No i
cóż, drodzy czytelnicy – wreszcie nadszedł ten dzień. Dzień, w
którym rozsiądziemy się wygodnie w głowach głównych tru loffów
serii, aby przekonać się, jak wyglądały z ich perspektywy pewne
elementy dobrze nam już znanej fabuły.
Co,
cieszycie się, że wreszcie odpoczniemy od narracji autorstwa Amisi
lub Edzi? Lojalnie uprzedzam – nie przesadzajcie z entuzjazmem,
bowiem obserwowanie (w większości) znanej nam akcji z punktu
widzenia Maksia i Aspena okazuje się być zupełnie nowym rodzajem koszmaru.
Tak
czy inaczej – zapraszamy do zabawy!
Rozdział 1
Naszą
historię rozpoczynamy, obserwując Maxona nerwowo krążącego po
swej sypialni – biedaczek denerwuje się nadchodzącymi
Eliminacjami.
Rachunki zostały przeprowadzone i sprawdzone kilkakrotnie.
Po zakończeniu całego procesu królewski skarbnik
popełnił samobójstwo, głęboko przekonany, iż cykuta jest
całkiem przyjemną alternatywą dla losu, który zgotowałby mu król
po sprawdzeniu, ile wyniosło pałacowy budżet zatrudnienie stu
pięciu pokojówek.
Personel pałacowy został przydzielony do nowych zadań,
Pokojówki kończyły właśnie przyśpieszony kurs gry
na banjo połączonej z farbowaniem odrostów.
poczyniono przygotowania w kwestii garderoby,
Królewski krawiec wspominał wprawdzie nieśmiało, iż
jeśli prawdą jest, że zgodnie z życzeniem królowej każda z
dziewcząt powinna mieć zapewnione średnio trzy suknie na dzień,
to najprawdopodobniej nie wyrobi się z dostawą do przyszłorocznej
Wielkanocy, ale Amberly uspokoiła go stwierdzeniem, że czarną
robotą zajmie się wyszkolony batalion pokojówek; jego zadanie
ograniczy się do nauczenia ich, jak właściwie łączyć cekiny z
jedwabiem.
a pokoje przyszykowano na przyjęcie nowych gości.
Odkurzanie pajęczyn nagromadzonych przez ostatnie dwie
dekady zajęło sprzątaczkom trzy miesiące, ale efekt był naprawdę
imponujący – gdy człowiek mocno zmrużył oczy i przechylił
głowę w bok, miał 30% szansę na odgadnięcie, jakiego koloru były
oryginalnie tapety i dywany.
Dla dziewcząt cały proces zaczynał się od wypełnienia formularzy zgłoszeniowych – do tej chwili musiały to już zrobić tysiące z nich.
He, he – wyobraźcie sobie tylko to zranione ego,
gdyby w każdym koszyku leżało średnio pięć kartek.
Skończyłem dziewiętnaście lat. Byłem teraz w wieku odpowiednim do małżeństwa.
Nie. I nie chodzi mi tu nawet o fakt, że w naszej
rzeczywistości szykowałbyś się nie do matrymonialnego reality
show, a na studniówkę – po prostu, jak przekonaliśmy się
wielokrotnie podczas lektury „Następczyni” i „Korony”,
należysz do tych szczególnych egzemplarzy, które z definicji nie
nadają się do założenia podstawowej komórki społecznej,
niezależnie od tego, czy w rubryczce „wiek” widnieje z przodu
jedynka, czy trójka.
Zatrzymałem się przed lustrem i po raz kolejny poprawiłem krawat. Dzisiaj miało mnie obserwować więcej par oczu niż zazwyczaj, więc musiałem wyglądać jak pewny siebie książę, którego spodziewali się zobaczyć poddani. Nie znalazłem żadnych uchybień w swoim wyglądzie, więc udałem się do gabinetu ojca.
…
…
… Chwila, moment, wszyscy stop.
Wróciliśmy do czasów „Rywalek”. A to oznacza...
...że powrócił też Clarkson.
Nie, nie ta karykatura z „Korony”, rozpijająca żonę
i gżąca się z kochanką w innym skrzydle pałacu – zapomnijmy
raz na zawsze o tej aberracji, będącej niczym więcej jak
rozpaczliwą próbą przekonania nas przez autorkę, że ojciec
Maksia był brzydki i paskudny (skoro ciężko było dopatrzyć się
czegoś podobnego w oryginalnym tekście). Mówię o prawdziwym
Clarksonie – ostatnim bastionie rozsądku w Cassolandzie, surowym,
ale pracowitym władcy, którego największą zgryzotą jest bezmózgi
następca tronu.
Wasza wysokość, witamy z powrotem na pokładzie!
Maxon podąża do gabinetu ojca i komentuje w myślach,
iż ciężko mu sobie wyobrazić, że za dwa tygodnie po tych samych
korytarzach będą śmigać dziesiątki dziewcząt.
Zastukałem energicznie, tak jak życzył sobie tego mój ojciec. Zawsze uważał, że mogę się nauczyć czegoś nowego.„Stukaj do drzwi stanowczo, Maxonie.”
„Nie chodź cały czas po pokoju, Maxonie.”
„Bądź szybszy, mądrzejszy, lepszy, Maxonie.”
Mój świecie, w tym cytacie jest
wszystko. Wszystko. Desperacja Clarksona, żeby zrobić z tej mamei
porządnego władcę. Foch jaśnie panicza na to, że tatulo śmie mu
zwracać uwagę. Starania Cass, by przedstawić króla jako
nieczułego potwora, choć jej własne dzieło gra przeciwko niej,
pokazując raczej, że nieszczęśnik robi, co może, by jego syn
wyrósł na prawdziwego przywódcę. Jestem autentycznie wzruszona.
Toż to prawdziwa podróż sentymentalna!
Wszedłem do gabinetu, a ojciec na chwilę oderwał spojrzenie od leżących na biurku dokumentów, żeby się ze mną przywitać.
:D
No sami powiedzcie – czy nie mówiłam,
że tak będzie? Pierwsza scena
Clarksona w tej odsłonie – i co robi nasz drogi król?
Pracuje.
Cass, czy ty to
robisz specjalnie? Celowo rzucasz sama sobie kłody pod nogi? Bo na
tym etapie naprawdę nie widzę już innego wyjaśnienia.
– A, jesteś wreszcie. Twoja matka zaraz przyjdzie. Jesteś gotowy?
– Oczywiście – odparłem. To była jedyna dopuszczalna odpowiedź.
Szczerzę wątpię, biorąc pod uwagę,
iż historia wykazała dosyć jaskrawo, że nigdy nie jesteś
przygotowany na absolutnie żadną sytuację kryzysową.
Ojciec wyjął niedużą paczuszkę i postawił ją przede mną na biurku.
– Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin.
Spójrzcie tylko, ten zwyrodnialec dał
synowi prezent urodzinowy! O co zakład, że będzie to coś
okropnego w rodzaju główki małej, żółtej kaczuszki?
Odwinąłem srebrny papier i zobaczyłem czarne pudełeczko, w którym znajdowały się spinki do mankietów.
A niech to! I co teraz, co teraz –
jak można uratować sytuację i pokazać, że Clarkson jest okropnym
ojcem?
Ojciec był prawdopodobnie zbyt zajęty obowiązkami, żeby pamiętać, że dał mi spinki do mankietów na Gwiazdkę. Być może to nieuniknione na tym stanowisku. Może ja też przez pomyłkę dam synowi dwa razy taki sam prezent, kiedy będę królem.
Zrobić z niego osobę kompletnie niezainteresowaną
własnym potomkiem. I wiesz co, autorko? Może by mnie to nawet
przekonało, gdyby nie jeden, mały problem. Mam bowiem taką
przewagę nad pierwszymi czytelnikami tej nowelki (która została
napisana po „Rywalkach”), iż doskonale wiem, co wydarzy się
dalej.
