niedziela, 6 listopada 2016

Rozdziały XXV i XXVI

ROZDZIAŁ 25


Eryś wreszcie doczekał się romĄtycznej randki z Edzią. Uwaga, będzie niemożebnie nudno

    - Co to za miejsce? – zapytał Erik. Zrobiłam, co w mojej mocy, by było tu przytulnie. Po kryjomu przyniosłam w ciągu dnia koszyk ze świecami i koce, a potem, gdy wszyscy poszli na kolację, drugi z jedzeniem.
     Erik powiedział, że źle się czuje, ja powiedziałam, że mam pracę i spotkaliśmy się w niezwracającym niczyjej uwagi miejscu na pierwszym piętrze.

Konspira jak za dawnych, dobrych czasów schadzek Amisi i Ośrodka.

Jedno z najwygodniejszych przejść prowadzących na dół, do ogromnego schronu, znajdowało się przy dawnej sypialni mojej matki, tej, w której mieszkała w czasie Eliminacji. Czasem zaglądała tam, jakby było to dla niej najspokojniejsze miejsce w pałacu.
     – Kiedy rebelianci byli jeszcze śmiertelnie niebezpiecznym zagrożeniem, rodzina królewska chowała się tu, na dole – wyjaśniłam Erikowi, kiedy szliśmy przejściem. – Ale to miejsce jest nieużywane od ponad dziesięciu lat i teraz jest chyba najlepiej strzeżonym sekretem w pałacu.

Cóż, Henio i Miecio osiedlili się w jakimś ciepłym kraju i nie mają zamiaru wracać do tego cyrku, jakim jest Ikea. Nie dziwię im się.

    – Zadręczałem się dzisiaj, rozdarty między radością z twojego zaproszenia i poczuciem winy, bo nie jestem przecież jednym z kandydatów.

Ja pierdolę, stary, daj se siana z tą udawaną kokieterią/martyrologią, ni cholery ci to nie dodaje uroku! Wychodzisz tylko na rozmymłaną, miętką bułę!

     Skinęłam głową, wyjęłam talerze z koszyka i rozstawiłam je na kocach.
     – Wiem. Przeklinam te Eliminacje bardziej niż wtedy, kiedy rodzice w ogóle mi je zaproponowali. A potem cofam swoje słowa, bo gdyby się nie rozpoczęły…
     Nasze oczy się spotkały. Po dłuższej chwili przerwałam ciszę westchnieniem i zajęłam się organizowaniem naszego pikniku w blasku świec.
     – Wiesz, mój ojciec wcale nie miał poślubić mojej matki.
     – Żartujesz – powiedział i zaczął mi pomagać.
     – Najwyraźniej było tak, że mój dziadek osobiście wybierał dziewczęta, które miały brać udział w Eliminacjach, i umieścił wśród nich trzy Piątki tylko dlatego, by zadbać o niższe klasy. Nienawidził mamy od pierwszego wejrzenia. W dodatku dowiedziałam się, że moi rodzice dawniej bezustannie się kłócili. – Wzruszyłam ramionami, nadal zdumiona ich burzliwą historią. – Od dziecka myślałam, że układało im się tak jak w bajce. Okazało się, że byli tacy sami jak wszyscy i nie wiem czemu, ale to mi się wydaje jeszcze bardziej magiczne.
     Umilkłam, myśląc o tym wszystkim, co teraz wiedziałam.
     – Ciągle chodzą potańczyć, kiedy pada deszcz. Nie mam pojęcia, dlaczego, ale zawsze, kiedy tylko niebo się zachmurzy, można ich znaleźć razem. – Uśmiechnęłam się. – Pamiętam, że kiedyś tata wpadł do Komnaty Dam, co jest absolutnie niedopuszczalne. Żeby wejść, trzeba czekać na zaproszenie. Ale padało, a on nie chciał czekać, żeby ją porwać.

Cóż, za każdym razem, kiedy pada, Henio i Miecio lecą na drzewo ze snajperką i butelką wina, żeby uczcić stare dobre czasy.

