Odprawa odbyła się w skrzydle szpitalnym, ponieważ tam właśnie trafiło bardzo wielu gwardzistów.
– Uważamy za nasz sukces to, że straciliśmy tej nocy tylko dwóch ludzi – oznajmił dowódca. – Biorąc pod uwagę ich liczebność, to skuteczności waszego treningu i waszym umiejętnościom zawdzięczamy, że nie było więcej ofiar.
Buahahahahahahahahahahahaha!!! Bo padnę. Jakie umiejętności, jaki trening? „Odłóżmy broń, bo nie wypada” ma świadczyć o umiejętnościach? Bycia kamikaze chyba.
Zaczekał chwilę, jakby spodziewał się, że zaczniemy wiwatować, ale byliśmy na to zbyt zmęczeni.
– Schwytaliśmy dwudziestu trzech rebeliantów, którzy zostaną przesłuchani i osądzeni. To wspaniały wynik, chociaż jestem rozczarowany liczbą zabitych. – Popatrzył na nas twardo. – Siedemnastu. Zginęło siedemnastu rebeliantów.
Żadna kanapa się cała nie ostała, tyle obić poszło w ruch. Ale za to tapicer będzie miał dużo roboty.
Avery pochylił głowę. Przyznał mi się już, że sam odpowiadał za dwóch z nich.
– Nie wolno wam zabijać, chyba że życie wasze lub innego gwardzisty znajduje się w bezpośrednim niebezpieczeństwie lub rebeliant zaatakuje członka rodziny królewskiej. Te szumowiny potrzebne są nam żywe, żeby można ich było przesłuchać.
Stary, macie 23 żywych, czego jeszcze ci potrzeba? Pokojowego Nobla chcesz dostać? Ci kolesie chcą was pozabijać, a wy, sieroty jedne, macie rozkaz usiąść z nimi przy herbatce i przekonać ich, żeby się poddali bez rozlewu krwi. No super strategia, doprawdy. Przecież można spokojnie założyć, że działania rebeliantów same w sobie są bezpośrednim zagrożeniem życia wszystkich w pałacu, a gwardziści mają ich po główkach miziać czy co?
Usłyszałem kilka stłumionych westchnień na Sali szpitalnej. Nie podobał mi się ten rozkaz. Moglibyśmy znacznie szybciej odpierać ataki, gdybyśmy po prostu likwidowali rebeliantów, którzy wdarli się do pałacu. Ale król chciał dostawać odpowiedzi, a plotki głosiły, że miał swoje sposoby tortur, dzięki którym wyciągał z rebeliantów informacje. Miałem nadzieję, że nigdy się nie dowiem, jakie są to sposoby.
Rozumiem, że mój ziom chce mieć rebeliantów do przesłuchania, ale wszyscy mu nie są potrzebni. Priorytety, bitch, priorytety! Najpierw zdusić atak, a jak się jakieś gagatki ostaną, to dawać ich na łamanie kołem. Nie dziwota, że pałacowa ochrona jest taka do dupy, skoro gwardziści mają związane ręce i nie mogą porządnie odpierać ataków, bo nie daj bór zrobią bubu jakiemuś rebeliantowi. Zresztą Miecio, Henio i spółka wpadają tak często, że "materiału" do tortur i tak nie zbraknie. Nie trzeba chuchać na każdego buntownika z osobna, co chwila do pałacu wszak wpada ich od groma.
Dowódca oznajmia, że gwardziści, którzy nie są poważnie ranni, mają wrócić do swoich normalnych obowiązków. Ośrodek ląduje więc w ogrodzie, gdzie rodzina królewska i kandydatki mają spędzić dzień, podczas gdy służba pałacowa uwija się, robiąc porządki po wizycie TheRebels.
Ochmistrz uznał, że najlepiej będzie, jeśli rodzina królewska i kandydatki z Elity będą pracować w ogrodzie, podczas gdy personel pałacowy postara się doprowadzić wnętrza do przyzwoitego stanu.
Ochmistrz to łebski kolo. Przecież dobrze wiemy, że chillout na świeżym powietrzu to świetny pomysł zaraz po ataku buntowników. Tyle otwartej przestrzeni, taka czysta linia strzału… Marzenie. Może ochmistrz ma na boku jakąś ciepłą posadkę w TheRebels LTd.? Miecio i Henio na pewno dobrze płacą. Tylko jakim cudem cała rodzina go posłuchała i nikomu nawet przez myśl nie przeszło, że to może nie do końca udany pomysł z tym ogrodem.
Prażące słońce, zmęczenie i wykrochmalony mundur powodowały, że było mi niezbyt przyjemnie. Jeśli dodać do tego piekący ból z rozcięcia na głowie, niewidoczne siniaki na szyi po duszeniu i jakieś obrażenia nogi, których powstania w ogóle sobie nie przypominałem, czułem się po prostu okropnie. Jedyną dobrą rzeczą w tym dniu było to, że taki układ pozwalał mi być w pobliżu Ameriki. Obserwowałem, jak usiadła z Kriss i zajęły się planowaniem zbliżającego się przyjęcia. Jeśli nie liczyć Celeste, nie widziałem nigdy, żeby America denerwowała się na którąkolwiek z pozostałych kandydatek, ale dzisiaj cała mowa jej ciała sugerowała, że jest niezadowolona z towarzystwa Kriss. Kriss wyglądała jednak na kompletnie nieświadomą tego, rozmawiała swobodnie z Americą i od czasu do czasu rzucała spojrzenia na Maxona. Trochę mnie niepokoiło, że America także patrzyła w jego stronę, chociaż wątpiłem, by jej uczucia uległy zmianie. Jak mogłaby kiedykolwiek patrzeć na niego i nie pamiętać o krzykach Marlee?
To jest opko, a ona jest główną bohaterką, ptysiu. Będzie się miotać między wami tak długo, jak tylko Kierze uda się rozciągnąć ten mdły trójkąt.
Namioty i stoły rozstawione na trawniku sprawiały, że wyglądało to prawie tak, jakby rodzina królewska urządzała garden party. Gdybym nie widział tego na własne oczy, nie domyśliłbym się, że pałac został splądrowany. Wydawało się, że wszyscy tutaj zapomnieli o atakach i zajęli się swoimi sprawami.
Banda idiotów-samobójców.
Nie umiałem zgadnąć, czy roztrząsanie ataków sprawiłoby tylko, że wydawałyby się bardziej przerażające, czy też po prostu nikt nie miał na to czasu. Uświadomiłem sobie, że gdyby rodzina królewska poświęciła trochę namysłu tej kwestii, może znaleźliby lepszy sposób na zapobieganie atakom.
Matko borsko, w tym cholernym pałacu wszyscy powinni zacząć używać mózgownic. Zapobieganie atakom, radzenie sobie z atakami i zachowanie po ataku są kompletnie idiotyczne. Nic tu nie ma sensu. Nic.
– Nie wiem, po co w ogóle się tym zajmuję – oznajmił król odrobinę za głośno. – Podał komuś dokument i wydał przyciszonym głosem rozkaz: – Wymaż te poprawki Maxona, przeszkadzają mi.
Mój ziom.
– Rebelianci! Uciekajcie!
Niemożliwe. Że też nie dali rodzinie królewskiej zrobić sobie relaksującego pikniku. No jak tak można?
Zobaczyłem, że królowa zrywa się z miejsca i biegnie wzdłuż ściany pałacu, pod osłoną pokojówek, kierując się do tajnego przejścia. Król pospiesznie zebrał papiery. Na jego miejscu bardziej martwiłbym się o własną skórę niż o jakieś stracone informacje, niezależnie od tego, co zawierały te dokumenty. America nadal siedziała na miejscu jak sparaliżowana. Zrobiłem krok w jej stronę, ale Maxon podbiegł do nich jako pierwszy i wepchnął mi Kriss w ramiona.
– Uciekaj! – rozkazał. Zawahałem się, myśląc o Americe. – Zabierz ją stąd!
Zrobiłem to, co musiałem, i pobiegłem przed siebie, podczas gdy Kriss w kółko wołała Maxona. Ułamek sekundy później usłyszałem strzały i zobaczyłem, że z pałacu wysypuje się gromada ludzi, niemal w tej samej proporcji gwardzistów i rebeliantów.
– Tanner! – krzyknąłem i zatrzymałem go, zanim rzucił się w wir walki. Podałem mu Kriss. – Biegnij za królową.
Biedna Kriss. Przekazywana z rąk do rąk jak jakaś lalka.
Posłuchał bez żadnych pytań, a ja odwróciłem się, żeby zabrać Mer.
– America! Nie! Wracaj! – wrzasnął Maxon z paniką w głosie. Spojrzałem w tę samą stronę i zobaczyłem, że America biegnie szybko w stronę lasu, ścigana przez rebeliantów.
Nie.
Tak.
Dobra, dobra, analizowałyśmy już ową jakże genialną rejteradę Amisi i wiemy, że nie dorwał jej Henio wyskakujący zza krzaka z maczetą/widłami/kosą postawioną na sztorc.
Amisia spierdziela w las, rebelianci zasuwają za nią. Ośrodek postanawia chromolić rozkaz dowódcy „make tea, not war” i pozabijać sukinsynów, radośnie zapominając, że przy okazji może też zastrzelić miłoźdź swojego życia, czyli Amisię. Maksio jest tym razem co nieco bardziej ogarnięty i każe wstrzymać ogień. Za pierwszym razem nie dociera to do Ośrodka, może jednak ma podświadomą ochotę zamordować Amerikę. I feel you, bro. Dopiero, gdy Maksio chwyta Legera za szmaty, ten otrząsa się z berserkerskiego szału.
Wypuścił mnie i popchnął, a potem odwrócił się i przeczesał palcami włosy. Nigdy nie widziałem, żeby chodził tak nerwowo. Przypominał mojego ojca, kiedy miał zaraz wybuchnąć. Wszystko to, co on okazywał na zewnątrz, ja czułem w środku. Jedna z jego kandydatek zaginęła, jedyna dziewczyna, jaką kiedykolwiek kochałem, przepadła.
Mało żeś jej nie zastrzelił, geniuszu.
Nie byłem pewien, czy zdoła prześcignąć rebeliantów i czy znajdzie miejsce, żeby się ukryć. Serce biło mi gwałtownie ze strachu, a jednocześnie pękało z powodu bezradności. Obiecałem May, że nie pozwolę, by ktokolwiek ją skrzywdził. Zawiodłem.
Nie wiń się, nie miałeś akurat przy sobie żadnej kanapy, Amisia by zrozumiała.
Maksio dostaje histerii. Gwardziści zaczynają organizować poszukiwania.
– Maxonie, idź do matki – usłyszałem polecenie króla.
