niedziela, 5 lutego 2017

„Książę” - Rozdziały I i II


No i cóż, drodzy czytelnicy – wreszcie nadszedł ten dzień. Dzień, w którym rozsiądziemy się wygodnie w głowach głównych tru loffów serii, aby przekonać się, jak wyglądały z ich perspektywy pewne elementy dobrze nam już znanej fabuły.

Co, cieszycie się, że wreszcie odpoczniemy od narracji autorstwa Amisi lub Edzi? Lojalnie uprzedzam – nie przesadzajcie z entuzjazmem, bowiem obserwowanie (w większości) znanej nam akcji z punktu widzenia Maksia i Aspena okazuje się być zupełnie nowym rodzajem koszmaru.

Tak czy inaczej – zapraszamy do zabawy!




Rozdział 1


Naszą historię rozpoczynamy, obserwując Maxona nerwowo krążącego po swej sypialni – biedaczek denerwuje się nadchodzącymi Eliminacjami.

Rachunki zostały przeprowadzone i sprawdzone kilkakrotnie.

Po zakończeniu całego procesu królewski skarbnik popełnił samobójstwo, głęboko przekonany, iż cykuta jest całkiem przyjemną alternatywą dla losu, który zgotowałby mu król po sprawdzeniu, ile wyniosło pałacowy budżet zatrudnienie stu pięciu pokojówek.

Personel pałacowy został przydzielony do nowych zadań,

Pokojówki kończyły właśnie przyśpieszony kurs gry na banjo połączonej z farbowaniem odrostów.

poczyniono przygotowania w kwestii garderoby,

Królewski krawiec wspominał wprawdzie nieśmiało, iż jeśli prawdą jest, że zgodnie z życzeniem królowej każda z dziewcząt powinna mieć zapewnione średnio trzy suknie na dzień, to najprawdopodobniej nie wyrobi się z dostawą do przyszłorocznej Wielkanocy, ale Amberly uspokoiła go stwierdzeniem, że czarną robotą zajmie się wyszkolony batalion pokojówek; jego zadanie ograniczy się do nauczenia ich, jak właściwie łączyć cekiny z jedwabiem.

a pokoje przyszykowano na przyjęcie nowych gości.

Odkurzanie pajęczyn nagromadzonych przez ostatnie dwie dekady zajęło sprzątaczkom trzy miesiące, ale efekt był naprawdę imponujący – gdy człowiek mocno zmrużył oczy i przechylił głowę w bok, miał 30% szansę na odgadnięcie, jakiego koloru były oryginalnie tapety i dywany.

Dla dziewcząt cały proces zaczynał się od wypełnienia formularzy zgłoszeniowych – do tej chwili musiały to już zrobić tysiące z nich.

He, he – wyobraźcie sobie tylko to zranione ego, gdyby w każdym koszyku leżało średnio pięć kartek.

Skończyłem dziewiętnaście lat. Byłem teraz w wieku odpowiednim do małżeństwa.

Nie. I nie chodzi mi tu nawet o fakt, że w naszej rzeczywistości szykowałbyś się nie do matrymonialnego reality show, a na studniówkę – po prostu, jak przekonaliśmy się wielokrotnie podczas lektury „Następczyni” i „Korony”, należysz do tych szczególnych egzemplarzy, które z definicji nie nadają się do założenia podstawowej komórki społecznej, niezależnie od tego, czy w rubryczce „wiek” widnieje z przodu jedynka, czy trójka.

Zatrzymałem się przed lustrem i po raz kolejny poprawiłem krawat. Dzisiaj miało mnie obserwować więcej par oczu niż zazwyczaj, więc musiałem wyglądać jak pewny siebie książę, którego spodziewali się zobaczyć poddani. Nie znalazłem żadnych uchybień w swoim wyglądzie, więc udałem się do gabinetu ojca.



… Chwila, moment, wszyscy stop.

Wróciliśmy do czasów „Rywalek”. A to oznacza...

...że powrócił też Clarkson.

Nie, nie ta karykatura z „Korony”, rozpijająca żonę i gżąca się z kochanką w innym skrzydle pałacu – zapomnijmy raz na zawsze o tej aberracji, będącej niczym więcej jak rozpaczliwą próbą przekonania nas przez autorkę, że ojciec Maksia był brzydki i paskudny (skoro ciężko było dopatrzyć się czegoś podobnego w oryginalnym tekście). Mówię o prawdziwym Clarksonie – ostatnim bastionie rozsądku w Cassolandzie, surowym, ale pracowitym władcy, którego największą zgryzotą jest bezmózgi następca tronu.

Wasza wysokość, witamy z powrotem na pokładzie!


Maxon podąża do gabinetu ojca i komentuje w myślach, iż ciężko mu sobie wyobrazić, że za dwa tygodnie po tych samych korytarzach będą śmigać dziesiątki dziewcząt.

Zastukałem energicznie, tak jak życzył sobie tego mój ojciec. Zawsze uważał, że mogę się nauczyć czegoś nowego.
Stukaj do drzwi stanowczo, Maxonie.”
Nie chodź cały czas po pokoju, Maxonie.”
Bądź szybszy, mądrzejszy, lepszy, Maxonie.”

Mój świecie, w tym cytacie jest wszystko. Wszystko. Desperacja Clarksona, żeby zrobić z tej mamei porządnego władcę. Foch jaśnie panicza na to, że tatulo śmie mu zwracać uwagę. Starania Cass, by przedstawić króla jako nieczułego potwora, choć jej własne dzieło gra przeciwko niej, pokazując raczej, że nieszczęśnik robi, co może, by jego syn wyrósł na prawdziwego przywódcę. Jestem autentycznie wzruszona. Toż to prawdziwa podróż sentymentalna!


Wszedłem do gabinetu, a ojciec na chwilę oderwał spojrzenie od leżących na biurku dokumentów, żeby się ze mną przywitać.

:D
No sami powiedzcie – czy nie mówiłam, że tak będzie? Pierwsza scena Clarksona w tej odsłonie – i co robi nasz drogi król?

Pracuje.

Cass, czy ty to robisz specjalnie? Celowo rzucasz sama sobie kłody pod nogi? Bo na tym etapie naprawdę nie widzę już innego wyjaśnienia.

A, jesteś wreszcie. Twoja matka zaraz przyjdzie. Jesteś gotowy?
Oczywiście – odparłem. To była jedyna dopuszczalna odpowiedź.

Szczerzę wątpię, biorąc pod uwagę, iż historia wykazała dosyć jaskrawo, że nigdy nie jesteś przygotowany na absolutnie żadną sytuację kryzysową.

Ojciec wyjął niedużą paczuszkę i postawił ją przede mną na biurku.
Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin.

Spójrzcie tylko, ten zwyrodnialec dał synowi prezent urodzinowy! O co zakład, że będzie to coś okropnego w rodzaju główki małej, żółtej kaczuszki?

Odwinąłem srebrny papier i zobaczyłem czarne pudełeczko, w którym znajdowały się spinki do mankietów.

A niech to! I co teraz, co teraz – jak można uratować sytuację i pokazać, że Clarkson jest okropnym ojcem?

Ojciec był prawdopodobnie zbyt zajęty obowiązkami, żeby pamiętać, że dał mi spinki do mankietów na Gwiazdkę. Być może to nieuniknione na tym stanowisku. Może ja też przez pomyłkę dam synowi dwa razy taki sam prezent, kiedy będę królem.

Zrobić z niego osobę kompletnie niezainteresowaną własnym potomkiem. I wiesz co, autorko? Może by mnie to nawet przekonało, gdyby nie jeden, mały problem. Mam bowiem taką przewagę nad pierwszymi czytelnikami tej nowelki (która została napisana po „Rywalkach”), iż doskonale wiem, co wydarzy się dalej.

