Roześmiałam się, bo to była prawda, miałam skłonności do pochłaniania jedzenia w błyskawicznym tempie.

I po raz kolejny: Cass, tego rodzaju akapity naprawdę nie utwierdzają mnie w przekonaniu, że u Singerów jest krucho z pieniędzmi na życie. Osoby, które faktycznie kładą się spać o pustym żołądku nie żartują sobie w ten sposób z tendencji do szybkiego konsumowania posiłku.

Jak mała Kiera wyobraża sobie...: 7

Mama Singer wścieka się, że córka stroi sobie żarty z Eliminacji i wychodzi do ogrodu, a Ami wykorzystuje chwilę ciszy by wybadać, czy tata Singer miałby coś przeciwko jej związkowi z mężczyzną z niższej kasty. Odpowiedź tatusia jest zaskakująco rozsądna:

Ami, nawet gdybyś się zakochała w Ósemce, pozwoliłbym ci za niego wyjść. Powinnaś jednak wiedzieć, że miłość potrafi zanikać z czasem z powodu trudności związanych z małżeństwem. Możesz uważać, że kogoś kochasz, ale zaczniesz go nienawidzić, kiedy nie będzie w stanie utrzymać rodziny. A jeśli ty nie będziesz mogła należycie zajmować się dziećmi, będzie jeszcze gorzej. Nie każda miłość przetrwa w takich okolicznościach.
(...)
Ale niezależnie od wszystkiego chcę, żebyś była kochana. Zasługujesz na to i mam nadzieję, że wyjdziesz za mąż z miłości, a nie z powodu numerka.

Lubię tatę Singera; wygląda na to, że dzielenie nazwiska z Bobbym automatycznie pozwala uratować od zidiocenia przynajmniej jednego bohatera powieści.



Dziękuję, tato.
Nie złość się na matkę, ona stara się zrobić to, co należy. – Pocałował mnie w czoło i zajął się swoją pracą.
Westchnęłam i wróciłam do wypełniania zgłoszenia. To wszystko sprawiało, że czułam się, jakby moja rodzina odmawiała mi jakiegokolwiek prawa do własnych pragnień. Uwierało mnie to, ale wiedziałam, że w gruncie rzeczy nie powinnam mieć im tego za złe. Nie mogliśmy sobie pozwolić na luksus pragnień, skoro musieliśmy zaspokajać swoje podstawowe potrzeby.

Jak zakup cytryn do herbaty. Czasem trzeba się przemęczyć w niechcianym małżeństwie aby mieć pewność, że do popicia obiadu nie zostanie nam sama kranówa.

Zabrałam wypełniony formularz i znalazłam mamę w ogrodzie. Siedziała tam i obszywała spódnicę, podczas gdy May odrabiała zadane lekcje w cieniu domku na drzewie. Aspen narzekał dawniej na surowych nauczycieli w szkole publicznej, ale naprawdę wątpiłam, by którykolwiek z nich mógł się równać z moją mamą. Na litość boską, było przecież lato!

Aha, już rozumiem; mama Singer zarabia na życie występując wieczorami na przyjęciach, zatem resztę czasu może poświęcić na edukację swych dzieci. Cholera, dlaczego ci ludzie narzekają na swoją kastę? Niedługo przekonacie się, że nawet Czwórki muszą ciężej harować!

A pomijając już wszystko...skoro zapotrzebowanie na artystów zdarza się od wielkiego dzwonu, to czy matka Ami nie mogłaby się przekwalifikować, by wspomóc rodzinę finansowo – nie w górę, ale w dół? Ciężko wkupić się do wyższej kasty, ale w książkach nie ma ani słowa o tym, by członkom wyższej klasy nie wolno było wykonywać zadań oryginalnie przeznaczonych dla tych poniżej. Myślałby kto, ze w obliczu widma braku cytryny niedoboru żywności pani domu schowałaby dumę do kieszeni i poszła w tę pędy zatrudnić się do szorowania czyjeś chałupy razem z resztą Szóstek.

America ogłasza, że skończyła wypełniać wniosek i mogą udać się z matką zanieść zgłoszenie do lokalnego urzędu.

Zgodnie z poleceniem poszłam po buty i torbę, ale zatrzymałam się po drodze przy drzwiach pokoju Gerada. Wpatrywał się w puste płótno, wyraźnie sfrustrowany. Próbowaliśmy z nim różnych rzeczy, ale nic mu naprawdę dobrze nie wychodziło. Jeden rzut oka na podniszczoną piłkę w kącie pokoju oraz używany mikroskop, który dostaliśmy w charakterze zapłaty na Boże Narodzenie, i można się było domyślić, że Gerad po prostu nie ma duszy artysty.
(…)
Nie chcę niczego rzeźbić ani malować, ani śpiewać, ani grać na fortepianie. Chcę grać w piłkę. – Szturchnął stopą prastary dywan.
Wiem i możesz to robić dla przyjemności, ale musisz znaleźć dziedzinę, w której jesteś dobry, żeby zacząć zarabiać. Możesz robić jedno i drugie.
Ale dlaczego? – jęknął.
Wiesz dobrze, dlaczego. Takie jest prawo.


Z ręką na sercu: chciałam z tym poczekać przynajmniej do połowy książki, ale po prostu się nie da. Ów fragment idealnie obrazuje, co jest nie tak ze światem stworzonym przez Cass i dlatego nie mam wyjścia – czas na analizę kast, których lista została zamieszczona przez autorkę na jej oficjalnej stronie internetowej.

Kochani, pamiętacie dystrykty z „Igrzysk śmierci”? Frakcje z „Niezgodnej”? Czy podczas lektury książek lub oglądania ekranizacji zdarzyło Wam się myśleć, że struktura owych podziałów klasowych (z akcentem na dzieło pani Roth) jest cokolwiek niedopracowana? Jeśli tak, szczerze radzę: pozbądźcie się dotychczasowych uprzedzeń, bo to, co ujrzycie za chwilę swoim bezsensem pobija absolutnie wszystkie dotychczasowe próby stworzenia dystopijnego społeczeństwa przez autorki literatury YA.

Na dobry początek:

Jak mała Kiera wyobraża sobie...: 16

Po jednym punkcie za każdą kastę, plus generalną ideę stojącą za podziałem (którą zajmę się pod koniec wywodu).

Spójrzmy zatem, jak przedstawia się sytuacja w Illei (przetłumaczone przeze mnie):

Jedynki: rodzina królewska, kler

Pierwsze – ok. Drugie natomiast...

Pamiętacie co mówiłam o „Rywalkach” będących wypadkową najróżniejszych okresów historycznych? Tym razem najwyraźniej przenieśliśmy się do średniowiecza, gdzie duchowieństwo górowało nad resztą pospólstwa swym statusem społecznym i wykształceniem; problem w tym, że w dzisiejszych czasach dołączenie do stanu duchownego najczęściej jest po prostu oznaką czyjejś wiary, wiedzę i pozycję można bowiem zdobywać na tysiąc innych sposobów. I uprzedzając Wasze pytanie: nie, w świecie Cass religia (w jakiejkolwiek bądź postaci) nie tylko nie pełni szczególnej roli, ale W OGÓLE nie jest wspomniana w kontekście żadnego z bohaterów czy w końcu państwa jako takiego. Nawet rodzina królewska nie ma swoich kapelanów, co każe mi się zastanawiać, czy owa reguła dotycząca Jedynek nie jest jakimś podstępnym wymysłem rządzących: być może wmawiają poddanym, że mogą dostać się do najwyższej klasy, jeśli przejdą niezwykle trudne egzaminy na duchownych, a następnie oblewają wszystkich kandydatów by zatrzymać przywileje dla siebie? Inaczej nie potrafię wytłumaczyć tego fenomenu. Można by bowiem pomyśleć, że skoro do zostania Jedynką wystarczą święcenia, to Illea powinna przebić Watykan w konkurencji „ilość kapłanów na metr kwadratowy”.

No, chyba że założymy, iż – podobnie jak w pozostałych kastach – tylko dziecko zrodzone w danej klasie ma prawo sięgać po przypisany do niej zawód. To zaś oznacza, iż Illea mogłaby mieć w najlepszym przypadku plus minus czterech księży na cały kraj (zajmujący, że tak tylko przypomnę, teren dawnego USA) i to przyjmując, iż para królewska miałaby co najmniej pięciu synów, z których wszyscy poza pierworodnym mieliby ochotę na pełnienie funkcji duszpasterza.

Dwójki: Celebryci w rodzaju popularnych muzyków, profesjonalni sportowcy, aktorzy, modelki

Zanotowane: dwójki to osoby związane ze światem show businessu. Zapamiętajcie tę informację – będzie miała spore znaczenie w jednym z rozdziałów „Elity”.

politycy, oficerzy straży pożarnej, wojska

Tym natomiast zajmiemy się jeszcze na przestrzeni tej książki. Póki co powiem jedynie, że niekonsekwencja Cass w kwestii tego, jakie kariery mogą obrać poszczególni mieszkańcy Illei przyprawia mnie o zawrót głowy.

oraz wszelakich funkcji strażniczych opartych na poborze.

Tym też.

Trójki: Osoby odpowiedzialne za edukację, filozofowie, wynalazcy, pisarze, naukowcy, lekarze, dentyści, weterynarze, architekci, bibliotekarze, inżynierzy, terapeuci, psycholodzy, prawnicy,

Na razie całkiem rozsądnie, prawda? Aż tu nagle:

reżyserzy filmowi, producenci muzyczni.

Eee...dlaczego? To osoby związane z przemysłem rozrywkowym, a nie działalnością intelektualną – zgodnie z twoją własną logiką powinny być Dwójkami!

A teraz skupcie się, drodzy czytelnicy: ot tego momentu zaczyna się prawdziwa jazda. Starczy powiedzieć, iż autorka najwyraźniej tworzyła kasty na zasadzie losowania, ewentualnie ustawiania zawodów od najbardziej do najmniej lubianego.

Czwórki: Farmerzy, jubilerzy, agenci nieruchomości

Mam dla Was zadanie: znajdźcie jakiś – jakikolwiek - element, łączący te trzy profesje. Śmiało. Popuścicie wodze fantazji.

agenci ubezpieczeniowi, szefowie kuchni, kierownicy projektów budowlanych, właściciele nieruchomości (hoteli, restauracji, sklepów).

Wiecie co? Nie miałabym nic przeciwko temu podziałowi, gdyby kasty wiązały się wyłącznie z poważaniem, jaki dany zawód wzbudza w społeczeństwie – i przy założeniu, iż praca stricte umysłowa byłaby ceniona wyżej od fizycznej, a nawet tej związanej ze światem biznesu. Problem w tym, iż autorka nieustannie podkreśla, że w podziale panującym w Illei chodzi przede wszystkim o PIENIĄDZE. To kasa decyduje, jak wysoko znajdujesz się na drabinie społecznej – dość powiedzieć, że osoby z niższych grup mogą kupić sobie wyższy „numerek”.

A zatem, za salary.com – bieżące średnie roczne dochody przedstawicieli poszczególnych profesji w USA (biorę pod uwagę, iż w przypadku niektórych zawodów, np. pisarza, dochód zależy od czynników zewnętrznych jak poczytność danego dzieła, ciężko zatem ustalić roczną normę; nie wszystkie zawody są też dostępne w spisie):

Trójki:

lekarz internista - $184,794
weterynarz - $99,198
dentysta - $87,604
architekt - $76,529
bibliotekarz - $59,082
inżynier - $86,664
terapeuta - $79,453
psycholog - $87,604
producent - $47,085
prawnik - $148,518

Czwórki:

farmer - $40,570
jubiler - $37,444
agent nieruchomości - $101,749
agent ubezpieczeniowy - $46,197
szef kuchni - $66,924
kierownik projektu budowlanego - $93,646
*manager hotelowy - $99,288
*manager restauracji - $49,499
*manager sklepu - $63,019

* - najbliższy możliwy ekwiwalent na w/w stronie.

Zaznaczam, iż tworząc tę listę szukałam najbliższych możliwych odpowiedników zawodów podanych przez Cass, a w przypadku fachu w rodzaju inżyniera brałam pod uwagę te z najdłuższym doświadczeniem. Wnioski?

Coś tu jest nie tak.

Ja naprawdę rozumiem tok myślenia autorki – kopiowała wszak dystrykty, a ponieważ Dystrykt Trzeci był odpowiedzialny za technologię i był zamieszkany przez jajogłowych -

Nie, nie jesteśmy w Panem: 3

- to i Trójki muszą wybierać zawody kojarzone z wyższym wykształceniem. Ale to po prostu nie przekłada się na sytuację finansową członków poszczególnych kast. Spójrzcie na zestawienie powyżej: jeśli zsumujemy te liczby, grupa trzecia zaiste wypada lepiej – ale mówimy w tym momencie o pojedynczych obywatelach. Jakim cudem takich np. filozofów stać na to, by żyć na odpowiednim poziomie (zakładam tutaj, że Trójki kupują w podobnych sklepach i preferują podobne, wyszukane hobby)? I dlaczego chmara agentów nieruchomości i właścicieli luksusowych hoteli jeszcze nie wykupiła miejsca na szczycie skali, że już nawet nie spytam o takich lekarzy? I nie, w książce nie pada ani jedno słowo na temat tego, że dane profesje mają zupełnie inną wartość w futurystycznej wersji rzeczywistości.

* wzdycha * Idźmy dalej.

