Biorąc pod uwagę wszystkie moje zajęcia, nie miałam szczególnie dużo czasu, żeby się martwić lub rozpamiętywać swoją kompromitację.
Oczywiście. Bo masz takie ważne zadania i obowiązki, że napaść na przyszłego władcę zupełnie wyleciała ci z głowy. Whatever.
Karny jeżyk potrzebny od zaraz: 8
Kiedy następnego dnia rano pokojówki ubrały mnie bez słowa komentarza, doszłam do wniosku, że moja obecność na dole będzie mile widziana. Już to… że zezwolił mi zejść na śniadanie było nieoczekiwanym przejawem życzliwości ze strony Maxona. Będę mogła zjeść ostatni posiłek i spędzić ostatnie chwile jako jedna z pięknych kandydatek.
Czyli przyznaje, że jest piękna. No cóż, przynajmniej stać ją na trochę uczciwości od czasu do czasu.
W połowie śniadania Kriss zebrała się na odwagę i zapytała mnie o randkę.
– Jak było? – spytała półgłosem, tak jak powinnyśmy rozmawiać w trakcie posiłków. Mimo to te dwa słowa sprawiły, że wszystkie dziewczyny przy stole wytężyły słuch i zwróciły na nas uwagę.
Odetchnęłam głęboko.
– Trudno opisać.
- No, wymyśliłam sobie, że Maksio chce mnie zgwałcić, więc kopnęłam go w jądra. Było całkiem ciekawie, muszę przyznać.
Dziewczyny popatrzyły na siebie, wyraźnie licząc na coś więcej.
– Jak się zachowywał? – zapytała Tina.
– Hmmm… – postarałam się ostrożnie dobierać słowa. – Nie tak, jak się spodziewałam.
Tym razem rozległy się ciche szepty.
– Specjalnie tak się zachowujesz? – wtrąciła się Zoe. – Jeśli tak, to jesteś okropna.
Potrząsnęłam głową. Jak mogłam się wytłumaczyć?
– Nie, po prostu…
- Po prostu zrobiłam z siebie taką idiotkę, że żal wielki cokolwiek o tym mówić.
Na szczęście Amisia nie musi wykręcać się więcej od odpowiedzi. Z pomocą przychodzą jej rebelianci. Tak, tak. Wreszcie nadszedł ten moment! Pierwszy atak buntowników na pałac.
Nie musiałam jednak kończyć wypowiedzi, ponieważ na korytarzu rozległy się nieoczekiwanie hałasy.
Krzyki wydały mi się czymś dziwnym – od kiedy przyjechałam do pałacu, nikt nawet na moment nie podniósł głosu. Zwykle poza cichymi rozmowami słychać było najwyżej stukot butów gwardzistów, szurnięcia otwieranych i zamykanych ogromnych drzwi oraz szczęk sztućców dotykających talerzy. Teraz wybuchło prawdziwe piekło.
Rodzina królewska wyraźnie wiedziała, o co może chodzić.
– Pod ścianę, dziewczęta! – krzyknął król Clarkson i podbiegł do okna.
Zdezorientowane dziewczyny mimo wszystko nie próbowały się sprzeciwiać i zaczęły powoli przesuwać się do głównego stołu. Król zaciągnął żaluzję, ale to nie była zwykła żaluzja, mająca ograniczyć dopływ światła – została zrobiona z metalu i opadła ze skrzypieniem. Obok niego Maxon opuścił drugą, a delikatna i urocza królowa podbiegła do trzeciej.
Ahahahahahahahahahaha!
No boki zrywać. To co, tam nie ma żadnej służby, gwardzistów, nikogo? Rodzina królewska sama musi zaciągać ciężkie antypociskowe żaluzje! Już widzę, jak taki np. książę William i księżna Kate (najlepiej w ciąży, a co tam) biegają po sali i co gorsza zbliżają się do okien, przez które ktoś może wrzucić granat albo w nie strzelić zanim zdążą je zasłonić. A zatem czas na nową kategorię:
Sam sobie sterem, żeglarzem, okrętem: 1
Nie martwcie się, to nie jedyna sytuacja, w której rodzina królewska zapomina, że ma zastępy ludzi do brudnej roboty. Aha, za to i za debilizm króla i spółki, którzy bezsensownie narażają swoje życie, nie bacząc na nic:
Jak mała Kiera wyobraża sobie...: 29
Cass, słonko, rodzina królewska to najważniejsi ludzie w kraju, naprawdę nie sądzę, żeby w normalnym królestwie wpadli na tak durny pomysł i żeby nie było nikogo, kto by ich wyręczył.
Wtedy właśnie do sali wpadli gwardziści.
Szybko, doprawdy. Nie dziwota, że rebelianci nie mają żadnych problemów z dostaniem się do pałacu, skoro gwardia jest tak słabo zorganizowana i rozlokowana.
Drzwi zostają zaryglowane. Okazuje się, że rebelianci przedarli się już przez mury i to w biały dzień, a teraz walczą w najlepsze z gwardią. Powtarzam: w biały dzień. Bez problemu. Wow. Pora więc wyciągnąć następną nową kategorię:
Twierdza Monty Pythona: 1
Jako że ochrona pałacu to jakaś komedia, nie mogłyśmy nie przywołać Latającego Cyrku. Jeszcze się nam nieraz przyda.
Domyślałam się, że się pojawią – tylu gości, tyle przygotowań, że na pewno ktoś o czymś zapomniał i pojawiła się jakaś luka w zabezpieczeniach.
Luka? Delikatnie powiedziane. Chyba wyrwa wielkości pewnego kanionu w Kolorado. Co więcej, takie luki będą zdarzały się często. Bo po co porządnie chronić władcę całego tego bajzlu, prawda? Bez sensu.
A nawet jeśli do pałacu trudno się było dostać, teraz był idealny moment, żeby wyrazić swój sprzeciw.
Uwierz mi, Ami, nie było trudno. Inaczej rebelianci nie wpadaliby na herbatkę co chwila, o czym się jeszcze przekonamy. Amisia dochodzi do wniosku, że rebelianci na pewno chcą zaprotestować przeciwko Eliminacjom, które im się nie podobają.
Niezależnie od ich opinii, nie zamierzałam być łatwą zdobyczą.
Odepchnęłam krzesło tak gwałtownie, że się przewróciło, podbiegłam do najbliższego okna i opuściłam metalową żaluzję. Kilka dziewcząt, które zrozumiały, co nam grozi, zrobiło to samo.
Aha, a do tych ostatnich żaluzji wcześniej nie rzucił się żaden gwardzista? Wszak są już obecni w sali. Nie powinna to być ich robota? A gdyby buntownicy zastrzelili jakąś panienkę? Nie wiadomo, jak daleko buntownicy są od okien.
Sam sobie sterem, żeglarzem, okrętem: 2
Opuszczenie żaluzji poszło mi szybko, ale potrzebowałam chwili, żeby ją zablokować. Kiedy w końcu udało mi się zatrzasnąć zamek, coś uderzyło z zewnątrz o metal, sprawiając, że odskoczyłam z krzykiem, potknęłam się o własne krzesło i przewróciłam na podłogę.
No właśnie.
Maksio każe Amisi ruszyć dupę pod ścianę.
Posłuchałam go i uciekłam na koniec sali, do dziewcząt zbitych w ciasną gromadkę. Niektóre szlochały, inne wpatrywały się pustym wzrokiem w przestrzeń. Tina zemdlała. Trochę uspokoił mnie widok króla Clarksona, który stał kawałek dalej i rozmawiał rzeczowo z oficerem gwardii, tak żeby nie słyszały go dziewczyny. Jedną ręką obejmował opiekuńczo królową, która stała obok niego, dumna i opanowana.
