niedziela, 19 czerwca 2016

Rozdział XXXIII i podsumowanie


Rozdział 33

Wpatrywałam się w ten list bez końca. Zostawił mnie. Zostawił mnie dla niej. Gdy w końcu to do mnie dotarło, ogarnęła mnie ślepa furia. Chwyciłam ze stolika najbliżej stojący przedmiot i z całej siły cisnęłam nim przed siebie.



… Okej. W pełni rozumiem, że nagła przeprowadzka kochanej przez nas osoby na inny kontynent i związana z ową przeprowadzką perspektywa rozstania (choćby i przy regularnym kontakcie telefoniczno – listowym) może być czymś bolesnym, ale... Cass?

To naprawdę nie jest normalne zachowanie.

Zauważcie, że Edzia nie wścieka się bynajmniej dlatego, że Ahren wyniósł się z Illei ukradkiem, bez słowa pożegnania, niejako porzucając wszystkich swoich bliskich na rzecz nowej rodziny; nie, tym, co doprowadziło księżniczkę do amoku jest fakt, że brat postanowił poślubić swą ukochaną narzeczoną i zamieszkać z nią we Francji – innymi słowy, że ośmielił się iść za głosem serca, miast karnie tkwić u boku siostry, tak jak życzyłaby sobie tego nasza emocjonalna pijawka.

Karny jeżyk potrzebny od zaraz: 47
Tylko Schreave może kochać Schreave'a: 24

I jeszcze jedno – jakkolwiek uważam, że forma, jaką wybrał młody Schreave do zakomunikowania familii o swoim małżeństwie jest cokolwiek toporna, nie da się ukryć, że Ahren nie zrobił nic ponad to, czego i tak od niego oczekiwano – poślubił przeznaczoną mu zagraniczną księżniczkę, cementując tym samym sojusz między krajami. Związki między członkami rodzin królewskich to przede wszystkim polityka – tak było na przestrzeni wieków i, sądząc po pamiętniczku Grzesia, tak nadal przedstawia się sytuacja w Illei. Odwołanie ślubu bez powodu, wyłącznie ze względu na kaprys siostry, nie tylko z pewnością głęboko zraniłoby Camille, ale mogłoby doprowadzić do międzynarodowego skandalu – a kto wie, może i zerwania sojuszu z Francją.

… I Edzia naprawdę nie pomyślała o czymś tak oczywistym? Furda już z uczuciami brata – na tym etapie jest raczej oczywiste, że Antychrysta nie obchodzi nikt poza Antychrystem – tu konsekwencje jej samolubstwa mogłyby być naprawdę dalekosiężne. Zawierucha w państwie to naprawdę ostatnia rzecz, na którą może obecnie pozwolić sobie rodzina królewska. Monarchia w Illei i tak już ledwo zipie; kolejny skandal mógłby być przysłowiową kroplą, która przelałaby czarę goryczy.

No, ale kto by się tam przejmował tego typu bzdurami, kiedy brat ośmielił się nie ulec obrzydliwej próbie manipulacji, nieprawdaż. Jak on śmiał.

Karny jeżyk potrzebny od zaraz: 48
Tylko Schreave może kochać Schreave'a: 25
Użyj mózgu, Luke: 51

Ów atak szału zrozumiale szokuje Neenę; Edzia przypomina sobie o obecności pokojówki w sypialni, przeprasza za scenę i próbuje wziąć się w garść.

Uciekł z Camille. – Przeczesałam palcami włosy. Nadal czułam się wytrącona z równowagi. – Nie mogę zrozumieć, jak królowa Francji mogła pozwolić na coś takiego, ale najwyraźniej pozwoliła. Gavril powiedział przed chwilą, że to było lege artis, zgodne z prawem.
Co to oznacza?
Przełknęłam ślinę.
Skoro Camille jest następczynią tronu, a Ahren został księciem małżonkiem, ma teraz obowiązek poświęcić się służbie Francji. Illea jest już dla niego tylko krajem, w którym przyszedł na świat.

Wiedziałaś, że tak będzie. WSZYSCY wiedzieli, że tak będzie. DOPIERO CO WYPRAWIŁAŚ PRZYJĘCIE NA CZEŚĆ SZCZĘŚLIWYCH NARZECZONYCH.

Cass, pozwól, że dam ci wskazówkę: jeśli chcesz przedstawić bohatera jako buntownika, który ucieka z ukochaną na drugi koniec świata, to nie spędzaj całej powieści na podkreślaniu faktu, że ów czyn jest dokładnie tym, czego od danego bohatera się oczekuje.

Monty Python wiecznie żywy: 21
Użyj mózgu, Luke: 52

Neena pyta, czy Amisia i Maksio o wszystkim wiedzą; Edzia potwierdza, nie jest jednak pewna, czy rodzice także dostali jakiś list od Ahrena, więc postanawia do nich zajrzeć. Pokojówka doprowadza dziewczynę do ładu, poprawiając jej koafiurę i makijaż.

Objęłam ją.
Jesteś dla mnie za dobra, Neeno.

Nadal prawda.

Eadlyn udaje się do ojcowskiego apartamentu; ponieważ nikt nie reaguje na pukanie, postanawia zajrzeć do środka.

Nie byłam tu od dawna – może od czasu, gdy byłam mała – i nie pamiętałam, czy zawsze tak wyglądał. Sprawiał wrażenie, jakby to raczej mama zajmowała się urządzeniem wnętrza: ciepłe kolory na ścianach i mnóstwo książek. Jeśli to było jego schronienie, dlaczego w ogóle się z nim nie kojarzyło?

No i teraz mam zagwozdkę – dlaczego ciepłe kolory nie mogą kojarzyć się z Maksiem (o książki nie pytam, w tym punkcie trudno nie zgodzić się Edzią)?