Piątki: klasycznie wykształceni muzycy i śpiewacy,

Nie, żeby tacy osobnicy byli potrzebni np. do nagrania ścieżki dźwiękowej do filmu.

wszyscy artyści,

A co to za figura? Muzyk to nie artysta? Cass, wystarczyło użyć określeń w stylu „malarze” i „rzeźbiarze”.

aktorzy teatralni,

I znów – nie, żeby aktorzy na co dzień występujący na deskach teatru byli zatrudniani do wysokobudżetowych filmów i seriali.

tancerze, artyści cyrkowi.

Aż mi samotna, kryształowa łza pociekła po policzku ze wzruszenia – spójrzcie tylko, jak autorka rozgranicza Sztukę przez wielkie S i nic nie wartą popkulturę rodem z MTV! Ach, ta artystyczna cyganeria, głodująca, acz uduchowiona!

No dobrze, pozachwycaliśmy się, a teraz skupmy się na pewnym podstawowym problemie – tym samym, który dotyczy co poniektórych Dwójek. Cass, talent albo się ma, albo się go nie ma. Nie można zmusić nikogo, by stał się wybitnym twórcą; lata praktyki mogą co najwyżej przekształcić danego człowieka w sprawnego rzemieślnika. Tyle, że nie o to chodzi w tej imprezie; Dwójki wynajmują sobie śpiewaków i zamawiają obrazy, bo chcą mieć kontakt z artyzmem wysokiej próby, a nie amatorszczyzną na odwal się. W związku z czym zapytuję – jaki jest sens tworzenia tego rodzaju kasty? Jeżeli ktoś pozbawiony wszelkich talentów zacznie dłubać koszmarki w glinie czy fałszować na koncertach to nie tylko nie zarobi na życie, ale w dodatku pozbawi członków wyższych klas możliwości zakupu towaru czy usługi najwyższej próby. Wszyscy przegrywają.
A może być jeszcze inaczej. Co, jeśli dany aktor teatralny spodoba się publiczności na tyle, że swą popularnością przyćmi Dwójkę, gwiazdę ichniego Hollywood, skoro zgodnie z panującymi w Illei regułami Piątka nie może przebić swymi zarobkami członków wyższych kast? A jeśli jakaś ekscentryczna Trójka zachwyci się obrazem namalowanym przez ojca Ami i zapłaci Singerowi równowartość rocznych dochodów przeciętnej Czwórki – co wtedy?

Szóstki: Sekretarki, kelnerzy, sprzątaczki, szwaczki, sprzedawcy, kucharze, kierowcy.

Kucharz w restauracji wyciąga rocznie koło $26,084. Kelner - $24,441. Sekretarka (bynajmniej nie w międzynarodowej korporacji) - $35,137. Tak tylko mówię.

Siódemki: Ogrodnicy, budowlańcy, osoby zatrudnione na farmach, czyściciele basenów i ścieków, osoby trudniące się pracą fizyczną.

Kochani, pamiętajcie – ta kasta to niemal samo dno łańcucha zawodowego, nędza na skraju całkowitego ubóstwa. Chcecie wiedzieć, ile zdaniem salary.com może wyciągnąć rocznie pracownik fizyczny na budowie?

$29,260.

Cass, Google nie gryzą.


Ósemki: Osoby niepełnosprawne fizycznie i psychiczne (zwłaszcza, jeśli nie ma się kto nimi zająć),narkomani, uciekinierzy, bezdomni.

Do dopełnienia obrazu nędzy i rozpaczy brakuje już tylko prostytutek.

No dobrze, wiemy już, jak wyglądają poszczególne kasty. Ale jak odróżnić Trójkę od Szóstki? Czy mieszkają w innych częściach kraju, jak u Collins? A może noszą rożne ciuchy, jak u Roth? Opaski z numerkami?

Nie, nie i nie. Kasty w „Rywalkach”...w ogóle się nie dzielą.

Przysięgam, nie żartuję. Na przestrzeni całej trylogii Cass NIGDY nie informuje czytelników, skąd właściwie władze wiedzą, do jakiej kasty należy dany obywatel. Najwyraźniej numerki to takie ichnie ID – niby każdy ma, ale na co dzień nie bardzo się tym przejmuje. Członkowie kast nie są w żaden sposób rozdzieleni, ani nawet traktowani w odmienny sposób – nie słyszymy na przykład, by Siódemkom nie było wolno przebywać w lokalach przeznaczonych tylko dla Dwójek i Trójek. Ba; można zmienić kastę i nie będzie o tym wiedział nikt poza urzędnikami i samym zainteresowanym!
Tak naprawdę, społeczeństwo Illei odróżnia od naszego wyłącznie to, że można sobie obrać zawód jedynie w obrębie określonej puli – poza tym wszystko pozostało po staremu, jeśli chodzi o funkcjonowanie społeczeństwa. Jeśli chcecie wiedzieć, gdzie tu jakaś dystopia...cóż, na mnie nie patrzcie.


Uff, koniec. Wracamy do właściwej historii.

Ale to nie w porządku! – Gerad przewrócił sztalugi na podłogę, wzbijając kurz, który zamigotał w świetle wpadającego przez okno słońca. – To nie nasza wina, że nasz prapradziadek czy kto tam inny był biedny.
Wiem. – Naprawdę trudno było znaleźć uzasadnienie dla tego, że nasz wybór drogi życiowej był ograniczony przez to, na ile nasz przodek przydawał się rządowi, ale tak właśnie to działało. Powinniśmy pewnie być wdzięczni, że jesteśmy bezpieczni. – Pewnie wtedy nie dało się inaczej zrobić.

Do wszystkich fanów 'House of Cards': przygotujcie sobie duży zapas alkoholu na analizę „Elity” - zaręczam, że będziecie desperacko potrzebować wszelakich trunków.

America powtarza bratu, że musi przestać się boczyć i pogodzić z niesprawiedliwością losu, po czym schodzi na dół i udaje się z mamą do miasta w celu złożenia formularza. Dowiadujemy się, że kobiety jeżdżą autobusami tylko od święta, kiedy nie mogą się spocić, bo mają występ – dlaczego? Czy bilety są takie drogie? Whatever. Docieramy na miejsce.

Najwyraźniej nie byłyśmy jedynymi osobami, które postanowiły od razu oddać zgłoszenie. Kiedy doszłyśmy na miejsce, ulica przed Urzędem Obsługi Prowincji Karoliny była wypełniona kobietami. Stojąc w kolejce, widziałam przed sobą kilka dziewcząt z sąsiedztwa, które także czekały, żeby wejść do środka. Kolejka była szeroka na cztery osoby i zawijała się aż za róg ulicy. Każda dziewczyna z prowincji zamierzała się zgłosić – nie wiedziałam, czy powinnam czuć przerażenie, czy może raczej ulgę.

Ha! - zakrzyknie ktoś. Wiadomo wreszcie, gdzie rozgrywa się akcja powieści! America mieszka w stanie, który odpowiada dawnej Karolinie – północnej lub południowej, a najpewniej obu naraz!

Cóż...nie.

To kolejny olbrzymi problem świata przedstawionego „Rywalek” - nie mamy pojęcia, gdzie rozgrywa się akcja. Serio. Dam Wam przykład – oto ostateczna lista kandydatek Eliminacji. Spójrzcie na miejsce pochodzenia każdej z dziewczyn. Część z nich zdaje się wywodzić z terenów odpowiadającym obecnym stanom w USA (Dakota, Karolina), ale pozostałe? Większość nazw wskazywałaby na miasta; czy to znaczy, że Illea porzuciła ideę państwa związkowego? Co się kryje pod hasłem „prowincja”? Czy Singerowie żyją w największej miejscowości w danym okręgu, a reszta dziewcząt przejechała setki kilometrów tylko po to, by złożyć formularz? A może już w ogóle nie ma miast, jedynie olbrzymie dystrykty, jak u Collins? Pałac królewski znajduje się w Angeles – to futurystyczny odpowiednik L.A, czy całej Kalifornii?

Tyle pytań i żadnej odpowiedzi. Cass nie ma pojęcia, jak właściwie wygląda podział administracyjny w jej powieści, a więc ty, czytelniku, też się tego nie dowiesz; a teraz daruj już sobie to dochodzenie i skup się na tym, co naprawdę ważne: tru loff Ami i Aspena oraz pięknym obliczu tegoż kawalera.

Jak mała Kiera wyobraża sobie...: 17

Za Americą i jej matką (która, jak się okazuje, ma na imię Magda) ustawia się nikt inny, jak pani Lena Leger – matka Aspena, ze swoimi nastoletnimi córkami: Celią i Kamber.

Wygląda na to, że Cass zaraziła się od Meyer wirusem zmienniaczus literus imiennus; Stefa lubiła zamieniać wszystkie samogłoski na „e”, a Cass najpierw zabrała Gerardowi jedno „r”, by później w ramach rekompensaty wcisnąć siostrze Aspena nadprogramowe „k”.

America komplementuje w myślach skromny, ale schludny wygląd dziewcząt i rozpływa się nad dobrocią pani Leger, która ma w zwyczaju obdarowywać członków niższych kast ubraniami, z których wyrosły jej dzieci; nie, żebym nie podziwiała dobrego serca Leny, ale autorka wyraźnie chce wykreować tę kobietę na przysłowiową ubogą wdowę oddającą ostatni grosz. Cass, na górze masz moje małe zestawienie finansowe, poczytaj je sobie i przemyśl pewne kwestie.

Wyglądacie prześlicznie – zapewniłam je, odgarniając jeden z loków Celii na jej plecy.
Chcemy wyjść ładnie na zdjęciach – oznajmiła Kamber.
Na zdjęciach? – zdziwiłam się.
Tak – odparła matka Aspena przyciszonym głosem. – Wczoraj sprzątałam w domu jednego z urzędników miejskich. To losowanie nie ma nic wspólnego z prawdziwym losowaniem, dlatego właśnie robią zdjęcia i zbierają mnóstwo informacji. Gdyby to naprawdę miał być los szczęścia, jakie miałoby znaczenie, ile zna się języków?

A co ma piernik do wiatraka? Nie, absolutnie nie dziwi mnie, że rządzący postanowili pomóc szczęściu, bo wybór królowej to nieco zbyt istotna kwestia, by zdać się na ślepy los. Ale jak się ma robienie kandydatkom sweet foci do danych personalnych? Znajomość języka to w przypadku Eliminacji wielki atut – jak przekonamy się w kolejnych tomach, Illea utrzymuje dyplomatyczne stosunki z państwami Europy i Azji (przepraszam, Nowej Azji), więc władczyni potrafiąca rozmawiać z zagranicznymi gośćmi w ich ojczystym języku z pewnością zaplusowałaby na arenie międzynarodowej. Ale uroda? Ja rozumiem, że książę jest tylko człowiekiem i może chcieć się ochajtać się z kimś w miarę wyględnym, ale to naprawdę nie powinien być priorytet w sytuacji, gdy na szali stają przyszłe losy kraju.

Najwyraźniej ta informacja musiała wyciec, bo mnóstwo dziewcząt jest wyszykowanych aż do przesady.
Rozejrzałam się po oczekującej kolejce – matka Aspena miała rację. Widziałam wyraźną różnicę między tymi, które wiedziały, i tymi, które pozostawały nieświadome. Tuż za nami stała dziewczyna, najwyraźniej Siódemka, w ubraniu prosto z pracy. Zabłocone buty mogły nie znaleźć się na zdjęciu, ale brudne ogrodniczki na pewno będą widoczne.

Skąd wiesz, mądralo? Bardziej prawdopodobne, że będą to zdjęcia jak do dokumentu tożsamości, obejmujące tylko twarz; nie kazali wam przecież zabrać kostiumów kąpielowych, coby książę mógł zagłosować na niewiastę o najdłuższych odnóżach i największym biuście, prawda?

Kilka metrów dalej inna Siódemka miała ciągle na sobie pas z narzędziami i najlepsze, co dało się o niej powiedzieć, to to, że umyła twarz.

A co więcej powinna twoim zdaniem uczynić? Zakręcić sobie loki? A może – he, he – zrobić leTki makijaż? Pasa widać nie będzie, a dziewczyna może cenić naturalność. Nie mówiąc już o tym, że istnieją osoby o ogromnej urodzie statycznej, które nawet ubrane w worek na kartofle na zdjęciach prezentują się obłędnie.

Z drugiej strony dziewczyna przede mną miała włosy upięte w kok z luźnymi pasemkami okalającymi twarz. Dziewczyna koło niej, sądząc po ubraniu – Dwójka, zamierzała chyba utopić wszystkich w swoim dekolcie. Kilka innych miało na sobie tak gruby makijaż, że wyglądały jak klauni, ale przynajmniej widać było, że się postarały.

Czy tylko ja po przeczytaniu tych dwóch fragmentów mam wrażenie, że gdyby postawić Amerikę pod ścianą, znacznie chętniej wybrałaby stylizację à la stereotypowa rosyjska panna młoda niż w pełni naturalny wygląd?

Ja wyglądałam przyzwoicie, ale skromnie. Podobnie jak Siódemki, nie wiedziałam, że powinnam się przejmować wyglądem. Poczułam nagły przypływ niepokoju.

A nie mówiłam? America jest umalowana i w swoich najlepszych ciuchach, a mimo to uważa, iż nie ma szans przy wydekoltowanych Miss Kiczu. I właściwie skąd ten wniosek? Równie dobrze może się okazać, iż książę jest orędownikiem prostoty i młodzieńczej świeżości.

