Rozdział 7
Plan w studio został odrobinę zmieniony. Zazwyczaj tylko ja i Ahren siedzieliśmy na widoku razem z rodzicami, ale dzisiaj Kaden i Osten także zajęli miejsca na podium.
Eee...z jakiej racji? Edzia – ok, to w końcu przyszła
władczyni Illei, ale skoro Ahren załapał się na miejsce w
pierwszym rzędzie, to dlaczego reszta książąt nie?
Dowiadujemy się, że w studiu zostały ustawione dwa
szklane naczynia; jedno, z którego Eadlyn wyjmować będzie koperty
z wylosowanymi kandydatami i drugie, do którego będzie odkładać
formularze po wyczytaniu nazwisk.
Tradycyjnie na widowni zasiadają Legerowie (Edzia
komentuje w myślach, że bardzo współczuje im smutnej sytuacji i
chciałaby pomóc, ale nie wie jak) oraz Woodworkowie:
Lady Marlee uciszała Josie, prawdopodobnie śmiejącą się z własnego żartu, który nie był nawet w najmniejszym stopniu zabawny.
Cass, czy ty to robisz specjalnie? Czy ty NAPRAWDĘ nie
widzisz, że to bynajmniej nie Josie wychodzi w takich chwilach na
irytujące pustogłowie?
Bułkę
przez bibułkę: 16
Nie potrafiłam zrozumieć, jak ktoś tak cudowny mógł urodzić tak okropne dzieci.
Dam ci wskazówkę: spójrz w lustro. Nie, żeby Amisia
z Maksiem zasługiwali w jakimkolwiek stopniu na miano ideałów, ale
sądzę, że po tych sześciu rozdziałach „Następczyni” przez
które do tej pory przebrnęliśmy możemy zgodnie stwierdzić, iż w
porównaniu ze swoją latoroślą państwo Schreave stanowią istny
wzorzec cnót.
Bułkę
przez bibułkę: 17
Moja ulubiona tiara, którą miałam na głowie, była moją ulubioną tylko dlatego, że Josie wygięła moją pierwszą ulubioną tiarę i zgubiła dwa kamienie szlachetne z drugiej.
Primo: Co, u diabła, musiała wyczyniać Josie z tymi
tiarami, żeby doprowadzić je do takiego stanu?
Secundo: To faktycznie niezbyt grzeczne z jej strony,
ale biorąc pod uwagę, że Josie ma obecnie zaledwie piętnaście
lat, istnieje spora szansa, że gdy to zrobiła była nadal w wieku,
w którym było jej wsio rawno, czy dany diadem jest ze srebra, czy z
plastiku – grunt, że mogła dzięki niemu przemienić się w
księżniczkę.
Tertio: Nie ma to jak problemy pierwszego świata.
Nie powinna była nawet ich dotykać. Kiedykolwiek.
Wiecie co? Mam pewien problem z tym zdaniem.
Tak, technicznie rzecz biorąc Josie nie powinna była
pożyczać bez pytania rzeczy Eadlyn – przede wszystkim dlatego, że
tak się po prostu nie robi, ale także z powodu znaczenia owych
tiar.
I tu, zdaje się, jest pies pogrzebany.
Mam bowiem dziwne wrażenie, że Edzi nie tyle
przeszkadza sama „pożyczka”, co fakt, iż obiektem namiętności
Josie są DIADEMY – symbol przynależności do rodziny królewskiej. A jeżeli uważacie, że nadinterpretuję – to nie jest ostatni rozdział, w którym poruszona zostaje owa
kwestia.
Siedzący koło niej Kile czytał książkę, ponieważ najwyraźniej wszystko to, co działo się w kraju i w pałacu, było dla niego zbyt nudne. Co za niewdzięcznik.
Widzieliście chama?! Woli się uczyć, zamiast
angażować serce i duszę w ten jakże istotny proces odczytywania
nazwisk potencjalnych Edzinych tru loffów! I to w dodatku na dobre
kilka minut zanim ów proces w ogóle się rozpoczął!
Bułkę
przez bibułkę: 18
Nagle podniósł głowę znad książki, zobaczył, że na niego patrzę, skrzywił się i wrócił do lektury. Po co w ogóle tu przychodził?
Bo zapewne matka zaciągnęła go tu siłą/zdaje sobie
sprawę z tego, że z powodu dziwnych życiowych decyzji swoich
starych jest w dobrym tonie, by brał udział we wszystkich
państwowych uroczystościach jako pseudo członek royal family?