I zapewniam Cię, że danie dziecku prezentu
przypominającego ten z zeszłego roku (nie, Cass, nie takiego
samego; spinki muszą pasować do ubioru/dodatków, a Maxon nie
twierdzi nigdzie, iż są identyczne jak te, które dostał na
święta, jest więc duże prawdopodobieństwo, że Clarkson wbrew
pozorom starannie wybrał podarek), to małe miki w porównaniu ze
zrzucaniem całej odpowiedzialności za rządzenie pogrążonym w
kryzysie krajem na swoją nastoletnią córkę.
Maxon dziękuje tatusiowi za prezent, ten przypomina mu,
że musi się prezentować nienagannie z racji Eliminacji.
Zastanawiałem się, czy nie powiedzieć mu o tym, jak bardzo się denerwuję. Ostatecznie przechodził przez to samo i w swoim czasie musiał żywić podobne wątpliwości.
No...nie do końca. Eliminacje Clarksona to zresztą
brylant, nad którym pochylimy się z uwagą w swoim czasie.
Clarkson, widząc zdenerwowanie syna, próbuje go
pokrzepić stwierdzając, iż powinien z niecierpliwością
wyczekiwać Eliminacji; ten odpowiada, że jest podekscytowany, ale
wszystko dzieje się dla niego nieco za szybko.
– Tobie może się wydawać, że to szybko, ale ja pracuję nad tym od lat.Zmrużyłem oczy i podniosłem głowę.
– Nie rozumiem?
- „Nie rozumiem, nie rozumiem” - zaczął
przedrzeźniać go pod nosem Clarkson – Myślisz, głąbie, że da
się wyszkolić ponad sto dziewcząt w sztuce symultanicznego
przycinania końcówek i składania origami w jedno popołudnie?
W tym momencie otworzyły się drzwi i weszła moja matka. Jak zawsze ojciec rozpromienił się na jej widok.
Ponieważ jest to wersja 1.0, myślę, iż możemy
spokojnie przyjąć, że ucieszyło go przybycie żony (wersja 2.0
rozpromieniłaby się co najwyżej dlatego, iż przypomniałoby jej
się, że dzisiaj do obiadu zostanie podane wyjątkowo dobre wino, co
oznacza wieczorne figo-fago z kochanicą).
– Amberly, wyglądasz olśniewająco – powiedział, podchodząc, żeby się z nią przywitać.Uśmiechnęła się tak jak zwykle, jakby była zaskoczona, że ktokolwiek zwrócił na nią uwagę, a potem objęła męża.
Cass, błagam Cię, przestań, „Królowa” czeka nas
dopiero za kilka miesięcy; do tego czasu naprawdę nie mam
ochoty rozwodzić się na temat...specyficznej... psychiki tej
niewiasty.
– Mam nadzieję, że nie zbyt olśniewająco. Nie chciałabym dzisiaj odwracać niczyjej uwagi.
...Maxon też wystąpi w sukni i diademie?
Amberly ściska syna i życzy mu wszystkiego naj,
obiecuje, że prezent otrzyma wkrótce, po czym cała rodzina udaje
się...cóż, póki co nie wiemy dokładnie, gdzie.
Przeskok!
Tajemnica się wyjaśniła – okazuje się, że tego
dnia odbywa się pierwsza konferencja prasowa dotycząca Eliminacji,
połączona z przyjęciem urodzinowym Maksia.
– Ile to jeszcze potrwa, wasza wysokość? – zapytał dziennikarz. Mocne światła kamer sprawiały, że czułem na twarzy gorąco.– Nazwiska zostaną wylosowane w piątek, a w kolejny piątek dziewczęta przyjadą do pałacu – odpowiedziałem.
I dziennikarze niby nie są tego świadomi? Wszak
Eliminacje rozpoczynają się już za dwa tygodnie – o wydarzeniu
tej rangi media powinny były trąbić od dobrego roku!
– Czy wasza wysokość się denerwuje? – odezwał się nowy głos.– Tym, że mam poślubić dziewczynę, której jeszcze nie poznałem? To zupełnie rutynowe zadanie. – Mrugnąłem i obserwowałem, jak dziennikarze się śmieją.
Swoją drogą...ten materiał z pewnością zostanie
pokazany w telewizji/opublikowany w prasie, a nie wierzę, by opętana
ideą Eliminacji Magda Singer przepuściła jakąkolwiek wypowiedź
księcia i nie pokazała jej córkom. Maksiu zachowuje się tu
całkiem swobodnie (oczywiście w ramach tego, na co może sobie
pozwolić), jest dowcipny – skąd więc to głębokie przekonanie
Ameriki w „Rywalkach”, że książę jest nudziarzem?
Bla, bla, bla, Maksiu zapewnia dziennikarzy, że jest
bardzo podekscytowany Eliminacjami:
– Wszyscy wiemy, że wasza wysokość dokona świetnego wyboru.(...)
Wzruszyłem ramionami.
– Nie wiem. Dziewczyna, która zdecyduje się zostać ze mną, nie będzie chyba przy zdrowych zmysłach.
Mam mieszane uczucia w związku z tym cytatem. Z jednej
strony Maxon ewidentnie stara się po prostu być zabawny, z
drugiej... Chłopie, pewnego dnia zostaniesz władcą tego cyrku, a
za drzwiami czają się rebelianci, którzy najchętniej nabiliby
twoją głowę na pal – nie jestem pewna, czy w tej sytuacji
podkreślanie własnych przywar jest najlepszym z rozwiązań.
Pamiętajcie, drodzy czytelnicy – monarchia absolutna.
Znowu się roześmiali, a ja uznałem, że to dobra okazja, żeby się wycofać.– Proszę o wybaczenie, ale podejmujemy dzisiaj gości z rodziny i nie chciałbym być wobec nich niegrzeczny.
Kiedy odwróciłem się plecami do dziennikarzy i fotografów, odetchnąłem głęboko. Czy cały wieczór będzie tak wyglądać?
Zaraz...to spotkanie z dziennikarzami odbywa się W TYM
SAMYM CZASIE, co przyjęcie? Maksiu odpowiada na pytania,
jednocześnie skubiąc urodzinowy tort i sprawdzając, co też kryje
się w tym dużym pakunku ze złotą wstążką, przyniesionym przez
wuja z Norwegoszwecji?
Rozejrzałem się po Sali Wielkiej – stoły zostały przykryte ciemnoniebieskimi obrusami, jasne światło podkreślało przepych wnętrza – i zrozumiałem, że nie ma dla mnie żadnej ucieczki. W jednym rogu stali wysocy urzędnicy, w drugim dziennikarze – nie było miejsca, gdzie mógłbym po prostu spokojnie posiedzieć.
...wygląda na to, że tak. Cóż, przynajmniej
dziennikarze nieźle na tym wyszli – biorąc pod uwagę, że
najwyraźniej nie przebywają nawet w innym pomieszczeniu, a (jak
niegrzeczne przedszkolaki) w kącie sali balowej jest szansa, że
kelner pomyli któregoś z redaktorów z królem Francji i
zaproponuje mu te wyborne ośmiorniczki.
Biorąc pod uwagę, że było to przyjęcie na moją cześć, można by pomyśleć, że to ja będę decydował o jego formie. Ale to jakoś nigdy nie wychodziło.
Cóż, biorąc pod uwagę, iż gdy w końcu sam
zorganizowałeś bibę, radośnie wybrałeś na motyw przewodni
zakazane święto z przeszłości, można by pomyśleć, że
twój ojciec wie co robi, nie pozwalając ci się zbytnio angażować
w proces przygotowań.
Clarkson przejmuje synka, ściska go za ramię i
przypomina mu, żeby ładnie szczerzył się do gości.
