niedziela, 4 stycznia 2015

Rozdziały IX i X

Rozdział 9



W drodze do pałacu kandydatki witane są przez jeszcze większe tłumy niż w swoich prowincjach. Dziewczyny nie mogą się jednak z nimi przywitać ze względu na bezpieczeństwo.



Amisia musi siedzieć przy Celeste, co jest zapewne karą za grzechy. Queen Bitch nie może przeżyć, że imię Marlee pojawia się na wielu transparentach.


Rozpromieniona Marlee wyglądała przez okno, a ja nie dziwiłam się jej radości – na wielu transparentach widniało jej imię i trudno byłoby policzyć jej fanów.
Pojawiało się także imię Ashley, prawie tak często jak Celeste i znacznie częściej niż moje. Ashley, jako urodzona dama… z godnością przyjęła to… że nie jest główną faworytką, ale widziałam, że Celeste jest poirytowana.
– Jak myślisz, jak ona to zrobiła? – szepnęła mi do ucha, podczas kiedy Marlee i Ashley dzieliły się opowieściami o rodzinnych domach.
– Co takiego? – odparłam szeptem.
– Jak zdobyła taką popularność? Może kogoś przekupiła? – Jej zimne spojrzenie skoncentrowało się na Marlee, jakby szacowała w głowie jej wartość.
– To przecież Czwórka – odparłam z powątpiewaniem. – Nie miałaby pieniędzy… żeby kogokolwiek przekupić.
Celeste syknęła przez zęby:
– Dajże spokój, dziewczyna ma różne sposoby, żeby zapłacić za to… czego chce – oznajmiła i odsunęła się, żeby wyglądać przez okno.



Queen (Bee) Wannabe: 5



Amisia jest zniesmaczona insynuacjami Celsete, wszak Marlee wydaje się być chodzącą niewinnością. Przyganiał kocioł garnkowi. Ami co rusz posądza inne dziewczyny o rozwiązłość, bo mają mocny makijaż czy ciemne włosy (again, WTF?). A teraz jest wielce zdziwiona, że Celeste mogła dojść do podobnego wniosku. Ale przecież Celeste jest evil, a Ami to chodząca dobroć i sprawiedliwość.



Przy okazji panna Singer zdaje sobie wreszcie sprawę, że gry pałacowe to będzie rzeźnia. Wszystkie chwyty dozwolone. Szczególnie te poniżej pasa.



Grupa Amisi dociera wreszcie do pałacu, gdzie zostają natychmiast przechwycone przez personel. Czas na






Illea’s Next Trophy Wife


– Przepraszam za ten pośpiech, panienko, ale wasza grupa jest już spóźniona – wyjaśniła jedna z nich.
– Obawiam się, że to przeze mnie. Trochę się zagadałam na lotnisku.
– Rozmawiała pani z ludźmi? – zapytała druga z zaskoczeniem.
Wymieniły spojrzenia, których nie zrozumiałam, a potem zaczęły mi mówić, jakie pomieszczenia mijamy.



Dobre Mzimu: 3


Powiedziały, że po prawej znajduje się jadalnia, a po lewej Sala Wielka. Za szklanymi drzwiami zobaczyłam rozciągający się daleko ogród i chętnie bym się w nim zatrzymała, ale zanim w ogóle zdążyłam się zorientować, dokąd idziemy, zostałam wepchnięta do ogromnej sali, w której panował gorączkowy ruch.
Kiedy tłum trochę się rozstąpił, zobaczyłam szereg luster, przed którymi jacyś ludzie czesali dziewczęta i robili im manikiur. Na wieszakach czekały ubrania i co chwila ktoś wołał: „Mam tę farbę!” albo: „To ją będzie pogrubiać!”.


A więc dzisiaj odcinek z makeoverami.



– Jesteście wreszcie! – Kobieta, która do nas podeszła, wyraźnie wszystkim tu rządziła. – Nazywam się Silvia, rozmawiałyśmy przez telefon – wyjaśniła zamiast powitania i natychmiast przeszła do rzeczy. – Zacznijmy od początku. Musicie mieć zdjęcia sprzed przemiany, podejdźcie tutaj – rozkazała, wskazując fotel, stojący w rogu przed kotarą. – Nie przejmujcie się kamerami, robimy program specjalny o waszych przemianach, ponieważ kiedy z wami dzisiaj skończymy, każda dziewczyna w Illéi będzie chciała wyglądać tak, jak wy.



Silvia to taki miks Effie i Haymitcha. Będzie zajmowała się kandydatkami jako ich mentorka i taka pani od wszystkiego. Masz problem, zawołaj Silvię.

Nie, nie jesteśmy w Panem: 16

Przemiany trwają w najlepsze. Przyznam się od razu, że obejrzałam pierwszych 16 sezonów America’s Next Top Model (ot, taka guilty pleasure), więc tylko czekam na nieodzowny element każdego odcinka makeoverowego w ANTM, czyli napady histerii jednej lub kilku uczestniczek. A bo włosy za krótkie („I look like a boy”, po czym ryk i tupanie nóżką), a bo nie taki kolor, a bo chciała coś innego…



– Zabierzcie lady Celeste na stanowisko czwarte, lady Ashley na piąte… chyba dziesiątka jest już gotowa, posadźcie tam lady Marlee, a lady Americę na szóstce.
– No dobrze – oznajmił niski, ciemnowłosy mężczyzna, ciągnąc mnie do krzesła z namalowanym na
oparciu numerem 6. – Musimy omówić twój wizerunek.
– Mój wizerunek? – Czy nie miałam być po prostu sobą? Czy nie dlatego tu trafiłam?



O słodka naiwności, Amisia w ogóle nie zna się na zasadach obowiązujących w telewizji.



Przynajmniej w Illea’s Next Trophy Wife (dalej w tekście jako INTW) styliści pytają ją, jak chce wyglądać. Żadna Tyra Banks nie wpada i nie mówi, że Ami ma mieć blond jeża na głowie i koniec. Panna Singer wykorzystuje więc fakt posiadania wyboru, żeby znów udowodnić swój indywidualizm i nonkonformizm. Jaka jestem zdziwiona.


– Jak chciałabyś wyglądać? Dzięki tym rudym włosom możemy zrobić z ciebie pierwszorzędną uwodzicielkę, ale jeśli ci to nie odpowiada, poradzimy sobie inaczej – wyjaśnił rzeczowo.
– Nie chcę się zmieniać całkowicie, żeby dostosować się do jakiegoś faceta, którego nawet nie znam. – I którego nie lubię, dodałam w myślach.
– Ojej, czyli mamy tu indywidualistkę? – zaczął się rozpływać, jakbym była dzieckiem.



Mam nadzieję, że to miał być sarkazm, a Ami tego po prostu nie zrozumiała.


– Chyba wszystkie jesteśmy indywidualistkami?
Mężczyzna uśmiechnął się.
– Niech będzie, w takim razie nie będziemy zmieniać twojego wizerunku, tylko trochę go podkreślimy. Musimy cię wypolerować, ale ta niechęć do jakiejkolwiek sztuczności może się okazać twoim atutem. Trzymaj się tego, słońce. – Poklepał mnie po plecach i oddalił się, nasyłając na mnie grupkę kobiet.



Do ciężkiej cholery, Cass, daj se siana z takim przekazem. Co ta baba ma za priorytety? Bycie na każde zawołanie faceta – ok., przedpotopowe poglądy na temat tego, kto powinien przynosić hajs do domu – ok., ale nie daj bór, jak dziewczyna chce zmienić coś w swoim wyglądzie. Nie ma nic złego w chęci przerobienia sobie fryzury, nawet diametralnie, albo zafundowania sobie całkiem nowego makijażu.


Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że miał na myśli całkiem dosłowne polerowanie. Jakaś kobieta wyszorowała moje ciało, ponieważ najwyraźniej uznano, że sama nie zrobię tego dostatecznie dobrze. Potem każdy odsłonięty kawałek mojej skóry został pokryty mleczkiem i olejkami, po których pachniałam wanilią. Wcierająca je dziewczyna twierdziła, że to jeden z ulubionych zapachów Maxona.
Kiedy skończono wygładzać i zmiękczać moją skórę, zajęto się paznokciami. Zostały przycięte i wypolerowane, a zrogowaciałe kawałeczki naskórka wokół nich zniknęły jak za dotknięciem różdżki. Powiedziałam, że wolałabym nie mieć robionego pedikiuru… ale kosmetyczki sprawiały wrażenie tak zawiedzionych, że zgodziłam się na polakierowanie paznokci u nóg. Jedna z nich wybrała ładny… naturalny odcień… więc nie wyglądało to najgorzej.
Zajmujące się mną manikiurzystki i pedikiurzystki poszły pracować nad następną dziewczyną, a ja siedziałam spokojnie na krześle, czekając na kolejną rundę upiększania.



A depilacji rodem z horroru nie było?


Od trzech godzin jestem w Centrum Odnowy, a jeszcze nie widziałam swojego stylisty.
Najwyraźniej nie zamierza mnie oglądać, póki Venia i inni członkowie ekipy przygotowawczej nie uporają się z oczywistymi niedociągnięciami. Zabiegi upiększające
obejmują nacieranie mojego ciała szorstką pianką, która usuwa nie tylko brud, lecz także co najmniej trzy warstwy skóry. Moje paznokcie mają teraz identyczny kształt, no i straciłam włosy na ciele. Wyrwano mi je z nóg, rąk, tułowia, spod pach, a także z części brwi. Teraz przypominam oskubanego ptaka, gotowego do pieczenia. Nie czuję się z tym dobrze. Skóra mnie boli i swędzi, czuję się bezbronna. Mam jednak w pamięci umowę z Haymitchem, więc nie protestuję ani słowem.
— Świetnie sobie radzisz — chwali mnie mężczyzna o imieniu Flavius. Potrząsa pomarańczowymi sprężynkami loków i rozsmarowuje sobie na ustach nową warstwę fioletowej szminki. — Sporo potrafimy wytrzymać, ale nie znosimy stękania. Nasmarujcie ją całą!
Venia i Octavia, pulchna kobieta o ciele pomalowanym na blady odcień groszkowej zieleni, nacierają mnie balsamem, który z początku piecze, ale chwilę później działa na podrażnioną skórę kojąco.


