niedziela, 24 maja 2015

Rozdziały XVII i XVIII


Rozdział 17

Siedziałam pod drzewem z podkulonymi nogami i czekałam. Mama zawsze powtarzała nam, że tak właśnie powinniśmy postępować, jeśli się zgubimy.

Znaczy się...kazała ci się chować wśród lokalnej flory i czekać na interwencję sił wyższych? Cóż, wygląda na to, że mama Singer należy do Szkoły Życia pod patronatem Belli Swan.

Użyj mózgu, Luke: 53

Żebyśmy mieli jasność: ja doradziłabym Americe dokładnie to samo, ale matka powinna żywić do swojego dziecka nieco cieplejsze uczucia i nie czerpać radości z wyobrażania sobie pociechy zeżartej przez wilki.

No dobrze, dobrze, tak tylko się droczę; zdaję sobie sprawę, iż Amisi szukają gwardziści, więc siedzenie na rzyci faktycznie daje jej większą szansę na ocalenie niż snucie się po ciemnym lesie. Nie zmienia to faktu, iż powyższy cytat każe mi wierzyć, że America ze swoim bajecznym IQ zastosowałaby się do polecenia rodzicielki nawet wtedy, gdyby samodzielne odszukanie ścieżki do domu było dla niej jedyną deską ratunku.

Jak to możliwe, że rebelianci zdołali wedrzeć się do pałacu w ciągu dwóch dni pod rząd? Dwa dni pod rząd!

Już tłumaczę - żyjesz w:

Twierdza Monty Pythona: 9

Czy sytuacja poza murami pogorszyła się aż tak bardzo od czasu rozpoczęcia Eliminacji?

...Cass, o czym ty znowu mówisz? Od początku tej książki nie padło ani jedno słowo na temat rzekomego pogorszenia nastrojów społecznych! Odwiedziny rebeliantów to norma już od ponad dwudziestu lat!

* wzdycha ciężko * Pamiętacie sytuację z poprzedniego tomu, gdy autorka nagle zdała sobie sprawę, że stworzyła zbyt wiele bohaterek i kazała Maxonowi zorganizować Ekspresowe Eliminacje, by rozwiązać ów problem? Mamy tu powtórkę z rozrywki. Kiera zrozumiała najwyraźniej, że jesteśmy w połowie książki, a mimo to nadal ciężko dopatrzyć się w „Elicie” jakiejkolwiek rzeczywistej akcji (nie mówiąc o klarownej linii fabularnej), więc na chybcika dopisuje konflikt, który nie ma nic wspólnego z dotychczasowym przebiegiem zdarzeń.
W swoim czasie dowiemy się, że buntownicy wzrośli w siłę tak bardzo, że stanowią zagrożenie nie tylko dla rodziny królewskiej, ale wręcz dla całego kraju. Horror, terror, proszę państwa.

Cass, nie możesz tego robić. Nie możesz przez kilkaset stron wmawiać czytelnikom, że największe straty podczas wizyt rebeliantów to rozbebeszona pościel (pamiętajcie, że oficjalnie nie pada ani słowo o trupach), po czym malować całej sytuacji tak, jakby Illea stała na granicy krwawej rewolucji czy wręcz zagłady. Cofnijmy się zresztą do pierwszych rozdziałów „Rywalek”, gdy Ami nadal przebywała w domu: czy cokolwiek w tych scenach wskazywało na to, że w społeczeństwie się gotuje? Jakieś represje? Akty przemocy? Protesty ze strony ludu?

America żyje w świecie, w którym największymi niedogodnościami są brak cytryn i konieczność zdecydowania, którego tru loffa lubi się bardziej. Mało tego: nikt, ale to absolutnie nikt w pałacu nie poświęca atakom więcej niż jednej myśli, wizyty buntowników są wpisywane w rządowy kalendarz, a królowa prosto ze schronu radośnie wędruje do ogrodu. Skoro sami bohaterowie nie traktują serio całego tego cyrku, to dlaczego ja, czytelniczka, mam patrzeć na Południowców i mieszkańców Północy jak na realne zagrożenie? I z jakiej racji mam wierzyć, że ich działania są efektem powszechnego zmęczenia monarchią, skoro przez całą serię z uporem maniaka pokazuje się nam, jak bardzo Illeańczycy lubią króla i królową? Nawet jeśli przyjmiemy, że owa „sytuacja” dotyczy wyłącznie buntowników, którzy odcinają się od społeczeństwa jako takiego, to moje poprzednie pytanie nadal pozostaje aktualne: jakim cudem nigdy nie słyszymy o wpływie (negatywnym lub pozytywnym), jaki walczący wywierają na resztę kraju? I nie, jedna rzucona mimochodem uwaga o obniżeniu statusu kilkunastu rodzin to nie jest wystarczające usprawiedliwienie skoro, jak podkreśliłam w mojej poprzedniej analizie, Clarkson w ogóle nie powinien był dowiedzieć się o podobnych występkach.