Eadlyn już - już zamierza się wycofać, gdy nagle:

W tym momencie stanęłam jak wryta, gdy zobaczyłam to, co miałam za plecami. Ścianę pokrywały duże zdjęcia oprawione w ramki. Jedno z nich przedstawiało rodziców, gdy byli w moim wieku – on w mundurze galowym z szarfą, a obok mama w kremowej sukience. Zobaczyłam ich w dniu ślubu, z twarzami umazanymi ciastem. Dalej było zdjęcie mamy z włosami posklejanymi potem, trzymającej w ramionach dwoje noworodków, podczas gdy tata całował ją w czoło, a po jego policzku spływała łza. Ujęcia robione z zaskoczenia, pokazujące pocałunek lub uśmiech, zostały powiększone i zmienione na czarno-białe, dzięki czemu wyglądały artystycznie.
Dwie rzeczy jednocześnie stały się dla mnie całkiem jasne. Po pierwsze – pokój taty wyglądał, jakby nie należał do niego, bo tak właśnie było. Praktycznie zmienił go w świątynię mojej mamy, albo może raczej świątynię ich obojga i ich głębokiej miłości.

...Ooo...kej.

Słuchajcie, może nie wyglądam, ale jestem osobą bardzo romantyczną; lubię „Titanica” i sceny, podczas których bohaterowie wyznają sobie miłość (muzyka skrzypcowa w tle jako bonus). Ale to? To nie jest romantyczne. Raczej przerażające.

Cass? Powinnaś zaprzyjaźnić się z Meyer. Urządzałybyście sobie babskie posiadówy, podczas których mogłybyście malować sobie nawzajem paznokcie i zwierzać się sobie, jak bardzo chciałybyście mieć własnego wpojonego niewolnika. Bo niestety, ale powyższy akapit kojarzy mi się tylko i wyłącznie z jednym – wpojeniem. Przy czym nie mówię tu o scenie jako takiej, a wyłącznie o odautorskim komentarzu.

Zauważcie, że gdyby pozbyć się przemyśleń Edzi, wszystko, czego dowiedzielibyśmy się z owego cytatu to to, że Maxon postanowił ozdobić swój pokój zdjęciami (wiemy z „Jedynej”, że fotografia to jego hobby) dokumentującymi chwile dla niego ważne, jak wesele (przy czym fotka, sądząc po opisie, jest raczej zabawna) czy narodziny bliźniąt, a także te pozornie zwyczajne, które jego zdaniem były jednak godne uwiecznienia, jak roześmiana żona.

Niestety, Cass postanowiła ująć całą rzecz w taki sposób, że Maksiu zaczyna mi się jawić raczej jako stalker, obwieszający sypialnię fotkami przedstawiającymi obiekt swojej obsesji. Skoro jest to bowiem „świątynia Amisi”, najwyraźniej mamy przyjąć, że wśród miliarda obrazów dokumentujących ulubione wspomnienia Maksa brak jakichkolwiek fotografii jego dzieci, portretu Amberly czy choćby ładnego widoczku, uwiecznionego podczas odprężającego spaceru. Liczy się tylko America. Nie ma NIC innego.

… Bez obrazy, Cass, ale chyba podziękuję za twoją wizję udanego związku.

Widywałam to codziennie, ale czym innym było zobaczyć fotografie, na które oboje patrzyli każdej nocy przed zaśnięciem.

Zaraz... To Amisia TEŻ tu śpi? W pomieszczeniu, w którym na całej szerokości ściany nie wisi nic poza różnymi ujęciami jej gęby (plus ewentualnie gęby lubego)? Być może się nie znam, bo nie lubię oglądać siebie na zdjęciach, ale tego rodzaju wystrój wydaje mi się być dosyć... specyficzny.

Byli sobie przeznaczeni, mimo tuzinów przeszkód, i chcieli, by wszystko im o tym przypominało.

Jeśli do bycia przekonanym, że faktycznie są sobie przeznaczeni potrzebne im jest codzienne wgapianie się w tysiąc romantycznych foci, to obawiam się, że dosyć krucho u nich z autentyczną wiarą w zasadność istnienia ich związku.

Po drugie, zrozumiałam, dlaczego Ahren porzucił mnie – porzucił nas wszystkich – żeby mieć szansę na coś takiego. Jeśli kiedykolwiek osiągnie chociaż ułamek tego szczęścia, które mieli mama i tata, jego krok będzie usprawiedliwiony.

… Cóż, szybko jej przeszło, nie powiem.

Edzia postanawia porozmawiać z rodzicami o liściku od Ahrena, ale nigdzie nie może ich znaleźć.

Nie było ich w jadalni, w gabinecie taty ani w apartamencie mamy. Korytarze wydawały mi się nienaturalnie puste, nie widziałam nawet jednego gwardzisty.
Halo? – zawołałam w półmroku. – Halo?!
W końcu zza rogu korytarza wybiegło dwóch gwardzistów.
Dzięki Bogu – odezwał się jeden z nich. – Idź do króla i powiedz, że ją znaleźliśmy.

Pomijając już fakt, że od czasów Clarksona nic najwyraźniej nie zmieniło się w kwestii niegramotności służby,

Monty Python wiecznie żywy: 22

mam dziwne wrażenie, że pałac raczej nie byłby taki cichy, skoro:

Drugi gwardzista pobiegł w przeciwną stronę, a pierwszy odwrócił się do mnie i odetchnął głęboko.
Proszę iść ze mną do skrzydła szpitalnego, wasza wysokość. Wasza matka miała atak serca.

I co? Amisia, jak na następczynię Amberly przystało, nawet podczas ataku zachowywała się cichutko i godnie, padając w skrzydle szpitalnym, by nikomu nie robić kłopotu? Bo jeśli jednak stało się to na widoku, to mam dziwne wrażenie, że w pałacu rozpętałoby się takie pandemonium, że Edzia nie miałaby czasu na podziwianie stalkerskiej kolekcji ojca, nie mówiąc już o włóczeniu się po pałacu.

