Dziś
także dodaję nieco wcześniej, tym razem przyciśnięta sesją.
Rozdział 15
Kolejny
rozdział „Rywalek” rozpoczyna się ubolewaniem Amisi, iż z
powodu niezwykle ciasnej sukni musiała spożyć skromniejszy niż
zwykle obiad. Po posiłku dziewczyna udaje się do sypialni i wygania
stamtąd pokojówki, tłumacząc, że niedługo odwiedzi ją książę
i pragnie zostać z nim sam na sam. Aby skrócić sobie mękę
oczekiwania, America oddaje się rozmyślaniom na temat Marlee (dobry
materiał na przyjaciółkę), Maxona (jest dżentelmenem, ale
kompletnie nie wie, jak się zachować w sytuacjach wykraczających
poza sztywne bariery savoir-vivre'u) oraz pozostałych uczestniczek:
Potem pomyślałam o dziewczętach,
które udawały wszystkie uczucia i zaczęłam się zastanawiać, czy
Maxon umiałby się na tym poznać.
Americo,
wiem, że jesteś Specjalnym Płatkiem Śniegu i chodzącym ideałem,
ale czy mogłabyś mi wyjaśnić, skąd się bierze twoja
niezachwiana pewność, że pozostałe kandydatki to podstępne
intrygantki które przyłączyły się do gry wyłącznie dla korony?
Bo widzisz, jak na razie wiemy wyłącznie o jednej damie, która
traktuje domostwo Maxona jako wygodny hotel, w którym można się
schować przed byłym i jednocześnie nażreć do syta – i jesteś
nią TY.
Ami
wspomina swojego byłego:
Aspen. To imię, ta twarz i te
wspomnienia napłynęły tak szybko, że z trudem je ogarniałam. Co
teraz robił? W Karolinie zbliżała się już godzina policyjna, ale
jeśli miał pracę, pewnie jeszcze nie wrócił do domu.
Gratuluję,
to bardzo rozsądne z jego strony. Jestem pewna, iż pani Leger
będzie wniebowzięta gdy zamiast Aspena z dniówką zastanie na
progu domu przedstawiciela służb oznajmiającego jej, że
najstarszy syn wybiera się na przymusowe wakacje do karceru.
A może umówił się z Brenną albo
jakąś inną dziewczyną, z którą postanowił spędzać czas,
ponieważ ze sobą zerwaliśmy. (...)
Popatrzyłam na słoiczek, wzięłam
go do ręki i przyjrzałam się samotnej jednocentówce w środku.
– Też się tak czuję –
wyszeptałam.
...Czujesz
się jak moneta zamknięta w słoiku? Skarbie, może lepiej spytaj
Maxona, czy mają w pałacu jakiegoś terapeutę.
Czy byłam głupia, zatrzymując tę
pamiątkę?
No, jakby ci
to...mądre to nie było, ale w obliczu tego, co będziesz regularnie
odwalać przez następne dwa tomy obdarzanie czułościami pieniążka
ujdzie w tłumie.
Jednocentówka w słoiczku, którą
pewnego dnia pokażę mojej córce, opowiadając o moim pierwszym
chłopaku – tym, o którym nikt nie wiedział.
Chciałabym to
zobaczyć.
- Mamusiu,
dlaczego trzymasz jednocentówkę w słoiku?
- Och, to
pamiątka po chłopcu, z którym nie łączyło mnie nic poza
zwierzęcym pociągiem i który rzucił mnie, gdy ośmieliłam się
przygotować mu posiłek za własne pieniądze.
Szczęśliwie,
dalsze rozmyślania przerywa pojawienie się księcia.
– Gdzie się podziały twoje
pokojówki? – zapytał, rozglądając się po pokoju.
– Poszły. Odsyłam je, kiedy
tylko wracam z obiadu.
– Codziennie?
– Oczywiście. Potrafię się sama
rozebrać.
Dobre Mzimu: 10
Maksio wyraża
rozbawienie takim doborem słów, po czym prosi Americę, by
narzuciła na siebie coś ciepłego i ruszają na spacer (spoiler:
spacer odbędzie się w niesławnym ogrodzie. Najwyraźniej Maxon
jest utajonym masochistą i liczy na powtórkę z rozrywki). Chłopak
żartuje, że jeśli Amisia dalej będzie odsyłać pokojówki przy
pierwszej lepszej okazji, to ustawi pod jej drzwiami strażnika. Nie
pytajcie, co ma piernik do wiatraka – być może służące to w
rzeczywistości zakamuflowani ochroniarze. Idąc przez pałac nasze
gołąbeczki natykają się na Celeste i dwie inne kandydatki.
Dziewczyny dygnęły i poszły
dalej. Popatrzyłam za nimi, kiedy wchodziły na schody. Emmica i
Tina sprawiały wrażenie zaciekawionych i byłam pewna, że za kilka
minut opowiedzą o tym pozostałym. Jutro na pewno zostanę dokładnie
przepytana. Celeste piorunowała mnie spojrzeniem i z pewnością
uznała, że wyrządziłam jej osobisty afront.
Queen (Bee) Wannabe: 11
Spojrzałam przed siebie i
powiedziałam pierwszą rzecz, jaka mi przyszła do głowy:
– Mówiłam, że te dziewczyny,
które przeraziły się atakiem, będą chciały zostać.
Bo to nie ludzie.
To roboty.
Kochani, wiem, że
po ostatnim ataku rodem ze skeczu Monty Pythona ciężko dojrzeć
jakiekolwiek zagrożenie w działaniach rebeliantów, ale wierzcie mi
– niedługo zacznie się robić nie tylko zabawnie, ale i
przerażająco. Przy czym, podobnie jak u Meyer, owa groza będzie
kompletnie niezamierzona; Cass, niczym typowa aŁtoreczka, nie
analizuje bowiem tego, co wychodzi spod jej palców. Wystarczy
powiedzieć, ze cierpiąca na PTSD Lucy jest bodajże jedyną
nieupośledzoną emocjonalnie jednostką w domostwie rodziny
Schreave.
Nie byłam pewna, kto prosił o
wypuszczenie do domu, ale plotki głosiły, że jedną z tych osób
była Tina, która zemdlała podczas ataku. Ktoś inny wspominał o
Bariel, ale wiedziałam, że to musi być kłamstwo – dopiero po
jej zimnym trupie zdołaliby jej wydrzeć z rąk wyimaginowaną
koronę.