Gdy Collins chciała pokazać, że Katniss rozgniewała Snowa, to kazała prezydentowi spalić główny hal targowy dystryktu, zesłać do Dwunastki zakazane mordy lubujące się w używaniu bata i przywrócić publiczne egzekucje. Kiedy Cass chce, by czytelnicy poczuli grozę bijącą od rebeliantów, to każe im mazać błotem po ścianie i nosić kurtki haftowane w kwiatki. Przyznacie, że coś tu jest nie tak.

Jak mała Kiera wyobraża sobie...: 59
Nie, nie jesteśmy w Panem: 23

Sądząc po tym, co pamiętałam z Karoliny i czego doświadczyłam w pałacu, to było wydarzenie bez precedensu.

Cóż, Americo, to miło, że popierasz moje stanowisko. Powtórzę: nie mamy żadnych dowodów na to, iż w Illei gotuje się bardziej niż zazwyczaj. Atak Południowców przebiegł według powszechnie znanego scenariusza; jeśli zaś chodzi o czasowe nałożenie się na siebie napaści, to prawdę powiedziawszy jestem zdumiona, że zdarzyło się to po raz pierwszy od dwóch dekad biorąc pod uwagę, jak często obie grupy wpadają na herbatę. No, chyba że zaakceptujemy teorię Beige mówiącą o tym, iż buntownicy zawczasu ustalają między sobą terminy najazdów, a ów straszny napis był po prostu informacją dla Clarksona, że koordynacja się rypła i człowieki z Północy wpadną wcześniej niż zazwyczaj.

Miałam podrapane nogi, a teraz, kiedy nie musiałam się już ukrywać, czułam, że zaczynają mnie piec. Miałam też nieduży siniak na udzie, chociaż nie wiedziałam nawet, skąd się wziął. Chciało mi się pić, a kiedy tak siedziałam, poczułam się zmęczona z powodu napięcia emocjonalnego, psychicznego i fizycznego po wydarzeniach tego dnia.

Dziewczyno, przebiegłaś jakiś kilometr i wspięłaś się na drzewo. Nie jesteś Katniss, która toczyła na arenie walkę o przeżycie...

Nie, nie jesteśmy w Panem: 24

Oparłam głowę o drzewo i zamknęłam oczy. Nie zamierzałam zasypiać, ale tak się właśnie stało.

...i może to i dobrze, bo gdybyś zamieniła się z nią miejscami, niechybnie zginęłabyś tuż po zejściu z platformy. Mogę się śmiać z płaczu Amisi nad podrapanymi nóżkami, ale pozostaje faktem, iż znajduje się na obcym terenie, na którym nadal mogą ukrywać się rebelianci. To, że obładowana makulaturą panna zostawiła cię w spokoju nie oznacza, że pozostali będą równie mili.

Użyj mózgu, Luke: 54

Amisię budzą nawoływania gwardzistów. Nasza heroina od razu dostrzega wśród nich Aspena i rzuca mu się na szyję; na szczęście tym razem wszystko można złożyć na karby ulgi, więc nie będzie karnych punkcików.

Byłem przerażony, że znajdziemy tylko twoje ciało. Nic ci nie jest?
Mam trochę podrapane nogi.

...Amisiu, mam wrażenie, że Aspenowi chodzi raczej o to, czy nie zostałaś pobita/zgwałcona/poddana wymyślnym torturom.

Lady Americo, czy jest pani ranna? – zapytał dowódca.
Potrząsnęłam głową.
Mam tylko kilka zadrapań.
Nie skrzywdzili pani?
Nie, nie udało im się mnie złapać.
Sprawiał wrażenie lekko zaskoczonego.
Nie wydaje mi się, żeby którakolwiek z pozostałych dziewcząt mogła im uciec w takiej sytuacji. Uśmiechnęłam się, czując w końcu ulgę.
Żadna z pozostałych dziewcząt nie była Piątką.

Co ma piernik do wiatraka? Piątki to artyści! To raczej Celeste, wywodząca się z Dwójek i w związku z czym mająca dostęp do luksusów w rodzaju treningów (jako modelka musi wszak trzymać formę) powinna być w stanie wykazać się świetną kondycją.

Kilku gwardzistów, z Aspenem włącznie, roześmiało się.
Słuszne słowa. Wracajmy.
Dowódca wyszedł przed grupę i zawołał:
Zachowajcie czujność! Mogą się tu jeszcze kręcić!

No to...może tak... PRZESZUKACIE LAS?

Twierdza Monty Pythona: 10
Użyj mózgu, Luke: 55

Naprawdę, nic dziwnego, że rebelianci od dwudziestu z górą lat grzebią w bieliźniarce Clarksona, skoro gwardia pałacowa miast organizować natychmiastową obławę woli barykadować się w pałacu i mocno zaciskać kciuki, by ci okropni awanturnicy jak najszybciej poszli do domu.

Ami szeptem oznajmia Aspenowi, że skłamała; Dziewczyna w Kurtce w Kwiatki nie tylko ją zauważyła, ale nawet przed nią dygnęła.

Przypomniałam sobie, jak Maxon opisywał obie frakcje rebeliantów i domyśliłam się, że dziewczyna musiała być z Północy. Nie było w niej żadnej agresji, tylko chciała wypełnić swoją misję. Nie miałam też wątpliwości, że za nocnym atakiem stali Południowcy. Czy to oznaczało, że ataki miały miejsce jeden po drugim, ale odpowiadały za nie różne frakcje?

