niedziela, 26 kwietnia 2015

Rozdziały IX i X

Rozdział 9

America leży na łóżku, wtulona w May i rozmyśla:

Zastanawiałam się, która dziewczyna dzisiaj opuści pałac. Nie wypadało mi pytać, więc nie zrobiłam tego, ale gdybym zaczęła nalegać, pewnie dowiedziałabym się, że Natalie.

Zgadzam się. Jestem tylko ciekawa, jak uzasadnisz ową tezę.

Marlee i Kriss były ulubienicami opinii publicznej – w większym stopniu niż ja – a Celeste i Elise miały przydatne znajomości. Ja miałam serce Maxona, a to oznaczało, że Natalie jako jedyna nie może liczyć na zbyt wiele.

Cóż, byłaś blisko. Ja osobiście jestem zdania, iż Natalie powinna wyjechać z domu Wielkiego Brata, bo nawet twój wisiorek z ptaszyskiem doczekał się bardziej szczegółowej charakterystyki niż nieszczęsna kandydatka na księżniczkę.

Czułam się źle, ponieważ nic nie miałam do Natalie, jeśli już, wolałabym, żeby to Celeste wyjechała. Może Maxon odeśle ją do domu, wiedząc, jak bardzo jej nie lubię, ponieważ powiedział, że chce, abym czuła się tutaj jak najlepiej.



Americo, twoja skromność oraz świadomość swego rzeczywistego znaczenia są doprawdy zatrważające. Powinnaś zaprzyjaźnić się z tą uroczą dziewczynką:



Karny jeżyk potrzebny od zaraz: 15

Nigdy nie wyobrażałam sobie, by coś takiego było możliwe. Jak ja, America Singer – Piątka, zupełny nikt – mogłam się zakochać w Maxonie Schreave, Jedynce, TYM Jedynce? Jak to możliwe, skoro przez ostatnie dwa lata szykowałam się psychicznie na zostanie Szóstką?

Ja tam winię Meyer i lansowany przez nią model „Mary Sue plus dwóch tru loffów”.

Osiołkowi w żłoby dano: 34

Czułam też bolesne ukłucie w sercu na myśl o tym, że muszę to wszystko wyjaśnić Aspenowi. Jak mam mu powiedzieć, że Maxon mnie wybrał, a ja chcę z nim zostać? Czy Aspen mnie znienawidzi? Na samą myśl o tym chciało mi się płakać. Niezależnie od wszystkiego nie chciałam, nie mogłam stracić przyjaźni Aspena.

Słonko, pokażże ty mi jakikolwiek moment, w którym łączyła was przyjaźń miast hormonalnej burzy...

Osiołkowi w żłoby dano: 35

Rozmyślania Ami przerywa wejście pokojówek. Coś jest nie tak – dziewczyny nie pozwalają dłużej pospać Singerównom, zamiast tego każą May udać się do sypialni Magdy i Shaloma. Na pytania Amisi zgodnie odpowiadają, iż mają rozkazy z samej góry i nie wolno im mówić, o co chodzi, ale podczas przygotowywania kąpieli Ameriki mają problem z ukryciem zdenerwowania. Po porannych ablucjach pokojówki szykują Ami suknię – prostą i czarną. Nasza heroina dochodzi do zrozumiałych wniosków i wybucha płaczem; okazuje się jednak, iż bynajmniej nie chodzi o niczyj pogrzeb.

Anne, opanowana jak zawsze, postawiła mnie prosto i otarła mi łzy z oczu.
Nikt nie umarł – powiedziała, ale w jej głosie nie brzmiało współczucie. Mówiła, jakby mi wydawała rozkaz. – Niech panienka będzie za to wdzięczna losowi, kiedy już będzie po wszystkim. Nikt dzisiaj nie umarł.

Amisia próbuje (z marnym sukcesem) przełknąć śniadanie, po czym przypina do sukni broszkę z imieniem i wraz z pozostałymi – równie skonfundowanymi – kandydatkami zostaje przejęta w holu przez jednego z gwardzistów.

Przyszła piąta – powiedział gwardzista do swojego towarzysza. – Proszę panie za mną.
Piąta? Coś się nie zgadzało. Powinno być nas sześć. Kiedy schodziłyśmy po schodach, rozejrzałam się szybko. Gwardzista miał rację, było nas tylko pięć.

Tak, kochani, to właśnie w tym momencie kończy się wątek Subtelnej Tajemnicy. Jestem pewna, że wszyscy zachodzicie w głowę, która z kandydatek jest nieobecna...

Brakowało Marlee.

Tadaam! Przyznajcie, w najśmielszych snach nie spodziewaliście się tak oryginalnego fabularnego twistu.

Moją pierwszą myślą było, że Maxon odesłał Marlee do domu, ale czy wtedy nie przyszłaby do mnie, żeby się pożegnać? Próbowałam znaleźć jakieś powiązanie między całą tą tajemniczością a nieobecnością Marlee, ale nie umiałam wymyślić żadnego wyjaśnienia.

Kochani, nie śmiejcie się, tak nie wolno. To nie wina Amisi, że jej mózg działa na spowolnionych obrotach. Americo? Nie smuć się, dam ci kilka wskazówek:

  • Marlee od dłuższego czasu zachowuje się podejrzanie
  • Twoje pokojówki są wyraźnie zdenerwowane
  • Jesteście wyprowadzane stadnie pod nadzorem gwardzistów
  • Dostałaś czarną kieckę.

Przykro mi to mówić, ale nie, biorąc to wszystko pod uwagę nie sądzę, by cały ten szum był wywołany wyłącznie odpadnięciem Marlee z gry. Ale nie upadaj na duchu, zgaduj dalej, masz jeszcze trochę czasu!

Użyj mózgu, Luke: 27

Dziewczyny zostają wyprowadzone frontowymi schodami (wiem, że ta uwaga wydaje się zbędna, ale...sami zobaczycie. Dość powiedzieć, że na zakończenie „Elity” też szykujemy małą niespodziankę) na dziedziniec pałacowy, gdzie czekają już rodziny kandydatek oraz pozostali gwardziści. Mamusie i tatusiowie wydają się być równie skonfundowani, co ich pociechy.

Zobaczyłam, że dwóch gwardzistów wprowadza rodziców Marlee. Jej matka, przygarbiona z niepokoju, opierała się na swoim mężu, który wyglądał, jakby w tę jedną noc postarzał się o wiele lat. Zaraz – skoro Marlee wyjechała, to dlaczego oni tu byli?

Nie, Amisiu, już ustaliłyśmy, że ta teoria jest błędna.

...Cass, czy ty naprawdę nie widzisz, że America zdaje się być w tym rozdziale nie tyle niewinna i naiwna, co cofnięta w rozwoju? Istnieje zasadnicza różnica między trzymaniem postaci (i czytelników) w niepewności, a robieniem z protagonisty osoby o ujemnym IQ.