Ale właściwie dlaczego? Napomniałam się i postarałam się uspokoić.
Nie chciałam być wybrana, więc jeśli nie okażę się dostatecznie ładna, to tym lepiej.

Doskonała uwaga. Widzicie, Cass cierpi na typowo autoreczkowy syndrom popychania fabuły w stronę romansu kosztem prawdopodobieństwa psychologicznego i dotychczas ustanowionego kanonu. America jest zakochana, złożyła wniosek tylko po to, by zadowolić lubego i dostać dodatkową kasę – można by pomyśleć, iż będzie dziękować losowi za olbrzymią konkurencję.

Nawet, jeśli uznamy, że Ami podświadomie ma ochotę spróbować pałacowego życia – po co przejmować się wyglądem? Rozumiałabym, gdyby miała na sobie stare łachy, ale dziewczyna sama podkreśla, iż w wybranym rano stroju czuje się dobrze i atrakcyjnie, co oznacza, że najpewniej w taki właśnie sposób ubierałaby się najchętniej przy każdej możliwej okazji. A skoro tak – to tym bardziej powinno ją cieszyć, iż ewentualny kandydat na męża zobaczy ją na zdjęciu taką, jaka jest naprawdę i nie przeżyje rozczarowania podczas spotkania sam na sam, ujrzawszy kogoś zupełnie kompletnie nie licującego z dotychczasowymi wyobrażeniami.

America stwierdza, że to wszystko i tak nie ma najmniejszego znaczenia, bo bliźniaczki Leger wyglądają znacznie lepiej.

Moja niewiedza okazała się błogosławieństwem.

Czy tylko mnie zachwyca ukryta w tym zdaniu sugestia, że gdyby tylko dać Americe lepszą szminkę i krótszą spódnicę, z łatwością rozgromiłaby konkurencję? Gdybyście jeszcze się nie domyślili, nasza heroina jest wyjątkowo skromna i absolutnie nie wierzy w zachwyty nad swą urodą. Skąd my to znamy, hmm?

Pani Leger komplementuje Ami i podkreśla, że jej syn zawsze wypowiadał się z zachwytem na temat uroku i talentu krążącego w familii Singerów.

Naprawdę? Kochany chłopiec – rozpromieniła się moja mama.
Owszem, nie mogłabym sobie życzyć lepszego syna. Jest dla nas prawdziwą podporą i bardzo ciężko pracuje.

Zdradzę Wam pewną tajemnicę: po zakończeniu „Rywalek” nie przejdziemy od razu do analizy „Elity” - mamy dla Was małą niespodziankę. Nie mogę powiedzieć niż więcej, ale uwierzcie: w swoim czasie wypowiemy się szczegółowo na temat pracowitości Aspena.

Ów dialog prowadzi wprost do dyskusji o życiu uczuciowym najstarszego z dzieci Legerów; pani Lena podejrzewa, iż jej syn się zakochał, bo ostatnio nuci pod nosem.

Tak, a czasem nawet śpiewa – dodała Kamber.
Śpiewa? – zapytałam.
Owszem – potwierdziły chórem.
W takim razie na pewno się z kimś spotyka! – stwierdziła moja matka. – Ciekawe, kto to jest.

No, jeśli to jest niepodważalny dowód na pragnienie zamążpójścia, to najwyraźniej jestem dzieckiem poligamistki. Mamo, jak mogłaś?!

Nie mam pojęcia, ale myślę, że to musi być wspaniała dziewczyna. Przez ostatnie miesiące Aspen ciężko pracował, ciężej niż zwykle. Stara się odłożyć trochę pieniędzy. Myślę, że oszczędza na ślub.

Cass, nie prowokuj mnie.

Pani Lena wyznaje, że już kocha nieznaną synową in spe, ponieważ uszczęśliwiła jej syna, mama Singer głaszcze ego znajomej podkreślając, że Aspen to wspaniały gość, a America rozpływa się z zachwytu nad ową rewelacją.

Nie mogłam w to uwierzyć. Jego rodzina ledwie wiązała koniec z końcem, a on odkładał pieniądze ze względu na mnie!

Cass, żółta kartka.

Naprawdę zamierzał mnie poprosić o rękę!
Tylko o tym potrafiłam myśleć. Aspen, Aspen, Aspen. Posuwałam się razem z resztą kolejki, podpisałam się przy okienku, żeby poświadczyć, że formularz zawiera samą prawdę, a następnie zrobiono mi zdjęcie. Usiadłam na krześle, roztrzepałam lekko włosy, żeby nadać im więcej życia, a potem spojrzałam na fotografa.
Myślę, że żadna dziewczyna w Illéi nie uśmiechała się szerzej ode mnie.

I tym optymistycznym akcentem kończymy rozdział trzeci.

...15 stron w Wordzie dwunastką Times New Roman przy pojedynczej interlinii. Piętnaście. Chcecie wiedzieć, ile stron miała analiza dziewiątego rozdziału „Intruza” - moja najdłuższa ze wszystkich wyprodukowanych na tamtym blogu?

Czternaście.

I jesteśmy dopiero w połowie.

A nie mówiłam, że wybrałyśmy z Beige bardzo interesujący kąsek?


ROZDZIAŁ 4


Był piątek, co oznaczało, że Stołeczny Biuletyn Illéi rozpocznie się o ósmej.

Ach, „Stołeczny Biuletyn”! Widzicie, to najważniejszy program informacyjny Illei, będący jedynym w swoim rodzaju połączeniem dyktatorskiej propagandy, Teleexpresu i Pudelka. W zależności od nastroju autorki będą w nim nadawane informacje o ekonomicznej sytuacji kraju, motywacyjne przemowy króla traktujące o konieczności posłania młodych dzielnych mężczyzn na front ku chwale ojczyzny bądź też relacje na żywo dotyczące zabiegów kosmetycznych, jakim poddawane są uczestniczki Eliminacji.

Co mówicie? Że zażyłam coś nielegalnego albo Was wkręcam? Nie, moi drodzy; jestem absolutnie poważna i akapit powyżej nie zawiera w sobie ani grama nieprawdy. Po prostu Cass po raz kolejny boleśnie się potknęła, próbując skopiować sprawdzoną formułę od Collins. To jeszcze nie czas, aby zagłębiać się w ten wątek, ale dam Wam pewną wskazówkę: pamiętacie może wywiady z uczestnikami Igrzysk, będące gorzką parodią programów typu talk show i przemysłu rozrywkowego jako takiego? I to, że traktowanie jak celebrytów nastolatków, którzy lada moment będą posyłani na okrutną śmierć przez swoich „fanów” zostało sportretowane jako chore i niemoralne?

Cass myślała, że to tak na serio.

Nie żartuję. Czytając tę serię nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że autorka darzy wielkim uczuciem trylogię Suzanne Collins, jednocześnie NIC z niej nie rozumiejąc. Z całą pewnością nie zrozumiała idei programu prowadzonego przez Caesara Flickermana i tego, że ów show nie zgrzyta w zestawieniu z pozostałymi programami nadawanymi przez Kapitol, albowiem jest równie (jeśli nie bardziej) obrzydliwy w swej strukturze co reszta propagandowej papki. Tak, trybuci są pięknie ubrani i weseli, ale spod owego blichtru nieustannie wyziera widmo śmierci. Jedynymi, którzy dobrze bawią się podczas prezentacji zawodników są mieszkańcy stolicy; reszta Panem bezsilnie obserwuje, jak niewinne dzieci wdzięczą się do tłuszczy wysyłającej je na rzeź.

To nie było urocze. To było przerażające.

Ale sami rozumiecie, ta idea jest taka fajna! Przemiany z brzydkiego kaczątka w zachwycającego łabędzia, wywiady, błyski fleszy – jak z tego zrezygnować? Po prostu odetnijmy ten brzydki kawałek o następującej później walce o życie i wszystko będzie cacy! A że w konsekwencji powstaje ni pies, ni wydra – połączenie orwellowskiego Wielkiego Brata z reality show „Chcę być piękna”? Cóż, to już nie problem autorki. Ona CHCE mieć swój program traktujący o luksusowym życiu w pałacu, więc DOKLEI go do czegoś, co w założeniu miało być propagandową tubą Illei, a jeśli się Wam to nie podoba, to już Wasz problem, nie jej.

Jak mała Kiera wyobraża sobie...: 18
Nie, nie jesteśmy w Panem: 4

Nie mieliśmy obowiązku go oglądać, ale ignorowanie go byłoby nierozsądne, szczególnie biorąc pod uwagę zbliżające się Eliminacje.

Słusznie, jeszcze któryś ze strażników doniesie do Kapitolu...wróć, nie ta bajka. Ponownie, Cass – w świecie Katniss mieszkańcy byli ZMUSZANI przez władze do oglądanie Igrzysk, bo była to część kary i corocznych tortur dla mieszkańców dystryktów; konieczność obserwowania, jak twoje dziecko/przyjaciel/wnuk/sąsiad bierze udział w desperackiej bitwie o przeżycie. Król Illei ma zaś najwyraźniej w nosie, czy ktokolwiek ogląda futurystyczną wersję „Kto (z moich poddanych) poślubi mojego syna”, bowiem na przestrzeni całej serii nie słyszymy ani razu, by ktokolwiek został ukarany za nie posiadanie odbiornika czy nie orientowanie się w przebiegu Eliminacji (o pozostałych wiadomościach nie wspominając).

Jak mała Kiera wyobraża sobie...: 19
Nie, nie jesteśmy w Panem: 5

Nawet Ósemki – bezdomni i włóczędzy – szukały jakiegoś sklepu lub kościoła, żeby obejrzeć Biuletyn.

Właściwie czemu? Co ich obchodzi postęp w budowie nowych autostrad czy wojna na drugim końcu świata, skoro tak czy inaczej są na dnie i nie mają najmniejszych szans na poprawę swego losu? Aczkolwiek szukanie odbiornika podczas Eliminacji rozumiem – mało ma taki nędzarz radości w życiu, to chociaż popatrzy sobie na te wszystkie atrakcyjne dziewoje...

Myślisz, że dzisiaj ogłoszą finalistki? – zapytała May, napychając sobie usta ziemniakami purée.

Rodzina Singerów, literacki odpowiednik łotewskich chłopów: nic, ino wielki smutek, halucynacje i śmierć z niedożywienia ziemniaki purée.

Jak mała Kiera wyobraża sobie...: 20

Mama Singer gasi ekscytację najmłodszej córki oznajmiając, iż kandydatki mają jeszcze dziewięć dni na składanie zgłoszeń.

Matka mówiła, że musiałyście długo stać w kolejce. – Byłam zaskoczona, że tata wtrącił się do tej rozmowy.

He he, zwizualizował mi się tata Singer niczym pan Bennet; całkowicie niewzruszony wobec obsesji swej żony na punkcie wydania córek za mąż za możliwie najbogatszego kawalera w okolicy.

Tata roześmiał się.
I jak oceniasz konkurencję?
Nie przyglądałam im się – odparłam szczerze. – Zostawiłam to mamie.

Och, ty wstrętny kłamczuszku.

Mama pokiwała głową.
A ja się rozglądałam, nie mogłam się powstrzymać. Myślę, że Ami wypadnie dobrze, była wyszykowana, ale naturalna.

Mamo Singer, nie chcę pani martwić, ale w oczach pani córki to raczej wada, nie zaleta.

Naprawdę, skarbie, masz wyjątkową urodę. Jeśli rzeczywiście będą patrzeć na zdjęcia, zamiast losować, możesz mieć nawet większe szanse, niż przypuszczałam.

* ziewa * Niech mi ktoś wytłumaczy – czemu autorki książek YA mają obsesję na punkcie tworzenia fałszywie skromnych heroin, które w oczach reszty bohaterów uchodzą za stugwiazdkowe piękności? Czy nie moglibyśmy dla odmiany otrzymać bohaterki która jest absolutnie przeciętna wizualnie, ale za to dowcipna, inteligenta i pełna sympatii do otaczającego ją świata? Pomijając fabularną nudę i marysuizm, naprawdę nie wiem, dlaczego nastolatki uwielbiają książki które na każdym kroku podkreślają, iż do zdobycia chłopa potrzebny jest przede wszystkim wygląd. Jak dla mnie, mało to budujące.
Informacja dla wszystkich, którzy mają w tym momencie ochotę bronić naszego kandydata na małżonka i zapewniać mnie, że podczas spotkania twarzą w twarz w swej nieskończonej empatii zdołał dojrzeć piękno duszy Ami: przeczytałam „Księcia”, twój argument jest inwalidą.

Nie jestem tego pewna – zastrzegłam. – Była tam jedna dziewczyna, która nałożyła tyle czerwonej szminki, że wyglądała, jakby krwawiła. Może to lepiej utrafi w gust księcia.

A może – o zgrozo! - książę po prostu nie przepada za twoim typem urody i woli niebieskookie blondynki tudzież ciemnowłose i ciemnookie kusicielki? Naprawdę rozczula mnie to głębokie przekonanie naszej (skromnej, a jakże) protagonistki, że jedynym powodem, dla którego syn władcy mógłby nie wziąć jej pod uwagę podczas wybierania kandydatek jest jego kiepski gust i umiłowanie kiczu. Facjata Mary Sue jedynym i najwyższym wyznacznikiem obowiązującego kanonu piękna!