Eee...tak. To dosyć logiczne i oczywiste.

Użyj mózgu, Luke: 56

Czy rebelianci z Północy obserwowali nas, czekając na chwilę słabości? Myśl o tym, że tak starannie szpiegowali pałac, wydawała mi się odrobinę przerażająca.

Wierzcie albo nie, ale America właśnie udowodniła, iż jest w stanie kombinować lepiej niż sam władca kraju wespół w zespół ze swymi doradcami. Tak, Amisia jako jedyna wpadła na pomysł, że rebelianci mogliby mieć swoją wtykę w pałacu.

Użyj mózgu, Luke: 57

Jednocześnie ten atak był niemal zabawny. Czy oni tak po prostu weszli przez drzwi frontowe?




...Kochani, rozkoszujcie się tym zdaniem. To pierwszy i ostatni raz gdy Cass przyznaje, że wątek napadów na pałac jest wprost niewypowiedzianie idiotyczny.

Twierdza Monty Pythona: 11

Bo America ma rację – dokładnie to się wydarzyło.

Wyimaginujcie to sobie. Leniwe popołudnie (wszak o nocnym ataku nikt już nie pamięta), królowa wraz z kandydatkami odpoczywa w ogrodzie; pokojówki szyją Amisi kolejne dziesięć sukni jednocześnie grając na banjo i ucząc się węgierskiego; Clarkson tłumaczy synowi, że piechota morska nie umie chodzić po morzu. Aż tu wtem! Przez główną bramę wpada zgraja wieśniaków z widłami i pochodniami. Gwardziści stoją nieopodal, nerwowo wyłamując place; wyprosili by ich, ale przecież gość w dom, Bóg w dom, a poza tym brzydzą się przemocą.

Naprawdę, aż dziw, że przywódca którejś frakcji pewnego dnia po prostu nie oznajmił królowi: „Stary, może jednak dałbyś nam klucze? Bo wiesz, strasznie się człowiek namęczy, zanim wyważy takie wielgachne wrota, a stawy już nie te”.

Ona niosła mnóstwo książek – powiedziałam.
Aspen skinął głową.
Tak, to się często dzieje. Nie mam pojęcia, co z nimi robią, podejrzewam, że używają na podpałkę.

- Albowiem w Illei wymiotło wszystkie lasy, a ten, przez który właśnie idziemy, to las krzyży. Aluminiowych.

Użyj mózgu, Luke: 58

Hmmm – odpowiedziałam, nie komentując tego. Gdyby potrzebowali podpałki, potrafiłam sobie wyobrazić miejsca, w których znacznie łatwiej byłoby ją znaleźć niż w pałacu.

Wiecie co? Amisia zaczyna nam się zmieniać w tytana intelektu...

Tej dziewczynie tak zależało na zebraniu rozrzuconych książek, że musiało się za tym kryć coś więcej.

...a nie, jednak wszystko w normie.

Użyj mózgu, Luke: 59

Minęła prawie godzina, zanim powolnym marszem dotarliśmy do pałacu. Chociaż Aspen był ranny, nie zgodził się wypuścić mnie z ramion i sprawiał wrażenie, jakby ten spacer sprawiał mu przyjemność pomimo dodatkowego wysiłku. Mnie także sprawiało to przyjemność.

Przyjemność sprawia ci, że twój rzekomy ukochany naraża zdrowie dźwigając twój zad, mimo że wszystko, co ci dolega to kilka zadrapań? Nie mam więcej pytań.

Przez najbliższe dni mogę być bardzo zajęty, ale postaram się niedługo wpaść do ciebie – szepnął Aspen, kiedy przechodziliśmy przez rozległy trawnik, zbliżając się do pałacu.
Dobrze – odparłam równie cicho.

Powtórz to jeszcze kilka razy, na wypadek gdyby któryś z twoich kompanów nie dosłyszał.

Użyj mózgu, Luke: 60

Ale cóż to? Okazuje się, iż w pałacu brak komitetu powitalnego! Nawet Maxon nie zainteresował się stanem zdrowia swej lubej. Jakkolwiek jestem całym sercem za utarciem nosa Ami, to spodziewałabym się, że przynajmniej królowa wyrazi zainteresowanie losem dziewczyny, na której rebelianci równie dobrze mogliby właśnie przeprowadzać eksperymenty przy użyciu ostrych przedmiotów. Ale cóż; skoro w zapasie są jeszcze cztery inne, to najwyraźniej nie ma co specjalnie przejmować się losem Singerówny.

Co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr: 15

Aspen dostał polecenie zabrania mnie do skrzydła szpitalnego, żeby doktor Ashlar mógł opatrzyć moje nogi.

Strach pomyśleć, co by się stało, gdyby zwichnęła sobie nadgarstek. Jak nic nie wypuszczono by jej z łóżka przez następne pół roku.

Ktoś biegnie zawiadomić króla, że America żyje (no proszę, czyli jednak trochę się interesują), a zmęczona Ami zasypia. Zgaduj – zgadula; kogo widzi po ponownym otworzeniu oczu?

