niedziela, 20 grudnia 2015

Rozdziały XXXI i XXXII


Rozdział 31


Amisia tkwi w schronie i rozmyśla.

Może Aspenowi nic się nie stało i lada chwila otworzy drzwi. Nie mógł zginąć. Nie. Aspen umiał walczyć, zawsze umiał walczyć. Kiedy zagrażały mu głód i ubóstwo, stawiał im czoło.

...przez wydawanie ciężko zarobionej forsy na dopieszczanie mego ego.

Kiedy świat odebrał mu tatę, dbał o to, żeby jego rodzina przetrwała.

...świadomie łamiąc godzinę policyjną, by posiedzieć ze mną na drzewie.

Kiedy Eliminacje odebrały mu mnie, kiedy został powołany do wojska, nie pozwolił, żeby odebrało mu to nadzieję.

...i bez wahania zaczął pchać się do mnie z łapami, niepomny ewentualnych konsekwencji.

W porównaniu z tym wszystkim kula wy​da​wała się czymś małym i nie​znaczącym. Żadna kula nie mogła po​wa​lić Aspe​na Le​ge​ra.

Już wkrótce w kinach: „V jak Vendetta II: Zemsta Aspena Legera”.

Zacisnęłam powieki i błagałam Boga, żeby zachował go przy życiu. Na pewno wszyscy w pałacu szukali Maxona i jego rodziców. To im pierwszym zostanie udzielona pomoc. Nie pozwolą mu umrzeć, nie mogliby tego zrobić.

Podziwiam iście cyrkową zręczność, z jaką myśli Ami przeskoczyły od byłego do...no cóż...byłego z nieco krótszym statusem byłego.

Kochał mnie. Naprawdę mnie kochał. A ja kochałam jego. Mimo tego wszystkiego, co powinno nas dzielić – na​szch klas, na​szych błędów, ota​czającego nas świa​ta – po​win​niśmy być ra​zem.

Skarbie, tym, co dzieli was w pierwszej kolejności jest hipokryzja i nieumiejętność nawiązania dialogu.

America stwierdza, że gdzie on Kajus, tam i ona, Kaja i przeistacza się w MacGyvera: wchodzi na ławę, za pomocą tejże ławy sięga wysoko zawieszonej półki z zapasami, gdzie znajduje się nóż; następnie używa noża do skrócenia spódnicy, z pozostałego pasa materiału tworzy prowizoryczny pasek, za który zatyka wspomniane narzędzie; gdy już jest gotowa, chowa się za ławą i wystrzela z pistoletu Aspena w zamek schronu. Nie trafia. Strzela drugi raz. Znów pudło. Trzeci, czwarty, szesnasty – same pudła, w dodatku niebodze kończą się kule.
Sfrustrowana dziewczyna zaczyna walić w drzwi i wrzeszczeć, żeby ktoś ją wypuścił; niestety, nikt nie odpowiada na wezwanie.

...Cass, no weź, nieładnie tak dawać czytelnikom nadzieję, że Singerówna zostanie tu na zawsze.


Przeskok; ktoś w końcu przyszedł wypuścić Americę (a niech to...). Dziewczyna wyjątkowo przytomnie zauważa, iż może być to zarówno swój, jak i wróg, więc wyciąga spluwę w charakterze straszaka.

Proszę nie strze​lać, lady Ame​ri​co! – po​pro​sił gwar​dzi​sta. – Jest pani bez​piecz​na!
Skąd mam to wie​dzieć? Skąd mam wie​dzieć, że nie jest pan jed​nym z nich?

- No przecież tak mi dobrze z oczu patrzy!

Ok, ok; nie będę się naśmiewać z Amisi, dziewczyna i tak jest w tym rozdziale bardziej zaradna (nie jej wina, że kiepski z niej strzelec) niż we wszystkich dotychczasowych odsłonach razem wziętych.

Gwardzista obejrzał się i przywitał kogoś, kto zbliżał się korytarzem. W smudze światła stanął August w towarzystwie Gavrila. Chociaż garnitur prezentera był niemal zniszczony, ozdobna szpilka – teraz zauważyłam, że nie​zwy​kle przy​po​mi​nała Gwiazdę Po​larną – nadal lśniła dum​nie w za​krwa​wio​nej kla​pie.
Nic dziw​ne​go, że re​be​lian​ci z Północy byli tak do​brze po​in​for​mo​wa​ni.


...Tak.

Gavril – ten sam Gavril, który od lat prowadzi program związany z życiem rodziny królewskiej – nosi w klapie garnituru symbol rebelii. To trochę tak, jakby Caesar Flickerman prezentował dzieciaki biorące udział w Igrzyskach w garniaku zdobionym w haft układający się w napis „Snow ssie”.


Użyj mózgu, Luke: 190

Już po wszyst​kim, Ame​ri​co. Po​ko​na​liśmy ich – po​twier​dził Au​gust.

Strasznie, strasznie żałuję, że Cass nie pozwoliła nam przyjrzeć się tej bitwie. To mogłoby przebić w swym absurdzie nawet pamiętniki Grzesia.

Amisia zarzuca Gavrila pytaniami o Maxona, Aspena i Kriss, ale z nadmiaru emocji kręci jej się w głowie i malowniczo mdleje.


Kolejny przeskok; Ami budzi się na łóżku polowym w gabinecie pałacowego doktora.

Czułam, że liczne skaleczenia zaczęły mnie piec, ale kiedy podniosłam rękę, żeby się im przyjrzeć, zobaczyłam, że są oczyszczone, a na największe zostały założone opatrunki.

Wiecie co? Wzrusza mnie fakt, że (nie licząc pewnej rany postrzałowej) przez trzy tomy i niezliczoną ilość odwiedzin Miecia i Henia America nigdy nie musiała zmierzyć się z większym cierpieniem, niż rozcięta skóra.

Dziewczyna postanawia przejść się po pałacu i odnaleźć swe kochanie (czyli Maxona; uściślam, bowiem w tym rozdziale myśli Singerówny nieustannie latają od jednego tru loffa do drugiego, tak że nawet zaznajomiony z kanonem czytelnik może mieć problemy z ustaleniem, kto obecnie zajmuje pierwsze miejsce na liście uczuciowych priorytetów naszej heroiny).

Kiedy otworzyłam drzwi, zrozumiałam, dlaczego zostałam umieszczona w gabinecie.
Skrzydło szpitalne było zapełnione. Niektórzy lżej ranni leżeli po dwie osoby na łóżku, inni na podłodze pomiędzy łóżkami. Widziałam od razu, że ci w najcięższym stanie znajdowali się na łóżkach na końcu sali. Pomimo tak ogromnej liczby osób, pa​no​wała tu zdu​mie​wająca ci​sza.

Oho, zrobiło się mrocznie. Nieprzyjemnie. Rzekłabym wręcz, że niezwykle poważnie.

...O co zakład, że już za dwa akapity nie będziemy pamiętać o owych dziesiątkach cierpiących i umierających?

Co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr: 41

Tuesday leżała na łóżku i tuliła się do Emmiki. Obie cicho płakały. Rozpoznałam kilka pokojówek, ale tylko z wi​dze​nia. Skinęły mi głowa​mi, jak​bym z ja​kie​goś po​wo​du na to zasługi​wała.

NO JAKŻEBY INACZEJ.