– Nie mówisz chyba poważnie. Jak miałbym siedzieć w jakimś schronie, kiedy America zaginęła? Może już nie żyje. – Odwróciłem się i zobaczyłem, że Maxon zgiął się w pół, oddychając ciężko, jakby sama ta myśl doprowadziła go niemal do wymiotów.
Król Clarkson wyprostował go, ścisnął mocno za ramiona i potrząsnął.
– Opanuj się. Musisz być bezpieczny. Idź już.
I <3 Clarkson 5eva!!!
Maxon zacisnął pięści, lekko zgiął ręce w łokciach i przez ułamek sekundy myślałem, że za chwilę naprawdę uderzy swojego ojca. Może to nie było na miejscu, ale byłem pewien, że król mógłby z łatwością pokonać Maxona, gdyby tylko chciał.
No baa, pewnie. Szczególnie w walce umysłowej, ale wpierdzielić też by mu potrafił.
A ja nie chciałem, żeby ten facet zginął.
Nie? Naprawdę?
Maxon odetchnął ciężko jeszcze kilka razy, wyrwał się z uścisku ojca i ze złością poszedł w stronę pałacu. Szybko odwróciłem głowę z nadzieją, że król nie zauważył, że ktoś był świadkiem tej wymiany zdań. Coraz częściej zastanawiałem się nad powodami, dla których był tak niezadowolony z syna, a po tej scenie nie potrafiłem powstrzymać myśli, że chodziło tu o coś znacznie więcej niż tylko o to, że Maxon robi niepotrzebne dopiski na jego dokumentach.
Wiesz, ptysiu, chodzi bardziej o, jak by to powiedzieć, całokształt twórczości, a wręcz egzystencji Maksia.
Dlaczego ktoś tak troszczący się o bezpieczeństwo syna miałby się zachowywać wobec niego tak… agresywnie?
Bo musi mieć następcę z prawego łoża, ale jednocześnie chce tego konowała czegoś nauczyć, a się mu nie udaje. Każdy by się wkurzył.
– Czy którykolwiek z was zna las otaczający pałac?
Milczeliśmy.
– Jest bardzo duży i zaledwie kilka metrów w głąb staje się zupełnie dziki. Mury pałacowe wchodzą w niego na odległość jakichś stu pięćdziesięciu metrów, a potem zakrzywiają się i spotykają łukiem, ale mur w głębi lasu jest w bardzo złym stanie. Rebeliantom nie będzie trudno się przez niego przedostać, szczególnie biorąc pod uwagę, z jaką łatwością pokonali najtrudniejszą jego część na froncie pałacu.
I nikt tego muru nie naprawia? Why? Przecież to zaproszenie dla TheRebels. No ale jak nawet porządny mur nie stanowi dla buntowników wyzwania, to w zasadzie po co próbować, najlepiej zburzyć całość, przynajmniej nie będzie zasłaniał widoków. Normalnie komedia.
Po prostu świetnie.
Jesteś w książce Kiery Cass, misiaczku, nie dziw się, ten cyrk jest lepszy od Monty Pythona.
– Pójdziemy powoli, tyralierą. Rozglądajcie się za śladami stóp, upuszczonymi przedmiotami, połamanymi gałęziami, wszystkim, co mogłoby nam wskazać, dokąd ją zabrali. Jeśli zrobi się ciemno, wrócimy po latarki i dodatkowych ludzi.
Oczywista oczywistość jest oczywista.
Dowódca ma wątpliwości, czy Leger nadaje się do poszukiwań, bo kuleje, ale Ośrodek jest napędzany siłą miłoździ i przekonuje dowódcę, że da radę.
(…) musiałem stawić czoło rzeczywistości i wziąć pod uwagę, że być może wyjdę z tego lasu bez niej. Gorzej – może wyjdę stąd, niosąc jej ciało.
Ta myśl była paraliżująca. O co będę walczyć na tym świecie, jeśli nie o nią? Postarałem się poszukać czegoś dobrego. Ona była wszystkim, co we mnie dobre. Przełknąłem łzy i spróbowałem wziąć się w garść. Będę musiał po prostu walczyć dalej.
Ośrodek aspiruje do miana męskiej Belli Swan. Stary, pamiętasz może, że masz rodzinę? Ludzi, którzy, jak podejrzewam, cię kochają, ale też liczą na ciebie, bo jesteś ich głównym żywicielem? Zdajesz się cały czas o tym zapominać.
– Lady Americo! – zawołałem.
– Tu jestem! – Wytężyłem słuch, słysząc te słowa, zbyt przerażony, by od razu uwierzyć. – Tutaj!
America przybiegła do mnie, bosa i brudna, a ja schowałem pistolet i rozpostarłem ramiona.
– Całe szczęście – westchnąłem. Chciałem ją od razu pocałować, ale musiało mi wystarczyć, że mam ją żywą i oddychającą w ramionach. – Mamy ją! Żyje! – zawołałem do pozostałych. Obserwowałem, jak inni gwardziści zbliżają się do nas.
America drżała lekko i widziałem, że jest trochę oszołomiona tym wszystkim, co się wydarzyło. Nie obchodziła mnie zraniona noga, zamierzałem zatrzymać ją w ramionach niezależnie od wszystkiego. Przytuliłem ją do siebie, a ona oplotła mi rękami szyję, przyciskając się mocno.
Gołąbeczki, pamiętacie może, że zaraz zbiegnie się spora grupa gwardzistów i takie mizianki przy świadkach w waszej sytuacji nie są specjalnie bezpieczne?
Na twarzach wszystkich gwardzistów odmalowało się radosne zaskoczenie, ale Markson był najszczęśliwszy z nich.
– Nie wydaje mi się, żeby którakolwiek z pozostałych dziewcząt mogła im uciec w takiej sytuacji.
America odetchnęła spokojniej i uśmiechnęła się.
– Żadna z pozostałych dziewcząt nie jest Piątką.
Ponieważ granie na skrzypcach to taki workout, że Usain Bolt wysiada. A kurczak i herbata z cytryną to świetne dopalacze.
– Wiem, że jesteś szybka i sprytna, ale mimo wszystko byłem przerażony – powiedziałem jej po drodze.
– Nie powiedziałam prawdy – szepnęła mi do ucha.
– Jak to? – zapytałem szeptem.
– Udało im się mnie znaleźć. – Popatrzyłem na nią, zastanawiając się, co w tym było takiego strasznego, że nie chciała o tym mówić przy pozostałych. – Nic mi nie zrobili, ale jedna dziewczyna mnie zauważyła. Dygnęła i pobiegła dalej.
Poczułem ulgę, a zaraz potem zdumienie.
– Dygnęła?
– Też byłam zaskoczona. Nie sprawiała wrażenia złej ani niebezpiecznej. Wyglądała całkiem zwyczajnie. –America milczała jakąś minutę i dodała – Ona niosła mnóstwo książek.
– Tak, to się często dzieje – potwierdziłem. – Nie mam pojęcia, co z nimi robią, ale podejrzewam, że używają ich na podpałkę.
Bo kto to słyszał, żeby książki czytać. To nie tak, że mogą sobie drew narąbać w lesie. Trzeba wybrać się po specjalną podpałkę do Castoram… znaczy do pałacu. Żelazna logika.
Coraz bardziej i bardziej oczywiste stawało się to, że rebelianci chcieli po prostu zniszczyć wszystko, co należało do pałacu – drobne przedmioty, ściany, nawet poczucie bezpieczeństwa – a zabranie cennej własności króla po to, żeby mieć coś do spalenia, wydawało się pokazaniem monarchii środkowego palca.
You are stupid. So fucking stupid.
Leger dostaje polecenie zabrania Amisi do skrzydła szpitalnego.
Na korytarzach było pełno służby sprzątającej po pierwszym ataku, a kiedy znaleźliśmy się w skrzydle szpitalnym, pielęgniarki zajęły się Americą tak szybko, że nie miałem okazji z nią porozmawiać. Ale gdy położyłem ją na łóżku i spojrzałem na podartą sukienkę i podrapane nogi, nie potrafiłem nie myśleć o tym, że to wszystko moja wina. Kiedy cofałem wszystkie wydarzenia do samego początku, to stawało się całkowicie jasne.
Cóż, gdyby nie twoja histeria wielkiego macho, nie byłoby jej w ogóle w pałacu, więc w sumie masz rację.
Musiałem zacząć robić coś, żeby jej to wynagrodzić. Kiedy tej nocy zakradłem się do skrzydła szpitalnego, America spała. Była czystsza, ale nawet we śnie na jej twarzy widać było niepokój.
Ośrodek zaczyna przepraszać śpiącą Amisię za wszystko. Za to, że nie rzucił jej się wcześniej na pomoc podczas ataku, ale też za to, że popchnął ją do wysłania zgłoszenia. Przyznaje się do swojego galopującego idiotyzmu.
– Nie wiem, czy zdołam to naprawić, Mer. Nie wiem, czy kiedykolwiek będziemy tacy jak dawniej, ale nie zamierzam przestawać próbować. Jesteś dla mnie jedyna –powiedziałem, wzruszając lekko ramionami. – Jesteś jedyną osobą, o jaką kiedykolwiek chciałem walczyć.
Dam ci jeszcze jakieś 5 minut zanim zrobisz solidny 180-stopniowy obrót i polecisz za Lucy.
Miałem znacznie więcej do powiedzenia, ale usłyszałem, że drzwi sali szpitalnej się otworzyły. Nawet w ciemności trudno było nie rozpoznać garnituru Maxona. Ruszyłem przed siebie z opuszczoną głową, udając, że robię tylko obchód. Maxon nie przywitał się ze mną, ledwie zauważył moją obecność, kiedy podchodził do łóżka Ameriki. Patrzyłem, jak bierze krzesło i siada koło niej.
Nie potrafiłem mu nie zazdrościć. Od tamtego pierwszego dnia w mieszkaniu jej brata – od pierwszej chwili, gdy zrozumiałem, co czuję do Ameriki – byłem zmuszony kochać ją z oddali. Maxon mógł siedzieć koło niej, dotykać jej ręki, a różnica klas nie miała dla nich znaczenia. Zatrzymałem się przy drzwiach, patrząc na nich. Chociaż Eliminacje osłabiły więź łączącą mnie z Americą, to właśnie Maxon był ostrzem zdolnym przeciąć ją całkowicie, gdyby zbytnio się do niej zbliżył. A ja nie mogłem odgadnąć, na ile blisko dopuszcza go America. Mogłem tylko czekać i dać jej czas, którego najwyraźniej potrzebowała. W gruncie rzeczy wszyscy go potrzebowaliśmy. Tylko czas mógł o wszystkim rozstrzygnąć.
I tym filozoficznym wywodem kończy się Gwardzista. W ten sposób opuszczamy pustawe mózgownice truloffów. Za tydzień zaczniemy zmagać się z Królową i Faworytką. W piątek pojawi się wstęp do KiF, a w niedzielę normalna analiza.