I zapewniam Cię, że danie dziecku prezentu przypominającego ten z zeszłego roku (nie, Cass, nie takiego samego; spinki muszą pasować do ubioru/dodatków, a Maxon nie twierdzi nigdzie, iż są identyczne jak te, które dostał na święta, jest więc duże prawdopodobieństwo, że Clarkson wbrew pozorom starannie wybrał podarek), to małe miki w porównaniu ze zrzucaniem całej odpowiedzialności za rządzenie pogrążonym w kryzysie krajem na swoją nastoletnią córkę.

Maxon dziękuje tatusiowi za prezent, ten przypomina mu, że musi się prezentować nienagannie z racji Eliminacji.

Zastanawiałem się, czy nie powiedzieć mu o tym, jak bardzo się denerwuję. Ostatecznie przechodził przez to samo i w swoim czasie musiał żywić podobne wątpliwości.

No...nie do końca. Eliminacje Clarksona to zresztą brylant, nad którym pochylimy się z uwagą w swoim czasie.

Clarkson, widząc zdenerwowanie syna, próbuje go pokrzepić stwierdzając, iż powinien z niecierpliwością wyczekiwać Eliminacji; ten odpowiada, że jest podekscytowany, ale wszystko dzieje się dla niego nieco za szybko.

Tobie może się wydawać, że to szybko, ale ja pracuję nad tym od lat.
Zmrużyłem oczy i podniosłem głowę.
Nie rozumiem?

- „Nie rozumiem, nie rozumiem” - zaczął przedrzeźniać go pod nosem Clarkson – Myślisz, głąbie, że da się wyszkolić ponad sto dziewcząt w sztuce symultanicznego przycinania końcówek i składania origami w jedno popołudnie?

W tym momencie otworzyły się drzwi i weszła moja matka. Jak zawsze ojciec rozpromienił się na jej widok.

Ponieważ jest to wersja 1.0, myślę, iż możemy spokojnie przyjąć, że ucieszyło go przybycie żony (wersja 2.0 rozpromieniłaby się co najwyżej dlatego, iż przypomniałoby jej się, że dzisiaj do obiadu zostanie podane wyjątkowo dobre wino, co oznacza wieczorne figo-fago z kochanicą).

Amberly, wyglądasz olśniewająco – powiedział, podchodząc, żeby się z nią przywitać.
Uśmiechnęła się tak jak zwykle, jakby była zaskoczona, że ktokolwiek zwrócił na nią uwagę, a potem objęła męża.

Cass, błagam Cię, przestań, „Królowa” czeka nas dopiero za kilka miesięcy; do tego czasu naprawdę nie mam ochoty rozwodzić się na temat...specyficznej... psychiki tej niewiasty.

Mam nadzieję, że nie zbyt olśniewająco. Nie chciałabym dzisiaj odwracać niczyjej uwagi.

...Maxon też wystąpi w sukni i diademie?

Amberly ściska syna i życzy mu wszystkiego naj, obiecuje, że prezent otrzyma wkrótce, po czym cała rodzina udaje się...cóż, póki co nie wiemy dokładnie, gdzie.


Przeskok!


Tajemnica się wyjaśniła – okazuje się, że tego dnia odbywa się pierwsza konferencja prasowa dotycząca Eliminacji, połączona z przyjęciem urodzinowym Maksia.

Ile to jeszcze potrwa, wasza wysokość? – zapytał dziennikarz. Mocne światła kamer sprawiały, że czułem na twarzy gorąco.
Nazwiska zostaną wylosowane w piątek, a w kolejny piątek dziewczęta przyjadą do pałacu – odpowiedziałem.

I dziennikarze niby nie są tego świadomi? Wszak Eliminacje rozpoczynają się już za dwa tygodnie – o wydarzeniu tej rangi media powinny były trąbić od dobrego roku!

Czy wasza wysokość się denerwuje? – odezwał się nowy głos.
Tym, że mam poślubić dziewczynę, której jeszcze nie poznałem? To zupełnie rutynowe zadanie. – Mrugnąłem i obserwowałem, jak dziennikarze się śmieją.

Swoją drogą...ten materiał z pewnością zostanie pokazany w telewizji/opublikowany w prasie, a nie wierzę, by opętana ideą Eliminacji Magda Singer przepuściła jakąkolwiek wypowiedź księcia i nie pokazała jej córkom. Maksiu zachowuje się tu całkiem swobodnie (oczywiście w ramach tego, na co może sobie pozwolić), jest dowcipny – skąd więc to głębokie przekonanie Ameriki w „Rywalkach”, że książę jest nudziarzem?

Bla, bla, bla, Maksiu zapewnia dziennikarzy, że jest bardzo podekscytowany Eliminacjami:

Wszyscy wiemy, że wasza wysokość dokona świetnego wyboru.
(...)
Wzruszyłem ramionami.
Nie wiem. Dziewczyna, która zdecyduje się zostać ze mną, nie będzie chyba przy zdrowych zmysłach.

Mam mieszane uczucia w związku z tym cytatem. Z jednej strony Maxon ewidentnie stara się po prostu być zabawny, z drugiej... Chłopie, pewnego dnia zostaniesz władcą tego cyrku, a za drzwiami czają się rebelianci, którzy najchętniej nabiliby twoją głowę na pal – nie jestem pewna, czy w tej sytuacji podkreślanie własnych przywar jest najlepszym z rozwiązań. Pamiętajcie, drodzy czytelnicy – monarchia absolutna.

Znowu się roześmiali, a ja uznałem, że to dobra okazja, żeby się wycofać.
Proszę o wybaczenie, ale podejmujemy dzisiaj gości z rodziny i nie chciałbym być wobec nich niegrzeczny.
Kiedy odwróciłem się plecami do dziennikarzy i fotografów, odetchnąłem głęboko. Czy cały wieczór będzie tak wyglądać?

Zaraz...to spotkanie z dziennikarzami odbywa się W TYM SAMYM CZASIE, co przyjęcie? Maksiu odpowiada na pytania, jednocześnie skubiąc urodzinowy tort i sprawdzając, co też kryje się w tym dużym pakunku ze złotą wstążką, przyniesionym przez wuja z Norwegoszwecji?

Rozejrzałem się po Sali Wielkiej – stoły zostały przykryte ciemnoniebieskimi obrusami, jasne światło podkreślało przepych wnętrza – i zrozumiałem, że nie ma dla mnie żadnej ucieczki. W jednym rogu stali wysocy urzędnicy, w drugim dziennikarze – nie było miejsca, gdzie mógłbym po prostu spokojnie posiedzieć.

...wygląda na to, że tak. Cóż, przynajmniej dziennikarze nieźle na tym wyszli – biorąc pod uwagę, że najwyraźniej nie przebywają nawet w innym pomieszczeniu, a (jak niegrzeczne przedszkolaki) w kącie sali balowej jest szansa, że kelner pomyli któregoś z redaktorów z królem Francji i zaproponuje mu te wyborne ośmiorniczki.

Biorąc pod uwagę, że było to przyjęcie na moją cześć, można by pomyśleć, że to ja będę decydował o jego formie. Ale to jakoś nigdy nie wychodziło.

Cóż, biorąc pod uwagę, iż gdy w końcu sam zorganizowałeś bibę, radośnie wybrałeś na motyw przewodni zakazane święto z przeszłości, można by pomyśleć, że twój ojciec wie co robi, nie pozwalając ci się zbytnio angażować w proces przygotowań.

Clarkson przejmuje synka, ściska go za ramię i przypomina mu, żeby ładnie szczerzył się do gości.