Amisia pyta córkę, jak się czuje, ta odpowiada, że
beznadziejnie. Królowa postanawia nawiązać do ich ostatniej
rozmowy:
– Nie uważam, żebyś miała mnóstwo wad – powiedziała cicho. – Uważam, że masz tysiące cudownych zalet.
Americo, wiem, że to twoje dziecko i w ogóle, ale
błagam: trochę obiektywizmu...
Pewnego dnia zrozumiesz, jak to jest, martwić się o swoje dzieci. Ja się martwię o ciebie znacznie bardziej niż o pozostałych. Nie jesteś zwykłą dziewczyną, Eadlyn.
Okej. To jest chyba ten moment, w którym muszę
poruszyć pewną kwestię.
Niedługo po lekturze „Następczyni” udałam się do
internetów sprawdzić, jak fanki Cass przyjęły jej najnowszą
powieść. Oczywiście, byłam ciekawa ich opinii na temat
Antychrysta, ale równie mocno interesowało mnie, co sądzą o
królewskiej parze dwadzieścia lat później. Odkryłam fascynującą
rzecz. Dziesiątki wypowiedzi można by z grubsza podzielić na dwie
konkretne grupy. Pierwsza z nich byłaby zatytułowana: „America i
Maxon nic się nie zmienili”. Druga: „America i Maxon zupełnie
nie przypominają swoich nastoletnich charakterów”.
I wiecie co? Obie grupy mają rację.
Przypomnijcie sobie wszystkie dotychczasowe momenty, w
których widzieliśmy Maksa i Ami. Co robią? W sumie niewiele –
rozmawiają z córką, pracują, grają na instrumentach. Są
wyłącznie tłem. Ale owo tło ma bardzo konkretne zadanie –
kierować linią fabularną (idea Eliminacji) i służyć jako głos
rozsądku, gdy Eadlyn zaczyna przekraczać granice.
Czy oryginalna trylogia przygotowała nas na tego
rodzaju wydarzenia?
Oczywiście, że nie. Fanki z grupy #2 były bardzo
rozgoryczone, że w „Następczyni” brak całej tej chemii, która
łączyła owe postacie w poprzednich tomach – miłosnych wyznań,
kłótni, kopniaków w krocze. I czy można je za to
winić? To w dużej części nastolatki zakochane w teen!Maxonie –
trzydziestosiedmiolatek w okularach do czytania, który miast
flirtować z Amisią siedzi nad sprawozdaniami raczej nie jest
obiektem ich romantycznych uniesień. America nie ratuje sytuacji –
z butnej, żywiołowej dziewczyny wyrosła nam oaza spokoju i krynica
mądrości, która z czułym, matczynym uśmiechem stara się
wytłumaczyć latorośli, że błądzi. To już nie są „nasi”
Amisia i Maksio.
Tyle że w pewnym sensie jednak są.
Nie chodzi mi tu nawet o to, że jest czymś absolutnie
normalnym, iż będąc przed czterdziestką i mając czwórkę
pociech państwo Schreave nie mogli raczej zatrzymać się w rozwoju
na etapie „Jedynej” (z czego zresztą zdawały sobie sprawę
nawet wspomniane wyżej fanki, co jednak najwyraźniej nie
załagodziło ich bólu). Chodzi mi o coś innego.
Wyobraźcie sobie, że jesteście fanami powieści Cass
(kto wie, może jesteście nimi naprawdę i odwiedzacie tego bloga
tylko po to, by przypomnieć sobie, że na świecie istnieją takie
okropne kreatury jak ja i Beige). Co byłoby dla was najważniejszą
cechą Maxona? Podpowiem: jego uczucie dla Waszego self-insertu Ameriki. A co przyciągałoby Was do Amisi? Łatwizna:
jej czysty marysuizm wewnętrzne Dobre Mzimu. Ami
jest kochana przez wszystkie pozytywne postacie i uwielbiana przez
tłumy; Maxon świata nie widzi poza swym kochaniem.
Królewskiej parze mogło przybyć trochę zmarszczek (i
nieco rozsądku), ale summa summarum to, co stanowi o ich prawdziwym
jestestwie pozostało nietknięte – nasze Bwana Kubwa nadal jest
najwspanialsze w całej wsi, a Maxon wciąż uważa, że spotkanie
Singerówny było najlepszym, co mogło go spotkać w życiu.
I wciąż jest fascynującą mieszanką niewysłowionego
lenistwa i permanentnej niekompetencji.