Beige
Zanim przejdziemy do przygód różnych pań z Cassolandu, mam dla was materiały dodatkowe, które zanalizowała niezłomna Maryboo.
Pytania do Kiery Cass
Och. Och. OCH.
Panie i panowie: czas pochylić się nad wywiadem z naszą
ulubioną autorką.
Na samym początku chciałybyśmy poruszyć pewną kwestię
techniczną. W analizie pominęłyśmy trzy pierwsze pytania, dotyczące kolejno:
tytułu jej ulubionej książki z dzieciństwa (Cass twierdzi, że nie ma jakieś
konkretnej, ale szybko nauczyła się czytać i czytała innym dzieciom w
przedszkolu), okoliczności zostania pisarką (problemy natury osobistej, Cass
postanowiła „obdarzyć” swymi trudnościami fikcyjną postać i zobaczyć, dokąd ją
to zaprowadzi), oraz inspiracji do stworzenia serii. Ostatnie z pytań
omówiłyśmy podczas analizy materiałów dodatkowych do „Rywalek”, dwa pierwsze natomiast
dotyczą prywatnego życia autorki, a nie jest wszak naszym celem analizować
Kierę jako osobę; skupiamy się tu na jej twórczości.
Nie martwcie się jednak; nawet po pominięciu owych zagadnień
frajdy nam nie zabraknie, bowiem pozostałe pytania związane są już z samym
Cassolandem. A odpowiedzi? Och, odpowiedzi są znacznie dłuższe i ciekawsze od
tego, co można było znaleźć w internetowym FAQ.
Nie przedłużając – zapraszamy do zabawy!
Kto był najwspanialszym fanem tego cyklu, jakiego spotkałaś do tej pory?
W prawdziwym życiu pamiętam czytelniczkę, która przyszła
po mój autograf z egzemplarzami „Rywalek” i „Elity”, z których każdy miał chyba
z pięćdziesiąt przylepionych karteczek.
Maryboo: Ejże...to trochę jak ja i Beige podczas
analiz. Zamieńcie tylko „egzemplarz” na „rozdział”.
Potem ona i jeszcze jakieś osiem osób zostali dłużej,
zadając mi poważne pytania o postaci i świat przeze mnie stworzony.
M: „Niestety, sterczeli tam nadaremno, jako że nie
przywiązuję wagi do tego typu dupereli”.
Kochani, wyobraźcie sobie tylko, jak musiała wyglądać ta
rozmowa. Cassoland to kraina, w której europejskie państwa z niejasnych
przyczyn łączą się w dziwaczne hybrydy, szary obywatel z dnia na dzień może
ogłosić się królem, a religia jest wspominana niemal w każdym tomie, lecz konia
z rzędem temu, kto będzie w stanie stwierdzić, w co właściwie wierzą obywatele
– ja na miejscu autorki, widząc dociekliwego czytelnika wiałabym, ile sił w
nogach, świadoma faktu, iż najniewinniejsze pytanie o świat przedstawiony może
postawić mnie w mocno kłopotliwej sytuacji.
Nie miałam pojęcia, że ludzie przywiązują do tego taką
wagę.
M: ...To dopiero pierwsze pytanie, a ja już mam ochotę
wywiesić białą flagę.
Na tym samym spotkaniu pojawiła się dziewczyna z Coke Zero
i Wheat Thins (moimi ulubionymi przekąskami podczas pisania!), która chciała
mnie przekupić, żebym jej obiecała, że America zostanie z Aspenem. To było
urocze!
M: Biedne dziewczę, musiało przeżyć niezły szok, kiedy
wreszcie zakupiło „Jedyną” i dotarło do rozdziału dwunastego, w którym Amisia
dosyć brutalnie rozlicza się ze swą burzliwą uczuciową przeszłością.
W Internecie naprawdę zaskoczył mnie Tumblr! Ludzie
rysowali niesamowite fanarty, tworzyli strony poświęcone role-playing, pisali
fanfiki i wymyślali wspaniałe teorie na temat tego, co będzie w ostatnim tomie.
M: Mówi się, że w internetach jest wszystko, jak zatem
myślicie – czy gdzieś tam, w odmętach globalnej sieci kryje się ficzek
traktujący o przygodach dwóch dzielnych rebeliantów?
To naprawdę super – ponieważ piszę sama w moim gabinecie,
obserwowanie ludzi podekscytowanych tak samo jak ja nigdy mi się nie nudzi. To
świetna zabawa!
M: Cass, nie chcę cię straszyć, ale E.L.James też była
kiedyś gorącą (i twórczą) fanką „Zmierzchu” - i tak narodziło się „Pięćdziesiąt
twarzy Greya”...
Jak wybierasz imiona dla swoich bohaterów?
M: „Dokładam, zabieram i zmieniam przypadkowe litery
imionom już istniejącym. Od czasu do czasu przeglądam też listę amerykańskich
ośrodków narciarskich – bohater mojej najnowszej powieści będzie się zwał
Sugarloaf”.
Prawie wszystkie to odrzucone pomysły na imiona dla
dzieci. Amberly, Kamber, Tuesday, Emmica i nawet America były pomysłami na imię
dla córeczki, na które mój mąż się nie zgodził. Dlatego dałam je moim fikcyjnym
dzieciom i teraz są bezpieczne.
M: * ma przerażające flashbacki związane z
wypowiedziami Meyer *
Co jakiś czas szukam pomysłu na imię. Aspena znalazłam,
kiedy szukałam czegoś, co brzmiałoby twardo, a jednocześnie trochę
romantycznie.
M:
10/10!
Ciekawostka: omal nie zmieniłam mu imienia na Apsen,
ponieważ cały czas myliłam się przy zapisywaniu.
M: I, jak mogliśmy zaobserwować w „Następczyni”, nigdy
do końca nie wyleczyłaś się z tej przypadłości.
Czasem też wykorzystuję imiona przyjaciół albo moich
wspaniałych czytelników. W tych trzech tomach co najmniej pięć imion pochodzi
od pierwszych fanów cyklu.
M: To obiektywnie bardzo miłe, niestety, od czasów
Meyer chrzczącej ofiarę magicznego stalkingu imieniem własnej siostry tego
rodzaju wynalazki sprawiają, że na wszelki wypadek wolę nie zastanawiać się,
CZYJE to były imiona.
Jaka część tego cyklu była najtrudniejsza do napisania?
Jeśli chodzi o samą pracę, cały drugi tom był trudny.
M: Cóż, naprawdę się nie dziwię – jeśli chodzi o powieści
YA pozbawione jakiejkolwiek linii fabularnej,
„Elita” zdecydowanie zasługuje na miejsce na podium. Było nie było,
napisanie dzieła w którym nie dzieje się absolutnie nic to też pewnego rodzaju
sztuka.
Ludzie powtarzali mi, że nie jest łatwo pisać kontynuacje,
ale ich nie słuchałam.
M: A szkoda...
Podobało mi się to, co się działo… ale ostatecznie
zmieniłam cały środek tej książki. Dwa razy.
M: Środek „Elity” składa się zasadniczo z ciągłych
nieporozumień na linii Amisia – Maksio, więc boję się nawet pytać, jak
wyglądała pierwsza wersja tej książki.
Nadal się zdarza, że próbuję szukać w książce wydarzeń,
które nigdy nie trafiły na papier.
M: Po czym, jak widzieliśmy na przykładzie 'Shipping
Asperica', obrażasz się na czytelników, ponieważ nie potrafią czytać ci w
myślach i dokopać się do owego tajemniczego dziesiątego dna książki, które
istnieje wyłącznie w twojej wyobraźni.
Jeśli chodzi o bagaż emocjonalny, ostatnich kilka
rozdziałów „Jedynej” było dla mnie bardzo trudne do napisania z wielu powodów.
M: Phi, ciekawe, co ja mam powiedzieć – analiza
obrzydliwego zachowania Maxona pod koniec trylogii zajęła mi kilka stron Worda.
Którą scenę z „Rywalek” napisałaś jako pierwszą?
Pierwszą linijkę książki. Było dla mnie jasne, że ta
dziewczyna właśnie dostała list, który ma zmienić jej życie, i nie jest nim w
ogóle zainteresowana.
M: Widzę, Cass, że nadal z uporem maniaka lansujesz
legendę Niezwykle Istotnego Listu, który w rzeczywistości dla mieszkańców Illei
był mniej więcej tym, czym dla nas są wiadomości dotyczące wszelakich loterii:
nie dość, że dostają je miliony, to szansa na rzeczywistą wygraną i zmianę
życia jest dosyć mizerna.
Cały pierwszy tom był pisany w kolejności chronologicznej,
a ja pytałam Americę: „No to co się teraz stanie?” za każdym razem, kiedy
docierałam do miejsca, które sprawiało wrażenie końca rozdziału.
M: ...No cóż, przynajmniej dostaliśmy oficjalne
potwierdzenie, że za idiotyczną strukturę rozdziałów i brak jakiejkolwiek akcji
należy winić niewidzialnych przyjaciół autorki.
W przypadku „Elity” pisałam poszczególne sceny, a potem
powiązałam je razem,
M: Uwierz, to widać.
a „Jedyną” zaczęłam
od końca i cofałam się do początku.
Opisz Americę w kilku słowach.
Początek pierwszego tomu: Proszę, nie każcie mi tego
robić.
M: Cass, nikt jej niczego nie kazał. Naprawdę. Amisia
z własnej, nieprzymuszonej woli zgodziła się wziąć udział w tym cyrku,
przekupiona przez mamusię. Jeśli tak bardzo podoba ci się motyw niewinnej
bohaterki siłą zaciągniętej do pałacu tyrana...to dlaczego po prostu tego nie
napisałaś?
Koniec drugiego tomu: Zaraz… naprawdę mogę to zrobić?
M: Jeżeli przez „to” rozumiemy bycie małżonką Maksia,
to owszem, Ami mogła to zrobić już jakieś sto stron wcześniej i skrócić męki
czytelników. A jeśli jednak chodzi bycie królową – no cóż, sequele dobitnie
udowodnią, że nie, zdecydowanie nie nadaje się do pełnienia tak odpowiedzialnej
roli.
Opisz Aspena w kilku słowach.
Początek pierwszego tomu: Nigdy o tobie nie zapomnę.
M: Na początku pierwszego tomu Amisia i Aspen wciąż
byli parą, nie za bardzo zatem rozumiem, dlaczego Leger czuł się w obowiązku
zapewniać (choćby i w duchu) swoją dziewczynę, iż nadal jest żywa w jego
pamięci.
Koniec drugiego tomu: Proszę, nie zapominaj o mnie.
M: Koniec trzeciego brzmiałby zapewne: LOL,
żartowałem, tak naprawdę od kilku miesięcy potajemnie bajeruję twoją pokojówkę.
