Rozdział 5
Ostatecznie
nie spojrzałem nawet na zgłoszenia. Miałem wiele powodów, żeby
tego nie robić, ale w końcu przekonałem sam siebie, że najlepiej
będzie, jeśli nie będę miał żadnych uprzedzeń ani oczekiwań,
poznając kandydatki.
Zapamiętajcie ten fragment, jeszcze nam się przyda.
Poza tym, jeśli ojciec roztrząsał każdą z nich
ze szczegółami, nie miałem ochoty robić tego samego.
A kto tu mówi o roztrząsaniu? Mógłbyś po prostu
dopasować imiona do zdjęć, żeby pierwszego dnia Eliminacji nie
stanąć twarzą w twarz z grupą trzydziestu pięciu kompletnych
anonimów.
Trzymałem
się na bezpieczny dystans od Eliminacji… aż do dnia, kiedy
kandydatki przestąpiły mój próg.
Tak jest, drogi czytelnicy – to ten moment. Kandydatki
oficjalnie wchodzą na scenę.
...Hurra.
W piątek rano szedłem
korytarzem drugiego piętra i usłyszałem melodyjny śmiech dwójki
dziewcząt na schodach prowadzących na pierwsze piętro. Energiczny
głosik wykrzyknął:
– Nie do wiary, że tu jesteśmy! – I znowu obie zaczęły
chichotać.
Czyli...Maxon ni z tego, ni z owego prawie wpadł na
uczestniczki Eliminacji? Nikt nie uprzedził go, o której przybywają
dziewczęta, coby mógł bezpiecznie schronić się w
sypialni/toalecie/jednym z bunkrów (wszak panny zgodnie z planem
mają go ujrzeć dopiero następnego poranka)?
Zakląłem
na głos i schowałem się w najbliższym pokoju, ponieważ
powtarzano mi w kółko, że mam poznać wszystkie dziewczęta
jednocześnie w sobotę.
Cóż, wygląda na to, że tak.
Nikt
nie wyjaśnił mi, dlaczego to jest takie ważne, ale przypuszczałem,
że chodzi o to, żeby je odpowiednio przygotować. Gdyby Piątka
pojawiła się w pałacu i nie otrzymała żadnej pomocy, cóż,
pewnie nie miałaby większych szans.
...Że co?
Pomijając już cokolwiek obraźliwą naturę tego
stwierdzenia (w tej samej nowelce Piątki zapewniają oprawę
dźwiękową na przyjęciu urodzinowym Maksia; żadna z nich nie
próbowała podwędzić rodowych sreber Schreave'ów ani też nie
zaczęła spontanicznie obnażać się na środku sali balowej
albowiem wszelakie wyskoki w
ramach tej kasty są najwyraźniej zarezerwowane dla familii
Singerów) – o jakim przygotowaniu mowa? Z „Rywalek”
wiemy, że pierwszy dzień w pałacu dziewczęta spędziły na
metamorfozach i sesji zdjęciowej, odbyły szybką wycieczkę po
najważniejszych pałacowych pomieszczeniach, usłyszały kilka
bardzo ogólnikowych instrukcji od nie-Effie (nie wchodzić do
prywatnych apartamentów rodziny królewskiej i ogrodu), obejrzały
relację z „Biuletynu”, po czym udały się na spoczynek. Gdzie
zatem są te gruntowne lekcje etykiety, mające przygotować
kopciuchy z niższych kast do przebywania w obecności jego książęcej
doskonałości?
Owo niemal – spotkanie wyprowadza Maxona z równowagi;
niebożę nie może się uspokoić przez całą resztę dnia,
zapamiętale czyszcząc sprzęt fotograficzny i czekając, aż
wreszcie zapadnie zmierzch i będzie mógł na powrót bezpiecznie
łazić po własnym domu.
To
była jedna z tych cech mojego charakteru, które irytowały ojca.
Mówił, że działa mu na nerwy to, że nie mogę usiedzieć w
miejscu. Co miałem mu odpowiedzieć? Łatwiej mi było myśleć,
kiedy się ruszałem.
Chłopie, Clarkson kupiłby ci zapewne nawet wyrośnięty
kołowrotek dla chomika, gdyby tylko z twojego myślenia wynikało
cokolwiek produktywnego.
Słonko w końcu idzie spać, Maks udaje się zatem na
spacer.
Idąc
korytarzem, zadręczałem się wszystkimi tymi „a jeśli…”,
które nie dawały mi spokoju. A jeśli żadna z tych dziewcząt nie
okaże się osobą, którą mógłbym pokochać?
To, idąc za radą tatusia, wybierzesz sobie taką, z
którą przynajmniej będziesz miał o czym porozmawiać w ponure
jesienne wieczory.
A
jeśli żadna z nich mnie nie pokocha?
To weźmiesz sobie piętnaście kochanek; jesteś
przyszłym władcą absolutnym, jeśli tylko zadbasz o prawowitego
dziedzica tronu – hulaj dusza, piekła nie ma.
A
jeśli przeznaczona mi dziewczyna została pominięta, ponieważ z
jej prowincji wybrano jakąś bardziej przydatną?
Nie przejmuj się – najprawdopodobniej i tak pozbyłbyś
się jej już w następnym rozdziale.
Usiadłem
na szczycie schodów i schowałem twarz w dłoniach. Jak miałem
sobie z tym poradzić? Jak miałem znaleźć dziewczynę, którą
pokocham, która będzie mnie kochać, którą zaaprobują moi
rodzice, a poddani będą uwielbiać?
Szczerze? To raczej nie do pogodzenia w obecnych
warunkach, dlatego na twoim miejscu zamiast kwękać zastanowiłabym
się poważnie, które z powyższych kwestii są absolutnie
priorytetowe, a które – z żalem, ale jednak – można sobie
odpuścić. Jakkolwiek bardzo to smutne, jesteś przyszłym królem
pogrążonego w chaosie państwa, a Eliminacje służą do tego, byś
wybrał w pierwszej kolejności nową Córę Illei, przyszłą
władczynię kraju, a dopiero później – swoją towarzyszkę
życia. Aprobata rodziców nie jest konieczna, aczkolwiek ich opinia
(z naciskiem na Clarksona) może okazać się cenna, jako że
orientują się oni znacznie lepiej od ciebie w polityczno –
społecznych zawiłościach i będą w stanie podpowiedzieć ci, jaki
mariaż byłby najbardziej korzystny dla kraju. Zdanie obywateli
liczy się zaś o tyle, że ich poparcie dla nowej księżniczki może
odsunąć od ciebie widmo rewolucji (to, czy w ogarniętym rebelią
kraju wielu ludzi miałoby czas i ochotę na śledzenie
matrymonialnego reality show, to inna para kaloszy).
Nie
wspominając o tym, że powinna być inteligentna, atrakcyjna i
utalentowana, tak żebym mógł ją przedstawiać przyjeżdżającym
z wizytą głowom państw i ambasadorom.
W związku z czym ostatecznie zdecydowałeś się na
taką, która wyprowadza owych ambasadorów za uszy jak niegrzeczne
przedszkolaki.
Powiedziałem
sobie, że muszę wziąć się w garść i myśleć o tych
pozytywnych „a jeśli”. A jeśli przeżyję wspaniałe chwile,
poznając bliżej te młode damy?
Wiecie co? To w sumie smutne, ale patrząc na trylogię
z perspektywy Maxona, naprawdę ciężko mi przypomnieć sobie
jakiekolwiek miłe dla niego chwile związane z Eliminacjami,
pomijając ewentualnie macanki z Celeste.
A
jeśli wszystkie są czarujące, dowcipne i piękne?
Cóż, nawet, jeśli nie są, to szybko naprawisz ten
błąd (cierpliwości, drodzy czytelnicy, już wkrótce przekonacie
się, o co chodzi).
A
jeśli właśnie ta dziewczyna, na której będzie mi najbardziej
zależało, zadowoli oczekiwania mojego ojca w stopniu większym niż
którykolwiek z nas by się spodziewał?
To będzie znaczyło, że jest osóbką inteligentną,
pracowitą i na tyle obytą, aby nie narobić ci wstydu przy gościach
– myślę więc, iż możemy spokojnie wykreślić ową mityczną
kandydatkę jako potencjalny obiekt twoich zainteresowań (nie, nie
porównujmy owego opisu z osobą Amberly; to, czego Clarkson chce
dla syna różni się się od tego, co swego czasu zaplanował dla
siebie samego, o czym przekonamy się podczas analizy wiadomej
nowelki).
A
jeśli moja idealna partnerka leży teraz w łóżku i życzy mi jak
najlepiej?
To dosyć dziwne marzenie, ale niech ci będzie.
To
moja szansa na znalezienie życiowej partnerki. Przez bardzo długi
czas Daphne była jedyną osobą, której mogłem się zwierzać,
nikt inny nie potrafił w ogóle zrozumieć życia, jakie
prowadziliśmy. Ale teraz mogłem zaprosić jeszcze kogoś do mojego
świata i to miało się okazać lepsze niż cokolwiek, co miałem
wcześniej, ponieważ… ponieważ ona będzie należeć do mnie.
...Wiecie co? To się robi naprawdę
przerażające. Wygląda na to, że przemyślenia Maksia z
poprzedniego rozdziału nie były po prostu wypadkiem przy pracy –
on faktycznie postrzega przyszłą żonę w kategoriach swojej
własności.
Tego rodzaju stwierdzenia byłyby okropne w przypadku
każdego mężczyzny szukającego swojej drugiej połówki, ale nie
zapominajmy, że w przypadku Maxona dochodzi jeszcze jeden, malutki
czynnik – bycie władcą absolutnym.
