Rozdział 9
America leży na łóżku,
wtulona w May i rozmyśla:
Zastanawiałam się, która dziewczyna dzisiaj opuści pałac. Nie wypadało mi pytać, więc nie zrobiłam tego, ale gdybym zaczęła nalegać, pewnie dowiedziałabym się, że Natalie.
Zgadzam
się. Jestem tylko ciekawa, jak uzasadnisz ową tezę.
Marlee i Kriss były ulubienicami opinii publicznej – w większym stopniu niż ja – a Celeste i Elise miały przydatne znajomości. Ja miałam serce Maxona, a to oznaczało, że Natalie jako jedyna nie może liczyć na zbyt wiele.
Cóż,
byłaś blisko. Ja osobiście jestem zdania, iż Natalie powinna
wyjechać z domu Wielkiego Brata, bo nawet twój wisiorek z
ptaszyskiem doczekał się bardziej szczegółowej charakterystyki
niż nieszczęsna kandydatka na księżniczkę.
Czułam się źle, ponieważ nic nie miałam do Natalie, jeśli już, wolałabym, żeby to Celeste wyjechała. Może Maxon odeśle ją do domu, wiedząc, jak bardzo jej nie lubię, ponieważ powiedział, że chce, abym czuła się tutaj jak najlepiej.
Americo,
twoja skromność oraz świadomość swego rzeczywistego znaczenia są
doprawdy zatrważające. Powinnaś zaprzyjaźnić się z tą uroczą
dziewczynką:
Karny jeżyk potrzebny od zaraz: 15
Nigdy nie wyobrażałam sobie, by coś takiego było możliwe. Jak ja, America Singer – Piątka, zupełny nikt – mogłam się zakochać w Maxonie Schreave, Jedynce, TYM Jedynce? Jak to możliwe, skoro przez ostatnie dwa lata szykowałam się psychicznie na zostanie Szóstką?
Ja tam winię Meyer i lansowany przez nią model „Mary Sue plus
dwóch tru loffów”.
Osiołkowi w żłoby dano: 34
Czułam też bolesne ukłucie w sercu na myśl o tym, że muszę to wszystko wyjaśnić Aspenowi. Jak mam mu powiedzieć, że Maxon mnie wybrał, a ja chcę z nim zostać? Czy Aspen mnie znienawidzi? Na samą myśl o tym chciało mi się płakać. Niezależnie od wszystkiego nie chciałam, nie mogłam stracić przyjaźni Aspena.
Słonko, pokażże ty mi jakikolwiek moment, w którym łączyła was
przyjaźń miast hormonalnej burzy...
Osiołkowi w
żłoby dano: 35
Rozmyślania Ami przerywa wejście pokojówek. Coś jest nie tak –
dziewczyny nie pozwalają dłużej pospać Singerównom, zamiast tego
każą May udać się do sypialni Magdy i Shaloma. Na pytania Amisi
zgodnie odpowiadają, iż mają rozkazy z samej góry i nie wolno im
mówić, o co chodzi, ale podczas przygotowywania kąpieli Ameriki
mają problem z ukryciem zdenerwowania. Po porannych ablucjach
pokojówki szykują Ami suknię – prostą i czarną. Nasza heroina
dochodzi do zrozumiałych wniosków i wybucha płaczem; okazuje się
jednak, iż bynajmniej nie chodzi o niczyj pogrzeb.
Anne, opanowana jak zawsze, postawiła mnie prosto i otarła mi łzy z oczu.– Nikt nie umarł – powiedziała, ale w jej głosie nie brzmiało współczucie. Mówiła, jakby mi wydawała rozkaz. – Niech panienka będzie za to wdzięczna losowi, kiedy już będzie po wszystkim. Nikt dzisiaj nie umarł.
Amisia próbuje (z marnym sukcesem) przełknąć śniadanie, po czym
przypina do sukni broszkę z imieniem i wraz z pozostałymi –
równie skonfundowanymi – kandydatkami zostaje przejęta w holu
przez jednego z gwardzistów.
– Przyszła piąta – powiedział gwardzista do swojego towarzysza. – Proszę panie za mną.Piąta? Coś się nie zgadzało. Powinno być nas sześć. Kiedy schodziłyśmy po schodach, rozejrzałam się szybko. Gwardzista miał rację, było nas tylko pięć.
Tak, kochani, to właśnie w tym momencie kończy się wątek
Subtelnej Tajemnicy. Jestem pewna, że wszyscy zachodzicie w głowę,
która z kandydatek jest nieobecna...
Brakowało Marlee.
Tadaam! Przyznajcie, w najśmielszych snach nie spodziewaliście się
tak oryginalnego fabularnego twistu.
Moją pierwszą myślą było, że Maxon odesłał Marlee do domu, ale czy wtedy nie przyszłaby do mnie, żeby się pożegnać? Próbowałam znaleźć jakieś powiązanie między całą tą tajemniczością a nieobecnością Marlee, ale nie umiałam wymyślić żadnego wyjaśnienia.
