niedziela, 2 kwietnia 2017

„Gwardzista” - rozdziały VII i VIII

Rozdział 7
 
Zastrzyki nie robiły na mnie wrażenia, ale miejsce ukłucia piekło nieprzyjemnie jeszcze przez jakąś godzinę. Co gorsza, byłem potem przepełniony dziwną, pulsującą energią, która utrzymywała się przez większość dnia. Nie było niczym nadzwyczajnym to, że niektórzy gwardziści biegali przez kilka godzin albo podejmowali się najcięższych prac fizycznych w pałacu, żeby trochę ją wypalić. Doktor Ashlar pilnował, żeby każdego dnia tylko ściśle określona liczba gwardzistów dostawała te zastrzyki.

Uuu, w Ikei szprycują gwardzistów jakimiś super tajemniczymi dragami, a oni i tak nie dają sobie rady z częstymi odwiedzinami rebeliantów. Panie doktor, macie tam może jeszcze jakieś zastrzyki na musk? Bo coś czuję, że bardzo by się przydały.

– Gwardzista Leger! – zawołał doktor Ashlar, więc wszedłem do jego gabinetu i stanąłem przy małym stole zabiegowym obok biurka. Skrzydło szpitalne było dostatecznie duże, by pomieścić nas wszystkich, ale lepiej się czuliśmy, gdy ten zabieg był robiony na osobności. Powitał mnie skinieniem głowy, a ja odwróciłem się i opuściłem spodnie o kilka centymetrów. Powstrzymałem się od tego, żeby drgnąć, gdy moją skórę musnął zimny środek odkażający, a potem przebiła ją igła.

Przypomina mi się facet, który czekał kiedyś za mną do pobrania krwi. To był już niemłody pan, wszak łeb miał prawie całkiem siwy. Gdy wychodziłam, spytał mnie z absolutnym przerażeniem na twarzy, czy bardzo bolało.  Naprawdę nie żartuję.  Już nie mówiąc o setkach kobiet, które przychodzą do apteki z tekstem „Da mi pani magister coś na przeziębienie dla męża/narzeczonego/chłopaka, ale żeby szybko działało, bo jak nie przestanie jęczeć, to go zabiję”. Panowie, no co z wami?


– I po wszystkim – oznajmił pogodnie lekarz. – Zajrzyj do Toma, żeby zabrać witaminy i żołd.

Witaminy, jaaasne…

Czułem ból przy każdym kroku, ale nie okazałem tego. Tom dał mi jakieś tabletki i wodę do popicia, a kiedy je połknąłem, podpisałem się na liście i zabrałem pieniądze, które zostawiłem w pokoju. Wyszedłem na zewnątrz, do stosu klocków do rąbania. Potrzeba działania była nieznośna. Każdy zamach siekierą przynosił mi rozpaczliwie potrzebną ulgę. Czułem, że zaraz eksploduję z powodu energii, której źródłem był zastrzyk, wątpliwości Avery’ego i tamten złowieszczy sen.

Wow, to naprawdę musiał być niezły towar, że dał takiego kopa. Tylko pytanie po co? „Witaminki” codziennie to rozumiem, może dają jakieś długofalowe efekty, ale taki szot energii to raczej nie przyda się ot tak sobie np. w zwykłe czwartkowe popołudnie, kiedy nic się nie dzieje. Więcej sensu miałoby, gdyby gwardziści nosili przy sobie ampułkostrzykawki gotowe do użycia i dawali sobie strzała w udo np. podczas ataku TheRebels Ltd.

Pomyślałem o królu mówiącym, że America jest przypadkowym wyborem. Wydawało się mało prawdopodobne, by mogła wygrać Eliminacje teraz, gdy była tak nieszczęśliwa z powodu zachowania Maxona, ale zastanawiałem się, co by się stało, gdyby koronę zdobyła osoba, której król nigdy nie widział w tej roli? Jeśli Marlee była faworytką, może nawet osobistym typem króla, i powinna była wygrać, w kim teraz pokładał swoje nadzieje?