Nie chciałem cię obudzić – powiedział Maxon półgłosem. – Śpij dalej. – Siedział na krześle przy moim łóżku tak blisko, że gdyby chciał, mógłby oprzeć głowę na mojej ręce.

No, Maksiu, trochę się zrehabilitowałeś, choć podejrzewam, że nawet kolejne sześć par dżinsów nie wystarczy, by Amisia mogła wybaczyć ci wczorajszą zniewagę.

Nasze gołąbeczki przez chwilę oddają się niezręcznemu milczeniu, które przerywa – nie uwierzycie – nagły moment iluminacji w wykonaniu Amisi.

(...) pobiegłeś za mną. Kazałeś gwardziście zanieść Kriss w bezpieczne miejsce, ponieważ nie mogła biec. Robiłeś wszystko, żebyśmy były bezpieczne. Więc dlaczego miałbyś skrzywdzić którąkolwiek z nas?
Maxon milczał, niepewny, do czego zmierzam.
Teraz to rozumiem. Skoro tak się troszczysz o nasze bezpieczeństwo, nie mogłeś chcieć postąpić w ten sposób z Marlee. Jestem pewna, że gdybyś mógł, zapobiegłbyś temu.
Maxon westchnął.
Bez namysłu.
Wiem.

Taaak.

Pamiętacie, jak mówiłam, że całą dramę z rozdziału trzynastego można o kant dupy potłuc, bo marionetki Cass tak czy inaczej zmieniają zdanie co pięć minut i zlinczowanie Marlee nie będzie miało żadnych długofalowych skutków jeśli chodzi o relację America - Maxon? Oto dowód. Ja nigdy Was nie oszukuję. Oficjalnie wracamy na stare śmieci.

Osiołkowi w żłoby dano: 37

Maksiu obiecuje Amisi, że wkrótce jej coś pokaże – chłopie, weźże na wstrzymanie, już i tak beztrosko dzielisz się z nią materiałami wagi państwowej – po czym przypomina Ami, że przez całą tę hecę z rebeliantami jest do tyłu z przygotowaniami.

...Dwie noce temu napadli ich Południowcy.

...Wczoraj napadła ich Północ.

...Ataki miały miejsce jeden po drugim.

...Nikt nie został schwytany.

...Co robisz? Przypominasz gościom z Niemiec i Włoch, żeby zabrali ze sobą krem do opalania i dobry humor (szwagier z Norwego-Szwecji już uprzedził, że o alkohol dbają gospodarze).

Użyj mózgu, Luke: 61

America panikuje, że na pewno nie wyrobią się z Kriss (co w takim razie ma powiedzieć drużyna, która przygotowuje WCZEŚNIEJSZĄ imprezę?), ale Max uspokaja ją, że nie wywali jej, nawet jeśli przyjęcie będzie katastrofą. Od słowa do słowa wychodzi na jaw, że po wizytach odbędą się kolejne Eliminacje.

Mam jakieś dwa tygodnie, zanim zaczną ode mnie oczekiwać kolejnego wyboru. Te przyjęcia będą miały ogromne znaczenie. Ty i Kriss macie trudniejsze zadanie – nowe relacje dyplomatyczne, mniej osób do pomocy, a chociaż Włosi uwielbiają świętować, bardzo łatwo jest ich czymś obrazić. Jeśli dodamy do tego, że jeszcze praktycznie nic nie zrobiłyście…

Wiecie co? Ataki atakami – dlaczego, u diabła, kazano dziewczynom zorganizować olbrzymią dyplomatyczną fetę w tak śmiesznie krótkim czasie? To byłoby przecież spore wyzwanie nawet dla firm zajmujących się profesjonalnie tego typu usługami! Powtórzę za Beige: czy Cass naprawdę uważa, że Royal Wedding został zaplanowany z dnia na dzień, z Harrym dmuchającym balony do ozdobienia sali weselnej i Filipem wybierającym kolor serwetek?

Jak mała Kiera wyobraża sobie...: 60
Sam sobie sterem, żeglarzem, okrętem: 6

A teraz uwaga, kochani, czas na teh!dramę:

Nie powinienem wam pomagać, ale gdybyś czegoś potrzebowała, powiedz mi koniecznie. Nie mogę odesłać do domu żadnej z was.
Kiedy po raz pierwszy się pokłóciliśmy – to była ta głupia sprzeczka o Celeste – myślałam, że Maxon złamał mi serce. Po raz drugi myślałam tak po tym, co się stało z Marlee. Byłam pewna, że za każdym razem, kiedy coś staje mi na drodze, jakiś kawałeczek mojego serca rozpada się w nicość. Ale nie miałam racji.
Teraz, kiedy leżałam na szpitalnym łóżku, moje serce po raz pierwszy zostało złamane przez Maxona Schreave, a ból wydawał się niemal nie do zniesienia. Do tej pory mogłam sobie wmawiać, że tylko mi się wydaje, że dostrzegam coś pomiędzy nim a Kriss, ale teraz zyskałam pewność. Zależało mu na niej. Może tak samo jak na mnie.