Kochani, nie śmiejcie się, tak nie wolno. To nie wina Amisi, że
jej mózg działa na spowolnionych obrotach. Americo? Nie smuć się,
dam ci kilka wskazówek:
- Marlee od dłuższego czasu zachowuje się podejrzanie
- Twoje pokojówki są wyraźnie zdenerwowane
- Jesteście wyprowadzane stadnie pod nadzorem gwardzistów
- Dostałaś czarną kieckę.
Przykro mi to mówić, ale nie, biorąc to wszystko pod uwagę nie
sądzę, by cały ten szum był wywołany wyłącznie odpadnięciem
Marlee z gry. Ale nie upadaj na duchu, zgaduj dalej, masz jeszcze
trochę czasu!
Użyj mózgu, Luke: 27
Dziewczyny zostają
wyprowadzone frontowymi schodami (wiem, że ta uwaga wydaje się
zbędna, ale...sami zobaczycie. Dość powiedzieć, że na
zakończenie „Elity” też szykujemy małą niespodziankę) na
dziedziniec pałacowy, gdzie czekają już rodziny kandydatek oraz
pozostali gwardziści. Mamusie i tatusiowie wydają się być równie
skonfundowani, co ich pociechy.
Zobaczyłam, że dwóch gwardzistów wprowadza rodziców Marlee. Jej matka, przygarbiona z niepokoju, opierała się na swoim mężu, który wyglądał, jakby w tę jedną noc postarzał się o wiele lat. Zaraz – skoro Marlee wyjechała, to dlaczego oni tu byli?
Nie, Amisiu, już ustaliłyśmy, że ta teoria jest błędna.
...Cass, czy ty naprawdę nie widzisz, że America zdaje się być w
tym rozdziale nie tyle niewinna i naiwna, co cofnięta w rozwoju?
Istnieje zasadnicza różnica między trzymaniem postaci (i
czytelników) w niepewności, a robieniem z protagonisty osoby o
ujemnym IQ.
Użyj mózgu,
Luke: 28
Kiedy brama pałacu otwarła się ze skrzypieniem, przywitały nas ogłuszające wiwaty zgromadzonego tłumu. Na ulicy została ustawiona ogromna platforma. Wokół zgromadziły się setki, może tysiące ludzi, dzieci siedziały na ramionach rodziców. Wokół platformy stały kamery, a ekipy reporterów krzątały się przed tłumem, dokumentując tę scenę. Zostaliśmy poprowadzeni do niewielkiego sektora z krzesłami, a tłum wiwatował na nasz widok.
Pamiętacie, jak mówiłyśmy z Beige, że Cass tworząc Illeę
zmieszała ze sobą elementy z różnych okresów historycznych na
zasadzie „wrzucę to, co chwyta mnie za serduszko”? Cóż,
obecnie najwyraźniej cofamy się do późnego średniowiecza, a
konkretnie tu:
Albowiem tak, zgadliście – właśnie w tym celu tłuszcza zebrała
się pod pałacem królewskim. I zapewniam, iż rolę buczącego i
rzucającego zgniłkami pospólstwa wypełnią z gorliwością równą
tej zaprezentowanej w powyższej kreskówce.
Podniosłam rękę, żeby pomachać, kiedy usłyszałam swoje imię. Było mi głupio, że tak się denerwowałam. Skoro ludzie byli tacy szczęśliwi, to znaczy, że nie działo się nic złego. Pałacowy personel powinien naprawdę przemyśleć sposób traktowania dziewcząt z Elity – wszystkie te nerwy były niepotrzebne.
...Poddaję się. Americo? Jesteś oficjalnie głupsza od wszystkich
awatarów Stefy razem wziętych (i każdego z nich z osobna). Ci,
którzy śledzili nasze poprzednie analizy mogą zaświadczyć – to
nie lada osiągnięcie.
Użyj mózgu, Luke: 29
Starałam się witać z ludźmi, ale moją uwagę przykuły dwie dziwne konstrukcje na platformie. Jedna była czymś w rodzaju drabiny w kształcie litery A, druga – potężnym drewnianym blokiem z pętlami po bokach. Otoczona przez gwardzistów, zajęłam miejsce w środku pierwszego rzędu i zaczęłam się zastanawiać, o co tu chodzi.
Cóż, skoro to drabina, to pewno będziecie coś remontować. Co do
bloku, ciężko zgadnąć, wujek Gugiel po wpisaniu podanej przez
ciebie frazy z jakiegoś powodu pokazuje mi budowę żagla. Może
popłyniecie w rejs?
Użyj mózgu, Luke: 30
Tłum znowu zaczął wiwatować, kiedy pojawili się król, królowa i Maxon. Oni także założyli ciemne ubrania i wyglądali bardzo poważnie. Byłam dość blisko Maxona, więc odwróciłam się do niego. Niezależnie od tego, co się działo, gdyby na mnie spojrzał i uśmiechnął się, wiedziałabym, że wszystko będzie dobrze. Czekałam, aż na mnie popatrzy, da jakiś znak, że mnie zauważa, ale jego twarz była nieruchoma i ściągnięta.
Daj chłopakowi spokój, też byłabyś wkurzona, gdyby stary wrobił
cię najpierw w przemalowywanie pałacu, a później w harówkę na
statku.