Dobre Mzimu: 40

A swoją drogą, kochani, pomyślcie tylko. Skoro rannych jest tak wiele, to nie ma szans, żeby nie znalazł się wśród nich ktoś znany Ami – może jedna z kandydatek, może gwardzista. No, nie ma bata, dziewczyna MUSI natknąć się na jakąś znajomą, może nawet lubianą twarz.

Prawda?

…No, dajcie spokój, na tym etapie powinniście już wiedzieć, w jakim uniwersum się znajdujemy. Oczywiście, że nie usłyszymy ani słowa o Bariel pozbawionej kończyny czy innej martwej Tinie. Tego rodzaju nieprzyjemności musiałyby skłonić Amisię do przynajmniej chwilowego porzucenia myśli o tru loffach – a dalibóg, do tego dopuścić po prostu nie można.

Co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr: 42

Zo​ba​czyłam gwar​dzistę z po​ra​nioną twarzą – nie miałam pojęcia, co mogło spo​wo​do​wać ta​kie obrażenia.

...Pewno zaciął się przy goleniu.

Użyj mózgu, Luke: 191

Czy książę jest gdzieś tu​taj? – za​py​tałam ci​cho.
Potrząsnął po​nu​ro głową.
Och.

...Cass? Powoli zaczynam żywić do ciebie niechęć. Obie doskonale wiemy, że nigdy nie pozwoliłabyś umrzeć tej pierdole, więc dlaczego dajesz mi nadzieję?!

Cóż, ja wiem, jak się sprawy mają, ale Amisia nie jest wszak świadoma, że żyje w Cassolandzie, więc dochodzi do wniosku, że skoro strażnik kręci głową, to Maksiu niezawodnie zszedł z tego łez padołu.

No to co – chcecie zobaczyć, czy jej rozpacz po stracie ukochanego będzie równie wielka, jak ta po śmierci tatusia?

Rana od kuli i złamane serce to dwa zupełnie różne rodzaje obrażeń, ale czułam, że wykrwawiam się tak samo nie​ubłaga​nie, jak Ma​xon. Żadne uci​ska​nie ani szwy nie mogły tego po​wstrzy​mać, nic nig​dy nie złago​dzi tego bólu. Nie zaczęłam krzyczeć, chociaż miałam wrażenie, że krzyczę w środku. Pozwoliłam tylko, żeby moje łzy płynęły. Nie były w sta​nie ni​cze​go zmyć, ale sta​no​wiły obiet​nicę. „Nikt cię nig​dy nie zastąpi, Ma​xo​nie”.
Za​pieczętowałam naszą miłość w ser​cu.

Nadal sucho, ale mimo wszystko widzę pewną poprawę. Sorry, Shalom – w starciu ty vs obiekt erotycznej fiksacji zdecydowanie wygrywa Maxon.

Mer?
Odwróciłam się i zo​ba​czyłam oban​dażowa​ne​go mężczyznę na jed​nym z ostat​nich łóżek na sali. To był Aspen. Bez tchu, niepewnie, podeszłam do niego. Miał na głowie bandaż, przez który przesiąkło trochę krwi. Na odsłoniętej piersi było widać skaleczenia, ale najgorzej wyglądała jego noga. Jej dolną część pokrywał gruby gips, a liczne krzywo zawiązane bandaże zasłaniały rany na udzie. Ponieważ Aspen miał na sobie tylko bokserki i przeście​radło na dru​giej no​dze, od razu wi​działam, jak poważnie jest ran​ny.

No dobra Cass, niech ci będzie, trochę się chłopina poturbował; nie zmienia to faktu, że Leger jest tru loffem, więc nie cofam moich słów.

Co się stało? – za​py​tałam szep​tem.
Nie mam ochoty mówić o wszystkich szczegółach. Dłuższy czas się trzymałem, załatwiłem chyba sześciu albo siedmiu z nich, aż któryś trafił mnie w nogę. Lekarz powiedział, że prawdopodobnie będę mógł chodzić, ale będę po​trze​bo​wał la​ski. Ale do​brze, że żyję.

W najgorszym wypadku dostaniesz prote...A nie, przepraszam, ty grasz drugiego z tru loffów.

Nie, nie jesteśmy w Panem: 34

Aspen dziękuje Amisi; okazuje się, że jej strzał w poprzedniej analizie wystraszył rebelianta celującego w plecy Legera, dzięki czemu nasz gwardzista uszedł z życiem.

A teraz...No nie, nie wierzę. Po prostu nie wierzę.

Mer, posłuchaj mnie. Kiedy powiedziałem, że zawsze będę cię kochał, mówiłem szczerze. I myślę, że gdybyśmy zostali w Karolinie, pobralibyśmy się i bylibyśmy szczęśliwi. Biedni, ale szczęśliwi. – Uśmiechnął się ze smut​kiem. – Ale nie zostaliśmy w Karolinie, a ty się zmieniłaś. Ja także się zmieniłem. Miałaś rację, kiedy powiedziałaś, że nigdy nie dawałem nikomu innemu szansy, ale dlaczego miałbym to robić, gdyby nie to wszystko, co się wydarzyło? Instynktownie walczyłem o ciebie, Mer. Zajęło mi dużo czasu, żeby dostrzec, że ty nie chcesz już, żebym to robił. Ale kie​dy to zro​zu​miałem, uświa​do​miłem so​bie, że ja także nie chcę o cie​bie wal​czyć.
Pa​trzyłam na nie​go, oszołomio​na.
Zawsze będziesz w moim sercu, Mer, ale nie jestem już w tobie zakochany. Myślę czasem, że możesz mnie nadal potrzebować albo pragnąć, ale nie wiem, czy tak jest. Zasługujesz na coś lepszego niż na to, żebym był z tobą z po​czu​cia obo​wiązku.

Tak, kochani: ASPEN LEGER WRESZCIE TO Z SIEBIE WYDUSIŁ.


Amisia, o dziwo, reaguje na tę rewelację z olimpijskim wręcz spokojem i deklaruje, że nie byłaby fair wobec Aspena, gdyby związała się z nim, traktując go jako opcję B (no proszę, myszko, wreszcie to do ciebie dotarło!).

Nie chcę, żebyś była na mnie zła.
Nie je​stem. Cieszę się, że ty nie je​steś na mnie zły. Na​wet jeśli on nie żyje, nadal go ko​cham.
Aspen zmarsz​czył czoło.
Kto nie żyje?
Ma​xon – od​parłam stłumio​nym głosem, zno​wu bli​ska płaczu. Za​padła chwi​la ci​szy.
Ma​xon żyje.

No szlag by to...

Jak to? Ale tam​ten gwar​dzi​sta po​wie​dział, że go tu nie ma i…
Oczy​wiście, że go tu nie ma. Jest królem. Od​po​czy​wa w swo​im po​ko​ju.
Rzuciłam się, żeby uściskać Aspena, a on jęknął z powodu siły mojego uścisku, ale byłam zbyt szczęśliwa, żeby uważać. Wte​dy ra​do​sna wia​do​mość połączyła się ze smutną.




Zaraz. Moment. Wszyscy stop.

Jak to - Maxon jest królem?

...Cass, ty chyba nie próbujesz mi powiedzieć, że...

Król zginął?
Aspen skinął głową.