Monty Python wiecznie żywy: 23

No, ale muszę oddać cesarzowi, co cesarskie; pamiętam doskonale, jak topornie poprowadzona była „wielka tajemnica” Marlee i miło mi widzieć, że autorka rozegrała ten wątek subtelniej niż ostatnio.

Zauważcie, iż mieliśmy kilka wskazówek: ojciec i siostra Ami zmarli na serce, w rozdziale szesnastym Edzia komentuje, iż Amisia w chwili zdenerwowania chwyta się za serduszko, w tej samej odsłonie Marlee oznajmia Eadlyn, że królowa ma migrenę i nie chce nikogo widzieć- ale jednocześnie nigdzie nie wciskano nam subtelnych inaczej znaków, że ze zdrowiem Ameriki jest coś nie tak. Wątek nie jest więc kompletnie wzięty z rzyci, ale jednocześnie nie można go było przewidzieć dwadzieścia rozdziałów wstecz, jak to chociażby miało miejsce w przypadku „sekretnego” związku Aspena i Lucy.

Ale niestety – niestety; Cass przedobrzyła – choć pewnym usprawiedliwieniem jest fakt, iż zapewne zrobiła to przynajmniej częściowo nieświadomie. Spójrzcie na poniższy fragment:

Chociaż powiedział to cicho, miałam wrażenie, że krzyczy na całe gardło. Nie potrafiłam wymyślić, co powinnam powiedzieć lub zrobić, ale wiedziałam, że muszę być przy niej. Mimo wysokich obcasów wyprzedziłam gwardzistę i biegłam tak szybko, jak tylko mogłam.
Myślałam tylko o tym, jak bardzo myliłam się w wielu sprawach, jak oschła byłam dla niej, gdy chciałam postawić na swoim. Byłam pewna, że mama wie, jak bardzo ją kocham, ale chciałam jej to jeszcze raz powiedzieć.
Przed pokojem w skrzydle szpitalnym ciocia May siedziała obok lady Marlee, która wyglądała, jakby była pogrążona w modlitwie. Ostena na szczęście nie było, ale był Kaden, z całej siły starający się trzymać dzielnie. Z boku stała także lady Brice, ale prawdziwą grozę sytuacji zrozumiałam, gdy spojrzałam na tatę.
Wspierał się na generale Legerze, przylgnął do niego rozpaczliwie i zaciskał palce na plecach jego munduru. Nie ukrywał, że płacze, a ja nigdy nie słyszałam tak rozpaczliwego dźwięku i miałam nadzieję, że nigdy więcej nie usłyszę.
Nie mogę jej stracić. Nie wiem… nie…

Ta panika, ta rozpacz? To oczywiście nasze stare Dobre Mzimu, bez którego słońce już zawsze będzie zachodzić na wschodzie. Cass chciała zakończyć książkę plot twistem, który sprawi, że czytelniczki rzucą się na piątą część niczym bezzębny na suchary - i udało jej się.

Udało jej się aż za dobrze.

Po lekturze każdego kolejnego koszmarku Cass lubię powędrować sobie do internetów i poczytać, co o najnowszej odsłonie sądzą fanki – co im się podobało, a co nie, czego oczekują od następnego tomu itp. Zaglądam sobie na oficjalną stronę autorki, jej Tumblr, Tumblr poświęcony serii jako takiej. I wiecie co?

99% czytelniczek miało głęboko w nosie, z kim skończy Edzia – obchodził je tylko stan zdrowia Amisi.

Nie żartuję. Oczywiście, istniały nieśmiałe shipy Eadlyn/Kile, Eadlyn/Henri, Eadlyn/Przydupas, Eadlyn/ktokolwiek inny (najrzadziej), ale wszystkie one ginęły w morzu postów, które można by zbiorowo podsumować „Mam gdzieś Antychrysta, chcę, żeby przeżyła Amisia”. Dosłownie – jeden z najczęściej kopiowanych i przeklejanych cytatów brzmiał mniej więcej „Nie obchodzi mnie, kogo wybierze Eadlyn, jedyne serce, które mnie interesuje, to to należące do Ameriki”.

Jestem szczerze ciekawa, co w głębi duszy myślała sobie Cass o tego typu postach – cieszyła się, że w ostatecznym rozrachunku tyle osób okazało się lubić Ami (inna rzecz, ile z owych fanek narodziło się dopiero wówczas, gdy mogły porównać sobie naszą dawną protagonistkę z obecną główną bohaterką z piekła rodem), czy też martwiła, że summa summarum większość czytelniczek ma głęboko w odwłoku Edzię i jej rozterki sercowe – a więc, na dobrą sprawę, trzon fabuły „Następczyni”?

Ot, zagadka.

Generał Leger złapał go za ramiona.
Nie myśl o tym teraz. Musimy wierzyć, że wszystko z nią będzie dobrze, a ty musisz pamiętać o swoich dzieciach.

Chłopie, ten facet wytapetował 1/4 sypialni fociami żony, nie zostawiając nawet dziesięciu centymetrów na zdjęcie swojej progenitury; szczerze wątpię, czy przemówi do niego akurat taki argument.

Tata skinął głową, ale widziałam, że nie wierzy, iż zdoła sobie z tym poradzić.

Innymi słowy, wszystko w normie.

Edzia przytula się do papy i wypytuje, co właściwie się stało; Maksiu tłumaczy, że rodzinne problemy z sercem plus ciągły stres plus nagła rejterada Ahrena najprawdopodobniej doprowadziły skumulowane do takiego, a nie innego finału.

Powinienem był pilnować, żeby więcej odpoczywała. Nie powinienem był tyle od niej wymagać. Robiła to wszystko dla mnie.

Eee...niby co? Słuchajcie, nie umniejszam tu starań Amisi, która bez wątpienia próbowała być idealną Miss World kopią Amberly królową, ale nie przesadzajmy – z „Następczyni” nie wynika, by Ami miała jakiekolwiek rzeczywiste obowiązki poza pojawianiem się w „Biuletynie”; przez większość czasu albo brzdąka sobie na pianinie, albo pije herbatkę z siostrą i przyjaciółkami, albo gani/podlizuje się Antychrystowi.