Użyj mózgu, Luke: 31
Chwilę później wiwaty tłumu zmieniły się w okrzyki oburzenia, więc odwróciłam się, żeby zobaczyć, co się stało. Żołądek mi się zacisnął, a cały mój świat rozpadł się na kawałki.Gwardzista Woodwork był wleczony w kajdanach. Miał rozciętą wargę, a jego mundur był tak brudny, jakby przez całą noc tarzał się w błocie. Za nim prowadzono Marlee – jej prześliczny kostium także był brudny i pozbawiony skrzydeł – również skutą łańcuchem.
Kiedy zostali wprowadzeni na platformę, zaczął przemawiać zamaskowany mężczyzna. Tłum natychmiast się uciszył. Najwyraźniej podobne rzeczy działy się już wcześniej i mieszkańcy tego miasta wiedzieli, jak należy reagować. Ja nie wiedziałam.
Że co? Za Eliminacji Clarksona nie odbyła się żadna publiczna
egzekucja; jeśli mówisz zaś o tym, że taka forma kary jest w
Illei powszechnie stosowana, to ty także powinnaś wiedzieć, jak
się zachowywać w obecności kata, chociażby od swoich rodziców.
– Marlee Tames – zaczął mężczyzna – jedna z Kandydatek, Córa Illei, została przyłapana tej nocy na intymnym spotkaniu z tym mężczyzną, Carterem Woodworkiem, zaufanym członkiem Gwardii Pałacowej.
Gdy Marlee objawiła się nam po raz pierwszy na lotnisku w
„Rywalkach” napisałam, przed obdarzeniem jej stuprocentową
sympatią i poparciem powstrzymuje mnie pewien epizod z przyszłości,
kiedy wykaże się niewiarygodną głupotą.
Mówiłam właśnie o tym akapicie.
Zacznijmy od kwestii fundamentalnej – Marlee i Carter wykazali się
dalekowzrocznością lemingów już w momencie, gdy zdecydowali się
na pałacowy romans. Dziewczyna sama przyznała, że nie ma żadnych
szans na koronę i że Maksiu prędzej czy później każe jej wracać
do domu; Woodwork kończy służbę najpóźniej za cztery lata.
Wystarczyłoby wziąć na wstrzymanie podczas mieszkania w pałacu,
po czym – już po zakończeniu Eliminacji i opuszczeniu przez oboje
domostwa Maxona – udać, że uczucie narodziło się podczas
jakiegoś przypadkowego spotkania w Illei i voila: niech nam
brzmią weselne dzwony!
No dobrze, ale jak wszyscy wiemy, krew nie woda i wszelkie
teoretyzowanie bierze w łeb w obliczu rodzącego się uczucia. Nie
mogli się pohamować – no, trudno, w takim układzie trzeba
zachować szczególną ostrożność...
...i nie obmacywać się w dniu, w którym w pałacu roi się od
mediów.
Tak, kochani; Marlee i jej luby uznali, że bal halloweenowy
rejestrowany przez kamery (jak się wkrótce dowiemy, przydybali ich
dziennikarze), to idealna pora na małe tête-à-tête.
Cóż, wygląda na to, że Aspen i America to niejedyne dzieci
Stirlitza w tej powieści.
Użyj mózgu, Luke: 32
Głos mężczyzny pełen był niestosownej wyższości, jakby oznajmiał wynalezienie lekarstwa na jakąś śmiertelną chorobę. Tłum zabuczał w odpowiedzi na jego słowa.– Panna Tames złamała swoją przysięgę lojalności wobec księcia Maxona! Pan Woodwork, wchodząc w nią w relację, dopuścił się kradzieży własności rodziny królewskiej! Te przestępstwa są traktowane jak zdrada stanu! – Mężczyzna wykrzyczał ostatnie słowa, aby dodatkowo przekonać tłum do swojej racji. Udało mu się to.Jak oni mogli? Czy nie rozumieli, że to jest Marlee? Kochana, śliczna, ufna i życzliwa Marlee? Może popełniła błąd, ale na pewno nie zasłużyła na taką nienawiść.
Tak, Amisiu, popełniła błąd i zgodnie z prawem ów błąd karany
jest śmiercią, niezależnie od ślicznej buźki winowajczyni. Ale w
sumie muszę się zgodzić – reakcje tłumu faktycznie są
nieco...przerysowane. Doprawdy, tylko czekam na to, by ktoś
wyciągnął z kieszeni pomidora.
Carter został przywiązany do konstrukcji w kształcie litery A przez innego zamaskowanego mężczyznę, a zaciśnięte na jego talii i nogach pasy przytrzymywały go w niewygodnej pozycji. Marlee została zmuszona do uklęknięcia przed drewnianym blokiem, a zamaskowany mężczyzna zerwał z niej płaszcz. Jej ręce zostały przywiązane pętlami, dłońmi do góry.– Karą za taką zbrodnię jest śmierć! Jednak litościwy książę Maxon postanowił oszczędzić życie tych zdrajców. Niech żyje książę Maxon!