Niestety, kochani. Tak właśnie przedstawia się sytuacja. Maxon „Nie uczę się strategii wojennej, bo nikt nie głaszcze mnie za to po główce” Schreave został królem Illei...

...a Jego Wysokość Clarkson Schreave ostatecznie opuścił to żenujące uniwersum.


Żegnaj, Clarksonie. Zawsze będziemy pamiętać o twych desperackich próbach utrzymania tego całego bajzlu w ryzach.

...A przynajmniej do „Królowej”, kiedy to trochę zmieni nam się punkt widzenia.

Królowa także.

O, czyli Amberly też kopnęła w kalendarz. Nieważne, czy kogokolwiek w ogóle obchodziła ta postać? Clarksonie, wróć!!!

Tak właściwie gdyby nie rebelianci z Północy, Maxon także mógłby nie przeżyć. Tylko dzięki nim udało nam się zwy​ciężyć.
Na​prawdę?
Wi​działam w jego oczach po​dziw i sza​cu​nek.
Powinniśmy ich poprosić, żeby nas trenowali.

He, he, he, przypomniały mi się historie o internetowych hakerach tworzących wirusy po to, żeby zostać zatrudnionymi przez wielkie korporacje do zwalczania tychże wirusów. Może właśnie o to przez cały czas chodziło buntownikom z Północy – ta cała gadka o wolności i równości to tylko przykrywka dla faktu, że biedacy desperacko potrzebują pracy.

Twierdza Monty Pythona: 26

Strzelali inaczej. Wiedzieli, co mają robić.

W takim układzie faktycznie nietrudno was odróżnić.

Twierdza Monty Pythona: 27

Rozpoznałem Augusta i Georgię w Sali Wielkiej, mieli wsparcie tuż za murami pałacu. Kiedy tylko zorientowali się, że coś jest nie tak… cóż, sama wiesz, jak szybko potrafią się dostać do środka. Nie wiem, skąd wzięli broń, ale gdyby nie oni, byłoby po nas.

Twierdza Monty Pythona: 28

No proszę, czyżby Maksiu jednak wykonał stosowny przelew za plecami tatka? A może to Nicoletta, zmiękczona przez babskie pogaduszki, postanowiła sypnąć groszem?


Nagle do sali wpada Lucy.

Aspen! – zachłysnęła się i przebiegła przez salę, przeskakując przez leżących rannych. Wpadła mu w ramiona, okrywając pocałunkami jego twarz. Chociaż Aspen jęknął z bólu, kiedy go objęła, było jasne, że w tym mo​men​cie nie po​sia​da się ze szczęścia.

I tak oto, moi drodzy, dotarliśmy do ostatecznego rozwiązania naszej zagadki: to właśnie Lucy była przyczyną nagłego braku zainteresowania Aspena osobą Ameriki.

Przyznajcie, że zupełnie się tego nie spodziewaliście.


Aspen chce wiedzieć, czy Lucy coś dolega; ta zapewnia, że wszystko jest w porządku i przybiegła tu wyłącznie ze względu na swego lubego.

Pogładziła go po twarzy, uważając, żeby nie poruszyć bandaży. Aspen położył jej rękę na karku i delikatnie przy​ciągnął do sie​bie, żeby ją pocałować.
Nikt nie po​trze​bo​wał ry​ce​rza bar​dziej niż Lucy i nikt nie chro​niłby jej le​piej niż Aspen. Byli tak zapatrzeni w siebie, że nawet nie zauważyli, kiedy odeszłam.
Zamierzałam znaleźć jedyną osobę, którą na​prawdę pragnęłam zo​ba​czyć.

Wiecie co?

Ja wiem, że Amisia już nie kocha Aspena.

Wiem, że zapewne nadal jest w szoku na skutek ostatnich wydarzeń.

Wiem, że lubi swojego eksa i swoją pokojówkę.

Ale na litość, Cass. Czy nie uważasz, że powinnaś poświęcić ociupinkę więcej uwagi faktowi, że America – która, przypomnę, jeszcze niedawno myślała o Legerze jako kole ratunkowym na wypadek bycia wywaloną z pałacu – właśnie dowiedziała się, że Aspen ostatecznie wyrzucił ją z serca i kocha kogoś zupełnie innego?

Zwłaszcza, że fabuła „Elity” dotyczyła niemal wyłącznie wątku trójkąta miłosnego?

Zwłaszcza, że ową „inną” jest pokojówka Ami – a więc wychodzi na to, że Aspen nie tylko bajerował Lucy, jednocześnie łażąc na potajemne randki z Singerówną (cóż, ciągnie swój do swego...), ale w dodatku bajerował ją właściwie za plecami swojej dotychczasowej ukochanej?

Co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr: 43

Jestem pomna faktu, że ostatecznie wykreśliliśmy Legera z listy potencjalnych kandydatów na małżonka w rozdziale jedenastym, ale mimo wszystko ciśnie mi się na usta pytanie: to naprawdę wszystko?
A ciśnie mi się ono tym bardziej, że doskonale wiem, co czeka nas w „Następczyni”.

Zaciekawionym z góry wyjaśniam: nie, nie będzie romansu ani innych bezeceństw. Będzie za to sporo fabularnego bezsensu.

...A więc w sumie wszystko w normie.




Rozdział 32


No i wreszcie dotarliśmy do celu, kochani. Oto ostatni rozdział „Jedynej”. Ostatni rozdział oryginalnej trylogii.

Chciałabym móc powiedzieć, że się cieszę, ale niestety wiem, co czeka na nas hen, na horyzoncie.


Po wyjściu ze skrzydła szpitalnego zobaczyłam, jak wygląda pałac. Trudno było uwierzyć w ogrom zniszczeń.

Niech zgadnę – te bestie znów rozpruły czyjąś pościel.

Na podłodze leżało mnóstwo potłuczonego szkła. Lśniło w blasku słońca. Zniszczone obrazy, wysadzone frag​men​ty ścian i złowiesz​cze czer​wo​ne pla​my na dy​wa​nach przy​po​mi​nały, jak bli​sko byliśmy śmier​ci.

Prawie trafiłam. Aha, Amisiu – owe czerwone plamy nie wywołują w twej duszy specjalnej burzy, prawda? Ostatecznie od ataku minęło już dobre kilka godzin; ile można się zadręczać, no doprawdy.

Co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr: 44

Kiedy mijałam pierwsze piętro, zobaczyłam na podłodze kolczyk. Od razu przyszła mi do głowy myśl, że jego właścicielka nie żyje.

...Cass, czy ty to robisz specjalnie?

Co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr: 45

Drzwi do pokoju Maxona były otwarte, a ludzie wchodzili i wychodzili, przynosząc dokumenty albo wynosząc talerze.

No i proszę, jak na nieboraku zemściła się karma – wymigiwał się od spraw państwowych od miesięcy, a teraz będzie musiał czytać raporty dotyczące modernizacji infrastruktury nawet leżąc pod kroplówką.

Gwardziści wpuszczają Amisię do sali.

Maxon leżał w łóżku, po lewej stronie piersi miał gazowy opatrunek, widoczny spod zwykłej bawełnianej koszuli. Lewą rękę miał na temblaku, ale w prawej trzymał dokument, którego treść omawiał z jakimś doradcą.

:D :D :D

Rany koguta, miałam rację.