Opisz Maxona w kilku słowach.
Początek pierwszego tomu: Boże, mam nadzieję, że mnie
pokochają.
M: Cóż, mnie po lekturze „Księcia” zdaje się, że
prawdziwszym byłoby stwierdzenie w stylu: „Boże, mam nadzieję, że to nie będą
jakieś kaszaloty”.
Koniec drugiego tomu: Chwilę, to kogo ja właściwie kocham?
M: Eee...Cass, a to w ogóle była kiedykolwiek
sporna kwestia? Bo Kriss przez całą serię jest konsekwentnie portretowana jako
– owszem, bardzo atrakcyjna, ale jednak – opcja B na wypadek, gdyby Amisia w
ostatniej chwili stchórzyła.
Z którą bohaterką Rywalek najbardziej się
identyfikujesz?
Z May. Uświadomiłam to sobie znacznie później, ale ona i
ja w prawdziwym życiu byłybyśmy najlepszymi przyjaciółkami. Ma prawie
piętnaście lat i chciałabym móc czytać z nią czasopisma i słuchać muzyki pop.
Nie wiem, co to mówi o mnie, biorąc pod uwagę, że jestem po trzydziestce, ale
nie obchodzi mnie to. May to moja dziewczynka.
M: Tak, to jest cała odpowiedź i nie, nie zamieszczę
do niej żadnego komentarza. Kochani, wiecie dobrze, co myślę o May; to jest po
prostu jedna z tych chwil, w której z jednej strony zawodzą mnie słowa, a z
drugiej – doskonale zdaję sobie sprawę, że gdybym miała wyrazić swoją opinię na
ten temat, najprawdopodobniej przekroczyłabym linię dzielącą krytykę utworu od
krytyki samego twórcy.
Która postać zaskoczyła Cię najbardziej?
Wiele postaci skrywa sekrety, o których wiedziałam od
początku, więc pisząc pierwszy tom, patrzyłam na nie przez pryzmat „Jedynej”.
Niewiele mogło mnie zaskoczyć.
M: Jeszcze niedawno twierdziłaś, że Amisia bardzo
niechętnie „zdradzała” ci swoje sekrety – więc jak w końcu było?
Ale muszę przyznać, że nie spodziewałam się po Kriss
takiej siły przebicia. Spodziewałam się, że będzie po prostu pozostawać w tle,
ale kiedy stosunki Maxona i Ameriki zaczęły się psuć, przepchnęła się w moich
myślach do przodu i zażądała, żeby dać jej szansę.
M: Primo: „Siły przebicia”? Żebyśmy mieli jasność –
mówimy nadal o tej pannicy, która jako rzekoma wtyka zrobiła dla rebeliantów
okrągłe zero, najwyraźniej stwierdzając, że rola książęcego koła zapasowego
podoba jej się bardziej niż walka o uzdrowienie sytuacji w kraju, czy tak?
Secundo: Cass, przestań bujać, Kriss nie tyle „przepchnęła
się” na pierwszy plan, co po prostu była jedyną możliwą rywalką Amisi w wyścigu
o serce Maksia, biorąc pod uwagę, że pozostałe członkinie Elity albo miały
równie bogate życie wewnętrzne, co kawałek kartonu (Natalie), albo były
chodzącym stereotypem (Elise), albo Scary Sue (Celeste).
Jakie wydarzenie zaskoczyło Cię najbardziej?
Od samego początku wiedziałam, że Marlee ma jakiś sekret,
ale potrzebowałam trochę czasu, żeby wymyślić, o co może chodzić i że się on
wyda.
M: Cóż, twoi czytelnicy raczej nie mieli podobnych
problemów, biorąc pod uwagę, że większość z nich od początku domyślała się, o
co chodzi w Niezwykle Subtelnie Prowadzonym Wątku Tajemniczej Tajemnicy Marlee.
Kiedy to stało się jasne, musiałam jakoś poradzić sobie z
tym, że ona i Carter zostaną ukarani. Musiałam zebrać informacje o wykonywaniu
kar fizycznych, używanych narzędziach i o tym, jakie rany i blizny to
pozostawia.
M: A swoją drogą...Biorąc pod uwagę, że Marlee i
Carter powinni byli dać głowy za złamanie regulaminu, trzeba powiedzieć, że
pałacowy kat (a raczej sam król) był dla nich całkiem łagodny podczas
wymierzania kary zastępczej, skoro na dobrą sprawę skończyło się na siniakach.
Ale cóż, domyślam się, że wyrywanie paznokci nie wyglądałoby równie
romantycznie – nie mówiąc już o innych wymyślnych rodzajach tortur, które
mogłyby trwale uszkodzić nasze gołąbeczki.
Kiedy zrozumiałam, że to musi się przydarzyć Marlee,
trudno mi się było z tym pogodzić. Musiałam robić przerwy podczas pisania, bo
inaczej zaczęłabym płakać. Nie wiem, czy to samo wydarzenie tak mnie
zaskoczyło, czy to, że uświadomiłam sobie, jak bardzo przywiązałam się do tych
postaci w mojej głowie. Naprawdę cierpiałam razem z nimi.
M: Łączymy się z tobą, w bólu, autorko, choć my akurat
płakaliśmy nad nieuleczalną głupotą twoich pacynek, przekładających chuć nad
zdrowy rozsądek i bezpieczeństwo rzekomo ukochanej osoby.
Czy jakaś postać jest wzorowana na kimś, kogo znasz?
Tak i nie. Na pewno pożyczam od znajomych ludzi pewne cechy,
a przynajmniej odczucia, jakie mam powiązane z nimi. Znałam jako dziecko pewną
bardzo niesympatyczną Celeste, więc kiedy ta wredna dziewczyna pojawiła się na
lotnisku, wiedziałam od razu, jak ma na imię.
M: …Tak, kochani, dobrze widzicie. Cass nadała
naczelnej Scary Sue serii imię nielubianej koleżanki z dzieciństwa.
...Wow.
Pożyczałam też mnóstwo imion od ludzi wokół mnie, na
przykład od mojego młodszego brata, Gerada. (Dodam jednak, że jest bardzo
muzykalny i byłby naprawdę dobrą Piątką).
M: Rany koguta, a więc ten zmienniaczus literus
imiennus to nie tylko wymysł autorki (swoją drogą, nie wiem, czy współczuć
bratu Kiery przypisanie do postaci-widma, czy raczej gratulować, że nie
skończył jako inspiracja dla evil!Koty...).
Prawdopodobnie najwięcej zaczerpnęłam od Callawaya, mojego
męża. Kilka razy pytał, czy Maxon był wzorowany na nim i prawda jest taka, że
po trochu… ale właściwie to nie. Jakaś cząstka Callawaya jest w każdym
chłopaku, którego wymyślam. Jak mogłoby być inaczej? To dla mnie wzorzec
miłości: facet, w którym się zakochałam. Te cechy, które mnie w nim pociągają,
zwykle trafiają w jakiejś formie na papier.
M: Jakby to...Cass, to bardzo miłe z twojej strony,
naprawdę. Problem tylko w tym, że tru loffy wychodzące spod twoich palców naprawdę
nie kwalifikują się do grona wzorców idealnej miłości.
Pasja i oddanie Aspena? Callaway.
M: „Mentalność
Samca Alfa i stalkerskie tendencje Aspena?” - Proszę, Cass, poprawiłam, nie ma
za co (żebyśmy mieli jasność – wypowiadam się tu wyłącznie o postaci
literackiej, nie mam powodów, by wątpić, że mąż Kiery faktycznie posiada
przytoczone przez nią zalety).
Trudne słowa i nieporadność Maxona? Callaway.
M: „Protekcjonalny sposób zwracania się do kobiet
i...”
... no cóż, przynajmniej druga część jest absolutnie zgodna z
prawdą.
Nawet to, jak Carter patrzy na ludzi, było odbiciem tego,
jak robi to Callaway. Nic na to nie poradzę!
M: Biorąc pod uwagę, że Carter w imię macanek ze swą
lubą pozbawił całą swoją rodzinę źródła dochodów... powiedziałabym, że znowu
skucha.
Czy od początku wiedziałaś, jak zakończy się historia
Ameriki?
Do pewnego stopnia. W 2009 roku wydałam własnym nakładem
książkę 'The Siren' („Syrena”), która opowiadała o losach dziewczyny imieniem
Kahlen, będącej służką Oceanu.
M: Cóż, Cass, dziękuję, iż przypomniałaś mi, że gdzieś
tam na świecie istnieje jeszcze jeden twój twór należący do kategorii YA.
Kahlen była lekko rozgoryczona na swój los i chciała, żeby
wszyscy znali jej historię. Gdy zadawałam jej pytanie, od razu udzielała mi
odpowiedzi.
Kiedy America pojawiła się i oznajmiła, że powinnam teraz
opowiedzieć jej historię, spodziewałam się, że będzie dokładnie taka sama: z
przyjemnością powie mi o wszystkim. Ale ona okazała się inna i częściej, niż
myślałam, musiałam sama wkładać słowa w jej usta.
M: Nie, błagam, ZNÓW ta śpiewka o dyskusjach z
wytworami własnej wyobraźni? Dlaczego żaden edytor nie wytłumaczył Cass, jak
głupio tego rodzaju wyznania wyglądają na papierze?
Kiedy dotarłam do końca pierwszego tomu, uświadomiłam
sobie dwie rzeczy. Po pierwsze, zupełnie źle ją zrozumiałam i powinnam napisać
tę książkę od nowa.
M: No i teraz już zawsze będzie dręczyło mnie pytanie,
jak wyglądała Amisia w wersji 1.0 – od początku była irytującym pustogłowiem,
czy też autorka przekształciła ją w potwora dopiero podczas przeróbek?
A po drugie, ten chłopak, z którym – jak myślałam – ma
zostać, nie okazał się tym chłopakiem, którego w rzeczywistości wybrała.
Wymyśliłam jej decyzję, opierając się na tym, jak widzę jej postać, zamiast
poświęcić czas na zrozumienie, czego naprawdę chciała. Kiedy w końcu zaczęłam
ją słyszeć, stało się jasne, że się pomyliłam.
M: Cass, daj spokój, od czasów 'Shipping Asperica'
wszyscy wiemy, że uwielbiasz Legera, a zmiana docelowego tru loffa wynikała z
faktu, że jesteś bodaj jedyną osobą na kuli ziemskiej, która darzy tego typa
ciepłymi uczuciami – i że zdążyłaś dostrzec tę prawdę w odpowiednim momencie.
Nie mogę się doczekać, aż wyjdzie ostatni tom i wszyscy
będą mogli zobaczyć, co się wydarzyło w zakończeniu! To było niesamowicie
dramatyczne! To znaczy naprawdę okropne, ale strasznie dramatyczne.