Ten fragment nie przyda nam się oficjalnie aż do następnego
rozdziału, ale muszę od razu podkreślić ów fakt: to na prośbę
Maxona znacznie złagodzono karę. Jako że stanowienie prawa leży
daleko poza jego możliwościami, musiał zapewne w tym celu apelować
u swojego tatki – a ci z Was, którzy znają kanon wiedzą
doskonale, że Maks za dyskusjami z tatulem zdecydowanie nie przepada
i ma ku temu dobry powód. Co ciekawe, Cass po raz kolejny wykazuje
się tu pewną niekonsekwencją fabularną, którą możemy
interpretować jako zwykły atak sklerozy...lub wyjątkowy przejaw
skromności i odwagi drogiego księcia. Pamiętajcie o tym, gdy –
już w przyszłym tygodniu – będziemy zmuszeni obserwować
stosunek Ami do całej tej sytuacji.
Nie bez powodu posadzono nas w pierwszym rzędzie – żeby pokazać, co się stanie, jeśli zrobimy coś równie głupiego –
Cóż, dobrze wiedzieć, że odpowiednia wizualizacja wreszcie
pozwoliła przedrzeć się tej niewygodnej prawdzie przez twój
zakuty łeb.
ale z tego miejsca, kilka metrów od platformy, widziałam i słyszałam wszystko to, co było ważne. Marlee patrzyła na Cartera, a on odwzajemniał jej spojrzenie, przekręcając głowę. Widziałam ich strach, ale wyraz twarzy Marlee mówił mi też, że stara się go zapewnić, że niczego nie żałuje.– Kocham cię, Marlee – zawołał. Było to ledwie słyszalne w okrzykach tłumu, ale wychwyciłam to z całą pewnością. – Wszystko będzie dobrze. Poradzimy sobie. Obiecuję.Marlee nie była w stanie z przerażenia wykrztusić ani słowa, ale skinęła głową. W tym momencie potrafiłam myśleć tylko o tym, jaka jest piękna. Jej złociste włosy były potargane, a sukienka w strzępach, zgubiła gdzieś buty, ale mimo to wydawała się po prostu promienieć.
Wiecie, dlaczego zdecydowałam się zawrzeć w analizie ten akapit?
Bo uświadomił mi on, o ile chętniej niż wahania Amisi śledziłabym
związek Marlee i Cartera.
Wiem, wiem; dopiero co przyrównałam ich do lemingów. Ale spójrzcie
sami: Woodwork i panna Tames, choć doskonale zdają sobie sprawę,
że ich sytuacja jest tragiczna, w pełni akceptują, iż muszą
ponieść cenę za swe uczucie. Marlee nie próbuje
nikogo przekonać, że Carter znienacka się na nią rzucił, nie
szukają wymówek w postaci upojenia alkoholowego czy innej
pomroczności jasnej; tak, kochają się, tak, wiedzą, jak przyjdzie
im za to zapłacić i nie, nie mają zamiaru wyprzeć się swojej
miłości. Ktoś mógłby powiedzieć, że i tak nie mają już za
wiele do stracenia, ale osobiście twierdzę, iż trwanie przy boku
ukochanej osoby w tak przerażających okolicznościach i świadome
dolewanie oliwy do ognia poprzez podkreślanie faktu, że nie żałuje
się swojej decyzji wymaga sporego hartu ducha.
A teraz porównajcie tych dwojga z Amisią, której afekt wyraża się
poprzez bieganie jak z pieprzem w tyłku od jednego potencjalnego tru
loffa do drugiego i wytłumaczcie mi, dlaczego to jej wątek promuje
się jako fascynującą historię miłosną.
– Marlee Tames i Carterze Woodwork, od tej chwili zostajecie pozbawieni swojej klasy. Jesteście najmarniejszymi z marnych. Jesteście Ósemkami!Tłum zaczął bić brawo, co wydało mi się dziwne. Czy nie było tam żadnych Ósemek, którym nie podobałoby się, że tak o nich mówiono?
Amisiu, mam wrażenie, że Ósemki doskonale wiedzą, jak traktuje je
reszta społeczeństwa. A jeśli nawet któregoś narkomana czy
żebraka dotknie ów opis, to jak sądzisz – czy ten fakt spowoduje
serię nieprzespanych nocy u króla lub królewskiego kata?
– Aby jednak ukarać was za wstyd i ból, jaki sprawiliście jego wysokości, zostanie wam publicznie wymierzone piętnaście uderzeń. Niech te blizny przypominają wam o waszej hańbie!Uderzeń? Co to miało znaczyć?
Americo – MŁODSZY BRAT ASPENA ZOSTAŁ POTRAKTOWANY BICZEM, O CZYM
ZRESZTĄ SAMA NAM OPOWIEDZIAŁAŚ. MARLEE I CARTER SĄ PRZYWIĄZANI
DO STELAŻY. JAK MYŚLISZ, CO ÓW 'ZAMASKOWANY CZŁOWIEK” MOŻE
MIEĆ NA MYŚLI, MÓWIĄC O UDERZENIACH? JA OSOBIŚCIE STAWIAM NA
ŻARTOBLIWE DANIE IM PO ŁAPKACH.
Użyj mózgu, Luke: 33
Zrozumiałam to w następnej chwili, kiedy dwaj zamaskowani mężczyźni wyjęli z wiadra z wodą długie pręty.
Czy ktoś mógłby mi wytłumaczyć, po co owe pręty (które, jak
się za chwile przekonamy, zostaną po prostu użyte do bicia) były
wcześniej trzymane w wodzie?
