niedziela, 25 stycznia 2015

Rozdziały XV I XVI


Dziś także dodaję nieco wcześniej, tym razem przyciśnięta sesją.


Rozdział 15

Kolejny rozdział „Rywalek” rozpoczyna się ubolewaniem Amisi, iż z powodu niezwykle ciasnej sukni musiała spożyć skromniejszy niż zwykle obiad. Po posiłku dziewczyna udaje się do sypialni i wygania stamtąd pokojówki, tłumacząc, że niedługo odwiedzi ją książę i pragnie zostać z nim sam na sam. Aby skrócić sobie mękę oczekiwania, America oddaje się rozmyślaniom na temat Marlee (dobry materiał na przyjaciółkę), Maxona (jest dżentelmenem, ale kompletnie nie wie, jak się zachować w sytuacjach wykraczających poza sztywne bariery savoir-vivre'u) oraz pozostałych uczestniczek:

Potem pomyślałam o dziewczętach, które udawały wszystkie uczucia i zaczęłam się zastanawiać, czy Maxon umiałby się na tym poznać.

Americo, wiem, że jesteś Specjalnym Płatkiem Śniegu i chodzącym ideałem, ale czy mogłabyś mi wyjaśnić, skąd się bierze twoja niezachwiana pewność, że pozostałe kandydatki to podstępne intrygantki które przyłączyły się do gry wyłącznie dla korony? Bo widzisz, jak na razie wiemy wyłącznie o jednej damie, która traktuje domostwo Maxona jako wygodny hotel, w którym można się schować przed byłym i jednocześnie nażreć do syta – i jesteś nią TY.

Ami wspomina swojego byłego:

Aspen. To imię, ta twarz i te wspomnienia napłynęły tak szybko, że z trudem je ogarniałam. Co teraz robił? W Karolinie zbliżała się już godzina policyjna, ale jeśli miał pracę, pewnie jeszcze nie wrócił do domu.

Gratuluję, to bardzo rozsądne z jego strony. Jestem pewna, iż pani Leger będzie wniebowzięta gdy zamiast Aspena z dniówką zastanie na progu domu przedstawiciela służb oznajmiającego jej, że najstarszy syn wybiera się na przymusowe wakacje do karceru.

A może umówił się z Brenną albo jakąś inną dziewczyną, z którą postanowił spędzać czas, ponieważ ze sobą zerwaliśmy. (...)
Popatrzyłam na słoiczek, wzięłam go do ręki i przyjrzałam się samotnej jednocentówce w środku.
Też się tak czuję – wyszeptałam.

...Czujesz się jak moneta zamknięta w słoiku? Skarbie, może lepiej spytaj Maxona, czy mają w pałacu jakiegoś terapeutę.

Czy byłam głupia, zatrzymując tę pamiątkę?

No, jakby ci to...mądre to nie było, ale w obliczu tego, co będziesz regularnie odwalać przez następne dwa tomy obdarzanie czułościami pieniążka ujdzie w tłumie.

Jednocentówka w słoiczku, którą pewnego dnia pokażę mojej córce, opowiadając o moim pierwszym chłopaku – tym, o którym nikt nie wiedział.

Chciałabym to zobaczyć.

- Mamusiu, dlaczego trzymasz jednocentówkę w słoiku? 
- Och, to pamiątka po chłopcu, z którym nie łączyło mnie nic poza zwierzęcym pociągiem i który rzucił mnie, gdy ośmieliłam się przygotować mu posiłek za własne pieniądze.

Szczęśliwie, dalsze rozmyślania przerywa pojawienie się księcia.

Gdzie się podziały twoje pokojówki? – zapytał, rozglądając się po pokoju.
Poszły. Odsyłam je, kiedy tylko wracam z obiadu.
Codziennie?
Oczywiście. Potrafię się sama rozebrać.

Dobre Mzimu: 10

Maksio wyraża rozbawienie takim doborem słów, po czym prosi Americę, by narzuciła na siebie coś ciepłego i ruszają na spacer (spoiler: spacer odbędzie się w niesławnym ogrodzie. Najwyraźniej Maxon jest utajonym masochistą i liczy na powtórkę z rozrywki). Chłopak żartuje, że jeśli Amisia dalej będzie odsyłać pokojówki przy pierwszej lepszej okazji, to ustawi pod jej drzwiami strażnika. Nie pytajcie, co ma piernik do wiatraka – być może służące to w rzeczywistości zakamuflowani ochroniarze. Idąc przez pałac nasze gołąbeczki natykają się na Celeste i dwie inne kandydatki.

Dziewczyny dygnęły i poszły dalej. Popatrzyłam za nimi, kiedy wchodziły na schody. Emmica i Tina sprawiały wrażenie zaciekawionych i byłam pewna, że za kilka minut opowiedzą o tym pozostałym. Jutro na pewno zostanę dokładnie przepytana. Celeste piorunowała mnie spojrzeniem i z pewnością uznała, że wyrządziłam jej osobisty afront.

Queen (Bee) Wannabe: 11

Spojrzałam przed siebie i powiedziałam pierwszą rzecz, jaka mi przyszła do głowy:
Mówiłam, że te dziewczyny, które przeraziły się atakiem, będą chciały zostać.

Bo to nie ludzie. To roboty.

Kochani, wiem, że po ostatnim ataku rodem ze skeczu Monty Pythona ciężko dojrzeć jakiekolwiek zagrożenie w działaniach rebeliantów, ale wierzcie mi – niedługo zacznie się robić nie tylko zabawnie, ale i przerażająco. Przy czym, podobnie jak u Meyer, owa groza będzie kompletnie niezamierzona; Cass, niczym typowa aŁtoreczka, nie analizuje bowiem tego, co wychodzi spod jej palców. Wystarczy powiedzieć, ze cierpiąca na PTSD Lucy jest bodajże jedyną nieupośledzoną emocjonalnie jednostką w domostwie rodziny Schreave.

Nie byłam pewna, kto prosił o wypuszczenie do domu, ale plotki głosiły, że jedną z tych osób była Tina, która zemdlała podczas ataku. Ktoś inny wspominał o Bariel, ale wiedziałam, że to musi być kłamstwo – dopiero po jej zimnym trupie zdołaliby jej wydrzeć z rąk wyimaginowaną koronę.

Oczywista. Wszak stanięcie oko w oko z wizją brutalnej śmierci z rąk pozbawionych skrupułów zamachowców jest niczym wobec mocy Scary Sue; niepodobna, aby ktokolwiek przewartościował swoje priorytety w obliczu rychłego zgonu. Po raz kolejny, Americo – nie mierz wszystkich swoją miarą.

Nie masz pojęcia, jaka to była dla mnie ulga – przyznał szczerze Maxon.
(…)
Sądziłam, że byłoby to dla ciebie korzystne – powiedziałam, kiedy zeszliśmy na parter i wreszcie odzyskałam równowagę. – To przecież okropnie trudne, wybrać jedną dziewczynę z takiej gromady. Jeśli zbieg okoliczności pozwala odsiać niektóre, czy to nie ułatwia sprawy?

To całkiem logiczne spostrzeżenie. Chcecie wiedzieć, co na to Maxon?

* wzdycha* Zapewniam Was, że NIE chcecie.

Możliwe, ale zapewniam cię, że ja tak na to nie patrzę. – Sprawiał wrażenie lekko dotkniętego. – Dobry wieczór panom – przywitał się z gwardzistami, którzy błyskawicznie otwarli przed nami drzwi do ogrodu.

He he, ciekawe, czy na widok Ameriki któryś wsunął mu dyskretnie do kieszeni ulotkę z instrukcją jak należy się zachować w przypadku napaści.

Nie rozumiem – przyznałam, kiedy prowadził mnie w kierunku ławki, „naszej” ławki, a potem pomógł mi usiąść twarzą w stronę świateł pałacu.

Już chciałam napisać, że przecież Ami sprzedała Maxonowi kopa w klejnoty na stojąco, ale przypomniałam sobie, że ławka była mimowolnym świadkiem kociokwiku Amisi podczas pierwszej nocy w pałacu.

...Cholera, ten ogród jest przeklęty.

Może po prostu sobie pochlebiam, myśląc, że jestem wart podjęcia jakiegoś ryzyka. Nie chodzi o to, że komuś bym tego życzył – wyjaśnił szybko. – Nie to mam na myśli. Po prostu… nie wiem.

Ja też nie wiem. Nie wiem, co powiedzieć. Kochani, pozwólcie, iż usunę Cassofiltr i przetłumaczę Wam, co tak naprawdę jest tu napisane:

Maxon właśnie stwierdził, iż jego potencjalny lachon powinien dać mu dowód miłości po jednej pięciominutowej rozmowie. Nie musi zaraz z nim zlec; wystarczy, by w imię uczucia kandydatka wyraziła chęć nieustannego narażania zdrowia i życia.

...Chłopie, wiesz, że jesteś marnym kandydatem na męża, jeśli Edward Cullen zaczyna przy tobie wyglądać na osobnika o wyważonych poglądach w kwestii relacji damsko-męskich.

Czy wy nie widzicie, ile ja ryzykuję?

No...nie.

Szczerze mówiąc, nie.

Widzisz, co narobiłeś, Maxon? Przez ciebie zaczynam zgadzać się z Americą.

Masz tu swoich rodziców, którzy mogą ci udzielać rad, a my dostosowujemy się do twojego planu zajęć. Wszystko w twoim życiu przebiega tak jak dawniej, podczas kiedy nasze życie zmieniło się z dnia na dzień. Co takiego ty mógłbyś ryzykować?

Uwaga, moi drodzy. Czas na listę skarg i zażaleń Małego Księcia.

Ami, może i mam tu rodzinę, ale wyobraź sobie, jak okropnie krępujące jest, kiedy rodzice obserwują każdy twój krok na randce. Nie tylko rodzice, cały kraj!

Guzik prawda. Starzy nie wtrącają się w twoje życie uczuciowe (przynajmniej nie na tym etapie) i nikt, a już na pewno nie tłuszcza, nie obserwuje cię podczas romantycznych schadzek.

Co gorsza, trudno to nawet nazwać prawdziwymi randkami.

Na razie byłeś waćpan wyłącznie na kilku (nie, sparring w ogrodzie się nie liczy) i z tego, co w swoim czasie usłyszymy przynajmniej jedna z nich jak najbardziej przypominała prawdziwą randkę, więc nie bardzo rozumiem, na co się właściwie skarżysz, kochasiu.

Kiedy nie jestem z wami, pracuję nad strategią wojenną, przygotowuję prawa, przeglądam budżety… ostatnio muszę to robić sam, podczas gdy mój ojciec patrzy, jak popełniam głupie błędy, ponieważ nie mam jego doświadczenia. A potem, kiedy jak zwykle zrobię coś, czego on by nie zrobił, przychodzi i mnie poprawia.

BRAWA DLA KRÓLA CLARKSONA. TRZYMAM Z WASZĄ WYSOKOŚCIĄ.

Jak część z Was zapewne wie, swojego czasu Clarkson stanie się jedną z najbardziej kuriozalnych postaci tej serii; nim jednak nastąpi ten moment, czuję się w obowiązku bronić władcy Illei.
Owszem – z Clarksona jest dupa, nie strateg, skoro od ponad dwóch dekad pozwala rebeliantom wpraszać się na herbatę w regularnych odstępach czasu. Ale wiecie co? Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że Maxon może i będzie łaskawy dla swych poddanych, ale pod jego rządami kraj lada moment pogrąży się w kolejnym kryzysie.

Naprawdę, na przestrzeni tej książki dostaniemy multum dowodów na to, że Maksio jak mało kto nie nadaje się na króla. Chłopak ma wyraźne problemy z logicznym rozumowaniem, nie potrafi postawić na swoim i w dodatku nie ma pojęcia, jak naprawdę wygląda życie w państwie którym kiedyś przyjdzie mu władać. Biorąc to wszystko pod uwagę, nie mam w sobie ani grama współczucia dla szanownego księcia. Maxon? To bardzo przykre, że tatuś nie gładzi cię po główce za każdym razem gdy robisz głupotę, powtarzając, że następnym razem z pewnością pójdzie ci lepiej. Ale tak się składa, że NIE BĘDZIESZ miał możliwości wciśnięcia 'replay' podczas sprawowania samodzielnych rządów. Każda błędna decyzja dotycząca działań na froncie czy planów budżetowych zemści się nie tylko na tobie, ale i na Illei i jej mieszkańcach. Zamiast marudzić, przysiądź fałdów i daj ojcu powód, by dla odmiany mógł cię pochwalić.

Myślisz, że moje życie się nie zmieniło? Jak uważasz, jakie mam szanse znaleźć wśród was prawdziwą partnerkę? Będę miał szczęście, jeśli uda mi się wybrać dziewczynę, która zdoła wytrzymywać ze mną przez resztę życia.

No już tak nie kokietuj, pomijając brak kręgosłupa nie jesteś znowu taki najgorszy.

A jeśli już ją odesłałem do domu, ponieważ oczekiwałem jakiejś iskry, która się nie pojawiła?



Tak strasznie, całkowicie, dogłębnie mi ciebie nie żal, misiu. To się nazywa „karma”.

A jeśli ona czeka tylko, żeby mnie opuścić, kiedy pojawią się pierwsze przeciwności losu?

No to ma przerypane, bo bez twojej zgody nie będzie mogła nawet udać się z wizytą do rodziny. Maxon, do diabła, przestań przedstawiać siebie w roli ofiary. Trzeba naprawdę niewiarygodnej umysłowej gimnastyki by uznać, że to TY jesteś tu na przegranej pozycji.

A jeśli w ogóle nikogo nie wybiorę? Co wtedy mam zrobić, Ami?

Nie, kochaneczku, tak dobrze to nie ma; musisz sobie znaleźć żonę, takie jest prawo. W ostateczności wybierzesz tak zwane „mniejsze zło”. Owszem, mało to optymistyczne, ale po raz kolejny: to Maksio będzie kiedyś zarządzał całym tym cyrkiem. Jeśli będzie chciał, sprowadzi sobie do pałacu tuzin kochanek i nikt nie będzie miał prawa powiedzieć mu złego słowa; królowa natomiast już do końca życia będzie uzależniona od humorów drogiego małżonka.

No i pomijając już wszystko – Maxon, masz na wyłączność trzydzieści pięć (no dobrze, dwadzieścia siedem, ale to już tylko i wyłącznie twoja wina) kobiet. Eliminacje, jak wspominał Zły Urzędnik, będą trwać ile tylko zapragniesz, ok kilku dni do kilkunastu lat. To daje naprawdę ogromne możliwości znalezienia odpowiedniej partnerki. Możesz obserwować dziewczyny na co dzień, widzieć, jak radzą sobie w stresujących lub niebezpiecznych sytuacjach; możesz poświęcić całe miesiące na odkrywanie, czy macie podobne poczucie humoru lub poglądy na tematy natury światopoglądowej czy etycznej. Nic cię nie ogranicza, nie masz żadnej konkurencji i bardzo niewiele innych obowiązków. Właściwie całe twoje obecne życie może zostać podporządkowane szukaniu idealnej partnerki.

Kandydatki nie mają podobnej swobody. Gdyby nie nagła zmiana zasad, dziewczyny nie miałyby możliwości opuścić pałacu na życzenie; oznacza to, iż nawet gdyby któraś z nich uznała po kilku tygodniach, że jednak nie jesteś w jej typie i sama wizja korony to dla niej za mało...cóż, pozostało by jej tylko się modlić, byś nie uznał jej za świetny materiał na przyszłą królową.

To nie Schreave znajduje się na przegranej pozycji w tej rozgrywce, oj nie.

Naprawdę chciał wiedzieć, co ma zrobić, jeśli żadna z dziewcząt nie okaże się osobą, którą mógłby pokochać.

Cóż, przez całe wieki członkowie monarchii nie mieli zbyt wiele do powiedzenia w kwestiach zamążpójścia – i de facto sytuacja ta nie uległa zmianie w przypadku illeańskich księżniczek. Maxon, ze swoimi dwudziestoma siedmioma alternatywami, ma jak na błękitnokrwistego naprawdę obłędny wybór.

A chociaż nie wyrażał tej obawy wprost, jeszcze bardziej niepokoił się, że żadna nie pokocha jego.

Och, może nie będzie tak źle. W ostateczności weźmie sobie chłopina taką, która będzie mu okazywać sympatię i przywiązanie. Pewnie, że każdy wolałby spędzić resztę życia z Prawdziwą Miłością, ale w świecie, w którym nadal świetnie się mają zaaranżowane małżeństwa trzeba umieć doceniać każdy drobny uśmiech losu, jak choćby możliwość związania się z kimś, kogo autentycznie lubimy. I znów – kto wam zabroni, po obowiązkowym spłodzeniu potomstwa, prowadzić życie w tzw. wolnym związku?

Amisia pociesza księcia i zapewnia go, że wśród kandydatek na pewno czeka na niego ta jedyna. Wyraża też nadzieję, że Maxonowi przypadnie do gustu Marlee, ale ten nie wydaje się być zachwycony przyjaciółką Ameriki.

Coś nie tak? Nie lubisz słodkich dziewczyn?
Nie, skąd. Słodkie są urocze.

To zabrzmiało...dziwnie.

Amisia rozgląda się niespokojnie na boki; Maxon zapewnia ją jednak, że nigdzie w okolicy nie ma kamer.

-Jesteśmy sami, widzi nas tylko gwardzista przy drzwiach. – Maxon wskazał mi samotną sylwetkę oświetloną blaskiem latarni przy pałacu. Miał rację, nikt nie poszedł za nami, a w oświetlonych oknach nie było widać żadnych sylwetek.

Przyszły władca kraju udaje się na spotkanie z laską, która kilka dni wcześniej podniosła na niego rękę, a ochrona nie uznaje za stosowne wysłać jakichkolwiek ludzi, którzy dopilnowaliby, by tego rodzaju incydent już nigdy się nie powtórzył. Aha.

Ami zdradza, że nie lubi być w centrum uwagi (oczywiście!), ale Maxon prędko pozbawia ją złudzeń:

Musisz do tego przywyknąć. Kiedy stąd wyjedziesz, będziesz obserwowana przez resztę życia. Moja mama nawet teraz opowiada o dziewczynach, które poznała podczas Eliminacji. One wszystkie nadal są uważane za ważne osobistości.

Eee...nie. Na przestrzeni serii nigdy nie słyszymy, by byłe lub obecne odrzucone kandydatki były w jakikolwiek sposób obecne w życiu publicznym. Tak, zdobywają dobre partie i tabloidy interesują się ich losem przez kilka tygodni od momentu opuszczenia pałacu, ale to wszystko.

Maxon patrzył na mnie ze współczuciem, ale musiałam odwrócić głowę. Na nowo uświadomiłam sobie, ile kosztuje mnie ta głupia rywalizacja, że moje zwykłe życie nigdy już nie wróci. To było niesprawiedliwe…

* wzdycha ciężko *

Maxon zadaje Amisi niegłupie pytanie – skoro, pomijając dobre jedzenie, jest ewidentnie nieszczęśliwa w roli kandydatki na królową, to dlaczego po prostu nie wypisze się z Eliminacji?

To po prostu kolejna historia o nieszczęśliwej miłości, nic nadzwyczajnego ani ekscytującego. Możesz mi wierzyć. – Proszę, nie naciskaj na mnie. Nie chcę się rozpłakać.

Kochani, włączcie najsmutniejszą piosenkę, jaka znajduje się na Waszej playliście. Czas na historię miłosną Aspena i Ameriki!



W świecie tam na zewnątrz – wskazałam wysokie mury – wyższe klasy opiekują się niższymi, przynajmniej czasem. Mój ojciec zna trzy rodziny, które kupują od niego co najmniej jeden obraz rocznie, a ja znam rodzinę, która zawsze wynajmuje mnie, żebym śpiewała na przyjęciu bożonarodzeniowym. To nasi dobroczyńcy, rozumiesz? A my byliśmy kimś w rodzaju dobroczyńców dla jego rodziny. Szóstek.

Wiecie co? Te kasty naprawdę, ale to naprawdę nie mają sensu. Z logicznego punktu widzenia, to Piątki powinny znajdować się na samym dole drabiny. Kelnerka czy ogrodnik może i nie zarabiają majątku, ale mają przynajmniej szansę na stałe zatrudnienie. Co natomiast zrobiłaby rodzina Amisi, gdyby nie było popytu na akwarele taty Singera? Artyści w świecie Cass są uzależnieni od szczodrości innych, a ta na pstrym koniu jeździ. Jeśli trzy rodziny w Karolinie rokrocznie kupują przynajmniej jeden obraz rocznie od Shaloma, to wnet skończy im się miejsce na ścianach. Możemy oczywiście założyć, że to filantropi, którzy po zakupie od razu wstawiają dzieło do piwnicy, ale czy w takim układzie naprawdę mieliby chęci co dwanaście miesięcy wyrzucać majątek na zbędne malowidło? I tak, to musi być majątek, skoro w chudych latach ojcu Ami udaje się sprzedać zaledwie trzy obrazy, a mimo tego stać ich na popcorn, kosmetyki dla małolat i cytryny.

No i druga kwestia – dlaczego to PIĄTKI zatrudniają szóstki do brudnej roboty? Skąd biorą na to zaskórniaki, skoro zdaniem Amisi sami stoją na skraju ubóstwa? Czy nie byłoby logiczniejszym, gdyby tata Singer swojego czasu szepnął na ucho znajomym Trójkom lub Dwójkom, że zna pewnego chłopaka, który za niewielką sumę wypucuje im mieszkanie na błysk?

Jak mała Kiera wyobraża sobie...: 30

Okazuje się, iż Ami zna Legera od dziecka, kiedy to chłopak zwykł się bawić z jej bratem.

Mój starszy brat, Kota, jest artystą plastykiem, tak jak mój ojciec. Kilka lat temu udało mu się sprzedać za ogromną sumę metalową rzeźbę, nad którą pracował wiele lat. Niewykluczone, że o nim słyszałeś.

A niech to, czas na literacką matrioszkę. Przerywamy na chwilę Love Story, aby przybliżyć wam postać Koty. Ale nie wyłączajcie smutnego podkładu muzycznego, jeszcze nam się przyda.

Naprawdę cieszyliśmy się z sukcesu Koty, włożył mnóstwo pracy w to dzieło. Poza tym wtedy bardzo potrzebowaliśmy tych pieniędzy, więc rodzina nie posiadała się ze szczęścia. Ale on zatrzymał całą sumę dla siebie. Ta jedna rzeźba stała się początkiem jego kariery, ludzie dzwonili codziennie, żeby zamówić jego prace. Teraz ma kilometrową listę oczekujących nabywców i żąda astronomicznych sum, bo może sobie na to pozwolić. Myślę, że trochę się uzależnił od tej sławy. Piątki rzadko zostają w ten sposób zauważone.
(…)
Tak czy inaczej, kiedy zaczęły spływać zamówienia, Kota postanowił się od nas odciąć. Moja starsza siostra właśnie wyszła za mąż, więc straciliśmy jej dochody. A potem Kota zaczął dużo zarabiać i wyprowadził się z domu.
(…)
Zatrzymał pieniądze dla siebie… Chciał się wkupić do wyższej klasy?
Skinęłam głową.
Postawił sobie za cel zostanie Dwójką. Gdyby wystarczało mu bycie Trójką lub Czwórką, mógłby sobie kupić odpowiedni tytuł i wspomagać nas, ale on ma na tym punkcie prawdziwą obsesję. To naprawdę głupie, opływa we wszelkie luksusy, a zależy mu na tej przeklętej klasie. Nie uspokoi się, dopóki tego nie zdobędzie.
Maxon potrząsnął głową.
To może mu zabrać całe życie.
Jeśli tylko wyryją mu na nagrobku, że był Dwójką, to chyba reszta go nie obchodzi.

Jedna kwestia, nim skupimy się na postaci Koty.

Cass, skoncentruj się. Popatrz na mnie. Przez całą serię dajesz nam do zrozumienia, że wyższa kasta = wyższe zarobki. Kota już jest bogaty...więc PO CO stara się wkupić do Dwójek?!

* wali głową w biurko * O co, u diabła, chodzi w tym całym systemie?! Jaki jest sens awansowania do wyższej klasy, jeżeli tak czy siak jest się zamożnym? W Illei kasty nie wiążą się z ŻADNYMI przywilejami. Gdyby jeszcze chodziło o możliwość wstępu do specjalnych klubów, kupowania luksusowych artykułów...Ale tu panuje pełna symbioza: jesteś bogaty, więc jesteś Dwójką, jesteś Dwójką, więc jesteś bogaty. Jedynym przywilejem wyższych grup społecznych jest fakt, że mogą dostać lepiej płatną robotę – DLACZEGO popularny rzeźbiarz Singer w ogóle ma aspiracje wspięcia się po drabinie społecznej?!

Jak mała Kiera wyobraża sobie...: 31

A teraz wracamy do brata Ameriki.

Widzicie, to właściwie już ostatnia znacząca wzmianka o Kocie w tym tomie. Cass poświęci mu zaledwie jeden króciutki fragment w „Elicie”, a później...a później nadejdzie „Jedyna” i wraz z nią jeden z najbardziej pożałowania godnych wątków w tej serii.

Naprawdę, naprawdę chciałyśmy z tym poczekać do „Elity”, ale po prostu nie mogę przepuścić powyższemu akapitowi.

Kochani, pamiętacie może Kajusza ze „Zmierzchu”? Kyle'a z „Intruza”? Pamiętacie, co łączyło te postacie? Były złe, w takim uroczo kreskówkowym, charakterystycznym dla Meyer stylu.
Uwierzcie mi na słowo – w porównaniu z czarnymi charakterami autorstwa Cass, ci dwaj byli głęboko frapującymi bohaterami o niejednoznacznych motywach i skomplikowanej psychice. Kajusz, było nie było, zajmował się wszak pilnowaniem porządku wśród wampirzej społeczności; Kyle miał narzeczoną, którą kochał i brata, z którym się droczył.

Źli u Cass? Są źli. Tak po prostu. To jedyny cel i sens ich istnienia; oddychają złem i zło napędza wszystkie ich działania. Jedyne, czego im brakuje, to wąsów, które mogliby złowieszczo podkręcać podczas swoich złych przemów. W trylogii poznamy kilka takich postaci; pierwszą z nich widzimy powyżej.

Dlaczego Kota nie pomaga swojej – ekhm, ekhm – „ubogiej” rodzinie? Ponieważ jest zepsuty, chciwy i zły. Dlaczego chce zostać Dwójką? Patrz wyżej. I, jak już wspomniałam, to dopiero początek góry lodowej.

Niniejszym przedstawiamy zatem kolejną kategorię:

KONKURENCJA DLA KAJUSZA.

Konkurencja dla Kajusza: 1

Rozumiem, że oddaliliście się od siebie?
Westchnęłam.
Teraz tak, ale początkowo myślałam, że może to jakieś nieporozumienie, że Kota się wyprowadza, ponieważ chce się usamodzielnić, a nie odciąć od nas.

Konkurencja dla Kajusza: 2

Wracamy do historii miłosnej: kiedy Kota urządzał pracownię, zatrudnił Aspena, by pomógł mu poukładać graty. Na miejscu była też America. Gdy ujrzała Legera – po raz pierwszy od okresu dzieciństwa – z miejsca trafiła ją strzała amora, jak się wkrótce okazało – z wzajemnością.

Mój głos w końcu się załamał i uroniłam kilka łez, za którymi od dawna tęskniłam.
Mieszkaliśmy bardzo blisko, więc chodziłam codziennie na spacer z nadzieją, że go zobaczę. Kiedy jego matka przychodziła nam w czymś pomóc, on też się pojawiał w jakimś momencie. Patrzyliśmy na siebie… nic więcej nie mogliśmy zrobić. – Chlipnęłam cichutko. – On był Szóstką, ja Piątką, a poza tym było prawo… i moja matka! Wpadłaby chyba w furię. Nikt nie mógł się o niczym dowiedzieć.

Romeo i Julia to przy was małe piki.

Niedługo potem zaczęłam znajdować na parapecie niepodpisane liściki, mówiące, że jestem piękna albo że śpiewam jak anioł. Wiedziałam, że to od niego. Kiedy skończyłam piętnaście lat, moja mama urządziła dla mnie przyjęcie, na które została zaproszona jego rodzina. Podarował mi ukradkiem kartę urodzinową i poprosił, żebym przeczytała ją, kiedy będę sama. Kiedy w końcu to zrobiłam, w środku nie było ani życzeń, ani jego podpisu. Tylko słowa: „O północy, w domku na drzewie”.
Maxon otworzył szeroko oczy.
O północy? Ale…
Powinieneś wiedzieć, że regularnie łamałam prawo dotyczące godziny policyjnej.

Wiecie co? Zróbmy listę wszystkich wykroczeń i idiotyzmów, których jak na razie dopuściła się America w obecności Maxona:

  • przyznanie się do posiadania sympatii – odhaczone
  • przyznanie się do łamania godziny policyjnej – odhaczone
  • przyznanie, iż mimo udziału w Eliminacjach nie ma najmniejszej chęci zostania jego żoną – odhaczone
  • przyznanie, iż jest w pałacu tylko dla korzyści materialnych – odhaczone
  • noszenie własnych ozdób i biżuterii - odhaczone
  • podniesienie głosu na dziedzica tronu – odhaczone
  • obrzucenie dziedzica tronu obraźliwymi epitetami w rodzaju „płytki” - odhaczone
  • zasugerowanie dziedzicowi tronu, iż uważa go za gwałciciela - odhaczone
  • fizyczny atak na dziedzica tronu – odhaczone.

Czy ktoś może mi wyjaśnić, co ta ameba jeszcze robi w pałacu?

Karny jeżyk potrzebny od zaraz: 9

Mogłaś trafić do więzienia – westchnął, potrząsając głową.

- W zasadzie, co się odwlecze, to nie uciecze...-dodał po chwili namysłu.

Ami opowiada Maksowi, że podczas pierwszego spotkania w domku wyznali sobie z Aspenem miłość i od tego czasu wszystkie godziny policyjne, rodzicielskie zakazy i różnice klasowe straciły dla niej wszelkie znaczenie.

- Nie martwiłam się przyszłością, ponieważ miało znaczenie tylko to, że on mnie kocha… I kochał mnie, naprawdę mnie kochał…
Popłynęły kolejne łzy, a ja przycisnęłam ręce do piersi, jak nigdy uświadamiając sobie nieobecność Aspena.

Dziewczyno, uspokój się, bo w kategorii „najbardziej melodramatyczna heroina literatury YA” zaczynasz wyprzedzać Bellę Swan i jej słynną Dziurę pod Cyckiem.

Amisia streszcza jeszcze Maxonowi pierwsze siedem rozdziałów książki; opowieść kończy się na scenie zdrady na rynku.

- Dlatego sama myśl o tym, że mam wrócić do domu i patrzeć na to… Po prostu nie potrafię…
Szlochałam i szlochałam, a Maxon nie poganiał mnie. W końcu się uspokoiłam na tyle, żeby coś powiedzieć.
Maxon, mam nadzieję, że znajdziesz kogoś, bez kogo nie będziesz mógł żyć. Naprawdę. I mam nadzieję, że nigdy się nie dowiesz, jak to jest, musieć mimo wszystko żyć bez tego kogoś.

Zaczynam tęsknić za naszym starym dobrym odznaczeniem Dramy Llamy.

Maksio, nieborak, nie wie, jak pocieszyć zrozpaczoną dziewczynę; w końcu decyduje się na przytulenie, choć nie jest pewien, czy robi to właściwie. Amisia uspokaja go jednak, że trudno zepsuć tzw. „misiaczka”.

Ami, obiecuję ci, że zatrzymam cię tu tak długo, jak to będzie możliwe. Wiem, że oczekują ode mnie, że ostatecznie zostawię trzy dziewczyny z Elity i wybiorę spośród nich, ale przysięgam ci, że postaram się ograniczyć do dwóch i zatrzymam cię aż do końca. Nie zmuszę cię, żebyś wyjechała, zanim nie będzie to konieczne, chyba że sama zdecydujesz inaczej.




Maxon? To bardzo, bardzo miłe z twojej strony. Naprawdę. Jest tylko jeden mały problem.

Dlaczego to właśnie America ma otrzymać z twojej strony specjalne traktowanie?

W tym domu jest jeszcze dwadzieścia sześć innych dziewcząt. Czy spytałeś którąkolwiek z nich, dlaczego postanowiła wziąć udział w Eliminacjach? Bo ja mam kilka pomysłów.

Być może Bariel – ta sama Bariel, z której Amisia regularnie się wyśmiewa – spędziła noc przed wyborem kandydatek błagając los, by pozwolił jej się zakwalifikować i tym samym uciec wreszcie od agresywnego ojca – alkoholika, który tłucze ją za każdym razem, gdy jest na rauszu.

Może Tina wysłała zgłoszenie, ponieważ w domu czeka na nią ciężko chory młodszy brat, którego powrót do zdrowia może zagwarantować jedynie niezwykle kosztowna operacja. Każdy tydzień spędzony w pałacu to większa szansa na zebranie na czas odpowiedniej sumy.

Może Emmica od dziecka marzyła, by zostać królową, ponieważ ma wizję, jak można polepszyć warunki bytowe Illeańczyków i chce mądrze zarządzać krajem.

Owszem, zerwanie z chłopakiem to nic przyjemnego, ale istnieją na świecie naprawdę większe nieszczęścia oraz bardziej zasadne powody, dla których wypadałoby zatrzymać w grze konkretne kandydatki.

A już pomijając to wszystko...pomyślcie tylko: Maxon właśnie wyznał, że bardzo zależy mu na znalezieniu bratniej duszy i boi się, iż nie ma jej wśród obecnych w zamku dziewczyn. Co na to Amisia? Opowiada rzewną historyjkę o swojej Prawdziwej Miłości, dodatkowo podkreślając fakt, iż nie tylko oddała już serce innemu, ale w dodatku z czysto egoistycznych pobudek zgłosiła się do Eliminacji, gdzie zajmuje miejsce które w innym przypadku mogłaby dostać jakaś szczerze zauroczona Maksiem niewiasta. Doprawdy, nie ma to jak takt i wyczucie chwili.

Wiem, że znamy się krótko, ale jesteś cudowną dziewczyną i nie daje mi spokoju, że tak cierpisz. Gdyby on tu był, ja… ja… – Sfrustrowany Maxon potrząsnął głową i westchnął. – Przykro mi, Ami.

Maxon? Mam jeszcze jedno pytanie.

Co takiego zrobiła Ami, by zasłużyć na specjalne traktowanie?

Jak ktoś kiedyś rozsądnie zauważył w komentarzach, cała ta sytuacja wyglądałaby zupełnie inaczej, gdyby Maksio zaczął pobłażać Ami już po tym, jak zdążyli się naprawdę zaprzyjaźnić. Ale jak do tej pory ich relacja składa się z wyzwisk, ataków histerii, oskarżeń oraz kopniaków. DLACZEGO Maxon upiera się, by okazywać tej płastudze szczególne względy?!

Znów przyciągnął mnie do siebie, a ja oparłam głowę na jego silnym ramieniu. Wiedziałam, że Maxon dotrzymuje danego słowa, więc ulokowałam się wygodniej w ramionach ostatniego człowieka, przy którym spodziewałabym się znaleźć pociechę.



Rozdział 16

Następnego ranka obudziłam się z ciężkimi powiekami, ale pocierając je, byłam szczęśliwa, że opowiedziałam Maxonowi o wszystkim. To zabawne, że pałac – ta piękna klatka – okazał się jedynym miejscem, w którym mogłam otwarcie mówić o swoich uczuciach.

Patrz moje odczucia zawarte w komentarzu rozdział wyżej.

Dzięki obietnicy Maxona czułam się tutaj bezpieczna. Całe Eliminacje, w trakcie których Maxon będzie musiał wybrać jedną z trzydziestu pięciu dziewcząt, były procesem mającym potrwać tygodnie, a może nawet miesiące. Czas i własne miejsce były dokładnie tym, czego potrzebowałam, chociaż nie byłam pewna, czy uda mi się zapomnieć o Aspenie.

Chrzanić to, że dla Maxona Eliminacje to nie gra, a przełomowy moment w życiu, kiedy to musi zdecydować z kim zamierza dzielić łoże, radości i smutki – grunt, iż nasza Mary Sue nie musi się kłopotać widokiem byłego, bo zaklepała sobie miejsce w czołówce!

Pokojówki nie pytały mnie o podpuchnięte oczy, postarały się je tylko zamaskować makijażem. Nie dziwiły się splątanym włosom, tylko je rozczesały.

Spotkanie Ami i Maxona odbyło się poprzedniego wieczora; jej opowieść nie mogła zabrać dłużej niż pół godziny. Co takiego wyrabiała ta dziewczyna, że następnego ranka nie tylko nadal widać po niej ślady łez, ale w dodatku z niewiadomego powodu ma kołtun na głowie?

Późnym rankiem byłam gotowa, żeby zacząć dzień. Była sobota, czyli dzień bez żadnych zajęć dodatkowych, poza tym, że miałyśmy obowiązek przebywać w Komnacie Dam.

Wy NIGDY nie macie żadnych zajęć dodatkowych, nie licząc sporadycznych lekcji historii i występów w TV. Doprawdy, Eliminacje muszą być bardzo, ale to bardzo nudnym sportem; większość czasu spędza się w pokoju z zawistnymi konkurentkami, których główną rozrywką jest plotkowanie o księciu, koronie, strojach i ozdóbkach (niekoniecznie w tej kolejności).

America wdziewa otrzymane od Maxona spodnie i schodzi do Komnaty Dam. Tam czeka już na nią Marlee, która chce jej powierzyć pewien sekret. No, chce i nie chce; jak przytomnie zauważa sama zainteresowana, są z Amisią rywalkami, więc w zasadzie nie powinny dzielić się informacjami, które ta druga mogłaby wykorzystać na swoją korzyść.

Ty jesteś taka dobra i ludzie cię uwielbiają. Wiesz, pewnie uda ci się wygrać… – Marlee sprawiała wrażenie trochę przygnębionej tą perspektywą.

Dobre Mzimu: 11

America oświadcza jednak, że wie już, iż na pewno nie wygra (ma przy tym przynajmniej tyle rozsądku, by nie mówić SKĄD to wie) i że szczerze kibicuje Marlee. Dziewczyny przerzucają się komplementami, dowiadujemy się, iż Marlee jest „wielkoduszna i uczciwa”, zaś America „inteligentna i atrakcyjna” (zwłaszcza to pierwsze, pani Cass. Zwłaszcza to pierwsze).

Pochyliłam głowę. To było miłe, że miała o mnie tak wysokie mniemanie, ale czułam się trochę zakłopotana, kiedy ludzie tak o mnie mówili, chociaż… Mama, May, Marlee… to zaskakujące, ile osób uważało, że byłabym dobrą księżniczką.

Ten temat poruszymy szerzej w „Elicie”, ale ja na przykład uważam, iż jesteś jeszcze gorszą kandydatką na koronowaną głowę niż Maxon – a to naprawdę o czymś świadczy.

Czy tylko ja dostrzegałam swoje liczne wady?

Ależ nie, żabko, nie bój nic! Jestem jeszcze ja, Beige i co najmniej kilkanaście osób komentujących nasze analizy.

Nie miałam obycia towarzyskiego, nie potrafiłam wydawać rozkazów i nie byłam najlepiej zorganizowana. Byłam za to samolubna i okropnie porywcza, a poza tym nie lubiłam zwracać na siebie uwagi. Na dodatek trudno by mnie nazwać odważną, a takie stanowisko wymagało odwagi.

No, ale przynajmniej jest uczciwa.

Przecież o to właśnie chodziło – nie tylko o małżeństwo, ale o stanowisko.

Nie, żeby ktokolwiek się tym przejmował.

Kochani, zastanówcie się przez chwilę – na czym do tej pory koncentrowały się Eliminacje? Na sukniach, świecidełkach, pokojówkach, wywiadach i w końcu na Maxonie. Owszem, zawarcie związku małżeńskiego to poważna sprawa, ale wszyscy – od Caesara Flickermana po Silvię – skupiają się przede wszystkim na tym, iż któraś z kandydatek zostanie żoną Maxona. Nikt zdaje się kompletnie nie przejmować faktem, że będzie ona przede wszystkim królową – drugą w kolejności najważniejszą osobą w państwie, na której barkach spoczywać będzie współrządzenie Illeą.

Amisia uspokaja przyjaciółkę, że skoro i tak żadna z nich nie wie, czego właściwie szuka Maksio, to muszą po prostu być sobą i nie popadać w paranoję; obiecuje też, iż jeśli Marlee będzie ją wspierać i trzymać za nią kciuki, to ona także będzie życzyć dziewczynie wszystkiego najlepszego.

Ugłaskana Marlee wyznaje wreszcie swoją wielką tajemnicę: byli z Maxonem na randce! Okazuje się, iż dzielą wspólna pasję (filmy), więc książę zabrał ją do sali kinowej mieszczącej się w piwnicy. Maxon przyrządził nawet popcorn w specjalnej maszynie, ale spalił pierwszą porcję i musiał próbować drugi raz.

Przewróciłam oczami. Idealnie, Maxon, po prostu idealnie. Dobrze, że Marlee uznała to za urocze.

A ta co? Z nagła postanowiła robić za niańkę? Słonko, Maxon mógłby nawet podpalić chałupę i nie obniżyłoby to jego wartości na rynku matrymonialnym; to nie on tu bierze udział w wyścigu po błyszczący diadem.

Później było jeszcze lepiej: podczas seansu Maxon wziął Marlee za rękę, a na koniec udali się na spacer. Dziewczyna jest zrozumiale zachwycona i rozpływa się w zachwytach nad wdziękiem i urodą przyszłego władcy. Amisia ironicznie komentuje, iż ją osobiście najbardziej zachwyca jego śmiech, który zdaniem naszej protagonistki przypomina w swym brzmieniu atak astmy. Marlee nie daje za wygraną i każe Ami przypomnieć sobie jakieś zalety księcia. Po zastanowieniu się panna Singer wymienia następujące elementy:

  • jego umiejętność patrzenia na otoczenie w taki sposób, jakby widział w nim czyste piękno
  • jego całkowite skupienie na partnerce podczas spotkań
  • jego ramiona.

Marlee podziela zachwyt nad ostatnim podpunktem. Dziewczyny zastanawiają się, dlaczego Maksio tak dba o tężyznę fizyczną, skoro nigdy nie będzie musiał zasuwać na budowie; przyjaciółka Amisi żartobliwe sugeruje, iż chłopak na pewno lubi prężyć muskuły przed lustrem.

Przekomarzania ustają, gdy Ami zauważa, że kilka dziewcząt w komnacie jest wyraźnie nieszczęśliwych. Marlee tłumaczy, iż nie zostały one jeszcze zaproszone przez Maxona na randkę; nie jest to jednak wynik niedbalstwa, albowiem chłopak się spręża i organizuje przynajmniej dwa romantyczne wypady dziennie.

Naprawdę? Myślisz, że o to im chodzi?
Tak. Popatrz tylko na siebie albo na mnie. Jesteśmy w dobrych humorach dlatego, że Maxon spotkał się z nami. To znaczy, że spodobałyśmy się mu na tyle, żeby chciał się z nami zobaczyć i nie wyrzucił nas zaraz potem. Krążą plotki o tym, z kim już się widział, a z kim jeszcze nie. One się boją, że odłożył randki z nimi na później, ponieważ nie jest zainteresowany, i że jak się już z nimi spotka, każe im po prostu wracać do domu.

Ja rozumiem, że stres przysłania umiejętność logicznego rozumowania, ale drogie niewiasty, dajcie chłopinie chwilę wytchnienia! Jesteście tu zaledwie kilka dni; logicznym jest, że w tak krótkim czasie Maxon nie zdołał, ekhm, „obskoczyć” całej dwudziestki siódemki.

Dlaczego mi o tym nie powiedział? Przecież mieliśmy być przyjaciółmi, a przyjaciel zwierzyłby się z czegoś takiego. Sądząc po różnicach nastroju, spotkał się już co najmniej z tuzinem dziewcząt. Spędziliśmy wczoraj razem większość wieczoru, a on przez ten czas doprowadził mnie tylko do płaczu. Co to za przyjaciel, który zachowuje dla siebie takie tajemnice, a poznaje za to moje sekrety?