Oczywista. Wszak
stanięcie oko w oko z wizją brutalnej śmierci z rąk pozbawionych
skrupułów zamachowców jest niczym wobec mocy Scary Sue;
niepodobna, aby ktokolwiek przewartościował swoje priorytety w
obliczu rychłego zgonu. Po raz kolejny, Americo – nie mierz
wszystkich swoją miarą.
– Nie masz pojęcia, jaka to była
dla mnie ulga – przyznał szczerze Maxon.
(…)
– Sądziłam, że byłoby to dla
ciebie korzystne – powiedziałam, kiedy zeszliśmy na parter i
wreszcie odzyskałam równowagę. – To przecież okropnie trudne,
wybrać jedną dziewczynę z takiej gromady. Jeśli zbieg
okoliczności pozwala odsiać niektóre, czy to nie ułatwia sprawy?
To całkiem
logiczne spostrzeżenie. Chcecie wiedzieć, co na to Maxon?
* wzdycha*
Zapewniam Was, że NIE chcecie.
– Możliwe, ale zapewniam cię, że
ja tak na to nie patrzę. – Sprawiał wrażenie lekko dotkniętego.
– Dobry wieczór panom – przywitał się z gwardzistami, którzy
błyskawicznie otwarli przed nami drzwi do ogrodu.
He he, ciekawe, czy
na widok Ameriki któryś wsunął mu dyskretnie do kieszeni ulotkę
z instrukcją jak należy się zachować w przypadku napaści.
– Nie rozumiem – przyznałam,
kiedy prowadził mnie w kierunku ławki, „naszej” ławki, a potem
pomógł mi usiąść twarzą w stronę świateł pałacu.
Już chciałam
napisać, że przecież Ami sprzedała Maxonowi kopa w klejnoty na
stojąco, ale przypomniałam sobie, że ławka była mimowolnym
świadkiem kociokwiku Amisi podczas pierwszej nocy w pałacu.
...Cholera, ten
ogród jest przeklęty.
– Może po prostu sobie
pochlebiam, myśląc, że jestem wart podjęcia jakiegoś ryzyka. Nie
chodzi o to, że komuś bym tego życzył – wyjaśnił szybko. –
Nie to mam na myśli. Po prostu… nie wiem.
Ja też nie wiem.
Nie wiem, co powiedzieć. Kochani, pozwólcie, iż usunę Cassofiltr
i przetłumaczę Wam, co tak naprawdę jest tu napisane:
Maxon właśnie
stwierdził, iż jego potencjalny lachon powinien dać mu dowód
miłości po jednej pięciominutowej rozmowie. Nie musi
zaraz z nim zlec; wystarczy, by w imię uczucia kandydatka wyraziła
chęć nieustannego narażania zdrowia i życia.
...Chłopie, wiesz,
że jesteś marnym kandydatem na męża, jeśli Edward Cullen zaczyna
przy tobie wyglądać na osobnika o wyważonych poglądach w kwestii
relacji damsko-męskich.
Czy wy nie widzicie, ile ja
ryzykuję?
No...nie.
– Szczerze mówiąc, nie.
Widzisz, co
narobiłeś, Maxon? Przez ciebie zaczynam zgadzać się z Americą.
Masz tu swoich rodziców, którzy
mogą ci udzielać rad, a my dostosowujemy się do twojego planu
zajęć. Wszystko w twoim życiu przebiega tak jak dawniej, podczas
kiedy nasze życie zmieniło się z dnia na dzień. Co takiego ty
mógłbyś ryzykować?
Uwaga, moi drodzy.
Czas na listę skarg i zażaleń Małego Księcia.
– Ami, może i mam tu rodzinę,
ale wyobraź sobie, jak okropnie krępujące jest, kiedy rodzice
obserwują każdy twój krok na randce. Nie tylko rodzice, cały
kraj!
Guzik prawda.
Starzy nie wtrącają się w twoje życie uczuciowe (przynajmniej nie
na tym etapie) i nikt, a już na pewno nie tłuszcza, nie obserwuje
cię podczas romantycznych schadzek.
Co gorsza, trudno to nawet nazwać
prawdziwymi randkami.
Na
razie byłeś waćpan wyłącznie na kilku (nie, sparring w ogrodzie
się nie liczy) i z tego, co w swoim czasie usłyszymy przynajmniej
jedna z nich jak najbardziej przypominała prawdziwą randkę, więc
nie bardzo rozumiem, na co się właściwie skarżysz, kochasiu.
Kiedy nie jestem z wami, pracuję
nad strategią wojenną, przygotowuję prawa, przeglądam budżety…
ostatnio muszę to robić sam, podczas gdy mój ojciec patrzy, jak
popełniam głupie błędy, ponieważ nie mam jego doświadczenia. A
potem, kiedy jak zwykle zrobię coś, czego on by nie zrobił,
przychodzi i mnie poprawia.
BRAWA DLA KRÓLA
CLARKSONA. TRZYMAM Z WASZĄ WYSOKOŚCIĄ.
Jak część z Was
zapewne wie, swojego czasu Clarkson stanie się jedną z najbardziej
kuriozalnych postaci tej serii; nim jednak nastąpi ten moment, czuję
się w obowiązku bronić władcy Illei.
Owszem – z
Clarksona jest dupa, nie strateg, skoro od ponad dwóch dekad pozwala
rebeliantom wpraszać się na herbatę w regularnych odstępach
czasu. Ale wiecie co? Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na
to, że Maxon może i będzie łaskawy dla swych poddanych, ale pod
jego rządami kraj lada moment pogrąży się w kolejnym kryzysie.
Naprawdę, na
przestrzeni tej książki dostaniemy multum dowodów na to, że
Maksio jak mało kto nie nadaje się na króla. Chłopak ma wyraźne
problemy z logicznym rozumowaniem, nie potrafi postawić na swoim i w
dodatku nie ma pojęcia, jak naprawdę wygląda życie w państwie
którym kiedyś przyjdzie mu władać. Biorąc to wszystko pod uwagę,
nie mam w sobie ani grama współczucia dla szanownego księcia.
Maxon? To bardzo przykre, że tatuś nie gładzi cię po główce za
każdym razem gdy robisz głupotę, powtarzając, że następnym
razem z pewnością pójdzie ci lepiej. Ale tak się składa, że NIE
BĘDZIESZ miał możliwości wciśnięcia 'replay' podczas
sprawowania samodzielnych rządów. Każda błędna decyzja dotycząca
działań na froncie czy planów budżetowych zemści się nie tylko
na tobie, ale i na Illei i jej mieszkańcach. Zamiast marudzić,
przysiądź fałdów i daj ojcu powód, by dla odmiany mógł cię
pochwalić.