Machnęli nimi kilkakrotnie w powietrzu, żeby je sprawdzić, a ja słyszałam ich mdlący świst. Tłum przywitał tę rozgrzewkę z takim samym entuzjazmem i podziwem, z jakim przed chwilą witał kandydatki.
Wiecie co? To naprawdę zaczyna się robić groteskowe. Cass, o co
chodzi z tym zachowaniem tłuszczy? Wyszła na wierzch podlejsza
część ich natury? Lubują się w publicznych egzekucjach, które
są w Illei traktowane jako źródło rozrywki? Ktoś zastraszył
rodziny obywateli, tak że z obawy o bliskich muszą reagować niczym
postacie w zamieszczonym przeze mnie filmiku? O co tu biega?
– Chyba zaraz zwymiotuję – szepnęła Natalie, a Elise jęknęła cicho, opierając się na towarzyszącym jej gwardziście. Ale nikt nie zareagował.Wstałam i rzuciłam się w stronę Maxona, wpadając na mojego tatę.– Maxon! Maxon, przerwij to!– Proszę siadać, panienko – powiedział gwardzista, starając się posadzić mnie z powrotem na moim miejscu.– Maxon, błagam cię!
Jeśli spodziewaliście się punktów w kategorii „Dobre Mzimu”
lub „Użyj mózgu, Luke” - nic z tego. Tak, Amisia jest jedyną
osobą, która reaguje i tak, za jawne sprzeciwianie się władzy w
ten sposób powinien ją spotkać stryczek w jeszcze większym
stopniu, niż Marlee – ostatecznie, kwestionuje królewskie decyzje
na oczach rządzących, prasy i tłumu zwykłych obywateli – ale
tym razem jej postępowanie jest zrozumiałe. Obserwuje właśnie,
jak katowana jest jej najlepsza przyjaciółka, a wyrok na ową
przyjaciółkę wydał (z braku innych możliwości, ale jednak)
człowiek, którego rzekomo kocha i który w dodatku kompletnie
ignoruje jej prośby o okazanie litości (znów, apel do
niewłaściwego członka rodziny królewskiej, ale cóż poradzić).
Nic dziwnego, że emocje wzięły górę.
Nie, żeby to tłumaczenie miało uratować ją za tydzień, gdy
emocje nieco opadną i powinna włączyć jej się zdolność
logicznego rozumowania.
– To niebezpieczne, panienko!– Puszczaj mnie! – wrzasnęłam na gwardzistę i kopnęłam go z całej siły. Mimo to nie wypuścił mnie.
Ale tak swoją drogą...kochani, jej wyczyny są rejestrowane przez
kamery. Z dużym prawdopodobieństwem materiał przed emisją
przejdzie edycję, ale nie zmienia to faktu, iż jej atak furii
widziały naocznie setki obywateli. Jeśli myślicie, że America
poniesie za to jakąkolwiek karę...no cóż, łudźcie się dalej.
Co było, a nie jest, nie pisze się
w rejestr: 9
Otrzymujemy
całkiem dobry opis Amisi, bezsilnie wołającej Maxona o pomoc,
podczas gdy w tle słychać krzyki torturowanej Marlee, a rodzice
dziewczyny próbują bezskutecznie odciąć się od owego
przerażającego pokazu.
Pomyślałam, że krzyk Marlee będzie mi dźwięczał w uszach przez resztę życia. Nigdy nie słyszałam niczego tak przerażającego ani niczego tak obrzydliwego jak wiwaty tłumu, zachowującego się, jakby to było widowisko rozrywkowe. Albo milczenie Maxona, który na to pozwalał. Albo płacz pozostałych dziewcząt, które to akceptowały.
Nie patrzcie na mnie, nadal nie wiem, o co chodzi z tym tłumem.
Jedynym źródłem nadziei był dla mnie Carter. Chociaż spływał po nim pot i dygotał z bólu, był w stanie jeszcze wydobyć z siebie pocieszające słowa do Marlee.– Niedługo… będzie po wszystkim – zapewniał.– Sześć!– Kocham… cię – wykrztusił.
Biedny Carter. Może nie i grzeszy inteligencją, ale i tak uważam,
iż Marlee trafiła stokroć lepiej niż Singerówna.
Nie mogłam tego znieść. Spróbowałam podrapać trzymającego mnie gwardzistę, ale chroniły go grube rękawy munduru. Wrzasnęłam, kiedy ścisnął mnie mocniej.– Zostaw w spokoju moją córkę! – krzyknął tata i szarpnął go za ramię. To pozwoliło mi wykręcić się tak, że stanęłam z gwardzistą twarzą w twarz i kopnęłam go kolanem tak mocno, jak tylko mogłam.
Zauważyliście, iż w przypadku Amisi możemy już właściwie mówić
o spersonifikowanym stylu walki? A swoją drogą, gdyby nasza heroina
nie była Mary Sue i jej Tarcza Wszechzajefajności nie obejmowała
także i jej bliskich, to tej samej nocy w Illeańskim więzieniu
zamieszkałoby dwoje nowych obywateli noszących nazwisko Singer.