A nie sprzątają przypadkiem po śniadaniu? Skoro tak lubią popracować jak służba, to czemu nie?
Ile razy miała już do czynienia z takim atakiem?
Ehehehehe. Zapewne bardzo często. Jak się przekonacie, mało kogo już ruszają te ataki, co jest raczej smutne, a wkrótce zrobi się straszne.
Słyszeliśmy, że podobne sytuacje miały miejsce kilka razy do roku. To musiało strasznie szarpać nerwy. Ona, jej mąż i jej jedyny syn mieli przecież coraz mniejsze szanse. W końcu rebelianci dojdą do tego, w jakim momencie należy zaatakować, by osiągnąć to, na czym im zależało.
Twierdza Monty Pythona: 2
All the king's horses and all the king's men…
Naprawdę nic się nie da na to poradzić? Co to za władca, który wraz z doradcami nie jest w stanie niczego wymyślić. Jakiś wywiad, wtyczki, czy co? Rebelianci robią co chcą, a jaśnie rządzący siedzi na dupie i czeka na nie wiadomo co.
Przyjrzałam się dziewczętom. Czy którakolwiek z nich miała siłę, by zostać królową? Tina, nadal nieprzytomna, leżała w czyichś ramionach. Celeste rozmawiała z Bariel – wiedziałam, jak wygląda, kiedy jest spokojna i byłam pewna, że teraz się denerwuje, ale mimo wszystko w porównaniu do innych potrafiła dobrze ukrywać emocje. Niektóre dziewczyny były bliskie histerii, kuliły się, pojękując cicho, a inne zatrzasnęły się w sobie, izolując chwilowo od świata – z kompletnie obojętnymi twarzami wykręcały sobie palce, czekając, aż wszystko się skończy.
Och, to jasne, że żadna nie nadaje się poza Amisią, która już teraz pięknie wypełnia obowiązki królowej, zasuwając metalowe story podczas ataku. Ami postanawia pomóc chlipiącej Marlee i każe jej przestać ryczeć i trzymać się prosto, żeby Maksio zauważył, że ona też nadaje się na zasuwaczkę zasłon, tfu, królową (nie, nie odpuszczę tego motywu, jest zbyt zabawny).
Atak trwa. Rebelianci rzucają czymś ciężkim w okna, ale gwardziści siedzą tylko przy drzwiach. Może te żaluzje są zrobione z adamantium, że im tak ufają. Cool.
Maksio podchodzi do Amisi i pyta, jak dziewczyna się czuje. Ami chce natomiast wiedzieć, co z jej pokojówkami, które mogły być w niebezpieczeństwie, gdyby rebelianci dopadli je gdzieś w pałacu.
Maxon popatrzył mi w oczy i chyba zrozumiał, że sama byłam dawniej tylko jeden szczebel nad pokojówkami. To nie było główną przyczyną moich zmartwień, ale wydawało się dziwne, że powodzenie w loterii stanowiło jedyną rzecz, jaka różniła mnie od kogoś takiego jak Anne.
Żebyś tylko o tym nie zapomniała, Amiś.
– Powinny już być w schronie. Służba ma własne miejsca, w których się może ukrywać, a gwardziści mają dużą wprawę w błyskawicznym informowaniu wszystkich, że coś jest nie tak.
Ale nie mają wcześniej żadnych informacji o nadchodzącym ataku, bo szpiegów ni ma. A wpadają na to, że coś jest nie tak, jak już rebelianci są pod drzwiami. Błyskawica jak nic.
- Myślę, że są bezpieczne. Dawniej mieliśmy system alarmowy, ale podczas poprzedniego ataku rebelianci doszczętnie go zniszczyli. Pracujemy nad przywróceniem jego sprawności, ale… – Maxon westchnął.
Patrzyłam w podłogę, próbując się nie martwić.
– Ami? – zapytał prosząco.
Odwróciłam się do niego.
– Są bezpieczne. Rebelianci posuwają się powoli, a wszyscy w pałacu wiedzą, co robić w przypadku alarmu.
Cóż, ataki zdarzają się tak często, że wszystko mają elegancko przećwiczone. Poza prewencją.
Amisia kuje żelazo póki gorące i zaczyna rozmawiać z Maksiem o poprzednim wieczorze i ataku na królewskie klejnoty. Dziewczyna zwala wszystko na chudego evil urzędnika.
– Chodzi o wczorajszy dzień. Pozwól, że wyjaśnię. Kiedy szykowałam się do przyjazdu do pałacu, pewien mężczyzna powiedział, że nie wolno mi niczego ci odmawiać. Niezależnie od tego, o co poprosisz, pod żadnym pozorem.
Sprawiał wrażenie ogłuszonego.
– Co takiego?
– Dał do zrozumienia, że możesz sobie życzyć pewnych rzeczy, a ty sam powiedziałeś, że rzadko miewasz do czynienia z kobietami. Po osiemnastu latach. No a potem odesłałeś kamery, więc przestraszyłam się, kiedy podszedłeś do mnie tak blisko.
Ta dziołcha na każdym kroku udowadnia Maksiowi, jak kiepskie ma o nim zdanie. Ciężko się nie zakochać. Oczywiście nie krytykuję sporej dozy ostrożności, szczególnie będąc sam na sam z obcym facetem, to naprawdę może uratować życie, ale Ami wyskoczyła przed szereg z tym kopem w krocze.
Maksio jest oburzony insynuacjami urzędnika.
Maxon potrząsnął głową, próbując zrozumieć to, co właśnie usłyszał. Na jego zazwyczaj opanowanej twarzy odbiło się upokorzenie, niedowierzanie i wściekłość.
– Myślisz, że wszystkie dziewczęta usłyszały coś takiego? – zapytał z wyraźną odrazą na samą myśl o tym.
– Nie wiem, chociaż nie przypuszczam, by większość z nich potrzebowała takiego ostrzeżenia. Prawdopodobnie czekają tylko, żeby się na ciebie rzucić – zauważyłam, wskazując skinieniem głowy resztę sali.
Proszę, Amiś, daj sobie wreszcie siana z tymi delikatnymi przytykami, jak to pozostałe dziewczyny to rozwiązłe lafiryndy.
– Ale ty nie, więc nie miałaś absolutnie żadnych oporów przed walnięciem mnie w krocze, tak?
– Celowałam w udo!
– Daj spokój, facet nie potrzebowałby tyle czasu, żeby dojść do siebie po kopniaku w udo – odparł sceptycznie Maxon.
Maksiu, ty się dziwisz? Nie rozkminiłeś jeszcze, że Amisia jest durna jak but z lewej giry?
Ostrzał sali trwa, zaś Singerówna i Maxon pogrążają się w smalltalku.
– No i jak sobie radzisz z komnatą pełną płaczących kobiet? – zapytałam.
Na jego twarzy odmalowało się komiczne oszołomienie.
– W życiu nie czułem się tak zagubiony! – odparł gorączkowym szeptem. – Nie mam najbledszego pojęcia, jak je uspokoić.
Tak właśnie wyglądał mężczyzna mający stanąć na czele naszego kraju: kompletnie bezradny wobec łez. To było przekomiczne.
To akurat nie jest jakaś wielka wada. O ile radzi sobie z całą resztą, to nie ma sprawy. Ja też nigdy nie wiem, co robić, jak ktoś przy mnie płacze. Co ma do tego rządzenie krajem?
– Spróbuj pogładzić je po plecach albo po ramieniu i powiedz. że wszystko będzie dobrze. Bardzo często, kiedy dziewczyna płacze, wcale nie chce, nie pragnie pomocy. Wystarczy, że się ją pocieszy – poradziłam.