Igrzyska Śmierci



Nie, nie jesteśmy w Panem: 17



Obok mnie pojawiła się ekipa telewizyjna i zrobiła zbliżenie na moje dłonie.
– Nie ruszaj się – poleciła jakaś kobieta i przyjrzała mi się, mrużąc oczy. – Czy ty w ogóle masz pomalowane paznokcie?
– Nie.



Och, jaka jestem speshul – pomyślała z dziką satysfakcją Ami.


Kątem oka dostrzegłam nerwowe poruszenie po prawej stronie, więc odwróciłam się i zobaczyłam gapiącą się w przestrzeń dziewczynę, której noga podrygiwała nerwowo pod owijającą ją obszerną płachtą.
– Wszystko w porządku? – zapytałam.
Mój głos wyrwał ją z transu. Westchnęła.
– Chcą mnie ufarbować na blond, bo powiedzieli, że to będzie lepiej pasowało do mojej cery. Okropnie się denerwuję.



Ha, a nie mówiłam! Jeszcze brakuje potoku łez i interwencji któregoś z Jayów.


– Jesteś Sosie, prawda?
– Tak. – Teraz uśmiechnęła się szczerze. – A ty jesteś America? – Skinęłam głową. – Słyszałam, że przyjechałaś razem z tą całą Celeste. Ona jest okropna!
Przewróciłam oczami – od naszego przyjazdu co kilka minut wszyscy w sali musieli wysłuchiwać Celeste, wrzeszczącą na jakąś biedną pokojówkę, żeby coś przyniosła albo zeszła jej z oczu.



Queen (Bee) Wannabe: 6

– Wiesz co, wydaje mi się, że masz prześliczne włosy. – Mówiłam szczerze. Były nie za jasne i nie za ciemne, bardzo gęste.
– Dzięki.
– Jeśli nie chcesz zmieniać ich koloru, nie musisz.
Sosie uśmiechnęła się, ale widziałam, że nie jest do końca pewna, czy staram się jej pomóc, czy może obniżyć jej szanse.



Bardzo rozsądne obawy. W końcu one nie są tu, żeby zawierać przyjaźnie, tylko żeby zostać INTW.


Moje włosy zostały umyte, potraktowane odżywką, nawilżone i wyczesane. Były długie i równej długości – zwykle strzygła mnie mama, która nie potrafiła zrobić nic lepszego, ale teraz skrócono je o kilka centymetrów i wycieniowano. Podobało mi się to, bo dzięki temu bardzo interesująco odbijało się w nich światło. Niektóre dziewczęta miały robione coś, co nazywało się pasemkami, a inne, tak jak Sosie, całkowicie zmieniły kolor włosów. Jednak moja fryzjerka i ja zgodziłyśmy się całkowicie, że pod tym względem nie należy niczego ze mną robić.



Jasne, że nie trzeba, Amisia jest najpiękniejsza na świecie. Oczywiście dostajemy opis makijażu dziewcząt. Ami ma bardzo naturalny makeup - czyli dobrze, a pozostałe kandydatki umalowane są mocniej, szczególnie evil Celeste- czyli źle, źle, źle!!!



Czas na sukienkę. Jedną z bardzo wielu.


Ostatecznie założyłam kremową sukienkę, która opadała mi z ramion, układała się ładnie w talii i kończyła na wysokości kolan. Dziewczyna, która pomagała mi się ubrać, nazwała ją sukienką koktajlową i powiedziała, że kreacje wieczorowe czekają już w moim pokoju, a reszta z tu wiszących sukienek także zostanie tam zaniesiona. Przypięła mi srebrną broszkę z moim imieniem, a potem wybrała pantofle z obcasami, które nazywała „kaczuszkami” i odesłała do kąta, gdzie miało zostać zrobione zdjęcie „po przemianie”.



Nie zapomnij smizować. Dla tych, którzy nie oglądali ANTM, smize (czyt. smajz) to skrót od smile with your eyes. Umiejętność ta jest zdaniem Tyry Banks absolutnie niezbędna, aby zostać Tap Madl. Jestem przekonana, że INTW też musi umieć smizować. Tak na wszelki wypadek.



Ostatnim etapem jest oczywiście wywiad po przemianie. Kobieta, która go przeprowadza, pyta o to, co się w wyglądzie Amisi zmieniło (podcieniowane włosy, waniliowy balsam do ciała), jak czuje się w Eliminacjach (zaskoczona) i co myśli o pozostałych uczestniczkach (sympatyczne). Po tym jakże fascynującym wywiadzie Ami zostaje odesłana na kanapę, gdzie ma czekać, aż ktoś powie jej, co dalej.


– Marlee! Twoje włosy!
– Wiem, przedłużyli mi je. Myślisz, że Maxonowi się spodobają? – Sprawiała wrażenie autentycznie zaniepokojonej.
– Jasne, który facet oparłby się tak oszałamiającej blondynce? – odparłam z żartobliwym uśmiechem.
– Jesteś strasznie miła. Wszyscy ci ludzie na lotnisku byli tobą zachwyceni.
– Daj spokój, starałam się tylko potraktować ich życzliwie. Ty też się witałaś z fanami – przypomniałam.
– Tak, ale znacznie krócej niż ty.



Dobre Mzimu: 4




Opuściłam głowę, zawstydzona tym, że jestem chwalona za coś, co wydawało mi się całkowicie naturalną reakcją. Chwilę później przyjrzałam się dwóm siedzącym z nami dziewczynom. Nie miałam jeszcze okazji rozmawiać z Emmicą Brass i Samanthą Lowell, ale wiedziałam, kim są. Zaskoczyło mnie, że dziwnie na mnie patrzyły, ale zanim zdążyłam się zastanowić, dlaczego, podeszła do nas Silvia, ta sama kobieta, którą widziałam na początku.



Oho, czyżby panienki były zazdrosne, że nasza Diana 2.0 tak dobrze sobie poradziła z tłumem?



Silvia zabiera dziewczyny na małą wycieczkę po pałacu, a potem do ich pokoi.




Marlee klasnęła w ręce, a my wstałyśmy. Silvia powiedziała, że sala, w której odbywała się nasza przemiana, to tak zwana Komnata Dam. Zazwyczaj przebywa tu tylko królowa, jej pokojówki i kilka innych kobiet z rodziny królewskiej.
– Lepiej się przyzwyczajcie, będziecie tu spędzać dużo czasu. Po drodze tutaj mijałyście już Salę Wielką, w której zazwyczaj są urządzane przyjęcia i bankiety. Gdyby było was więcej, tam właśnie jadłybyście posiłki, ale w obecnych okolicznościach zazwyczaj używana jadalnia całkowicie wystarczy na wasze potrzeby. Zajrzyjmy tam na chwilkę.
Pokazano nam oddzielny stół, przy którym jadała posiłki rodzina królewska. My miałyśmy siedzieć przy długich stołach po bokach, a cały układ tworzył wydłużoną literę U. Miałyśmy już przydzielone miejsca, oznaczone eleganckimi kartami wizytowymi. Zauważyłam, że będę siedzieć pomiędzy Ashley a Tiną Lee, którą wcześniej widziałam w Komnacie Dam, a naprzeciwko mnie zajmie miejsce Kriss Ambers.
Wyszłyśmy z jadalni i zeszłyśmy piętro niżej, gdzie pokazano nam salę, w której odbywały się nagrania Stołecznego Biuletynu Illéi. Kiedy wróciłyśmy na górę… gwardzista pokazał nam korytarz, w którym mieściły się gabinety króla i Maxona. Nie wolno nam było tam wchodzić.
– Nie wolno wam także wchodzić na trzecie piętro, ponieważ tam się mieszczą prywatne apartamenty rodziny królewskiej. Nie będziemy tolerować absolutnie żadnego naruszania ich prywatności. Wasze pokoje są rozmieszczone na drugim piętrze, będziecie zajmować większość pokoi gościnnych, ale nie musicie się martwić. Gdyby ktoś odwiedzał pałac, znajdzie się jeszcze dla niego miejsce. Te drzwi tutaj prowadzą do ogrodu. – Stojący przy drzwiach gwardziści skinęli Silvii głowami. Zajęło mi chwilę, zanim się zorientowałam, że rzeźbiony portal po naszej prawej stronie był bocznymi drzwiami do Sali Wielkiej, co oznaczało, że Komnata Dam znajdowała się tuż za rogiem. Byłam z siebie dumna… że to zapamiętałam, ponieważ pałac przypominał mi rozległy labirynt.
– Pod żadnym pozorem nie wolno wam wychodzić na zewnątrz – ciągnęła Silvia. – Może się zdarzyć, że w dzień będziecie mogły pospacerować po ogrodach, ale zawsze po wcześniejszym uzyskaniu zgody. To jest po prostu kwestia bezpieczeństwa, robimy co w naszej mocy, ale rebelianci kilkakrotnie wdarli się już na teren pałacu.



Silvia nie przesadza, rebelianci wdzierający się do pałacu to chleb powszedni w Illei. Właściwie nie wiem, po co oni w ogóle mają gwardię pałacową. I raczej nie sądzę, żeby mieli jakiś wywiad, monitorujący ruchy buntowników. Uwierzcie mi, odwiedziny rebeliantów są bardzo częste, ale zawsze są ogromnym zaskoczeniem. Komedia po prostu.



No i oczywiście kwestia wychodzenia do ogrodu… Chyba nie muszę mówić, że Amisia wybierze się tam bez pozwolenia, prawda?


Skręciłyśmy za róg i weszłyśmy ogromnymi schodami na drugie piętro. Dywan pod moimi stopami był tak gruby, że miałam wrażenie, jakbym z każdym krokiem się w nim zapadała. Wysokie okna wpuszczały do środka światło i powietrze pachnące słońcem i kwiatami. Na ścianach wisiały ogromne obrazy przedstawiające dawnych królów oraz niektórych przywódców Stanów Zjednoczonych i Kanady. Przynajmniej tak się domyślałam, ponieważ nie nosili koron.



Obywatele Illei nie wiedzą zbyt wiele o swojej historii. Dlaczego? Niebawem się dowiecie, chociaż uważam, że nie jest trudno domyślić się odpowiedzi na to pytanie. Na pewno już wiecie, o co chodzi.



Silvia tłumaczy dziewczętom, co je jeszcze czeka tego dnia. Oznajmia też, że od jutra zacznie się prawdziwa jatka.


