niedziela, 31 maja 2015

Rozdziały XIX i XX

ROZDZIAŁ 19


Dzisiejszy odcinek będzie raczej nudny, lojalnie ostrzegam. Chociaż kilka idiotyzmów też się znajdzie, więc może osłodzą Wam mękę.

Nadchodzi czas pierwszego przyjęcia organizowanego przez Celeste, Natalie i Elise. Amisia i Kriss postanawiają podczas imprezy przede wszystkim obserwować królową i Silvię oraz ich reakcje.

Przyszłyśmy punktualnie, co było w tym przypadku wymagane ze względów kulturowych(…)


Aha, a na przyjęcie z przedstawicielami innych krajów niż Dojczland spokojnie można się spóźnić? Ok., got it.


(…) i zastałyśmy pozostałe dziewczyny w opłakanej sytuacji. Miałam wrażenie, że Celeste postanowiła tym razem sabotować samą siebie. Podczas gdy Elise i Natalie miały sukienki w stonowanym, ciemnoniebieskim kolorze, suknia Celeste była prawie biała. Wystarczyłby welon i mogłaby iść do ślubu. Poza tym suknia była zdecydowanie zbyt wydekoltowana, szczególnie w porównaniu z kreacjami niemieckich dam. Większość z nich mimo ciepłej pogody miała suknie z długimi rękawami.

Queen (Bee) Wannabe: 46
Natalie miała zająć się kwiatami i nie zwróciła uwagi na to, że lilie są tradycyjnie używane w wieńcach pogrzebowych. Wszystkie dekoracje kwiatowe musiały zostać pospiesznie zabrane.


Horror po prostu, sojusz zerwany, jutro dostaną na piśmie wypowiedzenie wojny.


Amisia nie zna niemieckiego, ale jakoś udaje jej się porozmawiać z zaproszonymi gośćmi. Dziewczyna zauważa, że Silvia cały czas robi notatki i to na nią trzeba będzie szczególnie uważać.


Następnego dnia rano Kriss wraz ze swoimi pokojówkami przychodzi do Amisi i razem przygotowują się do ich przyjęcia. Rozważań o sukienkach i innych pierdołach wam oszczędzę, bo niczego nie wnoszą.

Poprawiłam naszyjnik Kriss, kiedy przepytywałyśmy się nawzajem z podstawowych zdań. Jej włoski brzmiał bardzo naturalnie.
– Dziękuję – powiedziała.
– Grazie – odparłam.
– Nie, nie. – Kriss odwróciła się do mnie. – Naprawdę chciałam ci podziękować. Tak bardzo się napracowałaś i… sama nie wiem. Myślałam, że po tym, co się stało z Marlee, poddasz się. Bałam się, że zostanę ze wszystkim sama, ale ty pracowałaś tak ciężko. Naprawdę wspaniale sobie radzisz.
– Dziękuję, ale tobie też się należą podziękowania. Nie wiem, czy wytrzymałabym, gdybym musiała pracować z Celeste. Z tobą to była przyjemność. – Mówiłam całkiem szczerze, Kriss była niezmordowana. Teraz uśmiechnęła się z wdzięcznością. – I masz rację, trudno jest mi bez Marlee, ale nie zamierzam się poddać. To będzie wspaniałe przyjęcie.Kriss przygryzła wargi i zastanowiła się nad czymś, a potem odezwała się szybko, jakby się bała, że może stracić opanowanie:– Czyli nadal bierzesz udział w rywalizacji? Nadal chcesz Maxona?
Wiedziałam oczywiście, co tutaj robimy, ale żadna z pozostałych dziewcząt nie mówiła o tym w taki sposób. Zostałam zaskoczona, nie wiedziałam, czy w ogóle mam jej odpowiedzieć. A jeśli tak, to co mam odpowiedzieć.



Przynajmniej dziewucha jest konkretna. To lubię. Nie dziwię się też, że jest skołowana postawą Ami. Ja też na jej miejscu bym nie wiedziała, na czym właściwie Amisia stoi.

Ami nie odpowiada jednak, bo do sali wchodzi Silvia z królową. Amberly komplementuje wystrój.

– Proszę zwrócić uwagę na nasze naszyjniki – powiedziała Kriss. – Pomyślałyśmy, że jeśli będą podobne, będzie bardziej widoczne, że jesteśmy tu gospodyniami.
– Świetny pomysł – skinęła głową Silvia i zapisała coś w notesie. Kriss i ja wymieniłyśmy uśmiechy.

O rany, rany, cóż za strategia, jakie one mądre.

– Ponieważ ty i jej wysokość także jesteście tu gospodyniami, pomyślałyśmy, że powinnyście założyć podobne – powiedziałam, a Kriss wyjęła spod stołu dwa pudełka.
– Naprawdę? – westchnęła królowa.
– To… dla mnie? – zdziwiła się Silvia.
– Oczywiście – odparła Kriss, podając jej biżuterię.
– Zarówno jej wysokość, jak i ty, Silvio, bardzo nam pomogłyście. To także wasze dzieło – dodałam.
Widziałam, że królowa jest wzruszona naszym gestem, zaś Silvia po prostu zaniemówiła. Nagle zaczęłam się zastanawiać, czy ktokolwiek w pałacu zrobił kiedyś dla niej coś takiego. Owszem, wpadłyśmy na te pomysł wczoraj, żeby przeciągnąć Silvię na swoją stronę, ale teraz z wielu powodów cieszyłam się, że to zrobiłyśmy.

Ha, przekupstwo. No ładnie. Silvia już ma miękkie kolana ze wzruszenia i jej notaki z eventu będą na pewno wychwalać Amisię i Kriss pod niebiosa.
Elise, Celeste i Natalie pojawiły się, co zaskakujące, punktualnie. Kiedy tylko zobaczyły nasze dekoracje – marszczone draperie na ścianach, lśniące ozdoby na stołach i mnogość kwiatów – w oczach Elise i Celeste pojawił się wyraźny żal. Natalie jednak była zbyt podekscytowana, żeby się tym przejmować.– Tu pachnie jak w ogrodzie – westchnęła, wchodząc do sali niemal tanecznym krokiem.
– Troszeczkę za mocno – dodała Celeste. – Gości z pewnością rozbolą głowy. – To, że do czegoś się przyczepi, było prawie pewne.


Queen (Bee) Wannabe: 47


Wreszcie pojawiają się zaproszone damy. Są piękne, opalone i bardzo włoskie.

Monarchia włoska była jeszcze młodsza od Illéi.


Po cholerę Włochom król? Tzn. ja wiem, że potrzeba dużo księżniczek do książki, ale niech mi ktoś to wytłumaczy z politycznego punktu widzenia. Jak to się stało, że nagle Włosi usiedli i stwierdzili: „Hmmm, monarchia to jest to!”


Jak mała Kiera wyobraża sobie...: 61

Z materiałów, które czytałam, wynikało, że przez całe dekady odtrącali nasze przyjazne gesty i wizyta była pierwszym przejawem zainteresowania z ich strony. Nasze spotkanie stanowiło pierwszy krok do zacieśnienia stosunków na najwyższym szczeblu.


I Clarkson zostawił organizację przyjęcia dla przedstawicieli kraju, z którym stosunki balansują na krawędzi, jakimś dwóm dziewuchom znikąd, które na dodatek nie miały jeszcze kilka dni wcześniej o niczym pojęcia? Genialny plan, nie ma co.


Jak mała Kiera wyobraża sobie...: 62

Użyj mózgu, Luke: 63


Na szczęście jesteśmy w Casslandzie, więc nie ma problemu. Panny z Włoch są przemiłe i pozytywnie nastawione.

Wydukałam kilka zdań po włosku, a one życzliwie śmiały się z moich błędów i poprawiały mnie. Ich angielski okazał się świetny, więc po chwili wychwalałyśmy nawzajem swoje fryzury i suknie. Najwyraźniej udało nam się zrobić dobre pierwsze wrażenie, a ja dzięki temu odetchnęłam z ulgą.
Większość przyjęcia spędziłam w towarzystwie Orabelli i Noemi, dwóch kuzynek księżniczki włoskiej.
– Jest wspaniałe! – oznajmiła Orabella, unosząc kieliszek wina.
– Cieszę się, że ci smakuje – odparłam, zastanawiając się, czy nie wydam im się zbyt nieśmiała. Obie mówiły okropnie głośno.
– Musisz koniecznie spróbować! – nalegała. Nie piłam alkoholu od czasu balu halloweenowego, i w ogóle za nim nie przepadałam. Nie chciałam jednak zachować się niegrzecznie, więc wzięłam podany mi kieliszek i upiłam łyk.
To było coś niesamowitego. Szampan składał się z samych bąbelków, ale bogate, czerwone wino miało wiele smaków nakładających się na siebie i po kolei pieszczących zmysły.
– Mmmm – westchnęłam.
– Właśnie, właśnie! – Noemi postanowiła zwrócić uwagę na siebie.
– Książę Maxon jest bardzo przystojny. Jak można się załapać do Eliminacji?
– Trzeba wypełnić mnóstwo papierków – zażartowałam.
– To wystarczy? Masz może jakiś długopis?
– O, to ja też poproszę – wtrąciła Orabella. – Chętnie zabiorę Maxona do domu.

Rozmowa na poziomie, żarty przednie, żadnych stereotypów. To lubię.