– Myślisz, że moje życie się
nie zmieniło? Jak uważasz, jakie mam szanse znaleźć wśród was
prawdziwą partnerkę? Będę miał szczęście, jeśli uda mi się
wybrać dziewczynę, która zdoła wytrzymywać ze mną przez resztę
życia.
No już tak nie
kokietuj, pomijając brak kręgosłupa nie jesteś znowu taki
najgorszy.
A jeśli już ją odesłałem do
domu, ponieważ oczekiwałem jakiejś iskry, która się nie
pojawiła?
Tak strasznie,
całkowicie, dogłębnie mi ciebie nie żal, misiu. To się nazywa
„karma”.
A jeśli ona czeka tylko, żeby mnie
opuścić, kiedy pojawią się pierwsze przeciwności losu?
No to ma
przerypane, bo bez twojej zgody nie będzie mogła nawet udać się z
wizytą do rodziny. Maxon, do diabła, przestań przedstawiać siebie
w roli ofiary. Trzeba naprawdę niewiarygodnej umysłowej gimnastyki
by uznać, że to TY jesteś tu na przegranej pozycji.
A jeśli w ogóle nikogo nie
wybiorę? Co wtedy mam zrobić, Ami?
Nie, kochaneczku,
tak dobrze to nie ma; musisz sobie znaleźć żonę, takie jest
prawo. W ostateczności wybierzesz tak zwane „mniejsze zło”.
Owszem, mało to optymistyczne, ale po raz kolejny: to Maksio będzie
kiedyś zarządzał całym tym cyrkiem. Jeśli będzie chciał,
sprowadzi sobie do pałacu tuzin kochanek i nikt nie będzie miał
prawa powiedzieć mu złego słowa; królowa natomiast już do końca
życia będzie uzależniona od humorów drogiego małżonka.
No i pomijając już
wszystko – Maxon, masz na wyłączność trzydzieści pięć (no
dobrze, dwadzieścia siedem, ale to już tylko i wyłącznie twoja
wina) kobiet. Eliminacje, jak wspominał Zły Urzędnik, będą trwać
ile tylko zapragniesz, ok kilku dni do kilkunastu lat. To daje
naprawdę ogromne możliwości znalezienia odpowiedniej partnerki.
Możesz obserwować dziewczyny na co dzień, widzieć, jak radzą
sobie w stresujących lub niebezpiecznych sytuacjach; możesz
poświęcić całe miesiące na odkrywanie, czy macie podobne
poczucie humoru lub poglądy na tematy natury światopoglądowej czy
etycznej. Nic cię nie ogranicza, nie masz żadnej konkurencji i
bardzo niewiele innych obowiązków. Właściwie całe twoje obecne
życie może zostać podporządkowane szukaniu idealnej partnerki.
Kandydatki nie mają
podobnej swobody. Gdyby nie nagła zmiana zasad, dziewczyny nie
miałyby możliwości opuścić pałacu na życzenie; oznacza to, iż
nawet gdyby któraś z nich uznała po kilku tygodniach, że jednak
nie jesteś w jej typie i sama wizja korony to dla niej za
mało...cóż, pozostało by jej tylko się modlić, byś nie uznał
jej za świetny materiał na przyszłą królową.
To nie Schreave
znajduje się na przegranej pozycji w tej rozgrywce, oj nie.
Naprawdę chciał wiedzieć, co ma
zrobić, jeśli żadna z dziewcząt nie okaże się osobą, którą
mógłby pokochać.
Cóż, przez całe
wieki członkowie monarchii nie mieli zbyt wiele do powiedzenia w
kwestiach zamążpójścia – i de facto sytuacja ta nie
uległa zmianie w przypadku illeańskich księżniczek. Maxon, ze
swoimi dwudziestoma siedmioma alternatywami, ma jak na
błękitnokrwistego naprawdę obłędny wybór.
A chociaż nie wyrażał tej obawy
wprost, jeszcze bardziej niepokoił się, że żadna nie pokocha
jego.
Och, może nie
będzie tak źle. W ostateczności weźmie sobie chłopina taką,
która będzie mu okazywać sympatię i przywiązanie. Pewnie, że
każdy wolałby spędzić resztę życia z Prawdziwą Miłością,
ale w świecie, w którym nadal świetnie się mają zaaranżowane
małżeństwa trzeba umieć doceniać każdy drobny uśmiech losu,
jak choćby możliwość związania się z kimś, kogo autentycznie
lubimy. I znów – kto wam zabroni, po obowiązkowym spłodzeniu
potomstwa, prowadzić życie w tzw. wolnym związku?
Amisia pociesza
księcia i zapewnia go, że wśród kandydatek na pewno czeka na
niego ta jedyna. Wyraża też nadzieję, że Maxonowi przypadnie do
gustu Marlee, ale ten nie wydaje się być zachwycony przyjaciółką
Ameriki.
– Coś nie tak? Nie lubisz
słodkich dziewczyn?
– Nie, skąd. Słodkie są urocze.
To
zabrzmiało...dziwnie.
Amisia rozgląda
się niespokojnie na boki; Maxon zapewnia ją jednak, że nigdzie w
okolicy nie ma kamer.
-Jesteśmy sami, widzi nas tylko
gwardzista przy drzwiach. – Maxon wskazał mi samotną sylwetkę
oświetloną blaskiem latarni przy pałacu. Miał rację, nikt nie
poszedł za nami, a w oświetlonych oknach nie było widać żadnych
sylwetek.
Przyszły władca
kraju udaje się na spotkanie z laską, która kilka dni wcześniej
podniosła na niego rękę, a ochrona nie uznaje za stosowne wysłać
jakichkolwiek ludzi, którzy dopilnowaliby, by tego rodzaju incydent
już nigdy się nie powtórzył. Aha.
Ami zdradza, że
nie lubi być w centrum uwagi (oczywiście!), ale Maxon prędko
pozbawia ją złudzeń:
– Musisz do tego przywyknąć.
Kiedy stąd wyjedziesz, będziesz obserwowana przez resztę życia.
Moja mama nawet teraz opowiada o dziewczynach, które poznała
podczas Eliminacji. One wszystkie nadal są uważane za ważne
osobistości.