– Wasze rzeczy zostały już zaniesione do pokojów. Jeśli nie odpowiada wam wystrój wnętrza, powiedzcie o tym swoim pokojówkom. Każda z was będzie miała trzy pokojówki, które także już na was czekają. Pomogą się wam rozpakować i ubrać odpowiednio na obiad. Przed obiadem spotkacie się jeszcze w Komnacie Dam na pokazie wydania specjalnego Stołecznego Biuletynu Illéi. Od przyszłego tygodnia będziecie w nim występować na żywo. Dzisiaj obejrzycie fragmenty relacji z waszego wyjazdu z domów i przybycia tutaj, podobno są naprawdę niezwykłe. Powinnyście wiedzieć, że książę Maxon jeszcze niczego nie widział, zobaczy to, co wszyscy obywatele Illéi, a jutro zostaniecie mu oficjalnie przedstawione. Zjecie wszystkie razem kolację i będzie miały okazję się poznać, a od jutra rozpoczyna się gra.



Ach, pokojówki. Trzy dziewczyny, które wykażą absolutnie ślepe uwielbienie i pieskie oddanie Amisi i to od samego początku. Ofkors.


Kiedy tylko nasza przewodniczka zniknęła, otworzyłam drzwi i zostałam powitana pełnym zachwytu westchnieniem trójki dziewcząt.



A co tam, od razu dam:



Dobre Mzimu: 5


Jedna z nich szyła coś w kącie, a dwie pozostałe sprzątały nieskazitelnie czysty pokój. Podbiegły natychmiast i przedstawiły się jako Lucy, Anne i Mary, ale niemal natychmiast zapomniałam, która jest która. Musiałam naprawdę nalegać, żeby zgodziły się zostawić mnie samą. Nie chciałam być dla nich niegrzeczna, ponieważ zależało im tylko na tym, by jak najlepiej mi usługiwać, ale potrzebowałam chwili dla siebie.



Czyż Amisia nie jest cudowna? Nie móc nawet zapamiętać trzech imion dziewcząt, które będą na jej każde zawołanie przez cały czas trwania Eliminacji. America wyprasza pokojówki i stara się odprężyć, ale jej to nie wychodzi.


W kącie czekały na mnie skrzypce, podobnie jak gitara i wspaniałe pianino, ale nie mogłam się zmusić, żeby obejrzeć instrumenty. Zapięty plecak stał w nogach łóżka, ale jego rozpakowanie było także ponad moje siły. Wiedziałam, że specjalnie dla mnie przygotowano rzeczy w szafach i łazience, ale nie miałam ochoty się rozglądać.



Ami angstuje więc, leżąc w łóżku sztywna jak kłoda, aż nie wracają jej pokojówki, żeby przygotować ją na oglądanie Biuletynu i resztę dnia.


Komnata Dam zmieniła się całkowicie od poprzedniego razu. Zniknęły lustra i wieszaki, we wnętrzu królowały niskie stoliki i krzesła, a także sofy, które sprawiały wrażenie niezwykle wygodnych. Marlee wskazała gestem głowy jedną z nich, więc usiadłyśmy tam razem.
Kiedy wszystkie zajęłyśmy miejsca, włączono telewizor i mogłyśmy obejrzeć Biuletyn. Komunikaty były takie jak zawsze – sprawy budżetowe, relacje z frontu i informacja o kolejnym ataku rebeliantów na wschodzie – ale ostatnie pół godziny zajął poświęcony nam materiał, komentowany przez Gavrila.



Na pewno te komunikaty zajmowały 1/1000 czasu poświęconego przyjazdowi panienek dla księcia.


– A oto panna Celeste Newsome żegna się z licznymi wielbicielami w Clermont. Ta urocza dama potrzebowała ponad godziny… by uwolnić się od swoich fanów.
Zobaczyłam, że Celeste uśmiecha się z zadowoleniem, oglądając siebie na ekranie. Siedziała obok Bariel Pratt, która miała idealnie proste, niemal białe włosy, sięgające jej do pasa. Trudno to wyrazić delikatniej: miała też olbrzymie piersi, wylewające się z sukienki bez rękawów i niedające się zignorować.



Jak ona śmie mieć duże piersi! Szmata.


Bariel była prześliczna, ale miała bardzo sztampową urodę… w stylu podobnym do Celeste.



- Nie to co ja, America Singer, o urodzie nieprzeciętnej, acz delikatnej jak pierwsze tchnienie wiosny.


– Pozostałe kandydatki ze Środkowego Wschodu były równie popularne. Pełne spokoju i elegancji zachowanie Ashley Brouillette zdradza od razu prawdziwą damę. Kiedy żegnała się z wielbicielami, jej godność połączona z uroczą skromnością niezwykle przypominały maniery obecnej królowej. Z kolei Marlee Tames z Kent była dzisiaj pełna entuzjazmu, śpiewając hymn narodowy razem z żegnającą ją orkiestrą. – Na ekranie pojawiły się ujęcia Marelee, śmiejącej się i ściskającej na pożegnanie znajomych. – Jest ona już faworytką kilku osób, z którymi dziś rozmawialiśmy.
Marlee ścisnęła moją rękę. To zadecydowało: wiedziałam, że będę jej kibicować.



Rzeczywiście, Amisia i Marlee zostaną psiapsiółkami. I dobrze, bo polubiłam Marlee, więc cieszę się, że będzie pojawiać się dzięki temu częściej. Chociaż jedna bohaterka, w którą nie chcę rzucić czymś ciężkim (no, może potrząsnąć nią i pokrzyczeć, żeby nie robiła głupot, ale to dopiero znacznie później).



Czas na relację z podróży Amisi. Oczywiście jest powalająca.


– Wśród towarzyszek podróży panny Tames znalazła się America Singer, jedna z trzech Piątek, które zostały zaproszone do udziału w Eliminacjach. – Na ekranie wyglądałam lepiej, niż się wtedy czułam. Pamiętałam tylko, że rozglądałam się po tłumie, ale w relacji sprawiałam wrażenie dojrzałej i pełnej ciepła. Ujęcie pokazujące mnie ściskającą na pożegnanie ojca było wzruszająco piękne.
To jednak okazało się niczym przy materiale z lotniska.
– Wiemy jednak, że podczas Eliminacji klasy nie mają znaczenia i najwyraźniej lady America powinna być poważnie brana pod uwagę. Po wylądowaniu w Angeles, panna Singer stała się na lotnisku ulubienicą tłumów, pozując do zdjęć, rozdając autografy i rozmawiając bezpośrednio z zebranymi. Panna America Singer nie boi się brudzić sobie rąk i wiele osób uważa, że właśnie takie cechy powinna posiadać nasza następna księżniczka.



Dobre Mzimu: 6
Niemal wszystkie dziewczęta patrzyły na mnie tak samo, jak wcześniej Emmica i Samantha. Nagle zrozumiałam, o co im chodzi: moje intencje były bez znaczenia, one nie wiedziały, że ja nie chcę tu być. W ich oczach stanowiłam zagrożenie i widziałam wyraźnie, że chciałyby się mnie pozbyć.



Och, ach, jestem wielkim zagrożeniem, to straszne. Cóż, dlaczego inne kandydatki miałyby myśleć, że Amisia nie chce być w pałacu? Póki co pokazała, że umie wkupić się w łaski ludu, co jest ważnym elementem Eliminacji. Maksio powinien przynajmniej brać pod uwagę ulubienice tłumu jako poważniejsze kandydatki na władczynię tego właśnie ludu. Ami nie powinna być zszokowana, że pozostałe uczestniczki widzą w niej godną rywalkę.



Rozdział 10


Podczas obiadu starałam się nie podnosić głowy. W Komnacie Dam potrafiłam być odważna, ponieważ miałam przy sobie Marlee, która uważała, że na lotnisku po prostu starałam się być grzeczna. Tutaj, wepchnięta między dziewczyny, od których wyczuwałam promieniującą nienawiść, byłam przerażona. Kiedy raz spojrzałam na Kriss Ambers, zobaczyłam, że złowrogo obraca w ręku widelec. Nawet prawdziwa dama Ashley wydęła wargi i nie odezwała się do mnie.



Amisia, niewinna owieczka, jest niemożebnie zdziwiona rywalizacją w konkursie o koronę całego królestwa. No coś podobnego. Ami czuje się osaczona i zupełnie nie rozumie, dlaczego pozostałe dziewczyny jej nie lubią. Jak widać wlizodupstwo nie popłaca, szok po prostu. No ale albo się gra pod publiczkę, żeby mieć dobre statystyki popularności, albo stara się zjednać pozostałe dziewczyny i jej jakoś cichaczem wykosić. Aby robić jedno i drugie, trzeba mieć trochę finezji, więc Ami nie ma szans. A że Singerówna nie ma również wystarczająco dużo sprytu na drugą opcję, więc pozostaje jej rola biednej śpiewaczki z ludu, z którą można się identyfikować. Wiem, wiem, że Ami nie chce grać w eliminacyjną grę, ale i tak przypadkowo to robi.



Amisia stara się nie zwracać na siebie zbyt dużej uwagi pozostałych uczestniczek, więc siedzi cicho z dziobem w talerzu i rozmyśla nad wspaniałością podanego steku i lodów.


Musiałyśmy zaczekać w jadalni… aż wszystkie zjemy, a potem polecono nam surowo, żebyśmy od razu położyły się spać.
– Rano macie się spotkać z księciem Maxonem i powinnyście wyglądać jak najlepiej – pouczyła nas Silvia. – On przecież zostanie mężem jednej z was.



Nie no, co ty, Siliva, żartujesz. Szkoda, że nie dajemy już punktów za zbędność. Zawsze mnie wkurzało w ANTM to powtarzanie zasad i nagród przy każdej eliminacji uczestniczki. Byle Silvia nie robiła tego samego w INTW.


Stukanie obcasów o schody tym razem było cichsze, a ja nie mogłam się doczekać, aż uwolnię się od tych pantofli i sukni. W plecaku miałam jedną zmianę ubrania zabranego z domu i zastanawiałam się, czy pozwolą mi je kiedykolwiek założyć, żebym chociaż przez chwilkę poczuła się sobą.



Z tego, co mówił chudy evil urzędnik, to nie ma szans, bo to zabronione. Pamiętasz jeszcze, Ami?