Po śmierci Clarksona Maxon zyska pełnię
władzy. W Illei nie będzie NIKOGO, kto mógłby mu się sprzeciwić
czy pociągnąć go do odpowiedzialności, gdyby nagle zmienił się
w tyrana. Tak, mamy Miecia, Henia i resztę ekipy – ale z całym
szacunkiem dla ich wysiłków, starania rebeliantów póki co nie
przynoszą wymiernych efektów i nic nie wskazuje na to, by owa
sytuacja miała ulec zmianie. Władca Illei może wszystko - a więc
także pójść śladami Henryka VIII i posłać żonę na szafot,
jeśli uzna, iż ta nie jest mu wystarczająco oddana.
Nie musimy zresztą wybiegać tak daleko w przyszłość;
Maxon już teraz ma pełną niezależność, gdy w grę wchodzi
przebieg Eliminacji. Jeśli zatem postanowi, że każda z kandydatek
na żonę musi przejść obowiązkowy „test sprawnościowy” w
jego sypialni – to właśnie się stanie. Jeśli zdecyduje, że co
piątek ma ochotę zamknąć przypadkową dziewczynę w lochu, bez
pożywienia i z minimalną ilością wody (rzecz jasna, tylko po to,
żeby sprawdzić jej wytrzymałość, nieprawdaż, żyjemy wszak w
tak niespokojnych czasach, trzeba być przygotowanym na wszystko) –
nikt nie będzie mógł powiedzieć mu złego słowa. Wypełniając
formularz, mieszkanka Illei staje się – dosłownie – własnością
pałacu; nikt i nic nie obroni jej przed ewentualnymi nadużyciami.
Przyznajcie, że idea Eliminacji zaczęła nagle
prezentować się w zupełnie odmiennych barwach.
Szczere, absolutnie nieironiczne gratulacje, Cass;
nareszcie udało ci się naszkicować jeden z bardziej przerażających
scenariuszy, za pomocą którego można by wreszcie zinterpretować
twoje słodkopierdzące uniwersum jako prawdziwą dystopię (co
próbowali zresztą uczynić twórcy pilota serialu dla The CW).
Szkoda tylko, że zapewne zrobiłaś to całkowicie nieświadomie.
A
ja będę należeć do niej. Będziemy się wspierać nawzajem.
Sorry, Maksiu, rzeczywistości raz ujrzanej oczyma
wyobraźni nie da się odwidzieć, niezależnie od tego, ile
tłumaczeń i interpretacji twego pokręconego toku myślenia
postarasz nam się wcisnąć.
Stanie
się dla mnie kimś takim, jak moja matka dla ojca: źródłem
pociechy, oazą spokoju, dającą mu oparcie.
...A...Nie, jednak nie. Grunt to konsekwencja; „Królową”
zajmę się w swoim czasie.
Zaś
ja będę mógł się stać jej przewodnikiem i obrońcą.
obrońcą
obrońcą
...Wiecie co? Chyba nie ma na świecie obrazka, który
wystarczająco dobrze oddawałby to, jak bardzo rozbawił mnie
powyższy cytat.
Maxon, zmotywowany ową optymistyczną przemową,
kontynuuje spacer, aż tu nagle...
…
… No dalej, kochani – zgadnijcie, kto oficjalnie
wkracza na scenę.
– …na zewnątrz –
jęknął ktoś, a drżący głos odbił się echem w korytarzu. Co
tam się działo?
– Panienko, proszę natychmiast wracać do pokoju. –
Zmrużyłem oczy i w głębi korytarza, w plamie światła księżyca,
zobaczyłem gwardzistę zagradzającego drzwi dziewczynie –
dziewczynie!
Tadaam! America Singer oficjalnie dołącza do obsady
„Księcia i gwardzisty”!
...No, co z wami? Nie widzę uśmiechów.
Było
ciemno, więc nie widziałem wyraźnie jej twarzy, ale miała
intensywnie rude włosy, jakby ktoś zmieszał razem miód, róże i
promienie słońca.
Było ciemno – ale to nie przeszkodziło
dziewiętnastoletniemu facetowi w porównaniu włosów pierwszy raz
ujrzanej dziewczyny do kwiatów i ciał niebieskich.
Serio, Cass – zapłacę ci, jeśli znajdziesz mi
jakiegokolwiek maturzystę, który na widok intensywnie rudej
rówieśnicy zamiast o marchewce zacznie bredzić o miodzie i różach.
Ale wiecie co? Ten cytat ma wartość nie tylko
komediową. Jest on bowiem zapowiedzią czegoś znacznie
ważniejszego.
Kochani czytelnicy, jak myślicie – po co właściwie
autorkom książki pisane z punktu widzenia tru loffów? Jak widać
na załączonym obrazku (i co potwierdzają potworki w stylu
'Midnight Sun'), treść tego rodzaju dzieła raczej nie
jest zbyt fascynująca i nie wzbogaca znanego nam już świata
przedstawionego o żadne istotne szczegóły. Skoro zatem nie chodzi
o kwestie literackie, to może o pieniądze? Możliwe. Ja sądzę
jednak, że powód jest jeszcze banalniejszy – powieść pisana
oczyma wybranka to dla autorki niepowtarzalna szansa na mentalne
masturbowanie się nad swoim self-insertem (patrz: Meyer) tudzież
ukochanym wytworem wyobraźni (patrz: Cass). Któż nadaje się
lepiej na klakiera, kto opisze naszą heroinę bardziej
nieobiektywnie i używając większej ilości superlatyw – niż jej
przyszły wybranek serca?
Pierwsze oznaki widzimy już powyżej; Maxon obserwuje
Amisię dosłownie od kilku sekund, nigdy wcześniej nie miał z nią
do czynienia – a mimo to poetycko rozwodzi się na temat niezwykłej
gry odcieni w jej włosach. Czy podobne przemyślenia towarzyszyłyby
mu, gdyby na swej drodze napotkał jakąkolwiek inną dziewczynę?
Oczywiście, że nie; bohaterka pozytywna w rodzaju Marlee mogłaby
liczyć co najwyżej na porównanie do miedzi tudzież innego metalu,
Scary Sue (Celeste) z pewnością zostałaby przyrównana do
elementów piekielnych (ogień, krew), przeciętna statystka byłaby
natomiast ruda. Gdyby zaś trafiło na kozła ofiarnego w rodzaju
nieszczęsnej Josie, otrzymalibyśmy zapewne jakieś urocze
określenie w rodzaju „ryżej”. Ponieważ jednak Amisia jest tu
na specjalnych prawach, jej włosy nie mogą być po prostu
określonej barwy; muszą być niezwykłą mieszanką najbardziej
romantycznych elementów, jakie tylko zdołała wykoncypować
autorka.
Przyzwyczajcie się, moi drodzy – będzie tylko
gorzej.
Jesteśmy świadkami znanej nam już sceny – Ami
dostaje kociokwiku, Maksiu rozkazuje gwardzistom wpuścić ich do
ogrodu.
Nigdy
wcześniej nie widziałem dziewczyny w koszuli nocnej, a chociaż ta
młoda dama nie była w tym momencie uosobieniem wdzięku, mimo
wszystko wydawała mi się dziwnie pociągająca.
Wiem, że to bardzo denerwujący tekst, ale...a nie
mówiłam?
Zauważyłem,
że gwardziści także na nią patrzą i stwierdziłem, że mi to
przeszkadza.
Wara od mojej własności!
– Wracajcie
na posterunek – powiedziałem przyciszonym głosem. Odchrząknęli
i odwrócili się twarzami do korytarza.
Gwardziści, mający chronić pałac przed
buntownikami...stoją tyłem do królewskich ogrodów i okolicy?... W
sumie, nawet nie jestem zdziwiona.
Maksiu podchodzi do walczącej z atakiem paniki Amisi.
Zacząłem się czuć trochę niezręcznie, ale
uznałem, że będzie chciała mi przynajmniej podziękować.
Och, naiwny...
– Wszystko w
porządku, moja miła? – odezwałem się.
– Nie jestem twoją miłą!
(…)
Gdzie była wdzięczność?
– Co takiego zrobiłem, żeby cię urazić? Czy nie dałem ci
właśnie tego, czego chciałaś?
Biedny Maxon...Spójrzcie tylko, jak bohatersko próbuje
używać logiki, aby jakoś ogarnąć rozumem bucerę Amisi.
Niestety, drogi książę, uwierz mi na słowo – ta ścieżka
donikąd cię nie doprowadzi.
Aha, no i czas na obrazeczek:
Swoją drogą, to zabawne – evil!Daphne została
narysowana z lekkim uśmiechem, podczas gdy Amisia...No cóż. Ale
trzeba oddać ilustratorowi, że idealnie uchwycił sedno natury
bohaterki i jej nieustanne muchy w nosie – powinszować.
Nie odpowiedziała,
ale odwróciła się i znowu zaczęła płakać. Dlaczego kobiety
miały taką skłonność do łez? Nie chciałem być niegrzeczny,
ale musiałem zapytać.
– Wybacz, moja miła, ale czy zamierzasz jeszcze płakać?
No...skoro właśnie zaczęła szlochać, to zakładam, że jednak tak.
– Nie nazywaj mnie
tak! Nie jestem ci ani odrobinę bardziej miła niż trzydzieści
cztery inne obce dziewczyny, które trzymasz w tej klatce.
Uśmiechnąłem się w duchu. Jednym z moich wielu zmartwień
było to, że te dziewczęta bezustannie będą się starały
prezentować z najlepszej strony, żeby wywrzeć na mnie wrażenie.
Obawiałem się, że spędzę całe tygodnie na poznawaniu jednej z
nich, uznam ją za tę właściwą, a potem, po weselu, na jaw
wyjdzie inna osobowość, której nie będę mógł znieść. I oto
widziałem dziewczynę, której nie obchodziło, kim jestem.
Ośmielała się mnie pouczać!