Użyj mózgu, Luke: 28

Kiedy brama pałacu otwarła się ze skrzypieniem, przywitały nas ogłuszające wiwaty zgromadzonego tłumu. Na ulicy została ustawiona ogromna platforma. Wokół zgromadziły się setki, może tysiące ludzi, dzieci siedziały na ramionach rodziców. Wokół platformy stały kamery, a ekipy reporterów krzątały się przed tłumem, dokumentując tę scenę. Zostaliśmy poprowadzeni do niewielkiego sektora z krzesłami, a tłum wiwatował na nasz widok.

Pamiętacie, jak mówiłyśmy z Beige, że Cass tworząc Illeę zmieszała ze sobą elementy z różnych okresów historycznych na zasadzie „wrzucę to, co chwyta mnie za serduszko”? Cóż, obecnie najwyraźniej cofamy się do późnego średniowiecza, a konkretnie tu:




Albowiem tak, zgadliście – właśnie w tym celu tłuszcza zebrała się pod pałacem królewskim. I zapewniam, iż rolę buczącego i rzucającego zgniłkami pospólstwa wypełnią z gorliwością równą tej zaprezentowanej w powyższej kreskówce.

Podniosłam rękę, żeby pomachać, kiedy usłyszałam swoje imię. Było mi głupio, że tak się denerwowałam. Skoro ludzie byli tacy szczęśliwi, to znaczy, że nie działo się nic złego. Pałacowy personel powinien naprawdę przemyśleć sposób traktowania dziewcząt z Elity – wszystkie te nerwy były niepotrzebne.

...Poddaję się. Americo? Jesteś oficjalnie głupsza od wszystkich awatarów Stefy razem wziętych (i każdego z nich z osobna). Ci, którzy śledzili nasze poprzednie analizy mogą zaświadczyć – to nie lada osiągnięcie.

Użyj mózgu, Luke: 29

Starałam się witać z ludźmi, ale moją uwagę przykuły dwie dziwne konstrukcje na platformie. Jedna była czymś w rodzaju drabiny w kształcie litery A, druga – potężnym drewnianym blokiem z pętlami po bokach. Otoczona przez gwardzistów, zajęłam miejsce w środku pierwszego rzędu i zaczęłam się zastanawiać, o co tu chodzi.

Cóż, skoro to drabina, to pewno będziecie coś remontować. Co do bloku, ciężko zgadnąć, wujek Gugiel po wpisaniu podanej przez ciebie frazy z jakiegoś powodu pokazuje mi budowę żagla. Może popłyniecie w rejs?

Użyj mózgu, Luke: 30

Tłum znowu zaczął wiwatować, kiedy pojawili się król, królowa i Maxon. Oni także założyli ciemne ubrania i wyglądali bardzo poważnie. Byłam dość blisko Maxona, więc odwróciłam się do niego. Niezależnie od tego, co się działo, gdyby na mnie spojrzał i uśmiechnął się, wiedziałabym, że wszystko będzie dobrze. Czekałam, aż na mnie popatrzy, da jakiś znak, że mnie zauważa, ale jego twarz była nieruchoma i ściągnięta.

Daj chłopakowi spokój, też byłabyś wkurzona, gdyby stary wrobił cię najpierw w przemalowywanie pałacu, a później w harówkę na statku.

Użyj mózgu, Luke: 31

Chwilę później wiwaty tłumu zmieniły się w okrzyki oburzenia, więc odwróciłam się, żeby zobaczyć, co się stało. Żołądek mi się zacisnął, a cały mój świat rozpadł się na kawałki.
Gwardzista Woodwork był wleczony w kajdanach. Miał rozciętą wargę, a jego mundur był tak brudny, jakby przez całą noc tarzał się w błocie. Za nim prowadzono Marlee – jej prześliczny kostium także był brudny i pozbawiony skrzydeł – również skutą łańcuchem.







Kiedy zostali wprowadzeni na platformę, zaczął przemawiać zamaskowany mężczyzna. Tłum natychmiast się uciszył. Najwyraźniej podobne rzeczy działy się już wcześniej i mieszkańcy tego miasta wiedzieli, jak należy reagować. Ja nie wiedziałam.

Że co? Za Eliminacji Clarksona nie odbyła się żadna publiczna egzekucja; jeśli mówisz zaś o tym, że taka forma kary jest w Illei powszechnie stosowana, to ty także powinnaś wiedzieć, jak się zachowywać w obecności kata, chociażby od swoich rodziców.

Marlee Tames – zaczął mężczyzna – jedna z Kandydatek, Córa Illei, została przyłapana tej nocy na intymnym spotkaniu z tym mężczyzną, Carterem Woodworkiem, zaufanym członkiem Gwardii Pałacowej.

Gdy Marlee objawiła się nam po raz pierwszy na lotnisku w „Rywalkach” napisałam, przed obdarzeniem jej stuprocentową sympatią i poparciem powstrzymuje mnie pewien epizod z przyszłości, kiedy wykaże się niewiarygodną głupotą.

Mówiłam właśnie o tym akapicie.

Zacznijmy od kwestii fundamentalnej – Marlee i Carter wykazali się dalekowzrocznością lemingów już w momencie, gdy zdecydowali się na pałacowy romans. Dziewczyna sama przyznała, że nie ma żadnych szans na koronę i że Maksiu prędzej czy później każe jej wracać do domu; Woodwork kończy służbę najpóźniej za cztery lata. Wystarczyłoby wziąć na wstrzymanie podczas mieszkania w pałacu, po czym – już po zakończeniu Eliminacji i opuszczeniu przez oboje domostwa Maxona – udać, że uczucie narodziło się podczas jakiegoś przypadkowego spotkania w Illei i voila: niech nam brzmią weselne dzwony!

No dobrze, ale jak wszyscy wiemy, krew nie woda i wszelkie teoretyzowanie bierze w łeb w obliczu rodzącego się uczucia. Nie mogli się pohamować – no, trudno, w takim układzie trzeba zachować szczególną ostrożność...

...i nie obmacywać się w dniu, w którym w pałacu roi się od mediów.

Tak, kochani; Marlee i jej luby uznali, że bal halloweenowy rejestrowany przez kamery (jak się wkrótce dowiemy, przydybali ich dziennikarze), to idealna pora na małe tête-à-tête.

Cóż, wygląda na to, że Aspen i America to niejedyne dzieci Stirlitza w tej powieści.

Użyj mózgu, Luke: 32

Głos mężczyzny pełen był niestosownej wyższości, jakby oznajmiał wynalezienie lekarstwa na jakąś śmiertelną chorobę. Tłum zabuczał w odpowiedzi na jego słowa.
Panna Tames złamała swoją przysięgę lojalności wobec księcia Maxona! Pan Woodwork, wchodząc w nią w relację, dopuścił się kradzieży własności rodziny królewskiej! Te przestępstwa są traktowane jak zdrada stanu! – Mężczyzna wykrzyczał ostatnie słowa, aby dodatkowo przekonać tłum do swojej racji. Udało mu się to.
Jak oni mogli? Czy nie rozumieli, że to jest Marlee? Kochana, śliczna, ufna i życzliwa Marlee? Może popełniła błąd, ale na pewno nie zasłużyła na taką nienawiść.