Pochwyciłem spojrzenie Daphne, która przyjechała tu z Francji ze swoim ojcem.
...O, nie. Daphne.
Kochani, pamiętacie motyw tajemniczej Francuzki, której
istnienie denerwowało Amisię i która w kolejnych tomach
wyewoluowała w królową Francji i matkę Camille w jednym? Cóż,
dziś po raz pierwszy spotkamy się z nią twarzą w twarz. A że
Daphne jest „konkurentką” naszego Specjalnego Płatka Śniegu i
ulubienicy autorki w jednym... cóż, zgadnijcie sami, z czym
przyjdzie nam się zmierzyć.
Szczęśliwy zbieg okoliczności sprawił, że przyjęcie wypadło akurat wtedy, kiedy nasi ojcowie musieli przedyskutować jakieś postanowienia negocjowanej umowy handlowej.
Eee...A gdyby nie wypadło, to co? Czyżby przywilej
odwiedzin na stopie czysto towarzyskiej przysługiwał tylko
szwagrowi z Norwegoszwecji?
Ponieważ Daphne była córką króla Francji, spotykaliśmy się co jakiś czas i była chyba jedyną osobą spoza mojej rodziny, którą widywałem w miarę regularnie.
Patrz mój komentarz wyżej, Cass; skoro rodziny
królewskie tak czy inaczej regularnie wpadają do siebie z wizytą,
nie bardzo rozumiem, co ma tu do rzeczy fakt, iż Clarkson i król
Francji akurat mają do przedyskutowania jakieś kwestie natury
polityczno-gospodarczej.
– Nie możesz odpowiadać na wszystkie pytania sarkastycznie. Jesteś następcą tronu, oni oczekują większego zdecydowania i rozwagi.– Przepraszam. To był wywiad przy okazji przyjęcia, więc pomyślałem…
– Źle pomyślałeś.
Mówiąc szczerze, liczyłam na jakąś bardziej trafną
ripostę, odnoszącą się bezpośrednio do faktu, iż Maksio
zasadniczo nie jest znany z myślenia jako takiego.
Liczę, że podczas nagrania „Biuletynu” zachowasz się z należytą powagą.
Aaa, czyli to niby stąd ten kij w rzyci, o którym
rozprawia Amisia w „Rywalkach”? Sorry, Cass, ale nadal mi się
to nie składa; co z powyższym wywiadem, co z licznymi
dotychczasowymi wystąpieniami Maxona (no, chyba że założymy, iż
Clarkson rozsądnie nie chciał do tej pory pokazywać go szerokiej
publiczności)? Mam rozumieć, że opinia publiczna do czasów
Eliminacji w ogóle nie miała szans wyrobić sobie opinii o
przyszłym władcy? A skoro tak – skąd te tłumy zauroczonych
niewiast, wysyłających zgłoszenia? Bo chyba nawet Maksiu nie byłby
na tyle naiwny, by sądzić, że tysiące dziewczyn chce się związać
z kompletnym anonimem i że motywuje je cokolwiek poza perspektywą
korony.
– Oczywiście. To była jednorazowa pomyłka w ocenie sytuacji.Puścił moje ramię i podniósł do ust kieliszek szampana.
– Często ci się one zdarzają.
Clarkson, ajlawiu. Jaka szkoda, że kiedyś przyjdzie
nam się przedzierać przez „Królową” i twój portret w tejże.
Zaryzykowałem spojrzenie na Daphne i przewróciłem oczami, a ona roześmiała się, rozumiejąc aż za dobrze, co czuję. Ojciec spojrzał w tę samą stronę.– Jak zawsze ślicznie wygląda. Szkoda, że nie może brać udziału w Eliminacjach.
Wzruszyłem ramionami.
– Jest miła, ale nigdy nic do niej nie czułem.
– To dobrze. Byłoby niewyobrażalną głupotą z twojej strony, gdyby było inaczej.
Zasadniczo Clarkson ma rację (z praktycznego punktu
widzenia nierozsądnym byłoby stracić głowę dla osoby, z którą
nie tylko nie może się być, ale w dodatku w przyszłości będzie
prowadzić się różnorakie polityczne i handlowe negocjacje), ale z
drugiej strony... właściwie dlaczego nie?
Eliminacje, jak wielokrotnie mieliśmy okazję się
przekonać, nie rządzą się żadnymi twardymi zasadami, regulamin
jest płynny i w dużej mierze zależny od widzimisię
księcia/księżniczki. Gdyby Maksiu odesłał precz wszystkie
kandydatki i postanowił jednak ożenić się z Daphne (którą, jak
widać, Clarkson darzy pewną sympatią i raczej nie zżymałby się
na taką synową) – co wtedy? Bunt na pokładzie? Co za różnica,
skoro kraj tak czy siak składa się w dużej mierze z
antymonarchistów? Pamiętajmy też, że Illea oficjalnie jest w
stanie wojny z Nową Azją – przymierze zawarte poprzez małżeństwo
z innym krajem liczącym się na arenie międzynarodowej z pewnością
nie zaszkodziłoby ojczyźnie Maxona.
Maksiu stwierdza, że nie bierze Daphne pod uwagę i
zamierza skupić się na właściwych kandydatkach na żonę.
– Najwyższy czas, żebyś zaczął podejmować jakieś prawdziwe decyzje, Maxonie. Dobre decyzje. Jestem pewien, że uznajesz moje metody za zbyt surowe, ale chcę tylko, żebyś rozumiał znaczenie swojej pozycji.
...To najpiękniejsze, najprawdziwsze, najbardziej meta
zdanie, jakie kiedykolwiek padło w tej serii. Naprawdę, napawam się
nim już od dobrych kilku minut. W sumie...wiecie co?
„Najwyższy
czas, żebyś zaczął podejmować jakieś prawdziwe decyzje,
Maxonie. Dobre decyzje. Jestem pewien, że uznajesz moje metody za
zbyt surowe, ale chcę tylko, żebyś rozumiał znaczenie swojej
pozycji.”
Przyznajcie sami – ta wypowiedź zasługuje na złoto.
Powstrzymałem westchnienie. „Próbuję podejmować decyzje. Nie ufasz mi na tyle, żeby mi na to pozwalać.”
CIEKAWE, DLACZEGO.
– Nie musisz się martwić, ojcze. Traktuję zadanie wybrania sobie żony naprawdę poważnie – odpowiedziałem z nadzieją, że ton mojego głosu przekona go, że rzeczywiście tak myślę.– Tu nie chodzi tylko o znalezienie kogoś, z kim ci się będzie dobrze układać. Popatrz tylko na Daphne. Doskonale się dogadujecie, ale byłaby kompletną stratą czasu.
Cóż, tu muszę się nie zgodzić z królem; dziewczyna
pochodząca z królewskiej rodziny, od dziecka przyuczana do roli
władczyni, znająca się na etykiecie, polityce, ekonomii itd.
naprawdę wydaje się być znacznie lepszym wyborem, niż przypadkowa
dziewoja z ulicy.
A swoją drogą... ten cytat staje się dosyć zabawny,
gdy człowiek wie, na jakiej podstawie sam Clarkson wybrał sobie
taką, a nie inną żonę.
– Powinienem chyba porozmawiać trochę z gośćmi.Ojciec odprawił mnie machnięciem ręki, zajmując się z powrotem swoim kieliszkiem, więc szybko odszedłem.
Mimo usilnych starań nie rozumiałem, do czego miała prowadzić ta rozmowa. Nie miał powodów, by wyrażać się tak nieprzyjemnie o Daphne w sytuacji, kiedy w ogóle nie mogła być brana pod uwagę.
Jakie znów „nieprzyjemnie”? Skomplementował jej
wygląd i przyznał, że świetnie się rozumiecie, podkreślił
tylko, że (z jakiegoś powodu) uważałby wasz związek za kiepski
pomysł.