Mając to wszystko na uwadze, jestem jednak zmuszona od
czasu do czasu stanąć po stronie teamu #2 i nagrodzić króla i
królową stosownymi punktami – po prostu dlatego, że niektóre z
zachowań duetu Ami&Maks zdają się mieć mniej wspólnego z
dojrzewaniem jako takim, a więcej z przepisaniem znacznej części
ich charakterów. I szczerze mówiąc, Amisia będzie tu zbierać
baty znacznie częściej niż Maxon z jednego prostego powodu:
Przez znaczną część czasu podczas lektury
„Następczyni” łapałam się na tym, że widząc w tekście
określenie „królowa” wyobrażam sobie nie Americę, a Amberly.
Naprawdę, kochani. Przyjrzyjcie się tym wszystkim
cytatom: temu, jak opisywana jest nowa władczyni Illei, jakim tonem
przemawia, jakie wykonuje gesty, jakie słowa padają z jej ust.
Amisia przez większość czasu ciepło się uśmiecha, a gdy już
się odzywa, to robi to po to, by oznajmić komuś jak bardzo go
kocha/naprowadzić go na jedyną słuszną drogę. Słowo daję,
wygląda to tak, jakby na stanowisko królowej Illei została rzucona
klątwa wzorem tej, która dotykała wszystkich nauczycieli OPCM-u w
potterversum: gdy tylko nałożysz na skronie diadem, staniesz się
idealną kandydatką na Miss Word.
A zatem, za ów niekończący się strumień
moralizatorskich pogadanek (jak najbardziej słusznych, aczkolwiek
boleśnie nie korespondujących z charakterem Amisi):
Fabuła
nie do poznania: 2
- Jesteś najważniejszą dziewczyną. A ja chciałabym, żebyś miała wszystko.
Rany koguta, jeszcze tego by brakowało.
Ami z córką przytulają się, pierwsza przypomina
drugiej, że chłopcy przed telewizorami denerwują się równie
mocno, co księżniczka, po czym życzy córce powodzenia i odchodzi.
– Nie mogę uwierzyć, że to się dzieje naprawdę – powiedział [Ahren], a w jego głosie brzmiało autentyczne ożywienie. – Nie mogę się doczekać towarzystwa.– A co, Kile ci nie wystarcza? – Znowu rzuciłam na niego okiem, ale siedział z nosem w książce.– Nie wiem, co właściwie masz do Kile’a. On jest naprawdę inteligentny.
No to co, kochani czytelnicy: któremu z bliźniąt
wierzycie w tej kwestii?
– Czy to jakiś synonim do „nudny”?
Edziu, zamilcz, proszę.
Bułkę
przez bibułkę: 19
– Nie! Ale cieszę się, że będę mógł poznać jakichś nowych ludzi.– Ja nie. – Zaplotłam ramiona, po części z frustracji, a po części w geście obronnym.
Nie zapomnij tupnąć nóżką, jak na trzylatkę
przystało.
– Daj spokój, siostrzyczko. Będziemy się dobrze bawić. – Rozejrzał się po sali i zniżył głos do szeptu. – Potrafię sobie wyobrazić, co szykujesz dla tych nieszczęśników.Spróbowałam ukryć uśmiech, ale nie mogłam się już doczekać gości.
...Ahren, no weź, zdążyłam cię polubić.
Rozpoczyna się nagranie „Biuletynu”:
Kamery zostały uruchomione, a tata rozpoczął Biuletyn od nowych informacji o coraz bliższym terminie podpisania umowie handlowej z Nową Azją. Współpracowaliśmy z nimi teraz tak blisko, że trudno było sobie wyobrazić czasy, gdy prowadziliśmy wojnę.
To zupełnie tak, jak wszystkim czytelnikom tej serii,
biorąc pod uwagę, jak owa „wojna” została przedstawiona w
trylogii.
Przemawia Maksiu, przemawiają doradcy, aż w końcu
nadchodzi moment odczytania nazwisk.
Uśmiechnęłam się i popatrzyłam prosto w kamerę, wiedząc, że dziś wieczorem wszystkie telewizory w Illei są włączone.
Żebyś się nie zdziwiła. Sorry, Cass, ale nie – nie
przyjmuję do wiadomości, że w kraju o powierzchni obecnej Ameryki
Północnej WSZYSCY obywatele nie mają nic lepszego do roboty niż
sprawdzać, kto też weźmie udział w reality show z – (nawet nie)
spoiler alert – niezbyt lubianą postacią w roli głównej.
Samochwała
w kącie stała: 7
Edzia losuje, losuje, losuje...pozwólcie, że daruję
sobie przytaczanie imion – w obecnym momencie i tak nic nam nie
powiedzą.