No, czyli przynajmniej w tym jednym wypadku sprawa jest
zupełnie jasna – masz do czynienia z dziewczyną a) na tyle
niewychowaną, by dąsać się na ciebie po tym, jak oddałeś jej
przysługę i b) na tyle głupią, by na starcie obrazić za
niewinność przyszłego króla, który zgodnie z zasadami panującymi
w kraju (a także tymi dotyczącymi Eliminacji) może teraz w ramach
zemsty za niewyparzony język pokazowo ją wychłostać. Innymi
słowy, jedna z głowy, możesz skupić się na pozostałej
trzydziestce czwórce.
*wzdycha ciężko * Chciałoby się.
Krążyłem
wokół niej, rozmyślając nad jej słowami. Zastanawiałem się,
czy mój nawyk spacerowania nie wydaje się jej denerwujący. Czy
gdyby tak było, powiedziałaby mi o tym?
Tak. I doprawdy nie jest to powód do radości.
Cass, naprawdę – dlaczego nie chcesz zrozumieć, że
w rzeczywistości, którą wykreowałaś, gimbusiarska bucera jest
czymś, na co twój Specjalny Płatek Śniegu zwyczajnie nie może
sobie pozwolić? Ba – nie może sobie pozwolić nawet na
najniewinniejszą krytyczną uwagę, dopóki nie przekona się, jakim
rodzajem człowieka jest Maxon i co może grozić jej i jej rodzinie
za urażenie dumy księcia?
Bla bla, mamy znany sobie dialog o niesprawiedliwych
oskarżeniach i konieczności odkrycia, która z „miłych dam”
jest tą najmilszą sercu Maksia:
– To
absurdalne! – krzyknęła. Naprawdę nie brakowało jej
temperamentu. Mój ojciec najwyraźniej niewiele o niej wiedział. Z
całą pewnością dziewczyna z takim charakterem nie znalazłaby się
wśród kandydatek, gdyby został o tym poinformowany. Miała
szczęście, że to ja spotkałem ją w tej chwili słabości, a nie
on. Zostałaby odesłana do domu jakieś pięć minut temu.
To tak na wypadek, gdyby ktoś zapomniał, dlaczego
Clarkson jest moim idolem.
– Ten cały konkurs, to wszystko! Czy ty nigdy nie
byłeś w nikim zakochany? Czy tak właśnie chcesz sobie wybrać
żonę, kierując się rozsądkiem, a nie uczuciami? Naprawdę jesteś
aż tak płytki?
Kochani, ja wiem, że marudzimy o tym od czasów
„Rywalek”, ale... Naprawdę, postawcie się na chwilę w sytuacji
Amisi.
Władca absolutny. Zamknięty na cztery spusty,
pilnowany przez królewskich gwardzistów pałac, którego własnością
staliście się na podstawie dobrowolnie podpisanego kontraktu.
Liczna rodzina czekająca w domu – nie tylko na Was, ale i na
pieniądze, które wpływają tygodniowo na jej konto z racji Waszego
udziału w Eliminacjach.
I powyższy tekst.
Cass, nie jesteś zbuntowaną nastolatką, a dorosłą
kobietą, matką dzieciom. Czy ty NAPRAWDĘ nie widzisz, w jak
żenującym świetle przedstawiasz swoją pacynkę?
To
zabolało. Płytki? Podszedłem i usiadłem na ławce, żeby było
nam łatwiej rozmawiać. Chciałem, żeby ta dziewczyna, kimkolwiek
była, zrozumiała moją sytuację i spojrzała na to z mojego punktu
widzenia. Starałem się nie pozwolić, żeby rozpraszały mnie
wcięcie jej talii, krzywizna bioder i nóg, a nawet jej bose stopy.
Wiecie co? To w sumie niesamowite – teoretycznie cała
powyższa rozmowa składa się w większości z przepisanych słowo w
słowo dialogów...A mimo to Cass udało się uczynić ją znacznie
bardziej niepokojącą w wymowie, niż w oryginale – zwłaszcza w
połączeniu z moimi przemyśleniami co do nieograniczonej władzy
Maxona nad kandydatkami.
– Rozumiem,
że tak to może wyglądać, że to wszystko wydaje się tylko
tandetną rozrywką – powiedziałem, kiwając głową. – Ale w
rzeczywistości jestem stale pilnowany i rzadko mam okazję spotykać
się z kobietami. Obracam się zwykle pośród córek dyplomatów, z
którymi nie mam praktycznie żadnych tematów do rozmowy…
Zakładając, że w ogóle mówimy w tym samym języku.
No, akurat z taką Daphne dogadywałeś się całkiem
nieźle, nie mówiąc już o tym, iż wszyscy zagraniczni goście,
jakich do tej pory widzieliśmy w serii (Norwegofinoszwecja, Francja,
Włochy, Niemcy) najwyraźniej nie mieli żadnego problemu z
rozmawianiem w twoim ojczystym języku.
Uśmiechnąłem
się, myśląc o krępujących chwilach, kiedy w czasie długich
obiadów siedziałem w milczeniu obok młodej damy, którą miałem
zabawiać, ale nie byłem w stanie wywiązać się z tego obowiązku,
ponieważ tłumacze byli zajęci dyskusjami politycznymi.
Tłumacz, lekceważący swojego pracodawcę – księcia,
żeby poplotkować z kolegą po fachu. Aha.
Cass, przyznaj wprost – masz jakieś uprzedzenia
związane z tym fachem, mam rację?
– W
takich okolicznościach nie miałem okazji się zakochać –
przyznałem, bawiąc się rękami. Najwyraźniej nie pamiętała o
tym, że w zasadzie nie wolno mi było się do tej pory zakochać.
Może to mieć pewien związek z faktem, że taka zasada
nie istnieje. Masz pełne prawo zorganizować sobie prywatny harem,
tak długo jak zapewnisz ojczyźnie królową i następcę tronu.
Ogarnęła
mnie ciekawość. Z nadzieją, że nie tylko mnie to dotyczy, zadałem
na głos najbardziej osobiste pytanie.
– A
ty?
– Bo wiesz, w sumie to już mi trochę dziś podpadłaś
i szukam jakieś ładnej wymówki dla prasy, żeby móc ci wreszcie w
spokoju ducha wyrwać paznokcie.
– Ja tak –
odparła, a w jej głosie zabrzmiały jednocześnie duma i smutek.
– W takim razie miałaś prawdziwe szczęście.
– Które dobiegło końca... - Maxon teatralnie
spojrzał na zegarek - Właśnie teraz. Rogers! Do lochu z nią.
Albo nie – dodał z okrutnym uśmieszkiem. - Najpierw do mojej
sypialni. Nie lubię takich z wyrwanym językiem.
Nie
chciałem ciągnąć tematu mojego zawstydzającego braku
doświadczenia.
Chłopie, jeśli ktoś tu powinien (zważywszy na
okoliczności) płonić się z powodu swych doświadczeń natury
intymnej, to zdecydowanie nie powinieneś być ty.
– Moja matka i
ojciec pobrali się w ten sposób i są bardzo szczęśliwi, więc ja
także mam nadzieję znaleźć szczęście. Kobietę, którą
pokochają wszyscy mieszkańcy Illei, która będzie moją
towarzyszką i wraz ze mną będzie podejmować przywódców innych
państw, ale także zaprzyjaźni się z moimi przyjaciółmi i stanie
się moją powierniczką. Jestem już gotów, by znaleźć sobie
żonę.
Nawet ja słyszałem we własnym głosie desperacką nadzieję
i pragnienie. Wątpliwości zaczęły powracać. A jeśli żadna z
nich nie będzie umiała mnie pokochać?
To...Patrz moje liczne wynurzenia na ten temat w
dzisiejszej (i nie tylko) analizie.
Popatrzyłem na tę
dziewczynę, która z własnych powodów także wydawała się
zdesperowana.
– Naprawdę czujesz się tu jak w klatce?
– Pytam, bo...no cóż...Zasadniczo to po odwiedzinach
Smutnego Urzędnika powinnaś już była sobie zdawać sprawę, w co
się pakujesz, więc po co tu właściwie przyjechałaś, skoro nie
potrafisz nawet udawać, że jesteś zadowolona ze swego położenia?
– Tak… – odparła
z westchnieniem. W następnej chwili dodała: – Wasza wysokość.
Roześmiałem się.
– Rychło w czas, głupia.
– Sam nieraz się
tak czułem, ale musisz chyba przyznać, że to niezwykle piękna
klatka.
– Z twojego punktu widzenia – odparła sceptycznie. –
Wsadź do swojej pięknej klatki jeszcze trzydziestu czterech
mężczyzn, którzy walczą o to samo, a wtedy zobaczymy, czy ci się
to spodoba.
– Naprawdę kłócicie się o mnie? Nie rozumiecie, że to ja
mam dokonać wyboru? – Nie byłem pewien, czy powinienem się czuć
podekscytowany, czy też zmartwiony, ale to była
interesująca myśl.
...Także tego...
– No dobrze, byłam
niesprawiedliwa – uzupełniła. – Dziewczyny walczą o dwie różne
rzeczy. Części z nich chodzi o ciebie, a części o koronę. Poza
tym wszystkie uważają, że wiedzą już, co należy zrobić i
powiedzieć, żeby twój wybór stał się oczywisty.
– A tak, mężczyzna lub korona. Obawiam się, że nie każdy
umie dostrzec różnicę. – Potrząsnąłem głową i zapatrzyłem
się w trawę.
– W takim razie życzę szczęścia – odparła z komiczną
powagą.
Ale w tym nie było niczego komicznego. Właśnie potwierdziła
się jedna z moich największych obaw.
Maxon, zmiłuj się, ty NAPRAWDĘ sądziłeś, że banda
nastolatek chce wyjść za kompletnie obcego im chłopaka, ponieważ
przez szklany ekran dostrzegły piękno twej duszy?