Nadchodzi ósma, czas zatem zasiąść przed telewizorem.

(...)włączyliśmy ogólnodostępny kanał. Był to jedyny darmowy program, więc nawet Ósemki mogły go oglądać, jeśli miały telewizor.

* spogląda na rozpiskę kast * Mówisz o żebrakach, czy raczej o tych ćpunach narkotyzujących się po bramach (nie pytajcie, dlaczego zdaniem Cass każdy narkoman kończy na ulicy i dlaczego wśród wyższych klas nie zdarzają się osoby uzależnione; być może w Illei po zażyciu LSD człowiek zaczyna świecić się na zielono i w konsekwencji odpowiednie służby każą mu spakować cały dobytek w jeden karton, po czym w trybie natychmiastowym wyrzucają delikwenta na bruk)?

Jak mała Kiera wyobraża sobie...: 21

Rozbrzmiewa hymn, America konstatuje, że to jedna z jej ulubionych piosenek (bardziej pasowałoby chyba słowo „melodia”, ale nieważne) i na ekranie pojawia się twarz króla.

A teraz uwaga, kochani. Skupcie się. Nie chcemy wyjawiać zbyt wielu elementów fabularnych z „Elity” i „Jedynej” - i o to samo prosimy Was, komentujących (nie każdy lubi spojlery, więc postarajcie się, proszę, nie wspominać o ważniejszych wydarzeniach z kolejnych tomów) – ale musicie wiedzieć, że władca Illei to dyktator pełną gębą, majestatyczny i despotyczny. Jak zatem nazywa się ów budzący respekt i postrach mąż?

Król Clarkson stał na podium,


Król Clarkson

Król CLARKSON

CLARKSON



Swojego czasu Beige napisała mi w mailu, że imię koronowanej głowy to jak dla niej jeden z najbardziej kuriozalnych elementów „Rywalek” i nie mogę się z nią nie zgodzić. Słuchajcie, ja wiem – a ci z Was, którzy nie znają kanonu, dowiedzą się w swoim czasie – że monarchia w Illei to cokolwiek skomplikowana kwestia i nie wymagam „klasycznych” imion w stylu Edwarda czy George'a, ani nawet Johna – ale na litość, CLARKSON?! Czy to nie mógł jakiś Michael czy inny Christopher? Dlaczego coś tak głupawego? Już nawet nie będę wspominać o tym, iż za każdym razem, gdy widzę to imię, przed oczyma jawi mi się pan z pierwszego zdjęcia...Czyżby Cass była fanką 'Top Gear'?

a z boku siedzieli rzędem jego doradcy, mający przekazać najświeższe informacje dotyczące infrastruktury i jakichś spraw związanych ze środowiskiem – kamera zrobiła na nich zbliżenie.

Widzicie? Ja wcale nie żartowałam z tymi autostradami.

Na ekranie widoczni są też królowa i książę Maxon ( Behind the Name uparcie twierdzi, że nie ma takiego imienia, istnieje natomiast Maxen, walijska wariacja na temat Maximusa, u nas występująca jako Maksym. Czyżby kolejny atak zmienniaczusa literusa imiennusa?).

Przyjrzałam się uważniej Maxonowi, którego chyba należałoby nazwać przystojnym, choć w niczym nie przypominał Aspena. Miał włosy w kolorze miodu i brązowe oczy, a jego uroda kojarzyła się z wakacjami, co pewnie niektórym osobom mogło się wydać atrakcyjne.

Cześć, Peeta, miło cię widzieć!



Widzę, że zainwestowałeś w soczewki kontaktowe.

Nie, nie jesteśmy w Panem: 6

Siedział jednak na krześle zbyt prosto, sprawiał wrażenie okropnie sztywnego, jego fryzura była zbyt idealna, a garnitur za bardzo wyprasowany. Przypominał bardziej namalowany obraz niż żywego człowieka, a ja niemal zaczęłam współczuć dziewczynie, która za niego wyjdzie. Będzie prawdopodobnie prowadzić nieskończenie nudne życie.

Ha, ha, ha! Widzicie tylko, jakie to zabawne? Nasza bohaterka współczuje przyszłej zwyciężczyni, bo książę na pewno jest sztywniakiem! Hi, hi, hi! Czy to nie przewrotne?

...No nie bądźcie tacy, pośmiejcie się trochę razem z autorką, niech kobieta ma radochę.

Ja naprawdę rozumiem, że klisze literackie są potrzebne i nie mam nic przeciwko używaniu starego jak świat motywu: „ on/a uważa ją/go za kogoś absolutnie niegodnego uwagi, ale odmienia mu/jej się pod wpływem miłosnych uniesień”. Ale na litość, pani autorko, nieco subtelności...

America kończy psychoanalizę księcia i zaczyna obserwować królową.

Uświadomiłam sobie, że w odróżnieniu od króla i księcia, ona nie dorastała w pałacu. Była wyniesioną na tron Córą Illéi, w przeszłości mogła być kimś takim jak ja.
Król zaczął już przemawiać, ale musiałam zaspokoić ciekawość.
Mamo? – szepnęłam, starając się nie przeszkadzać tacie.
Tak?
Kim była królowa? Chodzi mi o klasę?
Mama uśmiechnęła się do mnie.
Czwórką.
Jako Czwórka spędziła dzieciństwo, pracując w fabryce lub sklepie, albo może na farmie.

Zaraz, moment, wszyscy stop. Sklep – ok, farma – ok (zakładając, że przez „pracę” rozumiemy tu np. pomoc ojcu czy dziadkowi, właścicielowi danych ziem – odbębnianie pańszczyzny byłoby bowiem zajęciem dla Siódemki), fabryka – zdecydowanie nie ok (gdyby to kogoś ciekawiło: tak, owa opcja jest tą prawidłową). Cass, zgodnie z twoim własnym kanonem praca fizyczna dotyczy Siódemek. Aby stać przy taśmie, królowa musiałaby się urodzić w przedostatniej z kast. Postaraj się trzymać własnego kanonu, tkwimy zaledwie w początkowych rozdziałach pierwszego tomu.

Byłam ciekawa, jak wyglądało jej życie. Czy miała dużą rodzinę? Prawdopodobnie nie musiała się martwić o niedostatek jedzenia.

Ty też nie musisz. Brak towarów luksusowych nie równa się niedostatkowi.

Czy jej przyjaciółki były zazdrosne, kiedy została wybrana? A gdybym ja miała jakieś naprawdę bliskie przyjaciółki, to czy zazdrościłyby mi?

Rany koguta, tylko nie kolejny Unikalny Płatek Śniegu, co to nie potrafi nawiązać emocjonalnej więzi z nikim poza swoim tru loffem...

I że tak spytam po raz kolejny – skąd u twórców literatury młodzieżowej to przemożne pragnienie uczynienia z głównej bohaterki osoby niedostosowanej społecznie? Co jest takiego nęcącego w braku przyjaciół? Moi najbliżsi znajomi są dla mnie jak rodzina, to z nimi związane są moje najlepsze wspomnienia. Dlaczego samotność jest prezentowana w tych książkach jako coś, czym należy się szczycić? Nie każdy musi chcieć posiadać bratnie dusze, ale ich nieposiadanie naprawdę nie czynią głównego charakteru wyjątkowym, jak to zapewne było w autorskim założeniu; każe mi się raczej zastanawiać, dlaczego America nie ma żadnej koleżanki, skoro w serii nie znajdujemy dowodów na to, by była patologicznie nieśmiała lub ponadprzeciętnie introwertyczna – a to z kolei prowadzi mnie do niezbyt wesołego wniosku, iż to inni z tego lub innego powodu nie mieli zbytniej ochoty z nią przebywać.

Spróbowałam posłuchać, co ma do powiedzenia król.
Dziś rano miał miejsce kolejny atak na nasze bazy wojskowe w Nowej Azji. Pociągnął on za sobą pewne ofiary w ludziach, jesteśmy jednak pewni, że nowy pobór w przyszłym miesiącu podniesie morale i pozwoli na wzmocnienie naszych sił.
Nienawidziłam wojny, ale niestety jako młody kraj musieliśmy się bronić przed wszystkimi. Było mało prawdopodobne, by udało nam się przetrwać kolejną inwazję.
Kiedy król skończył relacjonować okoliczności niedawnego zniszczenia obozu rebeliantów, Zespół Finansowy poinformował o poziomie długu narodowego, a Komitet Infrastruktury ogłosił, że w przeciągu dwóch lat ma się rozpocząć odbudowa kilku autostrad, z których część została zniszczona jeszcze w czasie czwartej wojny światowej.

Ach tak, „Rywalki” i kwestia szeroko pojętych zawirowań militarnych. Widziałam wiele komentarzy dotyczących tego, iż błędem ze strony Collins było skupienie się na sytuacji Panem bez doprecyzowania, co właściwie doprowadziło do zniszczenia dotychczasowej cywilizacji, ale wierzcie mi – kiedy zagłębimy się w tę serię, wszyscy będziecie musieli przyznać, iż milczenie jest mniejszym złem w sytuacji, kiedy nie ma się pojęcia o mechanizmach ekonomii i polityki. W przeciwnym bowiem razie powstaje...cóż...obecnie analizowany przeze mnie twór.

Ale zostawmy na boku sprawy państwowe, albowiem oto na senie pojawia się Mistrz Ceremonii. Nie będziemy jednak uczestniczyć w pogrzebie żadnego bohaterów (zapewniam, iż już niedługo będziecie zaklinać los, aby jasny szlag trafił połowę występującej tu obsady); ów mąż odpowiada za koordynację ważnych wydarzeń pałacowych i jako taki sprawuje pieczę nad Eliminacjami. Ogłasza on publiczności, że do loterii zgłosiło się tysiące dziewcząt, dziękuje młodym damom za ich zaangażowanie w królewską wersję 'Rock of Love' i obiecuje publiczności, że już wkrótce zostaną ujawnione nazwiska szczęśliwych kandydatek, a na koniec wywołuje na scenę prawdziwą gwiazdę wieczoru – samego Caesara Flickermana!



Znowu rozległy się oklaski, ale tym razem ze strony mamy i May. Gavril Fadaye był żywą legendą, od ponad dwudziestu lat prowadził relacje z obchodów Dnia Wdzięczności i Bożego Narodzenia, a także wszystkich ważnych wydarzeń z życia dworu. Nie widziałam nigdy, by ktokolwiek poza nim przeprowadzał wywiad z kimś z krewnych lub przyjaciół rodziny królewskiej.
(…)
Gavril w wyprasowanym granatowym garniturze wkroczył uroczyście na plan. Musiał się zbliżać do pięćdziesiątki, ale wciąż wyglądał nienagannie. Kiedy podchodził do podium, światło reflektora odbiło się w szpilce w jego klapie, a złoty błysk przypominał oznaczenie forte w moich partyturach fortepianowych.

Oho, wygląda na to, że Flickerman ostro podpadł Snowowi; biedaczek musiał aż szukać azylu politycznego w innym uniwersum, ale i tak najwyraźniej nie czuł się w pełni bezpieczny, skoro dodatkowo postanowił zmienić dane osobowe.

No dobrze, żarty na bok. Chcecie zobaczyć coś ciekawego?

Caesar Flickerman, od ponad czterdziestu lat prowadzący prezentacje, dziarsko wkracza na scenę. Ciarki przechodzą na jego widok, bo zawsze wygląda identycznie. Pod warstwą idealnie białego podkładu widać tę samą twarz. Na każdych igrzyskach ma taką samą fryzurę, tylko innego koloru, i ten sam galowy strój, ciemnogranatowy, upstrzony tysiącem maleńkich, elektrycznych żaróweczek migoczących niczym gwiazdy. W Kapitolu robi się operacje plastyczne, dzięki którym ludzie wyglądają młodziej i szczupłej. (...) Zmarszczki są niepożądane.
Igrzyska śmierci”


Jeśli ktokolwiek kiedykolwiek zarzuci mi w komentarzu, że tworzenie widocznej niżej kategorii było niesprawiedliwą złośliwością, odpowiem mu poprzez wklejenie powyższych dwóch cytatów. Caps lockiem.

Nie, nie jesteśmy w Panem: 7

Nawet nie chce mi się śmiać, takie to żenujące. Cass, ja rozumiem, że wymyślanie własnych bohaterów wymaga wysiłku intelektualnego...ale poważnie?

Dobry wieczór, Illéo! – zawołał. – Muszę przyznać, że zaproszenie do relacjonowania Eliminacji jest dla mnie ogromnym zaszczytem. Będę miał szczęście poznać aż trzydzieści pięć pięknych kobiet! Kto nie chciałby się ze mną zamienić? – Mrugnął do nas z ekranu.

To co, gramy dalej?


Na wstępie opowiada kilka dowcipów, aby rozruszać publiczność.
Igrzyska śmierci”

Nie, nie jesteśmy w Panem: 8

Caesar, którego zamierzam tytułować jego oryginalnym imieniem, postanawia przeprowadzić wywiad z Maxonem.

Maxon przeszedł przez wyłożoną dywanem scenę, kierując się do dwóch krzeseł przygotowanych dla niego i Gavrila. Poprawił krawat i wygładził garnitur, zupełnie jakby musiał wyglądać jeszcze bardziej elegancko.
(…)
Głos Maxona był tak samo elegancki jak jego wygląd, promieniowała z niego powaga i dostojność. Skrzywiłam nos na sam pomysł przebywania z nim w jednym pokoju.