Pochwyciłem spojrzenie Daphne, która przyjechała tu z Francji ze swoim ojcem.

...O, nie. Daphne.

Kochani, pamiętacie motyw tajemniczej Francuzki, której istnienie denerwowało Amisię i która w kolejnych tomach wyewoluowała w królową Francji i matkę Camille w jednym? Cóż, dziś po raz pierwszy spotkamy się z nią twarzą w twarz. A że Daphne jest „konkurentką” naszego Specjalnego Płatka Śniegu i ulubienicy autorki w jednym... cóż, zgadnijcie sami, z czym przyjdzie nam się zmierzyć.

Szczęśliwy zbieg okoliczności sprawił, że przyjęcie wypadło akurat wtedy, kiedy nasi ojcowie musieli przedyskutować jakieś postanowienia negocjowanej umowy handlowej.

Eee...A gdyby nie wypadło, to co? Czyżby przywilej odwiedzin na stopie czysto towarzyskiej przysługiwał tylko szwagrowi z Norwegoszwecji?

Ponieważ Daphne była córką króla Francji, spotykaliśmy się co jakiś czas i była chyba jedyną osobą spoza mojej rodziny, którą widywałem w miarę regularnie.

Patrz mój komentarz wyżej, Cass; skoro rodziny królewskie tak czy inaczej regularnie wpadają do siebie z wizytą, nie bardzo rozumiem, co ma tu do rzeczy fakt, iż Clarkson i król Francji akurat mają do przedyskutowania jakieś kwestie natury polityczno-gospodarczej.

Nie możesz odpowiadać na wszystkie pytania sarkastycznie. Jesteś następcą tronu, oni oczekują większego zdecydowania i rozwagi.
Przepraszam. To był wywiad przy okazji przyjęcia, więc pomyślałem…
Źle pomyślałeś.

Mówiąc szczerze, liczyłam na jakąś bardziej trafną ripostę, odnoszącą się bezpośrednio do faktu, iż Maksio zasadniczo nie jest znany z myślenia jako takiego.

Liczę, że podczas nagrania „Biuletynu” zachowasz się z należytą powagą.

Aaa, czyli to niby stąd ten kij w rzyci, o którym rozprawia Amisia w „Rywalkach”? Sorry, Cass, ale nadal mi się to nie składa; co z powyższym wywiadem, co z licznymi dotychczasowymi wystąpieniami Maxona (no, chyba że założymy, iż Clarkson rozsądnie nie chciał do tej pory pokazywać go szerokiej publiczności)? Mam rozumieć, że opinia publiczna do czasów Eliminacji w ogóle nie miała szans wyrobić sobie opinii o przyszłym władcy? A skoro tak – skąd te tłumy zauroczonych niewiast, wysyłających zgłoszenia? Bo chyba nawet Maksiu nie byłby na tyle naiwny, by sądzić, że tysiące dziewczyn chce się związać z kompletnym anonimem i że motywuje je cokolwiek poza perspektywą korony.

Oczywiście. To była jednorazowa pomyłka w ocenie sytuacji.
Puścił moje ramię i podniósł do ust kieliszek szampana.
Często ci się one zdarzają.

Clarkson, ajlawiu. Jaka szkoda, że kiedyś przyjdzie nam się przedzierać przez „Królową” i twój portret w tejże.

Zaryzykowałem spojrzenie na Daphne i przewróciłem oczami, a ona roześmiała się, rozumiejąc aż za dobrze, co czuję. Ojciec spojrzał w tę samą stronę.
Jak zawsze ślicznie wygląda. Szkoda, że nie może brać udziału w Eliminacjach.
Wzruszyłem ramionami.
Jest miła, ale nigdy nic do niej nie czułem.
To dobrze. Byłoby niewyobrażalną głupotą z twojej strony, gdyby było inaczej.

Zasadniczo Clarkson ma rację (z praktycznego punktu widzenia nierozsądnym byłoby stracić głowę dla osoby, z którą nie tylko nie może się być, ale w dodatku w przyszłości będzie prowadzić się różnorakie polityczne i handlowe negocjacje), ale z drugiej strony... właściwie dlaczego nie?
Eliminacje, jak wielokrotnie mieliśmy okazję się przekonać, nie rządzą się żadnymi twardymi zasadami, regulamin jest płynny i w dużej mierze zależny od widzimisię księcia/księżniczki. Gdyby Maksiu odesłał precz wszystkie kandydatki i postanowił jednak ożenić się z Daphne (którą, jak widać, Clarkson darzy pewną sympatią i raczej nie zżymałby się na taką synową) – co wtedy? Bunt na pokładzie? Co za różnica, skoro kraj tak czy siak składa się w dużej mierze z antymonarchistów? Pamiętajmy też, że Illea oficjalnie jest w stanie wojny z Nową Azją – przymierze zawarte poprzez małżeństwo z innym krajem liczącym się na arenie międzynarodowej z pewnością nie zaszkodziłoby ojczyźnie Maxona.

Maksiu stwierdza, że nie bierze Daphne pod uwagę i zamierza skupić się na właściwych kandydatkach na żonę.

Najwyższy czas, żebyś zaczął podejmować jakieś prawdziwe decyzje, Maxonie. Dobre decyzje. Jestem pewien, że uznajesz moje metody za zbyt surowe, ale chcę tylko, żebyś rozumiał znaczenie swojej pozycji.

...To najpiękniejsze, najprawdziwsze, najbardziej meta zdanie, jakie kiedykolwiek padło w tej serii. Naprawdę, napawam się nim już od dobrych kilku minut. W sumie...wiecie co?

Najwyższy czas, żebyś zaczął podejmować jakieś prawdziwe decyzje, Maxonie. Dobre decyzje. Jestem pewien, że uznajesz moje metody za zbyt surowe, ale chcę tylko, żebyś rozumiał znaczenie swojej pozycji.”

Przyznajcie sami – ta wypowiedź zasługuje na złoto.

Powstrzymałem westchnienie. „Próbuję podejmować decyzje. Nie ufasz mi na tyle, żeby mi na to pozwalać.”

CIEKAWE, DLACZEGO.

Nie musisz się martwić, ojcze. Traktuję zadanie wybrania sobie żony naprawdę poważnie – odpowiedziałem z nadzieją, że ton mojego głosu przekona go, że rzeczywiście tak myślę.
Tu nie chodzi tylko o znalezienie kogoś, z kim ci się będzie dobrze układać. Popatrz tylko na Daphne. Doskonale się dogadujecie, ale byłaby kompletną stratą czasu.

Cóż, tu muszę się nie zgodzić z królem; dziewczyna pochodząca z królewskiej rodziny, od dziecka przyuczana do roli władczyni, znająca się na etykiecie, polityce, ekonomii itd. naprawdę wydaje się być znacznie lepszym wyborem, niż przypadkowa dziewoja z ulicy.

A swoją drogą... ten cytat staje się dosyć zabawny, gdy człowiek wie, na jakiej podstawie sam Clarkson wybrał sobie taką, a nie inną żonę.

Powinienem chyba porozmawiać trochę z gośćmi.
Ojciec odprawił mnie machnięciem ręki, zajmując się z powrotem swoim kieliszkiem, więc szybko odszedłem.
Mimo usilnych starań nie rozumiałem, do czego miała prowadzić ta rozmowa. Nie miał powodów, by wyrażać się tak nieprzyjemnie o Daphne w sytuacji, kiedy w ogóle nie mogła być brana pod uwagę.

Jakie znów „nieprzyjemnie”? Skomplementował jej wygląd i przyznał, że świetnie się rozumiecie, podkreślił tylko, że (z jakiegoś powodu) uważałby wasz związek za kiepski pomysł.