M: Nie mogę się nie zgodzić – śmierć Clarksona to
jedyny prawdziwy dramat tej serii.
Czy gdybyś mieszkała w Illei, chciałabyś brać udział w
Eliminacjach?
To zależy.
M: Od sytuacji
politycznej w kraju? Od tego, jak wielką władzę nad twoim losem miałby książę?
Od tego, czy mogłabyś się wycofać w dowolnej chwili? Od twojej sytuacji
finansowej?
Czy w moim życiu byłby jakiś Aspen? Czy książę do wzięcia
przypominałby Maxona?
M: ...Sama nie wiem, po co w ogóle pytałam.
Myślę, że gdybym nie była z nikim związana, może
zgłosiłabym swoją kandydaturę, ale tylko gdyby książę wyglądał na sympatycznego
chłopaka.
M: Cass, podpowiem ci coś: Henryk VIII też w młodości
wydawał się być niezwykle sympatyczny.
Rozumiem, że on szuka prawdziwej miłości, ale ja tak samo!
M: Obawiam się wszelako, że gdybyś żyła w dystopicznym
społeczeństwie, twoje pragnienia i obawy niekoniecznie oscylowałyby wokół
motyli w brzuchu.
Ale z drugiej strony, gdybym miała już kogoś… nie sądzę,
żebym się na to zdecydowała.
Tak czy inaczej byłabym beznadziejną księżniczką.
M: Jeśli cię to pocieszy, nie sądzę, aby istniał
jakikolwiek władca bardziej niekompetentny od Maxona.
Jak wyglądał pierwszy pocałunek Ameriki i Aspena?
To było w domku na drzewie.
Aspen, trochę starszy od Ameriki, całował się już z
kilkoma dziewczętami z miasta. Wszystkie dziewczyny Szóstki miały nadzieję, że
go zdobędą, ponieważ Aspen był nie tylko niesamowicie przystojny, ale miał
jeszcze tę aurę „mógłbym być zły, ale postanowiłem, że nie będę”, która je
przyciągała.
M: Ja tak tylko przypomnę, że zgodnie z wypowiedziami
autorki inspiracją dla stworzenia Aspena był między innymi ten gość:
Przyznajcie, sam mrok i zło.
I niby dlaczego wszystkie Szóstki miałyby zgodnie wzdychać do
Legera? Na dobrą sprawę powinny raczej oglądać się za chłopcami z wyższych
kast, którzy umożliwiliby im społeczny awans poprzez małżeństwo.
Jednak żaden z tamtych pocałunków nie miał większego
znaczenia, a kiedy Aspen zaczął coś czuć do Ameriki, był zdecydowany całkowicie
zawrócić jej w głowie.
America, która miała niedługo skończyć piętnaście lat,
nigdy wcześniej nie była w nikim zakochana, więc tak naprawdę nie wiedziała, co
myśleć o tym chłopcu, którego znała całe swoje życie, ale zawsze unikała, a
który teraz wypełniał jej bez reszty serce i głowę.
M: Wiecie co? Nie bardzo wiem, jak to w ogóle
skomentować. Czuję się po prostu niekomfortowo, zupełnie jakbym przez przypadek
natrafiła na fragment tajnego pamiętniczka nastoletniej dziewczynki.
Kiedy Aspen dał Americe kartkę na urodziny, spotykali się
w domku na drzewie przez dwa tygodnie co drugi dzień, rozmawiając, żartując i
ciesząc się tymi krótkimi dotknięciami, które są czymś niesamowitym, kiedy
dopiero się dowiadujesz, że ktoś cię kocha. Pod koniec drugiego tygodnia Aspen
był u kresu wytrzymałości.
America przytuliła się do niego i położyła mu głowę na
ramieniu, a Aspen pod wpływem impulsu położył dłoń na jej policzku, odwrócił ją
do siebie i pocałował. Jej oczy zrobiły się wielkie i odrobinę zaszokowane tym
pierwszym pocałunkiem, ale Aspen jej nie wypuszczał. Potrzebowała tylko kilku
sekund, żeby objąć go ramionami i usiąść mu na kolanach. Tego wieczoru
właściwie cały czas się całowali.
M: ...Cofam to, co powiedziałam; dopiero teraz
czuję się naprawdę niekomfortowo. Biorąc pod uwagę, że Cass w tym samym
wywiadzie porównała Legera do swojego męża...Naprawdę, za co?
Czy jest coś, czego nie dowiemy się o Americe, czytając
książki?
Znajdzie się zapewne sporo drobiazgów, których czytelnicy
nie będą wiedzieli, ale ja nawet tego nie zauważę, ponieważ sama o nich wiem –
jeśli rozumiecie, o co mi chodzi. Kiedy pojawiała się jakaś nowa informacja o
Maxonie lub Aspenie, było to dla mnie niemal takim zaskoczeniem jak dla
każdego, ponieważ patrzę na tę historię oczami Ameriki, a nie ich.
M: Cass, coś tu się chyba wyklucza.
Ale nie zaskoczyłoby mnie zupełnie, gdybym powiedziała, że
America jest w połowie Żydówką, a słuchacze bardzo by się zdziwili. Ja patrzę
od lat na jej drzewo genealogiczne, więc dla mnie to po prostu oczywiste. Mam
wrażenie, że to niemądra odpowiedź, ale to prawda!
M: Autorko, nazwałaś ojca bohaterki Shalom
Singer. Uwierz mi, nie trzeba należeć do Mensy, aby rozgryźć tę
tajemnicę.
DRZEWO
GENEALOGICZNE
AMERIKI SINGER
AMERIKI SINGER
M: Wiecie co? Nie rozumiem. Ja tego po prostu nie
rozumiem. Jak to jest, że Cass, będąc w szale twórczym poświęconym
nastoletniemu trójkątowi miłosnemu, nie znalazła czasu na wykreowanie świata
przedstawionego, zadbanie o to, by historia Illei (oraz całej reszty uniwersum)
miała ręce i nogi, w końcu – na sensowne umotywowanie takiego, a nie innego
podziału kast...Ale dała radę machnąć trzy drzewa genealogiczne, z których dwa
nie mają praktycznie żadnego znaczenia dla fabuły?
Nie zrozumcie mnie źle - nie ma nic złego w tym, że pisarz
rozwija wykreowany przez siebie świat o elementy, których próżno szukać we
właściwych książkach; widziałam kiedyś wywiad z Rowling, w którym twórczyni
Pottera stwierdziła, że ma całą teczkę poświęconą rodzinom śmierciożerców. Ale
uniwersum Cass jest tak przeraźliwie niedopracowane i nielogiczne, że zamiast
zachwycać się faktem, iż mogę dowiedzieć się czegoś nowego o rodzinie Amisi
zastanawiam się, dlaczego Cass nie mogła poświęcić tego nagłego przypływu weny
na wyjaśnienie, w jakim obrządku modlą się Illeańczycy lub dlaczego cały świat
(poza Niemcami) ni z tego, ni z owego postanowił wrócić do monarchii.
Alicia i Alex Cohen mieli odpowiednio dwadzieścia dwa i
dwadzieścia cztery lata, kiedy ich ojciec zginął w czasie czwartej wojny
światowej. Alex właśnie ukończył Uniwersytet Julliarda, podczas gdy jego
siostra szykowała się do egzaminów na medycynę. Kiedy dostał zawiadomienie, że
ich nazwisko zostaje zmienione na Singer i że jest teraz Piątką, nie zrozumiał
tego i zignorował list.
M: ...No cóż, przynajmniej wiemy już, po kim Amisia
odziedziczyła podejście „problemy same się rozwiążą, jeśli tylko będę je
wyniośle ignorować”.
Z drugiej strony, trochę rozumiem Alexa. Serio, Cass?
Urzędowy list? Tak twoim zdaniem zmienia się kompletnie system
rządów w państwie? No powiedzcie sami, drodzy czytelnicy – czy gdybyście
znaleźli w skrzynce na listy informację, iż dowolny znany wam polityk od dziś
będzie królem Polski, w związku z czym lądujecie w sztucznie utworzonej kaście,
wzięlibyście go sobie do serca? Przecież to wygląda na niezbyt wyrafinowany
dowcip. Mam rozumieć, że Grześ dokonał przewrotu dosłownie z dnia na
dzień, bez poprzedzających go miesięcy przygotowań i propagandy? I wszyscy...
po prostu się na to zgodzili? „O, od dzisiaj jestem przypisana do klasy
posługaczek, bez najmniejszej szansy na poprawę swego losu, o ile nie złapię
bogatego męża. Może być. Ciekawe, co wieczorem grają w kinie?”.
Naprawdę, powoli przestaję się dziwić, że Grzesiowi do
zdobycia królewskiego stołka wystarczył równie królewski zięć i pamiętniczek –
wygląda na to, że nad tymi ludźmi absolutną władzę mógłby objąć byle szympans.
System klasowy był czymś, co aż do momentu pełnego wejścia
w życie rozumiały dobrze tylko wyższe klasy.
M: Innymi słowy, zaczątki systemu funkcjonowały już w
społeczeństwie. W takim układzie... dlaczego Alex kompletnie zignorował tak
ważną wiadomość? Nawet jeśli nie rozumiał do końca co jest grane, mało
prawdopodobnym jest, by nie słyszał jakichś plotek dotyczących zbliżających się
zmian – a owa niewiedza powinna tym bardziej wywołać w nim silną reakcję na
tego rodzaju informację! Czym są te „Piątki”? Co będzie to oznaczać dla niego i
jego rodziny? Dlaczego taki, a nie inny numer? Cass, na litość, to są pytania,
które pojawiłyby się w głowie absolutnie każdego adresata tego rodzaju
informacji, jeśli ów adresat miałby bodaj najlżejszą podstawę, by podejrzewać,
że sytuacja w jego kraju znacząco się zmieni!
Jego narzeczona Elle nie zastanawiała się nad tym i nie
obchodziło jej, że ma teraz być Trójką, ale kiedy zaczęły obowiązywać rygory
systemu i zabroniono jej nauczania, była niepocieszona.
M: Cóż, wygląda na to, że America generalną bystrość
umysłu i ciekawość świata odziedziczyła zarówno po mieczu, jak i po kądzieli.
Cass, naprawdę – ludzie interesują się tym, jak wprowadzenie
nowego reżimu wpłynie na ich codzienne życie.
Alicia została niezwłocznie wyrzucona ze studiów i
poinformowana, że ma być artystką.
M: Po czym umarła z głodu pół roku później, gdy wyszło
na jaw, że nie posiada absolutnie żadnego artystycznego talentu. Serio, ze
wszystkich kast Cassolandu mało która ma tak niewiele sensu, jak klasa, której
istnienie opiera się tylko i wyłącznie na indywidualnych zdolnościach; 3/4 tej
grupy powinno było skończyć jako Ósemki po prostu dlatego, że nikt nie chciałby
kupować ich bohomazów/słuchać, jak fałszują/patrzyć na amatorszczyznę na
scenie.