Tak, Cass, wiemy: America nigdy, przenigdy nie mogłaby się zakochać w takim sztywniaku. Nie i już. Podkreśl to jeszcze trzydzieści razy, aby czytelnicy nie mieli żadnych wątpliwości, iż ta książka nawet w najmniejszym stopniu nie będzie skupiać się na miłosnym trójkącie między Tym Bogatym, Tym Biednym i Mary Sue.

- Czy pytałeś może ojca o jakieś rady? Podpowiedział, jak wybrać żonę równie piękną jak jego własna?
Maxon i Gavril spojrzeli w stronę pary królewskiej, a kamera zrobiła zbliżenie, pokazując, jak uśmiechają się i patrzą na siebie, trzymając się za ręce. Sprawiało to wrażenie spontanicznego gestu, ale czy na pewno?

Uwaga na przyszłość dla wszystkich czytelników: Cass nie jest zbyt subtelna. Jeśli widzicie tego rodzaju pytanie retoryczne w tekście, możecie być pewni, że coś będzie na rzeczy.

Nasz czas się już kończy, więc jeszcze tylko ostatnie pytanie. Jak sobie wyobrażasz swoją wymarzoną dziewczynę?
Maxon sprawiał wrażenie zaskoczonego. Nie byłam pewna, ale wydawało mi się, że się zarumienił.
Naprawdę nie wiem. Wydaje mi się, że na tym właśnie polega piękno Eliminacji. Każda z dziewcząt będzie inna pod względem urody, zainteresowań i charakteru. Mam nadzieję, że poznając je i rozmawiając z nimi, odkryję, czego naprawdę pragnę – uśmiechnął się.

Maxon to bardzo frapująca postać; jak już wspominałam we wstępie, nie jest bucem i przemocowcem, nie wpisuje się zatem w obowiązujący obecnie kanon tru loffów. W zasadzie nie bardzo mnie to dziwi – jest wszak oparty na Peecie, który był jedną z sympatyczniejszych postaci męskich w trylogii Collins – myliłby się jednak ten, kto sądzi, iż czyni to z niego w pełni pozytywnego bohatera. Cass kopiując Mellarka postanowiła bowiem dorzucić co nieco od siebie; efekt...cóż, ujmijmy to w ten sposób: gdy dotrzemy do „Jedynej” będę mu życzyła spaceru w betonowych butach jeszcze goręcej, niż Ami.

- Dziękuję, wasza wysokość. To były piękne słowa. Myślę, że mogę w imieniu całej Illéi życzyć ci szczęścia. – Gavril wyciągnął rękę do pożegnalnego uścisku.
Bardzo dziękuję – odparł Maxon. Kamera nie oddaliła się dostatecznie szybko i zauważyłam, że spojrzał na rodziców, jakby się zastanawiał, czy jego odpowiedzi były właściwe.

* wzdycha * Pisząc „niezbyt subtelna” miałam na myśli „nawet Meyer miała wyższe mniemanie o inteligencji swoich czytelników”.

Program dobiega końca, May zaczyna wyśpiewywać własną wersję „zakochana para”.

Maxon był taki sztywny i opanowany, trudno było sobie wyobrazić, by ktokolwiek mógł być szczęśliwy z takim mięczakiem.
(…)
Sama myśl o przebywaniu w towarzystwie Maxona Schreave była dla mnie nieprzyjemna, a docinki May nie dawały mi spokoju i nie pozwalały zasnąć.

* zmęczonym głosem * No dalej, kochani, co z Wami? Nie słyszę śmiechu.

America kładzie się spać...aż tu nagle jak coś nie zastuka jej w okno! To jednak nie wampiryczny stalker, a Aspen. Ciężko powiedzieć, co gorsze.

America i jej wybranek odgrywają scenę z „Nju muna” traktującą o zdobywaniu przez wilkołaka sypialni panny Swan drogą okołookienną, a następnie robią to, co zawsze – miziają się.

Musiałem się z tobą zobaczyć. – Czułam jego oddech na policzku, kiedy objął mnie i pociągnął, tak że po chwili leżeliśmy obok siebie na łóżku.
Mam ci mnóstwo do opowiedzenia.
Cicho, nic nie mów. Jeśli ktoś nas usłyszy, rozpęta się piekło. Pozwól mi tylko na siebie patrzeć.
Posłuchałam go i leżałam w ciszy i bezruchu, podczas gdy Aspen patrzył mi w oczy. Kiedy już nasycił się moim widokiem, zaczął przesuwać wargami po mojej szyi i włosach, a jego ręce błądziły po moich biodrach i talii.

* teatralnym szeptem * Aspen, nie trzymasz się scenariusza, związek polegający na gapieniu się w milczeniu na lubą to domena Edwarda. Ty grasz w tej serii drugiego z tru loffów.

Nasze gołąbki obmacują się przez chwilę na łożu Ami, ale nic, co dobre, nie trwa wiecznie:

Usta Aspena w końcu się zatrzymały, chociaż ja nie miałam najmniejszej ochoty kończyć – ale musieliśmy być rozsądni. Gdybyśmy poszli o krok dalej i znalazły się na to jakieś dowody, oboje trafilibyśmy do więzienia.
To był kolejny powód, dla którego ludzie wcześnie się pobierali: czekanie było torturą.

Wiecie co? Jak już wspominała Beige, to nie ma najmniejszego sensu, z której strony by nie spojrzeć.

  • biedni nie mają dostępu do środków antykoncepcyjnych: dlaczego? To właśnie ukrócenie nadmiernej płodności wśród niższych klas powinno być priorytetem dla władz. Skoro za pozamałżeńską ciążę trafia się za kratki, więzienia przepełnione są obywatelami, którzy wypuszczeni na wolność przysłużyliby się krajowej gospodarce poprzez pracę, obecnie natomiast siedzą na rzyci za niewinność i zżerają rządowe pieniądze. Bogaci mogą sobie pozwolić na większe rodziny i wpadka nie będzie dla nich końcem świata; niższe kasty (przynajmniej zdaniem Cass) są tak biedne, że nie starczy im środków na wykarmienie dodatkowych gąb, jest więc szansa, że porzucą dziecko...
  • ...które w efekcie dołączy do grona Ósemek i będzie stanowić zagrożenie dla reszty społeczeństwa jako wyrzutek społeczny; głodujący i zdeterminowani ludzie pozbawieni nadziei na lepsze jutro naprawdę nie mają żadnego powodu, by stosować hamulce moralne wobec tych, którym lepiej poszczęściło się w życiu.
  • związki oparte na chuci mają niewielką szansę przetrwania. Czy w Illei istnieją rozwody? Bo jeśli nie...cóż, ten kraj musi zaludniać od cholery nieszczęśliwych małżeństw.

Jak mała Kiera wyobraża sobie...: 22

Muszę już iść – wyszeptał.
Ale ja bym chciała, żebyś został. – Przysunęłam usta do jego ucha i znowu poczułam zapach mydła.
Kiedyś będziesz mogła co noc zasypiać w moich ramionach, a ja każdego rana będę cię budził pocałunkami. I nie tylko. – Przygryzłam wargi na samą myśl o tym. – Ale teraz muszę już iść, i tak kusimy los.

Wiecie, czym jest ten fragment? Streszczeniem całego sedna związku tych dwojga.

Mówię poważnie. America i Aspen są, o ile to w ogóle możliwe, jeszcze bardziej drewnianą parą niż Bella i Edward; Wardo ostatecznie od czasu do czasu nagrywał lubej kołysanki i porównywał ją do meteorytu. Relacja tych dwojga opiera się natomiast wyłącznie na seksie; nie widzimy nigdy, by nasze gołąbki spędzały czas na czymkolwiek poza klejeniem się do siebie. Co w sumie, jeśli by się nad tym zastanowić, nie jest aż tak nieprawdopodobne: mówimy o parze dzieciaków, którymi rządzą hormony i które maja prawo sądzić, że motylki w brzuchu to oznaka uczucia na wieki wieków. Problem w tym, ze autorka chciała nam przekazać coś zupełnie innego; jej zdaniem Aspena i Amerikę łączy prawdziwe, głębokie uczucie. Jeśli uważacie, że nadinterpretuję – cóż, po zakończeniu analizy tego tomu czeka Was, jak już wspominałam, pewna niespodzianka.

Zakochani żegnają się, Aspen wychodzi (miejmy nadzieję, iż okno panny Singer nie znajduje się zbyt wysoko nad poziomem gruntu), a sama heroina rozmyśla:

Wiedziałam, że te potajemne chwile wystarczą, żebym potrafiła znieść wszystko to, co nastąpi: rozczarowanie mamy, kiedy nie zostanę wybrana,

Ależ oczywista.

czekającą mnie pracę, dzięki której tak samo jak Aspen zacznę odkładać pieniądze,

Z Ami i pracą jest trochę jak z jeżycjadową Różą i jej sławetną budką z kurczakami: gada dużo, ale robić nie ma komu.

burzę, która wybuchnie, kiedy Aspen poprosi tatę o moją rękę, a także wszystkie trudności, z jakimi będziemy się musieli zmierzyć po ślubie. To wszystko było nieważne, jeśli tylko miałam Aspena.

I tym romantycznym akcentem kończymy dzisiejszą analizę. A za tydzień: najgłupsza kłótnia kochanków w historii literatury oraz oficjalne ogłoszenie kandydatek Eliminacji. Zostańcie z nami!

Statystyka:

Jak mała Kiera wyobraża sobie...: 22
Karny jeżyk potrzebny od zaraz: 1
Nie, nie jesteśmy w Panem: 8

Maryboo

58 komentarzy:

  1. ...cholera wie po co. Mam nadzieję, że nie rozczaruję nikogo spojlerując, iż władze Illei starają się utrzymywać masy tępe a zadowolone ze swej sytuacji, coby nie doszło do (jeszcze większych) buntów i rozruchów

    Właściwie nie rozumiem, dlaczego. To nie jest tak, że system kastowy cokolwiek pomaga rządowi.

    a Ami wykorzystuje chwilę ciszy by wybadać, czy tata Singer miałby coś przeciwko jej związkowi z mężczyzną z niższej kasty. Odpowiedź tatusia jest zaskakująco rozsądna:

    A ja nadal nie rozumiem, dlaczego kobietom i ich dzieciom kastę zawsze obniża się do kasty mężczyzny, a nie odwrotnie. Nie dość, że trochę mizoginii w tych prawach jest, a zasada, że „matka jest zawsze pewna...” (w Iliei raczej prawdziwa) pomaga rozstrzygać „kwestie sporne” co do kasty (np. w przypadku zdrad małżeńskich), to wydaje mi się, że sama zasada generuje więcej problemów i dramy niż trzeba.

    No, chyba że założymy, iż – podobnie jak w pozostałych kastach – tylko dziecko zrodzone w danej klasie ma prawo sięgać po przypisany do niej zawód. To zaś oznacza, iż Illea mogłaby mieć w najlepszym przypadku plus minus czterech księży na cały kraj (zajmujący, że tak tylko przypomnę, teren dawnego USA) i to przyjmując, iż para królewska miałaby co najmniej pięciu synów, z których wszyscy poza pierworodnym mieliby ochotę na pełnienie funkcji duszpasterza.

    Wiem, że poprzednim razem w komentarzach mówiłem co innego... ale w sumie nieprawda, bo nie jesteśmy w Polsce. To jest USA, gdzie większość ludzi była – a może nadal jest za Iliei – protestancka. Nie ma więc żadnych przeciwwskazań przeciwko temu, żeby pastorowie płodzili dzieci.

    Nie wyjaśnia to oczywiście, jak to miałoby funkcjonować – bo Kiara Cass chyba pisała to po tym jak zobaczyła amerykańskiego telewangelistę w telewizji – ale teoretycznie kleru dziedzicznego mogłoby być więcej.

    (... nawiasem mówiąc, to by oznaczało tyle, że jeśli kiedykolwiek ród królewski Iliei wymrze, tron powinien wypełnić któryś klecha protestancki, jako najbliższy kastą.)
    politycy, osoby odpowiedzialne za nadzór porządku publicznego,wojsko

    E, nie wiem, jak jest w książce, ale po angielsku w linku danego przez Beige jest:
    well as all officers in any policing, military, firefighting, or guarding position which are assigned by draft
    czyli oficerowie w wojsku itd. Czyli do wojska można pobrać każdego, ale nie każdemu można zostać oficerem, a Twój przekład „trochę” zmienia treść. (Nie, by całość stawała się przez to mniej absurdalna – ale moim zdaniem warto byłoby na tych nieszczęsnych oficerów poprawić.)

    Swoją drogą zaś... co to są politycy? Serio pytam. Wydaje mi się, że ustrojowo Iliea jest monarchią. I to raczej z zapędami absolutystycznymi. Przy takim ustroju czynnik reprezentacji społecznej jest praktycznie wykluczony ze sprawowania rządów. Mówiąc dokładniej: nie funkcjonują politycy jako parlamentarzyści czy rola społeczna polegającej na podobaniu się ludziom, bo organy reprezentacji społecznej praktycznie nie funkcjonują.
    Twarz takiego ustroju jest prawie całkowicie urzędnicza i biurokratyczna. Nie znaczy to, że zmysł polityczny ceni się mniej, ale talent szołbiznesowy jest cokolwiek odległą sprawą – bo nie trzeba przekonać widowni, żeby polityka wybrała, a króla / wyższego urzędnika, by wręczył nominację urzędniczą.
    Mam dla Was zadanie: znajdźcie jakiś – jakikolwiek - element, łączący te trzy profesje. Śmiało. Popuścicie wodze fantazji.