Eee...nie. Na
przestrzeni serii nigdy nie słyszymy, by byłe lub obecne odrzucone
kandydatki były w jakikolwiek sposób obecne w życiu publicznym.
Tak, zdobywają dobre partie i tabloidy interesują się ich losem
przez kilka tygodni od momentu opuszczenia pałacu, ale to wszystko.
Maxon patrzył na mnie ze
współczuciem, ale musiałam odwrócić głowę. Na nowo
uświadomiłam sobie, ile kosztuje mnie ta głupia rywalizacja, że
moje zwykłe życie nigdy już nie wróci. To było niesprawiedliwe…
* wzdycha ciężko
*
Maxon zadaje Amisi
niegłupie pytanie – skoro, pomijając dobre jedzenie, jest
ewidentnie nieszczęśliwa w roli kandydatki na królową, to
dlaczego po prostu nie wypisze się z Eliminacji?
– To po prostu kolejna historia o
nieszczęśliwej miłości, nic nadzwyczajnego ani ekscytującego.
Możesz mi wierzyć. – Proszę, nie naciskaj na mnie. Nie chcę się
rozpłakać.
Kochani, włączcie
najsmutniejszą piosenkę, jaka znajduje się na Waszej playliście.
Czas na historię miłosną Aspena i Ameriki!
– W świecie tam na zewnątrz –
wskazałam wysokie mury – wyższe klasy opiekują się niższymi,
przynajmniej czasem. Mój ojciec zna trzy rodziny, które kupują od
niego co najmniej jeden obraz rocznie, a ja znam rodzinę, która
zawsze wynajmuje mnie, żebym śpiewała na przyjęciu
bożonarodzeniowym. To nasi dobroczyńcy, rozumiesz? A my byliśmy
kimś w rodzaju dobroczyńców dla jego rodziny. Szóstek.
Wiecie co? Te kasty
naprawdę, ale to naprawdę nie mają sensu. Z logicznego punktu
widzenia, to Piątki powinny znajdować się na samym dole drabiny.
Kelnerka czy ogrodnik może i nie zarabiają majątku, ale mają
przynajmniej szansę na stałe zatrudnienie. Co natomiast zrobiłaby
rodzina Amisi, gdyby nie było popytu na akwarele taty Singera?
Artyści w świecie Cass są uzależnieni od szczodrości innych, a
ta na pstrym koniu jeździ. Jeśli trzy rodziny w Karolinie
rokrocznie kupują przynajmniej jeden obraz rocznie od Shaloma, to
wnet skończy im się miejsce na ścianach. Możemy oczywiście
założyć, że to filantropi, którzy po zakupie od razu wstawiają
dzieło do piwnicy, ale czy w takim układzie naprawdę mieliby chęci
co dwanaście miesięcy wyrzucać majątek na zbędne malowidło? I
tak, to musi być majątek, skoro w chudych latach ojcu Ami udaje się
sprzedać zaledwie trzy obrazy, a mimo tego stać ich na popcorn,
kosmetyki dla małolat i cytryny.
No i druga kwestia
– dlaczego to PIĄTKI zatrudniają szóstki do brudnej roboty? Skąd
biorą na to zaskórniaki, skoro zdaniem Amisi sami stoją na skraju
ubóstwa? Czy nie byłoby logiczniejszym, gdyby tata Singer swojego
czasu szepnął na ucho znajomym Trójkom lub Dwójkom, że zna
pewnego chłopaka, który za niewielką sumę wypucuje im mieszkanie
na błysk?
Jak mała Kiera wyobraża sobie...:
30
Okazuje się, iż
Ami zna Legera od dziecka, kiedy to chłopak zwykł się bawić z jej
bratem.
Mój starszy brat, Kota, jest
artystą plastykiem, tak jak mój ojciec. Kilka lat temu udało mu
się sprzedać za ogromną sumę metalową rzeźbę, nad którą
pracował wiele lat. Niewykluczone, że o nim słyszałeś.
A niech to, czas na
literacką matrioszkę. Przerywamy na chwilę Love Story, aby
przybliżyć wam postać Koty. Ale nie wyłączajcie smutnego
podkładu muzycznego, jeszcze nam się przyda.
– Naprawdę cieszyliśmy się z
sukcesu Koty, włożył mnóstwo pracy w to dzieło. Poza tym wtedy
bardzo potrzebowaliśmy tych pieniędzy, więc rodzina nie posiadała
się ze szczęścia. Ale on zatrzymał całą sumę dla siebie. Ta
jedna rzeźba stała się początkiem jego kariery, ludzie dzwonili
codziennie, żeby zamówić jego prace. Teraz ma kilometrową listę
oczekujących nabywców i żąda astronomicznych sum, bo może sobie
na to pozwolić. Myślę, że trochę się uzależnił od tej sławy.
Piątki rzadko zostają w ten sposób zauważone.
(…)
– Tak czy inaczej, kiedy zaczęły
spływać zamówienia, Kota postanowił się od nas odciąć. Moja
starsza siostra właśnie wyszła za mąż, więc straciliśmy jej
dochody. A potem Kota zaczął dużo zarabiać i wyprowadził się z
domu.
(…)
– Zatrzymał pieniądze dla
siebie… Chciał się wkupić do wyższej klasy?
Skinęłam głową.
– Postawił sobie za cel zostanie
Dwójką. Gdyby wystarczało mu bycie Trójką lub Czwórką, mógłby
sobie kupić odpowiedni tytuł i wspomagać nas, ale on ma na tym
punkcie prawdziwą obsesję. To naprawdę głupie, opływa we
wszelkie luksusy, a zależy mu na tej przeklętej klasie. Nie uspokoi
się, dopóki tego nie zdobędzie.
Maxon potrząsnął głową.
– To może mu zabrać całe życie.
– Jeśli tylko wyryją mu na
nagrobku, że był Dwójką, to chyba reszta go nie obchodzi.
Jedna kwestia, nim
skupimy się na postaci Koty.
Cass, skoncentruj
się. Popatrz na mnie. Przez całą serię dajesz nam do zrozumienia,
że wyższa kasta = wyższe zarobki. Kota już jest bogaty...więc PO
CO stara się wkupić do Dwójek?!
* wali głową w
biurko * O co, u diabła, chodzi w tym całym systemie?! Jaki jest
sens awansowania do wyższej klasy, jeżeli tak czy siak jest się
zamożnym? W Illei kasty nie wiążą się z ŻADNYMI przywilejami.