– Naprawdę?
– Zazwyczaj.
– To nie może być takie proste. – W jego głosie zaciekawienie mieszało się z niedowierzaniem.
Baby to nieskomplikowane stworzenia, nie wiesz, Maksiu? Pogładź po pleckach, daj ładne błyskotki czy kiecki i masz z głowy.
– Dlatego powiedziałam, że bardzo często, ale nie zawsze. Powinno na pewno podziałać na większość dziewczyn tutaj.
– Nie jestem pewien – prychnął. – Dwie już pytały… czy pozwolę im wrócić do domu… kiedy to się skończy.
– Myślałam, że nie wolno nam tego robić. – Z drugiej strony nie powinnam być zaskoczona. Skoro zgodził się, żebym została tu jako jego przyjaciółka, najwyraźniej sam nie dbał przesadnie o formalności. – Co zamierzasz?
– A co mogę zrobić? Nie będę tu nikogo trzymał wbrew woli.
– Może zmienią zdanie – podsunęłam z nadzieją.
– Może. – Umilkł na chwilę.
Tak zaczyna się i kończy kwestia możliwości dobrowolnego odejścia kandydatek. Max stwierdza, że spox, jak chcą, niech sobie idą. Po Amisi zupełnie nie widać (ani teraz, ni później), że taka poważna zmiana w regulaminie ma na nią jakikolwiek wpływ, o czym już zresztą wspominałam. Czyli Eliminacje zrobiły się jeszcze bardziej lajtowe dla Ami, która wszak wcale nie chce tu być. Nie żeby ją to obeszło.
– A ty? Zostałaś już dostatecznie nastraszona? – zapytał niemal żartobliwie.
– Szczerze? Byłam przekonana, że po śniadaniu i tak odeślesz mnie do domu – przyznałam.
– Szczerze? Też się nad tym zastanawiałem.
Szczerze? Ta decyzja powinna być już dawno podjęta. I to bez odwołania.
Wymieniliśmy porozumiewawcze uśmiechy. Nasza przyjaźń, jeśli tak można było to nazwać, była na pewno niedoskonała i niezgrabna, ale przynajmniej szczera.
Jaka, kuźwa, przyjaźń? Jaka? Gdzie ta przyjaźń, bo jakoś nie zauważyłam? Kurczę, może ja źle traktuję moich przyjaciół? Czyżby teraz w modzie były obelgi i napaści fizyczne?
– Nie odpowiedziałaś mi. Chcesz wyjechać?
Coś znowu uderzyło o ścianę, więc ten pomysł zaczął mi się wydawać kuszący. Najgorszym atakiem, jakiego musiałam się obawiać w domu, była kradzież mojego jedzenia przez Gerada. Inne kandydatki mnie nie lubiły, ubrania były niewygodne, różne osoby próbowały mnie skrzywdzić i w ogóle czułam się tu źle.
Buu, jaka ja biedna, jak mi ciężko… Naprawdę widać, żeś do szkoły nie chodziła, bo gdybyś chodziła, to podejrzewam, że byłabyś odporniejsza na złośliwości innych dziewczyn. Niewygodne ubrania, no tak mi cię żal, Amiś, zaraz wyleję nad tobą kryształowe łzy. Poczekaj, tylko najpierw posiekam trochę cebuli.
Ale mój pobyt tutaj był korzystny dla mojej rodziny, a poza tym przyjemnie było jeść do syta.
Zrozumiała to wreszcie? Wow.
Amisia dochodzi do wniosku (na szczęście tylko w myślach), że Maksio to dupa wołowa i trzeba go za rączkę prowadzić przy wyborze żony i Singerówna podejmie się tego ważnego zadania. Amisia to the rescue. Poza tym, w pałacu nie nadzieje się na Aspena (hahahaha), czyli same plusy.
Popatrzyłam Maxonowi w oczy.
– Jeśli mnie nie wyrzucisz, nie wyjadę.
Uśmiechnął się.
– To dobrze. Musisz mnie nauczyć więcej takich sztuczek jak ta z gładzeniem po ramieniu.
Odwzajemniłam uśmiech. Owszem, wszystko poszło
nie tak, ale mimo to dobrze się skończyło.
– Ami, możesz mi wyświadczyć przysługę?
Skinęłam głową.
– Wszyscy myślą, że spędziliśmy wczoraj razem większość popołudnia i wieczoru. Gdyby ktokolwiek pytał, czy możesz im powiedzieć, że ja nie… że nie próbowałbym…
Na Wielkiego Cthulhu, Maksio też ma kiepskie zdanie o Ami, skoro myśli, że ta mogłaby go oskarżyć o próbę gwałtu przy innych. Ale jej nie wyrzuci. Pięknie.
Rozmowa przenosi się na tematy rebeliantów. Może wreszcie dowiemy się, co to za jedni i czego chcą.
– Kim oni są? Czego chcą? – zapytałam.
– Kto, rebelianci?
Przytaknęłam.
– Zależy, kogo zapytasz. I o której frakcji mówimy – odpowiedział.
– Chcesz powiedzieć, że jest więcej niż jedna? – To
sprawiało, że cała sytuacja stawała się znacznie gorsza. Skoro to była jedna z frakcji, co mogły zrobić dwie lub więcej?
Heh, czyli Illea jest krajem rządzonym tak nieudolnie, że mają tam nie jeden, ale więcej rodzajów rebeliantów, których nie potrafią powstrzymać. A nie mówiłam, że będzie komedia?
– Dwie główne frakcje są z Północy i z Południa. Ci z Północy atakują znacznie częściej, ponieważ są bliżej nas, ukrywają się na tym deszczowym obszarze w pobliżu Bellingham, niedaleko stąd. Praktycznie nikt tam nie chce mieszkać, zostały same ruiny, więc chyba dlatego wybrali sobie ten teren, chociaż na pewno muszą się przemieszczać. Ja uważam, że są ciągle w ruchu, ale nikt nie chce słuchać tej mojej teorii.
Czyli zdaniem wszystkich poza Maksiem ci z Północy siedzą w konkretnym, znanym miejscu i nikt nie wpadł na pomysł, żeby wziąć armię i wpaść do nich na pogawędkę? Why?
- Tak czy inaczej oni rzadziej wdzierają się do samego pałacu, a nawet jeśli im się to uda… działają znacznie bardziej, powściągliwie. Zakładałbym, że teraz mamy do czynienia właśnie z Północą – wyjaśnił poprzez hałas.
– Dlaczego? Czym się różnią od Południowców?
Zawahał się, jakby nie był pewien, czy powinnam się tego dowiedzieć. Rozejrzał się, żeby sprawdzić, czy ktoś nas słyszy. Ja także popatrzyłam wokół siebie i zauważyłam, że jesteśmy obserwowani przez część dziewczyn, a Celeste wygląda… jakby chciała spopielić mnie wzrokiem.
Queen (Bee) Wannabe: 8
– Ich ataki są znacznie bardziej… śmiercionośne – wyszeptał.
– Śmiercionośne?
Skinął głową.
– Pojawiają się raz, najwyżej dwa razy w roku, na ile jestem w stanie oszacować. Myślę, że wszyscy tutaj starają się ukrywać przede mną prawdziwe statystyki, ale ja nie jestem taki głupi. Kiedy oni się zjawiają, giną ludzie. Problem polega na tym, że obie te grupy wyglądają dla nas podobnie: w większości złożone są z
biednie ubranych mężczyzn, chudych, ale sprawnych fizycznie. O ile wiemy, nie noszą żadnych symboli, więc nie wiemy, z kim mamy do czynienia, dopóki nie jest po wszystkim.