Maksio krąży wśród gości i wysłuchuje rozlicznych
entuzjastycznych opinii na temat zbliżających się Eliminacji.
Zapytałem po cichu jednego z fotografów o używany przez niego obiektyw i wycałowałem policzki członków rodziny, przyjaciół i sporej liczby kompletnie obcych ludzi.
O, widzicie, a ten fragment jest akurat całkiem
sympatyczny; jedna z nielicznych chwil, gdy widzimy Maxona nie tylko
jako postać ograniczoną przez narzuconą mu odgórnie rolę tru
loffa, ale jako człowieka posiadającego własną pasję.
Maksio w końcu odłącza się od towarzystwa; zamierza
pogadać z Daphne, ale po drodze przejmuje go jego matka:
– Chodź ze mną na chwileczkę.Podałem jej ramię, które przyjęła z uśmiechem, i razem wyszliśmy na korytarz, odprowadzani trzaskiem migawek.
– Możemy w przyszłym roku urządzić coś skromniejszego? – zapytałem.
– Raczej nie. Prawie na pewno będziesz już wtedy żonaty, a twojej żonie może zależeć na szczególnie wystawnej uroczystości na waszą pierwszą rocznicę.
Może jej równie dobrze zależeć na skromnej kolacji
we dwoje.
O, Maksiu się ze mną zgadza:
– Może też będzie lubiła spokojne życie.Mama roześmiała się cicho.
– Przykro mi, skarbie, ale każda dziewczyna, która zgłasza się do Eliminacji, próbuje wyrwać się ze spokojnego życia.
Albo z biedy. Waćpanna już zapomniała, że oferujecie
tym dziewczynom okrągłą sumkę za każdy tydzień pobytu w pałacu?
Nie mówiąc już o innych możliwych motywacjach, jak szczere
uczucie do Maxona (tak, wiem, że brzmi to uroczo naiwnie, ale
uwierzcie mi – Amberly, ze wszystkich ludzi, powinna tę akurat
opcję uważać za najbardziej prawdopodobną) czy chęć
współrządzenia krajem i przeprowadzenia w nim poważnych reform.
– Z tobą też tak było? – zainteresowałem się na głos. Nigdy nie rozmawialiśmy o tym, jak znalazła się w pałacu.
Uwierz, nie masz czego żałować.
– Byłam zauroczona twarzą, którą zobaczyłam w telewizji. Marzyłam o twoim ojcu tak samo, jak teraz tysiące dziewcząt marzą o tobie.
Innymi słowy, sama przyznajesz, że kierowała tobą
chuć. Dlaczego zatem uważasz, że potencjalne kandydatki marzą
przede wszystkim o wystawnych przyjęciach i brylowaniu w blasku
reflektorów?
Wyobraziłem ją sobie jako młodą dziewczynę w Honduragui, z włosami zaplecionymi w warkocze, jak wpatruje się z rozmarzeniem w telewizor. Potrafiłem sobie wyobrazić, jak wzdycha za każdym razem, gdy mój ojciec się odzywa.
To dosyć...zabawna wizja. A wiecie, co jest w niej
najśmieszniejsze? Wyobraźnia Maxona i tak była dla królowej
łaskawsza od faktycznego kanonu.
– Wszystkie dziewczęta marzą o tym, jak by to było, gdyby zostały księżniczką – dodała. – Zakochać się bez pamięci i nosić koronę… tylko o tym potrafiłam myśleć na tydzień przed losowaniem. Nie rozumiałam wtedy, że tu chodzi o znacznie więcej. – Odrobinę posmutniała. – Nie umiałam przewidzieć presji, jakiej będę poddana, ani tego, jak niewiele prywatności mi pozostanie.
...Amberly, błagam, nie pogrążaj się.
Królowa wyznaje Maxonowi, że małżeństwo z
Clarksonem i urodzenie syna było dla niej spełnieniem marzeń i
oznajmia, że nigdy nie żałowała wygranej; wszystkie zmiany, jakie
wiązały się z przyjęciem roli królowej, uważa za pozytywy.
– Byłam Czwórką. Pracowałam w fabryce. – Wyciągnęła przed siebie ręce. – Moje palce były suche i popękane, pod paznokciami miałam brud. Nie miałam żadnych znajomości, statusu, niczego, co by sprawiało, że zasługiwałabym na zostanie księżniczką… a jednak tu jestem.
Nie. Nie pracowałaś. Tak, wiem, że powyższy cytat
zgadza się z tym, co przeczytaliśmy w „Rywalkach”, ale niestety
– nie zgadza się z tym, co Cass wymyśliła dla ciebie w
„Królowej”.
Maxonie, to jest mój prezent dla ciebie. Obiecuję ci, że będę się starać ze wszystkich sił spojrzeć na te dziewczęta twoimi oczami. Nie oczami królowej ani oczami matki, ale twoimi. Nawet jeśli wybierzesz dziewczynę z bardzo niskiej klasy, nawet jeśli inni będą uważali ją za bezwartościową, ja na pewno wysłucham powodów, dla których jej pragniesz. I zrobię, co w mojej mocy, żeby wspierać cię w twoim wyborze.
A ten narzekał na spinki do mankietów... Amberly, to
bardzo miło, że wspierasz syna, ale...eee...chęć zrozumienia
własnego dziecka i motywów, jakie nim kierują naprawdę nie
powinna być czymś tak niespotykanym, by traktować to w kategoriach
podarku.
Po chwili milczenia zrozumiałem.– Myślisz, że ojciec by się na to nie zgodził? A ty?
Cóż, jakkolwiek przykro mi to pisać, Clarkson może
się zgadzać albo nie, na przebieg samych Eliminacji nie będzie to
miało żadnego wpływu; to ty podejmujesz decyzję (to, co się może
stać z kandydatką już po ślubie to inna para kaloszy...).
– Każda dziewczyna ma swoje wady i zalety. Część osób będzie widzieć wszystko, co najgorsze, w niektórych z nich, a najlepsze w innych, a z twojego punktu widzenia tak jednostronne spojrzenie będzie pozbawione sensu. Ale ja będę cię wspierać niezależnie od twojego wyboru.– Zawsze tak robiłaś.
-...więc, z łaski swojej, dawaj tu PRAWDZIWY prezent.
- To prawda – przyznała, biorąc mnie pod ramię. – I wiem, że już niedługo będę grała drugie skrzypce, tak jak powinnam, kiedy inna kobieta zajmie moje miejsce. Ale mimo to zawsze będę cię tak samo kochała, Maxonie.– Ja też. – Miałem nadzieję, że usłyszy szczerość w moim głosie. Nie potrafiłbym sobie wyobrazić okoliczności, które sprawiłyby, że moje uwielbienie dla niej by osłabło.
– Wiem. – Szturchnęła mnie lekko i wróciliśmy na salę.
A prezentu jak nie było, tak nie ma...(biedny Maxon,
regularnie kantują go w jego własne urodziny; przypomnijcie sobie
tylko, że za kilka lat Amisia uzna, iż najlepszym prezentem
urodzinowym będzie dla niego wiadomość, że spłodził
Antychrysta).
Kiedy weszliśmy do środka, witani przez uśmiechy i oklaski, zastanawiałem się nad słowami matki. Była niezwykle szczodra, bardziej niż ktokolwiek, kogo znałem. Tę cechę bardzo pragnąłem wykształcić w sobie. Jeśli więc na tym polegał jej prezent, musiał być znacznie bardziej przydatny, niż wydawało mi się w tej chwili. Moja matka nigdy nie dawała mi nieprzemyślanych prezentów.
Rozdział
2
Goście zostali znacznie dłużej, niż uważałem za właściwe. Najwyraźniej chcieli, żeby przyjęcia w pałacu trwały bez końca. Nawet wtedy gdy mieszkańcy pałacu życzyliby sobie, żeby się skończyły.