Roześmiałam się.
– Uwierz mi, tu nie zawsze jest tak przyjemnie.
– Powinnaś wypić jeszcze trochę wina – nalegała Noemi.
– Właśnie! – zgodziła się z nią Orabella i obie wezwały lokaja, żeby napełnił mój kieliszek.
– Byłaś kiedyś we Włoszech? – zapytała Noemi.
Potrząsnęłam głową.– Przed Eliminacjami nie wyjeżdżałam nigdy ze swojej prowincji.
– Koniecznie musisz przyjechać! – oznajmiła Orabella. – Możesz zawsze wpaść do mnie z wizytą.
– Wszystko chcesz mieć dla siebie – narzekała Noemi. – Ona zamieszka u mnie.

Oj, laseczki, gdybyście chociaż trochę znały Amisię, to byście jej tak chętnie nie zapraszały.

Wino mnie rozgrzewało, a ich entuzjazm sprawiał, że szczęście niemal mnie rozsadzało.
– To jak, czy on dobrze całuje? – zapytała Noemi.
Zakrztusiłam się odrobinę winem i odstawiłam kieliszek, żeby się roześmiać. Starałam się nie zdradzić za wiele, ale od razu się domyśliły.– Jak dobrze? – dopytywała się Orabella. Ponieważ nie odpowiedziałam, machnęła ręką. – Napij się jeszcze wina! – zażądała.
Wskazałam je oskarżycielsko palcem, uświadamiając sobie, co próbują zrobić.
– Jesteście nieznośne!

Tak, upijcie ją, niech zrobi z siebie idiotkę i niech ją przyłapią z ręką w majtach Ośrodka, to będziemy mieć ten cały cyrk z głowy.

Odchyliły głowy, śmiejąc się do rozpuku, a ja szybko się do nich przyłączyłam. Musiałam przyznać, że babskie pogaduszki były znacznie przyjemniejsze, jeśli nie rywalizowałyśmy o tego samego chłopaka, ale nie mogłam tego nadmiernie przeciągać.

Ale jak to? A to nie jest tak, że zawsze się rywalizuje o uwagę jakiegoś faceta z innymi, złymi babami? Coś podobnego.

Wypiłam trochę wody, zjadłam coś, a potem zagrałam na skrzypcach kilka włoskich piosenek, które większość zaproszonych gości śpiewała na głos. Kątem oka zauważyłam, że Silvia robi notatki i jednocześnie przytupuje stopą do rytmu.

Jesteś zajebista, Amiś, przyjęcie jest zajebiste, Celeste i spółka mogą się schować. Ok., rozumiem.
Kiedy Kriss wstała i wzniosła toast za jej wysokość oraz Silvię, które pomagały nam w organizacji przyjęcia, cała sala biła brawo. Kiedyja wzniosłam toast za naszych gości, panie aż zapiszczały z zachwytu, opróżniły kieliszki, a potem rzuciły nimi o ścianę. Kriss i ja nie spodziewałyśmy się tego, więc wzdrygnęłyśmy się, ale zrobiłyśmy to samo.Biedne pokojówki przybiegły, żeby pozamiatać szklane okruchy, muzyka znowu zagrała i wszyscy zaczęli tańczyć. Chyba największą atrakcją wieczoru była Natalie na stole, tańcząca w sposób kojarzący się z podrygiwaniem ośmiornicy.

Jakoś nieszczególnie jestem w stanie sobie wyobrazić taką ośmiornicę. Na pewno na jej miejscu Amisia odtańczyłaby Taniec siedmiu zasłon czy coś w tym stylu.

Królowa Amberly siedziała w rogu sali, pogrążona w sympatycznej rozmowie z włoską królową. Ten widok sprawił, że poczułam przypływ satysfakcji i byłam tak zajęta obserwowaniem ich, że prawie podskoczyłam, kiedy Elise odezwała się do mnie: 
– Wasze jest lepsze – powiedziała niechętnie, ale szczerze.
Jestem niemożebnie zaskoczona.

– Wiesz, Elise, wszyscy wczoraj widzieli, że w waszej grupie to ty najwięcej zrobiłaś. Jestem pewna, że Silvia dopilnuje, żeby Maxon się o tym dowiedział.
– Tak myślisz?
– Oczywiście. I obiecuję, że jeśli to są jakieś zawody i przegrasz, sama powiem Maxonowi, jak bardzo się starałaś.
Elise zmrużyła swe wąskie oczy.
– Zrobiłabyś to?
– Oczywiście, czemu nie – odparłam z uśmiechem.
Elise potrząsnęła głową.– Naprawdę podziwiam twój charakter i tę szczerość, ale powinnaś pamiętać, że jesteśmy rywalkami, Ami. – Mój uśmiech zniknął. – Nie zamierzam kłamać i próbować cię oczerniać, ale nie zamierzam też mówić Maxonowi, że zrobiłaś coś szczególnie dobrze. Nie mogłabym się na to zdobyć.
 
– Nie musi tak być – powiedziałam cicho. Znowu potrząsnęła głową.
– Owszem, musi. Tu nie chodzi o jakąś tam nagrodę, ale o męża, koronę, przyszłość.
Byłam jak ogłuszona. Myślałam, że się przyjaźnimy. Poza Celeste, naprawdę ufałam tym dziewczętom. Czy byłam tak ślepa, żeby nie widzieć, jak ostro między sobą rywalizują?


Tak, Amiś, i głupia, bezdennie głupia.



Użyj mózgu, Luke: 64


– To nie znaczy, że cię nie lubię – mówiła dalej Elise. – Bardzo cię lubię. Ale nie będę ci kibicować, żebyś wygrała.


Ami chyba zapomniała, że skoro Maksio liże jej buty, to nie oznacza jeszcze, że konkurs się skończył. Pozostałe panny nadal grają o najwyższą stawkę. O słodka naiwności!

Elise uśmiechnęła się do kogoś za moimi plecami, więc odwróciłam się i zobaczyłam, że zbliża się do nas włoska księżniczka.
– Przepraszam, czy mogłabym zamienić słowo z gospodynią? – zapytała z uroczym akcentem.
Elise dygnęła i wróciła na parkiet, a ja spróbowałam zapomnieć o tej rozmowie i skoncentrować się na osobie, na której powinnam zrobić dobre wrażenie.– Wasza wysokość, księżniczko Nicoletto, niezwykle mi przykro, że nie miałyśmy jeszcze okazji porozmawiać – powiedziałam, także dygając.
– Ależ nie ma o czym mówić! Widziałam, że jesteś bardzo zajęta. Moje kuzynki są tobą zachwycone!
Roześmiałam się.
– One także są urocze.
Nicoletta pociągnęła mnie w róg sali.– Do tej pory wahaliśmy się w kwestii zacieśniania stosunkówz Illéą. Nasi poddani mają znacznie… więcej swobody.
– Mogę się domyślić.
– Nie, nie – odparła całkiem poważnie. – Chodzi mi o wolność obywatelską. U nas jest jej znacznie więcej. W Illéi ciągle jest system klasowy, prawda?
Nagle zrozumiałam, że to nie jest tylko towarzyska pogawędka, i skinęłam głową.
– Oczywiście obserwujemy was. Wiemy, co tu się dzieje. Zamieszki, rebelianci. Ludzie chyba nie są szczęśliwi?
Nie byłam pewna, co odpowiedzieć.
– Wasza wysokość, nie wiem, czy jestem odpowiednią osobą, żeby o tym rozmawiać. Nie mam na nic wpływu.

I tu się zgodzę. Nicoletta nie wie z całą pewnością, że Ami wygra i będzie miała realny wpływ na decyzje w tym kraju.
Nicoletta wzięła mnie za ręce.
– Ale mogłabyś mieć.
Przebiegł mnie dreszcz. Czy dobrze rozumiałam jej słowa?
 
– Widzieliśmy, co się stało z tą dziewczyną. Z tą blondynką – powiedziała szeptem.
– Marlee – skinęłam głową. – Była moją najlepszą przyjaciółką. Księżniczka uśmiechnęła się.
– I widzieliśmy ciebie. Materiał był bardzo okrojony, ale widzieliśmy, że chciałaś tam pobiec, walczyłaś.

Ja pierdzielę, następna mądra, która gratuluje Ami jej wybryku. UGH.
Wyraz jej oczu przypomniał mi spojrzenie królowej Amberly tamtego ranka. Była w nim nieskrywana duma.
– Jesteśmy niezwykle zainteresowani zacieśnieniem więzi z potężnym narodem, jeśli ten naród będzie potrafił się zmienić. Nieoficjalnie mogę ci powiedzieć, że jeśli będziemy mogli pomóc ci w jakiś sposób w zdobyciu korony, daj nam znać. Masz nasze pełne poparcie.

Nie zasługuje na nie. Na razie nie pokazała nic takiego, co mogłoby szerszej publice (a pamiętajmy, Nicoletta wie to, co zobaczy w mediach, chyba, że ma tu superszpiegów, w co raczej nie wierzę) udowodnić, że nadaje się na królową. Wiem, że Ami to Mary Sue i nawet księżniczka z niesprzymierzonego kraju musi jej wchodzić w tyłek bez lubrykantu. Ale i tak nie ma to wiele sensu.

Wsunęła mi w dłoń złożoną karteczkę i odwróciła się. Zawołała coś po włosku, a cała sala zagrzmiała okrzykami zachwytu. Nie miałam kieszeni, więc szybko wsunęłam karteczkę w stanik, z nadzieją, że nikt tego nie zauważył.

No nie mogę, jaka konspira. Super Tajemnicze Karteczki przekazywane w samym środku przyjęcia. Cóż, może i najciemniej pod latarnią, ale nie martwcie się, wątek konszachtów Amisi z włoską księżniczką będzie jeszcze zabawniejszy, poczekajcie tylko do następnego tomu. Ami wzepnie się na wyżyny tajniactwa.

Impreza kończy się późno w nocy. Amisia wraca do swojego pokoju, gdzie Anne wręcza jej list od ojca. Shalom pisze, że owszem, rozmawiał z Maksiem o jego zamiarach ożenku z Amisią. Papa Singer jak najbardziej pochwala ewentualny związek córki i księcia. Amisi kamień spada z serca. Tatko odpowiada też na pytanie Ami, czy ta nadaje się na księżniczkę.


Jeśli chodzi o Twoje drugie pytanie, odpowiedź także brzmi: tak. Ami, wiem, że nie dostrzegasz własnych zalet, ale powinnaś zacząć być ich świadoma. Od lat powtarzamy Ci, że jesteś utalentowana, ale Ty nie wierzyłaś w to, dopóki nie zaczęto Cię wynajmować do występów. Pamiętam, kiedy po raz pierwszy miałaś zajęty cały tydzień i zrozumiałaś, że to z powodu Twojego głosu i Twojej gry. Byłaś wtedy bardzo z siebie dumna. Powtarzaliśmy Ci też od niepamiętnych czasów, że jesteś prześliczna, ale nie jestem pewien, czy w ogóle się uważałaś za ładną, zanim zostałaś wybrana do Eliminacji.
Nadajesz się na przywódcę, Ami. Potrafisz trzeźwo myśleć, chętnie się uczysz i, co być może najważniejsze, masz w sobie wiele współczucia. To coś, czego ludzie w tym kraju pragną bardziej, niż mogłabyś się domyślać.
Jeśli pragniesz korony, Ami, weź ją. Weź ją, ponieważ powinna należeć do Ciebie.



Ahahahahaha!!! Trzeźwo myśleć, chętnie się uczyć, ja chrzanię, co za bzdury.


Ja rozumiem, że rodzice są ślepi i mają często rozmiękczone mózgi, jeśli chodzi o ich własne dzieci, to zupełnie normalne, ale jak można nie dostrzegać, ze Ami wcale się nie nadaje na przyszła władczynię? Chociaż może Shalom ma inne motywy żeby wsadzić córkę na tron. Biorąc pod uwagę to, kim jest i jakie ma wtyki…


Papa Singer dodaje oczywiście, że jeśli Amisia nie będzie chciała zostać księżniczką, to też spoko ziom, pakuj manatki i wracaj do domu, nie ma zmartwienia.

Łzy spływały mi cicho po twarzy. Tata naprawdę uważał, że mogłabym to zrobić. On jako jedyny tak myślał. No dobrze, on i Nicoletta.
Nicoletta!
Zupełnie zapomniałam o karteczce. Sięgnęłam za dekolt i wyciągnęłam ją – to był numer telefonu. Nie dodała nawet swojego imienia.
Nie potrafiłam sobie wyobrazić, ile ryzykowała, składając mi tę ofertę.


Ano dużo. I to dla takiej płotki. Zresztą nie bardzo rozumiem, co Ami ma niby zrobić z tym telefonem, skoro to taka tajemnica. Własnego aparatu nie ma, musiałby pożyczyć komórkę od Silvii i co miałaby jej powiedzieć? „A nic takiego, chcę tylko pogadać z włoską księżniczką, ale obiecuję, że to nie jest żadna zdrada stanu.”

A nawet jeśli mogłaby użyć linii stacjonarnej, to czy mogłaby to zrobić, nie powiadamiając nikogo o zamiarze skorzystania z telefonu? Który zresztą może być zwyczajnie na podsłuchu. Nie żebym myślała, że ktoś w pałacu wpadłby na taki rewolucyjny pomysł, żeby mieć oko i ucho na kandydatki, w razie gdyby któraś okazała się wtyczką rebeliantów. Ekhm, ekhm.

I w ogóle jakie to pocieszne. Księżniczka włoska daje Amisi swój prywatny numer telefonu, żeby Ami w razie czego mogła bezpośrednio do niej zadzwonić i pogadać o nowych fryzurach, sukniach i ewentualnym przewrocie. I najzabawniejsze jest to, że SPOJLER ten cały plan poniekąd zadziała.

I jeszcze jedna sprawa. Nicoletta wybiera na pałacową wtykę dziewuchę z najgorszymi sondażami, a wątpię, żeby miała jakieś konkretne informacje na temat uczuć Maksia. Skąd więc to przekonanie, że Ami zostanie wybrana, skoro wszyscy trąbią, jak to Amisia ma najmniejsze szanse. Nicoletta robi to z przekory, czy co? A może fakt, że Amisia już raz postawiła się królowi na oczach setek ludzi i mediów, przekonał księżniczkę, że najłatwiej będzie ją przekonać do współpracy i obalenia systemu? Fajnie, tylko amisiowe ekscesy nie świadczą zbytnio o jej inteligencji, ani nie wróżą jej długiego życia, więc nie wiem, jak dobry byłby z niej szpieg.



ROZDZIAŁ 20

Następnego dnia rano dziewczęta rozmawiają o nieobecności na śniadaniu królowej. Może ma kaca, może źle się czuje (pochodzi z bardzo zanieczyszczonej okolicy, więc od zawsze jest słaba i chorowita), może pisze z Silvią raport z obu przyjęć. Aż tu wtem!

Kriss urwała w pół zdania, ponieważ pokojówka zatrzymała się koło mnie i podała mi na tacy złożony liścik.Czułam, że wszystkie dziewczęta na mnie patrzą, kiedy podniosłam go ostrożnie i przeczytałam.– Czy to od Maxona? – zapytała Kriss, starając się ukryć zainteresowanie.
– Tak. – Nie podniosłam głowy.
– Co pisze? – naciskała.
– Że chce ze mną chwilę porozmawiać.
Celeste roześmiała się.– Ktoś tu chyba ma kłopoty.Westchnęłam i wstałam, żeby wyjść za pokojówką z sali.– Chyba jest tylko jeden sposób, żeby się o tym przekonać.
– Może w końcu zamierza ją stąd wyrzucić – powiedziała Celeste tak głośnym szeptem, że mogłam ją usłyszeć.
– Tak myślisz? – zapytała Natalie, odrobinę zbyt entuzjastycznie. Przeszedł mnie zimny dreszcz. Może Maxon naprawdę zamierzał mnie wyrzucić? Gdyby chciał porozmawiać albo spotkać się ze mną, ująłby to chyba jakoś inaczej?



Och, gdyby tylko….

Maxon czekał na korytarzu, więc podeszłam do niego nieśmiało. Nie sprawiał wrażenia rozgniewanego, ale był wyraźnie spięty.Przygotowałam się na najgorsze. 
- Słucham? 
Wziął mnie pod ramię. 
– Mamy kwadrans. Nie możesz powiedzieć absolutnie nikomu o tym, co zamierzam ci pokazać. Rozumiesz?


Maksiu, Maksiu, niczego się jeszcze nie nauczyłeś. Co za Wielką Tajemniczą Tajemnicę masz zamiar zdradzić Amisi tym razem?


Wyjął klucz z kieszeni i otworzył jedno skrzydło drzwi, przytrzymując je, żeby mnie przepuścić. Pokój był przestronny i pełen światła, miał mnóstwo okien i dwoje drzwi wychodzących na balkon. Stało w nim łóżko, potężna garderoba, a także stół i krzesła, ale poza tym pomieszczenie było puste.Żadnych wiszących obrazów, żadnych przedmiotów na półkach. Nawet farba na ścianach sprawiała wrażenie lekko spłowiałej.– To apartament księżniczki – wyjaśnił cicho Maxon. Otworzyłam szeroko oczy.
– Wiem, że teraz wygląda dość skromnie. Księżniczka ma sama wybrać, jak chce go urządzić, więc kiedy moja matka przeniosła się do apartamentów królowej, ten pokój został ogołocony ze wszystkiego.
Królowa Amberly tu kiedyś mieszkała. Ten pokój wydał mi się magiczny.
Maxon stanął za mną i zaczął pokazywać różne rzeczy.
– Te drzwi prowadzą na balkon. A tamte – wskazał przeciwległą ścianę – do prywatnego gabinetu księżniczki. Tutaj – odwrócił się w prawą stronę – są drzwi do mojego pokoju. Muszę przecież mieć księżniczkę pod ręką.



No ba.





Zarumieniłam się na myśl o tym, że miałabym spać tutaj, tak blisko Maxona.



Jeśli ona rumieni się, myśląc o spaniu w pokoju obok, to co z robieniem następcy tronu? Myśli o Eadlyn. Brrrr.


– A za tym meblem jest ukryte przejście do schronu. Można się nim też dostać w różne miejsca w pałacu, ale ma służyć głównie do ucieczki przed rebeliantami. – Westchnął.



Wszak odwiedziny ziomali z Północy i Południa są tak częste, że aż czasami następują jedne po drugich.


Twierdza Monty Pythona: 12


Czas na prawdziwą niespodziankę.

– Ja zmierzam je wykorzystać nieco niezgodnie z przeznaczeniem, ale uznałem, że będzie warto.
Maxon położył rękę na ukrytej zasuwce i garderoba wraz z fragmentem ściany przesunęła się do przodu. Zobaczyłam, że Maxon uśmiecha się, patrząc za nią.
 
– W samą porę. 
– Nie spóźniłabym się przecież – odparł czyjś głos. 
Wstrzymałam oddech. To niemożliwe, żeby ten głos należał do tej osoby, do której wydawało mi się, że należy. Zajrzałam za potężny mebel. Ubrana w bardzo skromną sukienkę, z włosami związanymi w koczek, stała tam Marlee. 
– Marlee? – wyszeptałam, pewna, że muszę śnić. – Co ty tu robisz? 
– Strasznie za tobą tęskniłam! – zawołała i przybiegła do mnie z otwartymi ramionami. Kiedy wyciągnęła ręce, zobaczyłam wyraźnie czerwone, gojące się ślady na jej dłoniach. To naprawdę była Marlee. 
Rzuciła mi się na szyję i obie przewróciłyśmy się na podłogę. Byłam tak oszołomiona, że nie potrafiłam przestać płakać i dopytywałam się w kółko, skąd się tu wzięła.Kiedy uspokoiłam się na dostatecznie długą chwilę, Maxon dotknął mojego ramienia. 
– Dziesięć minut. Zaczekam na zewnątrz. Marlee, możesz wrócić tą samą drogą, którą przyszłaś. 
Obiecała, że tak zrobi, i Maxon zostawił nas same. 
– Nie rozumiem – powiedziałam. – Miałaś zostać wysłana na Południe. Miałaś zostać Ósemką. Gdzie jest Carter? 
– Byliśmy tutaj przez cały czas. Właśnie zaczęłam pracę w kuchni, a Carter jeszcze jest rekonwalescentem, ale niedługo powinien się przenieść do stajni.


A nie mówiłam, że Maksio to spoko gość, choć pierdoła?

– Rekonwalescentem? – Tak wiele pytań kłębiło się w mojej głowie, że nie byłam pewna, czemu właśnie to wyrwało się jako pierwsze.
– Tak, może już chodzić, ale trudno mu wykonywać cięższe prace. Będzie pomagać w kuchni, dopóki całkowicie nie wróci do zdrowia. Ale nic mu nie będzie. I patrz na mnie – dodała Marlee, wyciągając ręce. – Mamy doskonałą opiekę. To nie wygląda ładnie, ale przynajmniej już nie boli.
Ostrożnie dotknęłam nabrzmiałych blizn na jej dłoni, niepewna, czy naprawdę mogą nie boleć. Ale Marlee nawet nie drgnęła i w następnej chwili wsunęłam dłonie w jej ręce. To było dziwne uczucie, ale jednocześnie całkowicie naturalne. Marlee była tutaj, a ja trzymałam ją za ręce.



Eee, no chwilunia. Kaźń odbyła się całkiem niedawno. Marlence elegancko spałowano łapki. Wątpię, żeby skoczyło się jedynie niebolesnymi bliznami. Ona powinna mieć albo ręce całe w bandażach, albo wręcz w gipsie i wątpię, żeby tak beztrosko mogła nimi ruszać czy pracować w kuchni.

– Czyli Maxon przez cały czas trzymał cię w pałacu? Marlee skinęła głową.
– Bał się, że nie poradzimy sobie sami, więc zatrzymał nas tutaj. Z pałacu wyjechało dwoje innych służących, brat i siostra, którzy mają rodzinę w Panamie. Dostaliśmy nowe imiona i nazwiska, a Carter zapuszcza brodę, więc niedługo będziemy całkowicie nierozpoznawalni. Mało kto w ogóle wie, że jesteśmy w pałacu, tylko kucharki, z którymi pracuję, jedna z pielęgniarek i Maxon.


BULLSHIT!!! Woodwork pracował w pałacu od jakiegoś czasu, więc wątpię, żeby zwykła broda mogła go tak diametralnie odmienić, żeby np. nikt nie rozpoznał go po głosie, oczach, chodzie itd. Że już o Marlee nie wspomnę. Dziewczyna była na świeczniku, jej zdjęcia pojawiały się w prasie, a ona sama w Biuletynie. Ktoś mógłby łatwo ją rozpoznać i donieść Clarksonowi, a ten dostałby kurwicy jak nic.


- Myślę, że nawet gwardziści o niczym nie wiedzą, bo mają obowiązek składać meldunki królowi, a on nie byłby zadowolony, gdyby się dowiedział.


Nie liczyłabym, że ten stan potrwa długo. Ale wszak to Illea, gdzie gwardziści są ślepi i głusi.


– Mamy malutki pokój, mieści się w nim tylko nasze łóżko i regał, ale przynajmniej jest tam czysto. Starałam się uszyć dla nas nową kapę na łóżko, ale…
– Czekaj, wasze łóżko? To znaczy, śpicie w jednym?


No przecież oni mają TO (gasp!) za sobą, stąd całe zamieszanie.

Marlee uśmiechnęła się.– Pobraliśmy się dwa dni temu. Powiedziałam Maxonowi, że kocham Cartera i chcę za niego wyjść, przeprosiłam też, że zraniłam jego uczucia. Nie był tym dotknięty. Przyszedł do nas dwa dni temu i powiedział, że w pałacu trwają jakieś uroczystości, więc jeśli chcemy się pobrać, to jest właściwa chwila.

Mówiłam, że się nawet nie obrazi, tym bardziej, że jest totalnie zafiksowany na Amisi, a poza tym to facet wycieraczka, więc nie ma co się dziwić.

Policzyłam – dwa dni temu przyjmowaliśmy gości z Federacji Niemieckiej. Cały personel pałacu był zajęty ich obsługą albo przygotowaniami do przyjęcia na cześć włoskich dam.  
– Maxon poprowadził mnie do ołtarza.


Koleś, mimo że głupi jak but z lewej giry, jest zdecydowanie za porządny dla Ami, ona naprawdę na niego nie zasługuje. 

Amisia zauważa na palcu Marlee obrączkę zrobioną ze sznurka. Marlee żartuje, że będą musieli z mężem często robić nowe obrączki, bo szybko się niszczą przy pracy fizycznej. 

Następnie mamy krótką wymianę zdań na temat pierwszego razu. No wiecie, na początku nie jest idealnie, potem lepiej itd. Standardowa scena.


– Czuję się strasznie samotna bez ciebie. Tęsknię za tobą – powiedziałam, bawiąc się sznurkiem na jej palcu.
– Ja też za tobą tęsknię. Może kiedy zostaniesz księżniczką będę mogła częściej się tu zakradać.
Prychnęłam.
– Nie jestem pewna, czy to rzeczywiście nastąpi.
– Jak to? – zapytała całkowicie poważnie. – Przecież nadal jesteś jego ulubienicą, prawda?
Wzruszyłam ramionami.
– Co się stało? – W głosie Marlee brzmiała troska, a ja nie chciałam mówić, że to się zaczęło od jej zniknięcia. To nie była jej wina.


Nie, to była twoja wina, bo nie chciałaś go słuchać nawet po opadnięciu pierwszych emocji, jak ci tłumaczył, że nic innego nie mógł zrobić. Amisia wreszcie na dobre pojęła, że Maksio postarał się pomóc, jak tylko się dało w takiej sytuacji.

Ami ma dalej wątpliwości, czy podoła roli księżniczki.

– Już się nie gniewam, ale nie jestem też pewna, czy chcę być księżniczką. Nie wiem, czy potrafiłabym się zdobyć na to, co on. Poza tym jest jeszcze ten ranking popularności w czasopiśmie, który pokazała mi Celeste. Ludzie mnie nie lubią, Marlee. Byłam na ostatnim miejscu. Nie jestem pewna, czy się nadaję do roli księżniczki. Nigdy nie byłam dobrą kandydatką, a ostatnio idzie mi coraz gorzej. A teraz… teraz… wydaje mi się, że Maxon zbliżył się do Kriss.
– Kriss? Kiedy?
– Nie mam pojęcia i nie wiem, co powinnam zrobić. Jakaś część mnie uważa, że to dobrze, ponieważ ona będzie lepszą księżniczką, a jeśli on naprawdę ją kocha, chciałabym, żeby był szczęśliwy. Wiem, że niedługo będzie musiał odesłać kolejną kandydatkę, więc kiedy dzisiaj mnie wezwał, myślałam, że to ja mam wracać do domu.


Maksio właśnie pokazał ci apartament księżniczki,




a w dodatku umożliwił ci spotkanie z Marlee. A ty nadal uważasz, że mu na tobie już nie zależy?

Marlee roześmiała się.– Ami, to absurd. Gdyby Maxon nic do ciebie nie czuł, odesłałby cię do domu już dawno temu. Jesteś tutaj, ponieważ on ciągle jeszcze nie traci nadziei.



Marlee, błagam, wbij jej do tej pustej łepetyny trochę rozsądku.
– Chciałabym z tobą porozmawiać dłużej, ale muszę już iść – powiedziała. – Korzystamy z tego, że gwardziści mają teraz zmianę warty.
– Nieważne, że widziałyśmy się tak krótko, cieszę się, że jesteś cała i zdrowa.
Marlee przytuliła mnie mocno.
– Nie poddawaj się, dobrze?
– Nie poddam się. Może uda ci się czasem przesłać mi jakiś list?
– Możliwe, zobaczymy. – Marlee wypuściła mnie i stanęłyśmy obok siebie. – Gdyby mnie zapytano o zdanie w tym rankingu, głosowałabym na ciebie. Od początku uważałam, że powinnaś wygrać.
Zarumieniłam się.
– No, idź już. Pozdrów ode mnie męża.
Uśmiechnęła się.
 
– Dziękuję, zrobię to. 
Szybko podeszła do garderoby i znalazła ukryty przycisk. Z jakichś powodów myślałam, że tamta kara fizyczna ją załamała, ale teraz wydawała się silniejsza, nawet chodziła inaczej. Odwróciła się, posłała mi pocałunek i zniknęła.


I co z tym twoim „lepiej umrzeć niż przyjąć publiczną karę”, Amiś?

Wyszłam z pokoju i zastałam Maxona czekającego na korytarzu. Kiedy usłyszał, że drzwi się otwierają, z uśmiechem podniósł głowę znad książki. Usiadłam obok niego.– Dlaczego nie powiedziałeś mi wcześniej?
– Chciałem najpierw się upewnić, że są bezpieczni. Mój ojciec nie wie, co zrobiłem, więc musiałem trzymać wszystko w ścisłym sekrecie, dopóki nie minęło największe niebezpieczeństwo. Mam nadzieję, że będziecie mogły się częściej widywać, ale potrzebuję czasu, żeby to zorganizować.


Maksio stawia się ojcu, na ile może, organizuje Woodworkom robotę za plecami króla (choć akurat trzymanie ich w pałacu to idiotyzm).


Użyj mózgu, Luke: 65


I jeszcze będzie się wyginał, żeby umożliwić Amisi i Marlee spotkania, chociaż Ami zjechała go równo za jego wcześniejsze starania.


Kochanek z kartonu: 25
– Dziękuję – wyszeptałam.
– Nie ma za co.
Nie byłam pewna, co jeszcze powinnam powiedzieć. Maxon po chwili odchrząknął.– Wiem, że jesteś przeciwna wykonywaniu niektórych najtrudniejszych obowiązków związanych z tym stanowiskiem, ale ono daje również wiele możliwości. Myślę, że mogłabyś robić naprawdę wspaniałe rzeczy.


No właśnie, każdy kij ma dwa końce. O ile niektóre aspekty rządzenia są do dupy, to jest też wiele jasnych stron, o których Ami albo nie chce pamiętać, albo zupełnie jej nie interesują.

- Wiem, że teraz widzisz we mnie przede wszystkim księcia, ale musiałabyś się z tym pogodzić w jakimś momencie, gdybyś naprawdę miała być moja.
Nie odwróciłam spojrzenia.
– Wiem.
– Nie potrafię już powiedzieć, o czym myślisz. Wiedziałem to na początku, kiedy jeszcze ci na mnie zależało, ale kiedy nasze stosunki się zmieniły, zaczęłaś na mnie patrzeć inaczej. Teraz czasem wydaje mi się, że to widzę, a czasem mam wrażenie, że już stąd zniknęłaś.
Skinęłam głową.
– Nie proszę cię, żebyś powiedziała, że mnie kochasz. Nie proszę cię, żebyś nagle zdecydowała, że chcesz być księżniczką. Chcę tylko wiedzieć, czy w ogóle chcesz tu być.
Wspaniałomyślność Maxona sprawiła, że moje serce drgnęło. Nadal musiałam się zastanowić nad wieloma rzeczami, ale nie mogłam się poddać. Nie w tej chwili.
Maxon opierał rękę na swojej nodze, więc wsunęłam dłoń pod jego dłoń. Uścisnął ją zachęcająco.
– Jeśli nadal tego chcesz, chciałabym zostać.



I w kółko Macieju! Nic się nie zmieniło. Cały wątek Marlee o kant rzyci rozbić. Tyle traumy, histerii i tupania nóżką zupełnie na nic. Gratuluję!


Co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr: 16

Osiołkowi w żłoby dano: 39



Wróciłam do Komnaty Dam po krótkiej wizycie w łazience. Nikt nie odezwał się ani słowem, dopóki nie usiadłam, i to Kriss miała dość śmiałości, żeby zapytać wprost. 
– O co chodziło? 
Zobaczyłam, że nie tylko ona jest ciekawa, wszystkie dziewczęta obserwują mnie uważnie. 
– Wolałabym nie mówić. 
Moje podpuchnięte od płaczu oczy i taka odpowiedź pozwoliły im się domyślać, że nic dobrego nie wynikło ze spotkania z Maxonem. Musiałam jednak dzielnie znieść ich podejrzenia, żeby chronić Marlee.Naprawdę zabolało mnie to, że Celeste zacisnęła usta, ukrywając uśmiech, Natalie uniosła brwi i udawała, że czyta pożyczone czasopismo, zaś Kriss i Elise wymieniły pełne nadziei spojrzenia.Rywalizacja była bardziej zacięta, niż przypuszczałam.


Zostało was pięć, czyli każda ma teoretycznie 20% szans na wygraną. Tzn my wiemy, że Ami ma 99,9%, ale one nie. Na początku było to ok. 2,85% i walka była zażarta, a co dopiero teraz, kiedy korona jest już tak blisko. Obudź się Amisiu i zakończ ten konkurs na bora!

To wszystko na dzisiaj. Za tydzień Maksio wyjeżdża w obce strony, a to oznacza tylko jedno. Gwardzisto Leger, wystąp!

Statystyka:

Co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr: 16
Dobre Mzimu: 24
Jak mała Kiera wyobraża sobie...: 62
Karny jeżyk potrzebny od zaraz: 15
Kochanek z kartonu: 25
Konkurencja dla Kajusza: 8
Nie, nie jesteśmy w Panem: 24
Osiołkowi w żłoby dano: 39
Queen (Bee) Wannabe: 47
Sam sobie sterem, żeglarzem, okrętem: 7
Twierdza Monty Pythona: 12
Użyj mózgu, Luke: 65

Beige

37 komentarzy:

  1. Dziecinne to wszystko i naszyjniki i karteczka za dekoltem.
    Carter zapuszcza brodę, więc niedługo będziemy całkowicie nierozpoznawalni - to mnie rozwaliło.Sztuczne wąsy niech założą! Pomarańcze przynieśli, jak w dowcipie o Stirlitzu!
    Ale ogólnie to się lekko czyta (i podstawową treść i fajną analizę) w przeciwieństwie do analizy Michalak. Przygody Amisi są takie nieszkodliwe.
    Tatko odpowiada też na pytanie Ami, czy ta nadaje się na księżniczkę - podobno i kucharka może rządzić państwem... A Maxio jest szlachetny jak Mała Księżniczka, normalnie.

    Chomik

    OdpowiedzUsuń
  2. >> Chyba największą atrakcją wieczoru była Natalie na stole, tańcząca w sposób kojarzący się z podrygiwaniem ośmiornicy.

    ...

    TAŃCZĄCA.

    NA.

    STOLE.

    o_0

    Czy ja dobrze rozumiem, że obok oburzenia na te 'och, jakże niezręczne!' liliowe dekoracje nikt nie zauważył, że kandydatka na przyszłą królową Ilei tańczy na stole niczym tancerka z klubu nocnego?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. >>Nie zasługuje na nie. Na razie nie pokazała nic takiego, co mogłoby szerszej publice (a pamiętajmy, Nicoletta wie to, co zobaczy w mediach, chyba, że ma tu superszpiegów, w co raczej nie wierzę) udowodnić, że nadaje się na królową.

      Za to z tym komentarzem zgodzić się nie mogę. Gdzieś tam jest zaznaczone, że Amisia (z Kriss bodajże) są >gospodyniami< (a nie tylko organizatorkami), o czym przypominają naszyjniki. Serio, gdyby mnie na oficjalnej uczcie uroczyście podejmował jako gospodarz/dyni ktoś, to >też< bym pomyślał, że np. za godzinę oficjalnie coś ogłoszą :)

      Usuń
  3. Ja nie uwierzę, że tak u nich wygląda dyplomacja. Tańczą sobie po stołach, komponują kwiatki... Szkoda, że dyskoteki nie było.
    Ja od teraz wyznaję teorię, że rodziny królewskie się bawią w rządzenie, ale całym światem włada grupa względnie rozsądnych ludzi, która na pewno ma jakiś powód, żeby utrzymywać Illeę w tym stanie, w jakim jest. Choćby dla zabawy oglądania tego przedstawienia, to i tak lepsze wyjaśnienie niż książkowe.

    Jak ten Maksio się uchował na dworze, takie nieskażone złą myślą, głupiutkie stworzenie? I jego bardzo zły ojciec nie chciał go otruć czy coś? Byłoby tak dramatycznie...

    Będę cały wieczór miała wizję jednej kandydatki grzebiącej w staniku i drugiej tańczącej na stole po pijaku.

    OdpowiedzUsuń
  4. Co do tej chorowitej Amberly to sprawa jest nawet całkiem zawiła, bo Jaśnie Królowa pochodzi z illeowej odmiany Czarnobyla. I pewnie bym o tym nie wspomniała, ale dziś przeczytałam "The Queen" i - uwaga, uwaga, SPOILER - lekarz tam niezwykle subtelnie mówi młodej Amberly przy jej potencjalnym mężu, że jest na jakieś 90% bezpłodna, a jeśli w ogóle donosiłaby ciążę to jej dziecko będzie zapewne w jakiś sposób upośledzone. KONIEC SPOILERA
    Chwilami, patrząc na Maksia, odnoszę wrażenie, że to się sprawdziło. Ale w ogóle to z królowej o wiele sympatyczniejsze (choć też mało inteligentne) dziewczę było niż z Amisi. Clarkson z kolei miał takie... edłordowe metody wybierania żony. I czymże byłby wredny sukinsyn bez toksycznych rodziców, którzy mu zrobili kuku na psychikę? Boże. Jaka to była dziwna nowelka. Ale mi z kolei "Książę" zrobił kuku na psychikę. Maksiu coś ma do dziewczyn z zapędami histerycznymi. Ale Kriss była sympatyczna.

    A sam rozdział jest tak nudny, jak głupi. Histeria, bo kwiatki się nie zgadzają, ale kandydatki upijające się z kuzynkami włoskiej księżniczki i tańczące na stole są spoko. Jedyne, co mogę zaliczyć na plus to to, że Marlee i Maksiu nadal są mili i porządni, ale głupi jak te buty z lewej nogi.
    Drżę na myśl o większej ilości Ośrodka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "I czymże byłby wredny sukinsyn bez toksycznych rodziców, którzy mu zrobili kuku na psychikę?"
      Clarkson miał zUych, toksycznych rodziców i dlatego jest taki skrzywiony? Serio? Uh, jeśli ta postać miała w sobie coś choć by odrobinkę interesującego, to właśnie został tego, w moich oczach, pozbawiony. Czekam na dzień, kiedy autorzy zrozumieją, że milion razy bardziej przerażający od schematu "bo miałem złe dzieciństwo" jest bohater-psychopata wychowany przez kochający rodziców w domu pełnym miłości.
      A przy kawałku o kwiatach w pierwszej chwili nie zaskoczyłam, o co całe zamieszanie, ale to już wina tego, że mnie z pogrzebami kojarzą się wyłącznie chryzantemy, a lilie to raczej ślub.

      Usuń
    2. "Czekam na dzień, kiedy autorzy zrozumieją, że milion razy bardziej przerażający od schematu "bo miałem złe dzieciństwo" jest bohater-psychopata wychowany przez kochający rodziców w domu pełnym miłości."
      Siedzę i płaczę. Autorzy całego świata powinni pojąć, że moje zdanie jest najlepsiejsze i najmojsze... Tak to właśnie brzmi. Niech każdy opisuje złe postacie jak uważa za słuszne. Nieważne jakiej kliszy używasz, ważne w jaki sposób jej używasz, jak to powtarza mój dobry przyjaciel :)
      A Kiera opisałaby kiepsko każdą złą postać, bo po prostu nie umie pisać :P
      PS Wbrew pozorom nie jest to żaden atak z mojej strony, a zwyczajne wyrobienie opinii. :)

      Usuń
    3. "Autorzy całego świata powinni pojąć, że moje zdanie jest najlepsiejsze i najmojsze..."
      Ale czy ja napisałam, że moje zdanie jest jedynym słusznym? Po prostu takie postacie lubię i o takich chciałabym czytać - więc, co logiczne, czekam, aż ktoś mi je da. No i chyba każdy ma taki schemat, który sam w sobie nie jest zły, ale po prostu już się przejadł. Nie twierdzę, że postać z tragiczna przeszłością jest zła, wręcz przeciwnie, znam wiele przekładów świetnych bohaterów opartych na tym schemacie. Ale w tym przypadku od samego początku jedyną ciekawą cechą Clarksona było dla mnie to, że jest po prostu sukinsynem. Beż żadnego "no bo kiedyś ktoś zrobił mu ku-ku". Po prostu takie jest moje zdanie. Bardzo przepraszam, jeśli zabrzmiałam, jakbym coś komuś narzucała. Po prostu rozczarowało mnie takie zagranie odnośnie tej konkretnej postaci.

      Usuń
    4. @Biały Lis - tak, mamusia Clarksona to wspomniana w artykule z gazety Celeste trucicielka. Z tego, co wyczytałam na wiki to faktycznie otruła męża, knując to z jego kuzynem, którego wolała, ale szybko im się spusło, bo facet zaskoczył, że nim też może się znudzić i wylądowali w toksycznym związku. W samej TQ królowa to pijaczka awanturująca się z mężem i - uwagaaa! - uważająca, że wszystkie dziewczyny z Eliminacji chcą jej ukraść koronę. A, no i stosuje wobec nich przemoc. Aż żałuję, że Amisia trafiła nie w to pokolenie, co trzeba.

      @Popo Polls, tak, każdy ma prawo do swojego zdania i każdy ma prawo do kreowania postaci, jak chce, ale tu się zgodzę z Białym Lisem - klisza, że zły nie jest zły sam z siebie, tylko miał trudne dzieciństwo, jest nadużywana. Tymczasem niektórzy są sku*wielami dlatego, że się tacy po prostu urodzili i to jest niestety temat rzadko tykany. Także ja nie odbierałabym wypowiedzi BL jako "moje zdanie jest najlepsze, bo moje" tylko znużenie wiecznym usprawiedliwianiem antagonisty tym, że rodzice go nie kochali. ; ) Zwłaszcza, że Cass by Clarksona zapewne nie usprawiedliwiała, no ale był truloffem w TQ, musiał okazać się skrzywdzony.

      Usuń
    5. Nie czytam zbyt wielu książek, gdzie takie postacie mogłyby się pojawić (a podejrzewam, że chodzi głównie o kryminały, których nie tykam), więc właściwie nie wiem, jak bardzo jest to nadużywana klisza. Dla mnie to po prostu klisza. Mi się za to marzy brak złych charakterów w książce. I brak dobrych bohaterów. Raz na jakiś czas chciałabym zobaczyć ludzi, a nie kukiełki. Także potrafię to zrozumieć ;)
      A no i swoją drogą, podejrzewam, że autorzy sięgają po ten wyświechtany chwyt, ponieważ jest, nie ukrywajmy, bardziej prawdopodobny psychologicznie, niż że komuś zamiast człowieka urodził się gremlin :))
      Swoją drogą, podziwiam cię Biały Lisie, że w ogóle miałeś nadzieję, że przy tej książce spotka cię cokolwiek dobrego :)
      Co do tego, czy to dobre/niedobre usprawiedliwienie truloffa... Wiem, że u Kiery jest kiepskie, bo wymagałoby i dobrego warsztatu i wejrzenia w głąb człowieka, a ona nie spełnia obydwu kryteriów. Czy to by się sprawdziło gdzie indziej? Też nie wiem, ale wydaje mi się, że facet z trudną przeszłością, który ma zapędy psychopatyczne, byłby całkiem niezłym truloffem w jakimś thrillerze, ale jako że to również nie mój gatunek, to nie wiem, czy ktoś już tego nie wymyślił. Chociaż jeśli tak, to ktoś mi może podać tytuł, bo może dobrze by się czytało.
      No i jak wspominałam wyżej, nie miałam zamiaru nikogo atakować, może zareagowałam ostro, ale po prostu podczas rozmów o książkach, często natykam się na opinię osób, które twierdzą, że klisze są be i niedobre, a w ogóle to one by zrobiły tak i siak. Chyba już mam na to alergię :)
      Pozdrawiam!

      Usuń
    6. @Popo Polls Właśnie, zgadzam się! Nie znoszę złych i dobrych bohaterów, lubię ludzi.

      Usuń
    7. Ja przepraszam, ale od kiedy podział na antagonistów i bohaterów pozytywnych od razu dobrze napisaną postać "odczłowiecza"? Niejako w każdej historii, w której postać ma jakiś cel, istnieje mniej lub bardziej jasny podział na "naszych" i "tych drugich", co wcale nie czyni z góry bohatera płaską kukiełką. Najlepszym przykładem, jaki mogę tu podać, jest chyba "Watchmen: Strażnicy", gdzie podział jest pozornie bardzo prosty: superbohaterowie vs. ukryty wróg, a w gruncie rzeczy nikt nie jest jednoznaczny czy płaski, co nie zmienia faktu, że jeśli mamy podzielić bohaterów na dobrych i złych to łatwo dokonać podziału na podstawie ich decyzji.
      Tak więc, nie mylcie proszę pojęcia postaci źle napisanej z dobrze rozwiniętym protagonistą/antagonistą. ;) Zwłaszcza, że jakoś trudno mi sobie wyobrazić powieść pełną postaci neutralnych moralnie. Nie dość, że nastąpiłby przesyt, to i byłoby nierealnie - przecież ludzie mają swoje poglądy, które określają, po jakiej stronie stoją. To, którą w opowieści uznamy za złą to często zasługa narratora.

      Usuń
    8. Ależ nie mówię, że to dobrze czy źle, Rosalia :) Po prostu powiedziałam, która z nadużywanych klisz mnie denerwuje, a podział na tych dobrych i złych zazwyczaj nie jest tak płynny, by nie był właśnie jak to nazwałaś "odczłowieczaniem" (przykład pierwszy lepszy z brzegu, Victoria w tłajlajcie, tutaj Celeste - tak uparte stawianie ich po złej stronie obdziera je z jakiegokolwiek człowieczeństwa). Gdybym mówiła, że nienawidzę wszystkiego, co ma jasny podział bohaterów, nie byłabym fanką starego, dobrego Dragon Balla i wielu, wielu innych tytułów. Po prostu w literaturze współczesnej rzadko można natrafić na książkę, która w ładny sposób ukazuje, że ludzie są tak naprawdę w różnych odcieniach szarości. Wydaje mi się, że kiedyś więcej było bohaterów kreowanych w ten sposób, a w obecnych czasach jakby się o tym zapomina. Za to współczesne książki YA to już w ogóle abominacja, jeśli o to chodzi.
      I jak mówiłam wcześniej, każda klisza jest dobra, jeśli się jej dobrze użyje :P Jeśli ktoś opisał to dobrze, to chwała mu za to :))

      Usuń
    9. Cóż, akurat literatura YA obecnie nie prezentują sobą niczego dobrego w porażającej większości przypadków, więc trudno ją przytaczać jako przykład czegokolwiek dobrego, a Celeste nawet nie ma być zła, Celeste to Scary Sue, one stanowią raczej nieco inną kategorię. Choć ona akurat też ma z dupy wyjaśnienie bycia "złą". Dobra klisza nie jest zła, jeśli się jej odpowiednio użyje, ale problem w tym, że nawet przy odpowiednim użyciu niektóre powszednieją i ta z usprawiedliwianiem kogoś toksycznymi rodzicami to właśnie taki przypadek. ;) I nie, nie mówię tu o literaturze YA - nadzwyczaj często wcale nie tacy źli autorzy uważają, że żeby antagonista był postacią wielowymiarową, potrzebuje traumatycznej przeszłości, która go usprawiedliwi. Żeby chociaż to nie było podawane w formie usprawiedliwienia tylko jednego z czynników kształtujących...