Znowu ciekawość
wzięła we mnie górę, chociaż byłem pewien, że nie usłyszę od
niej prawdy.
No,
ale trzeba mu oddać, że od pierwszej chwili rozgryzł naturę
Amisi.
– A o co ty walczysz?
– Szczerze mówiąc, ja jestem tu przypadkiem.
– Przypadkiem? – Jak to możliwe? Jeśli złożyła
zgłoszenie i została wybrana, a potem przyjechała tu z własnej
woli…
Bardzo dobre pytanie. A co na to nasza heroina?
– Tak, mniej więcej.
To długa historia, ale trafiłam tutaj przypadkowo i nie chcę o nic
walczyć – powiedziała. Musiałem się przy jakiejś okazji
dowiedzieć, o co chodziło. – Zamierzam cieszyć się pysznym
jedzeniem, dopóki mnie nie wyrzucisz.
Nie mogłem się pohamować i wybuchnąłem śmiechem. Ta
dziewczyna była przeciwieństwem wszystkiego, czego się
spodziewałem. Czekała, aż ją wyrzucę? Zależało jej na
jedzeniu? Ku własnemu zaskoczeniu dobrze się bawiłem.
Nie dość, że niewychowana i tępa jak but, to w
dodatku na tyle nierozważna, by przyznać, że przyjechała tu
wyłącznie dla pałacowych luksusów i czerpania materialnych
korzyści z Eliminacji! Maxon zmienił decyzję – zamiast ją
torturować, zamknie ją w ZOO i będzie pokazywać jako kuriozum
zagranicznym dygnitarzom.
-
Kim jesteś? – zapytałem. Musiała być najwyżej Czwórką, skoro
tak entuzjastycznie podchodziła do kwestii jedzenia.
Cass, zdajesz sobie sprawę, iż powyższe zdanie
sugeruje, że Maxon jest świadomy – ekhm, ekhm – nędzy niższych
kast, co stoi w niejakiej sprzeczności z kanonem, zgodnie z którym
chłopak był zszokowany, gdy dowiedział się, że Amisia – EKHM,
EKHM - nie dojada?
America przyznaje, że należy do Piątek:
Wiedziałem,
że ojciec nie byłby zachwycony tym, że odnoszę się do niej tak
przyjaźnie, ale ostatecznie to on ją tutaj wpuścił.
Otóż to; wybrał ją jaką jedną z opcji, nie ma
więc żadnego powodu, by miał się na ciebie gniewać –
zwłaszcza, że to dopiero początek wyścigu, a ploteczki z
przedstawicielką niższej klasy można by sprzedać tłuszczy jako
wzruszający przykład władzy bratającej się z ludem.
Maksio prosi Singerównę, aby się przedstawiła,
bowiem w ciemności nie umie odczytać jej imienia z plakietki.
Zastanawiałem
się, co zabrzmiałoby lepiej, gdyby zapytała, dlaczego jeszcze nie
znam jej imienia: kłamstwo – że miałem ostatnio zbyt dużo
pracy, by nauczyć się ich na pamięć, czy też prawda – że tak
bardzo denerwowałem się tym wszystkim i odkładałem to na ostatnią
chwilę.
Lub też święta prawda, którą wyjawiłeś nam na
samym początku rozdziału – zrobiłeś to na złość tatusiowi.
– Jestem Ami…
America.
– Cóż, to doskonale – odparłem z uśmiechem. Już samo
jej imię sprawiało, że byłem zaskoczony, widząc ją wśród
kandydatek. To była nazwa starego kraju, upartego i pełnego wad,
który przebudowaliśmy w silne państwo.
Co czyni zgodę tatusia Singera na wrzucenie przez
latorośl swojego nazwiska do Koszyka Eliminacji zaiste porażającym
inteligencją ruchem. Z drugiej strony – czego można się
spodziewać ze strony człowieka, który osobiście wsadził swoje
dziecko na taką minę?
Z
drugiej strony może właśnie dlatego ojciec ją zaprosił: żeby
pokazać, że nie ma żadnych lęków ani obaw związanych z naszą
przeszłością, nawet jeśli rebelianci nierozsądnie się jej
czepiają.
Och, Clarkson, przykro mi to mówić, ale to był jeden
z twoich mniej udanych pomysłów.
– Moja miła
Americo, mam nadzieję, że znajdziesz w tej klatce coś, o co warto
walczyć. Po tym wszystkim mogę sobie wyobrazić, co się będzie
działo, jeśli naprawdę postanowisz się postarać.
Wstałem z ławki i przyklęknąłem koło niej, biorąc ją za
rękę. Patrzyła na nasze palce, zamiast spojrzeć mi w oczy, a ja
byłem za to wdzięczny losowi. Gdyby to zrobiła, zauważyłaby, jak
bardzo oszołomiony byłem teraz, kiedy w końcu, po raz pierwszy,
mogłem się jej dobrze przyjrzeć.
O matko i córko, tylko nie to. Zabraknie nam nazw
kwiatów i rodzajów produktów spożywczych, zanim dojedziemy do
szyi.
Chmury
rozsunęły się akurat we właściwym momencie, a księżyc jasnym
blaskiem oświetlił jej twarz.
Wszystkie reflektory na Mary Sue!
Jakby
nie wystarczyło to, że potrafiła mi się przeciwstawić i
najwyraźniej nie obawiała się być sobą, była jeszcze
olśniewająco piękna.
…
…
...Taa.
Do wszystkich fanów Maksia, uważających, że do Amisi
przyciągnęła go przede wszystkim jej odwaga i generalne
porozumienie dusz? Spójrzcie na powyższy cytat.
Do wszystkich twierdzących, iż Amisia jest po prostu
„ładna”, w przeciwieństwie do oszałamiających Amberly czy
Celeste? Spójrzcie na powyższy cytat.
Swoją drogą, serdeczne gratulacje, Cass; co by nie
mówić o „Rywalkach”, z perspektywy Amisi ów fragment był
przedstawiony tak, iż człowiek faktycznie miał wrażenie, że
Maksio jest sympatycznym i serdecznym chłopakiem, który zwrócił
uwagę na Americę, ponieważ (z jakiegoś niezrozumiałego powodu)
poczuł do niej sympatię i miło mu się z nią gawędziło. Dobrze
wiedzieć, że summa summarum wszystko sprowadza się jak zwykle do
tego, co w powieści YA najistotniejsze – zgrabnej rzyci.
Pod
długimi rzęsami kryły się oczy błękitne jak lód, których
chłodna barwa równoważyła płomienie jej włosów. Policzki miała
gładkie i lekko zarumienione od płaczu, a miękkie, różowe wargi
rozchyliła lekko, przyglądając się naszym dłoniom.
Jestem nieco zawiedziona, zdecydowanie za mało metafor.
Ale generalnie może być – na obecnym etapie nikt nie może mieć
najmniejszych wątpliwości, że Amisia jest najpiękniejsza z całej
wsi.
Poczułem
dziwne poruszenie w klatce piersiowej, przypominające blask kominka
albo popołudniowe ciepło. To uczucie nie opuszczało mnie przez
chwilę, sprawiając, że puls mi przyspieszył.
He, he, w klatce piersiowej, powiadasz...
Skarciłem
się w myślach. To typowe, że do tego stopnia zauroczyła mnie
pierwsza dziewczyna, do której wolno było mi żywić jakiekolwiek
uczucia po raz pierwszy w moim życiu. To było niemądre, przyszło
zbyt szybko, by mogło być prawdziwe, więc pospiesznie odsunąłem
od siebie to ciepło.
Musimy przecież czymś zapełnić kilkaset stron
następnych części i spłacić studenckie zadłużenie autorki!
Oczywista, Maksiu nie ma najmniejszego zamiaru wyrzucać
z domu obiektu swych erotycznych fantazji.
– Jeśli
cię to uszczęśliwi, powiem służbie, że lubisz przebywać w
ogrodzie. Dzięki temu będziesz mogła tu przychodzić w nocy
niezatrzymywana przez gwardzistów. Wolałbym jednak, żeby któryś
z nich zawsze był w pobliżu. – Nie zamierzałem niepokoić jej
informacjami o tym, jak często byliśmy atakowani. Będzie
bezpieczna, jeśli tylko któryś gwardzista będzie nad nią czuwał.
*prycha * Bez wątpienia.
– Nie chcę… nie
chcę niczego od ciebie przyjmować – delikatnie cofnęła rękę,
wpatrując się w trawę.
– Jak sobie życzysz. – Czułem się trochę rozczarowany.
Co takiego strasznego zrobiłem, że zostałem przez nią odtrącony?
Może ta dziewczyna była nie do zdobycia?
Maxon, jeszcze nigdy nie widziałam nikogo, kto
nadawałby się na czarny charakter mniej niż ty - co zresztą w
prawdziwym życiu byłoby z mojej strony komplementem, ale w
kontekście tej książki jest wyrazem mego głębokiego
rozczarowania, związanego ze zmarnowaniem literackiego potencjału.
Naprawdę, drodzy czytelnicy, pomyślmy wspólnie. Kto
wie, może uda nam się rozwiązać ten niezwykle zawiły problem i
zdołamy podpowiedzieć Maxonowi, jak władca absolutny, mający
moc decydowania o życiu i śmierci każdego z obywateli może
skłonić upatrzoną niewiastę do oddania mu ręki (tudzież innych
części ciała). I tak, doskonale zdaję sobie sprawę z tego, iż Maksiu nie należy do okrutników i nie ma zamiaru nadużywać swej władzy, by siłą zaciągnąć upatrzoną przez siebie niewiastę przed ołtarz - ale nie zmienia to faktu, że Amisia nie jest obecnie świadoma tego faktu.
Maxon
pozwala Amisi pobyć jeszcze chwilę w ogrodzie, ale prosi, by niedługo wróciła do pałacu.