Mieszkańcy, czyli ty? Bo na przykład twój tatuś
najwyraźniej nie widzi nic zdrożnego w przydługich przyjęciach,
skoro zabawa nadal trwa.
Oddałem bardzo pijanego dygnitarza z Federacji Niemieckiej pod opiekę gwardzisty,
bardzo pijanego
dygnitarza z Federacji Niemieckiej
bardzo pijanego
dygnitarza z Federacji Niemieckiej
...Nie. Wiecie co? Nie. Odmawiam komentarza na ten
temat. Przeżyłam już Natalie tańczącą na stole i Amisię
wyprowadzającą ambasadora za ucho; ile mam się jeszcze produkować
na temat tego, ze Cass najwyraźniej nie widzi różnicy między
oficjalnym przyjęciem wśród koronowanych głów, a imprezką
organizowaną przez nastolatków pod nieobecność rodziców?
podziękowałem wszystkim doradcom królewskim za prezenty i ucałowałem dłoń niemal każdej damy, która znalazła się dzisiaj w pałacu. Moim zdaniem wypełniłem już swoje obowiązki i chciałem tylko spędzić kilka godzin w spokoju, ale kiedy próbowałem wymknąć się pomiędzy ociągającymi się gośćmi, zatrzymały mnie para szafirowych oczu i uśmiech.– Unikasz mnie – oznajmiła Daphne żartobliwym tonem, a jej melodyjny akcent łaskotał moje uszy. W sposobie jej mówienia zawsze było coś, co przypominało muzykę.
Ha, czyli Camille ma to po matce!
Ale furda z głosem; tak, moi drodzy, nadeszła wreszcie
ta chwila – dziś poznamy główne źródło zazdrości Amisi
(które, że tak tylko przypomnę, nie wyschło kompletnie nawet po dwudziestu
latach szczęśliwego pożycia małżeńskiego). No to co – gotowi
zmierzyć się z uczuciową przeszłością Maxona Schreave?
Daphne komplementuje przepych przyjęcia, po czym prosi
Maksia o rozmowę w cztery oczy; nasze gołąbeczki udają się do
jednej z pustych sal.
– Nie zatańczyłeś ze mną. – W jej głosie zabrzmiała uraza.– W ogóle nie tańczyłem.
Oho, dobrze się zaczyna, czyż nie? Panna stroi fochy,
mimo że książę nie tyle pominął ją jako partnerkę, co w ogóle
nie angażował się w pląsy.
Nie martwcie się, będzie tylko gorzej. Nie
zapominajcie, drodzy czytelnicy: to jest (rzekoma) przeciwniczka
Ameriki – nawet nie ma co się łudzić, że wybrniemy z tego z
minimalnym wdziękiem.
Ojciec tym razem nalegał na akompaniament muzyki klasycznej, a chociaż Piątki były niezwykle utalentowane, wybrane przez nie utwory pozwalały tylko na wolne tańce. Może gdybym chciał tańczyć, zaprosiłbym ją, ale czułem po prostu, że to niestosowne w sytuacji, gdy wszyscy pytają mnie o moją przyszłą, nieznaną żonę.
Póki co, twoja
przyszła żona mogła nawet nie wypełnić formularza. I co stało
na przeszkodzie, byś po zatańczeniu z Daphne poprosił do walca
nobliwą ciotkę z Hiszpanii?
– Po powrocie do domu mam się z nim spotkać – powiedziała. – Nazywa się Frederick. Oczywiście, poznałam go już wcześniej. Doskonale jeździ konno, a poza tym jest bardzo przystojny. Jest cztery lata starszy ode mnie i wydaje mi się, że między innymi dlatego papa go lubi.
Obejrzała się na mnie przez ramię z półuśmiechem.W odpowiedzi uśmiechnąłem się sarkastycznie.
– A co by się z nami stało, gdybyśmy się nie kierowali tym, co aprobują nasi ojcowie?
Zachichotała.
– Byłoby po nas. Nie mielibyśmy pojęcia, jak żyć.
Cóż, nie wiem, jak Daphne, ale w przypadku Maxona to
całkiem trafna diagnoza.
– Rzeczywiście, tata go aprobuje. Ale zastanawiam się… – Spuściła wzrok, nagle zawstydzona.– Nad czym się zastanawiasz?
Stała przez chwilę w milczeniu, nie odrywając oczu od dywanu. W końcu skoncentrowała na mnie spojrzenie swych szafirowych oczu.
– A ty aprobujesz?
– Co takiego?
– Fredericka.
Roześmiałem się.
– Trudno mi powiedzieć, w ogóle go nie znam.
– Nie – odparła, ściszając głos. – Nie chodzi mi o osobę, ale o sam pomysł. Czy aprobujesz to, że będę się z nim spotykać? Że może za niego wyjdę?
Oho, zaczyna się. Uwaga, drodzy czytelnicy: czas na
pierwszy w tej odsłonie wątek uczuciowy.
– Moja aprobata nie ma tu nic do rzeczy. Zresztą twoja praktycznie też nie – dodałem, żałując odrobinę nas obojga.Daphne zaczęła bawić się splecionymi palcami, jakby była zdenerwowana albo urażona. O co tu chodziło?
– Czyli w ogóle ci to nie przeszkadza? Bo jeśli nie Frederick, to Antoine. A jeśli nie Antoine, to Garron. Czeka na mnie kolejka mężczyzn, z których żaden nie jest ze mną nawet w połowie tak zaprzyjaźniony jak ty. Ale w końcu będę musiała wyjść za jednego z nich, a ciebie to nie obchodzi?
Ech, Daphne, uwierz mi na słowo: przynajmniej jeden z
tej trójki z pewnością musi być lepszą partią od Maxona.
To była rzeczywiście ponura perspektywa. Rzadko widywaliśmy się częściej niż trzy razy w roku, a ja także mógłbym powiedzieć, że Daphne była moją najbliższą przyjaciółką. Czy to nie było żałosne?
Raczej smutne. Serio, dlaczego ten biedny chłopak nie
ma żadnych znajomych? Dzieci ministrów? Potomkowie gwardzistów?
Ktokolwiek, z kim mógłby regularnie spędzać czas? Co z jego
licznym kuzynostwem ze strony matki?
Bez żadnego ostrzeżenia po twarzy Daphne zaczęły płynąć łzy. Rozejrzałem się po pokoju, szukając jakiegoś wyjaśnienia lub rozwiązania. Z każdą sekundą czułem się coraz bardziej niezręcznie.– Proszę, powiedz mi, że nie zgodzisz się na to, Maxonie. Nie możesz – poprosiła.
– O czym ty mówisz? – zapytałem z rozpaczą.
– O Eliminacjach! Proszę, nie żeń się z jakąś obcą dziewczyną. Nie zmuszaj mnie, żebym wyszła za kogoś obcego.
– Muszę. Taki jest obyczaj w przypadku książąt Illei. Poślubiamy dziewczynę z ludu.
Daphne podbiegła do mnie i złapała mnie za ręce.
– Ale ja cię kocham. Zawsze cię kochałam. Proszę, nie żeń się z jakąś inną dziewczyną, zapytaj przynajmniej swojego ojca, czy ja nie mogłabym wchodzić w grę.
Kochała mnie? Zawsze?Milczałem, szukając odpowiednich słów.
– Daphne, ja… nie wiem, co mam powiedzieć.
– Powiedz, że porozmawiasz z ojcem – błagała z nadzieją w głosie, ocierając łzy. – Odłóż rozpoczęcie Eliminacji na tak długo, żebyśmy mogli się przekonać, czy warto spróbować. Albo pozwól mi wziąć w nich udział. Zrezygnuję z mojej korony.
– Proszę, przestań płakać – szepnąłem.