      Usuń
    10. Ja się właśnie z tym spotkałam w jednej z książek, podanej w bardzo przyjemnej i strawnej wersji (koleś od dziecka przejawiał różne skłonności, które mogły prowadzić do psychoz, rodzice zaś tylko mu "pomagali", jeśli chodzi o rozwój psychiczny. Mimo wszystko, a może właśnie dlatego, czuł do nich wręcz szczenięce przywiązanie, chciał ich zadowolić, co też doprowadziło po drodze do kilku katastrof), więc i tę kliszę można dobrze poprowadzić raz na jakiś czas. I okej, masz rację, literatura YA nie jest dobrym przykładem, ponieważ mało co w niej jest dobrego, ale to występuje nie tylko tam. W ślad za tym leci wiele książek, które uważane są za fajne, przyjemne itp. Taki Koontz, ogromna część fantasy, nie chcę mi się myśleć o tej porze o jakiś konkretnych tytułach, wybaczcie. I też chyba nie do końca mnie zrozumiałaś, takie odnoszę wrażenie :). Mówiąc o podziałce dobrzy-źli, mówiłam o twardym rozgraniczeniu, gdzie dla dobrych postaci daje się tak dużo pozytywnych cech, ile się zmieści, a dla złych odwrotnie. Chodzi mi nie o podział na zasadzie: okej, jedna strona ma takie zdanie, druga takie, żadne w zasadzie nie jest krystaliczne, ale zgodnie z moim spojrzeniem na świat trzymam z jednym albo drugim (to akurat jest jak najbardziej ludzkie i to chciałabym zobaczyć), lecz często wychodzi to tak: jestem głównym bohaterem i jestem cacy, tamten to zły i ogólnie trzeba go zabić. To, według mnie, ludzi nie przekonuje (w szczególności mnie :)) - dlatego, zgodnie z moją teorią, więcej osób nie znosiło Umbridge aniżeli Voldemorta. Zła postać w sposób ludzki była bardziej nieznośna od wielkiego, mrocznego lorda itepe. Mam nadzieję, że trochę już rozjaśniłam :)
      I jak też już wspominałam, ja osobiście nieczęsto natykam się na kliszę "posiadania złego rodzica, który niszczy życie bohaterowi i go wypacza", ale może to dlatego, że po prostu czytamy inne książki :) Może gdybyś przerzuciła się na jakiś czas na inny gatunek, a po jakimś czasie do tego wróciła, też nie czułabyś takich odruchów wymiotnych na samą myśl :P

      Usuń
    11. Odnoszę wrażenie, że to właśnie Ty mnie źle rozumiesz: ja nie twierdzę, że klisze są złe. Wręcz przeciwnie, tak naprawdę klisze często można wręcz uznać za podstawy pewnych gatunków. Ale można kliszą odczuć przesyt, kiedy jest wyeksploatowana ponad miarę, a w ostatnich latach jest prawdziwy boom na stosowanie właśnie tej w stosunku do czarnych charakterów, kiedy chce się pokazać, że nie są jednowymiarowe. ;) I powiedz mi, gdzie w DOBREJ ("Harry Potter" pod względem warsztatu nie jest mistrzostwem, wolę zastrzec z góry, toteż byłabym wdzięczna za niepodawanie go jako przykładu) literaturze postaci pozytywne dostają nadmiar cech pozytywnych, a złe negatywnych? Bo ja takie przykłady spotykam właśnie w paskudztwach typu "Selekcja" czy inne popłuczyny trzysetne po trójkącie miłosnym w nietypowych okolicznościach przyrody. To prawda, że ludzi - przynajmniej tych wymagających jakiejś lepszej rozrywki - to nie przekonuje, ale Umbridge jest mniej akceptowana niż Voldemort czy jego śmierciojady również dlatego, że jej nie da się dorobić nimbu tajemniczości i mroku, który fanon dorabia reszcie, choć w gruncie rzeczy jedyne, co ich różni, to to, że Umbridge do władzy się woli dobijać metodą małych (teoretycznie) kroczków, zamiast mordować ludzi.
      Ale ja nigdzie nie powiedziałam, że czytam jeden gatunek - to jest dosyć powszechne w różnych, jakie spotykam, kiedy ktoś chce nadać głębię bohaterowi negatywnemu (matko, czuję się monotematyczna, powtarzając to w kółko, ale odnoszę wrażenie, że nie jestem tu do końca rozumiana). Tak naprawdę nie jest to przypisane do konkretnego gatunku i ja osobiście NIC do tej kliszy nie mam (jeśli z mojej wypowiedzi gdzieś tak wynikało to prostuję: nie mam), po prostu uważam, że ostatnio zbyt wiele osób traktuje ją jako wytłumaczenie, zaś w swoim pierwszym komentarzu napisałam, że MOŻNA ODCZUĆ znużenie takim używaniem przez wielu autorów tegoż schematu, bo naprawdę, nietrudno na niego trafić i to, że Ty nie trafiłaś, nie znaczy, że inni, np. ja czy choćby Biały Lis nie spotkali się z nim wiele razy. Nie musisz mi tłumaczyć, co Ty masz na myśli, bo ja to doskonale rozumiem, za to odnoszę wrażenie, że Ty błędnie interpretujesz mój stosunek do klisz samych w sobie czy podziału na dobrych i złych. ;)

      Usuń
    12. No cóż, nie wiem, jakie ty książki czytujesz, nie wiem, jakie uważasz za dobre, bo w żaden sposób tego nie zaznaczyłaś. Zrozumiałam, o co ci chodzi, wbrew pozorom nie jestem aż tak głupiutka :) Wychodzę raczej z popularnymi i prostymi porównaniami, stąd Twilight i Harry Potter, zamiast wyskakiwać z tytułami, których możesz nie znać, bo wtedy nie miałoby to sensu.
      Zgadzam się też, że każda klisza może się przejeść i nie zarzucam wam, że jedna z nich wam z Białym Lisem się nie podoba. Po prostu ja jej tak często nie spotykam, dlatego mi nie przeszkadza i reakcja Białego Lisa wydawała mi się zbyt ostra i nie na miejscu. Tyle. Myślałam, że dałam to już to do zrozumienia :) Co do tego, czy znam dobrą książką, gdzie występowałaby kukiełki zamiast ludzi, to raczej zabawne pytanie i pozostawię je bez odpowiedzi, bo to jest zbyt oczywiste.
      Możesz też mi od razu powiedzieć, gdzie wy tak natrafiacie na ten zabieg, to będę wiedziała, czego unikać ;)

      Usuń
    13. Co do Umbrige i Voldemorta - trochę się nie zgodzę. Oczywiście, że tą pierwszą wszyscy gardzą, ale wydaje mi się, że nie dokładnie na tej zasadzie. Voldemort jest zły, wiadomo, ale reprezentował sobą pewien pogląd i moim zdaniem rzadko kiedy jest postrzegany po prostu jako osoba. Tak naprawdę nie ocenia się go jako człowieka, lecz jako dyktatora - jest, przynajmniej według mnie, postacią bardzo polityczną i jako taka owszem, wzbudza nienawiść, z znacznym stopniu rozkłada się ona jednak nie tylko bezpośrednio na niego, lecz również na poglądy, które on głosi. Na tej samej zasadzie powiedzenie, że "Hitler był skurwysynem" będzie niedopowiedzeniem tysiąclecia. Czy kogokolwiek w "Harry Potterze" tak naprawdę obchodziło, jaki charakter ma czarodziej, który usiłował wytłuc pół ludzkości? Oczywiście, że nie. Bo nie za to był sądzony. Umbrige za to od początku do końcu była skrajnie denerwująca li i wyłącznie przez swój charakter. Może się mylę, ale moim zdaniem jest różnica między nienawiścią do postaci za to, że głosi mowę (i nie tylko mowę) nienawiści, a nienawiścią do bohaterki z przerostem ambicji, ego i generalnie wszystkiego, co tylko się dało.
      Ale to, oczywiście, tylko moje zdanie, z którym się wcisnę miedzy wódkę a zagryzkę ;)
      A tak na marginesie - pisząc, że bohater-psychopata z dobrego domu jest straszniejszy nie miałam na myśli, że jest to lepszy schemat. Chodziło mi o to, że jest coś wyjątkowo przyprawiającego o ciarki w świadomości, że kochałeś dziecko całym sercem, otoczyłeś je miłością i zapewniłeś wszystko, czego potrzebowało, a oni teraz wyrywa ludziom wnętrzności lub jest ścigane jako seryjny gwałciciel. No, a przynajmniej mnie to przeraża...

