niedziela, 6 grudnia 2015

Rozdziały XXVII i XXVIII


Rozdział 27


Amisia wraca do pałacu; w drodze do pokoju zatrzymuje ją przypadkowa pokojówka.

Nie chciałaby pa​nien​ka zaj​rzeć na przyjęcie?
Nie ro​zu​miem? – Czyżby za​mie​rza​no świętować mój powrót?

Ależ oczywista, jakżeby inaczej. Wszak biedni mieszkańcy królewskiego domostwa musieli spędzić całe święta bez swojej Mary Sue; rozpacz wynikającą z faktu, że nie mogą grzać się w cieple jej Aury Zajefajności zdołali zwalczyć wyłącznie pełnymi nadziei fantazjami o jej rychłym powrocie i przygotowywaniem dużej ilości konfetti.

Karny jeżyk potrzebny od zaraz: 40

Pokojówka nic jednak nie wyjaśnia i każe Ami kierować się do Komnaty Dam.

Ostrożnie otworzyłam drzwi. Kiedy tylko Tina – co ona tu robiła? – zauważyła błysk moich włosów, na​tych​miast zawołała na całą salę:
Już jest! Ami wróciła!
Sala wybuchnęła wiwatami, a ja nic nie rozumiałam. Emmica, Ashley, Bariel… wszystkie tu były. Rozejrzałam się, ale wie​działam, że to nie ma sen​su. Mar​lee nie zo​stałaby tu za​pro​szo​na.

Cóż, ja bym nie była tego taka pewna; biorąc pod uwagę bajeczne IQ Maksia, nie zdziwiłabym się w najmniejszym stopniu, gdyby w celu sprawienia przyjemności ukochanej polecił Marlee założyć na łeb perukę i w przebraniu pokojówki niepostrzeżenie wmieszać się w tłum.

Ale zostawmy temat Marlee i skupmy się na tym, co naprawdę istotne: do pałacu wróciły wszystkie odrzucone kandydatki. A jak wiemy z przeróżnych reality shows, powrót całej ekipy może oznaczać tylko jedno: czas na wielki finał!

Ce​le​ste pod​biegła do mnie i uści​skała mnie moc​no.
Aaaa, ty małpo, wie​działam, że zdążysz!
Co ta​kie​go? – za​py​tałam.
Nie była w stanie wyjaśnić mi tego dostatecznie szybko, bo pół sekundy później Kriss także uściskała mnie i zaczęła mi krzyczeć do ucha. W jej oddechu czułam, że musiała już sporo wypić, a kieliszek w ręku po​twier​dzał, że nie za​mie​rzała na ra​zie prze​sta​wać.

Ten akapit z jakiegoś powodu napełnia mnie niepokojem.

To my! – wrzasnęła. – Ma​xon ju​tro ma ogłosić zaręczy​ny! To jed​na z nas!
Je​steś pew​na?
Elise i ja zostałyśmy wczoraj wykopane, ale Maxon posłał po wszystkie dziewczęta, żeby urządzić przyjęcie, więc mogłyśmy zostać – potwierdziła Celeste.

...Tak, kochani. To jednak się stało.

Po pięćdziesięciu tysiącach stron Maxon Schreave wreszcie postanowił zakończyć Eliminacje. A zgodnie ze wspomnianymi przez Elise podczas babskiego wieczoru zasadami, teraz nie ma już odwrotu – jest zobowiązany ostatecznie wybrać sobie żonę w ciągu czterech dni...

… lub nawet szybciej, wziąwszy pod uwagę, że reguły gry wspominały o trzech finalistkach, podczas gdy Maksiu pozostawił tylko dwie dziewczyny.

A zatem cieszmy się i radujmy, kochani – po tym literackim maratonie absurdu na horyzoncie nareszcie widać metę!


Elise źle to przyjęła, wiesz jaka jest jej rodzina. Uważa, że ich za​wiodła.
A ty? – za​py​tałam ner​wo​wo.
Ce​le​ste wzru​szyła ra​mio​na​mi i uśmiechnęła się.
E tam.

No proszę; wystarczyła krótka sesja terapeutyczna w bibliotece i Celeste od ręki pozbyła się wszystkich dręczących ją lęków i wątpliwości. Ami marnuje się jako potencjalna księżniczka, powinna zostać psychologiem.

Co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr: 40

Napij się – nalegała Celeste, przechylając mój kieliszek. Wypiłam duszkiem szampana i zaczęłam kasłać. Zmiana czasu, napięcie emocjonalne ostatnich dni i nagła porcja alkoholu sprawiły, że od razu zakręciło mi się w głowie.

Okej, Cass, teraz to już pytam poważnie. O co chodzi z tym wątkiem wysokoprocentowych trunków?

Patrzyłam, jak dziewczyny tańczyły na kanapach, świętując, pomimo że przegrały.

Najpierw Natalie i wygibasy na stole w obecności zagranicznych dygnitarzy, a teraz to. Cass, czy jest jakiś konkretny powód, dla którego kobiety w twoich powieściach nie lubią tańcować na podłodze?

Celeste siedziała w kącie z Anną i wyglądała, jakby przepraszała raz za razem za swoje zachowanie.

Zaczynam żałować, że Celeste 2.0 nie dostała od nas własnej kategorii.

Odwróciłam się i nie​ocze​ki​wa​nie zo​ba​czyłam Kriss, która mnie objęła.
No dobrze – powiedziała. – Obiecajmy sobie, że jutro niezależnie od wszystkiego będziemy się cieszyć ze szczęścia tej dru​giej.

Wiem, co znajduje się w 'Happily Ever After' w dziale poświęconym dalszym losom bohaterów, w związku z czym mogę napisać tylko jedno:

HE, HE, HE.

To dobry pomysł! – zawołałam, przekrzykując otaczający nas hałas.
Roześmiałam się i opuściłam spoj​rze​nie. W ułamku sekundy uświadomiłam sobie coś niezwykle ważnego. Błysk srebra na szyi Kriss nagle zaczął ozna​czać o wie​le więcej niż za​le​d​wie kil​ka dni temu.



…Zgaduj – zgadula, kochani; jakiż to niespodziewany twist fabularny szykuje nam autorka tym razem?

Wstrzymałam oddech, a Kriss popatrzyła na mnie pytająco, nie rozumiejąc, co się stało. Chociaż to było nie​uprzej​me i nagłe, wyciągnęłam ją z sali i odeszłam z nią kawałek ko​ry​ta​rzem.
Dokąd idzie​my? – za​py​tała. – Ami, co się stało?
Zaciągnęłam ją za róg, do dam​skiej łazien​ki, upew​niając się, czy je​steśmy same, za​nim się ode​zwałam.
Je​steś re​be​liantką – oskarżyłam ją.
Co takiego? – zapytała, trochę za dobrze przygotowana. – Zwariowałaś. – Ale jej ręka uniosła się do szyi, zdra​dzając ją.
Wiem, co zna​czy ta gwiazd​ka, Kriss, więc nie okłamuj mnie – po​wie​działam spo​koj​nie.

Tadaam! Tak, tak, moi drodzy; to właśnie Kriss jest ową wtyką, „opcją B”, o której wspomniał August.

No i fajnie. A teraz musimy się na chwilę zatrzymać i podumać.