Wyglądał zupełnie normalnie – nieformalne ubranie, potargane włosy – a jednocześnie znacznie dostojniej niż wcześniej. Czy sie​dział odro​binę bar​dziej wy​pro​sto​wa​ny? Czy jego twarz na​brała większej po​wa​gi?
Było wyraźnie widać, że jest królem.


Ksią...Przepraszam, król Maxon dostrzega Ami i każe wszystkim doradcom iść precz, co jest ostatecznym dowodem, że to jednak nie podstawiony sobowtór (przyznajcie, że ten nagły atak pracowitości był bardzo podejrzany). Amisia składa mu kondolencje z powodu utraty obojga rodziców.

No to co, do trzech razy sztuka?

Trudno mi jeszcze w to uwierzyć – odparł Maxon, gestem zapraszając mnie, żebym usiadła na łóżku. – Cały czas myślę, że ojciec jest w swoim gabinecie, a mama na dole, że za chwilę któreś z nich przyjdzie tutaj i powie mi, co mam robić.
(…)
Próbowała go ocalić. Gwardzista powiedział mi, że jeden z rebeliantów wycelował do ojca, ale ona wy​biegła zza nie​go. Zginęła jako pierw​sza, ale za​raz po​tem tra​fi​li także ojca.
Ma​xon potrząsnął głową.
Nig​dy nie myślała o so​bie. Aż do ostat​niej chwi​li. (…) Nig​dy nie będę tak do​bry, jak ona. Będę za nią bar​dzo tęsknił.

...Wow.

Maksiu? Gratulacje, w kategorii 'I don't give a flying fuck' przebiłeś nawet Americę. To już nawet nie jest poziom emocjonalnego głazu; czytając to mam wrażenie, że Maxon najzwyczajniej w świecie dorwał się do kartki, na której jeden z jego doradców spisał oficjalne orędzie do narodu po śmierci królewskiej pary.

I to orędzie, które wygłosić ma minister finansów, a nie ukochany syn.

I proszę mi nie mówić, że tatuś lał Maksa, więc w sumie gra gitara; jakkolwiek nowy król faktycznie może nie czuć specjalnej potrzeby opłakiwania Clarksona (chociaż na przestrzeni książek widać dosyć wyraźnie, że Maxon wprawdzie bał się tatula, ale jednocześnie darzył go pewnym szacunkiem i nie był wobec niego całkowicie obojętny uczuciowo; w „Elicie” deklaruje wręcz, że go kocha), to od początku podkreślana była jego głęboka więź z mamą.

Cóż – było, minęło. Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, nieprawdaż, Maxon?

Co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr: 46

Aha – te podkreślenia? Przydadzą nam się podczas omawiania „Królowej”. BARDZO nam się przydadzą.

Pogładziłam jego rękę. Królowa nie była moją matką, ale mnie również będzie jej brakowało.

Nie wątpię, Amisiu, nie wątpię.

Na długą chwilę zapadła cisza, a ja nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Czy powinnam przypomnieć, co mi mówił? Czy powinnam zapytać o Kriss? Czy Maxon w ogóle chciał teraz o tym myśleć?

Zapewne nie – Maxon generalnie nie lubi myśleć o niczym choćby luźno powiązanym ze słowem „zobowiązania” - ale nie martw się, żabko, ja pochylę się nad tą kwestią za niego.

Maksiu każe Amisi otworzyć szufladę nocnego stolika; znajduje się tam plik dokumentów. Dziewczyna na polecenie władcy oddaje się lekturze.

Za​mie​rzasz… znieść po​dział kla​so​wy? – za​py​tałam, pod​nosząc spoj​rze​nie na Ma​xo​na.
Owszem, takie mam plany – przyznał z uśmiechem. – Nie ekscytuj się za bardzo, to zajmie dużo czasu, ale wydaje mi się, że powinno podziałać.

Taa.

Ci z Was, którzy czytali „Następczynię” wiedzą, co nas czeka. Reszcie powiem tylko tyle: pamiętajcie, kto będzie wdrażał, a następnie nadzorował ten projekt, a z łatwością domyślicie się, jakie będą rezultaty owego eksperymentu.

Chcę zacząć od dołu. Zamierzam najpierw wyeliminować klasę Ósemek. Powinniśmy rozpocząć roboty budowlane na wielką skalę i wydaje mi się, że przy odrobinie wysiłku Ósemki można będzie wcielić do Siódemek.

Hej, Maxon! Spójrz poniżej.

Ósemki: Osoby niepełnosprawne fizycznie i psychiczne (zwłaszcza, jeśli nie ma się kto nimi zająć),narkomani, uciekinierzy, bezdomni.

...Widzicie może pewną delikatną rysę na planie Maxona? Bo ja owszem.

Ósemki tworzą w dużej mierze: kalecy, osobnicy chorzy psychicznie, ćpuny, prostytutki i wieloletni żebracy.

Mam dziwne wrażenie, że przynajmniej część owego zbiorowiska może mieć problemy z zasuwaniem na budowie. I z pracą jaką taką i funkcjonowaniem w społeczeństwie na normalnych, równych zasadach w ogóle.

Kochani, pamiętajcie: ósemki w Cassolandzie to wyrzutki. Wiem doskonale, że w prawdziwym świecie niepełnosprawność, uzależnienie czy inne trudności nie przekreślają szansy jednostki na ułożenie sobie życia – ale w Illei to praktycznie kategoria podludzi! Oni nie mają NIC – żadnego wykształcenia, opieki zdrowotnej, dachu nad głową. W hierarchii ważności znajdują się niewiele wyżej od zwierząt. Nikt się nimi nie przejmuje, nikt o nich nie dba – Amberly musiała kręcić filmiki instruktażowe zachęcające rodziny do niewyrzucania niepełnosprawnych krewnych na bruk, bo wiadomo było, że jeśli do tego dojdzie NIKT nie poda im pomocnej dłoni.
A Maksiu planuje radośnie zebrać tych wszystkich biedaków do kupy i oznajmić im: „Hej, głowa do góry! Już nie jesteście najmarniejszymi z marnych! Jutro o wpół do siódmej chcę widzieć was wszystkich na zbiórce, rozdamy wam kamizelki odblaskowe i łopaty.”.

Maxon...Co ty na to, żeby zanim przydzielisz nieszczęśników do roboty, do której z dużym prawdopodobieństwem w sporej części nie będą się nadawać, postarał się wpierw zadbać o ich podstawowe potrzeby?

  • Skierował osoby chore na badania, tak, aby ustalić ich stopień niepełnosprawności i to czy nadają się do pracy, czy też powinny otrzymać dożywotnią rentę?
  • Umożliwił wszystkim skorzystanie z opieki lekarskiej?
  • Założył jakieś ośrodki zajmujące się walką z uzależnieniem?
  • Zainwestował w psychologów i innej maści specjalistów, którzy pomogą tym ludziom odnaleźć się w normalnym świecie?
  • Zorganizował im (choćby tymczasowe) mieszkania?
  • A dopiero potem dawał im do ręki piłę i młotek?

Jak mała Kiera wyobraża sobie...: 83
Użyj mózgu, Luke: 192

- Potem zacznie być trudniej. Muszę znaleźć jakiś sposób, żeby pozbyć się stygmatyzacji łączącej się z nu​me​rem kla​sy, ale mam za​miar to zro​bić.

Jak już wspominałam, efekty tej zabawy będą łatwe do przewidzenia.