– Dziękuję… wasza wysokość. – Usłyszałem
w jej głosie cień niepewności i uświadomiłem sobie, że może tu
nie chodziło o mnie. Może po prostu była przytłoczona tym
wszystkim, co się jej przydarzyło. Jak mogłem ją za to winić?
Postanowiłem, że mogę jeszcze raz zaryzykować odmowę.
„Postanowiłem, że mogę może
jeszcze raz zaryzykować odmowę jawne wystąpienie
przeciw swojemu władcy.”. Proszę, Cass, poprawiłam, teraz jest,
jak na dystopię przystało.
Maksio prosi Amisię, by nie wygadała się o ich
przedwczesnym spotkaniu; ta obiecuje zachować to dla siebie.
Uniosłem jej dłoń
do ust i ucałowałem ją. – Dobranoc.
Wróciłem do pałacu, zanim zdążyła mnie za to skarcić
albo zanim zdążyłem zrobić jeszcze coś głupiego.
...Wiecie co? Mam dziwne wrażenie, że będę musiała
odreagować te analizy jakimś fikiem.
Chciałem
się obejrzeć i zobaczyć wyraz jej twarzy, ale gdyby malowało się
na niej coś przypominającego odrazę, nie potrafiłbym chyba tego
znieść. Gdyby ojciec mógł w tej chwili odczytać moje myśli,
byłby bardzo niezadowolony. Według niego powinienem być twardszy.
Clarkson, nie istnieją żadne słowa, którymi mogłabym
wyrazić, jak bardzo Cię uwielbiam.
Przy drzwiach
zwróciłem się do gwardzistów:
– Ona potrzebuje chwili spokoju. Gdyby nie wróciła w ciągu
pół godziny, grzecznie zaproponujcie jej, żeby weszła do środka.
– Spojrzałem im w oczy, żeby mieć pewność, że mnie
zrozumieli. – Byłoby także roztropne z waszej strony, gdybyście
nikomu o tym nie wspominali. Jasne?
Skinęli głowami, więc skierowałem się do głównych
schodów. Kiedy odchodziłem usłyszałem, jak jeden z gwardzistów
pyta szeptem:
– Co to znaczy „roztropne”?
...Cass, pamiętasz jeszcze, że gwardziści to illeańska elita wśród młodzieży, prawda?
Maksio wraca pędem do pokoju, by stalkować zza okna
swą lubą; po kilku minutach Amisia powraca do pałacu, a książę
walczy ze sobą, by nie wybiec na korytarz i „przypadkiem” nie
spotkać jej po raz kolejny. W końcu jednak sensownie decyduje, że
przy obecnym rozchwianiu emocjonalnym dziewczyny nie byłby to
najszczęśliwszy pomysł.
Jeśli
miałem mieć u niej jakieś szanse, musiałem zaczekać do jutra.
Wiecie co? Już nawet nie mam siły tego komentować.
Maxon postanawia wreszcie przejrzeć formularze
zgłoszeniowe:
Nie
wiem, kto wpadł na pomysł, żeby zapisać imiona na odwrocie
fotografii. Było to zdecydowanie niewygodne.
Oraz idiotyczne. Czy zdjęcia nie są dołączone do
formularzy, na których Maks ma wypisany komplet danych?
Hanna,
Anna… jak miałem ich nie pomylić? Jenna, Janelle i Camille…
naprawdę? To będzie kompletna katastrofa. Musiałem zapamiętać
przynajmniej część imion, a potem polegać na ich broszkach,
dopóki nie nauczę się wszystkich.
Cóż, trzeba było zacząć się uczyć nieco
wcześniej, misiu puszysty.
Mogłem
sobie z tym poradzić. Mogłem sobie z tym świetnie poradzić.
Musiałem. Musiałem w końcu udowodnić, że potrafię kierować
ludźmi, podejmować decyzje. Jak inaczej ktokolwiek miałby mi ufać
jako królowi? Jak inaczej miałby mi zaufać obecny król?
No, jeśli jako przyszłego króla przerasta cię
perspektywa zapamiętania (niekoniecznie podczas jednej nocy, możesz
przecież przez jakiś czas dyskretnie wspomagać się plakietkami)
trzydziestu czterech imion, to faktycznie nie wróżę ci świetlanych
perspektyw.
Skoncentrowałem
się na cechach charakterystycznych. Celeste… pamiętałem to imię.
Jeden z doradców wspominał, że była modelką i pokazał mi jej
zdjęcie w kostiumie kąpielowym na błyszczącej rozkładówce
jakiegoś czasopisma.
Biorąc pod uwagę jej rolę w tej serii, jestem szczerze zdumiona, iż ma na owej rozkładówce AŻ kostium kąpielowy.
Była
chyba najbardziej seksowną z kandydatek i z pewnością nie miałem
jej tego za złe.
He, he, podoba mi się, jak skutecznie Cass poddaje
dekonstrukcji (i tak obalony ostatecznie w „Elicie”) mit Maksia
jako istoty głęboko romantycznej i niezbyt zainteresowanej aspektem
erotycznym imprezy. Zasadniczo nie mam nic przeciwko – ciekawi mnie
tylko, co na to jego fanki.
A teraz....Oooch.
Lyssa
zwróciła moją uwagę, ale nie w dobrym znaczeniu. Jeśli nie
została obdarzona ujmującą osobowością, była całkowicie bez
szans. Może to trochę płytkie z mojej strony, ale czy to naprawdę
źle, że szukałem atrakcyjnej dziewczyny?
* wraca do pierwszego cytatu z dzisiejszej analizy *
„przekonałem sam
siebie, że najlepiej będzie, jeśli nie będę miał żadnych
uprzedzeń ani oczekiwań, poznając kandydatki.”
Świetnie ci idzie, naprawdę. Ale wiecie co?
Zapamiętajcie to. Zapamiętajcie nieszczęsną, obdarzoną przez los
i autorkę ciałem mniej boskim od Amisi Lyssę, bowiem nie jest to –
niestety – koniec jej wątku.
A,
Elise. Sądząc po egzotycznej urodzie, była tą dziewczyną, o
której ojciec wspominał, że ma rodzinę w Nowej Azji. Chociażby
dlatego będzie się liczyła przy wyborze.
Przynajmniej w teorii, w praktyce bowiem, jak wiemy,
koneksje Elise zdadzą się psu na budę.
America.
Przyjrzałem się jej zdjęciu. Miała cudownie promienny
uśmiech.
Jakżeby inaczej.
Co
sprawiło, że uśmiechała się tak olśniewająco? Czy to ze
względu na mnie? Czy przestała już czuć to, co czuła do mnie
tamtego dnia? Nie sprawiała wrażenia szczęśliwej na mój widok.
Ale… w końcu się uśmiechnęła.
Jak na człowieka ponoć z natury dosyć
introwertycznego i nieśmiałego w kontaktach z płcią piękną,
Maxon ma wcale niezłe zdanie na temat swojego
powodzenia wśród kompletnie obcych kobiet.
Jutro będę mógł
zacząć znajomość z nią od nowa. Nie byłem pewien, czego
szukałem, ale z tego zdjęcia promieniowało mnóstwo rzeczy, które
wydawały mi się pociągające. Może to była jej silna wola, może
szczerość, a może delikatna skóra dłoni albo jej perfumy… ale
wiedziałem z całkowitą jasnością, że chciałabym, żeby mnie
polubiła.
Jak właściwie miałem to osiągnąć?
Rozdział
6
Rozdział rozpoczyna się modowymi wątpliwościami
Maksia; biedaczek nie wie, w jakim krawacie będzie mu najbardziej do
twarzy.
Chciałem zrobić na kandydatkach dobre pierwsze
wrażenie – a na jednej dobre drugie wrażenie – i najwyraźniej
byłem przekonany, że wszystko zależy od wyboru właściwego
krawata. Westchnąłem. Te dziewczyny już sprawiały, że
zamieniałem się w kałużę głupoty.
Nie obwiniaj kandydatek za swe wrodzone przywary,
niuniuś.
Starałem
zastosować się do rady matki i być sobą, razem z moimi wadami.
Nie no, ja się zgadzam, uczciwość to podstawa - ale
żeby tak zaraz pierwszego dnia walić z grubej rury?
Ostatecznie Maksio decyduje się na opcję błękitną i
po kontrolnym zerknięciu w lustro udaje się na spotkanie z
przeznaczeniem. Po drodze natyka się na dyskutujących rodziców.
Amberly przywołuje syna do siebie: mamusia radzi księciu, by był
miły dla dziewcząt, a tatuś – tradycyjnie – by włączył
myślenie i zachowywał się, jak na księcia przystało. Pogadanka
rodzicielska dobiega końca, Maksio kontynuuje drogę do Sali
Wielkiej i jednocześnie próbuje się uspokoić:
Powiedziałem
sobie, że mam się tylko przywitać, że dziewczętom tak samo jak
mnie zależy na tym, żeby wszystko poszło gładko.
No...Nie. Nie bardzo wiem, po co okłamujesz czytelników
i samego siebie, skoro (jak się zaraz przekonamy i jak wiemy z
„Rywalek”) bynajmniej nie zamierzasz dziś poprzestać na
powitaniu.
A
potem przypomniałem sobie, że będę mógł znowu porozmawiać z
Americą. Przynajmniej to jedno powinno być przyjemnością.
Tan nieborak ma najwyraźniej dosyć masochistyczną
definicję „przyjemności”.
Maksio wkracza do sali:
Błysnęły
flesze, utrwalając zarówno ich, jak i moją reakcję. Uśmiechnąłem
się na widok ich pełnych nadziei twarzy, czując się trochę
uspokojony tym, że najwyraźniej wszystkie były szczęśliwe, że
się tu znalazły.