Co było, a nie
jest, nie pisze się w rejestr: 10
America przeskakuje przez barierkę i próbuje dobiec do
przyjaciółki, ale drogę zabiegają jej gwardziści i, kopiącą i
wrzeszczącą, zaciągają do pałacu.
Z jednej strony nie musiałam na to wszystko patrzeć, ale z drugiej miałam poczucie, że opuszczam Marlee w najgorszym momencie jej życia. Czy gdybym była prawdziwą przyjaciółką, nie zrobiłabym czegoś więcej?
Eee...Amisiu, doceniam twoją lojalność – ostatecznie, nieczęsto
mamy okazję obserwować jej przejawy w tej serii – ale nie bardzo
wiem, co więcej mogłabyś uczynić.
- Marlee! – wrzasnęłam – Marlee, tak mi przykro! – Ale nie wierzyłam, że usłyszy mnie poprzez krzyki tłumu.
Rozdział
10
Gwardziści wprowadzają (właściwszym określeniem
byłoby: wciągają siłą, bowiem nieboga nadal rzuca się jak ryba
wyciągnięta z wody, kopie i wrzeszczy) Amisię do pałacu, po czym,
kierowani przez jakąś przypadkową pokojówkę, odprowadzają ją
do pokoju, bezceremonialnie rzucają na łóżko i wychodzą. Anne,
Mary i Lucy próbują jakoś uspokoić Americę, ale ich działania
nie spotykają się ze zrozumieniem:
One wiedziały. Wiedziały i nie uprzedziły mnie.– Wy też! – krzyknęłam na nie. – Wynoście się wszystkie! Już!
Albowiem OTRZYMAŁY ROZKAZ. Amisiu, wiem, że może być
to dla ciebie nie do pomyślenia, ale nie każdego chroni Imperatyw
Narracyjny; niektórzy lubią swoje głowy.
Pokojówki posłusznie idą precz, a Ami rozmyśla:
Więc to był ten sekret, którym Marlee obawiała się ze mną podzielić. Nie chciała zostać, ponieważ nie kochała Maxona, ale nie chciała wyjeżdżać i rozstawać się z Carterem.
Użyj mózgu, Luke: 34
Wiele scen nagle nabrało nowego sensu: dlaczego stawała w niektórych miejscach albo patrzyła w stronę drzwi. Chodziło o Cartera, on tam był. Kiedy podczas wizyty króla i królowej NorwegoSzwecji uparła się siedzieć na słońcu…Tam był Carter. To na nią czekał, kiedy wpadłam na niego koło łazienki. To zawsze był on, stojący w milczeniu w pobliżu, może od czasu do czasu kradnący jej pocałunek i czekający, aż w końcu będą mogli naprawdę być razem.
Użyj mózgu, Luke: 35
Brawo, Amisiu, wreszcie rozwikłałaś tę enigmę!
Jak bardzo musiała go kochać, żeby być tak nieostrożna, żeby tyle ryzykować?
Cóż, ja wiem, że miłość przesłania ludziom świat,
ale fakt faktem: ani Marlee, ani Carter w najbliższym czasie raczej
nie dołączą do Mensy.
Żołądek mi się skręcał. To mogłam być ja. Gdybyśmy z Aspenem byli mniej ostrożni, gdyby ktoś podsłuchał naszą rozmowę na sali balowej zeszłego wieczoru, mogłoby nas spotkać to samo.
Wiecie co? Wygląda na to, że aż do tego momentu do
Ameriki NAPRAWDĘ nie docierały do końca zasady pałacowego
życia. Żabko, czy kiedy mówiono ci, iż za zdradę księcia
kandydatkę czeka stryczek, sądziłaś, że to taka urocza metafora?
Amisia rozmyśla o katowanej na dziedzińcu parze (do
jakiej kasty należał Carter przed poborem? Czy przyzwyczają się
do bycia Ósemkami? Czy Marlee odzyska władzę w dłoniach? Czy
rodzice panny Tames się jej wyrzekną?) oraz wyrzuca sobie, iż jest
złą przyjaciółką, ponieważ niezależnie od tego, jak bardzo
współczuje Marlee nie może powstrzymać radości, że to nie ona i
Aspen muszą przechodzić przez tego rodzaju piekło. Następnie,
zmęczona płaczem, zasypia.
Następnego dnia America, nadal pogrążona w smutku,
odmawia spożycia lunchu; pokojówki, które doskonale wiedzą, gdzie
jest ich miejsce w tej serii, nie wychylają się z Czarnej Dziury
Narracyjnej i pozwalają jej zostać samej.
A kuku! Zgadnijcie, kto wprasza się do sypialni naszej
heroiny?
– Ami? – zapytał cicho Maxon. Nie odpowiedziałam. Zamknął drzwi, przeszedł przez pokój i stanął przy moim łóżku.– Przykro mi – powiedział. – Nie miałem wyboru.Nie poruszyłam się, niezdolna wydusić nawet słowa.– Do wyboru było coś takiego albo kara śmierci. Reporterzy przyłapali ich zeszłej nocy i zrobili nagranie, zanim się dowiedzieliśmy – tłumaczył Maxon.
Kochani, rozumiecie już, o czym mówiłam w poprzednim
rozdziale?