Wielu z Was wspominało w komentarzach, że zupełnie nie rozumieją, dlaczego powinni kibicować Americe, skoro Kriss bije ją właściwie na każdym polu: wie, kiedy trzymać język za zębami, myśli, jest rozważna. Ewidentnie byłaby lepszą księżniczką od panny Singer, prawda?

Cóż...nieprawda.

Wiem, wiem; ja sama kilkakrotnie wspominałam, że Kriss w pewnych sytuacjach prezentuje się lepiej od Amisi i podtrzymuję tę opinię, chociażby w kwestii stałości uczuć. Ale wiecie co?

Trochę więcej niż zero to nadal bardzo mało, a bycie bardziej wartościowym od Singerówny nie jest tożsame z byciem WŁAŚCIWĄ kandydatką.

Ci z Was, którzy znają serię być może wiedzą, w czym rzecz; reszta przekona się już za chwileczkę, dlaczego moja początkowa (niewielka, ale jednak) sympatia w stosunku do Kriss ulotniła się w rozdziale 27 i dlaczego, siadając do analiz, doskonale wiedziałam, że nigdy nie będę w stanie w pełni jej kibicować w jej dążeniu do korony.

Oto, co się właśnie stało: Ami oskarżyła Kriss o bycie rebeliantką – przestępstwo, które w Illei karze się śmiercią (no, chyba że król akurat postanowi zerwać z rutyną, jak miało to miejsce podczas wiadomej ceremonii). Przeanalizujmy teraz sytuację panny Ambers.

  1. Pamiętajcie, iż Kriss najprawdopodobniej NIE WIE (tak, to kanon; nie pytajcie mnie, dlaczego August nie raczył jej o tym poinformować, bo odpowiedź na to pytanie zna tylko autorka) o roli Amisi w spisku, możliwe, że nie wie nawet kim był papa Singer; ostatecznie nie wszyscy rebelianci muszą się znać, a Kriss pochodzi z zupełnie innej prowincji niż Singerowie. Innymi słowy, Amisia rzuciła jej w twarz oskarżenie...nie mając nic na poparcie swojej tezy. Nie podaje konkretnych imion, nie tłumaczy, co oznacza gwiazdka na szyi dziewczyny i skąd zna znaczenie symbolu, nie robi nic poza grożeniem jej paluszkiem. Póki co panna Ambers może spokojnie założyć, że America nie ma ŻADNYCH dowodów na to, że Kriss jest zamieszana w sprawę Północy.
  2. Że dowody mogą się jednak znaleźć? Oczywista – tyle, że w tej sytuacji America wkopałaby nie tylko rywalkę, ale i siebie. Gdyby przyszło jej zeznawać przed królem (bo to on, a nie Maksiu musiałby się ostatecznie zająć sprawą powiązań kandydatek z ruchami rebelianckimi), dziewczyna musiałaby wytłumaczyć, skąd zna znaczenie danych symboli, a to skończyłoby się zapewne kolejnym pogrzebem w familii Singerów. Można bezpiecznie założyć, że Ami nie chciałaby ryzykować bezpieczeństwa swojej rodziny, nawet dla wkopania konkurentki.
  3. Póki co jedynym dowodem na związek Kriss z anarchistami jest wisiorek. Który...no wiecie...bardzo łatwo wyrzucić. Albo wręcz podrzucić jakiejś (ekhm, ekhm) innej dziewoi mieszkającej w pałacu. Na przykład takiej znanej ze swego umiłowania do nieszablonowej biżuterii.
  4. No i w końcu: Kriss została wystawiona (i zapewne odpowiednio przeszkolona) przez buntowników. Można by się spodziewać, że od początku uczyli ją, że choćby ktoś złapał ją za rękę, ma wmawiać, że to nie jej kończyna i robić wszystko, co w jej mocy, żeby nie wpaść; ostatecznie, kilka godzin tortur i dziewczyna z dużym prawdopodobieństwem wypaplałaby wszystkie sekrety buntowników z Północy.

A teraz, biorąc to wszystko pod uwagę, zobaczmy, jak Kriss reaguje na oskarżenie Amisi:

Po do​brze wy​li​czo​nej pau​zie Kriss wes​tchnęła.
Nie zro​biłam ni​cze​go nie​zgod​ne​go z pra​wem. Nie or​ga​ni​zuję żad​nych pro​testów, tyl​ko po​pie​ram ich sprawę.

...Tak. Nasz Szpieg z Krainy Deszczowców po prostu przyznał się do konszachtów z rebeliantami.

Panna Ambers, gdy w grę wchodzi intelekt i przebiegłość, tak naprawdę nie rożni się zbytnio od Amisi: obie mają pomiędzy uszami przeraźliwą pustkę. Po prostu Kriss zdołała ukrywać ów niewygodny fakt dłużej od naszej protagonistki.

Użyj mózgu, Luke: 178

Aha, i jeszcze jedno. Kriss? Gratulacje, nie ma to jak nosić na szyi symbol rebelii. W kategorii „dzieci Stirlitza” zdołałaś niniejszym prześcignąć nawet Aspericę i słynną bransoletkę z guziczka.

Użyj mózgu, Luke: 179

No i na zakończenie: bardzo mi przykro, kwiatuszku, ale biorąc pod uwagę, że Clarkson kazał wrzucić do worka z napisem „Ósemki” sporą grupę obywateli tylko i wyłącznie za to, że ośmielili się nosić T-shirty z napisem 'Team Miecio&Henio', to obawiam się, że „popieranie sprawy” przyjmujące formę BYCIA PAŁACOWĄ WTYKĄ kwalifikuje cię na stryczek.

Użyj mózgu, Luke: 180

Jeśli musisz wiedzieć, tak, zostałam… zaprezentowana królowi jako jedna z możliwości. Jestem pewna, że już się zdążyłaś domyślić, ale cała ta lo​te​ria była śmie​chu war​ta.

„Zaprezentowana”? Niby przez kogo? Czyżby to August wysłał list polecający? Nawet bym się nie zdziwiła.

Król był… i nadal jest… całkowicie nieświadomy, ile kandydatek Północy zostało zgłoszonych do wyboru.

Ośmielę się szepnąć, że sytuacja ta mogłaby ulec poprawie, gdyby wreszcie zainwestował w aparat bezpieczeństwa.

Ja byłam tylko jedną z wielu mających nadzieję na osiągnięcie tego celu, i początkowo byłam całkowicie oddana mojej sprawie. Nie rozumiałam Maxona i nie wydawało mi się, żeby mu na mnie zależało. Ale potem poznałam go bliżej i naprawdę było mi przykro, że w ogóle się mną nie interesuje. Po tym, jak odeszła Marlee, a jego więź z tobą zaczęła się rozluźniać, zobaczyłam go w całkowicie nowym świetle. Możesz uważać, że przyjechałam tutaj z niewłaściwych pobudek i może masz rację. Ale teraz jestem tutaj z całkowicie innego powodu. Kocham Maxona i nadal o niego walczę. Uważam, że razem moglibyśmy dokonać wielkich rzeczy. Więc jeśli myślisz, że możesz mnie próbować szantażować albo mnie wydać, zapomnij o tym. Nie zamierzam się wycofywać. Rozumiesz mnie?