Gdybyś pomyślał choć przez chwilę czym innym niż oddanym Amisi penisem, to szybko byś rozkminił, na kogo teraz liczy mój ziom, Clarkie.

Spróbowałem się skoncentrować, ale moje myśli mieszały się z powodu nienasyconej potrzeby ruchu. Machałem i machałem siekierą, a dwie godziny później przerwałem tylko dlatego, że nie zostało już nic do porąbania.
– Mamy dalej cały las, jeśli potrzebujesz jeszcze trochę.

Stajenny-Yoda wraca na scenę.

Odwróciłem się i zobaczyłem uśmiechniętego stajennego, tego samego starszego mężczyznę, którego spotkałem wcześniej.
– Wydaje mi się, że to może wystarczyć – odpowiedziałem. Ciężko łapałem oddech, ale byłem pewien, że najgorsze efekty zastrzyku już minęły.
Podszedł bliżej.
– Wyglądasz lepiej. Spokojniej.
Roześmiałem się, czując, jak poziom leku w mojej krwi zaczyna opadać.
– Dzisiaj musiałem spalić energię innego rodzaju.

Ćpuny, panie, same ćpuny w tej Ikei.

Usiadł na pieńku do rąbania drewna, pełen spokoju. Nie miałem pojęcia, co o nim myśleć. Wytarłem spocone dłonie o spodnie, zastanawiając się, co powiedzieć.
– Proszę posłuchać, przepraszam za tamten dzień. Nie chciałem panu zrobić przykrości, tylko…
Podniósł ręce do góry.
– Nie ma o czym mówić. A ja nie chciałem się wtrącać w nie swoje sprawy. Ale widziałem wielu ludzi, którzy pozwolili, żeby otaczające ich zło sprawiło, że stali się twardzi lub uparci. I zmarnowali szansę na poprawienie swojego życia, ponieważ widzieli w nim tylko to, co najgorsze.
W tonie jego głosu i w jego rysach wciąż było coś, co budziło wrażenie, jakbym go znał.
– Wiem, co ma pan na myśli – potrząsnąłem głową. – Nie chciałbym taki się stać. Ale czasem jestem naprawdę zły. Czasem czuję się, jakbym wiedział za dużo albo jakbym zrobił coś, czego nie mogę naprawić, i to wszystko cały czas mnie dręczy. A kiedy widzę rzeczy, które nie powinny się dziać…
– Nie wiesz, co masz ze sobą zrobić.
– Właśnie.
Skinął głową.
– Cóż, ja zacząłbym od zastanowienia się, co jest w tym dobrego. A potem zapytałbym siebie, co mogę zrobić, żeby to dobre jakoś zwiększyć.
Roześmiałem się.
– To nie ma sensu.
Starszy mężczyzna wstał.
– Spróbuj się nad tym trochę zastanowić.

Panie stajenny, a gdzie szyk przestawny, gdzie moc?  Widzę, że się starasz, ale brakuje ci polotu. Takie frazesy to trochę mało.

Ośrodek cały czas zastanawia się, skąd może znać Yodę dla ubogich, ale nie może do tego dojść. Chłopak postanawia, że po prostu spyta go następnym razem, gdy go spotka. Leger chce iść za radą stajennego i zrobić coś dobrego. Może tym razem coś mniej idiotycznego niż zdrada stanu, jaką była pomoc przy paleniu królewskiego listu. Wreszcie Ośrodek wpada na pomysł, żeby poratować swoim żołdem rodzinę Woodworka, która przez skrajną głupotę tegoż przymiera pewnie teraz głodem. Kasę dzieli na pół pomiędzy swoją rodzinę i Woodworków.

Znałem adres Woodworka na pamięć, ponieważ na jego prośbę wiele razy go zapisywałem. Analfabetyzm wydawał się bardziej powszechny, niż większość ludzi przypuszczała, ale Woodwork tak bardzo obawiał się, że ludzie uznają go za głupiego lub bezwartościowego, że ja byłem jedynym gwardzistą, któremu zwierzył się ze swojego sekretu. 