Drzewo genealogiczne Singerów jest bardzo typowe dla
mieszkańców Illei. Niemal bez wyjątków zawierali związki małżeńskie w obrębie
swojej klasy i umierali stosunkowo młodo.
M: Primo: wygląda na to, że mój komentarz powyżej jest
jak najbardziej kanoniczny.
Secundo: Sorry, Cass, ale nie kupuję tego. Niby dlaczego
wszyscy mieliby się kisić w swoim sosie, skoro zgodnie ze stworzonymi przez
ciebie regułami gry związek małżeński (choć tylko w przypadku kobiet), jest
jedyną możliwością awansu społecznego? Nie wmówisz mi, że Illea nie jest pełna
dziewcząt zdeterminowanych wyjść korzystnie za mąż, nie tylko z powodów
finansowych, ale również dlatego, że małżonek z odpowiedniej kasty dla ogromnej
części z nich może być jedyną szansą na zdobycie wymarzonego
wykształcenia/zawodu. I skąd w ogóle wzięła się ta dziwna prawidłowość? O ile
jestem jeszcze w stanie wyobrazić sobie taki scenariusz w przypadku Dwójek,
które zapewne obracają się głównie w swoim kręgu towarzyskim na różnego rodzaju
bankietach i galach, to taka na przykład rodzina Singerów wydaje się nie mieć
żadnych bliskich znajomych ze swojej kasty – Kenna wyszła wszak za Czwórkę i
nikt nie traktował tego jako złamania niepisanych reguł rządzących illeańskim społeczeństwem.
Chociaż mieli niski status, członkowie rodziny Singerów
byli atrakcyjni i utalentowani, więc radzili sobie na tyle dobrze, na
ile to możliwe w przypadku Piątek.
M: Jakie znaczenie w przypadku artystów – plastyków i
muzyków ma zgrabna rzyć? Liczy się wszak produkt, jaki starają się sprzedać
członkom wyższych kast. Obawiam się, że gdyby Magdzie Singer słoń nadepnął na
ucho, nawet niezwykła uroda nie uchroniłaby jej przed brakiem zleceń.
Rodzice Ameriki poznali się poprzez pracę. Kiedy Shalom
sprzedał sześć obrazów bogatej rodzinie Dwójek, jego mecenasi urządzili
przyjęcie, żeby pochwalić się nowymi nabytkami, i zaprosili Shaloma, żeby o
nich opowiedział.
M: Za Wikipedią:
Mecenas sztuki
(...) – osoba lub instytucja, popierająca rozwój literatury i sztuki, która
udziela wsparcia finansowego artystom, instytucjom kulturalnym lub naukowym.
Obdarowywani, w zamian, sławili we własnych dziełach swoich dobroczyńców.
No i teraz już zawsze będzie mnie prześladować wizja Shaloma
tworzącego portrety pamiątkowe dla illeańskiego odpowiednika rodziny
Hiltonów...
Magda została zaangażowana, żeby grać w tle na
fortepianie, a on natychmiast zachwycił się jej talentem. Początkowo ignorowała
jego starania z nadzieją, że wyjdzie za mąż za kogoś z wyższej klasy, ale w
końcu uległa jego urokowi osobistemu i przywiązaniu.
M: * spogląda wyżej *
„Niemal bez wyjątków zawierali związki małżeńskie w
obrębie swojej klasy”
Cass, jeżeli zaprzeczasz własnemu kanonowi na przestrzeni
zaledwie jednego akapitu, to wiedz, że coś się dzieje.
Kiedy w małżeństwie Shaloma i Magdy pojawiły się dzieci,
problemy finansowe sprawiły, że trochę odsunęli się od siebie. Chociaż nie
przestali się kochać, bezustannie musieli się też martwić o pieniądze.
M: Cóż, być może ich troski finansowe nieco by się
zmniejszyły, gdyby sprzedali tę plazmę z salonu i przestali zatrudniać Szóstki
do porządkowania dziesięciu puszek z farbą.
Największym życiowym triumfem Magdy było to, że America
została Trójką, i podczas gdy jej córka przebywała w pałacu, Magda przechwalała
się tym przed każdą rodziną, która w przeszłości była dla nich niemiła.
M: Ciekawe, czy choć raz błysnęła jej nieprzyjemna
myśl, że Amisia nie nadaje się do żadnego z zawodów wykonywanych przez tę
kastę, więc jeśli książę ją odrzuci (i nie znajdzie sobie szybko męża, który by
ją utrzymywał), będzie wkrótce bardzo głodną Trójką.
Tylko w najspokojniejszych chwilach ich życia Magda miała
szansę okazać Shalomowi, że nadal go kocha.
America patrzy na miłość w dużej mierze tak jak jej
ojciec. Na wiele spraw patrzy tak jak jej ojciec, którego zawsze uwielbiała.
M: Eee...Cass, nie chcę nic mówić, ale tak
jakby...przeskoczyłaś w swych rozważaniach drugie pokolenie Singerów, a w
przypadku trzeciego skupiłaś się tylko na rodzicach Amisi. Skoro już masz
ochotę porozpisywać się o przodkach naszej Mary Sue, to może przynajmniej daj
nam trochę więcej nowych informacji?
Gdyby nie wprowadzono klas, America miałaby na nazwisko
Cohen.
M: Ech, liczyłam na coś bardziej uroczego, w stylu
Butterfly lub Glitter.
DRZEWO
GENEALOGICZNE
ASPENA LEGERA
ASPENA LEGERA
W przypadku rodziny Aspena wprowadzenie klas nie miało
początkowo żadnego znaczenia. Ava i Logan Gillespi prowadzili spokojne życie
jako Trójki. Oboje byli pisarzami i gorliwymi patriotami. Jeden z ich sąsiadów
został przyłapany na ukrywaniu rebeliantów, a Gregory Illea skazał jego rodzinę
na degradację do Ósemek, zaś każdą rodzinę w sąsiedztwie na degradację o jedną
klasę, ponieważ zakładał, że ktoś musiał coś wiedzieć o tej nielegalnej
działalności i nie doniósł o tym.
M: Spójrzcie, to rzadki okaz dystopicznego scenariusza
w literaturze YA! Bądźmy cicho, nie możemy go spłoszyć.
Małżeństwo Gillespi, teraz będące Czwórkami, zaprzyjaźniło
się z Mercerami, którzy mieli restaurację. Uznali to za dobry pomysł, więc
zebrali fundusze, żeby otworzyć własną restaurację, a ich córka Orin z czasem
poślubiła Noah, syna Mercerów. Orin i Noah mieli cztery córki, a rodzice Orin,
nie mówiąc nikomu, oszczędzali pieniądze, żeby ich najstarsza wnuczka, Lena,
mogła wykupić sobie powrót do klasy Trójek, przynależnej ich rodzinie, a potem
pomóc reszcie sióstr.
M: Primo: Państwo Gillespi ani chybi prowadzili
illeański odpowiednik przybytku Gordona Ramsaya,
skoro liczyli na to, że za swoje oszczędności zdołają wykupić wnuczce wyższą
kastę (pamiętajmy, że Kota zarobił fortunę na swych rzeźbach, a mimo to wciąż
starał się bezskutecznie wkupić do wysokiej kasty).
Secundo: Ciekawe, czy dziadkowie
wzięli pod uwagę, że ich wnusia niekoniecznie musiała odziedziczyć po nich
talent pisarski; wkupienie się do danej kasty to wszak jedno, a utrzymanie w
jej ramach - drugie.
Lena wzięła od nich pieniądze…
ale wydała większość z nich na opłaty związane z formalnościami, żeby wyjść za
kelnera z ich restauracji, młodzieńca z intensywnie zielonymi oczami, imieniem
Elec Leger.
M: ...Bardzo to urocze z jej strony, nie powiem. Leno,
co ty na to, żeby zamiast oszukiwać w ten sposób swoich dziadków, którzy
wypruwali sobie żyły, aby zapewnić twojej rodzinie lepszą przyszłość, oddać
przynajmniej część owej forsy którejś z sióstr (wszak te pieniądze nie były
prezentem wyłącznie dla Leny; jest powiedziane wprost, iż państwo Gillespi
liczyli na to, że dziewczyna poprzez społeczny awans pomoże reszcie rodziny)?
Wątpię, aby illeański ślub w niższych kastach kosztował tyle, abyś musiała
przehulać na niego całą mamonę; ostatecznie suma ta miała ci wystarczyć na
wkupienie się do Trójek.
Spokojnie przeczekali wymagany okres, pobrali się w
tajemnicy i wrócili, żeby powiedzieć o tym rodzicom Leny. Lena została
bezceremonialnie wyrzucona z rodzinnego domu i na całym świecie został jej tylko
Elec.
M: Doprawdy, kolejni geniusze strategii i
przewidywania.
Przez pięć miesięcy byli bezdomni, aż w końcu udało im się
zaoszczędzić na małe mieszkanko, które szybko zapełniło się dziećmi – gorąco
kochanymi dziećmi.
M: Nie, Cass, pytam serio: ile kosztuje ochajtanie się
w Illei, skoro państwo Leger musieli mieszkać pod mostem przez prawie pół roku?
Osobiście podejrzewam, że nie tak znowu wiele; patrząc na Aspena, jestem raczej
dziwnie przekonana, iż musiał wynieść swoje strategiczne myślenie z domu, co z
kolei prowadzi mnie do konkluzji, że jego mamusia i tatuś urządzili weselisko
na sto osób z morzem wódki i suknią ślubną sprowadzoną z Paryża.
Aspen widział, jak jego ojciec zapada na chorobę, której
nazwy nawet nie znali, ponieważ nie mieli dość pieniędzy, żeby wysłać go do
lekarza i uzyskać diagnozę. Elec zmarł po miesiącu.
M: A było ograniczyć się do skromnej ceremonii w
ratuszu...
Cass, serio – pieniądze, które miały starczyć na wkupienie
się do Trójek. Jak rozrzutni musieli w młodości być Legerowie, skoro nie
udało im się najwyraźniej zaoszczędzić ANI GROSZA na czarną godzinę?
Lena długo opłakiwała śmierć męża, ale mimo że musiała
teraz opiekować się sama siódemką dzieci przy bardzo niewielkich dochodach,
nigdy nie żałowała decyzji o poślubieniu Eleca. Nie zostały żadne zdjęcia ojca
Aspena, ale jego rzeczy nadal są w domu i Aspen często przyłapywał matkę, jak
czyści jakiś pozostały po ojcu drobiazg i z czułością odkłada go z powrotem na
miejsce. Ale Aspen widział też, jak matka się zapracowuje i to był główny
powód, dla którego zaczął wątpić w to, jak się ułoży jego życie z Americą.