...Szczerze mówiąc, jakieś 97% z nich nie powie nam
nic nawet gdy dojedziemy do ostatniej strony powieści.
No dobra skłamałam; muszę przytoczyć jedno imię,
albowiem ponieważ gdyż...
– Aha! Z Angeles. – Rozdarłam kopertę, żeby wyjąć ostatnie zgłoszenie. Wiedziałam, że mój uśmiech musiał zblednąć, ale naprawdę nie byłam w stanie nic na to poradzić. – Pan Kile Woodwork.Usłyszałam reakcję zgromadzonych: kilka westchnień, lekkie śmiechy, ale, oczywiście, przede wszystkim usłyszałam reakcję Kile’a. Upuścił książkę na podłogę.
*zmęczona * Kto się ABSOLUTNIE, KOMPLETNIE nie
spodziewał tego fabularnego twistu, ręka w górę.
– To już wszystko z mojej strony. Jutro zostaną wysłani doradcy, którzy pomogą kandydatom przygotować się do stojącego przed nimi wyzwania.
A więc Smutny Urzędnik jednak nie stracił pracy!
Wszyscy klaszczą, nagranie się kończy, rodzina
królewska naturalnie udaje się na małą pogawędkę z Woodworkami.
– Nie zrobiłem tego! – upierał się Kile. Gdy tam podeszłam, nasze oczy się spotkały i widziałam, że jest tak samo wytrącony z równowagi jak ja.
Wybaczcie, musiałam.
Maksio i Amisia stwierdzają, że w sumie nic się nie
stało, bo Kile miał takie samo prawo do umieszczenia swego nazwiska
w puli jak wszyscy inni kandydaci; chłopak błaga króla, żeby mu
odpuścił, ale zasady są zasadami.
– Kto wysłał za ciebie zgłoszenie? – zapytałam.Kile potrząsnął głową.– Nie wiem, to musiała być jakaś pomyłka. Po co miałbym się zgłaszać, skoro nie chcę brać udziału w rywalizacji?Mama popatrzyła na generała Legera i miałam wrażenie, jakby się lekko uśmiechnęli. W tej sytuacji nie było jednak nic zabawnego.
Z jednej strony rozumiem, dlaczego Amisia nie ma ochoty
dzielić się z córką wspomnieniami związanymi ze swoją
...ekhm....bogatą przeszłością – zwłaszcza, że Legerowie też
są stałą ozdobą pałacu -
Monty
Python wiecznie żywy: 3
- a z drugiej...pamiętacie chamską uwagę Edzi
dotyczącą potencjalnego związku z gwardzistą? Bardzo chciałabym,
aby nasz Antychryst wszedł w posiadanie wehikułu czasu i obejrzał
pewne epizody z życia swej matuli; później wszyscy moglibyśmy
zrelaksować się i oglądać, jak wybucha jej mózg.
Kile rozsądnie proponuje, żeby – skoro zupa się
wylała i kandydata ogłoszonego w oficjalnych wiadomościach nie da
się już zmienić – Edzia po prostu wywaliła go pierwszego dnia.
– A dokąd miałabym cię odesłać? – zapytałam. – Jesteś przecież w domu.
...Donikąd? Przecież gdybyś go nie wylosowała, tak
czy inaczej by tu mieszkał. Grunt, żeby przestał być jednym z
możliwych kandydatów do twojej ręki. Ostatecznie może wrócić na
studia.
Użyj
mózgu, Luke: 10
Cass, serio. To jest głupie. GŁUPIE. Ten cały plot
twist jest tak grubymi nićmi szyty i tak prosty do rozwiązania, że
trzeba naprawdę potężnego zawieszenia niewiary by przyjąć, że
wylosowanie Kile'a to w ogóle jakiś problem.
– Odeślij mnie z pałacu – zaproponował Kile z nagłym ożywieniem.– Po raz setny ci powtarzam, że nigdzie nie wyjedziesz! – oznajmiła lady Marlee najbardziej stanowczym tonem, jaki kiedykolwiek słyszałam. Przycisnęła dłoń do skroni, a pan Carter objął ją ramieniem i szepnął jej coś do ucha.
...Okej, Cass, teraz już pytam poważnie. Co, u diabła,
porobiło się z Marlee? Czy to efekt mieszkania przez całe życie w
komunie? A może przebywanie w piwnicy kilka miesięcy po ślubie tak
zszargało jej psychikę? Cokolwiek by to nie było, Maksio z Amisią
naprawdę powinni jej znaleźć terapeutę.