Rozejrzałam się po sali. Jeśli Maxon się mylił i to byli Południowcy… mnóstwo osób znajdowało się w poważnym niebezpieczeństwie. Znowu pomyślałam o moich nieszczęsnych pokojówkach.
– Ale dalej nie rozumiem, czego oni chcą?
Maxon wzruszył ramionami.
– Południowcy chyba chcą nas zniszczyć. Nie wiem dlaczego, ale podejrzewam, że są niezadowoleni, mają dość życia na marginesie społeczeństwa. Wiesz, technicznie rzecz biorąc, nie są nawet Ósemkami, skoro znajdują się poza porządkiem społecznym. Natomiast ci z Północy to prawdziwa zagadka. Ojciec mówi, że chcą nam tylko przeszkadzać, siać chaos, ale mnie się wydaje, że tak nie jest. – W tym momencie sprawiał wrażenie dumnego z siebie. – Mam pewną teorię na ten temat.
– Czy będę mogła ją poznać?
Maxon znowu się zawahał – tym razem chyba nie dlatego, że obawiał się mnie nastraszyć. Nie był pewien, czy wezmę go na serio.
Znowu pochylił mi się do ucha i wyszeptał:
– Myślę, że czegoś szukają.
– Czego? – zdziwiłam się.
– Nie wiem, ale ich ataki wyglądają zawsze tak samo. Gwardziści są ogłuszani, ranieni i wiązani, ale nigdy nie zabijani. Zupełnie jakby po prostu chcieli, żeby nikt im nie przeszkadzał. Czasem kogoś zabierają i to jest niepokojące. Natomiast komnaty… te, do których się dostaną, wyglądają potem jak pobojowisko. Wszystkie szuflady są wyciągnięte, półki przeszukane, dywany pościągane, mnóstwo rzeczy jest zniszczonych. Nie uwierzyłabyś, ile aparatów musiałem wymienić przez te wszystkie lata.
– Aparatów?
– Lubię fotografować – przyznał lekko zawstydzony.
– Ale mimo wszystko zwykle niewiele ze sobą zabierają. Ojciec oczywiście uważa, że moje pomysły są bez sensu, bo czego może szukać banda niepiśmiennych barbarzyńców? Mimo to wydaje mi się, że w tych napadach jest coś więcej.
Jak to miło ze strony rebeliantów, że się tak ładnie geograficznie podzielili. Na Północy poszukiwacze, na Południu sadyści. Rozumiem, że przed przystąpieniem nowych członków do danej grupy robią test psychologiczny, żeby zobaczyć, czy kandydat/kandydatka się nadaje, a jak nie, to odsyłają do konkurencji.
A w kwestii tego, czego szukają Indiany Jonesy z Północy, to nie chcę za dużo spojlerować, ale Maksio ma właściwie wszystkie elementy do rozwiązania tej zagadki. Facet musi dodać tylko dwa do dwóch. Wiecie, ile czasu mu to zajmie? Dlatego przedstawiam:
Użyj mózgu, Luke: 1
Oczywiście w kategorii tej świecić przykładem będzie nie tylko Maksio. Amisia też zbierze kilka punktów za każdym razem, gdy będzie zastanawiała się nad jakąś tajemniczą tajemnicą, której rozwiązanie jest tak proste i oczywiste, że rozkmini je nawet dziecko z podstawówki.
Maksio stwierdza wreszcie, że powinien porozmawiać z innymi kandydatkami. Amisia strategicznie wysyła go do Marlee.
Miałam wrażenie, że siedzieliśmy w jadalni przez całą wieczność, ale atak trwał tylko nieco ponad godzinę. Później dowiedzieliśmy, że nikt nie wdarł się do samego pałacu, rebelianci zatrzymali się w obrębie murów. Gwardziści nie strzelali, dopóki rebelianci nie próbowali atakować głównego wejścia, dlatego właśnie w nasze okna tak długo rzucano wyrwanymi z murów cegłami i zgniłym jedzeniem.
Ostatecznie dwóch mężczyzn zanadto zbliżyło się do drzwi, gwardziści oddali strzały, a rebelianci uciekli. Jeśli opis Maxona był zgodny z prawdą, musieli to być przybysze z Północy.
Czyli poszukiwacza Tajemniczego Czegoś poszli na włam w czasie śniadania, czyli wtedy, gdy wszyscy będą na nogach? I gwardia nie jest w stanie zapobiec atakom takich kretynów?
Twierdza Monty Pythona: 3
Wreszcie wesoła gromadka zostaje wypuszczona z jadalni. Ami i Marlee pogrążają się w rozmowie. Okazuje się, że Maxon zaprosił Marlee na randkę. Dziewczyna jest wniebowzięta.
Amisia wraca do pokoju. Zastaje dramatyczną scenę.
Kiedy tylko otworzyłam drzwi… zapomniałam o Marlee i Maxonie. Anne i Mary kucały przy przerażonej Lucy. Po jej zaczerwienionej twarzy płynęły łzy, a zamiast drżenia rąk gwałtowne dreszcze wstrząsały nią całą.
– Uspokój się, Lucy, wszystko już dobrze – szeptała Anne… gładząc ją po potarganych włosach.
– Już po wszystkim, nikomu nic się nie stało. Jesteś bezpieczna – uspokajała Mary, ściskając drżącą dłoń dziewczyny.
Lucy ma atak paniki, ale Anne tłumaczy, że powinno jej niedługo przejść. Jeśli tak się nie stanie, wezmą ją do skrzydła szpitalnego, ale wolałyby tego uniknąć. Może okazać się bowiem, że uznają ją za niezdolną do pracy pokojówki i odeślą do kuchni lub pralni, a Lucy lubi to, co robi. Ami i pozostałe dwie pokojówki kładą Lucy do łóżka. Dziewczyna zaczyna się uspokajać. Anne tłumaczy Amisi, dlaczego Lucy zareagowała tak gwałtownie. Dostajemy backstory dziewczyny, które wam zacytuję całe.
– Nie, nic takiego – uspokoiła mnie Anne. – Lucy zawsze tak reaguje na ataki rebeliantów, wystarczy o nich wspomnieć, a zaczyna płakać. Ona…
Anne popatrzyła na swoje wypastowane pantofle, wyraźnie próbując podjąć decyzję, czy mi o czymś powiedzieć. Nie chciałam wtykać nosa w nie swoje sprawy, ale zależało mi na tym, żeby zrozumieć Lucy. Anne odetchnęła głęboko i zaczęła wyjaśniać.
– Niektóre z nas urodziły się tutaj. Mary przyszła na świat w pałacu, a jej rodzice nadal tu pracują. Ja byłam sierotą, zostałam przyjęta, bo pałac potrzebował służby. – Wygładziła sukienkę, jakby mogła w ten sposób strzepnąć
ten fragment swojej przeszłości, który nie dawał jej spokoju. – Lucy została sprzedana do pałacu.
– Sprzedana? Jak to możliwe? U nas nie ma przecież niewolnictwa.
– Formalnie nie, ale to nie znaczy, że nie zdarzają się podobne przypadki. Rodzina Lucy potrzebowała pieniędzy na operację jej matki. Obiecali rodzinie Trójek odpracować pożyczone pieniądze, ale stan matki Lucy nigdy się nie poprawił i nigdy nie zdołali spłacić długu, więc Lucy i jej ojciec bardzo długo praktycznie mieszkali u tej rodziny. O ile wiem, żyli w takich warunkach, że równie dobrze mogliby mieszkać w stodole. Ich synowi spodobała się Lucy, a chociaż zdarza się, że klasa nie ma znaczenia, Szóstkę i Trójkę dzieli praktycznie przepaść. Kiedy matka odkryła jego zamiary względem Lucy, sprzedała ją i jej ojca do pałacu. Pamiętam, że kiedy przyjechała, płakała całymi dniami. Musieli być naprawdę zakochani.