Znałam tylko świat, w którym musiałam nosić swoją klasę jak ubranie,

Żeby jeszcze. Wasze klasy są jak ninja; niby istnieją, ale nikt tak naprawdę nie widzi oznak ich bytności (no, chyba że jest Ósemką).

a teraz trzymałam dokument mówiący, że te niewidzialne linie, które nakreśliliśmy pomiędzy ludźmi, będą mogły zostać w końcu wymazane.

Cóż, niszczyć łatwo; problem zaczyna się wtedy, gdy z rozsypanych klocków trzeba zbudować coś nowego.

Chciałbym, żebyś wiedziała, że to wszystko dzięki tobie. Pracowałem nad tym od dnia, w którym zawołałaś mnie na korytarz i powiedziałaś, że bywałaś głodna.

No proszę, a więc bezzasadny angst Amisi jednak się na coś przydał!

Ami jest wstrząśnięta i zmieszana:

Nig​dy nie spo​dzie​wałam się, że będę robić coś więcej poza śpie​wa​niem w tle na przyjęciach in​nych lu​dzi i tym, że może pew​ne​go dnia wyjdę za mąż. Pomyślałam o tym, co to będzie ozna​czać dla miesz​kańców Illei i nie po​sia​dałam się ze szczęścia. Czułam się jed​no​cześnie za​wsty​dzo​na i dum​na.

Eee...Amisiu...Maks powiedział tylko, że twoja drama podsunęła mu dobry pomysł. Ty naprawdę niczego nie dokonałaś. Przyhamuj trochę z tym samouwielbieniem, bardzo cię proszę.

Dobre Mzimu: 41

A teraz...



...Oooch.

Kochani, streszczę Wam całą następną stronę Worda (będącą jednocześnie ostatnią, nie licząc epilogu, stroną powieści) zaledwie jednym zdaniem: Maxon powtórnie oświadcza się Americe. Koniec.


No, szybko poszło. Skoro już wiecie, co się wydarzy, pozwólcie, że zrobię to, co uczyniłam kilkakrotnie podczas analiz „Intruza”; miast komentować zdanie po zdaniu, skleję razem kilka cytatów, po czym omówię je wszystkie razem – a raczej omówię problem z nimi związany.

Gotowi?

Jeszcze jedno – powiedział Maxon niepewnie. Nieoczekiwanie położył na dokumencie otwarte pudełeczko z pierścion​kiem, który lśnił w pro​mie​niach słońca wpa​dających przez okno. – Spałem z tym przeklętym pudełkiem pod poduszką – oznajmił z irytacją mieszającą się z rozbawieniem.
(…)
Siateczka z cieniutkich pnączy winorośli tworzyła pierścień, podtrzymując dwa klejnoty – zielony i fioletowy – które stykały się na czubku. Wiedziałam, że fioletowy jest moim kamieniem zodiakalnym, więc zielony musiał sym​bo​li​zo​wać Ma​xo​na. To byliśmy my, dwa małe punk​ci​ki światła, na za​wsze nie​rozłączne.
(…)
Kocham cię – powiedział po prostu. – Powinienem był ci to powiedzieć już dawno temu. Może gdybym to zrobił, udałoby nam się uniknąć wielu głupich błędów. Z drugiej strony – dodał, zaczynając się uśmiechać – cza​sem myślę, że to przez te wszyst​kie prze​szko​dy po​ko​chałem cię tak bez​gra​nicz​nie.
(…)
Wcześniej powiedziałem prawdę. Moje serce należy do ciebie i możesz je łamać. Jak już wiesz, wolałbym umrzeć niż patrzeć, jak cierpisz. Kiedy zostałem postrzelony, kiedy upadłem na podłogę przekonany, że moje życie do​bie​ga końca, byłem w sta​nie myśleć tyl​ko o to​bie.
(…)
W tych sekundach żałowałem wszystkiego, co stracę. Tego, że nigdy nie zobaczę, jak idziesz do mnie w kościele, nigdy nie zobaczę twarzy naszych dzieci, nigdy nie zobaczę pasm siwizny w twoich włosach. Ale jednocześnie nie obchodziło mnie to. Jeśli moja śmierć oznaczałaby, że ty będziesz żyć – znowu wzruszył jednym ra​mie​niem – jak mógłbym nie uznać, że to do​bre wyjście?
(…)
Ami – powiedział czule Maxon, zmuszając mnie, żebym otarła łzy i spojrzała na niego. – Wiem, że widzisz przed sobą króla, ale powiem wprost: to nie jest rozkaz. To prośba. Błagam cię, uczyń mnie najszczęśliwszym mężczyzną na świe​cie. Proszę, uczyń mi ten ho​nor i zo​stań moją żoną.


Ach, jakie to romantyczne! Maksiu zaprojektował pierścionek specjalnie dla Amisi! I jest ona jego słonkiem i księżycem i wszystkimi innymi ciałami astralnymi! I kocha ją najbardziej na świecie, kocha ją tak, że jej!



Maxon? Jesteś gnidą i życzę ci, aby Heniu i Mieciu, wróciwszy z zasłużonych wakacji na Hawajach, odstrzelili ci łeb.

Być może niektórzy z Was zastanawiają się, skąd u mnie owa nagła fala niechęci. Dlaczego tak brzydko mówię o Maksiu, skoro w powyższej scenie nie zrobił nic poza oświadczeniem się Americe?


Zacznijmy od początku. Pierścionek. Jaki on śliczny! I cóż to za zmyślny projekt, żeby kamień symbolizował małżo...


...Ups. Zrobiło się niezręcznie. Jak myślicie, moi drodzy – czy Kriss Ambers posiada stosowną wiedzę w dziedzinie kamieni szlachetnych?

*wzdycha ciężko* Kochani, wiecie dobrze, jakie zdanie mam o intelekcie Kriss. Nie zmienia to faktu, że w ostatecznym rozrachunku uważam ją za osobę bardziej wartościową od Ameriki – nie dość, że zgłosiła się do Eliminacji, żeby pomóc w przewrocie mającym na celu uzdrowienie sytuacji w kraju, to jeszcze autentycznie zakochała się w Maxonie i od chwili, gdy zdała sobie sprawę z owego uczucia, pozostawała mu całkowicie wierną i oddaną.

A jak Maxon – ten sam Maxon, który swojego czasu deklarował, że panna Ambers jest mu niezwykle bliska – odpłacił się Kriss za owo przywiązanie?

Zróbmy listę.