Tak, Amisiu, popełniła błąd i zgodnie z prawem ów błąd karany jest śmiercią, niezależnie od ślicznej buźki winowajczyni. Ale w sumie muszę się zgodzić – reakcje tłumu faktycznie są nieco...przerysowane. Doprawdy, tylko czekam na to, by ktoś wyciągnął z kieszeni pomidora.

Carter został przywiązany do konstrukcji w kształcie litery A przez innego zamaskowanego mężczyznę, a zaciśnięte na jego talii i nogach pasy przytrzymywały go w niewygodnej pozycji. Marlee została zmuszona do uklęknięcia przed drewnianym blokiem, a zamaskowany mężczyzna zerwał z niej płaszcz. Jej ręce zostały przywiązane pętlami, dłońmi do góry.
Karą za taką zbrodnię jest śmierć! Jednak litościwy książę Maxon postanowił oszczędzić życie tych zdrajców. Niech żyje książę Maxon!

Ten fragment nie przyda nam się oficjalnie aż do następnego rozdziału, ale muszę od razu podkreślić ów fakt: to na prośbę Maxona znacznie złagodzono karę. Jako że stanowienie prawa leży daleko poza jego możliwościami, musiał zapewne w tym celu apelować u swojego tatki – a ci z Was, którzy znają kanon wiedzą doskonale, że Maks za dyskusjami z tatulem zdecydowanie nie przepada i ma ku temu dobry powód. Co ciekawe, Cass po raz kolejny wykazuje się tu pewną niekonsekwencją fabularną, którą możemy interpretować jako zwykły atak sklerozy...lub wyjątkowy przejaw skromności i odwagi drogiego księcia. Pamiętajcie o tym, gdy – już w przyszłym tygodniu – będziemy zmuszeni obserwować stosunek Ami do całej tej sytuacji.

Nie bez powodu posadzono nas w pierwszym rzędzie – żeby pokazać, co się stanie, jeśli zrobimy coś równie głupiego –

Cóż, dobrze wiedzieć, że odpowiednia wizualizacja wreszcie pozwoliła przedrzeć się tej niewygodnej prawdzie przez twój zakuty łeb.

ale z tego miejsca, kilka metrów od platformy, widziałam i słyszałam wszystko to, co było ważne. Marlee patrzyła na Cartera, a on odwzajemniał jej spojrzenie, przekręcając głowę. Widziałam ich strach, ale wyraz twarzy Marlee mówił mi też, że stara się go zapewnić, że niczego nie żałuje.
Kocham cię, Marlee – zawołał. Było to ledwie słyszalne w okrzykach tłumu, ale wychwyciłam to z całą pewnością. – Wszystko będzie dobrze. Poradzimy sobie. Obiecuję.
Marlee nie była w stanie z przerażenia wykrztusić ani słowa, ale skinęła głową. W tym momencie potrafiłam myśleć tylko o tym, jaka jest piękna. Jej złociste włosy były potargane, a sukienka w strzępach, zgubiła gdzieś buty, ale mimo to wydawała się po prostu promienieć.

Wiecie, dlaczego zdecydowałam się zawrzeć w analizie ten akapit?

Bo uświadomił mi on, o ile chętniej niż wahania Amisi śledziłabym związek Marlee i Cartera.

Wiem, wiem; dopiero co przyrównałam ich do lemingów. Ale spójrzcie sami: Woodwork i panna Tames, choć doskonale zdają sobie sprawę, że ich sytuacja jest tragiczna, w pełni akceptują, iż muszą ponieść cenę za swe uczucie. Marlee nie próbuje nikogo przekonać, że Carter znienacka się na nią rzucił, nie szukają wymówek w postaci upojenia alkoholowego czy innej pomroczności jasnej; tak, kochają się, tak, wiedzą, jak przyjdzie im za to zapłacić i nie, nie mają zamiaru wyprzeć się swojej miłości. Ktoś mógłby powiedzieć, że i tak nie mają już za wiele do stracenia, ale osobiście twierdzę, iż trwanie przy boku ukochanej osoby w tak przerażających okolicznościach i świadome dolewanie oliwy do ognia poprzez podkreślanie faktu, że nie żałuje się swojej decyzji wymaga sporego hartu ducha.

A teraz porównajcie tych dwojga z Amisią, której afekt wyraża się poprzez bieganie jak z pieprzem w tyłku od jednego potencjalnego tru loffa do drugiego i wytłumaczcie mi, dlaczego to jej wątek promuje się jako fascynującą historię miłosną.

Marlee Tames i Carterze Woodwork, od tej chwili zostajecie pozbawieni swojej klasy. Jesteście najmarniejszymi z marnych. Jesteście Ósemkami!
Tłum zaczął bić brawo, co wydało mi się dziwne. Czy nie było tam żadnych Ósemek, którym nie podobałoby się, że tak o nich mówiono?

Amisiu, mam wrażenie, że Ósemki doskonale wiedzą, jak traktuje je reszta społeczeństwa. A jeśli nawet któregoś narkomana czy żebraka dotknie ów opis, to jak sądzisz – czy ten fakt spowoduje serię nieprzespanych nocy u króla lub królewskiego kata?

Aby jednak ukarać was za wstyd i ból, jaki sprawiliście jego wysokości, zostanie wam publicznie wymierzone piętnaście uderzeń. Niech te blizny przypominają wam o waszej hańbie!
Uderzeń? Co to miało znaczyć?

Americo – MŁODSZY BRAT ASPENA ZOSTAŁ POTRAKTOWANY BICZEM, O CZYM ZRESZTĄ SAMA NAM OPOWIEDZIAŁAŚ. MARLEE I CARTER SĄ PRZYWIĄZANI DO STELAŻY. JAK MYŚLISZ, CO ÓW 'ZAMASKOWANY CZŁOWIEK” MOŻE MIEĆ NA MYŚLI, MÓWIĄC O UDERZENIACH? JA OSOBIŚCIE STAWIAM NA ŻARTOBLIWE DANIE IM PO ŁAPKACH.

Użyj mózgu, Luke: 33

Zrozumiałam to w następnej chwili, kiedy dwaj zamaskowani mężczyźni wyjęli z wiadra z wodą długie pręty.

Czy ktoś mógłby mi wytłumaczyć, po co owe pręty (które, jak się za chwile przekonamy, zostaną po prostu użyte do bicia) były wcześniej trzymane w wodzie?

Machnęli nimi kilkakrotnie w powietrzu, żeby je sprawdzić, a ja słyszałam ich mdlący świst. Tłum przywitał tę rozgrzewkę z takim samym entuzjazmem i podziwem, z jakim przed chwilą witał kandydatki.