Czyli mamy w Illei legalne niewolnictwo. Nie ma się co dziwić, że za każdym rogiem czają się rebelianci, skoro system jest tak pokręcony.
– Tata Lucy jest w stajniach, nie jest szczególnie szybki ani silny, ale jest niezwykle oddanym pracownikiem. Lucy została pokojówką. Wiem, że to się może wydawać niemądre, ale to zaszczyt, być pokojówką w pałacu. Jesteśmy na pierwszej linii, zostałyśmy uznane za dostatecznie wyszkolone, inteligentne i atrakcyjne, by pokazać się na oczy tym, którzy nas wzywają. Jeśli zawiedziemy te oczekiwania, jesteśmy odsyłane do kuchni, gdzie urabia się ręce po łokcie i chodzi w obszarpanych ubraniach. Albo rąbie się drewno… albo pracuje w ogrodzie. Bycie pokojówką to zaszczyt.
Poczułam się głupio: w moich oczach cała służba składała się z Szóstek, ale nawet w obrębie tej klasy istniała hierarchia i statusy, których nie rozumiałam.
– Dwa lata temu pałac został zaatakowany w środku nocy. Rebelianci zdobyli jakoś mundury gwardzistów,
więc panował całkowity chaos, nikt nie był pewien, kogo należy atakować, a kogo bronić, i tamci prześlizgiwali się dzięki temu przez luki w obronie… to było przerażające.
Wzdrygnęłam się na samą myśl o tym. Ciemność, zamieszanie, rozległy teren pałacu – w porównaniu z tym, z czym mieliśmy do czynienia dziś rano, to sprawiało wrażenie roboty Południowców.
– Jeden z rebeliantów złapał Lucy. – Anne na chwilę opuściła głowę… a potem dodała bardzo cicho. – Wydaje mi się, że mogli mieć tam u siebie niewiele kobiet, jeśli mogę się tak wyrazić.
– Och…
– Nie było mnie przy tym, ale Lucy powiedziała mi… że ten mężczyzna był pokryty brudem i lizał jej twarz.
Anne wzdrygnęła się, a mój żołądek zaprotestował, grożąc pozbyciem się śniadania. To było naprawdę obrzydliwe i mogłam zrozumieć, że ktoś noszący już tak ciężkie blizny na duszy jak Lucy, mógł się załamać nerwowo z powodu takiego ataku.
– Chciał ją gdzieś zawlec, a ona wrzeszczała tak głośno, jak tylko mogła, chociaż w tym zamieszaniu ledwie było ją słychać. Wtedy pojawił się drugi gwardzista, tym razem prawdziwy. Wycelował i przestrzelił głowę temu mężczyźnie, który upadł na ziemię, przygniatając Lucy. Była cała we krwi.
I tak Lucy nabawiła się syndromu stresu pourazowego – PTSD. Jednak dziewczyna musi mieć niezłe jaja, bo się nie poddała, choć jest na skraju załamania.
– Opatrzono jej drobne skaleczenia, ale nikt się nie przejmował tym, co się dzieje w jej głowie. Jest teraz trochę nerwowa, ale stara się to z całych sił ukrywać, nie tylko ze względu na siebie, ale też ze względu na ojca. Jest okropnie dumny, że jego córka została pokojówką, a ona nie chce go zawieść. Staramy się nią opiekować, ale za każdym razem, kiedy atakują rebelianci, ona się spodziewa najgorszego. Że tym razem ktoś ją schwyta, zrani i zabije. Naprawdę się stara, panienko, ale nie wiem, jak długo będzie w stanie to wytrzymywać.
Podziwiam dziewczynę. Przeżyła coś okropnego, ale stara się przezwyciężyć strach i dalej pracuje jako pokojówka. Jednak jest tylko człowiekiem i podczas ataku reaguje emocjonalnie. Jeżeli chodzi zaś o resztę mieszkańców pałacu, cóż, jak zwykle nie chcę zdradzić zbyt wiele, ale ich reakcje na ataki, szczególnie brutalnych południowców będą… odrobinę przerażające.
Lucy resztę dnia spędza w łóżku. Ami czyta książki, a Anne i Mary pracują.
Obiecałam sobie, że jeśli będę mogła coś na to poradzić, Lucy nie będzie musiała więcej przechodzić przez takie katusze.
Biorąc pod uwagę, jakie Ami będzie miała w przyszłości pomysły poprawy sytuacji mieszkańców Illei, boję się o Lucy.
Rozdział 14
Zgodnie z moimi przewidywaniami dziewczyny, które chciały wrócić do domu, zmieniły zdanie, kiedy tylko wszystko się uspokoiło. Żadna z nas nie wiedziała na pewno, które zgłaszały takie prośby, ale kilka osób – w szczególności Celeste – koniecznie próbowało się tego dowiedzieć.
Nieważne, ile osób chciało to wiedzieć. Trzeba podkreślić, że była wśród nich evil Celeste. Muahahahaha.
Queen (Bee) Wannabe: 9
Ten atak był tak pozbawiony logiki, że zdaniem króla nie należało sobie specjalnie zawracać nim głowy, ale ponieważ ekipa telewizyjna była na miejscu, część relacji została nadana na żywo.
Atak pozbawiony logiki? No coś ty, really?
Król był z tego wyraźnie niezadowolony, a ja zaczęłam się zastanawiać, o ilu atakach na pałac nigdy się nie dowiedziałam. Czy to było jeszcze mniej bezpieczne miejsce, niż przypuszczałam?
Twierdza Monty Pythona: 4
Silvia pozwala dziewczynom napisać listy do domu, żeby powiadomić rodziny, że nic im się nie stało.
Dzień po ataku upłynął bez znaczących wydarzeń. Planowałam wybrać się do Komnaty Dam, żeby porozmawiać z pozostałymi kandydatkami o Maxonie, ale ponieważ Lucy nadal była wstrząśnięta, postanowiłam zostać w pokoju.
Nie wiedziałam, czym moje trzy pokojówki zajmują się pod moją nieobecność, ale kiedy byłam w pokoju, grały ze mną w karty i opowiadały pałacowe ploteczki.
Dowiedziałam się, że na każdy tuzin osób, jakie widzę w pałacu, przypada co najmniej setka ukrytych pracowników.
I żadnego pracownika nie było, żeby zasunąć te cholerne żaluzje?
Ami i jej pokojówki spędzają czas na ploteczkach. Następnego dnia schemat się powtarza.
Anne stwierdziła raz, że to wszystko jest niestosowne – to, że siedzę z nimi i gram w karty przy otwartych drzwiach – ale nie kontynuowała tematu. Najwyraźniej szybko zrezygnowała z prób uczynienia ze mnie damy, jaką powinnam być.
Byłyśmy w połowie gry, kiedy kątem oka zobaczyłam jakąś sylwetkę – w otwartych drzwiach stał Maxon, wyraźnie rozbawiony. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, widziałam, że jest ciekaw, co ja znowu wymyśliłam.
Och, jaka z ciebie krejzolka, Amiś. Ja nie mogę.
– O Boże – mruknęła Anne, kiedy zauważyła księcia przy drzwiach. Natychmiast zgarnęła karty do koszyka z szyciem i wstała, a Mary i Lucy poszły w jej ślady.
– Witam, drogie panie – skinął głową Maxon.