  • Spójrzcie jeszcze raz na te kwieciste wyznania. Spod tony lukru wyłania się proste przesłanie: Maxon kocha wyłącznie Americę. Nie liczy się żadne inna niewiasta. Wiecie, co to znaczy? Kriss przez cały ten czas była Aspenem bis – niczym więcej, jak kołem ratunkowym, brzytwą, której można się chwycić na wypadek rejterady Singerówny.
  • No dobra, powiecie – ale przecież to samo życie. Wiadomo, że ktoś musi przegrać, aby wygrać mógł ktoś. Macie rację. Problem w tym, że wypowiedzi Maksia oraz z treści rozdziału dwudziestego siódmego jasno wynika, że chłopak podjął ostateczną decyzję już podczas Bożego Narodzenia. To Ami wygrała, to do niej należy serce Schreve'a. Dlaczego zatem Maxon uparł się, żeby zostawić w grze akurat Kriss i niepotrzebnie dawać jej nadzieję – doskonale zdając sobie sprawę, że dziewczyna jest w nim zakochana i wierzy, że ma szansę na obrączkę?
  • Ale wiecie co? To wszystko byłoby jeszcze do wybaczenia – ostatecznie Maksiu nigdy nie ukrywał, że Kriss to jego oficjalna opcja B. Ok. W porządku. Nie zmienia to jednak faktu, że w obliczu jego cullenizmów powyżej, wszystko, co działo się między nim i panną Ambers od momentu przydybania Ami z Legerem było z jego strony albo wielką bezmyślnością, albo równie wielkim pokazem dwulicowości i okrucieństwa.
  • Maxon przyprowadził Kriss do Amisi, aby wyznać tej pierwszej, że przegrała. Pomijając już jego wybitny takt – nie ma to jak oznajmiać potencjalnej narzeczonej, że wylatuje z gry, podczas gdy narzeczona właściwa, doskonale zorientowana w sytuacji, przygląda się wszystkiemu z boku – tym gestem daje on dziewczętom do zrozumienia, że to America jest jego prawdziwą miłością i że to w niej dojrzał materiał na dobrą królową. I co robi nasz panicz w momencie gdy okazuje się, że luba przyprawia mu rogi? Odwołuje całą imprezę? Deklaruje, że musi przemyśleć kilka spraw? Nie – leci rączym kłusem do panny Ambers. Ponownie, kochani – przeczytajcie jeszcze raz te jakże romantyczne wyznania pana Schreave. Jeśli facet nie kłamie i w jego sercu faktycznie nie ma miejsca dla żadnej innej niewiasty, to w takiej sytuacji traktowanie Kriss wyłącznie jako lekarstwa na urażoną męską dumę jest po prostu bezczelne.
  • A gdyby Południowcy nie wbili na imprezę? Wszyscy wiemy, co stało by się w takiej sytuacji – Maxon w swym zacietrzewieniu stwierdziłby, że na złość Amisi poślubi sobie Kriss. Widzisz, coś straciła, niewierna?! Cierp!!! A że Kriss – szczerze zakochana, oddana mężowi Kriss – spędziłaby resztę życia z facetem, który z dużą dozą prawdopodobieństwa patrząc na nią myślałby wyłącznie o tym, że ślubna nie jest najdroższą Ameriką (ale dobrze jej tak, dziwce, wyślijmy jej zdjęcia z wesela!)? Cóż, to już nie problem naszego drogiego władcy.
  • O czym myśli Maksiu, zwijając się z bólu po postrzale? O Ami w sukni ślubnej. Znów: dobrze wiedzieć, że Kriss – ta sama Kriss, KTÓRĄ KILKA MINUT WCZEŚNIEJ PLANOWAŁEŚ PRZEDSTAWIĆ NARODOWI JAKO PRZYSZŁĄ ŻONĘ I KTÓRA JEST W TOBIE SZCZERZE ZAKOCHANA, KTÓREGO TO FAKTU BYNAJMNIEJ NIE UKRYWA – nawet nie przeszła ci w owej chwili przez myśl.
  • Niestety, Kriss, z ust samego Maxona – jedyną osobą zdolną uczynić go szczęśliwym jest America. Przykro mi, że nie jesteś wystarczająco marysuistyczna i że wasza dotychczasowa relacja z Maksiem okazała się być z jego strony tylko miłym sposobem na zabicie wolnego czasu, ale cóż – życie to nie bajka.
  • I w końcu ostatni, najważniejszy punkt. Panna Ambers usłyszała od Maxona, że wybrał ją na swoją towarzyszkę życia, jej rodzina została zaproszona na (zapewne zaręczynowe) przyjęcie. Wiecie, co to znaczy? Zaledwie kilka godzin temu Kriss siedziała przeszczęśliwa na uczcie, przekonana, że mężczyzna, którego kocha, darzy ją uczuciem – jeśli nawet nie tak silnym, jak Ami (bo nie łudźmy się, musiała dojść do takiego wniosku dowiedziawszy się, w jakim celu Maxon zaprowadził ją do pokoju rywalki), to przynajmniej na tyle mocnym, by pojąć ją za żonę. Uroczystość została przerwana przez traumatyczne wydarzenie w postaci ataku rebeliantów, który tym razem zebrał żniwo w postaci konkretnych ofiar. Kriss z całą pewnością została skierowana do schronu, gdzie - podobnie jak Amisia - przez kilka godzin drżała o życie własne i swojego przyszłego męża. Walka się zakończyła, ktoś uwolnił pannę Ambers. Dziewczyna – podobnie jak Amisia – gorączkowo przeszukiwała cały pałac w poszukiwaniu Maksia. W końcu, ku swej olbrzymiej uldze, odnalazła go całego i (niemal) zdrowego; zapewne z radości rzuciła mu się na szyję, zaczęła go całować... I w tym momencie usłyszała, że ma się powstrzymać z tymi czułościami, bo Maks wszystko przemyślał i ostatecznie woli jednak Ami. Sorry, Winnetou.
  • A może być jeszcze inaczej – biorąc pod uwagę, jak bardzo Maksiu nie lubi wszelakich konfrontacji jest zupełnie możliwe, że Kriss nadal NIE WIE, iż właśnie utraciła miejsce przy boku nowego króla na rzecz Ameriki. Przyznajcie, że ten scenariusz nadaje owej słodkopierdzącej scenie zupełnie nowego kolorytu.


Podsumowując: Cass? Jeśli chciałaś, abym zemdlała z zachwytu nad romantyczną naturą tru loffa, to śpieszę ci donieść, że poniosłaś spektakularną klęskę. Trzeba mieć doprawdy spory talent, aby zepsuć resztki charakteru ukochanego wytworu własnej wyobraźni dosłownie na trzy kroki przed metą. Naprawdę, wielkie brawa.

Karny jeżyk potrzebny od zaraz: 41


Nie potrafiłam wyrazić, jak bardzo tego pragnę, ale chociaż głos mnie zawiódł, nie zawahałam się. Wtuliłam się w ramiona Maxona, obejmując go mocno, przekonana, że nic nigdy nas nie rozdzieli. Kiedy mnie pocałował, poczułam, że wszystko w moim życiu wraca na swoje miejsce. Znalazłam wszystko, czego kiedykolwiek pragnęłam – rzeczy, o których nawet nie wiedziałam, że ich szukam – tutaj, w ramionach Maxona. Jeśli on będzie przy mnie, żeby mnie pro​wa​dzić i być ze mną, po​radzę so​bie z całym świa​tem.
Miałam wrażenie, że nasze pocałunki zbyt szybko osłabły, a Maxon odsunął się, żeby spojrzeć mi w oczy. Zo​ba​czyłam to w jego twa​rzy. Byłam w domu. I w końcu od​zy​skałam głos.
Tak.




I to już wszystko, kochani – nie tylko na dziś, ale w związku z całą „Jedyną” i oryginalną trylogią jako taką.

A za tydzień: epilog, podsumowanie kategorii i małe co nieco.

Zostańcie z nami!