Eryś opowiada o swoich rodzicach i tym, jak się poznali w dzieciństwie. Opowieść jest pełna lukru i absolutnie niczego nie wnosi, więc ją wam odpuszczę.

Nasze gołąbeczki siedzą przez chwilę w milczeniu i napawają się sobą oraz swym drewnianym romansem. Wreszcie Edzia zadaje Erysiowi bardzo ważne pytanie.

    – Jak właściwie masz na nazwisko?

Yyy, ptysiu, naprawdę nigdy o to nikogo nie pytałaś? Ja wiem, że jako przydupas Henriego Eikko miał być tylko mówiącą częścią tapety, ale jego nazwisko nigdy nie wypłynęło? Na początku traktowałaś go jak wszystkich (czyt. plebs), ale później? Serio?



Karny jeżyk potrzebny od zaraz: 76

     Omal nie wypluł wina.
     – Myślałem, że będę musiał wyznać jakieś mroczne tajemnice, a tobie tylko o to chodziło?
     – Czułam się źle z myślą, że całowałam się z tobą i nie wiem nawet, jak się nazywasz.

Cóż, ludzie czasem budzą się razem po ostrej imprezie i nie wiedzą, jak się druga osoba nazywa, więc zawsze mogło być gorzej.

     Pokiwał głową.
     – Eikko Petteri Koskinen.
     – Eikko Pet… Petteri?
     – Koskinen.
     – Koskinen.
     – Świetnie.
     – Mogę cię tak nazywać? Eikko? Podoba mi się twoje imię.
     Wzruszył ramionami.
     – Zmieniłem je, bo wydawało mi się, że brzmi zbyt dziwacznie.
     – Nie. Nie jest dziwaczne.
     Spuścił wzrok i bawił się brzegiem koca.
     – A co z tobą? Jak brzmi twoje pełne imię i nazwisko?
     Westchnęłam.
     – Była dłuższa dyskusja dotycząca mojego drugiego imienia, więc jestem Eadlyn Helena Margarete Schreave.
     – Strasznie długie – zażartował.
     – I pretensjonalne. Moje imię dosłownie znaczy „księżniczka lśniąca perła”.

Mam ochotę dać punkt w kategorii Bellanda Wandella van der Mellen.

     Spróbował ukryć uśmiech.
     – Rodzice dali ci na imię Księżniczka?
     – Tak. Tak, jestem królową Księżniczką Schreave, bardzo dziękuję za uwagę.

Jakoś trzeba było przebić Amerykę w kategorii "najbardziej marysuistyczne imię dla głównej bohaterki". Poczekajmy jeszcze na progeniturę Edzi, to dopiero będą jaja.

     – Nie powinienem się śmiać.
     – A jednak to robisz. – Strzepnęłam okruchy z sukienki. – Przez to czuję się tak, jakby moim przeznaczeniem był nieznośny charakter.
     Złapał mnie za rękę i zmusił, żebym na niego spojrzała.
     – Nie masz nieznośnego charakteru.
     – Kiedy rozmawialiśmy po raz pierwszy, wytknęłam ci złe maniery.
     Wzruszył ramionami.
     – To wymagało zwrócenia uwagi.
     Uśmiechnęłam się ze smutkiem.
     – Nie wiem, czemu, ale chce mi się teraz płakać, gdy o tym myślę.
     – Proszę, nie rób tego. To był dla mnie wspaniały dzień.
     Spojrzałam na niego pytająco. Nie wypuszczając mojej dłoni, mówił dalej.
     – Kiedy usiadłaś na tej platformie, porozmawiałaś z Henrim, a potem popatrzyłaś na dół, na mnie, żeby dać mi znać, że wszystko jest w porządku. Nie musiałaś tego robić. Byłaś zajęta, spieszyłaś się, a mimo to pamiętałaś o mnie. Chociaż przekonałaś się, że jestem osobą, która ze zdenerwowania obgryza paznokcie.
     Teraz jeszcze bardziej chciało mi się płakać.
     – Czy to był początek…?
     – Właściwie tak, a ja karciłem się za to każdego dnia. Ale oczywiście zakładałem, że nikt nigdy niczego nie zauważy, a już na pewno nie ty.
     – Ja potrzebowałam więcej czasu – przyznałam. – Chyba to było wtedy, kiedy zabrałeś mnie z kuchni. Miałam wrażenie, że nie martwiłeś się tym, co się wydarzyło ani jak będziemy wyglądać, biegnąc przez pełną ludzi salę, ani w ogóle niczym innym. Byłam wytrącona z równowagi, a ty pomogłeś mi stanąć na nogi. Jest mnóstwo osób, które pilnują, żebym zachowywała się jak należy, ale z nikim nie czuję się tak normalnie jak z tobą.