Yyyy, to w tej elitarnej jednostce, jaką powinna być gwardia pałacowa, nikt nie rozpracował, że Woodwork nie umie czytać i pisać? No jak, kurna, ja się pytam, coś takiego przeszło?! A Ośrodek to też tytan umysłu, który nawet nie zaproponował koledze, że go nauczy… Szczególnie, że to dla Woodworka taka poruta, no i w sumie spory problem w środowisku, w którym się znalazł.

W zależności od wielu rzeczy – gdzie mieszkałeś, jak duża była twoja szkoła, ile Siódemek do niej chodziło – można było przez dziesięć lat chodzić na lekcje i niczego się nie nauczyć.  Nie powiedziałbym, że Woodwork prześlizgnął się przez szczelinę w systemie. Raczej został wepchnięty w ogromną dziurę. 

Uwierzyłabym, gdyby Carter po prostu nigdy nie chodził do szkoły, ale że chodził, a i tak nie umie czytać? Czy to właśnie chce powiedzieć Leger? Coś mi tu nie pasuje.

Szanowna Pani Woodwork,  
Tu Aspen. Wszystkim nam przykro z powodu Pani syna.
Mam nadzieję, że wszystko u Pani w porządku. Przesyłam jego ostatni żołd. Chciałem mieć pewność, że dostanie Pani te pieniądze. Proszę dbać o siebie.

Przykro mi, że Pani syn był tak durny, że poświęcił swoją rodzinę dla jakiejś laski, no ale trudno się mówi i żyje się dalej. Peace.
 

Rozdział 8

Zaczekałem, żeby mieć pewność, że wszyscy śpią, i dopiero potem wszedłem do pokoju Ameriki. Ucieszyłem się, że jeszcze nie spała. Miałem nadzieję, że będzie na mnie czekać, a to, jak przechyliła głowę i przysunęła się do mnie bliżej, podpowiedziało mi, że także czekała, aż do niej przyjdę.

Tak sobie wszedł. No ba, ale przecież Ośrodek to miszcz konspiry i fokle.

Jak zwykle zostawiłem drzwi otwarte i pochyliłem się nad jej łóżkiem.

Przeleć ją przy tych otwartych drzwiach, co się będziesz przejmował, toć jesteś najmundrzejszy w całym królestwie.

– Jak się czujesz?
– Chyba jak zwykle. – Widziałem, że nie mówi szczerze. – Celeste pokazywała mi dzisiaj jeden artykuł. Nie mam ochoty nawet mówić o tym. Mam jej kompletnie dość.
O co chodziło tej dziewczynie? Czy wydawało jej się, że może dręczyć ludzi i manipulować nimi, żeby zdobyć koronę? To, że wciąż była w pałacu, stanowiło kolejny dowód na to, że Maxon ma okropny gust.

Oj tam, oj tam. W każdym porządnym reality show największa heksa musi zostać jak najdłużej. Z konwencją nie wygrasz.

– Skoro Marlee została wyrzucona, to znaczy, że on na razie nie odeśle nikogo do domu, tak?
Wydawało się, że potrzebowała całej swojej energii,  żeby lekko i ze smutkiem wzruszyć ramionami.
– Hej. – Położyłem rękę na jej kolanie. – Wszystko będzie dobrze.
Uśmiechnęła się do mnie blado.
– Wiem, ale tęsknię za nią. I czuję się zagubiona.
– Z jakiego powodu? – zapytałem, zmieniając pozycję na wygodniejszą, żeby jej posłuchać.
– Tak w ogóle. – W jej głosie brzmiała desperacja. – Nie wiem, co ja tutaj robię, kim jestem. Wydawało mi się, że wiem… – Bawiła się palcami, jakby dzięki temu mogła znaleźć właściwe słowa. – Ale teraz nawet nie umiem tego wyjaśnić.
Popatrzyłem na Americę i uświadomiłem sobie, że utrata Marlee i poznanie prawdy o charakterze Maxona pokazały jej rzeczy, o istnieniu których wolałaby w ogóle nie wiedzieć. To sprawiło, że otrzeźwiała – może za szybko.