      Usuń
    14. Czy ja wiem... Mało znam ludzi, których Voldemort rzeczywiście ruszał. Szczerze mówiąc, mało kto tak naprawdę zwracał na niego uwagę w moich kręgach :D Albo to może moje kręgi są dziwne. Także porównanie go z Hitlerem trochę nietrafione - w jakiś przedziwny sposób, chociaż sporo ich łączy, Adolf rozpala ludzi samym swoim imieniem, a Voldek... jakoś tak nie :). Ale twoją teorię bardzo fajnie się czytało ;)
      Zgadzam się też, że gdyby coś takiego zostało opisane (odnośnie psychopaty) byłoby przerażające, ale właściwie wtedy, kiedy głównymi postaciami byliby jego rodzice. A tego chyba nigdy nie widziałam :) Swoją drogą, bardzo ciekawy pomysł na opowiadanie :D

      Usuń
    15. Jeśli chodzi o Voldemorta, dla mnie zawsze był przeniesieniem Hitlera do innego uniwersum. Koleś uważający jedną grupę społeczna za "nadludzi", próbujący wytępić całą resztę, bo mu takie ścierwo rasę zanieczyszcza (nienawiść do szlam)... Hm... Naprawdę nic podobnego nie widzisz? ;)
      A jeśli chodzi o to "rozpalanie samym imieniem" - czy naprawdę można porównać postać historyczną z postacią fikcyjną? Nie ma nic dziwnego w tym, że ludzie reagują na nie inaczej.
      Co do tego, że Voldemortem nikt się nie przejmował - czy to właśnie nie potwierdza mojej teorii? On nie był postacią sam w sobie - on był epicentrum poglądów. Nie bez powodu jako człowieka poznajemy go dopiero w szóstej części, kiedy omawiana jest jego przeszłość, a i wtedy Dumbledore daje do zrozumienia, że tak naprawdę nie ma to znaczenia, jaki on jest, tylko to, co sobą reprezentuje.

      Usuń
    16. Dla mnie dla Voldka brakuje charyzmy Hitlera, siły przebicia powiedzmy. Za Voldkiem tyle osób nie poszłoby w ogień, co za kanclerzem Rzeszy. Baza może podobna, ale wykonanie nie dość krwiste :)
      Niby tak, porównywać rzeczywistą osobę a fikcyjną, jada, jada, ale... Ile się gada o Snape'ie? Chyba nawet Bellatrix (mogę przekręcić imię, bo czytałam hen dawno, a do fandomu nie należę) wzbudzała większe emocje. Rany, Malfoy zbierał więcej hejtów.
      Jeśli zaś Voldek miał być uosobieniem poglądów, tyranów i tak dalej, to akurat Rowling poległa, ponieważ miał zbyt małe pole do popisu i, jak na mój gust, nie dał rady się jakoś wybić. Mówię to oczywiście z perspektywy iluś tam lat od przeczytania sagi, więc może i miał swoje większe momenty, ale skoro ich nie pamiętam, to cóż... Najwyraźniej takie mocne nie były.
      A porównywanie eksterminacji szlam do sytuacji Żydów, hm... Śmierciożercy się nie umywają do obozów zagłady, przerabiania ludzi na mydło, używania kości jako abażurów, robienia nawozów i tak dalej, i tak dalej. Może dlatego właśnie Hitler wzbudza więcej emocji?

      Usuń
    17. Mówiąc, że Voldemort jest przeniesieniem Hitlera, miałam na myśli bardzo ogólne założenie. Nie zapominajmy, że to, mimo wszystko, książka dla dzieci. Przeciętny jedenastolatek mógłby doznać traumy przeczytawszy o przerabianiu ludzi na mydło (a przynajmniej ja w tym wieku byłabym przerażona). Rowling pozwoliła sobie na tyle, na ile mogła, nie przekroczyła pewnej granicy i, moim zdaniem, bardzo dobrze, że tego nie zrobiła.
      A czy Voldkowi brakuje charyzmy... Trzeba wziąć pod uwagę, że czasy Harry'ego były już jego powrotem, kiedy społeczeństwo przekonało się już, czego może się po nim spodziewać, społeczeństwo było już nastawione na walkę z nim. Trochę tak, jakby teraz pojawił się polityk otwarcie nawołujący do nienawiści na tle rasowym - oczywiście, że zdobyłby swoich wyznawców (niestety...), ale jednak ludzie nie są już tak chętni do rasizmu, jak jeszcze niedawno, a młode pokolenie jest już wychowywane w duchu równości. Sam Syriusz mówił, że gdy Voldzio pierwszy raz dochodził do władzy, miał poparcie niemal wszystkich rodzin czystej krwi, teoria czystości krwi była bardzo popularna i wielu uważało Czarnego Pana za tego, który może wybawić świat czarodziejów. Więc jednak umiał "porwać tłumy" - chłopak znikąd został nagle Lordem i poznali go wszyscy ;)
      Tak, praktycznie każda postać budzi większe emocje niż Voldemort. Ale właśnie o to chodzi w mojej "teorii". Tych bohaterów nienawidzi się za to, jacy są - Voldemorta możemy nienawidzić wyłącznie za to, co robi w ramach realizacji swoich poglądów. Po prostu nienawiść do niego nie jest typowo personalna.

      Usuń
    18. Ja też uważam, że danie Clarksonowi złej rodziny jest trochę pójściem na łatwiznę, ale dobrze, że Kiera w ogóle postanowiła jakoś umotywować jego zachowanie. Zwykle się nie przejmuje takimi "pierdołami". ;)

      Usuń
    19. Co do książki z psychopatą i punktem widzenia rodziców - polecam Musimy porozmawiać o Kevinie. Mówi dokładnie o tym. Film też jest świetny.

      Usuń
    20. Przeczytałam recenzje na biblionetce (o wiele bardziej rzetelny portal niż te całe lubimyczytać), zapowiada się naprawdę interesująco, dzięki :) Ciekawe tylko, czy będzie w mojej bibliotece :P

      Usuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. "Aha, a na przyjęcie z przedstawicielami innych krajów niż Dojczland spokojnie można się spóźnić?"
    Wiecie, jak to mówią - modnie jest się spóźnić, pewnie każdą arystokratę w post-USA się uczy, że powinna przyjść pół godziny po czasie, co by mogła zwrócić na siebie uwagę wszystkich zgromadzonych.

    Te Celeste łatwo nie ma, co nie zrobi, to źle - prawie biała (kremowa?) sukienka źle, bo takie przecież można założyć tylko na ślub (i to tylko dziewice, ty wyuzdana pannico, modelko jedna ty!), jak skomentuje, że kwiaty za mocno pachną - też fatalnie, bo się czepia, no i oczywiście dziewucha z jednej z najwyższych kast, modelka, która pewnie na niejednym eleganckim przyjęciu była, a nie ma zielonego pojęcia, jak powinny one wyglądać. Ja nie mówię, że uczestniczenie w fetach daje pojęcie, jak się je przygotowuje, ale wydaje mi się, że jednak Celeste powinna coś tam gdzieś tam podpatrzeć.

    Wiecie co? Obstawiam, że prawdziwe włoskie arystokratki zostały w ojczyźnie, a na rekonesans pojechały jakieś randomowe pokojówki. To by tłumaczyło te próby spicia gospodyni, pogadanki o sukienkach, fryzurach i "jak ten śliczny Maksio musi dobrze całować", tańce na stole i dyplomację na poziomie przekazywania karteczki w klasie z myślą, że nauczyciel nie zauważy.

    Jak ja nie znoszę Amisi.

    Z wyrazami szacunku
    Kazik

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta Celeste się nawet nie może uśmiechnąć, bo robi to nieprzyzwoicie i lubieżnie. ;)

      Usuń
    2. >> Wiecie co? Obstawiam, że prawdziwe włoskie arystokratki zostały w ojczyźnie, a na rekonesans pojechały jakieś randomowe pokojówki. To by tłumaczyło te próby spicia gospodyni, pogadanki o sukienkach, fryzurach i "jak ten śliczny Maksio musi dobrze całować", tańce na stole i dyplomację na poziomie przekazywania karteczki w klasie z myślą, że nauczyciel nie zauważy.

      To jest w sumie bardzo dobra idea. Zwłaszcza, że z oficjalnego balu państwowego, gdzie wszyscy połknęli kije od szczot, trudno byłoby im zrobić reality show... ;)

      Usuń
  7. Za te naszyjniki to powinno być "Nie jesteśmy w Panem", bo chyba każdemu IŚ na myśl przywodzi.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja przepraszam, że tak bezpardonowo startuję z innym medium, ale wydaje mi się, że te 4 minuty dość dobrze oddają jakość "dzieuła" - https://www.youtube.com/watch?v=9tRmanz1cS4.

    A analiza przepiękna - zdecydowanie nie przyczyniła się do nadrabiania zaległości w pracy ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piękne ; _ ;
      Ryknęłam śmiechem "you, you, you, you go" xD

      Usuń
    2. Tego jest więcej. Moim bezwzględnym faworytem jest "my heart is confused", szczególnie w części "The Elite" :D

      Usuń
    3. Elity jeszcze nie obejrzę, nie chcę sobie, hehe, zaspojlerować zbyt wiele, ale po zakończeniu analizy tego wybitnego dzieła, pewnie powrócę do filmiku :D Był naprawdę świetnie zrobiony :)

      Usuń
  9. Co tu dużo mówić... Elita w ogóle jest potwornie głupia i nudna. Co chwila America zmienia zdanie, żadna sytuacja nie pozwala jej podjąć jakiejś rozsądnej decyzji. Szkoda, że Maxon, który bądź co bądź jest porządnym facetem o dobrym sercu, trafił na tak niestały egzemplarz kobiety...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *khe* Miał Kriss pod ręką. *khe* Niestety imperatyw narracyjny nie oszczędza miłych facetów.

      Usuń
  10. Ta scena z jednakowymi naszyjnikami to też zrzynka z "Igrzysk". :) Dziwię się, że nie skojarzyłyście z analogiczną sceną, gdy Effie daje każdemu (Mitch, Peeta) "coś złotego", żeby przekazać, że są drużyną. Jak wiadomo, Katniss miała złotą broszkę z kosogłosem, stąd to dopasowanie do niej.

    "babskie pogaduszki"
    Nienawidzę tego deprecjonującego porównania - zwłaszcza, gdy używa go kobieta.

    OdpowiedzUsuń