Wiecie co? To naprawdę zaczyna się robić groteskowe. Cass, o co chodzi z tym zachowaniem tłuszczy? Wyszła na wierzch podlejsza część ich natury? Lubują się w publicznych egzekucjach, które są w Illei traktowane jako źródło rozrywki? Ktoś zastraszył rodziny obywateli, tak że z obawy o bliskich muszą reagować niczym postacie w zamieszczonym przeze mnie filmiku? O co tu biega?

Chyba zaraz zwymiotuję – szepnęła Natalie, a Elise jęknęła cicho, opierając się na towarzyszącym jej gwardziście. Ale nikt nie zareagował.
Wstałam i rzuciłam się w stronę Maxona, wpadając na mojego tatę.
Maxon! Maxon, przerwij to!
Proszę siadać, panienko – powiedział gwardzista, starając się posadzić mnie z powrotem na moim miejscu.
Maxon, błagam cię!

Jeśli spodziewaliście się punktów w kategorii „Dobre Mzimu” lub „Użyj mózgu, Luke” - nic z tego. Tak, Amisia jest jedyną osobą, która reaguje i tak, za jawne sprzeciwianie się władzy w ten sposób powinien ją spotkać stryczek w jeszcze większym stopniu, niż Marlee – ostatecznie, kwestionuje królewskie decyzje na oczach rządzących, prasy i tłumu zwykłych obywateli – ale tym razem jej postępowanie jest zrozumiałe. Obserwuje właśnie, jak katowana jest jej najlepsza przyjaciółka, a wyrok na ową przyjaciółkę wydał (z braku innych możliwości, ale jednak) człowiek, którego rzekomo kocha i który w dodatku kompletnie ignoruje jej prośby o okazanie litości (znów, apel do niewłaściwego członka rodziny królewskiej, ale cóż poradzić). Nic dziwnego, że emocje wzięły górę.
Nie, żeby to tłumaczenie miało uratować ją za tydzień, gdy emocje nieco opadną i powinna włączyć jej się zdolność logicznego rozumowania.

To niebezpieczne, panienko!
Puszczaj mnie! – wrzasnęłam na gwardzistę i kopnęłam go z całej siły. Mimo to nie wypuścił mnie.

Ale tak swoją drogą...kochani, jej wyczyny są rejestrowane przez kamery. Z dużym prawdopodobieństwem materiał przed emisją przejdzie edycję, ale nie zmienia to faktu, iż jej atak furii widziały naocznie setki obywateli. Jeśli myślicie, że America poniesie za to jakąkolwiek karę...no cóż, łudźcie się dalej.

Co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr: 9

Otrzymujemy całkiem dobry opis Amisi, bezsilnie wołającej Maxona o pomoc, podczas gdy w tle słychać krzyki torturowanej Marlee, a rodzice dziewczyny próbują bezskutecznie odciąć się od owego przerażającego pokazu.

Pomyślałam, że krzyk Marlee będzie mi dźwięczał w uszach przez resztę życia. Nigdy nie słyszałam niczego tak przerażającego ani niczego tak obrzydliwego jak wiwaty tłumu, zachowującego się, jakby to było widowisko rozrywkowe. Albo milczenie Maxona, który na to pozwalał. Albo płacz pozostałych dziewcząt, które to akceptowały.

Nie patrzcie na mnie, nadal nie wiem, o co chodzi z tym tłumem.

Jedynym źródłem nadziei był dla mnie Carter. Chociaż spływał po nim pot i dygotał z bólu, był w stanie jeszcze wydobyć z siebie pocieszające słowa do Marlee.
Niedługo… będzie po wszystkim – zapewniał.
Sześć!
Kocham… cię – wykrztusił.

Biedny Carter. Może nie i grzeszy inteligencją, ale i tak uważam, iż Marlee trafiła stokroć lepiej niż Singerówna.

Nie mogłam tego znieść. Spróbowałam podrapać trzymającego mnie gwardzistę, ale chroniły go grube rękawy munduru. Wrzasnęłam, kiedy ścisnął mnie mocniej.
Zostaw w spokoju moją córkę! – krzyknął tata i szarpnął go za ramię. To pozwoliło mi wykręcić się tak, że stanęłam z gwardzistą twarzą w twarz i kopnęłam go kolanem tak mocno, jak tylko mogłam.

Zauważyliście, iż w przypadku Amisi możemy już właściwie mówić o spersonifikowanym stylu walki? A swoją drogą, gdyby nasza heroina nie była Mary Sue i jej Tarcza Wszechzajefajności nie obejmowała także i jej bliskich, to tej samej nocy w Illeańskim więzieniu zamieszkałoby dwoje nowych obywateli noszących nazwisko Singer.

Co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr: 10

America przeskakuje przez barierkę i próbuje dobiec do przyjaciółki, ale drogę zabiegają jej gwardziści i, kopiącą i wrzeszczącą, zaciągają do pałacu.

Z jednej strony nie musiałam na to wszystko patrzeć, ale z drugiej miałam poczucie, że opuszczam Marlee w najgorszym momencie jej życia. Czy gdybym była prawdziwą przyjaciółką, nie zrobiłabym czegoś więcej?

Eee...Amisiu, doceniam twoją lojalność – ostatecznie, nieczęsto mamy okazję obserwować jej przejawy w tej serii – ale nie bardzo wiem, co więcej mogłabyś uczynić.

- Marlee! – wrzasnęłam – Marlee, tak mi przykro! – Ale nie wierzyłam, że usłyszy mnie poprzez krzyki tłumu.



Rozdział 10

 
Gwardziści wprowadzają (właściwszym określeniem byłoby: wciągają siłą, bowiem nieboga nadal rzuca się jak ryba wyciągnięta z wody, kopie i wrzeszczy) Amisię do pałacu, po czym, kierowani przez jakąś przypadkową pokojówkę, odprowadzają ją do pokoju, bezceremonialnie rzucają na łóżko i wychodzą. Anne, Mary i Lucy próbują jakoś uspokoić Americę, ale ich działania nie spotykają się ze zrozumieniem:

One wiedziały. Wiedziały i nie uprzedziły mnie.
Wy też! – krzyknęłam na nie. – Wynoście się wszystkie! Już!

Albowiem OTRZYMAŁY ROZKAZ. Amisiu, wiem, że może być to dla ciebie nie do pomyślenia, ale nie każdego chroni Imperatyw Narracyjny; niektórzy lubią swoje głowy.

Pokojówki posłusznie idą precz, a Ami rozmyśla:

Więc to był ten sekret, którym Marlee obawiała się ze mną podzielić. Nie chciała zostać, ponieważ nie kochała Maxona, ale nie chciała wyjeżdżać i rozstawać się z Carterem.


Użyj mózgu, Luke: 34

Wiele scen nagle nabrało nowego sensu: dlaczego stawała w niektórych miejscach albo patrzyła w stronę drzwi. Chodziło o Cartera, on tam był. Kiedy podczas wizyty króla i królowej NorwegoSzwecji uparła się siedzieć na słońcu…Tam był Carter. To na nią czekał, kiedy wpadłam na niego koło łazienki. To zawsze był on, stojący w milczeniu w pobliżu, może od czasu do czasu kradnący jej pocałunek i czekający, aż w końcu będą mogli naprawdę być razem.