No i wszystko pięknie, ale czemu tego całego zakochiwania nie było tak naprawdę widać w trakcie? Teraz to sobie mogą opowiadać banialuki i coelhizmy, jak to ich historia miłosna cudnie się rozwijała, ale podczas czytania obu tomów to wcale nie zostało pokazane. Ja się, co prawda, już wcześnie domyśliłam, że Eryś to „last truloff standing”, ale tylko dlatego, że obecność cudzoziemskiego językowego głąba (a.k.a. Henriego) była kompletnie bezzasadna, no chyba, że to pretekst dla wprowadzenia na scenę pana tłumacza, który okaże się tym jedynym. I tylko taka logika pozwoliła mi szybko rozkminić, o co chodzi, a nie dobrze napisane, rozwijające się między Edzią a Eikko płomienne uczucie.

Eryś prosi, żeby po zakończeniu Eliminacji Edzia nigdy już się z nim nie kontaktowała. Dziewczyna zgadza się, że to najlepszy pomysł w ich sytuacji. Obiecuje przydupasowi, że wszystko będzie na dobre skończone, ale jeszcze nie teraz. A skoro mają ciągle trochę czasu, należy go dobrze wykorzystać, m.in. na namiętną wymianę śliny. Buziaki czas zacząć!
 

Kurtyna!

ROZDZIAŁ 26

   

Następnego dnia rano przyszłam do gabinetu odrobinę później, niż planowałam. Ubrałam się w pośpiechu i niedbale spięłam włosy z tyłu, ale nieważne, ile czasu poświęciłam na makijaż, uśmiechu i tak nie byłam w stanie ukryć.
     Być zakochanym to cudowne uczucie. Moje dotychczasowe życie opływało w luksusy, ale dopiero teraz zrozumiała, że były to tylko kiepskie imitacje czegoś, co tak naprawdę nie dawało się podrobić.
     Wiedziałam, że to się musi skończyć, i pogodziłam się już z tym. Wiedziałam, że wybiorę Kile’a; zresztą powiedziałam o tym Eikko.
     Z Kile’em będę szczęśliwa i miałam nadzieję, że on będzie szczęśliwy ze mną. Doszłam do wniosku, że w jakimś momencie, kiedy Kile już się dowie, że go wybrałam, przyznam mu się do swego prawdziwego uczucia, przynajmniej częściowo. Znałam go na tyle dobrze, by wiedzieć, że mnie zrozumie, gdy powiem, że czułam się zagubiona i że nie planowałam pocałunków z Eikko. Jedno i drugie było prawdą, a nie chciałam, żeby to nad nami wisiało. Nad żadnym z nas.

Kile raczej zdaje sobie sprawę, że Edzia nie darzy go gorącym uczuciem, on ją zresztą chyba też nie. Chociaż z Cass nic nie wiadomo. Ona i tak wszystkie pary pisze tak beznadziejnie, że Kile mógłby być w Iladianie śmiertelnie zakochany, a w życiu bym się tego nie domyśliła, aż Kiera nie raczyłaby nas o tym powiadomić jednym zdaniem.

     Poza tym życie u boku Kile’a nie było przecież wyrokiem więzienia. Był inteligentny, ciekawy świata, zabawny, czarujący – miał tuziny zalet, jakie powinien mieć mąż. Będzie uwielbiany przez poddanych – naszych poddanych – i stanie przy mnie, gdy będę walczyć z Maridem. Był tak charyzmatyczny, że może nawet go przyćmić.