Monty Python wiecznie żywy: 24

Generał Leger ścisnął jego ramię.
Wiesz, jaka jest uparta – powiedział ciepło. – Czy możesz choć przez chwilę uwierzyć, że pozwoliłaby ci, żebyś ją powstrzymywał przed czymkolwiek?

- Nigdy nie wybaczyłaby ci, gdybyś oderwał ją od kosztowania pyszności na kolejne przyjęcie!

Aspen idzie do domu, przynieść sobie ciuchy na zmianę i zawiadomić o wszystkim Lucy; obiecuje też skontaktować się z Magdą Singer, bowiem wciąż tkwiący w szoku Maks zapomniał zadzwonić do swojej teściowej z niewesołą wieścią.

Czułam się wściekła – na wszystkich, na siebie samą. Gdyby ludzie nie chcieli od niej tyle albo gdybym ja robiła więcej…

Edziu, jakkolwiek miło mi obserwować, że kruszy się skorupa twego egoizmu, powtórzę: Amisia naprawdę nie mogła się uskarżać na nadmiar obowiązków.

Cały czas myślałam, że nie potrafiłabym żyć dla kogoś innego, że miłość to tylko kajdany. Może tak rzeczywiście było, ale najwyraźniej potrzebowałam tych kajdanów. Czułam ciężar odejścia Ahrena, ciężar smutków taty i – co najważniejsze – ciężar życia mojej matki, życia wiszącego na włosku. To wszystko nie sprawiało, że moja dusza była słabsza, ale trzymało ją przy ziemi. Nie zamierzałam więcej uciekać.

To trochę smutne, że trzeba było brata na gigancie i matki z zawałem, by Edzia zdała sobie sprawę, że właściwie to całkiem klawo mieć bliskich.

Odwróciłam się, ponieważ usłyszałam zbliżające się kroki wielu ludzi. Czułam się zawstydzona i wzruszona bardziej, niż mogłabym opisać, gdy w korytarzu pojawili się kandydaci.
Kile spojrzał na mnie.
Przyszliśmy się pomodlić.
Skinęłam głową, a łzy napłynęły mi do oczu. Chłopcy rozproszyli się, niektórzy oparli się o ściany, inni przysiedli na ławkach. Opuścili lub unieśli głowy, myśląc o mojej matce.

Cztery tomy serii, a Cass nadal nie pęka!

Aha, gdyby kogoś to interesowało, poza Woodworkiem przyszli też Project Runway, Norwegofinoszwed, przydupas i Ean.

Przeniosłam spojrzenie z niego na pozostałych chłopców i znowu pomyślałam o tym, jak każdy z nich z osobna zaczął coś dla mnie znaczyć… Potem popatrzyłam na tatę, który miał twarz zaczerwienioną od płaczu i pomięty garnitur. Dostrzegałam rozpacz w każdej komórce jego ciała, przerażenie na myśl o tym, że jego żona mogłaby umrzeć.
Nie aż tak dawno temu znajdował się na moim miejscu, twarz mojej mamy była jedną z wielu w jego świecie.

No, nie do końca; jak wiemy z „Rywalek” (i co zdecydowanie potwierdza „Książę”), Amisia od samego początku miała łatwiej niż taka Tina czy inna Olivia.

A jednak, mimo wszelkich trudności i upływu tak wielu lat, nadal byli w sobie zakochani.
To było widać wyraźnie we wszystkim, od ich wspólnego pokoju, przez to, jak się o siebie nawzajem martwili, aż po sposób, w jaki bezustannie flirtowali, nawet po tak długim małżeństwie.

Cass? Show, don't tell. Konia z rzędem temu, kto w „Następczyni” wskaże mi bezustanne flirty tych dwojga.

Gdyby ktokolwiek miesiąc temu mi powiedział, że będę brać pod uwagę podobną możliwość, przewróciłabym oczami i poszłabym sobie. Teraz… Cóż, to nie wydawało się aż tak nieprawdopodobne. Nie spodziewałam się, że uda mi się znaleźć coś takiego, co odnaleźli moi rodzice lub nawet to, co Ahren odnalazł w Camille. Ale… może coś mogłam znaleźć.
Może istniał ktoś, kto chciałby mnie pocałować, nawet gdyby ciekło mi z nosa, albo był gotów pomasować mi ramiona po ciężkim dniu spędzonym na obradach państwowych. Może uda się znaleźć kogoś, kto nie wyda mi się aż tak przerażający i kogo w naturalny sposób będę mogła wpuścić za chroniący mnie mur.

Uff, zajęło nam to wprawdzie trzydzieści trzy rozdziały, ale Eadlyn wreszcie zrozumiała, że jako bohaterka wydanego na papierze opka musi w końcu spojrzeć łaskawszym okiem na któregoś młodzieńca. Miejmy nadzieję, że teraz będzie już z górki (spoiler alert: nie będzie, to Cassoversum).



Możliwe jednak, że prosiłam o zbyt wiele.
Tak czy inaczej teraz nie mogłam już zwolnić kroku. Wiedziałam, że dla własnego dobra – dla dobra mojej rodziny – muszę dotrwać do końca tych Eliminacji.
A gdy ten koniec nastąpi, będę miała obrączkę na palcu.



I to już wszystko, moi drodzy; dotarliśmy do końca „Następczyni”. Czas na oficjalne podliczenie punktów:

Bułkę przez bibułkę: 53
Fabuła nie do poznania: 17
Jak mała Kiera wyobraża sobie…: 15
Karny jeżyk potrzebny od zaraz: 48
Monty Python wiecznie żywy: 24
Nie posmarujesz, nie pojedziesz: 25
Samochwała w kącie stała: 31
Sam sobie sterem, żeglarzem, okrętem: 4
Tylko Schreave może kochać Schreave'a: 25
Użyj mózgu, Luke: 52

Jako że piąta część jest bezpośrednią kontynuacją tej książki, nie będziemy zerować licznika – kolejne punkty będą doliczane do dotychczasowej puli. Pozostawimy też dotychczasowe kategorie, choć możliwe, że z drobnymi modyfikacjami.