– Wszystko w porządku? – zapytała.
– Tak, tylko podczas obiadu niektóre dziewczyny dziwnie na mnie patrzyły. – Miałam nadzieję, że to nie zabrzmi, jakbym narzekała.
– Denerwują się, bo wszyscy tak bardzo cię polubili. – Marlee machnęła ręką.
– Ale ty też jesteś popularna, widziałam te wszystkie transparenty. Dlaczego dla ciebie nie były niemiłe?
– Nie miałaś do tej pory okazji przebywać w większej grupie dziewczyn, prawda? – Marlee uśmiechnęła się przebiegle, jakbym powinna rozumieć, co się działo wokół mnie.



I tu właśnie wychodzi brak koleżanek czy choćby tylko znajomych Amisi. Dziewczyna jest zagubiona w większej liczbie panien, nie wie, jak z nimi postępować. Marlee tłumaczy Amisi, że pozostałe dziewczyny wcale nie były dla niej miłe, tylko starały się atakować ją subtelnie, co chwila wbijając jakieś szpile. Sposobem Marlee na radzenie sobie z takimi psychicznymi gierkami jest kompletne zlewanie pozostałych panienek. Dziewczyna sugeruje też, że Amisia powinna robić to samo. Ami i Marlee życzą sobie szczęścia na następny dzień, kiedy to wreszcie poznają Maksia, po czym rozchodzą się do swoich pokoi.



Trzy wierne pokojówki Amisi przystępują od razu do pracy, przygotowując dziewczynę do spania. Przy okazji zadają jej różne, grzecznościowe pytania. Ami jest, rzecz jasna, zniecierpliwiona i najchętniej wyprosiłaby pokojówki, ale jakoś udaje jej się przetrwać wieczorne czynności. Och, jaka ona dzielna, tyle musi znosić.


– Naprawdę byłoby mi łatwiej się odprężyć, gdybym została sama – dodałam na końcu ostatniej odpowiedzi z nadzieją, że zrozumieją aluzję.



Czyli, innymi słowy, wypad stąd, bo mnie wkurzacie, robiąc to, co do was należy. Pokojówki są oczywiście zawiedzione i pewnie dotknięte takim traktowaniem, więc Ami stara się im wytłumaczyć, że jest przyzwyczajona do bycia sama i ma już dość po całym dniu wśród ludzi. Także nothing personal, ale jednak bye. Główna pokojówka, Anne, spokojnie tłumaczy, że one od tego są, żeby być na każde pierdnięcie Ami, dlatego tak nad nią skaczą, to ich najważniejszy obowiązek. Amisia się jednak nie poddaje, szczególnie że ma nad pokojówkami władzę, więc może je po prostu wyrzucić.


– Naprawdę to doceniam i od jutra na pewno będziecie mi absolutnie niezbędne, ale teraz chciałabym się po prostu zrelaksować. Jeśli naprawdę chcecie mi pomóc, to najlepiej mi zrobi, jak pobędę sama. Poza tym, jeśli będziecie wypoczęte, to rano wszystko będzie wyglądać znacznie lepiej, prawda?
Popatrzyły na siebie.
– Tak przypuszczam – ustąpiła Anne.
– Jedna z nas powinna tu czuwać, kiedy pani będzie spała. Na wypadek, gdyby pani czegoś potrzebowała. – Lucy wyglądała na zdenerwowaną, jakby bała się podjęcia jakiejkolwiek decyzji. Chwilami zaczynała lekko drżeć, co było zapewne zewnętrzną oznaką nieśmiałości.
– Jeśli będę czegoś potrzebować, zadzwonię. Wszystko będzie dobrze. Poza tym nie byłabym w stanie zasnąć, gdyby ktoś mnie obserwował.
Znowu popatrzyły na siebie, wciąż lekko sceptyczne. Wiedziałam, że mogę to zakończyć, ale nie miałam ochoty uciekać się do tej metody.
– Macie wykonywać wszystkie moje polecenia, tak?
Z nadzieją pokiwały głowami.
– W takim razie życzę sobie, żebyście teraz poszły spać i przyszły rano, żeby pomóc mi się przygotować. Proszę.
Anne uśmiechnęła się i widziałam, że zaczyna mnie rozumieć.
– Oczywiście, lady Singer. Pojawimy się z samego rana.



Singerówna wreszcie zostaje sama. Czas na atak histerii i angstu, przygotujcie się.



Ami rozpakowuje swoje rzeczy, zdjęcia rodziny, błyskotki, opaski do włosów, książki i słoik z ostatnią jednocentówką od Ośrodka. Ami patrzy na pamiątkę po swoim epickim romansie z kryształowymi łzami w oczach, po czym stawia słoik na stoliku przy łóżku i kładzie się spać.




Jak to możliwe, że straciłam tak wiele w tak krótkim czasie? Wydawałoby się, że rozstanie z rodziną… zamieszkanie w obcym miejscu i rozłąka z ukochanym powinny być wydarzeniami rozłożonymi na lata, a nie na jeden dzień.



Matko i córko, czy my naprawdę musimy się wiecznie powtarzać? Niczego żeś durna istoto, nie straciła! Masz duże szanse na powrót do rodziny. Może nawet Ośrodkowi się z tęsknoty odwidzi i jak przyjedziesz, to jakoś do siebie wrócicie.


Zastanawiałam się, co takiego chciał mi przekazać przed moim odjazdem. Domyślałam się tylko, że trudno mu było powiedzieć to na głos. Czy chodziło o tamtą dziewczynę?
Patrzyłam na słoiczek.
Może chciał powiedzieć, że jest mu przykro? Tamtego wieczora naprawdę mu nagadałam, więc może właśnie o to chodziło.
A może chciał powiedzieć, że potrafił o mnie zapomnieć? Dziękuję za dobre chęci, ale sama to zauważyłam bez cienia wątpliwości.
Może nie potrafił zapomnieć i nadal mnie kochał?



Jesteś główną bohaterką opka, to chyba oczywiste.


Jednakże nadzieja nie dawała mi spokoju, a wraz z nią przyszła fala tęsknoty za domem… pragnienia, by May wślizgnęła mi się do łóżka, tak jak to czasem robiła. Potem ogarnął mnie strach, że inne kandydatki chcą się mnie pozbyć, że będą się starały mnie pognębić. Potem doszły jeszcze nerwy wywołane świadomością, że dopóki tu jestem, cały naród będzie mnie oglądał w telewizji, a także przerażenie, że ktoś spróbuje mnie zabić tylko po to, żeby dowieść swojej politycznej racji. Wszystko to spadło na mnie zbyt szybko, by skołowana wrażeniami dnia głowa mogła sobie z tym poradzić.



Nadchodzi wspomniany przeze mnie atak angstu. Amisia zaczyna ryczeć i dostaje jakiegoś panicznego kociokwiku. Dziewczyna wychodzi na balkon w nadziei, że świeże powietrze ją uspokoi, nic to jednak nie daje. Ami wybiega więc z pokoju i kieruje się do ogrodu. Tego samego ogrodu, do którego nie wolno jej wchodzić bez pozwolenia. Oczywiście gwardziści każą jej natychmiast wracać do pokoju. Żołnierze pozostają głusi na prośby, że Amisia musi wyjść, bo nie może oddychać.



Aż tu nagle!


– Puśćcie ją! – rozległ się nowy głos, młody… ale pełen stanowczości. Moja głowa na wpół odwróciła się, a na wpół opadła w jego kierunku. Koło nas stał książę Maxon. Wyglądał trochę dziwnie pod kątem, pod jakim na niego patrzyłam, ale rozpoznałam jego włosy i sztywno wyprostowaną sylwetkę.
– Zasłabła, wasza wysokość. Chciała wyjść na zewnątrz. – Wyjaśnił nerwowo pierwszy gwardzista. Miałby niewyobrażalne kłopoty, gdyby przez niego coś mi się stało, ponieważ byłam teraz majątkiem państwowym.
– Otwórzcie drzwi.
– Ale… Wasza wysokość…
– Otwórzcie drzwi i wypuśćcie ją natychmiast.
– Tak jest, wasza wysokość. – Pierwszy gwardzista wyciągnął klucz, żeby wykonać polecenie. Nadal z dziwacznie przekrzywioną głową usłyszałam szczęk
kluczy, a potem chrobot jednego z nich w zamku. Książę przyglądał mi się ostrożnie, kiedy spróbowałam stanąć samodzielnie, ale gdy owionął mnie cudowny zapach świeżego powietrza, natychmiast znalazłam potrzebną motywację. Wyrwałam się gwardziście i jak pijana wybiegłam do ogrodu.



I tak Amisia zostaje uratowana przez księcia (dosłownie) na białym koniu (niedosłownie, konia na razie brak).


Trochę się zataczałam, ale nie obchodziło mnie, że poruszam się kompletnie bez wdzięku. Chciałam tylko znaleźć się na dworze. Rozkoszowałam się ciepłym wiatrem muskającym moją skórę i trawą pod stopami. Okazało się, że nawet natura przybrała tutaj imponujące rozmiary. Zamierzałam dojść aż do drzew, ale nogi odmówiły mi posłuszeństwa, więc opadłam na ziemię koło niewielkiej kamiennej ławki, brudząc ziemią moją elegancką zieloną koszulę nocną i kładąc głowę na rękach, które oparłam na ławce.
Moje ciało nie miało już siły na szlochanie, więc łzy tylko spływały mi po twarzy, ale nawet to kosztowało mnie mnóstwo wysiłku. Jak ja się tu znalazłam? Jak mogłam dopuścić, żeby to się stało? Co teraz ze mną będzie? Czy kiedykolwiek odzyskam choćby okruchy dawnego życia? Nie wiedziałam i w tym momencie czułam się całkowicie bezsilna.



Umiłowanie do dramatyzmu ponad wszystko. Rozumiem, że Ami może czuć się nieswojo w nowych warunkach, a poza tym tęskni za domem. Ok. Tylko że ona nakręca się do niewyobrażalnych rozmiarów w sytuacji, która naprawdę nie jest końcem świata, ma wręcz bardzo dużo plusów. Już to zresztą obie mówiłyśmy. Ataków paniki to można dostać na dzień przed wyjściem na arenę Igrzysk, ale tutaj? No cóż, przynajmniej mamy pretekst do spotkania księcia sam na sam i to przed wszystkimi innymi kandydatkami. Strategiczna histeria może się opłacić.



Książę Maksio znajduje Ami przewieszoną przez ławkę. Stara się być uprzejmy, ale Amisia wykazuje brak instynktu samozachowawczego. Wyłazi z niej bitchyzm i gimbaza, które wylewa na boru ducha winnego Maksia.