Nic zaskakującego. W porównaniu z Henrim Kile jest lepszym kandydatem na księcia małżonka, bo ma głowę na karku i co ważne, da się z nim dogadać po angielsku. Henri już zresztą nie jest potrzebny, odegrał swoją rolę jako dostawca truloffa.

     W głębi serca miałam też nadzieję, że nauczę się go kochać, teraz, gdy już wiedziałam, jakie to naprawdę uczucie.

Nie mówione, że małżeństwo z rozsądku nie będzie udane. Tylko że Edzia wcale nie musi wychodzić za Kile’a. Maryboo w poprzednim odcinku ładnie wyłożyła sposoby pozbycia się Madrida bez potrzebny natychmiastowego zakończenia Eliminacji. A gdyby Edzia pomyślała jeszcze przez jedną chwilę dłużej, to może wpadłaby na to, że po zneutralizowaniu pana Ikei może wyjść za Erysia. Wystarczy dobry team od PR-u, który zgrabnie przedstawi historię, jak to królowa zakochuje się w biednym tłumaczu i postanawia walczyć o swoją miłość na przekór zasadom i konwenansom. Tłuszcza lubi opowieści o zakazanym uczuciu i walce z przeciwnościami losu. To naprawdę jest do zrobienia, po co cała ta martyrologia? Tzn. ja wiem po co, bo musi być napięcie i niepewność. Ale czy jest ktoś taki wśród czytelników, kto nie jest przekonany na 100%, jak to wszystko się skończy? No błagam.

Użyj mózgu, Luke: 103


     Neena postukała w moje biurko, przywołując mnie do rzeczywistości.
     – Wszystko w porządku? O czym myślisz?
     – Yyy…
     Szczerze mówiąc, myślałam o tym, jak brzmiałoby Jej Królewska Mość Eadlyn Helena Margarete Schreave de Koskinen i nagle moje za długie imiona zaczęły mi przypominać wers jakiegoś wiersza. Ale potem spojrzałam jej w oczy i zobaczyłam, że są zaczerwienione.
     – O tobie. Coś się stało?
     – Nic takiego – powiedziała tonem, który zdradzał jednak coś innego. – To tylko Mark. On tyle pracuje i teraz, kiedy ja też mam więcej pracy, coraz trudniej nam pozostawać w kontakcie. No wiesz, tak jak zawsze. Odległość nie jest problemem, dopóki nie zacznie nim być.
     Wzięłam ją za ręce.
     – Neena, ostatnią rzeczą, jakiej bym chciała, to odebranie ci kogoś, kogo kochasz. Jesteś niesamowicie inteligentną dziewczyną, mogłabyś pracować w każdym miejscu…

No patrzcie tylko, a niedawno uważała ją za głupią prostaczkę, nadającą się tylko do prania książęcych gaci, która chyba tylko cudem ustrzeliła sobie dobrze wykształconego faceta.

     – Chcesz mnie wyrzucić? – szepnęła i wyglądała, jakby się miała rozpłakać.
     – Oczywiście, że nie! Sama myśl o twoim wyjeździe sprawia, że kraje mi się serce. Jeśli można znaleźć prawdziwą przyjaciółkę, to ja ją znalazłam. Ty jesteś moją i nie chcę, żebyś gdziekolwiek wyjeżdżała. – Roześmiała się, chociaż oczy miała nadal zaszklone. – Po prostu trudno mi znieść myśl o tym, że tracisz coś, na czym ci tak bardzo zależy.
     – Rozumiem. Masz pojęcie, jak trudno jest mi nic nie robić i patrzeć spokojnie na twoje obecne życie?
     Westchnęłam.
     – Moje życie to zupełnie inna sprawa. I tak jak mówiłaś, mogłam trafić gorzej.
     – Eadlyn, proszę, przemyśl to jeszcze. Musi istnieć lepszy sposób, by powstrzymać Marida.

Widzisz, nawet Neena ma wątpliwości co do twojego planu.