No, ja bym była ostrożna z tym „wszystkie”;
rozejrzyj się dobrze, a z pewnością zauważysz pewną naburmuszoną
twarz, należącą do twojego kochania.
– Wasza wysokość.
– Odwróciłem się i zobaczyłem, że Silvia podnosi się po
dygnięciu. Niemal zapomniałem, że ona też tu będzie, ucząc
dziewczęta manier tak samo, jak uczyła tego mnie, gdy byłem
młodszy.
– Witaj, Silvio. Jeśli nie masz nic przeciwko, chciałbym
się przedstawić tym młodym damom.
– Oczywiście – odparła pospiesznie, znowu dygając.
Czasem miewała skłonności do teatralnych gestów.
No to w końcu teatralność czy maniery? Jeśli dyganie
w obecności rodziny królewskiej jest obowiązkowe, to Silvia
stosuje się po prostu do protokołu.
Przyjrzałem
się twarzom dziewcząt, szukając płomiennych włosów.
Może się nie znam, ale osobiście szukając
konkretnego koloru włosów przyjrzałabym się raczej włosom, a nie
twarzom.
Potrzebowałem
na to chwili, ponieważ trochę rozpraszały mnie rozbłyski z niemal
każdego nadgarstka, ucha i szyi w pokoju.
Tak, Cass, wiemy; wszystkie uczestniczki obwiesiły się
biżuterią niczym bożonarodzeniowe choinki i tylko nasz Specjalny
Płatek Śniegu jaśnieje wyłącznie swoim wewnętrznym blaskiem.
W
końcu ją zauważyłem, kilka rzędów od końca, patrzącą na mnie
z innym wyrazem twarzy niż pozostałe dziewczyny.
A nie mówiłam, że można ją rozpoznać po dąsach?
Maksio wyjawia czytelnikom, że jest wstrętnym
kłamczuszkiem:
– Miłe
panie – zacząłem – jeśli pozwolicie, będę was kolejno
zapraszał na krótką rozmowę. Jestem pewien, że nie
możecie się doczekać śniadania, podobnie jak ja, więc postaram
się nie zająć wam zbyt wiele czasu. Wybaczcie mi, jeśli pomylę
wasze imiona, jest was naprawdę wiele.
Swoją drogą,
ciekawa sprawa; chłopię nieledwie mdleje, przytłoczone wizją
pierwszego spotkania z kandydatkami, nadal nie kojarzy jeszcze
większości imion...a mimo to decyduje się – bynajmniej nie
nakłaniany przez nikogo – z miejsca przeprowadzić rozmowę kwalifikacyjną. Już w „Rywalkach” rozpisywałam się na temat
głupoty i bezduszności takiego ruchu, ale tym razem chodzi jeszcze
o coś – siedzimy teraz w głowie Maxona i po raz pierwszy mamy
okazję się przekonać, że tego rodzaju decyzja kompletnie nie
pasuje do jego dotychczasowych przemyśleń i zapatrywań na
Eliminacje. Skoro tak bardzo stresuje go cała ta impreza i zależy
mu na znalezieniu żony idealnej...po diabła już pierwszego dnia bierze dziewczyny w krzyżowy ogień pytań?
Cóż, wiem,
dlaczego; ponieważ Cass nie miała pojęcia, co zrobić z taką
ilością statystek – z tego samego powodu w ślady tatusia poszła
w „Następczyni” Edzia, pozbywając się za jednym zamachem
znaczniej liczby panów. A wystarczyło przecież podzielić Illeę
na mniejszą ilość prowincji – i świat przedstawiony by od tego
nie ucierpiał (bo w obecnym stanie i tak niewiele jest w stanie mu
zaszkodzić) i Maksio zaprezentowałby się w nieco lepszym świetle.
Czas zatem na
rozmowę z pierwszą kandydatką – jest nią...
...o, nie.
Niestety Lyssa we własnej osobie
nie była ani odrobinę bardziej atrakcyjna niż na fotografii.
Nasza biedna
dziewczynka do bicia. No, dobrze, kochani: rozpoczynamy odliczanie.
Co sprawia, że Lyssa jest typową ofiarą serii, która nie zawiniła
niczym poza tym, iż nie jest pieszczoszką autorki?
1) Jest brzydka.
Mimo to zasługiwała na to, by dać
jej szansę, więc zaczęliśmy rozmowę.
Ludzki pan.
Dzień dobry, Lysso.
– Dzień dobry, wasza wysokość. – Uśmiechała się tak
szeroko, że chyba musiało ją to boleć.
2) Brzydko się
uśmiecha.
– Jak ci się podoba pałac?
– Jest śliczny. Nigdy nie widziałam niczego tak ślicznego.
Tu jest naprawdę ślicznie. O kurczę, już to mówiłam, nie?
3) Jest
zestresowana jest pustogłowiem z ograniczonym
zasobem słów.
– Nic nie szkodzi. Cieszę się, że ci się tu podoba. Czym
się zajmowałaś w domu? – odparłem z uśmiechem.
– Jestem Piątką. Cała moja rodzina zajmuje się wyłącznie
rzeźbiarstwem. Macie tu trochę niesamowitych rzeźb. Naprawdę
ślicznych.
4) Ośmiela się
być z tej samej kasty, co Amisia.
Próbowałem udawać
zainteresowanie, ale rozmowa z nią w ogóle mnie nie wciągała.
Mimo wszystko czy mogłem odrzucić kogoś bez dobrego powodu?
Biorąc pod uwagę,
że za chwilę zrobisz to kilku niczego nie spodziewającym się,
zdenerwowanym pierwszym spotkaniem na żywo z księciem dziewczynom?
Owszem.
Po kilku minutach rozmowy, podczas
których użyła słowa „śliczny” co najmniej dwanaście razy,
wiedziałem, że nie chcę wiedzieć już nic więcej o tej
dziewczynie.
No dobra, Cass. Mam
pytanie. Bardzo poważne pytanie.
Po co nam to było?
Naprawdę – co
miała wnieść ta scena, poza byciem ostatecznym dowodem, że niczym
typowa ałtoreczka wykorzystujesz każdą okazję, by pogrążyć
postacie poboczne wyłącznie po to, by America mogła lśnić na ich
tle? Stawiam bowiem dolary przeciw orzechom, że kasta Lyssy została
wybrana z premedytacją, by podkreślić, że Kopciuszek może być
wyłącznie jeden – pozostałym postaciom z nizin społecznych (o
ile nie są niewolnikami Dobrego Mzimu) może przypaść wyłącznie
rola złych sióstr. Ta biedna dziewczyna została namalowana w
sposób skrajnie karykaturalny... kompletnie bez powodu. Zaważcie,
że o Lyssie nie dowiadujemy się NICZEGO dobrego – jest chodzącą
katastrofą, katalizatorem Ekspresowych Eliminacji.
Jest też
kompletnym fabularnym idiotyzmem.
Cass, pamiętasz
jeszcze, co wyjawiłaś nam w rozdziale trzecim? Eliminacje są
ustawione – dziewczęta wybrał Clarkson. Czy możesz mi wyjaśnić,
po diabła król miałby sprowadzać do pałacu brzydką, głupią
(nie łudźmy się, jej formularz z pewnością pokazuje, że ma IQ
chomika) nastolatkę z niskiej kasty? To naprawdę nie ma ŻADNEGO
sensu.
Musiałem zająć się następnymi,
ale wydawało mi się okrucieństwem trzymanie jej tutaj ze
świadomością, że nie ma dla nas szans.
Nie wiesz tego.
Nie, naprawdę – nie wiesz tego.
Czas na osobistą
anegdotę. W dniu, gdy się poznałyśmy, jedna z moich przyjaciółek
była radosna niczym gradowa chmura i zdawała się być osobą,
która darzy głęboką niechęcią całe swoje otoczenie. Potrzeba
mi było kilku dni by odkryć nie tylko, iż owo pierwsze wrażenie
było mylne (na co nałożyło się kilka różnych czynników), ale
także, że łączy nas niemal identyczne poczucie humoru i doskonale
się dogadujemy. Jasne, czasem można podświadomie wyczuć, czy dana
osoba nadaje na tych samych falach – ale równie często pierwsze
wrażenie okazuje się być złudne.
Lyssa może być
bardzo zdenerwowana pierwszym spotkaniem twarzą w twarz z księciem,
które w dodatku odbywa się na oczach wszystkich innych dziewcząt
(nie zapominajmy też, że została wybrana jako pierwsza). Gdybyś
dał jej trochę czasu, pozwolił oswoić się z nowymi warunkami i
porozmawiał z nią na stopie czysto przyjacielskiej podczas
wspólnego spaceru, mogłoby wyjść na jaw, że z dala od czujnych
spojrzeń rywalek jest bystrą, sympatyczną dziewczyną, z którą
łączy cię wspólne hobby lub poglądy na – dajmy na to –
współczesną kinematografię. Wiem, Maksiu, że szukasz księżniczki
z bajki – co jednak, jeśli okaże się, że żadna z dziewcząt
nie spełnia twoich wymagań...a Lyssa okaże się być może nie
twoją prawdziwą miłością, ale osobą godną twego zaufania i
korony kraju?
No, ale po co
niepotrzebnie komplikować sprawę rozterkami wewnętrznymi i dawać
komuś drugą szansę – Maxon ma znacznie lepszy plan:
Zdecydowałem, że mogę dokonać
pierwszej selekcji tutaj i teraz.
Brawa dla tego
pana! Cóż za geniusz strategii!
To będzie
mniej przykre dla dziewcząt, a może zrobi też wrażenie na ojcu.
Ostatecznie powiedział, że chciałby, żebym zaczął dokonywać
prawdziwych wyborów w życiu.
Obawiam się jednakowoż, że niezbyt zaimponujesz mu, wyrzucając
całą garść kandydatek na podstawie jednej kilkuminutowej rozmowy
– i to nie na tematy polityczne czy etyczne, ale o tzw. dupie
Maryni.
– Dziękuję za poświęcony mi
czas, Lysso. Kiedy już porozmawiam ze wszystkimi, chciałbym cię
prosić, żebyś została odrobinę dłużej. Chciałbym zamienić z
tobą jeszcze kilka słów.
Lyssa zarumieniła się.
– Oczywiście.
Wstaliśmy z kanapy, a ja czułem się okropnie na myśl o tym,
że ona zrozumiała moją prośbę inaczej, niż zamierzałem.
I tak oto oficjalnie żegnamy się z Lyssą. Nie smuć się, skarbie
– jestem pewna, że gdzieś czeka na Ciebie znacznie przyjemniejsze
uniwersum.
Następna w kolejności jest Celeste:
Tylko
kompletny idiota mógłby zapomnieć tę twarz.
A niech to, Amisiu, wygląda na to, że twój marysuizm jednak nie
zdołał do końca zatrzeć śladów niewątpliwej urody na twarzach
twych rywalek.
Jej głos był
słodki jak miód, a ja natychmiast zrozumiałem, że wiele z tych
dziewcząt będzie się starało mnie zdobyć. Może wszystkie te
obawy, że nie zdołam pokochać żadnej z nich, nie były prawdziwym
problemem. Może zakocham się w nich wszystkich i nie będę
potrafił wybrać?
Cóż, Lyssa, jak widzieliśmy na załączonym obrazku, z całą
pewnością jest bezpieczna.
– Jak pamiętam, jesteś
modelką.
– To prawda – odparła radośnie, szczęśliwa, że już to
wiem. – Głównie kolekcje ubraniowe. Powiedziano mi, że mam do
tego odpowiednią figurę.
Oczywiście, te słowa sprawiły, że musiałem spojrzeć na
rzeczoną figurę i trudno było zaprzeczyć, że robiła niezwykłe
wrażenie.
Ale jak to „ubraniowe”? Cass, to być nie może, nie zapominaj,
że stworzyłaś Celeste jako Scary Sue – w grę mogą wchodzić
wyłącznie sesje w bikini do illeańskiego odpowiednika 'Sports
Illustrated'.
– Lubisz swoją pracę?
– O tak. To niesamowite, jak fotografia może uchwycić ten
jeden niezwykły ułamek sekundy.
Rozpromieniłem się.
– To prawda. Nie wiem, czy wiesz, ale sam interesuję się
fotografią.
– Naprawdę? Musimy kiedyś urządzić jakąś sesję.
– To by było cudownie. – Aha! Było lepiej, niż
przypuszczałem. W niecałe dziesięć minut zdołałem odsiać
przypadek beznadziejny i znalazłem kogoś, z kim łączyły mnie
wspólne zainteresowania.
Pomijając owo nieszczęsne pogrubienie, ten fragment jest całkiem
ciekawy. Zauważcie, moi drodzy, że niniejsza nowelka powstała na
długo przed „Jedyną”, a więc i cudowną przemianą Celeste -
na tym etapie funkcjonuje w serii jako naczelne nemezis Ameriki,
pusta i wredna lala, żyjąca wyłącznie dla poklasku i pieniędzy.
A mimo to w rozmowie z Maxonem wypada znacznie lepiej od naszej
protagonistki; nie stroi fochów, nie obraża i nie obarcza winą za
własne decyzje niewinnych ludzi, dzieli się z księciem swoją
pasją i reaguje entuzjastycznie na wieść, że potencjalny wybranek
do pewnego stopnia dzieli z nią hobby.
Naprawdę, Cass – czy te nowelki mają na celu cokolwiek poza
ostatecznym pogrążeniem twoich ulubionych pacynek?
Maksio przeprasza Celeste i tłumaczy, że musi porozmawiać ze
wszystkimi kandydatkami, a czasu tak niewiele; panna Newsome żegna
się z nim i wyraża nadzieję, iż wkrótce znów ze sobą
pogawędzą.
To, jak na mnie patrzyła… Nie potrafiłem znaleźć na to
odpowiedniego słowa.
Maksiu, nie udawaj Cullena, to straszne słowo to „chuć”.
Bariel,
Emmica, Tina i jeszcze kilka dziewcząt przeszły przez wstępną
selekcję. Jak na razie większość z nich była miła i dobrze
wychowana. Ale miałem nadzieję na coś znacznie więcej.
Ale...oczekujesz – ekhm, ekhm – „poruszenia w klatce
piersiowej” tak przy wszystkich, na widoku?
A swoją drogą, skoro o wszelakich nemezis mowa:
Dopiero po jeszcze pięciu
dziewczynach wydarzyło się coś interesującego. Kiedy wstałem,
żeby przywitać podchodzącą do mnie smukłą brunetkę, wyciągnęła
do mnie rękę.
– Cześć, jestem Kriss.
O, nie! Główna rywalka Amisi! Co to będzie, co to będzie?
Popatrzyłem na jej dłoń i
byłem gotów ją uścisnąć, ale dziewczyna cofnęła ją za plecy.
– O kurczę, miałam przecież dygnąć! – Zrobiła to,
potrząsając głową, kiedy się podnosiła.
Roześmiałem się.
– Okropnie mi głupio. Moje pierwsze zadanie i już coś
poszło nie tak. – Ale zbyła to uśmiechem i szczerze mówiąc,
było w tym coś ujmującego.
– Nie przejmuj się, moja miła – powiedziałem,
zapraszając ją gestem, żeby usiadła. – Bywało już znacznie
gorzej.
– Naprawdę? – zapytała szeptem, podekscytowana tą
nowiną.
– Nie chcę się wdawać w szczegóły, ale tak.
Przynajmniej starasz się być uprzejma.
Będzie 1:0 dla panny Ambers (cóż, Amisiu, nie można powiedzieć,
byś sobie na to nie zasłużyła).
Jej oczy
rozszerzyły się i obejrzała się na pozostałe dziewczęta,
zastanawiając się, która z nich mogła być wobec mnie
niegrzeczna. Byłem zadowolony, że zdecydowałem się na zachowanie
dyskrecji, biorąc pod uwagę, że zaledwie wczoraj wieczorem
zostałem nazwany „płytkim”, a to miało pozostać w sekrecie.
Pssst, Maxon, zdradzę ci tajemnicę, która może ci się przydać
jako przyszłemu władcy absolutnemu: jeśli dwie osoby (licząc z
tobą) są w posiadaniu kompromitujących faktów i wspomnień
dotyczących twojej osoby, to jest was o jedną za dużo.
Maksiu prosi Kriss, by opowiedziała coś o sobie: dowiadujemy się,
że dziewczyna jest córką wykładowców, chciałaby także
poświęcić się nauczaniu innych (choć interesuje ją też
pisarstwo), a także, że jest jedynaczką. Maxon stwierdza, że
rodzice chcieli przelać całą swoją miłość na nią, na co Kriss
żartobliwie pyta, czy właśnie to królewska para mówiła w
dzieciństwie naszemu księciu – jedynakowi. Maksiu (zaskoczony nie
tylko pierwszym podczas tego spotkania pytaniem ze strony kandydatki,
ale także drażliwą kwestią), stwierdza dyplomatycznie, że nie do
końca, ale wie, co czuje panna Ambers.
Chciałem wrócić do
przygotowanych pytań, ale nie dała mi dojść do słowa.
– Jak się dzisiaj czujesz?
– Dobrze, ale jestem tym trochę przytłoczony – wypaliłem,
odrobinę zbyt szczerze.
– Przynajmniej wasza wysokość nie musiał zakładać sukni.
– Ale wyobraź sobie, jaki wywarłbym efekt, gdybym ją
założył.
A nie mówiłam, że
coś było na rzeczy, gdy Amberly wyraziła obawę, że swym wyglądem
przyćmi syna?
Roześmiała się szczerze, a ja jej
zawtórowałem. Wyobraziłem sobie Kriss obok Celeste i pomyślałem,
że są całkowitym przeciwieństwem. Była w niej jakaś świeża
naturalność.
Uff, jak dobrze; przez moment czułam się niepewnie, ale wreszcie
wracamy na sprawdzone wody, z Celeste Newsome jako stereotypową
plastikową cheerleaderką rodem z amerykańskich komedii
młodzieżowych.
Zakończyłem
nasze spotkanie, nie do końca wiedząc, jakie zrobiła na mnie
wrażenie, ponieważ cały czas obracała rozmowę tak, żeby
dotyczyła mnie. Byłem jednak pewien, że to dobra
dziewczyna, w najlepszym znaczeniu tego słowa.
He, he, wygląda na to, że Kriss jako jedyna z kandydatek załapała,
że aby przyciągnąć uwagę Maksia, dobrze jest wybrać jakiś
interesujący dla niego temat konwersacji, na przykład osobę
księcia Illei.
Aż w końcu nadchodzi ten moment:
Kiedy America
wstała i podeszła do mnie, potrafiłem myśleć tylko o niej.
No ba.
Ale mówiąc poważnie, kochani – jestem w tej chwili w kropce.
Problem z nowelkami z punktu widzenia tru loffa polega na tym, iż
prędzej czy później akcja dochodzi do znanego nam momentu; jest to
zrozumiałe, jako że – jak już wspomniałam - głównym celem
autorek przy tworzeniu tego rodzaju książek jest zazwyczaj nie
opowiedzenie nowej, fascynującej historii, a wykorzystanie
księcia/wampira/seksownego muchomora jako propagandowej tuby,
wysławiającej pod niebiosa ukochany żeński awatar twórczyni.
Dodatkowym plusem jest, oczywiście, horda młodocianych fanek
naszego tru loffa, która podstawiając się na miejsce bohaterki
może wyobrażać sobie, iż owa fontanna pochwał jest skierowana w
jej stronę i to nad jej niezwykłością rozpływa się wymyślony książę z bajki.