– Wszystko w porządku, moja miła? – zapytał.
– Nie jestem twoją miłą! – podniosłam głowę, żeby rzucić mu złe spojrzenie. Trudno było nie zauważyć niechęci w moich oczach i głosie.
– Co takiego zrobiłem, żeby cię urazić? Czy nie dałem ci właśnie tego, czego chciałaś? – sprawiał wrażenie autentycznie zdziwionego moją odpowiedzią. Zapewne podejrzewał, że będziemy go wielbić i dziękować gwiazdom za samo jego istnienie.
Spojrzałam na niego wyzywająco, chociaż obawiam się, że ten efekt osłabiały mokre od łez policzki.

Karny jeżyk potrzebny od zaraz: 2





Amiś, słonko, wiem, że nie masz za dużo oleju w głowie, ale to jest przyszły król Illei, facet, od którego zależy również przyszły los twój i twojej rodziny. Może by tak odrobinę ogłady? Mogłabyś się tak na nim nie wyżywać, to nie jego wina, że się tu znalazłaś.



Maxon jest zszokowany zachowaniem Ameriki. Nie dziwię się. W końcu to jasne, że założył, iż udział w Eliminacjach jest dla dziewczyny spełnieniem marzeń. Skąd ma chłop wiedzieć o amisiowym angście? Maksio zachowuje spokój, widać nauczono go zasad dobrego wychowania.


– Wybacz, moja miła, ale czy zamierzasz jeszcze płakać? – zapytał, najwyraźniej bardzo zakłopotany taką perspektywą.
– Nie nazywaj mnie tak! Nie jestem ci ani odrobinę bardziej miła niż trzydzieści cztery inne obce dziewczyny, które trzymasz w tej klatce.



Ale przecież ciebie to nie obchodzi. I tak nie masz zamiaru za niego wychodzić. A ponadto pozostałe dziewczyny raczej nie widzą pałacu jako klatki.


Podszedł bliżej, ale nie sprawiał wrażenia w najmniejszym stopniu dotkniętego moją bezpośredniością. Wyglądał, jakby się nad czymś zastanawiał, a jego twarz nabrała bardzo interesującego wyrazu.
Jak na chłopaka poruszał się z wdziękiem i sprawiał wrażenie niezwykle opanowanego, kiedy krążył wokół mnie. Moja odwaga zaczęła się ulatniać, zastępowana zakłopotaniem. On był ubrany w nieskazitelny garnitur, a ja kuliłam się na ziemi prawie goła. Jeśli nawet jego status nie onieśmielałby mnie dostatecznie, zrobiłoby to jego zachowanie. Najwyraźniej miał ogromne doświadczenie w kontaktach ze zrozpaczonymi ludźmi, ponieważ odparł mi z niezachwianym spokojem:
– To niesprawiedliwe oskarżenie. Wszystkie jesteście
miłe memu sercu, muszę tylko przekonać się, która z was będzie mi najmilsza.
– Czy ty właśnie powiedziałeś „memu sercu”?
Parsknął cichym śmiechem.
– Obawiam się, że tak. Wybacz, to efekt uboczny mojej edukacji.



Powiem szczerze, że mi też na nerwy działał zwrot „moja miła”, „memu sercu” już mnie tak nie razi. Cass sili się chyba na jakiś staroświecki styl wypowiedzi, żeby było bardziej dworsko. Cóż, lepsze to niż gdyby księciunio mówił YOLO i ziom.



Amisi wkurw jeszcze nie przeszedł, więc dalej jeździ na Maksiu jak na łysej kobyle niepomna ewentualnych konsekwencji.


– To absurdalne.
– Słucham? – zdziwił się.
– To absurdalne! – krzyknęłam, odzyskując odwagę.
– Co takiego?
– Ten cały konkurs, to wszystko! Czy ty nigdy nie byłeś w nikim zakochany? Czy tak właśnie chcesz sobie wybrać żonę? Naprawdę jesteś aż tak płytki? – Usiadłam wygodniej, a Maxon zajął miejsce na ławce, żebym nie musiała wykręcać głowy. Byłam zbyt poruszona, by mu podziękować.



Karny jeżyk potrzebny od zaraz: 3




Dalej, dalej, powyzywaj go jeszcze trochę, na pewno ci to pomoże. Tzn. w normalnym świecie książę dawno już by się mógł wpienić i wyrzucić ją na zbity pysk lub gorzej – wysłać pod pręgierz lub coś w tym stylu. Ale to w końcu typowy opkoland, a jak wiadomo epickie opkowe miłości muszą zacząć się od przedszkolnych wyzywanek i dąsów.


– Rozumiem, że tak to może wyglądać, że to wszystko wydaje się tylko tandetną rozrywką. Ale w rzeczywistości jestem stale pilnowany i rzadko mam okazję spotykać się z kobietami. Obracam się zwykle pośród córek dyplomatów, z którymi nie mam praktycznie żadnych tematów do rozmowy… Zakładając, że w ogóle mówimy w tym samym języku.



To się naucz obcych języków, baranie, albo niech one nauczą się angielskiego. Na pewno taka córka dyplomaty nadawałaby się lepiej na przyszłą królową niż jakaś Piątka, która cię właśnie opierdzieliła jak jakiegoś małego chłopca. I co to znaczy, że nie masz tematów do rozmowy z pannami na twoim poziomie? Już widzę, jakie będziesz fascynujące rozmowy prowadził z durną Amisią albo pustą (w założeniu ałtorki) Celeste.


– W takich okolicznościach nie miałem okazji się zakochać. A ty?
– Ja tak – odparłam wprost i natychmiast zapragnęłam cofnąć te słowa. To była moja prywatna sprawa, a jemu nic do tego.



Yyy… to już nawet nie chodzi o prywatność Amisi, ale Maksio mógłby dojść do nieciekawych wniosków odnośnie chociażby cnoty Ami. Na szczęście Maksio nie jest podejrzliwy. Dobry, acz naiwny i do tego popychadło, ale i tak Amisia mogła gorzej trafić z tym jej charakterkiem i bucerą.


– W takim razie miałaś prawdziwe szczęście. – W jego głosie zabrzmiała zazdrość.
Wyobraźcie to sobie tylko: jedyna rzecz, jakiej mi zazdrościł książę Illéi, była tą rzeczą, o której pragnęłam zapomnieć tak bardzo… że przyjechałam tutaj.



Poezja po prostu.


– Moja matka i ojciec pobrali się w ten sposób i są bardzo szczęśliwi, więc ja także mam nadzieję znaleźć szczęście. Kobietę, którą pokochają wszyscy mieszkańcy Illéi, która będzie moją towarzyszką i wraz ze mną będzie podejmować przywódców innych państw, ale także zaprzyjaźni się z moimi przyjaciółmi i stanie się moją powierniczką. Jestem już gotów, by znaleźć sobie żonę.



Czy mi się wydaje, czy bohaterowie Cass mówią w sposób tak prosty, że aż miejscami za bardzo? Brzmi to nieciekawie, szczególnie w polaczeniu z tą quasi staroświecką mową.


Zaskoczyło mnie coś w jego głosie: nie było w nim ani cienia sarkazmu. To, co dla mnie wydawało się czymś niewiele lepszym od programu rozrywkowego w telewizji, dla niego było jedyną szansą na szczęście.



A tam, bzdura. Wcale nie jedyną, tylko ałtorka uparła się, że musi być konkurs, to będzie konkurs.



Amisi jest żal Maxona, więc złość z niej opada odrobinę.


– Naprawdę czujesz się tu jak w klatce? – W jego oczach malowało się współczucie.
– Tak… – odparłam cicho i szybko dodałam: – wasza wysokość.
Roześmiał się.
– Sam nieraz się tak czułem, ale musisz chyba
przyznać, że to niezwykle piękna klatka.
– Z twojego punktu widzenia. Wsadź do swojej pięknej klatki jeszcze trzydziestu czterech mężczyzn, którzy walczą o to samo, a wtedy zobaczymy, czy ci się to spodoba.
Uniósł brwi.
– Naprawdę kłócicie się o mnie? Nie rozumiecie, że to ja mam dokonać wyboru? – Roześmiał się znowu.



A co ma piernik do wiatraka? Na co on liczy, na sielankę? Przy takiej stawce? Pewnie, że będą tarcia, a to, że to on wybiera, a nie one, nie ma tu żadnego znaczenia. Co za naiwniak.




– No dobrze, byłam niesprawiedliwa. Dziewczyny walczą o dwie różne rzeczy. Części z nich chodzi o ciebie, a części o koronę. Poza tym wszystkie uważają, że wiedzą już, co należy zrobić i powiedzieć, żeby twój wybór stał się oczywisty.
– A tak, mężczyzna lub korona. Obawiam się, że nie każdy umie dostrzec różnicę. – Maxon potrząsnął głową.
– W takim razie życzę szczęścia.
Po mojej sarkastycznej uwadze nastąpiła chwila ciszy. Obserwowałam go kątem oka, czekając, aż się odezwie. Wpatrywał się w nieokreślony punkt w trawie z namysłem na twarzy. Najwyraźniej ta myśl nie dawała mu spokoju. Odetchnął głęboko i spojrzał znowu na mnie.
– A o co ty walczysz?
– Szczerze mówiąc, ja jestem tu przypadkiem.
– Przypadkiem?
– Tak, mniej więcej. To długa historia, ale trafiłam tutaj przypadkowo i nie chcę o nic walczyć. Zamierzam cieszyć się pysznym jedzeniem, dopóki mnie nie wyrzucisz.



Szczerość Amisi bawi Maxona. Książę przyznaje, że dobra wyżerka może być niezłą motywacją dla Piątki.


Wstał z ławki, a potem przykucnął koło mnie. Znajdował się za blisko, trudno mi było zachować jasność myśli. Może byłam nim odrobinę zafascynowana albo nadal byłam roztrzęsiona po tym całym płaczu, ale tak czy inaczej byłam zbyt zaszokowana, żeby zaprotestować, kiedy wziął mnie za rękę.
– Jeśli to cię uszczęśliwi, powiem służbie, że lubisz przebywać w ogrodzie. Dzięki temu będziesz mogła tu przychodzić w nocy niezatrzymywana przez gwardzistów. Wolałbym jednak, żeby któryś z nich zawsze był w pobliżu.



I tak rozpoczyna się tradycja specjalnego traktowania Amisi oraz dostawania przez nią wszystkiego, czego zechce. Cóż, jak Mary Sue, to Mary Sue. Nie żeby dobroć Maksia powstrzymała bucerę Ameriki, o nie.