Fabuła
nie do poznania: 3
– Chcesz jechać gdzie indziej? – zapytałam z niedowierzaniem. – Pałac nie jest dla ciebie dostatecznie dobry?
Edziu, wiem, że może być ci ciężko w to uwierzyć,
ale mieszkanie z tobą pod jednym dachem naprawdę nie jest szczytem
marzeń każdego obywatela Illei.
– Nie jest mój – przypomniał podniesionym głosem. – I szczerze mówiąc, jestem tym zmęczony. Mam dość przestrzegania zasad, mam dość bycia gościem i mam kompletnie dość twojego nieznośnego zachowania.
...Kile, jesteś godnym następcą Clarksona w
kategorii: „Jedyny głos rozsądku w tym ZOO”.
Zachłysnęłam się, a poirytowana lady Marlee trzepnęła syna po głowie.– Przeproś ją! – zażądała.
Marlee, czy możesz się schować do mysiej dziury? Bo w
obecnej formie budzisz u mnie na przemian wyłącznie zdumienie i
irytację.
Kile zacisnął wargi i spojrzał w podłogę, a ja zaplotłam ramiona. Nie ruszę się stąd, dopóki nie usłyszę przeprosin. Wyduszę je z niego tak czy inaczej.
Kile, błagam cię, pokaż jej środkowy palec.
Karny
jeżyk potrzebny od zaraz: 14
W końcu potrząsnął gwałtownie głową i wymamrotał coś pod nosem.Odwróciłam spojrzenie, umiarkowanie zachwycona.
Maksio stwierdza, że nie ma co płakać nad rozlanym
mlekiem, a tak w ogóle to Kile nie jest taki najgorszy, po czym
proponuje wszystkim zebranym wyżerkę. Zgadnijcie, kto ma muchy w
nosie.
– Jestem zmęczona – oznajmiłam i odwróciłam się. – Będę w swoim pokoju.Nie czekałam na pozwolenie. Po dzisiejszym wieczorze nie byłam nikomu nic winna. Dałam im to, czego chcieli.
Karny
jeżyk potrzebny od zaraz: 15
Rozdział
8
Nastaje poniedziałek przed przyjazdem kandydatów
(cokolwiek miałoby to oznaczać); Eadlyn udaje się do Komnaty Dam,
gdzie znajdują się już Amisia, Lucy i Marlee. Dziewczyna
komentuje, że chciałaby podarować pani Leger przynajmniej psiaka,
choć wie, że ciężko to uznać za substytut dziecka.
Lady Marlee położyła rękę na mojej dłoni, kiedy usiadłam.– Chciałam wyjaśnić, o co chodzi Kile’owi. To nie tak, że on chce wyjeżdżać ze względu na ciebie. Mówił o tym już od dawna, a ja myślałam, że te pół roku spędzone na uniwersytecie mu wystarczy. Nie mogę znieść myśli o tym, że go nie będzie.
Rany koguta, biedny Kile. Chłopie, uciekaj z tego domu
wariatów, a chyżo!
Fabuła
nie do poznania: 4
– Prędzej czy później będziesz mu musiała pozwolić, żeby dokonał własnych wyborów – nalegała mama. Zabawne, skoro to ona właśnie chciała wydać córkę za nieznajomego.– Nie rozumiem tego. Josie nigdy nie wspominała, że chciałaby wyjechać.
Bo ma piętnaście lat i podoba jej się w nie-domu,
podczas gdy Kile jest dorosły i ewidentnie pragnie wynieść się na
swoje?
Przewróciłam oczami. No jasne, że nie wspominała.
Bułkę
przez bibułkę: 20
– Co zamierzasz zrobić? Nie zmusisz go, żeby został. – Mama nalała herbaty do filiżanki i postawiła ją przede mną.– Zatrudniłam nowego korepetytora. Ma doświadczenie praktyczne i zdoła nauczyć Kile’a więcej niż książki, więc mam nadzieję, że zyskam trochę czasu. Cały czas mam nadzieję…
Serio, to już zaczyna zahaczać o głęboką patologię.
Marlee, na kozetkę marsz.
Fabuła
nie do poznania: 5
Monty
Python wiecznie żywy: 4
W tym momencie do komnaty wpadła ciocia May.
...O, nie.
O, nie.
O,
NIE.
May Singer powróciła.
I wyewoluowała niczym Pokemon. Tyle dobrego, że nie
dostanie za to żadnych punktów, bowiem w przeciwieństwie do innych
postaci wyewoluowała w łatwym do przewidzenia i kanoniczym
kierunku.
Została Mrs. Robinson.