Użyj mózgu, Luke: 35

Brawo, Amisiu, wreszcie rozwikłałaś tę enigmę!

Jak bardzo musiała go kochać, żeby być tak nieostrożna, żeby tyle ryzykować?

Cóż, ja wiem, że miłość przesłania ludziom świat, ale fakt faktem: ani Marlee, ani Carter w najbliższym czasie raczej nie dołączą do Mensy.

Żołądek mi się skręcał. To mogłam być ja. Gdybyśmy z Aspenem byli mniej ostrożni, gdyby ktoś podsłuchał naszą rozmowę na sali balowej zeszłego wieczoru, mogłoby nas spotkać to samo.

Wiecie co? Wygląda na to, że aż do tego momentu do Ameriki NAPRAWDĘ nie docierały do końca zasady pałacowego życia. Żabko, czy kiedy mówiono ci, iż za zdradę księcia kandydatkę czeka stryczek, sądziłaś, że to taka urocza metafora?

Amisia rozmyśla o katowanej na dziedzińcu parze (do jakiej kasty należał Carter przed poborem? Czy przyzwyczają się do bycia Ósemkami? Czy Marlee odzyska władzę w dłoniach? Czy rodzice panny Tames się jej wyrzekną?) oraz wyrzuca sobie, iż jest złą przyjaciółką, ponieważ niezależnie od tego, jak bardzo współczuje Marlee nie może powstrzymać radości, że to nie ona i Aspen muszą przechodzić przez tego rodzaju piekło. Następnie, zmęczona płaczem, zasypia.

Następnego dnia America, nadal pogrążona w smutku, odmawia spożycia lunchu; pokojówki, które doskonale wiedzą, gdzie jest ich miejsce w tej serii, nie wychylają się z Czarnej Dziury Narracyjnej i pozwalają jej zostać samej.

A kuku! Zgadnijcie, kto wprasza się do sypialni naszej heroiny?

Ami? – zapytał cicho Maxon. Nie odpowiedziałam. Zamknął drzwi, przeszedł przez pokój i stanął przy moim łóżku.
Przykro mi – powiedział. – Nie miałem wyboru.
Nie poruszyłam się, niezdolna wydusić nawet słowa.
Do wyboru było coś takiego albo kara śmierci. Reporterzy przyłapali ich zeszłej nocy i zrobili nagranie, zanim się dowiedzieliśmy – tłumaczył Maxon.

Kochani, rozumiecie już, o czym mówiłam w poprzednim rozdziale?

W przypadku zdrady stanu nie ma opcji B. Marlee i Woodwork powinni byli zginąć. Tę wypowiedź Maxona można odczytać w dwójnasób: albo Cass po raz kolejny zapomniała, jak wygląda jej własny kanon...

...albo Maksio daje nam do zrozumienia, że osobiście apelował u ojca, by złagodzono im karę. Ponownie: taki czyn musiał od niego wymagać sporej odwagi cywilnej – ci z Was, którzy nie znają kanonu już za kilka tygodni dowiedzą się czemu. Mało tego: Maxon dosyć jasno sugeruje, że gdyby tylko mógł zatuszować sprawę, to nikt nigdy nie dowiedziałby się, że ta dwójka cokolwiek przeskrobała.

Wiem, że America jest w tym momencie zrozumiale rozgoryczona i może mieć spore trudności, by spojrzeć na całą sprawę z tej perspektywy. Ale jeszcze raz: pamiętajcie o tym wszystkim, gdy przyjdzie do przyszłotygodniowej analizy.

Ami? Popatrz na mnie, skarbie.
Czułe określenie sprawiło, że ścisnął mi się żołądek, ale jednak spojrzałam na niego.
Musiałem tak postąpić. Musiałem.
Jak mogłeś tam tak stać? – Mój głos zabrzmiał dziwnie. – Jak mogłeś niczego nie zrobić?
Powiedziałem ci kiedyś, że do naszych obowiązków należy zachowywanie spokoju, nawet jeśli musimy ukrywać emocje. To coś, czego musiałem się nauczyć. Ty także się tego nauczysz. Zmarszczyłam brwi. Nie myślał chyba, że nadal mogłabym tego chcieć?

No i masz babo placek. Wielu z Was pytało pod ostatnią analizą, jakim cudem wątek trójkąta miłosnego może być nadal obecny przez resztę książki, skoro Amisia podczas balu właściwie powiedziała „tak”. Cóż, właśnie dostaliście odpowiedź na to pytanie.

Najwyraźniej myślał, ponieważ dopiero teraz, kiedy przyjrzał mi się uważnie, na jego twarzy odmalowało się przerażenie.
Ami, wiem, że jesteś wytrącona z równowagi, ale proszę, pamiętaj, że dla mnie jesteś jedyna. Nie rób tego.
Maxonie – powiedziałam powoli. – Przykro mi, ale chyba nie dam rady. Nie potrafiłabym nigdy stać spokojnie i patrzeć, jak komuś dzieje się taka krzywda, ze świadomością, że to moja decyzja. Nie mogę zostać księżniczką.

Nie będę rozwodzić się nad tym cytatem teraz; proszę Was tylko, abyście przyjrzeli się pogrubionemu fragmentowi, albowiem stanie się on kluczowy pod koniec analizy.

Następna strona to nic więcej jak przedstawiony w różnych kombinacjach jeden i ten sam dialog; Maxon tłumaczy Ami, że tego rodzaju kary zdarzają się niezwykle rzadko i prosi ją, by nie podejmowała decyzji w przypływie chwili, gdy nadal jest roztrzęsiona; America zgadza się przemyśleć całą sprawę, ale podkreśla, że na obecnym etapie nie jest pewna niczego, nawet tego, czy nadal czuje cokolwiek do Maksia. Książę przyjmuje to ze zrozumieniem i zostawia ją w spokoju, informując, że za jakiś czas powróci, by ponownie z nią porozmawiać, a Ami wybucha płaczem.

Po jakimś czasie z Czarnej Dziury Fabularnej wynurzają się pokojówki i próbują pocieszyć zapłakaną dziewczynę. Sytuacji nie pomaga fakt, iż wszystkie rodziny kandydatek zostały w trybie natychmiastowym odesłane z pałacu, wobec czego Amisia nie miała nawet czasu pożegnać się z bliskimi. Ami dziękuje pokojówkom, że są przy niej w tak trudnych chwilach i przeprasza za wcześniejsze zachowania, a do sypialni wkracza...tak, zgadliście...drugi z tru loffów. Aspen sprzedaje bajer, jakoby zaniepokoił go usłyszany przez drzwi płacz i przyszedł sprawdzić, co się stało, po czym wyraża ubolewanie nad losem Marlee i oznajmia Americe, że jest na jej rozkazy, gdyby czegokolwiek potrzebowała.