„Następczyni” posiada nieparzystą liczbę rozdziałów, jest to zatem koniec analiz dzieła jako takiego. Wiecie, co to oznacza?... Tak, tak; czas na notkę wydawniczą.


Księżniczka Eadlyn od dziecka słuchała opowieści o tym, jak poznali się jej rodzice.

Biorąc pod uwagę, że Edzię szokują WSZYSTKIE (nawet te najbardziej niewinne) informacje dotyczące Eliminacji jej tatusia, widzę tu dwie możliwości: albo robiła to bardzo nieuważnie, albo bezczelnie okłamywano ją od kołyski.

Dwadzieścia lat temu America Singer wzięła udział w Eliminacjach i zdobyła serce księcia Maxona – a później żyli długo i szczęśliwie.

W przeciwieństwie do ich poddanych, nie mających za co zapłacić czynszu.

Eadlyn zawsze uważała ich bajkowy romans za coś niezwykle romantycznego, ale sama nie ma zamiaru iść w ich ślady.

Biorąc pod uwagę, że bajkowy romans Amisi i Maksia składał się z takich elementów jak: napaść na miejsca intymne, przyprawianie lubemu rogów i nieustanna gra w żurawia i czaplę, to wcale rozsądna decyzja.

Najchętniej odwlekałaby decyzję o ślubie tak długo, jak tylko się da. Ale księżniczka nigdy nie decyduje w pełni o swoim losie i Eadlyn zmuszona jest zorganizować własne Eliminacje – niezależnie od tego, jak bardzo jest temu przeciwna.

Które to Eliminacje nie sprawdzają się ani jako ostateczne rozwiązanie problemu trapiącego kraj, ani nawet jako zasłona dymna, można więc zdecydowanie rzec, że cały ten stres był o kant dupy potłuc.

Eadlyn nie oczekuje, że jej historia skończy się znalezieniem prawdziwej miłości.

W przeciwieństwie do czytelników, którzy doskonale wiedzą, że Cass nie jest zdolna do wyprodukowania czegokolwiek poza kadzią lukru.

Jednak gdy rozpoczyna się rywalizacja, jeden z uczestników przykuwa uwagę Eadlyn, ukazując jej możliwości rysujące się na horyzoncie...

Swoją drogą, ten opis jest dosyć mylący, biorąc pod uwagę, że przed wydaniem „Korony” fanki nieustannie spierały się o to, który z tru loffów ostatecznie wygra Eliminacje.

i udowadniając, że znalezienie szczęśliwego zakończenia nie jest tak niemożliwe, jak zawsze się jej wydawało.

No ba, kochanieńka - jesteśmy w końcu w Cassoversum.



I to już naprawdę wszystko, kochani; niniejszym czas na analizatorskie wakacje. Widzimy się ponownie 18 lipca, kiedy to zajmiemy się ostatnim tomem serii, „Koroną”. Dziękujemy, że towarzyszycie nam w podróży i – miłych wakacji!

Do zobaczenia wkrótce!

Beige & Maryboo

25 komentarzy:

  1. Dziękujemy, dziewczyny! Będziemy czekać.
    BTW, Cass jest jak Meyer i swojej ukochanej pacynki nie uśmierci. Miałam napisać, że to spoiler, ale temat pojawił się już w dyskusji pod poprzednim wpisem. Zresztą chyba większość osób wie, że Cass to nie Martin.
    A tak poza tym... Zawał w wieku około czterdziestu lat i z powodu ucieczki syna? Nie jestem lekarzem i nie znam się, ale czy to nie jest naciągane? Jak zatem Amisia przeżyła śmierć siostry (znaczy pewnie mniej ją kochała, niż dzieci, ale i tak musiało to być silne przeżycie)? Moja ciocia też ma słabe serce, kłopoty miała rozmaite, a zawał dostała w wieku pięćdziesięciu trzech lat i niespodziewanie -żadne zdarzenie na to nie wpłynęło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zazwyczaj w przypadku zawału serca u młodej osoby patrzy się na czynniki genetyczne, a w przypadku Amisi były jak najbardziej, w końcu i Shalom i siostra Amisi, której imienia nie pomnę, również mieli zawał raczej wcześnie, przynajmniej szacunkowo, bo chyba nie było powiedziane, ile dokładnie każde z nich miało lat. Tak że imo to nie kwestia szokującego zdarzenia, ale po prostu predyspozycji genetycznych - no i też to nie jest tak, że zawały przed pięćdziesiątką się nie zdarzają, tylko po prostu to nie jest grupa największego ryzyka i jeżeli jakieś problemy się zdarzają, to należy przyjrzeć się dlaczego. Statystyka po prostu.

      (Ale w kwestii tej migreny, jako predyspozycji do zawału, to się zaniepokoiłam, tbh, bo do tej pory myślałam, że ona tylko zwiększa prawdopodobieństwo dusznicy Prinzmetala. Nie dość, że głowa boli, nie dość, że zygzaki latają przed oczyma, to można jeszcze zejść na serce :/).

      A Beige i Maryboo dziękuję za kolejny tom ciężkiej pracy i nieustanne dostarczanie lolcontentu nawet w tak niesprzyjających okolicznościach. Niechaj Moc będzie z wami.