Wow, przemowa taka wzniosła, panna zakochana rebeliantka taka niezłomna.

Kriss? Czy przeszło ci przez myśl, że w pałacu mogą być podsłuchy?

Że jakaś opłacona pokojówka może was szpiegować, stojąc za drzwiami?

Że Amisia może mieć w nosie zasady fair play i po prostu wszystko wypaplać (pomińmy na chwilę wymienione przeze mnie wcześniej argumenty, jest jasne, że żadna z tych ameb nie potrafi planować długofalowo)?

I że właśnie zrobiłaś najgłupszą możliwą rzecz, zdradzając swój największy sekret – nie wiadomo właściwie, w imię czego?

Użyj mózgu, Luke: 181

Kriss nigdy nie przemawiała tak stanowczo, a ja nie wiedziałam, czy przyczyną było to, że całkowicie wierzy w swoje słowa, czy też duża ilość szampana.

Aaa, więc to o to chodziło z tym alkoholem? Kriss gada jak najęta, bo się upiła? W takim razie kolejne szczere gratulacje, żabko: nie ma to jak radośnie urżnąć się na terenie wroga. Szkoda, że fali pijackiego podniecenia nie narysowałaś jeszcze mapy do kryjówki rebeliantów.

Użyj mózgu, Luke: 182

Chciałam jej powiedzieć, że ja i Maxon także możemy dokonać wielkich rzeczy, że prawdopodobnie już zrobiliśmy więcej, niż się mogła domyślać.

Błagam cię, Americo, chociaż ty wykaż się resztkami instynktu samozachowawczego.

Ale to nie była odpowiednia pora na przechwałki.

Uff. Dziękuję.

Ja przyjechałam tutaj ze względu na moją rodzinę, ona także przyjechała ze względu na coś w rodzaju rodziny. Dlatego przekroczyłyśmy te drzwi i znalazłyśmy drogę do serca Maxona. Co by to dało, gdybyśmy się teraz skłóciły?

Słuchajcie, ja wiem, że Amisia popiera buntowników z północy i w ogóle, ale rozczula mnie fakt, że w ogóle zdaje się do niej nie docierać to, że Kriss właśnie przyznała się do bycia szpiegiem dla illeańskiego odpowiednika organizacji terrorystycznej. Słoneczko, wasza ewentualna kłótnia to akurat najmniejszy z możliwych problemów.

Do​sko​na​le. A te​raz, jeśli mi wy​ba​czysz, wra​cam na przyjęcie.
Rzuciła mi zimne spojrzenie i wyszła z łazienki, zostawiając mnie z uczuciem wewnętrznej rozterki.

Kriss, dałabyś już spokój z tymi teatralnymi gestami, wystarczająco się skompromitowałaś.

Czy po​win​nam była mil​czeć? Czy po​win​nam przy​najm​niej komuś o tym po​wie​dzieć? Czy to w ogóle było coś złego?

a) raczej tak, chyba że chcesz, by Clarkson odbył z tobą długą, intymną rozmowę na temat źródeł twej wiedzy
b) lepiej nie, gadulstwo zazwyczaj źle się dla ciebie kończy
c) zdecydowanie tak, przynajmniej póki władzę w kraju sprawuje ojciec Maksia.

Amisi odchodzi ochota na balowanie, wraca więc do swojej sypialni; pokojówki na szczęście siedzą w wiadomej dziurze.

Kriss była rebeliantką. Zgodnie z jej słowami, nie robiła nic niebezpiecznego, ale nadal się zastanawiałam, co to dokładnie oznaczało. Musiała być tą osobą, o której mówili Au​gust i Geo​r​gia. Skąd w ogóle przyszło mi do głowy, że to może być Eli​se?

Bo Cass dała nam tak niewiele wskazówek, że ową wtyką równie dobrze mógłby być gwardzista Markson albo inna stuplanowa postać?

Czy to Kriss pomagała im dostać się do pałacu? Czy wskazywała im, gdzie mają szukać interesujących ich rzeczy?

Cass? To bardzo dobre pytanie. Czy Kriss w ogóle coś ROBIŁA jako szpieg?

Pytam poważnie. Wiemy, że August postanowił umieścić swojego człowieka w pałacu, by ów człowiek (rodzaju żeńskiego) poprzez małżeństwo doprowadził do zmian w Illei – ale czy panna Ambers w jakikolwiek inny sposób ułatwiała „swoim” robotę? Podanie kodu do domofonu? Tajna dostawa kredek, coby rebelianci mieli czym mazać po ścianach? Cokolwiek?

Co mogłabym zresztą powiedzieć? Jeśli Maxona i Kriss łączyło prawdziwe uczucie, każda próba zdemaskowania jej wyglądałaby jak rozpaczliwe działanie w celu uzyskania przewagi. A nawet gdyby to po​działało, nie chciałam w ten sposób zdo​by​wać Ma​xo​na.
Chciałam, żeby wie​dział, że go ko​cham.

Cóż, myślę, że dobrym rozwiązaniem byłoby po prostu mu o tym powiedzieć.


Puk, puk! Do sypialni Ami wchodzi Maxon; niesie ze sobą wypchaną kopertę i pudełeczko.
Chłopak jest wyjątkowo zdenerwowany; pyta Amisię o sytuację w domu.

Mama jakoś się trzyma, a Kenna jest prawdziwą opoką. Martwię się przede wszystkim o May i Gerada. Kota nie mógłby chyba zachować się podlej, niż to zrobił w takiej sytuacji. Zupełnie jakby w ogóle nie kochał taty, nie po​tra​fię tego zro​zu​mieć – przy​znałam.

Nie wiń Koty, Americo; czarne charaktery w powieściach YA już tak mają, że nie kochają nikogo i niczego poza sobą.

Konkurencja dla Kajusza: 48

Maksiu zgadza się, że papa Singer był świetnym gościem i stwierdza, że widzi podobieństwa między Shalomem i jego rudowłosą latoroślą (poczucie humoru, optymizm, nieustępliwość, oczy i nos). Amisia dziękuje mu za komplement i pyta, co też ze sobą przyniósł; Maxon oznajmia, że to spóźniony prezent gwiazdkowy. Prosi dziewczynę, żeby na razie nie zaglądała do koperty (są tam, jak się przekonamy za tydzień, listy), ale zachęca ją, żeby sprawdziła, co znajduje się w pudełku. Jest to ramka ze zdjęciem:

(...)przedstawiającym dom. Nie byle jaki, ale naprawdę prześliczny, w ciepło-żółtym kolorze, otoczony trawnikiem tak gęstym, że samo patrzenie mówiło mi, z jaką przyjemnością pochodziłabym po nim. Okna na parterze i piętrze były wysokie i szerokie, a drzewa zacieniały część trawnika. Z jed​ne​go z drzew zwi​sała na​wet huśtaw​ka.

Tak, tak, dobrze myślicie: Maksiu kupił swojej damie dom (ciekawam, czy też jest wyposażony w plazmę). Ale nie jest to bynajmniej dom DLA niej, o nie. To domek dla jej rodziny – znajduje się w Angeles, a więc niedaleko pałacu.

Czy już wiecie, do czego zmierzamy, moi drodzy?