...

A teraz uwaga, kochani. Skupiamy się.

Wzrok Aspena powiedział mi bardzo wiele: że poświęciłby niemal wszystko, aby choć trochę poprawić mój nastrój, że dla mnie zrobiłby, co tylko w jego mocy.
Byłam zupełną idiotką. Omal nie zrezygnowałam z jedynej osoby na całym świecie, która mnie naprawdę znała i kochała. Aspen i ja planowaliśmy wspólne życie, a Eliminacje omal tego nie zniszczyły.
Aspen był dla mnie domem. Z Aspenem byłam bezpieczna.


Kochani, spójrzcie na to. Naprawdę na to spójrzcie.

Wyobraźcie sobie, że nigdy wcześniej nie zapoznaliście się w jakiejkolwiek formie z dziełami Cass; wiecie tylko, że fabuła opiera się na historii dziewczyny z nizin społecznych, która trafia do pałacu i nie jest pewna, czego naprawdę pragnie w życiu: poślubić księcia, czy też wieść ubogie i spokojne życie w objęciach wieloletniego partnera.

Jeszcze raz spójrzcie na pogrubiony cytat.

Po raz pierwszy w historii tej serii autorka wysunęła naprawdę dobry, przekonujący argument, dlaczego Amisia powinna mieć wątpliwości co do ślubu z Maxonem: ponieważ biorąc go za męża automatycznie bierze na siebie rolę księżniczki ze wszystkimi blaskami i cieniami. America wyjątkowo jak na siebie rozsądnie umotywowała, dlaczego nie jest dłużej przekonana do małżeństwa z księciem: nie potrafi przyglądać się czyjemuś cierpieniu i nie mogłaby sobie poradzić z poczuciem winy, gdyby przyszło jej do wydania wyroku śmierci czy choćby kary cielesnej. Nie potrafi grać spokojnej, gdy komuś dzieje się krzywda.

To jest naprawdę dobre, przekonujące uzasadnienie dla jej wątpliwości. America nie zwodzi tu Maksia, nie droczy się z nim, trzymając go w niepewności – mówi wprost, co ją boli i czego jej zdaniem nie będzie w stanie przeskoczyć, niezależnie od motylków w brzuchu.

A teraz spójrzcie na drugi cytat.

Ami właśnie zawaliła się spora część świata; jej przyjaciółka została upokorzona i skatowana, a mężczyzna, w którym się zadurzyła spokojnie patrzył na lincz owej przyjaciółki. W tym momencie obecność Aspena – Aspena, który może i zachował się głupio, ale którego (przynajmniej w teorii) zna i któremu może ufać faktycznie mogła zamącić w głowie. Życie pałacowe musi jej się obecnie jawić jako jeden wielki koszmar, a Leger, będący symbolem domu i wszystkiego, co z domem się łączy – bezpieczeństwa, miłości, wsparcia – zrozumiale wydaje się być znacznie lepszą alternatywą.

To jest naprawdę logiczny, zgrabny wątek. I mam z nim tylko jeden problem.


Cass? To nie działa.


Ten moment miał być w założeniu momentem przebudzenia się Amisi, zrozumienia przez nią, czego naprawdę pragnie. Tyle tylko, że czytelnicy z dużą dozą prawdopodobieństwa nawet nie zwrócą na niego uwagi, albowiem...Kochani, powiedzcie sami. Ile razy na przestrzeni tej serii widzieliśmy dokładnie to samo – Americę odkrywającą, kogo „naprawdę” kocha? Ten zabieg jest po prostu nieefektowny, bowiem nie różni się w niczym od setek innych przypadków, kiedy to Singerówna stwierdzała stanowczo: „XYZ jest do niczego, kocham tylko ABC”.

Dochodzi do tego jeszcze sam charakter naszej heroiny – wszyscy wiemy, iż pamięć krótkotrwała Amisi jest tak znikoma, iż właściwie nieistniejąca, możemy być zatem spokojni, iż lada dzień zapomni, dlaczego tak bardzo nie lubi Maksia i co fajnego jest w Aspenie.

Ten rozdział miał być – na co wskazuje nawet notka wydawnicza – momentem przełomowym tego tomu, nawet i serii. I konia z rzędem temu, kto w następnych analizach będzie w stanie wskazać jakikolwiek realny przełom.



I to już wszystko na dziś, moi drodzy. A za tydzień: przekonamy się, iż Amisia nie tylko pozostaje nieprzejednana w swym gniewie, ale w dodatku wyparowały jej resztki instynktu samozachowawczego, a Maxon ostatecznie udowodni, że jego modus operandi można zamknąć w orwellowskim: „Wszystkie zwierzęta są sobie równe, ale niektóre są równiejsze od innych”.

Zostańcie z nami!

Statystyka:

Co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr: 10
Dobre Mzimu: 23
Jak mała Kiera wyobraża sobie...: 54
Karny jeżyk potrzebny od zaraz: 15
Kochanek z kartonu: 18
Konkurencja dla Kajusza: 4
Nie, nie jesteśmy w Panem: 22
Osiołkowi w żłoby dano: 35
Queen (Bee) Wannabe: 37
Sam sobie sterem, żeglarzem, okrętem: 3
Twierdza Monty Pythona: 7
Użyj mózgu, Luke: 35


Maryboo

37 komentarzy:

  1. Ja tak tylko w kwestii tych prętów w wodzie: Wydaje mi się, że chodziło tutaj o popularną kiedyś w wojsku karę chłosty. Przed wykonaniem kary rzeczywiście moczyło się rózgi w słonej wodzie. Na tyle, na ile się orientuję, chodziło chyba o to samo, co z posypywaniem ran solą - żeby uderzenia mocniej bolały, rany były bardziej dotkliwe i zostawały po nich blizny.
    Dość mało litościwe, ale... Przecież król musi być evil. Komuś jeszcze kojarzy się to z pewną sceną z drugiego tomu "Igrzysk śmierci"?

    Asterix

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A widzisz, tak się właśnie zastanawiałam - bo o ile rozumiem sens moczenia właśnie rózg czy bicza, które mają za zadanie przeciąć skórę...To czy dałoby to cokolwiek w przypadku (zapewne metalowych) prętów? Przecież po potraktowaniu czymś takim Carter powinien mieć raczej siniaki i połamane kości, a nie poprzecinaną skórę.

      Usuń
    2. Mi też kojarzy się z Igrzyskami. Tyle tylko, że o Katniss faktycznie się wystraszyłam i "czułam scenę", tutaj nie.

      Usuń
    3. Moim zdaniem pani Cass gdzieś usłyszała albo przeczytała o moczeniu narzędzi tortur i wsadziła to do swojej bajki, nie rozumiejąc po co jak i dlaczego. Nic nowego, powiedziałabym, miało być efektownie, wyszło idiotycznie.

      Maryboo, genialna analiza. Niedzielna wczesnoporanna kawa z Wami smakuje pińcet razy lepiej!