Użyj mózgu, Luke: 104


     – Jeśli nawet istnieje, to ja nie mam czasu, by go szukać. Jeśli nie zabezpieczę teraz swojej pozycji, do końca będę się zmagać z ludźmi próbującymi zająć moje miejsce. Niewykluczone, że w końcu komuś się to uda. Żadna z tych opcji nie jest dopuszczalna. To dla mnie ważne. Nie mogę iść na kompromisy.
     Skinęła głową.
     – Cóż, ja także nie. I nie mogę cię tak zostawić.
     Wzięłam ją za rękę, jak zawsze wdzięczna za to, że jest w moim życiu.
     – Daj mi znać, gdybyś zmieniła zdanie – poprosiłam. – Gdybyś musiała wyjechać, mogłabym…
     Umilkłam zaskoczona widokiem Josie, która weszła do gabinetu z tacą. Postawiła filiżankę z kawą przed Neeną, drugą przede mną i dopiero wtedy się odezwała.
     – Wszyscy mówili, że słodzisz dwie łyżeczki, ale jeśli się pomyliłam, mogę to zabrać.
     – Nie, nie – powiedziałam, nadal lekko zdziwiona. – Dwie łyżeczki.

Ale jak to, Josie nie jest jakimś potworem pokrytym zielonymi łuskami, tylko zwykłą nastolatką, która co prawda czasem odwala różne nastoletnie idiotyzmy, ale wcale nie jest taka z gruntu ZUA? Nie może być.

     – Dobrze. Przechodziłam koło biura pocztowego i mieli tam to, więc uznałam, że wam przyniosę. – Położyła plik listów na drewnianej tacce z dokumentami do przejrzenia.
     – Dziękuję.
     Skinęła głową.
     – Poza tym widziałam dzisiaj rano twoją mamę, czuje się bardzo dobrze. Nie widziałam jednak żadnego z chłopców.
     – Nie jest łatwo ich znaleźć – powiedziałam z uśmiechem. – Dziękuję, Josie.
     – Przynajmniej tyle mogę zrobić. – Wzruszyła ramionami. – Jeśli potrzebowałybyście pary rąk do pomocy, to nie jestem teraz zajęta.
     – Neena?
     Odwróciłam się i zobaczyłam, że nadal zastanawia się nad przemianą Josie.
     – Jaki masz charakter pisma? – zapytała w końcu.
     – Prześliczny! – Josie rozpromieniła się z dumy.
     – W takim razie niech będzie.
     W ten sposób zyskałyśmy nieoczekiwaną pomoc biurową.

Cud się stał, Cass odpierniczyła się wreszcie od biednej panny Woodwork!  Dziewczyna ma szansę stać się prawdziwą bohaterką, a nie karykaturą do wyżywania się pani aŁtorki.

Fabuła nie do poznania: 62

Edzia udaje się na randkę z Foxem. To właściwie tylko formalność, bo już wcześniej zdecydowała, że Fox wyleci po Hale’u, ale sweetfocie do gazet zawsze się przydadzą. Atmosfera jest raczej sztywna, chłopak jak zwykle nie wiem, co ze sobą zrobić. Chciałby zagrać z Edzią w kręgle, ale dziewczyna stwierdza, że jej arystokratyczne stopy nie zniosą noszenia wypożyczonych butów, już nie mówiąc o brudnych kulach, których musiałaby dotykać. Plebejskie zarazki nie wchodzą w grę.

Bułkę przez bibułkę: 55

    – No cóż, w takim razie postanowione – oznajmił.
     – Co jest postanowione?
     – Jeśli za mnie wyjdziesz, pierwszym moim rozkazem będzie wybudowanie dla nas prywatnej kręgielni.

Próżne nadzieje. Chłopie, nie masz żadnych szans. Większość czytelników zapewne ciągle zapomina, że istniejesz. Edzia pewnie też. Niestety Fox interpretuje fakty na swoją korzyść.