– To zaszczyt was widzieć, wasza wysokość – odpowiedziała Anne, dygając.
– Ja również jestem zaszczycony waszym towarzystwem – odparł z uśmiechem.
- A ja jestem znudzona jak cholera – powiedziała Beż, żując gumę i rozkładając pasjansa.
Pokojówki się zmywają. Maksio i Ami zostają sam na sam.
– Masz tu niezłe pomocniczki – zauważył Maxon, wchodząc do pokoju i rozglądając się dookoła.
– Dzięki nim jestem przygotowana na każdą okoliczność. – Uśmiechnęłam się.
– Widać, że za tobą przepadają. Niełatwo jest zaskarbić sobie takie przywiązanie.
Dobre Mzimu: 9
- Wpadłem na pewien pomysł.
– Jaki?
– No cóż – zaczął, przechadzając się. – Pomyślałem, że skoro moje relacje z tobą są zupełnie różne niż z pozostałymi dziewczętami, to może przydałby nam się jakiś… alternatywny sposób porozumiewania się. […]
– Skoro masz mi pomagać, być moją przyjaciółką i w ogóle – ciągnął, rzucając mi znaczące spojrzenie – to może powinniśmy tradycyjne bileciki przesyłane przez pokojówki i formalne zaproszenia na randki zastąpić czymś mniej oficjalnym.
Maksio chce, żeby ustalili jakiś tajniacki sygnał, którym będą dawali sobie znać, że chcę porozmawiać. Staje na tym, że będą się ciągnąć za ucho.
– Cieszę się, że ci się spodobał ten pomysł. Jeśli następnym razem będziesz się chciała ze mną zobaczyć, pociągnij się za ucho, a ja postaram się przyjść tak szybko, jak to będzie możliwe. Czyli prawdopodobnie po obiedzie – stwierdził… wzruszając ramionami.
Pamiętacie, jak mówiłam przy okazji regulaminu, że Amisia będzie mogła go łamać do woli? Mhm. Mamy następny tego przykład. Zasada o tym, że kandydatki nie mogą inicjować spotkań, właśnie poszła się grzmocić w krzaki wraz z innymi punktami regulaminu. Ami może pociągnąć się za ucho, a Maksio przyleci do niej jak wierny pies. Boru, jak ona strasznie nie zasługuje na takie traktowanie. Maksio to prawdziwe popychadło.
Zanim zdążyłam zapytać, czy nie mogłabym przychodzić do niego, Maxon zbliżył się, trzymając mój słoiczek.
– Co to właściwie ma być?
Westchnęłam.
– Obawiam się, że nie potrafię tego wyjaśnić.
Potrafisz, potrafisz. Jeszcze ci się język rozwiąże. Co nie znaczy, że Amisia będzie w kwestii Ośrodka z Maksiem do końca szczera. Jeszcze ją to w zad ugryzie. Będę czekać z niecierpliwością.
Nadszedł pierwszy piątek naszego pobytu w pałacu.
Trzeba iść do spowie… a nie, zapomniałam, że w Illei wyznaje się nie wiadomo co. Może mają tam nawet kult Cthulhu, ale nie dowiemy się tego od pani Cass.
Dziewczyny będą uczestniczyć w nagraniu Biuletynu. Póki co mają jednak tylko siedzieć z boku i wyglądać.
Amisia z lubością opisuje swój strój i fryzurę, darujemy to sobie.
Popatrzyłam w lustro. Nadal byłam sobą – to była najpiękniejsza wersja mojej osoby, jaką kiedykolwiek widziałam, ale jednak rozpoznawałam własną twarz. Od chwili, w której zostałam wylosowana, obawiałam się, że zostanę przemieniona w coś obcego – pokryta grubą warstwą makijażu i tak obwieszona biżuterią, że będę musiała całymi tygodniami szukać, żeby odnaleźć się pod tym wszystkim. Na razie nadal byłam Ami.
Zaraz dostanę piany na ustach. Przestań pieprzyć, dziecko, bo mnie wkurzasz. Mam serdecznie dosyć tej jej postawy jedynej normalnej wśród morza wymalowanych pustaków. Uwierz mi, Amiś, nie zaskarbisz sobie tym sympatii, robiąc się na zwykła dziewczynę z sąsiedztwa dzięki krytyce każdej innej kandydatki.
Całkiem w moim stylu było także to, że schodząc do sali, w której miało się odbywać nagranie, zaczęłam się pocić ze zdenerwowania. Powiedziano nam, że powinnyśmy przyjść dziesięć minut wcześniej – w moim przypadku to był kwadrans, ale w przypadku Celeste zaledwie trzy minuty.
Boru, ależ Cass się zawzięła na Celeste. Przyszła wcześniej, ale za mało wcześniej. Evil bitch. Nie kopnęła może jeszcze po drodze jakiegoś szczeniaczka? No wiesz, tak na wszelki wypadek.
Queen (Bee) Wannabe: 10
– Proszę na podium, lady Americo – poleciła. – Możesz usiąść, gdzie tylko chcesz, ale pamiętaj, że wiele kandydatek zarezerwowało już pierwszy rząd.
– Dziękuję pani – odparłam i z zadowoleniem poszłam zająć miejsce w ostatnim rzędzie.
Co za buntowniczka, wow.
Nie spodziewałam się, że wdrapanie się po niskich stopniach w tak obcisłej sukni i na szpilkach (czy te szpilki w ogóle były potrzebne? Przecież nikt i tak nie widział moich stóp) okaże się tak trudne, ale jakoś sobie poradziłam. Do sali weszła Marlee, uśmiechnęła się, pomachała mi i usiadła obok. Naprawdę doceniałam to, że wybrała miejsce koło mnie, zamiast w drugim rzędzie. Była oddaną przyjaciółką. Wiedziałam, że byłaby też świetną królową.
Niestety nią nie zostanie. A skoro America się nie nadaje wcale… cóż, potrafimy dodać dwa do dwóch.
Dziewczyny gadają przez chwilę o sukienkach i makijażu. Ofkors, o czym innym mogą rozmawiać przedstawicielki płci żeńskiej.
Olivia wybrała pomarańczową suknię, a chociaż nie znałam się szczególnie na modzie, zgodziłyśmy się z Marlee, że ktoś powinien był jej to wyperswadować. Ten kolor sprawiał, że jej skóra wydawała się zielonkawa.
Dwie minuty przed rozpoczęciem transmisji okazało się, że to nie suknia odpowiadała za zielony kolor – Olivia głośno zwymiotowała do najbliższego śmietnika i upadła zemdlona na podłogę. Silvia przybyła na odsiecz i dopilnowała, żeby wytrzeć jej pot z czoła i posadzić ją z powrotem na krześle. Została przeniesiona do tylnego rzędu i na wszelki wypadek postawiono przy niej nieduży pojemnik.
Bariel siedziała w pierwszym rzędzie, tuż przed Olivią, a chociaż nie słyszałam, co wcześniej mówiła półgłosem do nieszczęsnej dziewczyny, sprawiała wrażenie, jakby zamierzała jej dołożyć znowu, kiedy tylko będzie miała okazję.
Bariel (imię kojarzy mi się z Enobarią z IŚ) to taka Celeste w wersji light, ale na szczęście nie będzie miała zbyt dużego wpływu na fabułę w przeciwieństwie do naczelnej queen bitch.
Amisia ma nadzieję, że Max widział całą scenę, ale nasz księciunio gapił się w tym czasie na Ami. Gdy tylko Singerówna na niego spogląda, Maksio łapie się za ucho.
Rozpoczyna się Biuletyn.