    Przedsiębiorczość? Pisałem już przy poprzedniej analizie, że moim zdaniem Kiara Cass, pisząc o farmerach, miała na myśli posiadaczy największych plantacji, którzy dominują rynek USA. Wydaje mi się, że mała Cass wyobrażała sobie tą kastę jako środowisko przedsiębiorcze: wielkich plantatorów, właścicieli sieci sklepów jubilerskich, etc. ...

    ... natomiast oczywiście moje skojarzenia tematyczno / kompetencyjne nie wytrzymują logiki pieniądza.

    Napiszę pewnie coś jeszcze, ale na razie muszę przerwać.

    OdpowiedzUsuń
  2. "E, nie wiem, jak jest w książce, ale po angielsku w linku danego przez Beige jest:
    well as all officers in any policing, military, firefighting, or guarding position which are assigned by draft
    czyli oficerowie w wojsku itd. Czyli do wojska można pobrać każdego, ale nie każdemu można zostać oficerem, a Twój przekład „trochę” zmienia treść. (Nie, by całość stawała się przez to mniej absurdalna – ale moim zdaniem warto byłoby na tych nieszczęsnych oficerów poprawić.)"

    Faktycznie, musiałam pominąć przy edycji, dziękuję za uwagę. Inna sprawa, iż w świecie Cass zostanie oficerem jest, mówiąc oględnie, znacznie prostsze niż w naszej rzeczywistości.

    A co do kleru, faktycznie, mogliby być protestantami (chociaż nie musieli, Illea nie kopiuje amerykańskich wzorców), ale założyłam celibat z jednego prostego powodu - zbyt duża ilość potencjalnych konkurentów do tronu. Już sam fakt, iż cała rodzina królowej zostaje podciągnięta na drabinie społecznej jest bardzo ryzykowny, o czym przekonamy się dokładniej w "Jedynej".

    Maryboo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ba, powiem więcej - z tego, co dowiemy się wkrótce, ewentualna religia w Illei musiałaby być raczej oparta na taoizmie/innej religii wschodu lub prawosławiu.

      Maryboo

      Usuń
  3. Yay! Tak! Na to czekałam! Świetnie, że wróciłyście, stęskniłam się za analizami.
    Cóż, jak dla mnie jest trochę zbyt słodko i zbyt głupiutko, ale ja ogólnie rzecz biorąc, darzę taki gatunek książek sporą niechęcią. Nawet te lubiane Igrzyska Śmierci nie podeszły mi - głównie dlatego, że umierałam z powodu braku logiki niektórych elementów powieści. Ale tutaj... toż to apogeum, spełnienie moich najgorszych koszmarów i choć się śmiałam przy analizach, to jednak to był śmiech przez łzy.
    I sprawdziłam sobie, bo nie wiedziałam, nie czytałam, nie interesowałam się wcześniej tą serią, o co kaman z tymi "księciami" itepe... I... Rany, to już jedna trylogia to im mało? Serio trzeba teraz trzepać kasę na typowo autoreczkowych zabiegach "point of view" kogośtam? Siedzę i płaczę :<
    Ale mimo wszystko, nie mogę się doczekać kolejnej analizy.
    Popo

    OdpowiedzUsuń
  4. Ojejku, jakie to jest rozkosznie głupie. Naprawdę typowe opko wydane drukiem *___* Cieszę się, że wzięłyście na warsztat coś mniej patologicznego, bo właśnie czytając dzisiejszą analizę stwierdziłam, że byłam już zmęczona Meyer.
    Ta niewiedza autorki jest z jednej strony rozczulająca, ale z drugiej chyba bardziej przerażająca. Opisywanie głodu, biedy w ten sposób... W jakim świecie żyje pani Cass?
    Kasty nie mają żadnego sensu. Kurczę, jestem osobą, która (gdy książka jest przyjemna) jest w stanie przymknąć oko na różne błędy i nielogiczności, a nawet (gdy lektura jest naprawdę wciągająca) zupełnie ich nie zauważyć, ale tutaj już na pierwszy rzut oka widać, że coś jest nie tak
    Fragment z Caesarem o.O Swoją drogą, aż mam ochotę przeczytać książki i zobaczyć, kto się jeszcze ukrywa w Illei pod zmienionym nazwiskiem. Już widać, że jest tu jeszcze Peeta (chyba akurat książkowo-filmowy - vide kolor oczu!), choć ciekawa jestem, jakie cechy dodała mu autorka i co z tego wyjdzie.
    Pytacie, dlaczego America nie ma przyjaciół? Bo miała chyba być Katniss, a ona przecież przyjaciół nie miała. W "Igrzyskach" jest to chociaż wytłumaczone (chociaż był przecież Gale. I Madge. I może w pewien sposób Prim). Tutaj jedynym powodem jest chyba to, że bohaterka jest niezbyt sympatyczna, niezbyt rozgarnięta, a w dodatku wyczuwam u niej tą "pogardę dla wszystkich, którzy nie myślą jak ja" typową dla Mary Sue.

    Póki co strasznie mi się podoba, już się nie mogę doczekać ciągu dalszego ;)
    Autumn

    OdpowiedzUsuń
  5. Po raz pierwszy czytam analizę czegoś, czego nie czytałam i jest to bardzo zabawne. Wasze analizy są jeszcze lepsze!
    I przepraszam, ale ile to ksioopko ma rozdzialików?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Rywalki" - 25, "Elita" - 31, "Jedyna" - 32 plus epilog.

      Maryboo

      Usuń
    2. Nie wierzę, że mamy już prawie 1/5 pierwszego tomu za nami O_O

      Usuń
  6. Czytam Wasze analizy po raz pierwszy na bieżąco - niedawno dopiero dotarłam do blogosfery i mam za sobą jedynie "Lokatora" i "Brzask", ale możecie być pewne, że z Wami zostanę. Wasza praca jest nieoceniona - nie dość, że czytanie krytyki jest śmieszne, to jeszcze pomaga mi wyeliminować z moich własnych opek błędy, których nawet nie byłam świadoma.
    Chciałam tylko wypowiedzieć się w kwestii "Igrzysk śmierci", bo widzę, że temat tej książki będzie wielokrotnie poruszany. Przeczytałam ją w III gimnazjum (dwa lata temu), tuż po lekturze Orwella ("Rok 11984" i "Folwark zwierzęcy") i wywarła na mnie ogromne, piorunujące wrażenie. Ma, oczywiście, swoje wady, nawet podczas czytania bardzo ubolewałam nad faktem, że nie wiem, co takiego stało się ze światem, że mamy Panem, a nie USA. Wiele rzeczy mi się nie składało, ale myślę, że nie należy akurat za to krytykować Collins. "Igrzyska" przedstawiają między innymi obraz państwa totalitarnego, rewolucji, przemian ustrojowych, terroru, przejmowania władzy i koszmarnego strachu. Jeśli autorka zdecydowała się na narrację pierwszoosobową, informacje, które otrzymujemy od Katniss są wystarczające (moim zdaniem). Przecież Katniss nie musi wiedzieć wszystkiego, nie musi dokładnie znać historii swojego kraju (w szkole i tak pewnie poznałaby ją w formie zafałszowanej i zniekształconej), poza tym nie musi się tym interesować. Dla państwa totalitarnego bardzo charakterystyczny jest brak świadomości obywateli, którzy wolą nie wiedzieć zbyt wiele dla własnego bezpieczeństwa. Moim zdaniem Collins wiarygodnie przedstawiła psychikę osoby wychowywanej w skrajnych warunkach. Jej książka nie jest pozbawiona wad, ale pokazuje, co zły system robi z ludźmi.
    Zapożyczenie pomysłu na - lepsze czy gorsze - zilustrowanie życia w STRACHU, wiecznym napięciu, zmaganiu się z idiotycznymi przepisami i ograniczeniami w celu uatrakcyjnienia... czegoś takiego jak Eliminacje... i kolejnego wątku miłosnego... to pomyłka.
    Dziękuję za kolejną analizę i cieszę się, że po "Lokatorze" mogę być na bieżąco oraz czasem coś od siebie dorzucić :D

    inamainwaring

    OdpowiedzUsuń
  7. "Igrzyska śmierci" z kolei zrzynają z mangi "Battle Royale" i "Wielkiego Marszu" Stephena Kinga. Mimo to, chyba obejrzę, żeby się bardziej pośmiać w analizach :D Ale patrząc po cytatach i w ogóle wszystkim - nikt nie posądził pani ałtorki o plagiat?

    Czy tylko mnie irytuje zwrot "zrobiłam makijaż"? Już pomijając opkowatość, dla mnie brzmi po prostu głupio, choć technicznie jest chyba poprawny.

    Hehe, fartuch :D Ja w plastyku konsekwentnie odmawiałam wkładanie go na rzeźbie, bo były koszmarnie niewygodne, przez co spodnie i buty miałam praktycznie zawsze uwalone gliną/gipsem i innymi fajnymi rzeczami. Państwo Singerowie, wiecie co pomaga na upaćkane ubrania? PRANIE. U mnie zadziałało, polecam. Nie będziecie musieli podejmować dramatycznego wyboru - nowa bluzka czy cytryna.

    Na co Ami (NIE będę nazywać jej Americą, spędziłam tam kawał dzieciństwa, nazywanie tak tej pustej lali to zwyczajna profanacja) tak angstuje po rozmowie z ojcem? Przecież dopiero co jej powiedział, że pobłogosławiłby jej związek nawet z bezdomnym ćpunem. Co swoją drogą też jest dziwne - nie, że mam jakieś uprzedzenia, jestem pewna, że bezdomny narkoman może być wartościowym człowiekiem, który miał niesamowitego pecha w życiu, jednak ciężko mi wyobrazić sobie jakiegokolwiek rodzica, który z lekkim sercem wydałby za takiego człowieka córkę.
    "Ja wyglądałam przyzwoicie, ale skromnie. Podobnie jak Siódemki, nie wiedziałam, że powinnam się przejmować wyglądem. Poczułam nagły przypływ niepokoju. " :D Zinterpretowałam to w pierwszej chwili tak, że Ami jest przerażona, bo mujeju, jedne to dopiero co z pola wróciły a inne mają kilo tapety, a ona, taka skromna i przyzwoita, na pewno wygra! No, ale to tylko ja, trzymam się prawdopodobieństwa psychologicznego. Prawdopodobnie źle robię, ale trudno, taki nawyk.
    A ten fragment opisujący dziewczyny z kolejki był zwyczajnie obrzydliwy. Wszystko ok, jakby gardziła kiczowatym makijażem wyższych stanem, to całkiem naturalne, ale te niżej? Panienko, te dziewczyny w przeciwieństwie do ciebie, już pracują na swoje utrzymanie, zapewne pomagają rodzinom i ich największym problemem nie jest to, że herbata się skończyła.
    No i brak dostępu do edukacji, jakkolwiek bezsensowny, faktycznie nie służy Piątkom. Powinno im zacząć coś świtać w momencie wypełniania zgłoszenia, bo skoro to niby miała być loteria, to powinna do nich przyjść karteczka z okienkami do zaznaczenia YES/NO (aha, nadal chciałabym wiedzieć, po jakiemu oni mówią). No, ale wtedy Amisia nie mogłaby przyszpanować, że zna aż trzy języki.

    Zmienniaczus literus imiennus - ojtam, czepiacie się, to jezd przyszłość, to i imiona się pozmieniały.

    Maryboo, jak to nie słyszysz śmiechu? :D Analiza przecudowna, jak zawsze. Doceniam zwłaszcza przyrównanie dochodów. Ałtorki mogłyby się od ciebie uczyć.

    Jeśli chodzi o YA, to mi przychodzi na myśl seria "Dziewczyny..." Jaqueline Wilson (inne jej książki też są spoko, choć są głównie adresowane do dość młodych). Bohaterka jest wręcz ANTYMarySue. Ma straszne kompleksy z powodu tuszy, okularów i loków i w przeciwieństwie do innych Maryś, nie wymyśla sobie tego. I, uwaga, ma nawet dwie przyjaciółki! Co wiecej, ogólnym przesłaniem jest, że faceci przychodzą i odchodzą, ale przyjaciele zostaną na wieki. Niezbyt długie i lekkie czytadło, polecam jako antidotum na twórczość Stefy i twór analizowany. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, Igrzyska ściągają z Wielkiego Marszu, i jeszcze z Uciekiniera, Kinga. A co do pozywania pani Cass o plagiat, to jeden z zawodowców mówi coś w stylu: "Dwunastu do piachu, jedenastu w kolejce", natomiast w dziele Kinga, które zostało napisane 30 lat przed IŚ, jest to: "Pięćdziesięciu do piachu, czterdziestu dziewięciu w kolejce". I mówmy tu o plagiacie. Nie, nie uważam, żeby książki autorstwa Cass były dobre, a Igrzyska naprawdę mi się podobały, ale bądźmy sprawiedliwi.
      Co do analizy, to jak zwykle cudna, nowe kategorie kwikaśnie i bardzo na miejscu ^^. Amisia to taka typowa mery, że nie wiadomo czy śmiać się czy płakać, a autorka jest głupia. Amen.
      Rose

      Usuń
    2. Jedno zdanie to jeszcze nie tragedia, zwłaszcza, że "pójście do piachu" (prawdopodobnie "bite the dust" w oryginale) jest dość powszechnym określeniem, od biedy można by uznać za zbieg okoliczności. Ale z analizy wynika, że Cass nie dość że zrzyna koncept świata, fabułę, bohaterów, to jeszcze przepisuje sobie fragmenty "Igrzysk" praktycznie na żywca. No, ale nie znam się na amerykańskim prawie, może to za mało. Ja tam na miejscu Collins byłabym wkurzona.