Powiedziałaś mi, żebym odesłał inne dziewczęta. Zrobiłem to. Musiałem zatrzymać jeszcze jedną, takie są za​sa​dy, ale… po​wie​działaś, że jeśli udo​wod​nię, że cię ko​cham…
– …to mnie wy​bie​rzesz?
Oczy​wiście, że cię wy​biorę.
Całkowicie oniemiałam. Roześmiałam się nerwowo i zaczęłam go całować, śmiejąc się między pocałunkami. Ma​xon, za​do​wo​lo​ny z tej de​mon​stra​cji uczuć, od​wza​jem​niał pocałunki i śmiał się ra​zem ze mną.
Weźmie​my ślub? – krzyknęłam, całując go zno​wu.
Tak, weźmiemy ślub – roześmiał się i pozwolił się dalej atakować. 

Tak, kochani. To naprawdę się dzieje. Maxon Schreave podjął decyzję.

...Cóż, zobaczymy, jak długo wytrwa w tym postanowieniu.

Nasze gołąbki przechodzą od pocałunków do stopniowego pozbywania się odzieży; Amisia pomaga księciu zdjąć koszulę i zaczyna go miziać po plecach. Maksiu nerwowo dopytuje się, czy Ami nie przeszkadzają jego blizny, ale ta zapewnia go, że dzięki nim kocha go jeszcze bardziej, bo zebrał wszak baty od ojczulka w jej obronie.

Na chwilę wstrzy​mał od​dech.
Co po​wie​działaś?
Uśmiechnęłam się.
Ko​cham cię.
Możesz powtórzyć? Ja tyl​ko…
Wzięłam jego twarz w dłonie.
Ma​xo​nie Schre​ave, ko​cham cię. Ko​cham cię.
A ja ko​cham cie​bie, Ame​ri​co Sin​ger. Ko​cham cię z całego ser​ca.

...Nie do wiary. Nie do wiary.

W końcu to z siebie wydusili. Jestem pod wrażeniem.

Maksiu nagle zamienia się w prawdziwego ogiera i zrywa z Amisi suknię nie zważając na guziki, tak że nieboga zostaje w samej halce; już, już wydaje się, że opuścimy bezpieczną strefę PG-13, ale:

Czułam, jakby wszystko na świecie zniknęło… aż do chwili, kiedy usłyszeliśmy nagły hałas na korytarzu. Maxon popatrzył na drzwi, jakby się spodziewał, że w każdej chwili mogą stanąć otworem. Był spięty, bardziej wystraszony niż kie​dykolwiek wcześniej.
To nie on – wyszeptałam. – To pewnie któraś dziewczyna wraca do pokoju, zataczając się, albo po​kojówka zrzu​ciła coś przy sprząta​niu. Nic się nie stało.

Przyznam, że nie rozumiem: czy Maksiu obawiał się, że Clarkson nagle wparuje do sypialni Amisi? Z jakiej racji? Król nigdy tu nie zaglądał. I o co chodzi z tym lękiem przed łoskotem? Czyżby jego wysokość miał zwyczaj tłuc wazony z kwiatami w drodze do pokoju syna?

A co do podkreślenia – ja tak tylko przypomnę, że najmłodsze z kandydatek mają szesnaście lat. Skąd nagle to alkoholowe szaleństwo?

Maksiu przeprasza Amisię i stwierdza, że w tak nieromantycznych warunkach nie da rady, ekhm, stanąć na wysokości zadania. Ta nie ma pretensji, choć jest zrozumiale rozczarowana; Maksiu obiecuje jej, że odbiją to sobie podczas miodowego miesiąca:

- (…) gdzie będziemy sami. Żadnych obowiązków, żadnych kamer, żadnych straży.

Za to od groma rebeliantów, który tylko będą czekać na to, żeby ustrzelić was w jakimś ustronnym miejscu, z dala od ochrony i świadków.

Użyj mózgu, Luke: 183

Amisia twierdzi, że nie chce być rozpieszczana (tak, tak, oczywiście...); Maksiu mówi jej, że nic z tego, i leci Edwardem Cullenem:

Zamierzam dawać ci prezenty, ale nie to miałem na myśli. Zamierzam kochać cię bardziej, niż jakikolwiek mężczyzna kochał jakąkol​wiek ko​bietę, bar​dziej niż mogłabyś so​bie kiedykol​wiek wy​ma​rzyć. Obie​cuję ci to.

Amisia rozpływa się po tym wyznaniu i prosi księcia, żeby został z nią na noc (żadnych seksów, jedynie wspólne spanie):

Po​pa​trzył na su​fit i za​sta​no​wił się. W końcu uległ.
Mogę, ale będę mu​siał wyjść bar​dzo wcześnie.

A to dlaczego? Waćpan masz prawo sypiać ze wszystkimi kandydatkami, nawet jednocześnie, jeśli taka twoja wola; naprawdę nie ma potrzeby się chować.

Nasze gołąbeczki przytulają się do siebie pod kołdrą i po raz kolejny wyznają sobie miłość.

Leżałam bez ruchu, rozkoszując się tą chwilą szczęścia. Wydawało mi się, że zaledwie kilka sekund później od​dech Ma​xo​na zwol​nił i wyrównał się. Zdążył już zasnąć.
Ma​xon nig​dy nie za​sy​piał.

Biedak, musi wypijać hektolitry kawy.

Przy mnie musiał się czuć bezpieczniej. A po tych wszystkich obawach o to, jak zachowywał się wobec mnie jego oj​ciec, ja także po​czułam się dzięki nie​mu bez​piecz​na.
Westchnęłam i obiecałam sobie, że rano porozmawiamy o Aspenie. To musiało się stać przed uroczystością, a ja byłam pewna, że wiem, jak mam to najlepiej wyjaśnić. Na razie zamierzałam się cieszyć tą chwilą spokoju i od​po​czyn​ku w ra​mio​nach mężczy​zny, którego ko​chałam.



Rozdział 28


Rano Amisia budzi się rozanielona w objęciach Maxona; gołąbeczki tulą się i droczą, Maksiu nazywa swą lubą „miłą”, na co ta żartobliwie grozi, że mu przyłoży (Maxon, uważaj na krocze!). Książę pyta, jak wobec tego wolno mu się zwracać do przyszłej żony i w odpowiedzi słyszy, że każde inne określenie jest w porządku, o ile będzie przeznaczone tylko dla niej. America następnie próbuje się dowiedzieć, jakież to czułe słówko preferowałby Maksiu w odniesieniu do swojej skromnej osoby; ten żartuje, że jedyną dopuszczalną formą jest „jego wysokość małżonek”. Nasi milusińscy wpadają w tak dobry nastrój, że zaczynają się nawzajem łaskotać.

Mimo mo​ich pro​testów zaczął łasko​tać mnie po całym cie​le, spra​wiając, że pisnęłam głośno. Nie​mal równie szyb​ko umilkłam, bo do po​ko​ju wpadł gwar​dzi​sta z od​bez​pie​czoną bro​nią.

Ja wiem, że gwardzista ma obowiązek sprawdzać, czy hałasy w sypialni damy nie oznaczają niebezpieczeństwa... ale chyba idzie odróżnić dźwięki łóżkowych figli od szamotania się z potencjalnym zamachowcem? Bo jeśli nie, to czarno widzę przyszłe intymne pożycie książęcej pary.