...Wiecie co? Może nie powinniśmy tak wściekać się na Americę. Im dalej w las, tym mocniej utwierdzam się bowiem w przekonaniu, iż jest ona cokolwiek niepełnosprytna.

ON doprowadził cie do płaczu?! Dziewczyno, on chciał się tylko dowiedzieć, dlaczego okupujesz pałac, skoro nie chcesz za niego wyjść! To TY wyleciałaś z rzewną historyjką o utraconej miłości! A nie powiedział ci o randkach może dlatego, że...hmmm...był zajęty wycieraniem ci nosa po tej melodramatycznej scenie?

Niejaka Tuesday podchodzi do Amisi i wypytuje ją o szczegóły randki. Dziewczyna miga się od odpowiedzi, ale przyciśnięta wyznaje, iż rozmawiali w ogrodzie. Tuesday nie bardzo daje wiarę, iż ograniczyli się tylko do pogawędki, ale w końcu odchodzi.

Wszystko wraca do normy...aż tu wtem!

Nagle, tak szybkim ruchem, że gdybym nie była obok, nie zauważyłabym, co się stało, Anna Farmer – Czwórka pracująca w gospodarstwie rolniczym – spoliczkowała Celeste.
Kilka dziewcząt, ze mną włącznie, wydało okrzyk zdumienia. Te… które nie zauważyły tego incydentu, odwróciły się i zaczęły się dopytywać, co się stało. Prym wśród nich wiodła Tina, której wysoki głos przeszył ciszę, jaka zapadła w sali.
No nie, Anno, jak mogłaś – westchnęła Emmica.

No i masz ci los. Jak wiadomo, tego rodzaju postępowanie jest wbrew regulaminowi:

Zostanie odesłana do domu… nie wolno nam było atakować innej kandydatki.

„Wszystkie zwierzęta są sobie równe, ale niektóre są równiejsze od innych.” Kto by pomyślał, że słowa Orwella w swoim czasie będą mogły robić za morał tej serii.

Emmica zaczęła płakać, ale Anna siedziała tylko jak ogłuszona. Obie pracowały na farmach i przyjaźniły się od samego początku. Nie potrafiłam sobie wyobrazić, jak bym się czuła, gdyby to Marlee miała tak nagle wyjechać.

Cass...nie rób tego. Twoje pisarstwo jest dalekie od ideału i bez tego rodzaju wtrętów.

Anna, którą poznałam tylko przelotnie, wydawała mi się dziewczyną pełną życia i nie sprawiała wrażenia osoby skłonnej do skrzywdzenia kogokolwiek. Przez większą część ataku rebeliantów klęczała i modliła się.

Nadal żadnej wskazówki, Cass? No dobrze.

Jak mała Kiera wyobraża sobie...: 32

Bez wątpienia została sprowokowana, ale nie było żadnych świadków, którzy mogliby to potwierdzić. Pozostawały jej słowa przeciwko słowom Celeste, ale wszystkie obecne na sali dziewczyny mogły potwierdzić, że Celeste została uderzona.

Zanotujmy: Zasady to zasady. Fakt, iż dziewczyny doskonale znają charakter Celeste i mogłyby poświadczyć, że Anna została sprowokowana nie mają żadnego znaczenia wobec twardych dowodów. Zapamiętane.

W oczach Anny pojawiły się łzy, kiedy Celeste szepnęła jej coś do ucha i szybko wyszła z sali.
Anna wyjechała jeszcze przed obiadem.

Queen (Bee) Wannabe: 12

Dwadzieścia sześć małych Murzyniątek...



I to już wszystko na dziś. A za tydzień...uff...dowiemy się, jak powstała Illea, otrzymamy pierwszy z wielu dowodów na to, że Maxon to marny materiał na przyszłego władcę oraz ujrzymy, jak Celeste przemienia się w karykaturę karykatury. Zostańcie z nami!


Statystyka:

Dobre Mzimu: 11
Jak mała Kiera wyobraża sobie...: 32
Karny jeżyk potrzebny od zaraz: 9
Konkurencja dla Kajusza: 2
Nie, nie jesteśmy w Panem: 18
Sam sobie sterem, żeglarzem, okrętem: 2
Twierdza Monty Pythona: 4
Użyj mózgu, Luke: 1
Queen (Bee) Wannabe: 12


Maryboo

46 komentarzy:

  1. Dziękuję za kwiko- i fejspalmogenny poranek. Życzę powodzenia na egzaminach... A, i sądzę, że podczytuje Was tłumek większy nawet od haremu Maksia. W wyjściowym składzie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Druga, woohoo!
    Jej, tak wchodzę, bo "a nuż widelec już jest", no i proszę. ^^ Maxon pierdołowaty niesamowicie (choć, przyznaję, całkiem go lubię mimo to), America dobra dla ludu i bardzo i niezwykle speszyl, jak zawsze, a analiza przepikna. A wątku Koty trochę szkoda, skoro Cass rzeczywiście zrobiła z niego nową odsłonę "Brata Samo Zło", bo wydaje się potencjalnie ciekawy. Gdyby nie bezsens podziału klas i jego chęć awansu...
    Powodzenia w sesji, Maryboo!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "jego chęć awansu" - w sensie, Koty, nie podziału *brawo ja* ;__;

      Usuń
    2. No właśnie z Maxonem jest tak, że widać, że to pierdoła, kretyn i nadaje się do rządzenia krajem jak ja do baletu, ale nie da się go nie lubić. Jest... rozczulający w tej swojej naiwności. ;)
      Adria

      Usuń
  3. „- Mamusiu, dlaczego trzymasz jednocentówkę w słoiku?
    - Och, to pamiątka po chłopcu, z którym nie łączyło mnie nic poza zwierzęcym pociągiem i który rzucił mnie, gdy ośmieliłam się przygotować mu posiłek za własne pieniądze.”
    xD Dziękuję za zrobienie mi przedpołudnia xD

    Cieszę się, że nie tylko ja zastanawiam się, co ma wspólnego strażnik pod drzwiami z pokojówkami. Mam wrażenie, że albo Maksio chce oddelegować strażnika do usługiwania Speszul Snołflejkowi (biorąc pod uwagę poziom skuteczności gwardii pałacowej być może nawet z większym pożytkiem byłoby wykorzystywać ją jako służbę), albo uważa, że pokojówki są równie skuteczne w walce, co gwardziści (w to akurat nietrudno uwierzyć)… Hm, patrząc na to od tej strony, to nawet jakiś sens w tym jest xD

    Za to świat przedstawiony z każdym kolejnym rozdziałem traci nawet te smętne drobinki sensu, które zdawał się posiadać.
    A Maksiu z każdym rozdziałem głupszy. Ostatnimi czasy przy okazji czytania PLiO doszłam do wniosku, że „Rywalki” znacznie by zyskały, gdyby na miejsce dziamdziastego księciunia podstawić Joffreya Baratheona. Przynajmniej angstowanie Amisi zyskałoby jakiś realny powód. Chociaż przy jej instynkcie samozachowawczym zbyt dużo czasu na angstowanie by jej nie zostało.

    „Kochani, włączcie najsmutniejszą piosenkę, jaka znajduje się na Waszej playliście.”
    I w tym momencie uświadomiłam sobie, że właśnie w tle leci najsmutniejsza piosenka z płyty, której akurat słuchałam. Poooodeeejrzaaaneee…

    Gwathgor

    PS: Loffciam nowe kategorie! Wszystkie cztery, także te z zeszłego tygodnia :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Joffrey Baratheon i trzydzieści pięć dziewczyn walczących o jego względy... OMG, niech ktoś to napisze *.*

      Carly

      Usuń
    2. Co do gwardzisty, to... SPOILER ALERT!

      subtelne wprowadzenie wątku z tyłka jest subtelne :).

      Usuń
    3. Fakt, po co ja się tam logiki doszukuję - wszak jeśli nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o rHomans ;3

      Gwathgor

      Usuń
    4. Joff zamiast Maksia... <3
      Ale Marlee szkoda.

      Usuń
  4. Chwila, Ami nie lubi być w centrum uwagi?
    To jakim cudem udaje się jej śpiewać przed publicznością? Powinien to być dla niej chleb powszedni, przecież tak zarabia. Była tego uczona od dziecka. Jakim cudem w ogóle UDAWAŁO jej się występować, skoro woli nie zwracać na siebie uwagi?
    To nie ma sensu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och nie, nie. Zdaniem Cass, zła, rozpustna arystokracja na którą składają się Dwójki i Trójki traktuje naszą heroinę niczym magnetofon, każąc jej podśpiewywać w tle i kompletnie nie zwracając na nią uwagi. Oto cytat z rozdziału pierwszego (pominęłyśmy go przy poprzednich analizach):

      "Kiedy byłam młodsza,śmiertelnie bałam się myśli o występach przed publicznością, ale teraz nauczyłam się utożsamiać z muzyką w tle. Właśnie tak widzieli nas klienci – jako coś, co ma być słychać, ale nie widać."