Statystyka:

Co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr: 46
Dobre Mzimu: 41
Jak mała Kiera wyobraża sobie...: 83
Karny jeżyk potrzebny od zaraz: 41
Kochanek z kartonu: 37
Konkurencja dla Kajusza: 48
Nie, nie jesteśmy w Panem: 34
Osiołkowi w żłoby dano: 52
Queen (Bee) Wannabe: 69
Sam sobie sterem, żeglarzem, okrętem: 9
Twierdza Monty Pythona: 28
Użyj mózgu, Luke: 192

Maryboo


Wraz z Beige życzymy Wam Wesołych Świąt!



34 komentarze:

  1. Ósemki warci niewiele więcej niż zwierzęta - właściwie, ciekawe jaki jest stosunek ludu do zwierząt w tej trylogii. Tego akurat się nie czepiam, ale chętnie bym się dowiedziała.

    OdpowiedzUsuń
  2. "Oczywiście, że nie usłyszymy ani słowa o Bariel pozbawionej kończyny czy innej martwej Tinie."
    To uczucie, kiedy nie masz pojęcia, czy te postacie rzeczywiście istnieją, czy to tylko losowo rzucone imiona...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Istnieją, istnieją. Bariel to Celeste bis z wielkimi cyckami, a Tina gorączkowo ściskała łapkę Amisi, gdy Maxon ogłaszał, które z dziewcząt zakwalifikowały się do Elity.

      Usuń
  3. Co do strzelania do drzwi, to gratuluję Amisi pozbawienia się słuchu – wielokrotne strzelanie do drzwi w małym, zamkniętym pomieszczeniu właśnie taki dałoby efekt. Poza tym z tym odstrzeliwaniem zamka to podobno filmowy pic na wodę, fotomontaż. Tego się nie da zrobić, a jak się próbuje, to odłamki lecą na wszystkie strony i ranią osobę strzelającą. Także tego. Nie.

    Przez całą lekturę taka rozkmina mi chodziła po głowie, ale chyba jej nie uzewnętrzniłam w żadnym komentarzu – jeśli królowa nie mogła mieć więcej dzieci, to czemu Clarkson, skoro już jest taki evil, nie zapłodnił jakiejś losowej laski, a potem wmawiał ludowi, że to dziecko jego i królowej? Co to za problem w telewizji odpowiednio spreparować udawaną ciążę? Tym samym nie musiałby się martwić, że jego jedyny syn jest idiotą. Może to okrutne, ale dosyć sensowne.

    Druga rzecz – czemu Clarkson nie kazał zabić Amisi? Kurde, to by było naprawdę proste. Znajduje gwardzistę, każe mu się przebrać za rebelianta (i tak nikt nie pozna) i zasztyletować Amisię, a potem zrzucić winę na południowców. W zasadzie czemu nie? Wszyscy by to kupili. Zamiast tego buja się z nią nie wiadomo po co. Znowu – okrutne, ale skuteczne.

    Co do gwardzistów-rebeliantów – a wystarczyłoby, żeby paru było zdrajcami albo po prostu zostało przekupionych! I wpuściło resztę do pałacu. Zresztą parę wtyk w gwardii (chowanych tam od lat) tłumaczyłoby też to ciągłe wpadanie na herbatkę. Ale Cass nie potrafi w subtelności, zamiast tego musiała pojechać po bandzie.

    W ogóle cała ta książka wygląda na wytwór umysłu nie znającej się na niczym trzynastolatki. Jak można żyć pod kamieniem tak wielkim, by nie widzieć, jak bardzo oderwane od rzeczywistości są te bzdury…

    Ale czekam na więcej, bo miażdżycie te głupoty w pięknym stylu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "jeśli królowa nie mogła mieć więcej dzieci, to czemu Clarkson, skoro już jest taki evil, nie zapłodnił jakiejś losowej laski, a potem wmawiał ludowi, że to dziecko jego i królowej? Co to za problem w telewizji odpowiednio spreparować udawaną ciążę? Tym samym nie musiałby się martwić, że jego jedyny syn jest idiotą. Może to okrutne, ale dosyć sensowne."

      Cass próbuje wytłumaczyć tę kwestię w "Królowej". Z naciskiem na słowo "próbuje", bowiem owo wyjaśnienie nie ma za grosz sensu i służy - jak podejrzewam - wyłącznie wygenerowaniu dodatkowej dramy.

      Usuń
    2. O, też właśnie się zastanawiałam, czemu Clarkson nie urządził podobnej szopki, ale doszłam do wniosku, że w sumie nie mam pojęcia, co go emocjonalnie łączy z królową i może faktycznie nie był w stanie zrobić jej takiego świństwa. Ale w takim razie czemu po prostu, gdy już przekonał się, że Maksio to kretyn w dziedzinie "jak zostać królem i nie rozwalić kraju", nie znalazł jakiegoś rozgarniętego dzieciaka (w tym państwie muszą być jakieś sierocińce, no po prostu muszą) i go nie adoptował? Mieszkańcy Ikei są mu tak ślepo oddani, że z pewnością by na to poszli. Dobry, kochany król chce, by władzę odziedziczył po nim ktoś z ludu! No czyż to nie piękne? Prawnie też by się to dało ogarnąć, skoro Maksio mógł ot tak zarządzić, że na tronie zasiądzie kobieta, to da się zrobić wszystko.
      Eh, już się nie mogę doczekać tej "Królowej", coś mi mówi, że to będzie powalające doświadczenie.

      Usuń
    3. Ja tam ogólnie mam dziwne wrażenie, że Amerykanie żyją w trochę bardziej lukrowanej rzeczywistości. Jest taka naprawdę porządna i kreatywna książka, a autor i tak uważa w niej, że wysłanie dzieci szlachty do pracy na wieś, by dorastały nieświadome swojego pochodzenia (w tym chorowitego synka, który już ledwo kaszle w ociekającej złotem willi) to najlepszy pomysł ever :'D

      Usuń
    4. Jaki jest tytuł tej książki?

      Usuń
    5. Chyba Obietnica krwi Briana McClellana.

      Feanaro

      Usuń
  4. Tak po prostu, happily ever after? Ami nie była zła za to, że Maxon niemalże ją wydymał? Maxon magicznie zapomniał o tym, że Ami go zdradzała pod jego nosem i nawet nie poprosił o wyjaśnienia?
    Tak, czepiam się akurat tego, bo gdybym zaczęła się czepiać innych rzeczy, nie skończyłabym pisać komentarza przed Wigilią.
    Wam również wesołych świąt, dziewczyny! Nabierzcie sił przed Jedyną :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Maxon magicznie zapomniał o tym, że Ami go zdradzała pod jego nosem i nawet nie poprosił o wyjaśnienia?"

      Och, Popo. Poczekaj tylko na epilog...

      Usuń
  5. Naszło mnie właśnie bardzo ważne pytanie: co dalej z Heniem i Mieciem? Będą się nadal pojawiać w "Następczyni" i podnosić średni poziom IQ bohaterów?

    Co do tych rozdziałów, pamiętam, że parę miesięcy temu, kiedy czytałam "Jedyną", strasznie mnie wkurzył brak jakiejkolwiek wzmianki o losie Kriss. Dosyć lubiłam pannę Ambers i chciałam wiedzieć, czy przeżyła atak, czy też Cass pozbawiła Maksia ewentualnych dylematów ubijając i ją - ale dzieee tam, trzeba przecież opisać rHomans ;p

    Oczywiście także życzę Wam wesołych świąt i nabrania sił na spotkanie z Eadlyn :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rebelianci - zarówno ci z Północy, jak i z Południa - nie pojawiają się w "Następczyni". Tym razem niezadowolenie społeczne przybiera nieco inną formę.