    – Chyba już wystarczy, wasza królewska mość – zawołał fotograf i wycofał się. – Dziękuję.
     – Ja także dziękuję – powiedziałam i zwróciłam się do Foxa: – Przepraszam cię za to, ale ponieważ koniec się zbliża, ludzie naprawdę chcą się przyjrzeć finałowej czwórce.
     – Och, nie ma sprawy – odparł. – Mam szczęście, że udało mi się zajść tak daleko.
     Potarłam kciukiem jego dłoń.
     – Dziękuję. Wiem, że jestem zbyt zajęta.
     – Czy ja mam pretensje? W końcu jako pierwszy mam randkę z królową. Czy to nie jest niesamowite?
     Nie zastanawiałam się nawet, jak to może zostać odebrane. Chciałam dać mu do zrozumienia, że niedługo wyjedzie, ale teraz czułam się jak w potrzasku.

Mam dosyć tego dramatyzmu. Każda najmniejsza decyzja to dla Edzi kwestia życia i śmierci. Czy naprawdę ludzie aż tak się przejmą kolejnością randek, kiedy koniec Eliminacji na horyzoncie? Od tego masz prasę, którą jak najbardziej możesz kontrolować, żeby pisali to, co chcesz. Lud łyknie wszystko, włącznie z artykułem o pożegnalnej randce z kandydatem, który nikogo nie obchodzi. Uspokój się trochę, bo skończysz zaraz zawałem jak mamusia.

Edzia pyta o rodzinę Foxa. Chłopak odpowiada, że jego tata jest strasznie dumny, że jego syn wylądował w finałowej czwórce, wszystkim o tym opowiada.

    

     – W każdym razie, biorąc wszystko pod uwagę, czuje się świetnie – powiedział Fox, przerywając niezręczną ciszę. – Jest naprawdę dumny, ale cały czas zadaje mi pytania, na które nie bardzo umiem odpowiedzieć.
     – Jakie?
     Determinacja malująca się na twarzy Foxa zamieniła się w zażenowanie.
     – Ciągle mnie pyta, czy cię kocham, albo czy ty mnie kochasz. Powtarzam mu, że nie mogę wejść do twojego gabinetu i zażądać deklaracji uczuć. – Uśmiechnął się, by pokazać, że wie, jak nonsensowne by to było. – Nigdy nie prosiłbym, żebyś mi powiedziała, co czujesz. Nie wydaje mi się, żeby to było w porządku. Ale uznałem, że powinnaś wiedzieć, że ja… ja…
     – Nic nie mów.
     – Dlaczego nie? Czuję to już od jakiegoś czasu i chcę ci o tym powiedzieć.
     – Nie jestem gotowa, by to usłyszeć. – Cofnęłam się. To było zbyt szybko, zbyt nagle. Dopiero od niedawna w ogóle zaczęłam z nim rozmawiać i nagle coś takiego?

Możesz za to winić tylko kiepski warsztat pisarski Cass, która idzie po linii najmniejszego oporu. A teraz dowiemy się, jak rozwijało się uczucie Foxa, bo przecież Kiera nam tego nie pokazała, więc teraz musi nam wszystko elegancko przedstawić w krótkim akapicie.

    – Chyba przepadłem tego wieczora, kiedy pozwoliłaś mi zostać. Okazałaś mi tyle życzliwości i to w najgorszym dniu mojego życia, a ja rozpaczliwie chciałbym, żebyś poznała moją rodzinę. Chciałbym cię zobaczyć na plaży w Clarmont, chciałbym, żebyś spędziła z nami wieczór przy stole. Wydaje mi się, że na tysiące sposobów pasowałabyś do Wesleyów.
     Urwał i potrząsnął głową, jakby sam nie wierzył w to, co powiedział.
     – Chcę ci pomagać. Chcę cię wspierać tak, jak tylko potrafię, i chciałbym myśleć, że ty zawsze będziesz przy mnie. Nie wiem, ile czasu zostało mojemu tacie, i chciałbym, żeby przed śmiercią jeszcze zobaczył, że wybrałem swoją drogę w życiu.

Edzia czuje się winna, że niedługo wywali biedaka na zbity pysk, ale stara się tego nie okazać. Dyplomatycznie odpowiada, że w tej chwili niczego nie może obiecać, ani zadeklarować żadnych uczuć.