Kotuś, ta idiotka powinna zostać potraktowana kubłem zimnej wody już dawno temu, żeby dotarło do niej, w jakiej rzeczywistości żyje, bo wcześniej nie miała o tym zielonego pojęcia.


Sprawiała wrażenie sparaliżowanej, obawiała się podjąć jakiekolwiek działanie, ponieważ nie wiedziała, co z tego powodu mogłoby zostać zniszczone. America widziała mnie, gdy straciłem ojca i przeżywałem pobicie Jemmy’ego, widziała, jak walczę o to, żeby moja rodzina miała co jeść i żeby była bezpieczna. Ale wtedy była tylko obserwatorką, nie doświadczyła tego sama. Jej rodzina była nienaruszona, jeśli nie liczyć jej beznadziejnego brata, a ona sama nigdy niczego nie straciła.

Widzicie, nawet Ośrodek przyznaje, że życie Amisi było całkiem spoko. Zdecyduj się Kiera, jak to z nią jest, przymiera głodem i ma ciężkie życie Piątki, czy żyje w sporym domu, żre kurczaka i popcorn, a jej rodzina ma się nieźle.


Może poza tobą, idioto – pomyślałem oskarżycielsko, ale odepchnąłem tę myśl. Tutaj chodziło o nią, nie o mnie.

Wow, Ośrodek ma wysokie mniemanie o sobie.

– Wiesz, kim jesteś, Mer. Nie pozwól im, żeby cię zmienili.  Jej dłoń drgnęła, jakby chciała dotknąć mojej ręki. Ale nie zrobiła tego.
– Czy mogę cię o coś zapytać? – Jej twarz była nadal ściągnięta troską i niepokojem.
Skinąłem głową.
– Wiem, że to zabrzmi dziwnie, ale gdyby bycie księżniczką nie oznaczało, że muszę za kogoś wychodzić, gdyby to było po prostu stanowisko, na które ktoś by mnie wybrał, to czy myślisz, że bym się do tego nadawała?

Nie, absolutnie nie, pod żadnym względem.


Nie wiem, czego się spodziewałem, ale na pewno nie tego. Trudno mi było uwierzyć, że mimo wszystko nadal rozważa zostanie księżniczką. Z drugiej strony, może nie o to chodziło. To było pytanie hipotetyczne i prosiła, żebym zastanowił się nad tym w oderwaniu od jej związku z Maxonem.
Biorąc pod uwagę, jak do tej pory radziła sobie w przypadku wystąpień publicznych, mogłem się domyślać, że czuje się bezradna, kiedy ma do czynienia ze sprawami,  które dzieją się za zamkniętymi drzwiami. Była świetna w całym mnóstwie rzeczy, ale…
– Przykro mi, Mer, ale nie. Nie potrafiłabyś być tak wyrachowana jak oni. – Starałem się przekazać, że nie chcę jej obrazić. Jeśli już, cieszę się, że nie jest taka.

Ośrodek, pączuszku z posypką, tu nie chodzi o brak wyrachowania, ale brak mózgu. A to już duża przeszkoda.


Zmarszczyła brwi.
– Wyrachowana? Jak to?
Odetchnąłem głęboko, zastanawiając się, jak wyjaśnić jej to bez wdawania się w szczegóły.
– Mer, ja wszędzie chodzę i słyszę wiele różnych rzeczy. Na Południu, gdzie największy procent społeczeństwa stanowią niższe klasy, jest bardzo niespokojnie. Starsi gwardziści mówili mi, że tamtejsi ludzie nigdy nie zgadzali się do końca z metodami Gregory’ego Illéi i od dawna na tamtym obszarze bywały różne problemy. Plotki głoszą, że właśnie dlatego król wybrał obecną królową, ponieważ pochodziła z Południa i to na pewien czas uspokoiło nastroje. Ale najwyraźniej to już przeszłość.
Zastanowiła się nad tym.
– To nie tłumaczy, dlaczego mówiłeś o wyrachowaniu.
Czy byłoby bardzo źle, gdybym podzielił się z nią tym, co wiem? Potrafiła zachować nasz związek w tajemnicy przez dwa lata. Mogłem jej zaufać.