      Maryboo

      Usuń
    2. Co ._. W takim razie po wuja je zamawiają? Włączyliby TV albo radio za free. Mindfuck...

      Usuń
    3. Ale przecież to by ludzie powiedzieli, gdyby nie było żywej orkiestry! Jeszcze pomyśleliby, że gospodarze zbiednieli, albo sknerusy czy coś... wstyd normalnie!

      Usuń
    4. A, chyba, że w ten sposób. Ale to wciąż nie ma sensu, bo w naszym świecie urok koncertów live polega właśnie na tym, że można obejrzeć na żywo artystę. Ano tak, zapomniałam, jesteśmy w Ikei. Krainie przebijającej bezsensem płynącej niczym Meyerland.

      Usuń
    5. w naszym świecie urok występów live polega też na tym, że artyści są idolami, więc każdy chce nie tylko słuchać popisów wokalnych danego artysty, ale też go widzieć i móc podziwiać całe show. jakoś mało wrażliwe artystycznie to środowisko. :/ nawet nastki autografów nie chcą?

      Usuń
  5. BTW, jak zamierzacie naliczać punkty do kategorii w tej serii? Z końcem „Rywalek” wyzerujecie licznik czy będziecie zliczać hurtowo dla wszystkich tomów?

    Gwathgor

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raczej dla wszystkich, po każdym tomie będziemy po prostu robić podsumowanie.

      Maryboo

      Usuń
  6. Atutem IŚ i większości popłuczyn po tej trylogii jest ich antyutopijność - coś nowego w zachowawczej do bólu literaturze YA. No to sorry, ale ja w "Rywalkach.' w ogóle tej antyutopijności nie widzę. Może to się zmieni podczas dalszej lektury tego dzieła, ale przecież na razie mimo tego całego powalonego systemu politycznego ludziom w Illei żyje się całkiem dobrze - z tego co wiemy, piątki żyją na naprawdę niezłym poziomie - serio, wielu przedstawicieli klasy średniej w realnym świecie mogłoby pomarzyć o takich warunkach. Szóstki chyba też nie są wcale takie biedne, mimo całego biadolenia Ameriki. Do tego władcy są pobłażliwi (i całkiem sympatyczni) a groźni w teorii rebelianci przez większość czasu starają się nikogo nie zabić. Czy naprawdę nakaz powstrzymania się od współżycia do czasu zawarcia związku małżeńskiego jest aż tak straszna, że równoważy chociażby powszechny głód i zmuszanie dzieci do mordowania się nawzajem w imię dobrej rozrywki elity?

    Serio, znam niemałą liczbę osób, które z chęcią zamieniłyby swoje życie na życie rodziny Ameriki, czego nie jestem w stanie powiedzieć o świecie Katniss. I chyba ten brak jakiejkolwiek dramaturgii opisanego świata jest własnie największym problemem "Rywalek".

    OdpowiedzUsuń
  7. A ja byłam przekonana, że Eliminacje wyglądają jak wyglądają, bo królowa ma siedzieć i pachnieć. Plus ewentualnie rozdawać jałmużnę, błyszczeć na balach i w tv, uśmiechać się do zagranicznych gości. I oczywiście urodzić następcę. Wtedy formuła konkursu jest do przyjęcia, ale jeśli mają współrządzić czymkolwiek... Eh.
    Z Kotą może o jakiś prestiż chodzi? Czy nie bardzo?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem, bycie Dwójką jest równe prestiżowi, ale w przypadku Koty nawet ten argument nie działa - bo jak wspomina sama America, facet JUŻ jest uznawany za genialnego artystę i ma od groma klientów. Nie, tu chodzi o coś znacznie prostszego - Cass potrzebowała wymówki, by zrobić z Koty antagonistę, więc kazała mu być nadambitnym sknerusem. A że kupy się to nie trzyma...cóż, nie pierwszy to i nie ostatni przypadek w tej serii.

      Maryboo

      Usuń
    2. A tam jest tak ściśle klasa=kasa? Bo tak sobie szukam możliwych wyjaśnień i gdyby to nie była tożsamość, to w grę mogłaby wchodzić pogarda niektórych Dwójek, że ot, taka zwykła Piątka, która do tej pory była na naszej łasce, nagle się wybiła. Z cyklu: możesz mieć pieniądze, możesz być modny, ale i tak ciągle jesteś dla nas zwykłym plebejuszem. A Kota mógłby chcieć im pokazać, że nie tylko jest w stanie wyżyć bez ich łaski, ale może im dorównać formalnym statusem... Co oczywiście tylko pogorszyłoby sprawę (bo okazuje się, że plebejusza nie tylko stać na te same zabawki, co nas, ale ma czelność UWAZAĆ, że faktycznie jest jednym z nas). Ale jeśli ten system faktycznie opiera się tylko na kasie, a nie też, przynajmniej częściowo na, nie wiem... chociażby pochodzeniu, to już się chyba lepiej poddam :D

      Usuń
    3. Problem w tym, że ciężko mówić w przypadku "Rywalek" o ewentualnym elityzmie, bo w Illei można zmienić kastę z dnia na dzień - i NIKT poza tobą nie będzie wiedzieć, kim byłeś wcześniej. Kasty nie różnią się uniformami czy miejscem zamieszkania, to naprawdę takie ichnie ID. Owszem, wszyscy wiedzą, że Kota jest Piątką, ale on JUŻ jest poważany w społeczeństwie - na przestrzeni książki nigdy nie słyszymy, by ktoś traktował go z pogardą z powodu jego statusu, przeciwnie, wszyscy poważają go jako artystę.
      System opiera się na pochodzeniu tylko o tyle, że rodzisz się w konkretnej kaście - ale jak widać, to żadna bariera, albowiem klasę można zmienić. I tak, jedyne, co dzieli kasty, to zarobki...co, jak już wykazałam w analizie, nie ma najmniejszego sensu.

      Maryboo

      Usuń
    4. Takie też miałam wrażenie czytając analizę, ale skoro nie znam oryginału, to uznałam, że coś może mi umykać. Zawsze staram się wierzyć, że sens istnieje :)
      Poddaję się zatem.

      Usuń
    5. Chwila, chwila, chwila... Zarobki czy zawód? Jeśli zawód, to Kota i tak nigdy nie będzie Dwójką i całe to wkupywanie się do wyższej kasty powinno być niemożliwe. Natomiast jeśli o kaście decydują zarobki, to Kota mógłby zarabiać krocie (Chciałam napisać, że więcej od rodziny królewskiej, ale jak zarabia rodzina królewska?) i wszystko wydawać, a i tak byłby w kaście przypisanej jego zarobkom, więc równie dobrze może podzielić się z rodziną, nie? Czy wtedy jego zarobki nie liczyłyby się jako zarobki rodziny i wszyscy Singerowie nie weszliby do wyższej kasty (Wtedy chyba powinien być liczony zarobek na osobę?)? No i co z takimi artystami, co w "sezonie" mogą zarabiać dość sporo, a przez pół roku żyć oszczędnościami? Czy wtedy co chwilę zmieniają kastę?

      Usuń
    6. Zarobki i zawód. Zdaniem Cass, jedno jest zależne od drugiego. Nie, nie ma to najmniejszego sensu, ale na to już nic nie poradzę.

      Maryboo

      Usuń
  8. A ja bym jeszcze dorzuciła punkcik do Panem. Za co? Za ten "prestisz i wogle" odrzuconych kandydatek. Niby są sławne, tabloidy się nimi interesują, królowa je wspomina i takie tam... tylko że nie. Kojarzy mi się to bardzo z trybutami, pławiącymi się w blichtrze, kasie i żarciu po wygranej. Wątek, który Cass postanowiła zerżnąć ot tak, żeby był, ale broń bogowie go nie rozwijać, bo po co. Grunt, że się pojawił, im więcej kradzione od Igrzysk, tym lepiej.
    ~FruitPunchSamurai

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zerżnąć w wersji light, bo w Igrzyskach wygrani trybuci nie mieli lekko, na przykład Finnick był wynajmowany jako męska prostytutka. A w sumie byłby to całkiem dobry motyw, gdyby Ami przystąpiła do eliminacji myśląc sobie, że "czy się stoi, czy się leży, deputat z Illei się należy", a potem niespodzianka, bo eliminacje okazują się mieć swoją cenę (np. taką jak u Finnicka) i teraz Ami musi za wszelką cenę walczyć o koronę.

      Usuń
    2. Taką, jak u Finnicka, albo taką, jak u Johanny :)

      Usuń
  9. A ja mam pytanie z innej beczki, bo jakoś nie mogę ogarnąć rozumem - po cholerę Kota pcha się do wyższej kasty? I nie, nie chodzi mi o to, że robi to bo jest ZŁYYYY! Chodzi mi o czystą logikę. Kota, koleś uzdolniony artystycznie, utrzymujący się wyłącznie ze swojego wkładu w sztukę, pcha się do klasy społecznej, w której NIE BĘDZIE MÓGŁ się w swojej pasji (i jedynej umiejętności) realizować. Bo przecież zmiana klasy oznacza konieczność przekwalifikowania się, a co za tym idzie - Kota straci wszelkie źródła dochodu. Czy tylko ja tego nie ogarniam? Przecież to kompletny samobój! Czy może mi ktoś to wyjaśnić? Może później okazuje się, że tak naprawdę Kota chce być producentem muzyki, albo aktorem? Cokolwiek, co nadałoby zmianie klasy sens? Bo póki co wychodzi na to, że nie tylko niczego na tej zmianie nie zyska, ale też straci... praktycznie wszystko!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, Kota nie ma żadnego Złego Planu. On chce być Dwójką, ponieważ jest ambitny i Zły. Koniec kwestii. A co do pracy...cóż, mam dwie teorie na ten temat:

      a) Cass nie analizuje tego, co wychodzi spod jej palców, ważne, by było dramatycznie
      b) Kota już jest bogaty; być może liczy na to, ze będzie mógł przeżyć resztę życia z oszczędności (rodziny przecież nie założy, chyba, że z równie bogatą Dwójką; w końcu jest Zły).

      Maryboo

      Usuń
    2. Plan "b" też przyszedł mi do głowy, ale jakoś kłóci mi się to z przedstawieniem Koty jako osoby cierpiącej na nadmiar ambicji i kochającej sławę. Ludzie z jego podejściem raczej pragną więcej w miarę jedzenia i nie umieją się zatrzymać. Zostaje zatem opcja "a". No cóż... Chyba polubię Kotę - jest tak cudownie nielogiczny i zły bez powodu, że aż ma człowiek ochotę samodzielnie nadać jego postaci nieco życia i uczynić mniej papierowym ;)

      Usuń
    3. Ja już go lubię, bo ma fajne imię :D

      Usuń
    4. Aaaaw, z tego mogłaby być całkiem romantyczna historia, jak np.Kota poznałby córkę jakiegoś ze swoich nabywców, bogatą dwójkę modelkę, i zakochałby się w sobie, ale Kota nie chciałby obniżać jej statusu, więc ciężko pracowałby szalenie, żeby wkupić się w wyższą klasę, tak by ukochana nie musiałaby rezygnować ze swojego stylu życia... Ale nie, Kota Głupi i Zły.

      Usuń
    5. Ale wtedy Cass musiałaby pomyśleć nad osobowością Koty, przeanalizować jego pobudki i w ogóle strasznie się narobić przy pisaniu tej książki. :D

      Usuń
  10. Analiza super, ksiopko już trochę bardzo mniej. Brawo dla Amisi za przyznanie, że jest samolubna - szkoda tylko, że nie zauważyła, jak bardzo...

    A ja mam pytanie: czy mógłby mi ktoś wytłumaczyć, o co chodzi z etykietami? Bo tak nie do końca załapałam. ^^

    I znów cały tydzień... chyba za bardzo Was wielbię, dziewczyny.

    Zet

    OdpowiedzUsuń
  11. Podobnie jak Kahairel uważam, że nie wspomina się nic o obowiązkach królowej, ponieważ ta ma tylko wyglądać, pachnieć i umieć ładnie machać rączką do tłuszczy. Co oczywiście się zmieni, kiedy Ami zostanie królową. Ona będzie politykować i gospodarzyć na lewo i prawo, podejmując same głupie decyzje bez ani grama pojęcia o tym, jak działa świat, państwo, polityka i ekonomia, ale dzięki Imperatywowi i temu, że reszta świata jest głupsza od niej, zawsze wszystko będzie się jej udawać i zostanie najlepszą, najbardziej ukochaną królową w historii Ziemi. Totalnie.
    W ogóle co jest nie tak z technologią w Ikei? Mają telewizję i samoloty, ale rolety nie są na pilota i w pałacu nawet głupiego radiowęzła nie potrafią zainstalować, żeby służbę ostrzegać o ataku, żadnych alarmów ani monitoringu tam się nie uświadczy. To już by kurcze jakiś gong czy dzwon na dachu zainstalowali.
    I te imiona, boru, takie z dupy wzięte niemal wszystkie. Chociaż America przebija wszystko, nie tylko w tej książce. Czy tam nie powinno być przypadkiem zabronione dawanie takich imion? Niejako gloryfikujących poprzedni stan rzeczy? O którym lud w zasadzie nic nie wie, bo historia jest be, a do takich sytuacji dochodzi kiedy obecny ustrój chce wymazać ślady istnienia czegoś lub je zniekształcić. To tak jakby w Niemczech ludzie o nazwisku Rzesza dali córce na imię Trzecia. No ale nasza merysujka jest najlepsza i najwspanialsza i ogólnie najNAJnaj, więc musi mieć takie samo imię, z takimi wspaniałymi skojarzeniami i konotacjami. 'MURICA! I jeszcze to nazwisko, pfff. Z rodziny artystów, panna śpiewa, więc jest Śpiewającą Ameryką, bo gdyby nazywali się Sculptor albo Painter, to by lasia już nie miała tak subtelnie znaczącego nazwiska. No lol.
    I czemu kilka rozdziałów wcześniej czepiała się czyichś dużych piersi, skoro tak stawia na naturalność? Czyżby się znała i potrafiła odróżnić sztuczne od prawdziwych? Czy tam w ogóle istnieją operacje plastyczne? Dobra, głupie pytanie. Skoro są głupie i sztuczne lasencje, to operacje też muszą być. Więc domyślnie autorka wciska mi nastolatkę o operacyjnie powiększonym biuście. Może nadinterpretacja, no ale.
    Jestem głupia i nie wiem czego mogą szukać rebelianci. ): Pewnie nie kosztowności, bo Maksio nic nie wspomniał, że im przy każdym ataku klejnoty rodowe znikają. Bym pomyślała, że rebelianci niczego nie szukają, tylko zakładają podsłuchy pod przykrywką napaści z kradzieżą, ale z jakiegoś powodu przetrwały teleturnieje, a urządzenia szpiegowskie nie bardzo, więc ta opcja też odpada.

    Krakatoa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. P.S. Jest 22:15. Czemu czas na blogu jest nie nasz?

      K.

      Usuń
    2. Nie mam pojęcia, tak się jakoś ustawiło...

      Krakatoa - Ty możesz nie wiedzieć, czego szukają rebelianci, ale zaręczam, że Maksio powinien, o ile nie ma IQ przygłupiego glonojada. Ale tym absurdem zajmiemy się szerzej w "Elicie".

      Maryboo

      Usuń
    3. Ach, czyli zgaduję, że w pierwszym tomie rebelianci się szlajali po pałacu dla szlajania i żeby była tajemnica, a czemu to robili, to pani ałtorka pewnie wymyśliła dopiero później.

      Krakatoa

      Usuń
    4. Skoro już przy nazwiskach jesteśmy... A to rodzina Ameriki nie jest żydowska? Nazwisko Singer jest typowo żydowskie (w każdym razie tak brzmi), dodatkowo ojciec Ameriki ma na imię Shalom (!). Niekoniecznie więc trzeba dorabiać teorię zawodu (śpiewak) do nazwiska. Może to tylko zaznaczenie pochodzenia etnicznego przez ałtorkę.

      - tey

      Usuń
  12. America Singer, Piątka, śpiewa na przyjęciach. Brenna Butler, Szóstka - czyli służąca. Anna Farmer, Czwórka, pracuje w gospodarstwie rolniczym. Borze szumiący, czy można być jeszcze mniej kreatywnym?
    Tak w ogóle, czy jakaś miła osoba może mi wytłumaczyć, co to jest literatura YA?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Young adult, czyli literatura młodzieżowa.

      Usuń
    2. A ja nie rozumiem, czemu to się tak nazywa. Pewnie chodzi o taki psychologiczny myk, żeby się nastolatkowie czuli doroślejsi i poważniejsi, i nie czytają żądnego fantasy dla dzieci, tylko poważną literaturę, gdzie upadek ludzkości, śmierć, strasznie tak, no same poważne rzeczy. Serio, jak można nastolatków nazywać "młodymi dorosłymi"? :/

      Krakatoa

      Usuń
    3. Toć nawet w Simsach rozróżnia się nastolatków i młodych dorosłych jako osobne grupy wiekowe.

      Usuń
    4. No właśnie. Gdzie podziało się określenie "teenagers?" :)

      Usuń
  13. A miałam nadzieję, na nieco ambitniejsze rozwiązanie postaci Koty... No cóż, nadzieja poszła się rypać <3
    Płacz Amisi doprowadził mnie do białej gorączki. Wiem, że Cass nie miała tego w zamiarze, ale wygląda to tak, że Sprytna i Zła America Singer rozpłakała się na życzenie, żeby wymusić na miękkim Maxonie, że do końca eliminacji będzie miała żarcie, a jej rodzina kasę. KURNA. Jestem PEWNA, że gdyby taki numer wywinęła inna kandydatka Ami byłaby pierwszą, która by opisywała, jak bardzo było to wyrachowane i perfidne D: Niech ktoś ją usadzi w miejscu, proszę...

    OdpowiedzUsuń