      -marszałek Savignac

      Usuń
  2. Udanych wakacji! Już nie mogę się doczekać, na kolejną część :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem złą osobą, bo właściwie nie komentuję, mimo że czytam analizy wiernie i od dawna, ale wiadomość, którą znalazłam na Filmwebie, zmotywowała mnie do tego, żeby się odezwać.
    Jeśli myślałyście, że nic gorszego już nie może się wydarzyć, to ja tu tylko tego linka położę:
    http://www.filmweb.pl/news/Re%C5%BCyserka+%22Zanim+si%C4%99+pojawi%C5%82e%C5%9B%22+za+kamer%C4%85+m%C5%82odzie%C5%BCowej+adaptacji-118078
    A analizy są cudowne i podziwiam całą waszą pracę i to, że jeszcze macie na to siły. Miłych wakacji i do zobaczenia za miesiąc!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Ożenienia się z księciem" xD xD xD

      Usuń
    2. Przecież CW robiła już pilot do Rywalek, który okazał się kompletną klapą. Po co próbować z filmami? Jak nie mają na co kasy wyrzucać, to mogą mi jakąś książkę wydać czy coś... xD

      Adria

      Usuń
  4. To miłych wakacji,dziewczyny!
    A tak swoją drogą: czy to się tak da,ze by znana osoba ze sfer wyższych zwiała ot tak do innego kraju? Jakie cyrki były z księżna Diana choćby? I ślub bez rodziców? A prasa co? Udaje,że nie wie?Nie ma nagłówków: "Tajemnicze zniknięcie księcia!"?

    Chomik

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Są zbyt zajęci odrabianiem roboty Maksia, poprzez ogarnianie, co się właściwie dzieje w jego państwie? :)

      Usuń
  5. Tak przy podsumowaniu tego tomu, naszła mnie pewna myśl:
    czy to że bohater jest złym człowiekiem, musi oznaczać, że będziemy go nie znosić?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi się wydaje, że to zależy od autora i książki. Tutaj wiele osób nie lubi Edzi chyba z tego powodu, że Cass wmawia nam, że to postać pozytywna. A w innych książkach... Są tacy, co ślinią się do Heathcliffa (który maltretował żonę i synową, szantażował syna i odebrał majątek synowi przyjaciela), do Michaela Corleone albo Feanora (w tym jaB-). Odnośnie Feanora i Heathcliffa, to taki przypadek postaci mrocznych, pięknych i ekspresywnych, i takie cechy mogą wzbudzać pozytywne uczucia czytelnika. Poza tym Feanora można polubić na przekór autorowi, bo Tolkien trzyma głównie stronę przyrodniego rodzeństwa elfa (podobnie mają czytelnicy nowej Musierowicz odnośnie Pyziaka. Clarcsona też chyba dużo osób polubiło -przynajmniej tutaj- za to, że Cass dorobiła mu gębę, a on i tak się obronił). Co do Michaela -piszę o książce, bo film to inna para kaloszy, coś jak "Bracia Karamazow" wobec Agathy Christie - to chyba chodzi o to, że "łał, gangster oneone" bo u mnie wzbudza on niepokojące skojarzenia z Erlendem z "Krystyny córki Lavransa", bucem jakich mało.
      Sorry, że taki długi komentarz, ale refleksja mnie naszła.

      Usuń
    2. Jak to Tolkien nie trzymał strony Feanora? :O Mnie się właśnie wydawało, że on był profeanoryjski na przekór wszystkiemu, w końcu ile to razy było podkreślane, że Curufinwe taki umny, alfabet wymyślił, najlepszy kowal na Ardzie, zrobił Silmarile, był charyzmatyczny i generalnie co to nie on. A postawa feanoropodobna była właściwie promowana przez całą Pierwszą Erę, bo niby Drugi i Trzeci Dom to były te bardziej ogarnięte, ale wszystkie to działania przedstawiane jako najbardziej godne podziwu (Helcaraxe, odbicie Maedhrosa, nie mówiąc już o finalnych wyczynach Fingolfina i Finroda, tych niby najspokojniejszych i najrozważniejszych członków rodziny) były ewidentną inspiracją feanoryjskim podejściem "że ja nie mogę? ja? zaraz wam pokażę!". Tzn ja całego Silma i dużą część HoME odbieram właśnie jako takie pokazanie, że Feanor może i był trochu bardzo aroganckim furiatem z tendencją do teatralności, ale jego wyczyny miały odpowiedni rozmach i efektowność, to można przymknąć oko na całokształt i napawać się estetyką samego działania - zresztą to imo podsumowuje w ogóle wszystkich Nordorów, którzy z charakteru jeden w drugiego byli raczej ciężkimi osobnikami, ale co z tego, skoro zejścia śmiertelne mieli bardzo widowiskowe i efektowne, więc mimo wszystko czytelnik im kibicował. Pod lubienie na przekór podciągnęłabym już bardziej Phobsową wersję Melkora i Saurona, chociaż też trudno mi powiedzieć, jaki do tych dwóch stosunek miał sam Tolkien, bo poza informacją, po której stornie konfliktu byli, to raczej takie czyste karty.
      A, i jeszcze cała ta jazda z Przekleństwem i Wiecznymi Ciemnościami imo była poprowadzona właśnie tak, żeby współczuć biednym feanorom, jak to im ciężko, a jakkolwiek zdarzało mi się im współczuć, to akurat to jedno to jest absolutnie ich zasługa i nikt ich przy przysięganiu za język nie ciągnął. Mam wrażenie, że tutaj Tolkien próbował wręcz ich trochę na siłę wybielić.
      (Taki offtop wyszedł, ale mnie na refleksje naszło).

      Ale tak generalnie, to się zgadzam, że imo to kwestia przedstawienia - sama bym i poczytała o Edzi będącej z premedytacją prowadzoną jako psychopata/narcyz/whatever, ale to musi być celowy zabieg autora, a nie, że wychodzi przypadkiem, a autorka nadal uważa swoją protagonistkę za sympatyczne dziewczę, bo wtedy rodzi się dysonans poznawczy a przekaz fabuły zaczyna zmierzać w dziwne miejsce, patologie są traktowane jako coś normalnego i tak dalej.