Naprawdę chciałabym móc powiedzieć, że żartuję.
– Chcę się dowiedzieć wszystkiego o Eliminacjach. Jak się czujesz? Niektórzy chłopcy na tych zdjęciach są naprawdę słodcy. Już się zakochałaś?– Ani odrobinę – odparłam ze śmiechem.– Cóż, poczekajmy parę dni.
Ale nie żartuję.
Taka właśnie była ciocia May. Znajdowała nową miłość co kilka miesięcy. Traktowała naszą czwórkę – a także naszych kuzynów, Astrę i Leo – jakbyśmy byli jej dziećmi, ponieważ sama nigdy nie założyła rodziny.
Ani trochę.
Aha, w razie gdyby ktoś zapomniał – Astra to córka
starszej siostry Amisi, Kenny. Leo to (debiutujący w tej książce)
młodszy brat Astry. Żadne z nich nie pojawia się we właściwej
akcji, więc możecie sobie nie zawracać nimi głowy.
...Szczerze mówiąc, perypetie rodzinne dawnego klanu
Singerów to coś, nad czym w swoim czasie pochylimy się z należytą
uwagą, sytuacja jest bowiem, delikatnie rzecz ujmując, raczej
dziwna.
Wyjątkowo lubiłam jej towarzystwo, a pałac zawsze wydawał się ciekawszym miejscem, gdy tutaj była.
Ciągnie swój do swego.
– Jak długo zostajesz? – zapytała mama, a May podeszła do niej, trzymając mnie cały czas za rękę.– Wyjeżdżam znowu w czwartek.Jęknęłam.– Wiem, ominie mnie to, co najciekawsze! – Wydęła wargi i spojrzała na mnie. – Ale Leo gra mecz w piątek po południu, w sobotę jest konkurs taneczny Astry, a ja obiecałam im, że tam będę. Naprawdę świetnie sobie radzi – powiedziała ciocia May, odwracając się do mamy. – Widać, że jej matka była artystką.
Tak, tak, kochani, Kenna zeszła z tego łez padołu.
Nie martwcie się, w swoim czasie pojawi się odnowione drzewo
genealogiczne, ale jak wspomniałam wyżej – najpierw potrzebny
będzie stosowny wstępniak.
May prosi przypadkową pokojówkę, aby przyniosła jej
zdjęcia kandydatów.
Mama pochyliła się do swojej siostry.– Przypominam, że po pierwsze, oni są nietykalni, a po drugie, nawet gdyby nie byli, jesteś od nich dwa razy starsza.
Nigdy nie byłam bardziej poważna.
-(...)Nie robię tego dla siebie, tylko dla Eadlyn – przysięgła ciocia May. – Pomożemy jej wystartować z odrobiną przewagi.– To nie na tym polega. – Mama odchyliła się do tyłu i z wyższością wypiła łyk herbaty.Lady Marlee roześmiała się głośno.– I kto to mówi! Czy powinnyśmy ci przypomnieć, z jaką przewagą ty wystartowałaś?
Z wielce wątpliwą? Owszem, Maksiu z jakiegoś
niejasnego powodu nie wywalił Amisi po jej kociokwiku w ogrodzie,
ale ciężko powiedzieć, aby ów krok sam w sobie był gwarantem
sukcesu.
– Co takiego?! – zapytałam, zaszokowana. Ciekawe, ile szczegółów rodzice pominęli, opowiadając swoją historię. – Co ona ma na myśli?
Wiecie co? Biorąc pod uwagę, że Eadlyn póki co
szokują WSZYSTKIE (nawet te całkiem niewinne) informacje dotyczące
Eliminacji jej rodziców, zaczynam się zastanawiać, co konkretnie
miała na myśli twierdząc, że historia ich związku to praktycznie
bajka. Czyżby Maksio z Amisią ograniczyli się do oznajmienia swej
progeniturze: „Piękna America przybyła do pałacu i Maxon
pokochał ją od pierwszego wejrzenia, a potem żyli długo i
szczęśliwie”?
Mama odstawiła filiżankę i podniosła ręce, jakby chciała się bronić.– Przypadkiem wpadłam na twojego ojca w wieczór poprzedzający rozpoczęcie Eliminacji i powinnyście wiedzieć –powiedziała bardziej do lady Marlee niż do mnie – że mogłam za samo to zostać wyrzucona. Nie zrobiłam takiego pierwszego wrażenia, jak bym chciała.Siedziałam z otwartymi ustami.– Mamo, ile właściwie zasad złamałaś?