      Usuń
    3. Ps. Jestem świeżo po lekturze pierwszej części "Igrzysk". Jestem mile zaskoczonaiI pomału odzyskuję wiarę w literaturę :) Tym bardziej mnie boli, że powstał taki niewydarzony klon, ugh. Ok, z Kinga mamy wyłącznie motyw padających po kolei dzieciaków i niezdrową podnietę tłumu. Dużo więcej inspiracji widziałam z "Battle Royale" (dla niewtajemniczonych: jedzie sobie klasa licealna bodajże w Korei na wycieczkę, a tu ich usypiają gazem, wywożą na wyspę i oświadczają, że mają się powyrzynać nawzajem. Również dają im jakieś zaopatrzenie, broń jest losowa i są dość kreatywni w urozmaicaniu uczestnikom życia. Z tym, że co najmniej paru osobom zależy wyłącznie na tym, żeby stamtąd zwiać). Ale nie jest to nawet w 1/4 tak chamska i bezczelna zrzyna, jaką uskutecznia Cass.

      Usuń
  8. Urocze :) Jak czytam tą analizę to nie mogę się odpędzić od wizji pani Cass jako słodkiej i rozpieszczonej przez rodziców osiemnastolatki, która całe życie wychowywała się pod kloszem i nie ma pojęcia o funkcjonowaniu gospodarstwa domowego, a co dopiero państwa. Takie to naiwne, głupiutkie i usilnie próbujące być dorosłe i mądre.

    Muszę też przyznać, że na początku mocno sceptycznie podchodziłam do ciągłego porównywania "Rywalek" do "Igrzysk". Co prawda ani jednego, ani drugiego nie czytałam, ale wydawało mi się, że obecnie nic już nie jest oryginalne i pewne pomysły się powtarzają bo taka moda. Ale po tym odcinku analizy zmieniam zdanie. Zestawione obok siebie cytaty z obu książek mnie powaliły. To momentami wręcz zalatuje wyjątkowo "subtelnym" plagiatem... Szok. Zastanawiają mnie tylko wydawcy, którzy coś takiego puszczają i nie każą nic zmieniać. Intruz rżnął po SG-1, Rywalki po Igrzyskach i nikt się nie czepnął, że coś tu nie gra...

    Analiza klas społecznych przecudna. Ten system jest tak bardzo bez sensu. A jeszcze to zestawienie zarobków - miodzio. Naprawdę w całym tym podziale nie ma innej logiki niż własne upodobania autorki i jej uprzedzenia do jakiegoś konkretnego zawodu. Trochę w sumie dziwi mnie skąd pomysł na takie utrudnianie sobie wszystkiego. Jakby nie wystarczyło dać zwykłego (albo trochę pogłębionego) klasycznego kapitalizmu. Tutaj od razu odpadł by problem niezadowolenia mieszkańców, bo mimo wszystko w czasach obecnych wielu ludzi ciągnie do kapitalizmu, jakby nie patrzeć to jednak bardzo efektywny i stabilny system, zwłaszcza w połączeniu z autokratyzmem, dyktaturą albo właśnie monarchią absolutną.

    I jeszcze taka drobna rzecz odnośnie bohaterki. Może nie chodzić o brak znajomych, co o brak przyjaciół. Sama pamiętam, że jako nastolatka nie narzekałam na brak znajomych i dobrych kolegów/koleżanek, ale nie zaliczałam wtedy nikogo do grona przyjaciół, bo to jednak coś więcej. Może tutaj o to chodzi? Druga sprawa - dziewczyny w takim wieku często strasznie przeżywają fakt, że nie mają przyjaciółek od serca, więc większą sympatią darzą bohaterki w podobnej sytuacji. Patrząc na to jakie postacie najbardziej podobają się nastolatką mamy teraz wałkowany do znudzenia schemat szarych myszek, samotniczek, wielce "skromnych" i jednocześnie wspaniałych... Taka hipoteza ;)

    Poza tym zdobyłam książkę i masochistycznie próbuję się zabrać za czytanie :D Czekam na kolejne części analizy i pozdrawiam Was serdecznie ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Dziękuję :). Podczas czytania patrzyłam tylko na suwak i było mi bardzo przykro, że tak szybko uciekał na dół strony. Maryboo jak zwykle w najwyższej formie, (Beige już-nie-Obsydianowy-Trawnik poprzednio też, oczywiście), analiza piękna, kwik na kwiku i satysfakcja - po raz pierwszy wcześniej przeczytałam twór, który został rozjecha... zaanalizowany (jestem w połowie pierwszego tomu; małżonek uznał, że zwariowałam, tracąc czas na takie pierdoły, ale co on tam wie...). Podczas lektury próbowałam przewidzieć, jakie powstaną kategorie - i niewiele się pomyliłam! Na szczęście mam już za sobą Igrzyska, więc po części nie było to wielkim wyzwaniem.
    Tak czy inaczej - dziękuję po raz wtóry i liczę dni do niedzieli. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  10. Małe pytanie - czemu nie ma kategorii "Mary Sue", tak jak w poprzednich dziełach? Bo liczby w okolicach googola (1 i 100 zer) zajmowałyby za duzo miejsca? :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, spokojnie, nowe kategorie w drodze. "Mary Sue" nie będzie, ale obiecuję, że Ami otrzyma jedną związaną z jej...ekhm...nadzwyczajnymi przymiotami ducha.

      Maryboo

      Usuń
    2. Obstawiam "To ja, Narcyz sie nazywam..." :D

      Usuń
  11. Haha, ta książka jest naprawdę śmieszna, choć niezamierzenie. ;p Analiza jest cudowna, fantastycznie wytyka idiotyzm kast, "ubóstwa" Gale'a.. znaczy Ośrodka... i zerżnięcie z Igrzysk (nazwa kategorii świetna!).
    Jejku, nie mogę się już doczekać następnego weekendu.
    Adria

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właściwie nie możesz się doczekać końca następnego weekendu - jak to dziwnie brzmi!
      No i Beige niestety dodaje rozdziały raczej późno, może to taki sposób na nabicie liczby wyświetleń (ja sama odświeżam stronę co 10 min)? ;)

      Usuń
    2. Oj tam, oj tam. ;D Od poniedziałku już wolne przedświąteczne, to mogę zacierać łapki na koniec weekendu. ;p

      A. ;)

      Usuń
  12. Kurde, poczułam potrzebę ściągnięcia sobie tej książki. Chyba miałam ciężki dzień.

    OdpowiedzUsuń
  13. Pomijając fakt durnego zakazu seksu przed ślubem to... ej, no zaraz, chwila moment, jeśli chodzi tylko o to by nie mieć dzieciaka to przecież są takie formy seksu jak oral i anal, czemu bohaterka i jej facet tego nie robią, jeśli mają taką chuć? Nie ogarniam szczerze. O.O

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimowy: hańba na Ciebie i całą Twą rodzinę. Czy nie wiesz, że tego rodzaju bezeceństwami zajmują się tylko kobiety upadłe? Jedynym akceptowalnym seksem u Mary Sue jest ten w pozycji misjonarskiej i to wyłącznie pod warunkiem, że kawaler wcześniej się oświadczy.

      Nie do końca wiem kogo należy winić za tego rodzaju myślenie autorek dzieł YA, ale podejrzewam, iż osobą, która przetarła szlaki była Meyer z jej usilnie forsowanym "seks dopiero po ślubie".

      Maryboo

      Usuń
  14. Ech. I pomyśleć, że ja w wieku bodaj 14 lat planowałam narysowanie epickiego komiksu, którego akcja miałaby się toczyć również w utopijnej, totalitarnej społeczności na latającej wyspie. Pamiętam, jak wertowałam różne książki typu "Kamienie na szaniec", żeby mieć jakiekolwiek pojęcie o działaniach partyzantki. W końcu zrezygnowałam z tego, bo nie potrafiłam wymyślić sensownego sposobu, w jaki sposób toto lata i to mnie strasznie drażniło. A proszę, mogłam wszystko olać i dać piknego jak z obrazka truloffa albo i dwóch i może dziś byłabym sławna i bogata. Kij z tym; ostatnio czytam komiksy o pokemonach, tzw. Nuzlocke challenge i wiele osób na podstawie gry dla dzieci (huehue) potrafi stworzyć naprawdę przekonujący, spójny i logiczny świat. Raczej nic z tego nie zostanie wydane, to prace tworzone wyłącznie dla rozrywki własnej i fanów. Niech mnie ktoś przytuli, bom smutna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O taaak, Nuzlocke challenge! Sama często jestem pod wrażeniem, jak ludzie uzasadniają fabularnie zasady Nuzlocke (dla niewtajemniczonych: chodzi o to, że łapie się tylko pierwszego pokemona spotkanego w danym obszarze, a jeśli pokemon padnie w walce, uważa się go za martwego). Wprawdzie nie wszyscy uważają, że potrzeba tu jakiegokolwiek uzasadnienia, ale ci, którzy to robią - bardzo często mają to dogłębnie przeanalizowane. To samo dotyczy zasad dodatkowych, np. nie używania przedmiotów leczących czy też nazywania wszystkich złapanych pokemonów. Sama przechodziłam Pokemony Y z zasadami Nuzlocke, ale nic na ten temat nie popełniłam... ciężko byłoby mi uzasadnić po swojemu zasady, a nie chciałam ich nie uzasadniać. Chociaż pomysł z truloffem piknym jak z obrazka może wypalić - mam do wyboru Calema, Tierno, Trevora, profesora Sycamore (chociaż on wysyła uperfumowane listy mojej mamie, a nie mnie), no i może jakiegoś lidera stadionu czy członka Elitarnej Czwórki... hmmm...

      Usuń
    2. Hej :D Fani poków! Może wymienimy się friend code'ami :) Ja mam swoje kochane X i AlphaSapphire, jakby co
      Popo

      Usuń
    3. (Autor pierwszego komentarza) Bardzo bym chciała, ale nie posiadam konsoli, gram na emulatorach :( Za to własny Nuzlocke się tworzy :D

      Usuń
    4. Ja mam Y i Omega Ruby, ale OR jeszcze nieruszone - właśnie mi przyszło do głowy, jak w moim własnym Nuzlocke uzasadnić zasady (jak to brzmi...), więc wkrótce pojawi się słodziaszny blogasek z historią Nuzlocke w Hoenn. 7.8/10, za dużo (lania) wody :D Kurczę, jakbym miała wcześniej pomysł z truloffami, to powstałaby historia w Kalos, ale teraz nawet nie pamiętam, jak moje przygody w pokefrancji dokładnie przebiegały...
      Mój FC: 4184-2910-3256. Jeśli ktoś ma ochotę na Eevee z 5*31 IV, niektóre z HA, to służę.

      Usuń
  15. Podziwiam ałtorkę za stworzenie tak makabrycznie nielogicznego świata. Trzeba mieć talent.

    OdpowiedzUsuń
  16. Absolutnie NIE zamierzam bronić tego dzieła, ale muszę się podzielić pewną refleksją. Moja rodzina teoretycznie nie jest biedna. Stać nas na jedzenie, może nie wykwintne, ale też nie sam suchy chleb, no, normalne jedzenie, jakie je każda rodzina. :P Mamy się w co ubrać, zwykle kupujemy w lumpeksach lub sieciówkach, ale przecież to normalne, dobre ciuchy. Mamy dwa komputery, internet, telewizor (chociaż bez telewizji satelitarnej, ale i tak :P), każdy z rodziny ma komórkę, ja mam nawet tablet. Nie są to najlepsze sprzęty, półka raczej średnia, w niektórych przypadkach niska, ale jednak SĄ. I tak dalej, i tak dalej, można by wymieniać. Gdyby zestawić naszą rodzinę z ogółem rodzin świata to należymy przecież do czołówki najbogatszych ludzi! Dla takiego biednego dziecka z Afryki, czy nawet dla zwykłego bezdomnego z naszego miasta - jesteśmy zajebiście bogaci i mamy WSZYSTKO.
    A jednak jesteśmy tylko ludźmi i ja sama czasem uważam nas za biednych. Mamy kredyty do spłacenia. Nie stać nas na wyjazdy na wakacje (rok w rok jeżdżę w te same miejsca: do babci, do wujka i/lub do koleżanki z innego miasta). Moi znajomi po wakacjach często się przechwalają wycieczkami do krajów takich jak Egipt, a nas nie stać nawet na porządne wakacje w Polsce. Jak pisałam, mamy różne sprzęty, ale nie jest to najwyższa półka, więc często zazdroszczę koleżankom bardziej nowoczesnych rzeczy, szybciej działającego komputera, na którym chodzą gry, które mi nie chcą odpalić, telefonu z większą ilością funkcji, większego telewizora itd. Zazdroszczę koledze, który kolekcjonuje oryginalne filmy i płyty CD, bo mnie nie stać na kupienie wszystkiego co chcę obejrzeć/posłuchać i niestety muszę... Każdy wie co, ale nie napiszę tego słowa, żeby mnie policja nie namierzyła. :) Zazdroszczę wielu różnych drobnostek, na które mnie nie stać. Wymieniać można w nieskończoność. Wiadomo jakie jest życie. Wiem, że mogłam mieć DUUUUŻO gorzej i być DUUUUŻO biedniejsza, dlatego staram się tę zazdrość w sobie tłumić, ale wiadomo jacy są ludzie.

    Ale po co w ogóle ten cały mój wywód? Otóż chcę powiedzieć, że dla mnie całkiem wiarygodna byłaby bohaterka, która uważa się za bardzo biedną, chociaż tak naprawdę taka nie jest. Może i ma porządne obiady i herbatkę z cytrynką, ubrania itd, ale widzi na około siebie bogaczy, którzy jedzą lepsze dania, ubierają lepsze ciuchy i - wśród nich - czuje się biedna, tak jak ja wśród swoich znajomych. Napisałam "byłaby", bo, oczywiście, całkowicie rozumiem, że w tym przypadku ałtorce ksionszki naprawdę wydawało się, że to co opisuje to bieda. Dlatego napisałam na początku, że niczego tu nie bronię, chcę po prostu wyrazić swoje zdanie na ogólny temat. Dzięki jeśli ktoś wytrwał w czytaniu. Pozdrowienia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimowy: Oczywiście, że poczucie niedostatku jest relatywne. Tyle tylko, że - jak przekonamy się wielokrotnie na przestrzeni analiz - Cass wcale nie twierdzi, iż America ma ciężej w życiu niż Dwójki i Trójki, co byłoby akurat w pełni zrozumiałe; ona naprawdę sądzi, iż rodzina Singerów jest w tragicznej sytuacji materialnej, a spożywanie na obiad kurczaka i ziemniaków równa się skrętowi kiszek z głodu.

      Maryboo

      Usuń
  17. Ja się zgłaszam do pytania, co ma rolnik do jubilera i agenta nieruchomości.
    Rolnik hoduje marchewkę. Marchewkę jedzą koniki. Koniki pracują w kopalniach. W kopalniach wydobywa się diamenty. Diamenty obrabia jubiler. Jubiler mieszka w domku zakupionym za pośrednictwem agenta nieruchomości. DA DAŁM!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raysee: faktycznie, logika nie do obalenia. Dziękuję za rozwiązanie zagadki!

      Maryboo

      Usuń
  18. Zapewne odpowiedz na moje pytanie brzmi NIE, ale nurtuje mnie sprawa: Czy wiadomo jak żyją pary homo w tym pięknie nielogicznym swiecie zakazującym seksu przed ślubem? Homo i tak nie mogą mieć dzieci,więc czy mogą To robic przed ślubem? Czy w ogóle mogą brać ślub? Jesli nie to czy to znaczy, ze nie mogą uprawiać seksu w ogóle? Ale...CZEMU skoro i tak nie mogą mieć dzieci?uhhhh tyle braku sensu i logiki.
    Ps dobra wiem, autorka pewnie po prostu zakłada, ze wszyscy ludzie świata są hetero tak jak zakłada, ze wszyscy uprawiają seks po bożemu. Trzeba chronić niewinne umysly czytelniczek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie wszyscy homo wyginęli albo gdzieś tam są, ale się o nich nie mówi. Bo jak będziesz ich ignorował to na pewno znikną. Albo są na traktowani jako chorzy i w momencie jak się ujawnią to ich wrzucają do ostatniej kasty.
      Kur0_Neko

      Usuń
    2. Hm, ile razy w waszym otoczeniu ktoś coś wspominał o leworęcznych...? Przypuszczam, że jeśli wśród waszej rodziny czy znajomych nie ma nikogo takiego, to się tego tematu nie porusza - bo po prostu was nie dotyczy, a nie dlatego, że "jak się ich będzie ignorować, to znikną".

      Usuń
    3. ok, ale leworęczność to nie orientacja seksualna i nie problem społeczny, a homoseksualizm jak najbardziej takim problemem jest, a przynajmniej jest to temat budzący szerokie zainteresowanie społeczne. Ale nie wydaje mi się, by szanowna pani autorka chciała napomykać o czymś takim jak odmienna orientacja, po co zanudzać czytelnika pełnym obrazem społeczeństwa, skoro mamy przed sobą tak fenomenalną historię miłosną! Podobnie zrobiła z duchowieństwem (jak mówiły dziewczyny) poza tym, że jest nie wiemy nic więcej bo i po co.

      rose29

      Usuń
    4. O, o, też chciałam zapytać o homoseksualizm w tym cudownie absurdalnym systemie, ale doszłam do wniosku, że nie warto, bo i tak nikt, z ałtorką włącznie, nie zna odpowiedzi. Podobnie miałam przy wilkołakach u naszej kochanej Stefy: wpojenie ma (teoretycznie) być zabezpieczeniem, by się gatunek rozmnażał, ok, wszystko fajnie, ale jak dany wilczek jest gejem, to co? Nie ma wpojenie (farciarz)? "Nawraca" go? Gej nie może być wilkołakiem/wilkołak nie może być gejem? To nie nie zdarza gdyż albowiem ponieważ bo Imperatyw?
      Generalnie YA przeważnie szeeeroookim łukiem omija temat odmiennej orientacji. Ja rozumiem, że temat "kontrowersyjny" i nie każdy chce się o nim rozpisywać, ale jednak jest to element kreacji świata przedstawionego i wypadałoby wspomnieć.

      Usuń
    5. to już zależy od autorki ;) nie wiem jak tam u tej pani z poglądami, ale jeśli są bardziej konserwatywne (jak u Meyer) to geje w stworzonym przez nią w świecie po prostu nie istnieją albo istnieją, ale temat tych "grzeszników" jest niewart uwagi. może to i lepiej dla gejów? patrząc na umiejętności tej pani, to bohater-gej pewnie byłby do bólu stereotypowy

      Usuń
  19. Miałam ostatnio takie dywagacje, z których wynikło mi, że dla Cass chyba Singerzy to miało być coś a'la rodzina Weasleyów z HP. No bo w końcu mówiono, że byli biedni? No mówiono. Mieli co jeść? No mieli. No to po co roztrząsać jakieś nieistotne niuanse - skoro Weasleyowie mogli być biedni w ten sposób, to bohaterowie Cass też! (I w ogóle z Weasleyami kojarzy mi się całe przedstawienie tej rodziny, ale nie czytałam Igrzysk, więc oczywistsze nawiązania mogą mi umykać).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rowling w przeciwieństwie do Cass nie wmawiała nam, że rodzina Weasleyów żyje na granicy ubóstwa. Wizja ubóstwa według Kiery jest dla mnie niezwykle interesująca.

      Usuń
    2. Jest długi komentarz wyżej traktujący mniej więcej o tym samym. Jest ogromna przepaść pomiędzy zazdroszczeniem innym lepszej sytuacji materialnej a wmawianiu sobie i innym, że śmierć głodowa zagląda ci w oczy. Póki co, nie widać też, żeby ktokolwiek wyśmiewał się z finansowej sytuacji Ami (jak np. Draco z Rona). Mało tego, ona sama wyśmiewa Siódemki.

      Usuń
    3. Ale ja o tym doskonale wiem i pisałam to w komentarzu. Po prostu upatruję u Cass takiego ciągu uproszczeniowego, że bieda relatywna -> bieda jak każda inna -> level dziewczynki z zapałkami. Nigdzie nie sugerowałam, że zgadzam się z tym myśleniem, które jest wybitnie bzdurne, ale byłabym skłonna uwierzyć, że ktoś (Cass) wyciąga takie wnioski, jeśli czyta pobieżnie i bez zrozumienia (a po nawiązaniach do Igrzysk wnioskuję, że właśnie tak jest).

      Usuń
    4. No nie wiem, jak bardzo bez zrozumienia ta pani musiała czytać "Igrzyska", że stawia znak równosci między Katniss, która po śmierci ojca przeszukiwala śmietniki, byle tylko zdobyć cokolwiek do jedzenia (zanim zaczęła polować) a Ami szamiącą w najlepsze kurczaka z makaronem :D

      Usuń
  20. Relacja Ameriki i Aspena to faktycznie coś w stylu heroinowej miłości Belli i Edzia. Czytając wasze analizy "Zmierzchu", przez cały czas zastanawiałam się, co te biedactwa zrobią, jak już skończą im się te wszystkie problemy... Przecież ci ludzie kompletnie nie mieli o czym ze sobą rozmawiać! Ile można mówić o urodzie partnera? A tutaj jest chyba jeszcze gorzej, bo te biedactwa nawet nie opiewają swojej urody. I co to będzie z tą jakże głęboką relacją? :( Już nie mogę się doczekać.

    OdpowiedzUsuń
  21. Droga Beige, czekam w wielkim napięciu. Proszę ładnie, dodaj swoje rozdziały (wiem, że są już gotowe i trzymasz nas w napięciu, bo tak!). Dzięki Wam, dziewczyny, przeczytałam wszystkie tomy (dziękuję baaardzo...) i teraz mam nieuleczalny ubytek na musku, pomóc mi mogą jedynie Wasze komentarze do tekstu tego arcydzieła - w dużych dawkach!

    I malutki SPOILER - Kiera na końcu książki zamieszcza całą masę przesłodzonych podziękowań, m.in. dla zespołu One Direction! Za inspirację... To potwierdza moje podejrzenia, że panna jednak nie ma ok. trzydziestki, prędzej trzynastki. Co wiele tłumaczy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też przeczytałam. Najbardziej podobało mi się, jak

      SPOILER

      rodzice Maxona umarli, a on się ucieszył, że będzie się mógł ożenić z Americą. Nie ma to jak priorytety.

      Usuń
  22. Ech... Kolejne dwa rozdziały były ciężkie do przebrnięcia, naprawdę. Co tu dużo mówić - ja absolutnie NIENAWIDZĘ trylogii pani Roth, a zawarte w niej "frakcje", niech je coś trzaśnie, doprowadzają mnie do białej gorączki. Trzeba jednak przyznać Cass - przebiła nawet tamto wypaczenie natury. Jej kasty nie mają absolutnie ŻADNEGO sensu... Q_Q
    Ale to co doprowadziło mnie do szału to coś, czego niestety Maryboo nie podjęła (nie wiem, czy Ciebie to nie uderzyło, czy nie miałaś siły na to...), a mianowicie podejście Ami do księcia. Ciągle gada, że jest sztywny - A JAKI MA BYĆ TĘPA DZIEWUCHO?! To KSIĄŻĘ! Koronowana głowa (przyszła, mniejsza!)! Jego obowiązuje etykieta, zachowanie, na niego patrzy cały naród! A ta się dziwi, że nie rzuca tanimi dowcipami spod budki z kebabem?!
    Co do Aspena dalej się nie wypowiadam... Nie znam dalszej części książki, tym bardziej kolejnych, bo czytam na bieżąco - cały ich związek jest cholernie płaski, ale mogę uznać, że to właśnie taka niezbyt dojrzała relacja oparta na hormonach i fizyczności. No i zachowanie Ami aż wali taką głupiutką nastolatką... Ale cóż, to ma swój urok, jeśli tylko nie będzie mi to kreowane na Najwyższą I Najlepszą Miłość (a tak pewnie będzie...)

    OdpowiedzUsuń
  23. Napiszę chyba najkrótszy z komentarzy, które się tu pojawiają, ale...
    Niestety, ale ISTNIEJE takie imię jak Maxon i jest to wpółczesna wariacja do imienia Max i dosłownie oznacza - "greatest".

    OdpowiedzUsuń
  24. Mam, mam! Tamte trzy zawody łączy związek z ziemią.
    Jedni ją uprawiają, inni mają z niej klejnoty, a jeszcze inni ją sprzedają.
    Jesteś boska, Niki

    OdpowiedzUsuń
  25. Analiza miodna, jak Wasze wszystkie. Uczepię się jedynie imienia Maxona. Poznałam w internecie faceta o imieniu Juzer. Tego imienia też nie uświadczycie na Behind The Name, a jednak gdzieś w Indiach istnieje. Takie tylko spostrzeżenie, teraz lecę czytać dalej :D

    OdpowiedzUsuń
  26. Czytając to co chwilę przerywam, by powykilnać Kierę, a rodzice się na mnie dziwnie patrzą, a potem wzruszają ramionami. Chyba już zdążyli się przyzwyczaić. Na razie najbardziej polubiłam pana Singera, pewnie dlatego, że przypominam mi pana Benneta i na nazwisko Bobby'ego. Odczuwam coraz większą chęć mordu na Ami. Analiza jak zawsze świetna

    OdpowiedzUsuń
  27. A Maxon to swoją drogą reklamowany ostatnio w tv środek na potencję... to się na prawdę dziwnie czyta w ten sposób :P

    OdpowiedzUsuń
  28. Właśnie gdzieś wyczytałam że autorka ma dyplom z historii... pewnie bachelor ale zawsze to wyższe wykształcenie O.o

    OdpowiedzUsuń
  29. Meh autorka ma małe pojęcie o świecie, dla niej pewnie bieda jest wtedy, gdy ktoś nie ma willi z basenem i nie może wydawać pieniędzy na prawo i lewo. Dziwię się, że autorka Igrzysk nie weszła na drogę sądową w sprawie plagiatu, zgapianie jest ewidentne, wręcz chamskie.
    Wszystko w ogóle jest tu infantylne i głupiutkie.

    Eva

    OdpowiedzUsuń