    – Nie proszę cię o to. – Poszedł bliżej i wziął mnie za rękę. – Chciałem tylko, żebyś wiedziała, co czuję.
     – Teraz, tak jak powiedziałeś, wezmę to wszystko pod uwagę, kiedy będę dokonywać wyboru. Czyli niedługo.
     Pogładził palcami moją dłoń, a ten gest był dla mnie mniej pocieszający, niż powinien.
     – Myślę o tobie poważnie, Eadlyn. Nie możesz w to wątpić.
     – O, nie wątpię – szepnęłam. – Ani odrobinę.

I tak kończy się rozdział. Za tydzień: Marid robi się
w swych knowaniach jeszcze subtelniejszy niż dotychczas. O tak, to jest możliwe.

Statystyka:

Bułkę przez bibułkę: 55
Fabuła nie do poznania: 62
Jak mała Kiera wyobraża sobie…: 65
Karny jeżyk potrzebny od zaraz: 76
Monty Python wiecznie żywy: 73
Nie posmarujesz, nie pojedziesz: 48
Samochwała w kącie stała: 32
Sam sobie sterem, żeglarzem, okrętem: 28
Tylko Schreave może kochać Schreave'a: 34
Użyj mózgu, Luke: 104


Beige

9 komentarzy:

  1. Czy tylko jak dla mnie pierwszy akapit rozdziału 26 brzmi jakoś tak... dwuznacznie, czy to ze mną coś nie teges? Co do imion Edzi - trochę mi nie pasują normalne, istniejące imiona w całym morzu Aspenów, Badenów i innych Maxonów. Skoro już przy tym jestem, zamiast Eikko notorycznie czytam Eko. To bez sensu.

    OdpowiedzUsuń
  2. He he, mi też wpadła do głowy zakamuflowana opcja seksów:-P. Może Cass celowo zostawiła taką furtkę?
    Swoją drogą, czy było już wcześniej wspomniane, że Clarkson sam wybrał kandydatki?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W pewnym sensie - dowiadujemy się tego w "Księciu".

      Maryboo

      Usuń
  3. Skąd ta Helena Margaret? Skoro Amisia i Maksio tak bardzo kochali Amberly to czemu nie dali tak córce na imię, chociażby na drugie czy trzecie? Dyskusja na temat imienia.... "Nasza córka musi być jak największą Mery Sue na świecie", jak dla mnie to tak musiało to wyglądać...

    Pozdrawiam,

    OdpowiedzUsuń
  4. Czy tylko ja mam wrażenie, że ta wymiana "pocalunkow" to jednak coś więcej? Jakoś bardziej by mi to pasowało...
    Poza tym, Fox ma na nazwisko Wesley? Dobrze, że nie Weasley. I faktycznie przez większość czasu nie pamiętam o jego istnieniu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedy powiedział "Pasowałabyś do Wesleyów", mimo różnicy w pisowni wyobraziłam sobie Molly Weasley obdzielającą śniadaniem całą rudowłosą familię i siedzącą między nimi Edzię XD (inna rzecz, że na takie słowa rzuciłabym w diabły przydupasa i pakowała walizki w podróż do Nory)

      Usuń
    2. Mialam dokladnie to samo skojarzenie :D

      Gayaruthiel

      Usuń
    3. Ja nawet nie zwróciłam uwagi na różnicę w pisowni, tak się przyznam.
      A jeśli chodzi o te "pocałunki", to zgadzam się. To byłoby prawdoodobne, ale przecież mówimy o Cassowersum, tu bez ślubu to tylko evil Clarksony...

      Usuń
  5. Opowieść jest pełna lukru i absolutnie niczego nie wnosi, więc ją wam odpuszczę.
    Dziękujemy!
    bo musi być napięcie i niepewność - sztuczne i głupawe.
    Chociaż z Cass nic nie wiadomo. Ona i tak wszystkie pary pisze tak beznadziejnie, że Kile mógłby być w Iladianie śmiertelnie zakochany, a w życiu bym się tego nie domyśliła, aż Kiera nie raczyłaby nas o tym powiadomić jednym zdaniem.
    I to jest cudowne,proste i najlepsze podsumowanie tych miłosnych historii!

    Chomik

    OdpowiedzUsuń