Wiele komunikatów dotyczyło działalności rebeliantów, obciążanych winą za rozmaite sprawy. Budowa dróg w Sumner opóźniała się z powodu rebeliantów, a kilkunastu lokalnych funkcjonariuszy porządkowych w Atlin znalazło się w szpitalu, ponieważ zostali wysłani do tłumienia wywołanych przez rebeliantów zamieszek w St. George. Nie miałam o tym wcześniej pojęcia, ale porównując to, co słyszałam i widziałam w rodzinnym mieście, z tym, czego dowiedziałam się od przyjazdu do pałacu, zaczęłam się zastanawiać, ile właściwie wiemy o tych rebeliantach. Może zwyczajnie niczego nie rozumiałam, ale wydawało mi się, że trudno obarczać ich winą za wszystkie problemy Illéi.
Za przeważającą większość problemów Illei odpowiada durny król i jego rada, niekompetentni ludzie na czele idiotycznego systemu. Rządzić nie potrafią, poradzić sobie z rebeliantami też nie. Z Królowej dowiadujemy się, że buntownicy hasali sobie w najlepsze już przynajmniej za czasów Eliminacji, w których wybrano królową Amberly. I w dalszym ciągu nikt nie robi nic efektywnego, żeby zdusić rebelię albo ulepszyć system. Śmiechu warte.
Potem jakby wprost z powietrza zmaterializował się Gavril, wchodząc na plan po zapowiedzi Mistrza Ceremonii.
– Dobry wieczór wszystkim. Dzisiaj mam dla państwa specjalny komunikat. Eliminacje trwają już od tygodnia i osiem dam wróciło do domów, co pozostawia księciu Maxonowi dwadzieścia siedem piękności do wyboru. W przyszłym tygodniu postaramy się poświęcić większość Biuletynu przybliżeniu sylwetek tych niezwykłych młodych kobiet.
Poczułam, że na skroniach pojawiły mi się kropelki potu. Byłam w stanie siedzieć tutaj i ładnie wyglądać, ale odpowiadać na pytania?
- O mój borze, będę musiała mówić? Wtedy dopiero okaże się, jaka jestem głupia – panikowała Ami.
Mówię serio, to właśnie pomyślała.
Wiedziałam, że nie wygram tych Eliminacji, więc nie o to chodziło. Po prostu naprawdę,
ale to naprawdę nie chciałam wyjść na kompletną idiotkę na oczach całego kraju.
Odrobina samokrytyki, jak miło.
Ceasar Flickerman zwraca się do Maksia.
– Jak się podoba waszej wysokości nowe towarzystwo?
– To prawdziwa przyjemność, poznać te wszystkie damy.
– Czy wszystkie są tak słodkie i urocze, jak się w tym momencie wydają? – zapytał Gavril. Zanim Maxon zdążył odpowiedzieć, bezwiednie zaczęłam się uśmiechać.
Wiedziałam, co powie: że tak… mniej więcej.
– Cóż… – Maxon popatrzył w moim kierunku. – Prawie wszystkie.
– Prawie wszystkie? – powtórzył zaskoczony Gavril i odwrócił się do nas. – Czy któraś z pań była niegrzeczna?
Na szczęście wszystkie dziewczęta zachichotały, więc dołączyłam do nich. Bezczelny zdrajca!
– Cóż takiego zrobiły te dziewczęta? – zapytał Gavril.
– O, chętnie o tym opowiem. – Maxon założył nogę na nogę i rozparł się wygodnie na krześle. Chyba nigdy jeszcze nie widziałam, żeby był tak zrelaksowany jak w tej chwili, kiedy siedział sobie i bawił się dobrze moim kosztem. Podobało mi się to i miałam nadzieję, że częściej będzie tak odprężony. – Jedna z nich miała czelność okropnie nakrzyczeć na mnie przy naszym pierwszym spotkaniu. Naprawdę się wtedy nasłuchałem.
No tak, masz się czym chwalić, stary. Dodaj jeszcze, że następnym razem oskarżyła cię o zamiar napaści na tle seksualnym i przydzwoniła ci w cojones.
– Nasłuchałeś się, sir? A za cóż takiego? – kontynuował Gavril.
– Szczerze mówiąc, nie jestem pewien. To był chyba przypływ tęsknoty za domem, więc oczywiście jej to wybaczyłem. – Zrelaksowany i wyluzowany Maxon rozmawiał z Gavrilem tak, jakby byli sami. Będę musiała mu potem powiedzieć, że wypadł wspaniale.
– Czyli ona wciąż jest z nami? – Gavril z szerokim uśmiechem popatrzył na dziewczęta, a potem znowu na księcia.
– Ależ tak, jest wciąż z nami. – Maxon nie odrywał spojrzenia od twarzy Gavrila. – I zamierzam zatrzymać ją tu na dłużej.
- Albowiem jestem idiotą – dodał z uśmiechem.
Nieźle, Maksiu, najlepiej od razu udowodnij wszystkim, że będziesz „miętkim" władcą, skoro jakaś laska traktuje cię jak zwykłego parobka i nie spotyka ją za to żadna kara. Świetny przykład dajesz pozostałym dziewczynom i ludowi w ogóle, w tym rebeliantom.
Tak kończy się rozdział. Prawda, że ataki rebeliantów to parodia? Będzie jeszcze durniej, obiecuję. Za tydzień pełne rewelacji spotkanie Ami i Maksia. Dowiemy się również, że jednak można wylecieć z Eliminacji za złamanie regulaminu, jeśli nie jest się Ameriką Singer.
Trzymajcie się.
Statystyka:
Dobre Mzimu: 9
Jak mała Kiera wyobraża sobie...: 29
Karny jeżyk potrzebny od zaraz: 8
Nie, nie jesteśmy w Panem: 18
Sam sobie sterem, żeglarzem, okrętem: 2
Twierdza Monty Pythona: 4
Użyj mózgu, Luke: 1
Queen (Bee) Wannabe: 10
Beige
,,Albowiem jestem idiotą''
OdpowiedzUsuńMistrzostwo! Amiśka i Maksio są coraz bardziej żałośni i żenujący, ale w momencie, gdy księciunio mówi o tym ,,trzymaniu na dłużej'', to... no, czy tylko dla mnie zabrzmiało to jak... jakby on miał zamiar ją... jakoś... wykorzystywać czy coś? Znęcać się?
Mnie się raczej skojarzyło z "zabawna jest, niech mnie bawi dłużej"...
OdpowiedzUsuńEntropia
"Albowiem jestem idiotą'' made my day.
OdpowiedzUsuńA może jakaś kategoria za rządzenie państwem lub ogólnie kompetencję osób, które powinny być kompetentne? Marzy mi się zwłaszcza w obliczu tego: "Ten atak był tak pozbawiony logiki, że zdaniem króla nie należało sobie specjalnie zawracać nim głowy" i ogólnego wrażenia z tego rozdziału.
I proponuję zatrudnić ekipę telewizyjną zatrudnić jako gwardzistów. Oni przynajmniej są na miejscu ;)
Fragment o bieganiu do okien musiałam przeczytać dwa razy zanim wreszcie zrozumiałam, że rzeczywiście to widzę. Masakra.
Btw: one wszystkie są tymczasowo trójkami? Jeśli tak, to aż dziwne, że nie było jeszcze jakiegoś mniejszego lub większego niezadowolenia Celeste z powodu takiej degradacji (bo to dwójka, prawda?) ;)
Nie jest to wyraźnie podkreślone w narracji, ale Celeste nadal jest Dwójką. Zmiana kast dotyczy tylko dziewcząt od Czwórki w dół - dlaczego, wiedzą chyba tylko organizatorzy imprezy. Przy czym nie jest to zmiana tymczasowa - wszystkie kandydatki pozostają Trójkami już do końca życia (chyba, że zwiążą się z kimś z wyższej kasty, rzecz jasna).