      -marszałek

      Usuń
    3. Jeżu, mam wrażenie, że za każdym razem, jak się odzywam, to nokautuję rozmówcę ścianą tekstu, z którą nikomu nie chce się polemizować. Przepraszam. :C

      -marszałek

      Usuń
    4. Nie musisz przepraszać. :)

      Ja też nie twierdzę, że Rywalki są dobrze napisane (bo jak już tu udowodniono nie są), tylko tak mnie naszło przy okazji tego, że analiza tego tomu się skończyła.
      Sama jestem w stanie conajmniej kilka przykładów bohaterów średnio sympatycznych podać, które można polubić.
      Ja osobiście nie znoszę Mordimera Madderina, z cyklu Jacka Piekary. Ale książki wydają się dość ciekawe (ciężko powiedzieć czytam dopiero pierwsze opowiadanie, a bohatera już bym chciała utopić).
      Za to uwielbiam, dość podobnego do Mordimera, Domenica Jordana ("Diabeł na wieży). Gość który wierzy w to, że ojcowie mają prawo być apodyktyczni, a synowie mają prawo ojców mordować we właściwym czasie. (jego akurat szczerze lubię).
      O. Albo popularność Jamie'ego Lannistera.
      Poza tym zastanawia mnie, jak narracja ma wpływ na nasz odbiór bohatera.

      Usuń
    5. #marszałek# przyznam szczerze, że "Silmarillion" czytałam kilka lat temu, a HoME znam fragmentarycznie z internetów, więc mogę pewne rzeczy odbierać inaczej i może napisałam zbyt autorytarnie. Opieram się bardziej na tym, że:
      -ze siedmiu synów Feanora tylko Maglor i Maedhros są przedstawiani w miarę pozytywnie, a Celegorm i Curufin to już mhrock totalny (np. Słudzy Celegorma porywają synków Diora podczas wojny w Doriathcie, Curufin określany jako przebiegły)
      -W Beleriandzie duże lub ważne obszary (Hithlum, Nargothrond i Gondoli) dzierżą potomkowie Indis
      -Gdzieś w "Niedokończonych Opowieściach" jest wzmianka o tym, że Galadriela wyczuwała we Feanorze mrok
      -To głównie Feanor ulega podszeptom Morgotha, a nie pozostali jego bracia i jest to podkreślane
      -w gałęzi rodu pochodzącej od Indis jedyną typowo niejednoznaczną czy wręcz mroczną postacią jest Maeglin, który i tak jest synem Eola
      Tak ogólnie chodzi mi może nie tyle o nieobiektywność, co o to, że Feanorianom Tolkien pewne cechy i czyny przypisuje wręcz specjalnie. Przynajmniej tak wydaje się mi, ale rozumiem Twoje zdanie. Mi by się nawet podobało, gdyby gałąź Feanora była "tą lepszą" w opinii Tolkiena.

      Usuń
    6. @Wiciokrzew
      Z Piekrą sama miałam niewiele do czynienia, ale imo ogółem dużo współczesnego polskiego fantasy/sf można podciągnąć pod ten trend - tzn że bohater jest wrednym, antypatycznym gnojkiem, bo autor miał taką koncepcję i nie stara się nikomu wmówić niczego przeciwnego. Sama akurat za takim typem protagonisty niezbyt przepadam, ale dość spojrzeć na póki w empikach czy Matrasach, żeby zauważyć, że czytelnikom się to podoba. Zresztą u Martina też znaleźć postać, która byłaby zwyczajnie sympatyczna (może Sansa czy Brienne? Chociaż jestem na etapie trzeciego tomu, więc większości fabuły jednak nie znam), ale czytelnikom to zupełnie nie przeszkadza, bo takie było założenie powieści. Natomiast założeniem powieści Meyero- czy Cassopodobnych była raczej obyczajówka z nijaką acz (teoretycznie) sympatyczna główną bohaterką (jak to zazwyczaj w tego typu romansidłach) - jeżeli taka bohaterka okazuje się koszmarną zołzą, to może być problem, bo np. młodsze czytelniczki nie dostrzegą tego faktu i uznają takie toksyczne reakcje za coś normalnego. Ba, sama przed przeczytaniem analiz miałam Zmierzch za nudne romansidło i zupełnie do dostrzegałam szmuglowanych tam patologii.