Gdyby jeszcze chodziło o możliwość wstępu do specjalnych klubów,
kupowania luksusowych artykułów...Ale tu panuje pełna symbioza:
jesteś bogaty, więc jesteś Dwójką, jesteś Dwójką, więc
jesteś bogaty. Jedynym przywilejem wyższych grup społecznych jest
fakt, że mogą dostać lepiej płatną robotę – DLACZEGO
popularny rzeźbiarz Singer
w ogóle ma aspiracje wspięcia się po drabinie społecznej?!
Jak mała Kiera
wyobraża sobie...: 31
A teraz wracamy do brata Ameriki.
Widzicie, to właściwie już ostatnia znacząca wzmianka o Kocie w
tym tomie. Cass poświęci mu zaledwie jeden króciutki fragment w
„Elicie”, a później...a później nadejdzie „Jedyna” i wraz
z nią jeden z najbardziej pożałowania godnych wątków w tej
serii.
Naprawdę, naprawdę chciałyśmy z tym poczekać do „Elity”, ale
po prostu nie mogę przepuścić powyższemu akapitowi.
Kochani, pamiętacie może Kajusza ze „Zmierzchu”? Kyle'a z
„Intruza”? Pamiętacie, co łączyło te postacie? Były złe, w
takim uroczo kreskówkowym, charakterystycznym dla Meyer stylu.
Uwierzcie mi na słowo – w porównaniu z czarnymi charakterami
autorstwa Cass, ci dwaj byli głęboko frapującymi bohaterami o
niejednoznacznych motywach i skomplikowanej psychice. Kajusz, było
nie było, zajmował się wszak pilnowaniem porządku wśród
wampirzej społeczności; Kyle miał narzeczoną, którą kochał i
brata, z którym się droczył.
Źli u Cass? Są źli. Tak po prostu. To jedyny cel i sens ich
istnienia; oddychają złem i zło napędza wszystkie ich działania.
Jedyne, czego im brakuje, to wąsów, które mogliby złowieszczo
podkręcać podczas swoich złych przemów. W trylogii poznamy kilka
takich postaci; pierwszą z nich widzimy powyżej.
Dlaczego Kota nie pomaga swojej – ekhm, ekhm – „ubogiej”
rodzinie? Ponieważ jest zepsuty, chciwy i zły. Dlaczego chce zostać
Dwójką? Patrz wyżej. I, jak już wspomniałam, to dopiero początek
góry lodowej.
Niniejszym przedstawiamy zatem kolejną kategorię:
KONKURENCJA
DLA KAJUSZA.
Konkurencja
dla Kajusza: 1
– Rozumiem, że oddaliliście się
od siebie?
Westchnęłam.
– Teraz tak, ale początkowo
myślałam, że może to jakieś nieporozumienie, że Kota się
wyprowadza, ponieważ chce się usamodzielnić, a nie odciąć od
nas.
Konkurencja
dla Kajusza: 2
Wracamy do historii miłosnej: kiedy Kota urządzał
pracownię, zatrudnił Aspena, by pomógł mu poukładać graty. Na
miejscu była też America. Gdy ujrzała Legera – po raz pierwszy
od okresu dzieciństwa – z miejsca trafiła ją strzała amora, jak
się wkrótce okazało – z wzajemnością.
Mój głos w końcu się załamał i
uroniłam kilka łez, za którymi od dawna tęskniłam.
– Mieszkaliśmy bardzo blisko,
więc chodziłam codziennie na spacer z nadzieją, że go zobaczę.
Kiedy jego matka przychodziła nam w czymś pomóc, on też się
pojawiał w jakimś momencie. Patrzyliśmy na siebie… nic więcej
nie mogliśmy zrobić. – Chlipnęłam cichutko. – On był
Szóstką, ja Piątką, a poza tym było prawo… i moja matka!
Wpadłaby chyba w furię. Nikt nie mógł się o niczym dowiedzieć.
Romeo i Julia to
przy was małe piki.
– Niedługo potem zaczęłam
znajdować na parapecie niepodpisane liściki, mówiące, że jestem
piękna albo że śpiewam jak anioł. Wiedziałam, że to od niego.
Kiedy skończyłam piętnaście lat, moja mama urządziła dla mnie
przyjęcie, na które została zaproszona jego rodzina. Podarował mi
ukradkiem kartę urodzinową i poprosił, żebym przeczytała ją,
kiedy będę sama. Kiedy w końcu to zrobiłam, w środku nie było
ani życzeń, ani jego podpisu. Tylko słowa: „O północy, w domku
na drzewie”.
Maxon otworzył szeroko oczy.
– O północy? Ale…
– Powinieneś wiedzieć, że
regularnie łamałam prawo dotyczące godziny policyjnej.
Wiecie co? Zróbmy
listę wszystkich wykroczeń i idiotyzmów, których jak na razie
dopuściła się America w obecności Maxona:
przyznanie się
do posiadania sympatii – odhaczone
przyznanie się
do łamania godziny policyjnej – odhaczone
przyznanie, iż
mimo udziału w Eliminacjach nie ma najmniejszej chęci zostania
jego żoną – odhaczone
przyznanie, iż
jest w pałacu tylko dla korzyści materialnych – odhaczone
noszenie
własnych ozdób i biżuterii - odhaczone
podniesienie
głosu na dziedzica tronu – odhaczone
obrzucenie
dziedzica tronu obraźliwymi epitetami w rodzaju „płytki” -
odhaczone
zasugerowanie
dziedzicowi tronu, iż uważa go za gwałciciela - odhaczone
fizyczny atak
na dziedzica tronu – odhaczone.
Czy ktoś może mi
wyjaśnić, co ta ameba jeszcze robi w pałacu?
Karny jeżyk potrzebny od zaraz: 9
– Mogłaś trafić do więzienia –
westchnął, potrząsając głową.
- W zasadzie, co
się odwlecze, to nie uciecze...-dodał po chwili namysłu.
Ami opowiada
Maksowi, że podczas pierwszego spotkania w domku wyznali sobie z
Aspenem miłość i od tego czasu wszystkie godziny policyjne,
rodzicielskie zakazy i różnice klasowe straciły dla niej wszelkie
znaczenie.
- Nie martwiłam się przyszłością,
ponieważ miało znaczenie tylko to, że on mnie kocha… I kochał
mnie, naprawdę mnie kochał…
Popłynęły kolejne łzy, a ja
przycisnęłam ręce do piersi, jak nigdy uświadamiając sobie
nieobecność Aspena.