Tym razem wrzasnęłam i podciągnęłam kołdrę, żeby się zasłonić. Byłam tak przerażona, że dopiero po chwili zorientowałam się, że te zdeterminowane oczy należą do Aspena. Czułam się tak upokorzona, że miałam wrażenie, jak​by ktoś przy​pa​lił mi po​licz​ki ogniem.

Oj, trzeba będzie po ślubie zainwestować w zamki w drzwiach.

Aspen zatrzymał się jak sparaliżowany. Nie potrafił sklecić jednego zdania, patrzył tylko na Maxona w bie​liźnie i na mnie, przy​krytą kołdrą.

Aspen, no daj spokój, dopiero teraz domyśliłeś się, do czego to wszystko zmierzało?

Mój szok zo​stał w końcu prze​rwa​ny przez szcze​ry śmiech.
Chociaż ja byłam przerażona, Maxon sprawiał wrażenie oazy spokoju. Właściwie wyglądał, jakby go bawiło, że zo​stał przyłapa​ny. Ode​zwał się głosem, w którym po​brzmie​wała odro​bi​na sa​mo​za​do​wo​le​nia:
Za​pew​niam pana, gwar​dzi​sto Le​ger, że nic jej nie gro​zi.


Swoją drogą, biedni ci pałacowi gwardziści – o co zakład, że po książęcym ślubie będą grać w „kamień-nożyce-papier”, żeby tylko uniknąć warty pod drzwiami sypialni Maxona i ewentualnej konieczności oglądania swego władcy w dezabilu?

Aspen czym prędzej ucieka z pokoju, Ami gryzie się, że postawiła byłego w niezręcznej sytuacji.

Ma​xon pod​szedł, żeby mnie objąć.
Nie musisz być taka zawstydzona. Nie byliśmy przecież nago. W przyszłości na pewno będą się zdarzać po​dob​ne sy​tu​acje.

...Rany koguta, ja tylko żartowałam z tym zamkiem w drzwiach. Maxon, czy ty na serio próbujesz mi powiedzieć, że SPODZIEWASZ się, iż pałacowi gwardziści regularnie będą was widywać podczas figo-fago?!

To okrop​nie upo​ka​rzające – jęknęłam.
Że zostałaś przyłapana w łóżku ze mną? – W głosie Maxona wyraźnie zabrzmiał ból.

- Jak śmiesz czuć się niezręcznie, paradując (niemal) z cyckami na wierzchu przed obcym facetem, będącym w dodatku twoim przyszłym służącym?!

...Serio, Maxon? Serio? To jest to chłopię, wychwalane wśród fanek jako wzór dżentelmeństwa?

Nie! Tu nie chodzi o ciebie. Tylko, sama nie wiem, to powinna być nasza prywatna sprawa. – Pochyliłam głowę i zaczęłam się bawić brze​giem kołdry.
Ma​xon czu​le pogładził mnie po po​licz​ku.
Przepraszam. – Podniosłam głowę, bo w jego głosie brzmiała szczerość, której nie potrafiłabym zignorować. – Wiem, że to będzie dla ciebie trudne, ale od teraz ludzie cały czas będą się przyglądać naszemu życiu. Przez pierwszych kilka lat pewnie często będą się wtrącać. Wszyscy królowie i królowe mieli tylko jedynaków. Na pewno w niektórych przypadkach to był świadomy wybór, ale po tych trudnościach, jakie miała moja matka, będą chcie​li mieć pew​ność, że w ogóle możemy powiększyć ro​dzinę.

Poniżej – wizualizacja nocy poślubnej Amisi i Maksia:



I co to niby znaczy „wszyscy” królowie? Wszyscy w Illei? Nieprawda, już sam Grześ miał trójkę pociech. Wszyscy zagraniczni (i właściwie od kiedy)? Jakoś ciężko mi w to uwierzyć.

Amisia zapewnia go, że pod tym względem trafił ze swym matrymonialnym wyborem w dziesiątkę, bo Singerowie to płodna familia (Henryk VIII lubi to).

Maksiu ubiera się, całuje lubą na pożegnanie i zapewnia, że dzisiaj oficjalnie ogłosi swój wybór, po czym wychodzi.

Za​nim za​mknęłam drzwi, usłyszałam, że Ma​xon szepnął:
Lady Ame​ri​ca będzie panu wdzięczna za dys​krecję.

Maksiu, biorąc pod uwagę, że najwyraźniej oczekujesz, iż gwardziści będą podglądać twoje życie intymne przez dziurkę od klucza, na twoim miejscu zamieniłabym ową grzeczną prośbę na stanowczy rozkaz – no, chyba że bardzo chcesz się stać głównym obiektem plotek całej pałacowej służby.

Amisia odczekuje kilka minut, po czym wychodzi na korytarz.

Tak strasz​nie cię prze​pra​szam – jęknęłam.
To nie tak, że się tego nie spo​dzie​wałem. To było tyl​ko za​sko​cze​nie – od​rzekł Aspen.
Po​win​nam była ci po​wie​dzieć – stwier​dziłam, wy​chodząc na ko​ry​tarz.
To nie ma zna​cze​nia. Nie mogę tyl​ko uwie​rzyć, że z nim spałaś.
Położyłam mu ręce na pier​si.
Nie zro​bi​liśmy tego, Aspe​nie, przy​sięgam.




A teraz uwaga, kochani. Oto moment, na który wszyscy czekaliście.

I wte​dy, w ostat​niej chwi​li, wszyst​ko zo​stało zruj​no​wa​ne.
Zza rogu wyszedł Maxon, trzymając Kriss za rękę. Zobaczył mnie przyciśniętą do Aspena w nagłej próbie usprawiedliwienia się. Cofnęłam się, ale niedostatecznie szybko. Aspen odwrócił się do Maxona, chcąc udzielić ja​kichś wyjaśnień, ale był zbyt za​sko​czo​ny, żeby się ode​zwać.


No i sami powiedzcie – jak tu nie wierzyć w karmę? America z Legerem mogli się obściskiwać przez pół roku w trybie 24/7 – a Maxon musiał ich złapać akurat wtedy, kiedy dla odmiany nie robili nic zdrożnego. Co za pech, co za pech!

...Chociaż wiecie co? Biorąc pod uwagę, że niemożliwym jest, by Aspen nie usłyszał tupania dwóch par nóg tuż za zakrętem korytarza, zaczynam podejrzewać, że facet specjalnie dopuścił do takiego, a nie innego rozwoju sytuacji. Moja teza o ukrytych skłonnościach masochistycznych zaczyna niebezpiecznie przypominać kanon.

Kriss jest w szoku, ale wygląda raczej na smutną, niż usatysfakcjonowaną (cóż, może pozostała jej przynajmniej resztka zdolności aktorskich, albo zdążyła na czas wytrzeźwieć); Maxon stwierdza zimnym tonem, że przywlókł tu pannę Ambers aby wyjaśnić jej, jak się sprawy mają, ale obecnie będzie musiał nieco skorygować swoje plany i odsyła dziewczynę precz.