Cóż, połączenie was dwojga – geniuszy konspiry – może okazać się absolutnie zabójcze.  Dla was samych.

– Kilka dni temu, przed całym tym balem halloweenowym, zostałem przydzielony do ochrony jednego z gabinetów. Słyszałem, jak zgromadzeni tam rozmawiali o tym, że na Południu buntownicy mają wielu sympatyków. Kazano mi zanieść listy do biura pocztowego, ponad trzysta listów, Ami. Trzysta rodzin zostało zdegradowanych do niższej klasy za to, że nie doniosły o czymś albo pomogły komuś, kogo pałac uznał za niebezpiecznego.
Westchnęła gwałtownie, a ja obserwowałem, jak rozważa jednocześnie tuziny scenariuszy.
– Wiem, trudno to sobie wyobrazić, prawda? A gdybyś to była ty i umiała tylko grać na fortepianie? Nagle zaczęto by oczekiwać, że potrafisz robić inwentaryzację w magazynie. Musiałabyś szukać sobie innego zajęcia. Przesłanie w tym przypadku jest oczywiste.

Czy tym przesłaniem nie jest przypadkiem: „Ten system jest kijowy”?


Jej niepokój znalazł nowy obiekt.
– Czy myślisz… Czy Maxon o tym wiedział?
To było dobre pytanie.
– Myślę, że musiał o tym wiedzieć. Ostatecznie, niedługo ma przejąć rządy.

Biorąc pod uwagę, jakie zaufanie do syna ma Clarkson (czyli żadne), nie byłabym tego taka pewna.


Skinęła głową i dołożyła to do wszystkich nowych rzeczy, jakich dowiedziała się o swoim prawie-chłopaku.
– Nie mów o tym nikomu, dobrze? – poprosiłem. – Tego rodzaju niedyskrecja może mnie kosztować stanowisko. – A nawet o wiele więcej – dodałem w myślach.

Nie żebyś się tym specjalnie przejmował, skoro klepiesz wszystko wszystkim, panie szpiegu z Krainy Deszczowców.

– Oczywiście, już o niczym nie pamiętam. – Mówiła żartobliwie, starając się ukryć, jak bardzo jest tym wszystkim poruszona. Jej staranie sprawiło, że się uśmiechnąłem.
– Tęsknię za byciem z tobą, z dala od tego wszystkiego. Tęsknię za naszymi dawnymi problemami – westchnąłem.  Co bym dał, żeby rozzłościć się teraz na nią za to, że przygotowała dla mnie obiad?

Prawda, że to było strasznie idiotyczne? Rychło w czas żeś to rozkminił.


– Wiem, co masz na myśli – roześmiała się szczerze. – Wykradanie się przez okno było znacznie łatwiejsze niż skradanie się po pałacu.

Ale przecież ani Ośrodek, ani tym bardziej Amisia nie wkładają zbyt wiele pracy w planowanie swoich schadzek i wykonanie owych planów.  Mniej więcej tyle samo w tym finezji, co w zakradaniu się do domku na drzewie.

Amisia i Ośrodek wspominają dobre czasy i sławne jednocentówki przeznaczenia.

– Co z nimi zrobiłeś? – zainteresowała się.
Uśmiechnąłem się.
– Czekają w domu. – Zanim America wyjechała, miałem niewielką sumkę pieniędzy oszczędzanych na ślub z nią. Teraz prosiłem mamę, żeby odkładała dla mnie część z każdego żołdu i byłem pewien, że się domyśla, na co zamierzam przeznaczyć te środki. Ale moim najcenniejszym skarbem były jednocentówki.
– Na co?
Na porządny ślub. Na prawdziwe obrączki. Na nasz własny dom.