Och, dziewczyno, lepiej przygotuj sobie zapas prowiantu
i ciepłe papucie, będziemy tu siedzieć godzinami.
Spojrzała szybko w sufit, jakby próbowała je policzyć.– No dobrze, wiesz co? Przeglądajcie sobie te zdjęcia, ile chcecie, wygrałaś.
Cóż, to chyba była jedyna właściwa odpowiedź, o
ile panie nie planowały zabunkrować się w komnacie na cały
tydzień.
Pokojówka wraca ze zdjęciami, panie sprawiedliwe
rozdzielają formularze między siebie (choć Amisia ogranicza się
do zerkania przez ramię Marlee).
– O, ten wygląda obiecująco. – Ciocia May podetknęła mi jedno zdjęcie. Popatrzyłam w ciemne oczy osadzone głęboko w hebanowej skórze. Chłopak miał krótko obcięte włosy i promienny uśmiech. – Baden Trains, dziewiętnaście lat, z Sumner.– Jest przystojny – zachwycała się mama.
Nie, błagam, tylko nie to. Nadal mam traumę po scenie
podglądania gwardzistów w „Jedynej”.
Panie stwierdzają, że skoro chłopak o tym nazwisku
(wskazujące na pochodzenie z kasty Siódemek) jest na pierwszym roku
studiów, to znaczy, że musi być bardzo ambitny. Dalej przeglądają
zgłoszenia, May pyta się, czy wszystko jest już przygotowane,
Edzia daje jej do zrozumienia, że nie bardzo ją obchodzi całe to
zamieszanie.
- Mogę ci chyba powiedzieć, że tu zupełnie nie chodzi o mnie.– Co chcesz przez to powiedzieć, skarbie? – zapytała lady Lucy, kładąc formularze na kolanach i z niepokojem patrząc na mnie i na mamę.– Oczywiście mamy nadzieję, że Eadlyn znajdzie kogoś odpowiedniego i zechce się ustatkować – zaczęła przebiegle mama. – Tak się jednak składa, że Eliminacje zbiegają się w czasie z koniecznością opracowania przez nas planu zapobiegania napięciom między dawnymi klasami.– Ami! – wykrzyknęła May. – Używasz córki jako zasłony dymnej?– Nie!
Tak.
– Tak – mruknęłam.
Koniec świata, zaczynam się zgadzać z Edzią.
– Prędzej czy później musielibyśmy poszukać jej kandydata na męża, a Eliminacje nie są wiążące. Eadlyn umówiła się z Maxonem, że jeśli się nie zakocha, wszystko zostanie odwołane.
Oho, kolejny geniusz strategii, nie potrafiący dojrzeć
żadnego słabego punktu w tym idealnym planie.
Jednakże owszem, Eadlyn wypełnia swoje obowiązki jako członkini rodziny królewskiej, zajmując czymś opinię publiczną. Dzięki temu nastroje społeczne trochę się uspokoją, a my będziemy mogli poszukać sposobów na rozwiązanie problemów.
Ponawiam pytanie: czy w roli cyrkowej małpy nie mógł
wystąpić Ahren, któremu tak czy inaczej zależy na ożenku? To
naprawdę nie jest tak, że ludzie kochają przyszłą królową tak
bardzo, że jej brat nie byłby godnym zamiennikiem (spoiler alert:
nie kochają).
- Muszę powiedzieć, że na razie nasz plan wypalił.– Naprawdę? – zapytałam.– Nie zaglądałaś do gazet? Jesteś w tej chwili w centrum uwagi. Gazety lokalne przeprowadzają wywiady z kandydatami, a niektóre prowincje wydają przyjęcia w nadziei, że ich kandydat okaże się zwycięzcą. Czasopisma typują możliwych faworytów, a wczoraj w wiadomościach widziałam materiał o dziewczętach zakładających fankluby i noszących koszulki z imionami swoich ulubieńców. Eliminacje przykuwają uwagę całego kraju.
...Tak, kochani, dobrze widzicie. Fakt, że illeańskie
nastolatki formują fanklub Kile'a Woodworka oznacza zdaniem Amisi,
iż młodzi, ambitni, bezrobotni lada dzień przestaną rzucać
kamieniami w nieprzychylnych im pracodawców.
Jak
mała Kiera wyobraża sobie…: 3
Użyj
mózgu, Luke: 11
– To prawda – potwierdziła lady Marlee. – Wszyscy wiedzą już, że Kile mieszka w pałacu.
...Dopiero teraz? Jakim cudem? Przecież to chłopię
pełzało po pałacowych marmurach z pampersem na tyłku!