Wiedziałem – powiedział. – Powtarzałem sobie, że mi się wydaje, ponieważ gdybym miał rację, na pewno byś mi o tym powiedziała. Podobno miałaś być ze mną szczera. – Przewrócił oczami. – Nie mogę uwierzyć, że nie zaufałem swoim przeczuciom. Wiedziałem od tamtego pierwszego spotkania. To, jak na niego patrzyłaś, jak bardzo byłaś rozproszona. Ta przeklęta bransoletka, którą nosiłaś, ten liścik na ścianie, wszystkie te razy, kiedy wy​da​wało mi się, że cię mam i na​gle zno​wu cię tra​ciłem… to przez cie​bie – po​wie​dział, patrząc na Aspe​na.



...Wiedziałeś?

Wiedziałeś, że guzik na nadgarstku Ami należy do gwardzisty?

I że list do Aspena został napisany jej ręką?

I że dziewczyna robi do Legera maślane oczy?

...I nic z tym nie zrobiłeś?


Maxon? Oficjalnie oznajmiam, że nie zasługujesz nawet na ćwierć miligrama współczucia.


Aspen rycersko bierze wszystko na klatę i wmawia Maxonowi, że to jego wina i że narzucał się Singerównie wbrew jej woli.

...Aspen, to bardzo ładnie z twojej strony, że bronisz byłej, ale obawiam się, że twoja historyjka bierze w łeb, zważywszy że Amisia nosi na nadgarstku guzik z twojego munduru.

Użyj mózgu, Luke: 184

Ma​xon, nie od​po​wia​dając na wyjaśnie​nia Aspe​na, pod​szedł pro​sto do nie​go i spoj​rzał mu w oczy.
Jak się na​zy​wasz? Jak masz na imię?

A ten co, nagle zapomniał, jak się składa literki? Maksiu, twoi gwardziści mają na piersiach takie śmieszne plakietki, z których możesz odczytać ich imiona i nazwiska. Nie mówiąc już o tym, że jeszcze kilka minut temu pozdrowiłeś Legera po imieniu, więc najwyraźniej cierpisz na sklerozę.

Aspen się przedstawia, Maksiu każde mu iść precz, zanim wyśle go na front; Aspen idzie precz.

Nasze (już chyba nie) gołąbki zamykają się w sypialni Ameriki.

Jak długo? – za​py​tał ci​cho, nadal nad sobą pa​nując.

Oooch, kochaneczku, lepiej przygotuj sobie kanapki i coś do picia, to będzie długa historia.

Czy pamiętasz tę kłótnię…
Kłócimy się od dnia, w którym się po​zna​liśmy! – wy​buchnął Ma​xon. – Mu​sisz być dokład​niej​sza!

Wiecie co? To jedna z nielicznych wypowiedzi Maxona w tej serii, która autentycznie mnie rozbawiła; nie jestem tylko pewna, czy o taki efekt chodziło Cass, gdy pisała ów dialog.

Zadrżałam, nie ru​szając się z miej​sca.
Po przyjęciu uro​dzi​no​wym Kriss.
Jego oczy roz​sze​rzyły się.
Czyli w zasadzie odkąd tu przyjechał – powiedział, a w jego głosie zabrzmiało coś przypominającego sar​kazm.

Maxon, mogę cię nie lubić i uważać za idiotę, ale nie da się ukryć, że złamane serce przynajmniej pozwoliło ci odzyskać część twoich dawno obumarłych metaforycznych jaj.

Maxonie, naprawdę cię przepraszam. Początkowo chciałam go chronić, a potem chroniłam siebie. A po tym, co stało się z Mar​lee, bałam się po​wie​dzieć ci prawdę. Nie mogłabym cię stra​cić – dodałam błagal​nie.
Stra​cić mnie? Stra​cić mnie? – powtórzył ze zdu​mie​niem. – Wracasz do domu z małą fortuną, nową klasą i mężczyzną, któremu wciąż na tobie zależy! To ja ponoszę stratę!
Te słowa spra​wiły, że za​brakło mi od​de​chu.
Wra​cam do domu?


Skąd, Amisiu; jestem pewna, że Maksiu tylko tak żartuje i za chwilę zaproponuje ci życie w trójkącie tudzież innych wesołych figurach geometrycznych.

Użyj mózgu, Luke: 185

Po​pa​trzył na mnie, jak​bym była całkiem głupia, że o to py​tam.
Ile razy mam pozwolić, żebyś łamała mi serce? Czy naprawdę myślisz, że mógłbym ożenić się z tobą, uczynić cię moją księżniczką, skoro okłamywałaś mnie przez większość naszej znajomości? Nie zamierzam się tor​tu​ro​wać w ten sposób przez resztę życia. Nie wiem, czy za​uważyłaś, ale mam tego już zupełnie dość.

Fakt, zdziwienie Ameriki było dosyć idiotyczne, ale, Maxon... Biorąc pod uwagę ilość punktów, które zgromadziłeś w kategorii „Kochanek z kartonu”, na twoim miejscu nie oburzałabym się zbyt mocno.

Zaczęłam szlo​chać.
Ma​xo​nie, proszę. Prze​pra​szam, to nie tak, jak to wyglądało, przy… przy​sięgam. Ko​cham cię!
Pod​szedł do mnie po​wo​li, a jego oczy były całko​wi​cie pu​ste.
Ze wszyst​kich kłamstw, ja​kie mi po​wie​działaś, to jest naj​bar​dziej obrzy​dli​we.
To nie… – Wy​raz jego oczu spra​wił, że umilkłam.
Niech two​je po​kojówki się po​sta​rają. Po​win​naś wy​je​chać stąd z klasą.

Aż się boję, w co tym razem będzie ubrana nasza heroina.

Maksiu wychodzi, Amisia rzuca się na łóżko i zaczyna szlochać.

Płakałam z nadzieją, że zdołam się pozbyć tego bólu przed uroczystością. Jak miałam ją przetrwać? Spojrzałam na zegarek, żeby zobaczyć, ile mam jeszcze czasu… i zobaczyłam grubą kopertę, którą po​przed​nie​go wie​czo​ra dał mi Ma​xon.
Uznałam, że to ostat​nia cząstka jego, jaką kie​dy​kol​wiek będę miała, więc de​spe​rac​ko otwo​rzyłam ko​pertę.



I to już wszystko na dziś. A za tydzień: listy od Maxona i twist fabularny, który w prawdziwym świecie wydarzyłby się już wiele księżyców wcześniej.

Zostańcie z nami!

Statystyka:

Co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr: 40
Dobre Mzimu: 39
Jak mała Kiera wyobraża sobie...: 82
Karny jeżyk potrzebny od zaraz: 40
Kochanek z kartonu: 37
Konkurencja dla Kajusza: 48
Nie, nie jesteśmy w Panem: 32
Osiołkowi w żłoby dano: 52
Queen (Bee) Wannabe: 69
Sam sobie sterem, żeglarzem, okrętem: 9
Twierdza Monty Pythona: 24
Użyj mózgu, Luke: 185


Maryboo

25 komentarzy:

  1. Zdarzył się cud. Teoretycznie wreszcie zaczęło się cokolwiek dziać w tej szmirze. Btw, przeczytałam wasze analizy od zmierzchów po te dzieUo i wszystkie są super.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hahaha xD Nie wierzę, że wtopili się w taki sposób. Nie wierzę! Wyłam przez pół analizy ze śmiechu z Wielkiego Szpiega, a później z trójkąta romantycznego.

