niedziela, 8 lutego 2015

Rozdziały XVII i XVIII

Rozdział 17



W dzisiejszym odcinku wreszcie mamy scenę, w której kandydatki robią cokolwiek innego poza gadaniem o pierdołach i wyglądaniem ładnie. Silvia przeprowadza lekcję historii. Teraz dowiemy się może, skąd się wzięła Illea.



Z góry przyznaję się, że nie znam się specjalnie na historii i naukach politycznych, moi znajomi też raczej związani są z naukami ścisłymi i medycyną, więc ekspertem nie jestem, ani takowych nie znam. Ale nawet mi coś tu nie gra. Historia Illei kupy się nie trzyma. Jak zwykle Cass wspomina coś oględnie, rzuca samymi ogólnikami, więc za dużo się nie dowiemy. Ale to, czego się dowiemy, będzie wybitnie niedopracowane. Jak zwykle zresztą.


Siedziałyśmy znowu w Sali Wielkiej, zaczynając nowy tydzień od lekcji historii. To właściwie bardziej przypominało klasówkę, ponieważ w tej akurat dziedzinie poziom wiedzy poszczególnych osób bardzo się różnił – zarówno wiedzy ogólnej, jak i znajomości konkretnych faktów. Mama zawsze uczyła nas historii ustnie – mieliśmy w domu podręczniki i ćwiczenia do angielskiego i matematyki, ale jeśli chodziło o informacje tworzące naszą przeszłość, wiedziałam bardzo niewiele rzeczy, co do których mogłam mieć pewność, że są prawdą.



Cóż, podręczniki też mogą być pełne bullshitu. Przekłamywanie historii kraju przez władze to żadna nowość.




– Dobrze. Wallis był prezydentem przed inwazją chińską i stał na czele Stanów Zjednoczonych podczas wojny – potwierdziła Silvia. Powtórzyłam to nazwisko w myślach: Wallis, Wallis, Wallis. Zależało mi, żeby to zapamiętać i powtórzyć May i Geradowi, kiedy wrócę do domu, ale uczyłyśmy się tak wielu rzeczy, że trudno było to wszystko poukładać. – Jakie były powody tej inwazji, Celeste?
Wywołana uśmiechnęła się.
– Pieniądze. Amerykanie byli im winni mnóstwo pieniędzy i nie mogli ich oddać.
– Doskonale, Celeste. – Silvia uśmiechnęła się do niej ciepło. Jak Celeste się udawało tak owijać sobie ludzi wokół małego palca? To było naprawdę irytujące. – Chiny rozpoczęły inwazję, ponieważ Stany Zjednoczone nie były w stanie spłacić zaciągniętych długów. Niestety w ten sposób także nie odzyskały pieniędzy, ponieważ Stany Zjednoczone znajdowały się w stanie kompletnego bankructwa. Wygrana wojna pozwoliła jednakże Chinom na wykorzystanie Amerykanów jako siły roboczej.



Queen (Bee) Wannabe: 13



Ale jak doszło do tej tragicznej zapaści finansowej, która zmusiła USA do zaciągnięcia długu u Chińczyków? I dlaczego właśnie tam, na bora? Nikt inny nie miał pożyczyć? To się musiało skończyć nieciekawie.

EDIT: Jak zauważyli Czytelnicy, USA zadłużone jest u Chin już w tej chwili. Fakt, ale jakoś ChRL nie bierze się atakować Stanów. USA musiałoby się zadłużyć jeszcze bardziej katastrofalnie, nie mieć pomocy z żadnej innej strony, a ta historia i tak nie miałaby sensu, co pięknie wyłożyli Czytelnicy w komentarzach, za co serdecznie dziękuję. Wiedziałam, że mogę na Was liczyć.


Jak mała Kiera wyobraża sobie...: 33




Jak nazywały się Stany Zjednoczone pod okupacją chińską?
Podniosłam rękę, podobnie jak kilka innych dziewcząt.
– Jenna? – zapytała Silvia.
– Chiński Stan Ameryki.

LOL, Przepraszam bardzo, ale to brzmi przezabawnie. 



– Tak. Chiński Stan Ameryki miał pozory suwerennego państwa, ale to było tylko na pokaz. Chińczycy pociągali za wszystkie sznurki, mieli wpływ na każdą ważniejszą decyzję polityczną i kierowali legislacją na swoją korzyść. – Silvia powoli spacerowała pomiędzy ławkami. Czułam się jak mysz, która widzi krążącego coraz bliżej jastrzębia.



Skoro Chińczycy trzymali łapę na USA i tak naprawdę kręcili wszystkim, to musieli siedzieć w Stanach, bo przecież na odległość rządzić innym krajem jest raczej niezbyt wygodnie. Ale jakoś Cass nie wspomina o pozostałościach po okupacji chińskiej i to w żadnej formie. To jak oni oddziaływali, siedząc u siebie i kontrolując amerykańskie umysły? Dziwne.



Jak mała Kiera wyobraża sobie...: 34


Rozejrzałam się po sali – niektóre dziewczyny sprawiały wrażenie całkowicie zagubionych. Byłam przekonana, że o tym akurat wszyscy wiedzą.
– Czy ktoś ma coś do dodania? – zapytała Silvia.
Zgłosiła się Bariel.
– Inwazja chińska zmotywowała część krajów, szczególnie europejskich, do nawiązania bliższej współpracy i zawarcia sojuszy.



Jakie kraje, jakie sojusze? Explain, Cass, explain! Proszę o jakieś konkrety, a nie puste frazy. I mam rozumieć, że Europa tak sobie siedziała na dupie, piła herbatkę i zajadała ciastka, czekając, co z tego bajzlu wyniknie? A niech se durne Amerykańce radzą, nam się nie chce ruszyć.



Jak mała Kiera wyobraża sobie...: 35

– To prawda – przyznała Silvia. – Jednakże Chiński Stan Ameryki nie miał w tym czasie takich przyjaciół. Kraj potrzebował pięciu lat na reorganizację, która była tak pracochłonna, że nie pozostawiała już czasu na poszukiwanie sojuszników. – Podkreśliła znużonym spojrzeniem beznadziejność tamtego położenia.



Czyli miałam rację. Stany wreszcie tak sobie nagrabiły w piaskownicy, że nikt już nie chciał się z nimi bawić. Ciekawe, co takiego zrobili.


– ChSA zamierzał zbuntować się zbrojnie przeciwko Chinom, ale zanim zdążył zebrać siły, nastąpiła kolejna inwazja. Jaki kraj zaatakował wtedy Chiński Stan Ameryki?
Tym razem podniosło się więcej rąk.
– Rosja – odpowiedziała któraś dziewczyna, nie czekając na wywołanie. Silvia rozejrzała się, ale nie udało jej się stwierdzić, która z nas naruszyła zasady.



No tak, jeszcze tylko Ruskich brakowało. Myślę, że Cass postanowiła po prostu wziąć 2 duże kraje, które mogą być straszne, bo atomówa, zimna wojna i fokle, i zrzuciła je Stanom na łeb, nie bawiąc się w szczegóły. Lenistwo śmierdzące.


– Dobrze – odparła z lekkim niezadowoleniem. – Rosja próbowała ekspansji w obu kierunkach, ale te plany zakończyły się niepowodzeniem. Jednakże właśnie dzięki temu ChSA miał możliwość podjęcia kontrnatarcia. Dlaczego?
Kriss podniosła rękę i odpowiedziała.
– Wszystkie kraje z Ameryki Północnej zawarły sojusz przeciwko Rosji, ponieważ było jasne, że jej plany inwazji nie ograniczają się do terytoriów ChSA. W dodatku walka z Rosją stała się łatwiejsza, gdy została ona zaatakowana przez Chiny za próbę zajęcia ich strefy wpływów.



Niezły bałagan. Rozumiem, że jak wszystkie kraje, to np. Grenlandia też. No co, teoretycznie to jest kraj Ameryki Północnej ;).



Nie sądzicie, że to wszystko takie ledwo zarysowane, że ciężko jest sobie cokolwiek wyobrazić? Cass załatwia daną kwestię jednym zdaniem i uważa, że wszystko w porządku. Cóż, może gdyby zajęła się tłumaczeniem tej całej machiny wojennej, która przecież toczy się w dużej mierze w gabinetach polityków (kto z kim co podpisał i czemu), to wyszłoby coś w stylu „jak mała Stefcia rozumie nauki ścisłe, czyli ból wielki”. I znów mam wojenne flashbacki z Tłajlajta, brrr.




– Oczywiście. A kto poprowadził ofensywę przeciwko Rosji?
Wszystkie dziewczęta jednocześnie odparły:
– Gregory Illéa!



Ahahahahaha. Do pana Illei jeszcze wrócimy. Mam nadzieję, że lubicie jednowymiarowe postaci zrobione z tektury.


– To stało się początkiem procesu tworzenia nowego państwa. Zawarte przez ChSA sojusze okazały się trwałe, ale reputacja Stanów Zjednoczonych była tak skompromitowana, że nikt nie chciał powrotu do tamtej nazwy. Wtedy właśnie uformował się nowy naród, biorący nazwę od nazwiska swojego przywódcy, Gregory’ego Illéi. To on ocalił ten kraj.



Boru, jakie to jest głupie. Walić starą nazwę, źle się kojarzy, nazwijmy cały kraj po jakimś kolesiu.

Jak mała Kiera wyobraża sobie...: 36

– Do pewnego stopnia jesteśmy w podobnej sytuacji, jak on, bo mamy okazję służyć naszemu krajowi. On był tylko zwykłym obywatelem, który poświęcił swoje pieniądze i wiedzę, a dzięki temu udało mu się wszystko zmienić.



Ahahahaha. Nie, nie będę spojlerować, nie tym razem.


– To piękne porównanie – przyznała Silvia. – I dokładnie tak samo jak on, jedna z was stanie się członkiem rodziny królewskiej. Gregory Illéa został królem, gdy jego rodzina wżeniła się w rodzinę królewską, a jedna z was także wżeni się w tę rodzinę. – Silvia była tak pełna podziwu dla tej metafory, że kiedy Tuesday podniosła rękę, potrzebowała chwili, żeby ją zauważyć.



I po tym wszystkim postanowili, że monarchia to będzie to? Nikt nie miał lepszego pomysłu? Napisałabym coś więcej na ten temat, ale idiotyczna opowieść o dochodzeniu Grzesia do władzy będzie dopiero w następnym tomie i wtedy się nią zajmiemy. W razie by ktoś był skołowany, jakim cudem Grześ się wżenił do rodziny królewskiej, a jednocześnie był pierwszym królem Illei, to Cass ma na myśli rodzinę królewską z europejskiego kraju, tylko dziwacznie to ujęła. W dodatku Grześ nie wżenił się, tylko wydał kogoś ze swojej rodziny. Co ma rodzina królewska z innego kraju (i kontynentu) do zmian ustrojowych w ex-Stanach? Wszystko to zagmatwane, a jak Cass zacznie nam przybliżać szczegóły w "Elicie", to i tak lepiej nie będzie.


Jak mała Kiera wyobraża sobie...: 37


– Dlaczego właściwie nie ma tego wszystkiego w jakimś podręczniku, z którego mogłybyśmy się uczyć? – zapytała z cieniem zniecierpliwienia w głosie.
Silvia potrząsnęła głową.
– Drogie dziewczęta, historia to nie jest coś, czego macie się uczyć. To coś, co powinnyście po prostu wiedzieć.



Mają tę wiedzę wyssać z mlekiem matki? Silvuś, głupoty pierdzielisz.


Zaczęłam się zastanawiać nad tym, dlaczego nasza wiedza tak bardzo się różni i dlaczego musimy zgadywać, jak było naprawdę. Czemu nie mieliśmy żadnych podręczników do historii?
Przypomniałam sobie, jak kilka lat temu weszłam do sypialni rodziców, ponieważ mama powiedziała, że mogę sobie wybrać książkę do przeczytania jako lekturę na jej lekcje. Kiedy przeglądałam półkę, moją uwagę zwrócił gruby, zniszczony tom w samym rogu. Okazało się, że to podręcznik historii Stanów Zjednoczonych. Tata zajrzał do mnie po kilku minutach, zobaczył, co robię, i powiedział, że wolno mi czytać tę książkę, jeśli nikomu o tym nie powiem.



Ha, skąd my to znamy? I jak trzeba być tępą, żeby nie domyślić się, że coś jest ostro nie halo z oficjalną historią Illei? Nikt jej porządnie nie uczy, książek nie ma, starych podręczników czytać nie wolno, a ta głupia niczego nie może skojarzyć? Dziewucho przestań się dziwić i zacznij myśleć.




Ponieważ tata prosił mnie o zachowanie tego w tajemnicy, zrobiłam to bez dalszych pytań. Uwielbiałam dowiadywać się nowych rzeczy, przewracając kolejne strony – przynajmniej te, które dawały się odczytać. Wiele zostało wyrwanych, a krawędź książki wyglądała na przypaloną. Tam właśnie zobaczyłam zdjęcie dawnego Białego Domu i stamtąd dowiedziałam się, jakie święta były kiedyś obchodzone.
Nigdy nie zastanawiałam się nad niedostępnością prawdy, dopóki nie została mi ona przedstawiona. Dlaczego król kazał nam się wszystkiego domyślać?



Amiś, no wysil mózgownicę choć przez chwilę, błagam.



Użyj mózgu, Luke: 2



Zacytowałam wam wszystko, co pani Cass przekazała na temat historii Illei w tym rozdziale. Dostaniemy jeszcze w późniejszych tomach informacje na temat panowania Grzesia Illei, więc to nie koniec facepalmów, ale historia od końca USA do początku Illei będzie dla nas tylko zestawem sklejonych na chybił trafił ogólników. Zachęcam czytelników, którzy znają się na historii/polityce do bardziej szczegółowego komentarza tych fragmentów, bo ja sobie tego całego burdelu nawet porządnie wyobrazić nie mogę. A nie pominęłam niczego.



Ale co tam, dłużej zajmować się historią przecież nie będziemy, bo to nudne. Czas na sesję zdjęciową do magazynu.


Po wczorajszej lekcji historii powiedziano nam, że te zdjęcia robione są tylko dla rozrywki, ale nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że chodzi o coś więcej. W jednym z czasopism pojawił się artykuł o tym, jak powinna się prezentować księżniczka. Ja go nie czytałam, ale Emmica i część innych dziewcząt – tak. Zgodnie z tym, co opowiadała, Maxon powinien wybrać tę, która naprawdę będzie wyglądać królewsko i dobrze wychodzić na zdjęciach – kogoś, kto będzie się dobrze prezentować na znaczkach pocztowych.



Cóż za fantastycznie mizoginistyczne priorytety. Lasia może być głupia jak but z lewej giry, ale jeśli ładnie prezentuje się na zdjęciu, to wszystko ok. Połączenie ładnego mebla z lalą do dmuchania i klaczą rozpłodową. Chce mi się wyć.


Dlatego teraz czekałyśmy w kolejce, w identycznych sukniach: kremowych, z odsłoniętymi ramionami i niską talią, ozdobionych grubą czerwoną szarfą udrapowaną na ramionach. Miałyśmy zrobić sobie z Maxonem zdjęcia, które zostaną wydrukowane w tym samym czasopiśmie, a dziennikarze wytypują swoje faworytki. Nie podobało mi się to – od początku nie dawało mi spokoju, że Maxonowi może zależeć tylko na ładnej buzi. Teraz, kiedy go lepiej poznałam, byłam pewna, że to nie jest prawda, ale drażniło mnie, że część ludzi będzie go tak postrzegać.



Podejrzewam, że większość będzie go tak postrzegać, skoro cały ten cyrk to bardziej wybory Miss niż konkurs na przyszłą władczynię.


Westchnęłam. Kilka dziewcząt spacerowało po sali, skubiąc suche przekąski i rozmawiając, ale większość, ze mną włącznie, zgromadziła się wokół planu zdjęciowego, zaaranżowanego w Sali Wielkiej. Na ścianie została zawieszona ogromna złota draperia, przypominająca mi kotarę używaną w domu przez tatę i układająca się w miękkich falach na podłodze. Po jednej stronie stała niewielka kanapa, po drugiej kolumna, zaś na środku znajdowało się godło Illéi, nadające tej zabawie akcent patriotyczny.



Na myśl przychodzą mi amerykańskie filmy dla nastolatków, w których na balu maturalnym stał kawał kartonu z jakimś kiczowatym tłem i każda para mogła sobie pstryknąć fotkę na pamiątkę.