Niestety, w konsekwencji nierzadko otrzymujemy po prostu stary
materiał z wprowadzonymi delikatnymi kosmetycznymi poprawkami; nic,
co można by rozłożyć na czynniki pierwsze i przeanalizować z
kompletnie nowej perspektywy. Właśnie w takiej sytuacji znajduję
się obecnie. Całą poniższą dyskusję rozjechałam już w
analizie rozdziału jedenastego „Rywalek”, punktując idiotyczną
otwartość Amisi, beztrosko przyznającej przed człowiekiem, który
wysłał do niej Smutnego Urzędnika, że zostawiła w domu
ukochanego (choć już byłego) chłopa i mówiącej wprost, że
przyjechała do pałacu wyłącznie dla kasy, a także zmarnowanie
postaci Maxona, który jak ostatnia ofiara przyjmuje te wynurzenia za
dobrą monetę. Pozwólcie zatem, że nie będę analizować całej
rozmowy – jeśli chcecie sobie przypomnieć ów dialog między
naszymi gołąbeczkami, zapraszam tutaj. Ja natomiast skupię
się poniżej na kilku cytatach, które są dla nas istotne o tyle,
iż zawierają przemyślenia księcia – na
przykład:
– Dobrze spałaś, moja miła?
Jej oczy mówiły mi, że igram z ogniem, ale nie przestała
się uśmiechać.
Tak, kochani. Maxon (a raczej autorka) nadal zdaje się nie rozumieć,
kto w tym duecie ma prawo do jakichkolwiek obaw. Cóż, to w pewnym
stopniu tłumaczy bucerę Amisi – będąc w stałym telepatycznym
kontakcie z autorką, wie wszak, co myśli Maksiu, nic zatem
dziwnego, iż ani przez chwilę nie błysnęła jej ostrzegawcza
myśl, że lepiej nie dzielić się z księciem rozważaniami
dotyczącymi swego burzliwego życia uczuciowego.
– Mogłeś mnie stąd wyrzucić
jeszcze zeszłej nocy, ale nie zrobiłeś tego – podsumowała. –
Dziękuję.
Byłem poruszony jej wdzięcznością, ponieważ wiedziałem
już, że nie ma w niej ani cienia nieszczerości.
Och, biedaku, chyba jednak nie masz talentu do odczytywania ludzkich
charakterów.
– Powiedziałaś, że jesteś
tu przypadkiem, więc zakładam, że nie chciałaś się tu znaleźć.
Czy istnieje szansa, że możesz żywić do mnie jakieś…
romantyczne uczucia?
(...)
– Wasza wysokość jest bardzo miły – Tak. – atrakcyjny
– Tak! – i troskliwy. – TAK!
Uśmiechałem się i na pewno wyglądałem jak idiota, tak
bardzo cieszyłem się, że po zeszłym wieczorze potrafi we mnie
dostrzec coś pozytywnego.
Maksiu? Po ostatniej nocy to naprawdę nie ty powinieneś
łamać sobie głowę nad tym, jakby tu zrobić dobre wrażenie na
rozmówcy. Tu już nawet nie chodzi o koronę, a o prosty fakt, że
panna zrobiła sobie z ciebie wczoraj obiekt do wyładowywania
własnych frustracji – i to kompletnie bez powodu.
– Obawiam się, że moje serce
należy do kogoś innego.
(...)
To jasne, że ktoś na nią czekał. Dziewczyna tak prawdziwa
musiała zostać szybko złapana przez jakiegoś bardzo
inteligentnego młodego człowieka.
Który to człowiek, gdybym to ja pisała tę książkę, właśnie
pakowałby szczoteczkę do zębów na wycieczkę do gułagu.
Nie
potrafiłem sobie wyobrazić, dlaczego znalazła się tutaj, ale to
tak naprawdę mnie nie interesowało.
A powinno – skoro zgodnie z twoją dziwną logiką na wykopanie z
gry zasługuje Lyssa, której jedyną przewiną jest fakt, że jest
brzydka i ma tendencję do nadużywania pewnych słów, to co dopiero
mówić o pannie, która bez grama wstydu oznajmia ci to:
– Mogę być całkiem szczera?
Ależ oczywiście. Skinąłem głową.
– Powinnam tu zostać, moja
rodzina tego potrzebuje. Nawet jeśli zatrzymasz mnie tu na tydzień,
to będzie dla nich prawdziwe błogosławieństwo.
I znów, Maksiu
– nie przeszło ci przez myśl, że tatulo niezbyt entuzjastycznie
odniósłby się do projektu pozostawienia w pałacu niewiasty, która
w ogóle nie ukrywa faktu, że zamierza doić, ile wlezie z
królewskiego skarbca?
– Chodzi ci o to, że
potrzebujecie pieniędzy?
– Tak. – Przynajmniej miała dość przyzwoitości, żeby
się tego wstydzić.
Zaraz...co?
Czyli Maxon... jednak nie jest aż tak zaślepiony światłem Amora,
by nie rozumieć, co właśnie oznajmiła mu Amisia (jak
podejrzewałam podczas analizy „Rywalek”)? On WIE, że America po
prostu bezczelnie zajęła miejsce jego potencjalnej miłości dla
kasy i że jest to – z jego punktu widzenia – coś absolutnie
nagannego... a mimo to nie zamierza wyciągnąć żadnych
konsekwencji?
Naprawdę, Cass
– za każdym razem, gdy wydaje mi się, że nie możesz już udupić
Maksia jeszcze bardziej, udowadniasz mi, jak dalece się mylę.
– Poza tym są tam… pewne
osoby – powiedziała, rzucając mi znaczące spojrzenie – których
nie chcę na razie oglądać na oczy.
Potrzebowałem sekundy, żeby zrozumieć, o czym mówiła. Nie
byli już razem. Nadal coś do niego czuła, ale nie należała do
niego.
Albowiem, jak
wiemy z twego monologu wewnętrznego (będącego zresztą jedynym
przejawem tak wytęsknionej przeze mnie moralnej dwuznaczności, na
jakiej w przypadku mniej cukierkowatego pisarza oparta byłaby ta seria), teraz należy wyłącznie do ciebie.
Amisia proponuje
Maksiowi, że zostanie jego powiernicą i przyjaciółką:
Najwyraźniej nie miałem szans,
ale mogłem przynajmniej pomóc tej dziewczynie.
Słuchajcie, ja
wiem. Naprawdę. Wiem, że Maxon jest księciem bez skazy, co to
działa zgodnie z logiką „jak nie da mi ta, to inna” nigdy nie przymusiłby niewiasty do małżeństwa
wbrew jej woli. Ale nie macie pojęcia, jak bardzo chciałabym, aby
ta książka była dystopią w czymś poza nazwą – byśmy, miast
nieustannie topić się w kadzi lukru, mogli zaobserwować, jak
NAPRAWDĘ wyglądałyby Eliminacje w dystopicznym społeczeństwie.
I może trochę dłużej cieszyć
się jej towarzystwem.
Masochista, daję słowo.
Oczywiście,
ojciec byłby wściekły, gdyby się dowiedział, że wykorzystuję
jedną z tych dziewcząt w takim celu… co sprawiało, że cały
pomysł spodobał mi się jeszcze bardziej.
Ja tam sądzę,
że król wyjątkowo pochwaliłby cię za zrobienie czegoś
rozsądnego i wykorzystanie „wadliwej” kandydatki (Piątka,
żadnych plusów poza urodą) w roli szpiega, który pomoże ci
odnaleźć prawdziwą królową. To naprawdę świetny plan, nic
zatem dziwnego, że zapomnisz o nim dosłownie za kilka dni.
Rozmowa kończy
się przekomarzaniem na temat używania przez Maxona zwrotu „moja
miła”:
Wstała, kończąc naszą
rozmowę, a ja znowu poczułem się rozbawiony jej zachowaniem. Żadna
z pozostałych dziewcząt nie próbowała skrócić tego spotkania.
Cóż, innych
nie chroni status Mary Sue. Nietrudno chojrakować, kiedy jest się
ulubienicą autorki (o co zakład, że taka na przykład Bariel
wyleciałaby za podobne zachowanie w trybie natychmiastowym)?
Uśmiechnąłem się do siebie,
myśląc o Americe, porównując ją z innymi dziewczętami. Była
piękna, nawet jeśli wymagałaby jeszcze wyszlifowania.
...Nawet nie
wiem, jak to skomentować. Maksiu, od kiedy to widzisz się w roli
eksperta od metamorfoz w 'Top Model'?
A swoją
drogą... pamiętacie ten samozachwyt Amisi nad swoją naturalnością?
He, he, he – wygląda na to, że Maxon nie do końca podziela jej
zdanie w tej materii.
Miała rzadko spotykany typ urody
i widziałem wyraźnie, że jest tego nieświadoma.
Och, Maksiu,
uwierz mi na słowo: America w pełni zdaje sobie sprawę ze swej
wspaniałości i licznych zalet, które odróżniają ją od całego
tego plebsu, który ją otacza.
Nie było w niej pewnej…
arystokratyczności, ale niewykluczone, że w jej dumie kryło się
coś królewskiego.
Niestety,
istnieje też możliwość, iż jej bucera jest po prostu bucerą.
Poza tym, oczywiście, w ogóle
jej na mnie nie zależało. Mimo to czułem, że chciałbym spróbować
ją zdobyć.
Tak właśnie pierwszy akt Eliminacji zakończył się z
korzyścią dla mnie: skoro miałem ją tutaj, mogłem przynajmniej
spróbować.
I to już
wszystko na dziś. A w następnym odcinku: zakład z Amisią i przechadzka po
ogrodzie. Tak, tak – właśnie TA przechadzka.
Zostańcie z
nami!
Maryboo