    Maryboo, zgadzam się w całej rozciągłości - to jedno zdanie od Maxona, zamierzone czy nie, było przepiękne :D

    Dzięki za analizę, była świetna. Zostały już tylko dwie do końca, tak?

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale Zwrot Akcji!!! Jak w telenoweli.Teraz będą trzy rozdziały o tym rozmawiać?
    Podobały mi się kawałki o Kriss.

    Chomik

    OdpowiedzUsuń
  4. A słyszeliście o teorii, że Lady Brice (taka jedna w Następczyni) to zakamuflowana Kriss. I że SPOILER Ami miała zawał, KONIEC SPOILERA bo dowiedziała się, że Maksio i ona mieli romans? Fajnie by było. Ale to znaczyłoby pewną skazę w ideale Maksia, więc... To raczej nieprawdopodobne.

    Żelek

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak ja mogłam to czytać na sucho to będę się całe życie zastanawiać. Chyba wydawca dyszał Cass nad karkiem "za mało stron!!!" i stąd ten zwrot akcji. Btw, widziałam taki w telenoweli brazylijskiej na tv 4, którą oglądałam jak zdychałam na grypę.

    OdpowiedzUsuń
  6. Kajam się i sypię głowę popiołem.

    OdpowiedzUsuń
  7. -Jesteś rebeliantem!
    -Nie!
    -Tak!
    -No dobra, ale Amisiu, kto tu nie jest rebeliantem?
    Powiedziała Kriss elegancko i teatralnie pokazując w koło. Amisia podążły wzrokiem za jej dłonią w nadzieji, że zobaczy dowód na jej słowa, ale zobaczyła jednie dwóch miłych panów biwakujących w królewskim ogrodzie.
    -Jaja sobie robisz?
    Sykneła Amisia.

    Ah, Panzer-szczerość. Jakie to piękne.

    OdpowiedzUsuń
  8. Jeśli chodzi o jedynaków w rodzinie królewskiej, to Cass zaprzecza sobie nie tylko dlatego, że Grzesiu miał trójkę dzieci. Przecież illeańskie księżniczki wydaje się za mąż do obcych krajów, więc tron dziedziczy się chyba po linii męskiej, prawda? Zatem co się działo, gdy jedynym dzieckiem była córka? Zostawała w kraju i urządzano jej eliminacje albo jej mąż musiał zamieszkać w Illei?

    Feanaro

    OdpowiedzUsuń
  9. Nigdy nie rozumiem co jest romantycznego w zwracaniu się do siebie pełnym imieniem i nazwiskiem. Zarzut nie tylko do Cass, bo zwroty w stylu "Ma​xo​nie Schre​ave, ko​cham cię" są w całej masie powieści. Może specyfika języka, ale dla mnie brzmią strasznie sztucznie.

    W tym rozdziale jeszcze bardziej widać, jak nie wychodzi Cass opisanie żalu po śmierci ojca. Bal, radosne piski, miętolenie się z Maxonem, tłumaszenie Aspenowi. Papa Singer? Aa był taki, ale kto by się przejmował?

    Koralina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak mi przyszło do głowy, że może wzięło się to ze starych powieści (m.in. czasy Jane Austin), gdzie takie zwracanie się do siebie było po prostu normalne. A obecnie iluś osobom wydaje się, że to takie cudne i romantyczne, i się jakoś przyjęło ;)

      Usuń
    2. Właśnie tak z Austin się to kojarzy :) Z drugiej strony w polskich książkach raczej tego nie ma, więc zastanawiałam się czy może po angielsku nie brzmi to jakoś bardziej naturalnie/nie ma takiej maniery itp. Czy jest na sali filolog?

      Koralina

      Usuń
    3. U Austen, nie Austin, mówiono by panie Schreave, nie Maxonie Schreave.

      Usuń
  10. Ech, to chyba jedyny moment(no, dodajmy jeszcze jego wstawienie się za Marlee), w którym naprawdę lubię Maksia.
    Biedny Ośrodek. Zapewne liczył na jakieś bardziej spektakularne odkrycie jego sekretu, przecież tak tego pragnął! A tu tylko księciunio wychyla się za rogu, a ona ma zaledwie rękę na jego piersi.

    OdpowiedzUsuń
  11. Niby nareszcie jakieś plot twisty, ale są koszmarnie słabe i naciągane... Ten głupawy romans Aspena i Ameriki ciągnął się jak guma w starych gaciach, mogli robić co chcieli, a wpadli z tak głupiego powodu. W ogóle cała sytuacja jest komiczna. Czemu Aspen wskoczył do pokoju Ameriki słysząc jej piski? Chyba nie jest aż tak głupi, zwłaszcza, że sam zapewne słyszał ją w podobnych sytuacjach. Po co ona się do niego tuliła, skoro nic do niego nie czuła i miała go w dupie? Dlaczego w ogóle to jest taki problem? Gdyby te ostatnie pierdyliard razy nie przeszkadzała mu, gdy (jak mniemam) chciał jej wyznać co łączy go z Lucy, teraz nie czułaby się zobligowana do takich wyjaśnień tylko planowała wybór sukni ślubnej i to, jak delikatnie wyjaśni Maxonowi, co łączyło ją z Aspenem (inna sprawa, że po tak długim czasie i w ostatniej chwili to i tak mogłoby trochę między nimi popsuć). I komu niby mamy w tej chwili kibicować? Americe, która jest głupia jak but i ma za swoje? Maxonowi, który przeczuwał co się dzieje, ale nie skonfrontował przyszłej żony ZANIM podjął decyzję? Litości.

    OdpowiedzUsuń
  12. Boru, ten plottwist był durny na tak wielu płaszczyznach. Znaczy, mnie najbardziej bolą dwie, co nie zmienia faktu, jak wieloaspektowo głupi on jest. W każdym razie - najbardziej gryzie mnie to, jak bardzo sztampowe i wyświechtane jest to zagranie - już niby wszystko się układa, już jest deadline i nagle wszystko się wali (znaczy no, nie ma co się walić, bo z Mieciem i Heniem wszystko w porządku, a tylko oni mnie interesują, noale wiadomo o co chodzi). Nie jestem w stanie się przejąć tym, że nagle Amisia dostała bardzo mało czasu na odzyskanie Maksia i wyjaśnienie mu wszystkiego, ale zagranie było w oczywisty sposób skierowane właśnie na to, żeby czytelniczki się przejęły. Po trzech tomach niedziania się niczego wypada to naprawdę ni przypiął ni przyłatał, jakby Cass albo ocknęła się, że nie ma fabuły, albo postanowiła wrzucić standardowy motyw filmopkowy (a wiadomo, że filmy krótkie, więc akcja musi być zwarta).
    No i druga rzecz, przy której wszystko mi opadło, to to, że Maksio o tym wszystkim wiedział. Serio, skoro wiedział, to nie powinien być tym zaskoczony. Skoro wiedział, to nie powinien stawiać sobie deadline'ów i w żaden sposób się deklarować (czy lepiej - kazać Amisi się zdeklarować, ale załóżmy w tej chwili, że mógł po prostu czekać, aż ona się zdeklaruje). Jego zachowanie sugeruje, jakby chciał, żeby wszystko dokładnie tak się skończyło - żeby mógł zrobić Amisi scenę, że on się już zdeklarował, a ona nadal gra na dwa fronty, koniec z nami. Z tym że Cass chyba nie o coś takiego chodziło, bo wtedy Maksio musiałby mieć więcej niż ten jeden zapętlony neuron.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Jego zachowanie sugeruje, jakby chciał, żeby wszystko dokładnie tak się skończyło" - Chciał, chciał ;) Maxon to queen of drama.