Celeste podeszła do Maxona z błyszczącymi oczami, a on powitał ją uśmiechem. Kiedy tylko znalazła się obok niego… szepnęła mu coś do ucha. Nie wiem, co to było, ale Maxon roześmiał się i skinął głową… akceptując jej małą tajemnicę. Dziwnie razem wyglądali – jak ktoś, kto tak dobrze czuł się moim towarzystwie, mógł się czuć równie dobrze przy niej?



- Bo ja jestem wyznacznikiem absolutnie wszystkiego i wzorem dla panien w całej Illei! Nikt mi do stóp nie dorasta!


Odwróciła się do Maxona, położyła mu rękę na piersi, przechyliła głowę i uśmiechnęła się jak profesjonalistka. Wyraźnie wiedziała, jak najlepiej wykorzystać oświetlenie i dekoracje, bo co chwila przesuwała Maxona o kilka centymetrów, albo nalegała na
zmianę pozy. Chociaż niektóre dziewczęta starały się przeciągać swoją sesję jak najdłużej – w szczególności te… które nie były jeszcze na randce – Celeste wolała zaprezentować swoją skuteczność.



Czyli profesjonalizm też jest evil? Z tonu Amisi zawsze zionie taka dezaprobata dla starań pozostałych kandydatek. Żadne zachowanie nie jest odpowiednie, każdy atut ciągnie za sobą jakąś nieprzyjemną aluzję.



Wreszcie czas na Amisię.


– Witaj, moja miła – powiedział.
– Nawet nie zaczynaj – ostrzegłam go, ale tylko roześmiał się i wyciągnął ręce.
– Zaczekaj chwilę, szarfa ci się przekrzywiła.
– Nie dziwi mnie to. – Ta przeklęta szarfa była tak
gruba i ciężka, że przesuwała się przy każdym moim kroku.
– Chyba będziesz się musiała przebrać – rzucił żartobliwie.
– A w międzyczasie ciebie mogą powiesić zamiast żyrandola – odpaliłam, szturchając lśniące ordery na jego piersi. Miał też złote epolety na ramionach, a jego mundur przypominał stroje gwardzistów, tylko był znacznie bardziej elegancki. Do tego nosił jeszcze przypasany miecz. Wszystko razem było odrobinę zbyt strojne.



Strój galowy księcia też jej nie pasuje? Ja pierdzielę, co za maruda.



Amisia czuje się nieswojo podczas sesji, Maksio stara się ją rozluźnić. W pewnym momencie jakiś człowiek podchodzi do księcia i przerywa zdjęcia.


– Możesz mówić przy niej – oznajmił Maxon, więc mężczyzna podszedł i przykląkł przed nim na jedno kolano.



WHY, WHY?! Czemu on jej tak ufa? To może być sprawa bezpieczeństwa narodowego, a ta durna dziewucha nie dała mu żadnych powodów ani do sympatii, ani bezgranicznego zaufania. Rączki opadają.



Okazuje się, że rebelianci zaatakowali niejakie Midston, spalili pola i zabili około 12 ludzi. Król chce poznać opinię Maksia odnośnie tego, co władca powinien zrobić w takiej sytuacji. Max odpowiada, że trzeba im odciąć drogę ucieczki (wow, rewolucyjny pomysł) i na tym rozmowa z posłańcem się kończy. Ami proponuje, żeby przerwali zdjęcia, bo księciunio wydaje się strapiony całą sytuacją, ale Maksio odmawia.


– Jedną z rzeczy, jakie trzeba w tym zawodzie opanować do perfekcji, jest umiejętność wyglądania, jakby się zachowywało spokój, nawet jeśli w rzeczywistości jest całkiem inaczej. Proszę o uśmiech, Ami.
Podniosłam głowę i uśmiechnęłam się nieśmiało do obiektywu, a fotograf nacisnął spust migawki. W tych ostatnich kilku ujęciach Maxon mocno ściskał moją rękę, a ja odwzajemniałam ten uścisk. W tym momencie czułam, że łączy nas prawdziwa i głęboka więź.



Ahahahahahaha! Głęboka więź, no trzymajcie mnie, ludzie. Mają takie solidne podstawy do budowania więzi, że hoho.




– Dziękuję pani bardzo. Proszę następną damę – ordynował fotograf.
Kiedy oboje wstaliśmy, Maxon przytrzymał jeszcze moją rękę.
– Nie powtarzaj nikomu ani słowa. Musisz zachować absolutną dyskrecję.
– Wiem.



Biorąc pod uwagę to, jak świetna Ami jest w robieniu tego, czego się od niej oczekuje, jestem przekonana, że Maksio nie musi się o nic martwić.


Zbliżające się stukanie wysokich obcasów przypomniało nam, że nie jesteśmy sami, chociaż miałam dziwną ochotę zostać tam, gdzie byłam. Maxon raz jeszcze ścisnął moją dłoń, a potem wypuścił ją, a ja wróciłam do tłumu obserwatorek, zastanawiając się nad różnymi rzeczami. To cudowne, że Maxon ufał mi na tyle, by powierzyć mi ten sekret, i zadziwiające, że przez chwilę miałam wrażenie, że jesteśmy sami. Potem pomyślałam o rebeliantach i o tym, że król zwykle natychmiast ogłaszał każdą dotyczącą ich wiadomość, ale ja musiałam milczeć w tej sprawie. To nie miało sensu.



Użyj mózgu, Luke: 3



Dlaczego król miałby rozgłaszać wyniki własnej niekompetencji?


– Moja miła Janelle. – Maxon uśmiechnął się do następnej dziewczyny. Ja także się uśmiechnęłam, słysząc ten wytarty komplement. Ściszył głos, ale mimo to usłyszałam go. – Zanim zapomnę, znajdziesz może dla mnie czas dzisiaj po południu?
Poczułam, że mój żołądek się zaciska, zapewne w spóźnionym przypływie tremy.



Akurat. Nie ma to jak zazdrość o kogoś, na kim ci przecież nie zależy. Ale Amisia lubi być tą jedyną, najlepszą.



Jump cut do następnej sceny. Dziewczęta rozmawiają o randce Maksia i Janelle. Okazuje się, że dziewczyna natychmiast po spotkaniu wyleciała z Eliminacji.


Zależało nam wyjątkowo na zrozumieniu tej decyzji, ponieważ po raz pierwszy odesłana została tylko jedna dziewczyna i to nie z powodu złamania zasad. Nie nastąpiła grupowa selekcja po pierwszej rundzie randek i nikt nie zrezygnował z obawy o własne życie. Janelle musiała zrobić coś nie tak, a my chciałyśmy wiedzieć, co to było.



Kotuś, uwierz mi, w porównaniu z tym, co ty niejednokrotnie odwaliłaś, przewina Janelle to pikuś. Co tylko upewnia mnie w tym, że Maksio ma kompletnie popierdzielone priorytety i mózg zlasowany przez Imperatyw Opkowy.


Kriss, która miała pokój naprzeciwko Janelle, widziała ją wracającą z randki i jako jedyna rozmawiała z nią przed jej wyjazdem. Westchnęła i po raz trzeci powtórzyła, co usłyszała.
– Pojechała z Maxonem na polowanie, ale o tym przecież już wiecie – oznajmiła, machając ręką, jakby chciała rozjaśnić własne myśli.
Wszystkie wiedziałyśmy o tym, że Janelle idzie na
randkę, ponieważ po wczorajszej sesji fotograficznej przechwalała się tym każdemu, kto chciał jej słuchać.
– To była jej druga randka z Maxonem. Jako jedyna była na dwóch – zauważyła Bariel.
– Nie, nie jako jedyna – mruknęłam. Kilka dziewczyn pokiwało głowami, potwierdzając moje słowa. To była do pewnego stopnia prawda: Janelle jako jedyna poza mną była na dwóch randkach z Maxonem. Nie, żebym liczyła specjalnie.



Nie liczyłaś specjalnie, Ami? Bujać to my, a nie nas. Jak na kogoś, kto nie chce grać w eliminacyjną grę, nieźle się do niej przykładasz.


– Wróciła z płaczem, a kiedy zapytałam, co się stało, powiedziała, że wyjeżdża i że Maxon kazał jej wracać do domu. Przytuliłam ją, żeby ją trochę pocieszyć, i zapytałam dlaczego. Powiedziała, że nie może o tym mówić. Nie rozumiem tego. Czyżby nie wolno nam było wyjaśniać pozostałym, dlaczego zostałyśmy wyeliminowane?
– Tego nie było w zasadach, prawda? – zapytała Tuesday.
– Nikt mi nic nie mówił na ten temat – odparła Amy, a inne dziewczęta także to potwierdziły.
– Ale co jeszcze powiedziała? – dopytywała się Celeste.
Kriss znowu westchnęła.
– Powiedziała, żebym lepiej uważała na to, co mówię, a potem odsunęła się ode mnie i zatrzasnęła mi drzwi przed nosem.



Again, pod warunkiem, że nie jesteś Amisią. Bo Singerówna wygadywała takie rzeczy, że już dawno powinna polecieć, a przecież nadal grzeje dupę w pałacu.


W sali zapadła cisza, ponieważ rozważałyśmy to ostrzeżenie.
– Widocznie go czymś obraziła – stwierdziła Elayna.
– Cóż, jeśli to dlatego została odesłana, to niesprawiedliwe. Maxon sam przyznał, że któraś z nas obraziła go przy pierwszym spotkaniu – przypomniała Celeste.



Ehehehehehehe.


Dziewczyny zaczęły się rozglądać po pokoju, szukając winnej, zapewne po to, żeby ją – czyli mnie – także wyrzucić. Zerknęłam nerwowo na Marlee, która natychmiast przejęła pałeczkę.
– Może chodziło o coś, co powiedziała o naszym kraju? Na przykład o polityce?



Ha, to mogłoby mieć jakiś sens. Ale nie, to jest opko. Kręci się tylko i wyłącznie wokół jednej osoby. Niedługo się przekonacie, jaki był powód wyjazdu Janelle. Domyślacie się już, co złego powiedziała dziewczyna? A raczej o kim?


– Daj spokój, jak bardzo by się musieli nudzić na tej randce, żeby rozmawiać o polityce? Czy któraś z nas w ogóle rozmawiała z nim o jakichkolwiek sprawach związanych z rządzeniem?



Bo po co udowadniać, że dziewczyna zna się na czymkolwiek innym niż robienie makijażu i wybór odpowiedniej sukienki? Tym bardziej, że Maksia takie tematy raczej nie interesują.


– Jasne że nie – oznajmiła Bariel. – Maxon nie szuka współpracownika tylko żony.



A skąd to wiesz? Widzę, że pozostałe panienki też nie mają zbyt wysokiego mniemania o przyszłym władcy. Z jednej strony nie dziwię się specjalnie, skoro Eliminacje skupiają się przede wszystkim na wyglądzie. Ale mimo wszystko strasznie to smutne, że te dziewczyny nawet nie biorą pod uwagę, że mogą być kimś więcej niż ładną buzią, komponującą się dobrze z tapetą.


– Nie wydaje ci się, że możesz go nie doceniać? – sprzeciwiła się Kriss. – Nie sądzisz, że Maxon chciałby kogoś, na czyje pomysły i opinie mógłby liczyć?



Kobieta z mózgiem? What is this sorcery?


Celeste odchyliła głowę i roześmiała się.
– Maxon świetnie sobie poradzi z rządzeniem, jest tego uczony od dziecka. Poza tym ma całe zespoły ekspertów, pomagających mu w podejmowaniu decyzji, więc po co miałby szukać kogoś, kto by mu próbował mówić, co ma robić? Na twoim miejscu nauczyłabym się
trzymać język za zębami, przynajmniej dopóki się z tobą nie ożeni.



To jest naprawdę przerażające, jakie to panienki mają priorytety. Chłop to pan i władca, więc się lepiej nie wychylaj, bo jeszcze pożałujesz. Nie ma nic złego w żonie, która może udzielić dobrej rady. Czy od razu trzeba demonizować mądrą kobietę i wmawiać, że będzie się wtrącać i próbować podważać decyzje króla? Rozumiem, że na tak wczesnym etapie lepiej nie wyjeżdżać z jakimiś radykalnymi poglądami, ale na bora, Maksio naprawdę byłby durniem, gdyby poczytywał zainteresowanie żony polityką za obrazę majestatu.


Bariel przysunęła się bliżej do Celeste.
– Czego nie zrobi.
– Właśnie – oznajmiła Celeste z uśmiechem. – Po co Maxon miałby sobie zawracać głowę jakąś przemądrzałą Trójką, jeśli może mieć Dwójkę?



Queen (Bee) Wannabe: 14



– Ej, Maxona nie obchodzą numerki! – zawołała Tuesday.
– Jasne że obchodzą. – Celeste odpowiedziała jej takim tonem, jakby zwracała się do dziecka. – Jak myślisz, dlaczego wszystkie dziewczęta poniżej Czwórki od razu zniknęły?



Celeste ma trochę racji… Po czystce, jaką zrobił w wyniku kilkuminutowej rozmowy, zostały praktycznie same wyższe numerki. Nie żeby mnie to dziwiło. Od początku było wiadomo, że Szóstki i Siódemki, a nawet Piątki mają małe szanse.


– Ja tu jestem – powiedziałam, podnosząc rękę. – Więc jeśli myślisz, że go rozumiesz, to się mylisz.



Jesteś tu, bo tak mówi Imperatyw Opkowy, więc to się nie liczy.


– O, to dziewczyna, która nie wie, kiedy się zamknąć – rzuciła Celeste ze sztucznym rozbawieniem.
Zacisnęłam pięści, zastanawiając się, czy opłacałoby mi się ją uderzyć. Czy to była część jej planu?



Nie opłacałoby się, kretynko. Złamałaś już tyle zasad, chcesz złamać następną i to tak poważną? Nie łudźmy się, Amisia jeszcze przyłoży Celeste i za to nie beknie, ale teraz radziłabym jej się nie wychylać, jest za krótko po ataku na księcia, żeby rzucać się do woli też na uczestniczki.



Na szczęście Amisi nie musi się dłużej zastanawiać nad ewentualnymi rękoczynami, bo pojawia się Silvia z pocztą.


Kochana Ami,
nie mogę się doczekać piątku. Nie mogę uwierzyć, że będziesz rozmawiać z Gavrilem Fadayem! Masz niesamowite szczęście. 

Wcale nie czułam się szczęśliwa – jutro wieczorem będziemy wszystkie przepytywane przez Gavrila, a ja nie miałam pojęcia, jakie pytanie zamierza zadawać. Byłam przekonana, że zrobię z siebie idiotkę.



Nie mogę się nie zgodzić.


Jak tam Eliminacje? Masz już mnóstwo przyjaciółek? Rozmawiałaś z którąś z tych dziewczyn, które wyjechały? Mama powtarza teraz bez przerwy, że nawet jeśli nie wygrasz, to nic się takiego nie stanie. Połowa tych dziewczyn, które wróciły do domu, jest już zaręczona z synami burmistrzów czy innych ważnych ludzi. Powiedziała, że nawet jeśli Maxon Cię nie zechce, na pewno znajdzie się inny zainteresowany. Gavril ma nadzieję, że wyjdziesz za baseballistę, a nie za głupiego i nudnego księcia, ale mnie nie obchodzi, co inni gadają. Maxon jest świetny!



Proszę bardzo, następne potwierdzenie, że udział w Eliminacjach to same plusy. Jako że naczelnym zadaniem każdej kobiety jest wyjść za mąż (wyciera pianę z ust), ex-uczestniczki natychmiast zaręczają się z wysoko postawionymi kandydatami. Jakie to pienkne.



Całowaliście się już? 

Czy się całowaliśmy? Dopiero co go poznałam, a poza tym Maxon nie miałby żadnego powodu… żeby mnie całować.



On nie ma żadnego powodu, żeby cię tu trzymać, a co dopiero wymieniać płyny ustrojowe.


(May)Jestem pewna, że on umie całować najlepiej na całym świecie. Skoro jest księciem, to nie może być inaczej!



O słodka naiwności młodych dziewczątek. Cass umie się wcielić w rolę rozentuzjazmowanego podlotka lepiej niż w dorosłych ludzi. Ciekawa sprawa.



May kończy list prośbą o szybką odpowiedź ze wszystkimi szczegółami.


Czyli dziewczęta, które odpadły z Eliminacji, znalazły już bogatych mężów. Nie miałam pojęcia, że otrzymanie kosza od przyszłego króla czyni z ciebie rozchwytywany towar. Obeszłam salę, zastanawiając się nad słowami May.



Cóż, skoro się zakwalifikowały (losowanie to przecież był bullshit) do Eliminacji, to najwyraźniej coś to znaczy dla tych kolesi. W końcu program nazywa się Illea’s Next Trophy Wife, więc też sobie chcą taką sprawić, nawet jeśli jest drugiego sortu.


Byłam ciekawa, co tu się dzieje. Zastanawiałam się, co naprawdę stało się z Janelle i czy Maxon ma dzisiaj kolejną randkę. Naprawdę chciałam się z nim zobaczyć.
Myślałam gorączkowo, szukając jakiegoś sposobu, żeby po prostu z nim porozmawiać.



Amisia wpada na genialny pomysł przesłania liściku o jakże tajemniczej treści:


Wasza wysokość,

Ciągnę się za ucho – w dowolnej chwili.



przez pokojówkę. Ale nie własną, o nie, zupełnie przypadkową pokojówkę idącą właśnie korytarzem.


– Czy idziesz z tą tacą do księcia?
Uśmiechnęła się.
– Tak, panienko.
– Czy byłabyś tak dobra i przekazała mu to ode mnie? – Podałam jej złożony liścik.
– Oczywiście, panienko!





O ile mnie pamięć nie myli, kandydatki same nie mogą kontaktować się z Maksiem. Wolno im tylko odpowiadać na jego wezwanie. Pokojówka mogłaby równie dobrze nakablować, komu trzeba i Ami mogłaby mieć kłopoty. Ale co ja mówię, pewnie Cass nie pamięta już, co napisała pół książki temu, a poza tym Amisia ma immunitet graniczący z nieśmiertelnością.



Ami czeka na Maksia, oglądając obrazy Picassa i van Gogha, a wreszcie portret rodziny królewskiej. Aż tu wtem.


– Ami?
Odwróciłam się, słysząc swoje imię. Maxon podbiegł do mnie.
Poczułam się, jakbym widziała go po raz pierwszy. Nie miał na sobie marynarki, a rękawy białej koszuli podwinął za łokcie. Krawat zwisał mu luźno, a zazwyczaj gładko zaczesane włosy teraz były w nieładzie. W porównaniu z tym, jak prezentował się wczoraj w mundurze, wyglądał kompletnie inaczej – bardziej chłopięco i prawdziwie.
Zamarłam. Maxon znalazł się przy mnie i złapał mnie za rękę.
– Wszystko w porządku? Co się stało? – zapytał niecierpliwie.
Co się miało stać?
– Nie, nic mi nie jest – odparłam. Maxon odetchnął z ulgą, a ja dopiero teraz uświadomiłam sobie, że wstrzymywał oddech.
– Dzięki Bogu. Kiedy dostałem twój liścik, pomyślałam, że może jesteś chora albo coś się stało z twoją rodziną.


Dlaczego na macki Wielkiego Cthulhu ta pierdoła leci na złamanie karku, gdy Amisia ledwo pierdnie? Czym ona sobie zasłużyła na to, żeby księciunio był na każde jej zawołanie? Czy ja coś przespałam?



Ami tłumaczy, że chciała się tylko zobaczyć z Maksiem bez żadnego powodu, jak to przyjaciele mają z zwyczaju.



- Jesteś chyba zajęty, więc może wracaj do roboty i zobaczymy się, jak będziesz miał chwilę czasu. – Zauważyłam, że nadal trzyma mnie za rękę.
– A masz coś przeciwko temu, żebym został kilka minut? Tam na górze mają spotkanie budżetowe, a ja tego nie cierpię.



Co tam obowiązki i nauka królowania. Nuuuda. A potem ma koleś ból dupy, że tatuś wytyka mu niekompetencję i nie chce go słuchać.



– Z czego się śmiejesz?
– Z ciebie – odparłam z uśmiechem. – To słodkie, że nie lubisz swojej roboty.



Jakie to cute, że będziesz beznadziejnym królem.


- Co takiego strasznego jest w tych spotkaniach?
– Nawet nie masz pojęcia, Ami! – zaczął, patrząc na mnie. – W kółko roztrząsają to samo. Mój ojciec umie doskonale uspokajać doradców, ale strasznie trudno jest skłonić te komisje do pojęcia jakichkolwiek decyzji. Matka ciągle powtarza ojcu, że powinien zwiększyć nakłady na szkolnictwo. Uważa, że lepiej wykształceni ludzie rzadziej zostają przestępcami, a ja się z nią zgadzam, ale ojciec nigdy nie wywiera dostatecznego nacisku, żeby zmusić ich do wycofania środków z innych obszarów, które spokojnie poradziłyby sobie przy niższym finansowaniu. To okropnie denerwujące! A ponieważ ja nie mam formalnie władzy, moje zdanie jest zwykle ignorowane. – Maxon oparł łokcie na kolanach, a głowę na dłoniach. Wyglądał na zmęczonego.
Poznałam teraz wycinek jego świata, ale jak zwykle niczego nie rozumiałam. Jak mogli tak po prostu ignorować zdanie przyszłego władcy?



Cóż, może ignorują pomysły Maksia, bo facet nie jest specjalnie lotny i zorientowany w sytuacji? Ale nie, to jest, proszę państwa, tak jakby foreshadowing. W razie by ktoś jeszcze nie domyślił się z tych subtelnych wzmianek, że król jest evil, bo nie słucha Maksia. To i tak jest nic, z Clarksona zrobi się jeszcze kompletna karykatura, na to jednak musimy jeszcze trochę poczekać.



Ami stara się uzmysłowić Maksiowi, że owszem, edukację warto polepszyć w niższych kastach, ale jest coś ważniejszego, co należałoby najpierw dofinansować. Żarcie. Ciężko się z nią nie zgodzić.



Maksio jest bardzo zdziwiony.


– Wiesz, w porównaniu do tych eleganckich profesorów, którzy uczą kogoś takiego jak ty, system szkolnictwa dla Szóstek i Siódemek jest okropny, więc myślę, że lepsze szkoły albo lepsi nauczyciele to byłby dla nich dar z nieba. Ale co w takim razie z Ósemkami? Czy to nie w tej klasie jest największa przestępczość? Oni przecież w ogóle nie mają dostępu do edukacji. Myślę, że gdyby wiedzieli, że mają coś, cokolwiek, dla siebie, to by im pomogło. Poza tym… – urwałam. Nie byłam pewna, czy chłopak, który od dziecka miał wszystko, czego zapragnął, zdoła to zrozumieć. – Maxon, czy ty kiedykolwiek byłeś głodny?


A ty, byłaś kiedyś naprawdę głodna? Bo ciężko w to uwierzyć po tych wszystkich kurczakach, makaronach, herbatach z cytryną i popcornie.


Gdybyś nie miał ani odrobiny jedzenia, ani dla siebie, ani dla rodziców, i wiedział, że jeśli tylko zabierzesz coś ludziom, którzy w jeden dzień zarabiają więcej niż ty przez całe życie, mógłbyś coś zjeść… co byś wtedy zrobił? Gdyby najbliżsi na ciebie liczyli, co byłbyś gotów dla nich zrobić?

Przez chwilę milczał. Tylko raz do tej pory, kiedy rozmawialiśmy o moich pokojówkach i o ataku, dostrzegliśmy wyraźnie dzielącą nas przepaść. Ta rozmowa dotykała znacznie bardziej kontrowersyjnego tematu i widziałam, że wolałby jej uniknąć.

– Ami, ja nie mówię, że niektórym nie jest ciężko, ale kradzież…



Boru, Max naprawdę nie ma bladego pojęcia, co dzieje się w jego kraju. Pojmuję, że nie może wiedzieć wszystkiego, ale żeby był aż tak niedoinformowany? Przecież ten system to jeden wielki żart, a on nie zdaje sobie w najmniejszym stopniu sprawy, jak bardzo jest źle.



Ami przeprowadza mały eksperyment. Każe Maksiowi zamknąć oczy i wyobrazić sobie swoją potencjalną drugą połowę.


– Musisz ją utrzymywać i opiekować się nią. A jeśli przyjdzie taki dzień, że nie będzie absolutnie nic do jedzenia, a ty nie będziesz mógł nawet zasnąć, ponieważ nie pozwoli ci na to burczenie w brzuchu…
– Przestań! – Maxon podniósł się szybko, przeszedł na drugą stronę korytarza i stał tam przez chwilę, nie patrząc na mnie.
Poczułam się nieprzyjemnie – nie zdawałam sobie sprawy, że to go tak wytrąci z równowagi.
– Przepraszam – szepnęłam.
Skinął głową, ale nadal patrzył w ścianę. Odwrócił
się po dłuższej chwili, a kiedy popatrzył mi w oczy, w jego wzroku był smutek i pytanie.
– Naprawdę tak jest? – zapytał.
– Jak?
– Czy tam na zewnątrz… zdarza się coś takiego? Czy wielu jest ludzi tak głodnych?



Jeżu, jaki ten człowiek jest naiwny i zagubiony. Po prostu dziecko we mgle. To nie jest rozczulające, tylko przerażające. On ma kiedyś rządzić krajem, o którym nic nie wie.


– Powiedz mi prawdę. – Zacisnął usta w wąską linię.
– Tak, to się zdarza. Znam rodziny, w których ktoś oddaje swoje porcje dzieciom albo rodzeństwu. Słyszałam o małym chłopcu, który został wychłostany na rynku za kradzież jedzenia. Czasem zdesperowani ludzie robią szalone rzeczy.
– Chłopcu? Ile miał lat?
– Dziewięć – odparłam i wzdrygnęłam się. Nadal pamiętałam blizny na pleckach Jemmy’ego, a Maxon wyprostował się, jakby to jego smagnięto.
– A ty… – odchrząknął. – Czy tobie zdarzyło się coś takiego? Chodziłaś głodna?
Pochyliłam głowę, choć wiedziałam, że domyśli się odpowiedzi. 


Bullshit.



– Bywało bardzo źle. Zwykle, kiedy przychodziło co do czego, woleliśmy kupić jedzenie i pozwalaliśmy, żeby odcięto nam elektryczność. Najgorzej było jednego roku przed Bożym Narodzeniem. Były okropne mrozy, więc nosiliśmy mnóstwo warstw ubrania, bo nawet w domu… kiedy oddychaliśmy… widać było obłoczki pary. May nie rozumiała, dlaczego nie będzie prezentów. Poza tym w moim domu z zasady nic nie zostaje z obiadu… ktoś zawsze zje dokładkę.



Ale są dokładki, więc coś mi tu nie gra z tą twoją rzewną opowieścią.


– Wiem, że te czeki, które dostajemy od kilku tygodni… bardzo nam pomogą, moja rodzina doskonale umie gospodarować pieniędzmi. Jestem pewna, że poczynili już oszczędności, które wystarczą na długo. Zrobiłeś dla nas bardzo dużo. – Spróbowałam się uśmiechnąć, ale on nie zareagował.
– Dobry Boże, kiedy powiedziałaś, że jesteś tu tylko ze względu na jedzenie, nie żartowałaś, prawda? – zapytał, potrząsając głową.


Myśleliśmy, że żart Maksia na temat motywów Ami był odrobinę nie na miejscu, a on po prostu nie miał pojęcia, że to może być prawda. Czy ten facet w ogóle wyściubia nos poza pałac? Nie żeby był w nim bezpieczny, więc co za różnica, niech objedzie swoje królestwo i się przekona, co się w nim wyrabia. A jeśli nie, to czy w telewizji nie ma żadnych reportaży na ten temat? Pewnie nie, jeśli Clarkson ma coś do powiedzenia.



Maksio dostaje napadu angstu na wieść o przeżyciach Ameriki, daje jej buzi w czółko i wychodzi, żeby przeżywać.




Rozdział 18



Maxon i król spóźniają się na obiad. Panowie wchodzą do sali pogrążeni w rozmowie. Od razu wiadomo, że coś się szykuje. Maksio ma ogłoszenie. Wraz z tatkiem postanowili, że całkowicie zlikwidują finansowanie dla kandydatek, które są Dwójkami i Trójkami, a zmniejszą dotacje dla ex-Czwórek i ex-Piątek. Powody mają zostać ogłoszone wieczorem w Biuletynie.


Widziałam, że część dziewcząt otwarła usta ze zdumienia. Pieniądze stanowiły część umowy i na przykład Celeste była wyraźnie wściekła. Podejrzewam, że jeśli ktoś ma dużo pieniędzy, to jest przyzwyczajony, żeby je gromadzić. A informacja, że ktoś taki jak ja, dalej będzie je dostawał, na pewno wyprowadziła ją z równowagi.



Queen (Bee) Wannabe: 15



Maksio dodaje, że jak któraś chce strzelić focha, to może się już pakować.



Kandydatki natychmiast zaczynają zastanawiać się, o co chodzi. Myślą, że może to test, który ma odsiać uczestniczki, które są tu tylko dla kasy.


– Jak myślicie, o co tu chodzi? – zapytała cicho Tina.
– Może to ma być test? – podsunęła Kriss. – Założę się, że część dziewczyn jest tutaj tylko dla pieniędzy.
Słuchając jej słów zauważyłam, że Fiona szturchnęła Olivię i wskazała głową w moim kierunku. Odwróciłam się, żeby nie pokazać, że to zauważyłam.



Cóż, dziewczyny się nie mylą, Ami jest tu przede wszystkim dla kasy.



Rzecz jasna Amisia jest równie zszokowana i nie ma pojęcia, o co chodzi. O ile nie dziwię się, że pozostałe kandydatki są skołowane, to Singerówna powinna zacząć domyślać się, że jej zwierzenia o głodujących masach pchnęły Maksia do działania i pewnie przeznaczy kasę dla uczestniczek na pomoc dla najbiedniejszych. Stąd wniosek, że panienki musiały dostawać naprawdę astronomiczne sumy, żeby ich odebranie zrobiło jakąś na tyle dużą różnicę w budżecie, że nagle można wziąć się na pomoc najuboższym.



Za wybitnie wolne kojarzenie faktów dla Amisi należy się punkcik:



Użyj mózgu, Luke: 4



Ami chce zobaczyć się z Maksiem, ale ten wreszcie nie zwraca na nią żadnej uwagi. Dziewczyna wraca więc do swojego pokoju, gdzie zaczyna przygotowania do wywiadu w Biuletynie. Mary przepytuje ją na próbę, żeby oswoić Amisię z ewentualnymi pytaniami. Do pokoju wchodzą Anne i Lucy, niosąc pudło z nową sukienką.


– Porozmawiałyśmy z innym pokojówkami, panienko, i dowiedziałyśmy się mnóstwa rzeczy – zaczęła tłumaczyć Anne. – Wiemy, że panienka i lady Janelle jako
jedyne spotkały się z jego wysokością więcej niż raz i że to raczej nie był przypadek.
– Jak to? – zdziwiłam się.
– Słyszałam, że ona musiała wyjechać, bo powiedziała coś nieprzyjemnego o panience – ciągnęła Anne. – Księciu się to nie spodobało i odprawił ją natychmiast.



Ha, mówiłam, że Maksio ma dziwne priorytety. Jak Ami łamała zasadę za zasadą, aż wreszcie zaatakowała go fizycznie, to on stał jak dupa wołowa i niż nie zrobił. Ale wystarczy, że jakaś inna kandydatka (nie będąca Główną Bohaterką Opka), która wcześniej nie zrobiła nic złego, powiedziała coś negatywnego na temat Amisi, a natychmiast leci. Wiem, wiem w zasadach jest taka wzmianka:


Jeśli stwierdzimy, że podniosła pani rękę na inną kandydatkę, gnębi ją pani psychicznie, przywłaszcza sobie jej rzeczy lub robi cokolwiek, co mogłoby narazić na szwank jej relacje z księciem, od jego decyzji zależy, czy zostanie pani niezwłocznie wydalona.



Niepochlebny komentarz może pod to podpadać, ale spójrzmy:


księciem, od jego decyzji zależy, czy zostanie pani niezwłocznie wydalona.



Czyli nie wylatuje się automatycznie za coś takiego. To od Maksia zależało i Maksio nie dał Janelle żadnej szansy, tak jak dał ich 100 Amisi. Cóż, są równi i równiejsi.




Jak to? – zakryłam usta ręką, żeby ukryć zdumienie.

– Jesteśmy pewne, że jest panienka jego ulubienicą. Większość osób tak twierdzi – westchnęła z zachwytem Lucy.

– Chyba jednak się mylicie – powiedziałam, ale Anne wzruszyła tylko ramionami z uśmiechem, nie przejmując się moją opinią.



Biorąc pod uwagę twoją bezkarność, nie mam wątpliwości, że jesteś jego ulubienicą, Amiś. Problem polega na tym, że to jest absolutnie niewytłumaczalne, bo nie masz w sobie nic takiego, co byłoby warte aż tak dużego zachodu i cierpliwości.



Pozostałe kandydatki też zauważyły, że Maksiowi rozum odjęło w kwestii Amisi, więc wszystkie jak jeden mąż zamówiły u swoich pokojówek niebieskie sukienki, żeby wyglądać jak Ami, wzór cnót wszelakich.




– Zazwyczaj szyjemy suknie panienki w pracowni krawieckiej. Mamy tam dostęp do magazynu z tkaninami i szewca pod ręką. Inne pokojówki też tam przychodzą. Wszystkie dziewczęta zamówiły na dzisiaj niebieskie suknie i pokojówki uważają, że to dlatego, że panienka prawie codziennie ubiera się w tym kolorze. Inne dziewczęta chcą panienkę naśladować.
– To prawda – wtrąciła Lucy. – Lady Tuesday i lady Natalie nie założyły dzisiaj żadnej biżuterii, tak samo jak panienka.
– A większość kandydatek zamawia teraz prostsze sukienki, takie jak te, które panienka preferuje – oznajmiła Mary.





Dobre Mzimu: 12



Dlatego też Anne i Lucy postanowiły uszyć Americe sukienkę czerwoną.


– To nadal nie wyjaśnia, czemu uszyłyście dla mnie czerwoną suknię.
– Żeby się panienka wyróżniała z tłumu – odparła Mary. – Jeśli naprawdę mu się panienka podoba, musi się panienka wyróżniać. Jest panienka dla nas taka dobra, szczególnie dla Lucy…
Popatrzyłyśmy na Lucy, która skinęła głową, zgadzając się z tym.
– Panienka… panienka byłaby doskonałą księżniczką. Naprawdę wspaniałą.


Dobre Mzimu: 13



Amisia jak zwykle wykręca się, nie chcąc być w centrum uwagi (jasne), ale pokojówki przekonują ją, że zrobi furorę.



Czas na Biuletyn. Przed nagraniem America rozgląda się po Sali, gdzie niebiesko, aż okiem sięgnąć. Podchodzą do niej Kriss i Natalie i zaczynają rozmawiać o sukienkach, bo o czym innym mogłyby mówić. Eh.



Aż tu nagle.


– Cześć, Celeste.
– Można cię poprosić na moment? Potrzebuję pomocy.
Nie czekając na odpowiedź, pociągnęła mnie za ciężkie niebieskie kurtyny, otaczające plan zdjęciowy Biuletynu.
– Zdejmuj suknię – poleciła, rozpinając własną.



Eeeee… Celeste, myślałam, że wolisz Maksia? A może Celeste jest bi? Byłoby miło.


– Chcę włożyć twoją sukienkę. Zdejmuj ją. Szlag, przeklęta haftka! – warknęła, nadal próbując się pozbyć ubrania.
– Nie zamierzam zdejmować sukni – odparłam i odwróciłam się, żeby odejść. Nie udało mi się to, ponieważ Celeste wbiła mi paznokcie w ramię i szarpnęła do siebie.
– Aua! – krzyknęłam, łapiąc się za rękę. Wyglądało na to, że zostaną mi ślady po jej paznokciach, ale na szczęście nie skaleczyła mnie.
– Cicho bądź i zdejmuj tę suknię. Natychmiast.



Jeżeli myśleliście, że Celeste była karykaturą pustej evil suki, to niestety nie mieliście racji. Wcześniej jeszcze się jako tako zachowywała. To, co odwala w tej chwili, to jest dopiero komedia.



Queen (Bee) Wannabe: 16


– Mogę ci pomóc – zaproponowała zimno.
– Nie boję się ciebie – oznajmiłam, splatając ręce. – Ta sukienka została uszyta dla mnie i to ja zamierzam ją nosić. Kiedy następnym razem będziesz wybierać sobie ciuchy, postaraj się może być sobą, zamiast udawać mnie. Chociaż czekaj, wtedy Maxon mógłby zauważyć, jaka jesteś nieznośna, i odesłać cię do domu, tak?



Ale jak to, Amiś? Być sobą? Przecież bycie sobą nigdy nie będzie good enough. Tylko bycie tobą, najwspanialszą córą Illei jest drogą do chwały!




Bez chwili wahania Celeste szarpnęła ramiączko mojej sukienki, odrywając je z jednej strony, i poszła sobie. Westchnęłam z oburzenia, ale byłam zbyt oszołomiona, by zrobić coś więcej. Popatrzyłam w dół i zobaczyłam poszarpany kawałek materiału, zwisający żałośnie przede mną.



Queen (Bee) Wannabe: 17



Nie ma to jak subtelność. Gdyby jeszcze Celeste była przebiegła. Akcja ze sprowokowaniem Anny to był przynajmniej jakiś plan wymyślony w celu wyeliminowania kandydatki. Ale ten pokaz czemu dokładnie miał służyć? Poza przypomnieniem, jaka Celeste jest evil, oczywiście. Celeste jako inteligentna żmija, która strategicznie eliminuje kandydatki i owija sobie zidiociałego Maksia wokół małego palca to byłby ciekawy wątek. Mamy za to takie kuriozum jak dzisiaj. Następny zmarnowany potencjał. Zachowanie na etapie przedszkolaka. Nie chcesz mi dać swojej zabawki, to ci ją zniszczę.



Marlee i Emmica pomagają Amisi doprowadzić się do porządku. Ami chce nakablować na Celeste, jak tylko zobaczy Maksia. Skoro ma immunitet, to jej słowa na pewno nie zostaną odebrane jako bezpodstawne szykany i nie wyleci. Nawet jej taka ewentualność przez myśl nie przechodzi.



Maksio wygłasza zapowiedziane na obiedzie newsy.


Widziałam, że coś się szykuje. Podejrzewałam, że to oświadczenie ma jakiś związek z tym, co nam wcześniej powiedział, ale nadal nie mogłam się domyślić, co planował.



Użyj mózgu, Luke: 5




– Dobry wieczór, panie i panowie. Wiem, że dzisiaj czeka nas emocjonujący wieczór, ponieważ cały kraj będzie miał wreszcie okazję poznać bliżej dwadzieścia pięć dam, które wciąż biorą udział w Eliminacjach. Nie potrafię wyrazić, jak bardzo się cieszę, że będą mogły się państwu zaprezentować. Jestem pewien, że zgodzą się państwo ze mną: każda z tych zachwycających dam byłaby doskonałą przywódczynią i przyszłą księżniczką. Zanim jednak do tego przejdziemy, chciałbym powiedzieć kilka słów o niezwykle ważnym dla mnie nowym projekcie, nad którym pracuję. Poznając te damy, dowiedziałem się wiele o świecie poza pałacem, który rzadko miałem okazję widywać. Opowiedziano mi o rzeczach wspaniałych, ale także o niewypowiedzianie smutnych. Rozmawiając z kandydatkami, zacząłem sobie zdawać sprawę z wagi problemów ludzi żyjących poza tymi murami. Otworzono mi oczy na cierpienie niższych klas i zamierzam coś z tym zrobić.
Co takiego? Byłam zdumiona.
– Przygotowania potrwają co najmniej trzy miesiące, ale w okolicach nowego roku przy każdym Urzędzie Obsługi Prowincji zostanie otwarta stołówka pomocy społecznej. Każda Piątka, Szóstka, Siódemka lub Ósemka będzie mogła się tam zgłosić wieczorem i otrzymać darmowy pożywny posiłek. Chciałbym państwa poinformować, że te oto młode damy postanowiły przeznaczyć część lub całość swojego uposażenia na finansowanie tego ważnego programu. Chociaż nie wystarczy tego na długo, będziemy się starali prowadzić ten program, dopóki to będzie możliwe.



No to rzeczywiście musiało być kosmiczne uposażenie, skoro można nim zasponsorować stołówki dla biednych w każdej prowincji. Boru, kto tam odpowiada za budżet?


– Jestem zdania, że dobry przywódca nie może dopuszczać, by jego poddani głodowali. Większość
mieszkańców Illéi należy do niższych kast i obawiam się, że zbyt długo ich los umykał naszej uwadze. Dlatego właśnie postanowiłem podjąć działania i proszę innych, by się do mnie przyłączyli. Dwójki, Trójki, Czwórki… powinniście pamiętać, że drogi, którymi jeździcie, same się nie wybudowały, a wasze domy nie są sprzątane przez magię. Macie teraz okazję odwdzięczyć się za to, składając darowiznę w lokalnym Urzędzie Obsługi Prowincji. – Zamilkł na chwilę. – Od urodzenia jesteście uprzywilejowani i nadszedł czas, żeby te przywileje wykorzystać. Będę państwa informował na bieżąco o postępach tego projektu i bardzo dziękuję za uwagę.



Żeś się szybko obudził, Maksiu, o zbawicielu uciśnionych. Tylko że z tymi dobrowolnymi darowiznami to się może niekoniecznie udać. Maksio za bardzo liczy na ludzką dobroć. To jest polityka, tu trzeba zdecydowanych kroków. Again, nie znam się za bardzo, ale można np. podnieść podatki najbogatszym i przeznaczyć więcej kasy na dofinasowanie biednych, skoro według Cass dysproporcja między kastami jest tak ogromna. Albo poprzesuwać pieniądze z innych sektorów. Apelami o współczucie raczej wiele nie zdziała.



Królowa jest wyraźnie zachwycona projektem syna, król ma dość chłodne podejście (albowiem jest evil). Koniec z ogłoszeniami wielkiej wagi, czas na nudne wywiady Ceasara Flickermana z kandydatkami.


Celeste podniosła się płynnym ruchem z krzesła w
najwyższym rzędzie i zeszła po stopniach. Zanim usiadła, ośmieliła się ucałować Gavrila w oba policzki. Rozmowa z nią była przewidywalna, podobnie jak z Bariel. Starały się być seksowne i często się pochylały, umożliwiając kamerze zajrzenie w ich dekolt. Sprawiały wrażenie sztucznych. Obserwowałam ich twarze na monitorze, kiedy oglądały się na Maxona i mrugały do niego. Co pewien czas, na przykład kiedy Bariel próbowała uwodzicielsko oblizać wargi, Marlee i ja patrzyłyśmy na siebie i musiałyśmy szybko odwracać głowy, żeby nie wybuchnąć śmiechem.



Dziwki, dziwki, wszędzie dziwki!!!



Queen (Bee) Wannabe: 18



Czarownicy żyć nie dopu… a cicho, nie ta bajka.



Pozostałe dziewczęta zdaniem wyroczni Ami poradziły sobie lepiej, bo były subtelniejsze.


Każda dziewczyna z dumą odpowiadała, że to nie ona krzyczała na księcia, i każda uważała, że Maxon jest niezwykle miły. Praktycznie zawsze powtarzało się słowo „miły”. Celeste nazwała go przystojnym, a Bariel powiedziała, że jest potężny, co moim zdaniem zabrzmiało jakoś dwuznacznie.



Potężnym można być na wiele sposobów, skoro tobie się akurat skojarzyło w tak, a nie inaczej… Cóż, głodnemu chleb na myśli.



Gavril z uporem maniaka wypytuje uczestniczki, która z nich wymieniała ślinę z Maksiem. Jak się okazuje, żadna.



Nadeszła pora na Amisię.



Uścisnęłam rękę Gavrila i usiadłam naprzeciwko niego. Z bliska mogłam podziwiać szpilkę w jego klapie – w obiektywie kamery trudno było dostrzec detale… ale teraz zobaczyłam, że znak forte nie składa się tylko z linii i zawijasów, ale ma na środku wygrawerowane maleńkie X. dzięki czemu całość wyglądała niemal jak gwiazda. To było prześliczne.



Zapamiętajcie ten fragment. Przyda się jeszcze przed końcem trylogii. Jeżeli coś Wam świta w związku z Igrzyskami Śmierci i jednym z jej bohaterów (tym razem nie Flickermanem), który też nosił pewien znaczący symbol, to jesteście na właściwym tropie. Dam więc od razu



Nie, nie jesteśmy w Panem: 19


– America to ciekawe imię – zauważył Gavril. – Czy wiąże się z nim jakaś historia?
Odetchnęłam z ulgą. To było łatwe pytanie.
– Tak. Kiedy mama była ze mną w ciąży, okropnie ją kopałam. Nazywała mnie małą wojowniczką i postanowiła dać mi imię na pamiątkę kraju, który tak długo walczył o niepodległość.



Historię Stanów wymazują, nazwę wyrzucili do kosza, ale dzieci można nazywać po byłym kraju?


– Jak rozumiem, twoja matka również jest pełna energii.
– Owszem. Odziedziczyłam po niej upór.
– Czyli jesteś także uparta? Porywczy charakterek?
Zobaczyłam, że Maxon zasłania usta, żeby ukryć
uśmiech.
– Czasami.
– Skoro bywasz porywcza, może w takim razie to ty nakrzyczałaś na naszego księcia?
Westchnęłam.
– Tak, to byłam ja. A moja matka dostaje właśnie ataku serca.



Wow, ona się właśnie przyznała do znieważenia przyszłego władcy na wizji przed całym krajem. Świetna strategia, nie ma co.


– Niech pan ją poprosi, żeby opowiedziała całą historię! – zawołał Maxon do Gavrila.



Tak, tak, pogrąż ją Maksiu! A nie, cicho, jak ona to opowie, to wyjdziesz na takie bezwolne popychadło, że w twoim najlepszym interesie jest, żeby ta nieszczęsna historia została pomiędzy wami.


– Pierwszego wieczoru dostałam… ataku klaustrofobii i koniecznie chciałam wyjść na dwór, a gwardziści nie chcieli mnie wypuścić. Omal nie zemdlałam przy nich, ale książę Maxon, który akurat tamtędy przechodził, kazał im otworzyć drzwi.
– Och – powiedział Gavril, przechylając głowę na bok.
– Potem poszedł za mną, żeby sprawdzić, jak się czuję… A ja byłam tak zestresowana, że kiedy się do mnie odezwał, zaczęłam go prawie oskarżać o to, że jest nadęty i płytki.



Oesu, oesu. To dodaj jeszcze, że następnym razem kopnęłaś go w jaja, co ci szkodzi.








Rewelacje Amisi nie wywołują skandalu, tylko powszechny śmiech. Nawet para królewska ma ubaw po pachy. Żałość ich pewnie bierze, więc pozostaje im już tylko śmiech.


– A książę ci wybaczył? – zapytał Gavril nieco poważniejszym tonem.
– O dziwo – wzruszyłam ramionami.
– Cóż, skoro jesteście już w dobrych stosunkach, to czym się zajmujecie, kiedy jesteście razem? – Gavril wrócił do rutynowych pytań.
– Zwykle po prostu spacerujemy po ogrodzie. Książę wie, że lubię przebywać na świeżym powietrzu. No i rozmawiamy. – To brzmiało żałośnie zwyczajnie w porównaniu z opowieściami innych dziewcząt. Relacje z wizyt w teatrze, polowań i przejażdżek na koniach brzmiały fascynująco w porównaniu z moją historią.
W tym momencie zrozumiałam, czemu Maxon umawiał się w zeszłym tygodniu na jedną randkę za drugą. Dziewczęta potrzebowały czegoś, o czym mogłyby opowiedzieć Gavrilowi, więc postanowił dostarczyć im tematów. Nadal trochę mnie dziwiło, że nawet mi o tym nie wspomniał, ale przynajmniej rozumiałam już, dlaczego był taki zajęty.



Nieźle się Maksio przykłada do znajdywania sobie małżonki. Jeżeli zmusza się, żeby obskoczyć wszystkie panny, by miały o czym klepać na wizji, to z taką motywacją daleko nie zajdzie.


– To musi być cudowny odpoczynek. Czyli ogrody są twoim ulubionym miejscem w pałacu?
Uśmiechnęłam się.
– Chyba tak. Ale jedzenie jest także wyborne, więc…
Gavril znowu się roześmiał.
– Jesteś ostatnią Piątką, która pozostała w
Eliminacjach, prawda? Czy myślisz, że to obniża twoje szanse na zostanie księżniczką?
– Nie! – odparłam bez chwili namysłu.
– Cóż za duch bojowy! – Gavril był wyraźnie zadowolony, słysząc tak entuzjastyczną odpowiedź. – Czyli uważasz w takim razie, że możesz pokonać pozostałe dziewczęta? Że to właśnie tobie się uda?
Przemyślałam swoje słowa.
– Nie, to nie tak. Nie uważam się za lepszą od innych kandydatek, wszystkie są naprawdę niezwykłe.



Jaki bullshit. Niestety, w odróżnieniu od obywateli Illei my siedzimy w głowie Amisi i wiemy, że uważa ona wszystkie pozostałe kandydatki za niewarte brudu za amisiowymi paznokciami. Ale wiadomo, że powiedzieć tego nie może w telewizji. Dobry bajer nie jest zły.


Po prostu. Nie wydaje mi się, żeby Maxon miał kogoś odrzucić tylko ze względu na klasę.
Usłyszałam głośne westchnienia, więc powtórzyłam ostatnie zdanie w głowie – potrzebowałam chwili, żeby zauważyć swój błąd. Powiedziałam o nim „Maxon”. Czym innym było mówienie w ten sposób w prywatnej rozmowie z inną dziewczyną, ale użyć jego imienia niepoprzedzonego książęcym tytułem wydawało się czymś skrajnie poufałym w przypadku wystąpienia publicznego. A ja właśnie powiedziałam to w programie nadawanym na żywo.
Popatrzyłam na Maxona, żeby sprawdzić, czy jest na mnie zły. Uśmiechał się spokojnie, czyli nie gniewał się… Ale i tak czułam się zakłopotana i zarumieniłam się jak burak.



Cóż, Amisiu, w jednym miałaś absolutną rację, kiedy przewidywałaś, że zrobisz z siebie idiotkę podczas wywiadu, to był strzał w dziesiątkę.


– Ach, jak widzę, dobrze poznałaś naszego księcia. Powiedz mi w takim razie, co myślisz o „Maxonie”?
Czekając na swoją kolej, przygotowałam kilka odpowiedzi. Zamierzałam zakpić ze sposobu, w jaki się śmieje, albo rozważać, jak żona będzie się mogła do niego czule zwracać. Uznałam, że jedynym sposobem wyplątania się z całej tej sytuacji będzie obrócenie wszystkiego w żart.



Jasne, pokpij sobie jeszcze z niego. Może rzuć jakimś kolorowym epitetem, a co się będziesz szczypać. Nikt cię przecież stąd nie ruszy.


Kiedy jednak podniosłam oczy, żeby się odezwać, zobaczyłam twarz Maxona.
Naprawdę chciał to wiedzieć.
Nie mogłam sobie z niego żartować, nie w sytuacji, kiedy wreszcie miałam okazję powiedzieć, co naprawdę zaczęłam o nim myśleć, od kiedy był moim przyjacielem.
Nie mogłam kpić z osoby, która uratowała mnie przed siedzeniem w domu i cierpieniem z powodu złamanego serca, dała mojej rodzinie pudełka ciastek i przybiegła zaniepokojona, że mi się coś stało, tylko dlatego, że poprosiłam o spotkanie.



Szybko zauważyła, że Maksio się dla niej stara jak głupi. Rychło w czas.


– Maxon Schreave jest wcieleniem wszystkiego, co dobre. Będzie wspaniałym królem. Pozwala dziewczynom, które powinny nosić suknie, chodzić w dżinsach i nie gniewa się, gdy ktoś, kto go nie zna, źle go oceni. – Rzuciłam Gavrilowi przenikliwe spojrzenie, a on się uśmiechnął. Siedzący za nim Maxon był wyraźnie zaintrygowany. – Dziewczyna, która go poślubi, będzie mogła mówić o wielkim szczęściu. A cokolwiek stanie się
ze mną, będę uważała za zaszczyt bycie jego poddaną.



Jeżeli to są wyznaczniki dobrego króla, to naprawdę nie wiem, co ta dziewucha ma w głowie.



Na szczęście wywiad Amisi dobiega końca, na spytki zawołana zostaje następna dziewczyna. Po nagraniu Maksio odwiedza Amisię.


– Naprawdę powinnaś zatrzymywać tu na noc pokojówkę.
– Maxon! Strasznie cię przepraszam, nie zamierzałam tak o tobie mówić przy wszystkich. To było głupie.
– Myślisz, że się gniewam? – zapytał, wchodząc i
zamykając drzwi. – Ami, tak często mówisz do mnie po imieniu, że musiało ci się to w końcu wymknąć. Przyznam, że wolałbym, żeby się to stało na oczach nieco mniejszej publiczności – dodał ze złośliwym uśmiechem. – Ale nie mam o to do ciebie pretensji.
– Naprawdę?
– Jasne, że naprawdę.
– Rany, czułam się dzisiaj jak kompletna idiotka. Jak mogłeś mnie zmusić, żebym opowiedziała im tamtą historię! – Żartobliwie klepnęłam go po ramieniu.



Też się dziwię.


– To był najlepszy punkt całego wieczoru! Mama była naprawdę rozbawiona, za jej czasów dziewczęta były jeszcze bardziej wyhamowane niż Tina, a ty otwarcie nazwałaś mnie płytkim. Cały czas o tym mówiła.



Ahahaha, no boki zrywać.








Maksio dziękuje Ami za to, że podczas wywiadu nazwała go dobrym. Dziewczyna odpowiada, że naprawdę tak myśli, odkąd bliżej poznała Maksia, zmieniła zdanie na jego temat.


– On też będzie miał szczęście. – Zeskoczył z barierki i podszedł do mnie.
– Kto?
– Twój chłopak, kiedy pójdzie po rozum do głowy i
zacznie cię błagać, żebyś do niego wróciła – odparł Maxon rzeczowo.
Roześmiałam się – to było absolutnie niemożliwe.
– On już nie jest moim chłopakiem i dał mi jasno do zrozumienia, że między nami wszystko skończone. – Sama słyszałam… że w moim głosie brzmi jednak cień nadziei.
– Niemożliwe. Zobaczy cię w telewizji i na nowo się w tobie zakocha. Chociaż, moim zdaniem… i tak jesteś dla niego za dobra. – Maxon mówił znudzonym głosem, jakby widywał podobne rzeczy tysiące razy.



Ja wiem, że to jest opko i tak musi być, że się nią wszyscy zachwycają, ale ta dziewucha nic sobą nie reprezentuje i nie jest ani trochę sympatyczna.



Maksio brnie dalej w komplementy. Zachwyca się nieziemską urodą Amisi aż tu nagle…


Zapatrzyłam się na ogród, ale widziałam kątem oka, że Maxon mnie obserwuje. Jego twarz była niepokojąco blisko, a kiedy spojrzałam na niego… żeby zapytać, w co się tak wpatruje, z zaskoczeniem zauważyłam, że był dostatecznie blisko, żeby mnie pocałować.
Byłam jeszcze bardziej zaskoczona, kiedy to zrobił.
Szybko odsunęłam się, postępując krok do tyłu. Maxon zrobił to samo.
– Przepraszam – mruknął, rumieniąc się.
– Co ty wyprawiasz? – zapytałam zdumionym
szeptem.
– Przepraszam. – Na pół się odwrócił, wyraźnie zakłopotany.
– Dlaczego to zrobiłeś? – Zakryłam dłonią usta.
– Po prostu… po tym, co powiedziałaś wcześniej i po tym, jak dzisiaj chciałaś się ze mną zobaczyć… twoje zachowanie… pomyślałem, że może twoje uczucia się zmieniły. Podobasz mi się, myślałem, że o tym wiesz. – Odwrócił się do mnie. – I… Czy to było takie okropne? Nie jesteś szczęśliwa.


Następny, co najpierw robi, a potem zaczyna się zastanawiać, czy nie warto byłoby spytać, czy w ogóle może.




Postarałam się zmienić wyraz twarzy, ponieważ Maxon wyglądał na przerażonego.
– Przepraszam. Nigdy wcześniej się z nikim nie całowałem, nie wiem, co we mnie wstąpiło. Ja… przepraszam, Ami.
– Odetchnął ciężko i przeczesał palcami włosy, opierając się o balustradę.
Nie spodziewałam się tego, ale ogarnęło mnie uczucie ciepła.
Chciał, żeby jego pierwszy pocałunek był ze mną.
Pomyślałam o Maxonie, którego teraz znałam – chłopaku wygłaszającym gładkie komplementy, chłopaku, który dał mi to, co wygrałabym w przegranym zakładzie, chłopaku, który mi wybaczył, że zraniłam go fizycznie i emocjonalnie – i uświadomiłam sobie, że nie jestem na niego zła.
Owszem, nadal czułam coś do Aspena i nie zamierzałam temu zaprzeczać. Ale skoro nie mogłam z nim być, to co właściwie mnie powstrzymywało przed zbliżeniem się do Maxona? Nic z wyjątkiem moich dawnych uprzedzeń wobec niego, których rzeczywistość w najmniejszym stopniu nie potwierdziła.


No, łatwo przyszło jej zapomnienie o epickim romansie z Aspenem i przerzucenie się na Maksia. Pstryk i już.



Czas więc na nową kategorię:



Co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr: 1



Będziemy jej używać wtedy, kiedy bohaterowie bezproblemowo przejdą do porządku dziennego nad zmianami w życiu i traumatycznymi wydarzeniami oraz gdy komuś nagle odmienią się uczucia. Amisia będzie już niedługo królową tej kategorii.



Amisia jak za dotknięciem magicznej różdżki olewa angst za Ośrodkiem i rzuca się Maksiowi w objęcia.



Singerówna stwierdza, że właściwie wszystko ok., wymazują wspomnienia o tym pierwszym, skopanym pocałunku. Teraz zabiorą się porządnie za całowanie.


Podtrzymując moją twarz dłonią nachylił się i musnął przelotnie moje usta swoimi wargami.
Ta jego niepewność sprawiła, że poczułam się
naprawdę piękna. Bez dalszych słów rozumiałam, jak bardzo czekał na tę chwilę, a jednocześnie się jej obawiał. Co więcej, czułam, jak bardzo mu na mnie zależy.
A więc tak smakowało bycie prawdziwą damą.
Chwilę później odsunął się ode mnie.
– Tak lepiej? – zapytał.
Mogłam tylko skinąć głową. Maxon wyglądał, jakby miał ochotę skakać z radości, a mnie ogarnęło podobne uczucie, czego się kompletnie nie spodziewałam. To wszystko działo się za szybko, było zbyt dziwne.


Fakt, szybko ci przeszło.


– Nie jestem taki głupi, żeby pomyśleć, że zapomniałaś już całkiem o swoim chłopaku. Wiem, przez co przeszłaś I wiem także, że nie znalazłaś się tutaj z takich samych powodów co inne dziewczyny. Wiem, że uważasz, że inne bardziej pasują do mnie i do takiego
życia, a ja nie chcę cię poganiać i zmuszać, żebyś była tu szczęśliwa. Tylko… tylko chciałbym wiedzieć, czy jest możliwe…
To było trudne pytanie: czy zgodziłabym prowadzić życie, jakiego nigdy nie pragnęłam? Czy zgodziłabym się obserwować, jak z dobroci serca umawia się na randki z innymi, żeby mieć pewność, że nie popełnia błędu? Czy wraz z tytułem księżniczki zgodziłabym się przyjąć na siebie część odpowiedzialności spoczywającej na nim? Czy zgodziłabym się go pokochać?
– Tak, Maxonie – wyszeptałam. – To jest możliwe.



Wreszcie Amisia przestała się krygować i wyrzekać jak żaba błota. Romans czas zacząć.



Statystyka:

Co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr: 1
Dobre Mzimu: 13
Jak mała Kiera wyobraża sobie...: 37
Karny jeżyk potrzebny od zaraz: 9
Konkurencja dla Kajusza: 2
Nie, nie jesteśmy w Panem: 19
Sam sobie sterem, żeglarzem, okrętem: 2
Twierdza Monty Pythona: 4
Użyj mózgu, Luke: 5

Queen (Bee) Wannabe: 18


Beige

56 komentarzy:

  1. Ale USA juz jest zadluzone u Chinczykow. Tego bym sie nie czepiala akurat.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Btw, Grenlandia podlega Danii... Czyli Dania moglaby dolaczyc do sojuszu.

      Usuń
    2. Tak, potwierdzam - Chińczycy zadłużają u siebie USA w ramach rywalizacji z tym państwem, wychodząc z założenia, że trudno jest walczyć z wierzycielem.

      Usuń
  2. Jest zadłużone.
    Z tymi "wszystkimi krajami Ameryki Północnej" może chodzi o to, że coś się po drodze, na przykład, stało z Kanadą? Albo same Stany się trochę rozpadły zanim je najechali? Tak, wiem, że szukam uzasadnień na siłę, ale to chyba jasne, że nie chodzi w tej książce o politykę ;)
    Spróbuję zrozumieć Grzesia. Proszę się nie śmiać, nie znam się ani na historii, ani na naukach politycznych ;) Grześ pewnie nie wziął się znikąd. I nie był superherosem, który sam, własnymi łapkami wyzwala kraj. Zakładam, że miał ludzi (pozostałości dawnej armii sprzed podboju? - ile to wszystko trwało?), więc jeśli założymy, że był jakimś generałem, mógł po wyzwoleniu objąć władzę i wprowadzić dyktaturę. Optymistycznie patrząc, miał wojsko więc miał władzę, pewnie uważano go za bohatera, więc mógł mieć też (ile ono w takich warunkach nie znaczy) poparcie społeczne... Skoro już wprowadził tę dyktaturę, to mógłby zechcieć zapewnić władzę swoim dzieciom. Więc po co wracać do demokracji, skoro Grześ rządzi sprawnie i skutecznie. Może zmienić kraj w monarchię? Optymistycznie zakładamy, że lud ma ustrój w głębokim poważaniu, bo sytuacja jest na tyle zła, że interesują go tylko codzienne sprawy typu co do garnka włożyć. Polityczni przeciwnicy wyginęli "przy okazji" (przypominam, że armię ma Grześ, a na wojnie łatwo o przypadkowe ofiary), reszta się boi. Dalej się sypie, bo małżeństwo z członkiem rodziny królewskiej z innego państwa, żeby lepiej uzasadnić obecność swojej osoby na szeroko pojmowanym tronie, to raczej nie te realia...
    Chyba już o to pytałam, ale te królowe naprawdę biorą udział w rządzeniu państwem? Bo jeśli nie, to chyba mimo wszystko nie ma co się czepiać - ładna buzia i umiejętność dobrego zachowania w towarzystwie to wystarczające kwalifikacje.
    I naprawdę chciałabym zobaczyć jakąś kategorię za brak kompetencji :) Co ekipa od robienia zdjęć robiła, zamiast ustawiać światło i modeli? Kolejny punkcik poleciałby za posłańca i pokojówkę od liściku... nie mówiąc już o samym księciu i obstawie księcia, która pozwala, by go kopano we wrażliwe miejsca ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kahairel: z ręką na sercu, ciężko powiedzieć, co właściwie robi królowa. Z jednej strony mamy bowiem matkę Maxona spędzającą większość życia na szezlongu (i zasuwającą rolety), z drugiej zaś - ta mała część następnych tomów, która nie będzie kręciła się wokół trójkąta miłosnego będzie traktować o tym, jaka to wielka odpowiedzialność być władczynią Illei. Sądzę, że Cass sama do końca nie wie, czego chce - z jednej strony ewidentnie chodzi jej o to, by księżniczka miała dużo pięknych sukienek, z drugiej jednak czuje się w obowiązku podkreślać znaczenie władczyni, cobyśmy wiedzieli, że nasza Mary Sue walczy o coś więcej niż status ślicznego bibelotu uwieszonego na ramieniu Maxona.

      Maryboo

      Usuń
    2. No nie wiem, może ma odpowiedzialnie rodzić dzieci? ;) Szkoda, że nie jest to powiedziane jasno, mogłabym się jakoś konkretnie ustosunkować, ale póki co brak danych i formuła konkursu przemawiają za tym, że królowa nie robi nic (odzywa się moje zamiłowanie do poszukiwania sensu), więc jakkolwiek przykre jest traktowanie przez autorkę uczestniczek tylko jako pięknych lalek, to nie czepiałabym się tak mocno tego, że nie mają jakiejś głębi intelektualnej. Bo bardzo prawdopodobne, że księciu w ogóle nie o to chodzi ;)
      Do nowego rozdziału: to, że Ami nie przyznała się co myśli o innych kandydatkach, to akurat z jej strony rozsądne (w przeciwieństwie do sprawy z księciem) i świadczy o tym, że jednak ma jakiś instynkt samozachowawczy. Zastanawiające jest to (chociaż chyba nie powinnam się dziwić), że nie przyszło jej do głowy, że Maksio umawia się na randki z atrakcjami typu polowania czy opera, bo ma ochotę a) wyrwać się z pałacu b) poznać jednak te dziewczyny, a nie tylko lituje się, żeby miały o czym mówić podczas wywiadu. Ale, jak widać, Ami musi mieć nawet randki skromniejsze.
      Na razie z całej ekipy lubię króla i Kriss. Oboje wydają się rozsądni.
      I co oni mają z tymi "księżniczkami"? Ona po ślubie nie będzie aby księżną?

      Usuń
    3. Księżna a księżniczka to dwie różne rzeczy. Księżna to tytuł arystokracji (lub, w przypadku księstwa, władczyni/żona władcy), a księżniczka to następczyni tronu królewskiego.

      Usuń
    4. No właśnie o tym mówię.

      Usuń
    5. A czy przypadkiem następczynią tronu krolewskiego nie jest KRÓLEWNA? Bo z tego co wiem, księżniczka jest następczynią księstwa właśnie. Analogicznie z księciem /królewiczem.

      Usuń
  3. Od wczoraj jestem w połowie Elity i coraz bardziej mnie dobija cała sytuacja geopolityczno-historyczna, ale dobra. Spróbujmy to uporządkować.

    Stany są zadłużone u Chin, okey. W pewnym momencie rozpada się NATO, UE i wszystkie inne międzynarodowe organizacje (Cass oczywiście o tym nie wspomina, ale innego wyjścia nie widzę), a następnie dochodzi do krachu finansowego przy którym Czarny Czwartek na Wall Street to Pan Pikuś. Nie wiemy, co do tego doprowadziło (łat e suprajs): ropa, żywność, woda, przekręty? I jakimś cudem krah uderza tylko w Amerykę Północną, natomiast Europa, Ameryka Południowa, Australia i Azja siedzą cicho... Co do Afryki nie wiem, miewam wątpliwości czy ten kontynent w ogóle jeszcze istnieje. NIKT nie próbuje Stanom, Kanadzie i Meksykowi pomóc, nikt nie zwołuje żadnych szczytów i nie uzgadnia niczego przy zielonym stoliku... JAK?! Polityka appeasmentu wróciła do łask? Najwyraźniej, bo Chiny zajmują sobie Stany i nic. Już pominę fakt, że nazwa "Chiński Stan Ameryki" jest durna, bo o zmianach administracyjnych w Chińskiej Republice Ludowej nie ma ani słowa, a więc powinniśmy przyjąć, że USA zostało kolejną prowincją... I to kolejny bullshit, bo terytorialnie zdecydowanie za duże. Czyli poszczególne stany były prowincjami tak? A całość ładnie nazwano, żeby ładnie nazwać...
    Tak jak w analizie wspomniano, taka akcja wymagałaby niezwykłych sił i kilku geniuszy taktyki. Bo żeby kontrolować USA (Kanadę i Meksyk też? Są, znikają, są znikają...) potrzeba by było wielkich nakładów wojskowych (ktoś wierzy, że nie byłoby ruchów oporu?), propagandowych i finansowych, co zwyczajnie by się Chińczykom nie opłacało. Zwłaszcza, że zaraz potem mamy dwie kolejne wojny światowe następujące zaraz po sobie, w których Chiny odgrywały główną rolę. Ja wiem, że Chińczyków jest dużo, a będzie pewnie jeszcze więcej, ale logistycznie taka akcja wydaje mi się niemożliwa do przeprowadzenia.
    Dalej Rosja. Rozpętała wojnę o siłę roboczą z Chinami, tak? Znowu - jaki był w tym sens? Zwłaszcza, że USA, czy tam Chiński Stan Ameryki jest pewnie ekonomiczno-społecznym trupem, w którego odbudowę trzeba by włożyć grube miliony bez gwarancji, że cokolwiek z tego wyjdzie. Ja wiem, że wojny w historii rozpętywano z głupich powodów, ale czy naprawdę na całym świecie nie znaleźli się żadni doradcy/dyplomaci/ekonomiści, którzy nie mogli przeanalizować dla państw walczących strategii oraz plusów i minusów akcji? Serio?
    No i dochodzimy do Europy, o której nie wiemy NIC. To znaczy, wiemy, że UE nie ma, bo dopiero po upadku USA i zawirowaniach wojennych kraje europejskie zaczęły zawierać jakieś sojusze. Jakie i na jakich zasadach? Who cares! W efekcie w Elicie mamy taki tworek jak Norwegoszwecja. Jedna dynastia wymarła i trzeba było się zwrócić o pomoc do kuzynów z zagranicy? Ropa się skończyła Norwegom, Szwedzi zbankrutowali przez interesy ze Stanami?
    Innymi słowy. Mamy krach ekonomiczny, a po nim dwie wyniszczające wojny,w których udział brały na pewno 3 dzisiejsze światowe potęgi. O innych państwach cisza, albo krótkie przebąkiwania, które mają jeszcze mniej sensu. Mój wniosek jest taki, że Cass przeczytała kiedyś coś tam o I i II WŚ, tylko nie do końca zrozumiała co tak w ogóle się wydarzyło i dlaczego, ale brzmi wystarczająco straszno, aby pasowało do tutejszej "dystopii".
    A droga do władzy Grigorka to już w ogóle radosna zabawa, i taki Henryk VII w grobie się przewraca. Ale nie próbuję tego nawet teraz analizować, poczekam na "Elitę"!
    Przepraszam za ten strumień świadomości, ale starałam się to jakoś poukładać. Ale jak widać się nie da... Więc tym większy podziw dla was, dziewczyny, że chce wam się przez to przedzierać.

    OdpowiedzUsuń
  4. Specjalistką od nauk politycznych nie jestem, ale ze względu na moje specyficzne studia posiadam jakąś tam wiedzę polityczno-historyczno-militarną (i kulturową, i społeczną, no taki tam miszmasz) na temat Stanów Zjednoczonych, więc postaram się powiedzieć, jak to wygląda z mojej strony.

    Przede wszystkim, jako jeden wielki bullshit szyty nićmi grubszymi niż szoty "Latającego Holendra" i w ogóle mam wątpliwość, czy pani Cass jest w stanie funkcjonować we własnym kraju z tak znikomą wiedzą na jego temat.

    Pal sześć archaiczne poglądy Kiery na małżeństwo, rolę kobiet ich zainteresowania i takie tam, kiedy ta kobieta prezentuje tak tragiczną wiedzę na temat sposobów prowadzenia wojen i działań militarnych, a przede wszystkim roli i znaczenia swojego własnego kraju z kontekście militarnym. Na sam początek nasza ukochana aŁtoreczka strzeliła bowiem bolesną (i to wyjątkowo bolesną dla mnie zwłaszcza w momencie, gdy pisałam egzamin z tego tematu kilka dni temu) gafę na temat rzekomej inwazji zbrojnej Chin na Stany Zjednoczone. Po pierwsze: nie. Po drugie: NIE. Po trzecie: NIE, NIE, NIEEEEE!!! Już pomijam fakt, jak skomplikowane byłoby zaatakowanie kraju, który, pomimo zadłużeń i dziur w budżecie, nigdy, przenigdy nie zaniedbałby spraw dotyczącyc swojego zaplecza militarnego i wiedziałby z wyprzedzeniem, że ktokolwiek w Chinach w ogóle pomyślał o inwazji na Stany, siedząc na kiblu z chińskim smartfonem i grając w Angry Chinese Birds. Pomijam fakt, jak zaawansowana jest technologia wojenna w Stanach już w tym momencie i do jakiego stopnia musiała się rozwinąć do tego bliżej nieokreślonego roku, w którym Chiny dokonały inwazji - i owszem, POMIMO zadłużeń USA, ten rozwój jest niepowstrzymywalny. Pomijam nawet fakt, jak idiotyczne jest zbrojne zaatakowanie własnego dłużnika - i nie, nie da się wytłumaczyć tego "zdobyciem taniej siły roboczej", bo, nawet pomijając amerykańską tożsamość, która nie dałaby się stłamsić i wcisnąć do chińskich zakładów pracy bez szemrania i oddolnych, nawet nieudanych buntów, podporządkowanie za jednym zamachem takiego kraju jest niewykonalne w żadnym alternatywnym świecie. Co więcej, kraju, który jest STANAMI ZJEDNOCZONYMI, a więc wieloma silnie zindywidualizowanymi jednostkami administracyjno-politycznymi zorganizowanym w jednej, silnej federacji.
    A więc, pomijając te wszystkie rzeczy, które wymieniłam (a z pewnością i tak nie wymieniłam wszystkiego), na sam początek polecam pani Cass lekturę takiej małej, cienkiej książeczki na temat chińskiego rozumienia sztuki wojny: "Sztuka Wojenna Sun Zi". A nawet jeśli pani Cass nie zechce sięgnąć po tę skądinąd niewielką lekturkę, niech sięgnie po jakikolwiek poradnik na niej oparty, dotyczący chociażby uwodzenia. Chociaż chiński sposób prowadzenia wojny uległ transformacjom, pewne zasady się nie zmieniły, a już zwłaszcza umocniły, jeśli chodzi o stosunki pomiędzy tym krajem a USA. "Znaj wroga swego" - z takiego założenia wychodzą obie strony i dlatego też, między innymi, bo nie chcę się zagłębiać w bardziej szczegółowe opisy, pomiędzy Chinami a Stanami Zjednoczonymi najczęściej prorokuje się cyberwojnę - wojnę toczoną w cyberprzestrzeni. Do pewnego stopnia to się już dzieje, ataki hakerskie i te sprawy. Ale INTERWENCJA MILITARNA? Na Boga, na to musiał wpaść jakiś kompletny, za przeproszeniem debil. A jeśli nie cyberprzestrzeń, to wojna w przestrzeni kosmicznej - niszczenie sieci satelitarnych itp. Ostatnim posunięciem jest podjęcie działań zbrojnych - w momencie, kiedy istotnym, jeśli nie kluczowym faktorem w strategii wojennej jest informacja i komunikacja, przeciwnika najpierw należy rozbroić, nie dać mu możliwości wglądu w nasze działania, rozbić jego sieć komunikacyjną, żeby uniemożliwić mu przekazywanie najnowszych wiadomości, czy rozkazów, nie dać mu się zorganizować, a dopiero potem, gdy nic już innego nie zostaje, a to, co zrobiliśmy do tej spory, nie dało wymiernych efektów, zaatakować zbrojne. Atak zbrojny w takich sytuacjach zawsze jest ostatecznością. ZAWSZE.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybaczcie, na temat gospodarowania Chińskich Stanem Ameryki (jesssu....) przez zaborcę czy jakimtam i planów ekspansyjnych Rosji oraz zawieranych sojuszy nie jestem w stanie się teraz wypowiedzieć, bo jest tam tyle faili i ręce opadły mi tak nisko, że musicie mi dać czas, żebym je pozbierała, może potem pozbieram nimi przy okazji moje myśli i napisze coś sensownego.
      A co do nazwy: TO MUSIAŁ BYĆ JAKIŚ JE*ANY FIDEL CASTRO, TEN CAŁY GŻEŚŚ, ŻEBY TAK WMUSIĆ IM MONARCHIĘ I NOWĄ NAZWĘ. Serio.
      Przepraszam, ta cała monarchia jest kolejnym failem na wielu polach, ale już nawet ta nowa nazwa ma tyle sensu, co ja w roli psychologa ofiar seryjnych morderców. Nie będę się nawet odwoływać do bardziej rzeczowych argumentów, wystarczy chyba, że wszyscy dobrze wiemy, jak wyglądają podwaliny amerykańskiej tożsamości i ten zakorzeniony w ich umysłach mesjanizm. Nawet zwykły, ludzki egoizm nie powstrzymałby ich przed przywróceniem dawnej nazwy (skompromitowanej czy nie). Nawet w formie przekształconej, zmienionej, unowocześnionej, bardziej, hm... poprawnej politycznie. Ale bez względu na kompromitację, Amerykanie, przy tworzeniu nowego państwa od podstaw, przede wszystkim odwoływaliby się do własnej tożsamości, własnych wartości, historii i poglądów, a w naprawdę ostatniej kolejności do ewentualnych niesmaków innych państw (no bo to taka skompromitowana nazwa, weźcie wymyślcie coś innego nooo, to się tak źle kojarzy, no będą na was krzywo patrzeć w szkole oh wait...).
      Przepraszam za bełkot i nieskładność mojej wypowiedzi, ale chciałam wylać największe żale, jakie mi zaległy na sercu po lekturze tych rewelacji. Jeśli się pozbieram, postaram się napisać coś sensowniejszego na temat innych faili (oczywiście w granicach mojej wiedzy w temacie), ale teraz... muszę po prostu ochłonąć. Jeśli macie pytania albo z czymś się nie zgadzacie (bo nie twierdzę, że to co napisałam, to świętość i wiem wszystko na temat), śmiało piszcie, chętnie odpowiem.

      Nieśmiało chciałabym też zasugerować dwie kategorie, które wydają się zgarniać sporo potencjalnych punktów (no, przynajmniej pierwsza, którą wymienię). Po pierwsze: nowa kategoria dla Amisi, jako wzoru do naśladowania. Ta źle, bo ma inny mejkap niż ja, ta źle, bo mówi nie to, co trzeba, ta źle, bo cośtamcośtam i tak dalej, i tak dalej. Wydaje mi się, że Ameryka zasłużyła na jakąś finezyjną kategorię za te częste porównania.
      Druga rzecz, jaka mi przyszła do głowy to kategoria, która, w przeciwieństwie do już istniejących, doceniłaby przebłyski logiki w tym dziele. Nigdy wcześniej nie było czegoś takiego, a można by w ten sposób porównać ilość faili z faktycznym opracowaniem świata. No wiecie, jakiś punkt za logiczną wypowiedź którejś z postaci albo za jakieś ślady świadczące o minimalnym riserczu, czy coś w ten deseń.

      No dobra, na razie to tyle, pozdrawiam wszystkich serdecznie i obgryzam pazurki do środy ;).

      Carly

      Usuń
    2. Nie wiem na jakiej zasadzie działają lekcje historii w USA, bo moim konikiem są Irlandią z Walią i Szkocją, ale po popisach Cass mogę stwierdzić, że jest z nimi cienko ;) No i przyjmuję że nawet mentalność amerykańska mogła się przez jakiś czas zmienić (wiek? pół wieku? milenium?!), ale co spowodowało, że cofnęli się mentalnie do średniowiecza, albo wręcz do starożytności (Grigorik taki Aleksandrowy, buhahaha n_n) to nie mam pojęcia.

      Usuń
    3. Studiujesz może bezpieczeństwo narodowe i międzynarodowe? :)

      Usuń
    4. Nie, amerykanistykę. A zakres kursów (na studiach licencjackich) obejmuje oba kontynenty i łączy w sobie zagadnienia kulturowe, społeczne, polityczne, historyczne itp., więc jest to istny, jak już rzekłam byłam, miszmasz :).

      Carly

      Usuń
  5. Hę...? Do tej pory było głupio, ale w sumie śmiesznie. Teraz jest tylko głupio.
    (W sensie "Rywalek", nie analizy, bo analiza jak zwykle świetna!)

    Ja naprawdę nie jestem geniuszem militarnym, ale po ciężkiego grzyba atakować własnego niewypłacalnego dłużnika? Pieniądze się poszły j*bać, bo jak nie ma teraz, to po wojnie nie będzie mieć tym bardziej, do tego koszty po stronie ChRL prowadzenia wojny.. no toż to prosta matma.

    Dalej, akurat w to, że Europa patrzy na upadek US/ ChSA i chichocze szyderczo, jestem w stanie uwierzyć. ;p Ale wizja jest prześmieszna. xD

    Co następne, po cholerę było wpierdzielić w to Rosję...? Bo się zgubiłam. Ale chyba po to, by pokazać, jaka tragedia się pre-illejczykom stała.

    Monarchia jako lek na całe zło. <3 Toż to poezja, US, które nigdy koło monarchii nie stało, znienacka bierze jakiegoś tam księcia Lichtensteinu czy jakiegoś Habsburskiego niedobitka (ze szlachetną krwią tak rozwodnioną, że równie dobrz Grzesio Illea mógł go sobie podarować jako element monarchii i zwyczajnie ogłosić się królem) i żenią go z córeczką Grzesia. Czy tam córeczkę Habsburga z samym Grzesiem. Tak, już to widzę, zwłaszcza w perspektywie następnego stulecia (?) - jakby dzisiaj ktoś wpadł na taki pomysł, to by go nawet ten Habsburg śmiechem zabił.
    Ja pierdzielę. -_- Na to brak słów.


    Wait, ta na J. wyleciała za coś, co powiedziała, a Amisia może kopać królewskie klejnoty, wydzierać się i stroić fochy? Świetnie. Niech żyje równość. ;/

    Maksio jako naiwne dziecko we mgle. Maria Antonina Illei, kurde, "to niech jedzą ciastka" może jeszcze walnie za tydzień. Zrobili z niego idiotę, a tak pozytywnie się zapowiadał na tle Aspena, który odejmuje od ust głodnemu rodzeństwu, by płacić Amisi za wycie do księżyca. ;/

    Brak słów. Adria.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Antonina tego nie powiedziała, najprawdopodobniej uczyniła to żona Ludwika XIV :)

      Usuń
    2. Żeby to był chociaż Habsburg, Burbon albo inszy Windsor! A to jakieś franco-niewiadomo, co płaszczy tyłek na skandynawskim tronie, bo chyba wszystkie rodzinny królewskie Europy poszły i zmarły w tajemniczych okolicznościach ;) I zaraz potem Francuzi i Włosi przeprosili się monarchią, ta...
      Aż mam ochotę napisać do drogiej autorki z pytaniem czy u nas też wolna elekcja wróciła czy też jużeśmy dawno pożarci przez rosyjski carat :D

      Usuń
    3. VoyJoy, serio? Nawet w biografii Ludwisia XVI wycierali sobie gębę biedną Antoniną, więc myślałam, że to potwierdzone info. ;p

      Pryvian - znaczy... oni wzięli szwedzką czy norweską rodzinę królewską? A Francuzi skąd wzięli kolejnych monarchów?

      Zgodnie z linią sukcesji z Konstytucji Trzeciego Maja tron dziedziczny powinni u nas objąć Wettinowie... może akurat u Kiery się upomnieli o swoje. xD

      A. ;)

      Usuń
    4. To kiepska ta biografia. Mit na miarę "piramidy budowali biedni niewolnicy hurr durr". Rousseau opisał tę anegdotkę w książce wydanej, gdy Maria Antonina miała 10 lat.

      Usuń
    5. Szczerze? Żadną. Przynajmniej nigdzie nie znalazłam potwierdzenia, że monarchia Norwegioszwecjolandu jest w jakikolwiek sposób spokrewniona z dynastią Bernadotte czy Glücksburgami. Umiłowany jaśnie pan zięć Grigorija zwał się "de Montepaz", co jak wiemy jest starożytnym norweskim określeniem na Pana i Władcę, bo tak ;)

      Francuzi, jak Francuzi. Ja się zastanawiam skąd Włosi ich wytrzasnęli... Myślałby kto, że po IV wojnie światowej wrócą do swoich ksiąstewek i zabarykadują się z winem :D

      Usuń
    6. Ja chyba nie chcę już wiedzieć nic więcej o tym, co Kiera wymyśliła...

      A.

      Usuń
  6. Uwielbiam Wasze analizy!
    Gdy tylko bierze mnie zły nastrój, wchodzę tutaj i zaśmiewam się na śmierć.
    Teksty są po prostu genialne.
    Co do ''Rywalek'' to mam za sobą całą trylogię, i mogę powiedzieć, że były to jedne z najgłupszych i najbardziej irytujących powieści jakie kiedykolwiek w życiu czytałam.
    Amerika to jakiaś bezmózga papka flegmy. Grr... nienawidzę jej.
    Po skończeniu ''Elity'' miałam ochotę napisać do Kiery z zapytaniem, jakie straszne rzeczy musiała przejść w życiu, że stworzyła tak beznadziejną i patologicznie idiotyczną krowę.
    Bellla przy niej to inteligentna i charyzmatyczna młoda kobieta...
    Jeju... ja naprawdę nie rozumiem dlaczego tak wiele osób lubi twórczość Cass...
    No nic, czekam na kolejne analizy.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja sprawę wojny zostawię, bo lepiej to nade mną wyjaśnili - chociaż wizja Europy i Afryki piekących pianki nad ogniami wojny trawiącej Amerykę jest przerozkoszna.

    Za to będę ubolewać nad jednym - że to nie jest propaganda, a Maks i cała rodzina królewska to nie kukiełki. To byłby świetny materiał na naprawdę dobry thriller/kryminał z polityką w tle!
    No i, khem, ten aluzje i forshadowing są tak żałosne, że nawet krytykować ich nie umiem, bo to jak kopanie kociaka. Potrąconego przez ciężarówkę. Dwukrotnie.

    Za to z każdą kolejną analizą coraz większą mam ochotę na napisanie własnej wersji, takiej z sensem. Kasty z numerkami udało mi się już rozplanować logicznie, może znajdę też wyjaśnienie dla Chin i Rosji najeżdżających Amerykę do wtóru chrapania reszty świata?

    PS Jako ostatnio przypomniało mi się, że w Igrzyskach też popcorn szamali.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jestem szalenie ciekawa tej wersji!
      a komentować już mi się nie chce, pamiętam, że już dziwiłam się skąd monarchia w stanach i teraz mogę powiedzieć tylko tyle, że to jest jeszcze głupsze niż zakładałam...

      rose29

      Usuń
  8. Szczególnie rozwaliła mnie wizja wykorzystywania Amerykanów przez Chińczyków jako siły roboczej i to w dobie kryzysu gospodarczego. No iksde do potęgi. xDDDD

    "I po tym wszystkim postanowili, że monarchia to będzie to?"
    Nie no, to akurat nie byłby głupi pomysł. Kraj był osłabiony i potrzebował scentralizowanej, silnej i stabilnej władzy.

    Wydaje mi się, że pomysł byłby sensowniejszy, gdyby (jak pisali przedmówcy) Chiny w jakiś sposób skolonizowały USA gospodarczo (np. blokują powrót kapitału do kraju macierzystego) i cybernetycznie. Chiny nie są w stanie pokonać miliarnie USA, koniec. No i Rosja i Chiny od dawna współpracują wojskowo, więc ciężko, żeby Rosja "obudziła się" w połowie konfliktu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Scentralizowana, silna i stabilna władza to niekoniecznie monarchia. Historia podaje wiele przykładów, kiedy w takich sytuacjach władza zyskiwała charakter dyktatury wojskowej i wówczas przymioty takiej władzy są dokładnie takie, jak wymieniłeś (no dobra, ze stabilnością można polemizować, ale stabilność jest umowna w każdej władzy). Przede wszystkim, Kiera popisała się tutaj tak niewyobrażalną i bezdenną głupotą, że naprawdę powinna wrócić do podstawówki. To niewiarygodne, że ta kobieta nie posiada elementarnej wiedzy na temat WŁASNEGO KRAJU, w którym umieściła akcję powieści. Pal licho, że w przyszłości, to jej nie zwalnia z obowiązku zachowania logiki. Monarchia to naprawdę ostatni możliwy ustrój w Stanach Zjednoczonych, bez względu na okoliczności. Gżesiu mógłby sobie zostać co najwyżej bohaterem narodowym, a nie pieprzonym królem (przeraża mnie wizja jeszcze większego idiotyzmu w kreacji tej postaci, bo Cass i tak wspięła się już z nim na niezłe wyżyny)! Podstawą tworzenia ustroju nowego kraju wyzwolonego spod władzy brytyjskiej w wyniku rewolucji amerykańskiej było - tak, wielkimi literami - ZERWANIE Z TRADYCJAMI STAREGO KONTYNENTU ORAZ ZERWANIE Z USTROJEM MONARCHISTYCZNYM. Ameryka miała być Nowym Kontynentem, przy podstawowym założeniu, że na ten zupełnie odmienny grunt Nowego Świata nie da się przenieść z sukcesem ideałów Starego Kontynentu, czyli Europy. Naprawdę, najbardziej podstawową podstawą (przepraszam za takie szafowanie tym słowem, no ale naprawdę, szkoła podstawowa nie jest podstawowa bez powodu, Cass, na miłość boską...) myślenia amerykańskiego było przekonanie, że monarchia się w Ameryce (CAŁEJ AMERYCE zresztą, takie same idee przyświecały walczących o niepodległość krajom Ameryki Łacińskiej) nie przyjmie, że zupełnie do niej nie pasuje. Gdyby Gżeś wyzwolił Amerykanów spod (hehe) okupacji chińskiej, a potem zasugerował, że sobie zostanie monarchą nowego kraju, uznaliby go za niepoczytalnego i grzecznie (heherazydwa) mu podziękowali. Nie ma takiej siły, która by do tego stopnia wyprała Amerykanom mózgi przez te wszystkie lata, zanim zueiniedobre Chiny ich zaatakowały, a dobnryipikny Gżesiu Ikea ich wyzwolił, że w ogóle wzięliby taką opcję pod uwagę. No, chyba że ktoś podmieniłby całą populację Stanów Zjednoczonych (ew. nie ruszając tylko dziewczynek pokroju fanek Cass, które ucieszyłyby się na myśl o tym, że będą mieć własnego, osobistego księcia w kraju).
      Kiedy próbowałam sobie wyobrazić, jakie chochliki dopadły Kierę i podpowiedziały jej, żeby wymyślić coś takiego, mój mózg odmówił współpracy. Nie da się tego wytłumaczyć. Po prostu się nie da (zrozumcie, dla przyszłego amerykanisty coś takiego jest jeszcze bardziej bolesne).

      Carly

      Usuń
    2. Skoro studiujesz taki kierunek, to pewnie masz rację (ja informatyk prosty), ale (nie patrząc już na amerykańskie tradycje demokratyczne) oceniłem tylko, że to nie byłby taki zły pomysł, na pewno lepszy od dużego rozproszenia władzy, co utrudniałoby podejmowanie kryzysowych decyzji. :)

      Usuń
    3. Rozumiem, nie chciałam, żeby to zabrzmiało, jak jakaś osobista wrzuta wobec Ciebie (jeśli tak było - szczerze przepraszam), chodziło mi tylko o fakt, że są różne rodzaje władzy scentralizowanej i owszem, pomysł może być dobry, ale raczej w innej formie, a potem to już popłynęłam z prądem. Musiałam wylać resztę moich żali w związku z ilością niewyobrażalnych faili, jakie zrobiła tu Cass. Ale wciąż nie ochłonęłam na tyle, żeby choć spróbować rozebrać na części pierwsze kwestię rosyjsko-europejską. Nie... to już chyba nie na moje nerwy ;).

      Carly

      Usuń
    4. Ja to rozumiem w ten sposób, że chujowo było ze starymi ideałami, więc trzeba się było od nich odciąć - i stąd ta monarchia i cała reszta. A że obywatele na to poszli, to już inna sprawa, nie wiem, jakie jest prawdopodobieństwo, że załóżmy, po wyniszczających wojnach i wyniszczających okupacjach spoleczeństwu będzie wszystko jedno na tyle, że stwierdzą że poprzedni system sie nie sprawdził, a w ogóle plucie na własną tradycję jest spoko
      Still, kwestia grania tutaj na uczuciach zwykłej dziewczyny, która chce się stać Amerykańską Księżniczką, jak w tym reality show :D

      Usuń
    5. Cały szkopuł polega na tym, że dla Amerykanów podstawy ich ustroju są idealne/idealistyczne, tylko niekoniecznie jest on obsadzony odpowiednimi ludźmi. Wprowadzenie monarchii w USA to na tyle radykalne rozwiązanie, że nie można sobie ot tak powiedzieć, że Gżeś Ikea ich wyzwolił, no to fajnie, niech zostanie naszym królem, hurej hurej. Bez względu na okupację i wyniszczające wojny tak dogłębna psychologiczna zmiana w mentalności całego narodu jest niemożliwa, albo też musi być naprawdę porządnie uzasadniona (jak to mogłoby się stać, nie mam bladego pojęcia). Amerykanie do tej pory wyzwolili się spod monarchistycznej, nazwijmy to na potrzeby tej dyskusji, okupacji dzięki rewolucji amerykańskiej, a jako nowy kraj toczyli wojny również z krajami z ustrojem monarchii. Ich osobiste doświadczenia z monarchią są w większości złe, nie ma takiej siły, która przekonałaby ich, że może być inaczej. Jedyna opcja, jaka mi przychodzi do głowy, to bardzo liberalna monarchia parlamentarna, z dodatkowymi przekształceniami, żeby dopasować ją do Nowego Świata. Z tym, że taka opcja jest, delikatnie mówiąc, bezsensowna, jeśli bierzemy pod uwagę, jakie wydarzenia miałyby poprzedzić jej nastanie. W dodatku monarchia w jakiejkolwiek formie wiązałaby się ze skomplikowanymi zmianami polityczno-terytorialnymi, ponieważ Stany Zjednoczone są federacją i zrzeszają dosyć silnie zindywidualizowane stany pod władzą centralną. To nie tylko narysowane na mapie granice, to również różnice kulturowe, demograficzne, prawne. Nie można sobie zmienić nazwy ze stanu na prowincję i spodziewać się, że to przejdzie. Trudno też założyć, że Chiny po zwycięskiej wojnie z USA zunifikowałyby podporządkowane sobie terytorium w jeden wielki, poddany organizm (o czym już resztą wcześniej wspominałam). Krótko mówiąc, z tego bagna nie da się wybrnąć. Nie ma żadnego logicznie możliwego wyjaśnienia na te cuda na kiju.

      Carly

      Usuń
    6. Carly, jakkolwiek polityka jest dla mnie tworem strasznym i wykręconym, to Twoje komentarze czytam po dziesięć razy. Fenomenalne są.

      Usuń
    7. Pełna racja, Carly.
      Wg mnie Kiera się naczytała, dajmy na to, Dumasa (albo prędzej "Pamiętników księżniczki"), spodobała jej się monarchia i JEBS wprowadziła ją u siebie. Normalni Amerykanie się monarchią nie jarają. xD

      Adria

      Usuń
    8. Lena: dziękuję ;). Cóż, wypadałoby, żeby po prawie trzech lata studiowania amerykanistyki coś mi zostało w głowie ^^. A takie bzdury jak te, które napotworzyła Cass, jak się okazuje, świetnie to weryfikują. Ale nie daj się zwieść, że jestem za pan brat z polityką, ja też raczej uważam ją za twór zbyt abstrakcyjny jak na mój umysł ;).

      Adria: oj tak, zdecydowanie musiała mieć w ręku "Pamiętniki księżniczki" - z tym, że Cabot w swojej przyzwoitości stworzyła nowy, niewielki kraj w Europie i to miało o wiele większy sens. A Cass... cóż, delikatnie mówiąc, nie czuła potrzeby dbałości o jakieś banalne szczegóły.

      Carly

      Usuń
    9. Wprowadzenie scentralizowanej władzy po wyniszczających wojnach i katastrofach jest dość naturalne i logiczne. Podejrzewam, że łatwiej zapanować nad społecznym chaosem. Jednakże "władza centralna" nie ogranicza się tylko do monarchii. Ten ustrój jest kompletnie obcy Amerykanom, nigdy go nie doświadczyli, więc wątpliwe, by chcieli go nagle przetestować. Za to dyktator wojskowy - czemu nie? Dożywotni prezydent? Pewnie.
      Nie wydaje mi się za to, by Amerykanie faktycznie chcieli rezygnować z nazwy własnego kraju. Nawet jeśli nazwa ta się skompromitowała w oczach reszty świata. Po prostu Amerykanów reszta świata nie obchodzi (niezależnie, czy ma rację, czy nie). Ich nazwa, ustrój i wszystko są przecież najlepsze, idealne. ;) Taką mają (nieco megalomańską) mentalność, więc nie sądzę, by ileś wojen czy kataklizmów to anulowało. Amerykanin rezygnujący z gwiaździstej flagi to jak Polak przestrzegający ograniczenia prędkości na drodze. Pewne rzeczy się nie zmieniają. :)

      Usuń
  9. 'Cóż za fantastycznie mizoginistyczne priorytety. Lasia może być głupia jak but z lewej giry, ale jeśli ładnie prezentuje się na zdjęciu, to wszystko ok.'

    przypomniała mi się historyjka, którą opowiedziała mi mama, kiedy jako nastolatka przechodziłam etap "wygląd jest najważniejszy!!1111111".

    pewien bogaty i wysoko postawiony mężczyzna poznał wyjątkowo piękną, jednak bardzo nieokrzesaną i głupią dziewczynę. pewnego dnia zabrał ją na uroczysty bal u ambasadora, ale w obawie przed wpadką kazał jej się nie odzywać i tylko cicho pomrukiwać. zgodnie z planem - dama oczarowała wszystkich. nie dość, że była piękna, to jeszcze taka tajemnicza! ambasador zaprosił ją na przechadzkę po ogrodzie.
    - piękną mamy dzisiaj noc, prawda? - zagadnął zauroczony.
    - mhm - odpowiedziała tajemniczo dama.
    doszli razem do stawu, w którym pływały łabędzie. ambasador, jako że był bardzo wrażliwy, zachwycił się ptakami.
    - jak wspaniale byłoby być takim dostojnym łabędziem, nie sądzi pani?
    dama zastanowiła się chwilę i w końcu postanowiła przemówić.
    - no nie wiem, czy fajnie tak cały dzień dupę w wodzie moczyć!

    i tak właśnie wyobrażam sobie karierę dyplomatyczną Amisi. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. <3 <3 <3 Najlepsza historia ever, po prostu podsumowuje Amisię idealnie!

      Usuń
    2. o kurde :O

      Usuń
  10. Jak tak czytam o tych Cassowych bzdurach, to aż naszła mnie ochota na powtórkę Legend of the Galactic Heroes. Tam to była prawdziwie zajebista i mieląca mózg polityka. (Btw, tam też jest krótka historia, jak powinno wyglądać wprowadzanie gdziekolwiek monarchii zamiast demokracji).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pierwszy rzut oka wygląda zachęcająco... To space opera, dobrze myślę?

      Usuń
    2. Tak, space opera :) Notabene jedna z najlepszych wśród anime.

      Usuń
    3. Właśnie o tym mówię.

      Usuń
    4. Eh, nie na ten komentarz odpowiedziałam ;/
      Space opery uwielbiam, tutaj dodatkowo ucieszyłam się, bo zobaczyłam w wiki, że to "novel", a po przyjrzeniu się okazuje się, że nie ma tłumaczenia. Eh. Do anime nie jestem w stanie się przekonać.

      Usuń
    5. LoGH to, w skrócie, najgenialniejsza rzecz, jak oglądałam. Nie wiem, jakie akurat elementy Cię odrzucają, ale ta seria jest z '88, więc raczej bezpieczna (w sensie nie ma tego szajskiego fanserwisu, głupkowatego humotu i innego badziewia przewalającego się w nowych produkcjach). Ale nad kiepską dostępnością nowelki też bardzo boleję :/

      Usuń
    6. Oglądałam anime w bardzo wczesnej młodości i raczej z doskoku, ale pamiętam, że sama animacja mi nie podchodziła, zwłaszcza w jakichś bardziej dynamicznych scenach. I humor trochę też. Później z ciekawości podjęłam jedną czy dwie próby, jedną serię nawet skończyłam, bo była krótka i miała klimat, ale ciągle coś nie bardzo zidentyfikowanego w animacji mi przeszkadza. No trudno. Może kiedyś przetłumaczą na jakiś znany mi język. Tytuł odnotowałam ;)

      Usuń
  11. "Co było a nie jest, nie pisze się w rejestr" - piękna nowa kategoria! <3 Ale przecież ona wybuchnie w "Elicie" i "Jedynej". I jak dla mnie Maxon wygrywa tu nawet z Amisią.

    OdpowiedzUsuń
  12. A ja się pobawię w adwokata diabła w kwestii szybkiego zamążpójścia "odrzutów". Pomijając kretynizm samych eliminacji - szybkie zamążpójście wyeliminowanych dziewcząt ma sens. Dlaczego?
    1. Główną nagrodą w eliminacjach jest ręka księcia
    2. Zgłoszenie się do eliminacji jest dobrowolne.
    Więc które dziewczęta się zgłoszą? Oczywiście głównie te, które CHCĄ wyjść za mąż (konkretnie za księcia albo przynajmniej za kogoś ważnego). A lepszy burmistrz w garści niż książę na dachu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A może to taki trochę... wentyl bezpieczeństwa? Może nie wszyscy książęta byli delikatni i rycerscy wobec dam i należało je szybko wydać zamąż, nim.. hm.. wyjdzie bardzo wyraźnie na jaw, że uprawiały przedmałżeński seks z konsekwencjami? ;p
      A potem jakoś tak się przyjęło, że odrzucona laska księcia to zaszczyt. ;p

      Adria

      Usuń
  13. Dużo mądrych ludzi tutaj powiedziało dużo mądrych rzeczy, ale nie mogę się powstrzymać od dorzucenia czegoś od siebie. OK, nie jestem może ekspertem od historii i polityki, ale wybiórczo się tym interesuję, więc pozwolę sobie dorzucić swoje trzy grosze. Mam nadzieję, że nie zasadzę jakiejś piramidalnej głupoty. ;)

    Chiny rozpoczęły inwazję, ponieważ Stany Zjednoczone nie były w stanie spłacić zaciągniętych długów. Niestety w ten sposób także nie odzyskały pieniędzy, ponieważ Stany Zjednoczone znajdowały się w stanie kompletnego bankructwa. Wygrana wojna pozwoliła jednakże Chinom na wykorzystanie Amerykanów jako siły roboczej. -> LOL, jak to w ogóle możliwe, że TAKIE bankructwo USA nie uderzyło w Europę?! Przecież głupi Czarny Czwartek rozwalił światową gospodarkę na dobrych kilka lat, a, chociaż nie było różowo, to nie było to całkowite bankructwo całego państwa. No i kto u licha rozpoczyna wojnę z totalnym bankrutem? Przecież bez pomocy międzynarodowej to-to się rozsypie jak domek z kart i na gruzach będzie można sobie popłakać nad utraconymi pinionszkami. A i nawet z pomocą może być ciężko. Jedno jest pewne - wojna na pewno nie pomoże odzyskać tych pożyczonych pieniędzy. Tu jest potrzebna długofalowa polityka międzynarodowa.
    I co oni niby zyskali - jaką siłę roboczą? W sensie że ciągnęli zyski z obrotów Stanów? Bo chyba nie o to, że zrobili z Amerykańców niewolników harujących w fabrykach od świtu do nocy? Taka opcja nie ma w ogóle racji bytu, nie w dzisiejszych realiach. A jeśli one się zmieniły - to na jakie? I dlaczego? I tak się zastanawiam, jak bardzo zmienił się układ gospodarczy w tym Cass-świecie, żeby to właśnie Stanom Zjednoczonym trzeba było pomagać. I jak to się do cholery stało?! Jasne, jasne, Chińczycy, ale aż tak? No bo kiedy to się w ogóle dzieje? Ile czasu minęło od naszego teraz? Niby może z czasem... Ale, Borze zielony, Borze szumiący, tak bardzo pływamy w niebycie...
    Z drugiej strony to siedzenie na dupie i picie herbaty Europy może nie być takie znowu głupie. Można by założyć, że kryzys w Stanach uderzył też w Stary Kontynent i dlatego żadne tamtejsze państwo nie jest na tyle silne, żeby wspomóc Amerykańców przeciwko Chińczykom, którzy stali się jakąś światową potęgą.
    Natomiast z trzeciej strony :P Silvia mówi dalej, że nikt nie pomógł, bo nikt ich nie lubił. To by wskazywało na (może!) powrót do izolacjonizmu, a Europa odpowiada na zasadzie "jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie" i ma Hamerykę w czterech literach. Tyle że już po IWŚ Stany nawiązały na tyle silne (i dochodowe) związki z Europą, że odcięcie się od nich byłoby strony głupotą. Ale może to europejskie kraje zerwały związki polityczne z USA? Może były jeszcze jakieś wojny, które podzieliły na nowo świat i zmieniły istniejące sojusze? Jest na pewno parę scenariuszy (poskręcanych w supełki i precelki), które by taką historię, jakę opisuje Cass, uwiarygodniły, ale chyba nie chodzi o to, żeby czytelnicy zgadywali, jak zbudowany jest świat przedstawiony...

    Boru, jakie to jest głupie. Walić starą nazwę, źle się kojarzy, nazwijmy cały kraj po jakimś kolesiu. -> Tak, to jest głupie, ale tacy głupi właśnie są ludzie. ;) Takie rzeczy już się zdarzały, i to nie raz, chociaż najczęściej miały podkreślić jakieś rewolucyjne zmiany, które dokonały się w danym państwie (jak choćby: Francja zataczająca się jak pijana od Republiki do Cesarstwa, ZSRR, kraje postkolonialne w Afryce, czy nawet nasz stary dobry Priwislanskij Kraj, też nazwany tak, a nie inaczej, bo się komuś nieodpowiednio kojarzyło Królestwo Polskie). Głupie jest niemożebnie nazywanie państwa po jakimś gościu, o takich cudach jeszcze nie słyszałam, ale młoda jestem, może coś mnie ominęło. Był niby Leningrad i Stalingrad, ale to były miasta, a nie państwa. A tak w ogóle to Grzechu sam tak ten kraj nazwał czy został tak uhonorowany przez wdzięczność ludu? Bo pierwsza opcja jest zupełnie z kosmosu, koleś musiałby mieć taaaaaką siłą przebicia, że absolutyzmy XVIII wieku się chowają (dżizzz, to jest przecież Ameryka! Bardziej lub mniej współczesna Ameryka! *headdesk*).

    cdn. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. cd.

      I po tym wszystkim postanowili, że monarchia to będzie to? Nikt nie miał lepszego pomysłu? -> Widzę, że już się parę osób na ten temat wypowiedziało, to się nie będę powtarzać, bo myślę podobnie - może miały być po prostu rządy silnej ręki, a potem jakoś samo wyszło. Chociaż dla mnie to jest jakieś totalne zawirowanie czasoprzestrzenne - monarchia ex machina w prawie całkowicie zdemokratyzowanym świecie. I to jeszcze w Ameryce! Dyktaturę łatwiej byłoby przełknąć, byłaby nawet logiczna, noale - nie byłoby wtedy księcia...

      – Drogie dziewczęta, historia to nie jest coś, czego macie się uczyć. To coś, co powinnyście po prostu wiedzieć. -> Silvia rozwaliła system. Po prostu rozwaliła. Po co komu oświata? Po co szkoły? My nie mamy się uczyć, my mamy wiedzieć! Jakie to proste, cholera, że też nikt wcześniej na to nie wpadł! Nie trzeba by było się bujać ze szkolnictwem, wydawać niepotrzebnie kasy na te bzdety... To się młodzieży po prostu nie chce wiedzieć - uczyć im się zachciewa, też coś! *sarkazm mode off* Kuffa, propaganda na poziomie minus fafilion.

      Tam właśnie zobaczyłam zdjęcie dawnego Białego Domu i stamtąd dowiedziałam się, jakie święta były kiedyś obchodzone. -> Z książki do historii Stanów Zjednoczonych? Paczcie państwo, w moich podręcznikach historii Polski nie ma nic o obchodzonych świętach! A podejrzewam, że te podręczniki musiały być tego samego typu - sprzed powstania Illei, a więc dla osób, które znają realia, w jakich żyją.

      BTW - identyczne suknie to kretyński pomysł, bo przecież każda dziewczyna ma chociaż trochę inną figurę i niektóre mogą wyglądać w takim stroju bosko, a inne jak pokraki. Co to niby ma udowodnić? Że niektóre dobrze wyglądają w sukniach z niską talią, więc automatycznie lepiej nadają się na przyszłe królowe? Ktoś tu powinien zatrudnić porządnego stylistę. Albo chociaż użyć mózgu, bo to rzecz dosyć oczywista.

      Matka ciągle powtarza ojcu, że powinien zwiększyć nakłady na szkolnictwo. -> Hehs, po co? Nie trzeba się uczyć, tylko wiedzieć - to przecież słowa przedstawiciela waszego dworu, mości książę.

      Apelami o współczucie raczej wiele nie zdziała. -> No nie wiem, a te wszystkie fundacje, organizacje charytatywne? Udzielają się tam ludzie albo powodowani współczuciem, albo chęcią pokazania, jacy to są dobrzy, wspaniali, szlachetni i w ogóle och i ach. Myślę, że to mogłoby zadziałać na tej samej zasadzie. Poza tym parę razy taka dobroczynność już zdała egzamin - chociażby praca organiczna w XIX wieku. Wiele się wtedy zadziało, wiele polepszyło - nie wszystko, wiadomo, ale jednak efekt był wymierny: rosnąca alfabetyzacja, finansowanie nauki zdolnej i biednej młodzieży, budowa fabryk z nowymi miejscami pracy, organizowanie ochronek dla dzieci, upowszechniania higieny i medycyny, a nawet jednostkowe "wyciąganie z rynsztoka". Część oczywiście była nastawiona na obopólne korzyści (długoterminowo to nawet wszystkie), ale chyba tutaj też można to w ten sposób ująć - najedzona i szczęśliwa klasa robotnicza to bardziej wydajna klasa robotnicza. :) To wszystko kwestia odpowiedniej retoryki. Której zasady są Maksiowi najwidoczniej obce, podobnie jak inne umiejętności niezbędne władcy.

      W ogóle to ja nigdy nie komentowałam, to mój debiut (natężenie nieuctwa mnie pokonało), ale jakiś czas temu przeczytałam wszystkie Wasze analizy - to jest pierwsza, z którą jestem (mniej więcej) na bieżąco. I chciałam Wam tylko powiedzieć, że jesteście genialne. <3 Normalnie jak literatura oświeceniowa - ucząc bawi, bawiąc uczy. :D Naprawdę uwielbiam jak krok po kroku, stopniowo i systematycznie wywlekacie na światło dzienne wszystkie idiotyzmy tych bestsellerów, żeby je, tfu, cholera. Robicie to z klasą i naprawdę merytorycznie - szapo ba! ;)

      Pozdrawiam i uwiebiam
      Rude Licho

      Usuń
  14. Po skończeniu Rywalek weźcie się za Grey'a, pięknie proszę! Toż to jest takie cudne... Było parę razy analizowane po polsku, ale nikt z tego co wiem nie dotrwał... Klątwa!

    T.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nigdy w życiu. Kijem tego nie dotknę.

      Beige

      Usuń
    2. Słusznie, Beige! To ohydna rzec z :( Ale Niezgodną można, śmieszna patola :)

      Usuń
    3. według mnie bez sensu, bo dziewczyny musiałyby pastwić się nad dosłownie każdym zdaniem z tej książki. Grey to zupełnie inna liga żenady. :D

      Usuń
  15. a propos nazywania państwa po jakimś kolesiu to jest możliwe, Boliwia ma nazwę od nazwiska Simona Bolivara...ale już Chińczycy wykorzystujący Amerykanów jako niewolniczą siłę roboczą mnie doprowadzili do zakwiku.No i jak niby miała wyglądać okupacja państwa tak wielkiego jak Stany i to położonego na innym kontynencie? od strony strategicznej to wręcz niemożliwe. Znacznie łatwiej jest pobić jakiś kraj na polu bitwy niż go okupować,w przypadku tak ogromnych terenów to jest jakieś absurdalne... nie wyobrażam tez sobie jak w Illei utrzymywała się monarchia i system kastowy. Owszem, moze utrzymać się monarchia konstytucyjna, gdzie król ma funkcje reprezentacyjne lub dyktatura wojskowa, gdzie król rządzi silną ręką, ale to? Król słaby, rebelianci szaleją, mimo to to król decyduje o wszystkim a poddani grzecznie słuchają,nikt nie domaga się reform tylko albo ludzie przyjmują ten absurd jaki jest albo buntują się w zupełnie niezorganizowany i niejasny sposób zbrojny, który chyba nie ma służyć obaleniu monarchii tylko zapewnieniu ćwiczeń straży...

    OdpowiedzUsuń
  16. "Powiedziała, że nawet jeśli Maxon Cię nie zechce, na pewno znajdzie się inny zainteresowany. Gavril ma nadzieję, że wyjdziesz za baseballistę, a nie za głupiego i nudnego księcia, ale mnie nie obchodzi, co inni gadają. Maxon jest świetny!"
    Gavril? Tam miało być chyba Gerad(nie wiem czy dobrze napisałam imię ale ja zapominam jak ma na imię książę, więc co tam postać z głębin mózgu Cass). Analiza jak zwykle świetna ale to, że Ami miga się od jakichkolwiek kar staje się naprawdę wkurzające.

    Ann

    OdpowiedzUsuń