Dziewczyno, uspokój
się, bo w kategorii „najbardziej melodramatyczna heroina literatury YA”
zaczynasz wyprzedzać Bellę Swan i jej słynną Dziurę pod Cyckiem.
Amisia streszcza
jeszcze Maxonowi pierwsze siedem rozdziałów książki; opowieść
kończy się na scenie zdrady na rynku.
- Dlatego sama myśl o tym, że mam
wrócić do domu i patrzeć na to… Po prostu nie potrafię…
Szlochałam i szlochałam, a Maxon
nie poganiał mnie. W końcu się uspokoiłam na tyle, żeby coś
powiedzieć.
– Maxon, mam nadzieję, że
znajdziesz kogoś, bez kogo nie będziesz mógł żyć. Naprawdę. I
mam nadzieję, że nigdy się nie dowiesz, jak to jest, musieć mimo
wszystko żyć bez tego kogoś.
Zaczynam tęsknić
za naszym starym dobrym odznaczeniem Dramy Llamy.
Maksio, nieborak,
nie wie, jak pocieszyć zrozpaczoną dziewczynę; w końcu decyduje
się na przytulenie, choć nie jest pewien, czy robi to właściwie.
Amisia uspokaja go jednak, że trudno zepsuć tzw. „misiaczka”.
– Ami, obiecuję ci, że zatrzymam
cię tu tak długo, jak to będzie możliwe. Wiem, że oczekują ode
mnie, że ostatecznie zostawię trzy dziewczyny z Elity i wybiorę
spośród nich, ale przysięgam ci, że postaram się ograniczyć do
dwóch i zatrzymam cię aż do końca. Nie zmuszę cię, żebyś
wyjechała, zanim nie będzie to konieczne, chyba że sama
zdecydujesz inaczej.
…
…
…
Maxon? To bardzo,
bardzo miłe z twojej strony. Naprawdę. Jest tylko jeden mały
problem.
Dlaczego to właśnie
America ma otrzymać z twojej strony specjalne traktowanie?
W tym domu jest
jeszcze dwadzieścia sześć innych dziewcząt. Czy spytałeś
którąkolwiek z nich, dlaczego postanowiła wziąć udział w
Eliminacjach? Bo ja mam kilka pomysłów.
Być może Bariel –
ta sama Bariel, z której Amisia regularnie się wyśmiewa –
spędziła noc przed wyborem kandydatek błagając los, by pozwolił
jej się zakwalifikować i tym samym uciec wreszcie od agresywnego
ojca – alkoholika, który tłucze ją za każdym razem, gdy jest na
rauszu.
Może Tina wysłała
zgłoszenie, ponieważ w domu czeka na nią ciężko chory młodszy
brat, którego powrót do zdrowia może zagwarantować jedynie
niezwykle kosztowna operacja. Każdy tydzień spędzony w pałacu to
większa szansa na zebranie na czas odpowiedniej sumy.
Może Emmica od
dziecka marzyła, by zostać królową, ponieważ ma wizję, jak
można polepszyć warunki bytowe Illeańczyków i chce mądrze
zarządzać krajem.
Owszem, zerwanie z
chłopakiem to nic przyjemnego, ale istnieją na świecie naprawdę
większe nieszczęścia oraz bardziej zasadne powody, dla których
wypadałoby zatrzymać w grze konkretne kandydatki.
A już pomijając
to wszystko...pomyślcie tylko: Maxon właśnie wyznał, że bardzo
zależy mu na znalezieniu bratniej duszy i boi się, iż nie ma jej
wśród obecnych w zamku dziewczyn. Co na to Amisia? Opowiada rzewną
historyjkę o swojej Prawdziwej Miłości, dodatkowo podkreślając
fakt, iż nie tylko oddała już serce innemu, ale w dodatku z czysto
egoistycznych pobudek zgłosiła się do Eliminacji, gdzie zajmuje
miejsce które w innym przypadku mogłaby dostać jakaś szczerze
zauroczona Maksiem niewiasta. Doprawdy, nie ma to jak takt i wyczucie
chwili.
– Wiem, że znamy się krótko,
ale jesteś cudowną dziewczyną i nie daje mi spokoju, że tak
cierpisz. Gdyby on tu był, ja… ja… – Sfrustrowany Maxon
potrząsnął głową i westchnął. – Przykro mi, Ami.
Maxon? Mam jeszcze
jedno pytanie.
Co takiego zrobiła
Ami, by zasłużyć na specjalne traktowanie?
Jak ktoś kiedyś
rozsądnie zauważył w komentarzach, cała ta sytuacja wyglądałaby
zupełnie inaczej, gdyby Maksio zaczął pobłażać Ami już po tym,
jak zdążyli się naprawdę zaprzyjaźnić. Ale jak do tej pory ich
relacja składa się z wyzwisk, ataków histerii, oskarżeń oraz
kopniaków. DLACZEGO
Maxon upiera się, by okazywać tej płastudze szczególne względy?!
Znów przyciągnął mnie do siebie,
a ja oparłam głowę na jego silnym ramieniu. Wiedziałam, że Maxon
dotrzymuje danego słowa, więc ulokowałam się wygodniej w
ramionach ostatniego człowieka, przy którym spodziewałabym się
znaleźć pociechę.
Rozdział
16
Następnego ranka obudziłam się z
ciężkimi powiekami, ale pocierając je, byłam szczęśliwa, że
opowiedziałam Maxonowi o wszystkim. To zabawne, że pałac – ta
piękna klatka – okazał się jedynym miejscem, w którym mogłam
otwarcie mówić o swoich uczuciach.
Patrz moje odczucia
zawarte w komentarzu rozdział wyżej.
Dzięki obietnicy Maxona czułam się
tutaj bezpieczna. Całe Eliminacje, w trakcie których Maxon będzie
musiał wybrać jedną z trzydziestu pięciu dziewcząt, były
procesem mającym potrwać tygodnie, a może nawet miesiące. Czas i
własne miejsce były dokładnie tym, czego potrzebowałam, chociaż
nie byłam pewna, czy uda mi się zapomnieć o Aspenie.
Chrzanić to, że
dla Maxona Eliminacje to nie gra, a przełomowy moment w życiu,
kiedy to musi zdecydować z kim zamierza dzielić łoże, radości i
smutki – grunt, iż nasza Mary Sue nie musi się kłopotać
widokiem byłego, bo zaklepała sobie miejsce w czołówce!