      Usuń
    2. Ale... Mieciu! Heniu! :C Będę za nimi tęskniła.

      Usuń
    3. Pozostaje pisać fanfiki. Henio&Miecio ever after... :")

      Usuń
    4. Wiem, że się nie pojawiają, ale miałam nadzieję, że jednak ci dwaj panowie wpadną chociaż raz anonimowo na herbatkę ;3

      Gwathgor

      Usuń
  6. No,banda dojrzałych emocjonalnie dziesięciolatków! Szkoda króla.Szybko poszło:weszli,strzelili i Maxio jest królem? EEEE...Macie rację z Kriss.
    Henio i Miecio -tego mi będzie brak.
    Pewnie to sfilmują?
    Też Wam życzę wszyskiego naj naj!

    Chomik

    OdpowiedzUsuń
  7. Tak zupełnie z innej beczki: Ech nostalgio! Kilka dni temu wróciłam sobie do Waszej analizy "Zmierzchu", a dziś przeszłam do "Księżyca w Pełni" - tam jest o tyle fajnie, że pojawiają się opinie innych użytkowników bloga. I urzekła mnie o taka wypowiedź:
    "nie dziwi mnie, że twoje akcje nie będą miały żadnych rezultatów (spodziewając się czego oczekujesz).
    najprościej - wyjdziecie na tym jak Zabłocki na mydle."
    Patrząc na to z perspektywy czasu (to był 2009 rok O.o), widząc ilu macie wiernych czytelników i ile jest, dzięki Wam, byłych fanek zmierzchu cytat ten wydaje się być niezwykle, hmmm... zabawny. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Swoją drogą stare, dobre forum zostało powtórnie otworzone, choć wyłącznie na grudzień. Niestety, twihardów tam tyle, co kot napłakał (czyżby wszyscy wyrośli ze swego uwielbienia dla Warda?), więc nie mam z kim dyskutować :(

      Usuń
  8. Ja Amisi nie dałabym nawet pistoletu na wodę. Serio. W sumie, to dziwi mnie, że pamiętała w ogóle o odbezpieczeniu spluwy. W tym psychicznym horrorze który leciał wczoraj była taka piękna scena, gdy jakaś kobieta groziła chłopakowi pistoletem, a on powiedział coś w stylu "Działa lepiej, gdy jest odbezpieczony". Wyobraziłam sobie to z udziałem naszej Herołiny i padłam.To w sumie byłoby w stylu tej dziewoi. Co do Kriss - who cares about Kriss? Dyć ona jest zua i niedobra, jak ona śmie sprzyjać rebelii, oh wait.
    Wesołych Świąt!

    OdpowiedzUsuń
  9. Ej, a będzie analizować to coś, gdzie Amisia mówi Maxonowi, że jest fcionszy? Nie pamiętam, czy to w normalnym epilogu, czy specjalnym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest jakiś specjalny epilog? :O Gdzie, gdzie?

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    3. Ech, a nie chciało mi się tego szukać...
      http://chomikuj.pl/Bella.113/Ksi*c4*85*c5*bcki/Kiera+Cass/The+Selection/*233+Jedyna/TO+dodatkowy+epilog,4752822017.pdf
      Tutaj można obczaić.

      Usuń
    4. Niesamowite... po prostu niesamowite. Do tej pory nawet nie podejrzewałam ile tracę, nie obcując z literaturą pani Cass sam na sam. Dzięki wielkie, @Leleth, przednie to czytadło, którym się podzieliłaś. Miejmy nadzieję, że Analizatorki zdecydują się poświęcić temu kilka akapitów, byłoby pięknie :)

      Usuń
    5. Przeczytałam tylko to, co wyświetliło się na chomikuj i stwierdziłam, że, o nie, nie zrobię sobie tego i nie ściągnę tego chłamu. Nie, mój komputer będzie czysty i niepokalany.

      Co za straszny epilog (nawet jeśli przeczytałam tylko początek) - seks, dzieci, seks, seks, wszystko lukrowe, seks - po prostu twilight 2

      Usuń
    6. A pfuuj, ta sielanka do mnie nie przemawia. Właściwie to 2 lata po ślubie, ile lat ma Amisia? 17 czy 19?

      Usuń
    7. 19.

      Co do analizy - podejrzewam, że owszem, ale w tym momencie nie mogę obiecać na 100%.

      Usuń
  10. Kofcianie jest życiem. Kofcianie jest shrekiem. Czy jakoś tak. Maksiu przebacza i zapomina, bo tak kazał Jezus, a Amisi niedługo 20 wybije i kto ją wtedy zechce?

    Znieść klasy, jakie to piękne, szkoda tylko że bierze się za to facet, który do 18 roku życia nie wiedział jakie są warunki życia u niszszych klas.

    *sarkasmus on* Kriss? Kim jest do diabła jest Kriss? *sarkasmus off*

    Dla Królestwa jest jednak jeszcze szansa. Maksiu jest takim fajtułapą, że będzie uzależniony od swych doratców. Wystarczy jeden wyjątkowo charyzmatyczny, a omota i zmanipuluje młodego, zagubionego króla tak, że wszystko poleci według jego woli. *Wymyśla fanfika*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Shrek is love, shrek is life <3 To była i tak lepsza historia miłosna niż ten szajs.

      Usuń
  11. Nawet nie wiem, jak skomentować głupotę tych rozdziałów. W sumie Maryboo napisała wszystko, co warto było napisać nt. tej... abominacji. -_- Więc tylko zostawiam znak, że jak zwykle przeczytałam, jak zwykle walnęłam łbem w biurko parę razy, a teraz życzę Wam spokojnych, pogodnych świąt i dziękuję za wszystkie tegoroczne analizy. ;*

    Adria

    OdpowiedzUsuń
  12. I tego... żaden rykoszecik jej nie trafił jak strzelała do tych nieszczesnych drzwi? Smuteczek :( uwielbiam analizy w ktorych dzieuo i wszystkie jego durne pomysly sa rozszarpywane na cześci pierwsze... czekam na Eadlyn, narobilyscie mi smaka :D

    Aberdeenh

    OdpowiedzUsuń
  13. Wesołych świat dziewczyny,
    żałuje ze nie mogę wam wysłać
    blachy sernika za wasza morderczą prace :)
    Pozdrawiam Lili

    OdpowiedzUsuń
  14. Och, no błagam. Czy Casa nie może przeboleć, że skoro to podobno było takie krwawe - para królewska zginęła itp. - to... No nie wiem... JEJ UKOCHANI BOHATEROWIE TEŻ POWINNI WYJSĆ Z WIĘKSZYM SZWANKIEM? No wiecie - Aspen czy Maksio bez nogi/ręki czy czego tam sobie chce (tym bardziej, że Ośrodek cały czas walczył) albo przynajmniej jakąś blizna? No wiecie, jakaś nie-dziesięcioplanowa postać, której się coś stało? (Nie chodzi mi tu o UWAGA SPOILER porwaną czy co się jej tam stało Anne KONIEC SPOILERU tylko o jednego z jej pupilków). Och, no błagam.

    Weronika

    PS. Wesołych (spóźnione, ale co tam) Świąt, dziewczyny!

    OdpowiedzUsuń