W przypadku zdrady stanu nie ma opcji B. Marlee i
Woodwork powinni byli zginąć. Tę wypowiedź Maxona można odczytać
w dwójnasób: albo Cass po raz kolejny zapomniała, jak wygląda jej
własny kanon...
...albo Maksio daje nam do zrozumienia, że osobiście
apelował u ojca, by złagodzono im karę. Ponownie: taki czyn musiał
od niego wymagać sporej odwagi cywilnej – ci z Was, którzy nie
znają kanonu już za kilka tygodni dowiedzą się czemu. Mało tego:
Maxon dosyć jasno sugeruje, że gdyby tylko mógł zatuszować
sprawę, to nikt nigdy nie dowiedziałby się, że ta dwójka
cokolwiek przeskrobała.
Wiem, że America jest w tym momencie zrozumiale
rozgoryczona i może mieć spore trudności, by spojrzeć na całą
sprawę z tej perspektywy. Ale jeszcze raz: pamiętajcie o tym
wszystkim, gdy przyjdzie do przyszłotygodniowej analizy.
– Ami? Popatrz na mnie, skarbie.Czułe określenie sprawiło, że ścisnął mi się żołądek, ale jednak spojrzałam na niego.– Musiałem tak postąpić. Musiałem.– Jak mogłeś tam tak stać? – Mój głos zabrzmiał dziwnie. – Jak mogłeś niczego nie zrobić?– Powiedziałem ci kiedyś, że do naszych obowiązków należy zachowywanie spokoju, nawet jeśli musimy ukrywać emocje. To coś, czego musiałem się nauczyć. Ty także się tego nauczysz. Zmarszczyłam brwi. Nie myślał chyba, że nadal mogłabym tego chcieć?
No i masz babo placek. Wielu z Was pytało pod ostatnią
analizą, jakim cudem wątek trójkąta miłosnego może być nadal
obecny przez resztę książki, skoro Amisia podczas balu właściwie
powiedziała „tak”. Cóż, właśnie dostaliście odpowiedź na
to pytanie.
Najwyraźniej myślał, ponieważ dopiero teraz, kiedy przyjrzał mi się uważnie, na jego twarzy odmalowało się przerażenie.– Ami, wiem, że jesteś wytrącona z równowagi, ale proszę, pamiętaj, że dla mnie jesteś jedyna. Nie rób tego.– Maxonie – powiedziałam powoli. – Przykro mi, ale chyba nie dam rady. Nie potrafiłabym nigdy stać spokojnie i patrzeć, jak komuś dzieje się taka krzywda, ze świadomością, że to moja decyzja. Nie mogę zostać księżniczką.
Nie będę rozwodzić się nad tym cytatem teraz; proszę
Was tylko, abyście przyjrzeli się pogrubionemu fragmentowi,
albowiem stanie się on kluczowy pod koniec analizy.
Następna strona to nic więcej jak przedstawiony w
różnych kombinacjach jeden i ten sam dialog; Maxon tłumaczy Ami,
że tego rodzaju kary zdarzają się niezwykle rzadko i prosi ją, by
nie podejmowała decyzji w przypływie chwili, gdy nadal jest
roztrzęsiona; America zgadza się przemyśleć całą sprawę, ale
podkreśla, że na obecnym etapie nie jest pewna niczego, nawet tego,
czy nadal czuje cokolwiek do Maksia. Książę przyjmuje to ze
zrozumieniem i zostawia ją w spokoju, informując, że za jakiś
czas powróci, by ponownie z nią porozmawiać, a Ami wybucha
płaczem.
Po jakimś czasie z Czarnej Dziury Fabularnej wynurzają
się pokojówki i próbują pocieszyć zapłakaną dziewczynę.
Sytuacji nie pomaga fakt, iż wszystkie rodziny kandydatek zostały w
trybie natychmiastowym odesłane z pałacu, wobec czego Amisia nie
miała nawet czasu pożegnać się z bliskimi. Ami dziękuje
pokojówkom, że są przy niej w tak trudnych chwilach i przeprasza
za wcześniejsze zachowania, a do sypialni wkracza...tak,
zgadliście...drugi z tru loffów. Aspen sprzedaje bajer, jakoby
zaniepokoił go usłyszany przez drzwi płacz i przyszedł sprawdzić,
co się stało, po czym wyraża ubolewanie nad losem Marlee i
oznajmia Americe, że jest na jej rozkazy, gdyby czegokolwiek
potrzebowała.
…
…
...
A teraz uwaga, kochani. Skupiamy się.
Wzrok Aspena powiedział mi bardzo wiele: że poświęciłby niemal wszystko, aby choć trochę poprawić mój nastrój, że dla mnie zrobiłby, co tylko w jego mocy.Byłam zupełną idiotką. Omal nie zrezygnowałam z jedynej osoby na całym świecie, która mnie naprawdę znała i kochała. Aspen i ja planowaliśmy wspólne życie, a Eliminacje omal tego nie zniszczyły.Aspen był dla mnie domem. Z Aspenem byłam bezpieczna.
Kochani, spójrzcie na to. Naprawdę na to spójrzcie.