Chciałam tego, ponieważ jakakolwiek odrobina wolności była cudowną perspektywą, zależało mi jednak, by Maxon dokładnie zrozumiał, co czuję.
– Nie chcę… nie chcę niczego od ciebie przyjmować. – Wyrwałam dłoń z jego luźnego uścisku.
Sprawiał wrażenie zaskoczonego i zranionego.
– Jak sobie życzysz.



Karny jeżyk potrzebny od zaraz: 4



Nie mam słów na tę babę. Obrażanie się na poziomie przedszkolaka i to na faceta, który na razie jest dla niej miły, a wręcz wspaniałomyślny, choć nie ma ku temu powodu.



Maksio zostawia Ami samą z jej dziecinnym angstem i gwardzistą do ochrony. Na odchodnym książę prosi, żeby Amisia trzymała gębę na kłódkę, bo oficjalnie mają się spotkać dopiero następnego dnia. America oczywiście się zgadza, Maksio odchodzi, koniec rozdziału.



Poznaliśmy wreszcie drugiego truloffa. Poczciwina z niego, choć jego późniejsze podejście do wyboru małżonki będzie mnie odrobinę wpieniać, ale i tak po tych wszystkich psychopatycznych przemocowcach serwowanych nam przez Stefcię Maxon to miła odmiana. Amisia zaś wznosi się na wyżyny gimbazowej bucery. Nie martwcie się, będzie gorzej. Póki co trzymajcie się i do zobaczenia za tydzień!



Statystyka:


Dobre Mzimu: 6

Jak mała Kiera wyobraża sobie...: 27

Karny jeżyk potrzebny od zaraz: 4

Nie, nie jesteśmy w Panem: 17

Queen (Bee) Wannabe: 6




Beige

67 komentarzy:

  1. Naprawdę jestem pierwsza?
    Dziewczyny, kocham wasze analizy! Trafiłam przypadkiem i już tylko parę ostatnich rozdziałów ,,Lokatora'' mi pozostało. Jesteście niesamowite, aż mnie zaciekawiła ta książeczka.
    Oby tak dalej!

    OdpowiedzUsuń
  2. Pierwsza!!oneeleven!!1!

    O Boru, czyżbyśmy mieli tu kult naturalnego piękna? Sama maluję się od święta, bo lubię dłużej pospać, ale wiem, że dobry makijaż potraf zdziałać cuda. I jeśli ktoś się maluje nawet do spożywczaka po drugiej stronie ulicy, to nic mi do tego. A jak słyszę teksty w stylu, że tylko NATURA jest dobra i słuszna, to mam ochotę wpuścić takiemu mojego ptasznika pod koszulę. Neurotoksyna zawarta w jadzie jest w końcu tak zajebiście naturalna, że potrafi wysłać do szpitala na kilka dni. Z gorączką, drgawkami i potwornym bólem. Sama natura, panie.

    Zapominania imion dopiero co poznanych ludzi aż tak bym się nie czepiała, bo sporo ludzi (w tym ja) ma koszmarną pamięć do twarzy. Chociaż zaiste, ten fragment brzmi dosyć chamsko.

    "złowrogo obraca w ręku widelec." - KWIK! Skojarzyło mi się z określeniem "straszliwy płatkowy dźwięk" z "Langorierów". I cytując za mistrzem N.C "Czy ono w ogóle powinno istnieć?".

    Ah, Amisia tak bardzo nie chce brać udziału w zawodach, ale póki co idzie jej najlepiej. Ofkors. To wcale nie jest klisza stara jak świat, skądże znowu.

    Nie mogę się doczekać pałacowych zadań. Niech zgadnę, będzie łażenie z książkami telefonicznymi na głowie? Może słynne wyścigi z jajkiem na łyżce?

    Dobra robota. I'm staying tuned.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bu, a jednak nie pierwsza. Uroki pisania na średnio sprawnej klawiaturze :( Dodam jeszcze, że jakby mi ktoś skrócił włosy więcej niż 1-2 cm, to też bym podniosła wrzask. A byłoby to bardzo prawdopodobne, bo mam rzadkie i cienkie, co wg niektórych obowiązuje do długości max do brody. Mam to gdzieś, nie czuję się dobrze w takich włosach, a moje odrastają w tempie ślimaczym, tylko nie tak szybko. Więc tak, może to problem pierwszego świata, ale zamordowałabym za takie coś.

      Usuń
    2. w sumie to rozumiem, ja na przykład nie pofarbowałabym włosów... bo nie, bo mam prawdopodobnie pierdolca na ich punkcie i farba jawi mi się jako najkrótsza droga do ich przesuszenia itd... no i lubię mój naturalny kolor :D więc zgadzam się z niechęcią do zmian, ale co złego jest w makijażu nie wiem...

      rose29

      Usuń
    3. No jak to co, przecież ałtorka wyjaśniła: malują się tylko płytkie jak kałuża pannice i/lub prostytutki. Dogadałaby się z panem T., jak nic. (redaktor naczelny Frondy; słynie z wypisywania, że krótka spódniczka w 30*+ upale to przykład najgorszej zgnilizny moralnej - nie popieram wyśmiewania się z niczyich poglądów, ale COME ON).

      Usuń
    4. Już miałam napisać, że przecież odzież krótsza niż do kostek w 30-stopniowym upale to samobójstwo (taka temperatura implikuje słońce), ale przypomniałam sobie, że przecież nie wszyscy się palą tak, jak ja...

      Usuń
    5. Wątpię, żeby o kult naturalnego piękna chodziło. Autorka raczej chciała pokazać, że po latach występowania Ami dokładnie wie, jak się umalować, żeby wyglądać najlepiej. W końcu malowała się na spotkanie z panem Osiką i nie wierzę, żeby leciała bez delikatnego makijażu :)

      Usuń
    6. @Anonimowy 13.32 - ale pan T. wcale się nie martwi o możliwe poparzenia słoneczne płci pięknej, tylko o to, że sieją zgorszenie i kuszą. I zgadzam się, jak ktoś ma wrażliwą skórę, to coś jasnego i przewiewnego to klucz do przetrwania. No, ale niektórzy lubią się opalać. Pewnie również dno moralne, a co najmniej plebs. O.

      @Keen no, ale Ami ma LETKI makijaż, a ta zła Celeste mocny, no czerwona szminka (tak było napisane w poprzedniej analizie), panie, jak to tak.

      No i ten fragment: "Jedna z nich wybrała ŁADNY… NATURALNY odcień… więc nie wyglądało to najgorzej." - no bo nienaturalny, np.błękitny to już ohyda i fuj. Nie mówiąc już o czarnym jak piekło czy czerwonym jak ogień, a pfe, takie bezeceństwa.

      Usuń
    7. Przecież wiadomo, że najważniejsze jest naturalne piękno, czyli...oh, wait... coś, co jest zupełnym przypadkiem, na co totalnie nie masz wpływu i nie jest twoim żadnym osiągnięciem!
      Naprawdę uwielbiam tę nagonkę współczesnego społeczeństwa. Z jednej strony jak kobiety śmią być brzydkie, a z drugiej jak śmią się upiększać, bo przecież nadrzędną wartością są ich naturalnie brzydkie ryje!
      (I nie, nie maluję się nigdy, bo mi się nie chce).
      Jeszcze rozumiem, jakby ktoś sobie nakładał na twarz ten makijaż szpachlą, ilość potrzebną do otynkowania domu, bo to faktycznie faktycznie wygląda "sztucznie" i zwykle brzydko (chociaż różne są gusta), ale zwykły lakier czy farbowanie włosów?
      Btw nie rozumiem, dlaczego wieczne i szczegółowe opisy ciuchów i innych szmat, które czyni Amisia, wcale nie są płytkie, a makijaż jest.

      Usuń
    8. Co do tej całej naturalności... W sumie to chyba sprawa indywidualna. Ja np. nie mam nic przeciwko makijażowi, ładnie zrobiony jest idealny, odrzucają mnie tylko makijaże - jak to ładnie Leleth ujęła - nakładane szpachlą w ilościach potrzebnych do otynkowania domu. ;) Aczkolwiek ja sama mam ten problem, że prócz szminki każdy makijaż funduje mi mały horror i nie ma mowy o tuszu do rzęs, cieniach, różach itp. Problemu z tego nie robię, ale znam kobiety z podobną nadwrażliwością na makijaż, które są z tego powodu tak przewrażliwione, że rzuciłyby się z pazurami na każdą umalowaną kobietę i wciąż powtarzają tylko jaka to naturalność jest piękna, a makijaż jest dla zdzir. Czyli różnie to bywa. Może Cass też ma ten problem? Albo jako nastolatce rodzice jej się zabraniali malować i teraz biedna ma problem. ;)

      @rose29: Farbowanie nie jest takie złe. Sama akurat pozbyłam się problemu nadmiernego przetłuszczania się włosów, dzięki rozjaśniaczom, więc czasem można upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Poza tym zawsze są naturalne metody jak chna, po której włosy rosną jak wściekłe. ;)

      Usuń
    9. "włosy rosną jak wściekłe." - brzmi kusząco ;)

      rose29

      Usuń
    10. Nie rozumiem robienia z makijażu problemu nr 1 - zarówno w książce, jak i analizie. To tylko malowanie sobie facjaty. Jedni tego potrzebują, inni nie. Ja nigdy się nie maluję, bo mi się nie chce, szkoda mi kasy i czasu, i tak mi to nic nie pomoże;) a poza tym świadomość posiadania na gębie jakichś malowideł by mnie drażniła. Wystarczy, że się natrę kremem, a już irytuje mnie to odczucie, ten krem na skórze. ;) Tak w ogóle to nie wiem, po co kobiety się malują. Mnie się to osobiście nie podoba, a podobno to służy upiększeniu. Może jestem dziwna, trudno. ;P

      - tey

      Usuń
  3. Oh boru, boru... Oniemiałam. Ten pokaz bucery nie wiem czy mnie bardziej zniesmaczył, wkurzył czy zażenował. Zawiało opkozą silniej niż fiuka ostatnimi dniami na Pomorzu. Skąd w tym dziewuszysku tyle chamstwa? Chyba te klasy społeczne przekładają się na poziom ogłady. Przykrość.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z jednej strony to mogłoby mieć sens, bo panience pracującej w kopalni nie jest potrzebna taka znajomość savoir-vivre'u jak córce jakiegoś wysoko postawionego urzędnika. A z drugiej - skoro natura taka dobra, to te typowe "wiejskie panny" powinny mieć wrodzony wdzięk, urok i czar, a pustakom z wyższych klas pozostaje zadzieranie nosa i traktowanie wszystkich z pogardą.