Monty
Python wiecznie żywy: 5
Edzia pyta, czy gawiedź wie też, że Kile nie ma
ochoty brać udziału w grze; Marlee stwierdza, że nie, i zapewnia
Eadlyn, że to nic osobistego. Ta raz zachowuje się w cywilizowany
sposób i oznajmia pani Woodwork, że Kile nie ma się czego obawiać;
wyszło, jak wyszło, ale oboje doskonale zdają sobie sprawę, że
do siebie nie pasują, więc po prostu zakończą tę zabawę
niesparowani.
– Mówisz, że pałacowe wydarzenie jest w centrum uwagi – zaczęła z niepokojem May. – Myślisz, że to długo potrwa?– Myślę, że wystarczająco długo, by ludzie zapomnieli o swoich ostatnich zmartwieniach, a my zdążymy przez ten czas znaleźć sposób na te napięcia, gdyby się znowu pojawiły. – W głosie mamy brzmiała pewność.
Tak. Trzymiesięczne reality show z pewnością pozwoli
Illeańczykom zapomnieć o tym, że nie mają za co opłacić
rachunków. Jestem tego pewna.
Jak
mała Kiera wyobraża sobie…: 4
Użyj
mózgu, Luke: 12
– Kiedy się znowu pojawią – poprawiłam ją. – Moje życie może na chwilę stać się pasjonujące dla otoczenia, ale w końcu ludzie zaczną znowu martwić się o siebie.
...Amisiu, jeśli EDZIA wykazuje się większym
rozsądkiem niż ty, to wiedz, że coś się dzieje.
A tak w ogóle, Cass, to nie ma jak być swoją własną
metą.
– To dziwne – zauważyłam, wybierając jedno zgłoszenie. – Nie chciałabym nikogo oceniać na niewidziane, ale spójrzcie na to. Znalazłam tu trzy błędy ortograficzne.Mama wzięła ode mnie formularz.– Może po prostu się denerwował.– Albo jest idiotą – podsunęłam.
…
…
…
Okej. Wiecie co? Pomińmy na chwilę to, jak chamska
jest uwaga Edzi:
Bułkę
przez bibułkę: 21
Karny
jeżyk potrzebny od zaraz: 16
i przyjmijmy, że dziewczyna ma rację (spoiler alert:
nie ma) i chłopak faktycznie nie jest zbyt biegły w sztuce pisania.
Eadlyn? Wiesz, kto (jak udowadniałam dwa tygodnie temu)
jest najprawdopodobniej winny jego częściowemu analfabetyzmowi?
TWÓJ
OJCIEC.
Zatem bądź tak miła i zamilknij, bardzo cię proszę.
– Nie bądź taka surowa, skarbie. Dla nich to także przerażające. – May zachichotała.
Okej,
po May nie
spodziewałam się niczego więcej, ale...Amisiu? Może uruchomisz
swoją wewnętrzną Amberly i wytłumaczysz córce, że owa uwaga
była cokolwiek niegrzeczna?
Mama oddała mi formularz, a ja spięłam go z powrotem z fotografią chłopca z całkowicie niewinną twarzą i rozwichrzonymi jasnymi puklami.
Aha. Jednak nie.
– Czy ty się tego boisz? – zapytała ciocia May, a w jej głosie zabrzmiała troska o mnie.– Nie, oczywiście że nie.Jej twarz przybrała zwykły, prześlicznie beztroski wyraz.– Nie umiem sobie wyobrazić niczego, co mogłoby cię przestraszyć. – Mrugnęła do mnie.To pocieszające, że przynajmniej jedna z nas była aż taką optymistką.
I to już wszystko na dziś. A za tydzień: poznajemy
kandydatów i jesteśmy świadkami jednej z najpiękniejszych scen w
tej książce. Zostańcie z nami!
Statystyka:
Bułkę przez bibułkę: 21
Fabuła nie do poznania: 5
Jak mała Kiera wyobraża sobie…: 4
Karny jeżyk potrzebny od zaraz: 16
Monty Python wiecznie żywy: 5
Samochwała w kącie stała: 7
Sam sobie sterem, żeglarzem, okrętem: 2
Użyj mózgu, Luke: 12
Bułkę przez bibułkę: 21
Fabuła nie do poznania: 5
Jak mała Kiera wyobraża sobie…: 4
Karny jeżyk potrzebny od zaraz: 16
Monty Python wiecznie żywy: 5
Samochwała w kącie stała: 7
Sam sobie sterem, żeglarzem, okrętem: 2
Użyj mózgu, Luke: 12
Maryboo