Wyobraźcie sobie, że nigdy wcześniej nie
zapoznaliście się w jakiejkolwiek formie z dziełami Cass; wiecie
tylko, że fabuła opiera się na historii dziewczyny z nizin
społecznych, która trafia do pałacu i nie jest pewna, czego
naprawdę pragnie w życiu: poślubić księcia, czy też wieść
ubogie i spokojne życie w objęciach wieloletniego partnera.
Jeszcze raz spójrzcie na pogrubiony cytat.
Po raz pierwszy w historii tej serii autorka wysunęła
naprawdę dobry, przekonujący argument, dlaczego Amisia powinna mieć
wątpliwości co do ślubu z Maxonem: ponieważ biorąc go za męża
automatycznie bierze na siebie rolę księżniczki ze wszystkimi
blaskami i cieniami. America wyjątkowo jak na siebie rozsądnie
umotywowała, dlaczego nie jest dłużej przekonana do małżeństwa
z księciem: nie potrafi przyglądać się czyjemuś cierpieniu i nie
mogłaby sobie poradzić z poczuciem winy, gdyby przyszło jej do
wydania wyroku śmierci czy choćby kary cielesnej. Nie potrafi grać
spokojnej, gdy komuś dzieje się krzywda.
To jest naprawdę dobre, przekonujące uzasadnienie dla
jej wątpliwości. America nie zwodzi tu Maksia, nie droczy się z
nim, trzymając go w niepewności – mówi wprost, co ją boli i
czego jej zdaniem nie będzie w stanie przeskoczyć, niezależnie od
motylków w brzuchu.
A teraz spójrzcie na drugi cytat.
Ami właśnie zawaliła się spora część świata; jej
przyjaciółka została upokorzona i skatowana, a mężczyzna, w
którym się zadurzyła spokojnie patrzył na lincz owej
przyjaciółki. W tym momencie obecność Aspena – Aspena, który
może i zachował się głupio, ale którego (przynajmniej w teorii)
zna i któremu może ufać faktycznie mogła zamącić w głowie.
Życie pałacowe musi jej się obecnie jawić jako jeden wielki
koszmar, a Leger, będący symbolem domu i wszystkiego, co z domem
się łączy – bezpieczeństwa, miłości, wsparcia – zrozumiale
wydaje się być znacznie lepszą alternatywą.
To jest naprawdę logiczny, zgrabny wątek. I mam z nim
tylko jeden problem.
Cass? To nie działa.
Ten moment miał być w założeniu momentem
przebudzenia się Amisi, zrozumienia przez nią, czego naprawdę
pragnie. Tyle tylko, że czytelnicy z dużą dozą prawdopodobieństwa
nawet nie zwrócą na niego uwagi, albowiem...Kochani, powiedzcie
sami. Ile razy na przestrzeni tej serii widzieliśmy dokładnie to
samo – Americę odkrywającą, kogo „naprawdę” kocha? Ten
zabieg jest po prostu nieefektowny, bowiem nie różni się w niczym
od setek innych przypadków, kiedy to Singerówna stwierdzała
stanowczo: „XYZ jest do niczego, kocham tylko ABC”.
Dochodzi do tego jeszcze sam charakter naszej heroiny –
wszyscy wiemy, iż pamięć krótkotrwała Amisi jest tak znikoma, iż
właściwie nieistniejąca, możemy być zatem spokojni, iż lada
dzień zapomni, dlaczego tak bardzo nie lubi Maksia i co fajnego jest
w Aspenie.
Ten rozdział miał być – na co wskazuje nawet notka
wydawnicza – momentem przełomowym tego tomu, nawet i serii. I
konia z rzędem temu, kto w następnych analizach będzie w stanie
wskazać jakikolwiek realny przełom.
I
to już wszystko na dziś, moi drodzy. A za tydzień: przekonamy się,
iż Amisia nie tylko pozostaje nieprzejednana w swym gniewie, ale w
dodatku wyparowały jej resztki instynktu samozachowawczego, a Maxon
ostatecznie udowodni, że jego modus
operandi
można zamknąć w orwellowskim: „Wszystkie
zwierzęta są sobie równe, ale niektóre są równiejsze od
innych”.
Zostańcie z nami!
Statystyka:
Co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr: 10
Dobre Mzimu: 23
Jak mała Kiera wyobraża sobie...: 54
Karny jeżyk potrzebny od zaraz: 15
Kochanek z kartonu: 18
Konkurencja dla Kajusza: 4
Nie, nie jesteśmy w Panem: 22
Osiołkowi w żłoby dano: 35
Queen (Bee) Wannabe: 37
Sam sobie sterem, żeglarzem, okrętem: 3
Twierdza Monty Pythona: 7
Użyj mózgu, Luke: 35
Co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr: 10
Dobre Mzimu: 23
Jak mała Kiera wyobraża sobie...: 54
Karny jeżyk potrzebny od zaraz: 15
Kochanek z kartonu: 18
Konkurencja dla Kajusza: 4
Nie, nie jesteśmy w Panem: 22
Osiołkowi w żłoby dano: 35
Queen (Bee) Wannabe: 37
Sam sobie sterem, żeglarzem, okrętem: 3
Twierdza Monty Pythona: 7
Użyj mózgu, Luke: 35
Maryboo