Maksio krąży wśród gości i wysłuchuje rozlicznych entuzjastycznych opinii na temat zbliżających się Eliminacji.

Zapytałem po cichu jednego z fotografów o używany przez niego obiektyw i wycałowałem policzki członków rodziny, przyjaciół i sporej liczby kompletnie obcych ludzi.

O, widzicie, a ten fragment jest akurat całkiem sympatyczny; jedna z nielicznych chwil, gdy widzimy Maxona nie tylko jako postać ograniczoną przez narzuconą mu odgórnie rolę tru loffa, ale jako człowieka posiadającego własną pasję.

Maksio w końcu odłącza się od towarzystwa; zamierza pogadać z Daphne, ale po drodze przejmuje go jego matka:

Chodź ze mną na chwileczkę.
Podałem jej ramię, które przyjęła z uśmiechem, i razem wyszliśmy na korytarz, odprowadzani trzaskiem migawek.
Możemy w przyszłym roku urządzić coś skromniejszego? – zapytałem.
Raczej nie. Prawie na pewno będziesz już wtedy żonaty, a twojej żonie może zależeć na szczególnie wystawnej uroczystości na waszą pierwszą rocznicę.

Może jej równie dobrze zależeć na skromnej kolacji we dwoje.

O, Maksiu się ze mną zgadza:

Może też będzie lubiła spokojne życie.
Mama roześmiała się cicho.
Przykro mi, skarbie, ale każda dziewczyna, która zgłasza się do Eliminacji, próbuje wyrwać się ze spokojnego życia.

Albo z biedy. Waćpanna już zapomniała, że oferujecie tym dziewczynom okrągłą sumkę za każdy tydzień pobytu w pałacu? Nie mówiąc już o innych możliwych motywacjach, jak szczere uczucie do Maxona (tak, wiem, że brzmi to uroczo naiwnie, ale uwierzcie mi – Amberly, ze wszystkich ludzi, powinna tę akurat opcję uważać za najbardziej prawdopodobną) czy chęć współrządzenia krajem i przeprowadzenia w nim poważnych reform.

Z tobą też tak było? – zainteresowałem się na głos. Nigdy nie rozmawialiśmy o tym, jak znalazła się w pałacu.

Uwierz, nie masz czego żałować.

Byłam zauroczona twarzą, którą zobaczyłam w telewizji. Marzyłam o twoim ojcu tak samo, jak teraz tysiące dziewcząt marzą o tobie.

Innymi słowy, sama przyznajesz, że kierowała tobą chuć. Dlaczego zatem uważasz, że potencjalne kandydatki marzą przede wszystkim o wystawnych przyjęciach i brylowaniu w blasku reflektorów?

Wyobraziłem ją sobie jako młodą dziewczynę w Honduragui, z włosami zaplecionymi w warkocze, jak wpatruje się z rozmarzeniem w telewizor. Potrafiłem sobie wyobrazić, jak wzdycha za każdym razem, gdy mój ojciec się odzywa.

To dosyć...zabawna wizja. A wiecie, co jest w niej najśmieszniejsze? Wyobraźnia Maxona i tak była dla królowej łaskawsza od faktycznego kanonu.

Wszystkie dziewczęta marzą o tym, jak by to było, gdyby zostały księżniczką – dodała. – Zakochać się bez pamięci i nosić koronę… tylko o tym potrafiłam myśleć na tydzień przed losowaniem. Nie rozumiałam wtedy, że tu chodzi o znacznie więcej. – Odrobinę posmutniała. – Nie umiałam przewidzieć presji, jakiej będę poddana, ani tego, jak niewiele prywatności mi pozostanie.

...Amberly, błagam, nie pogrążaj się.

Królowa wyznaje Maxonowi, że małżeństwo z Clarksonem i urodzenie syna było dla niej spełnieniem marzeń i oznajmia, że nigdy nie żałowała wygranej; wszystkie zmiany, jakie wiązały się z przyjęciem roli królowej, uważa za pozytywy.

Byłam Czwórką. Pracowałam w fabryce. – Wyciągnęła przed siebie ręce. – Moje palce były suche i popękane, pod paznokciami miałam brud. Nie miałam żadnych znajomości, statusu, niczego, co by sprawiało, że zasługiwałabym na zostanie księżniczką… a jednak tu jestem.

Nie. Nie pracowałaś. Tak, wiem, że powyższy cytat zgadza się z tym, co przeczytaliśmy w „Rywalkach”, ale niestety – nie zgadza się z tym, co Cass wymyśliła dla ciebie w „Królowej”.

Maxonie, to jest mój prezent dla ciebie. Obiecuję ci, że będę się starać ze wszystkich sił spojrzeć na te dziewczęta twoimi oczami. Nie oczami królowej ani oczami matki, ale twoimi. Nawet jeśli wybierzesz dziewczynę z bardzo niskiej klasy, nawet jeśli inni będą uważali ją za bezwartościową, ja na pewno wysłucham powodów, dla których jej pragniesz. I zrobię, co w mojej mocy, żeby wspierać cię w twoim wyborze.

A ten narzekał na spinki do mankietów... Amberly, to bardzo miło, że wspierasz syna, ale...eee...chęć zrozumienia własnego dziecka i motywów, jakie nim kierują naprawdę nie powinna być czymś tak niespotykanym, by traktować to w kategoriach podarku.

Po chwili milczenia zrozumiałem.
Myślisz, że ojciec by się na to nie zgodził? A ty?

Cóż, jakkolwiek przykro mi to pisać, Clarkson może się zgadzać albo nie, na przebieg samych Eliminacji nie będzie to miało żadnego wpływu; to ty podejmujesz decyzję (to, co się może stać z kandydatką już po ślubie to inna para kaloszy...).

Każda dziewczyna ma swoje wady i zalety. Część osób będzie widzieć wszystko, co najgorsze, w niektórych z nich, a najlepsze w innych, a z twojego punktu widzenia tak jednostronne spojrzenie będzie pozbawione sensu. Ale ja będę cię wspierać niezależnie od twojego wyboru.
Zawsze tak robiłaś.

-...więc, z łaski swojej, dawaj tu PRAWDZIWY prezent.

- To prawda – przyznała, biorąc mnie pod ramię. – I wiem, że już niedługo będę grała drugie skrzypce, tak jak powinnam, kiedy inna kobieta zajmie moje miejsce. Ale mimo to zawsze będę cię tak samo kochała, Maxonie.
Ja też. – Miałem nadzieję, że usłyszy szczerość w moim głosie. Nie potrafiłbym sobie wyobrazić okoliczności, które sprawiłyby, że moje uwielbienie dla niej by osłabło.
Wiem. – Szturchnęła mnie lekko i wróciliśmy na salę.

A prezentu jak nie było, tak nie ma...(biedny Maxon, regularnie kantują go w jego własne urodziny; przypomnijcie sobie tylko, że za kilka lat Amisia uzna, iż najlepszym prezentem urodzinowym będzie dla niego wiadomość, że spłodził Antychrysta).



Kiedy weszliśmy do środka, witani przez uśmiechy i oklaski, zastanawiałem się nad słowami matki. Była niezwykle szczodra, bardziej niż ktokolwiek, kogo znałem. Tę cechę bardzo pragnąłem wykształcić w sobie. Jeśli więc na tym polegał jej prezent, musiał być znacznie bardziej przydatny, niż wydawało mi się w tej chwili. Moja matka nigdy nie dawała mi nieprzemyślanych prezentów.



Rozdział 2


Goście zostali znacznie dłużej, niż uważałem za właściwe. Najwyraźniej chcieli, żeby przyjęcia w pałacu trwały bez końca. Nawet wtedy gdy mieszkańcy pałacu życzyliby sobie, żeby się skończyły.