      Usuń
  4. (Uwaga, w poniższym komciu zdradzam, z kim będzie Ameryka, ale i tak pewnie wszyscy wiedzą/nikogo to nie obchodzi)

    Ej, ale nie analizujcie może tak szybko...

    ...BO W MAJU WYCHODZI NOWY TOM O ELIMINACJACH DO RĘKI CÓRKI AMERYSI I MAXONA!

    Wybaczcie caps, ale wiecie, te emocje. Can't wait.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zeswatają swoją córkę z inną panną? :D

      Usuń
    2. Chciałabym, mogłoby być ciekawiej :c ale niestety, najwyraźniej córki już nie są wydawane do innych krajów, tylko mają własne durne eliminacje z facetami. Nie żebym rozumiała wprowadzanie czegoś takiego, zwłaszcza w kontekście zakończenia, ale nie pozwolimy, żeby sens stanął nam na drodze, prawda.

      Usuń
    3. Ach, chciałabym zobaczyć tych młodzieńców podczas robienia ich na bóstwo albo rywalizujących o księżniczkę :D
      Nie mogę się już doczekać tej książki.

      Usuń
    4. Nie mogę się doczekać :D:D:D

      Usuń
    5. Poprawcie mnie,-jesli sie mylę, ale czy na początku ksiunszki nie było wzmianki o tym, ze córki są wydawane za kogoś tam z innych krajów czy cuś? A tylko synowie biorą sobie żony z eliminacji?

      Usuń
    6. Och, Leleth, spokojna głowa, opisy dotyczące 'The Heir' dostaną na tym blogu swoją własną notkę, choć dopiero za długi, długi czas. Zapewniam, że jeżeli chodzi o dzieła Cass, jesteśmy bardziej na bieżąco z newsami niż najgorętsze fanki.

      Maryboo

      Usuń
    7. Ale ja chcę książkę, nie opisy :c (tzn. i tak przeczytam sama, noale).

      Usuń
    8. będzie wersja z panami rywalizującymi o królewnę... to w sumie dość eee ciekawe, a na pewno nie codzienne, chyba to przeczytam

      rose29

      Usuń
    9. Leleth: Książka też będzie. Może. Jak będziemy miały siły po trylogii i ktoś nas nadal będzie chciał śledzić na tym blogu po torturze przedzierania się przez historię Amisi...

      Maryboo

      Usuń
    10. Maryboo, śledziłabym Was nawet gdybyście analizowały skład karmy dla kotów. :)

      Usuń
  5. reakcja Ami byłaby sensowna gdyby pod jej dom podjechał rządowy samochód, wysiedliby z niego panowie w garniakach i oznajmili, że od teraz Amisia będzie kandydatką do zostania kochanicą króla i/lub jego żoną bo ma rude włosy,a rude włosy są sexy i książę na takie leci. Następnie panowie wsadziliby ją do samochodu i wywieźli... Ale ona sama się zgodziła, nawet jeśli nie sądziła, że ją przyjmą to było takie prawdopodobieństwo i powinna się z tym liczyć. Nawet jeśli nie chce być królową to nie zwalnia to z bycia kulturalnym... strasznie mnie to wkurza.

    Maksio jak na razie jest dość uroczy i faktycznie stanowi miłą odmianę po tych wszystkich tyranach Smeyer. :)

    rose29

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale Maxon powinien przecież wiedzieć, że Mary Sue ma ciekawsze rzeczy na głowie, niż paradować w sukni po pałacu dla jego uciechy. ;p I jaka kultura, toż przecież Amisia Najcudowniejsza. Ona jest naturalna, nie to co te wyfiokowane bździągwy w mocnym makijażu i, o zgrozo, ufarbowane. I cycate. A naturalność zawiera w sobie odrobinę uroczej bezpośredniości, to wcale nie chamstwo.
      Ale gdyby Celeste opierdzieliła księciunia, dostalibyśmy odautorski komentarz, że jest niewychowana i prymitywna i gdzie z mordą do księcia. ;p

      Maksio jest przeuroczy! Pierdoła, ale poczciwy, na razie mu kibicuję, by Ośrodek go poderwał i razem uciekli do Europy. :D

      Adria

      Usuń
    2. Adria, genialny pomysł na opko, może takie napiszesz? ;) Ja bym chętnie przeczytała, to byłby chyba pierwszy fanfik "Rywalek".

      Usuń
    3. Pierwszy? Lol :D. Fanfiki powstają zaraz po wyjściu jakiejś popularnej serii. Na fanfiction.net jest kilka.

      Usuń
    4. No, nie kilka. 487 dokładnie.

      Usuń
    5. Na AO3 jest 9, w tym jeden crossover. Ale praktycznie wszystkie te fanfiki to Maxon/America, dość słabe w dodatku (chociaż ciężko się spodziewać czegoś lepszego po ff.net).

      Usuń
    6. O Boże, tak bardzo chcę Ośrodek i Maxona razem *_* Nawet jeśli Ośrodek bywa wkurzający, Maksio nadrabia za nich obu słodką pierdołowatością i urokiem (przynajmniej w tym tomie, dalszych nie tykałam). Chyba znalazłam nowy paring do shipowania. Są jakieś farfocle z nimi, zna ktoś jakiś? Bo nic nie mogę znaleźć :C

      Usuń
    7. To pierwszy raz, kiedy chcę zobaczyć wziętego z czapy yaoia do jakiejś serii, bo nawet taki yaoi jest lepszy od oryginału <3 Niech ktoś to napisze, proszę.

      Usuń
    8. Podczas analizy sagii Zmierzch Maryboo pisała humorystyczne fanficki i była w tym bardzo dobra. Może znowu nam się poszczęści?...

      Usuń
    9. jaki yayoi i jaki z czapy? To poważny paring, no proszę Was. ;D Przecież w yy.. Panem Bis nie wolno seksów uprawiać, to Maxon i Ośrodek będą się tylko czule miziać. ;D

      Jestem bardzo za tym, by ktoś coś takiego napisał, ale ja niestety odpadam, bo "Rywalki" znam tylko z analiz, nie wypada pisać ff, jak się kanonu nie ogarnia... (Ale jakby tak Maxon karmił Aspena resztkami w ogródku i własną piersią przed rebeliantami go bronił.. a Aspen rzucałby mu jednocentówkę za każdą wypowiedź stylizowaną na dworską.. ach. *__*)

      Adria ;)

      Usuń
    10. Anonimowy powyżej ostatniego komentarza - przykro mi, ale raczej nic z tego nie będzie, bo ja między tymi dwoma nie wyczuwam żadnej chemii (tzw. foe yay, od którego aż kipiało w "Zmierzchu" i po części w "Intruzie"). Ale może powstanie dzieło o kimś innym, zobaczymy ;)

      Maryboo

      Usuń
    11. Adria, czy ty sugerujesz, że do pisania ff potrzebna jest znajomość kanonu? Idź ty lepiej na szkolenie do ałtoreczek :P

      Usuń
    12. E tam kanon. Sama autorka się gubi w kanonie, to czemu niby farfocel miałaby go przestrzegać? A co do braku chemii... A ci dwaj się w ogóle jakoś poznali tak naprawdę? Jestem tylko po pierwszym tomie i, jeśli dobrze pamiętam, zamienili z nim może ze dwa zdania, dotyczące zresztą pilnowania Amisi. A poza tym - czy nie na tym często polega urok shipowania, że samemu dorzuca się chemię tam, gdzie jej nie ma? ;) Ja tam bym się może i skusiła na napisanie czegoś, ale w farfoclach jestem beznadziejna, jakoś nigdy nie wychodziło mi przygarnianie cudzych bohaterów i uniwersum, niestety :C Więc zostaje czekać na ochotnika.

      Usuń
    13. Anon - ff piszą nie tylko ałtoreczki, porządne ff opiera się na świetnej znajomości kanonu. Ja tam bubli pisać nie zamierzam i biorę się z ff tylko wtedy, gdy dobrze ogarniam kanon, parodia czy nie. ;p

      A.

      Usuń
  6. Przydałaby się kategoria Mary Sue dla Amisi. Coś jak Bellanda dla Wagabundy. Wiecie, za każdym razem, kiedy ktoś podkreśla, jaka to Ami jest piękna, nadzwyczajna, dobra, itp., leci punkt do tej kategori.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No przecież jest "Dobre Mzimu" :D Za to nadal uważam, że należałaby się kategoria "Narcyz", za jej ogólne zadufanie w sobie i traktowanie ludzi z góry. Ale nie upieram się, bo rozumiem, że głupio byłoby punktować co drugie zdanie ksiunszki.

      Usuń
  7. 1. Jestem brunetką = jestem rozwiązła - dobrze wiedzieć. Dziękuję ci, Kiero. ;p
    2. Ami ma BROSZKĘ. Nie będzie za to "nie jesteśmy w Panem"? ;p
    3. Maxon jest słodziuchny, choć pierdołowaty i mało bystry. Szkoda go dla Ameriki, czy on nie może się z tą Marlee skumać?
    4. Przyznawajcie może punkty za nudę, bo rozdział o przemianie z "letkim makijażem" w tle sprawił, że mam ochotę iść spać.
    5. Pojazd po bucerze Ami w ogrodzie jest świetny. <3 Cała analiza jest fantastyczna, jak zwykle. Zdecydowanie Wasze analizy są moimi ulubionymi ze wszystkich, jakie czytuję. :)

    Pozdrawiam, Adria. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Broszka bardzo rzuca się w oczy, również uważam, że Ami powinna dostać za to punkty :D Zbędność i nuda też zasługują na kategorie, bo to największe plagi...
      Pozdrowienia dla Adrii i Dzielnych Analizatorek!

      Usuń
    2. Nie, broszka nie jest skopiowana z IŚ. To przypada w zaszczycie zupełnie innemu fragmentowi biżuterii.

      Maryboo

      Usuń
    3. Maryboo, nie strasz nawet... ;ppp

      A. ;)

      Usuń
  8. Chciałam porównać Ami do Heleny Kurcewiczówny i Izabeli Łęckiej, bo przyszło mi do głowy, ze Sienkiewicz potrafił stworzyć idealny płatek śniegu prawdopodobny psychologicznie i o mocnych podstawach moralnych (których przestrzega!!!), a Prus nieprzyjemną (dobra, wredną) i zadufaną w sobie (do nieprzytomności) lalkę (chociaż tytułując powieść nie miał na myśli ukochanej Wokulskiego :D), którą zrozumiałam i na swój sposób polubiłam, ale dotarło do mnie, że to byłaby obraza naszych geniuszów. Bo Ami nie zasługuje nawet na porównanie do Katniss Everdeen.
    ianamainwaring

    OdpowiedzUsuń
  9. Dlaczego, ach, dlaczego Ta Zła musi mieć na imię prawie tak samo, jak moja ukochana księżniczka...?

    OdpowiedzUsuń
  10. Żaden z Maxona orzeł czy tygrys, ale przynajmniej jest sympatyczny, jak taki dobrze wypasiony domowy kocur.

    Wypłosz

    OdpowiedzUsuń
  11. Z ciekawości: czy ktoś z Was słyszał może o ponawianych (z marnym zresztą skutkiem) próbach uczynienia z "Rywalek" serialu? Ostatnio natknęłam się na te informacje i chociaż z tego co widać projekt jest jak na razie odwołany albo przynajmniej zawieszony, to natknęłam się na takie oto ciekawe cuś:

    https://www.youtube.com/watch?v=fp61rWG_Vg8#t=45

    Co o tym myślicie :)?

    Carly

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, spokojna głowa, gwarantuję, iż o tym wypowiemy się w swoim czasie.

      Maryboo

      Usuń
  12. Analiza przecudna. Scenka w ogrodzie mnie dobiła - dosłownie wszystko mi opadło. Zastanawia mnie skąd ta moda na chamskie i prostackie bohaterki, na dodatek kreowane jako wspaniałe. Aż żal mi dziewczyn wychowanych na takich książkach, które potem uważają chamstwo za zaletę. Okropieństwo.
    Brakowało mi tylko by Amisia zaczęła rzucać mięchem i Maxia przepraszającego za to, że jest obrażany. To już nawet nie jest żenujące, a tragiczne - zwłaszcza, że z Maxia taki miły chłoptaś. ;)
    No i muszę się przyznać, że na początku myślałam, że cytat z Igrzysk pochodzi z Rywalek - Cass wprowadziła plagiat na wyższy poziom. ;)

    Czekam niecierpliwie na następne rozdziały.

    OdpowiedzUsuń
  13. A czy to "no tak, jedzenie to dobra motywacja dla Piątki" (czy jak to nie było dosłownie) nie jest... trochę chamskim nabijaniem się z głodu wśród ludu, (domniemanego, ale tam przecież sądzą, że to odpowiednik Dystryktu 12) w wykonaniu przedstawiciela najwyższej klasy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, ujmę to tak...jak na przyszłego władcę kraju, Maxon ma zadziwiająco małe pojęcie o tym, jak wygląda życie poszczególnych kast.

      Maryboo

      Usuń
    2. A czy ten fragment z jedzeniem nie przypomina czasem Katniss, której najbardziej w Kapitolu spodobała się potrawka (czy coś takiego)?

      Maryland

      Usuń
  14. Ojej. Nawet jak jakaś dziewczyna jest ładna, to wiadomo, że przecież i tak jest sztuczna albo ma "sztampową" urodę. Doskonale rozumiem ten manewr autorki, bo sama dbałam o to, żeby żadna bohaterka nie była piękniejsza od mojego opkowego avatara, ale ja pisząc to opko miałam jakieś... 12 lat. :/ Mam wrażenie, że autorki niektórych powieści młodzieżowych po prostu zatrzymały się w rozwoju emocjonalnym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Albo węszą kasę i wiedzą, co pisać, żeby ją zarobić ;).

      Usuń
    2. wydaje mi sie, ze jednak taka Meyer jest przekonana o tym, ze pisze cos dobrego i realizuje w tym pisaniu swoje fantazje tak jak robia to nastolatki piszac opka :) a co do Cass to ciezko mi powiedziec, na razie za malo jej tworczosci znam

      Usuń
  15. Mateczko, te rozdziały to sraczka idiotycznych wielokropków...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie. Te wielokropki strasznie mnie irytowały podczas czytania i doszłam do wniosku, że nie były zamierzone, jest to jakiś błąd wersji PDF. Często zamiast przecinka pojawia się wielokropek. Nie wierzę, że tak jest w wersji papierowej. Może ktoś ma takową i sprawdzi? Bo obawiam się, że dziewczyny korzystają z tego samego "wydania" co ja, a tego się czytać nie dało i zamieszczone w analizie fragmenty też bolą przez to rozczłonkowanie.

      Usuń
    2. Wiem, że te wielokropki są irytujące, przepraszam za niedogodność. Staramy się poprawiać, gdzie możemy, ale czasem coś ucieknie.

      Maryboo

      Usuń
  16. America śpiewa na weselach, ma kilka sukienek, ale nie wie, co to sukienka koktajlowa. Zna termin "cieniowanie włosów", ale "pasemka" to dla niej nowość. Taaak...

    Zainspirowałyście mnie do przeczytania całej trylogii, to był najbardziej kwikaśny dzień mojego życia.

    Btw, może to daleko idące wnioski, ale nazwisko merysujki = Singer, imię jej najlepszej przyjaciółki = Marlee. Tam co prawda była Marla, ale... istnieje jakaś szansa, że to taki hint w stylu "jestem mondrom pisarkom, bo widziałamżem Fight Club, a czytelnicy som mondrzy, jak załapio". Mało prawdopodobne, ale... ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ehe, też o tym podobieństwie do Marli pomyślałam :D.

      Usuń
  17. 10 rozdział doprowadził mnie do szału. Po pierwsze - pokojówki. Nie wiem, czy ktoś widział "Pamiętnik Księżniczki 2" (sądzę, że tak xD), tam jest właśnie taki motyw, że Mia swoje pokojówki stara się przekonać, by traktowały ją normalnie i nie dygały przed nią co słowo - mam wręcz pewność, że Cass chciała podrobić te sceny, co nieco słabo jej wyszło, bo Ami zamiast być speszona takim traktowaniem i nawiązać z pokojówkami przyjazne relacje jest wredna i wkurzona (czym? Bo ktoś wykonuje swoje obowiązki? O BŁAGAM!). Po drugie - czy ktoś mi wyjaśni z jakiego powodu Ami dostała tej całej histerii? Czytałam ten moment dwa razy i nic nie przychodzi mi do głowy D: Po trzecie - DZIEWCZYNO, NIECH CIĘ KTOŚ WALNIE! To, jak potraktowała Maxona jest po prostu poniżej wszelkiej krytyki. Nie mam pojęcia, dlaczego ten facet już po pierwszy zdaniach nie kazał jej zawlec do głównej brami i wywalić na zbity pysk... Nawet nie chcę się łudzić, że jakoś się na niej odegra za takie zachowanie (a przecież mógłby jej naprawdę utrudnić życie, to KSIĄŻĘ God damn it!)... Q____Q No cóż, będę kibicować Marlee, bo to jak na razie jedyna w miarę fajna postać.

    OdpowiedzUsuń
  18. Czytam już kolejny odcinek analizy i bardzo mi się podoba, ale jak zwykle mam jedną uwagę. Zdziwiło mnie, że traktujecie Eliminacje tak pozytywnie. Dla mnie taka impreza byłaby OK, gdyby America FAKTYCZNIE była bardzo uboga - skrajnie biedni ludzie są gotowi na wiele, by mieć choćby co zjeść. Rozumiem więc, że w takich wypadkach dumę chowa się do kieszeni, bo to luksus, a ważniejsze jest przeżycie. O jakiej dumie mówię? Naprawdę nie razi Was (mam na myśli Autorki analizy) traktowanie kobiet tak przedmiotowo? Kandydatki na żonę księcia są odpicowywane niemal jak stary samochód w warsztacie. Takie śliczne przedmiociki w kiecuszkach z falbaneczkami, ryjki pomalowane, pazurki u stópek też, włoski ufryzowane. Wszystko po to, by bogaty samczyk wybrał sobie najładniejszą samiczkę. Nie popieram wtykania Americe szpil, że nie chce brać w tym udziału. Niezależnie od tego, co sobie myśli o własnym bogactwie/biedzie, biedna nie jest. Nie musi się wciskać do Eliminacji, jeśli godzą w jej godność. Nie musi ratować się wszelkimi środkami przed śmiercią z głodu.
    I tak, wiem. Udział w Eliminacjach jest dobrowolny. Tylko co z tego, w wyborach miss world (bardzo podobny z charakteru "konkurs") też taki jest, co nie przeszkadza feministkom w krytykowaniu tego typu przedsięwzięć.

    P.S. Żeby nie było. America jest wyjątkowo paskudną dziewuchą (dlaczego ostatnio lansuje się takie chamskie postacie?!), ale akurat jej niechęć do brania udziału w tym całym cyrku jest dla mnie w 100% zrozumiała.

    Co do Maxona, to na razie niewiele można o nim powiedzieć. Słodki i pierdołowaty? Po trzech-czterech zdaniach, jakie powiedział? Ja nic tu nie widzę, ani słodkiego ani gorzkiego. Takie nic. Ale jest grzeczny i to się chwali - miła odmiana.

    America jest okropna. Jak napisałam wyżej, nie pojmuję trendu tworzenia tak odpychających bohaterów. W normalnym życiu zostałaby uznana za zwyczajne chamidło. W sumie to jest nawet gorsza niż Belka ze Zmierzchu. Tamta była tylko nijaką, niezbyt mądrą amebą. Amisia jest bucem i zachowuje się jak dresiara. W scenie w ogrodzie było to szczególnie widać. I mniejsza o to, że rozmawiała z księciem. Obojętne z kim by wtedy nie gadała, byłoby to tak samo nie do przyjęcia. :/

    - tey

    OdpowiedzUsuń
  19. Może to i stary wpis, ale i tak skomentuję właśnie tutaj... No bo mi cały ten konkurs kojarzy się po pierwsze z wyborem żony dla koreańskiego księcia korony z czasów dynastii Joseon (a przynajmniej tak to pokazywali w dramach), po drugie z osmańskim haremem.
    A książę... w sumie na tym etapie wydaje się spoko. XD

    OdpowiedzUsuń