– Nie mogę! Nie w sytuacji, kiedy zaraz stracę cię na zawsze. – Daphne ukryła twarz w dłoniach i szlochała cicho.
Stałem jak skamieniały, przerażony, że jeszcze pogorszę sytuację.
...No, dobra. Dwie rzeczy. Primo: Czas na pierwszą (nie licząc karty tytułowej)
oficjalną ilustrację:
Przyzwyczajcie się do tej plastikowej kreski – już
wkrótce przekonacie się, iż wszystkie postacie wyglądają tu jak
Barbie i – podobnie jak Barbie – nie różni je od siebie nic,
pomijając (okazyjnie) kolor włosów.
Secundo: Dotarliśmy oto oficjalnie do momentu, w którym
Cass postanawia pogrążyć rywalkę Amisi jeszcze przed rozpoczęciem
właściwego wyścigu. I wiecie co? Wcale nie chodzi mi o powyższy
fragment.
Tak, reakcja Daphne jest naiwna i cokolwiek histeryczna,
ale umówmy się – dziewczyna jest zaledwie nastolatką, wkrótce
ma wziąć ślub z niemal obcym sobie człowiekiem i zabujała się w
Maxonie. Perspektywa zbliżającego się ślubu/Eliminacji przeraziła
biedaczkę tak, że jest gotowa chwycić się najbardziej
desperackich kroków (abdykacja), byle tylko móc związać się z
osobą, którą darzy cieplejszymi uczuciami; nie jest to
najrozsądniejsze z zachowań, ale księżniczka ewidentnie kieruje
się w tej scenie emocjami, a nie rozwagą.
Maxon ze swojej strony też zachowuje się całkiem w
porządku: ewidentnie nie wie, co zrobić z podobnie gorącym
wyznaniem, więc stara się stąpać ostrożnie, w obawie, że owa
niezręczna chwila stanie się jeszcze bardziej koszmarna. To w sumie
całkiem ciekawa scena obrazująca, co może się wydarzyć, gdy
jedna strona poczuje motyle w brzuchu ( i nie ma żadnych oporów, by
walczyć o swoje uczucie), a druga zdecydowanie zdecydowanie lobbuje
za pozostaniem na przyjacielskiej stopie.
Cóż, summa summarum wygląda to na uczuciową
burzę, która sprawia dramatyczne wrażenie z perspektywy samych
zainteresowanych - ale gdy tylko emocje opadną, Daphne z pewnością
ochłonie, przeanalizuje swoją sytuację i zdecyduje, czy dla
młodzieńczych porywów serca warto stawiać na szali przyszłość
własną i ojczyzny, prawda? Zwłaszcza, że rozmowa powoli skręca z
czysto emocjonalnej ścieżki na trasę argumentów:
– Jesteś jedyną osobą, która naprawdę mnie zna. Jedyną osobą, którą ja naprawdę znam.
– Znajomość to nie miłość – odparłem.
(…)
- Maxonie, błagam cię, porozmawiaj z ojcem. Nawet jeśli się nie zgodzi, przynajmniej będę wiedziała, że zrobiłam wszystko, co mogłam.
Całkowicie pewien, że mówię prawdę, powiedziałem jej to, co musiałem:
– Już zrobiłaś, Daphne. To wszystko. – Rozłożyłem ręce, a potem je opuściłem. – To wszystko, czym możemy dla siebie być.
Przez dłuższą chwilę patrzyła mi w oczy, wiedząc równie dobrze jak ja, że proszenie ojca o coś tak niesłychanego na pewno nie uszłoby mi na sucho. Widziałem, że zaczyna się zastanawiać nad jakimś innym rozwiązaniem, ale szybko zauważyła, że nie ma żadnego. Ona służyła swojej koronie, ja swojej, a nasze ścieżki nie mogły się nigdy spotkać.
Kiedy skinęła głową, z jej oczu znowu popłynęły łzy.
Innymi słowy, wygląda na to, że wątek Maxona i
Daphne zakończył się w sposób słodko-gorzki: nasi bohaterowie
przekonują się, że zachcianki muszą czasem ustąpić miejsca
obowiązkom, że uczciwość (Maksiu ani przez chwilę nie ukrywa, że
nie czuje do Daphne nic poza przyjaźnią) to jeden z
najistotniejszych elementów relacji międzyludzkich, który może
wprawdzie zranić w bezpośredniej konfrontacji, ale na dłuższą
metę jest o wiele lepszy, niż pozwalanie drugiej stronie na
karmienie się złudzeniami, a także, że nie należy mylić
zauroczenia z prawdziwą miłością. Jasne, w tym momencie czują
się niezręcznie i jest im przykro (każdemu z innych powodów), ale
z pewnością jakoś przepracują tę sytuację i uznają ją za
wartościową lekcję na przyszłość.
…Och, dajcie spokój, to Cassoland, a ta mała zołza
chce właśnie sprzątnąć Amisi sprzed nosa jej przyszłego tru
loffa. No chyba nie myśleliście, że to koniec tej historii?
Podeszła do kanapy i usiadła, obejmując się ramionami. Ja nie ruszyłem się z miejsca, z nadzieją, że uda mi się nie zadać jej więcej bólu. Chciałem sprawić, żeby się roześmiała, ale w tym wszystkim nie było nic zabawnego. Nie wiedziałem, że jestem w stanie złamać komuś serce.Z pewnością mi się to nie podobało.
W tym momencie uświadomiłem sobie, że już niedługo stanie się to dla mnie codziennością. W najbliższych miesiącach będę musiał odprawić z pałacu trzydzieści cztery dziewczyny. Co zrobię, jeśli wszystkie będą się tak zachowywać?
Postanowisz rozwiązać ten problem od ręki, pierwszego
dnia pozbywając się sporej części z nich i nie poświęcając
temu faktowi ani jednej myśli na jakimkolwiek dalszym etapie serii?
– Czy ciebie to w ogóle nie zabolało? – zapytała gwałtownie. – Nie jesteś aż tak dobrym aktorem, Maxonie.– Oczywiście, że jest mi bardzo przykro.
Wstała i przyjrzała mi się w milczeniu.
– Ale nie z tych samych powodów, co mnie – szepnęła. Przeszła przez pokój, a w jej oczach kryła się prośba. – Maxonie, ty mnie kochasz.
Nie ruszyłem się z miejsca.
– Maxonie – powtórzyła z większym naciskiem. – Kochasz mnie. Wiem o tym.
No i się zaczyna. Drodzy czytelnicy, czas na drugi akt
przedstawienia, zatytułowany: „Daphne, księżniczka cierpiąca na
urojenia”.
Naprawdę, Cass, czy nie można było zakończyć tej
historii dwa akapity wcześniej? Czy koniecznie trzeba robić z
Daphne pannicę nie rozumiejącą słowa „nie”, aby Amisia mogła
lśnić na jej tle perłowym blaskiem?
Musiałem odwrócić głowę, bo intensywność jej spojrzenia była dla mnie nieznośna. Przeczesałem palcami włosy, próbując ubrać w słowa to, co naprawdę czułem.– Nigdy nie widziałem nikogo, kto okazywałby uczucia w taki sposób, jak ty to właśnie zrobiłaś, Daphne. Nie wątpię, że mówisz całkowicie szczerze, ale ja nie mogę tego zrobić.
– Ale to nie znaczy, że tego nie czujesz. Po prostu nie masz pojęcia, jak to wyrazić. Twój ojciec potrafi być zimny jak lód, a twoja matka zamyka się w sobie. Nigdy nie widziałeś ludzi okazujących sobie miłość, więc sam nie wiesz, jak ją okazywać. Ale czujesz to, wiem o tym. Kochasz mnie tak samo, jak ja ciebie.
Cass, błagam, zakończmy już tę farsę. Co jeszcze
niby może wymyślić ta dziewczyna, żeby...