He, he, he. No i co, Amisiu – nie tak fajnie znaleźć się po drugiej stronie rzeczki, prawda?


A tak swoją drogą, jeśli chcecie wiedzieć, skąd wziął się ten nagły przypływ książęcych uczuć do Kriss... cóż, na mnie nie patrzcie. Najwyraźniej Cass bardzo lubi „Intruza” i uznała po lekturze tego wątpliwej jakości dzieła, że jeden trójkąt miłosny to za mało; niniejszym Kriss Ambers oficjalnie awansuje na Główną Rywalkę Ameriki.

Fanfary!


Maksiu zbiera się do wyjścia; oznajmia jeszcze Amisi, że bardzo się cieszy, iż nic jej się nie stało.

Popatrz na mnie, Ami – poprosił łagodnie.
Zrobiłam to.
Nie mam do ciebie pretensji. Mogę zaczekać.

Kochanek z kartonu: 24

- Chcę tylko, żebyś wiedziała… Brakuje mi słów, żeby wyrazić, jaką ulgę poczułem, kiedy znalazłaś się cała i zdrowa. Nigdy w życiu nie byłem tak wdzięczny losowi.
Milczałam, oszołomiona, jak zawsze, gdy jego słowa dotykały najwrażliwszego miejsca w moim sercu. W głębi duszy niepokoiłam się tym, jak łatwo przychodzi mi w nie wierzyć.
- Dobranoc, Ami.



Rozdział 18

Chcecie wiedzieć, ile stron liczy sobie ten rozdział?

Dwie.

Powtórzę, na wypadek gdyby ktoś nie zauważył:

DWIE.

I nie, najprawdopodobniej nie mam niepełnej wersji, bowiem te strony łączą się ze sobą w logiczny sposób, a na ostatniej (i DRUGIEJ) jest jeszcze sporo wolnego miejsca, co wskazuje na zakończenie konkretnego wątku.

Cass, niniejszym przebiłaś samą siebie i swój czterostronicowy rozdział. Moje gratulacje.

Zaczynamy od Ameriki i Kriss, uwijających się jak mróweczki przed przyjazdem gości:

Był poniedziałek wieczór, a może wtorek rano – o tak późnej porze trudno było zdecydować. Przez cały dzień pracowałyśmy z Kriss, wyszukując odpowiednie tkaniny, polecając lokajom rozwieszać je, wybierając suknie i biżuterię, jaką zamierzałyśmy założyć, dobierając porcelanową zastawę i szykując ogólny zarys menu. Jednocześnie słuchałyśmy włoskich zdań, jakie powtarzali nam korepetytorzy z nadzieją, że coś zapamiętamy. Ja przynajmniej znałam hiszpański, dzięki czemu było mi trochę łatwiej, bo te języki były dość podobne. Kriss robiła, co w jej mocy, żeby nie zostawać w tyle.

Jak pisałam w komentarzu pod poprzednim rozdziałem, zajmowanie się przez dziewczyny każdą popierdółką to nie jest zwyczajny test mający na celu sprawdzenie kreatywności i zdolności organizacyjnych kandydatek; królowa NAPRAWDĘ zajmuje się osobiście duperelami w rodzaju dobierania zasłon do dywanów i (tak, to kanon) kosztowania każdej potrawy, która ma pojawić się na stole.

Sam sobie sterem, żeglarzem, okrętem: 7

A zresztą...wiecie co? W sumie niech się nawet zajmuje; ostatecznie i tak nie robi nic poza dbaniem o swoją koafiurę, więc równie dobrze może od czasu do czasu przydać się do czegoś i własnoręcznie przygotować posypane brokatem zaproszenia na imprezę.

Mnie zastanawia raczej, dlaczego kandydatki, które nie znają ani języka, ani obyczajów gości zmusza się najpierw do wybierania porcelany, a dopiero później do nadrobienia braków w edukacji. Ostatecznie, jak widzimy na załączonym obrazku, dziewczyny niczego się tak naprawdę nie uczą; nie ma z nimi żadnego stylisty, dekoratora czy specjalisty od etykiety, który tłumaczyłby im, jakie ozdoby byłyby najodpowiedniejsze – Kriss i Amisia robią wszystko „na czuja”, a tego byłby w stanie dokonać w miarę rozgarnięty dzieciak. Pamiętajmy, że stosunki między Illeą i Włochami są nadal dosyć niepewne; śmiem twierdzić, że zagranicznego króla nieodpowiedni gest czy słowo może urazić daleko bardziej niż obrus w niemodny wzorek.

Użyj mózgu, Luke: 62

Powinnam być wyczerpana, ale mogłam myśleć tylko o słowach Maxona.
Co zaszło między nim a Kriss? Dlaczego nagle stali się sobie tak bliscy? Czy w ogóle powinnam się tym do tego stopnia przejmować?

a) cholera wie
b) bo tak chciała autorka
c) nie, jesteś Mary Sue, cały świat tak czy inaczej kręci się wokół twojej rzyci.

Ale tu chodziło o Maxona. Niezależnie od tego, jak bardzo próbowałam nabrać dystansu, zależało mi na nim. Nie byłam gotowa, żeby o nim całkowicie zapomnieć.