M: Cóż, być może twoja matula nie musiałaby aż tak
harować, gdybyś zarobione pieniądze dokładał do rodzinnej kasy, miast obsypywać
jednocentówkami swe rudowłose kochanie.
Kochał ją i był jej bezgranicznie oddany, ale w jego
oczach ogromna przepaść dzieliła tych, którzy urodzili się do takiego życia,
jakie on prowadził, i tych, którzy musieli się do niego przystosować.
M: Przepaść, nie przepaść; w przypadku Amisi problemem
był nie jej komfort psychiczny, ale fakt, że poślubiając Aspena opuściłaby się
na drabinie społecznej, co z kolei oznaczałoby mniejsze zarobki.
Przed wprowadzeniem klas rodzina Legerów nosiła nazwisko
Huntington.
M: A swoją drogą – dlaczego Leger? Takie nazwisko
pasowałoby raczej do jakiejś Piątki (patrz: Fernand
Léger).
DRZEWO
GENEALOGICZNE
MAXONA SCHREAVE’A
MAXONA SCHREAVE’A
M: Niektórzy z
Was zauważyli być może, że drzewo to nie pokrywa się z kanonem – brak tu
Augusta, przywódcy rebeliantów i przyszłego ojca Marida. Pamiętajmy jednak, że
owe materiały zostały wydane jeszcze przed premierą „Jedynej”, w związku z czym
istnienie potomków Spencera Illei na tym etapie pozostaje dla czytelników
tajemnicą.
Rodzina Schreave to klasyczny przykład melodramatu z
najwyższych sfer. Gregory zawsze uważał się za znacznie lepszego od swojego
najlepszego przyjaciela, Brentona Schreave’a, ale potrzebował kogoś, z kim
mógłby się dzielić pomysłami, a Brenton był do tego najlepszy.
M: Nie zgadzam się – najlepszy był zdecydowanie różowy
pamiętniczek.
Gregory ożenił się z siostrą Brentona, Bethany, i miał z
nią dzieci na wiele lat przed dojściem do władzy. Kiedy stanął na czele kraju,
był już znużony odpowiedzialnością związaną z byciem mężem i ojcem. Krążą
plotki, że upadek z wysokości, który zakończył życie Bethany, był raczej próbą
samobójczą niż nieszczęśliwym wypadkiem.
M: Kiedy Illea stanął na czele kraju, jego dzieci były
wcale podrośnięte, nie bardzo zatem rozumiem, co go aż tak przytłaczało. I
dlaczego, na litość, po prostu się nie rozwiódł, skoro tak czy inaczej był już
na samym szczycie drabiny społecznej i miał pełnię władzy w kraju?
Gregory zaaranżował małżeństwo swojej najstarszej córki,
Katherine, z księciem Norwego-Szwecji, umacniając tym swoją pozycję władcy, a
następnie zajął się synami.
M: Słowo daję, wizja korony dla teścia poprzez
małżeństwo córy z władcą zupełnie innego kraju nigdy nie przestanie mnie
śmieszyć.
Gdy Spencer zmarł w tajemniczych okolicznościach kilka lat
później, oczy wszystkich zwróciły się na Damona, najmłodszego syna Illei.
M: A swoją drogą, te imiona...Damon, Spencer
i Katherine...
Cytując klasyka: Pszypadeg? Nie sondze!
Ze względu na niskie morale społeczeństwa, spowodowane
dwoma tragicznymi zgonami w rodzinie królewskiej, kiepskie wyniki gospodarcze
oraz powszechne niezadowolenie z powodu nowo wprowadzonego systemu klasowego,
utworzono system Eliminacji, żeby rozpocząć nową linię królewską i uspokoić
nastroje.
M: Kraj znajduje się na granicy przepaści? Zorganizuj
teleturniej, w którym wybierzesz nowego członka znienawidzonej rodziny
królewskiej – to z pewnością podniesie morale społeczeństwa!
...Serio, jakim cudem Gregory nie utracił stołka jakiś
tydzień po posadzeniu na nim rzyci?
Pierwsze Eliminacje były od początku ustawione. Damon
przespał się z połową dziewczyn, odsyłając je następnego dnia do domu, a w
końcu ożenił się z Grace, którą wybrał jego ojciec.
M: A niech to, Cass, dlaczego nie mogliśmy skupić się
na Eliminacjach Damona? TO jest przynajmniej scenariusz rodem z dystopii.
Abby, zwyciężczyni drugich Eliminacji, dość lubiła księcia
Justina, ale zdecydowanie bardziej pociągał ją jego kuzyn, Porter. Uknuli razem
spisek, żeby zabić Justina, a Gregory, będący wtedy u schyłku życia, zgodził
się, by Abby poślubiła Portera i przedłużyła w ten sposób ród królewski.
M:....Abby zapytała słabującego dziadziusia swego
męża, czy wolno jej zaciukać tegoż męża? Cóż, wygląda na to, że Maxon z kolei
odziedziczył po przodkach skłonność do patologicznych relacji w rodzinie.
I dlaczego Gregory w ogóle poparł ten projekt (skoro z
niewiadomego powodu miał tu cokolwiek do powiedzenia)? Wszak to Justin był jego
wnukiem, dziedzicem rodu Illea – niby z jakiej racji Gregory miałby dawać
zielone światło niszczeniu własnej rodowej gałęzi na rzecz panny
znikąd i potomka nielubianego szwagra?!
Abby pokornie przyjęła oświadczyny Portera i jeszcze przed
ślubem zaszła w ciążę. Ale ich namiętność szybko wygasła. Skoro Abby
potrafiła z taką łatwością pozbyć się pierwszego męża, to czemu nie drugiego?
M: Doskonałe pytanie, milordzie, aczkolwiek trzeba
było raczej zadać je sobie przed ożenkiem. A swoją drogą – dlaczego Porter w
ogóle został królem Illei? Poślubił królową wdowę; na dobrą sprawę to Abby
powinna dzierżyć władzę w państwie, a Porter zadowolić się stanowiskiem księcia
małżonka.
Porter trzymał się od niej na dystans, a ich jedyny syn,
Clarkson, wychowywał się w domu pełnym krzyków, oskarżeń, a od czasu do czasu
przemocy.
Amberly była prawdziwą gwiazdą Eliminacji, nie ze względu
na swoją urodę czy wpływy, ale ze względu na kojący charakter. Była
przeciwieństwem wszystkiego, co dotąd znał Clarkson, więc od początku zaczął
się nią interesować.
M: ...Cass, czy naprawdę musisz mi przypominać w tak
brutalny sposób, że za tydzień zabieramy się za „Królową”?
Kiedy na południu wybuchło niewielkie powstanie, Clarkson
zasugerował ojcu, że gdyby poślubił dziewczynę z niższej klasy, to mogłoby
uspokoić nastroje społeczne i rzeczywiście, ich małżeństwo załagodziło trochę
napięcie.
M: Cóż, wygląda na to, że Clarkson potrafił
przynajmniej sprzedać ojcu dobry kit.
Jednakże Clarkson nigdy nie potrafił nikomu do końca
zaufać. Amberly zna go lepiej niż ktokolwiek inny, ale nawet ona nie wie o
wszystkim.
M: Nie, Cass, nadal nie przyjmuję do wiadomości tych
żenujących wstawek o lubieżnym Clarksonie rozpijającym swoją połowicę w celu
swobodnego bzykania kochanki.
Clarkson kontroluje każdy krok swojej rodziny, ponieważ
uważa to za normalne. Amberly szczerze kocha swojego męża i przymyka oko na
jego wady, ale to jej charakter sprawił, że Maxon nie poszedł całkowicie w
ślady ojca.
M: Jej charakter sprawił za to, że Amisia była
w stanie bezkarnie pomiatać nim niemal przez całe trzy tomy.
***
A na zakończenie – tradycyjnie komentarz do notki
wydawniczej!
„Książę” pokazuje wydarzenia sprzed eliminacji i pozwala
czytelnikowi śledzić młodego władcę od pierwszego dnia ich rozpoczęcia. W
drugiej z opowieści przekonamy się, jak płynęło życie Aspena w pałacowych
komnatach i ujrzymy prawdę o świecie gwardzistów, której nigdy nie pozna
America...
M: Cóż...nie bardzo jest co analizować, czyż nie? Nie
postarali się, ot, dwa zdanka na odczepnego. I naprawdę, drodzy czytelnicy –
czy może istnieć lepszy komentarz do tej książki? To dzieło jest tak zbędne, że
nie zasługuje nawet na porządny opis...
Maryboo
Przestało mnie dziwić, że król i królowa sami zaciągali żaluzje przed rebeliantami. Te pizdy... Pardon, gwardziści, pozabijaliby się po drodze o nierówno położony dywan.
OdpowiedzUsuńJeżu z boru zielonego, jakie to nudne. Trochę, jak analiza bajki dla dwulatków, tylko jeszcze mniej w tym logiki.
uważam, że Cass nie rozwija się emocjonalnie od trzynastego roku życia i dodatkowo cierpi na schizofrenię. A napisanie tej książki zlecił psychiatra, aby dowiedzieć się co się dzieje w jej głowie. Okazuje się, że niewiele.
OdpowiedzUsuńSerio te wstawki o tym, że Amisia jej coś mówiła, czy zdradzała sekrety są dziwne.
To zdanie mnie osłabiło: "Nie miałam pojęcia, że ludzie przywiązują do tego taką wagę."
Naprawdę? Nie domyśliłaś się droga Cass, że ludzi interesuje świat przedstawiony powieści! To ile ty książek w życiu przeczytałaś? I czy były to same romanse z kiosku?
Ale analiza była cudowna. Król jak zwykle pokazał swoją wspaniałość. Naprawdę mu współczuję, że musi tam być.
„make tea, not war” - od teraz to mój ulubiony cytat. Proszę o zgodę na nadrukowanie go sobie na kubek :)
pozdrawiam
rose29
Wesołej Wielkanocy, kochani!
OdpowiedzUsuńMnie też zdziwiły te genealogie. Szczególnie imiona rodzeństwa Amberly, która pochodzi z Hondaragui, tak? Skąd to celtyckiego pochodzenia Ainsley (od Aisling) wśród Latynosów? Rodzice Aspena nieodpowiedzialni tak bardzo...
BTW, czy ostatnie zdjęcie jest z "Mody na sukces"😉?
Nie, z The Vampire Diaries. Cass wykorzystała (niemal) identyczne imiona głównych bohaterów w drzewie Grzesia.
UsuńSorry, nie ogarniam ani wszelkich tworów o wampirach, ani oper mydlanych:-(. Myślałam, że do Grzesia i paczki bardziej będzie pasować jakąś telenowela o Możnych i Bogatych, a tu zonk, wąpierze.