Pokojówki nie
pytały mnie o podpuchnięte oczy, postarały się je tylko
zamaskować makijażem. Nie dziwiły się splątanym włosom, tylko
je rozczesały.
Spotkanie Ami i Maxona odbyło się poprzedniego wieczora; jej
opowieść nie mogła zabrać dłużej niż pół godziny. Co takiego
wyrabiała ta dziewczyna, że następnego ranka nie tylko nadal widać
po niej ślady łez, ale w dodatku z niewiadomego powodu ma kołtun
na głowie?
Późnym rankiem byłam gotowa, żeby
zacząć dzień. Była sobota, czyli dzień bez żadnych zajęć
dodatkowych, poza tym, że miałyśmy obowiązek przebywać w
Komnacie Dam.
Wy NIGDY nie macie
żadnych zajęć dodatkowych, nie licząc sporadycznych lekcji
historii i występów w TV. Doprawdy, Eliminacje muszą być bardzo,
ale to bardzo nudnym sportem; większość czasu spędza się w
pokoju z zawistnymi konkurentkami, których główną rozrywką jest
plotkowanie o księciu, koronie, strojach i ozdóbkach (niekoniecznie
w tej kolejności).
America wdziewa
otrzymane od Maxona spodnie i schodzi do Komnaty Dam. Tam czeka już
na nią Marlee, która chce jej powierzyć pewien sekret. No, chce i
nie chce; jak przytomnie zauważa sama zainteresowana, są z Amisią
rywalkami, więc w zasadzie nie powinny dzielić się informacjami,
które ta druga mogłaby wykorzystać na swoją korzyść.
– Ty jesteś taka dobra i ludzie
cię uwielbiają. Wiesz, pewnie uda ci się wygrać… – Marlee
sprawiała wrażenie trochę przygnębionej tą perspektywą.
Dobre Mzimu: 11
America oświadcza jednak, że wie już, iż na pewno nie wygra (ma
przy tym przynajmniej tyle rozsądku, by nie mówić SKĄD to wie) i
że szczerze kibicuje Marlee. Dziewczyny przerzucają się
komplementami, dowiadujemy się, iż Marlee jest „wielkoduszna i
uczciwa”, zaś America „inteligentna i atrakcyjna”
(zwłaszcza to pierwsze, pani Cass. Zwłaszcza to pierwsze).
Pochyliłam głowę. To było miłe,
że miała o mnie tak wysokie mniemanie, ale czułam się trochę
zakłopotana, kiedy ludzie tak o mnie mówili, chociaż… Mama, May,
Marlee… to zaskakujące, ile osób uważało, że byłabym dobrą
księżniczką.
Ten temat poruszymy
szerzej w „Elicie”, ale ja na przykład uważam, iż jesteś
jeszcze gorszą kandydatką na koronowaną głowę niż Maxon – a
to naprawdę o czymś świadczy.
Czy tylko ja dostrzegałam swoje
liczne wady?
Ależ nie, żabko,
nie bój nic! Jestem jeszcze ja, Beige i co najmniej kilkanaście
osób komentujących nasze analizy.
Nie miałam obycia towarzyskiego,
nie potrafiłam wydawać rozkazów i nie byłam najlepiej
zorganizowana. Byłam za to samolubna i okropnie porywcza, a poza tym
nie lubiłam zwracać na siebie uwagi. Na dodatek trudno by mnie
nazwać odważną, a takie stanowisko wymagało odwagi.
No, ale
przynajmniej jest uczciwa.
Przecież o to
właśnie chodziło – nie tylko o małżeństwo, ale o stanowisko.
Nie, żeby ktokolwiek się tym przejmował.
Kochani, zastanówcie się przez chwilę – na czym do tej pory
koncentrowały się Eliminacje? Na sukniach, świecidełkach,
pokojówkach, wywiadach i w końcu na Maxonie. Owszem, zawarcie
związku małżeńskiego to poważna sprawa, ale wszyscy – od
Caesara Flickermana po Silvię – skupiają się przede wszystkim na
tym, iż któraś z kandydatek zostanie żoną Maxona.
Nikt zdaje się kompletnie nie przejmować faktem, że będzie ona
przede wszystkim królową – drugą w kolejności
najważniejszą osobą w państwie, na której barkach spoczywać
będzie współrządzenie Illeą.
Amisia uspokaja przyjaciółkę, że skoro i tak żadna z nich nie
wie, czego właściwie szuka Maksio, to muszą po prostu być sobą i
nie popadać w paranoję; obiecuje też, iż jeśli Marlee będzie ją
wspierać i trzymać za nią kciuki, to ona także będzie życzyć
dziewczynie wszystkiego najlepszego.
Ugłaskana Marlee wyznaje wreszcie swoją wielką tajemnicę: byli z
Maxonem na randce! Okazuje się, iż dzielą wspólna pasję (filmy),
więc książę zabrał ją do sali kinowej mieszczącej się w
piwnicy. Maxon przyrządził nawet popcorn w specjalnej maszynie, ale
spalił pierwszą porcję i musiał próbować drugi raz.
Przewróciłam oczami. Idealnie,
Maxon, po prostu idealnie. Dobrze, że Marlee uznała to za urocze.
A ta co? Z nagła
postanowiła robić za niańkę? Słonko, Maxon mógłby nawet
podpalić chałupę i nie obniżyłoby to jego wartości na rynku
matrymonialnym; to nie on tu bierze udział w wyścigu po błyszczący
diadem.
Później było
jeszcze lepiej: podczas seansu Maxon wziął Marlee za rękę, a na
koniec udali się na spacer. Dziewczyna jest zrozumiale zachwycona i
rozpływa się w zachwytach nad wdziękiem i urodą przyszłego
władcy. Amisia ironicznie komentuje, iż ją osobiście najbardziej
zachwyca jego śmiech, który zdaniem naszej protagonistki przypomina
w swym brzmieniu atak astmy. Marlee nie daje za wygraną i każe Ami
przypomnieć sobie jakieś zalety księcia. Po zastanowieniu się
panna Singer wymienia następujące elementy:
jego
umiejętność patrzenia na otoczenie w taki sposób, jakby widział
w nim czyste piękno
jego całkowite
skupienie na partnerce podczas spotkań
jego ramiona.
Marlee podziela
zachwyt nad ostatnim podpunktem. Dziewczyny zastanawiają się,
dlaczego Maksio tak dba o tężyznę fizyczną, skoro nigdy nie
będzie musiał zasuwać na budowie; przyjaciółka Amisi żartobliwe
sugeruje, iż chłopak na pewno lubi prężyć muskuły przed
lustrem.
Przekomarzania
ustają, gdy Ami zauważa, że kilka dziewcząt w komnacie jest
wyraźnie nieszczęśliwych. Marlee tłumaczy, iż nie zostały one
jeszcze zaproszone przez Maxona na randkę; nie jest to jednak wynik
niedbalstwa, albowiem chłopak się spręża i organizuje
przynajmniej dwa romantyczne wypady dziennie.
– Naprawdę? Myślisz, że o to im
chodzi?
– Tak. Popatrz tylko na siebie
albo na mnie. Jesteśmy w dobrych humorach dlatego, że Maxon spotkał
się z nami. To znaczy, że spodobałyśmy się mu na tyle, żeby
chciał się z nami zobaczyć i nie wyrzucił nas zaraz potem. Krążą
plotki o tym, z kim już się widział, a z kim jeszcze nie. One się
boją, że odłożył randki z nimi na później, ponieważ nie jest
zainteresowany, i że jak się już z nimi spotka, każe im po prostu
wracać do domu.
Ja rozumiem, że
stres przysłania umiejętność logicznego rozumowania, ale drogie
niewiasty, dajcie chłopinie chwilę wytchnienia! Jesteście tu
zaledwie kilka dni; logicznym jest, że w tak krótkim czasie Maxon
nie zdołał, ekhm, „obskoczyć” całej dwudziestki siódemki.
Dlaczego mi o tym nie powiedział?
Przecież mieliśmy być przyjaciółmi, a przyjaciel zwierzyłby się
z czegoś takiego. Sądząc po różnicach nastroju, spotkał się
już co najmniej z tuzinem dziewcząt. Spędziliśmy wczoraj razem
większość wieczoru, a on przez ten czas doprowadził mnie tylko do
płaczu. Co to za przyjaciel, który zachowuje dla siebie takie
tajemnice, a poznaje za to moje sekrety?
...Wiecie co? Może
nie powinniśmy tak wściekać się na Americę. Im dalej w las, tym
mocniej utwierdzam się bowiem w przekonaniu, iż jest ona cokolwiek
niepełnosprytna.
ON doprowadził
cie do płaczu?! Dziewczyno, on chciał się tylko dowiedzieć,
dlaczego okupujesz pałac, skoro nie chcesz za niego wyjść! To TY
wyleciałaś
z rzewną historyjką o utraconej miłości! A nie powiedział ci o
randkach może dlatego, że...hmmm...był zajęty wycieraniem ci nosa
po tej melodramatycznej scenie?
Niejaka Tuesday podchodzi do Amisi i wypytuje ją o szczegóły
randki. Dziewczyna miga się od odpowiedzi, ale przyciśnięta
wyznaje, iż rozmawiali w ogrodzie. Tuesday nie bardzo daje wiarę,
iż ograniczyli się tylko do pogawędki, ale w końcu odchodzi.
Wszystko wraca do normy...aż tu wtem!
Nagle, tak szybkim ruchem, że
gdybym nie była obok, nie zauważyłabym, co się stało, Anna
Farmer – Czwórka pracująca w gospodarstwie rolniczym –
spoliczkowała Celeste.
Kilka dziewcząt, ze mną włącznie,
wydało okrzyk zdumienia. Te… które nie zauważyły tego
incydentu, odwróciły się i zaczęły się dopytywać, co się
stało. Prym wśród nich wiodła Tina, której wysoki głos przeszył
ciszę, jaka zapadła w sali.
– No nie, Anno, jak mogłaś –
westchnęła Emmica.
No i masz ci los.
Jak wiadomo, tego rodzaju postępowanie jest wbrew regulaminowi:
Zostanie odesłana do domu… nie
wolno nam było atakować innej kandydatki.
„Wszystkie
zwierzęta są sobie równe, ale niektóre są równiejsze od
innych.” Kto by pomyślał, że słowa Orwella w swoim czasie będą
mogły robić za morał tej serii.
Emmica zaczęła płakać, ale Anna
siedziała tylko jak ogłuszona. Obie pracowały na farmach i
przyjaźniły się od samego początku. Nie potrafiłam sobie
wyobrazić, jak bym się czuła, gdyby to Marlee miała tak nagle
wyjechać.
Cass...nie rób
tego. Twoje pisarstwo jest dalekie od ideału i bez tego rodzaju
wtrętów.
Anna, którą poznałam tylko
przelotnie, wydawała mi się dziewczyną pełną życia i nie
sprawiała wrażenia osoby skłonnej do skrzywdzenia kogokolwiek.
Przez większą część ataku rebeliantów klęczała i modliła
się.
Nadal żadnej
wskazówki, Cass? No dobrze.
Jak mała Kiera
wyobraża sobie...: 32
Bez wątpienia została
sprowokowana, ale nie było żadnych świadków, którzy mogliby to
potwierdzić. Pozostawały jej słowa przeciwko słowom Celeste, ale
wszystkie obecne na sali dziewczyny mogły potwierdzić, że Celeste
została uderzona.
Zanotujmy: Zasady
to zasady. Fakt, iż dziewczyny doskonale znają charakter Celeste i
mogłyby poświadczyć, że Anna została sprowokowana nie mają
żadnego znaczenia wobec twardych dowodów. Zapamiętane.
W oczach Anny pojawiły się łzy,
kiedy Celeste szepnęła jej coś do ucha i szybko wyszła z sali.
Anna wyjechała jeszcze przed
obiadem.
Queen (Bee)
Wannabe: 12
Dwadzieścia sześć
małych Murzyniątek...
I to już wszystko
na dziś. A za tydzień...uff...dowiemy się, jak powstała Illea,
otrzymamy pierwszy z wielu dowodów na to, że Maxon to marny
materiał na przyszłego władcę oraz ujrzymy, jak Celeste
przemienia się w karykaturę karykatury. Zostańcie z nami!
Statystyka:
Dobre Mzimu: 11
Jak mała Kiera
wyobraża sobie...: 32
Karny jeżyk potrzebny od zaraz: 9
Konkurencja
dla Kajusza: 2
Nie, nie jesteśmy w Panem: 18
Sam
sobie sterem, żeglarzem, okrętem: 2
Twierdza Monty Pythona:
4
Użyj mózgu, Luke: 1
Queen (Bee) Wannabe: 12
Maryboo