Powodzenia, stary, z księciem nie wygrasz. A jak już masz odkładać te ciężko zarobione pieniądze, to przede wszystkim odkładaj na dom i przyszłość. Na kij od mietły ci weselisko i wypasione obrączki. Stary, pochodzisz ze strasznej biedy, masz sporą rodzinę na utrzymaniu, a w ogóle nie ogarniasz kwestii planowania wydatków.


– Nie mogę ci powiedzieć.
Już niedługo powiem jej o wszystkim. Na razie staraliśmy się na nowo się odnaleźć.
– Proszę bardzo, masz prawo do swoich tajemnic – powiedziała, udając oburzenie. – I nie przejmuj się tym, że nie masz mi co dać. Jestem szczęśliwa, że tu jesteś, że mogliśmy naprawić tyle rzeczy, chociaż nie jest już tak jak dawniej.
Zmarszczyłem brwi. Czy naprawdę oddaliliśmy się tak bardzo od siebie w porównaniu z tym, co było kiedyś? Do tego stopnia, że musiała mi o tym przypominać? Nie. Dla mnie tak nie było. Nadal byliśmy tacy sami jak w Karolinie i musiałem jej o tym przypomnieć.  Chciałem jej dać cały świat, ale w tym momencie miałem tylko swój mundur. Popatrzyłem na rękaw,  oderwałem guzik i podałem jej.
– Naprawdę nie mam niczego, ale możesz zatrzymać to – coś, czego dotknąłem – żeby myśleć o mnie, kiedy tylko będziesz chciała. Pamiętaj, że ja także zawsze myślę o tobie.

Ja wiem, że już się znęcałyśmy nad tym nieszczęsnym guzikiem, ale dalej nie ogarniam, jak miszcz tajniactwa Leger zrobił coś tak głupiego. Tzn. to się jak najbardziej wpisuje w schemat Ośrodkowej strategii, ale po prostu w głowie się nie mieści, jak można być tak lekkomyślnym, cały czas uważając się za najlepszego gracza w pałacowych przepychankach.  Następnym krokiem jest już chyba tylko namalowanie sobie na środku czoła małej tarczy strzelniczej.


Wzięła mały pozłacany guzik z mojej ręki i popatrzyła na niego, jakbym dał jej księżyc. Jej wargi zadrżały, odetchnęła powoli w obawie, że się rozpłacze. Może jednak popełniłem błąd.

Oczywiście, że popełniłeś błąd, ale nie z powodu, o którym myślisz.

– Nie wiem, co mam teraz zrobić – przyznała. – Mam wrażenie, że niczego nie potrafię. Ja… ja nie zapomniałam o tobie, wiesz? Dalej tu jesteś.
Położyła rękę na piersi, a ja zobaczyłem, że zaciska palce na skórze, próbując uspokoić kłębiące się w środku emocje. To prawda, czekała nas jeszcze daleka droga, ale wiedziałem, że nie zauważymy tego, jeśli będziemy nią szli razem. Uśmiechnąłem się, nie potrzebując niczego więcej.
– To mi wystarczy.

W następnym odcinku Ośrodek skuma się z pokojówkami Amisi, będzie też trochę tak zwanej akcji. Zostańcie z nami.


Buziaki

Beige

18 komentarzy:

  1. Ech tam już bez przesady, mam 19 lat i za każdym razem kiedy idę na pobranie krwi proszę pielęgniarkę żeby było delikatnie. Mam świadomość że muszę wtedy wyglądać jak czterolatka, ale nigdy psychicznie nie jestem gotowa nawet na dentystę - a do tego to chyba nikt nie lubi chodzić, bez względu na płeć. I tak sądzę że zostanie mi już tak na zawsze xD Więc jak tu facetom się dziwić?
    W analizie trochę nudno, ale bynajmniej nie przez analizę samą w sobie (która świetna jak zawsze jest - feat. stajenny Yoda) a raczej jej tekst źródłowy. Co jednak począć? ¯\_(ツ)_/¯