Mieszkańcy, czyli ty? Bo na przykład twój tatuś najwyraźniej nie widzi nic zdrożnego w przydługich przyjęciach, skoro zabawa nadal trwa.

Oddałem bardzo pijanego dygnitarza z Federacji Niemieckiej pod opiekę gwardzisty,

bardzo pijanego dygnitarza z Federacji Niemieckiej

bardzo pijanego dygnitarza z Federacji Niemieckiej

...Nie. Wiecie co? Nie. Odmawiam komentarza na ten temat. Przeżyłam już Natalie tańczącą na stole i Amisię wyprowadzającą ambasadora za ucho; ile mam się jeszcze produkować na temat tego, ze Cass najwyraźniej nie widzi różnicy między oficjalnym przyjęciem wśród koronowanych głów, a imprezką organizowaną przez nastolatków pod nieobecność rodziców?

podziękowałem wszystkim doradcom królewskim za prezenty i ucałowałem dłoń niemal każdej damy, która znalazła się dzisiaj w pałacu. Moim zdaniem wypełniłem już swoje obowiązki i chciałem tylko spędzić kilka godzin w spokoju, ale kiedy próbowałem wymknąć się pomiędzy ociągającymi się gośćmi, zatrzymały mnie para szafirowych oczu i uśmiech.
Unikasz mnie – oznajmiła Daphne żartobliwym tonem, a jej melodyjny akcent łaskotał moje uszy. W sposobie jej mówienia zawsze było coś, co przypominało muzykę.

Ha, czyli Camille ma to po matce!

Ale furda z głosem; tak, moi drodzy, nadeszła wreszcie ta chwila – dziś poznamy główne źródło zazdrości Amisi (które, że tak tylko przypomnę, nie wyschło kompletnie nawet po dwudziestu latach szczęśliwego pożycia małżeńskiego). No to co – gotowi zmierzyć się z uczuciową przeszłością Maxona Schreave?


Daphne komplementuje przepych przyjęcia, po czym prosi Maksia o rozmowę w cztery oczy; nasze gołąbeczki udają się do jednej z pustych sal.

Nie zatańczyłeś ze mną. – W jej głosie zabrzmiała uraza.
W ogóle nie tańczyłem.

Oho, dobrze się zaczyna, czyż nie? Panna stroi fochy, mimo że książę nie tyle pominął ją jako partnerkę, co w ogóle nie angażował się w pląsy.

Nie martwcie się, będzie tylko gorzej. Nie zapominajcie, drodzy czytelnicy: to jest (rzekoma) przeciwniczka Ameriki – nawet nie ma co się łudzić, że wybrniemy z tego z minimalnym wdziękiem.

Ojciec tym razem nalegał na akompaniament muzyki klasycznej, a chociaż Piątki były niezwykle utalentowane, wybrane przez nie utwory pozwalały tylko na wolne tańce. Może gdybym chciał tańczyć, zaprosiłbym ją, ale czułem po prostu, że to niestosowne w sytuacji, gdy wszyscy pytają mnie o moją przyszłą, nieznaną żonę.

Póki co, twoja przyszła żona mogła nawet nie wypełnić formularza. I co stało na przeszkodzie, byś po zatańczeniu z Daphne poprosił do walca nobliwą ciotkę z Hiszpanii?

Po powrocie do domu mam się z nim spotkać – powiedziała. – Nazywa się Frederick. Oczywiście, poznałam go już wcześniej. Doskonale jeździ konno, a poza tym jest bardzo przystojny. Jest cztery lata starszy ode mnie i wydaje mi się, że między innymi dlatego papa go lubi.
Obejrzała się na mnie przez ramię z półuśmiechem.
W odpowiedzi uśmiechnąłem się sarkastycznie.
A co by się z nami stało, gdybyśmy się nie kierowali tym, co aprobują nasi ojcowie?
Zachichotała.
Byłoby po nas. Nie mielibyśmy pojęcia, jak żyć.

Cóż, nie wiem, jak Daphne, ale w przypadku Maxona to całkiem trafna diagnoza.

Rzeczywiście, tata go aprobuje. Ale zastanawiam się… – Spuściła wzrok, nagle zawstydzona.
Nad czym się zastanawiasz?
Stała przez chwilę w milczeniu, nie odrywając oczu od dywanu. W końcu skoncentrowała na mnie spojrzenie swych szafirowych oczu.
A ty aprobujesz?
Co takiego?
Fredericka.
Roześmiałem się.
Trudno mi powiedzieć, w ogóle go nie znam.
Nie – odparła, ściszając głos. – Nie chodzi mi o osobę, ale o sam pomysł. Czy aprobujesz to, że będę się z nim spotykać? Że może za niego wyjdę?

Oho, zaczyna się. Uwaga, drodzy czytelnicy: czas na pierwszy w tej odsłonie wątek uczuciowy.

Moja aprobata nie ma tu nic do rzeczy. Zresztą twoja praktycznie też nie – dodałem, żałując odrobinę nas obojga.
Daphne zaczęła bawić się splecionymi palcami, jakby była zdenerwowana albo urażona. O co tu chodziło?
Czyli w ogóle ci to nie przeszkadza? Bo jeśli nie Frederick, to Antoine. A jeśli nie Antoine, to Garron. Czeka na mnie kolejka mężczyzn, z których żaden nie jest ze mną nawet w połowie tak zaprzyjaźniony jak ty. Ale w końcu będę musiała wyjść za jednego z nich, a ciebie to nie obchodzi?

Ech, Daphne, uwierz mi na słowo: przynajmniej jeden z tej trójki z pewnością musi być lepszą partią od Maxona.

To była rzeczywiście ponura perspektywa. Rzadko widywaliśmy się częściej niż trzy razy w roku, a ja także mógłbym powiedzieć, że Daphne była moją najbliższą przyjaciółką. Czy to nie było żałosne?

Raczej smutne. Serio, dlaczego ten biedny chłopak nie ma żadnych znajomych? Dzieci ministrów? Potomkowie gwardzistów? Ktokolwiek, z kim mógłby regularnie spędzać czas? Co z jego licznym kuzynostwem ze strony matki?

Bez żadnego ostrzeżenia po twarzy Daphne zaczęły płynąć łzy. Rozejrzałem się po pokoju, szukając jakiegoś wyjaśnienia lub rozwiązania. Z każdą sekundą czułem się coraz bardziej niezręcznie.
Proszę, powiedz mi, że nie zgodzisz się na to, Maxonie. Nie możesz – poprosiła.
O czym ty mówisz? – zapytałem z rozpaczą.
O Eliminacjach! Proszę, nie żeń się z jakąś obcą dziewczyną. Nie zmuszaj mnie, żebym wyszła za kogoś obcego.
Muszę. Taki jest obyczaj w przypadku książąt Illei. Poślubiamy dziewczynę z ludu.
Daphne podbiegła do mnie i złapała mnie za ręce.
Ale ja cię kocham. Zawsze cię kochałam. Proszę, nie żeń się z jakąś inną dziewczyną, zapytaj przynajmniej swojego ojca, czy ja nie mogłabym wchodzić w grę.
Kochała mnie? Zawsze?
Milczałem, szukając odpowiednich słów.
Daphne, ja… nie wiem, co mam powiedzieć.
Powiedz, że porozmawiasz z ojcem – błagała z nadzieją w głosie, ocierając łzy. – Odłóż rozpoczęcie Eliminacji na tak długo, żebyśmy mogli się przekonać, czy warto spróbować. Albo pozwól mi wziąć w nich udział. Zrezygnuję z mojej korony.
Proszę, przestań płakać – szepnąłem.
Nie mogę! Nie w sytuacji, kiedy zaraz stracę cię na zawsze. – Daphne ukryła twarz w dłoniach i szlochała cicho.
Stałem jak skamieniały, przerażony, że jeszcze pogorszę sytuację.

...No, dobra. Dwie rzeczy. Primo: Czas na pierwszą (nie licząc karty tytułowej) oficjalną ilustrację:


Przyzwyczajcie się do tej plastikowej kreski – już wkrótce przekonacie się, iż wszystkie postacie wyglądają tu jak Barbie i – podobnie jak Barbie – nie różni je od siebie nic, pomijając (okazyjnie) kolor włosów.

Secundo: Dotarliśmy oto oficjalnie do momentu, w którym Cass postanawia pogrążyć rywalkę Amisi jeszcze przed rozpoczęciem właściwego wyścigu. I wiecie co? Wcale nie chodzi mi o powyższy fragment.
Tak, reakcja Daphne jest naiwna i cokolwiek histeryczna, ale umówmy się – dziewczyna jest zaledwie nastolatką, wkrótce ma wziąć ślub z niemal obcym sobie człowiekiem i zabujała się w Maxonie. Perspektywa zbliżającego się ślubu/Eliminacji przeraziła biedaczkę tak, że jest gotowa chwycić się najbardziej desperackich kroków (abdykacja), byle tylko móc związać się z osobą, którą darzy cieplejszymi uczuciami; nie jest to najrozsądniejsze z zachowań, ale księżniczka ewidentnie kieruje się w tej scenie emocjami, a nie rozwagą.
Maxon ze swojej strony też zachowuje się całkiem w porządku: ewidentnie nie wie, co zrobić z podobnie gorącym wyznaniem, więc stara się stąpać ostrożnie, w obawie, że owa niezręczna chwila stanie się jeszcze bardziej koszmarna. To w sumie całkiem ciekawa scena obrazująca, co może się wydarzyć, gdy jedna strona poczuje motyle w brzuchu ( i nie ma żadnych oporów, by walczyć o swoje uczucie), a druga zdecydowanie zdecydowanie lobbuje za pozostaniem na przyjacielskiej stopie.

Cóż, summa summarum wygląda to na uczuciową burzę, która sprawia dramatyczne wrażenie z perspektywy samych zainteresowanych - ale gdy tylko emocje opadną, Daphne z pewnością ochłonie, przeanalizuje swoją sytuację i zdecyduje, czy dla młodzieńczych porywów serca warto stawiać na szali przyszłość własną i ojczyzny, prawda? Zwłaszcza, że rozmowa powoli skręca z czysto emocjonalnej ścieżki na trasę argumentów:

Jesteś jedyną osobą, która naprawdę mnie zna. Jedyną osobą, którą ja naprawdę znam.
Znajomość to nie miłość – odparłem.
(…)
- Maxonie, błagam cię, porozmawiaj z ojcem. Nawet jeśli się nie zgodzi, przynajmniej będę wiedziała, że zrobiłam wszystko, co mogłam.
Całkowicie pewien, że mówię prawdę, powiedziałem jej to, co musiałem:
Już zrobiłaś, Daphne. To wszystko. – Rozłożyłem ręce, a potem je opuściłem. – To wszystko, czym możemy dla siebie być.
Przez dłuższą chwilę patrzyła mi w oczy, wiedząc równie dobrze jak ja, że proszenie ojca o coś tak niesłychanego na pewno nie uszłoby mi na sucho. Widziałem, że zaczyna się zastanawiać nad jakimś innym rozwiązaniem, ale szybko zauważyła, że nie ma żadnego. Ona służyła swojej koronie, ja swojej, a nasze ścieżki nie mogły się nigdy spotkać.
Kiedy skinęła głową, z jej oczu znowu popłynęły łzy.


Innymi słowy, wygląda na to, że wątek Maxona i Daphne zakończył się w sposób słodko-gorzki: nasi bohaterowie przekonują się, że zachcianki muszą czasem ustąpić miejsca obowiązkom, że uczciwość (Maksiu ani przez chwilę nie ukrywa, że nie czuje do Daphne nic poza przyjaźnią) to jeden z najistotniejszych elementów relacji międzyludzkich, który może wprawdzie zranić w bezpośredniej konfrontacji, ale na dłuższą metę jest o wiele lepszy, niż pozwalanie drugiej stronie na karmienie się złudzeniami, a także, że nie należy mylić zauroczenia z prawdziwą miłością. Jasne, w tym momencie czują się niezręcznie i jest im przykro (każdemu z innych powodów), ale z pewnością jakoś przepracują tę sytuację i uznają ją za wartościową lekcję na przyszłość.




…Och, dajcie spokój, to Cassoland, a ta mała zołza chce właśnie sprzątnąć Amisi sprzed nosa jej przyszłego tru loffa. No chyba nie myśleliście, że to koniec tej historii?

Podeszła do kanapy i usiadła, obejmując się ramionami. Ja nie ruszyłem się z miejsca, z nadzieją, że uda mi się nie zadać jej więcej bólu. Chciałem sprawić, żeby się roześmiała, ale w tym wszystkim nie było nic zabawnego. Nie wiedziałem, że jestem w stanie złamać komuś serce.
Z pewnością mi się to nie podobało.
W tym momencie uświadomiłem sobie, że już niedługo stanie się to dla mnie codziennością. W najbliższych miesiącach będę musiał odprawić z pałacu trzydzieści cztery dziewczyny. Co zrobię, jeśli wszystkie będą się tak zachowywać?

Postanowisz rozwiązać ten problem od ręki, pierwszego dnia pozbywając się sporej części z nich i nie poświęcając temu faktowi ani jednej myśli na jakimkolwiek dalszym etapie serii?

Czy ciebie to w ogóle nie zabolało? – zapytała gwałtownie. – Nie jesteś aż tak dobrym aktorem, Maxonie.
Oczywiście, że jest mi bardzo przykro.
Wstała i przyjrzała mi się w milczeniu.
Ale nie z tych samych powodów, co mnie – szepnęła. Przeszła przez pokój, a w jej oczach kryła się prośba. – Maxonie, ty mnie kochasz.
Nie ruszyłem się z miejsca.
Maxonie – powtórzyła z większym naciskiem. – Kochasz mnie. Wiem o tym.

No i się zaczyna. Drodzy czytelnicy, czas na drugi akt przedstawienia, zatytułowany: „Daphne, księżniczka cierpiąca na urojenia”.

Naprawdę, Cass, czy nie można było zakończyć tej historii dwa akapity wcześniej? Czy koniecznie trzeba robić z Daphne pannicę nie rozumiejącą słowa „nie”, aby Amisia mogła lśnić na jej tle perłowym blaskiem?

Musiałem odwrócić głowę, bo intensywność jej spojrzenia była dla mnie nieznośna. Przeczesałem palcami włosy, próbując ubrać w słowa to, co naprawdę czułem.
Nigdy nie widziałem nikogo, kto okazywałby uczucia w taki sposób, jak ty to właśnie zrobiłaś, Daphne. Nie wątpię, że mówisz całkowicie szczerze, ale ja nie mogę tego zrobić.
Ale to nie znaczy, że tego nie czujesz. Po prostu nie masz pojęcia, jak to wyrazić. Twój ojciec potrafi być zimny jak lód, a twoja matka zamyka się w sobie. Nigdy nie widziałeś ludzi okazujących sobie miłość, więc sam nie wiesz, jak ją okazywać. Ale czujesz to, wiem o tym. Kochasz mnie tak samo, jak ja ciebie.

Cass, błagam, zakończmy już tę farsę. Co jeszcze niby może wymyślić ta dziewczyna, żeby...

Pocałuj mnie – zażądała.
Co takiego?
Pocałuj mnie. Jeśli będziesz potrafił mnie pocałować i powtórzyć, że mnie nie kochasz, nigdy więcej o tym nie wspomnę.


...Aha.

Nie. Przykro mi, nie potrafię.

Cóż, rozumiem Maksia; traktuje dziewczynę jak przyjaciółkę, darzy ją uczuciem czysto platonicznym, nic dziwnego, że nie ma ochoty na macanki...

Nie chciałem się przyznać do tego, jak bardzo dosłownie miałem to na myśli. Nie byłem pewien, z jak wieloma chłopakami Daphne się całowała, ale wiedziałem, że na pewno tacy byli. Zdradziła mi, że już się całowała, kilka lat temu, kiedy byłem podczas wakacji we Francji. Wyprzedziła mnie pod tym względem i nie było mowy, żebym teraz zrobił z siebie jeszcze większego głupca.

...a, nie, jednak chodzi o urażoną męską dumę i fakt, że panicz nie chce się skompromitować brakiem doświadczenia.

Cass, jak ty to robisz, że nie jestem w stanie kibicować Maksiowi nawet wtedy, gdy wydaje się, że po prostu nie mam innego wyboru?

Jej smutek zmienił się w złość, kiedy odsunęła się ode mnie. Roześmiała się krótko, ale w jej oczach nie było rozbawienia.

Dobra, Cass, jest mi już wszystko jedno, wygrałaś; czy Daphne dołączy do obsady „Intruza”, wbrew wyraźnym życzeniom Maxona wpychając język do jego paszczy i tym samym stanie się naczelną Scary Sue powieści?


Uff, jednak nie. Ale specjalnych powodów do radości też nie ma, dostajemy bowiem to:

Czyli tak brzmi twoja odpowiedź? Odmawiasz mi? Zamierzasz pozwolić mi odejść?
Wzruszyłem ramionami.
Jesteś durniem, Maxonie. Twoi rodzice całkowicie wyprali ci mózg. Mógłbyś mieć przed sobą tysiąc dziewczyn, ale to i tak byłoby bez znaczenia. Jesteś zbyt głupi, żeby zobaczyć miłość, którą masz pod samym nosem.
Otarła oczy i wygładziła suknię.
Bóg mi świadkiem, mam nadzieję, że nigdy więcej nie będę musiała cię oglądać.

Foch z przytupem i melodyjką.

I wiecie co? To NADAL nie byłby jakiś wyjątkowo koszmarny cytat – ostatecznie, Daphne jest tu ewidentnie wzburzona i rzuca powyższymi tekstami w afekcie (rozzłoszczona czy nie, musi wszak wiedzieć, że jako przyszła królowa raczej nie uniknie spotkań z Maxonem, chociażby na gruncie czysto zawodowym)...

Poczułem lęk w sercu, a kiedy moja przyjaciółka skierowała się do drzwi, złapałem ją za rękę. Nie chciałem, żeby odeszła na zawsze.

Daphne, tak mi przykro.
Nie musi ci być przykro ze względu na mnie – powiedziała zimno. – Powinieneś raczej żałować siebie. Znajdziesz sobie żonę, bo musisz, ale poznałeś już miłość i wypuściłeś ją z rąk.

...gdyby nie fakt, że księżniczka Francji mówi tu absolutnie serio – i absolutnie serio mamy traktować całe jej powyższe wystąpienie.

Naprawdę, kochani. Nie żartuję. Tak właśnie kończy się relacja Maxona i Daphne; taka też – biorąc pod uwagę wskazówki, jakie dają nam następne tomy – pozostała aż do końca ich dni. Owszem, z pewnością nauczyli się ukrywać emocje dla dobra wzajemnych stosunków Illei i Francji (musieli chociażby zakopać topór wojenny, ustalając szczegóły zaręczyn Ahrena i Camille), ale Cass całym tym rozdziałem zdaje się sugerować, iż Daphne nigdy nie zdołała wyleczyć swego złamanego w młodości serca - albowiem, jak powszechnie wiadomo, żadna zakochana w Maxonie niewiasta nie może zaznać pełni szczęścia, jeśli książę czarujący nie odwzajemni jej uczuć. Nigdy nie usłyszymy na przykład, by Daphne, szczęśliwa w nowym związku, podczas którychś z rządowych wizyt udała się z Maxonem na spacer, gdzie wśród chichotów wspominaliby młodzieńcze dramaty i łzy;
wprost przeciwnie, jeszcze w „Następczyni” Eadlyn stwierdzi, że Amisia nie przepada za francuską królową, co sugerowałoby, że napięta atmosfera pomiędzy władcami utrzymuje się od ponad dwudziestu lat.

Morał? Pamiętajcie, dziewczęta – na tru loff nie ma rady. Jeśli ktoś odrzuci wasze zaloty w wieku lat -nastu, już nigdy nie podniesiecie się po tej traumie.

Dziękujemy, Cass; naprawdę, bardzo to budujące.



Wyrwała mi się i zostawiła mnie samego.
Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, Maxonie.



I to już wszystko na dziś. A w następnym odcinku: oficjalnie doganiamy z akcją linię fabularną „Rywalek”.


Zostańcie z nami!


Maryboo

21 komentarzy:

  1. Genialna analiza!
    Clarkson rzeczywiście nie jest tak surowy wobec syna, jakby mogło się wydawać, a Cass niepotrzebnie dorabia mu gębę. Owszem, mówi mu rzeczy do słuchu, ale, po pierwsze, w tej sytuacji MUSI, a, po drugie, od następcy tronu przecież będzie się wymagać znacznie więcej, niż od przeciętnego dziewiętnastolatka.
    Amberly. Jest.Z. Hondaragui. Aha. At first, czy nie jest to prowincja w Ameryce Środkowej? (Nikaragua +Honduras). Dlaczego zatem Amberly ma anglojęzyczne imię? Dlaczego jej syn ma jasne włosy? Przecież istnieje całkiem duże prawdopodobieństwo, że Amberly nie ma recesywnego genu jasnych włosów, że nie mieli go nawet jej przodkowie (może po części Indianie?). Oczywiście, wśród potomków hiszpańskich kolonizatorów były osoby jasnowłose, nie wspominając już o Holendrach w Ameryce Środkowej, ale opisy królowej wskazują raczej na osobę o na wskroś południowym typie urody, może z domieszką krwi indiańskiej?
    Wątek z Daphne jest żenujący. Cass postanowiła chyba na siłę obrzydzić ją czytelnikom. A rysunki? Welp, widać, że "Rywalki" są skierowane do mentalnych disnejowskich księżniczek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Amberly ma czarne włosy i oliwkową karnację, co miała po niej odziedziczyć Edzia, Maxon jest podobny do ojca. Cass najwidoczniej naprawdę sądzi, że genetyka działa tak losowo, jak w "The Sims". XD

      Usuń
  2. Jakie ładne podwójne standardy Maksia.
    Ojciec daje mu spinki do mankietów "w zeszłym roku też to dostałem. buuu!"
    Matka nie daje mu nic "Jaka kochająca i dobra matka, zawsze wie co mi dać".
    Chociaż ja też nie lubię na święta dostawać ubrań...

    I niesamowicie podoba mi się wizja Maxona występującego publicznie w sukni i diademie. To trzeba narysować (czego ja się nie podejmę bo moja umiejętność rysowania ogranicza się do patyczaków).

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajnie,że znowu piszecie! Brakowało mi Was!
    Całkiem miły ten fragment,bywało gorzej. I król jest!
    Najwyższy czas, żebyś zaczął podejmować jakieś prawdziwe decyzje, Maxonie. Dobre decyzje -święte słowa,panie dobrodzieju.
    Dafne na początku jest ok,a potem robi się sfochowana i niemiła, ta scena w ogóle nie jest chyba zbyt potrzebna?
    Ale Max zachowuje się miło.
    Ale fajnie móc znowu Was czytać!

    Chomik

    OdpowiedzUsuń
  4. Maryboo, Beige - cudownie, że powracacie :)
    Jesteście absolutnie najlepsze, tak dobre, że gdyby to były Stany Zjednoczone, to na południu byłybyście zakazane a w całej reszcie objęte zakazem czytania przez ludność w wieku poniżej 21 lat <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak dobrze, że i tak mieściłabym się w limicie. ;)

      Usuń
  5. Clarkson powraca, yay! :D
    Tylko jedno pytanie/mała uwaga dotyczące tego fragmentu:


    "Ponieważ Daphne była córką króla Francji, (...)"

    Patrz mój komentarz wyżej,(...).

    " – Nie możesz odpowiadać na wszystkie pytania sarkastycznie. (...)"


    Ta druga rozmowa brzmi dla mnie trochę, jakby to Daphne tak mówiła do Maksia, ale on rozmawia z ojcem, tak?

    A foch Maksia, że ojciec daje mu na urodziny spinki do mankietu jest wspaniały : D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Maxon nie rozmawia z Daphne w 1 rozdziale, obserwuje ją tylko z daleka. Jego przemyślenia są wtrącone w konwersację z Clarksonem.

      Maryboo

      Usuń
  6. Nowa analiza *__* Stęskniłam się z Waszymi tekstami, dziwczyny. ;)

    Clarkson jest idealnym królem, zwłaszcza jak go porównać z Edzią i Maxonem.

    Daphne - wtf? A ja byłam przekonana, że Maxon i Daphne regulanie flirtowali i się całowali..? coś pomyliłam. ;/

    Amberly i jej "prezent" - to w zasadzie smutne.

    Dużo cierpliwości w analizowaniu życzę,
    Adria ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Stesknilam sie i za Clarksonem i nad waszymi peanami na jego czesc <3 ilustracje sa koszmarne, tekst Maksia o calowaniu wzbudzil we mnie takie obrzydzenie, ze sie az otrzepalam. wiecej <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Ten fragment o pijanym dygnitarzu Federacji Niemieckiej miał chyba na celu wprowadzenie "brutalnego realizmu" do tej lukrowanej powieści, ale efekt wyszedł dosyć groteskowy :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Jeeej! Analiza! Nawet nie wiedziałam jak bardzo stęskniłam się za wami i za Cassolandem, tym sprzed opowieści o Edzi (które, choć zabawne, nie dostarczały tak niesamowitej dawki rozrywki jak perypetie Amisi, Maksia i Ośrodka). Ach, zapawiada się cudowna zabawa z przebywania w głowach truloverów naszego rudowłosego Dobrego Mzimu :)
    Wspaniale, że znów analizujecie! :)
    Scha

    OdpowiedzUsuń
  10. Głupio się tak reklamować, ale jako że jestem wierną czytelniczką Waszych analiz od czasów "Zmierzchu", podczas przygody z Amisią i Maksiem nawet zdobyłam się na odwagę czasem komentować i przyznam szczerze, dziewczyny, że Wasza działalność jest bardzo inspirująca, więc ten...

    Jeśli kogoś interesują analizy w wykonaniu bardzo amatorskim, zapraszam na analizę serii "Dary Anioła". Będzie tajne stowarzyszenie jeszcze bardziej cool niż Nieustraszeni z "Niezgodnej" i bohaterka o równie czarującej osobowości, co America Singer. xD

    http://dary-altorki.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. Wait, kim była Natalie i dlaczego tańczyła na stole? Bo chyba mi umknęło to gdzieś. Ja pamiętam tylko wspomniany epizod z Sylwestra kiedy matka Amisi tańczyła w fontannie czy coś takiego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Natalie była pozbawioną charakteru członkinią Elity, która tańczyła na stole chyba wtedy, gdy podejmowano włoskich gości i było udane przyjęcie. xD

      Usuń
    2. O! Grazie mille xD ciężko zapamiętać tak wiele podobnych, anonimowych i pustych twarzy w tej serii choć przewijają się dosłownie cały czas...

      Usuń
    3. Natalie w sumie znana jest z tego, że jest tą papierową kartką bez żadnej cechy w domyśle, która zabrnęła najdalej w Eliminacjach, nawet jej odpowiednik na Eliminacjach Edzi odpadł prędzej. XD

      Usuń
  12. Mam poważne pytanie. Znalazłam w odmętach internetów OPKO wydane drukiem. OPKO O TOKIO HOTEL. WYDANE. DRUKIEM. Zwie się to ostatnia spowiedź, imiona bohaterów oczywiście pozmieniane, ale ... ale ... ale ... Błagam, jeśli jest choć 1/10000 szansy, że się za to weźmiecie, dajcie mi nadzieję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Póki co nie mamy żadnych planów dotyczących po-Cassowych analiz.

      Usuń
  13. Clarkson, jak ja tęskniłam! Po "Następczyni" i "Koronie" w jednym analizkowym ciągu okazał się zbawieniem. Jedyna ostoja jakiejkolwiek logiki w Cassolandzie. Thanks Obama! Thanks Clarkson!
    Patrząc na ilustracje zastanawiam się co te wszystkie dziewczyny widziały w Maxiu? Nawet jeśli ktoś może mieć typ przylizanego chłopięcia trzymanego pod szczelnym kloszem, ale że cały naród? Wcześniej jeszcze jako tako go sobie wyobrażałam, na widok tych ilustracji przychodzi mi na myśl tylko "Człowieku, powiedz mamie, że nie masz już ośmiu lat!".
    A mam jeszcze małą rozkminę. O ile się nie mylę (jeśli jednak, proszę mnie poprawić), ale w którejś z pierwszych części Maxiu przyznał, że nie miał styczności ze środowiskiem poza pałacem, a tutaj na przyjęciu na pewno musiały być jakieś dwójki, jakby do pałacu zaglądali tylko inni monarchowie przyjęcie byłoby o wiele mniejsze. Prawdopodobnie pojawiały się tam jakieś zasłużone dwójki, a skoro już pojawiali się na tym przyjęciu, musieli rozmawiać między sobą o sprawach różnych i różniejszych. Zakładając, że nie było wśród nich potencjalnych idiotów, którzy narzekaliby na panującego miłościwie króla, prawdopodobnie było wśród tych rozmów coś życiowego. Maxiu jednak ciągle się zachowywał, jakby miał kontakt jedynie ze swoimi rodzicami, pokojówkami i gwardzistami, których zapewne obowiązywał pewien sztywny protokół zwracania się do księcia. Opcje są dwie: Maxiu albo na czas przyjęć dostawał głuchoty selektywnej albo przed wpuszczeniem go na salę nakazywano gościom pierdolić o ułożeniu sztućców i odcieniach obrusów, żeby książę przypadkiem nie dowiedział się jak wyglądają relacje międzyludzkie i świat poza pałacowymi murami. Cass nie pomyślała, że tworząc socjalną amebę słabo będzie wrzucić ją na przyjęcie odbywające się przed właściwą akcją?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Generalnie sprawa wygląda też tak, że kasta Dwójek jest nam przedstawiana jako dziwnie zUa - mamy w trylogii właściwej tylko dwie dwójki, Celeste i Bariel, obie są Scary Sue, więc nie zdziwiłabym się, gdyby według Cass Dwójki w ogóle nie myślą i nie rozmawiają o prozie życia, braku cytryn do herbaty i tym podobnych.

      Usuń