– Pocałuj mnie – zażądała.– Co takiego?
– Pocałuj mnie. Jeśli będziesz potrafił mnie pocałować i powtórzyć, że mnie nie kochasz, nigdy więcej o tym nie wspomnę.
...Aha.
– Nie. Przykro mi, nie potrafię.
Cóż, rozumiem Maksia; traktuje dziewczynę jak
przyjaciółkę, darzy ją uczuciem czysto platonicznym, nic
dziwnego, że nie ma ochoty na macanki...
Nie chciałem się przyznać do tego, jak bardzo dosłownie miałem to na myśli. Nie byłem pewien, z jak wieloma chłopakami Daphne się całowała, ale wiedziałem, że na pewno tacy byli. Zdradziła mi, że już się całowała, kilka lat temu, kiedy byłem podczas wakacji we Francji. Wyprzedziła mnie pod tym względem i nie było mowy, żebym teraz zrobił z siebie jeszcze większego głupca.
...a, nie, jednak chodzi o urażoną męską dumę i
fakt, że panicz nie chce się skompromitować brakiem doświadczenia.
Cass, jak ty to robisz, że nie jestem w stanie
kibicować Maksiowi nawet wtedy, gdy wydaje się, że po prostu nie
mam innego wyboru?
Jej smutek zmienił się w złość, kiedy odsunęła się ode mnie. Roześmiała się krótko, ale w jej oczach nie było rozbawienia.
Dobra, Cass, jest mi już wszystko jedno, wygrałaś;
czy Daphne dołączy do obsady „Intruza”, wbrew wyraźnym
życzeniom Maxona wpychając język do jego paszczy i tym samym
stanie się naczelną Scary Sue powieści?
…
Uff, jednak nie. Ale specjalnych powodów do radości
też nie ma, dostajemy bowiem to:
– Czyli tak brzmi twoja odpowiedź? Odmawiasz mi? Zamierzasz pozwolić mi odejść?Wzruszyłem ramionami.
– Jesteś durniem, Maxonie. Twoi rodzice całkowicie wyprali ci mózg. Mógłbyś mieć przed sobą tysiąc dziewczyn, ale to i tak byłoby bez znaczenia. Jesteś zbyt głupi, żeby zobaczyć miłość, którą masz pod samym nosem.
Otarła oczy i wygładziła suknię.
– Bóg mi świadkiem, mam nadzieję, że nigdy więcej nie będę musiała cię oglądać.
Foch z przytupem i melodyjką.
I wiecie co? To NADAL nie byłby jakiś wyjątkowo
koszmarny cytat – ostatecznie, Daphne jest tu ewidentnie wzburzona
i rzuca powyższymi tekstami w afekcie (rozzłoszczona czy nie, musi wszak wiedzieć, że jako przyszła królowa raczej nie uniknie spotkań z Maxonem, chociażby na gruncie czysto zawodowym)...
Poczułem lęk w sercu, a kiedy moja przyjaciółka skierowała się do drzwi, złapałem ją za rękę. Nie chciałem, żeby odeszła na zawsze.
– Daphne, tak mi przykro.– Nie musi ci być przykro ze względu na mnie – powiedziała zimno. – Powinieneś raczej żałować siebie. Znajdziesz sobie żonę, bo musisz, ale poznałeś już miłość i wypuściłeś ją z rąk.
...gdyby nie fakt, że księżniczka Francji mówi tu
absolutnie serio – i absolutnie serio mamy traktować całe jej
powyższe wystąpienie.
Naprawdę, kochani. Nie żartuję. Tak właśnie kończy
się relacja Maxona i Daphne; taka też – biorąc pod uwagę
wskazówki, jakie dają nam następne tomy – pozostała aż do
końca ich dni. Owszem, z pewnością nauczyli się ukrywać emocje
dla dobra wzajemnych stosunków Illei i Francji (musieli chociażby
zakopać topór wojenny, ustalając szczegóły zaręczyn Ahrena i
Camille), ale Cass całym tym rozdziałem zdaje się sugerować, iż
Daphne nigdy nie zdołała wyleczyć swego złamanego w młodości
serca - albowiem, jak powszechnie wiadomo, żadna zakochana w Maxonie
niewiasta nie może zaznać pełni szczęścia, jeśli książę
czarujący nie odwzajemni jej uczuć. Nigdy nie usłyszymy na przykład, by
Daphne, szczęśliwa w nowym związku, podczas którychś z rządowych
wizyt udała się z Maxonem na spacer, gdzie wśród chichotów
wspominaliby młodzieńcze dramaty i łzy;
wprost przeciwnie, jeszcze w „Następczyni” Eadlyn
stwierdzi, że Amisia nie przepada za francuską królową, co
sugerowałoby, że napięta atmosfera pomiędzy władcami utrzymuje
się od ponad dwudziestu lat.
Morał? Pamiętajcie, dziewczęta – na tru loff nie ma
rady. Jeśli ktoś odrzuci wasze zaloty w wieku lat -nastu, już
nigdy nie podniesiecie się po tej traumie.
Dziękujemy, Cass; naprawdę, bardzo to budujące.
Wyrwała mi się i zostawiła mnie samego.Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, Maxonie.
I to już wszystko na dziś. A w następnym odcinku:
oficjalnie doganiamy z akcją linię fabularną „Rywalek”.
Zostańcie z nami!
Maryboo
Genialna analiza!
OdpowiedzUsuńClarkson rzeczywiście nie jest tak surowy wobec syna, jakby mogło się wydawać, a Cass niepotrzebnie dorabia mu gębę. Owszem, mówi mu rzeczy do słuchu, ale, po pierwsze, w tej sytuacji MUSI, a, po drugie, od następcy tronu przecież będzie się wymagać znacznie więcej, niż od przeciętnego dziewiętnastolatka.
Amberly. Jest.Z. Hondaragui. Aha. At first, czy nie jest to prowincja w Ameryce Środkowej? (Nikaragua +Honduras). Dlaczego zatem Amberly ma anglojęzyczne imię? Dlaczego jej syn ma jasne włosy? Przecież istnieje całkiem duże prawdopodobieństwo, że Amberly nie ma recesywnego genu jasnych włosów, że nie mieli go nawet jej przodkowie (może po części Indianie?). Oczywiście, wśród potomków hiszpańskich kolonizatorów były osoby jasnowłose, nie wspominając już o Holendrach w Ameryce Środkowej, ale opisy królowej wskazują raczej na osobę o na wskroś południowym typie urody, może z domieszką krwi indiańskiej?
Wątek z Daphne jest żenujący. Cass postanowiła chyba na siłę obrzydzić ją czytelnikom. A rysunki? Welp, widać, że "Rywalki" są skierowane do mentalnych disnejowskich księżniczek.
Amberly ma czarne włosy i oliwkową karnację, co miała po niej odziedziczyć Edzia, Maxon jest podobny do ojca. Cass najwidoczniej naprawdę sądzi, że genetyka działa tak losowo, jak w "The Sims". XD
UsuńJakie ładne podwójne standardy Maksia.
OdpowiedzUsuńOjciec daje mu spinki do mankietów "w zeszłym roku też to dostałem. buuu!"
Matka nie daje mu nic "Jaka kochająca i dobra matka, zawsze wie co mi dać".
Chociaż ja też nie lubię na święta dostawać ubrań...
I niesamowicie podoba mi się wizja Maxona występującego publicznie w sukni i diademie. To trzeba narysować (czego ja się nie podejmę bo moja umiejętność rysowania ogranicza się do patyczaków).
Fajnie,że znowu piszecie! Brakowało mi Was!
OdpowiedzUsuńCałkiem miły ten fragment,bywało gorzej. I król jest!