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja zawsze przed pobraniem krwi zastanawiam się, czy może mam jeszcze czas żeby stamtąd uciec...
      Ale gorsze są werflony. Generalnie panicznie się igieł boję. I kłucia. Nie należy kłuć wiciokrzewów. Tak że obawy przed igłami i zastrzykami w pełni rozumiem a nawet podzielam (złe doświadczenia ludzi którym nie widać żył i pielęgniarki kłują ich po kilka razy)

      Usuń
  2. Ćpuny w każdym uniwersum.

    OdpowiedzUsuń
  3. Już zapomniałam o tym nieszczęsnym guziku!
    – Wyrachowana? No,Maxio też szczytem wyrachowania nie jest!
    Jakie to musi być nudne :czytać to ciągiem bez Waszych komentarzy!

    Chomik

    OdpowiedzUsuń
  4. Dlaczego w tej nowelce tak bardzo się nic nie dzieje? Ktoś przez to naprawdę jest w stanie przebrnąć i jeszcze twierdzić, że mu się to podoba? O Boru zielony...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Dlaczego w tej nowelce tak bardzo się nic nie dzieje?"

      Cóż, nowelka ma za swój szkielet "Elitę", więc..

      Usuń
  5. W tych odcinkach - akcji zero. Prócz stajennego gadającego jak Coelho, he he.

    OdpowiedzUsuń
  6. Yoda jest chyba ojcem Erika. Te same głodne kawałki.

    Ja pierdzielę, ta nowela jest tak bardzo, straszliwie, potwornie wręcz nudna. Podziwiam Was, że brnęłyście przez nią w całości i samodzielnie. My mamy analizy. <3

    Adria

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fun fact: zazwyczaj książkę czytam na długo przed właściwą analizą, przed tworzeniem kolejnych notek wracając tylko do konkretnych rozdziałów. "Gwardzistę" musiałam w tym roku przeczytać od początku, bowiem po kilku latach od właściwej lektury za diabła nie pamiętałam, co się tam właściwie działo (co mogło mieć pewien związek z faktem, że nie dzieje się tu absolutnie nic).

      Usuń
    2. Maryboo, ja nie jestem już w stanie sobie przypomnieć, co było w pierwszym rozdziale. ;p Więc nie jesteś sama. ;)

      A.

      Usuń
  7. *kwik
    wydali to:
    http://decomade.pl/produkt/3658-rywalki-kiera-cass-kolorowanka-dla-doroslych

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeżeli nie ma tam portretu Clarksona (Henia i Miecia możemy ostatecznie domalować sami), to cała rzecz jest kompletnie bez sensu.

      Usuń
  8. Będę w księgarni to przejrzę... Ale czy nie należałoby kibicować królowi, żeby udało mu się uciec chociażby z tego dzieła? Bycie kolorowanym przez nastki to chyba ostateczny cios.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie, patrząc na to z tej perspektywy...

      Usuń
    2. Powinien tam być młody Clarkson z Amberly. Niestety. :'(

      Usuń
  9. Zapoznalam sie z nowelka "Krolowa" (po angielsku) i nie moge sie doczekac, kiedy rozszarpiecie ja na strzepy... Nowelka jest zatrwazajaca w swojej wymowie i jako samodzielny byt bylaby niezlym studium creepsterstwa, ale kreacją Amberly w "Rywalkach" Cass strzelila sobie w stope.

    OdpowiedzUsuń
  10. Beige, brzmiałaś tak pasywnie agresywnie w tej analizie, że bałam się, że nie wytrzymiesz i puścisz w pewnym momencie, rzucając jakimś mięsem :P co te analizy robią z człowiekiem...

    OdpowiedzUsuń
  11. Gain your access to 16,000 woodworking plans.

    Teds Woodworking has more than 16,000 woodworking plans with STEP BY STEP instructions, pics and diagrams to make each project very easy.

    OdpowiedzUsuń