      Tris Moszfajka

      Usuń
    4. ...a ja w pierwszej chwili pomyślałam o trzymaniu metalu we wrzątku by napiętnować ich jako cudzołożników, ewentualnie lodowatej wodzie dla zwiększenia bolesności uderzeń.
      Ale na to Cass jest chyba zbyt naiwna.

      Usuń
    5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    7. ...a ja w pierwszej chwili pomyślałam o trzymaniu metalu we wrzątku by napiętnować ich jako cudzołożników, ewentualnie lodowatej wodzie dla zwiększenia bolesności uderzeń.
      Ale na to Cass jest chyba zbyt naiwna.
      [a Google chyba mnie nie lubi, bo miesza mi słowa]

      Usuń
  2. Może jestem bezduszna, ale wcale mi nie żal Marlee. Kara za stawianie chcicy nad życie, czyli za skrajną głupotę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Tej akcji z pragnącym krwi motłochem nie kupuję o tyle, że w książce nigdzie nie jest zaznaczone, jaką lojalnością cieszy się rodzina królewska. Nie wiem, wzmianka o portrecie króla w każdym domu i w miejscach publicznych, charytatywność królowej zjednująca jej tłumy, huczne uroczystości z okazji przejęcia władzy, propagandówka, coś, COKOLWIEK, co sprawiłoby, że uwierzyłabym, że większości społeczeństwa nie mieści się w głowie, że można tak obrazić honor miłościwego księcia - tak bardzo, żeby się cieszyć z chłostania prętem jeszcze dzień wcześniej ulubienicy tłumu. I to biorąc na poprawkę, że tragiczne historie miłosne generalnie ludzi wzruszają, a nie wywołują u nich pianę na ustach.

    Ja się z egzekucji cieszę o tyle, że zepchnęła kolejne bieganiny od kochanka z tektury do kochanka z kartonu na dalszy plan. Sorry, Marlee.

    Z wyrazami szacunku
    Kazik

    OdpowiedzUsuń
  4. Dlaczego cartera leją po plecach, a dziewczę po dłoniach? To niesprawiedliwe

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może "intymne spotkanie" wyglądało tak, że Marlee masowała Carterowi plecy - dlatego on zbiera cięgi na plecach, a ona na rękach. Who knows.

      Carly

      Usuń
    2. Ja przepraszam, ale gdyby zastano ich w trakcie seksu, to po czym by ich bito...? : )

      Usuń
    3. To był żart, do takich wniosków jeszcze się nie posunęłam. :P

      Carly

      Usuń
  5. Ugh, gdyby cała książka była napisana w podobnym klimacie (Dodatkowo z większą ilością logiki i jeden tom zamiast trylogii) to może miałoby to potencjał.
    Ale nieee, bo po co, lepiej pisać o słodkim trójkąciku który nie ma najmniejszego sensu.
    Ah, narobiłyście smaka na przyszły tydzień bardzo!

    OdpowiedzUsuń
  6. Jedyny jako taki dobry pomysł w tej książce.

    OdpowiedzUsuń
  7. Boru, nie stanie się to, co ja myślę, że się stanie? Amisia nie byłaby chyba na tyle głupia, żeby dać się nakryć z Aspenem albo wprost rzucić księciu w twarz, że sorry, ale ma kogoś innego? Proszę, taka głupota to byłoby już za dużo...

    OdpowiedzUsuń
  8. Czy ta neurotyczna, histeryczna siedemnastka naprawdę rozwyła się na samą myśl, że KTOŚ umarł? Na razie anonimowy ktoś - a nie ojciec, matka, trulow, przyjaciółka? To tak normalne, jak dziewiętnastka wyjąca o poplamienie sukienki. Powiedzcie mi, czy to ja jestem zupełnie niewrażliwa, czy do pałacu naprawdę trafiły... osoby przesadnie reagujące emocjonalnie?
    M

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jesteś niewrażliwa, po prostu nie nadawałabyś się na bohaterkę opka... A, przepraszam, nadawałabyś się - na zimną s... Scary Sue.

      Usuń
    2. Uff, ulżyło mi, zwłaszcza że zwykle wolę Scary Sue, chociażby z przekory :) Irytują mnie mameje wyjące bez powodu.

      Usuń
    3. tu bym się akurat nie czepiała, bo niektórzy są tacy nadwrażliwi :P sama mam taką znajomą co rycy z byle powodu

      Usuń
    4. Ale żeby aż 2 na 30?

      Usuń
  9. Brawo za rozsądek. America właśnie widziała, jak Marlee CUDEM uniknęła kary śmierci, a i tak nieźle jej się oberwało - zarówno jej, jak i ukochanemu. Co robi Ami? Wpuszcza do swojej sypialni Aspena. BRAWO.
    Inna sprawa, że gdyby Maxon przydybał ją z Ośrodkiem podczas macanka to pewnie by jeszcze przeprosił i zapytał, czy im czegoś nie przynieść.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaspoileruję, ale tylko odrobinkę.
      Co do tego z Maksonem łapiącym Amisię i Ośrodka na gorącym uczynku – mylisz się.

      T.

      Usuń
    2. No tak, przecież wtedy nie mogłoby być żadnych cockfightów, które są idealnym narzędziem podkreślania zajebistości bohaterki (czyli w opku istnieć MUSZĄ).
      Twój spoiler mnie jakoś pocieszył, miło wiedzieć, że Maksio ma jakiś honor :P

      Usuń
  10. Jestem złą osobą, ale chciałabym, żeby Ami i Ośrodka tak wychłostali do wtóru krzyków wyjącego z nienawiści tłumu. Wyobraźcie sobie taki koniec trylogii - najpierw chłosta, potem stryczek, a Maxon przygląda się temu spokojnie i bez emocji.

    Adria

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To by było zbyt genialne i piękne, by mogło być prawdziwe ;___;

      Usuń
    2. A ze zdradzonego podle człowieka może wyjść potwór, nawet jeżeli był do rany przyłóż. Gdyby nagle zrozumiał nie tylko to, że jest od dawna zdradzany, ale i wreszcie pojął, że America cały czas traktowała go jak wywłokę...
      M

      Usuń
  11. Marlee i jej gach powinni zginąć tego dnia. Kanonowi stałoby się zadość. Do tego wreszcie zadziałoby się coś, co naprawdę by poruszyło czytelnika i mogło realnie zdeterminować działanie Amisi. Swoją drogą to byłby niezły zabieg literacki. :D Tu takie takie niby pitu-pitu, nic się nie dzieje, a potem nagle bach! Ja bym siedziała zaszokowana.