UsuńTo ten "Gwardzista" cienki jak barszcz i kompletnie nic nie wnosi,a jakoś tak dziwnie się urywa?
OdpowiedzUsuńWywiad jest cudnej urody.
Przyznajcie, sam mrok i zło._No,amerykańskie chłopię takie...
Na tym samym spotkaniu pojawiła się dziewczyna z Coke Zero i Wheat Thins (moimi ulubionymi przekąskami podczas pisania!)
A Misery nie wpadła na spotkanie autorskie?
Fantastyczna robota!Dziękuję!
Chomik
Ja mam coraz bardziej przeczucia, że Clarkson (O! Przez całe analizy zastanawiało mnie co mi się nie podoba w tym imieniu. To chyba ma coś wspólnego że prawie zapisałam je jako Klakson...) współpracuje z rebeliantami. Ten nie naprawiany mur - specjalne wejście dla jego tajnych agentów. Rozkaz "nie zabijać rebeliantów" ma podtekst "bo to moi ludzie". Wtedy to nabiera sensu.
OdpowiedzUsuńSwoją drogą. Usiłuję wymyślić coś durniejszego niż fabuła tych książek. I chyba za bardzo się staram bo nic mi nie przychodzi do głowy. Poza morderczymi krasnoludkami. Ale to już było.
Ja na obecnym etapie mam taką teorię, że Clarkson, widząc generalną niezaradność wszystkich zaangażowanych stron (choć rebelianci mimo wszystko wykazują się nieco większą inteligencją), najzwyczajniej w świecie machnął ręką na ten cyrk i jedyne, o co troszczy się podczas ataków, to żeby nikt przypadkowo nie zniszczył mu ważnych rządowych dokumentów, traktując całą resztę jako męczący, acz zasadniczo niegroźny przerywnik w pracy.
Usuńta wstawka o dokumentach mi się skojarzyła z lordem Vetinari z Ankh-Morpork. ;p
UsuńAdria
O tak! Lord Vetinari mógłby się tak zachować. Wszędzie w okół szaleją rebelianci a on (niczym nie wzruszony) siedzi w centrum zamieszania, przeglądając dokumenty :)
Usuńwidzę taką scenę.
rose29
Trafiłyście w sam środek mojego małego kamiennego serduszka.
UsuńTylko nie jestem pewna czy bardziej widzę Clarksona jako diabolicznego Vetinariego z fanartów, czy jako Vetinariego granego przez Charlesa Dance'a w Piekle Pocztowym...
Gdzie tam Clarksonowi do Vetinariego. I to jeszcze diabolicznego :)
UsuńClarkson jest fajny, ale zawsze będzie tylko marną podróbką
rose29
Wesołego jajka, dziewczyny! ;) Myślałam, że analiza będzie dopiero za tydzień, więc dziękuję za miłą niespodziankę ;*
OdpowiedzUsuńA wiecie, ja byłam święcie przekonana, że jednak żadnego muru nie ma, trochę się gubię w Cassolandzie. ;/ I o ile dobrze kojarzę, wtedy w lesie dygała Dziewczyna W Kurtałce W Kwiatki a.k.a. przyszła matka Reala Madrida?
Generalnie debilizm gwardzistów i rozkazów dla nich jest poza skalą, mają tylu jeńców, ale im nadal za mało. Ciekawe, czy jakby był wybór między zastrzeleniem rebelianta, który trzyma na muszce Maxona, a pozwoleniem mu, by zabił księcia i wtedy aresztowanie go, co kazałby zrobić dowódca gwardii. ;p
Natomiast wywiad z Cass jest... straszny. Ja się tak nie jarałam postaciami z moich grafomańskich, pisanych do szuflady wypocin, nawet jak miałam 14 lat. ;( A już na pewno nawet wtedy bym się do tego nie przyznawała. xD
I fakt, niby tu Kiera rozbudowuje jakieś głupoty (żeby nie było, że Aspen to zwykły biedak, po prostu mu rodzinę zdegradowali za bycie pro-demokracja no i wielkia MIŁOŹDŹ pchała jego matkę), a nadal niewiele ogarnia, jeśli chodzi o religię, system rządów, inne kraje itp. w tej swojej dystopii. Moim zdaniem w IŚ też były pewne rzeczy z dupy wzięte, ale Collins chociaż udawała, że ogarnęła pewne rzeczy i u niej to tak nie zgrzytało na pierwszy rzut oka.
I ten list urzędowy ;D "od teraz jestem królem, a wam zmieniam nazwisko i macie być artystami. Z miłością, Grześ Ilea I."
I to straszne porównywanie męża do Aspena. Albo jej mąż jest przygłupem, albo Cass coś nie wyszło przy pisaniu, tak czy inaczej, facet ma pecha. ;/
Adria
PS Jako fanka starych sezonów TVD mam radochę, że w drzewie genealogicznym Clarksona są Damon i Katherine, po nich mógł odziedziczyć odrobinę ZUA. ;p
"A wiecie, ja byłam święcie przekonana, że jednak żadnego muru nie ma, trochę się gubię w Cassolandzie"
UsuńCóż, my do czasów ostatniego rozdziału "Gwardzisty" też, biorąc pod uwagę, że Amisia wleciała do lasu wprost z pałacowych ogrodów.
"I o ile dobrze kojarzę, wtedy w lesie dygała Dziewczyna W Kurtałce W Kwiatki a.k.a. przyszła matka Reala Madrida?"
Owszem.
"Generalnie debilizm gwardzistów i rozkazów dla nich jest poza skalą, mają tylu jeńców, ale im nadal za mało."
Ja tam wciąż się zastanawiam, po co oni w ogóle biorą tych jeńców, skoro najwyraźniej żaden z nich dotychczas nie puścił pary w kwestii działań rebeliantów (no, ale skoro najgorszą znaną pałacowi torturą jest kilka uderzeń prętem, to w sumie nie ma się co dziwić, że buntownicy zdołali jakoś zagryźć zęby i nie wypaplać żadnych sekretów).
"żeby nie było, że Aspen to zwykły biedak, po prostu mu rodzinę zdegradowali za bycie pro-demokracja"
Nie, zdegradowali za rzekome ukrywanie informacji na temat nielegalnych działań sąsiadów - dzięki temu polecieli tylko o jedną klasę. Co jest zresztą zrozumiałe - wyobrażacie sobie tru loffa pochodzącego z kasty żebraków?! Bez przesady, bieda biedą, ale jakieś standardy muszą być.
aha, czyli z tym murem to rzeczywiście jakiś fail. A już myślałam, że totalnie wszystko mylę. ;p
UsuńNo to właśnie dlatego biorą jeńców, bo jeszcze żaden nic nie powiedział. xD
To nie załapałam z tym Aspenem, że rodzinka poleciała o jedną klasę w ramach odpowiedzialności zbiorowej. Ale fakt, on nie może być z kasty żebraków. ;D
bieda biedą, ale kurczak, popcorn i cytryny muszą być! (i ileś tam pokoi i łazienek^^) Swoją drogą, ten ubogi Aspen pewnie też mieszkał przed wcieleniem do Gwardii w kilkupokojowym domu z łazienką, no bo nie może być naprawdę biedny, tylko tak romantycznie biedny. ;p
A.
PS baba w kurtałce w kwiatki i August byli tacy uroczy, a doczekali się strasznego Madrida. Genetyko, dlaczego.
"Abby zapytała słabującego dziadziusia swego męża, czy wolno jej zaciukać tegoż męża?"
OdpowiedzUsuńCóż, ja z tego zrozumiałam, że to z Porterem to wymyśliła... "Uknuli razem spisek" brzmi jakby ona i Porter to ustalili, a potem jak było już po wszystkim zapytała, czy może za gościa wyjść.
Analiza jak zawsze wyborna!
Faktycznie, można to interpretować i w taki sposób. Ale że do generalnej bystrości rodu Maxona bardziej pasuje mi wizja Abby ustalającej szczegóły zabójstwa z sędziwym dziadkiem Gregorym, więc, no cóż...;)
UsuńWesołych świat!(choć trochę spóźnione te życzenia). Niedawno znalazłam wasze analizy i już większość nadrobiłam :). Teraz ujawniam się jako komentujący.
OdpowiedzUsuńBtw. czy tylko dla mnie ten fragment o ochmistrzu stwierdzającym, że lepiej jak rodzina królewska będzie pracować w ogrodzie, brzmi nieco dziwnie? Tak jakby nawet pracownicy pałacu stwierdzali, że ich monarchowie są do bani i lepiej niech pielą grządki.
Analiza świetna
Chyul
"Wiesz, ptysiu, chodzi bardziej o, jak by to powiedzieć, całokształt twórczości, a wręcz egzystencji Maksia"
OdpowiedzUsuńOd tego momentu widzę Maksia jako Czkawkę z "Jak wytresować smoka"...
Nie obrażajmy Czkawki, Rilmar ;)
UsuńMaryboo
O, czyli Amisia jest według autorki potomkinią Leonarda Cohena?
OdpowiedzUsuńSuper odcinek, jak zawsze. A te odpowiedzi na pytania... Ja rozumiem, czasem własny twór "zaskakuje", bohaterowie zmieniają się "niezależnie od pisarza"... Naprawdę wiem, że czasem się zdarza. Ale tutaj ona zdaje się pławić w tym, że jej bohaterowie do niej mówią i w ogóle, podkreśla to co chwilę. Takie słabe to robi wrażenie.
Przy czytaniu tego wywiadu pojawiło mi się w myśli, że nawet dramatyczne zniknięcie Belli Ćwir w The Sims 2 miało więcej sensu i realizmu niż to co Kiera sobie wymyśliła.
OdpowiedzUsuńBella Ćwir i jej zniknięcie to prawdziwa simsowa enigma, proszę jej nawet do tego nie porównywać :D
UsuńJeśli rodzina Aspena mogłaby się nazywać Huntington, to chyba wiem, na co umarł Elec :P
OdpowiedzUsuń"Choroba Huntingtona charakteryzuje się kombinacją zaburzeń motorycznych (związanymi z ruchem), zachowania (zmiana nastroju) i zdolności poznawczych (odpowiedzialnych za myślenie)."
UsuńNo cóż...
Ale ujawnia się po czterdziestce. Ok, wiem, że ogólnie to wszystko w kategorii żartu, noale.
Usuń"Słowo daję, wizja korony dla teścia poprzez małżeństwo córy z władcą zupełnie innego kraju nigdy nie przestanie mnie śmieszyć."
OdpowiedzUsuńCo racja to racja, aczkolwiek nasz Stasio Leszczyński też próbował sobie załatwić polską koronę, wykorzystując małżeństwo córki z królem Francji. xD
Analiza cudowna jak zwykle, uwielbiam was i nie mogę się doczekać Królowej!
Świetnie napisane. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń