*
bierze głęboki wdech *
Koniec
wypoczynku, wracamy do roboty.
Tu
powinien znaleźć się jakiś elegancki lub dowcipny wstęp, ale
szczerze mówiąc, nic mi nie przychodzi do głowy; wszystko, co
mogłam powiedzieć na temat tej serii zawarłam w listopadowej
notce. Przeczytaliście analizę Beige, wiecie zatem, czego mniej
więcej możecie się spodziewać po tej książce. Będzie głupio,
śmieszno i straszno. Z naciskiem na to pierwsze.
ROZDZIAŁ 3
Zaczynamy
uroczo marysuistycznie – snem:
Aspen, ubrany na biało, wyglądał
jak anioł.
...pierwsze zdanie,
a ja już jestem zdenerwowana. Autorko, masz szczęście, że nie
dałaś Americe daru Belli Swan, znanego też jako Znaczące Senne
Wizje, bo nie zniosłabym literackiego gwałtu na kolejnej
nadnaturalnej istocie (informacja dla czytelników nie zaznajomionych
z kanonem: w tej książce wszyscy są ludźmi, a przynajmniej taki
był autorski zamysł. Patrząc na co poniektóre postacie, można
bowiem nabrać poważnych wątpliwości co do ich rzekomego
człowieczeństwa).
Byliśmy nadal w Karolinie, ale poza
nami nie było tu nikogo. Chociaż zostaliśmy sami, za nikim nie
tęskniliśmy. Aspen splótł dla mnie koronę z gałązek i byliśmy
razem.
Nie patrzcie na
mnie, też nie wiem, o co biega. Jedyne, z czym kojarzy mi się
„korona z gałązek”, to korona cierniowa, ale mam szczerą
nadzieję, że autorka nie próbowała wpleść do „Rywalek”
religijnych podtekstów; to dzieło jest już wystarczająco
bezsensowne bez silenia się na nietrafiony symbolizm.
Niestety (lub na
szczęście), nie dane jest nam poznać dalszego przebiegu snu,
America zostaje bowiem obudzona przez matkę. Ami stęka i ziewa, ale
w końcu powraca do świata żywych i zaczyna rozmowę z rodzicielką.
O czym dyskutują? A jakże – o Eliminacjach. Mamusia bowiem nie
odpuszcza i nadal upiera się, że córka koniecznie powinna wysłać
swoje zgłoszenie. Heroina się stawia (choć nie jest już taka
nieugięta w swym uporze, pamięta bowiem o obietnicy danej
Aspenowi), ale mama ma dla niej propozycję; jeśli America wypełni
formularz, to będzie mogła występować na przyjęciach bez
rodzicielskiej kurateli, a ponadto:
– Cóż, to jeszcze nie wszystko.
Możesz teraz występować sama i przyjmować zaproszenia… więc
zatrzymasz połowę tego, co zarobisz. – Mama lekko się skrzywiła,
wypowiadając te słowa.
Gwałtownie otworzyłam oczy.
(…)
Wiedziała, że mnie ma, chociaż
pewnie spodziewała się, że będę dłużej stawiać opór. Ale jak
mogłabym stawiać opór? I tak miałam się zgłosić, a teraz w
dodatku będę zarabiać własne pieniądze!
A tak liczyłam na
to, że będziemy mogły poczekać z wprowadzeniem kolejnej kategorii
przynajmniej do następnej strony Worda...niniejszym powitajcie
gorącymi oklaskami:
Nie,
nie jesteśmy w Panem.
Gdyby zapytać
Cass, z pewnością wypierałaby się do Sądnego Dnia, ale nie
zmienia to faktu, iż „Rywalki” mają podejrzanie dużo wspólnego
z „Igrzyskami śmierci”. Mówiąc „podejrzanie” mam na myśli
„weź wątek z trylogii Collins i przerób go delikatnie tak, by
pasował do twojej disnejowskiej wersji rzeczywistości”. Niestety,
w historii Katniss Everdeen ciężko uświadczyć fabularnego lukru,
w związku z czym połączenie tych dwóch światów robi się w
najlepszym przypadku żenujące, w najgorszym – całkowicie
niestrawne. Powyżej macie próbkę tego rodzaju zapożyczenia – w
tym wypadku biedy panującej w domu Everdeenów. I niespodzianka:
skopiowanie tego – dosyć zresztą uniwersalnego – elementu
fabularnego nie ma absolutnie żadnego sensu w przypadku rodziny
Ameriki.
Ale jak to? -
spytacie. Jak można skopać historię biednego klanu z nizin
społecznych, który ledwo wiąże koniec z końcem? Cóż, jak widać
na załączonym obrazku, można i to jak najbardziej. Przedstawię to
za pomocą porównania.
Co chciała
napisać Cass: rodzina nie-Katniss żyje w ubóstwie, żeby
przeżyć chwytają się każdej chałtury, często chodzą głodni,
a Eliminacje to dla nich jedyna szansa na poprawę warunków
bytowych.
Co napisała
Cass: familia Singerów spożywa
regularne posiłki, na które składają się drób, owoce, produkty
mączne oraz herbata z cytryną; miarą niedożywienia jest fakt, iż
America nie może wypić do obiadu więcej niż jednej szklanki
napoju. Przy stole nikt nie rzuca się na jedzenie. Każdy dorosły
członek rodziny ma stałe (choć nieregularne) źródło dochodów,
a panią Singer stać na to, by przekupić córkę wizją dodatkowych
zarobków, które nie będą trafiały do wspólnej kabzy.
Cass, to nie jest ubóstwo; to co najwyżej konieczność rozsądnego
planowania wydatków. America ma ciepły posiłek na stole, ubrania,
instrumenty muzyczne (dzięki którym może zarabiać na swoje
utrzymanie), dach nad głową i telewizor. Istnieje multum osób, dla
których taka sytuacja byłaby istnym darem z Niebios.
I tu dochodzimy do kwestii zarabiania na siebie.
Mama Ameriki (jak się za moment przekonamy) nie twierdzi bynajmniej,
że Ami dostanie swoją dolę, ale będzie musiała się z niej
utrzymać – dziewczyna nadal będzie na rodzicielskim garnuszku, to
matka i ojciec będą jej zapewniać dach nad głową i śniadanie na
stole; „własne” pieniądze będą funkcjonować na zasadzie
kieszonkowego, za które zapewne będzie mogła sobie kupić nowe
ubrania na występy czy kosmetyki. W takim układzie zaś musimy
obrać jedną z dróg, jeśli chodzi o interpretację danego wątku:
a) Rodzina
Singerów głoduje, ale America woli chomikować forsę na własne
potrzeby, niż wspomóc najbliższych
b)
Rodzina Singerów ma się na tyle dobrze finansowo, by pozwolić
córce na zatrzymanie części zarobków bez obaw, że pogorszy to
warunki życia pozostałych domowników.
Zaręczam, że Cass nie optowała za żadnym z powyższych rozwiązań.
Ona najzwyczajniej w świecie zapomniała, że nie można mieć
ciasteczka i zjeść ciasteczka i że stając w narracyjnym rozkroku
robi z Ameriki albo sucz ceniącą własny komfort nad ciepłe buty
na zimę dla dzieciaków, albo rozegzaltowaną mameję prezentującą
sytuację finansową familii w sposób nie korespondujący z
rzeczywistością. Tak czy inaczej:
Nie, nie
jesteśmy w Panem: 1
– Wiesz, że nawet jeśli się
zgłoszę, nie zmuszę ich, żeby mnie wybrali.
Wiesz co, Ameriko?
To doskonała uwaga.
Kochani, pomińmy
na chwilę (rzekomo) tragiczną sytuację finansową Singerów i
przyjmijmy, że są standardową, średnio zamożną rodziną,
której nie stać jednakże na wyrzucanie pieniędzy na prawo i lewo.
Mama Ami właśnie zaproponowała jej połowę dochodów z występów
WYŁĄCZNIE za wypełnienie wniosku...który na 99% nie przejdzie
nawet dalszej selekcji. I America nie ma z tym najmniejszego
problemu; nawet przez chwilę nie jest jej głupio, że swym uporem
zmusza rodzicielkę do pójścia na układ który uderzy w stan ich
konta bankowego. Na dobrą sprawę dostanie te pieniądze absolutnie
za nic.
Przykro mi, Cass,
to nie przekonuje mnie o nadzwyczajnej dojrzałości heroiny; wprost
przeciwnie, każe mi wierzyć, że jeszcze przez długi czas nie
powinna mieć bezpośredniego dostępu do pieniędzy, bo najwyraźniej
nie zdaje sobie sprawy z ich realnej wartości. Niniejszym czas na
kolejną kategorię:
Karny
jeżyk potrzebny od zaraz.
Będziemy w niej nagradzać wszystkie chwile, w których
America zachowuje się jak rozpuszczony przedszkolak i (najczęściej)
nie ponosi żadnych konsekwencji swojego postępowania. Ostatecznie
niech Bóg broni, by naczelna Mary Sue serii kiedykolwiek musiała
zapłacić za swoje błędy, brak ogłady czy lekceważący stosunek
wobec bliźnich.
Karny
jeżyk potrzebny od zaraz: 1
– O kurczę, mamo! –
Potrząsnęłam głową, nadal w szoku. – No dobrze, dzisiaj
wypełnię formularz. Mówiłaś serio o tych pieniądzach?
– Oczywiście. Prędzej czy
później i tak będziesz musiała się usamodzielnić, a
odpowiedzialność za własne finanse dobrze ci zrobi. Tylko proszę,
żebyś nie zapominała o rodzinie. Nadal cię potrzebujemy.
Patrz wyżej.
– Nie zapomnę, mamo. Jak bym
mogła, skoro mnie bezustannie ciśniesz? – Mrugnęłam do niej, a
ona się roześmiała i w ten sposób umowa została zawarta.
I znów: albo mama
Singer jest wrednym dusigroszem, który nie pozwala córce na
zakupowe szaleństwo, albo kobietą z trudem wiążącą koniec z
końcem, która wysyła nastolatkę do pracy, bo inaczej najmłodsi
członkowie rodziny nie będą mieli co jeść. Albo rybka, albo
akwarium, proszę pani autorki.
Wzięłam prysznic, rozpamiętując
wydarzenia ostatnich dwudziestu czterech godzin. Samym wypełnieniem
formularza mogłam zyskać aprobatę rodziny, uszczęśliwić Aspena
i zacząć zarabiać pieniądze, które pozwolą nam się pobrać!
Nie zależało mi tak bardzo na
pieniądzach, ale Aspen upierał się, że powinniśmy mieć na
początek jakieś oszczędności.
Najlepszy dowód na
to, że nie jesteś jeszcze wystarczająco dojrzała, by zakładać
podstawową komórkę społeczną i zarządzać własnymi finansami;
najwyraźniej nie masz bladego pojęcia, ile tak naprawdę kosztuje
„zabawa” w dom.
Załatwienie formalności
kosztowało, a poza tym chcieliśmy po ślubie urządzić
skromniutkie przyjęcie dla naszych rodzin.
Serio? TO jest twój
największy problem? Nie oszczędzanie na własne mieszkanie, meble,
wyprawkę dla ewentualnego potomstwa, ale wyprawienie weseliska?
Zaiste widać, że od maleńkości żyjesz w nędzy.
Nie, nie
jesteśmy w Panem: 2
Doszłam do wniosku, że
zgromadzenie tej kwoty nie powinno nam zająć dużo czasu, kiedy już
podejmiemy decyzję.
Ile ta dziewczyna – przypomnijmy, nikt znany, zwykła nastolatka o
przyjemnej barwie głosu – inkasuje za jeden koncert? Bo z moich
obliczeń wynika, że aby „nie zajęło im to dużo czasu”,
musiałaby być co najmniej Pavarottim.
Po prysznicu uczesałam się i
zrobiłam niemal niewidoczny makijaż aby uczcić sytuację, a potem
podeszłam do szafy, żeby się ubrać.
:D :D :D
LeTki makijaż w
książce wydanej drukiem! Toż to spełniony sen wszystkich
analizatorów!
Nie miałam wielkiego wyboru,
większość moich rzeczy była w kolorze beżowym, brązowym albo
zielonym. Miałam kilka lepszych sukienek na występy, ale nawet one
były zupełnie niemodne.
Powiedzieć, że
wizja śmierci głodowej zagląda Singerom w oczy to mało; ona wręcz
mości sobie posłanie w oczodołach. Spójrzcie tylko na naszą
ubogą bohaterkę, z dzielnym uśmiechem odziewającą się w swe
liczne, ale niemodne suknie!
Trudno się dziwić. Siódemki i
Szóstki chodziły z reguły w ubraniach z dżinsu lub innej
wytrzymałej tkaniny,
...Siódemki.
Siódemki chodziły w dżinsowych, zapewne nowo
zakupionych
ciuchach. Siódemki, przedostatnia z klas społecznych, stojąca tuż
nad całkowitą degrengoladą społeczną (przynajmniej zgodnie z
logiką panującą w uniwersum autorki, ale tym bezsensem fabularnym
zajmiemy się za moment).
Cass, ty naprawdę
nie masz pojęcia, jak wygląda bieda, prawda? Tak myślałam. A
zatem czas na TRZECIĄ kategorię – i pomyśleć, że nadal nie
przerobiliśmy nawet połowy tego rozdziału.
Za każdym razem,
gdy Cass będzie poruszać temat związany z funkcjonowaniem
społeczeństwa, geopolityką czy gospodarką, nagrodzimy ją takim
oto hasłem:
Jak
mała Kiera wyobraża sobie...
I bynajmniej nie koloryzuję, pisząc „za każdym
razem”. Ignorancja Cass jest tak wielka, że niemal zabawna; uczeń
gimnazjum uczęszczający na lekcje WOSu mógłby napisać sążnisty
esej na temat idiotycznej struktury świata przedstawionego w
„Rywalkach”. Autorka nie dość, że ma wizję wojen i rewolucji
rodem z kiepskich gier komputerowych, to zdaje się kompletnie nie
pojmować nawet tak powszechnie znanych konceptów jak ubóstwo czy
propaganda. Lojalnie ostrzegam: miłośnicy nauk politycznych,
historii i ekonomii powinni w ramach profilaktyki strzelić sobie
głębszego przed każdą naszą analizą.
Jak
mała Kiera wyobraża sobie...: 1
Piątki kupowały używane ciuchy,
ponieważ malarze i rzeźbiarze i tak mieli wszystko poplamione,
Istnieje coś
takiego jak fartuchy. Serdecznie polecam, na dłuższą metę wyjdzie
taniej niż rutynowe wizyty w second handach (zakładam, że Piątki
od czasu do czasu też muszą wyjść między ludzi i nie robią tego
w gaciach zapaćkanych gliną).
zaś śpiewacy i tancerze musieli
wyglądać ładnie tylko podczas występów.
W związku z czym
wzorem Ameriki mieli w szafach po kilka wyjściowych kreacji.
Pamiętajcie, że wciąż mówimy o kaście, która zdaniem autorki
znajduje się o krok od finansowej ruiny.
Jak
mała Kiera wyobraża sobie...: 2
Wyższe klasy od czasu do czasu
zakładały dżinsy i ubrania khaki dla odmiany, ale zawsze takie,
które sprawiały, że zwykły materiał wyglądał jakoś inaczej.
Jakby nie wystarczyło to, że mogą mieć właściwie wszystko,
czego zapragną, zamieniali rzeczy praktyczne w luksusowe.
Na co dzień, jak
rozumiem, chodzili w jedwabiach i aksamitach; zwłaszcza Czwórki
znane były ze swych nieograniczonych możliwości finansowych. To
zdanko będzie wyglądało szczególnie uroczo gdy – już za
momencik - dotrzemy do dokładnego opisu kast w uniwersum „Rywalek”.
Jak
mała Kiera wyobraża sobie...: 3
Założyłam szorty khaki i zieloną
tunikę – zdecydowanie najładniejszy codzienny komplet, jaki
miałam – i przejrzałam się jeszcze w lustrze przed zejściem do
kuchni. Czułam się tego dnia śliczna, choć niewykluczone, że to
z powodu ogólnego podekscytowania.
Nie, nie wymyśliłam
tego cytatu, on naprawdę znajduje się w książce. Nie żartowałam,
określając tę serię mianem wydanego na papierze opka.
Bohaterka schodzi
na śniadanie (no proszę, kolejna klisza do kolekcji!); w kuchni
czekają na nią rodzice oraz formularz do wypełnienia.
Wzięłam do ręki list –
zaskoczył mnie dotyk luksusowego papieru, grubego i z delikatną
teksturą. Nigdy nie miałam czegoś takiego w ręku.
America zarabia,
występując na luksusowych przyjęciach u Dwójek i Trójek. Jakim
cudem nigdy nie miała kontaktu z takimi np. zaproszeniami dla gości?
Formularz był dość prosty.
Wpisałam swoje imię, wiek, klasę i informacje kontaktowe. Musiałam
także podać wzrost i wagę oraz kolor włosów, oczu i skóry. Z
dumą napisałam, że znam trzy języki – większość ludzi znała
zwykle dwa, ale matka upierała się, żebyśmy się uczyli
francuskiego i hiszpańskiego, ponieważ były one nadal używane w
niektórych częściach kraju.
Jak się niedługo
przekonamy, kwestia edukacji to kolejny kamyczek do ogródka Cass;
wystarczy powiedzieć, że dzieci Singerów nigdy nie chodziły do
szkoły. Jak to zatem możliwe, że Ami w ogóle zna jakieś języki
poza ojczystym? Musiałaby je podłapać od matki lub ojca, co z
kolei rodzi pytanie, skąd para Piątek wzięła środki i czas na
naukę francuskiego i hiszpańskiego. I dlaczego w Illei w ogóle
używa się obcych języków, skoro modus operandi założycieli
nowego porządku było zjednoczenie społeczeństwa? Można by
pomyśleć, że w takim układzie rządzący dążyliby ze wszystkich
sił to pełnej unifikacji narodu w każdym możliwym aspekcie.
Jak
mała Kiera wyobraża sobie...: 4
Należało także wpisać
wykształcenie, które mogło być bardzo różne, ponieważ tylko
Szóstki i Siódemki chodziły do publicznych szkół i mogły liczyć
swoją edukację w ukończonych klasach. Ja już niemal zakończyłam
naukę.
Taaak.
Na przestrzeni
analiz przekonamy się niejednokrotnie, że społeczeństwo utworzone
przez Cass to wypadkowa najróżniejszych okresów historycznych, od
współczesności po średniowiecze. Podejrzewam, że w tym akurat
wypadku autorka dążyła do czegoś na wzór dziewiętnastowiecznej
pensji dla dobrze urodzonych, ewentualnie guwernantek epoki
wiktoriańskiej....po czym zapomniała, że na takie luksusy w
stworzonym przez nią świecie mogłyby sobie pozwolić wyłącznie
Dwójki i ewentualnie Trójki. To zaś stawia Czwórki i Piątki w
dosyć głupim położeniu; skoro są za biedni na prywatnych
nauczycieli, ale za bogaci na szkoły publiczne, to zostaje im
najwyraźniej tzw. edukacja domowa. Wszystko fajnie, tylko...kto
właściwie miałby ich uczyć?
Pytam poważnie.
Zgodnie z kanonem Czwórki i Piątki powinny być najgłupszymi z
kast – mogą polegać tylko na rodzicach, a ci wypruwają sobie
żyły, harując na utrzymanie rodziny. Kto zatem miałby czas
nauczać te dzieciaki czegokolwiek bądź? I nie, w Illei
najwyraźniej nie ma szeroko dostępnych podręczników, które żądne
wiedzy dziecię mogłoby nabyć w antykwariacie. Suma summarum niższe
klasy społeczne są w znacznie lepszej sytuacji, mając stały
dostęp do edukacji...
Jak
mała Kiera wyobraża sobie...: 5
...cholera wie po co. Mam nadzieję, że nie rozczaruję
nikogo spojlerując, iż władze Illei starają się utrzymywać masy
tępe a zadowolone ze swej sytuacji, coby nie doszło do (jeszcze
większych) buntów i rozruchów. Myślałby kto, że w takim
układzie priorytetem tych na górze powinno być maksymalne
utrudnianie obywatelom dostępu do wiedzy – zwłaszcza tym z
niższych klas, którzy poprzez poszerzanie horyzontów poznawczych
mogliby zaostrzyć sobie apetyt na lepszą pozycję społeczną.
Jak
mała Kiera wyobraża sobie...: 6
America dopisuje jeszcze umiejętność gry na
instrumentach i śpiew, po czym droczy się z ojcem pytając, czy
powinna wspomnieć o talencie do spania.
– Oczywiście, powinnaś to
wpisać. I nie zapomnij też podać, że umiesz zjeść obiad w
czasie krótszym niż pięć minut – odpowiedział. Roześmiałam
się, bo to była prawda, miałam skłonności do pochłaniania
jedzenia w błyskawicznym tempie.
I po raz kolejny:
Cass, tego rodzaju akapity naprawdę nie utwierdzają mnie w
przekonaniu, że u Singerów jest krucho z pieniędzmi na życie.
Osoby, które faktycznie kładą się spać o pustym żołądku nie
żartują sobie w ten sposób z tendencji do szybkiego konsumowania
posiłku.
Jak
mała Kiera wyobraża sobie...: 7
Mama Singer wścieka się, że córka stroi sobie żarty
z Eliminacji i wychodzi do ogrodu, a Ami wykorzystuje chwilę ciszy
by wybadać, czy tata Singer miałby coś przeciwko jej związkowi z
mężczyzną z niższej kasty. Odpowiedź tatusia jest zaskakująco
rozsądna:
– Ami, nawet gdybyś się
zakochała w Ósemce, pozwoliłbym ci za niego wyjść. Powinnaś
jednak wiedzieć, że miłość potrafi zanikać z czasem z powodu
trudności związanych z małżeństwem. Możesz uważać, że kogoś
kochasz, ale zaczniesz go nienawidzić, kiedy nie będzie w stanie
utrzymać rodziny. A jeśli ty nie będziesz mogła należycie
zajmować się dziećmi, będzie jeszcze gorzej. Nie każda miłość
przetrwa w takich okolicznościach.
(...)
– Ale niezależnie od wszystkiego
chcę, żebyś była kochana. Zasługujesz na to i mam nadzieję, że
wyjdziesz za mąż z miłości, a nie z powodu numerka.
Lubię tatę
Singera; wygląda na to, że dzielenie nazwiska z Bobbym
automatycznie pozwala uratować od zidiocenia przynajmniej jednego
bohatera powieści.
– Dziękuję, tato.
– Nie złość się na matkę, ona
stara się zrobić to, co należy. – Pocałował mnie w czoło i
zajął się swoją pracą.
Westchnęłam i wróciłam do
wypełniania zgłoszenia. To wszystko sprawiało, że czułam się,
jakby moja rodzina odmawiała mi jakiegokolwiek prawa do własnych
pragnień. Uwierało mnie to, ale wiedziałam, że w gruncie rzeczy
nie powinnam mieć im tego za złe. Nie mogliśmy sobie pozwolić na
luksus pragnień, skoro musieliśmy zaspokajać swoje podstawowe
potrzeby.
Jak zakup cytryn do herbaty. Czasem
trzeba się przemęczyć w niechcianym małżeństwie aby mieć
pewność, że do popicia obiadu nie zostanie nam sama kranówa.
Zabrałam wypełniony formularz i
znalazłam mamę w ogrodzie. Siedziała tam i obszywała spódnicę,
podczas gdy May odrabiała zadane lekcje w cieniu domku na drzewie.
Aspen narzekał dawniej na surowych nauczycieli w szkole publicznej,
ale naprawdę wątpiłam, by którykolwiek z nich mógł się równać
z moją mamą. Na litość boską, było przecież lato!
Aha, już rozumiem;
mama Singer zarabia na życie występując wieczorami na przyjęciach,
zatem resztę czasu może poświęcić na edukację swych dzieci.
Cholera, dlaczego ci ludzie narzekają na swoją kastę? Niedługo
przekonacie się, że nawet Czwórki muszą ciężej harować!
A pomijając już
wszystko...skoro zapotrzebowanie na artystów zdarza się od
wielkiego dzwonu, to czy matka Ami nie mogłaby się
przekwalifikować, by wspomóc rodzinę finansowo – nie w górę,
ale w dół? Ciężko wkupić się do wyższej kasty, ale w książkach
nie ma ani słowa o tym, by członkom wyższej klasy nie wolno było
wykonywać zadań oryginalnie przeznaczonych dla tych poniżej.
Myślałby kto, ze w obliczu widma braku cytryny
niedoboru żywności pani domu schowałaby dumę do kieszeni i poszła
w tę pędy zatrudnić się do szorowania czyjeś chałupy razem z
resztą Szóstek.
America ogłasza,
że skończyła wypełniać wniosek i mogą udać się z matką
zanieść zgłoszenie do lokalnego urzędu.
Zgodnie z poleceniem poszłam po
buty i torbę, ale zatrzymałam się po drodze przy drzwiach pokoju
Gerada. Wpatrywał się w puste płótno, wyraźnie sfrustrowany.
Próbowaliśmy z nim różnych rzeczy, ale nic mu naprawdę dobrze
nie wychodziło. Jeden rzut oka na podniszczoną piłkę w kącie
pokoju oraz używany mikroskop, który dostaliśmy w charakterze
zapłaty na Boże Narodzenie, i można się było domyślić, że
Gerad po prostu nie ma duszy artysty.
(…)
– Nie chcę niczego rzeźbić ani
malować, ani śpiewać, ani grać na fortepianie. Chcę grać w
piłkę. – Szturchnął stopą prastary dywan.
– Wiem i możesz to robić dla
przyjemności, ale musisz znaleźć dziedzinę, w której jesteś
dobry, żeby zacząć zarabiać. Możesz robić jedno i drugie.
– Ale dlaczego? – jęknął.
– Wiesz dobrze, dlaczego. Takie
jest prawo.
Z ręką na sercu:
chciałam z tym poczekać przynajmniej do połowy książki, ale po
prostu się nie da. Ów fragment idealnie obrazuje, co jest nie tak
ze światem stworzonym przez Cass i dlatego nie mam wyjścia – czas
na analizę kast, których lista została zamieszczona przez autorkę
na jej oficjalnej stronie internetowej.
Kochani, pamiętacie
dystrykty z „Igrzysk śmierci”? Frakcje z „Niezgodnej”? Czy
podczas lektury książek lub oglądania ekranizacji zdarzyło Wam
się myśleć, że struktura owych podziałów klasowych (z akcentem
na dzieło pani Roth) jest cokolwiek niedopracowana? Jeśli tak,
szczerze radzę: pozbądźcie się dotychczasowych uprzedzeń, bo to,
co ujrzycie za chwilę swoim bezsensem pobija absolutnie wszystkie
dotychczasowe próby stworzenia dystopijnego społeczeństwa przez
autorki literatury YA.
Na dobry początek:
Jak
mała Kiera wyobraża sobie...: 16
Po jednym punkcie za każdą kastę, plus generalną
ideę stojącą za podziałem (którą zajmę się pod koniec
wywodu).
Spójrzmy zatem,
jak przedstawia się sytuacja w Illei (przetłumaczone przeze mnie):
Jedynki: rodzina królewska,
kler
Pierwsze – ok.
Drugie natomiast...
Pamiętacie co
mówiłam o „Rywalkach” będących wypadkową najróżniejszych
okresów historycznych? Tym razem najwyraźniej przenieśliśmy się
do średniowiecza, gdzie duchowieństwo górowało nad resztą
pospólstwa swym statusem społecznym i wykształceniem; problem w
tym, że w dzisiejszych czasach dołączenie do stanu duchownego
najczęściej jest po prostu oznaką czyjejś wiary, wiedzę i
pozycję można bowiem zdobywać na tysiąc innych sposobów. I
uprzedzając Wasze pytanie: nie, w świecie Cass religia (w
jakiejkolwiek bądź postaci) nie tylko nie pełni szczególnej roli,
ale W OGÓLE nie jest wspomniana w kontekście żadnego z bohaterów
czy w końcu państwa jako takiego. Nawet rodzina królewska nie ma
swoich kapelanów, co każe mi się zastanawiać, czy owa reguła
dotycząca Jedynek nie jest jakimś podstępnym wymysłem rządzących:
być może wmawiają poddanym, że mogą dostać się do najwyższej
klasy, jeśli przejdą niezwykle trudne egzaminy na duchownych, a
następnie oblewają wszystkich kandydatów by zatrzymać przywileje
dla siebie? Inaczej nie potrafię wytłumaczyć tego fenomenu. Można
by bowiem pomyśleć, że skoro do zostania Jedynką wystarczą
święcenia, to Illea powinna przebić Watykan w konkurencji „ilość
kapłanów na metr kwadratowy”.
No, chyba że
założymy, iż – podobnie jak w pozostałych kastach – tylko
dziecko zrodzone w danej klasie ma prawo sięgać po przypisany do
niej zawód. To zaś oznacza, iż Illea mogłaby mieć w najlepszym
przypadku plus minus czterech księży na cały kraj (zajmujący, że
tak tylko przypomnę, teren dawnego USA) i to przyjmując, iż para
królewska miałaby co najmniej pięciu synów, z których wszyscy
poza pierworodnym mieliby ochotę na pełnienie funkcji duszpasterza.
Dwójki: Celebryci w rodzaju
popularnych muzyków, profesjonalni sportowcy, aktorzy,
modelki
Zanotowane: dwójki to osoby związane ze światem show businessu.
Zapamiętajcie tę informację – będzie miała spore znaczenie w
jednym z rozdziałów „Elity”.
politycy, oficerzy straży pożarnej, wojska
Tym natomiast zajmiemy się jeszcze na przestrzeni tej książki.
Póki co powiem jedynie, że niekonsekwencja Cass w kwestii tego,
jakie kariery mogą obrać poszczególni mieszkańcy Illei przyprawia
mnie o zawrót głowy.
oraz wszelakich funkcji strażniczych opartych na poborze.
Tym też.
Trójki:
Osoby odpowiedzialne za edukację, filozofowie,
wynalazcy, pisarze, naukowcy, lekarze, dentyści, weterynarze,
architekci, bibliotekarze, inżynierzy, terapeuci, psycholodzy,
prawnicy,
Na razie całkiem
rozsądnie, prawda? Aż tu nagle:
reżyserzy filmowi, producenci
muzyczni.
Eee...dlaczego? To
osoby związane z przemysłem rozrywkowym, a nie działalnością
intelektualną – zgodnie z twoją własną logiką powinny być
Dwójkami!
A teraz skupcie się, drodzy czytelnicy: ot tego momentu zaczyna się
prawdziwa jazda. Starczy powiedzieć, iż autorka najwyraźniej
tworzyła kasty na zasadzie losowania, ewentualnie ustawiania zawodów
od najbardziej do najmniej lubianego.
Czwórki:
Farmerzy, jubilerzy, agenci nieruchomości
Mam dla Was zadanie: znajdźcie jakiś – jakikolwiek - element,
łączący te trzy profesje. Śmiało. Popuścicie wodze fantazji.
agenci
ubezpieczeniowi, szefowie kuchni, kierownicy projektów budowlanych,
właściciele nieruchomości (hoteli, restauracji, sklepów).
Wiecie co? Nie miałabym nic przeciwko temu podziałowi, gdyby kasty
wiązały się wyłącznie z poważaniem, jaki dany zawód wzbudza w
społeczeństwie – i przy założeniu, iż praca stricte umysłowa
byłaby ceniona wyżej od fizycznej, a nawet tej związanej ze
światem biznesu. Problem w tym, iż autorka nieustannie podkreśla,
że w podziale panującym w Illei chodzi przede wszystkim o
PIENIĄDZE. To kasa decyduje, jak wysoko znajdujesz się
na drabinie społecznej – dość powiedzieć, że osoby z niższych
grup mogą kupić sobie wyższy „numerek”.
A zatem, za salary.com – bieżące średnie roczne dochody
przedstawicieli poszczególnych profesji w USA (biorę pod uwagę, iż
w przypadku niektórych zawodów, np. pisarza, dochód zależy od
czynników zewnętrznych jak poczytność danego dzieła, ciężko
zatem ustalić roczną normę; nie wszystkie zawody są też dostępne
w spisie):
Trójki:
lekarz
internista - $184,794
weterynarz - $99,198
dentysta - $87,604
architekt - $76,529
bibliotekarz - $59,082
inżynier - $86,664
terapeuta - $79,453
psycholog - $87,604
producent - $47,085
prawnik - $148,518
Czwórki:
farmer - $40,570
jubiler - $37,444
agent nieruchomości - $101,749
agent ubezpieczeniowy - $46,197
szef kuchni - $66,924
kierownik projektu budowlanego -
$93,646
*manager hotelowy - $99,288
*manager restauracji - $49,499
*manager sklepu - $63,019
* - najbliższy możliwy ekwiwalent na
w/w stronie.
Zaznaczam, iż tworząc tę listę
szukałam najbliższych możliwych odpowiedników zawodów podanych
przez Cass, a w przypadku fachu w rodzaju inżyniera brałam pod
uwagę te z najdłuższym doświadczeniem. Wnioski?
Coś tu jest nie tak.
Ja naprawdę rozumiem tok myślenia
autorki – kopiowała wszak dystrykty, a ponieważ Dystrykt Trzeci
był odpowiedzialny za technologię i był zamieszkany przez
jajogłowych -
Nie, nie jesteśmy w Panem: 3
- to
i Trójki muszą wybierać zawody kojarzone z wyższym
wykształceniem. Ale to po prostu nie przekłada się na sytuację
finansową członków poszczególnych kast. Spójrzcie na zestawienie
powyżej: jeśli zsumujemy te liczby, grupa trzecia zaiste wypada
lepiej – ale mówimy w tym momencie o pojedynczych obywatelach.
Jakim cudem takich np. filozofów stać na to, by żyć na
odpowiednim poziomie (zakładam tutaj, że Trójki kupują w
podobnych sklepach i preferują podobne, wyszukane hobby)? I dlaczego
chmara agentów nieruchomości i właścicieli luksusowych hoteli
jeszcze nie wykupiła miejsca na szczycie skali, że już nawet nie
spytam o takich lekarzy? I nie, w książce nie pada ani jedno słowo
na temat tego, że dane profesje mają zupełnie inną wartość w
futurystycznej wersji rzeczywistości.
* wzdycha * Idźmy
dalej.
Piątki: klasycznie
wykształceni muzycy
i śpiewacy,
Nie, żeby tacy osobnicy byli potrzebni np. do nagrania ścieżki
dźwiękowej do filmu.
wszyscy
artyści,
A co to za figura? Muzyk to nie artysta? Cass, wystarczyło użyć
określeń w stylu „malarze” i „rzeźbiarze”.
aktorzy
teatralni,
I znów – nie, żeby aktorzy na co dzień występujący na deskach
teatru byli zatrudniani do wysokobudżetowych filmów i seriali.
tancerze,
artyści cyrkowi.
Aż mi samotna, kryształowa łza pociekła po policzku ze wzruszenia
– spójrzcie tylko, jak autorka rozgranicza Sztukę przez wielkie S
i nic nie wartą popkulturę rodem z MTV! Ach, ta artystyczna
cyganeria, głodująca, acz uduchowiona!
No dobrze, pozachwycaliśmy się, a teraz skupmy się na pewnym
podstawowym problemie – tym samym, który dotyczy co poniektórych
Dwójek. Cass, talent albo się ma, albo się go nie ma. Nie można
zmusić nikogo, by stał się wybitnym twórcą; lata praktyki mogą
co najwyżej przekształcić danego człowieka w sprawnego
rzemieślnika. Tyle, że nie o to chodzi w tej imprezie; Dwójki
wynajmują sobie śpiewaków i zamawiają obrazy, bo chcą mieć
kontakt z artyzmem wysokiej próby, a nie amatorszczyzną na odwal
się. W związku z czym zapytuję – jaki jest sens tworzenia tego
rodzaju kasty? Jeżeli ktoś pozbawiony wszelkich talentów zacznie
dłubać koszmarki w glinie czy fałszować na koncertach to nie
tylko nie zarobi na życie, ale w dodatku pozbawi członków wyższych
klas możliwości zakupu towaru czy usługi najwyższej próby.
Wszyscy przegrywają.
A może być jeszcze inaczej. Co, jeśli dany aktor teatralny spodoba
się publiczności na tyle, że swą popularnością przyćmi Dwójkę,
gwiazdę ichniego Hollywood, skoro zgodnie z panującymi w Illei
regułami Piątka nie może przebić swymi zarobkami członków
wyższych kast? A jeśli jakaś ekscentryczna Trójka zachwyci się
obrazem namalowanym przez ojca Ami i zapłaci Singerowi równowartość
rocznych dochodów przeciętnej Czwórki – co wtedy?
Szóstki: Sekretarki,
kelnerzy, sprzątaczki, szwaczki, sprzedawcy, kucharze, kierowcy.
Kucharz
w restauracji wyciąga rocznie koło $26,084.
Kelner - $24,441. Sekretarka (bynajmniej nie w międzynarodowej
korporacji) - $35,137. Tak tylko mówię.
Siódemki: Ogrodnicy,
budowlańcy, osoby zatrudnione na farmach, czyściciele basenów i
ścieków, osoby trudniące się pracą fizyczną.
Kochani, pamiętajcie – ta kasta to niemal samo dno łańcucha
zawodowego, nędza na skraju całkowitego ubóstwa. Chcecie wiedzieć,
ile zdaniem salary.com może wyciągnąć rocznie pracownik fizyczny
na budowie?
$29,260.
Cass, Google nie
gryzą.
Ósemki: Osoby
niepełnosprawne fizycznie i psychiczne (zwłaszcza, jeśli nie ma
się kto nimi zająć),narkomani, uciekinierzy, bezdomni.
Do dopełnienia obrazu nędzy i rozpaczy brakuje już
tylko prostytutek.
No dobrze, wiemy już, jak wyglądają poszczególne
kasty. Ale jak odróżnić Trójkę od Szóstki? Czy mieszkają w
innych częściach kraju, jak u Collins? A może noszą rożne
ciuchy, jak u Roth? Opaski z numerkami?
Nie, nie i nie. Kasty w „Rywalkach”...w ogóle się
nie dzielą.
Przysięgam, nie żartuję. Na przestrzeni całej
trylogii Cass NIGDY nie informuje czytelników, skąd właściwie
władze wiedzą, do jakiej kasty należy dany obywatel. Najwyraźniej
numerki to takie ichnie ID – niby każdy ma, ale na co dzień nie
bardzo się tym przejmuje. Członkowie kast nie są w żaden sposób
rozdzieleni, ani nawet traktowani w odmienny sposób – nie słyszymy
na przykład, by Siódemkom nie było wolno przebywać w lokalach
przeznaczonych tylko dla Dwójek i Trójek. Ba; można zmienić kastę
i nie będzie o tym wiedział nikt poza urzędnikami i samym
zainteresowanym!
Tak naprawdę, społeczeństwo Illei odróżnia od
naszego wyłącznie to, że można sobie obrać zawód jedynie w
obrębie określonej puli – poza tym wszystko pozostało po
staremu, jeśli chodzi o funkcjonowanie społeczeństwa. Jeśli
chcecie wiedzieć, gdzie tu jakaś dystopia...cóż, na mnie nie
patrzcie.
Uff, koniec. Wracamy do właściwej historii.
– Ale to nie
w porządku! – Gerad przewrócił sztalugi na podłogę, wzbijając
kurz, który zamigotał w świetle wpadającego przez okno słońca.
– To nie nasza wina, że nasz prapradziadek czy kto tam inny był
biedny.
– Wiem. –
Naprawdę trudno było znaleźć uzasadnienie dla tego, że nasz
wybór drogi życiowej był ograniczony przez to, na ile nasz przodek
przydawał się rządowi, ale tak właśnie to działało. Powinniśmy
pewnie być wdzięczni, że jesteśmy bezpieczni. – Pewnie wtedy
nie dało się inaczej zrobić.
Do wszystkich fanów 'House of Cards': przygotujcie sobie duży zapas
alkoholu na analizę „Elity” - zaręczam, że będziecie
desperacko potrzebować wszelakich trunków.
America powtarza bratu, że musi przestać się boczyć i pogodzić z
niesprawiedliwością losu, po czym schodzi na dół i udaje się z
mamą do miasta w celu złożenia formularza. Dowiadujemy się, że
kobiety jeżdżą autobusami tylko od święta, kiedy nie mogą się
spocić, bo mają występ – dlaczego? Czy bilety są takie drogie?
Whatever. Docieramy na miejsce.
Najwyraźniej nie byłyśmy jedynymi
osobami, które postanowiły od razu oddać zgłoszenie. Kiedy
doszłyśmy na miejsce, ulica przed Urzędem Obsługi Prowincji
Karoliny była wypełniona kobietami. Stojąc w kolejce, widziałam
przed sobą kilka dziewcząt z sąsiedztwa, które także czekały,
żeby wejść do środka. Kolejka była szeroka na cztery osoby i
zawijała się aż za róg ulicy. Każda dziewczyna z prowincji
zamierzała się zgłosić – nie wiedziałam, czy powinnam czuć
przerażenie, czy może raczej ulgę.
Ha! - zakrzyknie
ktoś. Wiadomo wreszcie, gdzie rozgrywa się akcja powieści! America
mieszka w stanie, który odpowiada dawnej Karolinie – północnej
lub południowej, a najpewniej obu naraz!
Cóż...nie.
To
kolejny olbrzymi problem świata przedstawionego „Rywalek” - nie
mamy pojęcia, gdzie rozgrywa się akcja. Serio. Dam Wam przykład –
oto ostateczna lista kandydatek Eliminacji.
Spójrzcie na miejsce pochodzenia każdej z dziewczyn. Część z
nich zdaje się wywodzić z terenów odpowiadającym obecnym stanom w
USA (Dakota, Karolina), ale pozostałe? Większość nazw
wskazywałaby na miasta; czy to znaczy, że Illea porzuciła ideę
państwa związkowego? Co się kryje pod hasłem „prowincja”? Czy
Singerowie żyją w największej miejscowości w danym okręgu, a
reszta dziewcząt przejechała setki kilometrów tylko po to, by
złożyć formularz? A może już w ogóle nie ma miast, jedynie
olbrzymie dystrykty, jak u Collins? Pałac królewski znajduje się w
Angeles – to futurystyczny odpowiednik L.A, czy całej Kalifornii?
Tyle pytań i
żadnej odpowiedzi. Cass nie ma pojęcia, jak właściwie wygląda
podział administracyjny w jej powieści, a więc ty, czytelniku, też
się tego nie dowiesz; a teraz daruj już sobie to dochodzenie i skup
się na tym, co naprawdę ważne: tru loff Ami i Aspena oraz pięknym
obliczu tegoż kawalera.
Jak
mała Kiera wyobraża sobie...: 17
Za Americą i jej matką (która, jak się okazuje, ma
na imię Magda) ustawia się nikt inny, jak pani Lena Leger – matka
Aspena, ze swoimi nastoletnimi córkami: Celią i Kamber.
Wygląda na to, że Cass zaraziła się od Meyer wirusem
zmienniaczus literus imiennus; Stefa lubiła zamieniać
wszystkie samogłoski na „e”, a Cass najpierw zabrała Gerardowi
jedno „r”, by później w ramach rekompensaty wcisnąć siostrze
Aspena nadprogramowe „k”.
America komplementuje w myślach skromny, ale schludny
wygląd dziewcząt i rozpływa się nad dobrocią pani Leger, która
ma w zwyczaju obdarowywać członków niższych kast ubraniami, z
których wyrosły jej dzieci; nie, żebym nie podziwiała dobrego
serca Leny, ale autorka wyraźnie chce wykreować tę kobietę na
przysłowiową ubogą wdowę oddającą ostatni grosz. Cass, na górze
masz moje małe zestawienie finansowe, poczytaj je sobie i przemyśl
pewne kwestie.
– Wyglądacie prześlicznie –
zapewniłam je, odgarniając jeden z loków Celii na jej plecy.
– Chcemy wyjść ładnie na
zdjęciach – oznajmiła Kamber.
– Na zdjęciach? – zdziwiłam
się.
– Tak – odparła matka Aspena
przyciszonym głosem. – Wczoraj sprzątałam w domu jednego z
urzędników miejskich. To losowanie nie ma nic wspólnego z
prawdziwym losowaniem, dlatego właśnie robią zdjęcia i zbierają
mnóstwo informacji. Gdyby to naprawdę miał być los szczęścia,
jakie miałoby znaczenie, ile zna się języków?
A co ma piernik do
wiatraka? Nie, absolutnie nie dziwi mnie, że rządzący postanowili
pomóc szczęściu, bo wybór królowej to nieco zbyt istotna
kwestia, by zdać się na ślepy los. Ale jak się ma robienie
kandydatkom sweet foci do danych personalnych? Znajomość języka to
w przypadku Eliminacji wielki atut – jak przekonamy się w
kolejnych tomach, Illea utrzymuje dyplomatyczne stosunki z państwami
Europy i Azji (przepraszam, Nowej Azji), więc władczyni
potrafiąca rozmawiać z zagranicznymi gośćmi w ich ojczystym
języku z pewnością zaplusowałaby na arenie międzynarodowej. Ale
uroda? Ja rozumiem, że książę jest tylko człowiekiem i może
chcieć się ochajtać się z kimś w miarę wyględnym, ale to
naprawdę nie powinien być priorytet w sytuacji, gdy na szali stają
przyszłe losy kraju.
– Najwyraźniej ta informacja
musiała wyciec, bo mnóstwo dziewcząt jest wyszykowanych aż do
przesady.
Rozejrzałam się po oczekującej
kolejce – matka Aspena miała rację. Widziałam wyraźną różnicę
między tymi, które wiedziały, i tymi, które pozostawały
nieświadome. Tuż za nami stała dziewczyna, najwyraźniej Siódemka,
w ubraniu prosto z pracy. Zabłocone buty mogły nie znaleźć się
na zdjęciu, ale brudne ogrodniczki na pewno będą widoczne.
Skąd wiesz,
mądralo? Bardziej prawdopodobne, że będą to zdjęcia jak do
dokumentu tożsamości, obejmujące tylko twarz; nie kazali wam
przecież zabrać kostiumów kąpielowych, coby książę mógł
zagłosować na niewiastę o najdłuższych odnóżach i największym
biuście, prawda?
Kilka metrów dalej inna Siódemka
miała ciągle na sobie pas z narzędziami i najlepsze, co dało się
o niej powiedzieć, to to, że umyła twarz.
A co więcej
powinna twoim zdaniem uczynić? Zakręcić sobie loki? A może –
he, he – zrobić leTki makijaż? Pasa widać nie będzie, a
dziewczyna może cenić naturalność. Nie mówiąc już o tym, że
istnieją osoby o ogromnej urodzie statycznej, które nawet ubrane w
worek na kartofle na zdjęciach prezentują się obłędnie.
Z drugiej strony dziewczyna przede
mną miała włosy upięte w kok z luźnymi pasemkami okalającymi
twarz. Dziewczyna koło niej, sądząc po ubraniu – Dwójka,
zamierzała chyba utopić wszystkich w swoim dekolcie. Kilka innych
miało na sobie tak gruby makijaż, że wyglądały jak klauni, ale
przynajmniej widać było, że się postarały.
Czy
tylko ja po przeczytaniu tych dwóch fragmentów mam wrażenie, że
gdyby postawić Amerikę pod ścianą, znacznie chętniej wybrałaby
stylizację à la
stereotypowa rosyjska panna młoda niż w pełni naturalny wygląd?
Ja wyglądałam przyzwoicie, ale
skromnie. Podobnie jak Siódemki, nie wiedziałam, że powinnam się
przejmować wyglądem. Poczułam nagły przypływ niepokoju.
A nie mówiłam?
America jest umalowana i w swoich najlepszych ciuchach, a mimo to
uważa, iż nie ma szans przy wydekoltowanych Miss Kiczu. I właściwie
skąd ten wniosek? Równie dobrze może się okazać, iż książę
jest orędownikiem prostoty i młodzieńczej świeżości.
Ale właściwie dlaczego?
Napomniałam się i postarałam się uspokoić.
Nie chciałam być wybrana, więc
jeśli nie okażę się dostatecznie ładna, to tym lepiej.
Doskonała uwaga.
Widzicie, Cass cierpi na typowo autoreczkowy syndrom popychania
fabuły w stronę romansu kosztem prawdopodobieństwa
psychologicznego i dotychczas ustanowionego kanonu. America jest
zakochana, złożyła wniosek tylko po to, by zadowolić lubego i
dostać dodatkową kasę – można by pomyśleć, iż będzie
dziękować losowi za olbrzymią konkurencję.
Nawet, jeśli
uznamy, że Ami podświadomie ma ochotę spróbować pałacowego
życia – po co przejmować się wyglądem? Rozumiałabym, gdyby
miała na sobie stare łachy, ale dziewczyna sama podkreśla, iż w
wybranym rano stroju czuje się dobrze i atrakcyjnie, co oznacza, że
najpewniej w taki właśnie sposób ubierałaby się najchętniej
przy każdej możliwej okazji. A skoro tak – to tym bardziej
powinno ją cieszyć, iż ewentualny kandydat na męża zobaczy ją
na zdjęciu taką, jaka jest naprawdę i nie przeżyje rozczarowania
podczas spotkania sam na sam, ujrzawszy kogoś zupełnie kompletnie
nie licującego z dotychczasowymi wyobrażeniami.
America stwierdza,
że to wszystko i tak nie ma najmniejszego znaczenia, bo bliźniaczki
Leger wyglądają znacznie lepiej.
Moja niewiedza okazała się
błogosławieństwem.
Czy tylko mnie
zachwyca ukryta w tym zdaniu sugestia, że gdyby tylko dać Americe
lepszą szminkę i krótszą spódnicę, z łatwością rozgromiłaby
konkurencję? Gdybyście jeszcze się nie domyślili, nasza heroina
jest wyjątkowo skromna i absolutnie nie wierzy w zachwyty nad swą
urodą. Skąd my to znamy,
hmm?
Pani Leger
komplementuje Ami i podkreśla, że jej syn zawsze wypowiadał się z
zachwytem na temat uroku i talentu krążącego w familii Singerów.
– Naprawdę? Kochany chłopiec –
rozpromieniła się moja mama.
– Owszem, nie mogłabym sobie
życzyć lepszego syna. Jest dla nas prawdziwą podporą i bardzo
ciężko pracuje.
Zdradzę Wam pewną
tajemnicę: po zakończeniu „Rywalek” nie przejdziemy od razu do
analizy „Elity” - mamy dla Was małą niespodziankę. Nie mogę
powiedzieć niż więcej, ale uwierzcie: w swoim czasie wypowiemy się
szczegółowo na temat pracowitości Aspena.
Ów dialog prowadzi
wprost do dyskusji o życiu uczuciowym najstarszego z dzieci Legerów;
pani Lena podejrzewa, iż jej syn się zakochał, bo ostatnio nuci
pod nosem.
– Tak, a czasem nawet śpiewa –
dodała Kamber.
– Śpiewa? – zapytałam.
– Owszem – potwierdziły chórem.
– W takim razie na pewno się z
kimś spotyka! – stwierdziła moja matka. – Ciekawe, kto to jest.
No, jeśli to jest
niepodważalny dowód na pragnienie zamążpójścia, to najwyraźniej
jestem dzieckiem poligamistki. Mamo, jak mogłaś?!
– Nie mam pojęcia, ale myślę,
że to musi być wspaniała dziewczyna. Przez ostatnie miesiące
Aspen ciężko pracował, ciężej niż zwykle. Stara się odłożyć
trochę pieniędzy. Myślę, że oszczędza na ślub.
Cass, nie prowokuj
mnie.
Pani Lena wyznaje,
że już kocha nieznaną synową in spe, ponieważ uszczęśliwiła
jej syna, mama Singer głaszcze ego znajomej podkreślając, że
Aspen to wspaniały gość, a America rozpływa się z zachwytu nad
ową rewelacją.
Nie mogłam w to uwierzyć. Jego
rodzina ledwie wiązała koniec z końcem, a on odkładał pieniądze
ze względu na mnie!
Cass, żółta
kartka.
Naprawdę zamierzał mnie poprosić
o rękę!
Tylko o tym potrafiłam myśleć.
Aspen, Aspen, Aspen. Posuwałam się razem z resztą kolejki,
podpisałam się przy okienku, żeby poświadczyć, że formularz
zawiera samą prawdę, a następnie zrobiono mi zdjęcie. Usiadłam
na krześle, roztrzepałam lekko włosy, żeby nadać im więcej
życia, a potem spojrzałam na fotografa.
Myślę, że żadna dziewczyna w
Illéi nie uśmiechała się szerzej ode mnie.
I tym
optymistycznym akcentem kończymy rozdział trzeci.
...15 stron w
Wordzie dwunastką Times New Roman przy pojedynczej interlinii.
Piętnaście. Chcecie wiedzieć, ile stron miała analiza
dziewiątego rozdziału „Intruza” - moja najdłuższa ze
wszystkich wyprodukowanych na tamtym blogu?
Czternaście.
I jesteśmy dopiero
w połowie.
A nie mówiłam, że
wybrałyśmy z Beige bardzo interesujący kąsek?
ROZDZIAŁ
4
Był piątek, co oznaczało, że
Stołeczny Biuletyn Illéi rozpocznie się o ósmej.
Ach, „Stołeczny
Biuletyn”! Widzicie, to najważniejszy program informacyjny Illei,
będący jedynym w swoim rodzaju połączeniem dyktatorskiej
propagandy, Teleexpresu i Pudelka. W zależności od nastroju autorki
będą w nim nadawane informacje o ekonomicznej sytuacji kraju,
motywacyjne przemowy króla traktujące o konieczności posłania
młodych dzielnych mężczyzn na front ku chwale ojczyzny bądź też
relacje na żywo dotyczące zabiegów kosmetycznych, jakim poddawane
są uczestniczki Eliminacji.
Co mówicie? Że
zażyłam coś nielegalnego albo Was wkręcam? Nie, moi drodzy;
jestem absolutnie poważna i akapit powyżej nie zawiera w sobie ani
grama nieprawdy. Po prostu Cass po raz kolejny boleśnie się
potknęła, próbując skopiować sprawdzoną formułę od Collins.
To jeszcze nie czas, aby zagłębiać się w ten wątek, ale dam Wam
pewną wskazówkę: pamiętacie może wywiady z uczestnikami Igrzysk,
będące gorzką parodią programów typu talk show i przemysłu
rozrywkowego jako takiego? I to, że traktowanie jak celebrytów
nastolatków, którzy lada moment będą posyłani na okrutną śmierć
przez swoich „fanów” zostało sportretowane jako chore i
niemoralne?
Cass myślała, że
to tak na serio.
Nie żartuję.
Czytając tę serię nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że autorka
darzy wielkim uczuciem trylogię Suzanne Collins, jednocześnie NIC z
niej nie rozumiejąc. Z całą pewnością nie zrozumiała idei
programu prowadzonego przez Caesara Flickermana i tego, że ów show
nie zgrzyta w zestawieniu z pozostałymi programami nadawanymi przez
Kapitol, albowiem jest równie (jeśli nie bardziej) obrzydliwy w
swej strukturze co reszta propagandowej papki. Tak, trybuci są
pięknie ubrani i weseli, ale spod owego blichtru nieustannie wyziera
widmo śmierci. Jedynymi, którzy dobrze bawią się podczas
prezentacji zawodników są mieszkańcy stolicy; reszta Panem
bezsilnie obserwuje, jak niewinne dzieci wdzięczą się do tłuszczy
wysyłającej je na rzeź.
To nie było
urocze. To było przerażające.
Ale sami
rozumiecie, ta idea jest taka fajna! Przemiany z brzydkiego kaczątka
w zachwycającego łabędzia, wywiady, błyski fleszy – jak z tego
zrezygnować? Po prostu odetnijmy ten brzydki kawałek o następującej
później walce o życie i wszystko będzie cacy! A że w
konsekwencji powstaje ni pies, ni wydra – połączenie
orwellowskiego Wielkiego Brata z reality show „Chcę być piękna”?
Cóż, to już nie problem autorki. Ona CHCE mieć swój program
traktujący o luksusowym życiu w pałacu, więc DOKLEI go do czegoś,
co w założeniu miało być propagandową tubą Illei, a jeśli się
Wam to nie podoba, to już Wasz problem, nie jej.
Jak
mała Kiera wyobraża sobie...: 18
Nie,
nie jesteśmy w Panem: 4
Nie mieliśmy obowiązku go oglądać,
ale ignorowanie go byłoby nierozsądne, szczególnie biorąc pod
uwagę zbliżające się Eliminacje.
Słusznie, jeszcze
któryś ze strażników doniesie do Kapitolu...wróć, nie ta bajka.
Ponownie, Cass – w świecie Katniss mieszkańcy byli ZMUSZANI przez
władze do oglądanie Igrzysk, bo była to część kary i corocznych
tortur dla mieszkańców dystryktów; konieczność obserwowania, jak
twoje dziecko/przyjaciel/wnuk/sąsiad bierze udział w desperackiej
bitwie o przeżycie. Król Illei ma zaś najwyraźniej w nosie, czy
ktokolwiek ogląda futurystyczną wersję „Kto (z moich poddanych)
poślubi mojego syna”, bowiem na przestrzeni całej serii nie
słyszymy ani razu, by ktokolwiek został ukarany za nie posiadanie
odbiornika czy nie orientowanie się w przebiegu Eliminacji (o
pozostałych wiadomościach nie wspominając).
Jak
mała Kiera wyobraża sobie...: 19
Nie,
nie jesteśmy w Panem: 5
Nawet Ósemki – bezdomni i
włóczędzy – szukały jakiegoś sklepu lub kościoła, żeby
obejrzeć Biuletyn.
Właściwie czemu?
Co ich obchodzi postęp w budowie nowych autostrad czy wojna na
drugim końcu świata, skoro tak czy inaczej są na dnie i nie mają
najmniejszych szans na poprawę swego losu? Aczkolwiek szukanie
odbiornika podczas Eliminacji rozumiem – mało ma taki nędzarz
radości w życiu, to chociaż popatrzy sobie na te wszystkie
atrakcyjne dziewoje...
– Myślisz, że dzisiaj ogłoszą
finalistki? – zapytała May, napychając sobie usta ziemniakami
purée.
Rodzina
Singerów, literacki odpowiednik łotewskich chłopów: nic, ino
wielki smutek, halucynacje
i śmierć z niedożywienia
ziemniaki purée.
Jak
mała Kiera wyobraża sobie...: 20
Mama Singer gasi ekscytację najmłodszej córki
oznajmiając, iż kandydatki mają jeszcze dziewięć dni na
składanie zgłoszeń.
– Matka mówiła, że musiałyście
długo stać w kolejce. – Byłam zaskoczona, że tata wtrącił się
do tej rozmowy.
He he, zwizualizował
mi się tata Singer niczym pan Bennet; całkowicie niewzruszony wobec
obsesji swej żony na punkcie wydania córek za mąż za możliwie
najbogatszego kawalera w okolicy.
Tata roześmiał się.
– I jak oceniasz konkurencję?
– Nie przyglądałam im się –
odparłam szczerze. – Zostawiłam to mamie.
Och, ty wstrętny
kłamczuszku.
Mama pokiwała głową.
– A ja się rozglądałam, nie
mogłam się powstrzymać. Myślę, że Ami wypadnie dobrze, była
wyszykowana, ale naturalna.
Mamo Singer, nie
chcę pani martwić, ale w oczach pani córki to raczej wada, nie
zaleta.
Naprawdę, skarbie, masz wyjątkową
urodę. Jeśli rzeczywiście będą patrzeć na zdjęcia, zamiast
losować, możesz mieć nawet większe szanse, niż przypuszczałam.
* ziewa * Niech mi
ktoś wytłumaczy – czemu autorki książek YA mają obsesję na
punkcie tworzenia fałszywie skromnych heroin, które w oczach reszty
bohaterów uchodzą za stugwiazdkowe piękności? Czy nie moglibyśmy
dla odmiany otrzymać bohaterki która jest absolutnie przeciętna
wizualnie, ale za to dowcipna, inteligenta i pełna sympatii do
otaczającego ją świata? Pomijając fabularną nudę i marysuizm,
naprawdę nie wiem, dlaczego nastolatki uwielbiają książki które
na każdym kroku podkreślają, iż do zdobycia chłopa potrzebny
jest przede wszystkim wygląd. Jak dla mnie, mało to budujące.
Informacja dla
wszystkich, którzy mają w tym momencie ochotę bronić naszego
kandydata na małżonka i zapewniać mnie, że podczas spotkania
twarzą w twarz w swej nieskończonej empatii zdołał dojrzeć
piękno duszy Ami: przeczytałam „Księcia”, twój argument jest
inwalidą.
– Nie jestem tego pewna –
zastrzegłam. – Była tam jedna dziewczyna, która nałożyła tyle
czerwonej szminki, że wyglądała, jakby krwawiła. Może to lepiej
utrafi w gust księcia.
A może – o
zgrozo! - książę po prostu nie przepada za twoim typem urody i
woli niebieskookie blondynki tudzież ciemnowłose i ciemnookie
kusicielki? Naprawdę rozczula mnie to głębokie przekonanie naszej
(skromnej, a jakże) protagonistki, że jedynym powodem, dla którego
syn władcy mógłby nie wziąć jej pod uwagę podczas wybierania
kandydatek jest jego kiepski gust i umiłowanie kiczu. Facjata Mary
Sue jedynym i najwyższym wyznacznikiem obowiązującego kanonu
piękna!
Nadchodzi ósma,
czas zatem zasiąść przed telewizorem.
(...)włączyliśmy ogólnodostępny
kanał. Był to jedyny darmowy program, więc nawet Ósemki mogły go
oglądać, jeśli miały telewizor.
* spogląda na
rozpiskę kast * Mówisz o żebrakach, czy raczej o tych ćpunach
narkotyzujących się po bramach (nie pytajcie, dlaczego zdaniem Cass
każdy narkoman kończy na ulicy i dlaczego wśród wyższych klas
nie zdarzają się osoby uzależnione; być może w Illei po zażyciu
LSD człowiek zaczyna świecić się na zielono i w konsekwencji
odpowiednie służby każą mu spakować cały dobytek w jeden
karton, po czym w trybie natychmiastowym wyrzucają delikwenta na
bruk)?
Jak
mała Kiera wyobraża sobie...: 21
Rozbrzmiewa hymn, America konstatuje, że to jedna z jej
ulubionych piosenek (bardziej pasowałoby chyba słowo „melodia”,
ale nieważne) i na ekranie pojawia się twarz króla.
A teraz uwaga, kochani. Skupcie się. Nie chcemy
wyjawiać zbyt wielu elementów fabularnych z „Elity” i „Jedynej”
- i o to samo prosimy Was, komentujących (nie każdy lubi spojlery,
więc postarajcie się, proszę, nie wspominać o ważniejszych
wydarzeniach z kolejnych tomów) – ale musicie wiedzieć, że
władca Illei to dyktator pełną gębą, majestatyczny i
despotyczny. Jak zatem nazywa się ów budzący respekt i postrach
mąż?
Król Clarkson stał na podium,
…
Król Clarkson
Król
CLARKSON
CLARKSON
Swojego czasu Beige napisała mi w mailu, że imię
koronowanej głowy to jak dla niej jeden z najbardziej kuriozalnych
elementów „Rywalek” i nie mogę się z nią nie zgodzić.
Słuchajcie, ja wiem – a ci z Was, którzy nie znają kanonu,
dowiedzą się w swoim czasie – że monarchia w Illei to cokolwiek
skomplikowana kwestia i nie wymagam „klasycznych” imion w stylu
Edwarda czy George'a, ani nawet Johna – ale na litość,
CLARKSON?! Czy to nie mógł jakiś Michael czy inny Christopher?
Dlaczego coś tak głupawego? Już nawet nie będę wspominać o tym,
iż za każdym razem, gdy widzę to imię, przed oczyma jawi mi się
pan z pierwszego zdjęcia...Czyżby Cass była fanką 'Top Gear'?
a z boku siedzieli rzędem jego
doradcy, mający przekazać najświeższe informacje dotyczące
infrastruktury i jakichś spraw związanych ze środowiskiem –
kamera zrobiła na nich zbliżenie.
Widzicie? Ja wcale
nie żartowałam z tymi autostradami.
Na ekranie widoczni
są też królowa i książę Maxon ( Behind the Name uparcie
twierdzi, że nie ma takiego imienia, istnieje natomiast Maxen, walijska wariacja na temat
Maximusa, u nas występująca jako Maksym. Czyżby kolejny atak
zmienniaczusa
literusa imiennusa?).
Przyjrzałam się uważniej
Maxonowi, którego chyba należałoby nazwać przystojnym, choć w
niczym nie przypominał Aspena. Miał włosy w kolorze miodu i
brązowe oczy, a jego uroda kojarzyła się z wakacjami, co pewnie
niektórym osobom mogło się wydać atrakcyjne.
Cześć, Peeta,
miło cię widzieć!
Widzę, że
zainwestowałeś w soczewki kontaktowe.
Nie,
nie jesteśmy w Panem: 6
Siedział jednak na krześle zbyt
prosto, sprawiał wrażenie okropnie sztywnego, jego fryzura była
zbyt idealna, a garnitur za bardzo wyprasowany. Przypominał bardziej
namalowany obraz niż żywego człowieka, a ja niemal zaczęłam
współczuć dziewczynie, która za niego wyjdzie. Będzie
prawdopodobnie prowadzić nieskończenie nudne życie.
Ha, ha, ha!
Widzicie tylko, jakie to zabawne? Nasza bohaterka współczuje
przyszłej zwyciężczyni, bo książę na pewno jest sztywniakiem!
Hi, hi, hi! Czy to nie przewrotne?
...No nie bądźcie
tacy, pośmiejcie się trochę razem z autorką, niech kobieta ma
radochę.
Ja naprawdę
rozumiem, że klisze literackie są potrzebne i nie mam nic przeciwko
używaniu starego jak świat motywu: „ on/a uważa ją/go za kogoś
absolutnie niegodnego uwagi, ale odmienia mu/jej się pod wpływem
miłosnych uniesień”. Ale na litość, pani autorko, nieco
subtelności...
America kończy
psychoanalizę księcia i zaczyna obserwować królową.
Uświadomiłam sobie, że w
odróżnieniu od króla i księcia, ona nie dorastała w pałacu.
Była wyniesioną na tron Córą Illéi, w przeszłości mogła być
kimś takim jak ja.
Król zaczął już przemawiać, ale
musiałam zaspokoić ciekawość.
– Mamo? – szepnęłam, starając
się nie przeszkadzać tacie.
– Tak?
– Kim była królowa? Chodzi mi o
klasę?
Mama uśmiechnęła się do mnie.
– Czwórką.
Jako Czwórka spędziła
dzieciństwo, pracując w fabryce lub sklepie, albo może na farmie.
Zaraz, moment,
wszyscy stop. Sklep – ok, farma – ok (zakładając, że przez
„pracę” rozumiemy tu np. pomoc ojcu czy dziadkowi, właścicielowi
danych ziem – odbębnianie pańszczyzny byłoby bowiem zajęciem
dla Siódemki), fabryka – zdecydowanie nie ok (gdyby to kogoś
ciekawiło: tak, owa opcja jest tą prawidłową). Cass, zgodnie z
twoim własnym kanonem praca fizyczna dotyczy Siódemek. Aby stać
przy taśmie, królowa musiałaby się urodzić w przedostatniej z
kast. Postaraj się trzymać własnego kanonu, tkwimy zaledwie w
początkowych rozdziałach pierwszego tomu.
Byłam ciekawa, jak wyglądało jej
życie. Czy miała dużą rodzinę? Prawdopodobnie nie musiała się
martwić o niedostatek jedzenia.
Ty też nie musisz.
Brak towarów luksusowych nie równa się niedostatkowi.
Czy jej przyjaciółki były
zazdrosne, kiedy została wybrana? A gdybym ja miała jakieś
naprawdę bliskie przyjaciółki, to czy zazdrościłyby mi?
Rany koguta, tylko
nie kolejny Unikalny Płatek Śniegu, co to nie potrafi nawiązać
emocjonalnej więzi z nikim poza swoim tru loffem...
I że tak spytam po
raz kolejny – skąd u twórców literatury młodzieżowej to
przemożne pragnienie uczynienia z głównej bohaterki osoby
niedostosowanej społecznie? Co jest takiego nęcącego w braku
przyjaciół? Moi najbliżsi znajomi są dla mnie jak rodzina, to z
nimi związane są moje najlepsze wspomnienia. Dlaczego samotność
jest prezentowana w tych książkach jako coś, czym należy się
szczycić? Nie każdy musi chcieć posiadać bratnie dusze, ale ich
nieposiadanie naprawdę nie czynią głównego charakteru wyjątkowym,
jak to zapewne było w autorskim założeniu; każe mi się raczej
zastanawiać, dlaczego America nie ma żadnej koleżanki, skoro w
serii nie znajdujemy dowodów na to, by była patologicznie nieśmiała
lub ponadprzeciętnie introwertyczna – a to z kolei prowadzi mnie
do niezbyt wesołego wniosku, iż to inni z tego lub innego
powodu nie mieli zbytniej ochoty z nią przebywać.
Spróbowałam posłuchać, co ma do
powiedzenia król.
– Dziś rano miał miejsce kolejny
atak na nasze bazy wojskowe w Nowej Azji. Pociągnął on za sobą
pewne ofiary w ludziach, jesteśmy jednak pewni, że nowy pobór w
przyszłym miesiącu podniesie morale i pozwoli na wzmocnienie
naszych sił.
Nienawidziłam wojny, ale niestety
jako młody kraj musieliśmy się bronić przed wszystkimi. Było
mało prawdopodobne, by udało nam się przetrwać kolejną inwazję.
Kiedy król skończył relacjonować
okoliczności niedawnego zniszczenia obozu rebeliantów, Zespół
Finansowy poinformował o poziomie długu narodowego, a Komitet
Infrastruktury ogłosił, że w przeciągu dwóch lat ma się
rozpocząć odbudowa kilku autostrad, z których część została
zniszczona jeszcze w czasie czwartej wojny światowej.
Ach tak, „Rywalki”
i kwestia szeroko pojętych zawirowań militarnych. Widziałam wiele
komentarzy dotyczących tego, iż błędem ze strony Collins było
skupienie się na sytuacji Panem bez doprecyzowania, co właściwie
doprowadziło do zniszczenia dotychczasowej cywilizacji, ale wierzcie
mi – kiedy zagłębimy się w tę serię, wszyscy będziecie
musieli przyznać, iż milczenie jest mniejszym złem w sytuacji,
kiedy nie ma się pojęcia o mechanizmach ekonomii i polityki. W
przeciwnym bowiem razie powstaje...cóż...obecnie analizowany przeze
mnie twór.
Ale zostawmy na
boku sprawy państwowe, albowiem oto na senie pojawia się Mistrz
Ceremonii. Nie będziemy jednak uczestniczyć w pogrzebie żadnego
bohaterów (zapewniam, iż już niedługo będziecie zaklinać los,
aby jasny szlag trafił połowę występującej tu obsady); ów mąż
odpowiada za koordynację ważnych wydarzeń pałacowych i jako taki
sprawuje pieczę nad Eliminacjami. Ogłasza on publiczności, że do
loterii zgłosiło się tysiące dziewcząt, dziękuje młodym damom
za ich zaangażowanie w królewską wersję 'Rock of Love' i obiecuje
publiczności, że już wkrótce zostaną ujawnione nazwiska
szczęśliwych kandydatek, a na koniec wywołuje na scenę prawdziwą
gwiazdę wieczoru – samego Caesara Flickermana!
Znowu rozległy się oklaski, ale
tym razem ze strony mamy i May. Gavril Fadaye był żywą
legendą, od ponad dwudziestu lat prowadził relacje z
obchodów Dnia Wdzięczności i Bożego Narodzenia, a także
wszystkich ważnych wydarzeń z życia dworu.
Nie widziałam nigdy, by ktokolwiek poza nim przeprowadzał wywiad z
kimś z krewnych lub przyjaciół rodziny królewskiej.
(…)
Gavril w wyprasowanym granatowym
garniturze wkroczył uroczyście na plan. Musiał się
zbliżać do pięćdziesiątki, ale wciąż wyglądał
nienagannie. Kiedy podchodził do podium, światło
reflektora odbiło się w szpilce w jego klapie, a złoty błysk
przypominał oznaczenie forte w moich partyturach fortepianowych.
Oho, wygląda na
to, że Flickerman ostro podpadł Snowowi; biedaczek musiał aż
szukać azylu politycznego w innym uniwersum, ale i tak najwyraźniej
nie czuł się w pełni bezpieczny, skoro dodatkowo postanowił
zmienić dane osobowe.
No dobrze, żarty
na bok. Chcecie zobaczyć coś ciekawego?
Caesar Flickerman, od
ponad czterdziestu lat prowadzący prezentacje,
dziarsko wkracza na scenę. Ciarki przechodzą na jego widok, bo
zawsze wygląda identycznie. Pod warstwą idealnie
białego podkładu widać tę samą twarz. Na każdych igrzyskach ma
taką samą fryzurę, tylko innego koloru, i ten sam galowy
strój, ciemnogranatowy, upstrzony tysiącem
maleńkich, elektrycznych żaróweczek migoczących niczym gwiazdy. W
Kapitolu robi się operacje plastyczne, dzięki którym ludzie
wyglądają młodziej i szczupłej. (...) Zmarszczki
są niepożądane.
„Igrzyska
śmierci”
Jeśli
ktokolwiek kiedykolwiek zarzuci mi w komentarzu, że tworzenie
widocznej niżej kategorii było niesprawiedliwą złośliwością,
odpowiem mu poprzez wklejenie powyższych dwóch cytatów. Caps
lockiem.
Nie,
nie jesteśmy w Panem: 7
Nawet nie chce mi się śmiać, takie to żenujące.
Cass, ja rozumiem, że wymyślanie własnych bohaterów wymaga
wysiłku intelektualnego...ale poważnie?
– Dobry wieczór, Illéo! –
zawołał. – Muszę przyznać, że zaproszenie do relacjonowania
Eliminacji jest dla mnie ogromnym zaszczytem. Będę miał szczęście
poznać aż trzydzieści pięć pięknych kobiet! Kto nie chciałby
się ze mną zamienić? – Mrugnął do nas z ekranu.
To
co, gramy dalej?
Na wstępie opowiada kilka dowcipów,
aby rozruszać publiczność.
„Igrzyska
śmierci”
Nie,
nie jesteśmy w Panem: 8
Caesar, którego zamierzam tytułować jego oryginalnym
imieniem, postanawia przeprowadzić wywiad z Maxonem.
Maxon przeszedł przez wyłożoną
dywanem scenę, kierując się do dwóch krzeseł przygotowanych dla
niego i Gavrila. Poprawił krawat i wygładził garnitur, zupełnie
jakby musiał wyglądać jeszcze bardziej elegancko.
(…)
Głos Maxona był tak samo elegancki
jak jego wygląd, promieniowała z niego powaga i dostojność.
Skrzywiłam nos na sam pomysł przebywania z nim w jednym pokoju.
Tak, Cass, wiemy: America
nigdy, przenigdy nie mogłaby się zakochać w takim sztywniaku. Nie
i już. Podkreśl to jeszcze trzydzieści razy, aby czytelnicy nie
mieli żadnych wątpliwości, iż ta książka nawet w najmniejszym
stopniu nie będzie skupiać się na miłosnym trójkącie między
Tym Bogatym, Tym Biednym i Mary Sue.
- Czy pytałeś może ojca o jakieś
rady? Podpowiedział, jak wybrać żonę równie piękną jak jego
własna?
Maxon i Gavril spojrzeli w stronę
pary królewskiej, a kamera zrobiła zbliżenie, pokazując, jak
uśmiechają się i patrzą na siebie, trzymając się za ręce.
Sprawiało to wrażenie spontanicznego gestu, ale czy na pewno?
Uwaga na przyszłość
dla wszystkich czytelników: Cass nie jest zbyt subtelna. Jeśli
widzicie tego rodzaju pytanie retoryczne w tekście, możecie być
pewni, że coś będzie na rzeczy.
– Nasz czas się już kończy,
więc jeszcze tylko ostatnie pytanie. Jak sobie wyobrażasz swoją
wymarzoną dziewczynę?
Maxon sprawiał wrażenie
zaskoczonego. Nie byłam pewna, ale wydawało mi się, że się
zarumienił.
– Naprawdę nie wiem. Wydaje mi
się, że na tym właśnie polega piękno Eliminacji. Każda z
dziewcząt będzie inna pod względem urody, zainteresowań i
charakteru. Mam nadzieję, że poznając je i rozmawiając z nimi,
odkryję, czego naprawdę pragnę – uśmiechnął się.
Maxon
to bardzo frapująca postać; jak już wspominałam we wstępie, nie
jest bucem i przemocowcem, nie wpisuje się zatem w obowiązujący
obecnie kanon tru loffów. W zasadzie nie bardzo mnie to dziwi –
jest wszak oparty na Peecie, który był jedną z sympatyczniejszych
postaci męskich w trylogii Collins – myliłby się jednak ten, kto
sądzi, iż czyni to z niego w pełni pozytywnego bohatera. Cass
kopiując Mellarka postanowiła bowiem dorzucić co nieco od siebie;
efekt...cóż, ujmijmy to w ten sposób: gdy dotrzemy do „Jedynej”
będę mu życzyła spaceru w betonowych butach jeszcze goręcej, niż
Ami.
- Dziękuję, wasza wysokość. To
były piękne słowa. Myślę, że mogę w imieniu całej Illéi
życzyć ci szczęścia. – Gavril wyciągnął rękę do
pożegnalnego uścisku.
– Bardzo dziękuję – odparł
Maxon. Kamera nie oddaliła się dostatecznie szybko i zauważyłam,
że spojrzał na rodziców, jakby się zastanawiał, czy jego
odpowiedzi były właściwe.
* wzdycha * Pisząc
„niezbyt subtelna” miałam na myśli „nawet Meyer miała wyższe
mniemanie o inteligencji swoich czytelników”.
Program dobiega
końca, May zaczyna wyśpiewywać własną wersję „zakochana
para”.
Maxon był taki sztywny i opanowany,
trudno było sobie wyobrazić, by ktokolwiek mógł być szczęśliwy
z takim mięczakiem.
(…)
Sama myśl o przebywaniu w
towarzystwie Maxona Schreave była dla mnie nieprzyjemna, a docinki
May nie dawały mi spokoju i nie pozwalały zasnąć.
* zmęczonym głosem
* No dalej, kochani, co z Wami? Nie słyszę śmiechu.
America kładzie
się spać...aż tu nagle jak coś nie zastuka jej w okno! To jednak
nie wampiryczny stalker, a Aspen. Ciężko powiedzieć, co gorsze.
America i jej
wybranek odgrywają scenę z „Nju muna” traktującą o zdobywaniu
przez wilkołaka sypialni panny Swan drogą okołookienną, a
następnie robią to, co zawsze – miziają się.
– Musiałem się z tobą zobaczyć.
– Czułam jego oddech na policzku, kiedy objął mnie i pociągnął,
tak że po chwili leżeliśmy obok siebie na łóżku.
– Mam ci mnóstwo do opowiedzenia.
– Cicho, nic nie mów. Jeśli ktoś
nas usłyszy, rozpęta się piekło. Pozwól mi tylko na siebie
patrzeć.
Posłuchałam go i leżałam w ciszy
i bezruchu, podczas gdy Aspen patrzył mi w oczy. Kiedy już nasycił
się moim widokiem, zaczął przesuwać wargami po mojej szyi i
włosach, a jego ręce błądziły po moich biodrach i talii.
* teatralnym
szeptem * Aspen, nie trzymasz się scenariusza, związek polegający
na gapieniu się w milczeniu na lubą to domena Edwarda. Ty grasz w
tej serii drugiego z tru loffów.
Nasze gołąbki
obmacują się przez chwilę na łożu Ami, ale nic, co dobre, nie
trwa wiecznie:
Usta Aspena w końcu się
zatrzymały, chociaż ja nie miałam najmniejszej ochoty kończyć –
ale musieliśmy być rozsądni. Gdybyśmy poszli o krok dalej i
znalazły się na to jakieś dowody, oboje trafilibyśmy do
więzienia.
To był kolejny powód, dla którego
ludzie wcześnie się pobierali: czekanie było torturą.
Wiecie co? Jak już
wspominała Beige, to nie ma najmniejszego sensu, z której strony by
nie spojrzeć.
- biedni nie mają dostępu do środków antykoncepcyjnych: dlaczego? To właśnie ukrócenie nadmiernej płodności wśród niższych klas powinno być priorytetem dla władz. Skoro za pozamałżeńską ciążę trafia się za kratki, więzienia przepełnione są obywatelami, którzy wypuszczeni na wolność przysłużyliby się krajowej gospodarce poprzez pracę, obecnie natomiast siedzą na rzyci za niewinność i zżerają rządowe pieniądze. Bogaci mogą sobie pozwolić na większe rodziny i wpadka nie będzie dla nich końcem świata; niższe kasty (przynajmniej zdaniem Cass) są tak biedne, że nie starczy im środków na wykarmienie dodatkowych gąb, jest więc szansa, że porzucą dziecko...
- ...które w efekcie dołączy do grona Ósemek i będzie stanowić zagrożenie dla reszty społeczeństwa jako wyrzutek społeczny; głodujący i zdeterminowani ludzie pozbawieni nadziei na lepsze jutro naprawdę nie mają żadnego powodu, by stosować hamulce moralne wobec tych, którym lepiej poszczęściło się w życiu.
- związki oparte na chuci mają niewielką szansę przetrwania. Czy w Illei istnieją rozwody? Bo jeśli nie...cóż, ten kraj musi zaludniać od cholery nieszczęśliwych małżeństw.
Jak
mała Kiera wyobraża sobie...: 22
– Muszę już iść – wyszeptał.
– Ale ja bym chciała, żebyś
został. – Przysunęłam usta do jego ucha i znowu poczułam zapach
mydła.
– Kiedyś będziesz mogła co noc
zasypiać w moich ramionach, a ja każdego rana będę cię budził
pocałunkami. I nie tylko. – Przygryzłam wargi na samą myśl o
tym. – Ale teraz muszę już iść, i tak kusimy los.
Wiecie, czym jest
ten fragment? Streszczeniem całego sedna związku tych dwojga.
Mówię poważnie.
America i Aspen są, o ile to w ogóle możliwe, jeszcze bardziej
drewnianą parą niż Bella i Edward; Wardo ostatecznie od czasu do
czasu nagrywał lubej kołysanki i porównywał ją do meteorytu.
Relacja tych dwojga opiera się natomiast wyłącznie na seksie; nie
widzimy nigdy, by nasze gołąbki spędzały czas na czymkolwiek poza
klejeniem się do siebie. Co w sumie, jeśli by się nad tym
zastanowić, nie jest aż tak nieprawdopodobne: mówimy o parze
dzieciaków, którymi rządzą hormony i które maja prawo sądzić,
że motylki w brzuchu to oznaka uczucia na wieki wieków. Problem w
tym, ze autorka chciała nam przekazać coś zupełnie innego; jej
zdaniem Aspena i Amerikę łączy prawdziwe, głębokie uczucie.
Jeśli uważacie, że nadinterpretuję – cóż, po zakończeniu
analizy tego tomu czeka Was, jak już wspominałam, pewna
niespodzianka.
Zakochani żegnają
się, Aspen wychodzi (miejmy nadzieję, iż okno panny Singer nie
znajduje się zbyt wysoko nad poziomem gruntu), a sama heroina
rozmyśla:
Wiedziałam, że te potajemne chwile
wystarczą, żebym potrafiła znieść wszystko to, co nastąpi:
rozczarowanie mamy, kiedy nie zostanę wybrana,
Ależ oczywista.
czekającą mnie pracę, dzięki
której tak samo jak Aspen zacznę odkładać pieniądze,
Z Ami i pracą jest
trochę jak z jeżycjadową Różą i jej sławetną budką z
kurczakami: gada dużo, ale robić nie ma komu.
burzę, która wybuchnie, kiedy
Aspen poprosi tatę o moją rękę, a także wszystkie trudności, z
jakimi będziemy się musieli zmierzyć po ślubie. To wszystko było
nieważne, jeśli tylko miałam Aspena.
I tym romantycznym
akcentem kończymy dzisiejszą analizę. A za tydzień: najgłupsza kłótnia kochanków w historii literatury oraz
oficjalne ogłoszenie kandydatek Eliminacji. Zostańcie z nami!
Statystyka:
Jak
mała Kiera wyobraża sobie...: 22
Karny
jeżyk potrzebny od zaraz: 1
Nie,
nie jesteśmy w Panem: 8
Maryboo
...cholera wie po co. Mam nadzieję, że nie rozczaruję nikogo spojlerując, iż władze Illei starają się utrzymywać masy tępe a zadowolone ze swej sytuacji, coby nie doszło do (jeszcze większych) buntów i rozruchów
OdpowiedzUsuńWłaściwie nie rozumiem, dlaczego. To nie jest tak, że system kastowy cokolwiek pomaga rządowi.
a Ami wykorzystuje chwilę ciszy by wybadać, czy tata Singer miałby coś przeciwko jej związkowi z mężczyzną z niższej kasty. Odpowiedź tatusia jest zaskakująco rozsądna:
A ja nadal nie rozumiem, dlaczego kobietom i ich dzieciom kastę zawsze obniża się do kasty mężczyzny, a nie odwrotnie. Nie dość, że trochę mizoginii w tych prawach jest, a zasada, że „matka jest zawsze pewna...” (w Iliei raczej prawdziwa) pomaga rozstrzygać „kwestie sporne” co do kasty (np. w przypadku zdrad małżeńskich), to wydaje mi się, że sama zasada generuje więcej problemów i dramy niż trzeba.
No, chyba że założymy, iż – podobnie jak w pozostałych kastach – tylko dziecko zrodzone w danej klasie ma prawo sięgać po przypisany do niej zawód. To zaś oznacza, iż Illea mogłaby mieć w najlepszym przypadku plus minus czterech księży na cały kraj (zajmujący, że tak tylko przypomnę, teren dawnego USA) i to przyjmując, iż para królewska miałaby co najmniej pięciu synów, z których wszyscy poza pierworodnym mieliby ochotę na pełnienie funkcji duszpasterza.
Wiem, że poprzednim razem w komentarzach mówiłem co innego... ale w sumie nieprawda, bo nie jesteśmy w Polsce. To jest USA, gdzie większość ludzi była – a może nadal jest za Iliei – protestancka. Nie ma więc żadnych przeciwwskazań przeciwko temu, żeby pastorowie płodzili dzieci.
Nie wyjaśnia to oczywiście, jak to miałoby funkcjonować – bo Kiara Cass chyba pisała to po tym jak zobaczyła amerykańskiego telewangelistę w telewizji – ale teoretycznie kleru dziedzicznego mogłoby być więcej.
(... nawiasem mówiąc, to by oznaczało tyle, że jeśli kiedykolwiek ród królewski Iliei wymrze, tron powinien wypełnić któryś klecha protestancki, jako najbliższy kastą.)
politycy, osoby odpowiedzialne za nadzór porządku publicznego,wojsko
E, nie wiem, jak jest w książce, ale po angielsku w linku danego przez Beige jest:
well as all officers in any policing, military, firefighting, or guarding position which are assigned by draft
czyli oficerowie w wojsku itd. Czyli do wojska można pobrać każdego, ale nie każdemu można zostać oficerem, a Twój przekład „trochę” zmienia treść. (Nie, by całość stawała się przez to mniej absurdalna – ale moim zdaniem warto byłoby na tych nieszczęsnych oficerów poprawić.)
Swoją drogą zaś... co to są politycy? Serio pytam. Wydaje mi się, że ustrojowo Iliea jest monarchią. I to raczej z zapędami absolutystycznymi. Przy takim ustroju czynnik reprezentacji społecznej jest praktycznie wykluczony ze sprawowania rządów. Mówiąc dokładniej: nie funkcjonują politycy jako parlamentarzyści czy rola społeczna polegającej na podobaniu się ludziom, bo organy reprezentacji społecznej praktycznie nie funkcjonują.
Twarz takiego ustroju jest prawie całkowicie urzędnicza i biurokratyczna. Nie znaczy to, że zmysł polityczny ceni się mniej, ale talent szołbiznesowy jest cokolwiek odległą sprawą – bo nie trzeba przekonać widowni, żeby polityka wybrała, a króla / wyższego urzędnika, by wręczył nominację urzędniczą.
Mam dla Was zadanie: znajdźcie jakiś – jakikolwiek - element, łączący te trzy profesje. Śmiało. Popuścicie wodze fantazji.
Przedsiębiorczość? Pisałem już przy poprzedniej analizie, że moim zdaniem Kiara Cass, pisząc o farmerach, miała na myśli posiadaczy największych plantacji, którzy dominują rynek USA. Wydaje mi się, że mała Cass wyobrażała sobie tą kastę jako środowisko przedsiębiorcze: wielkich plantatorów, właścicieli sieci sklepów jubilerskich, etc. ...
... natomiast oczywiście moje skojarzenia tematyczno / kompetencyjne nie wytrzymują logiki pieniądza.
Napiszę pewnie coś jeszcze, ale na razie muszę przerwać.
"E, nie wiem, jak jest w książce, ale po angielsku w linku danego przez Beige jest:
OdpowiedzUsuńwell as all officers in any policing, military, firefighting, or guarding position which are assigned by draft
czyli oficerowie w wojsku itd. Czyli do wojska można pobrać każdego, ale nie każdemu można zostać oficerem, a Twój przekład „trochę” zmienia treść. (Nie, by całość stawała się przez to mniej absurdalna – ale moim zdaniem warto byłoby na tych nieszczęsnych oficerów poprawić.)"
Faktycznie, musiałam pominąć przy edycji, dziękuję za uwagę. Inna sprawa, iż w świecie Cass zostanie oficerem jest, mówiąc oględnie, znacznie prostsze niż w naszej rzeczywistości.
A co do kleru, faktycznie, mogliby być protestantami (chociaż nie musieli, Illea nie kopiuje amerykańskich wzorców), ale założyłam celibat z jednego prostego powodu - zbyt duża ilość potencjalnych konkurentów do tronu. Już sam fakt, iż cała rodzina królowej zostaje podciągnięta na drabinie społecznej jest bardzo ryzykowny, o czym przekonamy się dokładniej w "Jedynej".
Maryboo
Ba, powiem więcej - z tego, co dowiemy się wkrótce, ewentualna religia w Illei musiałaby być raczej oparta na taoizmie/innej religii wschodu lub prawosławiu.
UsuńMaryboo
Yay! Tak! Na to czekałam! Świetnie, że wróciłyście, stęskniłam się za analizami.
OdpowiedzUsuńCóż, jak dla mnie jest trochę zbyt słodko i zbyt głupiutko, ale ja ogólnie rzecz biorąc, darzę taki gatunek książek sporą niechęcią. Nawet te lubiane Igrzyska Śmierci nie podeszły mi - głównie dlatego, że umierałam z powodu braku logiki niektórych elementów powieści. Ale tutaj... toż to apogeum, spełnienie moich najgorszych koszmarów i choć się śmiałam przy analizach, to jednak to był śmiech przez łzy.
I sprawdziłam sobie, bo nie wiedziałam, nie czytałam, nie interesowałam się wcześniej tą serią, o co kaman z tymi "księciami" itepe... I... Rany, to już jedna trylogia to im mało? Serio trzeba teraz trzepać kasę na typowo autoreczkowych zabiegach "point of view" kogośtam? Siedzę i płaczę :<
Ale mimo wszystko, nie mogę się doczekać kolejnej analizy.
Popo
Ojejku, jakie to jest rozkosznie głupie. Naprawdę typowe opko wydane drukiem *___* Cieszę się, że wzięłyście na warsztat coś mniej patologicznego, bo właśnie czytając dzisiejszą analizę stwierdziłam, że byłam już zmęczona Meyer.
OdpowiedzUsuńTa niewiedza autorki jest z jednej strony rozczulająca, ale z drugiej chyba bardziej przerażająca. Opisywanie głodu, biedy w ten sposób... W jakim świecie żyje pani Cass?
Kasty nie mają żadnego sensu. Kurczę, jestem osobą, która (gdy książka jest przyjemna) jest w stanie przymknąć oko na różne błędy i nielogiczności, a nawet (gdy lektura jest naprawdę wciągająca) zupełnie ich nie zauważyć, ale tutaj już na pierwszy rzut oka widać, że coś jest nie tak
Fragment z Caesarem o.O Swoją drogą, aż mam ochotę przeczytać książki i zobaczyć, kto się jeszcze ukrywa w Illei pod zmienionym nazwiskiem. Już widać, że jest tu jeszcze Peeta (chyba akurat książkowo-filmowy - vide kolor oczu!), choć ciekawa jestem, jakie cechy dodała mu autorka i co z tego wyjdzie.
Pytacie, dlaczego America nie ma przyjaciół? Bo miała chyba być Katniss, a ona przecież przyjaciół nie miała. W "Igrzyskach" jest to chociaż wytłumaczone (chociaż był przecież Gale. I Madge. I może w pewien sposób Prim). Tutaj jedynym powodem jest chyba to, że bohaterka jest niezbyt sympatyczna, niezbyt rozgarnięta, a w dodatku wyczuwam u niej tą "pogardę dla wszystkich, którzy nie myślą jak ja" typową dla Mary Sue.
Póki co strasznie mi się podoba, już się nie mogę doczekać ciągu dalszego ;)
Autumn
Po raz pierwszy czytam analizę czegoś, czego nie czytałam i jest to bardzo zabawne. Wasze analizy są jeszcze lepsze!
OdpowiedzUsuńI przepraszam, ale ile to ksioopko ma rozdzialików?
"Rywalki" - 25, "Elita" - 31, "Jedyna" - 32 plus epilog.
UsuńMaryboo
Nie wierzę, że mamy już prawie 1/5 pierwszego tomu za nami O_O
UsuńCzytam Wasze analizy po raz pierwszy na bieżąco - niedawno dopiero dotarłam do blogosfery i mam za sobą jedynie "Lokatora" i "Brzask", ale możecie być pewne, że z Wami zostanę. Wasza praca jest nieoceniona - nie dość, że czytanie krytyki jest śmieszne, to jeszcze pomaga mi wyeliminować z moich własnych opek błędy, których nawet nie byłam świadoma.
OdpowiedzUsuńChciałam tylko wypowiedzieć się w kwestii "Igrzysk śmierci", bo widzę, że temat tej książki będzie wielokrotnie poruszany. Przeczytałam ją w III gimnazjum (dwa lata temu), tuż po lekturze Orwella ("Rok 11984" i "Folwark zwierzęcy") i wywarła na mnie ogromne, piorunujące wrażenie. Ma, oczywiście, swoje wady, nawet podczas czytania bardzo ubolewałam nad faktem, że nie wiem, co takiego stało się ze światem, że mamy Panem, a nie USA. Wiele rzeczy mi się nie składało, ale myślę, że nie należy akurat za to krytykować Collins. "Igrzyska" przedstawiają między innymi obraz państwa totalitarnego, rewolucji, przemian ustrojowych, terroru, przejmowania władzy i koszmarnego strachu. Jeśli autorka zdecydowała się na narrację pierwszoosobową, informacje, które otrzymujemy od Katniss są wystarczające (moim zdaniem). Przecież Katniss nie musi wiedzieć wszystkiego, nie musi dokładnie znać historii swojego kraju (w szkole i tak pewnie poznałaby ją w formie zafałszowanej i zniekształconej), poza tym nie musi się tym interesować. Dla państwa totalitarnego bardzo charakterystyczny jest brak świadomości obywateli, którzy wolą nie wiedzieć zbyt wiele dla własnego bezpieczeństwa. Moim zdaniem Collins wiarygodnie przedstawiła psychikę osoby wychowywanej w skrajnych warunkach. Jej książka nie jest pozbawiona wad, ale pokazuje, co zły system robi z ludźmi.
Zapożyczenie pomysłu na - lepsze czy gorsze - zilustrowanie życia w STRACHU, wiecznym napięciu, zmaganiu się z idiotycznymi przepisami i ograniczeniami w celu uatrakcyjnienia... czegoś takiego jak Eliminacje... i kolejnego wątku miłosnego... to pomyłka.
Dziękuję za kolejną analizę i cieszę się, że po "Lokatorze" mogę być na bieżąco oraz czasem coś od siebie dorzucić :D
inamainwaring
"Igrzyska śmierci" z kolei zrzynają z mangi "Battle Royale" i "Wielkiego Marszu" Stephena Kinga. Mimo to, chyba obejrzę, żeby się bardziej pośmiać w analizach :D Ale patrząc po cytatach i w ogóle wszystkim - nikt nie posądził pani ałtorki o plagiat?
OdpowiedzUsuńCzy tylko mnie irytuje zwrot "zrobiłam makijaż"? Już pomijając opkowatość, dla mnie brzmi po prostu głupio, choć technicznie jest chyba poprawny.
Hehe, fartuch :D Ja w plastyku konsekwentnie odmawiałam wkładanie go na rzeźbie, bo były koszmarnie niewygodne, przez co spodnie i buty miałam praktycznie zawsze uwalone gliną/gipsem i innymi fajnymi rzeczami. Państwo Singerowie, wiecie co pomaga na upaćkane ubrania? PRANIE. U mnie zadziałało, polecam. Nie będziecie musieli podejmować dramatycznego wyboru - nowa bluzka czy cytryna.
Na co Ami (NIE będę nazywać jej Americą, spędziłam tam kawał dzieciństwa, nazywanie tak tej pustej lali to zwyczajna profanacja) tak angstuje po rozmowie z ojcem? Przecież dopiero co jej powiedział, że pobłogosławiłby jej związek nawet z bezdomnym ćpunem. Co swoją drogą też jest dziwne - nie, że mam jakieś uprzedzenia, jestem pewna, że bezdomny narkoman może być wartościowym człowiekiem, który miał niesamowitego pecha w życiu, jednak ciężko mi wyobrazić sobie jakiegokolwiek rodzica, który z lekkim sercem wydałby za takiego człowieka córkę.
"Ja wyglądałam przyzwoicie, ale skromnie. Podobnie jak Siódemki, nie wiedziałam, że powinnam się przejmować wyglądem. Poczułam nagły przypływ niepokoju. " :D Zinterpretowałam to w pierwszej chwili tak, że Ami jest przerażona, bo mujeju, jedne to dopiero co z pola wróciły a inne mają kilo tapety, a ona, taka skromna i przyzwoita, na pewno wygra! No, ale to tylko ja, trzymam się prawdopodobieństwa psychologicznego. Prawdopodobnie źle robię, ale trudno, taki nawyk.
A ten fragment opisujący dziewczyny z kolejki był zwyczajnie obrzydliwy. Wszystko ok, jakby gardziła kiczowatym makijażem wyższych stanem, to całkiem naturalne, ale te niżej? Panienko, te dziewczyny w przeciwieństwie do ciebie, już pracują na swoje utrzymanie, zapewne pomagają rodzinom i ich największym problemem nie jest to, że herbata się skończyła.
No i brak dostępu do edukacji, jakkolwiek bezsensowny, faktycznie nie służy Piątkom. Powinno im zacząć coś świtać w momencie wypełniania zgłoszenia, bo skoro to niby miała być loteria, to powinna do nich przyjść karteczka z okienkami do zaznaczenia YES/NO (aha, nadal chciałabym wiedzieć, po jakiemu oni mówią). No, ale wtedy Amisia nie mogłaby przyszpanować, że zna aż trzy języki.
Zmienniaczus literus imiennus - ojtam, czepiacie się, to jezd przyszłość, to i imiona się pozmieniały.
Maryboo, jak to nie słyszysz śmiechu? :D Analiza przecudowna, jak zawsze. Doceniam zwłaszcza przyrównanie dochodów. Ałtorki mogłyby się od ciebie uczyć.
Jeśli chodzi o YA, to mi przychodzi na myśl seria "Dziewczyny..." Jaqueline Wilson (inne jej książki też są spoko, choć są głównie adresowane do dość młodych). Bohaterka jest wręcz ANTYMarySue. Ma straszne kompleksy z powodu tuszy, okularów i loków i w przeciwieństwie do innych Maryś, nie wymyśla sobie tego. I, uwaga, ma nawet dwie przyjaciółki! Co wiecej, ogólnym przesłaniem jest, że faceci przychodzą i odchodzą, ale przyjaciele zostaną na wieki. Niezbyt długie i lekkie czytadło, polecam jako antidotum na twórczość Stefy i twór analizowany. Pozdrawiam :)
Masz rację, Igrzyska ściągają z Wielkiego Marszu, i jeszcze z Uciekiniera, Kinga. A co do pozywania pani Cass o plagiat, to jeden z zawodowców mówi coś w stylu: "Dwunastu do piachu, jedenastu w kolejce", natomiast w dziele Kinga, które zostało napisane 30 lat przed IŚ, jest to: "Pięćdziesięciu do piachu, czterdziestu dziewięciu w kolejce". I mówmy tu o plagiacie. Nie, nie uważam, żeby książki autorstwa Cass były dobre, a Igrzyska naprawdę mi się podobały, ale bądźmy sprawiedliwi.
UsuńCo do analizy, to jak zwykle cudna, nowe kategorie kwikaśnie i bardzo na miejscu ^^. Amisia to taka typowa mery, że nie wiadomo czy śmiać się czy płakać, a autorka jest głupia. Amen.
Rose
Jedno zdanie to jeszcze nie tragedia, zwłaszcza, że "pójście do piachu" (prawdopodobnie "bite the dust" w oryginale) jest dość powszechnym określeniem, od biedy można by uznać za zbieg okoliczności. Ale z analizy wynika, że Cass nie dość że zrzyna koncept świata, fabułę, bohaterów, to jeszcze przepisuje sobie fragmenty "Igrzysk" praktycznie na żywca. No, ale nie znam się na amerykańskim prawie, może to za mało. Ja tam na miejscu Collins byłabym wkurzona.
UsuńPs. Jestem świeżo po lekturze pierwszej części "Igrzysk". Jestem mile zaskoczonaiI pomału odzyskuję wiarę w literaturę :) Tym bardziej mnie boli, że powstał taki niewydarzony klon, ugh. Ok, z Kinga mamy wyłącznie motyw padających po kolei dzieciaków i niezdrową podnietę tłumu. Dużo więcej inspiracji widziałam z "Battle Royale" (dla niewtajemniczonych: jedzie sobie klasa licealna bodajże w Korei na wycieczkę, a tu ich usypiają gazem, wywożą na wyspę i oświadczają, że mają się powyrzynać nawzajem. Również dają im jakieś zaopatrzenie, broń jest losowa i są dość kreatywni w urozmaicaniu uczestnikom życia. Z tym, że co najmniej paru osobom zależy wyłącznie na tym, żeby stamtąd zwiać). Ale nie jest to nawet w 1/4 tak chamska i bezczelna zrzyna, jaką uskutecznia Cass.
UsuńUrocze :) Jak czytam tą analizę to nie mogę się odpędzić od wizji pani Cass jako słodkiej i rozpieszczonej przez rodziców osiemnastolatki, która całe życie wychowywała się pod kloszem i nie ma pojęcia o funkcjonowaniu gospodarstwa domowego, a co dopiero państwa. Takie to naiwne, głupiutkie i usilnie próbujące być dorosłe i mądre.
OdpowiedzUsuńMuszę też przyznać, że na początku mocno sceptycznie podchodziłam do ciągłego porównywania "Rywalek" do "Igrzysk". Co prawda ani jednego, ani drugiego nie czytałam, ale wydawało mi się, że obecnie nic już nie jest oryginalne i pewne pomysły się powtarzają bo taka moda. Ale po tym odcinku analizy zmieniam zdanie. Zestawione obok siebie cytaty z obu książek mnie powaliły. To momentami wręcz zalatuje wyjątkowo "subtelnym" plagiatem... Szok. Zastanawiają mnie tylko wydawcy, którzy coś takiego puszczają i nie każą nic zmieniać. Intruz rżnął po SG-1, Rywalki po Igrzyskach i nikt się nie czepnął, że coś tu nie gra...
Analiza klas społecznych przecudna. Ten system jest tak bardzo bez sensu. A jeszcze to zestawienie zarobków - miodzio. Naprawdę w całym tym podziale nie ma innej logiki niż własne upodobania autorki i jej uprzedzenia do jakiegoś konkretnego zawodu. Trochę w sumie dziwi mnie skąd pomysł na takie utrudnianie sobie wszystkiego. Jakby nie wystarczyło dać zwykłego (albo trochę pogłębionego) klasycznego kapitalizmu. Tutaj od razu odpadł by problem niezadowolenia mieszkańców, bo mimo wszystko w czasach obecnych wielu ludzi ciągnie do kapitalizmu, jakby nie patrzeć to jednak bardzo efektywny i stabilny system, zwłaszcza w połączeniu z autokratyzmem, dyktaturą albo właśnie monarchią absolutną.
I jeszcze taka drobna rzecz odnośnie bohaterki. Może nie chodzić o brak znajomych, co o brak przyjaciół. Sama pamiętam, że jako nastolatka nie narzekałam na brak znajomych i dobrych kolegów/koleżanek, ale nie zaliczałam wtedy nikogo do grona przyjaciół, bo to jednak coś więcej. Może tutaj o to chodzi? Druga sprawa - dziewczyny w takim wieku często strasznie przeżywają fakt, że nie mają przyjaciółek od serca, więc większą sympatią darzą bohaterki w podobnej sytuacji. Patrząc na to jakie postacie najbardziej podobają się nastolatką mamy teraz wałkowany do znudzenia schemat szarych myszek, samotniczek, wielce "skromnych" i jednocześnie wspaniałych... Taka hipoteza ;)
Poza tym zdobyłam książkę i masochistycznie próbuję się zabrać za czytanie :D Czekam na kolejne części analizy i pozdrawiam Was serdecznie ;)
Dziękuję :). Podczas czytania patrzyłam tylko na suwak i było mi bardzo przykro, że tak szybko uciekał na dół strony. Maryboo jak zwykle w najwyższej formie, (Beige już-nie-Obsydianowy-Trawnik poprzednio też, oczywiście), analiza piękna, kwik na kwiku i satysfakcja - po raz pierwszy wcześniej przeczytałam twór, który został rozjecha... zaanalizowany (jestem w połowie pierwszego tomu; małżonek uznał, że zwariowałam, tracąc czas na takie pierdoły, ale co on tam wie...). Podczas lektury próbowałam przewidzieć, jakie powstaną kategorie - i niewiele się pomyliłam! Na szczęście mam już za sobą Igrzyska, więc po części nie było to wielkim wyzwaniem.
OdpowiedzUsuńTak czy inaczej - dziękuję po raz wtóry i liczę dni do niedzieli. Pozdrawiam!
Małe pytanie - czemu nie ma kategorii "Mary Sue", tak jak w poprzednich dziełach? Bo liczby w okolicach googola (1 i 100 zer) zajmowałyby za duzo miejsca? :P
OdpowiedzUsuńOch, spokojnie, nowe kategorie w drodze. "Mary Sue" nie będzie, ale obiecuję, że Ami otrzyma jedną związaną z jej...ekhm...nadzwyczajnymi przymiotami ducha.
UsuńMaryboo
Głupawa gęś?
UsuńObstawiam "To ja, Narcyz sie nazywam..." :D
UsuńHaha, ta książka jest naprawdę śmieszna, choć niezamierzenie. ;p Analiza jest cudowna, fantastycznie wytyka idiotyzm kast, "ubóstwa" Gale'a.. znaczy Ośrodka... i zerżnięcie z Igrzysk (nazwa kategorii świetna!).
OdpowiedzUsuńJejku, nie mogę się już doczekać następnego weekendu.
Adria
Właściwie nie możesz się doczekać końca następnego weekendu - jak to dziwnie brzmi!
UsuńNo i Beige niestety dodaje rozdziały raczej późno, może to taki sposób na nabicie liczby wyświetleń (ja sama odświeżam stronę co 10 min)? ;)
Oj tam, oj tam. ;D Od poniedziałku już wolne przedświąteczne, to mogę zacierać łapki na koniec weekendu. ;p
UsuńA. ;)
Kurde, poczułam potrzebę ściągnięcia sobie tej książki. Chyba miałam ciężki dzień.
OdpowiedzUsuńPomijając fakt durnego zakazu seksu przed ślubem to... ej, no zaraz, chwila moment, jeśli chodzi tylko o to by nie mieć dzieciaka to przecież są takie formy seksu jak oral i anal, czemu bohaterka i jej facet tego nie robią, jeśli mają taką chuć? Nie ogarniam szczerze. O.O
OdpowiedzUsuńAnonimowy: hańba na Ciebie i całą Twą rodzinę. Czy nie wiesz, że tego rodzaju bezeceństwami zajmują się tylko kobiety upadłe? Jedynym akceptowalnym seksem u Mary Sue jest ten w pozycji misjonarskiej i to wyłącznie pod warunkiem, że kawaler wcześniej się oświadczy.
UsuńNie do końca wiem kogo należy winić za tego rodzaju myślenie autorek dzieł YA, ale podejrzewam, iż osobą, która przetarła szlaki była Meyer z jej usilnie forsowanym "seks dopiero po ślubie".
Maryboo
Ech. I pomyśleć, że ja w wieku bodaj 14 lat planowałam narysowanie epickiego komiksu, którego akcja miałaby się toczyć również w utopijnej, totalitarnej społeczności na latającej wyspie. Pamiętam, jak wertowałam różne książki typu "Kamienie na szaniec", żeby mieć jakiekolwiek pojęcie o działaniach partyzantki. W końcu zrezygnowałam z tego, bo nie potrafiłam wymyślić sensownego sposobu, w jaki sposób toto lata i to mnie strasznie drażniło. A proszę, mogłam wszystko olać i dać piknego jak z obrazka truloffa albo i dwóch i może dziś byłabym sławna i bogata. Kij z tym; ostatnio czytam komiksy o pokemonach, tzw. Nuzlocke challenge i wiele osób na podstawie gry dla dzieci (huehue) potrafi stworzyć naprawdę przekonujący, spójny i logiczny świat. Raczej nic z tego nie zostanie wydane, to prace tworzone wyłącznie dla rozrywki własnej i fanów. Niech mnie ktoś przytuli, bom smutna.
OdpowiedzUsuńO taaak, Nuzlocke challenge! Sama często jestem pod wrażeniem, jak ludzie uzasadniają fabularnie zasady Nuzlocke (dla niewtajemniczonych: chodzi o to, że łapie się tylko pierwszego pokemona spotkanego w danym obszarze, a jeśli pokemon padnie w walce, uważa się go za martwego). Wprawdzie nie wszyscy uważają, że potrzeba tu jakiegokolwiek uzasadnienia, ale ci, którzy to robią - bardzo często mają to dogłębnie przeanalizowane. To samo dotyczy zasad dodatkowych, np. nie używania przedmiotów leczących czy też nazywania wszystkich złapanych pokemonów. Sama przechodziłam Pokemony Y z zasadami Nuzlocke, ale nic na ten temat nie popełniłam... ciężko byłoby mi uzasadnić po swojemu zasady, a nie chciałam ich nie uzasadniać. Chociaż pomysł z truloffem piknym jak z obrazka może wypalić - mam do wyboru Calema, Tierno, Trevora, profesora Sycamore (chociaż on wysyła uperfumowane listy mojej mamie, a nie mnie), no i może jakiegoś lidera stadionu czy członka Elitarnej Czwórki... hmmm...
UsuńHej :D Fani poków! Może wymienimy się friend code'ami :) Ja mam swoje kochane X i AlphaSapphire, jakby co
UsuńPopo
(Autor pierwszego komentarza) Bardzo bym chciała, ale nie posiadam konsoli, gram na emulatorach :( Za to własny Nuzlocke się tworzy :D
UsuńJa mam Y i Omega Ruby, ale OR jeszcze nieruszone - właśnie mi przyszło do głowy, jak w moim własnym Nuzlocke uzasadnić zasady (jak to brzmi...), więc wkrótce pojawi się słodziaszny blogasek z historią Nuzlocke w Hoenn. 7.8/10, za dużo (lania) wody :D Kurczę, jakbym miała wcześniej pomysł z truloffami, to powstałaby historia w Kalos, ale teraz nawet nie pamiętam, jak moje przygody w pokefrancji dokładnie przebiegały...
UsuńMój FC: 4184-2910-3256. Jeśli ktoś ma ochotę na Eevee z 5*31 IV, niektóre z HA, to służę.
Podziwiam ałtorkę za stworzenie tak makabrycznie nielogicznego świata. Trzeba mieć talent.
OdpowiedzUsuńAbsolutnie NIE zamierzam bronić tego dzieła, ale muszę się podzielić pewną refleksją. Moja rodzina teoretycznie nie jest biedna. Stać nas na jedzenie, może nie wykwintne, ale też nie sam suchy chleb, no, normalne jedzenie, jakie je każda rodzina. :P Mamy się w co ubrać, zwykle kupujemy w lumpeksach lub sieciówkach, ale przecież to normalne, dobre ciuchy. Mamy dwa komputery, internet, telewizor (chociaż bez telewizji satelitarnej, ale i tak :P), każdy z rodziny ma komórkę, ja mam nawet tablet. Nie są to najlepsze sprzęty, półka raczej średnia, w niektórych przypadkach niska, ale jednak SĄ. I tak dalej, i tak dalej, można by wymieniać. Gdyby zestawić naszą rodzinę z ogółem rodzin świata to należymy przecież do czołówki najbogatszych ludzi! Dla takiego biednego dziecka z Afryki, czy nawet dla zwykłego bezdomnego z naszego miasta - jesteśmy zajebiście bogaci i mamy WSZYSTKO.
OdpowiedzUsuńA jednak jesteśmy tylko ludźmi i ja sama czasem uważam nas za biednych. Mamy kredyty do spłacenia. Nie stać nas na wyjazdy na wakacje (rok w rok jeżdżę w te same miejsca: do babci, do wujka i/lub do koleżanki z innego miasta). Moi znajomi po wakacjach często się przechwalają wycieczkami do krajów takich jak Egipt, a nas nie stać nawet na porządne wakacje w Polsce. Jak pisałam, mamy różne sprzęty, ale nie jest to najwyższa półka, więc często zazdroszczę koleżankom bardziej nowoczesnych rzeczy, szybciej działającego komputera, na którym chodzą gry, które mi nie chcą odpalić, telefonu z większą ilością funkcji, większego telewizora itd. Zazdroszczę koledze, który kolekcjonuje oryginalne filmy i płyty CD, bo mnie nie stać na kupienie wszystkiego co chcę obejrzeć/posłuchać i niestety muszę... Każdy wie co, ale nie napiszę tego słowa, żeby mnie policja nie namierzyła. :) Zazdroszczę wielu różnych drobnostek, na które mnie nie stać. Wymieniać można w nieskończoność. Wiadomo jakie jest życie. Wiem, że mogłam mieć DUUUUŻO gorzej i być DUUUUŻO biedniejsza, dlatego staram się tę zazdrość w sobie tłumić, ale wiadomo jacy są ludzie.
Ale po co w ogóle ten cały mój wywód? Otóż chcę powiedzieć, że dla mnie całkiem wiarygodna byłaby bohaterka, która uważa się za bardzo biedną, chociaż tak naprawdę taka nie jest. Może i ma porządne obiady i herbatkę z cytrynką, ubrania itd, ale widzi na około siebie bogaczy, którzy jedzą lepsze dania, ubierają lepsze ciuchy i - wśród nich - czuje się biedna, tak jak ja wśród swoich znajomych. Napisałam "byłaby", bo, oczywiście, całkowicie rozumiem, że w tym przypadku ałtorce ksionszki naprawdę wydawało się, że to co opisuje to bieda. Dlatego napisałam na początku, że niczego tu nie bronię, chcę po prostu wyrazić swoje zdanie na ogólny temat. Dzięki jeśli ktoś wytrwał w czytaniu. Pozdrowienia.
Anonimowy: Oczywiście, że poczucie niedostatku jest relatywne. Tyle tylko, że - jak przekonamy się wielokrotnie na przestrzeni analiz - Cass wcale nie twierdzi, iż America ma ciężej w życiu niż Dwójki i Trójki, co byłoby akurat w pełni zrozumiałe; ona naprawdę sądzi, iż rodzina Singerów jest w tragicznej sytuacji materialnej, a spożywanie na obiad kurczaka i ziemniaków równa się skrętowi kiszek z głodu.
UsuńMaryboo
Ja się zgłaszam do pytania, co ma rolnik do jubilera i agenta nieruchomości.
OdpowiedzUsuńRolnik hoduje marchewkę. Marchewkę jedzą koniki. Koniki pracują w kopalniach. W kopalniach wydobywa się diamenty. Diamenty obrabia jubiler. Jubiler mieszka w domku zakupionym za pośrednictwem agenta nieruchomości. DA DAŁM!
To ma sens.
UsuńRaysee: faktycznie, logika nie do obalenia. Dziękuję za rozwiązanie zagadki!
UsuńMaryboo
Zapewne odpowiedz na moje pytanie brzmi NIE, ale nurtuje mnie sprawa: Czy wiadomo jak żyją pary homo w tym pięknie nielogicznym swiecie zakazującym seksu przed ślubem? Homo i tak nie mogą mieć dzieci,więc czy mogą To robic przed ślubem? Czy w ogóle mogą brać ślub? Jesli nie to czy to znaczy, ze nie mogą uprawiać seksu w ogóle? Ale...CZEMU skoro i tak nie mogą mieć dzieci?uhhhh tyle braku sensu i logiki.
OdpowiedzUsuńPs dobra wiem, autorka pewnie po prostu zakłada, ze wszyscy ludzie świata są hetero tak jak zakłada, ze wszyscy uprawiają seks po bożemu. Trzeba chronić niewinne umysly czytelniczek
Pewnie wszyscy homo wyginęli albo gdzieś tam są, ale się o nich nie mówi. Bo jak będziesz ich ignorował to na pewno znikną. Albo są na traktowani jako chorzy i w momencie jak się ujawnią to ich wrzucają do ostatniej kasty.
UsuńKur0_Neko
Hm, ile razy w waszym otoczeniu ktoś coś wspominał o leworęcznych...? Przypuszczam, że jeśli wśród waszej rodziny czy znajomych nie ma nikogo takiego, to się tego tematu nie porusza - bo po prostu was nie dotyczy, a nie dlatego, że "jak się ich będzie ignorować, to znikną".
Usuńok, ale leworęczność to nie orientacja seksualna i nie problem społeczny, a homoseksualizm jak najbardziej takim problemem jest, a przynajmniej jest to temat budzący szerokie zainteresowanie społeczne. Ale nie wydaje mi się, by szanowna pani autorka chciała napomykać o czymś takim jak odmienna orientacja, po co zanudzać czytelnika pełnym obrazem społeczeństwa, skoro mamy przed sobą tak fenomenalną historię miłosną! Podobnie zrobiła z duchowieństwem (jak mówiły dziewczyny) poza tym, że jest nie wiemy nic więcej bo i po co.
Usuńrose29
O, o, też chciałam zapytać o homoseksualizm w tym cudownie absurdalnym systemie, ale doszłam do wniosku, że nie warto, bo i tak nikt, z ałtorką włącznie, nie zna odpowiedzi. Podobnie miałam przy wilkołakach u naszej kochanej Stefy: wpojenie ma (teoretycznie) być zabezpieczeniem, by się gatunek rozmnażał, ok, wszystko fajnie, ale jak dany wilczek jest gejem, to co? Nie ma wpojenie (farciarz)? "Nawraca" go? Gej nie może być wilkołakiem/wilkołak nie może być gejem? To nie nie zdarza gdyż albowiem ponieważ bo Imperatyw?
UsuńGeneralnie YA przeważnie szeeeroookim łukiem omija temat odmiennej orientacji. Ja rozumiem, że temat "kontrowersyjny" i nie każdy chce się o nim rozpisywać, ale jednak jest to element kreacji świata przedstawionego i wypadałoby wspomnieć.
to już zależy od autorki ;) nie wiem jak tam u tej pani z poglądami, ale jeśli są bardziej konserwatywne (jak u Meyer) to geje w stworzonym przez nią w świecie po prostu nie istnieją albo istnieją, ale temat tych "grzeszników" jest niewart uwagi. może to i lepiej dla gejów? patrząc na umiejętności tej pani, to bohater-gej pewnie byłby do bólu stereotypowy
UsuńMiałam ostatnio takie dywagacje, z których wynikło mi, że dla Cass chyba Singerzy to miało być coś a'la rodzina Weasleyów z HP. No bo w końcu mówiono, że byli biedni? No mówiono. Mieli co jeść? No mieli. No to po co roztrząsać jakieś nieistotne niuanse - skoro Weasleyowie mogli być biedni w ten sposób, to bohaterowie Cass też! (I w ogóle z Weasleyami kojarzy mi się całe przedstawienie tej rodziny, ale nie czytałam Igrzysk, więc oczywistsze nawiązania mogą mi umykać).
OdpowiedzUsuńRowling w przeciwieństwie do Cass nie wmawiała nam, że rodzina Weasleyów żyje na granicy ubóstwa. Wizja ubóstwa według Kiery jest dla mnie niezwykle interesująca.
UsuńJest długi komentarz wyżej traktujący mniej więcej o tym samym. Jest ogromna przepaść pomiędzy zazdroszczeniem innym lepszej sytuacji materialnej a wmawianiu sobie i innym, że śmierć głodowa zagląda ci w oczy. Póki co, nie widać też, żeby ktokolwiek wyśmiewał się z finansowej sytuacji Ami (jak np. Draco z Rona). Mało tego, ona sama wyśmiewa Siódemki.
UsuńAle ja o tym doskonale wiem i pisałam to w komentarzu. Po prostu upatruję u Cass takiego ciągu uproszczeniowego, że bieda relatywna -> bieda jak każda inna -> level dziewczynki z zapałkami. Nigdzie nie sugerowałam, że zgadzam się z tym myśleniem, które jest wybitnie bzdurne, ale byłabym skłonna uwierzyć, że ktoś (Cass) wyciąga takie wnioski, jeśli czyta pobieżnie i bez zrozumienia (a po nawiązaniach do Igrzysk wnioskuję, że właśnie tak jest).
UsuńNo nie wiem, jak bardzo bez zrozumienia ta pani musiała czytać "Igrzyska", że stawia znak równosci między Katniss, która po śmierci ojca przeszukiwala śmietniki, byle tylko zdobyć cokolwiek do jedzenia (zanim zaczęła polować) a Ami szamiącą w najlepsze kurczaka z makaronem :D
UsuńRelacja Ameriki i Aspena to faktycznie coś w stylu heroinowej miłości Belli i Edzia. Czytając wasze analizy "Zmierzchu", przez cały czas zastanawiałam się, co te biedactwa zrobią, jak już skończą im się te wszystkie problemy... Przecież ci ludzie kompletnie nie mieli o czym ze sobą rozmawiać! Ile można mówić o urodzie partnera? A tutaj jest chyba jeszcze gorzej, bo te biedactwa nawet nie opiewają swojej urody. I co to będzie z tą jakże głęboką relacją? :( Już nie mogę się doczekać.
OdpowiedzUsuńDroga Beige, czekam w wielkim napięciu. Proszę ładnie, dodaj swoje rozdziały (wiem, że są już gotowe i trzymasz nas w napięciu, bo tak!). Dzięki Wam, dziewczyny, przeczytałam wszystkie tomy (dziękuję baaardzo...) i teraz mam nieuleczalny ubytek na musku, pomóc mi mogą jedynie Wasze komentarze do tekstu tego arcydzieła - w dużych dawkach!
OdpowiedzUsuńI malutki SPOILER - Kiera na końcu książki zamieszcza całą masę przesłodzonych podziękowań, m.in. dla zespołu One Direction! Za inspirację... To potwierdza moje podejrzenia, że panna jednak nie ma ok. trzydziestki, prędzej trzynastki. Co wiele tłumaczy.
Też przeczytałam. Najbardziej podobało mi się, jak
UsuńSPOILER
rodzice Maxona umarli, a on się ucieszył, że będzie się mógł ożenić z Americą. Nie ma to jak priorytety.
Ech... Kolejne dwa rozdziały były ciężkie do przebrnięcia, naprawdę. Co tu dużo mówić - ja absolutnie NIENAWIDZĘ trylogii pani Roth, a zawarte w niej "frakcje", niech je coś trzaśnie, doprowadzają mnie do białej gorączki. Trzeba jednak przyznać Cass - przebiła nawet tamto wypaczenie natury. Jej kasty nie mają absolutnie ŻADNEGO sensu... Q_Q
OdpowiedzUsuńAle to co doprowadziło mnie do szału to coś, czego niestety Maryboo nie podjęła (nie wiem, czy Ciebie to nie uderzyło, czy nie miałaś siły na to...), a mianowicie podejście Ami do księcia. Ciągle gada, że jest sztywny - A JAKI MA BYĆ TĘPA DZIEWUCHO?! To KSIĄŻĘ! Koronowana głowa (przyszła, mniejsza!)! Jego obowiązuje etykieta, zachowanie, na niego patrzy cały naród! A ta się dziwi, że nie rzuca tanimi dowcipami spod budki z kebabem?!
Co do Aspena dalej się nie wypowiadam... Nie znam dalszej części książki, tym bardziej kolejnych, bo czytam na bieżąco - cały ich związek jest cholernie płaski, ale mogę uznać, że to właśnie taka niezbyt dojrzała relacja oparta na hormonach i fizyczności. No i zachowanie Ami aż wali taką głupiutką nastolatką... Ale cóż, to ma swój urok, jeśli tylko nie będzie mi to kreowane na Najwyższą I Najlepszą Miłość (a tak pewnie będzie...)
Napiszę chyba najkrótszy z komentarzy, które się tu pojawiają, ale...
OdpowiedzUsuńNiestety, ale ISTNIEJE takie imię jak Maxon i jest to wpółczesna wariacja do imienia Max i dosłownie oznacza - "greatest".
Mam, mam! Tamte trzy zawody łączy związek z ziemią.
OdpowiedzUsuńJedni ją uprawiają, inni mają z niej klejnoty, a jeszcze inni ją sprzedają.
Jesteś boska, Niki
Analiza miodna, jak Wasze wszystkie. Uczepię się jedynie imienia Maxona. Poznałam w internecie faceta o imieniu Juzer. Tego imienia też nie uświadczycie na Behind The Name, a jednak gdzieś w Indiach istnieje. Takie tylko spostrzeżenie, teraz lecę czytać dalej :D
OdpowiedzUsuńCzytając to co chwilę przerywam, by powykilnać Kierę, a rodzice się na mnie dziwnie patrzą, a potem wzruszają ramionami. Chyba już zdążyli się przyzwyczaić. Na razie najbardziej polubiłam pana Singera, pewnie dlatego, że przypominam mi pana Benneta i na nazwisko Bobby'ego. Odczuwam coraz większą chęć mordu na Ami. Analiza jak zawsze świetna
OdpowiedzUsuńA Maxon to swoją drogą reklamowany ostatnio w tv środek na potencję... to się na prawdę dziwnie czyta w ten sposób :P
OdpowiedzUsuńWłaśnie gdzieś wyczytałam że autorka ma dyplom z historii... pewnie bachelor ale zawsze to wyższe wykształcenie O.o
OdpowiedzUsuńMeh autorka ma małe pojęcie o świecie, dla niej pewnie bieda jest wtedy, gdy ktoś nie ma willi z basenem i nie może wydawać pieniędzy na prawo i lewo. Dziwię się, że autorka Igrzysk nie weszła na drogę sądową w sprawie plagiatu, zgapianie jest ewidentne, wręcz chamskie.
OdpowiedzUsuńWszystko w ogóle jest tu infantylne i głupiutkie.
Eva