      @Ela
      Ostatni raz tolkienhardem byłam jakieś siedem lat temu, więc możemy uznać, że jesteśmy na podobnym poziomie pamiętania kanonu. :D
      - ad1. - owszem, Celegrom i Curufin są przedstawiani mocno negatywnie, szczególnie w akcji z Lucjenką, ale jednak Maedhros i Maglor są przedstawiani ewidentnie pozytywnie, ot, chociażby akcja z wychowaniem Elronda i Elrosa (chociaż tutaj to głównie Elwing i Dior okazali się egoistycznymi szujami, noale), a w przypadku Tharngorodrimu imo akcja ewidentnie była nastawiona na współczucie Maedhrosowi (i patrząc po fandomie - nie przypominam sobie, żeby ktokolwiek nie współczuł, więc przekaz był chyba jasny). O reszcie wiemy bardzo mało, poza faktem, że bliźniacy byli rudzi, więc mamy 1:1 (2:1, gdyby przyjąć fakt, że człowiek naturalną koleją rzeczy sympatyzuje z rudym i biednym :P)
      - ad geografii - też nie mogę się zgodzić - Maedhros miał przeca Himring, chyba najistotniejszą twierdzę na Beleriandzie, plus Maglor obsadzał Szczerbę, kolejny kluczowy punkt oporu, lokalizacja równie (o ile nie bardziej) newralgiczna niż Hithlum. Patrząc powierzchniowo, Drugi Dom ma Hithlum + Gondolin/Vinyamar (zależnie od okresu), Trzeci Dom - tu dokładnie nie pamiętam, ale na pewno Nargothrond, plus bracia Finroda chyba jakoś bardziej na północy, no ale na środku wszystkiego leżał sobie Doriath, więc też za dużego terenu nie mogli wykroić. Tymczasem feanorianie mieli tereny na wschód Doriathu i raz, że od lasu do Ered Luin w jeża dużo przestrzeni, dwa, że w tym rozdziale o podziale włości było coś o Ossirlandzie, a to terytorium daleko na południe. Więc z szacunków mi wynika, że bracia sobie zagrabili największy kawałek Beleriandu.
      - do reszty odniosę się całościowo - nie wiem, na ile to moje wrażenie, że zawsze odbierałam całokształt Noldorskich wyczynów jako tę bardziej szarą strefę. Tzn Morgoth i Sauron byli tym przedwiecznym złem, z którym trzeba walczyć, Valarowie mieli niby być tymi dobrymi i prawymi (o moim hejcie na Valarów może kiedy indziej), natomiast Noldorowie, jako wyłamujący się spod kurateli Valarów, od razu nabierali negatywnych cech - ot, chociażby ich zapalczywość, skłonność do gniewu i rozwiązywania wszystkiego pięścią. Niby byli Nasi, bo walczyli z Melkorem, ale potrafili zasadzać sobie nawzajem takie rzeczy, jakich normalny człowiek nie zrobiłby wrogowi (i to właśnie dla mnie w Silmie najlepsze). Owszem, przoduje w tym Feanor i jego progenitura, ale imo z racji wieku, naturalnej przywódczości (Feanor miał być bardzo charyzmatyczny w końcu) i największego stężenia noldorskości. Przeklęci byli wszyscy po całości, zresztą Fingon też brał udział w bitwie w Alqualonde, Helcaraxe było równie durną i brawurową decyzją co szturmowanie Angbandu.

      cd w następnym komentarzu

      Usuń
    7. To znaczy - rozumiem twój punkt wiedzenia i może nie jestem do końca obiektywna, bo rzeczywiście sympatyzowałam raczej z progeniturą Indis, tym niemniej Silma odbierałam raczej jako pokazanie, no, noldorskości Noldorów (z którą to samą bardzo mi po drodze). Tam właściwie każdy poza Galadriel koniec końców ginie jakąś wyjątkowo malowniczą i durną śmiercią - i że niezaleznie od faktu, ile między nimi było podziałów, Losgarów i całej reszty, oni wszyscy byli do siebie bardzo podobni i skończyli tak samo. Feanor w tych durnych wyskokach oczywiście przodował, ale jednak po późniejszych wrażeniach widać, że oni wszyscy jak jeden mąż mieli do tego ciągoty i nawet ten biały i puchaty Finrod koniec końców pizgnął koronę o ziemię i poszedł dać się zagryźć. Właśnie to mi się w Noldorach podoba najbardziej, że to koniec końców okazała się banda strasznie dumnych i destrukcyjnych palantów - nawet ci, którzy początkowo się jakoś hamowali. A Feanor był po prostu najbardziej noldorskim Noldorem za wszystkich żyjących Noldrorów.
      Ale mówię, że to wszystko są takie moje ogólne wrażenia z lektury i mogą być powodowane tym, że zaraz na samym początku Silma dałam się całkowicie znoldorowić i odbierałam wszystko z bardzo pronoldorskiej perspektywy.

      (I znowu wychodzą epistoły. :C Czego to człowiek nie robi w przeddzień egzaminu).

      Beige, Maryboo, bardzo się gniewacie za offtop?

      -marszałek

      Usuń
    8. Mi natomiast perspektywa pronoldorska zawęziła się do profeanorskiej:-) i chyba dlatego Feanor i jego synowie jawią mi się jako "pokrzywdzeni narracyjnie", a linia Fingolfina i Finarfina jako ci bardziej lubiani przez Tolkiena.
      A twoja koncepcja o destrukcyjnych Noldorach jest interesująca, coś trochę jak Karamazowowie albo Buendiowie (znaczy, wiem, że skojarzenia baardzo odległe, ale we wszystkich tych trzech rodzinach były czynniki destrukcyjne, że różne, to różne, no ale). No, ale nie będę rzucała kolejnego off topa.

      Usuń
    9. Chyba zrozumiałam o co chodzi. To znaczy: Postacie same w sobie niesympatyczne lubimy, bo są w otoczeniu jeszcze bardziej niesympatycznych. Takiego Tyriona zawsze możemy porównać z Freyami. Albo choćby z jego siostrą. I siostrzeńcem. I na ich tle on wydaje się być o wiele sympatyczniejszy.

      Usuń
  6. Wiem, że bardzo rzadko coś komentuję, ale jak zawsze na koniec chciałam dać znać, że czytam każdy odcinek, że te analizy pomagaly mi przetrwac poniedzialki w robocie, ze jestescie cudowne i ze was uwielbiam <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Miłych wakacji! Przeczytałam wszystkie wasze analizy w ostatnim miesiącu, dziwnie będzie tak sobie dawkowac jak wrocicie.

    OdpowiedzUsuń
  8. Trochę mnie przeraża liczba punktów w kategorii "Tylko Schreave może kochać Schreave'a"...
    Nie sądziłam że takie sytuacje pojawiają się w tej książce aż tak często ; - ;

    OdpowiedzUsuń
  9. Odpowiedzi
    1. Jeeeeeeszcze dzień!

      *psychofanka Adria* ;D

      Usuń
  10. Kochane, empik mnie dziś zaatakował czymś takim
    http://www.empik.com/rywalki-dziennik-kiera-cass,p1104058287,ksiazka-p?gclid=CMHoz7Og-M0CFYgK0wodyuoDVA&gclsrc=aw.ds

    ...
    ludzkość upadnie, mówię Wam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, wszystko co żyje, skazane jest by umrzeć. Nie tylko jednostki, rasy, czy gatunki, wszystko.

      Usuń