Osiołkowi w żłoby dano: 38

Amisia myśli, myśli, a to myślenie tak ją męczy, że postanawia odszukać jakichś pomocnych życiowych prawd dotyczących roli księżniczki – no gdzie? Tak, zgadliście: w różowym pamiętniczku Grzesia!


Podeszłam do taboretu, wyjęłam z niego zapiski i z całego serca miałam nadzieję, że znajdę w nich coś mądrego. Gregory Illea nie urodził się arystokratą, musiał się tego nauczyć. Sądząc po tym, co pisał przy okazji Halloween, już wtedy przygotowywał się na wielką zmianę w swojej przyszłości. Zdjęłam okładkę, chroniącą zawartość przed światem, i zaczęłam czytać.

No to co – gotowi?

Pragnę uosabiać tradycyjne amerykańskie ideały. Mam piękną rodzinę i jestem niezwykle zamożny, a oba te elementy pasują do tego wizerunku, ponieważ nie spadły mi z nieba. Każdy, kto mnie teraz zobaczy, będzie wiedział, jak ciężko pracowałem na to, co udało mi się osiągnąć.
Jednakże to, że zdołałem wykorzystać obecną pozycję i ofiarować krajowi tak wiele, podczas gdy inni nie mogli lub nie chcieli tego zrobić, zmieniło mnie z bezimiennego milionera w powszechnie znanego filantropa. Nie mogę na tym poprzestać. Muszę robić więcej, stać się kimś więcej. U władzy obecnie jest Wallis, a nie ja, więc ja muszę znaleźć sposób, by dać społeczeństwu to, czego potrzebuje, i jednocześnie nie być postrzeganym jako uzurpator. Może przyjść dzień, w którym obejmę władzę i będę mógł postępować zgodnie z własnym uznaniem. Na razie postaram się zajść jak najdalej, przestrzegając obecnych zasad.”

„Kochany pamiętniczku, szykuję się do zdrady stanu. Mam nadzieję, że mi się uda! Ups, muszę zmykać, żona woła mnie na obiad. Do zobaczenia”.

Konkurencja dla Kajusza: 8

Wiecie co? Mam szczerą nadzieję, że Cass wyda kiedyś cały pamiętnik Gregory'ego. A nawet wszystkie dwanaście tomów. To byłaby najśmieszniejsza lektura mojego życia.

Spróbowałam znaleźć jakieś przesłanie dla siebie w jego słowach. Pisał, żeby wykorzystać swoją pozycję. Pisał, żeby przestrzegać zasad. Pisał, żeby się nie bać.

Americo...chyba przegapiłaś podczas lektury zwrot „na razie”.

Może to powinno mi wystarczać, ale nie wystarczało. Nie było przydatne nawet w najmniejszym stopniu. Ponieważ Gregory mnie zawiódł, pozostał tylko jeden mężczyzna, na którego mogłam liczyć. Podeszłam do biurka, wyjęłam kartkę oraz długopis i napisałam krótki list do mojego ojca.


I to już wszystko na dziś. A za tydzień: wizyta Włochów i nowe wieści dotyczące Marlee. Zostańcie z nami!


Statystyka:

Co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr: 15
Dobre Mzimu: 24
Jak mała Kiera wyobraża sobie...: 60
Karny jeżyk potrzebny od zaraz: 15
Kochanek z kartonu: 24
Konkurencja dla Kajusza: 8
Nie, nie jesteśmy w Panem: 24
Osiołkowi w żłoby dano: 38
Queen (Bee) Wannabe: 45
Sam sobie sterem, żeglarzem, okrętem: 7
Twierdza Monty Pythona: 11
Użyj mózgu, Luke: 62


Maryboo


20 komentarzy:

  1. Czyżby wszyscy świętowali zwycięstwo Mansa w Eurowizji? (Swoją drogą, kupił mnie uśmiechem, piosenka to był do niego bardzo miły dodatek :P). No nic, to ja się wypowiem.

    Nie mogę, po prostu nie mogę uwierzyć, że ktokolwiek, czytając tę książkę, był w stanie wyobrazić sobie te wszystkie sceny. Pomijam już nawet fakt, że Cass jest tak kulawa w opisach, że nie mam bladego pojęcia, jak wyglądają jej bohaterowie, miejsca, w których się znajdują i w zasadzie jak wygląda cokolwiek w tej książce. Jak ktoś chociaż przez chwilę mógł przyjąć te sytuacje za minimalnie prawdopodobne? To wszystko jest przecież tak nielogiczne i absurdalne, że nie trzeba być specjalnie inteligentnym, żeby to widzieć. Nie lubię się posuwać do takich być może obraźliwych wniosków, ale mam wrażenie, że naprawdę trzeba mieć jakiś deficyt, żeby wziąć te książkę na poważnie. Ilość bzdur i nieudanych rozwiązań jest tutaj tak wielka, że nawet Cass musiała, pisząc to, zorientować się, że nic tutaj do siebie nie pasuje. Nie wiem, nie widzę żadnego rozwiązania, które satysfakcjonująco wyjaśniłoby, dlaczego to wszystko tak wygląda.
    Kiedyś usiłowałam tutaj wypisać część błędów i nielogiczności, jakie Cass popełniła, wymyślając historię swojego - zaszalejmy! - kraju, ale teraz ręce mi zwyczajnie opadły. Może jeszcze Gżesiu Ikea miał facebooka albo twittera, gdzie relacjonował intensywnie swoje życie i zwierzał się z planów? Już widzę te fejsbukowe ankiety: czy powinienem dokonać zamachu stanu? a) tak, b) nie, c) nie mam zdania, albo instagramowe selfie z jakąś Beyonce albo inną Taylor Swift #futureking #bowdownbitches #voteme #ornot #gonnaruleanyway. Serio, ten pomysł z pamiętnikiem (i, mój Boże, styl tegoż jest jeszcze bardziej kosmiczny!) jest absolutnie i całkowicie komiczno-żałośnie-straszny; nic, zupełnie nic nie usprawiedliwia ogromu tej głupoty, którą Cass tutaj upchnęła. to się analizuje samo przez się.