      Koralina

      Usuń
    2. Z tym się zgadzam, ale wiesz, wtedy musiałby to zaplanować. Znaczy się, pomyśleć o czymś z wyprzedzeniem. Wątpię, czy Maksio jest do tego zdolny.

      Usuń
  13. "– Wra​cam do domu?"

    America się zdziwiła, bo pewnie sądziła, że pójdzie siedzieć za zdradę, a tu tylko wyjazd do domku;)

    OdpowiedzUsuń
  14. Cóż zrobić... AMERICO, JESTEŚ IDIOTKĄ. Ale to w sumie nic nowego... I powiem wam, że ja ciągle lubię Maxona (no przepraszam! XD). Czemu nic z tym nie zrobił? Bo zakochany człowiek jest idiotą i nawet jak ma coś przed oczami to robi wszystko, by tego nie widzieć. Jest mi żal Maxona, bo America zawsze traktowała go z góry, okłamywała, bawiła się. On też nie był w porządku, ale ciągle uważam, że zrobiłby dużo lepszy deal wysyłając ją do domu już na samym początku.
    Plus droga Maryboo - nawet nie wiesz, jaką przyjemność mi sprawiłaś filmikiem z Tudorów xD! Mój ukochany serial, ukochany Henryk! Choć ciągle bawi mnie i wkurza pomylenie obecnej w tym wątku Marią z Małgorzatą... Mniejsza xD! Tak czy tak dziękuję ^^!

    OdpowiedzUsuń
  15. Um, ktoś pamiętam gdzie w postach poniewierają się Miecio z Heniem? Bo jako ślepa komenda nie jestem w stanie ich znaleźć, a mam natchnienie. :V

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam zebrane wszystkie (chyba) cytaty z nimi związane :)
      - Mietek, dzisiejsza atmosfera źle wpływa na moje czakry, więc chyba jednak nie pójdę szturmować zamku. Co ty na to?
      - Ale jesteśmy już pod murami, Heniu.
      - Spójrz na układ planet – Heniek wyciągnął magiczny almanach – to się nie uda.
      - Masz chyba rację, spadamy.

      *kiedy Amisia rozkminia coś na balkonie* Na balkonie? Gdzie Heniek ze snajperką?

      *Po śniadaniu czas na obiecaną przez Maksia randkę.* Wyjść na zewnątrz oczywiście nie mogą, bo w krzakach koło pałacu cały czas niestrudzenie siedzą Mietek i Henio ze snajperkami.

      - Heniek, rusz dupę! – krzyknął Mietek – Popatrz na tych idiotów, sami się wystawiają na odstrzał!
      - Chwila, Mieciu, snajperka mi się zaplątała w chaszcze!

      Podczas gdy Henryk i Mieczysław szamoczą się z bronią, Amisia i Maksiu mokną na dachu.

      *gdy Amisia i Maksio tańczą w deszczu* Szkoda, że Heńkowi zacięła się broń, taki piękny moment może polepszyć tylko elegancki headshot.

      - Mietek, słyszałeś, o czym te panienki gadają?
      - A ja myślałem cały czas, że to, co my robimy, to już jest szczyt konspiry i planowania, ale zostaliśmy pobici i wgnieceni w glebę. Na przyjęciu? O takich rzeczach? Przy królu, gwardii i kij wie, kim jeszcze? Heniuś, ty się przysłuchuj, a ja polecę po te małe kanapeczki z krewetkami. Popcornu raczej nie mają, szkoda. Chcesz coś?
      - Wódki, więcej wódki, tylko to mnie może uratować.

      Okazuje się, że rebelianci po prostu chodzą po ulicach. Kiedy przestali się ukrywać?

      Eee... Na moje oko to ponad dwadzieścia lat temu, w momencie, gdy ojcowie Miecia i Henia (a może i sami Miecio i Henio) postanowili po raz pierwszy zaatakować pałac w biały dzień.

      Biorąc pod uwagę to, jak niesamowicie subtelne jesteście, cudem byłoby, gdyby nikt się nie dowiedział. Oczywiście mam na myśli prawdziwy świat, bo w Cassolandzie to jest superkonspira, której nikt nie ruszy.
      Henio i Miecio tym czasem krztuszą się ze śmiechu kanapeczkami.

      - No fajnie, tylko wiecie, Clarkson ma się dobrze i może jeszcze sporo namieszać, więc yyy… będzie problem.
      Za plecami księżniczki dało się słyszeć jakieś gorączkowe szepty.
      - Heniuś, może zaproponujemy pomoc. O ile twoja snajperka znowu się nie zatnie, możemy załatwić kwestię Clarksona od ręki, tylko niech nam go te paniusie dobrze wystawią na odstrzał.
      - Cicho siedź, posłuchajmy najpierw tego ich planu, dawno się tak dobrze nie bawiłem.

      - Mieciu – Henryk spojrzał z wyrzutem na kompana. - Nie uchodzi mordować wrogów podczas stypy.
      - Kiedy ta ruda sama się podstawia! O, cholera, nasza kolej. Pani Singer, łączę się z panią w żalu. Doskonale znałem pani męża, tak, tak! Poznaliśmy się w...w...
      - Szkółce niedzielnej – mruknął pod nosem Henryk, zdegustowany całym tym cyrkiem, który przyszło im odstawiać. „Trzeba było posłuchać ojca i zostać stolarzem” - westchnął w duchu i poprawił zbyt luźny węzeł krawatu.

      Dobrze, że Miecio i Henio mają te gwiazdki wyhaftowane na gatkach, ciężej będzie ich przyskrzynić, bez zdejmowania im spodni nikt się na pewno nie domyśli. O ile będą sobie wierni (yhyhyhyhy) i sami sobie będą robić pranie, wszystko powinno być dobrze.

      Maksiu obiecuje jej, że odbiją to sobie podczas miodowego miesiąca:
      - (…) gdzie będziemy sami. Żadnych obowiązków, żadnych kamer, żadnych straży.
      Za to od groma rebeliantów, który tylko będą czekać na to, żeby ustrzelić was w jakimś ustronnym miejscu, z dala od ochrony i świadków.

      Usuń
    2. Mam wrażenie, że było jeszcze coś w kontekście Komnaty Dam z oboma panami wycofującymi się grzecznie, kiedy królowa(?) ich uświadamia, że facetom tam nie wolno, ale może mi się tylko wydawać.

      Gwathgor

      Usuń
    3. To chyba było w kontekście rebeliantów przed wprowadzeniem Henia i Miecia.

      Usuń
    4. Dziękuję po stokroć! :D Idę przeklepać Miecha i Henia w Worda i jak coś się teges to podrzucę linka jak zwykle. :3

      Usuń