Najwyższy czas, żebyś zaczął podejmować jakieś prawdziwe decyzje, Maxonie. Dobre decyzje -święte słowa,panie dobrodzieju.
Dafne na początku jest ok,a potem robi się sfochowana i niemiła, ta scena w ogóle nie jest chyba zbyt potrzebna?
Ale Max zachowuje się miło.
Ale fajnie móc znowu Was czytać!
Chomik
Maryboo, Beige - cudownie, że powracacie :)
OdpowiedzUsuńJesteście absolutnie najlepsze, tak dobre, że gdyby to były Stany Zjednoczone, to na południu byłybyście zakazane a w całej reszcie objęte zakazem czytania przez ludność w wieku poniżej 21 lat <3
Jak dobrze, że i tak mieściłabym się w limicie. ;)
UsuńClarkson powraca, yay! :D
OdpowiedzUsuńTylko jedno pytanie/mała uwaga dotyczące tego fragmentu:
"Ponieważ Daphne była córką króla Francji, (...)"
Patrz mój komentarz wyżej,(...).
" – Nie możesz odpowiadać na wszystkie pytania sarkastycznie. (...)"
Ta druga rozmowa brzmi dla mnie trochę, jakby to Daphne tak mówiła do Maksia, ale on rozmawia z ojcem, tak?
A foch Maksia, że ojciec daje mu na urodziny spinki do mankietu jest wspaniały : D
Maxon nie rozmawia z Daphne w 1 rozdziale, obserwuje ją tylko z daleka. Jego przemyślenia są wtrącone w konwersację z Clarksonem.
UsuńMaryboo
Nowa analiza *__* Stęskniłam się z Waszymi tekstami, dziwczyny. ;)
OdpowiedzUsuńClarkson jest idealnym królem, zwłaszcza jak go porównać z Edzią i Maxonem.
Daphne - wtf? A ja byłam przekonana, że Maxon i Daphne regulanie flirtowali i się całowali..? coś pomyliłam. ;/
Amberly i jej "prezent" - to w zasadzie smutne.
Dużo cierpliwości w analizowaniu życzę,
Adria ;)
Stesknilam sie i za Clarksonem i nad waszymi peanami na jego czesc <3 ilustracje sa koszmarne, tekst Maksia o calowaniu wzbudzil we mnie takie obrzydzenie, ze sie az otrzepalam. wiecej <3
OdpowiedzUsuńTen fragment o pijanym dygnitarzu Federacji Niemieckiej miał chyba na celu wprowadzenie "brutalnego realizmu" do tej lukrowanej powieści, ale efekt wyszedł dosyć groteskowy :D
OdpowiedzUsuńJeeej! Analiza! Nawet nie wiedziałam jak bardzo stęskniłam się za wami i za Cassolandem, tym sprzed opowieści o Edzi (które, choć zabawne, nie dostarczały tak niesamowitej dawki rozrywki jak perypetie Amisi, Maksia i Ośrodka). Ach, zapawiada się cudowna zabawa z przebywania w głowach truloverów naszego rudowłosego Dobrego Mzimu :)
OdpowiedzUsuńWspaniale, że znów analizujecie! :)
Scha
Głupio się tak reklamować, ale jako że jestem wierną czytelniczką Waszych analiz od czasów "Zmierzchu", podczas przygody z Amisią i Maksiem nawet zdobyłam się na odwagę czasem komentować i przyznam szczerze, dziewczyny, że Wasza działalność jest bardzo inspirująca, więc ten...
OdpowiedzUsuńJeśli kogoś interesują analizy w wykonaniu bardzo amatorskim, zapraszam na analizę serii "Dary Anioła". Będzie tajne stowarzyszenie jeszcze bardziej cool niż Nieustraszeni z "Niezgodnej" i bohaterka o równie czarującej osobowości, co America Singer. xD
http://dary-altorki.blogspot.com/
Wait, kim była Natalie i dlaczego tańczyła na stole? Bo chyba mi umknęło to gdzieś. Ja pamiętam tylko wspomniany epizod z Sylwestra kiedy matka Amisi tańczyła w fontannie czy coś takiego.
OdpowiedzUsuńNatalie była pozbawioną charakteru członkinią Elity, która tańczyła na stole chyba wtedy, gdy podejmowano włoskich gości i było udane przyjęcie. xD
UsuńO! Grazie mille xD ciężko zapamiętać tak wiele podobnych, anonimowych i pustych twarzy w tej serii choć przewijają się dosłownie cały czas...
UsuńNatalie w sumie znana jest z tego, że jest tą papierową kartką bez żadnej cechy w domyśle, która zabrnęła najdalej w Eliminacjach, nawet jej odpowiednik na Eliminacjach Edzi odpadł prędzej. XD
UsuńMam poważne pytanie. Znalazłam w odmętach internetów OPKO wydane drukiem. OPKO O TOKIO HOTEL. WYDANE. DRUKIEM. Zwie się to ostatnia spowiedź, imiona bohaterów oczywiście pozmieniane, ale ... ale ... ale ... Błagam, jeśli jest choć 1/10000 szansy, że się za to weźmiecie, dajcie mi nadzieję.
OdpowiedzUsuńPóki co nie mamy żadnych planów dotyczących po-Cassowych analiz.
UsuńClarkson, jak ja tęskniłam! Po "Następczyni" i "Koronie" w jednym analizkowym ciągu okazał się zbawieniem. Jedyna ostoja jakiejkolwiek logiki w Cassolandzie. Thanks Obama! Thanks Clarkson!
OdpowiedzUsuńPatrząc na ilustracje zastanawiam się co te wszystkie dziewczyny widziały w Maxiu? Nawet jeśli ktoś może mieć typ przylizanego chłopięcia trzymanego pod szczelnym kloszem, ale że cały naród? Wcześniej jeszcze jako tako go sobie wyobrażałam, na widok tych ilustracji przychodzi mi na myśl tylko "Człowieku, powiedz mamie, że nie masz już ośmiu lat!".
A mam jeszcze małą rozkminę. O ile się nie mylę (jeśli jednak, proszę mnie poprawić), ale w którejś z pierwszych części Maxiu przyznał, że nie miał styczności ze środowiskiem poza pałacem, a tutaj na przyjęciu na pewno musiały być jakieś dwójki, jakby do pałacu zaglądali tylko inni monarchowie przyjęcie byłoby o wiele mniejsze. Prawdopodobnie pojawiały się tam jakieś zasłużone dwójki, a skoro już pojawiali się na tym przyjęciu, musieli rozmawiać między sobą o sprawach różnych i różniejszych. Zakładając, że nie było wśród nich potencjalnych idiotów, którzy narzekaliby na panującego miłościwie króla, prawdopodobnie było wśród tych rozmów coś życiowego. Maxiu jednak ciągle się zachowywał, jakby miał kontakt jedynie ze swoimi rodzicami, pokojówkami i gwardzistami, których zapewne obowiązywał pewien sztywny protokół zwracania się do księcia. Opcje są dwie: Maxiu albo na czas przyjęć dostawał głuchoty selektywnej albo przed wpuszczeniem go na salę nakazywano gościom pierdolić o ułożeniu sztućców i odcieniach obrusów, żeby książę przypadkiem nie dowiedział się jak wyglądają relacje międzyludzkie i świat poza pałacowymi murami. Cass nie pomyślała, że tworząc socjalną amebę słabo będzie wrzucić ją na przyjęcie odbywające się przed właściwą akcją?
Generalnie sprawa wygląda też tak, że kasta Dwójek jest nam przedstawiana jako dziwnie zUa - mamy w trylogii właściwej tylko dwie dwójki, Celeste i Bariel, obie są Scary Sue, więc nie zdziwiłabym się, gdyby według Cass Dwójki w ogóle nie myślą i nie rozmawiają o prozie życia, braku cytryn do herbaty i tym podobnych.
Usuń