UsuńMaryboo
Nie wiedziałam, że Stirlitz miał aż tylu synów i tyle córek! Ten opis rebeliantów… ataków… obrony… Mózg mi stanął.
OdpowiedzUsuńTo jest fantastyczne! Wyobrażacie Królową Elżbietę II biegnącą zasłonić żaluzje? ;D
OdpowiedzUsuńNa miejscu rodziny królewskiej stanęłabym za żywym murem z kandydatek na żonę Maxona, tyle ich, że jakaś przeżyje na pewno (selekcja naturalna w wersji hard).
Jeszcze dobry motyw z tym, że król nie może zwyczajnie zakazać filmowcom zrobić materiału o ataku. Media jako czwarta władza, wbrew systemowi bez trójpodziału.^^
Adria
Dla mnie z kolei "– I zamierzam zatrzymać ją tu na dłużej." brzmi jakby Maksio już był w Amisi zakochany i planował ślub właśnie z nią.
UsuńSorry, pisałem to na komórce i wysłałem to jako odp, a miało być jako zwykły koment.
UsuńAbsurd na absurdzie. To napewno nie miala byc parodia? :D Kocham Was, nowa seria jest tak upojnie odmozdzajaca i kwiekogenna, ze aznie dowierzam. Faktycznie mila odmiana po Meyerowej. A i co by nie mowic o Maksonie - moze byc nawet idiota, ale lepszy dobry idiota od inteligentnego przemocowca i stalkera. Przez sam wzglad na ten fakt da sie go lubic. A do Amisi zywie niemal organiczny wstret. Czemu z postaciami zenskimi w kiepskich romansach zawsze cos jest nie tak? :(
OdpowiedzUsuńMówiąc o ,,inteligentnym przemocowcu'' miałaś na myśli Jareda? O_o
UsuńChyba chodziło o Edłorda
UsuńŚciślej rzecz biorąc - inteligentnego dodałam sama od siebie. Nie żeby którykolwiek z omawianych przez Dziewczyny trulofów wykazywał się chociaż szczątkową inteligencją...
UsuńEj, było późno a ja pisałam z telefonu! Tak powstają niedomówienia.
Czy ja wiem... Jednym z objawów klinicznych psychopatii jest właśnie IQ powyżej średniej :D A każdy, kto zachowuje się jak Edłord czy Jared i jest jednocześnie w stanie wmówić dziewczynie, że to oznaka wiecznej miłoźdźi musi być wytrawnym manipulatorem... albo po prostu trafić na wybitnie durną pannę.
UsuńAlbo na Mary Sue.
UsuńMaksio to taka kopia Peety, że aż głowa boli.
OdpowiedzUsuńDokładnie. Jak była opisywana jego naturalność przed kamerami, od razu mi się przypomniała te opowieści Peety przed Igrzyskami.
UsuńTyle że tam to miało sens...
Popo
Te ataki to faktycznie taka szara codzienność, skoro pałac pod ostrzałem, a nasze gołąbki sobie pogawędkę o uczuciach urządzają :D Ah, Amisia, jesteś taka speshul, inne to by tylko mdlały i płakały, a nie bohatersko zasuwały rolety... A co do rodziny królewskiej, to mi się osobiście podoba jak ktoś wysoko postawiony nie wyręcza sie we wszystkim służbą i nie boi się "pobrudzić rąk", ale wystawianie się na niebezpieczeństwo to trochę inna bajka...
OdpowiedzUsuńMoże ten "atak pozbawiony logiki" (KWIK!) to było odwrócenie uwagi... I bedzie jakiś inteligentny plot-twist jakiś... ale to chyba złudna nadzieja.
Ok, oddaję ksiunszce: nie spodziewałam się, że rebelianci czegoś szukają. Myślałam, że po prostu mają dosyć niesprawiedliwego systemu z d*py (na co nawet Maksiu nie wpadł... eh, użyj mózgu, Luke zrobiło mi dzień). Frakcje pewnie miały dodać realizmu/dramatyzmu czy coś, ale nie wyszło. Ups.
Aha, uważam że za końcówkę rozdziału należy się "nie jesteśmy w Panem" jak nic, bo jest żywcem zerżnięta z końcówki rozdziału w IŚ gdy Flickerman pierwszy raz przeprowadzał wywiad z Peetą. Naprawdę, sprawdźcie. Konstrukcja identyczna.
Poza tym rewelacyjna analiza, jak zwykle zresztą :D :D
Ciekawe, kto ustanawia całe to rygorystyczne prawi w Illei, bo chyba nie ta ciapowata rodzina królewska? No i kto to prawo egzekwuje w państwie, w którym nawet gwardia królewska jest jednostką niezorganizowaną i niekompetentną? Mam uwierzyć, że gwardia, która nie jest w stanie prowadzić działać prewencyjnych w sprawie rebeliantów i kontrolować ich poczynań, jest w stanie ujawniać i karać z całą surowością przypadki seksu pozamałżeńskiego? =)
OdpowiedzUsuńByłam sceptycznie nastawiona do analizy tego opka, bo miałam pewne obawy, że może to nie będzie wystarczająco głupie, a tu taka niespodzianka.
Gwardziści działają niczym Straż Miejska, dzielnie ścigająca złoczyńców dopuszczających się straszliwej zbrodni picia piwa pod chmurką i wspaniałomyślnie przymykająca oko na takie drobiazgi, jak niszczenie mienia publicznego =)
UsuńTo się staje coraz głupsze i cudownie bezsensowne. Sam sobie sterem, żeglarzem, okrętem made my day :D
OdpowiedzUsuńSzkoda, że analizy co tydzień... Trudno mi sie przestawić po tym, jak mogłam przeczytać wszystkie naraz... Czekam z utęsknieniem na ciąg dalszy!
Zet
Hehe... na początku pomyślałam, że Maksio będzie ciągnąć za ucho Ami, a Ami jego i zastanawiałam się, co to ma wspólnego z konspiracją. Ale jednak Cass na ten poziom jeszcze nie doszła. Co za ulga.
OdpowiedzUsuńMiałam tak samo.
UsuńJaki kult Ctulhu?
OdpowiedzUsuńW Illei wyznaje się Latającego Potwora Spaghetti!
Ryba
Atak rebeliantów to parodia sama w sobie xD Mnie i tak najbardziej uderzyło, że wygląda na to, że rebelianci wchodzą do pałacu, przeszukują pomieszczenie za pomieszczeniem, demolując je doszczętnie... A co robi gwardia w tym czasie? Stoi na progu i z ciekawością się przygląda? Daje im jakiś określony czas, po którym wywala wszystkich za drzwi? Ludzie, toż to się aż prosi o osobną kategorię... I ogólnie Latający cyrk pasuje mi tu doskonale xD
OdpowiedzUsuń. . . Smutne jest to, że jak Maxon zaczął tę całą gadkę, że nie wszystkie dziewczyny były grzeczne (To sformułowanie mi się wybitnie kojarzy tak, jakby je sobie zabrał do sypialni na orgietkę i kilku musiał dać klapsa.........), to ja naprawdę zaczynałam się łudzić, że może zaraz utrze Ami nosa i na wizji ją wywali... Ale niestety to był tylko wstęp do tego, żebyśmy po raz kolejni mogli się zachwycać, jak bardzo on już ją KOCHAAAA... Q____Q
Ćśś, ci rebelianci to Asasyni z Eziem na czele, nic dziwnego, że im tak łatwo!
OdpowiedzUsuń