    Pomysł, że Kiera napisała tego więcej mnie przeraża. Jeśli dacie radę to wszystko przeczytać i zanalizować, należy Wam się za to jakaś honorowa nagroda świata literatury. To już Meyer starała się o odrobinę większą finezję w snuciu swoich intryg i konstruowaniu fabuły, a jej bohaterowie przy tych chodzących kartonach mieli kolory, kształt i osobowość. Niewiarygodnie, no niewiarygodne.

    Pozdrawiam i życzę wytrwałości, bo Wam się zdecydowanie przyda ;).

    Carly

    OdpowiedzUsuń
  2. O, proszę, jak się opłaciło wejść wcześnie, kwikaśne rozdziały na dobry poranek :3

    OdpowiedzUsuń
  3. PRZESZUKAĆ las pełen niebezpiecznych rebeliantów? Czy nie skuteczniejszym rozwiązaniem byłoby PODPALIĆ?
    Aha, i "siedź w miejscu i czekaj" to typowa rada na wypadek, gdy zgubi się małe dziecko, które odłączyło się od rodziny na wycieczce lub zakupach - bo wtedy reszta rodziny zacznie go szukać szybko. I podejrzewam, że właśnie takich sytuacji dotyczyła rada mamy Ami. W końcu kto jak kto, ale ona wykazała się jakimś rozsądkiem w ciągu fabuły.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podpalić? Jeszcze wtedy rozwiązaliby problem, ksiunszka skończyłaby się szybciej, a tego byśmy nie chcieli...

      Usuń
  4. Fragmentem własnej roboty dotyczącym gwardzistów wyłamujących palce i rebeliantów proszących o kluczyk przyprawiłaś mnie o ból brzucha :D Świetna robota, jak zwykle, ale dopiero teraz zawzięłam się i skomentowałam. Swoją drogą, podczas ostatniej wizyty w empiku ujrzałam najnowszą część. Macie w planach zatopienie w niej zębów?
    Serdecznie pozdrawiam
    Duslawa

    OdpowiedzUsuń
  5. Hmmm... O ile dobrze pamiętam, to nie brak cytryn jest głównym problemem Amiśki i warstwy społecznej, z której się wywodzi. Raczej to, że do obiadu zmuszona jest pić TYLKO herbatkę z cytryną, a nie Coca-Colę, czy, nie wiem, Château Margaux 1787.

    Czemu kwestia ataków buntowników (i w ogóle ich istnienia...) nie jest tematem szeroko omawianym w pałacu i traktowanym poważnie? Może oni tak się przyzwyczaili do tych radosnych epizodów, że sobie życia bez nich nie wyobrażają. No bo w sumie większość czasu siedzą na zadkach i się nudzą, a taki atak dwa razy w tygodniu to i odmiana, i adrenalinka...

    TrisMoszfajka

    OdpowiedzUsuń
  6. Ale... ale jak to? ja miałam nadzieję że Ami jednak chwilę posiedzi w tym lesie... zmarznie? zgłodnieje? ze trzy strony chociaż nieważne...

    OdpowiedzUsuń
  7. "Jednocześnie słuchałyśmy włoskich zdań, jakie powtarzali nam korepetytorzy z nadzieją, że coś zapamiętamy. Ja przynajmniej znałam hiszpański, dzięki czemu było mi trochę łatwiej, bo te języki były dość podobne."
    Skąd u grzyba nasza kochana Ami zna hiszpański? Piątki ponoć nie mają dostępu do edukacji, mam rozumieć, że nauczyła się od matki, również Piątki, która nauczyła się go... wuj wie gdzie?
    Mamusia Amisi chyba była szkolona razem z pokojówkami-do-wszystkiego: pranie, sprzątanie, gotowanie, wychowanie piątki dzieci i kształcenie ich w domowych warunkach wszystkiego, od czytania, pisania i liczenia, przez hiszpański i umiejętności rzeźbiarskie po śpiew i grę na skrzypcach, fortepianie, flecie, murzyńskich bębnach i harmonijce ustnej...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. E tam, zaraz że "zna język". Uczyła się francuskiego i hiszpańskiego, ponieważ "jest tyle ślicznych piosenek". Na tej samej zasadzie ja znam japoński, bo umiem zafałszować kilka openingów anime. Amisia po prostu ma focha i robi co może, żeby podbić sobie ego. Przynajmniej według mnie.

      Usuń
    2. Prawdopodobnie jest tak jak piszesz, Biały Lisie ;) nie mniej jednak z tekstu wynika, że zna hiszpański na tyle, że pomaga jej to w nauce włoskiego.
      A nawet jeśli zna tylko podstawy języka - francuski? hiszpański? Skąd? Do szkoły nie chodzi, komputerów u nich nie ma, książek zakładam, że również nie ma (drogie, a rodzinka Singerów ponoć na chleb nawet nie ma)...

      Usuń
    3. Też tu widzę sobie karmienie ego - znajomość hiszpańskiego przy nauce włoskiego może pomóc, jeżeli się do tego przysiądzie i solidnie porówna i przerobi - a przy takim słuchaniu jednym uchem i jednoczesnym przeglądaniu katalogu serwetek jest znacznie większa szansa, że tylko sobie namiesza. IMO w tej sytuacji w lepszej pozycji jest Kriss. I wreszcie - na cholerę? Czego można się nauczyć w tak krótki czasie? Nawet nie przywitania, no bo raczej przy wizytach dyplomatycznych nie stosuje się swojskiego "bongiorno"? Niech obie skombinują solidnych tłumaczy i nie robią siary...

      Maryboo, Beige, pomóżcie! Czy jest gdzieś wspomniane, skąd Amisia zna ten nieszczęsny francuski i hiszpański? Jakoś powszechna nauka języków obcych nie pasuje mi do tego kastowo-nacjonalistycznego państwa kontrolującego przepływ informacji... To co, Amisia znalazła podręcznik sprzed pół wieku? Pewnie jeszcze z płytą CD ćwiczącą wymowę?

      Z wyrazami szacunku
      Kazik

      Usuń
    4. Poruszyłam tę kwestię w analizie III rozdziału "Rywalek" - wiemy jedynie, że matka kazała Amisi uczyć się dwóch języków; nigdy nie dostajemy żadnego wyjaśnienia dotyczącego tego, skąd Magda lub Shalom znali francuski/hiszpański lub skąd wzięli ewentualne materiały do nauki (przypominam, że Piątki kształcą się wyłącznie we własnym zakresie, więc prywatny nauczyciel odpada - no, chyba że jakiś sąsiad po dobroci, ale nigdy nie słyszymy o niczym podobnym).

      Usuń
  8. Analiza zacna, jak zawsze zresztą ^^ Americo, jakaś ty biedna! Siedziałaś w tym lesie z PODRAPANYMI NOGAMI, no czy wy sobie to wyobrażacie?! Skandal! jak lubiła wołać moja nauczycielka łaciny. A drama dotycząca Kriss... Cóż, gdzieś już pisałam, że uważam ją za sto razy ciekawszą, milszą i inteligentniejszą postać od Amisi (nie jest to trudne, ale zawsze) i za każdym razem, gdy czytam, że jest blisko z Maxonem na mojej twarzy wykwita uśmiech w stylu Jacka Nicholsona w "Czarownicach z Eastwick" <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Szanuj las, też będziesz partyzantem!
    Clarkson tłumaczy synowi, że piechota morska nie umie chodzić po morzu. Aż tu wtem! Przez główną bramę wpada itd -cudne to było!

    Chomik

    OdpowiedzUsuń
  10. Wbrew pozorom rada dot. przestrzegania zasad mogłaby się Amisi przydać, nie wydawała się dotychczas tym zainteresowana...

    OdpowiedzUsuń
  11. Szczerze mówiąc to mi zupełnie nie przeszkadzają krótkie rozdziały. Zawsze myślałam (tak było w książkach które dotychczas czytałam), że mają taką długość z powodu jakiś sensacyjnych wydarzeń w tym rozdziale, plot twista, czy po prostu tak ważnego dla fabuły zdarzenia. Kiedy na początku tego rozdziału wspomniałaś, że będzie miał tylko 2 strony byłam przekonana, że zaraz dojedziemy do wyjaśnienia jakiejś "tajemnicy" (jakby czytelnik się nie domyslał zakończenia tej ksionszki). A tu jedno wielkie NIC. Amisi jest smutno bo Maksio lubi Kriss, nudne przygotowania do grubego melanżu z Włochami i tak samo nudne przemyślenia pana Grzesia Ikei.

    Ewelina

    OdpowiedzUsuń
  12. Clarkson objaśniający Maxowi, że piechota morska nie maszeruje przez morze zrobił mi dzień <3

    Z wyrazami szacunku
    Kazik

    OdpowiedzUsuń
  13. "Chcecie wiedzieć, ile stron liczy sobie ten rozdział?

    Dwie."

    Nie zaszokowałyście mnie. Ostatnio czytałam "Zwodniczy punkt" Dana Browna i tam zdarzały się rozdziały na jedną stronę. ;)

    OdpowiedzUsuń