    OdpowiedzUsuń
  12. Ale coś prawdziwie dramatycznego nie pasuje do tej książki, pitu pitu,ubieramy sukieneczkę taką albo taką.
    ..i nie obmacywać się w dniu, w którym w pałacu roi się od mediów - prawda?!
    Nie, ja rozumiem jej emocję, pewnie przykro na coś takiego patrzeć, ale żeby ją gwardziści w histerii musieli ciągnąć? A po co Aspen się do jej pokoju pcha, zgubił tam coś?
    Bardzo fajna analiza!
    Chomik

    OdpowiedzUsuń
  13. Odnoście moczenia, To mogły być "pręty" z wierzby, tj tej, którą używa się do wyrobu koszy, to trzymanie ich w wodzie sprawiłoby, że były bardziej wiotkie w skutek czego były bardziej elastyczne i bardziej bolesny. W każdym razie - nie wiem, jaką książkę analizujecie, nie znam postaci. Ale z Waszych analiz wynika, że jest tu jakiś konkurs na pannę do wzięcia, dla księcia? :) I kilka jedna "panna naczelna", która będzie tą jedyną, ale nikt jeszcze o tym nie wie, ona sama też nie, ale na końcu będzie efekt "wow". I to biczowanie. Przykre.

    OdpowiedzUsuń
  14. Komentarz (ponieważ to mój pierwszy) pozwolę sobie odnieść do Rywalek/Elity ogólnie, niekoniecznie do tego rozdziału.
    Wiecie, jedno muszę pani Cass przyznać... rozbawić to ona potrafi. Czytając Zmierzch z reguły tylko załamywałam się nad treścią, a śmiałam z waszych komentarzy. Tu przyznaję, że były chwile, gdy wasze komentarze nie mogły rozbawić mnie bardziej, niż cytowany akapit (rzadko, bo rzadko, ale jednak).

    Z rzeczy luźno z treścią związanych - chichoczę jak głupia za każdym razem, gdy widzę kategorię Dobre Mzimu i jakieś 90% dobieranych przez was gifów (motyw z "print it on your t-shirt"... żałuję, że piłam wtedy herbatę)

    Nie wiem, czy ktoś już rozkminiał imiona wierzchołków naszego wspaniałego trójkącika, ale ja odnalazłam w tym trochę radości, więc pozwolę sobie podzielić się spostrzeżeniami:

    America - wiadomo. Podejrzewam nawet jakiś ukryty patriotyzm jej ojca w stosunku do zamierzchłych czasów sprzed monarchii, dwóch wojen światowych, kryzysów... nie wiem ilu, zamiany USA w wytwórnię taniej siły roboczej dla Chin i wszystkich tych okropieństw.
    Oczami wyobraźni widzę scenę, gdy pan Singer (żeby było melodramatycznie - odchodząc w agonii z tego padołu łez) informuje ją jak to otrzymała imię po wspaniałym mocarstwie, którym kiedyś był ich kraj - Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej. Co więcej, jak to powinna zjednoczyć wszystkie stany (nie wiem, czy jakieś są podzielone, ale chyba odmawiam wykonywania reaserchu w tym kanonie) zaprowadzając ład i porządek. Ameryka przytakuje, po jej policzku spływa samotna, kryształowa łza, a spomiędzy drżących warg wydobywa się ciche "przysięgam". Tuli konającego ojca, w duchu przyrzekając zemstę jego oprawcy - Królowi Clarksonowi. Z wyczerpania i żałości Ameryka pada niczym kłoda obok martwego rodziciela. Siła uderzenia głową o twardą powierzchnię odmienia ją całkowicie i Amisia budzi się jako inna osoba. Od tej pory nie liczą się już dawne miłostki, a nasza bohaterka informuje obu dżentelmenów, że skoro nie mogła zdecydować się tak długo to znaczy, że tak naprawdę nie kocha żadnego z nich i odchodzi, zapowiadając, że przy ich następnym spotkaniu będą stali po przeciwnych stronach potężnego konfliktu, a ona nie zawaha się ich zabić, byle spełnić wolę jej ojca i odpłacić jego mordercy...
    dobra, sory, poniosło mnie XD

    Aspen - zwrócę uwagę na imię, bo skojarzenia z nazwiskiem już tam kiedyś zostały przytoczone. Czy Aspen to nie jest przypadkiem kurort w przyszłym ChSA? Drogie hotele, jazda na nartach... A w sumie chciałam tam kiedyś pojechać.

    Maxon - Hmm... dobry, stary wujek google podpowiedział, że jest to agencja nieruchomości, bądź sklep z meblami biurowymi... Szczerze mówiąc liczyłam, że będzie to coś związanego z kartonem. Albo, no nie wiem... fenomenem posiadania martwej przestrzeni gdzieś w mózgu, która choć nie stanowi zagrożenia dla zdrowia, wymusza podejmowanie niezbyt przemyślanych decyzji i całkowite tracenie głowy przy Mary Sue.
    Oczywiście imię to może również najzwyczajniej sugerować, że nasz Książę z Bajki jest po prostu maksymalnie włączony.

    Sory za komentarz niezwiązany z tak wyjątkowo poważnym i przełomowym momentem historii, ale jakoś dzisiaj nie mogłam się powstrzymać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak przeczytałam w książce, w odpowiedziach Cass na końcu, Aspen dostał takie imię bo jest jednocześnie twarde, męskie i romantyczne. Dodatkowo prawie został Apsenem, bo się na początku myliła.
      A tak poza tym aspen to też osika :P

      Kuro_Neko

      Usuń
    2. Nie wiedziałam o osice... Chociaż, takie drzewo... jakakolwiek szansa, że osiki mają coś wspólnego z produkcją kartonu? XD (próbuję ten karton jak głupia wcisnąć gdzie się da, ale co poradzę, nasze drogie Analizatorki trafiły z kategorią, że ho ho!)
      Mimo wszystko - słyszę Aspen, widzę kurort narciarski, do którego zjeżdżają mieszkańcy przyszłego Chińskiego Stanu Ameryki, nic na to nie poradzę XD
      I bonus do komentarza, trochę dziwny, ale przynajmniej udowadnia, że są na świecie ludzie, którzy patrzą na Selekcję z lekkim przymrużeniem oka :)
      https://www.youtube.com/watch?v=9tRmanz1cS4

      Usuń
    3. Jest używana w przemyśle papierniczym, więc zakładam, że karton zrobisz :D Mi się teraz Aspen bardziej z osiką kojarzy, bo na pottermore akurat mnie wyszło, ze różdżkę mam z osiki, a że po angielsku jest to mnie ten aspen nawet tam prześladuje :P
      Kuro_Neko

      Usuń
    4. Co do imion, to o Aspenie jako o kurorcie wiadomo już od dawna, Ameryki ;) nie odkryłaś. Dlatego też dziewczyny w analizie często piszą o Aspenie - Ośrodek. :)
      Mnie zaś ciekawi, iż nikt nie wpadł na żydowskie korzenie rodziny Amisi. Wszakże Singer to typowe żydowskie nazwisko, a jej tatulo ma na dodatek imię Shalom! To tyle ode mnie odnośnie do etnicznych motywów.

      Usuń
    5. Aspen -są takie sprzęty sportowe "aspen team" (trudno więc narzekać, że team Aspen nie istnieje ;))

      Usuń